Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dzieje polskiej sztuki wojennej to jeszcze bardzo mało znana karta naszej historii. Zwłaszcza epoki dawniejsze, a między nimi epoka pierwszych Piastów, czekają na należyte opracowanie. Ten stan rzeczy zadziwia tym bardziej, że przecież czasy wczesnofeudalnego państwa polskiego są okresem wspaniałego rozwoju jego siły zbrojnej, która nie ustępuje żadnemu wojsku ówczesnej Europy, a wiele z nich zdecydowanie przewyższa.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 150
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
zakupiono w sklepie:
Sklep Testowy
identyfikator transakcji:
1645557850385064
e-mail nabywcy:
znak wodny:
Copyright ©
Jerzy Nadolski
Wydawnictwo Napoleon V
Oświęcim 2018
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
© All right reserved
Reedycja z 1956 roku
Edycja:
Artur Gajewski
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl
Sprzedaż detaliczna:www.napoleonv.pl
Numer ISBN: 978-83-7889-902-0
Skład wersji elektronicznej:
Kamil Raczyński
konwersja.virtualo.pl
1. Dzieje polskiej sztuki wojennej to jeszcze bardzo mało znana karta naszej historii. Zwłaszcza epoki dawniejsze, a między nimi epoka pierwszych Piastów, czekają na należyte opracowanie. Ten stan rzeczy zadziwia tym bardziej, że przecież czasy wczesnofeudalnego państwa polskiego są okresem wspaniałego rozwoju jego siły zbrojnej, która nie ustępuje żadnemu wojsku ówczesnej Europy, a wiele z nich zdecydowanie przewyższa.
Zaniedbanie to jest jednak uzasadnione. Nie sposób mówić o taktyce wojska nie znając jego uzbrojenia i zaopatrzenia. Nie sposób badać organizację sił zbrojnych bez poznania ekonomiczno-społecznych podstaw, na których te siły były ufundowane. Tymczasem dawniejsze prace naszej nauki historycznej, poświęcone początkowym stadiom rozwoju państwa polskiego, zwracały się w lwiej części ku zagadnieniom politycznym, z pominięciem historii kultury materialnej, procesu produkcji, ekonomicznego ustroju społeczeństwa. Dopiero archeologiczne i historyczne badania ostatnich lat powojennych, poświęcone tym właśnie zaniedbywanym odcinkom polskiego procesu historycznego, zmieniły sytuację. W oparciu o nagromadzony w czasie tych badań świeży materiał źródłowy, o odmienną interpretację źródeł dawniej znanych, o nową wreszcie podstawę metodologiczną, możemy podjąć próbę poznania zaniedbanych poprzednio dziedzin naszej historii. Dzieje polskiej sztuki wojennej w okresie wczesnofeudalnym stanowić tu powinny pozycję bardzo poważną.
Zaległości nie od razu dadzą się usunąć. Zbyt wiele ich się nagromadziło, aby można było poradzić sobie z nimi za jednym zamachem i to w chwili obecnej. Dotychczasowe, nieliczne zresztą opracowania poświęcone wczesnofeudalnej wojskowości polskiej są w większości przestarzałe, z reguły oparte na zbyt szczupłej bazie źródłowej1, często schematyczne2, a niejednokrotnie pisane bez znajomości zagadnień wojny i wojskowości3. Pozycje nowsze, powojenne, mają charakter prac popularnych, a nie ściśle naukowych4, bądź też poświęcone są pewnym tylko odcinkom całego interesującego nas tu zagadnienia5. Trzeba przy tym podkreślić, że uwagę autorów zazwyczaj przyciągał przebieg wypadków wojennych, a nie ustalenie prawidłowości dostrzegalnych w rozwoju sztuki wojennej i organizacji sił zbrojnych6.
Sprawę komplikuje jeszcze zbliżony stan rzeczy w krajach sąsiednich. Literatura radziecka posiada wprawdzie bardzo cenne studia na temat wczesnofeudalnego uzbrojenia, zwłaszcza jego produkcji7, rozprawy omawiające inne dziedziny sztuki wojennej w czasach Rusi Kijowskiej8, a jednak płk A. Strokow w artykule O powstaniu i początkowych etapach rozwoju rosyjskiej sztuki wojennej (przekład polski z 1954 r.) stwierdza wprost: „O ile rosyjska sztuka wojenna od Piotra I była przedmiotem badań wielu historyków wojskowych, o tyle badania nad tak zwanym okresem przedpiotrowskim leżały aż do ostatnich czasów niemal zupełnie odłogiem”9. Podobnie przedstawia się sprawa u naszych sąsiadów zachodnich. Autor niemiecki E. v. Frauenholz tak pisze w 1935 r. o stanie badań nad wczesnośredniowieczną sztuką wojenną Niemiec: „Uber Entstehung und Entwicklung der Ritterheere breitet sich immer noch reichliches Dunkel... Auch die neuere und neueste Forschung hat eine völlige Klarung nicht zu erreichen vermacht, wenn sie schon manchen Schritt nach vorwarts getan hat”10. Opinię tę podziela w pełni K. Schünemann w pracy z 1938 r.11
Dzieje wojskowości polskiej w początkach epoki feudalnej powinny być wobec tego rozpatrzone w szerokich granicach chronologicznych (co najmniej 3-4 wieków), bo tylko wtedy będzie można wydobyć dynamizm ich rozwoju. Równie niezbędne są obszerne ramy przestrzenne, które umożliwią swobodne operowanie metodą porównawczą.
Rozprawa niniejsza nie odpowiada, rzecz jasna, tym warunkom. Jest ona próbą prześledzenia fragmentu polskiej wczesnofeudalnej sztuki wojennej, fragmentu ujętego w wąskie granice czasowe, bardzo ważnego, ale w żadnym wypadku nieobejmującego całości zagadnienia. Ponieważ jednak nie można rozpatrywać strategii i taktyki w oderwaniu od innych działów wojskowości, wypadło poświęcić trzy rozdziały (II, III, IV) na ogólnikowe omówienie organizacji sił zbrojnych w Polsce bolesławowskiej, ich uzbrojenia i zaopatrzenia, a wreszcie ówczesnego stanu sztuki fortyfikacyjnej. Nie roszczę sobie oczywiście pretensji do wyczerpania tematów objętych tymi rozdziałami. Chodziło mi raczej o postawienie problematyki badawczej niż o jej rozwiązanie i wyczerpanie.
2. Zagadnienia stanowiące temat niniejszej rozprawy oświetlają w zasadzie dwa rodzaje źródeł: archeologiczne i pisane. Pierwsze z nich odgrywają stosunkowo mniejszą rolę w badaniach nad samą strategią i taktyką, stanowią natomiast niezbędną podstawę dla studiów nad umocnieniami (grody), nad uzbrojeniem i zaopatrzeniem wojska, a nawet nad jego organizacją. Ślady umocnień, przede wszystkim w postaci grodzisk, broń i fragmenty oporządzenia – oto najważniejsze kategorie źródeł archeologicznych informujące nas o dziejach sztuki wojennej. Źródeł tego rodzaju mamy sporo. Umożliwiły one wstępną syntezę wczesno- \feudalnego budownictwa obronnego na terenie Słowiańszczyzny12 i systematyzację polskiego uzbrojenia z części tegoż okresu13. Obie wspomniane prace obejmują także okres stanowiący ramy czasowe niniejszej rozprawy i uzupełnione przez wyniki szeregu rozpraw drobniejszych mogą stanowić podstawę dla niektórych naszych dalszych rozważań. Poważną lukę w interesującym nas tu zespole źródeł stanowi brak materiałów z pobojowisk. Jestem zdania, że zbadanie metodą archeologiczną pól bitewnych może dostarczyć bardzo cennych podstaw do studiów nad sztuką wojenną i nad dziejami wojen, aczkolwiek w całej pełni zdaję sobie sprawę z trudności, na które musiałyby natrafić tego rodzaju prace badawcze.
Jako zasadnicza podstawa naszych rozważań służą źródła pisane. Można je przy tym podzielić na następujące grupy:
a) źródła informujące nas bezpośrednio o działaniach wojennych prowadzonych przez polskie siły zbrojne w czasach Chrobrego;
b) źródła dostarczające materiału porównawczego.
W pierwszej grupie na czoło wysuwają się takie pozycje, które powstały współcześnie z opisywanymi wypadkami. Przede wszystkim wymienić tu trzeba Thietmara. Cokolwiek twierdzono by o tendencyjności dzieła biskupa merseburskiego, jest ono dla wszelkich studiów nad wczesnofeudalną polską sztuką wojenną podstawą zasadniczą. Można śmiało powiedzieć, że parokrotnie przewyższa ono bogactwem zawartego w nim materiału wszystkie bez wyjątku pozostałe źródła. Powstało jak wiadomo współcześnie lub niemal współcześnie ze zdarzeniami dziejowymi, na których tle chcemy snuć nasze rozważania. Napisał je człowiek znający się, jako wielki feudał, na rzemiośle wojennym i biorący udział w wojnach na stanowisku pozwalającym mu dobrze pojmować przebieg całych kampanii. Ocenia on wprawdzie fakty z punktu widzenia swej klasy społecznej, jest przy tym Polsce szczerze niechętny, a wierny Henrykowi II. Jego postawa ideologiczna daje w konsekwencji mniej lub bardziej świadome tuszowanie i wypaczanie na kartach kroniki prawdziwego przebiegu zdarzeń. Jeśli jednak będziemy stale pamiętać o tym stanie rzeczy, potrafimy w większości wypadków uniknąć skutków Thietmarowych sympatii i antypatii.
Inne interesujące nas tu źródła z początków XI wieku nie mogą się już równać z dziełem Thietmara. Największe stosunkowo znaczenie wśród nich mają Annales Quedlinburgenses – źródło wiarogodne, cenne przy tym, ponieważ reprezentuje poglądy sfer Henrykowi II niezbyt chętnych, stanowiąc tym samym przeciwwagę dla Thietmara14. Autor roczników nie był zapewne tak dobrze zorientowany w przebiegu wypraw cesarskich jak biskup merseburski, potrafił jednak w paru wypadkach dostarczyć szczegółów bardzo ciekawych, być może opartych o relacje uczestników działań wojennych15. Vita et passio S. Adalberti Martyris orazVita quinque fratrum dają nam zaledwie parę ułamkowych wiadomości.
Wśród źródeł później powstałych na pierwsze miejsce wysuwa się Powiest wriemiennych let, gdzie znaleźć możemy dobre i wiarogodne dane dotyczące interesującego nas problemu. Dane te, niestety, są szczupłe. Odnoszą się wyłącznie do wyprawy kijowskiej z 1018 r. Gall w swej kronice mówi o czasach Chrobrego dużo, podaje jednak wiadomości o charakterze na wpół legendarnym. Korzystać z nich trudno, podobnie jak z mocno bałamutnych opowieści Kosmasa. Pozycje późniejsze tym bardziej nie wchodzą w rachubę.
Do drugiej grupy źródeł zaliczono te wszystkie, które nie informując nas bezpośrednio o strategii i taktyce wojsk Chrobrego dostarczają nam jednak wiadomości o wczesnofeudalnej sztuce wojennej w Polsce i krajach ościennych. Wiadomości te niejednokrotnie w znacznej mierze wzbogacają podstawę materiałową, na której opieramy niniejsze rozważania. Oczywiście, korzystanie z materiału porównawczego wymaga znacznej ostrożności. Możemy, jak wiadomo, posługiwać się nim jedynie tylko w ramach jednego i tego samego etapu procesów dziejowych i to z bacznym uwzględnieniem specyfiki regionu. Te czynniki wpłynęły na dobór źródeł pomocniczych. Wykorzystano Ibrahima ibn Jakuba, Widukinda oraz ponownie Thietmara, Powiest wriemiennych let, Kosmasa i Galla.
Źródła innego rodzaju, poza archeologicznymi i pisanymi, odgrywają przy badaniach interesującego nas problemu rolę zupełnie podrzędną. Dane toponomastyczne mogą nam czasem ułatwić lokalizację pól bitewnych, czasem dostarczają informacji z zakresu produkcji uzbrojenia i zaopatrzenia (nazwy osad służebnych: Grotniki, Szczytniki, Konary itp.). Materiały ikonograficzne są bardzo szczupłe, etnograficzne na ogół w tym wypadku mało przydatne.
3. Praca niniejsza powstała w Zakładzie Archeologii Polski Uniwersytetu Łódzkiego. Jest następną z kolei pozycją po Studiach nad uzbrojeniem polskim w X, Xl i XII wieku w planowanym przeze mnie szeregu rozpraw poświęconych wczesnośredniowiecznej wojskowości, przede wszystkim polskiej. Mam nadzieję, że rozprawy te posłużą mi z czasem jako podstawa do zamierzonego ujęcia syntetycznego, ogarniającego całość zagadnień związanych ze sztuką wojenną Słowiańszczyzny zachodniej w okresie wczesnofeudalnym.
Kończąc te uwagi wstępne pragnę podziękować prof. dr A. Gieysztorowi za cenne rady i wskazówki, dr B. Zwolskiemu za pomoc w tłumaczeniu tekstów, mgr W. Bortnowskiemu za udostępnienie zgromadzonych przezeń materiałów, mgr W. Sulikowskiej i mgr B. Krzemieńskiej-Surowieckiej za udział w zbieraniu źródeł, mgr A. F. Grabskiemu za wymianę myśli i doświadczeń, art. plast. J. Wieczorkowi za staranne opracowanie graficzne szkiców sytuacyjnych, wreszcie Łódzkiemu Towarzystwu Naukowemu i Wydawnictwu Zakładu imienia Ossolińskich za trud włożony w zredagowanie i wydanie tej książki.
1. Polska w czasach Chrobrego była monarchią wczesnofeudalną. Ten stan rzeczy znajdował swe wyraźne odbicie w organizacji naszych ówczesnych sił zbrojnych. Ich podstawą była drużyna książęca. Pod tą nazwą rozumiemy tu oddziały zawodowych wojowników pozostających na utrzymaniu księcia i w pełni podlegających jego władzy. Taką drużyną byli owi pancerni woje, w liczbie 3000, którymi dysponował, według Ibrahima, Mieszko, i takich właśnie 300 drużynników ofiarował Bolesław opuszczającemu Gniezno Ottonowi. Byli to widocznie ludzie całkowicie zależni od władcy, skoro można ich było wprost podarować zaprzyjaźnionemu cesarzowi, musieli być zarazem dobrym narzędziem walki, skoro traktowano ich jako dar tak cenny. Drużyna w ten sposób pojmowana jest oczywiście odpowiednikiem tzw. „młodszej” drużyny, znanej dobrze w państwie ruskim. Ponadto istniała niewątpliwie i drużyna „starsza”, o zupełnie innym obliczu społecznym i militarnym. Należeli do niej przedstawiciele klasy wielkich feudałów, zaufani księcia, wywierający poważny wpływ na sprawy państwowe, a między nimi i na bieg spraw wojennych.
Jaki był skład tej „starszej” drużyny na dworze Bolesława Chrobrego? Niewiele o tym możemy powiedzieć. Ustępowała ona oczywiście pod względem liczebności wielokrotnie drużynie „młodszej”, a należeli do niej dostojnicy i świeccy, i duchowni. Jej rola w organizacji sił zbrojnych była bardzo poważna, i to podwójnej natury. Po pierwsze, o ile drużynę „młodszą” uważać możemy za odpowiednik dzisiejszego wojska stałego, i to wojska zawodowego, o tyle w „starszej” drużynie dopatrzyć się można mutatis mutandis analogii do obecnego sztabu głównego (do zagadnienia tego wrócimy jeszcze później, omawiając organizację dowództwa w obrębie wojsk Bolesławowskich). Po drugie, musimy pamiętać, że członkowie „starszej” drużyny to zarazem czołowi przedstawiciele uprzywilejowanej klasy wielkich posiadaczy ziemskich – feudałów, którzy w ramach wczesnofeudalnej wojskowości znaczyli bardzo wiele. Sam książę był przecież naczelnym feudałem, wyróżniającym się wśród innych przede wszystkim wielkością środków pozostających w jego dyspozycji i stanowiących podstawy jego władzy. Do środków tych należała także drużyna. Drużyny podobne, choć znacznie mniejsze, posiadali też i inni mniejsi feudałowie – wielcy posiadacze ziemscy. Pierwszy ślad takich właśnie drużyn (nazwijmy je „prywatnymi” w odróżnieniu od drużyny książęcej) na terenie Polski widzieć by można w przekazie Galla o owych „ignobiles”, których Sieciech przenosił ponad nobilów – feudałów, ale niewątpliwie istniały one tutaj już wcześniej. W rezultacie tego stanu rzeczy feudałowie ze swymi drużynnikami, dobrze uzbrojonymi i wyszkolonymi, stanowili w ramach sił zbrojnych wczesnofeudalnego państwa, poza drużyną księcia, element najsprawniejszy bojowo. Element ten w miarę postępu procesu feudalizacji kraju będzie stale zyskiwał na ciężarze gatunkowym. Z niego właśnie utworzy się w głównym swym zrębie rycerstwo okresu rozwiniętych stosunków feudalnych. Armia składać się będzie wówczas z prywatnych wojsk, występujących pod chorągwiami poszczególnych feudałów. Władca, w tym układzie rzeczy to już tylko „primus inter pares”, o tyle dysponujący całością sił zbrojnych, o ile chcą go słuchać wielcy wasale. Bezpośrednio dowodzi on już tylko własną zmniejszoną drużyną, przekształconą w „oddziały nadworne”. Rozbicie feudalne znajduje swój wyraz w strukturze wojskowej.
W obrazie ostatecznie ukształtowanej armii rycerskiej zdecydowanie na drugim planie stanął składnik sił zbrojnych, bardzo ważny w okresie wczesnofeudalnym. Składnikiem tym było ogólnokrajowe pospolite ruszenie. Wydaje się rzeczą niewątpliwą, że stanowiło ono w prostej linii kontynuację dawnego zbrojnego ogółu ludności z czasów demokracji wojskowej. Pospolite ruszenie wczesnofeudalne różniło się jednak poważnie od swego dawniejszego poprzednika. Przede wszystkim wydaje się, że nie obejmowało już wszystkich zdolnych do noszenia broni członków społeczeństwa. Poza jego obrębem pozostawali w pewnym sensie panowie feudalni ze swymi drużynami i drużynnicy książęcy, którzy zresztą jako drużyna naczelnika wojennego wydzielili się już w okresie demokracji wojskowej. Na tym jednak nie koniec. Możemy sądzić, że spośród ludzi nienależących do klasy rządzącej nie wszyscy byli w równej mierze obciążeni obowiązani służby wojskowej. Z natury rzeczy na wojnę ruszali najczęściej wojownicy z takich terenów, na których władza książęca ma zapewnione najszybsze i najsprawniejsze wprowadzenie w życie swych dyspozycji. Tereny te to okolice grodów, w których miały swoją siedzibę organy administracji terytorialnej, a przede wszystkim zaczątki miast – podgrodzia. Wydatny udział polskiej wczesnofeudalnej ludności miejskiej w wysiłku wojennym całego społeczeństwa ustalił w przekonywający sposób H. Łowmiański.
Niezależnie od tego stanu rzeczy potrafimy zaobserwować inne jeszcze zróżnicowania w obciążeniu ogółu wczesnofeudalnej społeczności obowiązkami służby wojskowej. Na ślad tych zróżnicowań naprowadza znany przekaz Herborda o złagodzeniu przez Bolesława Krzywoustego powinności ciążących na Pomorzanach z racji ich zależności od księcia polskiego. Po otrzymaniu ulg mieszkańcy Szczecina powinni dostarczać na wezwanie Bolesława jednego zbrojnego na dziesięciu ojców rodzin, można by powiedzieć jednego zbrojnego z dziesięciu dymów. Poprzednio oczywiście ciężar ten musiał być bardziej dokuczliwy. Wynika z tego, że przynajmniej w pewnych okolicznościach na wyprawę wojenną stawali nie wszyscy mężczyźni zdatni do noszenia broni, lecz wybrańcy powoływani w różnym stosunku liczebnym do ogółu ludności. Przekaz Herborda odnosi się wprawdzie do czasów znacznie późniejszych niż okres Chrobrego, dotyczy on jednak Pomorza, które w porównaniu z Polską pozostawało wówczas na nieco niższym stopniu rozwoju społecznego. Z sytuacją stwierdzoną na obszarach pomorskich w początku XII wieku można się było prawdopodobnie spotkać w granicach kontynentalnych ziem polskich kilkadziesiąt lat wcześniej.
Musimy wreszcie poświęcić nieco uwagi służebnościom dobrze znanym ze źródeł pisanych pod nazwą „stróży” i „naroku”. J. Dąbrowski w cytowanej pracy jest zdania, że obie powinności związane były bezpośrednio lub pośrednio ze służbą garnizonową w grodach. Stróża, obowiązująca całą ludność i początkowo wykonywana zapewne w formie straży warowni, poczynając od XII wieku została w przeważającej części zamieniona na daninę. Narok istniejący, choć już w stanie schyłkowym, w wieku XIII posiadał charakter zbliżony, z tym zastrzeżeniem, że osady naroczników zobowiązane były dostarczać załóg ustalonym twierdzom, bynajmniej nie zawsze najbliższym, Z tego stanu rzeczy wynikało oczywiście większe obciążenie służbą wojskową naroczników niż mieszkańców innych osiedli.
2. Siły zbrojne w państwie pierwszych Piastów, podobnie zresztą jak w całej niemal ówczesnej Europie, dzieliły się na piechotę i kawalerię. W czasach Chrobrego, a prawdopodobnie też i w czasach późniejszych przewaga liczebna była po stronie piechoty, której główny zrąb stanowili woje z powszechnego pospolitego ruszenia. Kawaleria, choć mniej liczna, odgrywała rolę bardzo poważną i w miarę upływu czasu coraz to poważniejszą. Składała się ona z drużynników książęcych oraz możnowładców feudalnych wraz z ich drużynami, a więc z elementu dobrze uzbrojonego i znacznie lepiej wyrobionego bojowo niż ogół pieszych wojowników. Wymowną ilustracją tego stanu rzeczy jest twierdzenie Ibrahima, że jedna setka Mieszkowych drużynników równa się dziesięciu secinom innych wojów. Drużynnicy-kawalerzyści byli przy tym w Polsce wczesnopiastowskiej elementem najłatwiejszym do szybkiego zmobilizowania i równie szybkiego użycia w odpowiednim kierunku. W rezultacie już w czasach Chrobrego, a tym bardziej w czasach późniejszych, raz po raz działania wojenne prowadzono wyłącznie oddziałami konnymi. Miało to oczywiście miejsce wówczas, gdy zależało na czasie, gdy w grę wchodziły operacje o dalekim promieniu działania i gdy nie przewidywano oblężenia, długotrwałej obrony miejsc warownych ani też walk w terenach leśnych, górskich i bagnistych. W przeciwnym wypadku do głosu przychodziła piechota.
3. Wojska Polski wczesnofeudalnej składały się w ogromnej przewadze z elementu etnicznie rodzimego. Nie spotykamy śladów masowego zaciągu obcoplemiennych najemników, w przeciwieństwie do Rusi, gdzie zjawiska tego rodzaju występują często. Cudzoziemcy pojawiali się w wojskach polskich X-XI wieku rzadko, rekrutowali się zazwyczaj z ludzi, którzy porzucili swój kraj pod przymusem. Takimi uchodźcami byli: Niemiec Eryk, służący w drużynie Chrobrego, Sobiebor Sławnikowic, przebywający w Polsce po katastrofie libickiej, takim też zapewne Światopełk ruski w czasie swego wygnania. Uchodźcy wybitniejsi, książęta i możnowładcy, przybywali prawdopodobnie w granice państwa polskiego w otoczeniu swych drużynników, przez co procent elementów etnicznie obcych w obrębie wojsk polskich mógł ulegać pewnemu zwiększeniu. Jak wiadomo, K. Jażdżewski jest skłonny widzieć w cmentarzysku lutomierskim miejsce pochówku takiej właśnie obco-plemiennej grupy drużynnej.
Odrębne zagadnienie stanowią oddziały cudzoziemskie współdziałające z Polakami jako sojusznicy. W tym charakterze przybyli Czesi na pomoc Mieszkowi w wojnie z Wichmanem, w 1018 r. ciągnęli z Chrobrym na Ruś Niemcy i Węgrzy, jako sojusznicy zjawili się w tymże roku pod Kijowem Pieczyngowie. B. A. Rybakow słusznie podkreśla trudność odróżnienia takich sprzymierzeńców od najemników. Granice były niewątpliwie bardzo płynne.
4. Jednym z najtrudniejszych zagadnień z zakresu organizacji sił zbrojnych Polski wczesnofeudalnej jest sprawa tworzenia w ich ramach określonych jednostek taktycznych. Wiele przemawia za tym, że takie jednostki istniały. Mówią o nich wyraźnie źródła pisane, określając je różnymi nazwami łacińskimi: nazw tych dotychczas nie potrafiliśmy jednak rozszyfrować. Thietmar np. używa terminów „legio” i „phalanx”, Gall wymienia: „legio”,„acies”, „cohors” i „agmen”. Wydaje się, że spośród tych terminów jedynie ,,legio” i „acies” posiadają znaczenie, które nas tu interesuje, oznaczają – choć może nie zawsze – stałe jednostki o mniej więcej zdefiniowanej sile liczebnej. Nazwy pozostałe należałoby uważać za odpowiednik polskiego „hufca”. Określają one raczej człony uszykowania bitewnego. Polska literatura naukowa próbowała, w oparciu o przekazy Galla, ustalić stosunek pomiędzy „legionem” i „szykiem” (acies). „Legion” uznano za jednostkę nadrzędną obejmującą kilka „szyków”, co najmniej sześć, może dziesięć. Przyjmuje się przy tym, że podstawę organizacji wojska stanowił system dziesiętny, co jest zjawiskiem częstym w dziejach sztuki wojennej. Najmniejszą jednostką byłaby wówczas dziesiątka, większą setka (acies?), których kilka składałoby się na „legion”. Istnieje szereg argumentów przemawiających za takim ujęciem. Poza tymi, które przytaczają cytowani powyżej autorzy, warto znów zwrócić uwagę na relację Ibrahimową, która mówi, że drużynnicy Mieszka podzieleni są na oddziały i że ich jedna setka równa się dziesięciu setkom zwykłego wojska. W porównaniu tym można by dopatrywać się śladu dziesiętnego podziału ówczesnych wojsk polskich. Możliwe, że obok podziału dziesiętnego odgrywał jakąś rolę podział trójkowy. Drużyna Mieszka liczyła 3000 głów. Chrobry dał św. Wojciechowi jako eskortę 30 wojów. Otto III otrzymał w Gnieźnie 300 pancernych. Takiej samej ilości zbrojnych domagał się od Bolesława Krzywoustego Henryk V. Książę Warcisław przyjął chrzest z 300 drużynnikami. Wielmoża pomorski spod Kamienia wodził z sobą poczet złożony z 30 jeźdźców. Wszystkie przytoczone tu liczby zbrojnych są dziesiętnymi wielokrotnościami trzech. Być może jest to przypadkowy zbieg okoliczności, trudno jednak nad tymi stosunkowo licznymi przekazami przejść do porządku dziennego.
W czasach Krzywoustego wojska polskie dzieliły się już według zasad terytorialnych. W czasach Chrobrego zasada ta obowiązywała według wszelkiego prawdopodobieństwa powszechne pospolite ruszenie, a może i feudałów z ich drużynami. Czy podziałem tym objęta była drużyna książęca, trudno powiedzieć. Zależało to oczywiście od tego, czy była ona częściowo rozlokowana po prowincjonalnych grodach i podporządkowana zarządzającym nimi urzędnikom, czy też zawsze skupiała się przy osobie księcia. Do sprawy tej powrócimy jeszcze w jednym z dalszych rozdziałów.
5. Z zagadnieniem podziału sił zbrojnych Polski wczesnofeudalnej łączy się ściśle sprawa ich ogólnej liczebności. Dotychczasowe badania niewiele na tym odcinku wyjaśniły, co zresztą jest zupełnie zrozumiałe wobec bardzo szczupłych danych, jakich dostarczają wszelkiego rodzaju źródła. Stosunkowo łatwiej poradzić sobie możemy z siłą liczebną drużyny książęcej. Wydaje się, że podana przez Ibrahima liczba 3000 wojowników jest dla drugiej połowy X i początku XI wieku nie tylko możliwa do przyjęcia, ale i prawdopodobna. Fakt odstąpienia Ottonowi 300 drużynników świadczy niedwuznacznie, że książę polski musiał dysponować kilkakrotnie większą liczbą stałego wojska. Również rezultaty niektórych operacji wojennych prowadzonych przez Chrobrego, jak sądzić można, siłami złożonymi przeważnie z kawalerii, z żołnierza zawodowego, pozwalają ocenić liczebność tych sił na około 2000-5000 zbrojnych.
Znacznie trudniej określić siłę liczebną całego wojska obejmującego łącznie drużynę książęcą, drużyny feudałów i powszechne pospolite ruszenie. Siła ta musiała oczywiście pozostawać w pewnej proporcji do stanu zaludnienia Polski wczesnopiastowskiej, ale i o nim bardzo mało możemy powiedzieć. Ocena H. Łowmiańskiego, według której ludność w Polsce X i XI wieku miałaby dochodzić do 1125 000 (4-5 mieszkańców na 1 km2), jest bardzo sugestywna, ale pozostaje tylko hipotezą. Gdybyśmy ją jednak przyjęli, to kwestia liczebności ówczesnych sił zbrojnych pozostawałaby w dalszym ciągu otwarta. Bylibyśmy w stanie obliczyć co najwyżej maksymalny potencjał ludzki, który teoretycznie mógł być powołany pod broń. 1 125 000 mieszkańców odpowiada 187 500 rodzin (za Łowmiańskim przyjmujemy rodzinę składającą się z sześciu osób). Jak wiadomo, Krzywousty zażądał od Pomorzan jednego zbrojnego z dziesięciu rodzin, normie tej odpowiadałoby więc około 18 000 ludzi możliwych do zmobilizowania na terenie Polski wczesnośredniowiecznej. Tak też przyjmuje H. Łowmiański. A jednak pogląd ten nie wydaje się w pełni zadowalający. Przede wszystkim zasada poboru jednego wojownika z dziesięciu dymów nie może być uważana za obowiązującą w Polsce normę. Krzywousty stosował tę zasadę wobec Pomorzan jako wynagrodzenie za przyjęcie chrztu. Jasny stąd wniosek, że poprzednio jednego zbrojnego musiała dostarczyć ilość dymów mniejsza niż dziesięć. Po drugie, można sądzić, że w razie poważnej potrzeby obrony kraju (lub raczej jego części) przed najazdem wzywano pod broń nie tylko owych wybrańców, ale i pozostałą, zdolną do walki ludność męską, tworząc w ten właśnie sposób powszechne pospolite ruszenie. Inna rzecz, że mobilizacja taka nie ogarniała na pewno nigdy całego państwa; nawet na obszarach nią objętych nie wszyscy i nie wszędzie podlegali jej w równej mierze. Zjawiska te starałem się omówić na początku niniejszego rozdziału.
W każdym razie wydaje się, że ogólna liczba zbrojnych powołanych jednocześnie na wojnę mogła dochodzić w czasach pierwszych Piastów co najmniej do kilkunastu tysięcy ludzi, oczywiście w wypadku wojny obronnej prowadzonej w obrębie własnych granic lub też na terenach do nich przylegających.
6. Odrębną kwestię stanowi organizacja dowództwa. Naczelna władza wojskowa spoczywała oczywiście w ręku księcia. Nie wykonywał on jej jednak sam. Starsza drużyna, najwybitniejsi możnowładcy feudalni przebywający przy boku władcy wpływali niewątpliwie na jego decyzje także i w dziedzinie spraw wojennych. Odgrywali oni rolę jakby dzisiejszego sztabu generalnego połączonego z ministerstwem wojny. Spośród nich wybierał książę dowódców dla samodzielnych oddziałów wydzielonych, oni reprezentowali swego władcę w poselstwach mających na celu zawarcie pokoju czy rozejmu albo też wypowiedzenie wojny. Ich zdanie mogło zaważyć na przebiegu operacji wojennych i zabiegów politycznych. Niewiele wiemy, jak przedstawiało się to grono możnych w czasach Chrobrego. Poczynając co najmniej od 1013 r. poważną rolę odgrywał w nim następca tronu Mieszko Bolesławowic, dowodzący parokrotnie oddzielnymi grupami operacyjnymi. Potężnym feudałem, członkiem „starszej”” drużyny musiał być też Stoigniew, znany ze swego poselstwa do Niemiec w 1015 r. Trzeba ponadto wspomnieć o Sobieborze Sławnikowicu, który w czasie kilkuletniego pobytu w Polsce mógł należeć do bliskich współpracowników Bolesławą. W skład „starszej” drużyny wchodzili także i możnowładcy kościelni. Jeden z nich, opat Tuni, towarzyszył Chrobremu co najmniej w dwóch kampaniach (nadodrzańskiej w 1015 r. i kijowskiej w 1018 r.), spełniając w czasie ich trwania ważne funkcje nie tylko polityczne, ale i wywiadowcze.
Nie wiemy, czy istniały w czasach Chrobrego określone godności dostojników wojskowych, przede wszystkim godność wojewody. Za ich istnieniem przemawiają analogie ruskie, gdzie wojewoda znany był dobrze w okresie współczesnym Chrobremu.
Oprócz naczelnego dowództwa istniały dowództwa samodzielnych grup operacyjnych. Na czele takich grup występował parokrotnie, jak to wyżej wspomniano, syn Bolesława Mieszko. Dalsze miejsca w hierarchii wojskowej zajmowali zapewne dowódcy poszczególnych jednostek („legionów” i „szyków”) oraz dowódcy grodów. Wszyscy ci funkcjonariusze wojskowi musieli mieć mniej lub bardziej ściśle sprecyzowany zakres kompetencji. Istniały w każdym razie decyzje, których nie mogli powziąć bez zgody naczelnego wodza.
7. Choć ówczesne pojęcie karności wojskowej różniło się oczywiście znacznie od dzisiejszego, można dopatrzyć się w źródłach dowodów niewątpliwego zdyscyplinowania istniejącego w wojskach Chrobrego. O zdyscyplinowaniu tym świadczą choćby owe ograniczenia samodzielności poszczególnych dowódców na rzecz księcia, ograniczenia, które były, jak sądzić można, na ogół przestrzegane. Źródła nie przekazały nam w każdym razie ani jednej wiadomości o złamaniu dyscypliny w wojskach polskich Chrobrego, natomiast wyraźnie wspominają, że ówczesna armia niemiecka była daleka od pożądanej karności. Różnica ta jest w dużej mierze rezultatem rozbieżności, jakie istniały pomiędzy obydwoma sąsiednimi krajami na polu rozwoju społecznego. Rozwój feudalizmu był bardziej zaawansowany w Niemczech niż w Polsce, w wyniku czego Rzesza w początku XI w. wykazywała już wyraźne ślady rozbicia feudalnego oraz wynikającej zeń anarchii i wybujałego zindywidualizowania w obrębie sił zbrojnych. Ten stan rzeczy, korzystny dla Polaków, przyczyniał się w bardzo poważnej mierze do zneutralizowania przewagi liczebnej i materialnej, jaka istniała po stronie niemieckiej.
Za przekroczenie dyscypliny karano. Pieczyngowie burzący się na wyprawie ruskiej gardłem opłacili podniesienie buntu. Jeszcze w sto lat po Chrobrym, gdy karność w wojskach wyraźnie osłabła, Krzywousty groził dowódcom głogowskiego grodu śmiercią, gdyby wbrew otrzymanym rozkazom poddali twierdzę cesarzowi.
8. Jak mogło przedstawiać się wyszkolenie wojowników polskich na początku XI wieku? Czy znano wówczas jakieś formy szkolenia zbiorowego, czy też zadowalano się uzyskiwaniem osobistej sprawności przez każdego woja z osobna? Trudno odpowiedzieć na te pytania wobec milczenia źródeł bezpośrednich. Możemy się jednak domyślać, że istniały pewne ustalone tradycją normy sprawności fizycznej, a zarazem wojskowej, których wymagano od każdego zbrojnego. Wymagania te dotyczyły w pierwszym rzędzie wojowników z zawodu, a więc drużynników książęcych i możnowładczych. W obrębie pospolitego ruszenia poziom wyszkolenia indywidualnego musiał być bardzo nierówny. Można też przytoczyć pewne argumenty przemawiające za istnieniem we wczesnofeudalnym wojsku polskim jakichś form wyszkolenia zespołowego, oczywiście znów przede wszystkim w obrębie drużyn. Jest rzeczą wiadomą, że nie może być mowy o dobrym i sprawnym oddziale kawaleryjskim bez należytego zgrania nie tylko każdego poszczególnego jeźdźca z koniem, ale także wszystkich jeźdźców i wszystkich koni pomiędzy sobą. Bez tego zgrania oddział pozostanie tylko i wyłącznie konną hordą, niezdolną do zespołowego działania, a zwłaszcza do walki wręcz w otwartej bitwie. Pozostaje natomiast kwestią otwartą, czy oddziały konnej drużyny wczesnopiastowskiej zgranie takie uzyskiwały tylko w drodze długiej, wspólnej służby wojennej, czy też w wyniku specjalnie stosowanych, celowych zabiegów szkoleniowych.
1. Dzięki badaniom archeologicznym dość dobrze znamy niektóre dziedziny uzbrojenia używanego w Polsce wczesnofeudalnej. Druga połowa wieku X i wiek XI dostarczyły przy tym materiałów szczególnie obfitych. Materiały te, uzupełnione wiadomościami zaczerpniętymi ze źródeł pisanych i poparte analogiami z krajów sąsiednich, stanowią poważną podstawę do studiów nad bronią i oporządzeniem, jakimi posługiwali się wojownicy pierwszych Piastów16.
Najlepiej znamy broń zaczepną. Składały się na nią przede wszystkim miecze, topory, włócznie i łuki. Inne rodzaje broni (noże, szable, maczugi i proce) odgrywały prawdopodobnie rolę podrzędną. Miecz z końca X i początku XI wieku był niezbyt długi (głownia o długości przeciętnie około 75 cm), posiadał zaokrąglony sztych i nadawał się przede wszystkim do rąbania, nie do kłucia. Rękojeść, zawsze jednoręczna, często zdobiona, miała dużą, ciężką głowicę i jelec, zazwyczaj prosty, niekiedy lekko nachylony ku głowni. Miecze były bronią kosztowną, nie tyle ze względu na zdobienie rękojeści, ile raczej z powodu trudności związanych z wykonaniem dobrego brzeszczota, sprężystego i twardego zarazem. Brzeszczoty takie wyrabiano niejednokrotnie z tak zwanego damastu skuwanego, to jest z pęku sztabek żelaznych i stalowych o różnych stopniach sprężystości i twardości, które skute na gorąco w jedną całość dawały pożądany efekt. Wytwórnie produkujące dobre głownie nie były liczne17, a ich wyroby stanowiły cenny przedmiot handlu dalekosiężnego. Miecze noszono w pochwach drewnianych, powleczonych skórą, niekiedy zaopatrzonych na dolnym końcu w metalowe okucie zwane trzewikiem.