Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
254 osoby interesują się tą książką
Drugi i ostatni tom serii „L’amour et la haine”
Wszyscy myśleli, że jest ofiarą, a okazała się łowcą. Tylko czy na pewno?
Polina Ojeda ze strachem obserwuje dojście do zdrowia swojego męża po tym, jak obudził się ze śpiączki, do której go doprowadziła. Wyrzuty sumienia wymieszane z radością sprawiają, że kobieta nie wie już, czy postąpiła dobrze w dniu swojego ślubu. Wtedy Polina nie miała nic do stracenia. Teraz ma – ukochanego synka, Sebastiena.
Czy Silvestre wie, że to żona go otruła? Czy Polina odpowie za swoją zbrodnię?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 314
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Edyta Kene
Copyright © Magda Kukawska
Copyright © Wydawnictwo Motylewnosie
Wydanie I
Poznań 2025
ISBN 978-83-66821-60-6
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autorek oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.
Projekt okładki i stron tytułowych
Kamila Polańska
Redakcja
Sylwia Dziemińska | Korekta przy kawie
Korekta
Dominika Kamyszek | Opiekunka Słowa
Korekta po składzie
Angelika Kuszła | www.poradniaredakcyjna.pl
Skład do druku
Katarzyna Mróz-Jaskuła | www.wielogłoska.pl
Druk i oprawa: OSDW Azymut Sp. z o.o. Łódź, ul. Senatorska 31
Wydawnictwo
motyleWnosie
Nasze e-booki i książki kupisz na stronie
www.motylewnosie.pl
www.sklep.motylewnosie.pl
Rozdział 1
Cover
– Nie czujesz nic, nie czujesz – szeptałam po rosyjsku, kiedy zbliżaliśmy się do wyjścia z kliniki. Łzy cisnęły mi się do oczu, nie mogłam zapanować nad drżeniem rąk i tą niewiarygodnie ogromną gulą w gardle, która odbierała mi możliwość oddychania.
– Mówiłaś coś? – zagaiła z troską Kesia. – Polino… – dodała ze szczerym współczuciem.
Wszyscy mnie żałowali, rozczulali się. Nienawidziłam tego. Czułam wszechogarniającą złość. Na siebie. Na mojego męża – porywacza. Nawet na Kesię, która wiedziała o porwaniu, a nic nie zrobiła. Pozwoliła na to!
W tym całym ambarasie tylko on był idealny – Sebastien. Mój synek, moje szczęście, moja miłość i niewinność, mój mały, wielki cud. Tylko on mnie tu jeszcze trzymał. Gdyby nie ciąża, już dawno wybrałabym z ofiarowanego konta wszystkie pieniądze albo skorzystała z kont firmowych, do których uzyskałam dostęp w momencie otwarcia laptopa Silvestra. I bym uciekła. Do kraju, gdzie nie groziła mi ekstradycja, a i szanse na odnalezienie byłyby niewielkie. Ciąża dodała mi zmartwień i szczęścia. Nauczyła mnie odwagi i tego, że warto czasami zawalczyć o to, co przekornie dał nam los.
– Polino, dziecko – odezwała się ze smutkiem Kesia. – Jest zimno, dlaczego tak stoisz?
Uniosłam głowę, przybierając maskę rozpaczy. Nie mogła dostrzec w moich oczach złości, nie mogła poznać mojej mrocznej strony. Jeszcze nie… a w sumie… już nie. Zdecydowałam. Wzięłam sobie życie i przywileje swojego porywacza, nie ukarałam tych, którzy mu w tym pomogli. Nie mogłam. Potrzebowałam ich. Bo to, co zrobiła Kesia, a nawet czego dokonał Silvestre, było niczym w porównaniu z tym, co by mnie spotkało, gdybym pozbyła się sprzymierzeńców. A po mojej stronie byli właśnie oni – pracownicy mojego męża.
– Zabierz Sebastiena do auta, Kesio – poleciłam uprzejmie, z nutą smutku. – Potrzebuję chwili dla siebie. – Mój francuski był coraz lepszy. Oczywiście celowo udawałam, dodając błędy, ale starałam się, by nawet przy zastosowanych pomyłkach Kesia mnie rozumiała.
Gosposia popatrzyła na mnie surowo i odebrała ode mnie fotelik z synem.
– Proszę pamiętać, że połóg to zdradziecki czas dla młodej matki – fuknęła, chociaż starała się, aby nie wyszło, że mnie sztorcuje. Jej uwaga brzmiała jak niechciana rada od wkurzającej ciotki.
Patrzyłam na oddalającą się w kierunku parkingu kobietę. Z samochodu wyszedł szofer Tahir i pospieszył jej z pomocą. Odebrał fotelik z Sebastienem, otworzył drzwi dla pasażerów tylnej kanapy i chyba zabezpieczał maluszka pasami. Przyglądałam się im i wbijałam nieco zaniedbane, krzywo obcięte paznokcie we wnętrze dłoni.
Przez łzy dostrzegłam, że Tahir włączył silnik i stał w miejscu. Odwróciłam się tyłem do parkingu, spuściłam głowę i w końcu pozwoliłam sobie na szloch.
– Nie czujesz, nic nie czujesz – beształam się, mówiąc po rosyjsku.
– Wszystko czujesz, nie okłamuj samej siebie!
– Nieprawda! To tylko zauroczenie, to fascynacja, to wściekłość wymieszana z namiętnością! Nie żałuj go! Zasłużył!
– Żałuj, Polino… Żałuj, bo mogłaś rozegrać to inaczej!
– Inaczej! – zaśmiałam się cynicznie i wzniosłam głowę ku niebu.
Spływające po policzkach łzy zmroziły mi twarz. Szczypało, ale to był dobry ból, potrzebny. Jeszcze mocniej wbiłam paznokcie w skórę dłoni. Spojrzałam na nie i uśmiechnęłam się smutno. Stare strupy, nowe zadrapania, powierzchowne ranki. Katowałam swoje ręce od miesięcy. Ręce, którymi podałam truciznę swojemu mężowi.
– Gdybyś tylko wiedział, Silvestrze… – załkałam.
– Kochasz go…
– Nie! – próbowałam uciszyć własne myśli.
– Kochasz, dlatego to tak boli.
Tym razem nie zbeształam własnych myśli. Zamknęłam powieki, usta zacisnęłam w wąską linię, aby powstrzymać płacz, i w końcu potaknęłam.
– Kocham – szepnęłam w geście poddania.
Kucnęłam. Nie byłam w stanie utrzymać się na nogach. Chciałam zniknąć, pragnęłam stać się nicością, bo ona nie miała uczuć. A we mnie było ich za wiele. Tych złych i tych, o które nie prosiłam.
Skryłam głowę między kolanami, które oplotłam ramionami i tkwiłam tak, pozwalając, aby łzy płynęły z oczu.
– Pani Polino. – Na dźwięk głosu Tahira uniosłam pospiesznie głowę. – Pani…
– Dlaczego nie jesteś w aucie? – warknęłam zdruzgotana i spanikowana na równi.
– Wyglądało to tak, jakby pani zasłabła – próbował się wytłumaczyć.
– Nieważne! – uniosłam głos. – Wracaj w tej chwili do auta! – nakazałam z paniką.
Mężczyznę zamurowało. Byłam miła. Dla niego, dla ochroniarzy Kondo i Zaida, dla ogrodnika Enama, z którym lubiłam rozmawiać o kwiatach, a nawet dla gospodyni Kesii. Zawsze odzywałam się do wszystkich z szacunkiem i lekkim dystansem, aby w ich oczach pozostać opanowaną i chłodną panią Ojedą. Tylko że od trzech tygodni mój największy skarb był poza moim brzuchem, a ten kretyn właśnie zostawił samochód na włączonym silniku! Nic, tylko skorzystać i go porwać!
– I ponownie cię szantażować…
– W tej chwili! – wydarłam się.
Tahir na szczęście posłuchał. Obrócił się na pięcie i pobiegł do samochodu. Nerwowo zaczerpnęłam powietrza przez nos i długo wypuszczałam je przez lekko rozchylone usta. Potrzebowałam jeszcze chwili, aby się opanować. Wstałam z kucek, poprawiłam ułożenie płaszcza i ruszyłam w kierunku parkingu.
W samochodzie zastała mnie cisza. Sebastien spał słodko, ssąc smoczek. Kesia nawet na mnie nie spojrzała, a Tahir nie zapytał, dokąd jechać. Po prostu ruszył.
Czułam, że atmosfera zrobiła się grobowa, a wszystko przez mój wybuch i chwilowe załamanie. Niestety poległam. Myślałam, że wizyta u Silvestra to będzie tylko formalność. Zagłuszę własne serce, wyrzucę obrazy z pamięci, wmówię sobie, że to się nie wydarzyło, ale… Sebastien na swojej pierwszej wizycie u ojca zacisnął drobne paluszki na palcu męża. Tylko to, a zarazem aż to spowodowało, że czara goryczy się przelała. Czułam żal do mężczyzny, który mnie porwał, a jednocześnie żałowałam go, bo zrobiłam mu coś znacznie gorszego.
– Pragnę was przeprosić za swoje zachowanie – szepnęłam dręczona poczuciem winy. – Wiecie, że Wasin siedzi w więzieniu, ale jego syn groził mi śmiercią Silvestra, a także moich bliskich. – Użyłam jako wymówki mojego biologicznego ojca i brata, chociaż nasze pokrewieństwo było mroczną tajemnicą. Dla świata Boris Wasin był moim byłym szefem ogarniętym żądzą pieniądza i zemsty za biznesowe niepowodzenia.
– Pani Ojeda… – Tahir chciał coś powiedzieć, ale uniosłam dłoń, co zauważył we wstecznym lusterku, więc zamilkł.
– Nigdy więcej nie waż się zostawić mojego syna, Tahir – warknęłam i spiorunowałam go wzrokiem, kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się w odbiciu. – Masz jasno określone zadanie, chronisz Sebastiena, nie mnie.
– Dobrze, pani Ojeda – odparł skruszony. – Przepraszam.
Przymknęłam powieki i potaknęłam.
– Też was przepraszam – wymówiłam płaczliwie. – Proszę też o wyrozumiałość. Mój stan… moje… – Westchnęłam. – Mam wrażenie, że huśtawka hormonalna podczas połogu to nie bajka, ale fakt.
– Och, dziecinko – zaszczebiotała dobrodusznie Kesia i pogładziła mnie po dłoni. – Oczywiście, że to prawda – żachnęła się. – Po pierwszym porodzie to ze trzy miesiące mogłam się śmiać, płakać i śmiać przez łzy – wychichotała. – Mąż nawet zadzwonił po psychologa, by sprawdzić, czy wiesz… – machnęła dłonią przy uchu i puściła mi oczko – …czy mi nie odbiło.
Parsknęłam. Kesia z natury była niezwykle żywiołową i barwną osobą. W oczach stanął mi obraz gosposi podczas huśtawki hormonalnej i jej męża Enama, który był człowiekiem o niebywałym spokoju.
A po chwili…
Przez moją głowę przetoczyły się urywki z życia w Normandii. Moje pierwsze przerażenie, złość, próby sprowokowania Silvestra. Później pierwsza rozmowa, zalążek zrozumienia, podziw i… miłość.
– Nie masz prawa go kochać po tym, co mu zrobiłaś – wyszeptałam do siebie. Kolejny raz pamiętałam, by użyć rosyjskiego.
Tym razem nikt nie zareagował na moje szaleństwo w postaci rozmowy z samą sobą. Kesia patrzyła na krajobraz za oknem, Tahir uważnie prowadził pojazd, a ja cieszyłam oczy swoim małym, wielkim cudem.
Syn odziedziczył swój wygląd po przystojnym ojcu. Mogłam nienawidzić Silvestra za to, co mi zrobił, ale nie mogłam zaprzeczyć, że jego największe dzieło było idealne. I skłamałabym, gdybym powiedziała, że żywię nadzieję, iż syn nie odziedziczy cech ojca. W głębi duszy, gdzieś na samym dnie, przyznawałam się sama przed sobą, że Silvestre Ojeda nie był najgorszy, nawet z charakteru. Przede wszystkim był o niebo lepszy od potworów, których spotkałam na swojej drodze w przeszłości.
– Mógłbyś po nim odziedziczyć przedsiębiorczość – zagruchałam uroczo do niemowlaka i pogładziłam jego rączkę. – I opiekuńczość, kochanie – dodałam z sentymentem. – Twój tatuś umiałby się tobą opiekować. – Tym razem w moim głosie zabrzmiała nuta smutku. – Gdybym tylko postąpiła inaczej… – szepnęłam, a łzy stanęły w kącikach oczu, jakby na rozkaz.
– Nie mogłaś postąpić inaczej!
Nie zgadzałam się sama ze sobą. Od pewnego czasu prowadziłam analizę wszystkiego, co się stało, i zastanawiałam się, czy mogłam postąpić inaczej. Z przykrością musiałam przyznać, że był taki czas. Tygodniowy urlop przedślubny. Moment, w którym mogłam wszystkim pokierować inaczej.
Sebastien zakwilił, czym wyrwał mnie z przemyśleń. Spojrzałam na drogę i już miałam zapytać Tahira, kiedy dojedziemy, ale mnie ubiegł:
– Jeszcze co najmniej kwadrans – poinformował kierowca, jakby czytał mi w myślach.
Piętnaście minut to było za długo. Wyciągnęłam syna z fotelika, ułożyłam go na kolanach, zadarłam sweter i zakryłam siebie, a po części dziecko, płaszczem. Uwolniłam pierś ze stanika dla matek karmiących i podałam swojemu szczęściu posiłek.
Kiedy podjeżdżaliśmy pod rezydencję, Sebastien mlaskał pogrążony we śnie. To był uroczy widok, przez który ponownie zakręciły mi się łzy w oczach.
– Pomogę ci – sapnęła Kesia i rozpięła pas.
– Dziękuję – odparłam z wdzięcznością. Czułam się dobrze, jak na trzy tygodnie po porodzie, ale doskwierało mi spore zmęczenie.
– Polino, twoja torebka – powiedziała i spojrzała na kopertówkę.
Dopiero wtedy usłyszałam stłumione wibracje telefonu.
Niespiesznie odbezpieczyłam zatrzask torebeczki i wyciągnęłam smartfona. Zmroziło mnie na widok numeru kliniki. Odebrałam.
– Polina Ojeda – przedstawiłam się z duszą na ramieniu.
– Pani Ojeda – zaświergotała kobieta. – Mąż właśnie wybudził się ze śpiączki.
Wszystko uderzyło w jednym momencie. Strach, zwątpienie, radość, przerażenie, ponownie szczęście i zawahanie. Mroźne dreszcze bombardowały mój kark, a w głowie palił się ogień myśli. Z wielkim trudem byłam w stanie utrzymać telefon w dłoni, bo tak bardzo drżała. Przytwierdziłam ramieniem telefon do ucha i potarłam nerwowo czoło. Miałam wrażenie, że kilka kropel potu przyozdobiło moje lico.
– Co teraz?
– Mąż jest po pierwszym badaniu neurologicznym, które wskazuje na zdolność poznawczą. Jeśli…
Jedna chwila, dosłownie ułamek sekundy, a ja wiedziałam, co mam robić.
– Zaraz tam będę – zapewniłam i się rozłączyłam.
W samochodzie zapadła cisza. Kesia patrzyła na mnie z nadzieją, a Tahir jakby się nad czymś zastanawiał.
– Silvestre wybudził się ze śpiączki – westchnęłam z ulgą.
– O mój Boże – załkała gospodyni.
Zadarłam głowę do góry, wbiłam paznokcie w skórę dłoni i głośno wypuściłam powietrze. Po policzkach spływał strumień łez. Strachu i ulgi.
– Nie wjeżdżaj do garażu, Tah – poleciłam kierowcy. – Weźmy, Kesio, Sebastiena do domu – wydałam instrukcję z mocno bijącym sercem. – Przewinę go, ewentualnie przebiorę i… – westchnęłam drżąco – wracamy do mojego męża.
Do mojej miłości i mojego oprawcy.