Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Czy Niemcy wiedzą dziś jeszcze, czym była bitwa pod Grunwaldem?
Czego Szwedzi uczą się w szkole o potopie?
Dlaczego Litwini stawiali Piłsudskiego w równym rzędzie z Leninem?
Czy we Francji i Wielkiej Brytanii istnieje jakiekolwiek poczucie tego, iż obowiązki sojusznicze wobec Polski nie zostały wypełnione?
Jak państwowe instytucje mogą utrudniać dialog Polaków i Ukraińców o historii?
W Polsce oczywiście znamy swoją historię. Tak nam się przynajmniej wydaje. Ale jak na nas patrzą inne narody? Cezary Korycki, autor kanału Historia, jakiej nie znacie i twórca platformy Historiateka w swojej książce pyta o to najwybitniejszych zagranicznych historyków z krajów, których dzieje przecinały się z losami Polski. Rozmówcami autora są między innymi Sean McMeekin, Serhij Płochij czy Herman Lindqvist oraz kilkunastu najbardziej znaczących historyków z państw sąsiadujących z Polską, ale nie tylko.
Korycki nie waha się przed zadawaniem trudnych pytań. Konfrontuje rozmówców z popularnymi stereotypami. Pyta o niejednoznaczne i kontrowersyjne sprawy, których ocena dzieli nawet Polaków, jak bilans dominacji Polaków w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Rozmawia o niewyjaśnionych przez lata konfliktach z Czechami, Litwinami, Białorusinami czy Ukraińcami. Chce uzyskać odpowiedź od Niemca, dlaczego w jego kraju zwalają winę za II wojnę światową na nazistów, a od Szweda, czy mają zamiar oddać zrabowane dziedzictwo Rzeczypospolitej. Najdonioślejsze wydarzenia z polskich historii bywają kompletnie nieznane zagranicą, a te zupełnie u nas marginalnie okazują się dla rozmówców Koryckiego szalenie ważne.
Protokół rozbieżności to książka, która pozwala spojrzeć na historię Polski oczami innych narodów, a przez to odkryć ją na nowo.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 347
PO LATACH UZNALIŚMY WYDARZENIE, KTÓRE NAS Z POLAKAMI ŁĄCZY, A NIE DZIELI
Polacy lubią Litwinów, i to nawet bardziej niż Węgrów! Najnowsze badania sondażowe CBOS-u na temat naszej sympatii do innych narodów nie są dla nikogo zaskoczeniem[7], choć ciekawostką może być to, że spośród tych europejskich jeszcze cieplejszymi uczuciami darzymy Czechów, Słowaków, Włochów czy nawet Anglików. Ale Litwini to... Litwini, są tak jakby poza konkurencją, w końcu Grunwald, Ostra Brama, Rzeczpospolita Obojga Narodów, Zerwikaptur Longinusa Podbipięty i szerokie grono wielkich Polaków, którzy mieli związki z Litwą. Od króla, który choć Polakiem nie był, to zapoczątkował dynastię Jagiellonów, przez Mickiewicza aż do Piłsudskiego. Tu jednak zaczyna się prawdziwy „protokół rozbieżności”, gdyż Litwini nie odwzajemniają serdecznych uczuć, a część wielkich Polaków traktują niczym najczarniejsze charaktery z własnej historii. Do tego stopnia, że jeszcze niedawno nie do pomyślenia byłoby nadanie na Litwie dziecku imienia Jogaila – Jagiełło. Dlaczego? Czy warto kruszyć kopie o historie ze średniowiecza? O tym w rozmowie z jednym z najbardziej cenionych i znanych w Polsce litewskich historyków, członkiem rady Muzeum Historii Polski, mediewistą, profesorem Alvydasem Nikžentaitisem. Profesor Nikžentaitis specjalizuje się w tematyce pamięci historycznej, historii średniowiecza, w tym stosunków Wielkiego Księstwa Litewskiego z zakonem krzyżackim, historią Żmudzi, stosunków litewsko-niemieckich i historii społecznej Litwy średniowiecznej. Obecnie jest dyrektorem Instytutu Historii Litwy.
CEZARY KORYCKI: Od dzieciństwa jestem tak samo oczarowany, jak i rozczarowany Litwą...
ALVYDAS NIKŽENTAITIS: A to dlaczego?
Bo widzi pan, byłem w Wilnie na koloniach w schyłkowym czasie ZSRS, jechaliśmy na Litwę niczym do mitycznego miejsca naszej historii. Tymczasem wizyta na wspaniałej Baszcie Giedymina skończyła się kłótnią naszego polskiego nauczyciela z litewskim przewodnikiem. Poszło o chrzest Litwy i stosunek do Władysława Jagiełły.
Wspomina pan sytuację sprzed trzydziestu pięciu lat, a to chyba już dawno (śmiech). Fakt, że mamy bardzo asymetryczne spojrzenie na nasze relacje. Dla Polaków historia naszych relacji to średniowiecze, może troszkę czasy Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ale już zupełnie nie pamięta się o powstaniach narodowowyzwoleńczych, gdy walczyliśmy razem o wolność i niepodległość od rosyjskiego caratu. Z kolei Litwini patrzą na Polskę głównie przez pryzmat konfliktu o granice po odzyskaniu niepodległości w roku 1918, gdy Polska i Polacy stanowili zagrożenie, jako ci, którzy chcieli zagarnąć litewskie terytorium. Wtedy właśnie wśród Litwinów narodziło się przeświadczenie: nie można im wierzyć, Polacy zawsze będą chcieli nas, Litwinów, okłamać i wykorzystać.
Czyli mamy rozbieżności... W latach siedemdziesiątych była polsko-niemiecka komisja podręcznikowa, czy jeszcze przydałaby się polsko-litewska?
Kiedyś było dużo sporów, ale dzisiaj, po trzydziestu latach, wiele spraw mamy już wyjaśnionych i uzgodnionych, zwłaszcza na poziomie akademickim. Mój dobry kolega, pracujący w Muzeum Historii Polski profesor Michał Kopczyński, już po wielu latach naszej przyjacielskiej znajomości wyznał mi, że gdy dziś zajrzał do swoich starszych referatów, to kilka z pewnością chciałby poprawić, zwłaszcza w odniesieniu do roli i odrębności Wielkiego Księstwa Litewskiego w czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów. To dowód na to, jak my, historycy, znajdujemy wspólny język w rozbieżnościach dotyczących naszych dziejów. Początek tego zbliżenia zaczął się od wielkich nazwisk polskiej historiografii, profesora Juliusza Bardacha, profesora Henryka Wisnera czy pracującego w ramach wspomnianej komisji polsko-niemieckiej mojego przyjaciela i wybitnego mediewisty profesora Mariana Biskupa. Tylko pamiętajmy, że na Litwie już po odzyskaniu niepodległości w latach dziewięćdziesiątych to wcale nie kwestie średniowieczne wywoływały największe emocje – tak samo w społeczeństwie, jak i wśród polityków.
Czyli lata dwudzieste i bunt Żeligowskiego?
No właśnie też nie.
Unia z Polską jako utrata niepodległości?
Nie! Najważniejszą dyskusję w litewskim parlamencie wywołały sprawa i znaczenie Konstytucji 3 maja. W 2008 roku odbyła się debata, która rozbudziła większe emocje niż choćby sprawy bieżącej polityki, a dotyczyła ona uznania dnia 3 maja za święto państwowe. Czyli dla Litwinów stała się w jakiś sposób ważna ta data, wydarzenie historyczne. Po latach uznaliśmy wydarzenie, które nas z Polakami łączy, a nie dzieli! Bo przecież to była bardzo ważna rzecz, której dokonaliśmy razem przed rozbiorami. I chyba ostatnie takie wspólne dokonanie. Ostatecznie dzień Konstytucji 3 maja jest zaliczany w Litwie do „dni upamiętnianych”, czyli nie jest on dniem wolnym od pracy. Jeżeli pyta pan o rozbieżności, to nie chodzi dziś o same fakty historyczne, ale ich interpretację i późniejszy odbiór. Tak przecież było i jest w wypadku naszych wspólnych bitew.
Wasz Żalgiris, to jest nasz Grunwald, czyli bitwa, w której Polacy – według powszechnej naszej opinii – pokonali Krzyżaków?
Rozumiem ten powszechny pogląd panujący w Polsce i wśród Polaków, ale w takim razie zachęcam was do odwiedzenia otwartego całkiem niedawno Muzeum Bitwy pod Grunwaldem. Gdy zespół tej placówki jeszcze przed inauguracją pracował nad wystawą, lubiłem się droczyć z jego członkami, pytając, czy w końcu mają zamiar uwzględnić to, co w odniesieniu do historii bitwy wykazał szwedzki historyk Sven Ekdahl. Muszę powiedzieć, że długo się opierali, a sprawa jest dość istotna. Otóż szwedzki historyk znalazł krzyżackie dokumenty i odkłamał to, co przed wiekami napisał o przebiegu bitwy Jan Długosz. Przypomnę, że polski kronikarz, niedarzący zbytnią sympatią Litwinów i relacjonujący przebieg bitwy już kilka dekad później, wspominał o naszej rzekomej ucieczce. Według Długosza i obowiązującej później polskiej wersji dopiero gdy Litwini uciekli, polskie rycerstwo rozprawiło się z Krzyżakami. Ten wątek podchwycił Henryk Sienkiewicz i na stałe utrwalił w świadomości Polaków. Dopiero wspomniany profesor Ekdahl, badając średniowieczne zapisy zakonu, trafił na relację, w której bracia przestrzegali przed zgubną strategią litewskiej jazdy. Krzyżacy opisywali ją jako taktykę stosowaną w czasie bitwy. Później, gdy odwiedziłem kolegów z muzeum grunwaldzkiego, okazało się, że nastąpiła aktualizacja. Ale oczywiście nie zmienia to jeszcze istniejącego w Polsce przekonania, że tylko wy wygraliście bitwę pod Grunwaldem, ani też funkcjonującego na Litwie przeświadczenia, że bitwę wygrali Litwini. W dwudziestoleciu międzywojennym była nawet taka zabawna sytuacja we wzajemnych relacjach dyplomatycznych Czechosłowacji i Litwy. Otóż na spotkaniu litewskiego attaché wojskowego w Pradze podarowano naszej delegacji jeden z mniej znanych obrazów Jana Matejki, podkreślając, że to obraz słynnego czeskiego malarza, który uwiecznił zwycięstwo Litwinów i Czechów nad Krzyżakami. Dziś oczywiście ta sprawa bitwy choćby w nauczaniu szkolnym nie budzi już takich emocji i raczej chyba mamy świadomość tego, że było to nasze wspólne wielkie zwycięstwo.
Wspomniany Matejko, przedstawiając Grunwald, umieścił w miejscu centralnym nie naszego króla Władysława Jagiełłę, ale jego brata Witolda.
Mit o Witoldzie jest pierwszym ważnym mitem w tożsamości Litwinów, fundującym budowę nowoczesnego narodu politycznego Litwy. Postać księcia i kwestia bitwy to jednocześnie najstarsza sprawa dzieląca Polaków i Litwinów. Już w 1564 roku była na ten temat pierwsza debata pomiędzy szlachtą z Litwy i Polski, szukano jakiejś wspólnej wersji, tak żeby mieć się do czego odwołać. Tylko że wtedy już formował się ten wielki mit Witolda, który trwał od XV wieku, zakorzenił się w wieku XVI i co najważniejsze – połączył zarówno Litwinów, jak i Rusinów, bo Witold przecież walczył nie tylko z Krzyżakami, ale przecież głównie z Tatarami. Później, już na początku XX wieku, mit ten przekształcił się w mit antypolski, a Wielki Książę stał się symbolem niezależności Wilna od Polski. Nawiązywano z kolei do innego mitu, jakoby do koronacji Witolda nie doszło w wyniku intrygi Polaków. W roku 1930, w pięćsetną rocznicę jego śmierci, pojawił się pomysł budowy wielkiego pomnika. Odniesienia do średniowiecznych władców Litwy były później, w przedwojennej Litwie, bardzo żywe. Rocznica koronacji Witolda to w międzywojennej Litwie jedyne państwowe święto niereligijne poza 16 lutego, czyli Dniem Odrodzenia Państwa Litewskiego. Dziś, już po odzyskaniu przez Litwę niepodległości w latach dziewięćdziesiątych, to właśnie 6 lipca, czyli Dzień Koronacji Króla Litwy Mendoga, a nie nieudana próba koronacji Witolda, jest najważniejszym świętem. Według mnie stanowi to ważny sygnał, który dowodzi, że antypolskość przestała być podstawą tożsamości obecnego państwa litewskiego, tak jak to było w okresie międzywojennym.
Witold i Władysław byli braćmi stryjecznymi, ale chyba w tej historii jest coś niczym ze starożytnych mitów o bracie złym i dobrym. Oczywiście już wiemy, kto jest wcieleniem zła i nieszczęść dla Litwinów?
Jagiełło na Litwie niesie ze sobą bagaż rozmaitych interpretacji. W latach trzydziestych odbył się nawet symboliczny sąd nad królem i został on bodajże skazany na śmierć. Był to czas odrodzenia nacjonalistycznych uczuć na Litwie i często antypolskich poglądów historycznych. Dominowała negatywna ocena tej postaci, lecz już pod koniec lat trzydziestych XX wieku ta narracja zaczęła się zmieniać. Większy rozgłos zyskała wtedy interpretacja bardzo poważanego na Litwie historyka Zenonasa Ivinskisa, która była pierwszą próbą rewizji. Stopniowo negatywny stereotyp Jagiełły odgrywał coraz mniejszą rolę. Dla mnie symbolicznym momentem było to, gdy jeden z najbardziej znanych ówczesnych litewskich historyków, Alfredas Bumblauskas, nadał swojej córce imię Jogaila. Wcześniej wśród imion nadawanych litewskim dzieciom to akurat było nieobecne, zapomniano o nim lub je pomijano. Zresztą miałem ostatnio zabawną sytuację, gdyż zadzwonił do mnie pewien młody litewski parlamentarzysta i zapytał: „Panie profesorze, urodził mi się syn i chciałem mu dać imię Jogaila, co pan o tym sądzi?”. Ja mówię: „A proszę bardzo, przecież nie będę pana za to krytykował”... Bardzo się z tego ucieszył, ale w końcu nie wiem, jakie imię nadał synowi. Dziś zarówno wśród litewskich historyków, jak i społeczeństwa stosunek do Jagiełły wydaje się neutralny, a czasem przechodzi w pozytywny.
W Polsce jest jedno imię, którego dzieciom się nie nadaje. To oczywiście Adolf. A jakiego imienia nie nada swojemu dziecku Litwin? Pytając zaś wprost: kto jest dla was najbardziej negatywną postacią historyczną?
Jeszcze kilka lat temu zastanawialiśmy się nad tym w gronie historyków i powiedziałbym, że zdecydowanie tercet: Lenin, Stalin i Piłsudski.
Naprawdę?
Skąd to zdziwienie? Negatywne uczucia do bohatera polskiej niepodległości były na Litwie bardzo mocne i trwałe. Dopiero w 2017 roku zorganizowaliśmy w Wilnie konferencję naukową na temat Józefa Piłsudskiego, która była w ogóle pierwszą taką konferencją w historii niepodległej Litwy. Jeszcze przed jej rozpoczęciem chcieliśmy sprawdzić nastroje społeczeństwa litewskiego i w naszej Bibliotece Narodowej zorganizowaliśmy wykład o Piłsudskim, który wygłosił gość z Polski, Adam Michnik. Impreza była bardzo udana. A gdy przed samą konferencją zastanawialiśmy się z Tomasem Venclovą, co my chcemy tym wydarzeniem osiągnąć, to nasz wybitny poeta stwierdził, że wielkim osiągnięciem będzie, gdy w końcu Litwini przestaną porównywać Piłsudskiego do Hitlera i Stalina. Muszę przyznać, że ta konferencja była jedną z najważniejszych w moim życiu, bo nagle się okazało, że pewne stereotypy upadają. Delegacja żmudzka z profesorem Vytautasem Landsbergisem złożyła kwiaty na grobie matki Józefa Piłsudskiego na cmentarzu Na Rossie, w litewskiej telewizji pokazano film dokumentalny o Piłsudskim i chyba po raz pierwszy ta postać na Litwie została pokazana w pozytywnym świetle. Zaczęto mówić o tym, że przecież taka ważna dla Polski postać urodziła się u nas, pojawiły się w końcu znaki wiodące do majątku Zalavas, gdzie żyła rodzina Piłsudskich. Powszechnie uznano za skandal, że to miejsce było dość zaniedbane, podkreślano, że Litwa musi coś z tym zrobić. Zatem ten istniejący przez dekady stereotyp przestał działać. Piłsudski bezpowrotnie wypadł z listy negatywnych postaci w historii, nie ma już tam żadnego Polaka, jest tylko rosyjski Niemiec i Gruzin, przywódcy państwa sowieckiego.
PRZYPISY