Prawda i odnowa. Wizje nowej sprawiedliwości według ocalałych - Judith L. Herman - ebook

Prawda i odnowa. Wizje nowej sprawiedliwości według ocalałych ebook

Judith L. Herman

0,0
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wyjątkowy manifest jednej z najbardziej wpływowych amerykańskich specjalistek w dziedzinie zdrowia psychicznego, wzywający do zmiany podejścia w systemie sprawiedliwości wobec osób doświadczonych traumą przemocy seksualnej.

Ruch #MeToo skierował uwagę całego świata na problem przemocy seksualnej. Niestety, choć media rozpisywały się o losach kilku głośnych spraw dotyczących znanych sprawców, znacznie mniej wiemy o tym, jak procesy sądowe wpłynęły na same ofiary. Wiemy za to, że konwencjonalny system sprawiedliwości wciąż nie wspiera poszkodowanych – jego zasady nie były tworzone z myślą o ich potrzebach.

Judith L. Herman, specjalistka od tematyki traumy, twierdzi, że pierwszy krok w kierunku stworzenia lepszej wizji sprawiedliwości polega po prostu na zapytaniu samych ofiar, jakie działania przysłużyłyby się im najlepiej. Autorka, relacjonując ich historie, przedstawia zarazem alternatywną wizję sprawiedliwości, która sprzyja zarówno uzdrowieniu samych poszkodowanych, jak i społeczności, z których się one wywodzą.

Poparta wnikliwymi badaniami i napisana z głębokim współczuciem i życzliwością książka wskazuje nową drogę do sprawiedliwości dla nas wszystkich.

Judith L. Herman jest profesorką psychiatrii w Harvard Medical School. Jest też współtwórczynią programu Victims of Violence, który przez blisko cztery dekady zapewniał terapię traumy, szkolenia zawodowe i wsparcie dla ofiar przemocy w ramach struktur szpitala publicznego. Została laureatką Lifetime Achievement Award przyznaną przez International Society for Traumatic Stress Studies i dożywotnią członkinią honorową Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 244

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

Kiedy w książce Trauma. Od prze­mocy domo­wej do ter­roru poli­tycz­nego przed­sta­wia­łam zapo­mnianą histo­rię traumy, argu­men­to­wa­łam, że cier­pie­nie strau­ma­ty­zo­wa­nych osób nie pozo­staje jedy­nie kwe­stią doty­czącą indy­wi­du­al­nej psy­chiki, lecz w każ­dym przy­padku także spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej. Ponie­waż prze­moc leżąca u źró­deł traumy ma na celu domi­na­cję i ucisk, samo dostrze­że­nie jej i nazwa­nie wymaga uwzględ­nie­nia kon­tek­stu histo­rycz­nego wiel­kich ruchów spo­łecz­nych na rzecz praw czło­wieka: na rzecz świec­kiej demo­kra­cji, znie­sie­nia nie­wol­nic­twa, wyzwo­le­nia kobiet i poło­że­nia kresu woj­nom. Zespół stresu poura­zo­wego został uznany w Sta­nach Zjed­no­czo­nych za jed­nostkę cho­ro­bową dopiero po tym, jak wete­rani wojny w Wiet­na­mie cisnęli swoje odzna­cze­nia woj­skowe przez ogro­dze­nie Bia­łego Domu i oznaj­mili, że choć wró­cili do domu cali, ich umy­sły na zawsze zostały w Wiet­na­mie. Prze­moc sek­su­alną uznano za ogól­no­świa­tową plagę dopiero wtedy, gdy dzięki ruchowi wyzwo­le­nia kobiety zyskały głos i opo­wie­działy o codzien­nych ukry­tych zbrod­niach – gwał­tach, pobi­ciach i kazi­rodz­twie.

Jeśli zabu­rze­nia trau­ma­tyczne są przy­pa­dło­ścią bez­sil­nych, naczelną zasadą zdro­wie­nia powinno być wzmoc­nie­nie. Jeśli trauma izo­luje i rodzi wstyd, zdro­wie­nie powinno odby­wać się we wspól­no­cie. Są to naj­waż­niej­sze spo­strze­że­nia tera­peu­tyczne pły­nące z wyko­ny­wa­nej przeze mnie pracy, które w moim odczu­ciu spraw­dziły się na prze­strzeni lat w róż­nych kul­tu­rach.

We wspo­mnia­nej książce Trauma… opi­sa­łam pro­ces wycho­dze­nia z traumy, prze­bie­ga­jący w pew­nym przy­bli­że­niu w trzech eta­pach. Na pierw­szym eta­pie oca­lały musi sku­pić się na zło­żo­nym i trud­nym zada­niu, jakim jest osią­gnię­cie poczu­cia bez­pie­czeń­stwa w teraź­niej­szo­ści, z myślą o unik­nię­ciu dal­szej prze­mocy. Bez­pie­czeń­stwo pozwala oca­la­łemu otrzą­snąć się z kosz­maru, który dopro­wa­dził go do skraj­nej ule­gło­ści, i odzy­skać poczu­cie spraw­czo­ści. Wra­że­nie utrzy­my­wa­nia pew­nej kon­troli i moż­li­wo­ści doko­ny­wa­nia wybo­rów w codzien­nym życiu jest z kolei warun­kiem koniecz­nym dal­szego zdro­wie­nia. Dla­tego nawet moty­wo­wane dobrymi chę­ciami inter­wen­cje poli­cji czy przed­sta­wi­cieli wymiaru spra­wie­dli­wo­ści mogą wyrzą­dzić dal­sze szkody, jeśli odbie­rają one oca­la­łemu poczu­cie siły i kon­troli; z tego samego powodu inter­wen­cje prawne, doko­ny­wane z posza­no­wa­niem oca­lałych i ku ich umoc­nie­niu, są spra­wie­dli­wym i uzdra­wia­ją­cym spo­so­bem zadość­uczy­nie­nia za doznane krzywdy.

Na dru­gim eta­pie zdro­wie­nia oca­lały może powró­cić do prze­szło­ści, aby prze­żyć żal z powodu traumy i nadać jej zna­cze­nie. Taka osoba ni­gdy nie będzie tą samą, jaką była przed trau­ma­tycz­nymi wyda­rze­niami w swoim życiu, lecz może prze­kuć ów żal w nową toż­sa­mość, która nie neguje prze­szło­ści, ale też nie pozwala, by ta w pełni ją defi­nio­wała. Poczy­nione w ramach wielu badań obser­wa­cje powrotu do zdro­wia oca­lałych potwier­dziły zja­wi­ska, które są intu­icyj­nie logiczne: wspar­cie spo­łeczne sta­nowi silny czyn­nik pro­gno­styczny sku­tecz­nego powrotu do zdro­wia, a izo­la­cja spo­łeczna jest tok­syczna. W samot­no­ści ludzie nie mogą czuć się bez­piecz­nie, opła­ki­wać swo­ich krzywd ani nadać im sensu.

Wyda­wa­łoby się, że opła­ki­wa­nie prze­szło­ści może trwać w nie­skoń­czo­ność, lecz w isto­cie dobiega ono końca. Na trze­cim eta­pie oca­lały może ponow­nie sku­pić się na teraź­niej­szo­ści i przy­szło­ści, roz­wi­ja­jąc i pogłę­bia­jąc rela­cje z szer­szą spo­łecz­no­ścią oraz zysku­jąc głęb­sze poczu­cie życio­wych moż­li­wo­ści1. Nie­które wyjąt­kowe osoby, dostrze­gł­szy w swoim cier­pie­niu część dużo więk­szego pro­blemu spo­łecz­nego, potra­fią prze­mie­nić zna­cze­nie swo­jej traumy poprzez potrak­to­wa­nie swo­ich doświad­czeń jako daru i wspólną walkę z innymi o lep­szy świat. Wykształca się w nich coś, co mój kolega po fachu i przy­ja­ciel, Robert Jay Lifton, nazwał „misją oca­la­łego” (ang. survi­vor mis­sion)2. Przez lata mia­łam zaszczyt być świad­kiem i osobą wspie­ra­jącą dla wielu pacjen­tów, któ­rzy prze­szli przez wymie­nione etapy zdro­wie­nia i odzy­skali umie­jęt­ność cie­sze­nia się peł­nią życia.

Ostat­nio zaczę­łam zasta­na­wiać się nad kon­cep­cją czwar­tego i ostat­niego etapu zdro­wie­nia, jakim jest spra­wie­dli­wość. Jeśli trauma sta­nowi pro­blem spo­łeczny – a tak jest w isto­cie – to powrót do zdro­wia nie może być jedy­nie indy­wi­du­alną sprawą. Rany po trau­mie to nie tylko krzywdy wyrzą­dzone przez spraw­ców prze­mocy i wyzy­sku, albo­wiem dzia­ła­nia lub zanie­cha­nia osób postron­nych – wszyst­kich, któ­rzy są współ­winni prze­mocy, wolą odwra­cać od niej wzrok lub obwi­niają o nią ofiary – czę­sto powo­dują jesz­cze dotkliw­sze szkody. Rany te wpi­sują się w sze­roko pojęty kul­tu­rowy kon­tekst prze­mocy, w któ­rej zbrod­nie wobec osób zdo­mi­no­wa­nych i zmar­gi­na­li­zo­wa­nych są racjo­na­li­zo­wane, tole­ro­wane bądź zamia­tane pod dywan. Jeśli trauma ma swoje źró­dła w fun­da­men­tal­nej nie­spra­wie­dli­wo­ści, to pełne uzdro­wie­nie musi uwzględ­niać jakąś formę wymie­rze­nia spra­wie­dli­wo­ści przez sze­rzej poj­mo­waną spo­łecz­ność.

W pro­ce­sie powrotu do zdro­wia oca­lali nie­uchron­nie mie­rzą się z wie­loma trud­nymi pyta­niami doty­czą­cymi spra­wie­dli­wo­ści: Czy powinni się odwa­żyć na publiczne zre­la­cjo­no­wa­nie swo­ich prze­żyć, a jeśli tak, to czy ich prawda zosta­nie uznana przez spo­łecz­ność? Czy można napra­wić wyrzą­dzone szkody, a jeśli tak, to w jaki spo­sób? Jak oca­lali i wino­wajcy mogą dalej żyć obok sie­bie? Co ozna­cza­łoby pocią­gnię­cie win­nych do odpo­wie­dzial­no­ści? Czy pojed­na­nie jest czymś pożą­da­nym, a jeśli tak, jak do niego dopro­wa­dzić? W jaki spo­sób spo­łecz­ność może zapew­nić bez­pie­czeń­stwo publiczne i zapo­biec przy­szłym krzyw­dom?

Aby pod­jąć próbę odpo­wie­dzi na te pyta­nia, po raz kolejny wysłu­cha­łam oca­la­łych. Ta książka opo­wiada o wizjach lep­szej spra­wie­dli­wo­ści dla wszyst­kich. Pro­po­nuję w niej, by osoby, które na wła­snej skó­rze doświad­czyły prze­mocy i zja­wisk, o jakich wielu wola­łoby nie sły­szeć, uto­ro­wały drogę do nowego rozu­mie­nia spra­wie­dli­wo­ści. Pierw­szy krok polega po pro­stu na zapy­ta­niu oca­la­łych, co mogłoby sta­no­wić zadość­uczy­nie­nie – w takim wymia­rze, w jakim jest ono moż­liwe. Wydaje się to roz­sąd­nym roz­wią­za­niem, lecz wła­ści­wie ni­gdy nie­sto­so­wa­nym w prak­tyce. Z tej per­spek­tywy wysłu­cha­nie kogoś oka­zuje się aktem rady­kal­nym.

W tej książce sta­ram się poka­zać, co dla wielu oca­la­łych ozna­cza spra­wie­dli­wość, a także – na pod­sta­wie ich pomy­słów – wyobra­zić sobie, jak odmienna mogłaby być insty­tu­cja wymiaru spra­wie­dli­wo­ści, gdyby wziąć pod uwagę ich potrzeby oraz życze­nia. Sku­pi­łam się na kobie­tach i dzie­ciach, które doświad­czyły prze­mocy. Zro­bi­łam tak z dwóch powo­dów: (1) Ponie­waż przy­pusz­czamy, że może to być obec­nie naj­częst­sze i naj­głę­biej zako­rze­nione spo­śród naru­szeń praw czło­wieka na świe­cie3, oraz dla­tego, że (2) z takimi oso­bami naj­czę­ściej pra­co­wa­łam w trak­cie swo­jej kariery zawo­do­wej.

Dora­sta­łam w cza­sach, gdy pręż­nie roz­wi­jał się ruch wyzwo­le­nia kobiet, który nauczył mnie aktu rady­kal­nego słu­cha­nia. Uwa­żam to za swoje wiel­kie szczę­ście. Jak napi­sała Grace Paley – kobiety, które w tam­tych latach uczest­ni­czyły w dzia­ła­niach ruchu, znaj­do­wały wspar­cie w „wypor­no­ści, szu­mie i sło­no­ści” tej dru­giej wiel­kiej fali femi­ni­zmu4, i rze­czy­wi­ście, sama od tam­tego czasu pole­ga­łam na owym wspar­ciu. W 1970 roku, kilka mie­sięcy przed roz­po­czę­ciem stażu psy­chia­trycz­nego, dołą­czy­łam do grupy pra­cu­ją­cej na rzecz krze­wie­nia świa­do­mo­ści. Moja przy­ja­ciółka i kole­żanka ze stu­diów, Kathie Sara­child, pro­wa­dząc dzia­ła­nia na rzecz praw oby­wa­tel­skich na Głę­bo­kim Połu­dniu, dostrze­gła tam siłę ludzi, któ­rzy gro­ma­dzili się, by opo­wia­dać wła­sne histo­rie. Okre­śliła krze­wie­nie świa­do­mo­ści jako metodę zarówno poli­tycz­nego orga­ni­zo­wa­nia się, jak i badań nauko­wych. W zbio­rze ese­jów zaty­tu­ło­wa­nym Femi­nist Revo­lu­tion (Rewo­lu­cja femi­ni­styczna), opu­bli­ko­wa­nym przez grupę New York Red­stoc­kings, Kathie napi­sała: „Były­śmy pierw­szymi, które ośmie­liły się zro­bić i powie­dzieć to, na co nikt się nie zdo­był; to, co kobiety naprawdę czuły i czego pra­gnęły”5.

Intymna prze­strzeń gabi­netu psy­cho­te­ra­peu­tycz­nego miała wiele wspól­nego z wolną prze­strze­nią ruchu femi­ni­stycz­nego, a gdy moje pacjentki wyja­wiały mi swoje sekrety, słu­cha­łam ich z nową świa­do­mo­ścią sytu­acji kobiet. Pierw­sze dwie pacjentki, jakie przy­ję­łam w szpi­talu po obję­ciu rezy­den­tury, miały za sobą próby samo­bój­cze. Obie opo­wie­działy mi o kazi­rodz­twie, jakiego dopu­ścili się wobec nich ojco­wie. Nie­trudno było dostrzec zależ­ność mię­dzy ich roz­pa­czą a wcze­sną ini­cja­cją jako obiek­tów sek­su­al­nych. Napi­sa­łam wtedy w dzien­niku: „W patriar­cha­cie ojciec zacho­wuje prawo do seksu z córką na takiej samej zasa­dzie, na jakiej feu­dalny pan zacho­wuje ius pri­mae noc­tis wobec swo­ich pod­da­nych”. Kazi­rodz­two wydało mi się jed­nym z para­dyg­ma­tów uci­sku sek­su­al­nego kobiet.

Po ukoń­cze­niu rezy­den­tury roz­po­czę­łam pracę w bez­płat­nej poradni dla kobiet w Some­rville w sta­nie Mas­sa­chu­setts. To miesz­czące się na obrze­żach Bostonu mia­sto było wów­czas bastio­nem bia­łej klasy robot­ni­czej – w więk­szo­ści Ame­ry­ka­nów irlandz­kiego pocho­dze­nia. Przy­chod­nia ta była jedną z wielu „kontr­in­sty­tu­cji”, takich jak ośrodki kry­zy­sowe dla ofiar gwałtu i przy­tułki dla kobiet mal­tre­to­wa­nych, zakła­da­nych na początku lat sie­dem­dzie­sią­tych przez akty­wistki ruchu femi­ni­stycz­nego. Tam pozna­łam kolejne kobiety, które doświad­czyły kazi­rodz­twa. Wspól­nie z przy­ja­ciółką Lisą Hir­sch­man, świeżo upie­czoną dok­torką psy­cho­lo­gii, zaczę­ły­śmy głę­biej badać tę kwe­stię. W krót­kim cza­sie zebra­ły­śmy dwa­dzie­ścia przy­pad­ków, po pro­stu zasię­ga­jąc języka u kilku zna­jo­mych tera­peu­tów. W owym cza­sie w jed­nym z waż­niej­szych pod­ręcz­ni­ków psy­chia­trycz­nych czę­stość wystę­po­wa­nia kazi­rodz­twa sza­co­wano na jeden przy­pa­dek na milion6. Auto­rzy pod­ręcz­nika, ucho­dzący za auto­ry­tety w tej dzie­dzi­nie, mylili się o cztery rzędy wiel­ko­ści, jakby celowo zaśle­pieni na powszech­ność wyko­rzy­sty­wa­nia sek­su­al­nego dzieci. Same ni­gdy nie odwa­ży­ły­by­śmy się sprze­ci­wić tym auto­ry­te­tom, lecz mając po swo­jej stro­nie ener­gię i pasję ruchu femi­ni­stycz­nego oraz zaszczyt zaufa­nia, jakim obda­rzyły nas pacjentki, mogły­śmy stać się publicz­nymi świad­kami sytu­acji kobiet. Posta­no­wi­ły­śmy opu­bli­ko­wać swoje spo­strze­że­nia.

W 1975 roku Lisa i ja wysła­ły­śmy naszą pracę naukową do nowego cza­so­pi­sma poświę­co­nego stu­diom kobie­cym7. Do momentu akcep­ta­cji i publi­ka­cji arty­kułu minął rok. W ciągu tego czasu nasza praca była powie­lana i prze­ka­zy­wana z rąk do rąk niczym wydaw­nic­two pod­ziemne, do nas zaś szybko zaczęły napły­wać z całego kraju listy od kobiet piszą­cych: „Myśla­łam, że jestem jedyna”; „Sądzi­łam, że nikt mi nie uwie­rzy” albo: „Wyda­wało mi się, że to moja wina”. Słu­cha­jąc kobiet i ośmie­la­jąc się publi­ko­wać swoje odkry­cia, sta­ły­śmy się kata­li­za­to­rami prze­ło­mo­wego momentu, w któ­rym długo ukry­wane zbrod­nie wresz­cie wyszły na jaw. Jako kli­ni­cystki mia­ły­śmy także zaszczyt obser­wo­wać pro­cesy wyzwo­le­nia, które mogą się roz­po­cząć, gdy ktoś zrzuci z sie­bie jarzmo wstydu i stra­chu. Kiedy nasze pacjentki rela­cjo­no­wały nam swoje histo­rie i spo­ty­kały się ze współ­czu­ciem, a nie z pogardą, ich roz­pacz ustę­po­wała miej­sca nowej nadziei, a izo­la­cja – odno­wio­nemu poczu­ciu wspól­noty.

W 1981 roku opu­bli­ko­wa­łam swoją pierw­szą książkę, Father-Dau­gh­ter Incest (Kazi­rodz­two mię­dzy ojcem a córką), w któ­rej szcze­gó­łowo opi­sa­łam zna­cze­nie tych odkryć. Uka­zała się ona po wielu innych wyda­nych w latach sie­dem­dzie­sią­tych przez femi­nistki dru­giej fali, które obna­żały skalę prze­mocy wobec kobiet8. Moja praca w trak­cie całej kariery zawo­do­wej opie­rała się na tych pierw­szych odkry­ciach i pokło­siu tego rewo­lu­cyj­nego momentu9.

W tym samym roku zosta­łam zapro­szona na oddział psy­chia­trii szpi­tala Cam­bridge, pla­cówki publicz­nej nale­żą­cej do tak zwa­nej sieci bez­pie­czeń­stwa (ang. safety-net), świad­czą­cej usługi medyczne oso­bom ubo­gim i zmar­gi­na­li­zo­wa­nym. Nie­wiele wcze­śniej insty­tu­cja ta stała się szpi­ta­lem kli­nicz­nym dla Harvard Medi­cal School i w owym cza­sie ten nowy oddział psy­chia­trii cecho­wał się wital­no­ścią i kre­atyw­no­ścią wła­ściwą start-upom. Per­so­nel był zain­te­re­so­wany roz­wo­jem spo­łecz­nych modeli opieki psy­chia­trycz­nej i wno­sił ory­gi­nalny wkład w tę dzie­dzinę. Choć w skład kadry zarzą­dza­ją­cej wcho­dzili jedy­nie męż­czyźni, byli oni skłonni włą­czyć do niej kilka zde­ter­mi­no­wa­nych kobiet, które miały odpo­wied­nią wie­dzę. W eko­sys­te­mie Harvardu było to z pew­no­ścią jedyne miej­sce, gdzie mogłam zyskać swo­bodę wno­sze­nia wie­dzy i spo­strze­żeń zdo­by­tych w ruchu femi­ni­stycz­nym do w dużej mie­rze nie­świa­do­mego skali pro­blemu świata psy­chia­trii aka­de­mic­kiej.

Razem z kole­żanką Mary Harvey, psy­cho­lożką spo­łeczną, która w Natio­nal Insti­tute of Men­tal Health badała sku­tecz­ność pro­gra­mów kry­zy­so­wych doty­czą­cych pro­ble­ma­tyki gwałtu, zaczy­na­ły­śmy od nie­wiel­kiego grantu, jaki wła­dze mia­sta Cam­bridge prze­zna­czyły na roz­wój skie­ro­wa­nych do ofiar prze­stępstw usług w zakre­sie zdro­wia psy­chicz­nego. Z bie­giem czasu włą­czy­ły­śmy te dzia­ła­nia do pro­gramu dla ofiar prze­mocy (ang. Vic­tims of Vio­lence; VoV) – przed­się­wzię­cia, które zapew­niało opiekę kli­niczną i wspar­cie dla pacjen­tów, szko­le­nia w zakre­sie lecze­nia traumy dla spe­cja­li­stów z obszaru zdro­wia psy­chicz­nego oraz mecha­ni­zmy reago­wa­nia kry­zy­so­wego po incy­den­tach prze­mocy, doty­ka­ją­cych całe spo­łecz­no­ści.

W ramach pro­gramu VoV znów sty­ka­ły­śmy się głów­nie z kobie­tami (choć była też garstka męż­czyzn) trwale obcią­żo­nymi kon­se­kwen­cjami mole­sto­wa­nia w dzie­ciń­stwie oraz prze­mocy sek­su­al­nej i domo­wej. Spo­ty­ka­ły­śmy się także z szu­ka­ją­cymi azylu uchodź­cami poli­tycz­nymi. Na początku lat osiem­dzie­sią­tych dołą­czy­łam też do stwo­rzo­nej przez mojego przy­ja­ciela Bes­sela van der Kolka grupy zaj­mu­ją­cej się bada­niem traumy. Sku­piała ona kli­ni­cy­stów i bada­czy pra­cu­ją­cych z wete­ra­nami wojen­nymi, prze­śla­do­wa­nymi dziećmi oraz ofia­rami gwałtu i prze­mocy domo­wej. Stało się dla mnie jasne, że tak jak ucisk jest uci­skiem, trauma pozo­staje traumą bez względu na to, czy mówimy o dome­nie publicz­nej, takiej jak wojna albo poli­tyka, czy też o rze­komo pry­wat­nej sfe­rze seksu, repro­duk­cji i życia rodzin­nego. Na pod­sta­wie tych spo­strze­żeń napi­sa­łam książkę Trauma. Od prze­mocy domo­wej do ter­roru poli­tycz­nego, któ­rej ory­gi­nalne wyda­nie uka­zało się w 1992 roku.

Do chwili obec­nej dzięki pro­gra­mowi VoV wyszko­liło się około dwu­stu psy­chia­trów, psy­cho­lo­gów i pra­cow­ni­ków socjal­nych, a wielu z nich wnio­sło wła­sny wkład w roz­wój badań nad traumą. Przez lata byli­śmy świad­kami roz­woju dia­lek­tyki doty­czą­cej traumy oraz nastę­pu­ją­cych po sobie okre­sów, gdy postęp w jej poj­mo­wa­niu był napę­dzany soju­szami tera­peu­tycz­nymi mię­dzy oca­la­łymi rela­cjo­nu­ją­cymi swoje histo­rie a wysłu­chu­ją­cymi ich spe­cja­li­stami, po któ­rym to postę­pie przy­cho­dził czas sprze­ciwu spo­łecz­nego i narzu­ca­nia ogra­ni­czeń w sfe­rze zawo­do­wej. Teraz, zain­spi­ro­wana nową falą ogól­no­świa­to­wych ruchów na rzecz krze­wie­nia świa­do­mo­ści, gło­szą­cych prawdę o życiu kobiet, osób czar­nych oraz wszyst­kich znie­sła­wia­nych i pogar­dza­nych, wró­ci­łam, by ponow­nie poroz­ma­wiać z oca­la­łymi, któ­rych świa­dec­twa ukształ­to­wały moje życie inte­lek­tu­alne i zawo­dowe.

W dal­szej czę­ści tej książki bazuję na pra­cach z zakresu filo­zo­fii, nauk spo­łecz­nych, histo­rii, prawa i psy­cho­lo­gii, a także na wywia­dach z praw­ni­kami, sędziami, adwo­ka­tami, dydak­ty­kami oraz oczy­wi­ście z psy­cho­te­ra­peu­tami, a więc wszyst­kimi spe­cja­li­stami, któ­rzy pra­cują bez­po­śred­nio z oca­la­łymi. W isto­cie serce mojej książki sta­no­wią świa­dec­twa samych oca­la­łych, gdyż moim zda­niem to wła­śnie oni są praw­dzi­wymi eks­per­tami w dzie­dzi­nie, którą zaczęto nazy­wać „spra­wie­dli­wo­ścią oca­la­łych” lub „spra­wie­dli­wo­ścią zdro­wie­nia”. Ośmie­leni oddol­nymi ruchami wol­no­ścio­wymi, coraz czę­ściej publi­kują oni rela­cje ze swo­ich prze­żyć w pierw­szej oso­bie. Prze­pro­wa­dzi­łam rów­nież nie­ustruk­tu­ry­zo­wane pogłę­bione wywiady z wie­loma pocho­dzą­cymi z róż­nych śro­do­wisk oca­la­łymi, któ­rzy dowie­dzieli się o moim przed­się­wzię­ciu za pośred­nic­twem zawo­do­wych sieci spo­łecz­no­ścio­wych i wyka­zali chęć roz­mowy ze mną. Te nie­zwy­kłe osoby – zarówno kobiety, jak i męż­czyźni – reali­zują wła­sną misję: dzięki rela­cjo­no­wa­niu swo­ich prze­żyć udało się im wyty­czyć nowe życiowe cele na grun­cie prze­ży­tej traumy. Niektó­rzy poświę­cili życie sta­ra­niom na rzecz zapo­bie­ga­nia prze­mocy, zosta­jąc nauczy­cie­lami, pisa­rzami, arty­stami, praw­ni­kami, duchow­nymi, ani­ma­to­rami spo­łecz­nymi czy rzecz­ni­kami ofiar. Część z nich wyra­ziła zgodę na ujaw­nie­nie ich imion; inni posta­no­wili wystą­pić pod pseu­do­ni­mami. Cytaty z roz­mów z nimi prze­wi­jają się w całej tej publi­ka­cji.

Wśród oca­la­łych, z któ­rymi roz­ma­wia­łam, jest Sarah Super, młoda kobieta udzie­la­jąca się jako ani­ma­torka spo­łeczna w Min­ne­apo­lis. Jej histo­ria uka­zuje zarówno naj­lep­sze aspekty wymiaru spra­wie­dli­wo­ści, jak i odmienną wizję tejże spra­wie­dli­wo­ści, wykra­cza­jącą daleko poza ramy jej kon­wen­cjo­nal­nego sys­temu. Sarah skon­tak­to­wała się ze mną kilka lat temu, aby zapro­sić mnie na cere­mo­nię wmu­ro­wa­nia kamie­nia węgiel­nego pod pomnik ofiar napa­ści na tle sek­su­al­nym. Czy­tała Traumę i zain­spi­ro­wał ją roz­dział, w któ­rym porów­na­łam gwałt i wojnę do bru­tal­nych rytu­ałów ini­cja­cyj­nych dla mło­dych męż­czyzn i kobiet. Pisa­łam w nim o zna­cze­niu Viet­nam Vete­rans Memo­rial, czyli pomnika wete­ra­nów wojny wiet­nam­skiej w Waszyng­to­nie, jako miej­sca publicz­nego skła­da­nia hołdu, celu piel­grzy­mek i źró­dła uzdro­wie­nia dla wal­czą­cych w Wiet­na­mie, i zesta­wi­łam jego ist­nie­nie z fak­tem braku tego rodzaju pomnika upa­mięt­nia­ją­cego ofiary gwał­tów. Sarah posta­no­wiła nakło­nić wła­dze swo­jego mia­sta do posta­wie­nia takiego monu­mentu i udało jej się to.

Sarah prze­żyła potworną napaść ze strony swo­jego byłego part­nera, który wła­mał się do jej domu i zgwał­cił ją, gro­żąc nożem. Po tym zaj­ściu udało się jej uciec; krzy­czącą kobietą zajęli się sąsie­dzi. W tym rzad­kim przy­padku wymiar spra­wie­dli­wo­ści zadzia­łał dokład­nie tak, jak powi­nien. „Poli­cja poja­wiła się na miej­scu w ciągu kilku minut – przy­znała Sarah. – Zosta­łam naprawdę dobrze potrak­to­wana. Mój dom znaj­do­wał się przy pięk­nej ulicy, w lwiej czę­ści zamiesz­ki­wa­nej przez bar­dzo zamoż­nych bia­łych ludzi. Byłam ide­alną ofiarą”. Alec, gwał­ci­ciel, zbiegł; aresz­to­wano go po pościgu na auto­stra­dzie. „On także został dobrze potrak­to­wany – powie­działa Sarah z namy­słem. – Czę­sto myśla­łam o tym, że zabrali go do aresztu, nie czy­niąc mu naj­mniej­szej krzywdy”. Zasta­na­wiała się, co mogłoby mu się stać, gdyby był czarny.

Osta­tecz­nie Alec przy­znał się do winy i ska­zano go na dwa­na­ście lat pozba­wie­nia wol­no­ści. Sarah oce­niała, że suro­wość wyroku jest ade­kwatna do skali prze­stęp­stwa, ponie­waż sprawca zagro­ził jej życiu, ponadto zaś na­dal się go bała i twier­dziła, że jest nie­bez­pieczny. „Może zechcieć mnie uka­rać za pocią­gnię­cie do odpo­wie­dzial­no­ści, tak jak uka­rał mnie za zerwa­nie z nim” – zauwa­żyła. Czuła się wspie­rana przez swo­jego mece­nasa i pro­ku­ra­tora okrę­go­wego, który pro­wa­dził jej sprawę, a przed wyda­niem wyroku miała szansę opo­wie­dzieć swoją histo­rię i została wysłu­chana: „Kiedy czy­ta­łam oświad­cze­nie na temat wpływu tego zda­rze­nia na mnie jako ofiarę – rela­cjo­no­wała Sarah – [sędzia] zdjęła oku­lary i rze­czy­wi­ście zda­wała się słu­chać”.

Czego w takim razie zabra­kło? Co jesz­cze było potrzebne, by spra­wie­dli­wo­ści stało się zadość? Dla Sarah jed­nym z naj­do­tkliw­szych aspek­tów tego doświad­cze­nia był spo­sób, w jaki podzie­liło rze­komo libe­ralną spo­łecz­ność, do któ­rej ona i Alec oboje nale­żeli. Jego rodzice, któ­rzy wcze­śniej czę­sto zapra­szali ją do swo­jego domu, od momentu usły­sze­nia zarzu­tów kar­nych naj­wy­raź­niej uwa­żali sie­bie i Aleca za praw­dziwe ofiary sytu­acji. Powo­łali sto­wa­rzy­sze­nie Care Hub, mające na celu zor­ga­ni­zo­wa­nie dla syna wspar­cia ze strony spo­łecz­no­ści, w tym zbiórki pie­nię­dzy na obronę, a także kam­pa­nii pisa­nia listów świad­czą­cych o „dobrym cha­rak­te­rze” oskar­żo­nego. W tym cza­sie nie ode­zwali się ani sło­wem do Sarah. Odnio­sła wra­że­nie, że została przez nich skre­ślona. Kilka tygo­dni po gwał­cie zde­cy­do­wała się na publiczne ujaw­nie­nie w lokal­nej pra­sie Min­ne­apo­lis jako ofiara prze­stęp­stwa. Po raz kolejny poczuła się zra­niona, ponie­waż nie­wiele zna­nych jej osób zare­ago­wało na to wyzna­nie. „Doświad­czy­łam mil­cze­nia ota­cza­ją­cego prze­moc sek­su­alną – powie­działa. – Zauwa­ży­łam, jak ta cisza izo­luje oca­la­łych, chroni spraw­ców i pozwala spo­łecz­no­ści wspie­rać kul­turę gwałtu poprzez igno­ran­cję i bier­ność”.

Tak wła­śnie dzieje się w wypadku prze­stępstw zwią­za­nych z prze­mocą sek­su­alną. Dzielą spo­łecz­no­ści, obna­ża­jąc leżącą u ich pod­staw dyna­mikę wła­dzy – domi­na­cję i pod­po­rząd­ko­wa­nie. Sarah dostrze­gła, że po tym, jak została zgwał­cona, codzienne prze­jawy sek­si­zmu oka­zały się dla niej nie do znie­sie­nia. Ale gdy ponow­nie zaczęła się uma­wiać na randki, prze­ko­nała się, jak głę­boko jest on zako­rze­niony we wspo­mnia­nej kul­tu­rze. Spo­ty­ka­jąc się z męż­czy­znami, roz­ma­wiała z nimi o ich posta­wach i doświad­cze­niach sek­su­al­nych. Wszy­scy bywali na wie­czo­rach kawa­ler­skich w klu­bach ze strip­ti­zem i regu­lar­nie oglą­dali por­no­gra­fię. Powie­działa, że była pierw­szą osobą, jaka zapy­tała ich o nie­które spo­soby uczest­nic­twa w kul­tu­rze gwałtu. Ni­gdy wcze­śniej o tym nie myśleli. Nie widzieli potrzeby zasta­na­wia­nia się nad tym. „Spra­wie­dli­wość wymaga zmiany kul­tu­ro­wej – oce­niła. – Zdro­wie­nie jest uza­leż­nione od ist­nie­nia świata, w któ­rym rytu­ały ini­cja­cyjne dla mło­dych męż­czyzn nie obej­mują poni­ża­nia kobiet”.

Choć Sarah nie docze­kała się wspar­cia ze strony wielu przy­ja­ciół i kole­gów, od któ­rych go ocze­ki­wała, mnó­stwo obcych ludzi podzie­liło się z nią swo­imi histo­riami. „Dowie­dzia­łam się, że ota­czały mnie osoby, które doświad­czyły prze­mocy sek­su­al­nej, a ja nie mia­łam o tym poję­cia” – stwier­dziła. To osta­tecz­nie skło­niło ją do pod­ję­cia ini­cja­tywy zbu­do­wa­nia pomnika jaw­nie przed­sta­wia­ją­cego rze­czy­wi­stość prze­mocy sek­su­al­nej. Sarah wspo­mina: „Napi­sa­łam do członka rady miej­skiej (po raz pierw­szy w życiu), który skie­ro­wał mnie do komi­sa­rza zarządu parku (któ­rego nie zna­łam), ten zaś zapro­po­no­wał mi wygło­sze­nie trzy­mi­nu­to­wego prze­mó­wie­nia pod­czas naj­bliż­szego zebra­nia zarządu”.

Jako zdolna orga­ni­za­torka Sarah zapro­siła wielu oca­la­łych, któ­rzy wcze­śniej się z nią kon­tak­to­wali, na swoją krótką pre­lek­cję dla zarządu parku. Dzięki jej przy­wódz­twu oraz wielu rela­cjom, jakie wyszły na jaw w chwili spo­łecz­nego roz­ra­chunku wobec kwe­stii nad­uży­wa­nia prze­mocy na tle sek­su­al­nym, w jed­nym z par­ków w Min­ne­apo­lis wznie­siono pomnik poświę­cony ofia­rom tego rodzaju napa­ści. Memo­rial to Survi­vors of Sexual Vio­lence został odsło­nięty 10 paź­dzier­nika 2020 roku. Pod­czas cere­mo­nii prze­ma­wiały Tarana Burke, orga­ni­za­torka spo­łecz­no­ści czar­nych i ini­cja­torka ruchu #MeToo, oraz V (wcze­śniej znana jako Eve Ensler), biała dra­ma­to­pi­sarka i autorka Mono­lo­gów waginy. Dla Sarah miej­sce, w któ­rym znaj­duje się pomnik, sta­nowi prze­strzeń dla edu­ka­cji spo­łecz­nej i wyda­rzeń zwią­za­nych z „publicz­nym mówie­niem prawdy”. Jedna z umiesz­czo­nych na monu­men­cie mozaik, stwo­rzona przez artystkę Lori Gre­ene, wid­nieje na okładce tej książki.

Uho­no­ro­wa­nie oca­la­łych przez publiczne uzna­nie jest jed­nym z tych rodza­jów spra­wie­dli­wo­ści, który bar­dzo różni się od kon­wen­cjo­nal­nych wyobra­żeń o tym, czym mia­łaby ona być. Taka forma uzna­nia ma jed­nak dla oca­la­łych wiel­kie zna­cze­nie, ponie­waż pomaga napra­wić zerwane rela­cje ze spo­łecz­no­ściami, co moim zda­niem sta­nowi nie­zbędny aspekt odda­wa­nia spra­wie­dli­wo­ści ofia­rom. Jak wiemy z nie­daw­nych gorz­kich kon­tro­wer­sji doty­czą­cych dal­szego ist­nie­nia licz­nych pomni­ków Kon­fe­de­ra­cji w prze­strzeni publicz­nej w USA, pomniki mają zna­cze­nie. Są trwa­łymi publicz­nymi pro­kla­ma­cjami, które mówią o tym, kogo nasze spo­łe­czeń­stwo czci i sza­nuje. Cza­sami wprost, a czę­ściej przez pomi­nię­cie, mówią nam one także o tym, kogo się znie­sła­wia i lek­ce­waży – kogo się nie dostrzega.

Wiele pomni­ków Kon­fe­de­ra­cji powstało po woj­nie sece­syj­nej, w okre­sie reak­cji, z któ­rego wywo­dzą się obo­wią­zu­jące przez kolejne stu­le­cie prawo lin­czu i prawa Jima Crowa1. Dla­tego tak waż­nym momen­tem było odsło­nię­cie w 2018 roku w Mont­go­mery w sta­nie Ala­bama Naro­do­wego Pomnika Pokoju i Spra­wie­dli­wo­ści (Natio­nal Memo­rial for Peace and Justice), ufun­do­wa­nego przez czar­nego praw­nika Bry­ana Ste­ven­sona i orga­ni­za­cję Equal Justice Ini­tia­tive. Nie­for­mal­nie okre­ślany jako Natio­nal Lyn­ching Memo­rial (dosł. Naro­dowy Pomnik Lin­czu), upa­mięt­nia on ponad cztery tysiące ofiar okru­cieństw bia­łej supre­ma­cji i wzywa wszyst­kie spo­łecz­no­ści, w któ­rych popeł­niono te zbrod­nie, do uzna­nia wła­snej nie­wy­po­wie­dzia­nej histo­rii. Na tej samej zasa­dzie pomnik ofiar napa­ści na tle sek­su­al­nym jest dla nich publicz­nym uzna­niem mil­czą­cych praw męskiej supre­ma­cji. Otwarte uzna­nie zła pod wie­loma wzglę­dami sta­nowi pierw­szy krok ku rów­no­ści i spra­wie­dli­wo­ści.

Histo­ria Sarah Super ilu­struje ten rodzaj publicz­nej afir­ma­cji dla oca­la­łych, jakiego bra­kuje nawet w naj­lep­szym wyda­niu kon­wen­cjo­nal­nego sys­temu wymiaru spra­wie­dli­wo­ści. W rze­czy­wi­sto­ści bowiem więk­szość oca­la­łych ni­gdy nie znaj­duje spra­wie­dli­wo­ści, nawet w powszech­nym zna­cze­niu tego słowa. Sarah została potrak­to­wana z sza­cun­kiem i pro­fe­sjo­na­li­zmem przez funk­cjo­na­riu­szy poli­cji, pro­ku­ra­tora i sędziego. Więk­szość osób, które doświad­czyły prze­mocy na tle sek­su­al­nym, ni­gdy nie widuje się z żad­nym z tych urzęd­ni­ków publicz­nych, a jeśli do takich spo­tkań docho­dzi, oka­zują się roz­cza­ro­wa­niem. Poli­cja czę­sto prze­słu­chuje ofiary tak, jakby to one były podej­rza­nymi. Pro­ku­ra­to­rzy nie chcą się zaj­mo­wać spra­wami, które zdają się trudne do wygra­nia ze względu na powszechne uprze­dze­nia, jakie mogą domi­no­wać wśród przy­się­głych. Co wię­cej, tego rodzaju uprze­dze­nia nie­rzadko podzie­lają także sędzio­wie. Oca­lali, któ­rzy mieli do czy­nie­nia z wymia­rem spra­wie­dli­wo­ści, czę­sto nazy­wają te doświad­cze­nia „dru­gim gwał­tem”. Człon­ko­wie grup zdo­mi­no­wa­nych i zmar­gi­na­li­zo­wa­nych sty­kają się z podob­nymi prze­ja­wami niespra­wie­dli­wo­ści. Jak poka­zuje histo­ria ruchu na rzecz czar­nych, prze­moc poli­cyjna wzglę­dem osób nie­bia­łych, z mor­der­stwami włącz­nie, jest w zasa­dzie prze­stęp­stwem bez­kar­nym. Nad­szedł czas, aby­śmy zaczęli dążyć ku lep­szemu.

* * *

Niniej­sza książka została podzie­lona na trzy czę­ści. Część pierw­sza opi­suje pod­sta­wową teo­rię, zgod­nie z którą spra­wie­dli­wość jest uza­leż­niona od spo­łecz­nej orga­ni­za­cji wła­dzy. W roz­dzia­łach 1 i 2 prze­ciw­sta­wiam dwa dia­me­tral­nie różne typy rela­cji wła­dzy – jeden oparty na domi­na­cji i pod­po­rząd­ko­wa­niu, drugi zaś na wza­jem­no­ści. Pierw­szy sta­nowi arche­typ tyra­nii, drugi zaś rów­no­ści. Oba rodzaje były i są obecne na prze­strzeni dzie­jów na całym świe­cie; oba można zna­leźć na każ­dej płasz­czyź­nie inte­rak­cji mię­dzy­ludz­kich i we wszyst­kich struk­tu­rach spo­łecz­nych – od intym­nych sfer miło­ści i rodziny, przez sferę poli­tyczną pań­stwa, aż po mię­dzy­na­ro­dowe sfery reli­gii insty­tu­cjo­nal­nej, biz­nesu i prze­stęp­czo­ści. Pierw­szy typ prze­ja­wia się w histo­riach wojen, pod­bo­jów, znie­wo­le­nia i ludo­bój­stwa; drugi możemy obser­wo­wać w ewo­lu­cji ludz­kich więzi i wza­jem­nej tro­ski oraz w histo­rii dążeń do wol­no­ści, pokoju i spra­wie­dli­wo­ści. Roz­wi­jam zało­że­nie spra­wie­dli­wo­ści jako kon­cep­cji moral­nej, która do swego urze­czy­wist­nie­nia wymaga moral­nej wspól­noty. Twier­dzę ponadto, że rela­cje domi­na­cji i pod­po­rząd­ko­wa­nia są nie­moż­liwe do pogo­dze­nia ze spra­wie­dli­wo­ścią, która musi opie­rać się na zasa­dach zaufa­nia i uczci­wo­ści, te zaś można odna­leźć jedy­nie w rela­cjach bazu­ją­cych na wza­jem­no­ści.

W roz­dziale 3 badam ogól­no­świa­tową hege­mo­nię patriar­chatu w celu zilu­stro­wa­nia, jak głę­boko zasady i metody tyra­nii mogą być osa­dzone w struk­tu­rach rela­cji spo­łecz­nych. Szcze­gó­łowo opi­suję nie­które zja­wi­ska pozwa­la­jące ukry­tej prze­mocy patriar­chatu utrwa­lać się nie tylko w kul­tu­rze i zwy­cza­jach, lecz także w sys­te­mie prawa, jego egze­kwo­wa­niu oraz samej spra­wie­dli­wo­ści. Posłu­ży­łam się przy­kła­dem patriar­chatu, ponie­waż jest on mi znany naj­le­piej, zarówno na płasz­czyź­nie oso­bi­stej, jak i zawo­do­wej. Żywię zara­zem nadzieję, że ana­lizę tę można zasto­so­wać w odnie­sie­niu do innych sytu­acji, w któ­rych domi­na­cja jed­nej grupy nad drugą jest głę­boko zako­rze­niona od wie­ków, przy czym mam tu na myśli mię­dzy innymi dzie­dzi­cze­nie kast, nie­wol­nic­two, kolo­nia­lizm oraz prze­śla­do­wa­nia reli­gijne. Z tych samych powo­dów więk­szość przy­to­czo­nych przeze mnie badań i rela­cji pocho­dzi ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych; także i w tym przy­padku wie­rzę, że podobne metody ana­lizy można z powo­dze­niem odnieść do innych kra­jów.

W czę­ści dru­giej oma­wiam wizje spra­wie­dli­wo­ści, jakie wyła­niają się z rela­cji moich infor­ma­to­rów. Przed­sta­wiam w niej zasad­ni­czy kon­trast pomię­dzy ocze­ki­wa­niami dekla­ro­wa­nymi przez oca­la­łych a tym, co fak­tycz­nie zapew­nia nasz wymiar spra­wie­dli­wo­ści – czyli karą i rekom­pen­satą pie­niężną. Roz­dział 4 doty­czy publicz­nego uzna­nia prawdy jako wstęp­nego warunku spra­wie­dli­wo­ści. Wszyst­kie pokrzyw­dzone osoby, z któ­rymi prze­pro­wa­dzi­łam wywiady na potrzeby tej książki – a śmiem twier­dzić, że każda, z jaką dotąd pra­co­wa­łam – pra­gnęły przede wszyst­kim uzna­nia i reha­bi­li­ta­cji. Oca­lali chcą, aby prawda została dostrze­żona, a zbrod­nia potę­piona przez waż­nych dla nich człon­ków spo­łecz­no­ści. Ozna­cza to jed­nak, że oca­lali muszą fak­tycz­nie mieć zna­cze­nie dla szer­szej wspól­noty, a ich wia­ry­god­ność należy oce­niać bez uprze­dzeń.

Kiedy człon­ko­wie grup nie­uprzy­wi­le­jo­wa­nych zaczy­nają szu­kać spra­wie­dli­wo­ści, szybko wycho­dzi na jaw, jak nisko się ich ceni i w jak nie­wiel­kim stop­niu ufa się ich rela­cjom. Na przy­kład, po nie­daw­nym uzna­niu popu­lar­nego pio­sen­ka­rza R. Kelly’ego za win­nego han­dlu ludźmi w celach sek­su­al­nych i wyłu­dza­nia hara­czy, wybitna pro­fe­sor prawa Kimberlé Cren­shaw zauwa­żyła, że wyko­rzy­sty­wa­nie licz­nych ofiar przez dekady ucho­dziło mu na sucho „z tego pro­stego powodu, że ludziom z zazę­bia­ją­cych się świa­tów roz­rywki, prawa i mediów zostało wpo­jone, by postrze­gać czarne dziew­częta i kobiety jako obiekty do wyko­rzy­sty­wa­nia”. Dodała: „Jeśli wza­jemne oddzia­ły­wa­nie mizo­gi­nii i rasi­zmu, które uła­twia wyko­rzy­sty­wa­nie czar­nych dziew­cząt i kobiet, będzie w dal­szym ciągu uzna­wane za oczy­wi­stość i pozo­sta­nie szu­mem tła, szansa na napra­wie­nie sze­rzej poję­tych histo­rycz­nych krzywd, mają­cych zwią­zek z tą haniebną sagą, przej­dzie nam koło nosa”10. Spra­wie­dli­wość domaga się nie tylko ska­za­nia jed­nego, choćby wyjąt­kowo popu­lar­nego dra­pież­nika, lecz także – a może nawet w szcze­gól­no­ści – napra­wie­nia tych sze­rzej poję­tych histo­rycz­nych krzywd.

W roz­dzia­łach 5 i 6 roz­wi­jam wizję spra­wie­dli­wo­ści sku­pia­jącą się na napra­wia­niu krzywd wyrzą­dzo­nych oca­la­łym oraz więk­szych błę­dów histo­rycz­nych, a nie na kara­niu spraw­ców. Po przy­zna­niu, że krzywda została wyrzą­dzona, pierw­szym kro­kiem zmie­rza­ją­cym do naprawy znisz­czo­nej rela­cji są prze­pro­siny. Zagad­nie­nie to sta­nowi temat roz­działu 5. Zesta­wiam w nim prze­pro­siny auten­tyczne i nie­szczere. Te pierw­sze, choć rzad­kie, mogą mieć nie­zwy­kle uzdra­wia­jącą moc, pod­czas gdy fał­szywe prze­pro­siny pogłę­biają krzywdę. Szczere prze­pro­siny czę­sto pro­wa­dzą do prze­ba­cze­nia i pojed­na­nia, twier­dzę jed­nak, że zwią­zana z tym pre­sja spo­łeczna może się stać łatwą wymówką dla osób postron­nych oraz pułapką, która nasila poczu­cie niespra­wie­dli­wo­ści u oca­la­łych. W roz­dziale 6 ana­li­zuję, jak mogłaby wyglą­dać odpo­wie­dzial­ność ze strony prze­stęp­ców, gdyby kara nie była jedy­nym mier­ni­kiem spra­wie­dli­wo­ści. Doko­nuję w nim prze­glądu alter­na­tyw­nych teo­rii i prak­tyk ruchu na rzecz tak zwa­nej spra­wie­dli­wo­ści napraw­czej, bio­rąc pod uwagę zarówno jego twór­cze obiet­nice, jak i ogra­ni­cze­nia. Przy­glą­dam się w nim także nie­któ­rym nie­daw­nym wysił­kom podej­mo­wa­nym w ramach ist­nie­ją­cego prawa cywil­nego, mają­cym na celu pocią­gnię­cie do odpo­wie­dzial­no­ści insty­tu­cji nie­jako umoż­li­wia­ją­cych powszechne prze­stęp­cze wyko­rzy­sty­wa­nie kobiet i dzieci.

Część trze­cia sta­nowi roz­wi­nię­cie idei spra­wie­dli­wo­ści z per­spek­tywy zdro­wie­nia ofiar, spraw­ców i całego spo­łe­czeń­stwa. W roz­dziale 7 badam kwe­stię zadość­uczy­nie­nia dla oca­la­łych – począw­szy od ist­nie­ją­cych już kon­cep­cji rekom­pen­sat pie­nięż­nych – lecz posze­rzam jego ramy, aby uwzględ­nić różne rodzaje orga­ni­za­cji spo­łecz­nych, które będą nie­zbędne do stwo­rze­nia praw­dzi­wie napraw­czych pro­ce­dur egze­kwo­wa­nia prawa.

W dwóch ostat­nich roz­dzia­łach przed­sta­wiam wyobra­że­nia doty­czące pre­wen­cji szkód. Jeśli kara i odosob­nie­nie spraw­ców nie mają być wyznacz­ni­kiem spra­wie­dli­wo­ści, należy zna­leźć inne spo­soby zapew­nia­nia bez­pie­czeń­stwa spo­łecz­nego i ponow­nej inte­gra­cji prze­stęp­ców w spo­łe­czeń­stwie. W roz­dziale 8 doko­na­łam prze­glądu nie­licz­nych dostęp­nych infor­ma­cji na temat spraw­ców oraz ich reso­cja­li­za­cji. Roz­wa­ży­łam dowody na sku­tecz­ność tera­pii, ogra­ni­czo­nej obec­nie do zde­cy­do­wa­nej mniej­szo­ści, która naru­szyła prawo i została ska­zana na lecze­nie przez sądy. Pod­kre­ślam także róż­nicę mię­dzy tera­piami opar­tymi na postrze­ga­niu tych prze­stępstw przez pry­zmat nad­użyć wła­dzy a tymi, które nie bazują na żad­nych teo­riach spo­łecz­nych. Wresz­cie w roz­dziale 9 ana­li­zuję poten­cjał kam­pu­sów uni­wer­sy­tec­kich jako labo­ra­to­rium, które pozwa­la­łoby na opra­co­wy­wa­nie nowych modeli zapo­bie­ga­nia prze­mocy ze względu na płeć, z per­spek­tywy sys­temu zdro­wia publicz­nego i spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej. Książkę koń­czy wizjo­ner­ski pro­gram oca­la­łych.

Wysłu­chi­wa­nie ludzi doświad­cza­ją­cych traumy i dawa­nie świa­dec­twa ich rela­cjom było pod­stawą mojego życia zawo­do­wego przez ostat­nie pół­wie­cze. Tą książką wkro­czy­łam jed­nak także w odle­glej­sze od swo­jej spe­cja­li­za­cji obszary wie­dzy i myśli, prawa, histo­rii i filo­zo­fii poli­tycz­nej. Potrak­tuj zatem tę publi­ka­cję jako próbę osoby począt­ku­ją­cej, która stara się na nowo wyobra­zić sobie spra­wie­dli­wość, opie­ra­jąc się na rela­cjach oca­la­łych. Roz­wi­nię­cie tych kon­cep­cji spada na barki kolej­nych poko­leń – jeśli nasz nie­do­sko­nały gatu­nek ludzki ma przed sobą jaką­kol­wiek przy­szłość na Ziemi.

Uwagi na temat metodyki

Zebrane przeze mnie rela­cje pocho­dzą od dwu­dzie­stu sze­ściu kobiet oraz czte­rech męż­czyzn. Wszyst­kie te osoby doświad­czyły wyko­rzy­sty­wa­nia sek­su­al­nego w dzie­ciń­stwie lub napa­ści na tle sek­su­al­nym, były obiek­tem han­dlu ludźmi w celach sek­su­al­nych, mole­sto­wa­nia sek­su­al­nego i (lub) prze­mocy domo­wej. Aby odna­leźć tych ludzi, po pro­stu zamie­ści­łam w róż­nych sie­ciach zawo­do­wych infor­ma­cję, że chcę poroz­ma­wiać z oca­la­łymi o ich poglą­dach w kwe­stii spra­wie­dli­wo­ści. Nie twier­dzę, że grupa ta jest repre­zen­ta­tywna dla ogółu oca­la­łych. Osoby, które zre­kru­to­wa­łam, znacz­nie róż­niły się pod wzglę­dem pocho­dze­nia etnicz­nego, kla­so­wego i geo­gra­ficz­nego oraz orien­ta­cji sek­su­al­nej, lecz pre­zen­to­wały wyż­szy poziom wykształ­ce­nia niż reszta popu­la­cji, a wiele z nich – podob­nie jak ja – wywo­dziło się z krę­gów aka­de­mic­kich lub pokrew­nego mojemu śro­do­wi­ska zawo­do­wego. Ich wiek wyno­sił od 22 do 60 lat; więk­szość była po trzy­dzie­stce lub czter­dzie­stce. Nie uwzględ­ni­łam tu rela­cji żad­nej z osób uczest­ni­czą­cych w pro­gra­mie Vic­tims of Vio­lence (sta­no­wi­łoby to naru­sze­nie gra­nic zawo­do­wych). Nie prze­pro­wa­dzi­łam też wywiadu z nikim poni­żej 21. roku życia ani znaj­du­ją­cym się w kry­zy­sie po nie­daw­nej napa­ści; każdy z moich inter­lo­ku­to­rów miał tro­chę czasu na doj­ście do sie­bie i zasta­no­wie­nie się, co może dla niego ozna­czać spra­wie­dli­wość.

Grupa moich infor­ma­to­rów była nie­ty­powa także pod tym wzglę­dem, że ponad połowa z nich zgło­siła fakt prze­stęp­stwa i pod­jęła próby pocią­gnię­cia spraw­ców do odpo­wie­dzial­no­ści praw­nej w dro­dze postę­po­wań kar­nych i (lub) cywil­nych, co prze­kłada się na znacz­nie wyż­szy wskaź­nik zgło­szeń i uczest­nic­twa w pro­ce­sie docho­dze­nia spra­wie­dli­wo­ści, niż wynosi śred­nia w przy­padku ofiar tego rodzaju prze­stępstw. Sześć osób (pra­wie 20 pro­cent grupy) brało udział w postę­po­wa­niach, które skoń­czyły się ska­za­niem sprawcy. Jeśli uznać to za miarę suk­cesu, wskaź­nik ten jest w tym przy­padku znacz­nie więk­szy niż w przy­padku prze­cięt­nego dzia­ła­nia wymiaru spra­wie­dli­wo­ści.

Wywiady pro­wa­dzi­łam w spo­sób nie­ustruk­tu­ry­zo­wany, co ozna­cza, że pozwa­la­łam, by roz­mowa toczyła się natu­ral­nie, a inter­lo­ku­to­rzy swo­bod­nie rela­cjo­no­wali swoje przej­ścia. Pyta­łam, co mogłoby z ich per­spek­tywy napra­wić sytu­ację – na ile to moż­liwe – i jakie kon­se­kwen­cje powinni ponieść sprawcy oraz osoby postronne. Ponie­waż ofiary czę­sto są ste­reo­ty­powo postrze­gane jako mściwe, zada­wa­łam rów­nież kon­kretne pyta­nia o odczu­cia gniewu i chęć zemsty. Dowia­dy­wa­łam się też, jakie mają zda­nie na temat prze­ba­cze­nia. Z tymi, któ­rzy mieli kon­takt z for­mal­nymi struk­tu­rami wymiaru spra­wie­dli­wo­ści, roz­ma­wia­łam o moty­wach zgło­sze­nia prze­stęp­stwa oraz ich doświad­cze­niach. Więk­szość wywia­dów została nagrana i pod­dana trans­kryp­cji; w nie­licz­nych przy­pad­kach ogra­ni­czy­łam się do nota­tek. Wszy­scy moi roz­mówcy wyra­zili świa­domą pisemną zgodę.

Do reali­za­cji tego przed­się­wzię­cia przy­stą­pi­łam dwa­dzie­ścia lat temu, w ramach rocz­nego sty­pen­dium nauko­wego w Radc­liffe Insti­tute for Advan­ced Stu­dies. Wstępne spo­strze­że­nia zebra­łam w arty­kule opu­bli­ko­wa­nym w nume­rze spe­cjal­nym cza­so­pi­sma „Vio­lence Aga­inst Women”, doty­czą­cym spra­wie­dli­wo­ści napraw­czej, który uka­zał się w 2005 roku1. W dal­szej pracy prze­szko­dziło życie – cho­roby, zamiesz­ka­nie w ośrodku poma­ga­ją­cym oso­bom star­szym, zosta­nie wdową i bab­cią. Wszystko to spo­wo­do­wało, że odło­ży­łam ów pro­jekt na półkę. Trzy lata temu w końcu udało mi się do niego wró­cić. Prze­pro­wa­dzi­łam kilka dodat­ko­wych wywia­dów, w tym trzy z oca­la­łymi, z któ­rymi po raz pierw­szy roz­ma­wia­łam dwa­dzie­ścia lat wcze­śniej, co pozwo­liło mi się prze­ko­nać, jak zmie­niły się ich zapa­try­wa­nia. W trak­cie pan­de­mii, gdy na dobrą sprawę prze­by­wa­łam w izo­latce, wresz­cie nad­szedł wła­ściwy moment do roz­po­czę­cia pisa­nia tej książki.

Część pierw­sza

Władza

Roz­dział 1

Reguły tyranii

Budu­jąc swą demo­kra­tyczną repu­blikę na fun­da­men­tach praw­nych i usta­na­wia­jąc trój­po­dział wła­dzy, ojco­wie zało­ży­ciele sta­rali się zapo­biec złu, które – podob­nie jak dawni filo­zo­fo­wie – zwali tyra­nią. Rozu­mieli przez nią uzur­pa­cję wła­dzy przez jed­nostkę lub grupę bądź obcho­dze­nie prawa przez rzą­dzą­cych dla wła­snej korzy­ści. Póź­niej­sza debata poli­tyczna w Sta­nach Zjed­no­czo­nych doty­czyła w znacz­nej mie­rze pro­blemu tyra­nii wewnątrz ame­ry­kań­skiego spo­łe­czeń­stwa – na przy­kład wobec nie­wol­ni­ków i kobiet.

Timo­thy Sny­der,O tyra­nii1

Słow­nik języka angiel­skiego Mer­riama-Webstera defi­niuje tyra­nię jako „okrutne i nie­spra­wie­dliwe trak­to­wa­nie przez osoby posia­da­jące wła­dzę nad innymi”. Z kolei ser­wis Dic­tio­nary.com okre­śla ją jako „arbi­tralne lub nie­ogra­ni­czone spra­wo­wa­nie wła­dzy; despo­tyczne nad­uży­wa­nie auto­ry­tetu”. W Cam­bridge English Dic­tio­nary możemy prze­czy­tać o „rzą­dach spra­wo­wa­nych przez suwe­rena lub małą grupę ludzi, któ­rzy mają nie­ogra­ni­czoną wła­dzę nad pod­wład­nymi w swoim kraju lub naro­dzie i wyko­rzy­stują ją w spo­sób nie­spra­wie­dliwy i okrutny”. Wspólną cechą tych trzech defi­ni­cji jest kon­cep­cja wła­dzy spra­wo­wa­nej bez ogra­ni­czeń. Tyra­nia sta­nowi anty­tezę oświe­ce­nio­wych idei wol­no­ści, rów­no­ści, praw czło­wieka oraz litery prawa. W tej książce poka­zuję, że jest ona rów­nież anty­tezą spra­wie­dli­wo­ści.

Spo­łe­czeń­stwa pod wła­dzą tyra­nów pod­le­gają zasa­dom domi­na­cji i pod­po­rząd­ko­wa­nia. Reguły te są bar­dzo pro­ste: silni mogą robić, co chcą, ponie­waż… mogą. Słabi i bez­bronni muszą się pod­dać. Osoby postronne mil­czą ze stra­chu, odwra­cają wzrok lub dobro­wol­nie sprzy­jają rzą­dzą­cym. Tym, któ­rzy sta­wiają opór, grożą surowe kary: pobi­cie, uwię­zie­nie, tor­tury lub egze­ku­cja. Te pod­sta­wowe zasady obo­wią­zują w ugrun­to­wa­nych dyk­ta­tu­rach, monar­chiach abso­lut­nych oraz na tery­to­riach pod­le­gających gan­gom prze­stęp­czym i ugru­po­wa­niom para­mi­li­tar­nym. Funk­cjo­nują one także w obsza­rach, gdzie kwitną nie­wol­nic­two, han­del ludźmi i pro­sty­tu­cja, a także w nie­któ­rych sek­tach reli­gij­nych oraz – zde­cy­do­wane za czę­sto – w rodzi­nach. Reguły te mogą prze­ja­wiać się także w demo­kra­cjach, gdzie całe grupy ludzi (na przy­kład kobiety czy osoby nie­białe) są pozba­wione – de iure lub de facto – pełni praw oby­wa­tel­skich. W tej książce przy­ta­czam głów­nie przy­kłady prze­mocy ze względu na płeć, ponie­waż jest to naj­le­piej znana mi dzie­dzina. Mogę jed­nak posta­wić hipo­tezę, zgod­nie z którą pod­sta­wowe idee doty­czące orga­ni­za­cji wła­dzy mają zasto­so­wa­nie – z pew­nymi zmia­nami – także w wielu innych obsza­rach uci­sku, w któ­rych nie­które grupy są histo­rycz­nie zdo­mi­no­wane na pod­sta­wie cech takich jak iden­ty­fi­ka­cja etniczna, kasta, kraj pocho­dze­nia, sta­tus spo­łeczny czy wyzna­wana reli­gia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Prawa o cha­rak­te­rze rasi­stow­skim, kła­dące nacisk na oddzie­le­nie bia­łej i czar­nej lud­no­ści (segre­ga­cję rasową) w sta­nach, w któ­rych obo­wią­zy­wały (przyp. tłum.). [wróć]