Praktykowanie Drogi E-book - John Mark Comer - ebook

Praktykowanie Drogi E-book ebook

John Mark Comer

0,0
49,41 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Praktykowanie Drogi – E-book

Żyjemy pod wpływem świata. Jeśli świadomie nie wybierzemy bycia uczniami Jezusa, nieświadomie staniemy się uczniami tego świata.

John Mark Comer, pastor i nauczyciel w Kościele Bridgetown, pokazuje, jak praktykować drogę Jezusa we współczesnym świecie. W e-booku dzieli się swoją wiedzą z zakresu teologii i formacji duchowej, pomagając czytelnikom świadomie kształtować swoją wiarę.

Autor prowadzi także podcasty Bridgetown Church i This Cultural Moment, w których zgłębia temat naśladowania Jezusa w postchrześcijańskiej rzeczywistości.

Odkryj, jak żyć w rytmie duchowej przemiany – świadomie i autentycznie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 274

Rok wydania: 2024

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Rekomendacje

Ta książka to Życie, jakiego pragniesz Ortberga, Dyscypliny duchowe Fostera, Odnowienie serca Willarda i Naśladowanie Bonhoeffera w jednym. To zaproszenie do praktykowania tej Jednej Drogi w świecie wielu dróg i naśladowania tego Jednego Mistrza w świecie wielu nauczycieli. To wezwanie dla pokolenia smartfonów i Netfliksa, aby mogło odkryć na nowo Jezusa oraz Jego styl życia, który jest równie ważny, jak Jego nauczanie.

– Rafał Piekarski, Fundacja Proem, Społeczność Chrześcijańska Tomy

Ta książka w wymowny sposób ukazuje, że podążanie za Jezusem to coś więcej niż „porządek w doktrynach”, służba czy nawet zmiana zachowania. John Mark Comer niczym interesujący rozmówca wciąga nas w dyskusję o drodze Jezusa – „życiu w pełni” zbudowanym na radykalnym, powolnym i praktycznym dostrajaniu naszej codzienności do drogi Naszego Mistrza – Jezusa z Nazaretu. Korzystając z bogactwa historii Kościoła, autor tchnął nowe życie w rozumienie, czym jest życie z Bogiem; jak Duch Święty dokonuje trwałej przemiany oraz jaka jest nasza rola w tym procesie.

– Bartosz Tesluk, dyrektor operacyjny Stowarzyszenia Fala

w tej obszernej, niezwykle przyjemnej w czytaniu książce John Mark Comer rozmyśla nad tym, w jaki sposób chrześcijańskie uczniostwo jest w swej istocie radykalnym zadaniem stania się uczniem Jezusa – bycia z Nim, stawania się taki jak On i postępowania tak jak On. Pozornie prostym wyzwaniem jest potraktowanie słów Jezusa poważnie, pełne otwarcie się na Niego, skoncentrowanie naszych harmonogramów, naszych życiowych rutyn, naszego studiowania Biblii, naszych codziennych praktyk wokół Niego, aby czyniąc to, stać się ludźmi, postępującymi tak, jak robiłby to Jezus, żyjąc w naszych czasach i w naszej kulturze. Doświadczenia Comera jako pastora, nauczyciela, myśliciela i ucznia są w tym względzie bardzo pomocne. Obcuj z tą książką bez pośpiechu i niech będzie ona twoim przewodnikiem w uczniostwie u Jezusa.

– Tish Harrison Warren, anglikańska ksiądzI autorka Liturgy of the Ordinary oraz Prayer in the Night

Bardzo cenię wizję życia, jaką przedstawia John Mark Comer – życia skupionego na byciu z Jezusem, stawaniu się podobnym do Niego i podejmowaniu prób czynienia tego, co robił On. Ta książka może pomóc każdemu w jego osobistym kroczeniu za Jezusem.

– Nicky Gumbel, założyciel Kursu Alpha

w swojej książce John Mark Comer błyskotliwie pokazuje nam, co to znaczy naśladować Jezusa. Najlepsze w niej jest to, że z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej zaczynasz chcieć deptać Jezusowi po piętach. Jesteśmy pokoleniem pozbawionym uczniostwa, a takie bliskie chodzenie z Jezusem jest naszą drogą powrotną ku naszemu przeznaczeniu. To jedna z najważniejszych książek, jakie przeczytałam w ostatnich latach. Myślę, że gdybyśmy wszyscy zaczęli podążać za Jezusem w taki sposób, nasze życie zmieniłoby się i zmieniłby się też świat wokół nas.

– Jennie Allen, autorka bestesellerów „New York Timesa”:Uwolnij głowę i Znajdź sprzymierzeńców.Założycielka i wizjonerka organizacji IF:Gathering

w tej książce John Mark Comer przedstawia nam obraz naśladowania Jezusa, który jest zarówno wnikliwy i przekonujący, jak i prosty. Przygotuj się na szczerą konfrontację ze swoimi życiowymi nawykami i w modlitwie zadaj sobie pytanie: jakim człowiekiem się staję? Czy jestem coraz bardziej podobny do Jezusa, czy coraz mniej? Na kartach tej książki znajdziesz piękny obraz tego rodzaju życia, jakiego Jezus pragnie dla swoich naśladowców, oraz praktyczną ścieżkę, na której możesz sam go doświadczyć.

– Tim Mackie, współzałożyciel Bible Project

To książka, którą polecę każdej osobie w naszym Kościele do przeczytania. To zaproszenie do pogłębienia relacji z Jezusem dla kogoś, kto podąża za Nim już od wielu lat, a jednocześnie jest doskonałym podręcznikiem dla początkujących wierzących. W indywidualny sposób John Mark zanurzył się w głębiny zaproszenia Ewangelii, czyniąc je dostępnym, łatwym do odniesienia się i przyjemnym w czytaniu dla każdego poszukiwacza duchowego życia.

– Tyler Staton, główny pastor Bridgetown Church

Ta książka przedstawia Jezusa nie jako zaledwie kogoś, kogo staramy się zrozumieć, lecz jako ponadczasowego nauczyciela, który objaśnia nam nas samych. Nasz świat, pełen nieuchronnie nadciągających rozpraszaczy i zwodniczych, kulturowych pułapek, okrada naszą duszę z fundamentalnego poczucia zadowolenia. John Mark zabiera nas z powrotem do przyszłości – czerpiąc z mądrości ojców pustyni, lecz mówiąc językiem współczesnego mędrca, wyjaśnia istotę obfitego życia pokoleniu pozbawionemu jego mocy i dalekiemu od przestrzegania jego zasad. To możliwość wejrzenia w znaczenie i wagę życia, które tylko Jezus może zaoferować. John Mark sprezentował nam antidotum na porażkę religii i pokoleniową hipokryzję. Czytaj powoli. Doświadcz głębokiej zmiany.

– dr Charlie Dates, lider w Salem BaptistChurch of Chicago oraz Progressive Baptist Church, Chicago

Tytuł oryginału: Practicing the Way. Be with Jesus. Become like him.

Do as he did

Autor: John Mark Comer

Tłumaczenie: Elżbieta Siewniak

Redakcja: Bartosz Szpojda

Korekta: Anna Kurek, Martyna Cetnarowska

Skład i przygotowanie do druku: Sylwia Cupek

Projekt graficzny okładki: Sylwia Cupek

Konwersja na czytniki mobilne: Szymon Bolek

Druk i oprawa: Drukarnia POZKAL, Inowrocław

This edition published by arrangement with WaterBrook,

an imprint of Random House, a division of Penguin Random House LLC

Published in association with Yates & Yates, www.yates2.com

Copyright © by John Mark Comer, 2024

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Szaron, 2024

Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo Szaron, 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie cytaty biblijne pochodzą z Uwspółcześnionej Biblii gdańskiej (Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Fundacja Wrota Nadziei, Toruń 2017 r.).

Fragmenty Pisma oznaczone (EIB) pochodzą z Biblii (Pismo Święte Starego i Nowego Przymierza. Przekład z języka hebrajskiego, aramejskiego i greckiego, Wydanie 1, Ewangeliczny Instytut Biblijny, Poznań 2016 r.).

Wydawca: Szaron

Księgarnia | Wydawnictwo | Hurtownia

ul. 3 Maja 49a, 43-450 Ustroń

tel. 503 792 766

[email protected]

[email protected]

szaron.pl

Książkę można nabyć u wydawcy.

Wydanie I, Ustroń 2024

ISBN 978-83-8247-225-7

Pójdźcie za mną…

– Jezus, Ewangelia Marka 1,17

Obyś był pokryty kurzem spod stóp twojego rabina.

– Żydowskie błogosławieństwo z I w. n.e.1

1 „Niech dom twój będzie miejscem schodzenia się rabinów, a ciebie niech okrywa kurz spod ich stóp i słowa ich spijaj” – zdanie to przypisuje się rabinowi o imieniu Yose ben Yoezer, żyjącemu w II wieku przed Chrystusem. Niektórzy uczeni uważają, że zwrot „niech okrywa cię kurz” odnosił się do kurzu nieuchronnie pokrywającego ubiór uczniów, kiedy godzinami przesiadywali u stóp nauczyciela. Inni twierdzą, że chodziło o podążanie za rabinem zakurzonymi, piaszczystymi drogami, przez wiele dni, starając się przebywać tak blisko niego, by nie uronić ani słowa z jego ust. Tak czy inaczej, było to błogosławieństwo bliskości, bycia tak blisko rabina, że uczeń wycierał się w pokrywający go kurz. Więcej na ten temat można przeczytać u Ann Spangler i Lois Tverberg, w książce Sitting at the Feet of Rabbi Jesus: How the Jewishness of Jesus Can Transform Your Faith, Grand Rapids 2018, s. 18–19.

Przedmowa do wydania polskiego

Wiele lat temu Wojtek, jeden z członków mojej wspólnoty podczas spotkania domowej grupy biblijnej wziął do ręki pomarańczę i zapytał nas: „Jeśli mocno ścisnę pomarańczę, co z niej wypłynie?”. „To oczywiste, sok pomarańczowy” – odpowiedział ktoś z grupy. Wtedy Wojtek zadał nam drugie pytanie: „A co pojawi się, jeśli ścisnę chrześcijanina?”.

Zapadła cisza. Wszyscy wiedzieliśmy, jak powinna brzmieć prawidłowa odpowiedź, ale nikt z nas nie miał odwagi wypowiedzieć jej na głos.

Wydaje się, że jako współcześni chrześcijanie posiadamy rozległą wiedzę o Bogu, dobrze znamy najnowsze chrześcijańskie trendy muzyczne, nasze instagramowe konta wypełnione są dobrymi i estetycznymi chrześcijańskimi treściami. Co więcej, mniej lub bardziej regularnie przychodzimy do naszych kościołów czy wspólnot lub udajemy się na rozmaite konferencje, żeby posłuchać inspirujących chrześcijańskich treści, a mimo tego nie nauczyliśmy się, w jaki sposób zmieniać nie tyle nasze poglądy, co nasze życie.

Jezus Chrystus przyniósł jakościową zmianę dla spójnej przemiany całego naszego życia, a nie tylko naszej głowy. Nie gromadził wokół siebie swoich fanów, ale poszukiwał naśladowców, czyli tych, którzy w bardzo praktyczny sposób uczynią swoje życie podobnym do Jego. Biblia mówi o wielu osobach, które zostały ujęte sposobem życia Chrystusa. To właśnie od Niego uczyli się „jak żyć”, nie bez powodu nazywając Go Mistrzem i Nauczycielem.

To, co niezwykle wybrzmiewa w tej książce to fakt, że – po pierwsze, chrześcijaństwo jest dla wszystkich, także w naszym współczesnym świecie. Nie zostało skierowane wyłącznie do teologów, duchownych czy katechetów. Jego praktyczne wprowadzenie i zastosowanie jest tak samo możliwe dzisiaj wśród lekarzy, kasjerów jak i biznesmenów; w życiu pilotów wojskowych, taksówkarzy i polityków; w codzienności pracowników korporacji działu HR, programistów czy członków ekip remontowych. Chrystusowe przesłanie jest uniwersalne i dostosowane do możliwości każdego człowieka, bez wyjątku.

Po drugie, John Mark Comer wskazuje, że jeśli naprawdę otrzymaliśmy od Boga nowe życie, ono naturalnie i jakościowo będzie wyraźnie się różnić – i powinno się różnić – od życia ludzi nieznających Chrystusa. To życie posiadające inny rytm, inną naturę, inny zapach. Określają go proste kroki i decyzje, które wyrażają się w posłuszeństwie słowom Jezusa, planowaniu harmonogramu tygodnia, zastosowaniu określonej rutyny w naszej chrześcijańskiej codzienności, podejmowaniu życiowych wyborów właściwych uczniom Chrystusa. To właśnie ten zwyczajny-niezwyczajny styl życia jaki prowadzili pierwsi chrześcijanie sprawiał, że mieszkańcy miast porzucali dotychczasowy sposób funkcjonowania, i dołączali do tych, którzy naśladowali Nauczyciela. Wciąż myślę o tym, jak bardzo ten rodzaj życia musiał być fascynujący, przekonywujący i właściwy – do tego stopnia, że ówcześni mieszkańcy basenu Morza Śródziemnego tak licznie decydowali się uczynić go własnym, mimo grożącej im za to kary śmierci.

Po przeczytaniu tej książki zdałem sobie sprawę z tego, że istnieją bardzo praktyczne wymiary mojego życia, których z uwagi na Chrystusa nie mogę i nie chcę pozostawić takimi, jakimi dotąd prezentowały się w mojej codzienności. Jestem przekonany, że podobnie jak ja, każdy dostrzeże obszary domagające się zmiany, a które przez głębsze poznanie Jezusa i pragnienie radykalnego podążania za Nim, zostaną zastąpione nowymi standardami, z których już nigdy nie będziemy chcieli zrezygnować.

To najbardziej znacząca książka na temat naśladowania Chrystusa, jaką kiedykolwiek czytałem.

Karol SobczykZałożyciel i Prezes ChrześcijańskiejFundacji Głos na Pustyni

Wprowadzenie

Kurz

Za kim podążasz? Każdy człowiek podąża za kimś – lub chociaż za czymś. Innymi słowy, wszyscy jesteśmy uczniami.

Pytanie nie brzmi: „Czy jestem uczniem?”.

Ono brzmi: „Czyim uczniem jestem?”.

Wiem, wiem, właśnie powiedziałem coś, co we współczesnym świecie brzmi niczym herezja. Tak bardzo chcemy wierzyć, że my – i tylko my – sami wyznaczamy sobie kierunek, nawigujemy swoim statkiem, kontrolujemy nasze przeznaczenie. Pragniemy przewodzić, a nie naśladować.

Chciałbym jednak zadać ci pytanie: jak ci to wychodzi?

Czy nie dręczy cię czasem – gdzieś z tyłu głowy – myśl: czy prowadzę życie, jakiego naprawdę pragnę? Czy to jest właśnie to?

Urodziłem się i wychowałem na zachodnim wybrzeżu Ameryki. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Stany Zjednoczone, a w szczególności stan, z którego pochodzę – Kalifornia – zostały zbudowane na czymś, co socjologowie nazywają „mitem bezwzględnego indywidualizmu”. Doktor Robert Bellah nazwał go „radykalnym indywidualizmem”, dodając, że jest on cechą charakteryzującą Amerykę2.

A jednak „żaden człowiek nie jest samotną wyspą”, jak to kiedyś powiedział poeta John Donne3. Tyczy się to zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Jedna z felietonistek „New York Timesa”, Tish Harrison Warren, napisała: „Nikt samodzielnie nie dochodzi do tego, w co wierzy. Wolni, niezależni myśliciele nie istnieją”4. (Spójrz, nie jestem jedynym heretykiem w okolicy…).

Potężne siły mają interes w tym, abyśmy uwierzyli w mit (i jest to mit), że nie podążamy za nikim. Wiele liturgii kulturowych, które indoktrynują nas każdego dnia, jak na przykład: „Bądź wierny sobie”, „Rób swoje!”, „Mów swoją prawdę” – można prześledzić wstecz do źródła, które snuje nikczemne plany5. Jeśli „to źródło” – czy będzie to międzynarodowa korporacja, politycy, antydemokratyczni agenci rządowi, działy marketingu, wpływowi ludzie, którzy po prostu chcą więcej zwolenników, i tym podobne – może sprawić, że uwierzymy, iż każda osoba jest pustą kartką podążającą za wewnętrznym kompasem naszego „autentycznego ja” w marszu ku szczęściu, to może też sprawić, że będziemy ślepi na wszystkie sposoby, w jakie zostaliśmy „ukształtowani i wyuczeni” – uformowani i zmanipulowani przez ich pragnienia.

Każdy doświadczony kanciarz wie, że kluczem do oszukania odbiorcy jest przekonanie go, że to, co się dzieje, jest jego własnym pomysłem. Przenosząc tę myśl do naszego kontekstu – kluczem do nakłonienia ludzi do podążania za tobą jest przekonanie ich, że wcale za nikim nie podążają.

Wraz z powstaniem imperiów mediów społecznościowych i ich upiornych algorytmów cyfrowych owe potężne siły mają teraz bezpośredni dostęp do naszych strumieni świadomości za każdym razem, gdy przewijamy treści w naszych telefonach. Mamy uwierzyć, że to, na co patrzymy, to tylko reklamy, linki do wiadomości, retweety i przypadkowe cyfrowe śmieci, podczas gdy w rzeczywistości są to techniki masowej modyfikacji zachowań, celowo zaprojektowane tak, aby wpływać na to, jak myślimy, czujemy, wierzymy, robimy zakupy, głosujemy i żyjemy. Cytując filozofa technologii Jarona Laniera – „To, co kiedyś nazywane było reklamowaniem się, dziś nie jest niczym innym jak nieustającymi próbami modyfikowania zachowań, podejmowanymi na tytaniczną skalę”6. „Świat” (jak nazywa się go w Nowym Testamencie) nieustannie nas kształtuje.

Jaki zatem przybieramy kształt?

Każdy z nas staje się czymś. To jest sedno ludzkiego doświadczenia: proces stawania się osobą. Być człowiekiem to podlegać zmianie. Wzrastać. Ewoluować. W ten sposób zaplanował to sam Bóg.

Pytanie nie brzmi: „Czy staję się osobą?”.

Ono brzmi: „Kim się staję?”.

Jeśli planujesz jakoś przebieg swojego życia na najbliższe pięć dekad i wyobrażasz sobie siebie w wieku siedemdziesięciu, osiemdziesięciu, a może stu lat, jakiego człowieka widzisz? Czy to wyobrażenie napełnia cię nadzieją? Czy może przerażeniem?

Ci z nas, którzy pragną podążać za Jezusem, muszą stawić czoła następującej rzeczywistości: jeśli nie jesteśmy celowo kształtowani przez samego Jezusa, to jest wysoce prawdopodobne, że nieumyślnie kształtuje nas ktoś lub coś innego7.

Zapytam ponownie: za kim podążasz?

U podstaw tego pytania leży inne pytanie: „W kim pokładam moją ufność?”. Komu (lub czemu) wierzysz, że wskaże ci drogę do życia, jakiego pragniesz? Jestem przekonany, że wbrew temu, co słyszymy, życie z wiary nie jest czymś chrześcijańskim ani nawet czymś religijnym w swojej naturze. Jest to po prostu coś ludzkiego – wszyscy żyjemy z wiary.

Pytanie nie brzmi: „Czy będę wierzyć?”.

Ono brzmi: „w kogo lub w co będę wierzyć?”.

W praktyce znaczy to: „Komu lub czemu powierzę moje życie? Czy naprawdę chcę ufać sobie – lub innemu człowiekowi – w tej kwestii?”. Jesteśmy przecież istotami, które próbują wydostać się z bałaganu, jaki same stworzyły.

To ludzka rzecz być przyciąganym do kogoś – jakiegoś celebryty, guru czy postaci historycznej – a także żywić pragnienie, by upodobnić się do tej osoby. Sam Bóg umieścił w nas taki mechanizm, aby umożliwić nam rozwój i wzrost. Wszyscy aspirujemy do jakiegoś idealnego życia i kiedy znajdujemy kogoś lub coś, co uosabia nasze pragnienia, zaczynamy za tym „podążać” i obdarzać zaufaniem. Używając bardziej chrześcijańskiego języka, zaczynamy „wierzyć”.

Komu wierzysz?8 Kogo podziwiasz i za spędzenie w jego świecie kilku dni oddałbyś wszystko?

Mówiąc inaczej: kto jest twoim rabinem?

Jestem jedną z wielu osób, które uznały Jezusa z Nazaretu za najbardziej promienne światło, jakie kiedykolwiek uświetniło scenę ludzkiej historii. Jestem zapalonym czytelnikiem, a dzięki darowi literatury zajrzałem do umysłów niektórych z największych myślicieli w historii. Wszyscy z nich mają godne pochwały cechy (i niektóre nie tak godne pochwały). Ale im dłużej żyję i się uczę, tym bardziej jestem przekonany, że Jezus nie ma prawdziwej konkurencji, ani starożytnej, ani współczesnej. Moim zdaniem żaden inny myśliciel, filozof, przywódca, filozofia czy ideologia nie ma takiej spójności, wyrafinowania i głębokiego wewnętrznego rezonansu jak Jezus i Jego Droga. Nie mówiąc już o zdumiewającym pięknie.

Żyjemy w świeckim wieku i oddychamy powietrzem wypełnionym sceptycyzmem, znudzeniem, brakiem zaufania do autorytetów i naginaniem prawdy do pragnień i odczuć. Ta kulturowa atmosfera czyni z nas wszystkich wątpiących Tomaszów.

Lecz nawet w tych dniach, kiedy zmagam się z wiarą w to, że Jezus był tym, za kogo się podawał (uwaga, spojler: kimś więcej niż tylko rabinem), wciąż chcę wierzyć. Chcę, by Jezusowa wizja życia w królestwie Bożym była prawdziwa. Głęboko w duszy utożsamiam się z konkluzją, do jakiej doszedł uczeń Piotr:

[…] Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego (J 6,68).

Stoję w wielkim tłumie (a właściwie to kroczę razem z nim) zebranych z całego świata ludzi, pochodzących z każdego momentu historii, którzy doszli do przekonania, że nie ma po prostu lepszej drogi, prawdy i życia niż te, które znaleźć można w Jezusie.

Spośród niezliczonej liczby opcji On jest moim wyborem. Ponieważ i tak będę kogoś naśladować, postanowiłem, że będzie to Jezus.

Filozof Dallas Willard zwykł mawiać: „W ludzkim życiu nie ma problemu, którego uczniostwo u Jezusa nie mogłoby rozwiązać”. Podążanie lub, jak przedstawię to na kolejnych stronach, uczenie się u Jezusa jest rozwiązaniem problemu tak zwanej ludzkiej kondycji. Powiedz, co cię dręczy: polaryzacja polityczna, zmiany klimatyczne, zbliżająca się globalna wojna, epidemia chorób zdrowia psychicznego, uzależnienia, chrześcijański nacjonalizm, powszechna hipokryzja wśród chrześcijańskich przywódców, nasza zwykła niezdolność do bycia życzliwym…

Nie ma takiego problemu w ludzkim doświadczeniu, którego nie rozwiązałoby uczenie się i praktykowanie u Jezusa.

Być może sięgnąłeś po tę książkę, bo poważnie rozważasz stanie się naśladowcą Jezusa, ale chcesz wiedzieć, na co się piszesz. To mądra postawa. Sam Jezus wzywał swych potencjalnych naśladowców do przeliczenia kosztu, zanim zostaną Jego uczniami9.

Może już jesteś chrześcijaninem, lecz odkrywasz w swoim sercu narastające pragnienie, by traktować swoją wiarę bardziej na serio i zostać uczniem Jezusa. Dodać nowy poziom intencjonalności w swojej duchowej formacji. Żyć świadomie, a nie przypadkowo.

A może jesteś już wieloletnim naśladowcą Jezusa, ale czujesz, jakbyś wylądował na równinie. Utknąłeś i pragniesz się wydostać z tego miejsca, by doświadczyć głębszego poziomu uzdrowienia. Usunąć przepaść, jaka rozciąga się między twoim życiem a „prawdziwym życiem” Jezusa10. Innymi słowy: chcesz zostać świętym.

Kimkolwiek jesteś i cokolwiek popchnęło cię do sięgnięcia po tę książkę, witaj. Cieszę się, że przyszedłeś.

Jestem naśladowcą Jezusa, który spędził lepszą część swojego życia w uczniostwie u Jezusa, funkcjonując w cywilizacji post-chrześcijańskiego Zachodu. Doszedłem do przekonania, że istnieje Droga życia przedstawiona przez samego Jezusa i że jeśli człowiek się jej odda – a ostatecznie odda się Jemu – doświadczy takiego życia, jakiego wszyscy najbardziej pragniemy.

Ta książka to zbiór wielu lat doświadczeń, prób i błędów, porażek, których było więcej niż sukcesów, oraz lekcji wyciągniętych w szkole bolesnych szturchańców. Kolejne strony tej książki to nie jakiś grubaśny podręcznik, a proste zgłębianie i wyjaśnianie tego, co wierzę, że jest najważniejszym zdaniem, jakie kiedykolwiek zostało wypowiedziane w historii tego świata, a mianowicie:

[…] Chodźcie za mną […] (Mt 4,19).

Wbrew popularnemu, lecz błędnemu założeniu, Jezus nie zaprosił nikogo do konwersji na chrześcijaństwo. On nawet nie wzywał nikogo do stania się chrześcijaninem (czytaj dalej…). On zapraszał ludzi do podjęcia nauki u Niego – nauki zupełnie innego sposobu życia, przemiany.

Stawiam bardzo prostą tezę: przemiana jest możliwa, jeśli decydujemy się, by zorganizować nasze życie wokół praktyk, rytmów i prawd, jakie prezentował Jezus. To otwiera nasze życie na przynoszącą zmianę, Bożą moc. Mówiąc inaczej, możemy doświadczyć przemiany, jeśli zechcemy stać się uczniami, praktykantami Jezusa.

Tylko wtedy możemy stać się ludźmi, którymi pragniemy być, i prowadzić takie życie, do jakiego zostaliśmy przeznaczeni.

O „naśladowaniu” Jezusa słyszymy całkiem dużo. Ale co to naprawdę oznacza?

Naśladowanie to praktykowanie Drogi.

2 R.N. Bellah et al., Habits of the Heart: Individualism and Commitment in American Life, with a New Preface, Berkeley 2008.

3 J. Donne, Devotions upon Emergent Occasions and Death’s Duel, New York 1999, s. 103.

4 Tish jest również jedną z najlepszych współczesnych autorek piszących na temat formacji. Powyższy cytat pochodzi z jej książki Book Prayer in the Night: For Those Who Work or Watch or Weep, Downers Grove 2021, s. 82 (wyróżnienie autora).

5 Zob. C.R. Trueman, The Rise and Triumph of the Modern Self: Cultural Amnesia, Expressive Individualism, and the Road to Sexual Revolution, Wheaton 2020. Myślę, że to jedna z najważniejszych chrześcijańskich książek ostatniej dekady.

6 J. Lanier, Dziesięć powodów, dla których powinieneś natychmiast usunąć swoje konta z mediów społecznościowych, tłum. T.F. Misiorek, Gliwice 2021, s. 17. Przeczytaj tę książkę. Od razu!

7 To zdanie zaczerpnąłem ze wspaniałego dzieła Chrisa Cruza, który powiedział: „Jeśli świadomie i intencjonalnie nie postanawiamy być uczniami Jezusa, będziemy nieświadomie i niecelowo uczniami tego świata”. Chris Cruz, The Practice of Being with Jesus, Redding 2020, s. 5.

8 Często słyszę tutaj, w Los Angeles, jak ludzie mówią: „Nie wierzę w Boga, wierzę w naukę”, próbując poprzez to zasugerować, że oni w coś wierzą, tylko w nie Boga. Panuje przekonanie, że ludzie świeccy wierzą w „zimne, suche fakty”, a nie w „opinie i odczucia” religijne, lecz w rzeczywistości ludzie ci postanowili złożyć swoje zaufanie i wiarę w ludzkiej interpretacji jakichś danych naukowych, a nie w religii czy w nauczycielu, takim jak Jezus (lub innym inteligentnym, obeznanym naukowo myślicielu, który także wierzy w Boga). Różnica nie leży w ufaniu faktom zamiast uczuciom. Różnica leży w wyborze ulokowania swojej wiary w świeckiej interpretacji twierdzeń naukowych lub w zaufaniu interpretacji teistycznej. Koniec wymądrzania się.

9 Zob. Łk 14,27–30.

10 Zob. 1 Tm 6,19.

Uczeń Jezusa, czyli praktykant

Wyobraź sobie, że nazywasz się Szymon. Jesteś Hebrajczykiem, masz około dwudziestu, a co najwyżej dwadzieścia parę lat, żyjesz w I wieku n.e. Prowadzisz przedsiębiorstwo trudniące się połowem ryb na terenie Galilei – w pasie wielu niedużych wiosek w północnym Izraelu. Twoje życie biegnie zaplanowanym i w pewnym sensie narzuconym z góry torem – robisz to, co robił twój ojciec, a jeszcze wcześniej twój dziadek. Żyjąc pod rzymską okupacją, nie widzisz zbyt wiele innych opcji do wyboru. Oczekuje się od ciebie, że będziesz szanował władzę, siedział cicho i oczywiście płacił podatki.

Pewnego dnia tkwisz po pachy w wodzie razem ze swoim bratem Andrzejem, zarzucając sieci, gdy zauważasz mężczyznę spacerującego po plaży. Natychmiast rozpoznajesz jego twarz. To On: Jezus z Nazaretu, miasteczka oddalonego o zaledwie parę kilometrów. Wszyscy o Nim rozmawiają, bo głosi i robi rzeczy, jakich nie mówił ani nie robił jeszcze żaden rabin. Nigdy wcześniej.

Pójdźcie za mną, a sprawię, że staniecie się rybakami ludzi (Mk 1,17).

Jesteś kompletnie zaskoczony.

To niemożliwe.

Nie ty.

Natychmiast porzucasz sieci, wyciągasz Andrzeja z łodzi (choć nie trzeba go jakoś szczególnie namawiać), zostawiasz wszystko i zrównujesz swój krok z Jezusem, rozanielony możliwością znalezienia się w Jego towarzystwie. Biograf Marek opisał to następującym stwierdzeniem: „A oni natychmiast zostawili swoje sieci i poszli za nim” (Mk 1,18).

Jeśli znasz tę historię, łatwo możesz przeoczyć fakt, że jest tu opisana nieco kuriozalna sytuacja. Co takiego było w stanie sprawić, że Szymon dosłownie porzucił dochodowy biznes, swoją rodzinę i przyjaciół, i nie mając żadnego planu na przyszłość, całkiem spontanicznie przyłączył się do człowieka pozbawionego stałego dochodu, niewspieranego przez żadną organizację i niezajmującego żadnego oficjalnego urzędu? Czyżby chłopak opił się musującą oranżadą w proszku (zanim ona weszła na rynek) i po prostu zaszumiało mu w głowie?

Czy może to my czegoś nie zauważamy?

Jezus był rabinem

Gdybyś był na miejscu Szymona, a Jezus odwiedziłby pewnego szabatowego poranka twoją synagogę, by w niej wygłosić kazanie, prawdopodobnie zaklasyfikowałbyś go do grupy rabinów, czyli nauczycieli.

Tytuł rabina oznacza dosłownie „mistrza”11. Rabini byli duchowymi mistrzami w Izraelu. Nie tylko znali Torę (święte Pisma ich czasów) na poziomie eksperckim, ale stanowili również fascynujące przykłady życia z Bogiem – tworzyli grupę tych nielicznych wybranych, emanujących wewnętrzną światłością.

Każdy rabin miał swoje „jarzmo”. Owo jarzmo było hebrajskim wyrażeniem idiomatycznym oznaczającym zestaw nauczań danego rabina, jego sposób interpretowania Pisma, jego sposób na doświadczanie pełni życia w Bożym, dobrym świecie. Było ono wskazówką dla ciebie, jak również ty możesz po części zakosztować tego, czego on posmakował…

Rabini pochodzili z różnych warstw i grup społecznych. Mogli być rolnikami, kowalami czy cieślami12. Większość szkoliła się pod okiem innego rabina przez wiele lat, by następnie zacząć samodzielnie nauczać i powoływać dla siebie uczniów. Rozpoczęcie służby miało miejsce w okolicy ich trzydziestego roku życia. Nie istniała żadna formalna ścieżka certyfikacji, jak we współczesnych systemach edukacyjnych. Autorytet działał na innej podstawie. Twoje życie i nauka były poświadczeniem twoich kwalifikacji.

Rabini byli wędrownymi kaznodziejami i w większości przypadków nie pobierali żadnego wynagrodzenia. Niektórzy dorabiali na swoich gospodarstwach rolnych lub okresowo prowadzili swoje firmy, a potem poza sezonem udawali się w podróż. Wędrowali od miasta do miasta, by nauczać w tych synagogach, do których zostali zaproszeni, polegając na gościnności ludzi pokoju. Często głosili w przypowieściach i zagadkowo. Najczęściej podróżowali z małą grupą uczniów, nauczając nie w klasie szkolnej, lecz na wolnym powietrzu i podczas drogi – nie zaglądając do jakiegoś podręcznika czy konspektu, ale prosto z Tory, czerpiąc ze swej szkoły życia13.

W wielu miejscach czterech ewangelii ludzie zwracają się do Jezusa per „rabbi” (rabin)14.

Lecz Jezus nie był zwyczajnym rabinem15.

Dokądkolwiek się udawał, tam tłumy były „zadziwione” i „przepełnione zdumieniem”16. Biograf Łukasz zapisał: „A wszyscy przyświadczali mu i dziwili się słowom łaski, które wychodziły z jego ust […]” (Łk 4,22). Marek zanotował: „I zdumiewali się jego nauką, uczył ich bowiem jak ten, który ma moc, a nie jak uczeni w Piśmie” (Mk 1,22). Ludzie komentowali: „Skąd ten człowiek zdobył taką mądrość?”, a nawet: „Nikt nigdy nie nauczał w sposób, w jaki on to czyni”17.

Oczywiście stwierdzenie, że Jezus był rabinem, to niemalże taka sama oczywistość, jak powiedzenie, że był Żydem (choć wydaje się, że pokaźna grupa ludzi zapomina też o tym). Co smutne, bardzo niewielu ludzi – w tym wielu chrześcijan – traktuje Jezusa naprawdę jako duchowego nauczyciela.

Dla niektórych jest zjawą podobną do ducha, która ma inspirować kolejne pokolenia do pełnienia dobrych uczynków, nie definiując jednakże ich natury, charakteru ani sposobów wyrazu. Dla innych jest rewolucjonistą społecznym – pięścią wymierzoną w Imperium Rzymskie wtedy i wszystkie imperia obecnie. Dla dużej liczby zachodnich chrześcijan jest on mechanizmem dostarczającym konkretną teorię odkupienia, tak jakby jedynym powodem, dla którego przyszedł, była śmierć, a nie życie.

W efekcie wielu chrześcijan nie uważa Jezusa za prawdziwie mądrego i bystrego. Święty? Z pewnością. Dobry? Tak. Nawet boski. Ale inteligentny? No, nie za bardzo.

Coraz większa liczba chrześcijan nie zgadza się z Nim w kluczowych kwestiach ludzkiego rozwoju i rozkwitu. Wolą zaufać politykowi, celebrycie lub nieuczciwemu pastorowi niż Jezusowi, jako nauczycielowi, i uczniom, którzy studiowali bezpośrednio pod Jego kierunkiem. Nigdy nawet nie pomyśleliby, by skonsultować się z Jezusem w palących kwestiach naszych czasów: polityki, sprawiedliwości rasowej, seksualności, płci, zdrowia psychicznego i tak dalej. Jak powiedział Dallas Willard: „To, co leży u podstaw zdumiewającego lekceważenia Jezusa, a co widzimy w skoncentrowanej na «tu i teraz» egzystencji wielu praktykujących chrześcijan, to zwykły brak szacunku dla Niego”18.

To istotne, ponieważ jeśli „naśladowanie” Jezusa to zaufanie Mu, że poprowadzi cię do życia, jakiego pragniesz, może być to trudne (jeśli nie niemożliwe), by obdarzyć zaufaniem kogoś, kogo nie szanujesz.

A co, jeśli Jezus był mądrzejszy niż jakikolwiek nauczyciel w dziejach tego świata? Jeśli przewyższał intelektualnie Stephena Hawkinga, Karola Marxa, a nawet Buddę? Co, jeśli był genialnym mędrcem z takim wejrzeniem w stan ludzkości, które wciąż – po upływie dwóch tysiącleci – nie ma sobie równych? Co, jeśli On naprawdę jest bezkonkurencyjny?

Cóż, wtedy chyba byłbyś gotów Mu zaufać.

Oczywiście, nazwanie Jezusa genialnym rabinem nie oznacza zawężenia Jego tożsamości do tej roli. Tabliczka nad głową wiszącego na krzyżu Jezusa jasno mówiła o Królu żydowskim, a nie jakimś guru. Fakt, że wrogowie Jezusa postrzegali Go jako zagrożenie polityczne, powinien dać ci do myślenia.

Miałoby to głęboki sens w kulturze i w czasach Jezusa. Mojżesz, wielka, historyczna znakomitość narodu żydowskiego, był nazywany Mosze Rabbenu („Mojżesz, nasz rabbi”) i Wielkim Nauczycielem Izraela. Izraelici pierwszego wieku czekali na pojawienie się nowego Mojżesza, który miał stanąć na czele nowego exodusu z Imperium Rzymskiego – postać, którą zaczęli nazywać Mesjaszem. Niektórzy spodziewali się, że długo oczekiwany Mesjasz pojawi się jako wojownik lub przywódca wojskowy, ale wielu miało nadzieję, że przyjdzie jako wielki nauczyciel. Jak ujęli to dwaj uczeni: „Naród żydowski wierzył, że bycie wielkim uczonym w Piśmie stanowi najwyższe życiowe osiągnięcie. W takiej kulturze sensowne było, aby Mesjasz był największym z nauczycieli. Nic dziwnego, że Jezus został żydowskim rabinem”19.

Jednak my, chrześcijanie, wierzymy, że Jezus był nawet kimś więcej niż Mesjaszem. Jezus mówił o sobie w sposób, jaki nie przeszedłby przez gardło najzuchwalszemu żydowskiemu władcy – używając stwierdzeń, które były podstawą oskarżania Go o bluźnierstwo, które w Jego czasach było przestępstwem karanym śmiercią. Jeden z Jego krytyków powiedział: „Nie kamienujemy cię za dobry uczynek, ale za bluźnierstwo, to znaczy, że ty, będąc człowiekiem, czynisz samego siebie Bogiem” (J 10,33)20.

Przyznanie Jezusowi tożsamości wykraczającej poza rolę rabina czy nawet Mesjasza nie oznacza jednak, że nie był genialnym, prowokującym, mądrym, duchowym mistrzem instruującym swych naśladowców, jak mają żyć i rozkwitać w świecie naszego Ojca.

Jezus był rabinem. Z tego też powodu miał swoich uczniów…

Trzy cele ucznia

Wbrew popularnym opiniom to nie Jezus wymyślił uczniostwo. Rabinów z niewielką grupą uczniów widywano regularnie podczas spacerów po Galilei. Zaledwie kilka lat przed Jezusem rabin Hillel powołał osiemdziesięciu uczniów. Rabin Akiva – słynny nauczyciel, działający kilkadziesiąt lat po Jezusie – miał tylko pięciu, ale mówiło się, że tysiące „podążały” za nim w całym Izraelu. W samym Nowym Testamencie czytamy, że i Jan Chrzciciel miał uczniów, podobnie jak faryzeusze; apostoł Paweł był wcześniej uczniem znanego w całym kraju rabina o imieniu Gamaliel. Uczniostwo (lub inaczej mówiąc „praktykowanie”, co jest mi terminem bliższym) było szczytem żydowskiego systemu edukacyjnego pierwszego wieku, podobnie jak doktorat lub studia magisterskie w naszym dzisiejszym systemie. Oznacza to, że aby zrozumieć uczniostwo, musimy najpierw zrozumieć żydowski system edukacji. (Nie martw się – obiecuję, że będzie krótko i zwięźle!).

Żydowskie dzieci rozpoczynały naukę szkolną około piątego roku życia w lokalnym bet sefer (domu księgi), który był odpowiednikiem szkoły podstawowej. Zwykle bet sefer był dobudowany do synagogi i prowadzony przez pełnoetatowego uczonego w Piśmie lub nauczyciela. Programem nauczania była Tora, a w kulturze przekazu ustnego większość dzieci do dwunastego lub trzynastego roku życia zapamiętywała całą Torę – Księgę Rodzaju, Wyjścia, Kapłańską, Liczb i Powtórzonego Prawa. W tym momencie zdecydowana większość uczniów kończyła edukację i wracała do domu. Praktykowali zawodowo w rodzinnej firmie lub pomagali w prowadzeniu gospodarstwa.

Najlepsi i najzdolniejsi przechodzili na drugi poziom edukacji, zwany bet midrasz (dom nauki), gdzie kontynuowali naukę. W wieku siedemnastu lat znali na pamięć – uwaga! – cały Stary Testament21.

W tym momencie przeważająca większość kończyła edukację i zasadniczo otrzymywała polecenie: „Idźcie płodzić dzieci, módlcie się, aby zostały rabinami i uprawiajcie swój zawód”22. Ale najlepsi z najlepszych mogli ubiegać się o praktykę u rabina. Bardzo trudno było się tam dostać. Programy praktyk były odpowiednikiem dzisiejszej Ligi Bluszczowej23, ale jeszcze bardziej ekskluzywne. Trzeba było znaleźć rabina, którego jarzmo cię pociągało, a następnie błagać o dołączenie do jego grupy uczniów. Rabin mógł cię przepytać: „Jak dobrze znasz Torę?”, „Jakie jest twoje zdanie na temat nefilim z szóstego rozdziału Księgi Rodzaju?”, „Czy jesteś po stronie Hillela czy Szammaja w sprawie interpretacji dwudziestego czwartego rozdziału Księgi Powtórzonego Prawa?”, „Powiedz mi, jak często się modlisz?”.

Jeśli rabin uznał cię za wystarczająco bystrego i dysponującego etyką pracy oraz tupetem wystarczającym do tego, by pewnego dnia także zostać rabinem, mówił coś w rodzaju: „Chodź i naśladuj mnie”24. Innymi słowy: „Chodź i odbądź u mnie praktyki”.

Powiedzmy, że byłbyś jednym z nielicznych szczęśliwców, którzy zostali uczniami rabina. Od tego dnia całe twoje życie skupiałoby się wokół trzech głównych celów:

Być ze swoim rabinem.

Jezus sam zaprosił swoich uczniów, aby „byli z Nim” (Mk 3,14).

Opuściłbyś swoją rodzinę, wioskę, zawód i podążałbyś za swoim rabinem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Byłbyś studentem, ale zajęcia nie odbywałyby się w godzinach od ósmej rano do dwunastej. Całe życie byłoby zajęciami. Spędzałbyś każdą chwilę ze swoim rabinem – śpiąc u jego boku, jedząc przy jego stole, siedząc u jego stóp – i po długich godzinach chodzenia za nim od miasta do miasta cały byłbyś pokryty jego kurzem.

Cały dzień wyglądałby tak samo. Każdy dzień.

Stać się podobnym do swojego rabina.

Jezus powiedział piękne słowa o tym, że „uczeń [praktykant] nie przewyższa swego mistrza [rabina]. Lecz doskonały będzie każdy, kto będzie jak jego mistrz” (Łk 6,40; wyróżnione słowa w nawiasach dodane przez autora – przyp. tłum.).

To było serce i dusza praktyki (uczniostwa) – przebywanie z mistrzem w celu upodobnienia się do niego. Miałeś naśladować jego ton głosu, maniery, sposób mówienia. Miałeś być taki jak on.

Ostatecznym celem było…

Robić to, co twój rabin.

Cały sens odbywania praktyki polegał na szkoleniu się pod okiem rabina, aby pewnego dnia samemu nim zostać. Jeśli przebrnąłeś przez wyzwanie uczniostwa (i to było prawdziwe „jeśli”), to uznawszy, że jesteś gotowy, twój rabin zwróciłby się do ciebie i powiedział coś w rodzaju: „Dobra, dzieciaku, daję ci moje błogosławieństwo. Idź i czyń uczniów”.

To właśnie oznaczało bycie uczniem.

Nadal tak to wygląda.

Problem polega na tym, że większość chrześcijan nie patrzy dzisiaj na uczniostwo w ten sposób. (Czytaj dalej). Jednak gdy spojrzymy na model Jezusa, czy to w Izraelu pierwszego wieku, czy w Ameryce dwudziestego pierwszego wieku, czy gdziekolwiek i kiedykolwiek czytasz te słowa, znaczenie uczniostwa jest całkowicie jasne: naśladować Jezusa to stać się Jego uczniem, praktykantem. To skupienie całego swojego życia wokół trzech głównych celów:

Być z Jezusem.

Stać się jak Jezus.

Robić to, co Jezus.

Praktykowanie u Jezusa – czyli uczniostwo, a więc naśladowanie Jezusa – to proces całego życia skoncentrowany na byciu z Jezusem w celu upodobnienia się do Niego i wykonania na świecie Jego dzieła. To podróż trwająca całe życie, w której stopniowo uczymy się mówić i robić rzeczy tak, jak mówił i robił je Jezus. Dzieje się to, gdy pod Jego okiem uczymy się i ćwiczymy to w każdym aspekcie naszego życia.

Mówiąc innymi słowy: uczeń to rzeczownik.

Uczeń to rzeczownik(nie czasownik)

Problem ze słowem uczeń [Jezusa] polega na tym, że nie używamy go zbytnio poza środowiskiem kościelnym25. Hebrajskie słowo talmid oznacza po prostu „ucznia jakiegoś nauczyciela lub filozofa” – rozumianego nie jako odbiorcę teoretycznych treści, lecz jako ucznia praktykującego pewien ucieleśniony sposób życia, kogoś, kto pilnie stara się być ze swoim mistrzem i upodobnić się do niego26.

Twierdzę z całym przekonaniem, że najlepszym tłumaczeniem słowa talmid jest to, którego używałem przez ostatnich kilka stron: uczeń, rozumiany jako praktykant. To bardzo pomocne słowo. Przywołuje na myśl sposób edukacji, który jest celowy, ucieleśniony, relacyjny i oparty na praktyce – rodzaj uczenia się, który całkowicie różni się od środowiska, w którym wyrastałem.

Jezusowy model praktykowania był daleki od naszego zachodniego systemu edukacji. Jak ujęła to para uczonych: „Uczenie się polegało nie tyle na zdobywaniu i zapamiętywaniu danych, co na zdobywaniu niezbędnej do życia mądrości, wchłaniając ją od otaczających ucznia osób. Była to […] starożytna metoda, za pomocą której rabini szkolili swoich talmidim, czyli uczniów”27. Podążanie za Jezusem oznaczało więc podążanie za Nim w postawie słuchania, uczenia się, obserwacji, posłuszeństwa i naśladowania28. Dla pierwszych uczniów Jezusa celem nie było zdanie testu, zdobycie stopnia naukowego lub otrzymanie certyfikatu do oprawienia w ramkę i powieszenia na ścianie biura; chodziło o opanowanie sztuki życia w dobrym Bożym świecie poprzez uczenie się od Jezusa, jak czynić stały postęp w królestwie Bożym. Ten proces przypominał mniej lekcję chemii, a bardziej naukę jujitsu.

Niezależnie jednak od tego, które tłumaczenie słowa wybierzesz – uczeń, praktykant, terminator, student, naśladowca – pamiętaj o pewnym oczywistym fakcie: talmid to rzeczownik, a nie czasownik29.

Ludzie stale pytają mnie: „Kogo prowadzisz w uczniostwie?” lub „Kto prowadził ciebie w uczniostwie?”. Jednak o ile dobrze pamiętam, nie ma ani jednego miejsca w Nowym Testamencie, gdzie słowo „uczeń” byłoby użyte jako zwrot czasownikowy30. Ani jednego31. Z perspektywy gramatycznej używanie tego słowa w takiej formie jest niepoprawne.

Dla przykładu, wystarczy spróbować użyć któregokolwiek z jego synonimów jako czasownika…

Chrześcijanin: „Kogo «chrześcijanujesz»?”.

Zaraz, co? Chrześcijanin to nie coś, co robisz; to ktoś, kim jesteś.

Wierzący: „Kogo «wierzącujesz»?”.

Pomóż mi, nie rozumiem. Wierzysz (ufasz Jezusowi) czy nie?

Naśladowca: „Kogo «naśladowcujesz»?”.

Czuję się nieco zdezorientowany. Albo naśladujesz Jezusa (podążając za Nim, idąc Jego śladami), albo nie.

Ludzie przychodzą do mnie rozgoryczeni