49,90 zł
Bestsellerowe dzieje Polaków – do czytania jednym tchem!
Żywiołowa i dramatyczna opowieść znakomitego historyka. Książka napisana z rozmachem, przejrzyście i w sposób zrozumiały dla każdego, przy tym nie bez osobistych, czasem kontrowersyjnych opinii – co czyni ją jeszcze atrakcyjniejszą.
Znajdziemy tu politykę, wojny, kulturę, problemy religijne i historię zmieniającego się społeczeństwa. Adam Zamoyski opowiada historię Polaków z dwojakiej perspektywy: Polaka, rodzinną tradycją przywiązanego do polskiej kultury, i Anglika, który obserwuje nas z zewnątrz. I dostrzega to, co w rodzimej historii najbardziej światłe, wyjątkowe, tragiczne, ale i to, co mało chwalebne.
Styl Adama Zamoyskiego jest świeży i niezwykle przyjazny – książkę czyta się jak swobodny list od przyjaciela. Doskonałe wprowadzenie dla tych, którzy nie znają historii Polski, i źródło inspiracji dla tych, którym wydaje się, że znają ją aż za dobrze.
Anne Applebaum, "The Spectator"
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 540
PO CO TŁUMACZYĆ I WYDAWAĆ PO POLSKU HISTORIĘ NASZEGO KRAJU PISANĄ W ANGLII DLA CUDZOZIEMCÓW? Sam się nad tym zastanawiałem, a z początku nawet byłem przeciw. Ale już raz dałem się namówić na wydanie polskie wcześniejszej syntezy, która, ku mojemu zdziwieniu, została bardzo dobrze przyjęta. Chyba właśnie dlatego, że była pisana w klimacie angielskim i że spogląda na nasz kraj i nasze dzieje z zewnątrz. Obecna książka jest trochę inna. Powstała właściwie przez przypadek, ponieważ najpierw mój wydawca angielski chciał tylko wznowić poprzednią, a ja, przejrzawszy ją, zorientowałem się, że zupełnie nie nadaje się do naszych czasów – choć była pisana tylko ćwierć wieku temu.
Historia, a raczej jak jest pojmowana, leży u sedna tożsamości każdego narodu i ma ogromny wpływ na to, jak on się zachowuje. Dla nas Polaków jest to niezmiernie istotne, ponieważ sposób, w jaki od prawie trzystu lat pojmujemy nasze dzieje, waha się dramatycznie pod wpływem wypadków, nad którymi nie mamy żadnej kontroli. Przez cały okres rozbiorów, a potem znów pod okupacją niemiecką i później sowiecką aż po 1989 rok polscy historycy badali przeszłość w dużym stopniu z potrzeby wytłumaczenia naszych niepowodzeń i „ku pokrzepieniu serc” (stąd zapewne bierze się ten nieznośny splot kompleksów wyższości i niższości, który jest jedną z najgorszych naszych cech narodowych). W XIX wieku, podczas gdy inne narody spisywały swe dzieje jako opowieść postępu i powodzenia, tworząc piękne mity narodowe, myśmy się borykali z naszą klęską i szukali pocieszenia w mesjanizmie. Teraz widzę, że ta moja wcześniejsza książka w jakiejś mierze także powstawała pod wpływem takich potrzeb.
W 1989 roku naród polski wyzwolił się i odzyskał niepodległość, więc te dążenia nagle zniknęły. Mało tego. Kiedy w latach osiemdziesiątych XX wieku trzeba było opisywać coś, co się zakończyło katastrofą, starając się wytłumaczyć, jak do niej doszło, teraz należało opisać coś, co się zakończyło triumfem. Już nie było potrzeby ubolewać nad liberum veto (ponieważ doprowadziło do katastrofy), tylko je opisywać jako ciekawy fenomen, który w jakimś sensie może nawet się przyczynił do ostatecznego triumfu.
W 1989 roku oswobodziliśmy się spod jarzma sowieckiego, ale nie wyzwoliliśmy się od nałogów psychologicznych, w które uzbroiliśmy się przez te długie lata niepowodzeń i upokorzeń. Zbiorowe pojęcie naszej historii nadal cechuje cały zestaw emocjonalnych i pseudoreligijnych odruchów, które przeszkadzają w uczciwej i zrównoważonej dyskusji na jej temat. Ta książka jest skromną próbą uwolnienia się od nich i chociaż dużo ją łączy z poprzednią, zupełnie inaczej podchodzi do wielu rzeczy, szczególnie do tych okresów i tematów, które wydawały się dotychczas najbardziej bolesne i wymagające delikatnego traktowania. Pisząc ją, starałem się wyzbyć emocji, obserwować chłodnym okiem zarówno aspekty budujące, jak i kompromitujące, poważne i dziwaczne, tragiczne i śmieszne, i wydaje mi się, że takie spojrzenie na naszą wspólną przeszłość żadnemu Polakowi nie może zaszkodzić.
Adam Zamoyski
Londyn, luty 2011
I
Ludność, terytorium i korona
WŚREDNIOWIECZU, KIEDY LUDZIE LUBILI PROSTE WYJAŚNIENIA, ROZPOWSZECHNIONY W POLSKIM FOLKLORZE MIT GŁOSIŁ, ŻE NARÓD NIEMIECKI ZOSTAŁ SPROWADZONY NA ZIEMIĘ PRZEZ ODBYT PONCJUSZA PIŁATA. Nie istnieje równie przydatne i proste podanie dotyczące genezy narodu polskiego, a jego początki są tajemnicze także dla jego najbliższych sąsiadów.
Większość ludów Europy wyłoniła się z epoki mrocznych dziejów w drodze wzajemnego oddziaływania polegającego na tym, że celtyccy mnisi z Irlandii przenosili religię rzymską do Niemiec, a skandynawscy Wikingowie łączyli Anglię i Francję z Sycylią i światem arabskim lub pływali w górę ruskich rzek do Kijowa i Konstantynopola. Natomiast obszar będący obecnie Polską egzystował w próżni.
Podobnie jak wschodnia część Niemiec, Czechy i Słowacja ów teren był zasiedlony przez plemiona słowiańskie. Kupcy rzymscy, którzy już w I wieku przybywali tu z południa, poszukując bursztynu, zwanego „złotem Północy”, zanotowali, że zamieszkiwały go „pokojowe ludy rolnicze, żyjące w stanie «wiejskiej demokracji»”. Najliczniejszą społeczność stanowili „mieszkańcy pól”, czyli Polanie. Istnieją też pewne poszlaki wskazujące na to, że w VI wieku obszar ten został zajęty lub częściowo zasiedlony przez Sarmatów, wojownicze plemię z czarnomorskich stepów. Niewykluczone, że właśnie spośród nich wywodziła się narzucona Polanom nowa klasa rządząca lub przynajmniej kasta wojowników.
Tak czy owak „mieszkańców pól” osłaniały od świata zewnętrznego inne narody słowiańskie. Północni Pomorzanie i przedstawiciele innych plemion utrzymywali za pośrednictwem Wikingów stosunki handlowe z większością Europy i światem arabskim. Na południu żyli Wiślanie – a to atakowani, a to ewangelizowani przez wyznających chrześcijaństwo Czechów. Usytuowani na zachód od Polan Łużyczanie i Ślężanie walczyli i handlowali z Niemcami i Sasami. Dzięki takim strefom buforowym Polanie mogli się cieszyć niezakłóconym spokojem aż do ósmego, a nawet dziewiątego stulecia.
Z innymi zachodnimi Słowianami łączyła Polan wspólna mowa, nieco odmienna od języków, którymi posługiwali się położeni na południowy zachód Czesi i zamieszkujący Ruś Słowianie wschodni. Wszystkie te plemiona były bardzo przywiązane do religii opartej na wierze w te same bóstwa, przy czym Polanie oddawali również cześć dziełom natury – drzewom, rzekom i kamieniom – wierząc, że są to siedziby ich bożków lub – rzadziej – kręgom albo budowlom, które uważali za święte. Wspólna wiara różnych plemion nie miała charakteru strukturalnego czy hierarchicznego i nie była elementem jednoczącym politycznie. Od sąsiednich ludów różniła Polan rządząca nimi elita – dynastia Piastów ustanowiona w Gnieźnie w IX wieku.
W drugiej połowie dziewiątego i na początku dziesiątego stulecia książęta piastowscy stopniowo zwiększali swą dominację nad sąsiadami, których większość narażona była na różne niebezpieczeństwa i naciski ze strony świata zewnętrznego – to ułatwiało piastowskim władcom podporządkowanie słabszych plemion. W X wieku Piastowie sprawowali już władzę na znacznych obszarach. Autor pierwszego wiarygodnego, pisanego źródła informacji o ich państwie, mieszkający w Hiszpanii żydowski podróżnik Ibrahim ibn Jakub, twierdził, że książę Mieszko narzucił swym poddanym stosunkowo rozwinięty system fiskalny, a dominację zapewniły mu sieć warownych grodów oraz stała armia złożona z trzech tysięcy jezdnych.
Na te właśnie grody i rycerzy natknął się w 955 roku król Niemców Otto I. Po tym jak odniósł wiele zwycięstw nad wschodnimi sąsiadami i umocnił swe granice za pomocą buforowych państewek, zwanych marchiami, przekroczył Łabę i posuwając się na wschód, rozbijał niewielkie siły słowiańskich wojowników. Z tą chwilą skończył się dla Polan okres izolacji, a książę Mieszko nie mógł dłużej ignorować zewnętrznego świata.
Tym bardziej nie mógł sobie na to pozwolić po roku 962, w którym Otto I otrzymał z rąk papieża Jana XII koronę cesarza rzymskiego. Akt ten, choć w gruncie rzeczy o charakterze symbolicznym, miał niebagatelne znaczenie – przyznawał cesarzowi zwierzchnictwo nad Kościołem. Mieszko doceniał polityczne i kulturalne korzyści, jakie chrześcijaństwo przyniosło sąsiedniemu państwu czeskiemu. Poza tym przyjęcie nowej religii, która równocześnie stałaby się w rękach księcia cennym narzędziem politycznym, wydawało się jedynym sposobem uniknięcia wojny z cesarzem. W 965 roku Mieszko uzyskał zgodę cesarza na poślubienie czeskiej księżniczki Dobrawy, a w następnym, 966, ochrzcił się wraz z całym swoim dworem. W ten sposób księstwo Polan stało się częścią świata chrześcijańskiego.
Mieszko dążył jednak do realizacji własnych celów, nierzadko sprzecznych z zamierzeniami Cesarstwa. Chciał uzyskać kontrolę nad jak największym obszarem wybrzeża Morza Bałtyckiego. Wkroczył więc na Pomorze, co doprowadziło do konfrontacji z margrabią niemieckiej Marchii Północnej, który w imieniu Cesarstwa usiłował podbić ten obszar. Mieszko zwyciężył go pod Cedynią w 972 roku, a cztery lata później dotarł do ujścia Odry. W tej sytuacji margrabia wezwał na pomoc swego nowego władcę, Ottona II, który stanął na czele wyprawy skierowanej przeciwko Polakom. W 976 roku Mieszko pokonał również jego, umacniając tym samym swoją władzę na całym Pomorzu. Książę kroczył dalej na zachód, dopóki nie napotkał na swojej drodze Duńczyków, którzy w drodze ekspansji przesuwali granice swego państwa na wschód. Tymczasem przypieczętował też dobre stosunki z nowymi sąsiadami, wydając córkę Świętosławę za króla Szwecji i Danii Eryka. (Po śmierci męża Świętosława poślubiła Swena Widłobrodego, króla Danii, i urodziła mu syna Kanuta, który odwiedził Polskę w 1014 roku, by zebrać oddział trzystu jezdnych, mający mu dopomóc w ponownym podboju Anglii).
Mieszko – pierwszy władca chrześcijańskiej Polski – odnosił sukcesy militarne. Nie zaniedbywał przy tym dyplomacji, wciągając do realizacji swych planów tak odległe państwa, jak leżący w Hiszpanii mauretański Kalifat Kordoby. Jego ostatnim przedsięwzięciem było przyłączenie ziem należących do Ślężan. W 990 roku sporządził dokument Dagome iudex określający granice jego państwa. Zadedykował go świętemu Piotrowi, a papieża uczynił gwarantem bezpieczeństwa wewnętrznego w państwie polskim.
Głowa Kościoła okazała się bardzo cennym sprzymierzeńcem syna i następcy Mieszka, Bolesława Chrobrego, który gorliwie kontynuował dzieło ojca. W 996 roku na dworze Bolesława pojawił się mnich o imieniu Adalbert, urodzony jako czeski książę Wojciech. Był wysłannikiem papieża Grzegorza V, który zlecił mu misję nawracania Prusów, niesłowiańskiego ludu zamieszkującego wybrzeże Bałtyku – Bolesław przyjął go zatem z należytymi honorami. Po krótkim pobycie na polskim dworze misjonarz wyruszył na spotkanie z Prusami, lecz ci rychło pozbawili go życia. Na wieść o tym polski książę skierował do Prus posłów, którzy wykupili zwłoki Wojciecha, podobno za ilość złota równoważącą wagę ciała zakonnika, a następnie pochował je w gnieźnieńskiej katedrze.
Następca papieża Grzegorza V, Sylwester II, dowiedziawszy się o tym zdarzeniu, kanonizował Wojciecha. Podniósł też diecezję gnieźnieńską do rangi arcybiskupstwa i utworzył nowe biskupstwa we Wrocławiu, w Kołobrzegu i Krakowie. Było to w istocie równoznaczne ze stworzeniem polskiej prowincji Kościoła, niezależnej od sprawującej nad nią pierwotnie zwierzchność archidiecezji magdeburskiej. Wzmocniło to niepodważalnie polskie państwo, bo struktury kościelne były wówczas najważniejszymi instrumentami łączności i nadzoru. Pierwsze istniejące na terenie Polski parafie powstawały obok zamków, ośrodków królewskiej administracji, i stały się pomostem między władzą świecką a religijną. Ich rolę podkreśla nawet etymologia polskiego słowa „kościół”, które wywodzi się od łacińskiego castellum – warownia, zamek.
Fragment Drzwi Gnieźnieńskich, ok. 1170 roku. W kolejnych kwaterach przedstawione zostały: męczeńska śmierć św. Wojciecha, wystawienie jego zwłok oraz wykupienie ciała biskupa przez Bolesława Chrobrego.
Nowy cesarz, Otto III, przyjaciel zarówno świętego Wojciecha, jak i papieża Sylwestra II, przybył w roku 1000 z pielgrzymką do Gniezna, by odwiedzić grób zamordowanego misjonarza. Kronikarz Gall Anonim jego wizytę opisał w następujących słowach:
„Bolesław przyjął go tak zaszczytnie i okazale, jak wypadało przyjąć króla, cesarza rzymskiego i dostojnego gościa. Albowiem na przybycie cesarza przygotował przedziwne [wprost] cuda; najpierw hufce przeróżne rycerstwa, następnie dostojników rozstawił jak chóry, na obszernej równinie, a poszczególne, z osobna stojące hufce wyróżniała odmienna barwa strojów. A nie była to [tania] pstrokacizna byle jakich ozdób, lecz najkosztowniejsze rzeczy, jakie można znaleźć gdziekolwiek na świecie. Bo za czasów Bolesława każdy rycerz i każda niewiasta dworska zamiast sukien lnianych lub wełnianych używali płaszczy z kosztownych tkanin, a skór, nawet bardzo cennych, choćby były nowe, nie noszono na dworze bez [podszycia] kosztownego i bez złotych frędzli. Złoto bowiem za jego czasów było tak pospolite u wszystkich jak [dziś] srebro, srebro zaś było tanie jak słoma. Zważywszy jego chwałę, potęgę i bogactwo, cesarz rzymski zawołał w podziwie: «Na koronę mego cesarstwa! To, co widzę, większe jest, niż wieść głosiła!». I za radą swych magnatów dodał wobec wszystkich: «Nie godzi się takiego i tak wielkiego męża, jakby jednego spośród dostojników, księciem nazywać lub hrabią, lecz [wypada] chlubnie wynieść go na tron królewski i uwieńczyć koroną». A zdjąwszy z głowy swój diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na [zadatek] przymierza i przyjaźni, i za chorągiew triumfalną dał mu w darze gwóźdź z krzyża Pańskiego wraz z włócznią świętego Maurycego, w zamian za co Bolesław ofiarował mu ramię świętego Wojciecha. I tak wielką owego dnia złączyli się miłością, że cesarz mianował go bratem i współpracownikiem cesarstwa i nazwał go przyjacielem i sprzymierzeńcem narodu rzymskiego”.
Otto III przyjechał nie tylko po to, by modlić się przy grobie swego kanonizowanego przyjaciela. Chciał ocenić siłę Polski i ustalić jej status w łonie Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. To, co zobaczył, zrobiło na nim najwyraźniej wielkie wrażenie, gdyż uznał, że kraj ten nie powinien być traktowany jako lenne księstwo, lecz tak jak Niemcy i Włochy, czyli jako niezależne królestwo.
Kiedy jednak Ottona III zastąpił na tronie mniej szlachetny Henryk II, owa niezależność została zagrożona. Koncepcja silnego księstwa polskiego nie mieściła się ani w niemieckiej, ani w czeskiej racji stanu, dlatego Niemcy rozpoczęli nową ofensywę na państwo polskie, wspomagani na południu przez Czechów, a na północy przez pogańskie plemiona słowiańskie. Bolesław najpierw stoczył z Henrykiem II zwycięską bitwę, a potem zaczął wywierać dyplomatyczną presję na Czechy, zawierając sojusz z Węgrami, a także na samego Henryka, nawiązując dynastyczne porozumienie z palatynem Lotaryngii. Naciskany ze wszystkich stron cesarz musiał przystać na zawarcie pokoju w Budziszynie w 1018 roku, mocą którego oddał Polsce nie tylko sporne terytoria nad Łabą, lecz również całe Morawy.
Bolesław Chrobry, podobnie jak jego ojciec, nie spoczął na laurach. Wydał swą córkę za księcia Światopełka, władcę Wielkiego Księstwa Kijowskiego. Kiedy na Rusi wybuchł bunt i Światopełk został wygnany ze stolicy, Bolesław wystąpił zbrojnie w obronie swego zięcia. Przy okazji zagarnął pas ziemi oddzielający jego posiadłości od Rusi Kijowskiej oraz część ziem leżących pomiędzy Bugiem i Sanem, dzięki czemu rozszerzył swą władzę na wschód.
Polska była teraz dużym państwem, a jej suwerenność nie ulegała wątpliwości. Aby podkreślić to jeszcze dobitniej, Bolesław koronował się w katedrze gnieźnieńskiej na króla Polski. Jednak po jego śmierci okazało się, że nowo powstałe państwo nie potrafiło kontynuować mocarstwowej polityki Mieszka i Bolesława, a także nie było w stanie zaadaptować ich zdobyczy. Sytuację komplikowało, że po wstąpieniu na tron syna Bolesława Chrobrego Mieszka II dały się odczuć silne separatystyczne tendencje w poszczególnych regionach kraju.
Podczas gdy nowy król usiłował zachować jedność swego państwa, jego zawistni bracia uzyskali poparcie Kijowa, obiecując oddać Rusi tereny między Bugiem a Sanem, oraz zdobyli przychylność Cesarstwa, proponując zwrot terenów zagarniętych przez ich ojca Bolesława Chrobrego. Bez większego trudu obalili Mieszka II, który w 1031 roku musiał uciekać z kraju. Nieszczęsny wygnaniec wpadł w ręce czeskich rycerzy, którzy według relacji polskiego kronikarza Galla Anonima „rzemieniami skrępowali mu genitalia, tak że nie mógł już płodzić [potomstwa]”. Choć Mieszkowi udało się powrócić i odzyskać tron, nie zdołał na nowo zjednoczyć państwa. Zmarł w 1034 roku.
Jego syn Kazimierz I, zwany Odnowicielem, nie odniósł większych sukcesów i również musiał uciekać z kraju, kiedy wybuchła wojna domowa. Czeski książę Brzetysław wykorzystał tę okazję i dokonał zbrojnego najazdu na Polskę. Zajął Gniezno, z którego usunął nie tylko atrybuty polskiej Korony, lecz również wywiózł do Pragi ciało świętego Wojciecha. Byt Polski jako suwerennego państwa został poważnie zagrożony.
W czasach, w których granice były właściwie teoretyczne, różnice kulturowe nieokreślone, a koncepcje narodowości dopiero się rodziły, zarówno pierwszy czeski kronikarz Kosmas z Pragi, jak i współczesny mu mnich Gall Anonim widzieli swoje narody jako największych wrogów. Rodzi to pytanie, jakie na tym etapie dziejów nadajemy znaczenie takim terminom jak „Polska” oraz takim pojęciom jak „Polacy”, „Niemcy” i „Czesi”. Granice, jeśli istniały, miały charakter płynny i zmieniały się za każdym razem, kiedy ten czy inny władca dochodził siłą swych praw. Różnice etniczne nie narzucały szczególnej lojalności – Niemcy walczyli między sobą równie często jak ze Słowianami, którzy z kolei nieustannie toczyli wewnętrzne wojny. A do tego owe różnice nie były wyraźnie określone. Kiedy Niemcy okupowali ziemie sięgające aż do Odry, wymieszali się w takim stopniu ze Słowianami, że ludność późniejszej Brandenburgii, kolebki germańskich mitów rasowych, była po prostu narodowościową mieszanką. A gdy obszar nazwany później Meklemburgią stał się częścią niemieckiego świata, słowiańska klasa rządząca przerodziła się w niemiecką arystokrację. Tymczasem władcy Polski wielokrotnie zawierali związki małżeńskie z Niemkami.
Źródłem konfliktu, który leżał u podstaw wrogiej postawy Polaków wobec Czechów i Cesarstwa, była kwestia pozycji Polski w świecie chrześcijańskim. W ciągu stu pięćdziesięciu lat od usankcjonowania przez Ottona III monarszych ambicji Bolesława Chrobrego status Polski pozostawał niepewny. Cesarstwo wielokrotnie usiłowało zdegradować kraj do rangi swego wasala, ale ten walczył o zachowanie suwerenności. Odbiciem poszczególnych stadiów tej batalii może być sposób tytułowania polskich władców przez ówczesne źródła zachodnie. W zależności od sytuacji posługiwali się oni terminami: dux (wojewoda), princeps (książę) lub rex (król). Teoretycznie tego typu kwestie tytularne, mimo własnych wewnętrznych konfliktów i wojen, rozstrzygało Cesarstwo. Polski monarcha mógł jednak wzmacniać swą pozycję, rozbudowując siłę własnego państwa poprzez zabiegi o poparcie innych państw lub zawarcie sojuszu z papieżem wymierzonego przeciwko cesarzowi. Owe konflikty zaostrzyły się jeszcze w ciągu stu lat, jakie upłynęły od roku 1058, czyli od śmierci Kazimierza I.
Kazimierz, odzyskawszy tron w 1039 roku, uczynił swą tymczasową stolicą Kraków. Gwarancjami bezpieczeństwa Gniezna leżącego w centralnym punkcie ziemi Polan, czyli Wielkopolski, były nienaruszalność granicy na Odrze i dominacja Polski na Pomorzu od północy i na Śląsku od południa. Los Krakowa, stolicy Małopolski, zależał w większym stopniu od sytuacji, jaka panowała w Kijowie, niż od tego, co działo się na Pomorzu. Zarówno Kazimierz, który poślubił siostrę kijowskiego księcia, jak i jego syn Bolesław II Śmiały, również żonaty z przedstawicielką tej monarszej rodziny, zwrócili oczy na Wschód, a Bolesław dwukrotnie zajmował Kijów w imieniu swego wuja Izasława. Ważnym elementem polskiej polityki stały się też Węgry, które były naturalnym sprzymierzeńcem przeciwko Czechom i Cesarstwu. Przy okazji stanowiły one istotne ogniwo wielkiej sieci papieskiej dyplomacji wymierzonej w Cesarstwo, a sięgającej od Polski aż po Hiszpanię. Przyłączając się do tej koalicji, Bolesław odniósł jeszcze jedną korzyść: papież przyznał mu prawo do korony, którą mógł włożyć na swą głowę w 1076 roku.
Przyjazne stosunki króla z papiestwem uległy gwałtownemu ochłodzeniu już trzy lata po tym wydarzeniu. Niespełna sto lat po błyskotliwym wzlocie swego imiennika, który zawdzięczał karierę świętemu Wojciechowi, Bolesław Śmiały stracił tron z powodu innego kanonizowanego później przedstawiciela Kościoła. Przeciwko królowi zmówiła się grupa magnatów, czyli część najwyższej warstwy stanu rycerskiego, do której należał biskup krakowski Stanisław. Kiedy Bolesław dowiedział się o spisku, zareagował niezwykle gwałtownie, skazując na śmierć kilku konspiratorów, z biskupem włącznie. Ta decyzja wzbudziła powszechne oburzenie, a nieszczęsny monarcha musiał się zrzec tronu na rzecz swego brata Władysława Hermana. Zamordowanie biskupa (kanonizowanego w 1258 roku) podważyło prestiż polskiej dynastii do tego stopnia, że w 1085 roku cesarz Henryk V pozwolił czeskiemu księciu Wratysławowi II ogłosić się królem Czech i Polski. Choć akt ten miał znaczenie czysto symboliczne, stanowił dla polskiego władcy wielki afront.
Chrystus na majestacie z Sakramentarza tynieckiego, II poł. XI wieku.
Władysław Herman nie potrafił ograniczyć rosnącej potęgi miejscowych możnowładców, którzy uważali, że po śmierci panującego monarchy Polska powinna zostać podzielona między jego dwóch synów. Ale kiedy Władysław umarł w 1102 roku, jego młodszy syn Bolesław Krzywousty wygnał swego brata Zbigniewa z kraju. Jak sugeruje przydomek tego pierwszego, nie odznaczał się on wielką urodą, był za to zdolny. Choć rządził poddanymi silną ręką, szybko zyskał sobie ich szacunek, a twarde rządy ułatwiała mu biegłość w sprawach wojskowych. W 1109 roku odniósł zwycięstwo nad siłami cesarza i księcia czeskiego w bitwie na Psim Polu pod Wrocławiem, zmuszając obu do rezygnacji z roszczeń terytorialnych wobec Polski. Zajął też zbrojnie Pomorze, na którym stopniowy napór Niemców zmniejszył z biegiem lat wpływy Polski. Do tego odzyskał tereny sięgające do Odry i za nią, aż do wyspy Rugii.
W ostatnich latach panowania Bolesław wyruszył z wojskiem na pomoc swym węgierskim sojusznikom i poniósł klęskę, w wyniku której doszło do ponownych aktów agresji ze strony Czech. Grupa możnowładców wykorzystała tę sytuację i zmusiła Krzywoustego do sporządzenia politycznego testamentu, mocą którego Polska została podzielona na księstwa. Każdym z nich miał władać jeden z jego pięciu synów. Pomorze, którego władcy byli później blisko spokrewnieni z Piastami, ale nie pochodzili z ich głównej linii, otrzymało równorzędny status. Najstarszy zaś syn Bolesława Władysław miał rządzić nie tylko własnym księstwem, lecz również niewielkim, ale teoretycznie najważniejszym księstwem krakowskim i sprawować zwierzchnictwo nad pozostałymi dzielnicami. Po śmierci Bolesława Krzywoustego w 1138 roku kraj stał się więc płaszczyzną politycznego eksperymentu, mającego doprowadzić do kompromisu między tendencjami regionalistycznymi a naturalnym poczuciem kształtującej się wspólnoty narodowej i wymogami politycznej jedności.
Mimo częstych zakłóceń procesu sukcesji i wynikających z nich podziałów kraju owo poczucie jedności było oparte głównie na dynastii Piastów. Pochodzący z niej władcy stworzyli do końca jedenastego stulecia przeszło osiemdziesiąt grodów i nadali grodom kupieckim królewskie akty lokacyjne gwarantujące im prawa oraz ochronę. Zachęcali mieszkańców do zastąpienia handlu wymiennego systemem opartym na bitych przez miasto monetach i zapewniali bezpieczeństwo niezbędne do stworzenia na terenie całego kraju międzynarodowych szlaków handlowych. Takie miasta jak Kraków (od 1040 roku stolica kraju), Sandomierz, Kalisz, Wrocław, Poznań i Płock przeżywały wówczas okres rozkwitu.
Jednoczył też Kościół, który odgrywał zasadniczą rolę w szerzeniu nowych metod produkcji, romańskiego stylu w architekturze oraz w wielkim stopniu przyczyniał się do rozpowszechnienia kultury i edukacji, zapewniając wiedzę techniczną i administrację oraz kształcąc przyszłych księży i młodych członków stanu rycerskiego. Proces ten nabrał jeszcze większego rozpędu z chwilą przybycia do Polski benedyktynów, których klasztor w Tyńcu nad Wisłą pochodzi z drugiej połowy XI wieku, a później norbertanów i cystersów. Przy większości świątyń powstawały szkoły, polscy studenci zaś mogli do woli podróżować po kontynencie w poszukiwaniu wiedzy. W tym czasie pojawiła się też miejscowa, łacińska chanson de geste (pieśń o bohaterskim czynie), a w latach 1112–1116 powstała w Krakowie pierwsza polska kronika napisana przez Galla Anonima, zapewne benedyktyńskiego zakonnika pochodzącego z Prowansji.
Pierwsza strona z najstarszego zachowanego rękopisu Kroniki Galla Anonima, tzw. Kodeks Zamoyskich, po 1340 roku.
Istnieje jednak zdecydowana rozbieżność między wielkim wpływem Kościoła na rozwój edukacji, czy nawet wydarzenia polityczne, a jego znacznie skromniejszymi osiągnięciami na polu czysto religijnym. Pogańskie kulty przetrwały oficjalne przejście kraju na chrześcijaństwo, co nastąpiło w 966 roku, w ciągu następnych dwu stuleci wielokrotnie się odradzały, czemu towarzyszyło palenie kościołów i mordowanie księży. Relikty pogaństwa były szczególnie widoczne na Pomorzu, które zachowywało pewien stopień autonomii mimo nacisków Polski i Cesarstwa, które chciały je sobie podporządkować.
Przyczyną nieskuteczności działań polskiego Kościoła w kwestiach duchowych był powszechny brak gorliwości religijnej. Dowodzi tego choćby polska reakcja na apele Rzymu wzywające do udziału w wyprawach krzyżowych. Orędzie papieskie przekonało tylko nielicznych władców, do których należał książę Henryk Sandomierski. Książę Leszek Biały wyjaśnił zaś w długim liście do zwierzchnika Kościoła, że ani on, ani żaden szanujący się polski rycerz nie dadzą się nakłonić do wyprawy do Ziemi Świętej, ponieważ – jak ich poinformowano – nie ma tam ani wina, ani miodu, ani nawet piwa. Do pozostania w domu skłaniała też mieszkańców Polski agresywność pojawiających się na jej granicach pogan – Prusów i Litwinów. Nie podejmowano jednak żadnych prób nawrócenia tych nieproszonych gości. Tym, co ewentualnie mogło skłonić europejskich rycerzy i podążających za nimi osadników do zamorskich wypraw na teren Palestyny i obszarów nadbałtyckich, była dająca się zauważyć w okresie średniowiecza eksplozja populacyjna, która prowadziła do przeludnienia niektórych terenów. Nie dotyczyło to jednak Polaków. Słabo zaludniona Polska nie potrzebowała większego rozproszenia mieszkańców, a jej władcy wręcz z zadowoleniem witali żydowskich, niemieckich i czeskich imigrantów, którzy przyczyniali się do rozwoju rzemiosła.
Państwo, z chwilą śmierci Bolesława Krzywoustego podzielone na pięć księstw, ulegało dalszemu rozczłonkowaniu. Najstarszy z synów Bolesława, Władysław – wykorzystując swą pozycję władcy Krakowa – podjął próbę zjednoczenia, ale natrafił na opór nie tylko ze strony braci, lecz również miejscowych możnowładców. W ciągu następnych stu lat kolejni rządzący w stolicy książęta okazywali się coraz mniej zdolni do egzekwowania swego formalnego zwierzchnictwa, aż w końcu zrezygnowali z podejmowania takich prób. Do tego różne odłamy królewskiej rodziny tworzyły lokalne dynastie, co w przypadkach, kiedy władcy próbowali zadbać o interesy swych potomków, prowadziło do podziału pierwotnie istniejących pięciu księstw (Wielkopolska, Mazowsze i Kujawy, Małopolska oraz Śląsk) na jeszcze mniejsze jednostki administracyjne.
Przyczyną rozbicia dzielnicowego była nie tylko rodzinna rywalizacja. Regionalni możnowładcy i rządzący większymi miastami pragnęli autonomii, a tendencje decentralizacyjne szły w parze z żądaniami sprawiedliwszego podziału władzy. Władysław Wielkopolski, zwany Laskonogim, podjął wprawdzie ambitną próbę odzyskania pozycji księcia Krakowa, ale potężni możnowładcy zmusili go do przyznania im znacznych przywilejów na mocy układu w Cieni zawartego w 1228 roku, czyli zaledwie trzynaście lat po podpisaniu przez króla Anglii podobnego dokumentu, nazwanego Wielką Kartą Wolności.
Istniała jednak zasadnicza różnica między angielskimi a polskimi możnowładcami. Władza angielskich czy francuskich feudałów pochodziła od króla i stanowiła element systemu lenno-wasalnego. W Polsce nigdy nie przyjął się system feudalny w jego rozwiniętej zachodnioeuropejskiej formie, dotyczył on tu tylko nielicznych przedstawicieli szlachty przybyłych z zachodu Europy. To sprawiało, że polskie społeczeństwo pod wieloma względami różniło się od społeczeństw innych państw kontynentu.
W Polsce najwyższą warstwą społeczną było rycerstwo, które dziedziczyło status i ziemię. Członkowie stanu rycerskiego musieli służyć w armii króla i podporządkowywać się wyrokom jego trybunałów, ale na swych ziemiach sprawowali suwerenną władzę. Stosowali się do zwyczajowych praw kraju, ius Polonicum, opartych wyłącznie na precedensach, i torpedowali wysiłki Korony zmierzające do wprowadzenia cudzoziemskich struktur sądowniczych. Niżej od rycerzy stali przedstawiciele kilku warstw społecznych, między innymi władycy, czyli rycerze bez tytułu szlacheckiego, i panosze, będący czymś w rodzaju średniorolnych chłopów. Chłopi byli przeważnie wolni i mogli awansować na wyższy poziom struktury społecznej. Choć uprawiana przez nich ziemia należała do feudałów, to podlegali oni dokładnie określonemu prawu. Nieliczni chłopi pańszczyźniani uzyskali w pierwszej połowie XIII wieku większy zakres swobód osobistych i z reguły nie byli jak na zachodzie Europy przywiązani do ziemi. Wprowadzenie trójpolówki, która przyjęła się na początku XIII wieku i spowodowała dynamiczny rozwój rolnictwa, przyczyniło się do zróżnicowania sytuacji między tymi, którzy posiadali ziemię, a tymi, którzy jej nie mieli. Pierwsi zaczęli się bogacić, drudzy byli zmuszeni do życia z pracy rąk. Choć biedni chłopi uzyskali większy zakres swobód i ochronę prawną, wzrosło ich ekonomiczne uzależnienie.
Miasta tymczasem rządziły się własnymi prawami. Większość powstała na mocy specjalnych dokumentów lokacyjnych, które gwarantowały im szeroki zakres autonomii. W miarę rozwoju przyciągały cudzoziemców – Niemców, Włochów, Walonów, Flamandów i Żydów – których obecność sprzyjała zwiększeniu niezależności miast. Niemcy przynieśli z sobą nowe prawo, ius Teutonicum, które zostało w 1211 roku wprowadzone na terenie miast śląskich, a później – w zmodyfikowanej formie jako prawo magdeburskie – na obszarze całej Polski. Owe zasady, regulujące postępowanie w sprawach kryminalnych, cywilnych oraz handlowych, podkreślały, że obszar leżący w obrębie murów danego miasta jest administracyjnie i legislacyjnie niezależny od kraju, na którego terenie miasto się znajduje, a jego mieszkańcy stanowią odrębną klasę społeczną. To samo dotyczyło rosnącej populacji żydowskiej, która w 1264 roku otrzymała od Bolesława Pobożnego specjalne przywileje, tak zwane statuty kaliskie. Uznawały one wszystkich Żydów za servi camerae (poddanych Skarbu) i zapewniały im ochronę władcy. Był to pierwszy z serii przywilejów, które miały zapewnić Żydom status grupy narodowościowej rządzącej się własnymi prawami.
Brak struktury lenno-wasalnej sprawiał, że nie istniały naturalne kanały egzekwowania władzy centralnej. Królewska zwierzchność opierała się nie – jak w pozostałych krajach Europy – na lokalnych wasalach, lecz na mianowanych przez króla dostojnikach państwowych – kasztelanach. Tytuł ten wywodził się etymologicznie od królewskich zamków (kaszteli), w których sprawowali oni w imieniu monarchy władzę sądowniczą, administracyjną i militarną. W 1250 roku polskimi ziemiami zarządzało ponad stu kasztelanów, ale po podziałach kraju ich znaczenie, wraz ze znaczeniem władzy centralnej, znacznie zmalało. Uprawnienia kasztelanów przeszły w ręce pełnomocników poszczególnych książąt, czyli wojewodów.
Ta odmienność polskiego systemu od norm europejskich nie jest bez znaczenia. W odróżnieniu od Czech, które stały w obliczu podobnych wyzwań i wyborów, Polska nie została w pełni włączona do struktury europejskich państw, przez co pod względem rozwoju nie dotrzymywała im kroku. Zachowała za to większy stopień niezależności. Mimo że została podzielona na księstwa, polskie społeczeństwo było bardziej jednolite i spójne niż społeczeństwa innych państw. Nie poddano go procesom mieszanego zwierzchnictwa, w wyniku których znaczne obszary Francji podlegały władzy króla Anglii, niektóre rejony Niemiec były podporządkowane dynastii francuskiej, a Włochy przechodziły kolejno w ręce normandzkich, francuskich i niemieckich władców. I zapewne właśnie dzięki temu Polska przetrwała jako samodzielny organizm polityczny.
II
Między Wschodem a Zachodem
W1241 ROKU HORDY LEGENDARNEGO DŻYNGIS-CHANA, KTÓRYMI DOWODZIŁ TERAZ JEGO WNUK BATU, PRZELAŁY SIĘ WIELKĄ FALĄ PRZEZ WSCHODNIĄ EUROPĘ. Ogniem i mieczem podbiły księstwa południowej Rusi, a potem podzieliły się na dwie siły uderzeniowe. Większa z nich wdarła się na Węgry, a mniejsza plądrowała Polskę. Wojska księstwa małopolskiego stawiły jej czoło pod Chmielnikiem, ale zostały pokonane i zdziesiątkowane. Książę krakowski Bolesław Wstydliwy uciekł na południe, aż na Morawy.
Tatarzy złupili Kraków, a potem pognali ku zachodowi, by zaatakować Śląsk. Tamtejszy książę, Henryk Pobożny, zgromadził wszystkie swe siły, wezwał na pomoc wojska z Wielkopolski, zatrudnił oddział zaciężnych rycerzy i uzbroił nawet górników z kopalni złota w Złotoryi. 8 kwietnia 1241 roku wyprowadził armię z Legnicy i zagrodził drogę nadciągającym Tatarom. Nadaremnie. Jego wojska zostały pokonane, a on sam poćwiartowany.
Na szczęście dla zachodniej Europy Tatarzy skręcili na południe, by połączyć się z rodakami okupującymi Węgry, gdzie doścignęła ich wiadomość o śmierci chana Ugedeja. W tej sytuacji zrezygnowali z ekspansji na zachód i wrócili tam, skąd przyszli. Choć nigdy więcej nie podjęli próby podboju Europy, w ciągu następnych trzech stuleci trzymali w swym jarzmie całą Ruś i nadal nękali Polskę. W 1259 roku splądrowali Lublin, Sandomierz, Bytom i Kraków. Wrócili w roku 1287, wyrządzając podobne zniszczenia. Grozę tych najazdów wiernie przedstawiły ówczesne kroniki, legendy i pieśni, a pamięć o nich podtrzymuje do dziś hejnał z krakowskiej wieży mariackiej – grana co godzinę melodia zawsze urywa się w momencie, w którym gardło trębacza przebiła kiedyś tatarska strzała. W polskiej tradycji barbarzyński najeźdźca ze wschodu wciąż jest symbolem wszystkiego, co najgorsze.
Najazdy tatarskie unaoczniły bezsilność podzielonego kraju. Choć poszczególne księstwa łączyła wspólnota interesów, nie uzgadniały one własnych poczynań i nieprzyjaciel mógł kolejno rozgramiać ich wojska. Kiedy niebezpieczeństwo ze strony Tatarów zeszło na dalszy plan, owa słabość dzielnicowych władców zaczęła być widoczna na przeciwległych, północnych krańcach kraju. Tam narodził się bowiem nowy wróg – odziany w stalową zbroję i ozdobiony czarnym krzyżem.
Polska była krajem chrześcijańskim już od dwustu lat, większość jednak terenów położonych na południe i wschód od wybrzeży Bałtyku nadal zamieszkiwali poganie. Obszary te stanowiły widownię zaciętych walk toczonych przez Danię i inne królestwa skandynawskie, Brandenburgię i polskie księstwa gdańsko-pomorskie oraz mazowieckie. Rywalizujący z sobą władcy Danii, Brandenburgii i innych niemieckich księstw starali się podbić teren, znany później jako Meklemburgia, wraz z jego cennym portem Liubice, dzisiaj Lubeka. Nieco dalej na wschód, gdzie wybrzeże Morza Bałtyckiego zakrzywia się ku północy, Duńczycy i Skandynawowie wdzierali się zbrojnie na ziemie Litwinów, Łotyszy i Żmudzinów, a także Kurlandczyków. Tymczasem Polacy toczyli walki z innymi mieszkańcami wybrzeża – Prusami. Choć głównym motywem działań wszystkich najeźdźców była chęć zdobycia ziemi i nowych rynków zbytu, to miejscowi biskupi usiłowali, co prawda bez większego przekonania, stroić je w szaty wypraw misyjnych. Aż w końcu Bernard z Clairvaux, późniejszy święty, zaczął nawoływać w swych kazaniach do krucjaty obejmującej całą Europę.
To on przekonał papieża Aleksandra III do wykorzystania krzyżowców z północy Europy na tym terenie, a nie w Ziemi Świętej, i nakłonił go do wydania w 1171 roku bulli gwarantującej rycerzom walczącym z pogańskimi Słowianami lub Prusami takie same dyspensy i odpusty, jakie otrzymywali ich bracia zwalczający Saracenów. Zaleta instytucji krucjaty polegała na tym, że każdy miejscowy książę, toczący de facto prywatną wojnę z wrogami, mógł za zgodą swego biskupa rekrutować cudzoziemskich rycerzy, którzy walczyli za jego sprawę jako nieopłacani wojownicy. Zaś potencjalne owoce tej krucjaty zaostrzały apetyty zarówno Duńczyków, jak i Polaków czy Niemców. I choć pierwsza krucjata północna zakończyła się niepowodzeniem, to pogańscy Słowianie zamieszkujący Pomorze Zachodnie byli w ciągu następnego półwiecza stopniowo ujarzmiani przez Niemców i Duńczyków.
W pierwszych latach XIII wieku książęta mazowieccy podejmowali zbrojne wyprawy na ziemie pruskie; prowokowały one ich mieszkańców do odwetowych najazdów na terytoria książęce. Interesy książąt mazowieckich wymagały więc metodycznego podejścia do działań militarnych w Prusach. Jedyne armie zdolne sprostać temu zadaniu stanowiły zakony rycerskie, z których najsłynniejsze – templariusze i joannici – dowiodły swej przydatności w Palestynie. Biskup Rygi stworzył w roku 1202 Zakon Rycerzy Chrystusowych, znany lepiej jako bractwo kawalerów mieczowych, mający mu ułatwić podbijanie i nawracanie Łotyszy. Biskup Prus, korzystając z aprobaty księcia Konrada Mazowieckiego, poszedł niebawem w jego ślady, zakładając dobrzyński Zakon Rycerzy Chrystusowych, który stał się regularną armią polskich „misji” działających na terenie Prus. Była to jednak armia zbyt mała, by spełnić stawiane jej wymagania.
Konrad Mazowiecki, dostrzegając potrzebę bardziej radykalnego rozwiązania problemu, podjął w 1226 roku kroki, których konsekwencje dla Polski i Europy miały się okazać katastrofalne. Wezwał Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, znany jako zakon krzyżacki, do założenia swej głównej siedziby w Chełmnie i wsparcia jego działań na rzecz podboju pruskich ziem. Założony w palestyńskiej Akce zakon, kopia zakonu templariuszy, zareagował pozytywnie na propozycję prowadzenia działalności misyjnej blisko miejsca pochodzenia swych członków. Z tego powodu podjął się nieco wcześniej zadania obrony Węgier przed najazdami Tatarów, lecz wkrótce król Andrzej II, obawiając się ich politycznych ambicji, wygnał Krzyżaków ze swego kraju.
Oferta z Polski wydawała się zakonnikom bardzo korzystna, jednak wielki mistrz Hermann von Salza tym razem postanowił zabezpieczyć ich przyszłość. Uzyskał od cesarza Fryderyka II i papieża Grzegorza IX dokumenty upoważniające zakon do podboju Prus, nadania im statusu papieskiego lenna i zatrzymania ich w swoich rękach po wieczne czasy. Zanim Konrad Mazowiecki uświadomił sobie, z kim ma do czynienia, odkrył, że dzierżawa terenów, które wynajął Krzyżakom w ziemi chełmińskiej, zamieniła się w prawo własności.
Hermann von Salza, który nadal nie tracił z oczu Ziemi Świętej, uważał początkowo pruski teatr działań za sprawę drugorzędną. W 1229 roku wysłał tam garstkę swych rycerzy, a w latach 1232–1233 inny ich oddział uczestniczył w ogłoszonej przez dominikanów krucjacie przeciwko Prusom, w której wzięli udział oprócz setek niemieckich rycerzy liczni polscy książęta, margrabiowie Meissen i Brandenburgii, książę Austrii oraz król Czech. Zaangażowanie Krzyżaków wzrosło w 1237 roku, kiedy przejęli oni zwierzchność nad zakonem kawalerów mieczowych. Ci pierwsi byli zachęcani do większego udziału w sprawach tego regionu przez kolejnych papieży, którzy chcieli połączyć akcję nawracania bałtyckich pogan z wciąganiem na łono rzymskiego Kościoła jak największych połaci północnej Rusi.
Realizując te zamierzenia, zakon krzyżacki organizował coroczne wyprawy zbrojne (reysas) przeciw poganom. Brali w nich udział królowie, książęta i rycerze, pragnący wywiązać się z obowiązku noszenia broni w służbie Chrystusa. Owe wyprawy były czymś w rodzaju safari dla przyjezdnych możnowładców, którzy traktowali udział w krucjatach nie tylko jako chrześcijański obowiązek, lecz również jako wojenną przygodę. Działalność zakonu wywierała na nich tak dobre wrażenie, że przyznawali mu ziemie w swych posiadłościach i popierali go na forum dyplomatycznym. Ale nasilenie zbrojnej aktywności misjonarskiej w tym regionie prowadziło siłą rzeczy do konfliktów, gdyż w dziele nawracania pogan uczestniczyły już nie tylko Dania, Szwecja, Norwegia i księstwa polskie, lecz również powstające państwo litewskie oraz dwie ruskie prowincje – nowogrodzka i moskiewska.
Do 1283 roku została podbita przeważająca część Prus. Choć osiedlali się tam liczni nie posiadający dotąd ziemi polscy i niemieccy rycerze, obszarem tym zarządzał zakon krzyżacki. Krzyżacy zbudowali ogromną twierdzę w Malborku, wiele zamków rozsianych na całym terenie prowincji oraz port w Elblągu, który miał ułatwiać kontakty handlowe ze światem. Okazali się też skutecznymi administratorami, gdyż zakonna dyscyplina zapobiegała korupcji, a monastyczna struktura zapewniała kontynuację, której brakowało dynastycznym państwom uwikłanym w spory dotyczące dziedziczenia czy zarządzanym przez nieodpowiedzialnych albo nieudolnych władców. Rządy rycerzy zakonnych były początkowo dość liberalne. Starali się nie narzucać siłą chrześcijaństwa rdzennym mieszkańcom tych ziem, lecz nakłaniać ich do dobrowolnego nawracania się, i byli na tyle pragmatyczni, że w razie potrzeby zezwalali miejscowym poganom na udział w swych zbrojnych akcjach. Ale powtarzające się bunty i przypadki powrotu do pogaństwa z biegiem czasu skłoniły Krzyżaków do zajęcia bardziej radykalnej postawy, która doprowadziła do niemal całkowitej eksterminacji autochtonów.
Z punktu widzenia księstw polskich w ciągu pięćdziesięciu lat uciążliwych sąsiadów, jakimi byli Prusowie, zastąpiło sprawnie zorganizowane państwo. Samo w sobie nie zagrażało wprawdzie polskim księstwom, ale jego powstanie stanowiło jedno z ogniw łańcucha wydarzeń, które miały narazić Polskę na poważne niebezpieczeństwo.
Sto lat wcześniej, w roku 1150, zmarł ostatni słowiański książę Brenny, a jego miejsce zajął Niemiec. Utworzona wówczas Marchia Brandenburska prowadziła ekspansję na wschód, wbijając klin między państwa Słowian bałtyckich – i okrążając szczecińskiego księcia Bogusława, który był zmuszony uznać niemiecką dominację – a państewka położone na południu, takie jak małe księstwo lubuskie, które zostało natychmiast wcielone do Brandenburgii. W 1226 roku Brandenburgia zajęła Santok, a w 1271 – Gdańsk, rozszerzając obszar swego państwa w taki sposób, że graniczyło ono z ziemiami zakonu krzyżackiego. W następnym roku Polacy odzyskali zarówno Gdańsk, jak i Santok, ale nie potrafili zepchnąć napierających Niemców z powrotem na linię Odry. Z twierdzy berlińskiej, zbudowanej w 1231 roku nad Szprewą, margrabiowie brandenburscy spoglądali na wschód i wykorzystywali każdą okazję, by poszerzyć w tamtym kierunku swoje terytorium.
Przybywali też na te tereny kolonizatorzy z całych Niemiec, poszukując ziemi i okazji do wzbogacenia się. Byli zazwyczaj życzliwie przyjmowani przez polskich władców, w rezultacie pod koniec XIII wieku niemiecka większość zdominowała nie tylko takie miasta Śląska i Pomorza, jak Wrocław czy Szczecin, ale nawet stolicę kraju, czyli Kraków. Na Śląsku i Pomorzu napływ bezrolnych niemieckich rycerzy i chłopów odczuwano również na obszarach wiejskich, co miało wpływ na ograniczenie motywacji i zdolności miejscowych piastowskich władców do opowiadania się po stronie podzielonej Polski. Owi pomniejsi władcy musieli składać daninę każdemu, kto był na tyle silny, by narzucić im przymus korzystania ze swej ochrony. Książęta pomorscy, oskrzydleni przez niemieckie państwa i osłabieni przez niemiecką większość na terenie miast – szczególnie aktywną w hanzeatyckich ośrodkach, takich jak Szczecin czy Stargard – byli zmuszeni kolejno uznawać za swego suwerena nie księcia krakowskiego, lecz niemieckiego cesarza. Proces ten osłabił także większe polskie księstwa, co mocno zagroziło ich suwerenności. W 1300 roku czeski król Wacław wkroczył do Wielkopolski i z cesarskim błogosławieństwem koronował się na polskiego króla.
Najazdy tatarskie dostarczyły więc potężnych argumentów zwolennikom połączenia polskich księstw w jedno królestwo, a lęk przed zalewem Niemców i innych cudzoziemców nasilił tendencje zjednoczeniowe. W 1311 roku Czesi, przy współudziale części mieszkańców miasta, zajęli Kraków – rok później polskie wojska go odbiły i wówczas spędziły w jedno miejsce wszystkich krakowian. Tym, którzy nie potrafili prawidłowo powtórzyć trudnych do wymówienia polskich słów, obcinano głowy.
Tendencje zjednoczeniowe popierał również Kościół. Do tej pory nie odgrywał on większej roli politycznej, zadowalając się funkcjami administracyjnymi. Pod rządami pierwszych Piastów biskupi byli jedynie dostojnikami, którzy nie posiadali własnych wpływów. Rozpad państwa na oddzielne księstwa zmienił ten stan rzeczy, gdyż poszczególni książęta zaczęli zabiegać o poparcie miejscowych biskupów. Ci szybko zorientowali się, że polskie księstwa mogą być wchłonięte przez Czechy lub Niemcy, a wówczas polski Kościół utraci swój autonomiczny status, podjęli więc kroki zmierzające do zahamowania pełzającej germanizacji. Podczas synodu w Łęczycy w 1285 roku przyjęli rezolucję stanowiącą, że nauczycielami w przykościelnych szkołach mogą być jedynie Polacy.
Po kanonizacji Stanisława, biskupa krakowskiego zabitego na rozkaz króla Bolesława Śmiałego i w 1253 roku obwołanego patronem Polski, mnich Wincenty z Kielc spisał żywot świętego, uznając cudowne zrośnięcie się jego poćwiartowanego ciała za symboliczne proroctwo zapowiadające zjednoczenie podzielonej Polski. Podobnie patriotycznych uczuć można się dopatrzyć w spisanej na początku XIII wieku kronice innego biskupa krakowskiego, Wincentego Kadłubka, oraz w bardziej wiarygodnej Kronice Wielkopolskiej, która wyszła spod pióra pewnego poznańskiego księdza w latach osiemdziesiątych XIII wieku.
Niektórzy z udzielnych książąt, podejmując to przesłanie, postanowili odstąpić od zasady dziedziczności i wybrać ze swego grona najwyższego władcę, który miał sprawować rządy w Krakowie. Pierwszym takim monarchą został Henryk Probus ze Śląska, a po jego śmierci w 1290 roku Kraków przeszedł w ręce księcia gnieźnieńskiego, Przemysława II, który w 1295 roku koronował się nawet na króla Polski, ale kilka miesięcy później został zgładzony przez wysłanników z Brandenburgii. W roku 1296 jego miejsce zajął książę z linii kujawskiej, Władysław Łokietek, który miał się stać jednym z najbardziej zasłużonych polskich monarchów.
W 1300 roku, po czeskim najeździe na Polskę, Władysław musiał na jakiś czas uciec z kraju i podążyć do Rzymu w poszukiwaniu sojuszników. Jak sugeruje jego przydomek, był mężczyzną niewielkiej postury, ale wiedział, czego chce, i potrafił to osiągnąć, konsekwentnie realizując swoje plany. Papiestwo było wówczas uwikłane w jeden z długotrwałych konfliktów z Cesarstwem, więc na antycesarskiego polskiego księcia spoglądało z życzliwością. Władysław zabiegał też o poparcie Karola Roberta Andegaweńskiego, byłego króla Neapolu i Sycylii, który wstąpił niedawno na tron Węgier. Dzięki poparciu papieża Łokietek przypieczętował ów sojusz, wydając za Andegaweńczyka swoją córkę. Następnie, zapewniwszy sobie również przychylność książąt Halicza i Włodzimierza, wyruszył do Polski, by odbić swój kraj z rąk Czechów.
W 1306 roku Władysław Łokietek zajął Kraków, a w 1314 Gniezno, zyskując w ten sposób kontrolę nad dwiema najważniejszymi prowincjami kraju. Trzecia z nich, Mazowsze, uznała jego zwierzchność. W 1320 roku został królem Polski, pierwszym, który koronował się w Krakowie. Zawierając sojusze ze Szwecją, z Danią i księstwami pomorskimi, zepchnął Brandenburgię do defensywy, a potem przystąpił do walki z zakonem krzyżackim. Ten ostatni znalazł się w trudnej sytuacji, gdyż po zdobyciu Akki przez Saracenów w 1291 roku stracił swą główną siedzibę. Zarzuty postawione w 1307 roku templariuszom, na których wzorowali się Krzyżacy, a następnie rozwiązanie tego zakonu i brutalne prześladowanie jego członków były groźnym ostrzeżeniem dla wszystkich stowarzyszeń, które rosły w siłę. Władysław bezzwłocznie oskarżył Krzyżaków przed papieskim sądem nie tylko o napady i akty przemocy, lecz również o przestępstwo znacznie cięższe, polegające na niewypełnianiu swojej misji. Wyrok papieski był niepomyślny dla zakonu, a sam fakt postawienia zarzutów jego członkom zmusił ich do złagodzenia postępowania.
Główna siedziba Krzyżaków, która po upadku Akki mieściła się w Wenecji, czyli w miejscu ułatwiającym kolejne krucjaty na teren Ziemi Świętej, została w 1309 roku pospiesznie przeniesiona do leżącego na Powiślu Malborka. Prusy stały się teraz nie przyczółkiem krzyżowców, lecz samodzielnym państwem, i miały rozstrzygać swe spory z sąsiadami nie przed papieskimi sądami, lecz na polach bitew. W porozumieniu ze swym sprzymierzeńcem, Janem Luksemburskim, królem Czech, Zakon najechał na Polskę. Śląski książę Bolko I Świdnicki zatrzymał Czechów, a Władysław wyruszył na spotkanie wojsk krzyżackich i w roku 1331 pokonał je w krwawej bitwie pod Płowcami. Zbyt słaby, by wykorzystać swe zwycięstwo, nie zdołał narzucić polskiego zwierzchnictwa Pomorzu i Śląskowi, gdzie Niemcy utrzymały swą hegemonię. Mimo to Władysław Łokietek zdołał przed śmiercią (1333) zjednoczyć centralne prowincje kraju i ustanowić przynajmniej nominalne zwierzchnictwo nad wieloma innymi obszarami. Jego syn Kazimierz III, zwany Wielkim (1333–1370), kontynuował skutecznie dzieło ojca i rozwiał wszelkie wątpliwości dotyczące suwerenności Polski.
Pomógł mu w tym wyjątkowo sprzyjający zbieg okoliczności. Mianowicie: na większości obszarów Europy nagłe ochłodzenie zniszczyło zasiewy i obniżyło plony, zaś Polska przeżyła wówczas okres łagodnego ocieplenia, które zapewniło nie tylko wspaniały urodzaj, lecz również stworzyło warunki do uprawy śródziemnomorskich owoców, a nawet wyrobu wina. Kiedy wojna stuletnia dewastowała najbogatsze kraje zachodniej Europy i doprowadzała do kryzysu finansowego nawet w państwach tak odległych, jak Włochy, Polska nie brała udziału w długotrwałych konfliktach. Z kolei epidemia czarnej śmierci, która zaatakowała w latach 1347–1350 prawie cały kontynent, nie dotarła do większości polskich ziem. Ludność Anglii, Francji, Włoch, Skandynawii, Węgier, Szwajcarii, Niemiec i Hiszpanii zmniejszyła się przeszło o połowę. Przerażającym spustoszeniom poczynionym przez epidemię towarzyszył powszechny głód, który wywołał exodus z miast, a uchodźcy włóczyli się po Europie, zabiegając o żywność i bezpieczne schronienie. Na domiar złego poszukiwanie kozłów ofiarnych, odpowiedzialnych rzekomo za epidemię, pociągnęło za sobą największą w dziejach średniowiecza falę antysemityzmu. Żydzi, którym udało się ją przeżyć, uciekali w popłochu głównie na wschód. Liczba mieszkańców Polski wzrastała, gdyż wszystkich poszkodowanych witano w niej z otwartymi rękami, zmuszając ich jedynie do przejścia kwarantanny.
Kazimierz był odpowiednim władcą na owe pomyślne czasy. Ten przystojny, silnie zbudowany mężczyzna o szerokim czole i bujnym uwłosieniu miał prawdziwie monarszą aparycję, łączył też w sobie odwagę i determinację z lubieżnością i zamiłowaniem do wygód. Zaradny władca wzniósł katedry w Krakowie i Gnieźnie, zbudował 65 nowych warownych miast, a także ufortyfikował 27 istniejących i stworzył 53 nowe zamki. Zmienił bieg Wisły pod Krakowem i przekopał kanał łączący wielickie kopalnie soli ze stolicą. W 1347 roku skodyfikował cały system istniejących praw, tworząc dwie księgi – statuty piotrkowskie dla Wielkopolski i statuty wiślickie dla Małopolski. Zreformował system fiskalny, stworzył centralną kancelarię państwa i uregulował sytuację na rynku pieniężnym, przeprowadzając w 1388 roku reformę monetarną. Na terenie miast powstały dzięki niemu związki rzemieślników, cechy. Rozszerzył ponadto prawo magdeburskie. Przyznał specjalne przywileje mieszkającym w polskich miastach Ormianom i stworzył fiskalne, prawne, a nawet polityczne instytucje przeznaczone dla Żydów.
Te posunięcia były fundamentem pod pomyślną przyszłość kraju. Polskie miasta zyskały pokaźną liczbę kupców i biegłych rzemieślników, a napływ Żydów umożliwił funkcjonowanie banków i innych usług. To z kolei napędziło rozwój wytwórczości oraz eksploatację nowo odkrytych złóż rudy żelaznej, ołowiu, miedzi, srebra, cynku, siarki i soli kamiennej, doprowadzając w rezultacie do usprawnienia technologii górnictwa. Tradycyjny zestaw towarów eksportowych, takich jak zboża, bydło, skóry, drewno i inne produkty leśne, poszerzył się o wyroby rzemieślnicze, na przykład sukno, które docierało na zachodzie aż do Szwajcarii.
Figurka przedstawiająca Kazimierza Wielkiego, ok. 1370 roku.
Nasilały się też kontakty ze światem zewnętrznym, głównie dzięki Kościołowi, którego misyjna i edukacyjna działalność wymagała sprowadzania do kraju księży – cudzoziemców, podczas gdy polskich wysyłano za granicę. Niektórzy z nich, na przykład brat Benedictus Polonus, docierali aż do stolicy mongolskiego chana Gujuka (1245), ale większość jechała na studia, wybierając najczęściej uniwersytety w Bolonii i Paryżu. Król Kazimierz osobiście dbał o rozwój nauki i kultury i stworzył podstawy ich rozkwitu – do którego miało dojść w następnym stuleciu – zakładając w 1364 roku Akademię Krakowską. Uczelnia ta, która powstała tuż po praskim Uniwersytecie Karola, a przed uniwersytetami w Wiedniu i Heidelbergu, była drugą tego rodzaju uczelnią w środkowej Europie. W odróżnieniu od większości uniwersytetów angielskich, francuskich i niemieckich, które powstały na bazie instytucji religijnych, naśladowała wzorce włoskie i podobnie jak uniwersytety w Padwie czy Bolonii miała charakter świecki.
Kazimierz dbał o rozwój gospodarczy kraju i sprzyjał rozwojowi nauki i sztuki, lecz nie zaniedbywał bynajmniej polityki zagranicznej. Odziedziczył królestwo obejmujące 106 tysięcy kilometrów kwadratowych i poszerzył je do rozmiaru 260 tysięcy. Toczył wojny z Janem Luksemburskim, królem Czech, z którym rywalizował o prawa do Śląska. Pokonał go ostatecznie w 1345 roku, rok przed bitwą pod Crécy, w której ów nieszczęsny, niewidomy monarcha zginął w starciu z księciem Walii. Potem Kazimierz skierował swą uwagę na wschód.
Najazdy tatarskie, do których dochodziło w poprzednim stuleciu, zmiotły z powierzchni ziemi Wielkie Księstwo Włodzimierskie (wcześniej kijowskie), a mniejsze ruskie księstewka przetrwały tylko dlatego, że zgodziły się składać doroczną daninę osiadłym na południu Rusi Tatarom. Dwa z nich, halickie i włodzimierskie, przylegały do południowo-wschodniej granicy Polski. Oba były połączone z Polską unią dynastyczną, a kiedy w 1340 roku linia książąt halickich wymarła, Kazimierz wcielił jej posiadłości do swego królestwa.
Owo rozszerzenie granic Polski na południowy wschód okazało się zarówno nieuniknione, jak i trwałe. Przeniesienie stolicy z Gniezna do Krakowa, do którego doszło dwieście lat wcześniej, zaczęło się odbijać na polityce Polski. Teraz król spoglądał na swe ziemie z nieco innego punktu widzenia, a największymi wpływami na dworze cieszyli się małopolscy możnowładcy, tak zwani panowie krakowscy.
We wschodniej rozgrywce stawką były nie tylko zdobycze terytorialne. Dezintegracja Księstwa Kijowskiego przyczyniła się do powstania próżni politycznej, która nieuchronnie przyciągała uwagę Polski, tym bardziej że obszarem tym interesowało się od dawna inne państwo – Litwa.
Litwini należeli do narodów bałtyckich, podobnie jak Prusowie i Łotysze, z którymi sąsiadowali. Prusowie i Łotysze zostali podporządkowani przez zakon kawalerów mieczowych i zakon krzyżacki, Litwini natomiast opierali się wszelkim próbom podboju ich kraju. Na Litwie rządziła pragmatycznie oceniająca sytuację dynastia, gotowa zawrzeć pokój z zakonem krzyżackim i przyjąć z jego rąk chrześcijaństwo, by zyskać sprzymierzeńca przeciwko Rusi Nowogrodzkiej, albo ochrzcić się za pośrednictwem nowogrodzkich Rusinów, by pokonać przy ich pomocy Krzyżaków. Ten sposób uprawiania polityki był tak przebiegły i nieprzewidywalny, że żaden z sąsiadów Litwy nie mógł sobie pozwolić na uśpienie czujności. Po upadku Rusi Kijowskiej Litwini przejęli ogromne połacie bezpańskiej ziemi. W 1362 roku ich władca, wielki książę litewski Olgierd, pokonał Tatarów w bitwie pod Sinymi Wodami, a w następnym roku zajął Kijów.
W ciągu niecałych stu lat państwo litewskie czterokrotnie powiększyło swój obszar, co wzbudziło lęk jego sąsiadów. Wywołało też problemy, nad którymi litewscy władcy nie potrafili już zapanować. Nie byli bowiem w stanie zarządzać tak olbrzymim obszarem, zamieszkanym przez chrześcijańskich Słowian, którzy notabene mieli w końcu demograficzną przewagę nad Litwinami. Zajmując wspomniane ruskie ziemie, Litwini narazili się na terytorialny konflikt z Tatarami, na drugim zaś froncie musieli stawiać czoło Krzyżakom, którzy za wszelką cenę usiłowali ich zmiażdżyć. Ruskie księstwa były wobec nich wrogo nastawione, Polacy zaś, których granica z Litwą stała się teraz bardzo długa, mieli już dość sporadycznych wypadów na nadgraniczne obszary. Litwa potrzebowała sojusznika. Jego wybór był najważniejszym zadaniem stojącym przed wielkim księciem litewskim Jogajłą, który wstąpił na litewski tron w 1377 roku. Wydarzenia tego roku postawiły w obliczu dylematu również Polskę, choć z nieco innych powodów.
Kazimierz Wielki zmarł w 1370 roku. Czterokrotnie żonaty, nie doczekał się męskiego potomka i zostawił tron swemu siostrzeńcowi Ludwikowi Andegaweńskiemu, królowi Węgier. Ten ostatni wziął udział w pogrzebie wuja, a potem wrócił na Węgry, pozostawiając w Krakowie swoją matkę, siostrę zmarłego króla, która miała rządzić Polską w jego imieniu. Nie mogła jednak sprawować władzy bez poparcia możnych Małopolski, panów krakowskich. Ci wykorzystali sprzyjający moment, by zdobyć większy udział nie tylko w rządzeniu krajem, lecz również w procesie określania jego statusu.
Od początku XIV wieku dojrzewała bowiem nowa koncepcja państwa polskiego, zrodzona z przekonania, że suwerenność nie powinna być wiązana z osobą monarchy, lecz z konkretnym obszarem geograficznym. Nazwano ów teren Corona Regni Poloniae – Koroną Królestwa Polskiego – a obejmował on wszystkie polskie ziemie, nawet te, które znalazły się pod władzą innych państw. W 1374 roku polska szlachta wymogła na królu Ludwiku tak zwany przywilej koszycki, który podkreślał niepodzielność owego dziedzictwa i odbierał panującemu możliwość rezygnacji z jakiejkolwiek jego części. Jej przedstawiciele wybiegali myślami w przyszłość, ponieważ król Ludwik również nie miał męskiego potomka.
Ludwik Andegaweński był jednak ojcem dwóch córek. Starszą z nich, Marię, wydał za Zygmunta Luksemburskiego i zakładał, że to on obejmie tron polski. Młodsza, Jadwiga, była przyrzeczona Wilhelmowi Habsburgowi, który miał rządzić Węgrami. Ale po śmierci Ludwika w roku 1382 panowie krakowscy odmówili podporządkowania się woli zmarłego króla i zaczęli realizować własne plany.
Odrzucili kandydaturę zamężnej już Marii i sprowadzili jej dziesięcioletnią wówczas siostrę Jadwigę do Krakowa, gdzie w 1384 roku została ukoronowana. W sporządzonym z tej okazji dokumencie zaznaczono wyraźnie, że Jadwiga otrzymuje tytuł króla (rex). Kronikarz Jan Długosz zanotował: „Polscy panowie i prałaci byli tak nią ujęci, tak wielce i szczerze ją kochali, że zapominając prawie o swej męskiej godności, nie czuli żadnego wstydu czy poniżenia, iż są poddanymi tak wdzięcznej i cnotliwej damy”. W rzeczywistości traktowali ją przede wszystkim jako narzędzie swej woli i całkowicie ignorowali jej życzenia. Kiedy młody Wilhelm Habsburg przybył do Krakowa, by dochodzić swych praw wynikających z obietnicy małżeństwa, zamknęli ją na zamku wawelskim. Próby spotkania się z narzeczoną spełzły na niczym, toteż Wilhelm opuścił Polskę, a polscy możnowładcy rozpoczęli przygotowania do ślubu Jadwigi z innym kandydatem. Ich wybór padł na Jogajłę, wielkiego księcia litewskiego.
Koncepcja unii między Polską a Litwą kiełkowała równolegle w obu państwach. W sierpniu 1385 roku podpisano w Krewie podstawowy dokument. Bardziej szczegółowe porozumienia zawarto w Wołkowysku w styczniu 1386 roku, a kilka tygodni później w Lublinie. 12 lutego Jagiełło, jak brzmiało po polsku jego imię, wjechał do Krakowa, a trzy dni później został ochrzczony jako Władysław. 18 lutego poślubił Jadwigę, 4 marca zaś został koronowany na króla Polski.
Karta z Psałterza floriańskiego, koniec XIV wieku. Psałterz sporządzony został dla królowej Jadwigi, zawiera teksty psalmów po łacinie oraz w językach polskim i niemieckim.
Akt unii w Krewie, 14 sierpnia 1385 roku.
III
Jagiellońska przygoda
KRÓLOWA JADWIGA ZMARŁA MŁODO, NIE URODZIWSZY SWEMU MĘŻOWI POTOMKA. Ale owoce jej małżeństwa z Władysławem Jagiełłą były bardzo obfite. Co najważniejsze, związek ten był podzwonnym zakonu krzyżackiego – wraz z chrztem Litwy przestała istnieć potrzeba organizowania krucjat, a co się z tym wiąże, również racja bytu rycerzy zakonnych. Unia dwóch wrogich państw, które zakon w przeszłości często podburzał przeciwko sobie, jeszcze bardziej skomplikowała jego sytuację.
Krzyżacy nie pozostali bierni i podjęli próbę rozbicia tego przymierza. Nieświadomie pomógł im w tym sam Jagiełło, czyniąc regentem Litwy swego wściekle ambitnego i nieprzewidywalnego kuzyna Vytautasa – Witolda. Stał on na czele separatystycznej frakcji pogan, która sprzeciwiała się unii z Polską, opowiadała się za przyjęciem chrztu z rąk Krzyżaków i dążyła do sojuszu z Zakonem. Choć ten snuł intrygi związane z Witoldem i negocjował z Władysławem, nie mógł na dłuższą metę uniknąć konfrontacji z połączonymi siłami Polaków i Litwinów. Doszło do niej podczas wojny w latach 1409–1410, zakończonej druzgocącą klęską Krzyżaków w bitwie pod Grunwaldem, podczas której wojskami sojuszników dowodzili już wspólnie Władysław i Witold.
Była to jedna z najdłuższych i najbardziej krwawych bitew średniowiecza. Wielki mistrz Ulrich von Jungingen i wszyscy, z wyjątkiem jednego, przywódcy zakonu, zginęli. Całe Prusy zostały podane Polakom na talerzu. Jagiełło jednak – ku rozpaczy polskich dowódców – zwlekał z pościgiem za Krzyżakami, a w podpisanym później traktacie zażądał od nich przekazania Litwie Żmudzi (nie zapewniając Polsce żadnych zdobyczy terytorialnych) oraz wypłacenia w gotówce ogromnej kontrybucji, którą zagarnął dla siebie (I pokój toruński w 1411 roku). Dziesięć lat później zakon ponownie rozpoczął wojnę, ponownie został pokonany – i ponownie uniknął większych strat. W 1454 roku wymierzony przeciw Zakonowi bunt popieranych przez Polskę miejscowych rycerzy i miast stał się zarzewiem kolejnej wojny, która trwała aż trzynaście lat. Krzyżacy zostali pobici, ale i tym razem ocalili swój byt, zawierając II pokój toruński (1466), mocą którego Polska przejęła wybrzeże w okolicach Gdańska i Elbląga, Warmię, a nawet twierdzę Malbork. Nie doprowadziła jednak do rozwiązania zakonu, który przeniósł siedzibę do Królewca i zachował resztę swych ziem, stając się wasalem polskiego króla. Ta wyrozumiałość mogła wydać się zaskakująca, szczególnie wobec bezwzględności, z jaką Krzyżacy prowadzili wojnę, dopuszczając się gwałtów i mordów, a nawet paląc kościoły. W stosunkach między Polską a Krzyżakami odbiły się jednak echa ogólnoeuropejskiej debaty dotyczącej kwestii religijnych.
Zakon krzyżacki miał przedstawicieli i zwolenników na wszystkich dworach i był mistrzem w dziedzinie propagandy. Uparcie rozpowszechniał opinię, że związek Jadwigi z Wilhelmem Habsburgiem został skonsumowany, a zatem jej małżeństwo z Władysławem Jagiełłą było aktem bigamii. Twierdził też, nie bez pewnej racji, że rzekome nawrócenie Litwy było grą pozorów, a katoliccy rycerze polscy stanowili pod Grunwaldem tylko cząstkę armii, złożonej z litewskich pogan, chrześcijan wschodniego obrządku, a nawet muzułmanów (Tatarów, którzy osiedli na Litwie nieco wcześniej). Zakon sugerował tym samym, że armia Władysława Jagiełły nie była bardziej chrześcijańska niż armia Saladyna.
Krzyżacy mieli sporo racji, co nabrało niebagatelnego znaczenia w kontekście ogarniającej wówczas Europę reformacji. Był to nacjonalistyczny, antyklerykalny i antycesarski ruch, na którego czele stał czeski teolog Jan Hus. Husyci utrzymywali bliskie kontakty z angielską sektą lollardów złożoną z uczniów oksfordzkiego teologa Johna Wycliffe’a, a oba te ruchy zyskały w Polsce wielu zwolenników.
Sprawa stanęła na ostrzu noża podczas soboru w Konstancji zwołanego w 1415 roku w celu zwalczania husyckiej herezji. Zakon krzyżacki uznał to spotkanie za idealne forum do obrony swych interesów. Starał się zdyskredytować na nim Polskę i uzasadnić potrzebę swej misji nawracania pogan, wychodząc z założenia, że jeśli zdoła uzyskać poparcie chrześcijańskiej Europy, polskie próby likwidacji Zakonu będą skazane na niepowodzenie.
W skład polskiej delegacji na sobór w Konstancji, której przewodniczył Paweł Włodkowic z Akademii Krakowskiej, wchodziło wielu Litwinów i schizmatyków, którzy wywołali awanturę i opowiedzieli się po stronie zakonu. Włodkowic wyprowadził jednak w pole jego przedstawicieli i zdołał go zdyskredytować. Ale nie było to jednoznaczne zwycięstwo. Krzyżacy cieszyli się szerokim poparciem dyplomatycznym, którego udzielało im między innymi Cesarstwo, przeciwne ze względów politycznych unii polsko-litewskiej.
Tymczasem warunki polsko-litewskiego porozumienia często były weryfikowane. W 1413 roku, po bitwie pod Grunwaldem, podpisano w Horodle nowy traktat unijny. Miał on jeszcze silniej związać z sobą oba państwa i zawierał zgodę polskiej szlachty na uznanie Litwinów za braci i przyznanie im swoich herbów. W 1430 roku następca Witolda na tronie Wielkiego Księstwa Litewskiego, Świdrygiełło, unieważnił wszystkie te postanowienia, zawierając sojusz z Krzyżakami i przyjmując politykę antypolską. Dziesięć lat później unia została formalnie rozwiązana, co notabene nie miało już większego znaczenia, gdyż władcą Litwy został w 1446 roku syn króla polskiego, który ponownie złączył oba kraje pod jednym berłem.
Niestabilny charakter unii był przede wszystkim skutkiem wzajemnej nieprzystawalności obu jej członów. Polska była opartym na więzach narodowych państwem chrześcijańskim, posiadającym rozwinięte instytucje publiczne i silny instynkt konstytucyjny. Litwa – zlepkiem pogańskich Bałtów i prawosławnych Słowian rządzonym przez autokratyczną dynastię. Oba państwa ciągnęły się wzajemnie w przeciwnych kierunkach.
W dziedzinie polityki zagranicznej bardziej aktywna była Litwa, a dokładniej – dynastia jagiellońska. Nie przypadkiem najstarszy zachowany list angielskiego króla do władcy Polski pochodzi z 1415 roku, kiedy Henryk V błagał Władysława Jagiełłę o pomoc w konflikcie z Francuzami – unia z Litwą i zwycięstwo nad zakonem krzyżackim nadały Polsce status poważnego europejskiego mocarstwa. Nic dziwnego, że mając za sobą taką siłę, ambitni Jagiellonowie starali się wykorzystać nadarzające się okazje.
Wygaśnięcie w 1437 roku dynastii luksemburskiej, która panowała w Czechach i na Węgrzech, było zwiastunem nowej walki o hegemonię na obszarze dzielącym dwóch nowych uczestników gry politycznej: austriackich Habsburgów i polsko-litewskich Jagiellonów. Węgry, rządzone kolejno przez dynastie: andegaweńską, luksemburską i habsburską, trafiły w ręce Jagiellonów w 1440 roku, kiedy Madziarzy zaoferowali swój tron najstarszemu synowi Władysława Jagiełły, nieletniemu królowi Polski, Władysławowi III. Władysław nie rządził długo ani Polską, ani Węgrami. Trzy lata po swej koronacji w Budzie został wciągnięty do antytureckiego sojuszu i w 1444 roku zginął w bitwie pod Warną nad Morzem Czarnym. Tron polski przejął po nim jego młodszy brat Kazimierz IV Jagiellończyk, a na węgierskim zasiadł Maciej Korwin. Po śmierci Kazimierza w roku 1492 władza przeszła w ręce jego najstarszego syna Władysława. Nie był wprawdzie królem Polski, ale na mocy podjętej w 1471 roku decyzji czeskiego parlamentu zasiadał na tronie tego kraju.
Władysław II Jagiellończyk, król węgierski. Ilustracja na karcie tytułowej Panegiryków Pawła z Krosna, pocz. XVI wieku.
Pod koniec XV wieku Jagiellonowie panowali na jednej trzeciej obszaru kontynentu europejskiego. Ich gigantyczne posiadłości rozciągały się od Bałtyku do wybrzeży Morza Czarnego i Adriatyku. Ale za panowania następnego pokolenia utracili wszystkie trony, z wyjątkiem polskiego, na rzecz Habsburgów. Polska – choć stanowiła przez jakiś czas centralny ośrodek wielkiego imperium – nie wyciągnęła ze swych doświadczeń nie tylko poważnych korzyści, ale żadnych wartościowych wniosków.
Jednak, jak szybko odkryła szlachta, posiadanie nieprzewidywalnych, a często nieobecnych królów przynosiło konkretne korzyści. Umożliwiało jej odgrywanie większej roli w rządzeniu krajem. Aspiracje kolejnych monarchów zmuszające ich do zabiegania o fundusze i zebranie wojska ułatwiały szlachcie wymuszanie ustępstw, a to ukształtowało rodzącą się formułę rządów parlamentarnych.
Zasada rządzenia oparta na dążeniu do społecznego konsensusu w praktyce funkcjonowała już w epoce wczesnych Piastów. Na początku XIII wieku była na tyle ugruntowana, by przetrwać okres rozdrobnienia dzielnicowego. W Wielkopolsce i na Mazowszu zwoływano sejmy, podczas których cała szlachta regionu uczestniczyła w dyskusjach i głosowaniach.
Zgoda sejmów wszystkich prowincji była niezbędnym elementem procesu zjednoczenia polskich ziem. A kiedy już do tego doszło, sejmy stały się częścią aparatu rządzenia państwem. Władysław Łokietek zwoływał je podczas swoich rządów (1320–1333) czterokrotnie, a jego następca, Kazimierz Wielki (1330–1370), robił to niemal równie często, uznając udział szlachty w podejmowaniu decyzji za podstawę swego prawa do sprawowania rządów.
Bezpotomna śmierć Kazimierza Wielkiego i okres sprawowania regencji przez Elżbietę stworzyły sytuację, w której najbardziej wpływowa grupa przedstawicieli szlachty mogła wyprzedzić w rywalizacji o przywileje resztę stanu szlacheckiego. Byli to dygnitarze państwowi – kasztelanowie, sprawujący w imieniu króla władzę w terenie, oraz wojewodowie, którzy zdobyli status samodzielnych zarządców swoich prowincji, w wyniku czego owe prowincje zaczęto nazywać „województwami”. Województwa, w których znaczną rolę odgrywali zwolennicy lokalnej autonomii, nie były sprawnym narzędziem królewskiej władzy, więc Władysław Łokietek po zjednoczeniu państwa musiał stworzyć nowy szczebel królewskiej administracji – urząd starosty. Starosta był kimś w rodzaju królewskiego pełnomocnika reprezentującego monarchę na powierzonym jego władzy obszarze. Wojewodowie odgrywali od tej pory rolę bardziej polityczną niż administracyjną i w sojuszu z biskupami zaczęli tworzyć nową oligarchię. Z biegiem lat niektórzy z nich zostali członkami królewskiej rady, a po śmierci Kazimierza Wielkiego wzięli los Polski w swoje ręce, przekazując tron Jadwidze, a nie Marii, i wybierając na jej męża Władysława Jagiełłę. Dali przy tym wyraźnie do zrozumienia, że to oni wyznaczą następcę króla. Ich pozycja uległa jeszcze większemu wzmocnieniu, kiedy tenże Jagiełło nie spłodził z Jadwigą następcy tronu.
Wszyscy kasztelanowie i wojewodowie zasiadali w Wielkiej Radzie (consilium maius), ale wpływu na decyzje polityczne zazdrośnie strzegli ci wojewodowie i biskupi, którzy wchodzili w skład Tajnej Rady (consilium secretum). Typowym ich przedstawicielem był Zbigniew Oleśnicki, biskup krakowski, sekretarz Władysława Jagiełły, który sprawował urząd regenta do czasu osiągnięcia pełnoletności przez Władysława III i był nauczycielem jego następcy, Kazimierza Jagiellończyka. Ten wykształcony i obdarzony silnym charakterem zwolennik silnej królewskiej władzy nosił wprawdzie kardynalski kapelusz, ale był urodzonym politykiem. Realizując swe zamierzenia, łączące walkę o dobro Polski i Kościoła z troską o własne interesy, odrzucał wizję państwa, w której istotną rolę odgrywa kłótliwy sejm.
Szlachta nie przepadała ani za nim, ani za reprezentowaną przez niego oligarchią i wyraźnie dawała do zrozumienia Jagielle, że bez jej poparcia nie zdoła on zapewnić sukcesji swemu synowi, nawet jeśli opowiedzą się za nim możnowładcy. W ten sposób w latach dwudziestych XV wieku wymusiła na nim kilka przywilejów i praw, z których najważniejszy był edykt Neminem captivabimus nisi iure victum, wydany w Jedlni w roku 1430 i zatwierdzony trzy lata później w Krakowie. Dokument ten, prekursorski wobec wydanego później w Anglii słynnego aktu Habeas corpus act, stanowił, że nie wolno nikogo aresztować ani więzić bez wyroku sądu. Uniemożliwiało to zastraszanie szlachty przez możnowładców i dygnitarzy koronnych. Kiedy stało się jasne, że wraz z przywilejami dochodzi do cesji części prerogatyw monarchy, zaczęli o nie rywalizować szlachta i możnowładcy. Ten wyścig miał podwójny skutek: przyspieszył rozwój systemu parlamentarnego i zdefiniował wyraźnie obie klasy społeczne, z których miały się z czasem wykrystalizować izby wyższa i niższa.
Zbigniew Oleśnicki u stóp Marii z Dzieciątkiem. Rysunek z Liber Antiquus, ok. 1449 roku.