Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Na szerokim tle procesów globalizacji, wyłaniającego się nowego porządku świata, integracji (dezintegracji?) europejskiej oraz rewolucji technologicznej autorzy pytają o polski interes narodowy i udzielają odpowiedzi, które na pewno wywołają burzliwą dyskusję:
- jak rozwiązać polski problem demograficzny
- jak wygrywać polskie interesy w Unii Europejskiej
- jak szukać polskich szans na szybszy rozwój gospodarczy poza Europą
- jak zdefiniować pozycję Polski na osi Północ-Południe
Najważniejszym wątkiem książki jest perspektywa regionalna: analiza szans rozwojowych Polski jako członka wspólnoty europejskiej i ocena czynników, które będą określać możliwości wykorzystania tych szans. Podstawowym zaś czynnikiem jest umiejętność włączenia się w istotne, wręcz fundamentalne sfery działań podejmowanych przez Unię Europejską: w dziedzinie wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony, w sferze energii, w zakresie problemów demograficznych i migracji, przed jakimi stanął „Stary Świat”, oraz wobec skali globalnego przemieszczania się centrów gospodarczych, które będą decydować o przyszłym ładzie światowym. „Jaka będzie sytuacja Europy, taka będzie sytuacja Polski” – celnie piszą Autorzy w konkluzji.
prof. dr hab. Wojciech Kostecki, dyrektor Interdyscyplinarnego Centrum Badań nad Konfliktami
Jest to książka ważna i potrzebna. Rzadki przykład myślenia o Polsce i naszym miejscu w świecie w sposób koncepcyjny, wielowymiarowy i strategiczny. Autorzy nie tylko opisali rzeczywistość, ale oferują nam wizję takiej polityki, która jest poszukiwaniem rozwiązań optymalnych. Ich rozważania inspirują do myślenia. Lektura tej książki uświadamia Czytelnikowi, że przyszłość Polski i nasze jutro zaczyna się dziś.
Prof. dr hab. Adam Daniel Rotfeld, były Minister Spraw Zagranicznych RP
Oto książka, która dalece wykracza poza sztampę polskiego pisarstwa o stosunkach międzynarodowych. Pozbawiona uproszczeń jest przeznaczona nie tylko dla specjalistów, ale też dla szerokiego kręgu odbiorców zainteresowanych problemami Polski i świata. Książka pokazuje, że nawet dla działań lokalnych w naszej części świata konieczna jest znajomość zależności kontynentalnych i globalnych, wielorakich uwarunkowań w stosunkach między państwami, regionami i cywilizacjami. Takie podejście autorów do stosunków międzynarodowych pozwala na uwzględnienie tak ważnych obecnie problemów globalnych, jak demografia i migracje, zmiany klimatu, przemiany gospodarki światowej i wyzwania energetyczne, dotyczących bezpośrednio Polski.
Aleksander Smolar, Prezes Fundacji Batorego
Żaden inny kraj w Europie nie doświadczył degradacji w takiej skali swojej pozycji geopolitycznej (od mocarstwa kontynentalnego do utraty niepodległości). Począwszy od XVIII wieku, na blisko 300 lat, z krótką przerwą w okresie międzywojennym (1918–1939), Polska utraciła suwerenność i niepodległość. Próba wybicia się na pozycję mocarstwa regionalnego w latach 30. XX wieku została brutalnie przerwana przez wybuch II wojny światowej. Dziś Polska w innej epoce nadrabia historyczne zaległości, odnosi sukcesy. Te sukcesy nie mogą jednak usypiać, lecz powinny prowokować do stawiania czoła wyzwaniom historycznego czasu, który dziś biegnie szybciej niż przed paroma wiekami.
ze Wstępu
Adam Balcer – w latach 2001–2009 analityk ds. bałkańskich, a od 2005 r. kierownik projektu tureckiego w Ośrodku Studiów Wschodnich. W latach 2010–2013 dyrektor programu ds. rozszerzenia i sąsiedztwa w demosEUROPA Centrum Strategii Europejskiej. W latach 2010–2011 doradca ds. Partnerstwa Wschodniego eurodeputowanego Marka Siwca oraz członek zespołu doradców społecznych komisji spraw zagranicznych Sejmu RP. W latach 2010–2012 członek zespołu doradców Prezydenta RP ds. Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa. Autor licznych artykułów i raportów na temat Bałkanów, Turcji, Wspólnoty Niepodległych Państw i regionu Morza Czarnego. Obecnie pracownik naukowy w Studium Europy Wschodniej UW oraz ekspert w Prezydenckim Programie Eksperckim „Laboratorium Idei”.
Dr Kazimierz Wóycicki – w latach 1974–1980 pracował w miesięczniku „Więź”, a w latach 1986–1987 był dziennikarzem BBC. W latach 1990–1993 redaktor naczelny dziennika „Życie Warszawy”. Dyrektor Instytutu Polskiego w Düsseldorfie (1996–1999) i Lipsku (2000–2004). Dyrektor oddziału szczecińskiego Instytutu Pamięci Narodowej (2004–2008). Współinicjator „grupy Kopernika” – polsko-niemieckiego kręgu dyskusyjnego. W latach 2009–2011 kierował zespołem doradców społecznych przy Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Członek polskiego PEN-Clubu. Obecnie pracownik naukowy w Studium Europy Wschodniej UW. Autor licznych publikacji poświęconych tematyce niemieckiej i środkowoeuropejskiej, w tym m.in. książek: Niemiecki rachunek sumienia, Niemcy wobec przeszłości 1933–1945, Niemiecka pamięć. Rozrachunek z przeszłością NRD i przemiany niemieckiej świadomości historycznej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 571
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Adam Balcer | Kazimierz Wóycicki
POLSKA
na globalnej szachownicy
Recenzent
prof. dr hab. Wojciech Kostecki
Redakcja
Monika Marczyk
Projekt okładki
Rafał Kucharczuk
Skład i łamanie
JOLAKS – Jolanta Szaniawska
© Copyright by Poltext sp. z o.o.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentów niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione. Wykonywanie kopii metodą elektroniczną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym, optycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. Niniejsza publikacja została elektronicznie zabezpieczona przed nieautoryzowanym kopiowaniem, dystrybucją i użytkowaniem. Usuwanie, omijanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Publikacja została wydana dzięki wsparciu Fundacji Konrada Adenauera
Publikacja powstała przy wsparciu Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego
Warszawa 2014
Poltext sp. z o.o.
02-230 Warszawa, ul. Jutrzenki 118
tel.: 22 632-64-20
e-mail: [email protected]
internet: www.poltext.pl
ISBN 978-83-7561-424-4 (format e-pub)
ISBN 978-83-7561-428-2 (format mobi)
ISBN 978-83-7561-433-6 (format pdf)
Opracowanie wersji elektronicznej:
Karolina Kaiser
Zasadnicze przemiany w układzie sił we współczesnym świecie zmuszają do przemyśleń, dotyczących orientacji polskiej polityki zagranicznej i oceny geopolitycznego położenia Polski. Świat w 2030 roku będzie z pewnością inny niż dzisiaj. I wcale nie jest to odległy termin. Obecni nastolatkowie będą mieli wtedy wciąż mniej niż czterdzieści lat, a obecnym trzydziestolatkom pozostanie jeszcze parę ładnych lat do emerytury. Nie mówimy więc o losie naszych wnuków, ale naszych dorastających dzieci – mówimy o losie pokolenia, które dzisiaj rozpoczyna na dobre swoje życie zawodowe i społeczne.
Raport Polska 2030 – wyzwania przyszłości, opracowany przez zespół ministra Michała Boniego, wyznaczył taki właśnie horyzont czasowy. Zebrane w nim analizy wskazują, jak poważne problemy czekają Polskę w najbliższych dwóch dekadach. Ze zrozumiałych względów autorzy tego cennego opracowania – które wciąż domaga się szerokiej publicznej dyskusji – nie mogli uwzględnić wszystkich istotnych aspektów. Zajęli się przede wszystkim wewnętrzną sytuacją kraju, jedynie zaś na marginesie uwzględnili uwarunkowania międzynarodowe. Książka Polska na globalnej szachownicy jest próbą poszerzenia debaty o polskiej przyszłości w 2030 roku właśnie w kontekście międzynarodowym oraz wyjścia poza tenże rok.
Przez krótki okres po przełomowych latach 1989–1991 wydawało się, że świat rozwiązał na dłużej swoje zasadnicze problemy. Francis Fukuyama w bestsellerze Koniec historii głosił, że liberalna demokracja może być trwałym elementem porządku świata. Wielu krytyków raził tytuł, wszak wiadomo, że historia nigdy się nie kończy. Mało kto jednak zauważał, iż książkę Fukuyamy odczytać można było również jako ostrzeżenie: jeśli nie liberalna demokracja, to co? Jaka w takim razie może być przyszłość świata i czy alternatywą nie jest światowy chaos?
U progu drugiego dziesięciolecia XXI wieku widzimy, że świat nie stał się wcale bezpieczniejszy, niż był przed wielkim przełomem końca XX wieku. Wiele jest powodów do niepokoju, a nawet lęku o przyszłość, choć innego rodzaju niż dawniej. Okres zimnej wojny niósł ze sobą groźbę konfliktu nuklearnego. Łatwiej jednak było stwierdzić, skąd może nadejść niebezpieczeństwo, a tym samym znaleźć środki zaradcze. Konfrontację Wschód–Zachód, stanowiącą istotę zimnej wojny, nauczono się kontrolować i epoka ta nie zakończyła się apokalipsą. Zagrożenia współczesnego świata wydają się bez porównania bardziej złożone, trudne do nazwania i nierzadko nierozpoznane.
Nie ma dzisiaj żadnej prostej odpowiedzi. Poczucie niepewności, jakie ogarnia nas obecnie, jest, jak się wydaje, zupełnie nowej natury. Wczytujemy się w książki o niepokojących tytułach: Powrót historii i koniec marzeń, Ostatnie dni Europy. Epitafium dla Starego Kontynentu[1]. Inny czas i inne nastroje. Globalne przesunięcia centrów władzy i potęgi, konsekwencje, które trudno przewidzieć. Dynamiczne procesy demograficzne i związane z tym wyzwania migracyjne. Zagrożenie ze strony „państw bandyckich”. Asymetryczne wojny wewnątrz państw, a nie między nimi. Wreszcie kryzys finansowo-gospodarczy i następująca po nim prawdopodobnie długa stagnacja niektórych gospodarek – wszystko to wpływa na zmianę atmosfery.
Rodzaj i dynamika zagrożeń wydają się zasadniczo nowe w stosunku do epoki zimnej wojny. Niegdyś należało tylko unikać katastrofalnego konfliktu, a zarazem czas działał na niekorzyść niesprawnego gospodarczo systemu komunistycznego. Można było mieć nadzieję na pozytywny przełom, czyli upadek komunizmu. Obecnie historyczny czas zdaje się działać przeciw nam, zagrożenia związane z demografią, zmianami klimatycznymi i wyczerpywaniem się niektórych zasobów narastają i nie ma gotowych środków przeciwdziałania.
Większość z nas opuścił też optymizm z lat 90. związany z Unią Europejską (UE) i perspektywą jej rozszerzenia. Wielka Unia miała stać się samodzielnym światowym mocarstwem. Okazało się jednak, że wyrosło jej wielu potężnych konkurentów, że sama ze sobą nie potrafi dojść do ładu (kryzys strefy euro), a nawet jej dalszy rozwój i egzystencja stoją pod znakiem zapytania. Nastroje są więc dziś bez porównania bardziej minorowe.
W Polsce, mimo wszystkich trudności i nieodzownego narzekania na nasze porażki, nie jest najgorzej, jeśli chodzi o oczekiwania społeczne. Nasz kraj znajduje się obecnie w najlepszej sytuacji, biorąc pod uwagę nie kilka ostatnich lat, ale kilka wieków. Rok 1989 przyniósł Polsce upragnioną suwerenność. Pokonawszy trudności związane z transformacją, Polacy weszli w epokę wyjątkowej w swoich nowszych dziejach prosperity. Większość z nas patrzy w przyszłość z nadzieją na poprawę swojej sytuacji życiowej. Intensywna debata publiczna z początku lat 90. oraz, co ważniejsze, zasadnicze rozstrzygnięcia i decyzje wtedy podjęte dały pozytywne efekty.
Zwróciliśmy się jednoznacznie ku Zachodowi, pogłębiliśmy współpracę z Niemcami, dążyliśmy do członkowstwa w NATO oraz w Unii Europejskiej, co wkrótce osiągnęliśmy. Jednocześnie zaś staraliśmy się o otwarcie na Wschód w przekonaniu, że niepodległa Ukraina także dołączy do UE i Paktu Północnoatlantyckiego. W ten sposób polski interes narodowy został zdefiniowany w praktycznym działaniu politycznym, przy jednoczesnym szerokim poparciu społecznym. Cele polityczne, wyznaczone kilkanaście lat temu, zostały osiągnięte, jeśli nie w 100 procentach, to w przeważającej części. Pierwszego maja 2004 roku Polska, należąca już do NATO, stała się też pełnoprawnym członkiem europejskiego klubu. Kolejnym zdanym egzaminem była polska prezydencja w UE w drugiej połowie 2011 roku.
Teza o końcu historii zyskałaby może u nas sporą popularność, jeśli ów „koniec historii” miałby oznaczać też koniec problemów, z jakimi nasz naród borykał się od ponad 200 lat. Tradycyjne zagrożenia płynące z położenia między Rosją a Niemcami zniknęły wraz ze wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Straszenie nimi przestało być ważkim argumentem, a stało się zwykłym populizmem. Ostatnie 25 lat było najlepszym okresem w historii Polski. Członkostwo w NATO i UE dało nam bardzo dobre gwarancje bezpieczeństwa. Nasz kraj rozwijał się najszybciej ze wszystkich członków UE i w tempie szybszym niż wiele pozaeuropejskich rynków wschodzących. Polska poradziła sobie z pierwszą falą światowego kryzysu gospodarczego lepiej od innych państw unijnych, co zresztą wzbudziło międzynarodowe uznanie. Perspektywy rozwoju gospodarczego w najbliższych latach, choć gorsze niż kilka lat temu, należą do jednych z najlepszych w UE.
Nie możemy jednak osiąść na laurach. Wystarczy porównać Polskę z niektórymi krajami Europy Środkowej, znajdującymi się na podobnym poziomie rozwoju cywilizacyjnego. Zobaczymy wówczas, że w ostatnich dwóch dekadach odniosły one w niektórych dziedzinach (m.in. innowacyjność, infrastruktura, wydajność pracy, struktura zatrudnienia) znacznie większe sukcesy niż my.
Trudno wzywać dziś Polaków do większych poświęceń i aktywności czy straszyć ich nowymi zagrożeniami. Ponadto jeśli owe zagrożenia mają charakter globalny, to są one przez przysłowiowego Kowalskiego traktowane jako odległe i abstrakcyjne, niezwiązane z nim, jako sprawy nie na polski wymiar. Po jakże burzliwym dla Polski XX wieku nasze społeczeństwo pragnie korzystać z tego wyjątkowego dziejowego momentu. Wydaje się, że znaczna część Polaków chciałaby wreszcie wziąć urlop od wielkiej historii i od wielkiej polityki. Niestety, wyższa instancja, jaką jest Historia, nie bardzo zezwala na taką kanikułę.
Polska nie jest samotną wyspą, na którą procesy zewnętrzne nie mają wpływu. Odpowiedź na pytanie, jak utrzymać obecną korzystną pozycję, zapewnić krajowi bezpieczeństwo i dobrobyt na kolejne lata, staje się kluczową kwestią. Z tym pytaniem wiążą się kolejne. Jak światowe i europejskie przemiany będą wpływać na sytuację Polski? Czy wielkie ruchy tektoniczne na arenie globalnej nie każą na nowo przemyśleć, gdzie geopolitycznie znajduje się Polska? Czy nasze państwo wykorzystuje swój potencjał w zadowalający sposób? Jaki powinien być pomysł na Polskę w XXI wieku na arenie europejskiej i światowej?
Osiągnięcie strategicznych celów z początku lat 90. wywołało u nas pewien niedowład myślenia politycznego. Pytanie „Co dalej?” nie zostało postawione dość wyraźnie. Toczone w ostatnich latach spory, na przykład wokół „Polski jagiellońskiej i piastowskiej”, to widomy znak, że potrzeba takiej dyskusji jest jednak odczuwana.
Niestety, wiele wyobrażeń wyniesionych z przeszłości utrudnia dziś pogłębioną dysputę o przyszłości. Dla części Polaków dawne wielkie zagrożenia – między Niemcami a Rosją – są wciąż aktualne. Z kolei dla większości z nas, świadomych, że jako część UE mamy zapewnioną niepodległość, a nasi wielcy sąsiedzi już jej nie zagrażają, jedynym poważnym problemem jest kryzys gospodarczy, który mógłby nas bezpośrednio dotknąć. Jedni tkwią po uszy w historii i geopolityce, inni chcą się od niej całkowicie odciąć i ignorować jej żywioł. Wydaje się jednak, że piętą achillesową polskiej refleksji jest przede wszystkim niewystarczające dostrzeganie kontekstu globalnego oraz wyłaniania się nowych aktorów i nowego porządku światowego. Mówiąc brutalnie, cechuje nas pewna prowincjonalność.
Polska nie zmieniła swojego położenia geograficznego, ale poważnie zmieniła swoje położenie geopolityczne, które wciąż się zmienia. Niepewne długoterminowe perspektywy Rosji, wielki kryzys finansowy, z którego UE wydobywać się będzie może przez wiele lat, wyłanianie się nowych światowych potęg gospodarczych, relatywne osłabienie Stanów Zjednoczonych – to wszystko wpływa na sytuację naszego państwa. Występują też wielkie procesy społeczne i cywilizacyjne, związane z demografią czy rozwojem nowych, rewolucyjnych technologii, które będą wywierać znaczący wpływ na każdy kraj. Wszystkie te czynniki winny być starannie przeanalizowane. Potrzeba nie tylko publicystycznych wystąpień, brakuje wielu poważnych oraz znacznie szerszych opracowań i debat, abyśmy zdali sobie sprawę, w jak bardzo nowej sytuacji geopolitycznej znajduje się obecnie Polska.
Współczesny zglobalizowany świat charakteryzuje się niespotykaną wcześniej w dziejach współzależnością. Kiedyś całe cywilizacje żyły odseparowane od siebie, kontaktowały się ze sobą jedynie sporadycznie i nie wywierały na siebie bezpośredniego wpływu. Dziś załamanie amerykańskiego rynku nieruchomości inicjuje kryzys w światowej gospodarce. Niewielka mniejszość narodowa czy religijna może wstrząsnąć światową polityką, jeśli zacznie się domagać swoich praw w odpowiednio wrażliwym geopolitycznie miejscu. Nikt nie rozważa dziś regionalnie dostępu do zasobów naturalnych. Nie ma też tak odległego miejsca na Ziemi, w którym cena gazu i ropy naftowej byłaby pozbawiona znaczenia.
Globalizacja oznacza m.in., że świat stał się w jakimś sensie mniejszy, a powiązania w nim bez porównania gęstsze. Dla kraju takiego jak Polska oznacza to, że aby dobrze ocenić swoją sytuację i dostrzec szanse na okres wykraczający poza dwie najbliższe kadencje wyborcze, nie wystarczy zajmować się tylko najbliższym regionem. Wszelkie określenia polskiego położenia geopolitycznego zyskały w ostatnich latach nowy kontekst, którego nie posiadały w XX wieku. Wtedy polską geopolitykę definiowały regionalne układy polityczne (jak właśnie owo nieszczęśliwe położenie między Niemcami a Rosją). Dziś położenie geopolityczne Polski określa globalna polityka. Dlatego właśnie należy przygotować analizę globalnej sytuacji pod kątem oceny własnych interesów i szans.
Jesienią 2008 roku, gdy zbankrutował bank Lehman Brothers, Polacy mogli dowiedzieć się z przekazów medialnych, w sposób spektakularny i może po raz pierwszy tak wyrazisty, że wielkie procesy dotyczą również ich kraju i nie wszystko musi rozwijać się tak optymistycznie, jak działo się to niemal nieustannie po dziejowym przełomie 1989 roku. W 2008 roku stawką dyskusji o europejskiej polityce klimatyczno-ekologicznej – polska delegacja pojechała wówczas do Brukseli w tej właśnie sprawie – były koszty emisji dwutlenku węgla, które mogą obciążać Polskę, kraj oparty na węglu, w ogromnym stopniu. Mniej więcej w tym samym czasie doszło do konfliktu rosyjsko-gruzińskiego.
Kryzys finansowy, który zapoczątkowały ogromne trudności kilku banków w Stanach Zjednoczonych, przerodził się szybko w ogólnoświatowy kryzys gospodarczy. Należałoby raczej powiedzieć, że ujawnił go, będąc pierwszym, być może nawet przypadkowym jego zwiastunem. Okazało się, że świat tkwi w pajęczynie długów. Kłopoty światowej gospodarki dotykają również kraju nad Wisłą. Dyskusję o rosnącym długu publicznym prowadzi się także u nas, choć sytuacja nie jest tak dramatyczna, jak gdzie indziej. Wakacje od historii jakby miały się ku końcowi, choć nie wszyscy to zauważają.
Te złe wiadomości nie są przypadkowe, choć na poszczególne problemy znajdą się cząstkowe rozwiązania. Odroczenie płatności za nadmierną emisję dwutlenku węgla można wynegocjować, gaz wciąż płynie rurą przez Ukrainę. Są to jednak przejawy większych i niejedynych problemów, które stoją przed Polską i które już nie znikną. To tylko małe wstrząsy, te zauważalne nad Wisłą, poprzedzające możliwe wielkie ruchy tektoniczne światowej polityki. I dlatego dla Polski również nadchodzą wielkie wyzwania.
Taka perspektywa może paraliżować. Cóż bowiem kraj średnich rozmiarów, którego populacja stanowi mniej niż 0,6 proc. ludności Ziemi, może zaradzić na wielkie problemy całego świata? Jeśli uznamy, że nie mamy żadnych szans, to rzeczywiście, należałoby zająć się jedynie najbliższym otoczeniem, w nadziei, że światowe katastrofy ominą jakoś rodzime podwórko, a nasza chata zawsze z kraja. Przyjmując takie niby-realistyczne i niby-zdroworozsądkowe założenie, że robimy coś tylko tam, gdzie mamy interes i gdzie jesteśmy zaangażowani, a każde działanie daje bezpośredni skutek, wszelkie inne sprawy należałoby pozostawić innym, większym i potężniejszym. Byłby to jednak realizm pozorny i zdrowy rozsądek pozbawiony wyobraźni.
Politolodzy czynią rozróżnienie między podejściem analitycznym a podejściem prognostyczno-planistycznym. Inaczej i prościej mówiąc – samo opisywanie sytuacji politycznej trzeba odróżnić od namysłu, co należy w danej sytuacji czynić i jak działać. Sama analiza nie jest jeszcze przepisem na strategię działania. Polska na światowej szachownicy jest oczywiście pionkiem. Jednak każdy bardziej doświadczony szachista wie, że zwykłymi pionkami można grać lepiej lub gorzej oraz że bywają kombinacje, w których i pionek odegrać może znaczącą rolę, szachując króla. Polski pionek na światowej szachownicy, o której pisał Zbigniew Brzeziński, może więc grać lepiej lub gorzej. Chodzi o taki plan polskiej gry na wielkiej szachownicy, aby nasz pionek zagrał jak najlepiej.
Polska XV, XVI i połowy XVII wieku była potężnym i bogatym państwem. Republika szlachecka, ciesząca się wieloma wolnościami, charakteryzująca się życiem intelektualnym i tolerancją, wyjątkową w tamtej epoce, znajdowała się u szczytu swego powodzenia. Jednak oligarchizacja życia publicznego (potężna magnateria), anarchia (liberum veto), których efektem był brak myślenia w kategoriach dobra publicznego, wzrost nietolerancji oraz zacofanie gospodarcze (Polska jako spichlerz Europy) doprowadziły stopniowo do przekształcenia się owej wspaniałej Rzeczpospolitej w „chorego człowieka Europy”. Wysiłek koniecznych reform został podjęty zbyt późno i w efekcie Rzeczpospolita upadła, naznaczając całe pokolenia Polaków, aż do dzisiaj, traumatycznym, historycznym doświadczeniem niepowodzenia i porażki.
Żaden inny kraj w Europie nie doświadczył degradacji w takiej skali swojej pozycji geopolitycznej (od mocarstwa kontynentalnego do utraty niepodległości). Począwszy od XVIII wieku, na blisko 300 lat, z krótką przerwą w okresie międzywojennym (1918–1939), Polska utraciła suwerenność i niepodległość. Próba wybicia się na pozycję mocarstwa regionalnego w latach 30. XX wieku została brutalnie przerwana przez wybuch II wojny światowej. Dziś Polska w innej epoce nadrabia historyczne zaległości, odnosi sukcesy. Te sukcesy nie mogą jednak usypiać, lecz powinny prowokować do stawiania czoła wyzwaniom historycznego czasu, który dziś biegnie szybciej niż przed paroma wiekami.
***
Książka niniejsza powstała w wyniku wielu dyskusji i rozmów, przede wszystkim w kręgu współpracowników i sympatyków Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, prowadzonego z niespożytą energią przez Jana Malickiego. Możliwość dyskusji z takimi osobami, jak: Andrzej Ananicz, Henryk Szlajfer, Leszek Zasztowt, a także Stefan Kawalec oraz Zbigniew Czachór, stanowiła dla nas nieustanne źródło inspiracji i zmuszała do krytycznej rozwagi. Trudno tu wymienić z imienia innych rozmówców, którym tak wiele zawdzięczamy. Wszystkim bardzo serdecznie dziękujemy. Za poglądy zawarte w tej książce oraz za jej ewentualne potknięcia odpowiedzialni są jednak sami autorzy.
Wyrażamy wdzięczność redaktorom wydawnictwa Poltext za wysiłek zredagowania i wydania tej książki. Dziękujemy Fundacji Konrada Adenauera oraz Studium Europy Wschodniej za dofinansowanie tej publikacji.
Źródłem wszelkich danych statystycznych dotyczących handlu i inwestycji w naszej książce są urzędy statystyczne i banki centralne.
Współzależność świata i szybkość międzynarodowych przemian to wyznacznik obecnej epoki. Sytuacja żadnego państwa nie jest dziś określona wyłącznie regionalnie, a wyzwania, jakie związane są z globalizacją, dotykają każdego. Los Pasztunów w Afganistanie i Pakistanie, ludu z europejskiego punktu widzenia egzotycznego, może dziś wpłynąć na całą światową politykę. Dotyka też spraw polskich, bowiem walczą tam polscy żołnierze. Aby więc ocenić sytuację Polski, trzeba najpierw zdać sobie sprawę z najważniejszych ogólnoświatowych wyzwań i określić te, które najsilniej wpływać będą na nasz kraj.
Globalizacja jest dziś terminem tak często używanym, że zapominamy, z jak skomplikowanym zjawiskiem mamy do czynienia. Niekiedy sprowadza się jej znaczenie do kwestii ekonomicznych, co jest jednak ogromnym zawężeniem.
Współzależność gospodarcza świata to tylko jedno z wielu obliczy globalizacji. Ogarnia ona politykę, stosunki władzy, kulturę itd. W skład zagadnień związanych z globalizacją wchodzą takie procesy, jak globalne ocieplenie i inne zmiany klimatyczne itp. Świat stał się w pewnym sensie mniejszy, bowiem obszary i kraje, które były nawzajem dla siebie tak odległe, że aż egzotyczne, dzisiaj łączą wspólne procesy gospodarcze, społeczne, polityczne i kulturalne. W XVIII wieku wydarzenia w Chinach, o ile w ogóle wiedziano o nich coś więcej poza samymi Chinami, nie miały poważnego wpływu na to, co działo się w Europie czy Ameryce, mimo że kraj ten był jeszcze wówczas największą gospodarką świata[1]. Dziś wzrost gospodarczy Chin ma ogromny wpływ na ceny żywności w naszych sklepach, ceny benzyny na naszych stacjach, na stan naszej gospodarki i nasze wyobrażenia o centrach światowej polityki.
Globalizacja, z jaką mamy do czynienia, nie pojawia się po raz pierwszy w historii. W drugiej połowie XIX wieku wystąpił pewien proces, który również wypada nazwać globalizacją, choć terminu tego wtedy nie używano. Imperium brytyjskie, w którym „słońce nigdy nie zachodziło”, miało z pewnością globalny charakter, zawdzięczając swą potęgę wynalezionym w Europie nowym technologiom oraz sprawnym instytucjom. Ta pierwsza globalizacja nie zakończyła się jednak sukcesem, w tym sensie, że nie zdołano wytworzyć żadnego godnego tego miana trwałego światowego porządku.
Pierwsza globalizacja, mająca swoje źródło w Europie, zakończyła się umownie wraz z europejską wojną domową 1914–1945. Druga globalizacja, z jaką mamy do czynienia współcześnie, różni się od pierwszej przede wszystkim tym, że wszelkie procesy społeczne, cywilizacyjne i polityczne, jakie wywołuje, przebiegają bez porównania szybciej. Nie wyrasta też ona z jednego miejsca i jednego kontynentu. Najważniejszym źródłem tego tempa przemian zdaje się być niezwykłe w dziejach przyspieszenie rozwoju technologii. Osoba dziś sześćdziesięcioletnia spędziła dzieciństwo w epoce bez telewizji, co obecnemu nastolatkowi wydaje się niemal tym samym co przeniesienie w wieki średnie. Porównanie to pokazuje miarę technologicznego postępu, a dorastający młody człowiek nie wyobraża sobie życia bez Internetu i telefonu komórkowego, Twittera czy Facebooka. Nowy sposób komunikowania się oplata cały świat, wpływa poważnie na stosunki polityczne i społeczne.
Polityczny impuls współczesnej nam globalizacji dały przede wszystkim Stany Zjednoczone ze swoim poparciem dla liberalizacji światowego handlu. Jednak dynamikę nadają dziś temu zjawisku przede wszystkim kraje Azji. Paradoksalnie do pewnego stopnia właśnie globalizacja odbiera Stanom światową hegemonię. Dżin wypuszczony z butelki nie da się opanować.
Globalizacja ma też niezliczoną ilość twarzy i nie sposób wprost wyliczyć wszystkich czynników, które potrzebne są, by ją lepiej zrozumieć[2]. Odwołajmy się do przykładu, który z pozoru się z nią nie łączy. Często przytaczana jest prognoza, że podniesienie poziomu wód w oceanach wywoła zalanie terenów przybrzeżnych, co może doprowadzić do niekontrolowanych migracji na masową skalę. W tym sensie analiza zmian klimatycznych, zasiedlenia nisko położonych terenów przybrzeżnych itd., okazuje się nader istotna dla analiz politycznych.
Ilość czynników, jakie trzeba wziąć pod uwagę, myśląc o przyszłości, jest ostatecznie tak wielka, że nie można ich wszystkich w uporządkowany sposób uwzględnić. Jeszcze trudniejsze jest określenie ich współzależności i łącznego oddziaływania. Zresztą pojawić się mogą, jak zawsze w historii, czynniki całkowicie nieprzewidywalne, jak charyzmatyczni przywódcy, zbrodniczy dyktatorzy, wielkie katastrofy naturalne. Dzieje są zawsze nieprzewidywalne i do wszelkich rozważań dotyczących przyszłości czy prognostyki należy odnosić się z należytą powściągliwością i dystansem. Tym niemniej nie sposób obyć się bez nich, gdy rozważa się kwestie długofalowej strategii.
W książce tej przyjmujemy po części arbitralne założenie, że zagadnienia, które z polskiego punktu widzenia są najistotniejsze, to kwestie demograficzne i energetyczne oraz zmiana globalnego układu sił. To podejście wynika z faktu, że uznajemy te problemy za bezpośrednio dotyczące Polski.
Kwestie demograficzne mogą nie wydawać się tak istotne Hindusom, bo wkrótce staną się najludniejszym państwem świata. Dla będącej w trudnej sytuacji demograficznej Europy, w tym pozostającej w jeszcze trudniejszym położeniu Europy Środkowej i Polski, te kwestie są najważniejsze, będąc zarazem sprawami o ogólnoświatowym znaczeniu. Bez rozwiązania narastających problemów związanych ze starzeniem się ludności, kurczeniem populacji oraz migracjami ani Unia Europejska, ani tym bardziej Polska nie utrzymają swojej pozycji i nie obronią swego dobrobytu czy bezpieczeństwa.
Problem nowych źródeł energii dla gospodarki światowej jest zarówno ogólnoświatowy, jak i dotyka każdego kraju z osobna. W najbliższych dekadach zaobserwujemy zmniejszający się udział węgla i ropy w bilansie energetycznym świata, natomiast wyraźnie wzrośnie poziom energii odnawialnej i nuklearnej oraz gazu. Ta tendencja będzie szczególnie silna na Zachodzie. Postęp techniczny, jaki dokonuje się na świecie, dotyka prawie wszystkich dziedzin. Zdobycze nanotechniki czy biotechnologii budzą dziś podziw i stwarzają w wielu dziedzinach niesłychane perspektywy. Wydaje się jednak, że to nie tylko potrzeba, ale konieczność pozyskiwania nowych źródeł energii będzie wymuszać nowe wynalazki, przez co stanie się głównym szlakiem postępu technologii w XXI wieku. Ci, którzy będą w tym rozwoju uczestniczyli, znajdą się w światowej czołówce, inni zaś – w pozycji ubogich krewnych, poszukujących pomocy i skazanych na polityczny klientelizm.
Demografia i polityka energetyczna są już dzisiaj czynnikami ogromnej wagi w światowej polityce. Wydarzenie, które wydawało się mieć tak fundamentalne znaczenie dla układu sił w świecie, jakim był upadek komunizmu, staje się coraz bardziej odległą w czasie historią. Na świecie kształtuje się nader szybko nowy układ sił i jego właściwe rozpoznanie stanowić będzie o naszej przyszłości. Kluczowymi zjawiskami są przesuwanie się punktu ciężkości w stronę Pacyfiku i Dalekiego Wschodu, wyłanianie się nowych globalnych potęg (Chiny, Indie) i rosnące znaczenie mocarstw średniego kalibru. W jakim miejscu tego układu sił znajdzie się Polska, jako członek Unii Europejskiej, związana wspólnym losem z innymi państwami członkowskimi?
Rozważania o polskim interesie narodowym uwzględnić więc muszą zasadnicze zmiany na wielkiej szachownicy światowej polityki i gospodarki.
Naszkicowanie ogólnego zarysu tych procesów jest warunkiem sine qua non zrozumienia polskiego położenia geopolitycznego w XXI wieku, wymogami polskiego interesu narodowego oraz polską strategią na to stulecie.
Przez długi czas kwestie demograficzne pozostawały na marginesie rozważań politycznych, przynajmniej w Europie. Powojenna Europa przeżywała boom demograficzny. Rzeczywiście, nie dyskutuje się o tym, co nie stanowi problemu. Z historycznego punktu widzenia niepokój również nie wydawał się uzasadniony. Demografia była bardzo długo mocną stroną Europy i świata zachodniego.
W 1650 roku ludność świata liczyła około pół miliarda osób. Potrzeba było niemal 200 lat, aby ludzi przybyło do ponad miliarda. W XIX wieku liczba Europejczyków wzrosła z 200 do 530 mln, zaś mieszkańców reszty świata – z 775 do 1120 mln. Trzeba zauważyć, jak bardzo nierównomierny terytorialnie był to wzrost. W 1900 roku co trzeci mieszkaniec Ziemi był Europejczykiem. Wynikało to z rewolucji przemysłowej i cywilizacyjnej zapoczątkowanej w Europie[3].
Należy zwrócić uwagę na jeszcze jedną charakterystykę tamtej epoki. Ci najliczniejsi byli też najbogatsi. Europa była kolebką pierwszej globalizacji, która dokonała się dzięki jej technologicznej i organizacyjnej przewadze oraz imperialnym dążeniom, wspartym przewagą demograficzną. W latach 1900–2000 ludność świata wzrosła z 1,7 do 6,1 mld, ludność Europy zaś jedynie z 530 do 730 mln osób. Jak łatwo wyliczyć, w 2000 roku już tylko mniej niż co ósmy mieszkaniec Ziemi był Europejczykiem. Choć dane obrazują zmniejszanie się demograficznego znaczenia Europy, to same w sobie nie mogą jeszcze stanowić powodu do niepokoju. To raczej sytuację, w której jedna trzecia ludności świata pochodziła z jednego niewielkiego kontynentu, wypada uznać za anomalię demograficzną. Unia Europejska liczy obecnie blisko 510 mln mieszkańców i, jeśli traktować ją łącznie, można by ją wciąż uważać za demograficzną potęgę. W USA mieszka „tylko” 310 mln ludzi.
Dla oceny sytuacji demograficznej ważna jest nie tylko liczba ludności, ale też, w nie mniejszym stopniu, jej średni wiek i rozrodczość. Gdy liczba ludności szybko rośnie, jej średni wiek obniża się. Wtedy o średniej wieku całej ludności decydują przede wszystkim najmłodsi. Kiedy liczba ludności, po okresie szybkiego wzrostu, zbyt pospiesznie stabilizuje się, oznacza to, że rodzi się znacznie mniej dzieci. Wskaźnik płodności spada poniżej 2,1 na kobietę, co jest minimalnym wskaźnikiem utrzymania stałej liczby ludności. Gdy wskaźnik ten jest niższy, liczba ludności spada, a średnia wieku rośnie. Kiedy trwa to nieco dłużej, spadek liczby ludności zaczyna być lawinowy. Nie da się tego nadrobić, ponieważ mniej jest kobiet w wieku rozrodczym. Dopiero po paru pokoleniach możliwe jest odwrócenie tego trendu. Takie są prawa demografii, a właściwie arytmetyki.
Z tego typu procesami demograficznymi mamy obecnie do czynienia w Europie. Ogromne straty wojenne nadrabiała europejska demografia powojennym boomem, którego owocem była generacja 1968. Po tym jednak nastąpiła gwałtowna stabilizacja, a następnie spadek liczby ludności. Dziś Europa szybko starzeje się i proces ten będzie postępował. Alan Greenspan, były prezes Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych (Fed, Federal Reserve), uważał, że:
Niemal cały świat rozwinięty stoi dziś na skraju demograficznej przepaści, dla której trudno szukać precedensu w dziejach: ogromna grupa pracowników z pokolenia wyżu demograficznego wkrótce przekroczy wiek produkcyjny i przejdzie na emeryturę. Jest zbyt mało młodszych pracowników, by mogli ich zastąpić, a deficyt ten wśród pracowników wykwalifikowanych jest jeszcze bardziej dotkliwy[4].
Sam spadek ludności i jej starzenie się na kontynencie europejskim nie stanowiłyby aż tak wielkiego problemu, gdyby nie dysproporcje w większej skali. Otóż, gdy ludność Europy starzeje się, a jej liczba spada, ludzi na świecie przybywa nieustannie. Średnia wieku wynosi obecnie w Europie 41 lat, w Azji – 29, w Afryce – 19. Około 2040 roku ludność świata przekroczy 9 mld osób i zacznie stabilizować się, jak się przewiduje, dopiero w latach 60. XXI wieku[5]. Co prawda, tempo wzrostu w skali całej planety spada, ale dysproporcje demograficzne będą się pogłębiały. Rozrodczość w Europie wynosi 1,6, zaś w skali globu – 2,5. W 2050 roku Europejczyk będzie już nie co ósmym, ale co 20. mieszkańcem Ziemi[6].
Zasadnicze znaczenie mają geografia i dysproporcje tego wzrostu. Liczba ludności Chin, dzisiaj najliczniejszego kraju świata, co warto zaznaczyć, stabilizuje się i za 20 lat zacznie się zmniejszać. Regionami najszybszego wzrostu demograficznego są i będą przez następne dekady Afryka Subsaharyjska, Bliski Wschód i Północna Afryka (czyli kraje tzw. MENA – Middle East and North Africa) oraz Turcja, Półwysep Indyjski (Indie, Pakistan, Bangladesz) i w mniejszym stopniu Ameryka Łacińska.
Dla Europy najważniejsze są te pierwsze dwa regiony, gdyż znajdują się tuż obok niej i pochodzi z nich bardzo duża część migrantów żyjących na Starym Kontynencie. Właśnie w bezpośrednim sąsiedztwie starzejącej się Europy rośnie jeden z ludnościowych olbrzymów. W 1950 roku ludność MENA i Turcji liczyła nieco powyżej 100 mln, w chwili obecnej liczy około 490 mln, w 2050 roku dojdzie do 775 mln osób (według danych ONZ). Ten proces dotyczy także – co istotne – kandydata do członkostwa w UE, czyli Turcji, której liczba mieszkańców z obecnych ponad 75 mln (dane z 2013 roku) dojdzie w 2050 roku do blisko 95 mln.
Wysoki przyrost naturalny w krajach muzułmańskich basenu Morza Śródziemnego i na Półwyspie Indyjskim ma olbrzymie znaczenie dla sytuacji wewnętrznej w UE nie tylko ze względu na kurczenie się jej populacji, ale również z powodu obecności już dzisiaj około 15–16 mln imigrantów właśnie z tych regionów[7]. Stanowią oni około 60 proc. populacji imigranckiej spoza Unii i ich udział procentowy w ramach tej grupy będzie rósł[8]. Według prognoz amerykańskiej Narodowej Rady Wywiadu (NIC, National Inteligence Council), związanej z CIA, ich liczba wzrośnie w 2025 roku do 28 mln. Mniej więcej w tym czasie nastąpi integracja Bałkanów, gdzie mieszka obecnie 8 mln muzułmanów, z Unią Europejską. W efekcie około 2030 roku populacja muzułmańska (o różnym stopniu identyfikacji religijnej) w Unii będzie liczyła blisko 40 mln ludzi, czyli 8 proc. ogółu jej mieszkańców. Te proporcje wzrosną do ponad 25 proc. w przypadku akcesji Turcji[9].
Prognoza liczby mieszkańców (w milionach) najważniejszych państw, regionów i organizacji na świecie w 2010 i 2050 roku (wariant średni, dane zaokrąglone)
Kraj/ organizacja/ region
2010
2050
Chiny
1359
1385
Indie
1205
1620
Afryka Subsaharyjska
831
2075
Ameryka Południowa i Środkowa
756
1010
Europa (bez Rosji)
597
588
Bliski Wschód, Afryka Północna (MENA)* i Turcja
488
774
Stany Zjednoczone
312
401
Indonezja
240
321
Brazylia
195
231
Pakistan
173
271
Bangladesz
151
202
Nigeria
158
440
Rosja
143
121
Meksyk
118
156
* Według najbardziej znanej definicji Banku Światowego w regionie MENA znajdują się następujące państwa: Algieria, Autonomia Palestyńska, Bahrajn, Arabia Saudyjska, Dżibuti, Egipt, Irak, Iran, Izrael, Jemen, Jordania, Katar, Kuwejt, Liban, Libia, Maroko, Oman, Syria, Tunezja, Zjednoczone Emiraty Arabskie. Wszystkie te kraje, oprócz Izraela i Iranu, są członkami Ligi Państw Arabskich, do której przynależą także Komory, Mauretania, Somalia i Sudan. Z perspektywy europejskiej szczególnie ważne są kraje Maghrebu (Algieria, Maroko), z których pochodzi znaczna część emigracji w Europie. W 2010 roku populacja obu państw wynosiła około 68 mln, natomiast w 2050 roku ma liczyć ponad 97 mln ludzi.
Źródło: ONZ: The World Population Prospects: the 2012 Revision.
Dodajmy, że także w Stanach Zjednoczonych nastąpią istotne zmiany struktury etnicznej. W latach 2005–2050 udział procentowy ludności latynoskiej wzrośnie z 15 do blisko 30 proc., natomiast ludności azjatyckiej – z 5 do 10 proc. Tym procesom będzie towarzyszył dalszy wzrost liczby małżeństw mieszanych rasowo[10]. W konsekwencji tych przemian demograficznych wzrośnie znacznie liczba osób hiszpańskojęzycznych. Z pewnością ten proces będzie mieć poważne konsekwencje geopolityczne. Jedną z najważniejszych okaże się (z dużym prawdopodobieństwem) zmniejszające się zaangażowanie USA w Europie na korzyść Ameryki Łacińskiej, Dalekiego Wschodu i Pacyfiku, których znaczenie demograficzne i ekonomiczne wzrasta (więcej na ten temat w dalszej części książki).
Szczególnie istotna będzie rosnąca symbioza USA z krajami latynoskimi. W najbliższych dekadach najbardziej dynamiczna ekonomicznie i demograficznie część Stanów Zjednoczonych, tak zwany Słoneczny Pas (Sun Belt), stanie się wzdłuż granic z Meksykiem w większości latynoski (w tym najludniejsze amerykańskie stany Kalifornia i Teksas). Co więcej, ta osmoza nie będzie tylko jednokierunkowa (z Ameryki Łacińskiej do USA). W Ameryce Łacińskiej rośnie bowiem w szybkim tempie liczba wyznawców pochodzącego z USA protestantyzmu. Na przykład w Brazylii stanowią oni już kilkanaście procent mieszkańców. Kluczowe znaczenie będzie miała postępująca osmoza między USA i Meksykiem. Ich integracja ekonomiczna jest już dziś bardzo ścisła (handel, inwestycje, w tym nowoczesne technologie). Szybko rosnący udział Meksyku w wymianie handlowej USA zbliża się do udziału procentowego Chin czy całej UE. Natomiast blisko 65 proc. Latynosów mieszkających w USA jest pochodzenia meksykańskiego. Ich populacja stanowi jedną czwartą mieszkańców Meksyku.
Każdy historyk, przywołujący dane demograficzne wie, że zajmuje się dziedziną przypominającą mechanikę naczyń połączonych. Tak jak poziom płynu w naczyniach połączonych dąży do wyrównania się, podobnie zbyt wielkie różnice potencjałów demograficznych wywołują ruch, jakim jest migracja ludności. Kwestie demograficzne i migracyjne stanowią gigantyczne wyzwanie dla Unii Europejskiej. Kierunkiem, z którego ono pochodzi, jest przede wszystkim Południe[11]. Starzejąca się Europa, o wciąż względnie zmniejszającej się liczbie ludności, staje wobec ogromnego wyzwania, jakim jest kwestia migracji przede wszystkim z licznego, młodego świata islamskiego, ale także z Afryki Subsaharyjskiej.
Proces ten ma już miejsce. W istocie liczba ludności w Europie nie spada, utrzymując się obecnie na stałym poziomie, a nawet nieznacznie rośnie. Dzieje się tak mimo niskiej rozrodczości. Ową stabilizację kontynent zawdzięcza migracji z zewnątrz. Współczynnik migracji wynosi 1,4 migranta na 1000 mieszkańców, co oznacza, że UE przyjmuje rocznie około 700 tys. osób z zewnątrz, niemal dokładnie tyle, ile w Europie rodzi się dzieci. Migracja jest więc Europie potrzebna, a nawet niezbędnie konieczna, jeśli nie chcemy, aby jej ludność w szybkim tempie się zmniejszyła.
Wskaźniki demograficzne niektórych państw świata (2010)
Ludność (miliony)
Średnia wieku (lata)
Współczynnik urodzeń/ umieralności 2010–2015 (liczba urodzin/ zgonów na 1000 mieszkańców)
Wzrost ludności 2010–2015 (proc.)
Wskaźnik migracji netto 2010–2015 (na 1000 mieszkańców)
Rozrodczość (liczba urodzeń na jedną kobietę)
Świat
6916
28,5
19,5/8,1
1,15
–
2,50
UE
502
40,9
10,7/9,7
0,10
1,9
1,60
USA
312
37,1
13,2/8,3
0,81
3,1
1,97
Chiny
1359
34,6
13,4/7,2
0,42
-0,2
1,66
Egipt
78
24,4
23,3/6,5
1,63
-0,5
2,79
Iran
74
27,0
19,0/5,2
1,30
-0,8
1,93
Źródło: ONZ: World Population Prospect: the 2012 Revision, Eurostat.
Liczba ludności świata będzie rosła, co potwierdza wskaźnik dzietności. Średnia światowa współczynnika rozrodczości jest wyższa niż 2,1. W niemal wszystkich krajach wysoko rozwiniętych wskaźnik rozrodczości jest niższy lub dużo niższy. Jedynie tam, gdzie stosunkowo niezły współczynnik rozrodczości 2,0 łączy się z dużą imigracją, jak np. w USA, możliwy jest wyraźny wzrost liczby ludności. Należy zwrócić uwagę, że poziom dzietności Chin wyraźnie wyhamował, choć liczba ludności tego państwa ciągle się zwiększa, ze względu na jej wciąż młody jeszcze wiek. Bardzo wysoki wskaźnik rozrodczości posiadają natomiast kraje arabskie, np. Egipt, którego wskaźnik rozrodczości przekracza średnią światową. Nie jest to jednak reguła w krajach islamu, czego przykładem jest Iran, którego wskaźnik rozrodczości znajduje się na poziomie uniemożliwiającym prostą reprodukcję.
Wpływowy brytyjski tygodnik „The Economist” w specjalnym dodatku – raporcie poświęconym migracji – apeluje do europejskich rządów o poważne potraktowanie tego problemu:
Ekonomiczna potrzeba migracji jest ogromna. W ciągu ostatnich pięciu dekad swobodny ruch kapitału i handlu dał ludzkości ogromny przyrost dobrobytu. Podobnych zdobyczy i korzyści oczekiwać można wskutek swobody poruszania się. Decydenci polityczni w bogatych krajach winni mówić o tych korzyściach w bardziej wyrazisty sposób. Powinni oni przekonać swych wyborców, że zarówno miejscowi, jak i nowi przybysze będą wygrywali na tym, że stanowią większą silę roboczą i korzystają z szybszego wzrostu gospodarczego; a także że obcokrajowcy nie zabierają miejsc pracy, ale działają również jako przedsiębiorcy, którzy tworzą miejsca pracy i bogactwo. Na dłuższą metę ci właśnie migranci przyczyniają się w sposób zasadniczy do uzupełnienia zmniejszającej się rodzimej siły roboczej[12].
Podczas gdy Europa boryka się z problemem kurczącej się populacji, nasi południowi sąsiedzi, a szczególnie Afryka Subsaharyjska (bez bardziej rozwiniętego południa kontynentu), muszą radzić sobie ze zbyt wysokim przyrostem naturalnym, który „zjada” przychody ze wzrostu gospodarczego i wytwarza politycznie wybuchową sytuację (masy młodych niezadowolonych ludzi). Ciśnienie demograficzne może być tak duże, że migracja do Europy z południa stanie się procesem spontanicznym i niekontrolowanym. Destabilizacja jednego z państw w regionie może mieć negatywne konsekwencje dla sąsiadów i zwiększać ciśnienie migracyjne. Wśród wielu przyczyn migracji wymienia się nie tylko kwestie polityczne i ekonomiczne, ale też inne czynniki, jak kurczące się zasoby wody[13].
Groźba niekontrolowanych i masowych migracji nie może być przezwyciężona w samej Europie. Na dłuższą metę żadne bariery antymigracyjne nie będą skuteczne. Z drugiej strony skutki antymigracyjnej histerii wywołać mogą efekty niszczące dla demokracji i idei otwartych europejskich społeczności, wzmacniając popularność partii skrajnie prawicowych. Warunkiem uporania się z tym wielkim wyzwaniem może być jedynie sukces procesu modernizacji i demokratyzacji w krajach arabskich, co zmniejszyłoby znacząco presję migracyjną.
Powodzenie tych procesów w dużym stopniu zależy od wsparcia Europy. Wielką szansę na przełom stworzyła Arabska Wiosna, jednak jej dotychczasowy przebieg pokazuje, że przyszłość transformacji świata arabskiego stoi pod dużym znakiem zapytania. Będzie to trudne ze względu na poważne problemy wewnętrzne tych państw (analfabetyzm, fundamentalizm, bieda, autorytaryzm, wysoki przyrost naturalny, nieefektywne struktury państwowe, niski poziom edukacji i informatyzacji, patriarchalizm)[14]. Jednak nie można przewidywać jedynie najgorszego. Musimy dostrzec pozytywne zjawiska (pomimo rosnącej populacji zmniejszający się dość szybko przyrost naturalny – w efekcie stanie się on dywidendą demograficzną, rosnący poziom wykształcenia, wysokie tempo wzrostu gospodarczego w ostatniej dekadzie, sukcesy niektórych państw w określonych dziedzinach – np. relatywnie wysoki poziom systemu edukacyjnego w Tunezji i Jordanii oraz położenie kobiet w tej pierwszej).
Choć modernizacja świata arabskiego może znacznie osłabić presję migracyjną, musimy jednak pogodzić się z faktem, że nigdy nie nastąpi całkowite wygaszenie chęci migracji z młodego i biedniejszego muzułmańskiego Południa do starzejącej się i bogatszej Europy. Co więcej, sama Europa będzie potrzebowała nowych, młodszych obywateli. Dlatego kluczowym wyzwaniem dla przyszłości kontynentu pozostanie zdolność do integracji muzułmanów. Wymaga ona nowej definicji tożsamości narodowych w Europie, dla których punktem odniesienia powinna być Ameryka. Jej tożsamość opiera się bowiem w większym stopniu niż w Europie na politycznej definicji narodu i w efekcie jest znacznie bardziej otwarta. Ta otwartość oznacza, że głównymi kryteriami udanej integracji powinny być: przestrzeganie prawa, aktywność zawodowa i podstawowa znajomość języka.
Natomiast nie może nim być, jak zdarza się to często w Europie, konieczność akceptacji przez imigrantów wartości, które są trudne do zaakceptowania także dla konserwatywnych rdzennych mieszkańców (aborcja, eutanazja, małżeństwa homoseksualne i ich prawo do adopcji, seks pozamałżeński). W Europie często podkreśla się odmienność historycznych doświadczeń Starego i Nowego Świata, uniemożliwiającą rzekomo zapożyczenie amerykańskich rozwiązań przez Europejczyków. Jednak, chcemy tego czy nie, zachodnioeuropejskie społeczeństwa stają się pod względem złożonej struktury etniczno-religijnej coraz bardziej podobne do amerykańskiego. Sukces integracji muzułmanów na Starym Kontynencie może doprowadzić do trwałego wzbogacenia tożsamości kulturowej o jedną z religii Abrahama pokrewną chrześcijaństwu oraz zdecydowanie ułatwić Europie uzyskanie statusu gracza wagi superciężkiej na arenie globalnej. Fiasko integracji oznacza natomiast niekończący się konflikt radykalnej młodzieży z przedmieść i fundamentalistycznych islamskich radykałów z europejskimi szowinistami i islamofobami.
Muzułmańscy imigranci w zachodniej Europie – problemy z integracją
Muzułmańscy imigranci nie są homogeniczną grupą. Oprócz podziałów etnicznych istnieją duże różnice społeczne, ekonomiczne i światopoglądowe. Te różnice występują także w ramach jednej grupy narodowościowej. Są one efektem różnych polityk integracyjnych poszczególnych państw europejskich, a także na poziomie miast i regionów oraz różnego pochodzenia imigrantów. Wspólną tendencją występującą wśród wszystkich muzułmanów jest zjawisko większej integracji oraz awansu społecznego drugiego lub trzeciego pokolenia emigrantów, a szczególnie osób, których rodzice urodzili się w Europie i posiadają obywatelstwo nowej ojczyzny. Można także mówić o większej polaryzacji tego pokolenia, gdyż częściej (zwłaszcza wśród młodzieży z nizin społecznych) można spotkać się z radykalizmem światopoglądowym oraz poczuciem alienacji. Istnieje także wyraźna korelacja między lepszym wykształceniem, przynależnością do klasy średniej muzułmanów europejskich, a identyfikacją z kulturą nowej ojczyzny.
Kolejnymi cechami charakterystycznymi dla ogólnej sytuacji europejskich muzułmanów – choć występującymi z różnym natężeniem – są: ich niższy poziom wykształcenia, mniejsze dochody, wyższa przestępczość i bezrobocie w porównaniu z ludnością rdzenną. Warto uwzględnić młodszy charakter społeczeństwa muzułmańskiego w porównaniu z resztą ludności, co przekłada się na wyższy poziom bezrobocia i przestępczości wśród nich.
Najważniejszymi problemami w integracji wyznawców islamu w Europie, występującymi po ich stronie, są: ich większy konserwatyzm społeczny, nacjonalizm (przywiązanie do własnej kultury), większy patriarchalizm (kluczowa kwestia statusu kobiety w rodzinie) w porównaniu ze społeczeństwami rdzennymi oraz trudniejszy start w porównaniu z innymi emigrantami, np. z krajów europejskich (Hiszpania, Włochy, Grecja, Portugalia). Ten ostatni problem wynika z faktu, że muzułmanie są znacznie młodsi, kraje, z których pochodzą, są mniej rozwinięte (Turcja, Maroko, Algieria, Tunezja), zaś imigranci często wywodzą się w ramach tych krajów z bardziej tradycyjnych środowisk.
Po stronie nowych ojczyzn największymi słabościami są: polityka integracyjna państw europejskich, która jest dość często nieskuteczna, oraz silne uprzedzenia rdzennych Europejczyków. Systemy edukacyjne w niektórych krajach europejskich są uważane przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), na podstawie testów PISA, za niestwarzające korzystnych warunków dla awansu społecznego poprzez wykształcenie dla dzieci z rodzin imigranckich i robotniczych. W niektórych krajach polityka integracyjna (np. Niemcy) przez kilka dekad de facto nie istniała (brak obywatelstwa, prawo krwi). W przypadku Francji poważnym błędem było umieszczenie imigrantów w wielkich blokowiskach na przedmieściach miast. Z pewnością niesłuszne są próby, np. w Holandii, wymuszenia integracji muzułmanów poprzez uzależnienie ich naturalizacji od akceptacji przez nich jako wartości zachodnich pozytywnego stosunku do homoseksualizmu, permisywizmu seksualnego, eutanazji i aborcji, które wywołałyby także opór konserwatywnych chrześcijan.
Awans społeczny muzułmanów utrudnia także niechęć wielu Europejczyków do islamu. Eksperymenty przeprowadzone przez Międzynarodową Organizację Pracy pokazały, że przy tych samych referencjach osoba pochodzenia muzułmańskiego ma radykalnie mniejsze szanse na zatrudnienie w prywatnej firmie niż nie-muzułmanin. Drugim problemem jest potwierdzone przez badania opinii publicznej przekonanie większości Europejczyków, że muzułmanie europejscy są zazwyczaj radykałami, a wielu z nich to potencjalni terroryści. Podczas gdy np. w raporcie niemieckiego wywiadu z 2013 roku jedynie 0,025 proc. muzułmanów zostało uznanych za niebezpiecznych islamistów mogących w przyszłości użyć przemocy (zaś 0,003 proc. już teraz jest gotowych do jej użycia), to za radykałów islamskich uznano około 1 proc. populacji muzułmańskiej[15].
Podsumowując, obecny stopień integracji muzułmanów w Europie nie może zostać uznany za zadowalający. Natomiast jeśli spojrzymy na problem integracji muzułmanów w Europie przez pryzmat wspomnianych uwarunkowań, drogi, jaką pokonali w ciągu ostatnich 50 lat – co unaocznia bardziej liberalny charakter muzułmanów europejskich w porównaniu z przeciętnym mieszkańcem krajów, z których emigrowali (należy uwzględnić wszystkich migrantów, nie tylko posiadających obywatelstwo kraju pochodzenia) – oraz tempo ich awansu społecznego (poprawa poziomu edukacji i statusu materialnego), nie można uznać samego procesu za fiasko. Pokazują to badania socjologiczne oraz dane statystyczne, które przeważnie nie przebijają się do świadomości zwykłego Europejczyka. Coraz więcej polityków czołowych partii europejskich jest pochodzenia muzułmańskiego. Coraz częściej pełnią oni funkcje ministrów czy burmistrzów dużych miast. Niestety, media zwracają uwagę przede wszystkim na negatywne zjawiska.
Imigranci muzułmanie są często postrzegani bezrefleksyjnie jako bardzo poważne wyzwanie dla spójności społeczeństw europejskich. Jednak nierzadko problem rasowy czy etniczny jest większym wyzwaniem dla funkcjonowania wielu społeczeństw na świecie niż kwestia różnic religijnych. Wystarczy przywołać położenie ludności cygańskiej w Europie Środkowej czy Indian lub Murzynów w krajach Ameryki. Problemy z integracją niektórych narodowości wyznania muzułmańskiego są w Europie znacznie mniejsze niż z niektórymi niemuzułmańskimi imigrantami z krajów latynoskich w Stanach Zjednoczonych (poziom biedy, bezrobocia, przestępczości, wykształcenia w porównaniu z resztą społeczeństwa). Ameryka jest jednak bardziej skuteczna w integracji Latynosów w strukturach państwowych.
W perspektywie długoterminowej jeszcze poważniejszym wyzwaniem migracyjnym dla Europy, a także dla naszych południowych sąsiadów, może okazać się zdecydowanie większy niż w świecie arabskim wzrost populacji Afryki Subsaharyjskiej (niedotyczący rozwiniętego południa kontynentu). Populacja tego regionu wzrośnie blisko dwuipółkrotnie – do 2 mld osób pomiędzy 2010 i 2050 rokiem. Presja migracyjna Afryki Subsaharyjskiej będzie silniejsza niż w krajach arabskich, gdyż jest ona (pomimo pewnych pozytywnych tendencji) zdecydowanie najbiedniejszym, najbardziej skorumpowanym, zróżnicowanym etnicznie i religijnie, niedemokratycznym i niestabilnym politycznie regionem świata (upadłe i upadające państwa, wojny), będącym areną największych katastrof humanitarnych (epidemie, głód) powiązanych nierzadko ze zmianami klimatycznymi (pustynnienie, wycinanie lasów, wyjałowienie gleb, kurczenie się zasobów wody pitnej)[16]. W efekcie, z perspektywy dalszej przyszłości, od modernizacji Afryki Północnej zależy, czy będzie ona buforem zdolnym powstrzymać presję migracyjną z głębi kontynentu, czy też stanie się strefą tranzytową dla fali nielegalnych imigrantów.
Wyzwanie demograficzne związane jest dla Europy w dużym stopniu z kierunkiem południowym. Inne wielkie wyzwanie – energetyczne – wiąże się z dwoma kierunkami – południowym i wschodnim. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że w ciągu kilkudziesięciu lat nad światem zawiśnie groźba wyczerpania zasobów gazu i ropy. Według Statistical Review of World Energy 2008 opracowanego przez British Petroleum (BP) zasoby ropy miały starczyć na 42 lata, gazu na 63, natomiast węgla na 122 lata. Jednak te lęki okazały się przesadne. Istnieją bowiem nieoszacowane i nieodkryte jeszcze złoża surowców.
Ważniejsze jest odkrycie dużych, niekonwencjonalnych złóż gazu i ropy. Według najnowszych szacunków Międzynarodowej Agencji Energetycznej (International Energy Agency, IEA) światowe złoża możliwej do wydobycia niekonwencjonalnej ropy są szacowane na ponad 1 bln baryłek, podczas gdy potwierdzone zasoby ropy konwencjonalnej według BP wynoszą obecnie ponad 1,6 bln baryłek. W przypadku gazu niekonwencjonalnego, którego wydobycie jest technicznie możliwe, jego globalne zasoby zostały oszacowane przez IEA na ponad 330 bln m3, natomiast potwierdzone zasoby gazu konwencjonalnego wynoszą obecnie (według BP) blisko 210 bln m3. Wreszcie postęp technologiczny będzie zwiększał opłacalność i możliwości techniczne eksploatacji nowych złóż[17].
Z drugiej strony, warto pamiętać, że znaczna część szacunków ma zdecydowanie wstępny charakter i może ulec zmniejszeniu, zaś tempo rozwoju technologii i opłacalność wydobycia są otwartymi kwestiami. Niezależnie jednak od tego, jaka jest rzeczywista sytuacja, nie podlega dyskusji, że w przeciągu kilkudziesięciu lat w światowej gospodarce nastąpią poważne zmiany dotyczące bilansu energetycznego. W latach 2011–2035 udział ropy i węgla spadnie z ponad 55 do poniżej 45 proc. Natomiast udział energii odnawialnej i nuklearnej wzrośnie z 20 do 25 proc. Ten trend będzie szczególnie wyraźny w krajach zachodnich oraz ulegnie przyspieszeniu po 2035 roku[18].
Zużycie energii na świecie w 2011 roku (podział procentowy)
Źródło energii
Ropa
Węgiel
Gaz
Biopaliwa
Energia nuklerana
Hydroeneriga
Inne (wiatr, słońce itd.)
Procentowy udział w zużyciu
31,5
28,8
21,3
10,0
5,1
2,2
1,0
Źródło: Międzynarodowa Agencja Energetyczna.
Przyspieszenie zmian bilansu energetycznego może nastąpić nawet wcześniej, biorąc od uwagę nakłady na nowe technologie energii odnawialnej i duże prawdopodobieństwo pojawienia się wynalazków, czyniących ten rodzaj energii tańszym i bardziej efektywnym. Złoża ropy i gazu są w świecie nader nierównomiernie rozłożone. Dostęp do nich jest więc problemem nie tylko gospodarczym, ale i ściśle politycznym. W oczywisty sposób ci, którzy są posiadaczami złóż, będą chcieli czerpać z tego polityczne korzyści, co doskonale widać na przykładzie Rosji. Bardziej równomiernie geograficznie rozłożone są światowe zasoby węgla. Ten jednak nie daje się wykorzystać bezpośrednio jako paliwo w transporcie.
Drugim naglącym problemem jest ekologia. Spalany węgiel i ropa oraz w znacznie mniejszym stopniu gaz emitują ogromne ilości szkodliwego dla klimatu dwutlenku węgla (CO2). (Elektrownie gazowe emitują średnio dwa razy mniej CO2 niż węglowe. Co więcej, budowa elektrowni gazowych jest znacznie szybsza niż węglowych). W środowisku naukowym dominuje przekonanie, że proces ocieplenia klimatu jest nieuchronny. Natomiast toczy się spór o skalę odpowiedzialności człowieka za ten proces i możliwość jego spowolnienia poprzez oczyszczenie bilansu energetycznego. Większość ekspertów przychyla się do opinii, że człowiek ponosi znaczną odpowiedzialność za ocieplenie klimatu. Narastanie problemów z konwencjonalnymi źródłami energii może więc być związane z ogromnymi kosztami ekologicznymi ich używania, mimo stałego postępu technologicznego, mającego na celu ograniczenie emisji CO2. W tym przypadku także gaz, który choć znacznie czystszy od węgla i ropy, coraz częściej będzie traktowany jako „brudny” surowiec.
Po trzecie, kwestie energetyczne mają oczywiście kluczowe znaczenie dla konkurencyjności gospodarczej. Im wyższa cena energii, tym trudniej konkurować na rynkach światowych. Według danych Komisji Europejskiej w 2012 roku przedsiębiorstwa UE płaciły za elektryczność dwa razy więcej niż firmy w USA, 65 proc. więcej niż w Indiach i 20 proc. więcej niż w Chinach. Natomiast za gaz przedsiębiorstwa unijne płaciły cztery razy więcej niż w USA i Indiach oraz ponad 10 proc. więcej niż w Chinach.
Wyłączcie ogrzewanie
W listopadzie 2012 roku Bank Światowy opublikował raport Turn Down the Heat: Why a 4°C Warmer World Must be Avoided (Wyłączcie ogrzewanie: Dlaczego musimy uniknąć świata cieplejszego o 4st.C), w którym wybitni eksperci stwierdzają jednoznacznie, że jeśli nie zmienimy naszego bilansu energetycznego, to już w latach 60. XXI wieku ocieplenie może sięgnąć 4 st. C. Będzie to oznaczało wzrost poziomu morza o 0,5–1 m i jeszcze więcej do końca wieku. Wiele terenów przybrzeżnych ulegnie zalaniu. Najbardziej zagrożone będą m.in. wybrzeża Morza Karaibskiego, Półwyspu Indyjskiego oraz Azji Południowo-Wschodniej[19].
Według raportu spowodowany dotychczas przez ludzi wzrost stężenia dwutlenku węgla w powietrzu podniósł na razie średnią temperaturę o 0,8 st. C. Nawet to niewielkie dotąd ocieplenie wywołało taki przypływ energii w atmosferze i oceanach, że już dziś możemy zaobserwować nasilenie ekstremalnych zjawisk pogodowych – susze, powodzie, potężne burze, tornada, fale upałów i pożarów oraz jałowienie ziemi. Średni poziom morza w XX wieku wzrósł o 15–20 cm, tylko że w ostatnich dziesięcioleciach oceany powiększały się o 3,2 cm na dekadę – dwa razy szybciej niż w połowie XX wieku. W świecie cieplejszym o 4 st. C w wielu rejonach zacznie brakować wody pitnej.
Według raportu Banku Światowego jeszcze gorsza niż dziś stanie się i tak trudna sytuacja w Afryce Północnej i Wschodniej, na Bliskim Wschodzie, a także w Azji Południowej. Bardziej suche mają się stać Europa Południowa, niektóre rejony obu Ameryk i południowa Australia. Z drugiej strony, więcej opadów ma być za to na półkuli północnej: w Skandynawii, Kanadzie czy na Syberii. Ilość wody w dorzeczach Dunaju, Missisipi czy Amazonki spadnie o 40–80 proc. Z kolei w dorzeczach Nilu i Gangesu wzrośnie o 40 proc.
Czwartą niezwykle ważną sprawą powiązaną z rozwojem gospodarczym jest perspektywa rewolucji technologicznej w ramach poszukiwania nowych źródeł energii, która może spowodować, że gaz, ropa i węgiel staną się anachronicznymi surowcami i trafią szybciej, niż sądzimy, na śmietnik historii. Warto przypomnieć, że w wielu krajach (USA, Niemcy, Skandynawia) sektor energii odnawialnej stał się bardzo ważnym kołem zamachowym gospodarki i źródłem innowacyjności. Stopniowe odchodzenie od klasycznej energetyki, opartej na paliwach kopalnych, jaką zrodziła druga połowa XIX i pierwsza połowa XX wieku, wywołuje rosnące problemy gospodarcze, wymaga też całkowicie nowatorskich i rewolucyjnych rozwiązań technologicznych.
Technologie związane z nową energetyką ze źródeł odnawialnych stanowić będą jeden z najistotniejszych, jeśli nie najważniejszy nurt rozwoju cywilizacyjno-gospodarczego w XXI wieku. Już dziś ta kwestia jest nader ważnym tematem w światowej debacie. Wystarczy przyjrzeć się okładkom renomowanych pism naukowych, aby stwierdzić, ile miejsca poświęca się tam kwestiom nowych źródeł energii. Już teraz w wielu częściach świata planuje się ambitny wzrost produkcji energii z tych nowych źródeł i usiłuje się poprzez międzynarodowe regulacje narzucić odpowiednie kwoty poszczególnym krajom. Kto nie nadąży za tym rozwojem, znajdzie się w nader trudnej sytuacji. Trzeba zdać sobie sprawę, że chodzi o procesy, które w zasadniczy sposób i na kształt wielkiej historycznej zmiany stworzą nowy paradygmat cywilizacji i gospodarki.
Jako źródła energii alternatywne wobec ropy, gazu i węgla wymienia się przede wszystkim: biomasę, wiatr, siłę wody, geotermię i energię słoneczną, a także energię jądrową. Kierunki rozwoju nie są wciąż do końca zdefiniowane i ktokolwiek stara się go śledzić, szybko zda sobie sprawę, jak bardzo sytuacja jest skomplikowana i jak wiele pojawia się znaków zapytania. To, co nowe, nie ma jeszcze swego określonego kształtu. Przewidywanie i tym bardziej dokonywanie wyborów w tej kwestii jest niebywale trudne.
Pozyskiwanie energii z wody czy wiatru nie zagwarantuje, jeśli wierzyć większości ekspertów, wystarczającego zaspokojenia potrzeb energetycznych. Nie należy z nich rezygnować, ale nie dostarczą one takiej ilości energii, by mogło to dawać nadzieje na rozwiązanie globalnego problemu.
Bardziej obiecującym źródłem energii zdaje się być biomasa. Przykładem tego jest gospodarka brazylijska. Energia uzyskiwana z biomasy ma jednak swoje ogromne ograniczenia, związane m.in. ze zmniejszeniem terenów upraw tradycyjnego rolnictwa, co już dziś wywołuje poważne problemy związane ze wzrostem cen żywności. Wobec wciąż rosnącej liczby ludności świata i zapotrzebowania na żywność, poważne ograniczanie upraw nie wydaje się możliwe. Ponadto spalanie biomasy ma również negatywne skutki ekologiczne.
Geotermia jest do wykorzystania tylko w odpowiednio sprzyjających warunkach geologicznych. Nadaje się ona w większości wypadków jedynie do produkcji ogrzewania, w znacznie mniejszym stopniu do produkcji niezbędnej dla przemysłu elektryczności.
Stosunkowo najbardziej sprawdzoną technologią jest energetyka jądrowa[20], choć budzi ona też ogromne kontrowersje. Według danych Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej obecnie w 31 krajach (z Tajwanem) działa 435 reaktorów jądrowych[21]. Przykładem jednego z najbardziej intensywnego korzystania z energii jądrowej zarówno w Europie, jak i na świecie jest Francja[22]. Energia jądrowa ma jednak swoich przeciwników, a problem składowania odpadów jądrowych uważa się za nierozwiązany i powiązany z licznymi niebezpieczeństwami. Katastrofa w Czarnobylu przyczyniła się do wzrostu poziomu lęków i zahamowała rozwój energetyki jądrowej. Tragedia w Fukushimie jedynie te lęki pogłębiła.
Brak akceptacji dużej części opinii publicznej dla elektrowni jądrowych powoduje, że w niektórych krajach zrezygnowano z ich budowy, choć w innych, takich jak Finlandia, postanowiono zbudować nowe reaktory. Należy też zwrócić uwagę na ogromny postęp technologiczny w tej dziedzinie. Pierwsza generacja siłowni jądrowych (do niej należał Czarnobyl) została zastąpiona następnymi, udoskonalonymi technologiami. Dzisiaj najnowsze siłownie jądrowe budowane są według tzw. generacji trzy plus i rozwija się czwarta generacja, gdzie ilość szkodliwych odpadów zostanie bardzo poważnie ograniczona.
Energia pozyskiwana ze słońca, jeśli brać pod uwagę dzisiejsze debaty, może okazać się najbardziej obiecującą perspektywą w kontekście ocieplenia klimatu. Postęp technologiczny jest w tej dziedzinie imponujący. Niemcy, USA i Chiny dokonują w związku z tym ogromnych inwestycji. Umieszczone na odpowiednio nasłonecznionych terenach elektrownie słoneczne, których powierzchnia paneli nie przekracza powierzchni połowy stanu Teksas, mogłyby przy bardziej zaawansowanej technologii dostarczyć ilość energii wystarczającą do „wykarmienia” całej światowej gospodarki.
Śródziemnomorska współpraca na rzecz energii odnawialnej
Śródziemnomorska Kooperacja Energii Odnawialnej (TREC) to inicjatywa, której celem jest przesyłanie czystej energii poprzez Europę, Bliski Wschód i Afrykę Północną. Została powołana w 2003 rok przez Klub Rzymski, Hamburską Fundację Ochrony Klimatu oraz Centrum Badawcze Narodowej Energii Jordanii. TREC przygotowała projekt DESERTEC, który został opracowany z Niemieckim Centrum Przestrzeni Powietrznej. Obecnie trwa implementacja tego projektu we współpracy z politykami, przedsiębiorcami i międzynarodowymi instytucjami finansowymi. Jądro TREC stanowi międzynarodową sieć naukowców i polityków.Wystarczy jeden rzut oka na mapę linii przesyłowych energii elektrycznej, jakie zakłada projekt DESERTEC, by dostrzec zasadnicze zmiany gospodarcze o geopolitycznym znaczeniu, które muszą być skutkiem wykorzystania słońca jako źródła energii.
Zagłębiem energetycznym stają się kraje Afryki Saharyjskiej i Północnej. Kierunek wschodni traci znaczenie. Z oczywistych względów nadawałoby to dużą polityczną wagę południowemu sąsiedztwu Unii Europejskiej, marginalizując wymiar wschodni (Rosja, Partnerstwo Wschodnie), tym bardziej, że liczącym się partnerem handlowym Europy byłyby leżące na Dalekim Wschodzie Chiny.
Mapa potencjalnych źródeł energii odnawialnej w Europie i jej sąsiedztwie
Źródło: DESERTEC.
Śródziemnomorska Kooperacja Energii Odnawialnej (Trans-Mediterranean Renewable Energy Cooperation, TREC) w swoim imponującym projekcie DESERTEC, wspieranym przez Klub Rzymski, zakłada produkcję energii w elektrowniach słonecznych na terenach Sahary. Trzy procent jej powierzchni wystarczy do wyprodukowania dostatecznej ilości energii dla całej Europy i Afryki Północnej. Odegranie przez kraje saharyjskie takiej roli wymaga jednak zagwarantowania ich stabilności politycznej i gospodarczej. Nie będzie to łatwe w sytuacji, gdy kraje położone na południowej Saharze (Mauretania, Mali, Niger, Czad, Sudan) należą do grupy najbiedniejszych państw świata, z najwyższym przyrostem naturalnym i niestabilną sytuacją polityczną[23].
Obszary Sahary należące do państw Afryki Północnej bezpośrednio graniczą z tymi krajami. W tym kontekście północne krańce Sahary położne w Maghrebie oraz południowe wybrzeża Morza Śródziemnego – dysponujące wprawdzie nieco mniejszym naświetleniem niż występujące w centrum Sahary – mogą okazać się bardziej predestynowane do odegrania tej roli. Ten scenariusz dodatkowo zwiększałby znaczenie krajów regionu MENA i Turcji dla UE.
Pozornie perspektywa czerpania energii ze słońca, której zasoby są nieograniczone, wydaje się dobrym rozwiązaniem. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że poruszamy się po świecie przyszłości, oddalonej o co najmniej dwa, trzy dziesięciolecia. Obecnie bowiem technologia słoneczna nie jest jeszcze dostatecznie rozwinięta. To po pierwsze. Po drugie, z dochodzącej do Ziemi energii słonecznej da się produkować ciepło i elektryczność, nie da się jednak wyprodukować bezpośrednio żadnego paliwa płynnego. I tu natrafiamy na szalenie istotny punkt.
Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę, że nadchodząca rewolucja technologiczna – nowy paradygmat produkcji przemysłowej – związana będzie prawdopodobnie z nieproporcjonalnie wyższym niż dzisiaj znaczeniem energii elektrycznej. Rewolucja technologiczna dotknie nie tylko samej energetyki, ale znacznie szerszych obszarów gospodarki. Trzeba rozwiązać problemy transportu, przetwarzania energii elektrycznej, a szczególnie jej magazynowania, czego jeszcze w większych ilościach nie opanowano[24]. Urządzenia do magazynowania – ogniwa czy baterie – mają wciąż bardzo ograniczone możliwości w stosunku do potrzeb.
Możliwe, że w przyszłości energię elektryczną będziemy też wytwarzać i magazynować za pomocą wodoru. Co więcej, wodór, łącząc się z tlenem, którego w atmosferze jest pod dostatkiem, może pełnić funkcję paliwa. Końcowym produktem spalania jest woda. Daje to perspektywę rozwiązania problemu transportu, bowiem silniki elektryczne nie wydają się dotychczas jej zapewniać. Silniki na paliwo wodorowe są już produkowane, a w Japonii istnieje próbna sieć stacji zaopatrzenia w to paliwo. Nowa technologia jest prawie gotowa. Wszystko rozbija się o koszty oraz zapotrzebowanie na energię elektryczną, którą nadal produkuje się przede wszystkim z węgla. Nie jest dzisiaj jasne, która ścieżka rozwoju okaże się ważniejsza – udoskonalonych silników o napędzie elektrycznym czy nowych, o napędzie wodorowym. Być może przez pewien czas obie technologie będą rozwijane, konkurując ze sobą.
Powinniśmy także uwzględnić fakt, że rozwój nauki spowoduje pojawienie się nowych rodzajów energii, wykorzystujących nowe surowce. Dla przykładu – jednym z najbardziej perspektywicznych surowców jest bor. Najnowsze badania wskazują na możliwość wykorzystania tego minerału w miejsce uranu do produkcji energii nuklearnej o zdecydowanie większej mocy niż dotychczas, która byłaby także radykalnie mniej groźna dla środowiska (brak odpadów radioaktywnych)[25].
Kto chce tylko trochę pofantazjować, niech poczyta o planach budowy siłowni nie jądrowych, lecz termojądrowych. Polski naukoznawca i filozof nauki, Michał Tempczyk, tak pisze o kierunkach badań współczesnej fizyki:
Ważnym zastosowaniem wiedzy o podstawowych procesach fizycznych byłaby kontrolowana synteza jądrowa. Synteza taka zachodzi we wnętrzu gwiazd. […] Uczeni od kilkudziesięciu lat próbują dokonać analogicznej syntezy w kontrolowany sposób, lecz dotychczasowe rezultaty są niezadowalające. Byłaby ona praktycznie niewyczerpanym źródłem energii[26].
Rozwój nowych technologii pozyskiwania energii to jednak nie science fiction, ale realne problemy dzisiejszej ludzkości. W przeciągu kilkudziesięciu lat gospodarka światowa prawdopodobnie zdecydowanie się zmieni. Ogrom tych zmian można sobie wyobrazić, zdając sobie sprawę, że większość samochodów w 2050 roku nie będzie miała już silnika opartego na tej technologii, jaką znamy dzisiaj. Droga do tego nowego stanu gospodarki, raczej krótka niż długa, będzie z pewnością trudna i wyboista.
Jednym z wielkich problemów na najbliższy okres staje się oszczędzanie energii. Polska gospodarka potrzebuje dwuipółkrotnie więcej energii niż gospodarki zachodnie do wyprodukowania jednostki dochodu narodowego. To porównanie pokazuje, jak ogromne kryją się tu rezerwy. Warto zauważyć, że choć problem energii jest globalny, jego rozwiązania nie będą wyłącznie globalne. Nowe technologie oferują zarówno rozwiązania w skali makro (elektrownie jądrowe, słoneczne itd. z wielkimi liniami przesyłowymi), jak i rozwiązania mikro, gdzie energia wytwarzana będzie lokalnie, a jej źródła bardzo zróżnicowane. Oba rodzaje tych rozwiązań wymagać będą zaawansowanych technologii.
Okres przejściowy związany będzie z gigantycznymi problemami politycznymi i finansowymi. Cena energii z nowych źródeł jest wciąż wyższa od ceny paliw klasycznych. Pozwala to odwlekać przechodzenie na nowe technologie z powodów ekonomicznych. Lobby przemysłu naftowego i węglowego jest wpływowe i potężne. Ma ono środki i może podtrzymywać złudzenia, że trzeba się trzymać dróg dotychczasowego rozwoju, a perspektywy alternatywnych źródeł energii to czas bardzo odległy. Stworzenie więc mechanizmów rynkowych finansujących rozwój nowej energetyki jest bardzo istotne.
Można dziś jedynie spekulować, jakie polityczne skutki będą miały te wszystkie zmiany, kto będzie ich beneficjentem, a kto przegranym. W średniej perspektywie czasowej ewentualny wzrost cen ropy i gazu może być źródłem politycznych i ekonomicznych wpływów dla ich producentów. W dłuższej jednak perspektywie wygrają ci, którzy opanują nowe technologie, a producenci płynnych paliw, którzy nie dokonają odpowiednich reform, mogą znaleźć się w katastrofalnej sytuacji z powodu kurczowego przywiązania do anachronicznych źródeł energii. Nowym zagłębiem energetycznym mogą stać się np. kraje Południa, gdzie słońce pracuje najintensywniej. Jedno jest pewne: będą to zmiany ogromne, a geopolityczna mapa świata będzie przez najbliższe dziesięciolecia kształtowana pod wpływem problematyki energetycznej. Ten, kto nie nadąży za zmianami w dziedzinie energetyki, narazi się nie tylko na poważne trudności, ale także na nędzę i głód[27].
Skupiając się na kwestiach energetycznych, nie możemy zapomnieć o innych zasobach, bardziej deficytowych niż gaz czy ropa, natomiast posiadających olbrzymie znaczenie dla funkcjonowania gatunku ludzkiego. Najważniejszym z nich jest woda. Obecnie około pół miliarda ludzi (8 proc. populacji globu) żyje w regionach borykających się z chronicznym brakiem wody. Ocieplenie klimatu powoduje, że według prognoz ONZ ta liczba ma wzrosnąć w 2050 roku do 4 mld (45 proc. populacji świata).
Podobnie jak inne zasoby naturalne, woda nie jest rozłożona na świecie równomiernie. Dziewięć państw na świecie dysponuje w 60 proc. zasobami wody. Wśród nich tylko sześć posiada jej w nadmiarze (Brazylia, Indonezja, Kanada, Kolumbia, Kongo, Rosja). Chiny i Indie, gdzie mieszka ponad jedna trzecia populacji globu, dysponuje jedynie 10 proc. jej zasobów. Mieszkaniec Ugandy rocznie średnio zużywa 20 m3 wody, natomiast mieszkaniec Turkmenistanu – około 5000 m3[28].
W przyszłości problemy z wodą radykalnie może zmniejszyć rozwój technologii destylacji wody morskiej, która jednak wciąż jest bardzo droga. Kurczenie się zasobów wody może stać się źródłem wojen między państwami oraz różnymi grupami etnicznymi czy religijnymi. Z drugiej strony, może nastąpić zjawisko współpracy opartej na wymianie zasobów. Najbardziej ciekawym przykładem możliwości rozwoju takiej współpracy jest basen Morza Śródziemnego. Europa posiada bowiem wielkie zasoby wody, natomiast kraje Afryki Północnej i Sahary dysponują olbrzymim potencjałem energii solarnej.
1 W. Laqeur, Ostatnie dni Europy. Epitafium dla Starego Kontynentu, Wrocław 2008, R. Kagan, Return of History and the End of Dreams, New York 2008.
1 Jeszcze na początku XIX wieku produkt narodowy Chin był większy niż produkt narodowy Europy Zachodniej, Stanów Zjednoczonych i imperium rosyjskiego łącznie. Wynosił on 229 mld dolarów, gdy pozostałe wymienione obszary miały łączny dochód narodowy 215 mld dolarów (liczone w cenach bieżących z roku 1991). Te niezwykle ciekawe dane zawdzięczamy pracom Angusa Maddisona, brytyjskiego historyka światowej gospodarki. Jego książka The World Economy: A MillennialPerspective zawiera aneks, poświęcony statystyce światowej gospodarki, który stał się dziś powszechnym źródłem wszelkiego typu porównań i analiz. Gabor Steingart w swojej pasjonującej książceWeltkrieg um Wohlstand. Wie Macht Und Reichtum neu verteilt werden[Wojna światowa o dobrobyt.Jak władza i bogactwo na nowo będą rozdzielone] obficie korzysta z badań Maddisona (por. A. Maddison, The World Economy: A MillennialPerspective, Paris 2001, G. Steingart, Weltkrieg um Wohlstand. Wie Macht und Reichtum neu verteilt werden, Monachium 2006).
2 P. Legrain, Open World: The Truth about Globalisation, London 2002, T. Friedman,Świat jest płaski. Krótka historia XXI wieku, Poznań 2006.
3 M. Migiel, Epochenwende. Gewinnt der Westen die Zukunft?, Berlin 2005.
4A. Greenspan,Era zawirowań.Krok w nowy wiek, Warszawa 2008, s. 457.
5 Według ostatnich szacunkowych danych ONZ w średnim wariancie.
6 G. Magnus, The Age ofAging. How Demographics are Changing the Global Economy andOurWorld, Singapore 2009.
7