Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Fascynująca i pouczająca podróż do naszej świadomości, ludzkiej i zwierzęcej, tak bardzo takiej samej. Bardzo polecam!
Adam Wajrak
Łącząc lata obserwacji w terenie z nowymi, ekscytującymi odkryciami dotyczącymi mózgu, książka Carla Safiny stanowi bliskie spojrzenie na zachowanie zwierząt i poddaje w wątpliwość ustaloną granicę pomiędzy ludźmi a resztą istot. Poza słowami zabiera czytelników w podróż do Parku Narodowego Amboseli znajdującego się na zagrożonych terenach Kenii i stawia ich oko w oko z rodzinami słoni walczącymi o przetrwanie w dobie kłusownictwa i suszy. Następnym przystankiem jest Yellowstone, gdzie wilki próbują poradzić sobie po osobistej tragedii jednego z członków stada. Na koniec zanurzamy się w świecie zaskakująco pokojowych orek zamieszkujących krystaliczne wody północnozachodniego Pacyfiku.
Poza słowami to mocne, pouczające spojrzenie na wyjątkowość osobowości zwierząt przez pryzmat historii o ich radości, żałobie, zazdrości, złości i miłości. Podobieństwa pomiędzy świadomością, samoświadomością i empatią u istot ludzkich i zwierząt zmuszają do ponownego przemyślenia interakcji jednych z drugimi. Ta mądra, pełna pasji i otwierająca oczy książka to subtelne badanie miejsca ludzkości w świecie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 679
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ludziom, którzy naprawdę obserwująi słuchają, którzy tłumaczą nam, co słychać w głosach istot oddychających tym samym powietrzem co my. I co słychać w ciszy.
Myślałem o tych długich latach, na przestrzeni których kolejne pokolenia pięknych istot dokonywały żywota […], a których wspaniałości nie przyglądało się żadne inteligentne oko. Wydaje się to iście rozpustnym marnotrawstwem piękna […]. Myśl ta dowodzi, że żywe istoty nie zostały stworzone dla człowieka […]. Ich szczęście i radość, ich miłości i nienawiści, ich walka o byt, ich barwne życia i wczesne śmierci wydają się być bezpośrednio powiązane z ich własnym dobrostanem i przetrwaniem.
ALFRED RUSSEL WALLACE,The Malay Archipelago, 1869
Patrzymy na nie z góry ze względu na ich niekompletność, tragiczny los czy fakt, że przyjęły formę tak różną od naszej. W tym tkwi nasz błąd, nasz wielki błąd. Zwierząt nie powinno się mierzyć ludzką miarą. W świecie starszym i bardziej kompletnym od naszego są one bardziej od nas doskonałe, mają bardziej wyczulone zmysły, które my utraciliśmy lub których nigdy nie zdobyliśmy, żyją wśród niesłyszalnych dla nas dźwięków. To nie nasi bracia mniejsi, to nie nasi podwładni. To odmienne nacje złapane wraz z naszą w sieć życia i czasu, współwięźniowie splendoru i mozołu ziemskiej egzystencji.
HENRY BESTON, The Outermost House, 1928
Poza słowami
Zapytaj zwierząt – pouczą. I ptaki w powietrzu powiedzą.
Zapytaj Podziemia, wyjaśni; pouczą cię i ryby w morzu.
Hi 12: 7-8, Biblia Tysiąclecia
Kolejna duża grupa delfinów pojawiła się pod powierzchnią wody w pobliżu naszej łódki. Skakały, rozchlapywały wodę i nawoływały się w charakterystycznych piszcząco-gwiżdżących tonach, kilka młodych płynęło u boku matek. Ograniczony do obserwacji jedynie zewnętrznego aspektu ich złożonego funkcjonowania, poczułem niedosyt. Chciałem wiedzieć, czego doświadczają i dlaczego wydają nam się tak fascynujące i tak nam b l i s k i e. Pozwoliłem sobie zadać im pytanie stanowiące dla naukowca zakazany owoc: k i m jesteście? Naukowcy zwykle unikają pytań o życie wewnętrzne zwierząt. A z pewnością mają one jakiś rodzaj wewnętrznego życia. Podobnie jak dzieciom wpaja się, że proszenie o to, czego chcą, jest niegrzeczne, młodych naukowców przekonuje się, że umysł zwierzęcy – o ile i s t n i e j e – jest niepoznawalny. Dozwolone są jedynie ogólne pytania: gdzie zwierzę żyje, co je, jak reaguje na niebezpieczeństwo, jak się rozmnaża. Do pytań n a z a w s z e zakazanych należy to, które mogłoby otworzyć wrota do wnętrza: kto to?
Jest kilka dobrych powodów, by uparcie unikać tego tematu i konsekwencji jego poruszania. Jednak bariera pomiędzy ludźmi i zwierzętami jest sztuczna, bo ludzie to zwierzęta. Obserwując delfiny, poczułem zmęczenie tą sztuczną uprzejmością, zapragnąłem się zbliżyć. Poczułem, że czas ucieka, a nie chciałem ryzykować konieczności pożegnania się bez wcześniejszego przywitania się. Podczas rejsu czytałem o słoniach, i to myślenie słoni zajmowało moje myśli, gdy obserwowałem delfiny gładko i swobodnie przemierzające wody oceanu. Kiedy kłusownik z a b i j a słonia, nie zabija jednego stworzenia. Rodzina może stracić ważne wspomnienie figury swojej matriarchy, która wiedziała, dokąd wyruszyć w czasach najcięższej suszy, by znaleźć jedzenie i wodę konieczne do przeżycia. Jedna kula może, z czasem, przynieść więcej niż jedną śmierć. Kiedy obserwowałem delfiny, myśląc o słoniach, zrozumiałem, że kiedy jedne osobniki zależą od innych osobników, kiedy śmierć jednostki nie pozostaje obojętna dla tych, którzy p o z o s t a j ą, kiedy w grę wchodzą relacje pomiędzy członkami grupy, przekroczona zostaje pewna niejasna granica w historii życia na Ziemi – „to” przeistacza się w „kto”.
Przekraczające granicę zwierzęta wiedzą, k i m są, mają rodziny i przyjaciół. Mają wrogów. Tworzą strategiczne sojusze i uczestniczą w ciągłej rywalizacji. Aspirują do wyższej rangi i czekają na swoją szansę, by zakwestionować panujący porządek. Ich status wpływa na perspektywy potomstwa. Ich życie przypomina ścieżkę karier definiowaną poprzez więzi. Brzmi znajomo? Nic dziwnego. „One” to również my. Bogate życie rodzinne nie jest domeną jedynie ludzi.
Patrzymy na świat swoimi oczami, rzecz oczywista. Ale patrząc inaczej, można zobaczyć co innego. Ta książka przyjmuje perspektywę świata poza nami, świata, w którym człowiek nie stanowi punktu odniesienia, a rasa ludzka jest po prostu jedną z ras. W naszym odżegnywaniu się od natury zerwaliśmy więzy ze światem ożywionym i straciliśmy kontakt z doświadczeniem innych zwierząt. A ponieważ wszystko, co związane z życiem, należy interpretować w ramach ruchomej skali, zrozumienie z w i e r z ę c i a, jakim jest człowiek, staje się łatwiejsze w kontekście, w momencie umiejscowienia naszej ludzkiej nici w tkaninie złożonej z wielu innych włókien.
Podjąłem próbę oderwania się na chwilę od rozważań na temat ochrony przyrody, by wrócić do mojej pierwszej miłości: obserwowania, co robią zwierzęta i zastanawiania się, dlaczego to robią. Podróżowałem, by dotrzeć do najściślej chronionych gatunków na świecie – słoni z Amboseli w Kenii, wilków z Yellowstone w USA i orek z wód północno-zachodniego Pacyfiku. W każdym z tych miejsc obserwowałem bezpośredni wpływ działań człowieka na to, co robią zwierzęta, dokąd się udają i jak funkcjonują ich rodziny. W tej książce konfrontujemy się z umysłami innych zwierząt i słuchamy tego, co chcą, byśmy usłyszeli. Historia sama w sobie nie jest tutaj najważniejsza, najważniejszy jest p o d m i o t.
Trzeba przede wszystkim zrozumieć, że życie stanowi jedność. Miałem siedem lat, gdy wraz z ojcem postawiliśmy niewielką budkę na brooklyńskim podwórku i kupiliśmy parę gołębi. Obserwując, jak budują gniazda w kątach, patrząc, jak zalecają się do siebie, walczą, dbają o potomstwo, odlatują i wiernie powracają, jak potrzebują jedzenia, wody, domu i siebie wzajemnie, dostrzegłem, że żyły w swoim domu tak samo jak my w naszym. Tak jak my, choć w inny sposób. Badając, pracując i mieszkając ze zwierzętami, poszerzałem i pogłębiałem mój świat oraz utwierdzałem się w przekonaniu o istnieniu wspólnego życia. Tym przekonaniem pragnę podzielić się na kolejnych stronach.
Kruche i potężne
wspaniałe i zaklęte
zawiadują ciszą przynależną tylko do
szczytów gór
ognia i mórz.
PETER MATTHIESSEN,African Silences
W końcu dostrzegłem, że sama ziemia się uniosła, że spieczona słońcem skorupa przyjęła kształt czegoś potężnego i żywego i zadrżała. Ziemia poruszała się wraz z ich krokami, a one same wydawały się być źródłem kurzu. Chmura, która uniosła się nad nimi, ogarnęła nas, przeszyła do głębi, pokryła nasze zęby, wdarła się w umysł. Dosłownie i w przenośni. Tak było to potężne.
Ich głowy wyglądały jak tarcze wojowników. Ich potężne oddechy, buchające w tę i z powrotem, rezonowały w płucach. Poruszała się ich skóra, pomarszczona czasem i wysiłkiem, naznaczona biegiem lat, jak pomięta mapa podróży przez życie. Podróży przez czas i przestrzeń. Skóra poruszała się jak szeleszczący sztruks, o wyraźnej fakturze, szorstki, ale uginający się pod najdelikatniejszym dotknięciem. Ogromne trzonowce zgrzytały, gdy – kęs za kęsem – przyswajały świat, wydając przy tym rozkoszne pomruki stosów wspomnień.
Ich ryk toczył się w powietrzu jak odległy piorun, jak wibracja pod falującą ziemią i korzeniami drzew, zwołując rodziny i przyjaciół ze wzgórz i znad rzek, przekazując pozdrowienia i wiadomości o swoich podróżach i zwiastując nadchodzące wydarzenia.
Umysł napędza ogromną masę mięśni i kości, brązowe oczy rozjaśniają krajobraz. Pojawia się słonica. Jej kanciaste kości czołowe, sieci grubych jak węże żył. Zapowiada ją trąba przy akompaniamencie klapiących uszu. Uderzająco ponadczasowa i patetyczna, świadoma i rozważna, spokojna i opanowana. Śmiertelnie niebezpieczna. Mądra jedynie w granicach swoich możliwości, zupełnie jak my. Podatna na zranienie. Jak my wszyscy.
Patrz. Po prostu słuchaj. Nie przemówią do nas, ale sobie wzajemnie mówią wiele. Część tego słyszymy. Reszta jest poza słowami. Chcę słuchać, otwierać się na możliwości.
Trzepot wielkich uszu. Twarda skóra pokryta skorupą kurzu. Osobliwe, wystające zęby rozmiaru ludzkich nóg towarzyszące najbardziej fallicznemu wśród nosów. Ta godna gargulca groteskowość może wydawać się komiczna. Jednak dostrzegamy w niej nieuchwytne piękno, tak intensywne, że wymyka się naszej percepcji. To coś większego, głębszego. Ich marsz przez świat wydaje się c e l o w y. Nie da się temu zaprzeczyć; idą w konkretne, p r z e m y ś l a n e miejsce.
Tam właśnie się udajemy.
„To był najgorszy rok mojego życia – mówi Cynthia Moss przy śniadaniu. – Wszystkie ponadpięćdziesięcioletnie słonie padły, poza Barbarą i Deborą. Większość ponadczterdziestoletnich umarło. Tym bardziej zdumiewające, że Alison, Agatha i Amelia przetrwały”.
„Alison, która ma obecnie pięćdziesiąt jeden lat, jest dokładnie t u t a j, między palmami – widzisz?” Czterdzieści lat temu Cynthia Moss przyjechała do Kenii, by poznać życie słoni. Pierwszą rodzinę, na którą trafiła, nazwała „AA”, a jednej ze słonic nadała imię Alison. I ona tutaj jest. Dokładnie tutaj, wciąga palmowe owoce. Zadziwiające.
Przy odrobinie szczęścia i deszczu Alison uda się przetrwać kolejną dekadę. Jest też czterdziestoczteroletnia Agatha. A ta, która się właśnie zbliża, to Amelia, również czterdziestoczteroletnia.
Amelia podchodzi coraz bliżej, aż za blisko, nachyla się nad naszym pojazdem tak, że odruchowo się odsuwam. Cynthia wygląda i zagaduje do niej spokojnie. Amelia przeżuwa liście palmy, pochrząkuje cicho i mruga.
W żółtym świetle zmierzchu krajobraz przypomina wieczny ocean trawy ciągnący się ku podnóżu najwyższej góry Afryki, której błękitny szczyt ukoronowany jest śniegiem i powleczony chmurami. Dzięki napędzanym grawitacją źródłom Kilimandżaro zachowuje się jak wielka lodówka, tworząc dwumilowe bagna czyniące to miejsce atrakcyjnym dla dzikich zwierząt i bydła. Park Narodowy Amboseli wziął swoją nazwę od słowa z języka maa oznaczającego płytkie dno prastarego jeziora zajmującego połowę parku, które od czasu do czasu wilgotnieje. Mokradła poszerzają się i kurczą zależnie od deszczu. Ale kiedy nie pada, wodne niecki schną na pył. A wtedy nie wiadomo, co się stanie. Cztery lata temu ekstremalna susza głęboko wstrząsnęła tym miejscem.
Przez wiele dekad, w latach tłustych i chudych, Cynthia i słonice trwały, przemierzając krajobraz. Cynthia zajmowała się złożonym zadaniem obserwacji słoni podczas ich słoniowych zajęć. Przyglądała się niektórym osobnikom dłużej niż ktokolwiek inny.
Myślałem, że po czterdziestu latach słynna badaczka będzie odczuwała zmęczenie materiału. Zobaczyłem jednak w Cynthii Moss młodą kobietę po siedemdziesiątce o błyszczących niebieskich oczach i zadziwiającej lekkości. Przypominającą odrobinę skrzata. W latach 60. Cynthia pisała do magazynu „Newsweek”, ale po pierwszej podróży do Afryki postanowiła odciąć się od Nowego Jorku i wszystkiego, co znane i komfortowe. Zakochała się w Amboseli. Łatwo zrozumieć, dlaczego.
Może aż za łatwo. Miraże i fale ciepła sprawiają wrażenie, że Park Narodowy Amboseli jest wielki. A jest zbyt mały. Samochodem można go przemierzyć w godzinę. Spora powierzchnia, którą widać z parku, nie należy do niego. Amboseli to pocztówka, którą Afryka wysłała samej sobie i włożyła do szuflady oznaczonej hasłem „parki i rezerwaty”. Kilimandżaro stoi na granicy z Tanzanią. Góra i słonie wiedzą, że tak naprawdę jest tylko jeden kraj. Park mający czterysta kilometrów kwadratowych służy za centrum nawadniające dla pobliskich siedmiu i pół tysiąca kilometrów kwadratowych. Słonie z Amboseli poruszają się po powierzchni dwudziestokrotnie większej niż powierzchnia parku1, podobnie jak zajmujący się wypasem bydła i kóz Masajowie. Znajdują się tu całoroczne zapasy wody. Krainy poza parkiem są zbyt suche. A park jest zbyt mały, by je wykarmić.
„By przetrwać suszę – tłumaczy Cynthia – rodziny słoni stosowały różne strategie. Niektóre trzymały się blisko bagien. Niesłusznie, bo mokradła schły. Inne udawały się daleko na północ, wiele z nich po raz pierwszy w życiu. To lepszy wybór. Spośród pięćdziesięciu ośmiu rodzin tylko jedna nie straciła żadnego osobnika”. W jednej zginęło siedem dorosłych słonic i trzynaścioro młodych. „Zwykle gdy umiera słoń, krewni zbierają się wokół ciała i próbują je unieść. W czasach suszy brakło im sił, nie robili nic, gdy inni upadali. Przyglądali się ich śmierci, ich agonii na ziemi”.
Jedna czwarta słoni w Amboseli – czterysta spośród liczącej tysiąc sześćset osobników populacji – zginęła. Prawie wszystkie młode padły. Około 80 proc. zebr i antylop gnu wymarło, podobnie jak niemal całe masajskie bydło. Ginęli nawet ludzie.
Kiedy więc deszcz wrócił, pozbawione potomstwa słonice weszły w okres rui. Skutek? Największy baby boom podczas czterdziestoletniego pobytu Cynthii w Amboseli. W ciągu dwóch lat narodziło się około dwustu pięćdziesięciu młodych. Nowo narodzone słonie miały dobre warunki. Mnóstwo trawy i roślin oraz niewielka konkurencja. Luksus. Słonie zależą od wody. Szczęście słoni od niej zależy.
Kilka szczęśliwych słoni sunie przez szmaragd wiosny pod cieniem palm. To kawałek raju. Młode, bujając trąbami, przekraczają zewnętrzne orbity niewinności.
„Spójrz, jakie tłuste jest t o dziecko” – mówię. Piętnastomiesięczny słonik wygląda jak kulka masła. Cztery słonie i troje młodych taplają się w błotnistym basenie, trąbami opryskując sobie wzajemnie plecy i chlapiąc na brzeg. Kiedy jeden z nich rozpływa się z rozkoszy, dostrzegam, jak rozluźniają mu się mięśnie wokół trąby, jak przymykają się oczy. Dorastający słoń imieniem Alfre kładzie się, żeby odpocząć. Troje młodych tłoczy się, nadeptując Alfremu na ucho. W o w. Zabawa przechodzi w drzemkę, młode kładą się, a dorosłe osobniki stoją blisko siebie, chroniąc je. Czuć, jakie są spokojne, wiedząc, że ich rodzina jest już bezpieczna. Przyjemnie popatrzeć.
Wielu ludzi fantazjuje, że gdyby wygrali na loterii, rzuciliby pracę i oddali się wypoczynkowi, rozrywkom, rodzinie, rodzicielstwu, okazjonalnemu dreszczykowi seksualnych emocji. Jedliby, kiedy byliby głodni i spali, kiedy mieliby na to ochotę. Wielu ludzi po wyciągnięciu losu na loterii chciałoby żyć jak słonie.
Słonie wyglądają na szczęśliwe. Ale czy faktycznie są szczęśliwe, czy tylko takie się nam wydają? Mój wewnętrzny naukowiec prosi o dowody.
„Słonie doświadczają radości. Może nie takiej jak ludzie. Ale doświadczają radości” – twierdzi Cynthia2.
Dla słoni radosne są takie same sytuacje jak dla nas: spotkania z „przyjaciółmi” i rodziną, pyszne jedzenie i picie. Zakładamy więc, że czują tak samo jak my. Ostrożnie z założeniami! Przez wieki domysły ludzi na temat innych zwierząt rozpięte były pomiędzy wiarą w to, że zwierzęta rzucają uroki, po przeświadczenie, że nie mają świadomości i nie czują bólu. Zdaniem naukowców można obserwować poczynania zwierząt, ale spekulacje na temat ich mentalności uważane są za bezsensowne, za stratę czasu.
Rozważania na temat mentalności zwierząt to główny temat tej książki. Przed nami niełatwe zadanie: dotrzeć tam, gdzie prowadzą fakty, logika i nauka. A trafić tam jest trudno.
Żyjące na wolności słonie towarzyszące Cynthii wyglądają na mądre. Wydają się pełne życia, skore do zabawy. Potężne, majestatyczne. Niewinne. Mają wszystkie te cechy. Łagodne. Wyróżniają się spośród innych zwierząt umiejętnością odpierania prześladowań ze strony człowieka. Jak my dążą do przetrwania i zapewnienia bezpieczeństwa potomstwu. Chcę się dowiedzieć, czy są do nas podobne. Czego nas uczą o nas samych?
Być może jednak będzie trzeba zadać te pytania w zupełnie inny sposób.
***
Cynthia Moss najlepiej czuje się w swoim obozowisku w parku Amboseli. Znajduje się ono w przytulnym zagajniku, na polance otoczonej palmami. Stoi tam niewielka chatka służąca za kuchnię i pół tuzina dużych namiotów, każdy z nich wyposażony w łóżko i parę mebli. Ostatniego ranka herbatka rozpoczęła się nieco później niż zwykle. Badaczka rozpięła namiot, by wyjść i sprawdzić, czy woda się już gotuje, a po drodze napotkała lwa siedzącego na schodku przy wejściu do pomieszczenia kuchennego. Za drzwiami krzątał się wyjątkowo pobudzony kucharz.
Dziś wszystko odbyło się zgodnie z planem, a przy tostach wreszcie zadałem Cynthii Kluczowe Pytanie: „Czego dowiedziałaś się o ludziach, poświęcając życie obserwacji słoni?”. Rzuciłem okiem na dyktafon, by sprawdzić, czy na pewno jest włączony, po czym wyluzowałem się trochę. Czterdzieści lat badań, to dopiero coś.
Cynthia jednak delikatnie odparła: „Myślę o nich jak o słoniach. I n t e r e s u j ą mnie jako słonie. Porównywanie ich do ludzi nie ma większego sensu. O wiele bardziej interesuje mnie analizowanie zwierzęcia jako zwierzęcia. Jak to się dzieje, że, powiedzmy, wrona, posiadając tak mały mózg, potrafi podejmować tak inteligentne decyzje? Nie interesuje mnie porównywanie wrony do trzyletniego dziecka”.
Odpowiedź Cynthii na moje pytanie, w której czuć było lekki sprzeciw, na początku zaskoczyła mnie tak, że nie do końca ją pojąłem. Potem jednak wprawiła mnie w zachwyt.
Przez wiele lat badań nad zachowaniem zwierząt zakładałem, że zwierzęta stadne – takie jak ptaki czy ssaki – są zasadniczo bardzo podobne do ludzi. Przybyłem tu, by obserwować podobieństwa pomiędzy słoniami a ludźmi. P i s z ę k s i ą ż k ę o podobieństwach między zwierzętami a ludźmi. Zmieniłem jednak nieco koncepcję. Kosztowało mnie to parę chwil, a może nawet dni. Sączyło się we mnie jak kroplówka.
Krótki, ale jakże znaczący komentarz Cynthii sugerował, że człowiek nie jest miarą wszystkiego. Cynthia weszła na wyższy poziom.
Komentarz Cynthii zmodyfikował nie tylko mój sposób zadawania pytań, ale moje myślenie. Chociaż pytanie „kim są” było głównym motorem moich rozważań, chciałem, by zwierzęta pokazały, jak podobne są do ludzi. Obecnie stawiam sobie o wiele trudniejsze i wnikliwsze zadanie: analizę tego, kim są zwierzęta jako takie – n i e z a l e ż n i e od ich podobieństw do ludzi lub ich braku.
***
Słonie, którym się przyglądamy, zgrabnie zrywają trawę, przeczesując ją trąbami, rytmicznie wypychając policzki jej pękami i rozcierając ją w wielkich zębach trzonowych. Ciernie, które mogłyby przebić oponę, owoce palmy, pęki traw – jedzą to wszystko. Pewnego razu dotknąłem języka słonia. Był bardzo gładki. Nie rozumiem, jak języki i żołądki słoni radzą sobie z tymi cierniami.
Co widzę? Słonie, które jedzą. Te słowa, podobnie jak wszystkie inne, zarzucają luźne lasso na rzeczywistość. Patrzę na „słonie” i dociera do mnie, że nie wiem nic o ich życiach. Nie wiem nawet, co to z n a c z y patrzeć na słonie.
Ale Cynthia wie. „Kiedy patrzysz na grupę zwierząt: lwów, zebr czy słoni – tłumaczy – widzisz dwa płaskie wymiary. Ale kiedy poznasz każde z osobna, ich osobowości, historie ich matek, historie ich dzieci, to zarysowują się kolejne wymiary”. Jeden ze słoni w rodzinie może wydawać się dostojny, wyniosły, szlachetny. Inny może sprawiać wrażenie nieśmiałego. Kolejny wyda się łobuzem nachalnie upominającym się o jedzenie w chudych czasach, jeszcze inny będzie zdystansowany albo „ekstrawagancko” skory do zabawy.
„Zrozumienie, jak bardzo są złożone, zajęło mi około dwudziestu lat – mówi Cynthia. – Odkąd śledzę losy rodziny Echo, czyli od mniej więcej czterdziestego piątego roku jej życia, zauważyłam, że Enid jest wobec niej niezwykle lojalna, Eliot ma zabawowy charakter, Eudora jest trochę szalona, Edwina wycofana, i tak dalej. Z czasem uczyłam się przewidywać ich kolejne zachowania. Pomagała mi w tym Echo. Rozumiałam jej przywódczą rolę, podobnie jak rozumiała ją jej rodzina!”
Patrzę na słonie.
Cynthia dodaje: „Dzięki temu pojęłam, że są całkowicie świadome naszych poczynań”.
Całkowicie świadome? Wydają się obojętne.
„Słonie nie w y d a j ą się świadome szczegółów – tłumaczy Cynthia – dopóki nie zmieni się coś dotychczas stałego”. Pewnego dnia kamerzysta pracujący z Cynthią postanowił ustawić się p o d wozem, by uzyskać inny kąt. Słonie, które zwykle po prostu mijały samochód, natychmiast to zauważyły, zatrzymały się i zaczęły się przyglądać. Dlaczego człowiek jest pod wozem? Samiec imieniem Mr. Nick wsunął swoją ciekawską trąbę pod auto, by zbadać sytuację. Nie był agresywny, nie próbował wyciągnąć stamtąd kamerzysty, był zwyczajnie zaciekawiony. Innego dnia, gdy przyjechał samochód wyposażony w specjalne drzwi przeznaczone do filmowania, słonie przyszły, by go obejrzeć, dotykając nowych drzwi trąbami.
Trąby to jednocześnie dziwnie znajome i znajomo dziwne obiekty. Niezmiernie wrażliwe i niewyobrażalnie silne, z jednej strony są w stanie podnieść z ziemi jajko, nie tłukąc go3, a z drugiej zabić człowieka jednym pacnięciem. Trąba zakończona jest dwoma wypustkami, jak dłoń w rękawiczce. Sposób, w jaki słonie jej używają, również wygląda znajomo, jakby były jednorękimi ludźmi; ich przedziwny nos się przeobraża, pozostając schowanym, a jednocześnie będąc na widoku. Czy kiedykolwiek pojmiemy to nieopisane piękno? Pomarszczona jak pnie palm, pod którymi słonie się nierzadko wylegują, trąba służy wyposażonym w nią osobnikom za scyzoryk. Zaokrąglona od zewnątrz, spłaszczona od wewnątrz gąsienica nosa wymiata jamy, rozpyla wodę, rozpryskuje błoto, rozdmuchuje kurz, sprawdza powietrze, zbiera jedzenie, wita przyjaciół, ratuje dzieci i wspiera młode. „Wyposażona jest w podwójne przewody do wciągania i rozpylania wody czy kurzu”4 – pisała Oria Douglas-Hamilton. Dziennikarka Caitrin Nicol dodaje, że trąba wykonuje zadania, do których wykonania „człowiek potrzebowałby oczu, nosa, rąk i narzędzi”5. Jeszcze sugestia od Yoshihito Niimury z Uniwersytetu Tokijskiego: „Wyobraź sobie, że masz nos na dłoni. Za każdym razem, gdy czegoś dotykasz, jednocześnie możesz to powąchać”6.
Zręcznie owijają te wspaniałe nosy wokół kępek trawy, a kiedy ziemia niechętnie odstępuje korzonki, szturchają ją delikatnie, by je zdobyć. Uwalniają pokarm i unoszą go. Czasem otrzepują korzonki z ziemi. Jedzą wolno, spokojnie. Często delikatnie bujają trąbą, zanim umieszczą porcję w trójkątnej szczęce. Czasem przerywają na chwilę, jakby wpadały w zadumę. Może po głośnym zrywaniu składników zgrzebnego bukietu żywności zatrzymują się, by posłuchać, skontrolować samopoczucie potomstwa, bezpieczeństwo rodziny, i zapobiec ewentualnym zagrożeniom.
Chciałbym wiedzieć, w jakim stopniu to, czego obecnie doświadczam, pokrywa się z tym, czego doświadcza słoń. Nasze kanały odbioru są podobne: wzrok, węch, słuch, dotyk, smak; to, co zmysły przekazują świadomości, musi być podobne. Widzimy te same hieny i słyszymy te same lwy. Doświadczamy zmysłami tego samego świata. Jednak my, jak większość naczelnych, w dużej mierze polegamy na wzroku; słonie, jak większość pozostałych ssaków, mają wyostrzony węch. Ich słuch również jest doskonały.
Jestem pewien, że tutejsze słonie mają głębsze doświadczenie od mojego – to ich dom, znają historię tego miejsca. Nie wiem też, co myśli Cynthia, kiedy prowadzi swoje ciche i dogłębne obserwacje.
Czworo zaokrąglonych młodych podąża za potężnymi matkami przez wielkie, słodko pachnące połacie traw. Dorosłe osobniki, kroczące śmiało, jak gdyby szły na umówione spotkanie, prowadzą mokry, błotnisty marsz, mieszając się z grupą około stu innych słoni. Rodziny każdego dnia dochodzą z legowisk położonych na pokrytych krzakami wzgórzach na moczary, a potem wracają. Dla wielu to piętnastokilometrowa wycieczka. Na tej trasie, między wschodem a zachodem słońca, wiele może się zdarzyć.
Nasze zadanie: rano musimy je znaleźć i zorientować się, który jest który i jak się ma sytuacja. Założenie jest proste, ale to setki słoni, ponad tuzin rodzin.
„Musisz poznać k a ż d e g o! Koniecznie!” – mówi Katito Sayialel z melodyjnym akcentem, świeżym i lekkim jak ten afrykański poranek. Katito to wysoka i sprawna Masajka, która od ponad dwudziestu lat wraz z Cynthią zajmuje się badaniem życia słoni.
„Każdego”, czyli ile?
„Ja potrafię rozpoznać wszystkie dorosłe samice – głośno myśli Katito – dziewięćset, może tysiąc. Jakieś dziewięćset. Tak”.
Rozpoznać setki słoni? J a k to możliwe? Niektóre z nich rozpoznaje po cechach charakterystycznych – umiejscowieniu dziury w uchu, na przykład. Ale na inne wystarczy, że rzuci okiem i już wie. Jakby widziała znajomych.
Przyglądając się relacjom społecznym wśród słoni, nie można sobie pozwolić na zadawanie pytania: „Chwila, k t ó r y to był?”. Trzeba je znać. Każdy słoń również rozpoznaje setki innych słoni. Żyją w rozległych grupach rodzin i przyjaciół. To dlatego słyną ze swojej pamięci. Z całą pewnością rozpoznają też Katito.
„Kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy – wspomina Katito – usłyszały mój głos i wiedziały, że jestem nowa. Przyszły mnie powąchać. Teraz mnie znają”.
Jest tu też Vicki Fishlock. Ta niebieskooka Brytyjka po trzydziestce badała goryle i słonie w Kongu, a potem zaczęła pisać doktorat i przeniosła się tutaj, do Cynthii. Jest tu już od kilku lat i nie planuje tego zmieniać, jeśli nie będzie takiej konieczności. Zwykle Katito sprawdza listę obecności wśród słoni, a Vicki obserwuje zachowanie. Dzisiaj doszło do pewnego odstępstwa od normalnego planu – zajmują się wprowadzaniem mnie.
Zaraz za wysoką słoniową trawą pięć dorosłych osobników i czworo młodych pogryza niższą i mniej obfitą. To więcej roboty, a więc smak zapewne jest lepszy. Nie musiały czytać etykiety produktu. Podświadomość podpowiedziała im, co zrobić, nagradzając przyjemnością płynącą z wyboru bardziej pożywnego jedzenia. U ludzi działa to podobnie – dlatego tłuszcz i cukier smakują tak dobrze.
Pasące się słonie suną za czaplami i orbitującymi galaktykami jaskółek. Ptaki liczą na to, że słonie podburzą owady, przedzierając się przez trawiaste morza niczym ogromne szare statki. Promienie słońca odbijają się od ich szerokich, rozbujanych pleców jak blask od oceanicznych fal. Dźwięki rozrywania, żucia. Trzepot uszu. Chlupnięcia łajna. Bzyczenie much i trzaskanie ogonem. I, przede wszystkim, bezgłośne sygnały tych wielkich istot. Bez słów opowiadają o czasie przed ludźmi. Zajmują się swoim życiem, ignorując nas.
„One nas nie ignorują” – poprawia mnie Vicki. – Oczekują od nas uprzejmości, a my spełniamy to oczekiwanie. Dlatego nie zwracają na nas uwagi”.
„Nie zawsze się tak wobec mnie zachowywały – dodaje. – Kiedy zaczynałam, były przyzwyczajone do pojazdów, które robiły kilka zdjęć i potem się oddalały. Nie podobało im się zbytnio, że po prostu siedzę i patrzę na nie przez długi czas. Mają wobec nas pewne oczekiwania. Jeśli ich nie spełniamy, dają znać, że to dostrzegły. Nie robią tego w żaden przerażający sposób. Mogą na przykład potrząsnąć głową i rzucić spojrzenie z serii «J a k i masz problem?»”.
Podążamy za nimi przez wzgórza i zarośla. Słonica Tecla idąca parę metrów przed nami nagle zawraca, trąbi i okazuje niechęć. Po lewej od nas zaryczało młode cielę.
„Przepraszam, przepraszam, przepraszam” – mówi Katito do Tecli. Hamuje i wyłącza silnik. Wygląda na to, że oddzieliliśmy młode od matki. Jednak Tecla nie jest matką. Inna samica, w trakcie laktacji, nadbiega, mijając nas z bliska. To właśnie matka, zaalarmowana przez Teclę. Tecla zakomunikowała: „Ludzie wkraczają między ciebie a twoje dziecko, z r ó b coś”.
„Słonie są jak ludzie – mówi Katito. – Bardzo inteligentne. Lubię ich charakterki. Podoba mi się, jak się zachowują i jak bronią swoich rodzin. Tak”.
Jak ludzie? To porównanie jest nieuniknione, gdyż w wielu elementarnych sprawach faktycznie jesteśmy podobni. Ale widzę już, jak Cynthia upomina mnie, przypominając, że słonie to nie ludzie. Słonie to słonie.
Matka dołącza do dziecka, przywracając porządek. Posuwamy się powoli naprzód. Kiedy jeden osobnik rozumie swoją pozycję, drugiego osobnika wobec trzeciego – tak jak Tecla wiedziała, kto jest matką dziecka – nazywa się to „rozumieniem relacji z osobami trzecimi”1. Naczelne pojmują takie zależności, podobnie jak wilki, hieny, delfiny, krukowate i niektóre papugi2. Papuga na przykład może być zazdrosna o małżonka swojej właścicielki3. Kiedy popularne tutaj koczkodany słyszą wołanie przestraszonego dziecka, od razu szukają jego matki4. Doskonale wiedzą, kim są i k i m s ą w s z y s c y wokół. Dokładnie rozumieją, kto jest dla kogo ważny. Kiedy samice wolno żyjących delfinów chcą, by młode przestały zbliżać się do l u d z i, potrafią uderzyć ogonem w stronę człowieka przykuwającego uwagę dziecka, sygnalizując tym samym: „Koniec zabawy, moja kolej”5. Kiedy młode delfiny bawią się z asystentami badaczki Denise Herzing, samice czasem kierują swoje – jak by je nazwać… reprymendy? – w stronę s a m e j H e r z i n g. Dowodzi to, że rozumieją, iż doktor Herzing jest przywódczynią wszystkich ludzi znajdujących się w wodzie. To zadziwiające, że żyjące na wolności stworzenia potrafią pojąć hierarchię panującą wśród ludzi.
„Najbardziej niesamowita wydaje mi się – podsumowuje Vicki – nasza z d o l n o ś ć do wzajemnego rozumienia się. Uczymy się niewidzialnych granic stawianych przez słonie. Wyczuwamy, kiedy jest czas powiedzieć «Nie będę naciskać». Słowa takie jak «irytacja», «szczęście», «smutek» czy «napięcie» naprawdę oddają stany emocjonalne słoni. Mamy podobne doświadczenia, bo jesteśmy wyposażeni w podobne mózgi” – dodaje z błyskiem w oku.
Patrzę na słonie, wyluzowane do tego stopnia, że przechodzą kilka metrów od naszego pojazdu. Vicki mówi: „To jeden z największych przywilejów, móc poruszać się wraz ze słoniami, które nie mają problemu z naszą obecnością. Na przykład w Tanzanii jest mnóstwo kłusowników. Ale nie tutaj…”. Vicki mówi do nich spokojnym głosem: „Cześć, kochanie” lub „Kto jest taką słodką dziewczynką?”. Wspomina, jak po śmierci Echo jej rodzina odeszła na trzy miesiące pod wodzą córki Echo, Enid. „A kiedy wrócili, witałam je: «Cześć, tęskniłam za wami». I nagle Enid u n i o s ł a głowę i zatrąbiła g ł o ś n o, a jej uszy zatrzepotały. Słonie zebrały się na tyle blisko mnie, że mogłam ich dotknąć, a na ich twarzach widniały prawdziwe emocje. To zaufanie. Czułam się, jakbym – opowiada z uczuciem Vicki – została przytulona przez słonie”.
***
Pewnego razu obserwowałem słonie z innym badaczem w innym afrykańskim rezerwacie. Kilka dorosłych osobników odpoczywało z młodymi w cieniu palmy, wachlując się uszami w upale. Badacz twierdził, że słonie te „mogą po prostu przenosić się między cieplejszymi a chłodniejszymi rejonami, nie doświadczając właściwie niczego”. Twierdził, że nie był w stanie „sprawdzić, czy słoń jest choć trochę bardziej świadomy od drzewa”.
Nie był w stanie sprawdzić? Przede wszystkim drzewa zachowują się trochę inaczej niż słonie. Drzewo nie daje oznak posługiwania się umysłem, nie podejmuje decyzji, nie chroni swojego potomstwa. Z drugiej strony ludzie i słonie wyposażeni są w prawie identyczne układy nerwowe i hormonalne, zmysły, mleko dla młodych. Doświadczają agresji i strachu w podobnych momentach. Upieranie się, że słoń nie jest bardziej świadomy od drzewa, nie tłumaczy jego zachowania w większym stopniu niż stwierdzenie, że posiada świadomość. Mój kolega uważał się za obiektywnego badacza. A było na odwrót – konsekwentnie zmuszał się do ignorowania dowodów. To postępowanie całkowicie nienaukowe. Nauka opiera się na dowodach.
W tym rzecz. Z kim mamy do czynienia? Jaki rodzaj umysłu zasiedla ten świat?
To niezbadany obszar. Nie zakładajmy, że inne zwierzęta są lub nie są pozbawione świadomości ani że są podobne do nas lub odmienne. Przyjrzyjmy się dowodom oraz wnioskom, do jakich prowadzą. Zbyt łatwo poczynić b ł ę d n e założenia, których konsekwencje będą trwać przez wieki.
W V wieku p.n.e. grecki filozof Protagoras ogłosił: „Człowiek jest miarą wszechrzeczy”. Czujemy się więc upoważnieni, by zadawać światu pytanie: „Jak dobry jesteś?”. Zakładamy, że od nas pochodzą standardy, że stanowimy punkt odniesienia. Z tego powodu wielu spraw nie dostrzegamy. Cechy uważane za „wyznaczniki człowieczeństwa” – empatia, komunikacja, żal, wytwarzanie narzędzi i tak dalej – występują w różnych stopniach u innych stworzeń zamieszkujących ten świat. Kręgowce (ryby, płazy, gady, ptaki i ssaki) wyposażone są w podobny szkielet, organy, układ nerwowy i hormonalny oraz wykazują podobne typy zachowań. Samochody, różniące się modelami, wszystkie mają silniki, układy napędowe, cztery koła, drzwi i siedzenia. Tak samo my różnimy się między sobą głównie wyglądem zewnętrznym i paroma cechami wnętrza. Jak naiwni kupcy aut, ludzie w większości dostrzegają tylko różnicę w wyglądzie.
Mówimy o „ludziach i zwierzętach”, jakby życie dzieliło się na jedynie dwie kategorie: „my” i „one wszystkie”. Nauczyliśmy słonie dźwigać drewno, w laboratoriach wpuszczamy szczury do labiryntów, by obserwować proces uczenia się, użyliśmy gołębi, by zgłębić podstawy psychologii, zbadaliśmy muchy, by zrozumieć, jak działa nasze DNA, zaraziliśmy małpy groźnymi chorobami, by stworzyć szczepionki dla ludzi, w domach i miastach psy służą jako przewodnicy, którzy widzą oczami swoich czworonożnych opiekunów. Przy całej tej bliskości utrzymujemy nieśmiało, że „zwierzęta” nie są jak my – chociaż sami jesteśmy zwierzętami. Czy ta relacja mogłaby być jeszcze bardziej niezrozumiała?
Żeby zrozumieć słonie, należy zagłębić się w temat świadomości, inteligencji czy uczuciowości. Wtedy dostrzega się brak standardowych definicji. Ludzie zajmujący się tymi kwestiami czasami kłócą się nie dlatego, że się nie zgadzają, ale dlatego, że używają tych samych słów, by wyrazić odmienne sądy. Stąd nieporozumienia. Filozofowie, psycholodzy, ekolodzy i neurolodzy to ślepcy na podstawie czucia opisujący różne części tego samego przysłowiowego słonia. Na pocieszenie: ich niezgoda pozwala nam opuścić ramy akademii, zaczerpnąć świeżego powietrza, zmienić perspektywę na szerszą i pomyśleć samodzielnie.
Zacznijmy od zdefiniowania świadomości. Standardowa formułka brzmi: ś w i a d o m o ś ć t o z d o l n o ś ć d o s u b i e k t y w n e g o o d c z u w a n i a 6. Ta prosta definicja pochodzi od Christofa Kocha, który prowadzi Instytut Nauk o Mózgu im. Allena w Seattle. Kiedy zranisz się w nogę, dotyczy to poziomu fizyczności. Kiedy zranienie boli – to poziom świadomości. Część ciebie, która odczuwa ból, która myśli i czuje, to u m y s ł. Z d o l n o ś ć d o o d c z u w a n i a w r a ż e ń z m y s ł o w y c h to co innego. Występuje ona, w różnym stopniu, u ludzi, ptaków, żuków, małży, meduz i drzew – u ludzi jest zaawansowana, u roślin śladowa. P r o c e s y p o z n a w c z e odnoszą się do percepcji, nabywania wiedzy i rozumienia. M y ś l e n i e to proces oceniania i rozważania tego, co zostało poznane za pomocą percepcji. Jak wszystko, co dotyczy żywych stworzeń, myślenie również można opisać poprzez skalę. U jaguara będzie to rozważanie, w jaki sposób zajść pekari od tyłu, u strzelca mierzenie do celu, u człowieka rozmyślanie nad propozycją małżeństwa. Odczuwanie zmysłowe, poznawanie i myślenie przenikają się i przeplatają, eskalując zdolności i procesy zachodzące w świadomych umysłach.
Świadomość jest nieco przereklamowana. Bicie serca, oddychanie, trawienie, metabolizm, odpowiedzi immunologiczne, gojenie się ran i złamań, zegar biologiczny, cykl płciowy, ciąża, wzrost – to wszystko odbywa się bez jej udziału. Podczas narkozy pozostajemy żywi, mimo że chwilowo pozbawia się nas świadomości. A podczas snu nasze nieświadome mózgi ciężko pracują, porządkując, oczyszczając i regenerując. Ciało jest zarządzane przez kompetentny personel, który działał już zanim firma nabyła świadomość. Szkoda, że nie można osobiście spotkać się z tą ekipą.
Możemy wyobrażać sobie świadomość jako ekran komputera, który widzimy i z którym nawiązujemy kontakt, napędzany przez kody, których nie potrafimy rozpoznać i o których nie mamy pojęcia. Jeśli w umyśle mamy dostęp tylko do świadomości, to większość mózgu pogrążona jest dla nas w ciemności. Tim Ferris, były redaktor naczelny magazynu „Rolling Stone” i autor artykułów o tematyce naukowej, napisał: „Umysł ani nie kontroluje, ani nawet nie rozumie większości procesów zachodzących w mózgu”7.
Po co więc nam świadomość? Drzewa i meduzy radzą sobie bez niej, chociaż ich doświadczenie jest ograniczone. Świadomość przydaje się, gdy trzeba oceniać, planować i podejmować decyzje.
W jaki sposób świadomość – ludzi, słoni czy innych gatunków – wyłania się z koktajlu komórek i mieszanki wykonywanych przez nie elektrycznych oraz chemicznych procesów? Jak mózg tworzy świadomość? Nikt nie wie, w jaki sposób komórki nerwowe, nazywane też neuronami, ją wytwarzają. Wiemy tylko, że świadomość może zostać zakłócona przez zniszczenie mózgu. Czyli to on stanowi jej źródło. Eric R. Kandel, nagrodzony nagrodą Nobla naukowiec zajmujący się mózgiem i umysłem, napisał w 2013 roku: „Umysł i mózg są nierozdzielne”8. Świadomość wynika z sieci neuronów i zależy od ich współpracy.
Jak wielu połączonych neuronów potrzeba? Nikt nie wie, na jakim poziomie zaczyna się choćby najbardziej podstawowa świadomość. Meduzy prawdopodobnie jej nie mają, robaki możliwe, że tak. Pszczoły wyposażone w nieco ponad milion komórek mózgowych rozpoznają wzory, zapachy i kolory kwiatów oraz zapamiętują ich lokalizacje. Występujący u pszczół taniec ma za zadanie komunikować kolegom i koleżankom z ula kierunek i odległość do nektaru, który znalazły, a także określać jego obfitość. Pszczoły „wykazują wyjątkową wiedzę”9 – mówi słynny neurolog Oliver Sacks. Pszczoła może przerwać taniec drugiej10, jeśli doświadczyła kłopotów w okolicy tego samego kwiatu – na przykład konfrontacji z drapieżnikiem, jak pająk. Pszczoły poddane przez naukowców symulacji ataku reagują swoistą zmianą nastroju, wykazując „dokładnie takie same przejawy występowania negatywnych emocji, jakie znamy od ludzi”11. Co jeszcze ciekawsze, u pszczół występują te same hormony12, które ludzi skłaniają do ciągłego poszukiwania nowości. J e ś l i hormony te dostarczają pszczołom dreszczyku przyjemności czy motywacji, posiadają one świadomość. Niektóre zaawansowane społecznie osy potrafią rozpoznawać osobniki po twarzach13, co wcześniej uważano za domenę wyłącznie ssaków. „To całkowicie jasne – mówi Sacks – że owady potrafią zapamiętywać, uczyć się, myśleć i komunikować na wiele nieoczekiwanych sposobów”.
Czy jakiekolwiek inne stworzenie może naprawdę być świadome, nie posiadając potężnej, pomarszczonej kory mózgowej, w której zachodzą procesy myślowe u ludzi? Okazuje się, że tak; dotyczy to także niektórych ludzi. Trzydziestoletni Roger stracił 95 proc. kory wskutek choroby14. Roger nie pamięta dekady przed infekcją, nie czuje zapachu ani smaku oraz ma duże trudności w tworzeniu wspomnień. Wie jednak, kim jest, rozpoznaje siebie w lustrze i na zdjęciach oraz zasadniczo zachowuje się normalnie w otoczeniu innych ludzi. Posługuje się humorem i odczuwa zawstydzenie. A to wszystko korzystając z mózgu, który nie przypomina już ludzkiego.
Przekonanie, że jedynie ludzie posiadają świadomość, jest mało postępowe. Ludzkie zmysły stępiły się przez lata kontaktu z cywilizacją. Wiele zwierząt cechuje bardziej zaawansowana uważność – wystarczy popatrzeć na słonie, kiedy coś w ich środowisku się zmieni – a ich organizmy są doskonale wyspecjalizowane w wykrywaniu najdrobniejszych zagrożeń czy okazji. W 2012 roku naukowiec pracujący nad „Deklaracją z Cambridge o świadomości” stwierdził, że „wszystkie ssaki i ptaki oraz wiele innych stworzeń, w tym ośmiornice” wyposażone są w układ nerwowy zdolny do wytworzenia świadomości. (Ośmiornice korzystają z narzędzi i rozwiązują problemy równie umiejętnie co małpy człekokształtne – a są m i ę c z a k a m i). Nauka potwierdza oczywistość: inne zwierzęta słyszą, widzą i czują uszami, oczami i nosami; boją się, gdy mają powód, odczuwają szczęście, gdy wydają się szczęśliwe.
Jak pisze Christof Koch: „Czymkolwiek jest świadomość […], psy, ptaki i mnóstwo innych gatunków ją posiada… One również d o ś w i a d c z a j ą życia”15.
Mój pies Jude spał na dywaniku, śniąc o bieganiu, jego nadgarstki poruszały się, aż wydał przeciągły, stłumiony jęk. Chula, mój drugi pies, natychmiast zareagował i podbiegł do Jude’a. Jude przebudził się i skoczył, szczekając głośno, jak gdyby przeniósł sen do pełnej świadomości, zupełnie jak osoba obudzona z krzykiem z koszmarnego snu, której potrzeba jeszcze kilka chwil, by wrócić do rzeczywistości.
Każda linia, którą próbujemy ostro zarysować, na przykład między ludźmi i słoniami, zostaje rozmazana przez naturę. Co ze stworzeniami bez układu nerwowego? Czyż nie stanowią linii podziału?
Rośliny zdają się nie posiadać układu nerwowego. Jednak w y t w a r z a j ą t e s a m e s u b s t a n c j e – takie jak serotonina, dopamina czy glutaminian – pełniące funkcję neuroprzekaźników u zwierząt, w tym u ludzi. Rośliny wyposażone są w układy przekazywania informacji podobne do zwierzęcych, ale wolniejsze. Jak wykorzystują takie możliwości? Michael Pollan zauważa, nieco metaforycznie, że „rośliny mówią językiem chemicznym, którego bezpośrednio nie dostrzegamy ani nie potrafimy zrozumieć”. Nie twierdzę, że rośliny doświadczają zmysłowo, ale z pewnością są zdolne do intrygujących rzeczy. My wyczuwamy substancje zapachem i smakiem, rośliny natomiast wykrywają je w powietrzu, glebie i na sobie samych. Liście zwracają się ku słońcu. Kiedy pnącza i korzenie dotykają przedmiotów, zmieniają swoje zachowanie. Rosnące korzenie niekiedy zmieniają kierunek jeszcze p r z e d zetknięciem się z przeszkodą czy toksyną. Rośliny odpowiadają podobno na n a g r a n y dźwięk wydawany przez gryzące gąsienice wytworzeniem większej ilości substancji obronnych. Atakowane przez owady i roślinożerców produkują specjalne substancje, które rozpoczynają obronę chemiczną i zachęcają polujące na insekty osy, by stłumiły inwazję. Poprzez kwiaty rośliny sygnalizują pszczołom i innym zapylaczom, że nektar jest gotowy.
Rośliny również mają konkretne zachowania, ale tylko u gatunków owadożernych i o liściach wyjątkowo wrażliwych na światło odbywają się one wystarczająco szybko, by ludzkie oko mogło je dostrzec. Patrząc na łąkę, Pollan napisał, że „trudno wyobrazić sobie niewidoczne chemiczne pogawędki dotyczące głównie wołania o pomoc, odbywające się wszędzie wokół, podobnie jak to, że nieruchome organizmy mogą przejawiać jakiekolwiek «zachowania»”. Ale Karol Darwin zakończył swoją książkę The Power of Movement in Plants następującym spostrzeżeniem: „Nie byłoby przesadą stwierdzenie, że końcówki korzeni […] działają podobnie jak mózgi zwierząt na niższym poziomie ewolucyjnym, odbierając bodziec dzięki odpowiednim organom i zarządzając ruchami”. Wchodzimy na pole minowe potencjalnych nieporozumień. Botanik Tim Lowman, podobnie jak Cynthia Moss, nie chciał porównywać roślin do ludzi. Doceniał je jako rośliny. „One odżywiają się światłem – powiedział – czy to nie wystarczy?”16.
Głównym powodem, dla którego przywołałem przykład roślin, jest chęć zaznaczenia, że gdy wziąć pod uwagę przedziwność roślin i różnice pomiędzy roślinami a zwierzętami, słonica zajmująca się dzieckiem przypomina człowieka do tego stopnia, że mogłaby równie dobrze być moją siostrą.
W trawiastych słonecznych zagajnikach młode słonie próbują zawieszać się na trąbach, a potem szukają spokoju przy maminej piersi.
„Spójrz, jak blisko są te dwie rodziny – mówi Vicki. – Elin podeszła bliżej do wody, Eloise wyraziła entuzjazm i czekała, aż reszta grupy dołączy”. Teraz idą razem. „Najwyraźniej zdecydowali się spędzić dzień razem”.
Najwyraźniej.
Co sprawia, że słonie się przyjaźnią? Niektóre młode lubią te same zabawy i zawsze bawią się razem. Niektóre starsze osobniki są ze sobą „kompatybilne”, jak twierdzi Vicki: „jedzą o tych samych porach, chodzą spać o tej samej godzinie, lubią wędrować w te same miejsca i wybierają podobne posiłki”.
K o m p a t y b i l n e. Ciekawe. Tak trudno o to u ludzi.
Najlepszą odpowiedzią na pytanie „Czy słonie mają świadomość?” jest odwołanie się do istnienia l i c z n y c h dowodów na tę świadomość. Pora na kolejną zagadkę: „Jak wygląda świadomość innych stworzeń?”. Kwestia świadomości to pestka dla większości miłośników zwierząt, ale wiele osób powiedziałoby zapewne: „Nie tak szybko”. Wielu badaczy i autorów naukowych książek twierdzi, że nie mamy dostępu do skutecznego sposobu na poznanie umysłowych doświadczeń zwierząt. Chyba rozumiem to podejście. Ale myślę, że jest ono błędne, ponieważ wiemy więcej niż wcześniej.
Badania nad zachowaniem zwierząt to młoda dziedzina. Do lat 20. XX wieku nie było wiadomo, że kurczaki ustanawiają „kolejność dziobania”. Również w latach 20. Margaret Morse Nice odkryła, że ptaki śpiewające bronią swoich terytoriów, a to przecież jeden z najważniejszych powodów ich śpiewu. By badania nad zachowaniem zwierząt uznano za naukę, behawioryści z połowy XX wieku, tacy jak Konrad Lorenz, Niko Tinbergen i Karl von Frisch, musieli przezwyciężyć przesądy panujące przez stulecia (sowy miały przepowiadać śmierć, wilki miały być potomkami diabła), według których zwierzęta stanowiły karykatury ludzkich impulsów (konikom polnym przypisywano lenistwo, żółwiom – upór, lisom – spryt).
Nowi naukowcy byli znakomitymi obserwatorami. Udało im się rozmontować metaforyczne projekcje, którymi obrosło wiele zwierząt. Zgodnie z ich podejściem należało dokładnie opisywać to, co się widzi. Musieli udowodnić, że obserwowanie zwierząt może być obiektywnym zadaniem i zrobili to. Za badania nad językiem tańca pszczół, zalotami u ryb i procesem wdrukowywania w pamięć kacząt pierwszego ruchomego przedmiotu, z którym mają kontakt, von Frisch, Tinbergen i Lorenz otrzymali nagrodę Nobla. Dla trójki badaczy było to ogromne wyróżnienie.
Gdy badania nad zachowaniem zwierząt uznano za dziedzinę nauki, brakowało naukowego podejścia do pytań takich jak: „Co czuje słonica, gdy zajmuje się dzieckiem?”. Nie było się na czym oprzeć. Nikt nie przyglądał się codzienności dzikich zwierząt. Badania nad mózgiem dopiero kiełkowały. Spekulacje na temat ich uczuć mogliśmy opierać wyłącznie na naszych uczuciach, więc zataczaliśmy wciąż te same kręgi. Nowi naukowcy położyli nacisk na obserwację. Spekulacje uznali za zgadywanki, których lepiej unikać. Można przyjrzeć się temu, c o słoń robi. Nie wiadomo jednak, j a k się czuje. Można policzyć, ile minut poświęca na opiekę nad dziećmi. Ekspertka od komunikacji słoni, Joyce Poole, tłumaczy: „Uczyłam się postrzegać zachowanie zwierząt innych niż ludzie jako pozbawione świadomego myślenia”1.
Moje wejście w tę naukę naznaczone było klasycznym podejściem, zgodnie z którym należało odciąć się od pokusy przypisywania zwierzętom ludzkich doświadczeń – wartości, myślenia czy emocji (antropomorfizacji). Cenię to sobie. Nie powinniśmy zakładać, że zwierzęta (czy – w tym przypadku – kochankowie, małżonkowie, dzieci lub rodzice) „muszą” myśleć i czuć tak samo jak my, gdybyśmy byli na ich miejscu. One nie są nami.
To nie tak, że kwestia zwierzęcych myśli i emocji czekała na dokładniejsze dane, po prostu została w pewien sposób zamknięta. Zwyciężyło podejście oparte na obserwacji, które przyjęło funkcję sztywnej ramy. Behawioryści mają opisywać to, co widzą. Kropka. Opis i t y l k o opis stał się istotą badań nad zachowaniem zwierząt. Rozważania nad uczuciami i myśleniem stojącym za zachowaniami trafiły w sferę tabu. Bez odbioru. Można było stwierdzić: „Słonica stanęła pomiędzy swoim cielęciem a hieną”. Jednak stwierdzenie: „Matka osłoniła młode, by chronić je przed hieną” zostałoby uznane za nienaukowe, za antropomorfizację. Nie możemy poznać motywacji matki. To przytłaczające podejście.
Nadając badaniom nad zachowaniem zwierząt status nauki, warto było przypisać antropomorfizacji funkcję terminu alarmowego. Z czasem jednak doszło do przesady. Kiedy tylko padło oskarżenie o nią, natychmiast następował atak. Badań nie publikowano. A w akademickim środowisku, gdzie albo publikujesz, albo giniesz, stawką było miejsce pracy.
Nawet najbardziej uzasadnione i logiczne interpretacje motywacji, emocji i świadomości innych zwierząt mogły zrujnować karierę zawodową. Zwykłe pytanie mogło. W latach 70. książka o skromnym tytule The Question of Animal Awareness [pol. Zagadka świadomości zwierząt – przyp. tłum.] wywołała takie poruszenie, że wielu behawiorystów oddelegowało jej autora, Donalda Griffina, na zawodowy margines. Griffin nie był debiutantem, zasłynął jako geniusz, któremu udało się rozwikłać zagadkę korzystania przez nietoperze z echolokacji do nawigacji. Był cokolwiek niesamowity. Jednak postawienie tego jednego pytania to było za dużo dla jego ortodoksyjnych kolegów. Sugerowanie, że inne zwierzęta c o ś czują, nie tylko wywoływało konsternację, ale niszczyło karierę. W 1992 roku czytelnicy czasopisma „Science” zostali ostrzeżeni przez jednego z autorów, że badania nad poznaniem u zwierząt „nie są polecane osobom bez etatu”2. Nie żartował.
Zakazując wszystkiego, co ocierało się o antropomorfizację, behawioryści umożliwili utrwalanie błędu o antagonicznym charakterze – skoncentrowanego wokół człowieka przekonania, że tylko ludzie posiadają świadomość i uczucia. (Założenie, że wszystko kręci się wokół nas, nosi nazwę antrop o c e n t r y z m u). Z pewnością projektowanie uczuć na inne zwierzęta może prowadzić do niezrozumienia ich motywacji. Jednak zaprzeczanie możliwości, że posiadają one jakiekolwiek motywacje, g w a r a n t u j e niezrozumienie.
Z a ł o ż e n i e, że inne zwierzęta nie myślą i nie czują, było dobrym punktem wyjścia dla nowej dziedziny nauki. Upieranie się przy tym to już przykład źle uprawianej nauki. Co zabawne, wielu behawiorystów, którzy są biologami, pozostaje ślepymi na najważniejszą prawidłowość zachodzącą w biologii – wszystko, co nowe, stanowi lekkie ulepszenie czegoś istniejącego wcześniej. Wszystko, co ludzie robią i w co są wyposażeni, ma gdzieś swoje źródło. Nim człowiek został złożony w całość, ewolucja zbierała jego części i rozwijała je u poprzednich modeli. My je odziedziczyliśmy.
Przyjrzyjmy się powstawaniu nóg połączonych stawami – od stawonogów, poprzez czworonogi, aż po dwunożnych ludzi. Żaba posiada kość udową, tak samo jak kurczak, tak samo jak dziecko. Możemy obserwować przemiany w polu poruszania się od płazów, przez ptaki, do triatlonistów. Stworzenie, które śpi, po prostu śpi, niezależnie od gatunku. To, które kicha, kicha. Gatunki różnią się, choć nie aż tak bardzo. Tylko ludzie wyposażeni są w ludzkie umysły. Jednak twierdzenie, że tylko ludzie mają umysły, jest jak twierdzenie, że tylko ludzie mają szkielety. Oczywiście możemy zaobserwować obecność szkieletu u słoni. Umysłów nie widać. Widać jednak układy nerwowe, pracę mózgu odbywającą się w ramach pewnej logiki i ramy zachowań. Od szkieletów po mózgi, zasada jest taka sama. Jeśli mielibyśmy coś zakładać, założylibyśmy, że umysły, jak wszystko inne, rozkładają się na ruchomej skali.
Nie tak się jednak stało. Zawodowi badacze zachowania zwierząt twardo oddzielili układ nerwowy ludzi od tego występującego u zwierząt. Zaprzeczanie możliwości, że inne zwierzęta myślą i czują, wsparło hasło, które lubimy słyszeć: jesteśmy wyjątkowi. Jedyni w swoim rodzaju. Lepsi. Najlepsi. (Nie, żeby to były projekcje!)
Przez parę dziesięcioleci naukowcy, którzy wychodzili poza opisywanie zachowania zwierząt i przekraczali granicę, narażali się na pogardę ze strony kolegów. Kilkoro rewolucjonistów, którzy n i e byli wykształconymi behawiorystami – pionierką wśród nich była Jane Goodall – właśnie tego doświadczało. Goodall wspomina, co czuła, gdy po pierwszych badaniach nad szympansami rozpoczęła studia doktoranckie na Cambridge: „Trochę zszokowało mnie to, że krytykowano wszystko, co robiłam. Wszystko. Nie powinnam była nadawać im imion. Nie wolno mi było mówić o ich osobowościach, umysłach czy uczuciach. To sfery zarezerwowane dla ludzi”3.
Tak jej mówiono. Dziś „antropofobia” wciąż jest popularna wśród behawiorystów i autorów tekstów naukowych naśladujących przestarzałą ostrożność ortodoksyjnych naukowców, którzy im patronowali. Nie wolno nam przypisywać innym zwierzętom ludzkich emocji – taki pogląd utrwalają w kontaktach między sobą i przekazują swoim uczniom, a ci naśladują ten nieprzejednany styl i czują się dzięki niemu profesjonalni.
Czym jednak są „ludzkie” emocje? Twierdząc, że nie można przypisywać zwierzętom ludzkich emocji, zapomina się o kluczowym szczególe: ludzie są zwierzętami. Ludzkie odczucia s ą zwierzęcymi odczuciami. Odziedziczonymi odczuciami dostarczanymi nam przez odziedziczony układ nerwowy.
Stwierdzenie, że zwierzęta nie mogą doświadczać żadnych emocji, to tani sposób na zdobycie monopolu na wszelkie uczucia i motywacje. Ludzie, którzy systematycznie obserwują zwierzęta, dostrzegają absurdalność takiej postawy. Ale wielu innych wciąż nie dostrzega. „Pozostaje dylemat – napisała Caitrin Nicol, gdy pracowałem nad tą książką – jak zrozumieć naturę zwierząt i ich emocje bez projektowania na nie założeń wytworzonych poprzez typowo ludzkie podejście do świata”4.
Nie wiem jednak, jakie „typowo ludzkie podejście” u t r u d n i a nam zrozumienie uczuć innych zwierząt. Czy to nasze odczuwanie przyjemności, bólu, seksualności, głodu, frustracji, instynkt przetrwania, obrony, rodzicielski? Nasze doświadczenia nie uniemożliwiają zrozumienia ich doświadczeń, tylko wręcz przeciwnie. Czy nie cofniemy się do błędnych założeń? Nie, o ile zastosujemy zdobytą wiedzę. Przyjrzyjmy się miłości romantycznej. Słonie budują matriarchalne rodziny. Samce oddalają się, nie tworzą więzi damsko-męskich, nie zajmują się dziećmi – nie ma wśród słoni miłości romantycznej. Mając tę wiedzę, badacze unikają pomyłek. Dowody i logika stanowią godnych zaufania przewodników. W praktyce istnieje jeden termin odnoszący się do dowodów i logiki: „nauka”.
Nie wątpimy, że zwierzę okazujące głód jest głodne. Dlaczego więc wątpimy, że słoń wyglądający na szczęśliwego jest szczęśliwy? Nie możemy mieć pretensji do naukowej obiektywności, rozpoznając głód i pragnienie u zwierząt jedzących i pijących czy zmęczenie u zmęczonych, ale zaprzeczamy ich radości i szczęściu, gdy bawią się z dziećmi i rodzinami. Badania nad zachowaniem zwierząt długo opierały się na takich uprzedzeniach – to nienaukowe. W nauce najprostsza interpretacja dowodów często jest najlepsza. Kiedy zwierzę wydaje się radosne w radosnym położeniu, radość stanowi najprostszą interpretację faktu. Ich mózgi są podobne do naszych, wytwarzają takie same hormony jak te, które kierują emocjami ludzi – to również fakt. Nie twórzmy więc założeń. Ale nie odwracajmy się od faktów.
Osoba zanurzona w lęku przed antropomorfizacją może stwierdzić: „Pies drapie w drzwi”. Jednak będzie upierać się, że n i e w i e m y, czy „chce” wyjść. (Podczas gdy pies z pewnością myśli: „Halo, wypuść mnie, nie chcę nabrudzić w domu”). Najwyraźniej pies c h c e wyjść. A jeśli chcesz zignorować fakt, miej mopa pod ręką.
Słonie tworzą głębokie więzi społeczne, rozwijane przez długi czas. Opieka nad dziećmi, satysfakcja, przyjaźń, współczucie, żałoba – wszystkie narodziły się na długo przed człowiekiem. Pochodzenie naszego mózgu jest ściśle związane z innymi gatunkami. Podobnie jak nasz umysł, który pochodzi od umysłów innych zwierząt przekształcanych na przestrzeni lat.
Jak można odróżnić doświadczenie słonia od doświadczenia myszy? Ani słonie, ani myszy nie mogą do nas przemówić. Ale ich mózgi owszem. Skany mózgu pokazują, że podstawowe emocje, takie jak smutek, szczęście, złość czy lęk, oraz uczucia związane z motywacją, głód i pragnienie są generowane w „dawnych, głębokich obwodach w mózgu”1 – twierdził uznany neurolog Jaak Panksepp.
Badacze w laboratoriach potrafią wywoływać różne odpowiedzi emocjonalne poprzez stymulację impulsami elektrycznymi układów nerwowych zwierząt. Złość na przykład powstaje w t e j s a m e j c z ę ś c i mózgu u kotów, co u ludzi.
Inny dowód na istnienie podobnego doświadczenia: szczury uzależniają się od substancji o działaniu euforycznym tak samo jak ludzie2. W mózgach psów wykazujących zachowania kompulsywne występują tego samego typu anomalie, co u ludzi z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi3. Działają też na nie te same leki. Cierpią więc na tę samą chorobę. Pod wpływem stresu krew innych zwierząt transportuje te same hormony, co krew ludzka. Raki ukrywają się przez dłuższy czas po kontakcie z impulsami elektrycznymi. Podwyższa się poziom serotoniny w ich krwi – to symptom niepokoju. Po podaniu rakowi leku stosowanego u ludzi cierpiących z powodu niepokoju – chlordiazepoksydu – ten wrócił do normalnego zachowania. Naukowcy stwierdzili zatem: „Nasze wyniki pokazują, że rak doświadcza niepokoju w sposób podobny do występującego u kręgowców”4.
Ta wiedza wywołała u mnie konsternację, gdyż poddajemy kraby i homary traktowaniu o wiele bardziej okrutnemu niż delikatne elektrowstrząsy. Może należy przerzucić się na makaron. U wielu gatunków niepokój wywoływany jest przez te same konfiguracje substancji chemicznych, które w większości nie zmieniły się w toku ewolucji. Ma to sens – strach przed podjęciem ryzyka, gdy niebezpieczeństwo czai się w pobliżu, stanowi oczywistą wartość dla przetrwania wszelkich zwierząt.
Podobne emocje występują u tak wielu form życia, ponieważ wiele zwierząt wyższego rzędu odziedziczyło n i e z m i e n i o n e o d z a m i e r z c h ł y c h c z a s ó w systemy odczuwania. Geny ukierunkowujące nasze ciała na produkcję hormonów odpowiedzialnych za nastrój, takich jak na przykład oksytocyna czy wazopresyna, ukształtowały się przynajmniej siedemset m i l i o n ó w lat temu5. Prawdopodobnie „rozwinęły się, gdy zwierzęta zyskały możliwość poruszania się i zaczęły podejmować decyzje w oparciu o doświadczenie”, jak pisze grupa naukowców.
„Jeśli nagle oświetlić robaka – pisał Darwin – ucieknie niczym zając do nory”. Jeśli jednak straszyć go regularnie, przestanie się wycofywać. Taki mechanizm uczenia się pozwolił Darwinowi założyć „istnienie jakiegoś rodzaju umysłu”. Obserwując, jak robaki oceniają, co nadaje się na kryjówkę, Darwin uznał, że „zasługują na miano inteligentnych, gdyż w pewnych okolicznościach zachowują się prawie tak samo jak ludzie”6.
Niedorzeczność? „Takie same mechanizmy neuronalne występują zarówno u ludzi, jak i u robaków” – pisał S. W. Emmons w artykule z 2012 roku o intrygującym tytule „The Mood of a Worm” [„Nastrój robaka” – przyp. tłum.]. Chodziło mu o niewielkiego C. elegans – eleganckiego nicienia7. W tym rzecz: robak wyposażony jest w prawie taki sam zestaw genów jak ten stojący za układem nerwowym u ludzi, w związku z czym nerwy robaka „wykazują zdolność do łączenia się na sposoby występujące w ludzkim mózgu”. C. elegans posiada trzysta dwie komórki nerwowe. (U ludzi jest ich ponad sto miliardów). Ale C. elegans wytwarza substancję o działaniu motywującym, podobną do oksytocyny. Robacza wersja to nematocyna, a jej działanie nikogo nie zdziwi. Sprawia ona, że robaki szukają seksu. Pozbawione go samce spędzają mniej czasu na szukaniu partnera, więcej zajmuje im rozpoznanie go, wolniej inicjują kopulację i „gorzej im idzie”. Biedactwa! Emmons, profesor w Albert Einstein College of Medicine, sugeruje: „Podobnie jak dzisiejsze autostrady były kiedyś starożytnymi duktami, konfiguracje biologiczne utrzymują podstawowe cechy pochodzące od ich początków”. Ostrzega: „Błędem jest postrzeganie niewielkich bezkręgowców jako prymitywnych”.
Oksytocyna wpływa na budowanie więzi oraz wyzwala u słoni i wielu innych gatunków zachowania społeczne i seksualne8. Zablokowanie hormonu powoduje utratę zainteresowania życiem społecznym, godami, osiedlaniem się i kontaktem z rodziną. Oksytocyna i hormony opioidowe odpowiadają za odczuwanie przyjemności oraz komfortu u wielu gatunków, w tym u ludzi. Odrobina okscytocyny wystarczy, by ojcowie zabrali się do zabawy z dziećmi, zaczęli patrzeć im w oczy i okazywać zainteresowanie. Uwaga ze strony ojca wywołuje w mózgu dziecka wyrzut oksytocyny. Oto chemia tworzenia więzi.
Jeśli robimy coś, co wydaje nam się złym pomysłem, zwykle dzieje się tak, gdyż zalane hormonami części mózgu uniemożliwiają działanie rozsądku. Hormony potrafią uaktywnić na przykład tkwiące głęboko pragnienia seksualne, zachęcić do zachowań, wobec których staniemy się bezradni, i odsunąć racjonalność na bok, pozwalając emocjom opanować umysł. Seks jest często tak ryzykowny i wymagający wysiłku, że gdyby nie chemia mózgu wywołująca potrzebę powtarzania go, pewnie byśmy tego nie robili. Brzmi to dość zwierzęco, czyż nie? I tak też się to odczuwa. Bo tak właśnie jest. Tak zadziwiająco, tak przerażająco, ale tak jest.
W 1883 roku George John Romanes napisał: „Obserwując komórki nerwowe u meduz, ostryg, owadów, ptaków i ludzi, bez trudu dostrzega się podobieństwa w ich budowie”. Zygmunt Freud zauważył, że neurony u raka są właściwie takie same jak u ludzi. Freud określił komórkę nerwową podstawową jednostką przekazującą w zwierzęcym układzie nerwowym. Jak tłumaczy Oliver Sacks, neurony „są właściwie identyczne zarówno u prymitywnych organizmów, jak i u najbardziej skomplikowanych. Różnią się liczbą i konfiguracją”.
Gdy Vicki powiedziała, że „wszyscy mamy podobne mózgi”, otworzyła puszkę Pandory. N i e p e w n o ś ć, n i e p o k ó j, m a r t w i e n i e s i ę, b ó l, s t r a c h, p r z e r a ż e n i e, z ł o ś ć, p o g a r d a, w ś c i e k ł o ś ć, n i e n a w i ś ć, n i e u f n o ś ć, r o z c z a r o w a n i e, p r z e k o n a n i e, c i e r p l i w o ś ć, u p ó r, z a i n t e r e s o w a n i e, z a u r o c z e n i e, z a s k o c z e n i e, s z c z ę ś c i e, z a c h w y t, r a d o ś ć, e n t u z j a z m, s m u t e k, d e p r e s j a, ż a l, p o c z u c i e w i n y, w s t y d, ż a ł o b a, z d u m i e n i e, z a s t a n o w i e n i e, c i e k a w o ś ć, h u m o r, c h ę ć z a b a w y, c z u ł o ś ć, ż ą d z a, t ę s k n o t a, m i ł o ś ć, z a z d r o ś ć, l o j a l n o ś ć, w s p ó ł c z u c i e, a l t r u i z m, d u m a, p r ó ż n o ś ć, n i e ś m i a ł o ś ć, s p o k ó j, u l g a, n i e s m a k, w d z i ę c z n o ś ć, o b r z y d z e n i e, n a d z i e j a, s k r o m n o ś ć, z g r y z o t a, f r u s t r a c j a, s p r a w i e d l i w o ś ć – czy to możliwe, że j e d y n i e ludzie mają zdolność odczuwania takich emocji, a inne zwierzęta nie czują ż a d n y c h z nich? Nie wydaje mi się. Jeśli negujemy istnienie ich emocjonalności, a one faktycznie ją posiadają, popełniamy błąd. Tu moim zdaniem tkwi sedno naszego błędu. Nie sugeruję, że ludzie i inne zwierzęta czują w dokładnie t a k i s a m sposób. Nienawiść do samego siebie wydaje się na przykład typowa wyłącznie dla człowieka.
Nie powinniśmy się więc bać, że błędnie wyprojektujemy uczucie strachu, na przykład na słonia. Pewne gatunki ptactwa wodnego i fok żyły przez miliony lat na wyspach oceanicznych setki kilometrów od drapieżnych ssaków zamieszkujących wybrzeża kontynentów. Przebywając tak długi czas z dala od potencjalnych napastników, utraciły z d o l n o ś ć do odczuwania strachu przed nimi. Nie reagują odpowiednio zachowawczo, gdy w pobliżu pojawiają się szczury, koty, psy czy ludzie. Nie odlatują ani nie uciekają, kiedy ludzie próbują je schwytać, by zarobić na ich piórach.
Z drugiej strony zwierzęta kontynentalne, za którymi ciągnie się długa historia naznaczona strachem przed polującymi ludźmi, w wysokim stopniu zdolne do odczuwania strachu, relaksują się w miejscach wolnych od myśliwych, takich jak parki narodowe. Na obszarach podmiejskich zwykle nieśmiałe zwierzęta – kaczki, gęsi, jelenie, indyki i kojoty – potrafią być wyrachowane i zuchwałe. W afrykańskich parkach gepardy czasami nawet wskakują na pojazdy, by uzyskać lepszą perspektywę na potencjalną ofiarę. Słonie bywają płochliwe, agresywne lub nonszalanckie wobec ludzi, zależnie od ich poprzednich doświadczeń. Wniosek: naszym błędem nie jest przypisywanie zwierzętom emocji, których nie doświadczają, ale n e g o w a n i e uczuć, które u nich występują.
Czy inne zwierzęta doświadczają ludzkich emocji? Tak. Czy ludzie doświadczają zwierzęcych emocji? Tak, są one w dużej mierze identyczne. Wiele zwierząt odczuwa i okazuje strach, agresję, dobrostan, niepokój i przyjemność. To emocje powstające w tych samych strukturach mózgu i poprzez te same mechanizmy chemiczne wywodzące się z zamierzchłych czasów. To wspólne uczucia do odbierania wspólnego świata. Słoń podchodzi do wody w nadziei na ulgę i odświeżenie oraz przyjemność z błotnej kąpieli. Kiedy mój szczeniaczek przetacza się na plecy, prosząc o głaskanie brzuszka, robi to dlatego, że oczekuje radości płynącej z kontaktu. Nawet kiedy moje psy nie są głodne, zawsze cieszą się ze smakołyku. C i e s z ą s i ę ze smakołyku.
Problemem nie jest „narzucanie […] typowego dla człowieka rozumienia świata”. Problemem jest narzucanie typowego dla człowieka b r a k u zrozumienia. Ludzka interpretacja, która faktycznie stanowi ważny wątek w myśleniu na temat świata żywych stworzeń, brzmi: życie to jedność. Ich komórki to nasze komórki, ich ciała to nasze ciała, ich szkielet to nasz szkielet, ich serce to nasze serce, podobnie jak płuca i krew. Jeśli zastosujemy takie typowo ludzkie podejście, zrobimy wielki krok w stronę zrozumienia gatunków i ich interesów. Każdy z nich stanowi wyjątkowy przypadek w kontinuum, jak nuta w utworze na skrzypce. Konieczna do zauważenia. Spójna. Tworząca symfonię.