11,99 zł
Tiziano Accardi nie zamierza spełniać woli starszego brata i żenić się z wybraną przez niego kobietą. Nawet jeśli jest ona chodzącym ideałem. A może właśnie dlatego. Tiziano lubi kobiety z charakterem. Gdy poznaje pracującą w jego firmie sekretarkę, zadziorną Annie Meeks, wpada na genialny pomysł. Prosi ją, by przez jakiś czas udawali, że są w sobie zakochani. Może wówczas wybrana przez brata Victoria nie będzie chciała go poślubić. Wszystko układa się zgodnie z planem do czasu, gdy udawane uczucia okazują się prawdziwe…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 132
Caitlin Crews
Prawdziwe uczucia
Tłumaczenie:
Paula Rżysko
To już nie pierwszy raz w niewątpliwie wspaniałym życiu Tiziana Accardiego, kiedy kobieta padła mu do stóp. Tym razem kobieta, o której mowa, nie upadła na widok jego wychwalanej urody. To było nawet urocze.
Tiziano, który zazwyczaj niespecjalnie śpieszył się na umówione spotkania, dziś był wolniejszy i bardziej rozkojarzony niż zwykle. Jego pozbawiony poczucia humoru i nudny brat, odpowiedzialny dyrektor generalny Accardi Industries, opiekun rodzinnego skarbca, był zawsze odporny na urok młodszego brata, bez względu na to, jak bardzo Tiziano starał się go do siebie przekonać. Ago zazwyczaj stawiał na swoim, ale Tiziano niechętnie pojawiał się w biurze, zwłaszcza na sprawozdania, które składał co dwa tygodnie. Czy jego starszy brat nie rozumiał, że było tyle ciekawszych miejsc? Plaża w Rio czy na Filipinach, bary w Tokio, a właściwie każde miejsce, które przyciągało piękne kobiety.
Dziś czuł się w tym ponurym biurze jak więzień. Nie chodziło o to, że Tiziano nie lubił swojej roli dyrektora do spraw marketingu. Wręcz przeciwnie, bardzo dobrze się w niej odnajdywał i ku zaskoczeniu wszystkich osiągał całkiem dobre wyniki.
Życie, które prowadził młodszy brat Accardi, doprowadzało Aga do szaleństwa. Pewnie łatwiej byłoby mu zwolnić brata, gdyby był pustogłową, męską dziwką i człowiekiem pozbawionym honoru, tak jak pisały o nim plotkarskie magazyny. Co prawda, zawsze sprawiał, że dziennikarze mieli o czym pisać, ale co mógł poradzić na to, że większość kobiet nie mogła mu się oprzeć? Czy to, że lubił tętniące życiem miejsca, oznaczało, że był półgłówkiem?
Prawdziwy skandal, o którym powinno się mówić, polegał na tym, że jego brat starał się przekształcić rodzinną firmę, założoną przez ich dziadka we Włoszech, w międzynarodową korporację.
Tiziano nigdy nie przerywał bratu tyrad i wykładów, które głosił na jego temat. Nawet się nie starał przerywać Agowi, który zwyczajnie lubił gadać. Wylegiwał się wtedy i udawał tak nieużytecznego, za jakiego mieli go wszyscy w rodzinie.
Nigdy nie rozumiał, jakie znaczenie ma to, jak się bawi i z kim spędza swój wolny czas. W końcu to jego brat, nie on, władał rodzinną fortuną. Mimo wszystko wydawało się, że żadne z jego tłumaczeń nie jest w stanie załagodzić sprawy.
Możliwe więc, że widok klęczącej przed nim kobiety, która spoglądała spode łba na stertę teczek, które wypuściła z rąk, wydał mu się najbardziej uroczym, jaki dziś zobaczył.
– Zdaję sobie sprawę, jakie wrażenie robię na kobietach – zażartował.
Każdego innego dnia ominąłby leżącą u jego stóp kobietę i nawet nie zwrócił na nią uwagi. Każdego dnia, ale nie dzisiaj. Ago oświadczył, że Tiziano musi się ożenić, co było horrorem samym w sobie. Co więcej, miał poślubić nieskazitelną, cnotliwą pannę młodą wskazaną przez starszego brata.
Tiziano poznał nawet dziewczynę, o której mowa. Spotkał ją przy kilku okazjach, ale czas spędzony z nią i jej bratem bliźniakiem był niezwykle męczący. Jedyną interesującą rzeczą, której dowiedział się podczas tych spotkań, było to, że zupełnym przypadkiem jego przyszła małżonka okazała się ukochaną córką najbardziej wpływowego klienta Accardi Industries.
Chociaż „ukochana” było chyba złym określeniem. Na pewno Victoria Cameron była jedyną córką swojego odrażającego ojca. Tiziano uważał, że takie podejście do małżeństwa trąci średniowieczem. Nawet współczuł Victorii, że została pozbawiona wszelkich uciech cielesnych i podróżowała w wiecznej eskorcie ojca lub brata.
Kiedy Tiziano zasugerował swojemu bratu, żeby nadęty moralista Everard Cameron po prostu zorganizował aukcję dziewictwa własnej córki, Ago tylko spiorunował go wzrokiem. Dołożył wszelkich starań, by jego młodszy brat był idealnym kandydatem na męża dla Victorii. To, czego wymagał od Tiziana, w jego mniemaniu było bardzo proste. Musiał tylko powstrzymać się od swoich ekscesów, a później się udomowić i założyć przykładną rodzinę z córką wpływowego miliardera.
Biorąc pod uwagę, że nikt z rodu Accardi nigdy się nie rozwiódł – bo po co dzielić majątek? Łatwiej wieść oddzielne życie w oddalonych od siebie rezydencjach – jego brat chciał skazać go na dożywocie.
Tiziano lubił swoje życie, a już na pewno nie śpieszyło mu się do zimnej celi małżeństwa. Dlatego wciąż stał w miejscu, wpatrując się w stertę rozrzuconych u jego stóp dokumentów i rudowłosą kobietę piorunującą go nieprzyjaznym wzrokiem.
– Owszem, robisz wrażenie na kobietach. Potykają się ze śmiechu i upadają, widząc kogoś ubranego w tak dziwaczny garnitur – odpowiedziała, jakby nie liczyła się z tym, kto przed nią stoi. – W każdym razie stój tak dalej i łechtaj swoje ego. To zdecydowanie ważniejsze niż pomoc kobiecie, która spadła ze schodów.
Tiziano nie był przyzwyczajony do takiego tonu, zwłaszcza z ust kobiet. Zajęło mu chwilę, zanim zrozumiał, że właśnie dostał reprymendę. Jakby tego było mało, po wszystkim po prostu go zignorowała. Zaczęła zbierać wszystkie swoje papiery, poruszając się przed nim na czworaka. Przez chwilę pomyślał, że była to próba zwrócenia na siebie jego uwagi.
Fakt, nigdy wcześniej jej tu nie widział. Musiała być jednym z tysiąca pracowników, na których nawet nie starał się zwracać uwagi. Zauważył, że czółenka, z powodu których prawdopodobnie się potknęła, były tanie. Miały wytarte spody oraz odrapane obcasy. Ołówkowa spódnica w odcieniu spranego brązu nie była już modna od lat, ale za to koronkowa bielizna w odcieniu fuksji, która przez przypadek wysunęła się spod ramienia koszuli, zrobiła na nim wrażenie.
Nie był niedojrzałym młodzieńcem, a jednak coś go w niej urzekło. Być może sposób, w jaki jej biodra poruszały się, gdy zbierała dokumenty, a może była to talia, którą chciał złapać w dłonie i badać palcami.
Myśl, że czołga się przed nim właśnie w tym celu, była niezwykle podniecająca. Ale być może tym, co najbardziej go intrygowało, było to, jak bardzo roztargniona się wydawała. Nawet nie zwracała uwagi, czy nadal tam stoi.
Nie było to coś, do czego był przyzwyczajony. Nikt nie ignorował Tiziana Accardiego, zwłaszcza kobiety. Lubił mówić i często powtarzał, że to nie jego wina, że jest tak magnetyczny. Teraz, gdy był ignorowany, nie umiał tego znieść, a wszystko przez tę bezimienną kobietę, która nie była nim w ogóle zainteresowana.
Przykucnął przed nią i zebrał plik papierów, a później umieścił je w jednej z teczek. Powiedział sobie, że robi to wyłącznie z dziecięcej ciekawości.
– To właściwie nie jest pomocne – powiedziała mu.
Nie były to słodkie podziękowania, jakich się spodziewał. Uklękła przed nim w taki sposób, że mogła patrzeć mu prosto w oczy. Zmierzyła go złowrogim spojrzeniem.
– Zdajesz sobie sprawę, że muszę je uporządkować, prawda? – zapytała, ale po chwili wybuchła śmiechem. – Kogo ja oszukuję. Wątpię, że wiesz, co ludzie w twojej firmie robią z dokumentami, dzięki którym działa to przedsiębiorstwo – prychnęła jak dzika kotka.
– Jednak wiesz, kim jestem. Przez chwilę myślałem, że nie rozpoznajesz, komu chcesz dokuczyć.
– Kto, jeśli mogę spytać, mógłby uniknąć poznania twojej twarzy, nawet gdyby tego chciał? – Przewróciła oczami.
Tiziano usłyszał w jej głosie północny akcent, co oznaczało, że miejsce, z którego pochodziła, było jeszcze bardziej zimne i mroczne niż Londyn jesienią.
– Odnoszę wrażenie, że robisz wszystko, co tylko możliwe, żeby być rozpoznawalnym, od chwili gdy skończyłeś szesnaście lat.
– Cieszę się, że zauważyłaś. W takim razie, z pewnością wiesz, że choć ten flirt jest niezwykle uroczy, nie jest w żaden sposób mądry. Chyba nie potrzebujesz zbytnio swojej pracy, skoro naskakujesz w taki sposób na swojego szefa.
Kiedy popatrzył w jej szare oczy przypominające mgliste poranki, które tak bardzo kochał, spodziewał się zobaczyć w nich skruchę, jednak zamiast tego zobaczył iskry złości. Nieznajoma zarumieniła się lekko, przez co jej policzki wydały się niezwykle atrakcyjne. U większości kobiet taka reakcja oznaczała zafascynowanie mężczyzną, jednak u tej tajemniczej istoty była zdecydowanie oznaką temperamentu.
– Musiałam uderzyć się w głowę, kiedy spadłam – powiedziała po chwili ozięble, choć oboje wiedzieli, że to nieprawda. – Przepraszam. Prawdę mówiąc, bardzo potrzebuję tej pracy. Dziękuję za przypomnienie.
– Zapomnijmy o tym – odpowiedział i machnął dłonią w powietrzu. – Powiedz mi lepiej, czym się tu zajmujesz.
– Głównie segreguję dokumenty i piszę na maszynie – powiedziała tonem, który wskazywał, że nie przepada za swoimi zajęciami. – Czasem robię też kawę kierownikom.
Tiziano rozumiał ją doskonale, on też nienawidził papierkowej roboty.
– Jesteś sekretarką?
– Tak, a mój przełożony nie będzie zadowolony, że tak długo wracam z dokumentami.
– Długo tu pracujesz?
– Rok – odpowiedziała nieśpiesznie.
– Naprawdę? Mam wrażenie, że widzę cię pierwszy raz.
Zauważył, jak wiele ostrych odpowiedzi kryje się w jej pojawiającym się i gasnącym uśmiechu. Był dziwnie rozczarowany, że nie usłyszał żadnej z nich. Zamiast tego uśmiechnęła się dziwnie szeroko i powiedziała:
– Każda chwila spędzona w tej firmie jest dla mnie radością.
– Szczerze w to wątpię – roześmiał się Tiziano. – Sam nie bardzo się cieszę z tego, że tu jestem.
– Jeszcze raz przepraszam za mój wybuch, sir – powiedziała grzecznym tonem, jednak i tak nie wierzył w jej skruchę.
Chciała wstać, ale Tiziano uprzedził ją, ujął za łokieć i pomógł wstać. Nie było w tym nic wyjątkowego, zwyczajna pomoc. Tak samo mógłby pomagać własnej babci. Nie wiedział dlaczego, ale miał wrażenie, że nieznajoma jest zupełnie inną kobietą niż Victoria. Nie była nudna i przewidywalna. W końcu tak została wychowana, była przeznaczona do cichego spełniania obowiązków kobiety u boku zamożnego i wpływowego mężczyzny. Everard Cameron należał do rodu arystokratów i szanował wyłącznie mężczyzn takich jak on sam.
Jego córka była niewinna i nietknięta. Miała wydać na świat spadkobierców rodzinnej fortuny i nazwiska, zająć się ich najlepszym wychowaniem, nie robiąc przy tym hałasu wokół własnej osoby, a gdy już dorosną, zająć się hodowlą koni lub uwielbianych przez arystokratów psów Corgi.
Victoria już teraz poświęcała się pracy w organizacjach charytatywnych i kościelnemu wolontariatowi, dając wszystkim najlepszy przykład, jaki tylko potrafiła. Była wzorem do naśladowania wychowanym tak, by nie wymagać i nie oczekiwać niczego w zamian za swoje dobro, jednocześnie zostawiając po sobie na świecie cichy ślad, o którym można by było wspomnieć tylko w jej nekrologu.
Sama myśl o zakuciu się w kajdany z tak nieskazitelnym stworzeniem była dla Tiziana przerażająca. Tymczasem trzymał w dłoni ramię kobiety, o której nie wiedział prawie nic, a jednocześnie wydawało mu się, że potrafi czytać emocje z dyskretnych ruchów jej twarzy.
– Chyba nie zapytałem nawet, jak masz na imię, ale jestem pewny, że chciałem.
Przełknęła ślinę, po czym uniosła podbródek. Zauważył, że jej rude, nieokiełznane loki wymykają się spod spinek, których użyła, żeby je ujarzmić. Szaroniebieskie oczy lśniły iskrami, które świadczyły o jej temperamencie.
– Nazywam się Annie Meeks. Rozumiem, że chce pan zgłosić moje zachowanie do przełożonego?
– Nawet o tym nie pomyślałem – zapewnił ją, a później, nie mogąc się powstrzymać, wypowiedział jej imię ponownie: – Annie.
Zauważył, że znów się zarumieniła, ale tym razem nie z powodu złości. Był pewien, że ten rumieniec wywołało jej imię wydobywające się z jego ust.
Tiziano był szczęśliwy, że Annie stanęła mu na drodze. Zwyczajna sekretarka w Accardi Industries była pod każdym względem nieodpowiednią kandydatką, którą nie powinien się interesować. Nie była dobrze wychowaną, arystokratyczną panną.
Jej szorstka wymowa oznaczała, że nie interesowały jej normy dobrego wychowania, a ubiór zaznaczał ogromną przepaść finansową między nimi. Za równowartość jednego buta Tiziano, Annie kupiłaby cały swój dzisiejszy strój i prawdopodobnie starczyłoby jej jeszcze na obiad.
– Dziękuję – ton Annie był ostrożny. – Nie miałabym o to żalu. Pragnę pana zapewnić, że darzę firmę najwyższym szacunkiem.
– Wystarczy – powiedział Tiziano z lekceważącym śmiechem. – Nie jestem moim bratem. Dużo bardziej przejmuję się wyglądem niż tym, jak ktoś mnie traktuje.
Pozwolił, by jego spojrzenie prześliznęło się po niej swobodnie. Przypomniał sobie różowe koronki ukryte pod niemodnym strojem i idealne wcięcie w talii. Znów popatrzył w jej wyjątkowe oczy i zauważył, że jej nos obsypany jest figlarnymi piegami.
Gdy na nią patrzył, w jego głowie zrodził się plan. Wiedział, że każdy, kto pracuje w szarych szeregach pracowników biurowych, potrzebuje swojej pracy. Ale on miał pomysł, dzięki któremu mogłaby zarobić znacznie więcej i wyrwać się z dusznego kołowrotka korporacji. Jedynym minusem tego planu było to, że nie oferował jej gotowego biznesplanu, a swoje prywatne życie.
– Mam dla ciebie propozycję.
Jej szare oczy zwęziły się. Inne kobiety na jej miejscu czekałyby w podnieceniu na rozwój wydarzeń, ale nie ona. Ona była podejrzliwa i czujna jak polująca lisica. Lubił to nieznane uczucie, które w nim wzbudzała.
– Jestem zaszczycona – powiedziała, a on wiedział, że to kłamstwo. – Ale jestem zmuszona od razu odrzucić wszelkie propozycje. Przykro mi, panie Accardi.
Tiziano puścił jej łokieć i cofnął się, by móc się jej przyjrzeć. Im dłużej na nią patrzył, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że znalazł odpowiedź na wszystkie swoje problemy.
– O czym marzysz, Annie Meeks? – zapytał.
– A co zrobisz z tą informacją? – odpowiedziała pytaniem sugerującym wyzwanie. – Marzenia to rzecz zmienna. Mogą sobie na nie pozwolić nieliczni.
– A co, jeśli sprawię, że będziesz mogła podróżować do woli? Co, jeśli spełnię każde twoje życzenie?
– Nie zapłacę za czynsz marzeniami, więc jeśli pozwolisz…
– Annie… – powiedział, uświadamiając sobie, że jej imię podoba mu się coraz bardziej. – Chcę, żebyś została moją kochanką.
Tiziano mógł się spodziewać każdej reakcji po Annie. Wiedział, że inne kobiety byłyby zachwycone lub zrobiły teatralne show. Ale nie ona.
– Albo każesz mnie zwolnić, tak? – Roześmiała się. – Nie ma takiej potrzeby. Oszczędzę panu kłopotu i sama odejdę.
Rzuciła dokumenty, które przed chwilą tak skrupulatnie zbierała na podłogę. Wzięła głęboki wdech. Coś błysnęło w jej szarych oczach. Coś tak niebezpiecznego jak rozpostarte szpony orła.
– Skoro już podjęłam decyzję o odejściu, to pozwól, że wyrażę się jasno. Jesteś najbardziej…
– Wydaje mi się, że się mylisz Annie – przerwał jedwabistym tonem. – Będziesz moją kochanką tylko z nazwy. Myślisz, że ja, Tiziano Accard, zniżyłbym się do proponowania seksu sekretarkom na klatkach schodowych mojej własnej firmy?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Tytuł oryginału: The Christmas He Claimed the Secretary
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2022 by Caithlin Crews
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-463-7
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek