Powrót do Mediolanu - Rachael Thomas - ebook

Powrót do Mediolanu ebook

Rachael Thomas

3,6
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Charlotte Warrington po śmierci brata zamieszkała na angielskiej prowincji. Po roku przyjeżdża do niej Alessandro Roselli, właściciel fabryki samochodów wyścigowych. Prosi ją, by pojechała z nim do Mediolanu i wzięła udział w promocji najnowszego modelu, nad którym pracował razem z jej bratem. Charlotte obwinia Alessandra o śmierć brata, zgadza się jednak, bo chciałaby poznać odpowiedzi na dręczące ją pytania. Czuje, że Alessando coś przed nią ukrywa…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 143

Oceny
3,6 (24 oceny)
8
3
8
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rachael Thomas

Powrót do Mediolanu

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Ryk silnika sportowego auta zakłócił popołudniową ciszę, przypominając Charlie wydarzenia, przed którymi próbowała uciec od roku. Dorastała w oszałamiającym świecie wyścigów samochodowych, ale po śmierci brata znalazła schronienie w swoim sanktuarium ‒ domku z ogródkiem na wsi. W tym miejscu czuła się bezpieczna, ale teraz instynkt ostrzegł ją, że jej spokój może zostać zakłócony. Nie mogła się powstrzymać i wsłuchiwała się z uwielbieniem w niemożliwy do pomylenia z żadnym innym dźwiękiem, gardłowy warkot silnika V8, który zwalniał na alejce koło jej ogrodu. Przestała myśleć o zasadzeniu kwiatów następnej wiosny, owładnęły nią wspomnienia. Stanęły jej przed oczami obrazy szczęśliwych czasów i te, które wiązały się z chwilą, kiedy jej świat runął. Siedziała na trawie w rogu ogrodu i nie widziała samochodu po drugiej stronie żywopłotu, ale wiedziała, że był potężny i drogi, i że zatrzymał się przed jej domkiem. Silnik umilkł i tylko śpiew ptaków zakłócał spokój angielskiej wsi. Zamknęła oczy, przeszył ją dreszcz. Nie chciała wizyt z przeszłości, nawet jeśli goście mieli dobre intencje. Ten nieoczekiwany gość musiał przyjechać w imieniu jej ojca; naciskał na nią od tygodni, żeby wróciła do świata.

Usłyszała trzask zamykanych drzwi i kroki na drodze. Parę sekund później żwir na ścieżce zazgrzytał i wiedziała, że ktokolwiek to jest, zobaczy go za parę sekund.

‒ Scusi. – Niski męski głos zaskoczył ją bardziej niż to, że mówił po włosku, i podskoczyła, jakby była dzieckiem, które przyłapano z ręką w puszce ze słodkościami.

Zobaczyła prawie dwumetrowego, ciemnowłosego Włocha i odebrało jej to zdolność myślenia, nie wspominając o mowie ‒ mogła na niego jedynie patrzeć. Był ubrany sportowo, ale miał na sobie designerskie dżinsy, które smakowicie opinały jego uda, a mimo że pojawił się znikąd, wydawał się dziwnie znajomy. Na ciemną koszulę miał narzuconą skórzaną kurtkę i był kwintesencją wyobrażeń włoskiego mężczyzny. Pewny siebie, emanujący seksapilem. Jego włosy opadały na kark, były gęste i lśniły w słońcu, a na opalonej twarzy widać było ślad zarostu, który podkreślał jedynie przystojne rysy. Ale to intensywność spojrzenia czarnych oczu, którymi ją przeszywał, sprawiła, że odebrało jej dech.

‒ Szukam Charlotte Warrington.

Jego akcent był wyraźny i niesamowicie seksowny, tak jak sposób, w jaki wymówił jej imię, pieszcząc je tak, że zabrzmiało niemal jak melodia. Zwalczyła chęć, by pozwolić sobie otulić się tym dźwiękiem. Musiała. Straciła wprawę w radzeniu sobie z takimi mężczyznami. Powoli zaczęła zdejmować rękawice ogrodowe, nagle uświadamiając sobie, że ma na sobie swoje najstarsze dżinsy i T-shirt, a włosy ściągnięte z tyłu w coś, co trochę przypominało kucyk. Czy mogła się wykpić, nie przyznając się, kim jest? Arogancja, którą widziała w tych ciemnych oczach, sprawiła, że zapragnęła go zaszokować. Bez wątpienia był biznesowym partnerem jej brata, który wciągnął go tak głęboko w świat luksusowych aut, że niemal zapomniał o istnieniu swojej rodziny. Poczuła gwałtowny przypływ oburzenia.

‒ Co mogę dla pana zrobić, panie…? – Pytanie zawisło wyzywająco w otaczającym ich ciepłym powietrzu. Stała wyprostowana, mierząc się z jego zdziwionym spojrzeniem. Jego wzrok błądził po jej ciele, oceniając niedbały wygląd.

‒ Jesteś siostrą Sebastiana? – W jego słowach słychać było oskarżenie i niedowierzanie, ale nie dostrzegła tego, bo gdy usłyszała imię brata, ogarnął ją żal, z którym wydawało się, że wreszcie zaczyna sobie radzić.

Poczuła potrzebę obrony, chociaż nie wiedziała, skąd się to wzięło.

‒ Tak – powiedziała krótko, słysząc we własnym głosie irytację. – A ty to…?

Zadała mu to pytanie, mimo że znała odpowiedź i nie chciała jej słyszeć. Zacisnęła dłonie w pięści, wiedząc, że to jedyny mężczyzna, którego nigdy nie chciała poznać. To on był winny temu, że Sebastian się od niej odsunął i że zginął. I to ten mężczyzna jej teraz szuka. Jakby to nie wystarczyło, poczuła do niego pożądanie, od pierwszej chwili, gdy go zobaczyła. Już się za to nienawidziła. Jak mogła czuć cokolwiek poza obrzydzeniem do kogoś, kto zabrał jej brata?

‒ Roselli – powiedział i postąpił ku niej przez świeżo skoszony trawnik, potwierdzając jej najgorsze podejrzenia.

Gdy podchodził, uśmiechnął się do niej, ale jego oczy nie zawtórowały ustom.

‒ Alessandro Roselli.

Spojrzała na niego, a on się cofnął. Czy poczuł siłę jej gniewu? Miała taką nadzieję. Zasługiwał na to, nawet na więcej.

‒ Nie mam panu nic do powiedzenia, panie Roselli.

Stała sztywno, patrząc mu w oczy i próbując nie czuć tego, jak nią działał, bez wstydu, bez poczucia winy.

‒ A teraz proszę wyjść.

Przeszła koło niego, idąc przez trawnik w stronę domu, pewna, że odejdzie, że jej zimne pożegnanie wystarczy. Gdy go mijała, poczuła jego niesiony wiatrem zapach. Czysty, cudownie męski. Poczuła w głowie pustkę, nie mogła złapać oddechu. Zdegustowana samą sobą, tym, jak rozpraszał jej myśli, ruszyła stanowczym krokiem w stronę domu.

‒ Nie.

To jedno słowo wypowiedziane głębokim głosem, z włoskim akcentem, zatrzymało ją w pół kroku, jakby nagle poczuła zimowy chłód, który pokrył wszystko białymi kryształami. Przeszedł ją dreszcz strachu. Bała się nie tylko mężczyzny stojącego nieopodal, ale tego wszystkiego, co sobą reprezentował. Powoli odwróciła się, by na niego spojrzeć.

‒ Nie mamy o czym rozmawiać. Wyraziłam się co do tego jasno, odpowiadając na pański list po śmierci Sebastiana.

Śmierć Sebastiana.

Ciężko było powiedzieć te słowa na głos. Przyznać, że brat odszedł, że już go nigdy nie zobaczy. Ale gorsze było to, że mężczyzna za to odpowiedzialny miał tupet, by zignorować jej przepełnioną żałobą prośbę i wtargnął do jej sanktuarium.

‒ Ty może nie, ale ja owszem. – Podszedł bliżej, zbyt blisko. Nie odwróciła wzroku i zauważyła brązowe iskierki w jego oczach i zaciśnięte mocno usta. Był mężczyzną, który zawsze robił to, co chciał, bez liczenia się z kimkolwiek. Nawet nie znając jego reputacji, nie miałaby co do tego wątpliwości.

‒ Nie chcę cię słuchać.

Nie chciała nawet z nim rozmawiać. Mógł równie dobrze zamordować jej brata. Nie chciała na niego patrzeć, poznawać go, ale coś, jakiś niezaprzeczalnie zwierzęcy instynkt zmuszał ją do tego, więc musiała mocno walczyć, by utrzymać tę mieszankę gniewu i żałoby pod kontrolą. Załamanie emocjonalne nie było czymś, co chciałaby pokazywać publicznie, zwłaszcza komuś, z kim nie chciała się nawet spotkać.

‒ I tak to powiem.

Jego głos obniżył się, nabierając chrapliwego brzmienia, a ona zastanawiała się, które z nich bardziej walczy ze sobą o zachowanie spokoju. Uniosła brew w niemym pytaniu i patrzyła, jak Alessandro zaciska szczęki, a jego usta zmieniają się w cienką linię. Dobrze, dopiekła mu. Poczuła satysfakcję i odeszła, desperacko pragnąc schronić się w bezpiecznych ścianach domu. Nie chciała słuchać tego, co on ma do powiedzenia.

‒ Jestem tu, bo Sebastian poprosił mnie, żebym przyjechał. – Jego słowa i ten głęboki akcent sprawiły, że musiała się zatrzymać.

‒ Jak śmiesz? – Odwróciła się gwałtownie, by na niego spojrzeć, tracąc resztki samokontroli. – Jesteś tu z powodu poczucia winy.

‒ Mojej winy? – Postąpił ku niej, szybko skracając stworzony między nimi dystans, a jego oczy lśniły twardo.

Serce waliło jej w piersi i poczuła miękkość kolan, ale nie zamierzała mu tego okazać.

‒ To twoja wina. To ty jesteś odpowiedzialny za śmierć Sebastiana.

Te słowa zawisły między nimi, a słońce schowało się za chmurą, jakby wyczuwając kłopoty. Patrzyła, jak jego przystojna twarz tężeje, jak przemyka po niej cień poczucia winy, ale to było mgnienie oka, szybko zastąpił je gniew, wyostrzając jego rysy. Był tak blisko, górował nad nią i żałowała, że nie ma na sobie szpilek, które wcześniej nosiła stale, tuż przed tym, jak jej życie wywróciło się do góry nogami. Patrzyła mu w oczy, gotowa zmierzyć się z jego agresywną postawą.

‒ Jeśli, jak to ujęłaś, byłaby to moja wina, to nie czekałbym rok, żeby tu przyjechać. – Jego głos był zimny i spokojny, a oskarżycielsko patrzące oczy zmieniły kolor na lśniący bursztyn.

Podszedł jeszcze krok bliżej, tak blisko, że mógłby ją pocałować. Ta myśl ją zaszokowała, ale powstrzymała się od odsunięcia się od niego najdalej, jak mogła. Nie zrobiła nic złego. To on był winny. To on nieproszony wkroczył w jej życie.

‒ To pana samochód się rozbił, panie Roselli.

Musiała się zmuszać do mówienia, a jego bliskość niemal to uniemożliwiała.

‒ Twój brat i ja zaprojektowaliśmy ten samochód. Stworzyliśmy go razem.

Jego niski głos przepełniony był bólem. Czy może tylko to sobie wyobraziła, widząc w nim swoją żałobę?

‒ Ale to Sebastian wziął go na jazdę próbną. – Walczyła ze wspomnieniami, które wyciągał. Z demonami, które myślała, że udało jej się zamknąć głęboko.

Nic nie odpowiedział, a ona stała, patrząc mu w oczy. Serce waliło jej jak szalone i gdzieś w głębi duszy wiedziała, że nie powodowały tego tylko wspomnienia o Sebastianie. Miało to też związek z tym mężczyzną. Instynktownie reagowała na jego obecność i nie znosiła go za to.

‒ Nie przysłużyło się twojej firmie to, że dobrze zapowiadający się kierowca rajdowy zginął, jadąc prototypem nowego samochodu. – Jej głos przepełniony był jadem, chciała go sprowokować. Jednocześnie żałowała, że nie może uciec i schować się od wspomnień, ale też od tego, jak działało na jej ciało spojrzenie jego mrocznych oczu.

Nie poruszył się. Nawet nie drgnął. Całkowicie nad sobą panował, mimo że jego oczy lśniły ostrym światłem kłującym jej duszę.

‒ To nie przysłużyło się nikomu. – Jego głos był lodowaty i pomimo ciepła wrześniowego słońca zadrżała, a on przyglądał jej się, stojąc nieruchomo, jakby chciał odczytać wszystkie myśli, które goniły w jej głowie.

Poczuła łzy napływające do oczu i zacisnęło jej się gardło. Nie będzie płakać, nie teraz. Nigdy. Skończyła już z płakaniem. Czas ruszyć naprzód, czas znaleźć nową ścieżkę w życiu. Jej czas w blasku kamer, kiedy reprezentowała zespół Sebastiana, już się skończył. Wspomnienia były zbyt bolesne, a ten człowiek z piekła rodem przywoływał je znowu.

‒ Myślę, że powinien pan odejść, panie Roselli. – Odsunęła się od niego, wychodząc z jego cienia w słońce, które wyłoniło się zza chmur. – Ta rozmowa mi nie służy.

Patrzył zmrużonymi podejrzliwie oczami, jak się od niego odsuwa krok po kroku.

‒ Jestem tu, bo Sebastian mnie o to poprosił.

Potrząsnęła głową, a załamanie emocjonalne, którego się tak bała, było blisko.

‒ Mimo to chcę, by pan odszedł.

Alessandro zamknął oczy i westchnął, gdy Charlie biegła przez ogród, zmierzając ku otwartym drzwiom domu. Nie znał się na kobiecej histerii. Nie potrzebował tego teraz. Przez chwilę rozważał, żeby odwrócić się na pięcie i odejść, odjechać tak daleko i tak szybko, jak mógł. W końcu dotrzymał części obietnicy złożonej Sebastianowi. Ale czy naprawdę chciał osiągnąć tylko tyle?

‒ Maledizione!

Zaklął głośno i ruszył za nią przez przepiękne, pachnące grządki lawendy. Pobyt w tym ogrodzie, pełnym wspaniałych kwiatów i roślin, przypomniał mu czasy, kiedy opiekował się siostrą, która dochodziła do siebie po wypadku samochodowym. No cóż, to wspomnienie na pewno w niczym nie pomoże. Gdy zbliżył się do otwartych drzwi, usłyszał pełen frustracji jęk Charlie. Nie zapukał, nie zatrzymał się. Po prostu wszedł do środka. Nie pozwoli się tak łatwo zbyć.

Ta kobieta uparcie odmawiała prośbom brata, który chciał, by przyjechała do Włoch i zobaczyła samochód, nad którym razem pracowali. To było strasznie irytujące. Potem, po wypadku, zaofiarował jej swoje wsparcie, ale nie spodziewał się odmowy i zimnego, wściekłego zaprzeczenia jego istnienia. Z mocno zaciśniętymi ramionami siedziała przy kuchennym stole, opuściwszy w desperacji głowę. Spojrzała na niego.

‒ Jak śmiesz?

Jej wściekłe słowa zawisły między nimi w ciasnej przestrzeni. Stał wyprostowany, sięgając prawie głową do niskiego sufitu starej chatki, przyjmując jej gniew.

‒ Robię to, bo obiecałem coś Sebastianowi.

Podszedł bliżej stołu, bliżej niej, dzieliło ich tylko odsunięte, jakby niedawno opuszczone przez kogoś krzesło.

‒ Jestem pewna, że Sebastian nie zmusiłby nikogo, żeby przyjeżdżał i napastował mnie w ten sposób.

Patrzył, jak jej pełne usta zamykają się, powstrzymując dalsze słowa, i poczuł najdziwniejsze pragnienie, by pocałować te wargi, by posmakować jej wściekłości i frustracji, by je z niej wyssać, zastępując gorącym pożądaniem.

‒ Napastował? – Zmarszczył brwi.

‒ Owszem. Prześladował. Nazywaj to, jak chcesz, ale on nie chciałby tego.

Mówiła krótko i zwięźle. Zirytowana oddychała płytko i szybko. Jej piersi falowały pod bluzką, przyciągając jego uwagę. Hormony próbowały przejąć kontrolę nad jego ciałem, czego przecież nie chciał.

‒ Przyrzekłem mu, że zabiorę cię do Włoch i zaangażuję w promocję.

Jego słowa zabrzmiały ostrzej, niż tego chciał, ale nie spodziewał się, że spotka kobietę, która wywoła w nim taką mieszankę gniewu i ognia. Nie była tą słodką i radosną dziewczyną, o której opowiadał Sebastian; była seksowna i namiętnie rozgniewana.

‒ On… co? – Odepchnęła krzesło i przysunęła się do niego bliżej.

To nie był dobry pomysł, nie w chwili, gdy jego ciało reagowało tak szaleńczo na jej seksowne kształty. Chciał przesunąć krzesło, żeby stworzyć barierę, odsunąć się od niej. Może wtedy mógłby myśleć o tym, po co tu przyjechał, a nie o tym długo zaniedbywanym pragnieniu kobiecego ciała.

‒ Niedługo odbędzie się prezentacja naszego samochodu. Chciałbym, żebyś tam była.

Te słowa wypowiedział mimowolnie. Miał dziwne wrażenie, że dziewczyna nad nim panuje, rzuca na niego jakiś urok.

‒ Chcesz, żebym tam była? – Jej głos uniósł się o oktawę, a on zawahał się, bo uświadomił sobie, jak to musiało dla niej zabrzmieć. Poczuł małe ukłucie wyrzutów sumienia, ale odepchnął je natychmiast. Wiedział, że obwiniała go za tamtą noc, a on nie mógł zatruć jej wspomnień, mówiąc prawdę. Nie po obietnicy, którą złożył.

‒ Sebastian chciał, żebyś tam była.

Co się z nim działo? Nie spodziewał się kogoś takiego jak ona. Nie wyglądała szykownie, trudno mu było uwierzyć, że do niedawna prowadziła luksusowe życie. Więc czemu ta prosta, zwyczajna wersja Charlotte Warrington, rozczochranej i pobrudzonej ziemią tak gwałtownie go podnieciła? Nie mógł się skupić, a jego ciało zalewało pożądanie, domagając się zaspokojenia. Dziewczyna pokręciła głową.

‒ Nie, nie poprosiłby o to. I nie zginąłby, gdyby nie ty i ten twój głupi samochód.

‒ Wiesz, że żył dla wyścigów, dla dreszczu emocji i dla szybkości. To kochał, w tym był dobry.

Sandro odepchnął wspomnienie wypadku, koszmar tego, co się stało zaraz po zderzeniu, które, jak się okazało parę godzin później, było śmiertelne dla Sebastiana. Mógł zrozumieć i podzielać jej ból, żałobę, ale nie mógł pozwolić, żeby zrzucała całą winę na niego. Ukrywał prawdę przed światem i żądnymi plotek mediami z szacunku do młodego kierowcy, który szybko stał się jego przyjacielem. Teraz przyszła pora spełnić ostatnie życzenie Sebastiana. A on chciał, by jego siostra była na premierze, chciał, by zaaprobowała samochód. I tak będzie, nieważne, jakim kosztem.

‒ Tak też zginął. – W jej głosie zabrzmiał smutek i zobaczył, że opadły jej ramiona. Czy się rozpłacze? Poczuł ukłucie paniki.

Gdy próbowała się opanować, on patrzył na małą, typowo angielską wiejską kuchnię. Z powały zwisały suszące się zioła, a zielone rosły w doniczkach na parapecie okiennym. Tuż obok nich, w małej ramce, stało zdjęcie Sebastiana i Charlie. Sięgnął po nie i zobaczył, że dziewczyna przenosi wzrok na niego i na zdjęcie, ale nie powiedziała nic, gdy podniósł je i przyjrzał mu się. Jednak zamiast na przyjaciela patrzył na kobietę, która stała obok, której wizerunek znał z mediów, ale nigdy nie poznał jej osobiście. Tą samą, która teraz miała na niego przedziwny wpływ – a może to było tylko jego sumienie?

Na zdjęciu jej oczy lśniły szczęściem, a smakowite pełne usta śmiały się radośnie. Opierała się o sportowe auto, a jej brat, równie szczęśliwy, obejmował ją opiekuńczo ramieniem i przytulał.

‒ Rzym. Dwa lata temu – powiedziała niemal szeptem i poczuł, jak się do niego przysuwa. Od jej ciała biło ciepło. – Zanim zaangażował się w twój projekt i o nas zapomniał.

Odetchnął głęboko, wdychając jej zapach, lekki i kwiatowy, przypominający jaśmin pomieszany z ziemistym zapachem ziemi po pracy w ogrodzie. Ostrożnie odstawił zdjęcie, ignorując oskarżenie w jej ostatnich słowach. To nie była rozmowa na teraz.

‒ Jesteście podobni.

‒ Byliśmy.

To jedno słowo obudziło jego poczucie winy, którego, jak sobie wmawiał, nie powinien czuć, i które, jak sądził, udało mu się wyprzeć. Powinien wiedzieć, że przyjechanie tu i zmierzenie się z tą kobietą nie będzie łatwe. Że tylko powiększy poczucie winy, zamiast je osłabić. To, że wciąż ukrywał przed wszystkimi najmroczniejszy sekret Sebastiana, nie pomagało. Spojrzał na nią z góry, w jej oczy przepełnione takim smutkiem, taką bezbronnością, że ścisnęło mu się serce. Chciał odpędzić ten smutek, przywrócić pełen szczęścia uśmiech na pełne namiętne usta.

‒ Tego chciał, Charlotte – powiedział miękko, nie mogąc oderwać od niej wzroku.

‒ Charlie. Nikt nie nazywa mnie Charlotte. Poza matką – wyszeptała. Ten rodzaj seksownego szeptu przywykł słyszeć od kobiet po namiętnym seksie. Wybuchło w nim pożądanie, gdy wyobraził ją sobie leżącą w jego łóżku, pełną zadowolenia.

‒ Charlie – powtórzył, podczas gdy w jego żyłach pulsowała głęboka pierwotna potrzeba. Naprawdę powinien przestać myśleć o seksie. Czuł, że może niebezpiecznie skomplikować tę misję. Była jedyną kobietą, której nie powinien pragnąć.

– Sebastian chciał, żebyś tam była.

‒ Nie mogę.

Ten głos, gardłowy szept, podżegał jego męskie żądze, które stały się jeszcze bardziej dzikie.

‒ Owszem, możesz – powiedział i zanim zdążył pomyśleć, czule pogładził grzbietem dłoni jej twarz. Jej skóra była miękka i ciepła. Jej oddech stał się głośniejszy, a oczy pociemniały, przesyłając odpowiedź starą jak świat.

Pokręciła powoli głową, zaprzeczając, a on poczuł pod palcami jej poruszający się policzek i aż zacisnął szczęki od tego intensywnego doznania. Przypomniał sobie, że nigdy nie miesza biznesu z przyjemnościami, a tu przecież chodziło o biznes – i zatuszowanie upadku przyjaciela. Wspomniał niedawną rozmowę z jej ojcem, swoje zapewnienie, które wiązało go jeszcze mocniej z obietnicą, wymuszoną na nim przez Sebastiana, w chwili gdy uchodziło z niego życie.

‒ Twój ojciec sądzi to samo.

To było jak wybuch. Jakby wystrzeliły między nimi fajerwerki. Odskoczyła od niego, krzesło zazgrzytało głośno po podłodze, a jej oczy pełne były oskarżeń.

‒ Mój ojciec? – Zszokowany głos, wdarł się w jego myśli, sprowadzając go do rzeczywistości. – Rozmawiałeś z moim ojcem?

Charlie była jak odrętwiała. Jak śmiał rozmawiać z jej ojcem? I czemu ojciec o tym nie wspomniał? Czemu nie ostrzegł jej, że Alessandro Roselli, właściciel jednej z największych fabryk samochodowych we Włoszech, będzie jej szukał, będzie chciał, żeby zrobiła coś, z czym nie może się jeszcze zmierzyć? Widziała go przecież wczoraj. Powinien jej coś powiedzieć.

‒ O czym dokładnie rozmawiałeś z moim ojcem?

Mówiła twardo, zacisnęła dłonie na oparciu krzesła, jakby sosna była kotwicą utrzymującą jej myśli na wodzy. Chwilę wcześniej zastanawiała się, jaki byłby jego pocałunek, pławiła się w miękkiej pieszczocie jego palców niczym odurzona nastolatka. Co sobie myślała?

‒ Nie miałeś prawa.

‒ Skontaktowałem się z nim, żeby spytać, czy mogę cię odwiedzić z zaproszeniem na prezentację auta. Twój ojciec wiedział, że tego pragnął Sebastian.

Skrzyżował ramiona na szerokiej piersi i oparł się o kuchenkę, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Po raz drugi tego poranka jej ramiona opadły poddańczo. Przycisnęła opuszki palców do skroni i na chwilę zamknęła oczy. Miała nadzieję, że gdy je otworzy, nie będzie patrzeć na nią tak intensywnie, tak przenikliwie. Ale nic się nie zmieniło. Te nakrapiane brązowo oczy, które zdawały jej się tak znajome, teraz wręcz się w nią wwiercały. Jakby chciały dotrzeć prosto do serca, szukając każdego sekretu, jaki kiedykolwiek miała. Opuściła ręce i znów zacisnęła je na oparciu krzesła.

‒ Nie powinieneś rozmawiać z moim ojcem. On nie potrzebuje przypomnienia, co straciliśmy, a ja doskonale potrafię zdecydować, czy chcę się z tobą zobaczyć, czy nie, i czy chcę się zaangażować w promocję samochodu.

‒ A chcesz? – Uniósł brwi, a w kąciku jego ust zatańczył uśmiech. Tych samych ust, których pocałunki sobie wyobrażała.

Czy chce co? Skup się, Charlie. Jej umysł walczył, by zacząć znów racjonalnie myśleć. Nie wiedziała, czego chce poza tym, by nie pozwolić temu mężczyźnie, temu wspaniałemu okazowi męskości dostrzec, jak jest niepewna i zmieszana.

‒ Zdecydowanie nie chciałam się z tobą spotykać. – Uniosła podbródek i zmusiła się do zachowania spokoju. – Jeśli sobie przypominasz, prosiłam, żebyś wyszedł. Nie chcę w swoim życiu ani odrobiny świata wyścigów i motoryzacji.

‒ Czy to dlatego zaszyłaś się w głębi angielskiej wsi?

Ciekawość w jego głosie była oczywista, a pytanie pasowało do jego sposobu bycia i zamieszania, które powodował samą swoją obecnością. Nie chciała myśleć o tych rzeczach, ale nie miała wyjścia.

‒ Wycofałam się z zasięgu mediów z szacunku dla brata. Nie ukrywam się – powiedziała, świadoma swojego ostrego tonu. – Nie mogłam nadal występować przed kamerami, promować zespołu, nie po śmierci Sebastiana.

‒ Czy sądzisz, że on chciał, by tak się stało?

Opierał się o kuchenkę, a ona nie mogła nie patrzeć na jego biodra i potężne uda. Poczuła dreszcz zmysłowej namiętności. Czemu ze wszystkich mężczyzn to on właśnie jest dla niej tak atrakcyjny?

‒ To znaczy?

‒ Ta chatka jest urocza, ale kobieta taka jak ty nie powinna być tu uwięziona na zawsze.

Spojrzała znów na jego twarz, podziwiając krzywiznę nosa i kształt ust. Patrzył jej prosto w oczy, niemal odbierając możliwość oddychania. Czy miał rację? Czy Sebastian chciałby, by się angażowała? Potem wreszcie dotarły do niej jego ostatnie słowa.

‒ Co masz na myśli, mówiąc, kobieta taka jak ja?

Obszedł stół, przytłaczając swoją sylwetką małą kuchnię. Nigdy nie myślała tak o tym pomieszczeniu, nie dopóki wszedł do niego Alessandro Roselli. Zatrzymał się po drugiej stronie pomieszczenia, co ją ucieszyło, bo wolała, żeby był między nimi fizyczny dystans.

‒ Żyjesz szybko. A raczej tak było. – Jego głos zmienił się w seksowne mruczenie, a oczy wpijały się w nią. Znów uświadomiła sobie, jak wygląda w swoich zwyczajnych, zniszczonych ubraniach.

‒ Cóż, teraz tak nie jest i nie zamierzam do tego wracać. Nic, co ty czy mój ojciec powiecie, nie zmieni mojego zdania.

‒ Zadbaj o moją małą Charlie. Polubi cię – powiedział twardo i dokładnie wiedziała, kogo cytuje. Tylko Sebastian nazywał ją w ten sposób.

Usiadł na krześle. Dawał znać, że nigdzie się nie wybiera, a jego słowa sprawiły, że stała się niespokojna. Niemal usłyszała brata.

‒ Nie wierzę ci.

Starała się ukryć swoje zmieszanie, ale przypomniała sobie telefony brata. Zawsze próbował ją zmusić, by znów zaczęła randkować, wmawiając jej, że nie wszyscy mężczyźni są tak bez serca, jak jej były narzeczony.

‒ Nigdy by tego nie powiedział.

Z nieobecnym spojrzeniem sięgnął po wczorajszą gazetę lokalną. Wyglądał, jakby przynależał do tego domu, do tej kuchni. Sprawiał wrażenie, że mu tu wygodnie.

‒ Ale to prawda, cara.

‒ Dla ciebie Charlotte. – Poprzednio zbyt łatwo pogodziła się z tym zdrobnieniem i to ją zdenerwowało. Żałowała, że poprosiła go o nazywanie siebie Charlie.

‒ Charlotte… ‒ powiedział tak powoli, tak seksownie, jakby pieścił każdą sylabę. Poczuła gorąco. Próbowała ignorować pulsujące w niej pożądanie. Co się z nią, do licha, działo? Może zapomniała już o szybkiej jeździe, jak to ujął, na zbyt długo? Czy powinna mu uwierzyć, że Sebastian chciał, by się zaangażowała? Nie chciała tego przyznawać, ale te słowa spokojnie mógł wypowiedzieć jej brat.

‒ Co dokładnie powiedział mój ojciec?

Musiała odwrócić jego uwagę. Nie mogła stać tu dłużej, czuła, że pożerał ją wzrokiem. To było zbyt przytłaczające. Spojrzał na nią, a gorąco w jej trzewiach zwiększyło się. Jej brat miał rację. Podobał jej się, ale tylko na pierwotnym poziomie. To było tylko pożądanie, nic więcej. Coś, co jest w stanie opanować, teraz tego nie potrzebuje.

‒ Powiedział – droczył się z nią, unosząc sugestywnie brew – że czas, żebyś wróciła za kierownicę.

Jego słowa zawisły ciężko w powietrzu. Prawdziwe słowa. Czyż jej ojciec nie powiedział jej tego zaledwie parę tygodni wcześniej?

‒ Nie wiedziałem, że za tą olśniewającą fasadą pokazywaną przed kamerami kryje się coś więcej, że umiesz prowadzić wyścigowe auta.

Patrzył na nią znacząco i miała wrażenie, że próbuje ją zirytować, wepchnąć na siłę w to, co jej brat chciał, żeby robiła. Pomyślała o swojej pracy przy promocji zespołu Sebastiana, o jeżdżeniu z nimi na wszystkie wyścigi na świecie, o wywiadach. To było szalone życie, które lubiła i w którym się spełniała. Ciężko pracując, dotarła na szczyt od samego dołu i nauczyła się wszystkiego, co można wiedzieć o prowadzeniu samochodów. Kamery pokazywały jej piękny wizerunek, ale ona zawsze czuła się bezpieczniej, nie będąc na świeczniku, robiąc to, co naprawdę kochała ‒ pracując przy samochodach i prowadząc je – czemu sprzeciwiała się jej matka. Czy przyszedł czas, by przestać się ukrywać i znów stać się częścią tego świata? Zadawała sobie to pytanie, świadoma jego wzroku, który śledził każdy jej ruch.

‒ Byłbyś zaskoczony – powiedziała flirciarsko, zaskakując samą siebie. Co ona wyprawia? Nigdy nie flirtowała. To zawsze przysparzało kłopotów. Wiedziała o tym lepiej niż większość ludzi i widziała to wielokrotnie w swojej pracy. Niewinny flirt zawsze prowadził do czegoś więcej. Jej matka padła tego ofiarą, porzucając ją i Sebastiana jako nastolatków, gdy ruszyła za swoją ówczesną zdobyczą.

Uniósł brew, a jego oczy błysnęły seksownie, co w niewytłumaczalny sposób przyspieszyło jej puls. To się musiało skończyć. Nie mogła dłużej stać pod jego spojrzeniem, bo się rozpuści.

‒ Mam nadzieję, że się dowiem.

Jego głos był niczym warknięcie, od którego żołądek zawiązał jej się w supeł.

‒ Kawy? – Dywersja była zdecydowanie wskazana, a kawa była pierwszym, co przyszło jej na myśl.

‒ Si, grazie.

Wpływ, jaki na niego wywierała, sprawił, że automatycznie przeszedł na włoski. Nie chciał kawy. Nawet najlepsze espresso nie mogło ugasić ognia w jego ciele. Patrzyła na niego, nieświadomie oblizując wargi, a on niemal jęknął, opanowując się z wielkim wysiłkiem, by zostać przy stole i nie rzucić się na nią. Zazwyczaj podobały mu się eleganckie, szykowne kobiety i to, że pragnął tej zwyczajnej, potarganej wersji Charlie było dla niego zupełnie nowe i nieoczekiwane. Było również całkowicie nie na miejscu.

Patrzył, jak kręci się po kuchni, i podziwiał jej krągłości, kiedy odwróciła się do niego tyłem, by przygotować kawę. Podobało mu się, że jej dżinsy ciasno opinają uda, podkreślając kształt pośladków. Rozciągnięta koszulka, którą miała na sobie, nie ukrywała przed jego wygłodniałym wzrokiem wąskiej talii ani ponętnych piersi. Podała mu kubek z rozpuszczalną kawą i usiadła. Skrzywił się w myślach. Nie lubił takiej kawy, ale jeśli to miało mu pomóc w przekonaniu jej, by pojechała na prezentację samochodu, musiał wytrwać. Napił się łyk, patrząc, jak dziewczyna dmucha na swój napar, delikatnie go studząc, a widok jej ust był hipnotyzujący. Musiał nad sobą zapanować. Charlie była atrakcyjna i w każdej innej sytuacji chciałby więcej – dużo więcej, przynajmniej tak długo, aż ogień pożądania zmaleje. Ale musiał pamiętać, że była siostrą Sebastiana i, przez wzgląd na pamięć przyjaciela, dla niego nietykalna. Nie może pokazać, że czuje do niej pożądanie, nie powinien w ogóle do tego dopuścić.

‒ Wracając do interesów – powiedział szorstko i odstawił kubek.

‒ Nie wiedziałam, że chodzi o interes – powiedziała lekko. Zdradziło ją to, pokazując, że walczy z wieloma emocjami. – Sądziłam, że chodzi o ukojenie twojego sumienia, uwolnienie cię od poczucia winy.

Czuł się odpowiedzialny za śmierć Sebastiana – kto by się nie czuł w tych okolicznościach – ale nie to go napędzało, nie dlatego tu przybył. Znalazł się w tym domu, bo złożył obietnicę.

‒ To jest biznes, Charlotte. Chcę, żebyś była przy promocji samochodu. Sebastian zawsze tego chciał. Wiedział, jak dobrze radzisz sobie w pracy.

‒ Nigdy nic mi o tym nie mówił. – Odstawiła kubek, odpychając go od siebie, jakby nie zamierzała już więcej pić.

Miał jej powiedzieć, jak bardzo Sebastian za nią tęsknił. Jak nie mógł się doczekać, aż przyjedzie do Włoch. Wszystko, by ją przekonać, ale jej następne słowa uderzyły go czystym bólem, którym były podszyte.

‒ Ale przypuszczam, że nie wiedział, że umrze.

Przytaknął, walcząc z uczuciami, i wyczuł, że skłania się do właściwej decyzji. Potrzebowała po prostu jeszcze trochę czasu.

‒ Niestety, to prawda.

‒ Kiedy odbędzie się premiera?

Pełnymi wstrzymywanych łez oczami poszukała jego wzroku. Pomimo wcześniejszych samousprawiedliwień czuł się winny. Nie tylko jej smutku, gorzej. Czuł przymus naprawienia tego, co się stało, wprowadzenia do jej życia choć odrobiny szczęścia. W końcu nie chowałaby się przed światem, zwłaszcza tym ukochanym światem wyścigów, gdyby nie była nieszczęśliwa.

‒ W piątek.

‒ Ale to już za dwa dni! Dzięki za informację na czas. – Jej ton był ostry i w oczach dostrzegł iskrę determinacji, którą rozpoznawał i którą rozumiał.

‒ Bene, pojawisz się?

‒ Tak – powiedziała i odsunęła krzesło, wstając. Uświadomił sobie, że to było pożegnanie. – Ale na moich warunkach.

Tytuł oryginału: Craving Her Enemy’s Touch

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2015

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2015 by Rachel Thomas

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osob rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC.

Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-2516-8

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.