Przetrwać. Żyć dalej - Anna Müller - ebook

Przetrwać. Żyć dalej ebook

Anna Müller

0,0

Opis

Rozmowa z człowiekiem doświadczonym, często głęboko, przez przeszłość (historię) to wielka lekcja cierpliwości i empatii. W czasie takiego spotkania trzeba się otworzyć na osobę siedzącą naprzeciwko na jej sposób myślenia, który pozwalał jej uporządkować swój świat  i spróbować odnaleźć w tym procesie ulgę. Te spotkania postrzegam przez pryzmat mądrości Emmanuela Levinasa. Filozof ten uczył, że spotkanie z drugim człowiekiem twarzą w twarz jest nie tyle doświadczeniem, co wykroczeniem poza siebie. Wykroczenie to zmusza do zetknięcia się ze słabością czy podatnością na zranienie drugiego (vulnerability). To w trakcie spotkania z drugim człowiekiem stykamy się z drugą osobą, która nie jest ani taka jak my, ani nawet od nas inna, ale całkowicie autonomiczna.

 

Anna Müller, Wstęp

Lektura rozmów zmusza czytelniczkę/czytelnika do rezygnacji z prostych ocen. W więzieniu w jakimś stopniu z jednej strony niknie prosty podział na dobro i zło, z drugiej jednak dobro i zło stają się niejako bardziej znaczące. Często dzięki dobrym zachowaniom złych, czy też osób stojących nie po stronie więźniarek, udaje się osadzonym uzyskać lepszą pracę, wyzdrowieć, a w konsekwencji przetrwać. To każe postawić szersze pytanie o kategorie dobra i zła oraz ich definiowanie w sytuacjach granicznych.

 Katarzyna Sierakowska

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 329

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Anna Müller

Przetrwać. Żyć dalej

Rozmowy z więźniarkami z Europy Środkowej 1945–1956

 

Komitet redakcyjny

Iwona Misiak, Katarzyna Stańczak-Wiślicz, Anna Nasiłowska, EmiliaKolinko

Przewodniczące komitetu

Monika Rudaś-Grodzka, Katarzyna Nadana-Sokołowska

Instytut Badań Literackich PAN

Recenzja naukowa

dr hab. Katarzyna Sierakowska, prof. IH PAN

Redakcja merytoryczna

Monika Rudaś-Grodzka

Redakcja

Wioleta Grządkowska-Nita

Korekta

Weronika Rychta, Emilia Kolinko

Indeks i skład, ebook

Andrzej Zawadzki

Projekt okładki

Rafał Benedek

Prace redakcyjne nad książką wsparto ze środków Instytutu Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego. Wydanie książki sfinansowały Fundacja Kościuszkowska oraz University of Michigan-Dearborn.

© Copyright by Instytut Badań Literackich PAN 2021

© Copyright by the Authors 2021

© Copyright by Anna Müller 2021

ISBN 978-83-66898-47-9

Spis treści

Rozmowy o więzieniu i rozmowy w więzieniu

W więzieniu trzeba było wykazać się charakterem

Wiesława Pajdak-Śmiechowska w rozmowie z Anną Machcewicz

Tak miało być i życie szło naprzód. Nie czuję nienawiści ani goryczy

Julia Hrušková w rozmowie z Klárą Pinerovą

Spóźniona premiera

Júlia Rajk w rozmowie z László Rapcsányim

Wierzyłam, że można zbudować sprawiedliwe społeczeństwo…

Tonia Lechtman w rozmowie z Anną Sekudewicz

Moja przeszłość była bardzo zróżnicowana

Gabriela Kleinová w rozmowie z Ondrejem Krajňákiem i Martą Košíkovą

Pozostaliśmy lojalni wobec siebie

Cwetana Dżermanowa w rozmowie z Lilią Topouzową

Dostrzegam wszystko, co piękne

Helga Gäbel w rozmowie z Iris Hax

Ustrój mi się nie podobał

Krystyna Włodarz-Jakimek w rozmowie z Elżbietą Jakimek-Zapart i Anną Müller

Niech żyją partyzanci, dopóki nie przyjdą Amerykanie

Aristina Saileanu w rozmowie z Lianą Petrescu

Abstract

 

Kroki

Moje buty nigdy nie zaznały wolności Nigdy nie przechadzały się po twardych chodnikach Nigdy nie było na ich podeszwach kurzu albo trawy Z trawników moich sąsiadów (…)W moich plecachtępy bólOd płaskiego materaca i plastiku I medytacji Mój pasek zna tylko szlufki w kolorze niebieskim Którego celem jest uniformizacja I uczynienie wszystkich JEDNOŚCIĄMimo tego, że nikt z nas nie jest taki sam

Yusef Qualls-El, Steps, w: Absent but Present. Voices from the Writer’ Block, Allied Media Project, Detroit 2021, s. 11 (tłum. Anna Müller)

Drewniaki

Więc tłuką kalekie me stopy o beton, (...)Czy młyn to zaklęty? Czy możem jest kretem I muszę korytarz podziemny ryć?Sześć kroków i – obrót! z powrotem, bo okno.Sześć kroków i obrót! z powrotem – drzwi.Takt drogi bez kresu. Mozolniej, okropniej,bez wczoraj, bez jutra i tylko – dziś…N i e p r a w d a! (1952)

Irena Tomlakowa, Fordon, w: Przeciwkozłu. Wiersze i piosenki więzienne 1944–1956, Akces, Warszawa 1995, s. 275

Rozmowy o więzieniu i rozmowy w więzieniu

Jadwigę Janiszowską, byłą więźniarkę, która w 1951 roku została oskarżona i skazana na dożywocie za uczestnictwo w organizacji terrorystycznej o nazwie Kraj, poznałam latem 2005 roku. Dzisiaj, z perspektywy czasu, nie wiem, jak to się stało, że zgodziła się ze mną wtedy porozmawiać. Nie była osobą otwartą na przybyszy znikąd, nie miała cierpliwości dla osób pytających o jej więzienne doświadczenie. Odczuwała rozczarowanie, miała poczucie niesprawiedliwości losu i głębokie poczucie odpowiedzialności za to, co jej się przydarzyło. Już w czasie pierwszej rozmowy rozpoznałam jej nieufność i gorycz. Widziałam, że miała problem z wybaczeniem sobie lub światu, widziałam ciemność, jaka się w niej jątrzyła, i bardzo chciałam tę ciemność oraz gorycz zrozumieć. Z Jadwigą Janiszowską spędziłam wiele godzin na rozmowach, początkowo trudnych, z czasem łatwiejszych. Powoli zdawałam sobie sprawę, że jej życie to historia wielu progów, które przekroczyła, przymusowych i dobrowolnych przemian, które przeszła; że jest to historia ciągłej walki z sobą oraz małych i większych zwycięstw nad sobą. Z czasem zaczęłam znajdować i poznawać więcej historii kobiet osadzonych, które dzisiaj określa się jako więźniarki polityczne. Więzienie zdominowało mój horyzont: każda z historii była inna i każda była podobna1.

Prezentowany tom to zestawienie dziewięciu rozmów z byłymi więźniarkami: Krystyną Włodarz-Jakimek, Wiesławą Pajdak-Śmiechowską oraz Tonią Lechtman z Polski, Gabrielą Kleinovą i Julią Hruškovą z Czechosłowacji, Cwetaną Dżermanową z Bułgarii, Helgą Gäbel z Niemiec, Aristiną Saileanu z Rumunii i Júlią Rajk z Węgier. Autorami rozmów są zarówno naukowcy, jak i pracownicy instytucji badawczych oraz placówek pamięci, dokumentujących wybrane karty historii XX wieku. Prezentowane rozmowy są tymi, które dane osoby i instytucje uznały za najlepiej reprezentujące ich starania. Pomimo że przez wiele lat spotykałam się i rozmawiałam z byłymi więźniarkami, nie umieściłam w tomie rozmowy nagranej przeze mnie. W jednym przypadku uczestniczę na początku jej nagrywania. To wybór świadomy: zależało mi na przyjrzeniu się różnorodności metod oral history i zastanowieniu się nad wartością więziennych rozmów niejako z zewnątrz, z drugiej strony, jako ich odbiorczyni, a nie osoba uczestnicząca w ich współtworzeniu. Już jednak przy pierwszych próbach pracy nad tym materiałem zdałam sobie sprawę, że nie ma tutaj miejsca tylko na „odbieranie”. Zestawiając bowiem jedne rozmowy z innymi, edytując je, opatrując przypisami, współtworzę je.

Wszystkie kobiety, o których tutaj mowa, były oskarżone i skazane za przestępstwa natury politycznej w okresie po II wojnie światowej, od 1945 do 1956 roku, w czasie nagłej zmiany reżimowej i przechodzenia Europy Centralnej pod wpływy Związku Radzieckiego. Nie wszystkie bohaterki postrzegały powody swojego uwięzienia jako polityczne, ale oskarżenie i lata spędzone w więzieniu sprawiły, że zdefiniowały je jako takie. Wszystkie, podobnie jak Jadwiga Janiszowska, doświadczyły sytuacji granicznej i wszystkie, nawet jeśli po wielkim wahaniu, decydowały się o tej sytuacji opowiedzieć – różny w tych rozmowach tkwił ładunek emocjonalny, ale przekaz był podobny. Zebrane rozmowy to rozmowy o ich życiu przed uwięzieniem. O ich życiu w więzieniu. O ich życiu po więzieniu. O tym, jak z rzeczywistości, która nie zna bólu i krzywdy, można nagle przejść do świata przesyconego bólem i krzywdą. Jak się z tej rzeczywistości wychodzi powoli i mozolnie. I jak się opowiada o tej trudnej przeszłości, wplatając ją w całokształt opowieści o życiu. W pewnym więc sensie w każdym z tych wywiadów byłe więźniarki nie tyle opowiadają o swojej przeszłości, nie tyle streszczają ją słuchającemu, ile odgrywają swoje życie więzienne, przeżywając je na nowo i być może w tym przeżywaniu odkrywając nowe wątki i interpretacje2. Pobyt w więzieniu stanowi centralny punkt tych rozmów. To przeżycie niespodziewanie wtargnęło i zniszczyło ich codzienność pomimo natłoku innych przeżyć – szczęśliwego dzieciństwa, wojny, która rozgrywała się wokół nich, pierwszych miłości. Więzienie, nawet po jego opuszczeniu, jest ciągłą obecnością, uwidaczniającą się w ich myśleniu o całokształcie życia. Zdominowało ono refleksję nad życiem, stało się pryzmatem, przez który byłe więźniarki interpretują własną przeszłość i czytają przyszłość.

Zawarte w tym tomie rozmowy zostały przeprowadzone przez między innymi naukowczynie Annę Machcewicz i Lilię Topouzową – prowadziły one rozmowy z polskimi i bułgarskimi więźniami oraz więźniarkami na potrzeby własnych badań naukowych. Są w tej grupie pracownicy słowackiego Instytutu Pamięci Narodowej (Ondrej Kraj­ňák i Marta Košíkova) i czeskiego Instytutu Badania Reżimów Totalitarnych (Klára Pinerová), którzy łączyli pracę dla instytucji z własnymi zainteresowaniami badawczymi. Do pracowników IPN należy zaliczyć też Elżbietę Jakimek-Zapart, która z moim niewielkim wkładem przeprowadziła rozmowę z mamą, byłą polską więźniarką polityczną. Inną jeszcze grupą rozmawiających są pracownice miejsc pamięci: rumuńskiego Miejsca Pamięci Ofiar Komunizmu i Ruchu Oporu Sighet (Liana Petrescu) i niemieckiego miejsca pamięci byłego więzienia stalinowskiego Leistikowstrasse (Iris Hax). Ostatnią grupę stanowią dziennikarze: Węgier László Rapcsányi i Polka Anna Sekudewicz, którzy trafili na trop swoich bohaterek – byłych więźniarek politycznych – w trakcie pracy zawodowej: Rapcsányi w latach 70. i Sekudewicz we wczesnych latach 90. To jedyni autorzy, dla których moment uwięzienia nie był centralnym pytaniem, a przynajmniej najistotniejszą motywacją do przeprowadzenia rozmów.

Pomimo różnych metodologii cel rozmów był podobny – uczynienie doświadczenia byłych więźniarek politycznych widzialnym, wyciągnięcie ich z przepastnych mroków przeszłości, zawzięcie selekcjonującej to, czyje doświadczenie jest warte opowieści i na czym ta opowieść powinna się skupić. W centrum zainteresowania pytających znajduje się więzienie, a doświadczenie kobiet stanowi pryzmat, przez który życie więzienne jest pokazywane. Rozmowy są więc próbą opowiedzenia o doświadczeniu więziennym, o doświadczeniu kobiecym, skupioną na tym, jak z cierpieniem, izolacją albo poczuciem krzywdy te kobiety sobie radziły. To próba motywowana nadzieją, że rozmowy mogą nam coś opowiedzieć o nich jako obywatelkach i osobach aktywnie zaangażowanych w sprawy dotyczące państw, z których pochodziły.

Przygotowując wywiady do publikacji, często zastanawiałam się nad tym, co motywowało osoby prowadzące wywiad. Czy było coś ponad chęć włączenia opowieści rozmówczyń w historię? Być może (podobnie do mnie) autorów i autorki motywowała podświadoma chęć zetknięcia się z sytuacją graniczną? Czego szukali w trudnych historiach: doświadczenia cierpienia czy zwycięstwa nad słabościami? Czy szukali martyrologii, czy – wręcz przeciwnie – nadziei, że jednostkowa historia może przezwyciężyć monolit cierpienia?

Większość rozmów zawartych w tym tomie opiera się na wywiadach narracyjnych3. Zadawane pytania sięgają okresu dzieciństwa lub wczesnej młodości, tego, jak wyglądało więzienne życie, ale dotyczą także prób odbudowania życia po uwolnieniu. Rozmowy zmierzają ku więzieniu – nie chcąc do tego doświadczenia podejść od razu, ich bohaterki przygotowują grunt, dotykają czasu przed, a następnie włączają resztę życia, szukają w ten sposób jakiegoś wyjaśnienia, które przyniosłoby im ulgę i zakończyłoby więzienne zawieszenie. Jednostkowa historia bowiem nie mogła się tam skończyć, musiał nastąpić „czas po”, czas, który pozwolił udowodnić, że ten więzienny czas nie był czasem straconym, a więc „czas po”pozwala w jakimś sensie odzyskać „czas więzienny”. Ale bez względu na to, jak daleko w przeszłość i przyszłość sięgają pytania, w centrum zainteresowania zarówno pytających, jak i odpowiadających pozostaje więzienie jako główny punkt odniesienia dla wszystkich wcześniejszych i późniejszych wydarzeń. W dążeniu do eksploracji życia więziennego widać też, jak łatwo można odejść od założeń wywiadu narracyjnego: w wywiadach opowieść o życiu często nie snuje się sama, ale jest inspirowana i popychana przez bardzo konkretne pytania o więzienie, o to, co strona zadająca pytania uznała za kluczowe dla własnej wiedzy.

Opowieść o więzieniu charakteryzuje się więc swoistym trójpodziałem na okres przed aresztowaniem, czas uwięzienia i próbę odbudowywania życia po więzieniu. Ów schemat narracyjny nadaje życiu porządek przyczynowo-skutkowy. Z perspektywy tej opowieści wszystko w życiu było w pewnym sensie przygotowaniem na uwięzienie i wszystko było jego konsekwencją. Interesująca jest rola, jaką w tych rozmowach odgrywa moment przesłuchania – moment, kiedy aresztowane pod przymusem opowiadały o swoim życiu w poszukiwaniu źródeł przestępstwa, o jakie były oskarżane. Pierwsze przesłuchania i porządek, jaki kobiety musiały swojej opowieści o życiu nadać – porządek, o który niejednokrotnie walczyły w atmosferze fizycznej i psychicznej przemocy – sprowadzały ich życie do momentu aresztowania. W kontekście przypisywanego przestępstwa wyłuskiwały z życia wydarzenia: polityczny gest czy postawę, znajomość z kimś politycznie podejrzanym, wydarzenia rzutujące w konsekwencji na resztę ich życia. Później w więziennej celi, jak świadczą o tym raporty kapusiów celowych, oskarżone kobiety niejednokrotnie wracały do pytań z przesłuchania, do refleksji, którą pytania – dotyczące napotkanych osób, podjętych decyzji, ich własnej gotowości na świadome polityczne zaangażowanie – wymuszały4. Przesłuchania stanowiły więc pierwszy moment całościowej (mimo że wymuszonej) refleksji nad życiem. Prowadziły do nadania życiu porządku, który znajdował miejsce dla uwięzienia: albo w jego przypadkowości, albo wręcz przeciwnie, w politycznych przekonaniach, wychowaniu, życiowych drogach. Ich rezultatami były sprzeciw wobec władzy i aresztowanie. W przypadku uwięzionych komunistek przesłuchania mogły też wywoływać poczucie winy, nieświadomego błędu, oznaczającego zdradę ideologii5.

Podobnie wiele lat później, nawet jeśli już nie pod przymusem, byłe więźniarki opowiadają o okresie uwięzienia, próbując go umiejscowić w całokształcie opowieści o życiu, symbolicznie uporządkować i znaleźć dla tego okresu wewnętrzny sens. Takie kategorie jak przyjaźń, wychowanie, zaangażowanie polityczne nabierają w tej opowieści szczególnego znaczenia, bo niejednokrotnie używano właśnie tych argumentów do ustalenia winy w trakcie przesłuchania. Pamiętam anegdotę, którą opowiedział mi Rafał Wnuk: kiedyś, po rozmowie ze świadkiem historii i pokazaniu mu transkrypcji rozmowy, świadek ów podpisał tekst rozmowy. W przeszłości był więźniem i w więzieniu przyzwyczajono go do podpisywania własnych przesłuchań. Tym razem był to dobrowolny gest autoryzowania opowieści i porządku, który jego życie dzięki tej opowieści uzyskało. W pewnym sensie, kontynuując więzienne przyzwyczajenie, nadał on tej rozmowie swoje własne znaczenie6.

Rozmówczynie z niniejszego tomu reprezentują różne warstwy społeczne: są to i chłopki, i mieszkanki większych miast, i przedstawicielki rodzin inteligenckich7. Pod względem wieku kobiety te to osoby w przeważającej większości uwięzione bardzo młodo. Najmłodsza z nich, Cwetana Dżermanowa, została aresztowana w 1948 roku w wieku dwudziestu lat. Te najstarsze to Júlia Rajk, która w momencie uwięzienia w 1949 roku miała trzydzieści pięć lat, i trzydziestojednoletnia Tonia Lechtman. Obie były komunistkami, dojrzewały, wchodziły w dorosłość i rozpoczynały działalność publiczną w okresie międzywojennym, w atmosferze walki z faszyzmem. Jeśli komunizm był dla Rajk wyborem głównie politycznym, dla Żydówki Lechtman stanowił również wybór egzystencjalny – antidotum na szerzący się antysemityzm. Komunizm stał się treścią prywatnego i publicznego życia obu kobiet. Júlia Rajk wyszła za mąż za komunistycznego polityka, Lászlό Rajka, i najpierw wspierała go w działalności politycznej, a po śmierci męża walczyła o jego dobre imię. Tonia Lechtman straciła męża, członka Brygad Międzynarodowych, w Auschwitz. Wiara w słuszność jej i jej męża walki o komunizm towarzyszyła jej przez resztę życia.

Jednak większość kobiet, bohaterek tego tomu, to osoby urodzone w latach 30. XX wieku. W dorosłość wchodziły w czasie wojny bądź tuż po niej i ze względu na ich uwięzienie przez władze socjalistyczne postrzegano je jako antykomunistki. Są w tej grupie ukształtowane politycznie osoby, na przykład Bułgarka Cwetana Dżermanowa jeszcze w szkole średniej dołączyła do ruchu anarchistycznego. U części postawa ta wiązała się z niechęcią do pewnych wyobrażeń związanych z komunizmem czy wręcz z przekonaniami przejętymi z domu (a przynajmniej jako takimi wyobrażonymi w momencie wywiadu), od rodziców. Rumunka Aristina Saileanu czy Polka Krystyna Włodarz-Jakimek wywodziły się z domów przesyconych tradycją, patriotyzmem i niechęcią do Rosji/Związku Radzieckiego. Wiesława Pajdak pochodziła z rodziny o głębokich socjalistycznych tradycjach, ale aresztowanie i deportacja ojca na Syberię, a następnie zatrzymanie jej i jej matki na zawsze podważyły jej zaufanie do nowego reżimu.

Są w tej grupie również bohaterki, które na początku swojej dorosłości określały własne priorytety – jako młode dziewczyny próbowały odnaleźć siebie i stworzyć własny świat w natłoku spraw, jakie je na co dzień zajmowały. Trudno dokładnie określić moment, kiedy przeszły na pozycje antykomunistyczne, i stwierdzić, czy nie stało się to dopiero w więzieniu lub po wyjściu z niego. Dla wielu okres końca wojny był czasem młodości – nowych możliwości i wyborów, których charakter w tamtym momencie trudno było jeszcze ocenić. Dobrym przykładem jest tutaj historia Czeszki Julii Hruškovej. Dla niej koniec wojny to czas zachłyśnięcia się własną młodością, kontaktami z obcokrajowcami, pierwszej miłości i związku z Amerykaninem, z którym nie dzieliła nawet języka. Być może to wiek i niezgoda na codzienność, utrudniająca jej życie osobiste, popchnęły ją do działań niebezpiecznych, takich jak próba nielegalnego przechodzenia granicy pomiędzy Czechosłowacją i Austrią. Ale są i kobiety, które w wir tej walki wciągnięte zostały niemalże przez przypadek, na przykład Słowaczka Gabriela Kleinová. Duża część jej rodziny została aresztowana z powodu podejrzeń o antykomunizm, a sama bohaterka do dzisiaj nie potrafi dokładnie określić powodów swojego uwięzienia. Niemka Helga Gäbel żywiła wielką sympatię do rosyjskiej kultury i stacjonujących w okolicy żołnierzy Armii Czerwonej, a jednak została aresztowana i oskarżona o szpiegostwo, co wydaje się mocno związane z jej relacjami/kontaktami (również intymnymi) z oficerami Armii Czerwonej i działalnością handlową na czarnym rynku.

Jest w tych rozmowach sporo różnic, które mówią nam o różnych modelach zaangażowania, o tym, w jaki sposób dany kraj traktował osoby podejrzane politycznie. Widać w rozmowach różnorodność jednostek penitencjarnych: od tych stawiających na odosobnienie do takich, które tworzyły szanse na spotkanie członków rodziny przetrzymywanych w tym samym więzieniu, nawet mężczyzn. We wszystkich publikowanych tu rozmowach jest mowa o arbitralności strażników więziennych, wszechogarniającym strachu i niepewności, czy więźniarkom uda się wyjść z więzienia, obawie o własne życie i potencjalności śmierci. Wspólne jest również zmaganie z życiem w celi, życiem, które ma poniżać nieludzkimi warunkami bytowymi, a które mimo to kobiety powoli adaptują do własnych potrzeb. Wszystkie rozmowy skupiają się na powolnym wychodzeniu z cierpienia i odzyskiwaniu kontroli nad własnym życiem. Opowieści przywołują okrutne wspomnienia, ale dają też nadzieję na wyjście z nich, „ogarnięcie” tej przeszłości i częściowe jej odzyskanie.

Próby odtworzenia lub odnalezienia własnej sprawczości to kolejny ważny wątek łączący wszystkie rozmowy. Symbolicznie mówi o tym Wiesława Pajdak, kiedy pytana o podsumowanie swojej więziennej egzystencji, mówi: „Ma się do wyboru: rozpaczać albo przeżyć, ma się też rozmaite możliwości: przeżyć godnie albo mniej godnie”. Jednakże większość więziennych historii przepełniona jest codziennymi wyborami i dramatami, niemożliwymi prawie do opowiedzenia, wymykającymi się jednoznacznym opisom sprawczości. Uwięzienie stawiało uwięzione osoby w sytuacjach granicznych, w charakterze niemalże bohaterów antycznych. W więzieniu kobiety musiały się zmagać z dwoma racjami, między którymi nie było dobrego wyboru. Jak bowiem z więzienia ochronić zagrożonego brata albo męża, którzy zbrojnie przeciwstawiali się nowemu porządkowi politycznemu? Jak z więzienia chronić zagrożoną rodzinę? Czy wybrać własne dobro i w ten sposób obronić zagrożoną ciążę czy bezpieczeństwo pozostających jeszcze na wolności? Jak z więziennej celi zaopiekować się dzieckiem? Jak podtrzymać dopiero co zawarte małżeństwo? Elementy wewnętrznego rozdarcia wyłaniają się czasem z rozmowy, być może da się je wychwycić, jeśli eksplorować własną wyobraźnię i stawiać się w pozycji osoby opowiadającej. Nie znajdziemy ich jednak łatwo. Traumę towarzyszącą tym wyborom bardzo trudno wpisać w fabułę opowieści o życiu. Nie ma tutaj dobrego wyjścia z sytuacji, nie ma nawet poczucia ostatecznego moralnego zwycięstwa, odnoszonego często przez bohaterów dramatów antycznych.

Napięcie na linii między beznadzieją tych wyborów a potrzebą odnalezienia własnego sprawstwa najlepiej widać być może w rozmowie z Julią Hruškovą. Bohaterka ta w pewnym momencie mówi: „Dorastałam w religijnej rodzinie i postrzegam uwięzienie jako karę. Moja mama ostrzegała mnie, żebym nie wracała do Czechosłowacji, ale nie posłuchałam. Obiecałam także mojemu Amerykaninowi, że nie wrócę, ale go zdradziłam. To była kara od Boga za moją pychę i brak posłuszeństwa. Pogodziłam się z tym”. Kobieta interpretuje uwięzienie jako konsekwencję własnych wyborów, świadomie wpisuje to doświadczenie w całokształt własnego życia – i uczenia się o własnej roli w tym życiu. Nie stawia się w pozycji moralnej wyższości, ale w ten sposób odtwarza poczucie własnej sprawczości. Wątki religijne często pojawiają się w rozmowach: religia organizuje życie w celi, wyznacza jej rytm. Wyznanie Julii Hruškovej pokazuje też, że religijność to forma nadziei, która przesuwa uwagę z cierpienia na „wyzwolenie” od zła, aktywną pracę nad sobą. I ta praca nie kończy się wraz z wyjściem z więzienia, ale jest kontynuowana w trakcie opowieści, układania życia na nowo, powrotu do życia więziennego.

Historie tutaj zebrane powstały w wyniku rozmowy, dialogu podobnego do tego, który toczyłam z Jadwigą Janiszowską. Nie udało mi się ustalić okoliczności wszystkich rozmów, ale na podstawie zebranej wiedzy wydaje się, że w większości odbywały się one w zaciszu mieszkań byłych więźniarek, w atmosferze intymnej rozmowy pomiędzy osobami prezentującymi dwa pokolenia i inne poziomy doświadczenia. Część została nagrana w miejscach byłych więzień – przestrzeń stawała się więc w pewnym sensie kolejną uczestniczką i autorką rozmowy, a przynajmniej bodźcem wywołującym pewne wspomnienia. Wszystkie rozmowy, z wyjątkiem jednej, zostały przeprowadzone przez kobiety z kobietami. Bez względu na różnice w sposobie zadawania pytań czy przestrzeni większość z nich powstała w ramach metodologii oral history, w jej najbardziej już na chwilę obecną klasycznym rozumieniu, które zaproponował Paul Thompson – czyli jako odtwarzanie/wywoływanie historii przez spotkanie z żywym człowiekiem i jego historią; próba wyłuskania indywidualnego doświadczenia; w końcu zdemokratyzowanie historii przez włączenie w nią większej liczby aktorów. W tym rozumieniu oral history jest nie tylko metodą, ale także klasycznym sposobem uczenia się o otaczającym nas świecie, o znaczeniu historii dla nas, o nas samych – przez próbę zanurzenia się w doświadczeniu innego za pomocą rozmowy8.

Trzeba jednak podkreślić, że teksty rozmów, które otrzymałam, były już bardzo zmodyfikowane – autorzy czy instytucje nimi dysponujący dokonali wstępnego wyboru fragmentów przeznaczonych do upublicznienia. Teksty te zostały poddane pracom edytorskim, następnie przetłumaczone z języków, w których powstały, na polski, w końcu – opracowane redakcyjnie w trakcie przygotowań do wydania w tej książce. Z pierwotnej ich wersji, czyli z często chaotycznych, rwanych i surowych rozmów oral history, pozostało niewiele. Tekst pisany nie ma już charakteru mówionego, który stanowi najcenniejszy wyróżnik oral history9. Z tej specyfiki świadomie w trakcie redakcji poniższych rozmów zrezygnowaliśmy. Bez względu na to wciąż możemy zatrzymać się w refleksji nad specyfiką metodologiczną rozmowy jako metody wywoływania źródeł10.

Dopiero analityczna refleksja o okolicznościach danej rozmowy, o relacji pomiędzy jej autorami – czyli zadającym pytania a odpowiadającym – o pytaniach, które zadajemy, analizując tę rozmowę i tę relację, w końcu o samoświadomości badacza – pokazuje bogactwo interpretacyjne, które oral history przynosi11. „To naturalne, że opowiadając o naszym życiu, przypisujemy treść pustce” – mówi pisarka i eseistka Siri Hustvedt, w poetycko­-filozoficzny sposób określając to, co wielu z nas intuicyjnie rozumie: opowiadanie o życiu to proces nadawania sensu wspomnieniom układanym w spójną historię12. Wydobywanie fragmentów życia z pamięci nie jest pasywnym odtwarzaniem, ale aktywnością angażującą kreatywność i wyobraźnię13. Z tego punktu widzenia ważny jest sposób wypowiedzi, łączenia poszczególnych historii w ciąg narracyjny i nadawania im sensu w skomplikowanym procesie porządkowania własnego życia. Liczą się więc zarówno zapamiętane wątki, czyli te, które w danym momencie zostały z tej pamięci przywołane, jak i te, które zapamiętane nie zostały. Na poziomie bardziej szczegółowym pod uwagę weźmiemy zarówno język i styl czy retorykę wypowiedzi (od anegdot po dobór słów), jak i wszystkie inne afektywne elementy spektaklu, jakim jest opowieść o życiu: gestykulację, modulację głosu, innymi słowy – emocje objawiające się na twarzy i w ciele opowiadającej.

Próba wczytywania się w wywiady prowadzone przez różne osoby inspiruje do zatrzymania się nad relacjami wykształcającymi się między osobami zaangażowanymi w spotkanie14. Wydaje się, że takie spotkanie, poświęcone w całości na rozmowę o życiu, to proces przesycony uczeniem się siebie nawzajem, czasami odruchową czy intuicyjną nieufnością, a czasami wręcz przeciwnie – natychmiastową i trudną do wytłumaczenia otwartością. Relacja ta kształtuje narrację: albo przesyconą emocjami, albo emocji pozbawioną. Bardzo dużo zależy od poziomu zaufania. Zaufanie czasem rodzi się intuicyjnie, a czasem jest związane z naszą wiedzą na temat danej osoby czy środowiska, z jakiego się wywodzi. Historyk Daniel James w swojej pracy poświęconej robotnikom zakładów mięsnych w miejscowości Berisso w Argentynie opowiada o wahaniach, czy przeprowadzić wywiad oral history z osobą, którą miała faszystowskie poglądy. Ponieważ czuł przed taką rozmową wewnętrzny opór, postanowił jej nie podejmować. Wiedział, że niechęć do tego człowieka znacznie wpłynęłaby na charakter rozmowy15.

To właśnie w dialogu pomiędzy kobietami a historykami/historyczkami i pracownikami/pracownicami instytucji kultury – na przecięciu emocji osoby zadającej pytania i odpowiadającej na pytania – dochodzi do ponownego stworzenia historii więźniarek. W rezultacie czymś innym są rozmowy prowadzone przez dziennikarzy na potrzeby doraźnej walki politycznej (na przykład rozmowa z Júlią Rajk), a czymś jeszcze innym – wielogodzinne rozmowy córki z matką, gdzie pół zdania, westchnienia czy zawieszenie głosu są odbierane i interpretowane intuicyjnie (jak w rozmowie z Krystyną Włodarz-Jakimek). Jeszcze inne są rozmowy inicjowane w ramach badań instytucji historycznych, skupione na potrzebach i pytaniach danej instytucji, na tematach, które ją najbardziej interesują, jak na przykład wiedza na temat geografii więzień i miejsc izolowania. Jeszcze czymś innym są rozmowy osób przeprowadzających badania historyczne spotykających się z tak zwanymi świadkami historii, osobami z reguły nieznanymi, do których domów wkraczają uzbrojeni w historyczną wiedzę, znajomość okoliczności aresztowania i olbrzymią chęć zetknięcia się z tym doświadczeniem. W podobnych okolicznościach doszło do mojego spotkania z Jadwigą Janiszowską.

Rozmowa z człowiekiem doświadczonym, często głęboko, przez przeszłość (historię) to wielka lekcja cierpliwości i empatii. W czasie takiego spotkania trzeba się otworzyć na osobę siedzącą naprzeciwko – na jej sposób myślenia, który pozwalał jej uporządkować swój świat – i spróbować odnaleźć w tym procesie ulgę. Te spotkania postrzegam przez pryzmat mądrości Emmanuela Levinasa. Filozof ten uczył, że spotkanie z drugim człowiekiem twarzą w twarz jest nie tyle doświadczeniem, co wykroczeniem poza siebie. Wykroczenie to zmusza do zetknięcia się ze słabością czy podatnością na zranienie drugiego (vulnerability). To w trakcie spotkania z drugim człowiekiem stykamy się z drugą osobą, która nie jest ani taka jak my, ani nawet od nas inna, ale całkowicie autonomiczna. Jest jednostkowa i przez to nieoznaczona i nieskończona – spotkanie daje więc szansę na rozpoznanie partykularności, szansę, która rodzi się na przecięciu dwóch ludzkich odrębności. Spotkanie z drugim człowiekiem może więc wskazywać na etyczną bliskość człowieka do człowieka i wzajemne więzi odpowiedzialności za siebie16.

Dla badacza czy badaczki z kręgu oral history to trudne zadanie: rozumiemy spotkanie przez pryzmat metodologii, narzędzi, którymi dysponujemy w ramach dziedziny, zalet i trudności analitycznych. Metodologia oral history rzeczywiście dużo mówi o potrzebie otwarcia, nauczenia się słuchania17. Ale jak pojąć nieskończoność drugiego człowieka bez określania jednostki? Czy w pewnym sensie te wymagania nie okazują się paradoksalne? Czy ta nieoznaczalność nie kończy się wraz z pytaniami, które zadajemy i na które w trakcie spotkania szukamy odpowiedzi? Spotykając się z osobami w jakiś szczególny sposób naznaczonymi historią, stykając się z sytuacjami granicznymi, nadajemy im historyczny kontekst, który w ostateczności ogranicza: zamienia drugiego w świadka historii, ubiera doświadczenia w historyczny kostium, tworzy złudzenie, że historyczny kontekst pozwoli nam te doświadczenia zrozumieć. Jako historycy i historyczki tłumaczymy to jedynym językiem, jakim dysponujemy, ale czy to pozwala nam zbliżyć się do tego doświadczenia? Czy metafizyka takiego spotkania jest możliwa do przekazania i do zrozumienia? Tak właśnie traktuję niniejszy tom – jako świadectwo egzystencjalnych zmagań o nadanie własnemu życiu indywidualnego porządku, o stworzenie własnej opowieści o życiu i o procesach, które temu tworzeniu towarzyszą – w rozmowie z innym, dzięki pytaniom wywołującym refleksje i otwierającym przestrzeń na ponowne odegranie tych historii.

Być może metafizykę spotkania można odnaleźć tylko w okruchach tych rozmów. Pamiętam do dzisiaj, jak w trakcie jednego z naszych wielu spotkań Jadwiga Janiszowska nagle się na mnie otworzyła i mnie zaakceptowała. Było to już kilka lat po naszym pierwszym spotkaniu, kiedy pojawiło się między nami zaufanie, może nawet jakaś sympatia. Jak podkreślała przed każdą rozmową: „Pani Aniu, ja już pani wszystko powiedziałam”. Ja z uporem maniaka wracałam nie tyle po historię, ile po to spotkanie z nią, z człowiekiem, który opowiadał mi o swoim życiu słowami i całą sobą – każdym ruchem i gestem.

Do tego wyjątkowego spotkania doszło w 2010 roku. Był wczesny letni wieczór, przepełniony słońcem. Warszawa wyglądała na nieco zakurzoną, ale też swojską. Po chwili ciszy Jadwiga Janiszowska zaczęła wyciągać listy, których istnienia nawet nie podejrzewałam. Dotykanie tych listów przywołało w niej pamięć utraconej miłości. Żaden dyktafon nie był w stanie zarejestrować uśmiechu na jej twarzy, świadomości przeżycia czegoś wspaniałego, która powróciła do niej w trakcie czytania listu wierszem więziennej przyjaciółki dokumentującego tę przyjaźń. Nawet moje pytania o to, jak się ten związek zakończył – ponieważ z siłą wodospadu historyczka we mnie domagała się definitywnej informacji na temat tego, co się stało – nie były w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Jak to się skończyło, co się stało, po prostu nie miało znaczenia. Ważne było, że w więzieniu, w świecie przepełnionym cierpieniem przeżyła być może najpiękniejsze dni swego życia.

Do takich drobnych wydarzeń dochodzi często gdzieś pomiędzy wypowiadanymi zdaniami, pewnie wtedy, kiedy kończą się zapisane pytania i można się otworzyć na ciszę i na to, co w niej tkwi. To właśnie jest ten śmiech, o którym mówi Lilia Topouzowa, opisując swoją rozmowę z Cwetaną Dżermanową. To też wieczna krzątanina Wiesławy Pajdak i troska o męża podczas opowiadania swojej historii. Uparte skupienie Júlii Rajk na mężu. Pewne zagubienie w przestrzeni i pamięci widoczne u Helgi Gäbel. Uparte cytowanie fragmentów wywiadów Aristiny Saileanu. Gorzka melancholia Jadwigi Janiszowskiej. To okruchy, które można wyłuskać z całości narracji, kiedy otworzymy się na to, co poza narracją, na gesty, słowa, zachowanie towarzyszące odtwarzaniu tej narracji. Niektóre z rozmów zawartych w tym tomie poprzedzają informacje, jak dana osoba w czasie rozmowy się zachowywała, co pozwala nam sobie wyobrazić jej gesty, sposób mówienia, czasem być może również przestrzenie ciszy. Tak jak kobiety opowiadające swoje życie polegają na własnej pamięci i wyobraźni, tak i my, słuchający i czytający, musimy się do tej wyobraźni odwołać, żeby w tę rozmowę wejść.

Podczas czytania tych historii istotniejsze mogą okazać się poszczególne anegdoty, fragmenty rozmów niż ich chronologia czy opis doświadczeń. To ten szczegół, wyobraźnią dostrzeżony gest, pozwala zobaczyć w nich różnice, ale odkryć też znaczenie zarówno dla osoby mówiącej, jak i osoby zadającej pytania. Nasze indywidualne ­doświadczenia mogą pomóc w rozwikłaniu zagadki, skąd bierze się to zainteresowanie więzieniem – w gruncie rzeczy skupione na czyimś cierpieniu.

Do uzyskania tej świadomości dochodziłam długo, pomimo wielu lat kontaktów z więziennym światem. W 2014 roku rozpoczęłam wolontariat w więzieniu federalnym w Macomb w stanie Michigan w Stanach Zjednoczonych. Macomb położone jest na obrzeżach Detroit i w dużym stopniu jest to miejsce, gdzie przetrzymuje się mieszkańców Detroit i okolic, którzy weszli w konflikt z prawem. Detroit to biedne miasto, od wielu lat na skraju bankructwa, zamieszkane w dużym stopniu przez zubożałą i dyskryminowaną ludność afroamerykańską.

Takie też jest więzienie w Macomb. Prowadzę tam między innymi zajęcia, na które przyprowadzam studentów i studentki z mojej uczelni. Wraz z grupą więźniów uczestniczą oni w akademickich dyskusjach o historii, życiu i tym wszystkim, co wyłania się z dialogu historii z życiem. Program, który pozwala na zorganizowanie takich spotkań, nazywa się Inside Out Prison Exchange. Dodatkowo uczestniczę w spotkaniach Grupy Teoretycznej (Theory Group, TG) Inside Out, składającej się z osób, które przeszły program Inside Out, a które chcą kontynuować spotkania. Swoim doświadczeniem mogą więc wesprzeć instruktorów i studentów. Oprócz regularnych spotkań TG organizuje sesje edukacyjne i konferencje dla ludzi na zewnątrz i wewnątrz więzienia o tym, jak można więźniów wesprzeć w ich rehabilitacyjnych staraniach, jak można im pomóc być rodzicami z przestrzeni więzienia, jak radzić sobie z trudnymi wzorami agresywnej męskości, dominującej w więzieniach, jak wesprzeć wspólnoty na zewnątrz więzienia dotknięte problemem masowej inkarceracji.

Amerykański system kryminalny sprawia, że wiele z tych osób cierpi kary niewspółmierne do winy. Michelle Alexander, autorka książki, która zrewolucjonizowała nasze myślenie o związkach pomiędzy strukturalnym rasizmem panującym w Stanach i fenomenem określanym jako mass incarceration, podkreśla, że czarna ludność, wcześniejsi niewolnicy, to współcześni masowi więźniowie, wykorzystywani na przykład w prywatnych więzieniach do uprawiania plantacji na południu Stanów. Liczba uwięzionych czarnych Amerykanów jest obecnie większa niż liczba niewolników w przeszłości18. Jak podkreśla Alexander, jej książka to próba zmiany narracji – historii, które sobie opowiadamy, myśląc o więzieniach. Wbrew pozorom więzienia nie pomagają uchronić się przed przemocą, ale wręcz przeciwnie – same w sobie stanowią przemoc wymierzoną bezpośrednio w dyskryminowane grupy społeczne, a pośrednio we wszystkich członków danego społeczeństwa. Każda historia więzienna to bowiem opowieść o tym, że więzienia boleśnie dotykają nie tylko w uwięzionych, ale także ich rodziny, sąsiadów, bliższych i dalszych członków wspólnot, pracodawców itd.

W ramach programu Inside Out Prison Exchange mam kontakt głównie z czarnoskórymi i Latynosami. Ale pomimo że pracujemy z grupą więźniów, którzy dzięki swojej pracy, zaangażowaniu we własną edukację, znajdują się we względnie uprzywilejowanej przestrzeni więziennej, są to ludzie z bardzo wysokimi wyrokami – tutaj kara dziesięciu lat więzienia nie robi na nikim wrażenia. Tutaj wrażenie robi tylko dożywocie bez prawa odwołania (life sentence without parole), tak zwana kara śmierci przez uwięzienie. Jest wśród nich grupa tak zwanych juvenille lifers (więźniów, którzy karę dożywocia otrzymali przed ukończeniem pełnoletniości). Są to ludzie, którzy niejednokrotnie mają za sobą dwadzieścia czy trzydzieści lat więzienia, są doświadczeni, ale też oddani sprawie własnej rehabilitacji. Niejednokrotnie słyszę od strażników, administracyjnych pracowników więzienia czy edukatorów, że ludzie z dożywociem stabilizują więzienia. Oni wiedzą, że to jest ich świat, jedyny, jaki jest im dany. Od ich dojrzałości, starań w kierunku zbudowania tej wewnętrznej wspólnoty zależy ich życie tutaj.

Podczas spotykań siadamy w kole, na przemian: insider i outsider. Śmiejemy się, żartujemy i rozmawiamy o bardzo poważnych rzeczach – o tym, czym jest rasa, czym dyskryminacja, czym sprawiedliwość naprawcza. Nie mówimy o pomaganiu sobie nawzajem, ale nasze wspólne spotkania do tego się sprowadzają. Nie wspominamy jednak nigdy (albo prawie nigdy) o ich zbrodniach, o ich przeszłości, o tym, co sprawiło, że znaleźli się w więzieniu. Częściowo dlatego, że nam nie wolno, że tak jest bezpieczniej, ale częściowo, ponieważ nie chcemy siebie wzajemnie ograniczać albo sprowadzać naszych insiders do jednego wydarzenia z przeszłości – chcemy pozostać ludźmi nieoznaczonymi, esencją człowieka, tak jak chciał Levinas19. Ich przeszłość – to, kim byli (podobnie jak błędy, które my, osoby stojące po drugiej stronie, popełniliśmy) – nie jest wyznacznikiem tych relacji. Liczy się tylko to, gdzie razem zmierzamy20.

Obserwuję zmagania więźniów i ich walkę o zachowanie własnego człowieczeństwa, bo – bez względu na to, jak górnolotnie to brzmi – w takich kategoriach o swoich zmaganiach mówią. W wielu z nich jest żal, nawet złość, ale w wielu poczucie, że miejsce, w którym się znajdują, jest właściwe, że tutaj powinni być i tutaj muszą stworzyć sobie przestrzeń do życia i poczucie wartości – dla siebie, dla swoich rodzin i dla społeczeństwa, do którego być może nigdy nie wrócą. Znajdując się w stanie zawieszenia – pomiędzy przeszłością a przyszłością, obejmującą być może tylko te same monotonne dni wypełnione strachem i przemocą – walczą, by określić się na nowo. Walczą dla samych siebie, bo znalezienie sensu pozwala im się z własnym uwięzieniem zmierzyć, ale walczą też dla własnych rodzin, żeby wywołać w nich poczucie dumy. Walczą w końcu dla własnych mniejszych i większych wspólnot. Organizowanie spotkań z ludźmi z zewnątrz daje im szansę na zmianę opowieści o przestępcach kryminalnych, na pokazanie, że potrafią się rehabilitować, że dobro tych, których zostawili na zewnątrz, jest dla nich sprawą zasadniczą. Chcą w końcu podkreślić, że krzywda przez nich wyrządzona jest głęboką raną, o której są gotowi rozmawiać. Chcą spróbować ją naprawić.

Spotkanie z nimi jest z pewnością otarciem się o ten punkt graniczny – o strach, o śmierć w samotności, o wieczne oczekiwanie, o niemożliwość zaplanowania następnego dnia – o pewien rodzaj zawieszenia życia w czasie i przestrzeni i o potrzebę odnalezienia się w tym zawieszeniu. Znajdując się fizycznie w więzieniu, mentalnie sięgają świata na zewnątrz: nie są w pełni ani tu, ani tam, zawieszeni pomiędzy różnymi pozycjami i wyzwaniami – w pewnym sensie stają się pure possibility, esencją nieoznaczoności21.

Jako ludziom z zewnątrz nie wolno nam się angażować. Asystujemy im, stojąc nieco z boku w drodze do transformacji, ale często nie wiemy, skąd wychodzą i dokąd idą. My również stoimy trochę tam, a trochę tu – pomiędzy dwoma światami. To tutaj – w tym momencie pograniczności – moje wcześniejsze rozmowy z Jadwigą Janiszowską, próby zebrania rozmów z kobietami z różnych kultur, nabierają sensu. Wszystko razem pomaga mi zbliżyć się do tego życia w sytuacji granicznej, kiedy dąży się do jakiejś pełni, symbolicznego dostosowania wszystkich elementów tej układanki, jaką jest życie. Te doświadczenia pozwalają mi zobaczyć, co łączy więźniów i więźniarki, a co dzieli, jednocześnie zdaję sobie sprawę z nieprzekładalności doświadczenia i z tego, że bez względu na to, jak blisko mogę się do tego doświadczenia zbliżyć, jak wiele historii wysłuchać, jak bardzo zanurzyć się w tym cierpieniu, nie będę w stanie go zrozumieć. Ból, strach, poczucie osamotnienia pozostaną ich doświadczeniami.

Podczas pracy z mężczyznami z grupy TG z Macomb przewijają mi się przed oczyma historie kobiet-więźniarek, dostrzegam wspólnotę doświadczeń tych dwóch grup: przyjaźnie, rozpaczliwe próby zachowania własnej godności, utrzymania higieny, dobrego wyglądu, kontaktu ze światem – stan zawieszenia pomiędzy różnymi rolami społecznymi: więźnia i ojca, więźniarki i córki, osoby pozbawionej sprawstwa i osoby o to sprawstwo walczącej. Mam świadomość, że łatwiej dostrzec podobieństwa niż różnice, które sięgają najtrudniejszych momentów tego doświadczenia – bezpośredniej przemocy w trakcie przesłuchań, różnic w arbitralności i bezkarności więziennej władzy. Przy całej gamie różnic, przy świadomości kontekstów historycznych – pewne próby zachowania człowieczeństwa wyglądają podobnie. Słyszymy czasem, jak mężczyźni w Macomb półsłówkami mówią o codziennych trudach tego życia, o trudności z jego zaakceptowaniem, o poczuciu straty i żalu, ale i o przyjaźniach, które nawiązują, o swoich małych i pozornie nic nieznaczących usiłowaniach utrzymania człowieczeństwa, takich jak próba zabarwienia chociaż fragmentu więziennych butów na kolor inny niż biały czy czarny, bo tylko takie są dostępne w więziennym sklepie; o tym, co ich więzienne stroje mówią o nich samych – każdy taki sam, a jednak każdy inny. Z czułością mówią o ludziach, z którymi się spotykają w więzieniu. W pewnym sensie ten świat pomaga zakotwiczyć się epistemologicznie, ontologicznie i etycznie w życiu, ale i w myśleniu o jego nieprzewidywalności i kruchości.

Uderzającym podobieństwem jest równoczesna obecność i nieobecność ciała w rozmowach o więzieniu zarówno wśród kobiet, których rozmowy są ujęte w tym tomie, jak i wśród mężczyzn z Macomb. Ciało to granica, frontier, wyznaczająca i przestrzeń słabości, i siły – pozwalająca się stworzyć na nowo, ale i podatna na zranienie, a jednak żadna z grup nie znajduje języka, żeby o tym mówić otwarcie. Kobiety, z którymi miałam okazję rozmawiać na potrzeby książki o życiu w celi więziennej, często z trudnościami opowiadają o problemach z menstruacją, o obawach przed utratą menstruacji, o zapachu wydzielanym przez ich ciała i o tym, jak rozpaczliwie próbowały sobie z tym dawać radę22. Autorki poniższych rozmów nie mówią o tym w ogóle. Tematy potrzeby bliskości z drugim człowiekiem, potrzeby fizyczności nigdy nie są podejmowane w wywiadach, co najwyżej mowa o miłości przez więzienne ściany, ale taka miłość jest bezpieczna, również dlatego, że łatwo ją w opowieści uczynić platoniczną, pozbawioną wątku fizycznego. Za ilustrację niech posłuży anegdota Ewy Ludkiewicz. Opowiadała ona o swoim gorącym romansie z mężczyzną przez ścianę i wspomniała, że w jednej z cel niespodziewanie spotkała się z żoną owego mężczyzny. Kiedy ta powiedziała: „Słyszałam, że pani i mój mąż kochaliście się”, Ludkiewicz skorzystała z dwuznaczności tego pytania i odpowiedziała tylko: „Przez ścianę?”23.

Amerykańscy więźniowie, z którymi miałam kontakt, często mówią o próbach dbania o siebie w kategoriach ćwiczeń fizycznych. Nierzadko ćwiczenia stają się głównym wypełniaczem ich dnia, okazją do spotkań z innymi – siłownia z reguły jest ustawiona w centrum więziennego kampusu – ale też próbą przeciwdziałania spustoszeniu, które w ich organizmach powodowane są brakiem odpowiedniego wyżywienia czy ciągłym zamknięciem w małych przestrzeniach. Ich ciała i ich, czasem przesadna, o nie dbałość to część ich doświadczenia. Ale poza tematem ćwiczeń czy wyżywienia w rozmowach nigdy nie dochodzi do poruszenia kwestii ich potrzeb fizycznych. Stosunki homoseksualne w więzieniu są jednym z największych tabu więziennego życia24.

Potrzeba bliskości być może kryje się w tym, jak mówią o nowo przybyłych więźniach, w odniesieniu do których często pełnią rolę mentorów. Mówią o próbach ich przytulania (embrace), symbolicznym geście czułości. Za jego pomocą próbują opanować emocje nowo przybyłych i określają ich człowieczeństwo. Ale ten sam gest to coś, czego są pozbawieni. Sami uczą nas, jak uniknąć zabronionego przepisami objęcia ramionami przez wdzięcznego studenta na koniec zajęć. Próbując stworzyć na zajęciach poczucie równości, musimy pamiętać o tym, że gesty kulturowo akceptowane na wolności jako świadectwo życzliwości, w więzieniu są odbierane jako coś, co może wywołać niepotrzebne emocje u ludzi skazanych na izolację. Tutaj to, co postrzegane jako naturalne (ale zakazane), i to, co rzeczywistość społeczna konstruuje, przemieszane jest do tego stopnia, że niemożliwe staje się ich rozdzielenie.

Problemy z własną fizycznością są niewypowiadalne: nie ma ani języka do opowiedzenia o nich, ani przestrzeni na zrozumienie ich. W pewnym sensie w próbie zadbania o własne ciało, w czystych więziennych strojach, muskulaturze ciała czają się i tajemnica, i odpowiedź. To ciało jest depozytariuszem jednostkowych przeżyć i traum. Ono jest progiem pomiędzy tym, co widzialne, a tym, co niewidzialne, wypowiadalne i niewypowiadalne25. Jednym z największych moich zaskoczeń w trakcie zbierania opowieści więźniarek była ich niechęć do Przesłuchania w reżyserii Ryszarda Bugajskiego, jedynej w kinematografii polskiej reprezentacji ich doświadczeń. Wiele z kobiet, z którymi miałam okazję rozmawiać, krytykowało film za sceny z udziałem postaci granej przez Krystynę Jandę – za jej płacz, za histerię, za głośno okazywaną rozpacz. Za to, że nie potrafiła zadbać o własny wygląd, za potargane włosy i poszarpane ubranie. W końcu za wejście w seksualną relację ze strażnikiem26. Byłe więźniarki tak się nie zachowywały – one prezentowały postawę, czyli fizyczną i moralną siłę, która objawiała się również ich kontrolą nad własną fizycznością. Ciało jest tą granicą, językiem komunikacji, ale i granicą tajemnicy.

Ta pograniczność, to zanurzenie w dwóch światach, stanie w rozkroku, życie w ciele, ale i poza nim – powoduje, że wielu mężczyzn z Macomb bardzo często odwołuje się do własnej duchowości. I czasem ich otwarcie na stany emocjonalne osób z zewnątrz jest zaskakujące. Coś podobnego zauważyłam w moich kontaktach z Jadwigą Janiszowską. Pani Jadwiga zaskoczyła mnie po raz ostatni w 2012 roku. Zadzwoniłam do niej któregoś wieczoru. Przeprowadziłam się już wtedy do Stanów Zjednoczonych i jak zwykle chciałam się dowiedzieć, co się u niej dzieje. W krótkiej, ale pełnej ciepła rozmowie poprosiła mnie, żebym więcej nie dzwoniła, że już na nią czas. Pożegnała się ze mną. Umarła kilka tygodni później. Znowu wkroczyłam z nią w świat graniczny.

A oto wiersz, którym podzieliła się ze mną Jadwiga Janiszowska w ten wyjątkowy słoneczny wieczór. Wiersz jest ckliwy, być może nawet zbyt ckliwy, żeby sprostać powadze chwili. A jednak w oczach Jadwigi stał się pamiątką największego szczęścia, doświadczonego w samym środku więziennego życia; momentu intymności, który pozwolił jej myśleć o sobie nie tylko jako o więźniarce zależnej od więziennych władz. Tak rozumiany, ten wiersz odzwierciedla trudności z komunikowaniem doświadczeń w pewnym sensie granicznych.

Nie było spacerów, teatru i flirtu […]

W drzwiach domu nikt z chlebem i solą nie czekał,

Łom ściany i beton był zamiast kobierca,

Miast ślubnej karety oddzielne dwie cele.

Lecz w żadnym salonie tak mocno dwa serca

Nie biły ku sobie. To było wesele […]

Wpatrzona w krat cienie i klęcząc przed murem

Przysięgłaś: Na zawsze – wśród śmierci i życia

iść razem. I kochać. I przysiągł Twój Jurek.

Dziś trzecia rocznica. Choć kwiatów wciąż nie ma,

choć dalej w rozłące – Kochanie – tak samo

tęsknota przeplata Wasz wspólny poemat.

Lecz wiem, że niedługo otworzy się brama na Wolność – do szczęścia.

(1956)27

1 Piszę o tym w mojej książce: A. Müller, If the Walls Could Speak: Inside a Women’s Prison in Communist Poland, Oxford University Press, New York 2018.

2 A. Ostaszewska, Proces kształtowania kobiecej podmiotowości. Pedagogiczne studium samorozwoju bell hooks, PWN, Warszawa 2018, s. 88–89, 202.

3Metoda narracyjna to metoda wywoływania wspomnień przy jak najmniejszej ingerencji badacza, „opowieść o życiu, niebędąca sumą odpowiedzi na stawiane pytania”. Metoda ta, szeroko stosowana w naukach społecznych, daje szansę na zrozumienie różnych kategorii, których opowiadający używa do zbudowania opowieści o własnym życiu. K.Kaźmierska, Wywiad narracyjny – technika i pojęcie analityczne, w: Biografia a tożsamość narodowa, red. M. Czyżewski, A. Piotrowski, A. Rokuszewska-Pawełek, Katedra Socjologii Kultury Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 1997, s. 35. Zob. także D. Dunaway, Method and Theory in the Oral Biography, „Oral History” 1992, nr 2, s. 40–44. Jedną z klasycznych pozycji pokazujących rozmowę (wywiad) nie tylko jako źródło informacji, ale także obiekt, który trzeba zanalizować również przez pryzmat okoliczności, które prowadziły do jego powstania w danej formie, jest: P. Thompson, The Voice of the Past: Oral History, Oxford University Press, New York 2017.

4 Piszę o tym w: A. Müller, If the Walls Could Speak…, s. 144–145.

5Klasycznym przykładem opowieści o komuniście, który w więziennej celi próbuje odnaleźć własną winę, a tym samym zachować komunistyczną wiarę, jest książka: A. Koestler, The Darkness at Noon, Sribner, New York 2006.

6Wspominam o tym też w: A. Müller, If the Walls Could Speak…, s. 22.

7Istnieją bardzo cząstkowe badania na ten temat. Na przykład w przypadku Rumunii większość aresztowanych kobiet była chłopkami (około 45 procent, wliczając w to kułaków), około 27procent – petty bourgeois, a 21 procent – robotnicami. Liczba ta została ustalona na podstawie 93 tys. karnych kart rejestracyjnych (penal registration sheets) z Archiwum Międzynarodowego Centrum Studiów nad Komunizmem: „The Census of the Concentration Camp Population project”. Wymiana e-mailowa z Virginią Ion, Miejsce Pamięci Ofiar Komunizmu i Ruchu Oporu Sighet, styczeń 2015.

8P. Thompson, The Voice of the Past… O tłumaczeniu na język polski terminu oral history zob. W. Kudela-Świątek, Odpamiętane. O historii mówionej na przykładzie narracji kazachstańskich Polaków o represjach na tle narodowościowym i religijnym, Universitas, Kraków 2015, s. 20. Pada tutaj między innymi sugestia zastosowania terminu „historia opowiadana”, który zaproponowała Marta Kurkowska-Budzan. Dziękuję Dobrochnie Kałwie za wskazanie tej pozycji.

9Więcej o tym w: W. Kudela-Świątek, Odpamiętane…, s. 74–75.

10Więcej na temat problemów związanych z transkrypcjami: M.Frisch, Preparing Interview Transcripts for Documentary Publication: A Line-by-Line Illustration of the Editing Process, w: A Shared Authority: Essays on the Craft and Meaning of Oral and Public History, State University of New Your Press, Albany, s. 81–146; A. Portelli, What Makes Oral History Different, w: tegoż, The Death of Luigi Trastulli and Other Stories, Suny Series in Oral and Public History, New York 1991, s. 45–58.

11Możliwości interpretacyjne oral history świetnie ukazane są w: W.Kudela-Świątek, Odpamiętane… Pozycja, która ukształtowała moje rozumienie znaczenia oral history i świadomość wielości elementów, które należy wziąć pod uwagę w procesie interpretacyjnym, to praca Alessandra Portellego, pokazująca, że mówienie o przeszłości jest zdominowane przez naszą teraźniejszość: to, co i jak pamiętamy, więcej mówi o teraźniejszości niż przeszłości. A. Portelli, The Death of Luigi Trastulli and Other Stories. Natomiast o roli świadomości autora, wątkach autobiograficznych i możliwości interpretacyjnych memory studies i auto/biographical studies opowiada praca: L. Passerini, Autobiography of a Generation: Italy, 1968, Wesleyan University Press, Middletown, Connecticut 1996. Podobną samoświadomość badacza jako osoby wywołującej pewne reakcje pokazują prace historyka Daniela Jamesa i antropolożki Ruth Behar. D. James, Doña María′s Story: Life History, Memory, and Political Identity, Duke University Press, Durham, NC 2001; R. Behar, Translated Woman: Crossing the Border with Esperanza’s Story, Beacon Press, Boston 1993.

12S. Hustvedt, Living, Thinking, Looking. Essays, Picador, New York 2012, s. 9, 104.

13Tamże, s. 94.

14O moich relacjach z dwoma różnymi więźniarkami i rolach, jakie w tych relacjach odgrywałam, pisałam w tekście Women Soldiers and Women Prisoners: Oral Testimonies of Ruta Czaplińska and Elżbieta Zawacka, w: Oral History. The Challenges of Dialogue, red. M. Kurkowska-Budzan, K. Zamorski, John Benjamins Publishing Company, Amsterdam/Philadelphia 2009.

15D. James, Doña María's Story: Daniel James, ‘Listening in the Cold’: ThePractice of Oral History in an Argentine Working-Class Community, w: TheOral History Reader, red. R. Perks,A. Thomson, Routledge, London 2015.

16A. Ostaszewska, Proces kształtowania kobiecej podmiotowości…, s. 53; E.Levinas, Otherwise than Being or Beyond Essence, Duquesne University Press, Pittsburgh, Pennsylvania, s. 10; M.L. Morgan, The Cambridge Introduction to Emmanuel Levinas, Cambridge University Press, New York 2011; S. Shankman, Turned Inside-Out: Reading the Russian Novel in Prison after Levinas, w: Turning Teaching Inside Out. A Pedagogy of Transformation for Community-Based Education, red. S. Weil Davis,B.S. Roswell, Palgrave, Basingstoke 2013, s. 145–147.

17H. Slim, P. Thompson, O. Bennett, N. Cross, Ways of Listening, w: R.Perks, A. Thomson, The Oral History Reader…, s. 114–125.

18M. Alexander, The New Jim Crow: Mass Incarceration in the Age of Colorblindness, New York Press, New York 2010, s. 7, 213. W ciągu ostatnich trzydziestu lat liczba osób osadzonych w więzieniach wzrosła z 300 tys. do ponad 2 mln. Więcej na ten temat: B. Stevenson, Just Mercy: A Story of Justice and Redemption, Spiegel and Grau, New York 2014; M.Schenwar, Locked Down, Locked Out: Why Prison Doesn’t Work and How We Can Do Better, Berrett-Koehler Publishers, San Francisco 2014. Więcej o historii rasizmu: I.X. Kendi, Stamped from the Beginning: TheDefinitive History of Racist Ideas in America, Bold Type Books, NewYork2016.

19S. Shankman, Turned Inside-Out: Reading the Russian Novel in Prison after Levinas…, s. 145–147.

20O refleksji nauczycielki więziennej, która zdecydowała się dowiedzieć za pomocą internetu, za co siedzą jej uczniowie: K. Malone, What I Learned when I Googled My Students, https://www.themarshallproject.org/2019/05/02/what-i-learned-when-i-googled-my-students-crimes (dostęp: 28.01.2021).

21V. Turner, The Ritual Process: Structure and Anti-Structure, Aldine, Chicago 1969, s. 95.

22Ta wstrzemięźliwość w opowieściach dotyczących własnej fizyczności niejednokrotnie jest tłumaczona i rozumiana przez pryzmat katolicyzmu tych kobiet. Jednak badaczka irlandzkich więzień Begona Aretxaga przywołuje tak zwany brudny protest więźniarek IRA, także więźniarek katoliczek, które użyły swojej krwi menstruacyjnej w ramach protestu mówiącego o poniżającym sposobie ich traktowania przez władze więzienne, które odmawiały im wkładek higienicznych i dostępu do łazienek. W tych protestach, ale i przekazach jest dużo złości, która jednocześnie nadaje temu doświadczeniu znaczenie transformacyjne. Polskie więźniarki, z którymi miałam okazję rozmawiać, mówią o problemach z zadbaniem o siebie w czasie menstruacji nie ze złością, ale raczej ze smutkiem czy nawet strachem. Z jednej strony w czasie przesłuchań niejednokrotnie były karane z powodu menstruacji, z drugiej obawiały się ją utracić, gdyż mogło to oznaczać koniec nadziei na ciążę. A.Müller, If the Walls Could Speak…, s. 109–113; B. Aretxaga, Dirty Protest: Symbolic Overdetermination and Gender in Northern Ireland Ethnic Violence, „Ethos” 1995, nr 2, s. 123–148.

23A. Müller, If the Walls Could Speak…, s. 168.

24Ear Hustle – to seria podcastów zrobiona z więzienia w Kalifornii. Odcinek 18 mówi o relacjach homoseksualnuch. Ear Hustle, produkcja E. Woods, A. Williams, N. Poor, https://www.earhustlesq.com. Transkrypcja odcinka o homoseksualizmie: https://static1.squarespace.com/static/5bd0d552e8ba44146721bb3c/t/5cab8f04c39e3b0001dc2aab/1554747150340/Down+Low+transcript.pdf (dostęp: 28.01.2021).

25B. van der Kolk, The Body Keeps the Score: Brain, Mind, and Body in the Healing of Trauma, Penguin, New York 2014.

26R. Czaplińska, Z archiwum pamięci. 3653 więzienne dni, IPN, Wrocław 2003, s. 316–317; A. Müller, If the Walls Could Speak…, s. 215–216.

27List Jadwigi Janiszowskiej do rodziny, Fordon 1954. Wiersz został również opublikowany w zbiorze poezji Ireny Tomalak.

W więzieniu trzeba było wykazać się charakterem

Wiesława Pajdak-Śmiechowska w rozmowie z Anną Machcewicz

Wiesława Pajdak (1923–2010) urodziła się w Krakowie w rodzinie silnie związanej z ruchem socjalistycznym. Jej ojciec, Antoni Pajdak, był adwokatem, członkiem przedwojennej Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). W czasie wojny Wiesława Pajdak związała się z antynazistowską konspiracją przez swojego ojca. Działała w podziemnej PPS –Wolność, Równość, Niepodległość (WRN); jako kurierka podróżowała z dokumentami, bronią i nielegalną, przemycaną z KL Auschwitz, korespondencją; uczestniczyła też w działalności Rady Pomocy Żydom „Żegota”.

Koniec wojny i pierwsze lata powojenne to okres niebywale dla niej trudny. W 1944 roku w powstaniu warszawskim straciła swojego narzeczonego i pierwszą wielką miłość, Adama Rysiewicza1. W 1945 roku jej ojciec, Antoni Pajdak, członek Delegatury Rządu na Kraj oraz dowództwa Armii Krajowej, został aresztowany przez NKWD w Pruszkowie pod Warszawą, wywieziony do Moskwy i skazany w pokazowym procesie szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego na pięć lat więzienia, a następnie wysłany do jednego z obozów ­Gułagu2. W 1947 roku aresztowane zostały również ­Wiesława i jej matka, Janina3. Zwolniona po czternastu miesiącach Wiesława Pajdak po wyjściu dowiedziała się o śmierci swojej matki, która w niewyjaśnionych okolicznościach umarła w krakowskim więzieniu przy ulicy Montelupich (oficjalnie jako przyczynę podano samobójstwo).

W zamieszczonej poniżej rozmowie Wiesława Pajdak wyłania się jako osoba doświadczona życiem: dojrzała i świadoma swoich oczekiwań, gotowa walczyć o to, na czym jej zależy. W rozmowie przedstawia się jako osoba posiadająca pełną kontrolę nad swoimi decyzjami i uczuciami. „Ma się do wyboru: rozpaczać albo przeżyć. Ma się też rozmaite możliwości: przeżyć godnie albo mniej godnie” – mówi o życiu w więzieniu, niejako sugerując, że nawet w sytuacji beznadziejnej są jakieś możliwości wyboru. Pomimo wielu tragedii, które ją w życiu spotkały, była w niej chęć życia. Po wojnie nie zaangażowała się w konspirację, rozpoczęła studia stomatologiczne i włączyła się w odbudowę Warszawy. Powrót do życia po wojennej traumie przerwało jej pierwsze aresztowanie (1947). Po uwolnieniu ponownie podjęła studia (1949). Była skupiona na swoich celach. W 1950 roku została aresztowana powtórnie.

W jej historii najbardziej pociąga jej związek z Jerzym Śmiechowskim, mężczyzną uwięzionym w celi obok, z którym rozmawiała, stukając alfabetem Morse’a w ścianę dzielącą ich cele. Z tego związku wyrosła dojrzała miłość dwójki dotkniętych przez wojnę ludzi. W 1953 roku otrzymali zgodę na ślub. Ceremonia odbyła się na terenie więzienia, w którym Wiesława była przetrzymywana przez kolejne kilka miesięcy. Historia ich związku jest niezwykła, ale jakby na przekór zainteresowaniu, które budzi, Wiesława Pajdak często starała się podporządkować ją racjonalnym wyborom. W poniższej rozmowie tłumaczy, że to uczucie mogło nie przetrwać. Po pierwszym wyjściu z więzienia mogła się z kimś związać. „Ale wiedziałam, że Jerzy zaufał mi całkowicie, włożył we mnie wszelkie nadzieje uczuciowe i życiowe, i nie mogłam go zawieść. Ale ja mu obiecałam i tego się trzymałam”. Po raz kolejny Śmiechowska podkreśla swoją determinację i racjonalność, która przekładała się na jej umiejętności porządkowania życia również w celi, oraz walkę o to, co uważała, że jej się należy, również w więzieniu.

Losy Wiesławy Pajdak i Jerzego Śmiechowskiego niejednokrotnie przyciągały uwagę historyków i dziennikarzy. To romantyczna historia więziennej miłości, która musiała pokonać wiele trudów i która rozwinęła się w pewnym sensie korespondencyjnie – i jak nic innego ożywiała więzienne ściany, zwracała uwagę na dotyk, sensualność pozawerbalnej rozmowy. W końcu jest to związek córki Antoniego Pajdaka, znanego socjalisty i jednego z założycieli KOR-u w latach 70., oraz Jerzego Śmiechowskiego, członka Narodowych Sił Zbrojnych, zbrojnej organizacji wojskowej o profilu nacjonalistycznym4. Obojepochodzili z rodzin, które wywarły znaczny wpływ na historię Polski, a jednocześnie ich indywidulana historia miała szczególny rys: związek ponad podziałami, miłość, która wszystko zwycięża, w końcu i ciężka praca nad sobą. Powstawały artykuły, ostatnio została wydana książka5. Ja również spędziłam godziny na rozmowie z nimi, gdy pisałam książkę o więźniarkach politycznych6. W 2008 roku w zaciszu domowym świętowałam z nimi pięćdziesiątą piątą rocznicę ich więziennego ślubu. W pewnym sensie Wiesława prezentuje się jako modelowa więźniarka polityczna, gotowa z godnością walczyć o to, w co wierzy, przy świadomości, że jej postawa w więzieniu prowadzi ją do spełnionego życia poza więziennymi murami. Po wyjściu na wolność Wiesława Pajdak ukończyła studia i przez wiele lat pracowała jako lekarka stomatolożka.

Dopóki żył jej mąż, spotkania z nimi były jak małe celebracje. Wiesława krzątała się po mieszkaniu, donosząc ciastka i dolewając herbaty, podczas gdy Jerzy opowiadał historię o ich rodzinach, roli, jaką odegrały w historii Polski, a następnie o swoim i Wiesławy spotkaniu oraz małżeństwie w więzieniu. To on był depozytariuszem rodzinnej historii, podczas gdy ona nad nią czuwała niejako z oddali, upewniając się, że rozmawiający mają warunki do pełnego zrozumienia tej opowieści, i czasem tylko przysiadając, żeby coś sprostować albo dopowiedzieć. W ostatnich latach życia unieruchomiony na wózku inwalidzkim Jerzy wodził za Wiesławą oczami, dopytywał o pewne szczegóły lub utwierdzał się w swojej wersji historii. Stanowili dobrze zgrany zespół. Zdawali sobie sprawę, że ich dzieje były niezwykłe, i czerpali z tej świadomości nieukrywaną radość. Ich dom, wypełniony rodzinnymi pamiątkami, stanowił piękne tło do pielęgnowania rodzinnej historii. W lipcu 2010 roku zadzwoniłam do Wiesławy, gdyż chciałam się pożegnać przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych na stałe. Jej głos wydawał się nadal energiczny, nic nie zwiastowało choroby, jeśli chora była. Pani Wiesława opowiedziała mi o śmierci swego męża i dodała, że niedługo podąży za nim. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Próbowałam oponować, na co tylko odpowiedziała tylko: „Tak, tak, pani Aniu. Już niedługo”. Zmarła kilka tygodni później, w sierpniu 2010 roku w Warszawie. Kontrolę nad swoim życiem miała do ostatnich chwil.

Wywiad zamieszczony poniżej przeprowadziła Anna Machcewicz w ramach realizowanego dla Narodowego Centrum Nauki projektu badającego formy i mechanizmy budowania relacji społecznych oraz strategie przetrwania w warunkach sytemu więziennego. Wybór rozmówców, którego dokonała Machcewicz, nie był przypadkowy. Autorka wywiadów podkreśla, że starała się, by była to próba reprezentatywna, uwzględniająca płeć, narodowość (Polacy, Ukraińcy), wiek, wykształcenie, zawód, pochodzenie społeczne, miejsce zamieszkania. Zarówno zróżnicowana wysokość wyroków (od kilkunastu miesięcy do dożywocia), jak i fakt przebywania w rozmaitych zakładach penitencjarnych pozwalają na dokładniejsze uchwycenie specyfiki więziennego doświadczenia. Wszyscy rozmówcy należeli do kategorii tak zwanych więźniów antypaństwowych, stworzonej przez ówczesny system penitencjarny. Wielu spośród nich miało do czynienia z więźniami pospolitymi w okresie śledztwa i w trakcie odbywania kary, co wzbogaciło ich relacje o szerszy kontekst. Wywiady mają charakter biograficzny, z reguły dotyczą całego życia osoby składającej relację. Niemniej jednak największa ich część poświęcona jest okresowi śledztwa i odbywania kary. Według Machcewicz „Składający relacje miał dużą swobodę w udzielaniu odpowiedzi, mógł zmienić i porzucać wątki, co pozwalało na poszerzenie relacji o sytuacje i konteksty trudne do przewidzenia w chwili układania scenariusza. Moją rolą było zasadniczo słuchanie swobodnej wypowiedzi, dopiero po jej zakończeniu starałam się dopytać o sprawy, które wydały mi się niejasne, a także uściślić brzmienie podawanych nazwisk czy nazw miejscowości”7.

Wywiad z Wiesławą Śmiechowską został nagrany w czasie dwóch spotkań. Każde trwało około dwóch godzin. Odbywały się w jej warszawskim mieszkaniu. Po dokonaniu transkrypcji relacja została uporządkowana chronologicznie i zredagowana językowo, by wyeliminować niezręczności wynikające z języka potocznego, a następnie autoryzowana przez bohaterkę wywiadu. Do wywiadu z Pajdakową dołączony jest list z jej korespondencji z ojcem jej męża, Jerzym Śmiechowskim. Konsultacja merytoryczna rozmowy: Anna Machcewicz.

Wiesława Pajdak z przyjaciółmi (źródło: archiwum rodzinne Wojciecha Śmiechowskiego, syna Pajdak)

AMCórka Antoniego Pajdaka, zastępcy delegata Rządu na Kraj i ministra w Krajowej Radzie Ministrów, nie mogła żyć z dala od wojennej konspiracji?

Należałam, tak jak ojciec, do WRN. Jestem krakowianką z urodzenia, moja rodzina przed wojną zawsze mieszkała w Krakowie. W czasie okupacji, kiedy ojciec ukrywał się i w ramach swojej działalności w WRN i Delegaturze funkcjonował w Warszawie, poznałam też Warszawę, ale raczej fragmentarycznie. Byłam łączniczką między Krakowem a Warszawą. Przeciętnie raz w miesiącu przemierzałam tę trasę pociągiem. Ponieważ różnie było z tymi przejazdami, w pewnych okresach trzeba było mieć specjalne przepustki. A ja pracowałam, oczywiście fikcyjnie, w pewnej firmie przewozowej, której kierownikiem, wtedy to się nazywało treudhaendlerem, był Niemiec. On oczywiście nic o mnie nie wiedział. Otrzymywałam od nich zaświadczenie, dzięki czemu mogłam stosunkowo swobodnie przemieszczać się z Krakowa do Warszawy. Ale to nie wszystko. Kobiety miały w konspiracji funkcje pomocnicze. Między innymi przepisywałam artykuły na matrycach do pisma krakowskiego WRN „Wolność-Naprzód”. Był kontakt z Oświęcimiem, więc się przygotowywało różne akcje, między innymi szczepionki dla więźniów. Poza tym WRN bardzo aktywnie brał udział w Żegocie i tu też miałam swoją rolę8. Polegała na nieustannym przewożeniu Żydów – trzeba było ciągle ich przemieszczać, bo przecież czasy były niesłychanie niebezpieczne. Nie podam pani nazwisk żadnych moich podopiecznych, one nie były mi potrzebne, zresztą oni też egzystowali pod nazwiskami fałszywymi. Wie pani, im mniej się wiedziało, tym ryzyko było mniejsze. Wielu ludzi, których spotykałam w konspiracji, poznałam dopiero po wojnie. Wtedy [podczas wojny] znało się tylko pseudonimy, wiedziało, w jakim układzie jest ten człowiek. Tak samo było z Żydami. Było polecenie: przewieź tych ludzi. Brało się ich, trzeba było tworzyć atmosferę towarzyską albo udawać, że są to jacyś krewni. Cały problem polegał na tym, że było mnóstwo szmalcowników. Dziś mówi się, że naród polski składał się w dużej ilości ze szmalcowników, to nieprawda, ale ci szmalcownicy byli. I zagrażali nie tylko Żydom, ale także Polakom. W sprawach konspiracyjnych byli bardzo niebezpieczni.

Wiesława Pajdak, rok nieznany (źródło: archiwum rodzinne Wojciecha Śmiechowskiego)

AM Skończyła się wojna. Co zamierzała pani robić?

Uczyć się. Gdy kończyła się wojna, rodzice zasugerowali mi, bym skończyła stomatologię. Przed wojną to był taki przydomowy zawód – gabinet, rodzina, dom, wszystko razem. Wkrótce wszystko o tyle staje się skomplikowane, że w 1945 roku jest aresztowany mój ojciec i siedzi na Łubiance, a ja wtedy próbuję dostać się na uczelnię. Składam egzaminy w Warszawie, bo w Krakowie nie ma stomatologii. Praca egzaminacyjna była właściwie śmieszna – temat „Rola zębów w pięknie twarzy” to raczej literatura. Zostaję przyjęta i korzystając z pomocy przyjaciół, jakimś cudem boskim, dostaję miejsce w akademiku na ulicy Górnośląskiej. To jest 1945 rok, Warszawa jest czerwona od cegieł, niebezpieczna, bo chodzi się po gruzach, a ten akademik to jeden z nielicznych budynków, jakie się uchowały, można było marzyć, żeby w czymś takim zamieszkać. Powoli wracają ludzie do Warszawy. Zaczyna się niby normalne życie, studia, ale Akademia Medyczna jest zburzona. Chodzimy na wykłady, ale odbywają się w warunkach przedziwnych. Pierwsze wykłady miały miejsce w dzisiejszym „anatomiku”, do którego wchodziło się po gruzach, po porozbijanych słojach ze zniszczonymi preparatami. Jedyna zachowana sala to duża sala prosektoryjna – mamy tam stoły, ale obok w wannach z formaliną leżą martwi ludzie. Dziś można powiedzieć: horror, ale myśmy nie zwracali uwagi na to wszystko. Człowiek przecież musiał się uczyć. My, studenci, nie siedzimy tylko w książkach. Zresztą i książek nie było. Działa Biuro Odbudowy Stolicy, a my pomagamy w odgruzowywaniu miasta – środki są prymitywne, na zasadzie „Felek, podaj cegłę”, ale byliśmy dosyć efektywni. Jest to okres bardzo spontaniczny. W ogóle ciekawy czas – moi koledzy na uczelni to nie byli tylko młodzi ludzie – przecież wojna zabrała ludziom wiele lat życia, przerwała studia. Byli studenci po trzydziestce i nawet po czterdziestce. Sporo tej młodzieży wyszło z lasu – to był czas ujawniania się. Myśmy wszyscy chcieli budować Polskę, nie komunizm, wszyscy włączyli się do pracy. Gdy zaczęły się aresztowania wśród dawnych WRN-owców, wzięto ich do więzień z pracy, ze studiów. Na przełomie 1946 i 1947 roku w Kole Medyków na Oczki myśmy sobie śpiewali: „Jedna bomba atomowa i wrócimy znów do Lwowa, jeszcze jedna bombka silna i wrócimy znów do Wilna”. Nie było strachu, nie było jeszcze masowych aresztowań. Zresztą pozory były zachowane, Bierut podczas świąt prowadził prymasa pod rękę. Dopiero się zaczęło tak naprawdę po wyborach 1947 roku, wtedy bezpieka zaczęła szaleć. Grozę poczułam na całego, gdy wyszłam z więzienia po pierwszym aresztowaniu w 1949 roku.

AM Kiedy i za co panią aresztowano?

W czerwcu 1945 roku zaczął się proces szesnastu9. Ojciec został skazany. Sprawa była głośna, ja i moja matka byłyśmy na celowniku. A jednak moje pierwsze aresztowanie było dla mnie pewnym zaskoczeniem. Stało się to w listopadzie 1947 roku, właśnie wróciłam z Krakowa po Święcie Niepodległości. Dotąd wszystko się w miarę dobrze układało, to był mój drugi rok studiów. Dzień aresztowania pamiętam wyjątkowo dobrze, trwała złota polska jesień, resztki babiego lata. Ktoś przyszedł do mnie do akademika, do pokoju, który zajmowałam z dwiema koleżankami i powiedział, że czekają na mnie jacyś panowie. Weszli do mojego pokoju, zapytali, gdzie są moje rzeczy, przeprowadzili dosyć pobieżną rewizję. I powiedzieli, że zabierają mnie do wyjaśnienia. To wyjaśnianie wtedy potrwało czternaście miesięcy. Pojechałam z nimi na Koszykową10. Tam lokowali od razu w podziemiach, to były najzupełniej prymitywne piwnice, prycze zrobione z jakichś desek.

AM Jak wyglądały pierwsze dni w więzieniu?

Na początku człowiek był oszołomiony. Zablindowana piwnica, światełko pod sufitem tak słabiutkie, że ledwo można cokolwiek rozróżnić. W kącie kubeł do umycia, miska wody raz dziennie. Z osobistych rzeczy udało mi się zachować tylko grzebień, no i to, co miałam na sobie. Od razu zaczęły się przesłuchania, jak się pani domyśla, w tonie niezbyt miłym, pytano mnie o wiele nazwisk, o kontakty z czasów okupacji, o to, co wtedy robiłam. Bez przerwy kazali pisać życiorys, to była jakaś mania. Wydawało im się, że ktoś się na czymś potknie. To było najgorsze. Trzeba było się jakoś pozbierać psychicznie. Odpowiadać przytomnie, tak by nikomu nie zaszkodzić. Ja i tak miałam szczęście, bo nie byłam nigdy bita przez śledczych.

AM Co pani zarzucano?

Zarzucano mi, że przeciągnęłam konspirację poza okres wojenny. Bzdura, bo jaką ja miałam prowadzić konspirację, jak ojciec był na Łubiance. Ale jak się chce psa uderzyć, to się kij znajdzie. Oczywiście, że nie chodziło tu o mnie, tylko o to, by stworzyć pewnego rodzaju otoczkę, zohydzić tę konspirację. Jeśli nie byliśmy bandytami, to mieliśmy kontakty z bandytami. Moja historia jest dalej taka. Z końcem grudnia przewieziono mnie na Rakowiecką. Tu nadal prowadzone jest śledztwo. Siedzę najpierw na tak zwanej dziesiątce, na pierwszym piętrze. W celi, gdzie mnie wprowadzono, znajdowała się Jadwiga Samaniewicz, drobna, miła pani w średnim wieku, o ujmującym sposobie bycia11. Czasami chodziła na śledztwo, czasem wracała z małą paczuszką, mówiąc, że ktoś z rodziny jej przekazał. Nic w jej zachowaniu nie budziło mojej nieufności, dopiero wiele lat później, już po wyjściu z więzienia, dowiedziałam się, że była znanym na Mokotowie kapusiem. Miałam na szczęście dobre nawyki konspiracyjne, które kazały mi zachować dystans i nie mówić za wiele, więc rozmawiałyśmy sobie o książkach, o życiu towarzyskim, przedwojennym. Moja towarzyszka nauczyła mnie alfabetu Morse’a i ta umiejętność bardzo mi się potem przydała. Po półtora miesiąca przerzucono mnie na inne piętro więzienia, na tak zwaną jedenastkę. Tam byłam około dziesięciu miesięcy. Cele były zapełnione, robiło się jeszcze gęściej, bo przyszły sprawy wileńskie – to były żony, matki, córki akowców. W końcu nas przerzucono do piwnic. Jedna z tych cel była strasznie brudna i musiałyśmy ją same posprzątać. Potem ­przerzucono mnie na inny oddział. To były cele śledcze, ale duże, dla tych, których śledztwa zmierzały do końca i już nie trzeba było ich trzymać w izolacji. Tu było nas około dwudziestu kobiet, a takich cel było chyba z sześć. W tej dużej celi też było kilka Ukrainek. To były kobiety chyba związane z UPA, chociaż jak ktoś miał trochę oleju w głowie, to o tym nie rozmawiał12.

AM Czy istniał antagonizm między Polkami a Ukrainkami?

Relacje pomiędzy Polkami i Ukrainkami bywały trudne, to prawda. Powiem, jak ja to widziałam. Tego, co nam tam dawano do jedzenia, mój pies by nie tknął: zupa ze zgniłej kapusty, kasza nadjedzona przez myszy. Ale człowiek głodny zje wszystko. Byłyśmy ciągle głodne. Na taką dużą celę było góra kilka paczek. Wiadomo, nie każdemu rodzina mogła coś podać, a nawet jak mogła, nie każdemu ją dostarczono. Było też sporo osób spoza Warszawy. Jeśli przyszła paczka, to była dosyć ograniczona – trochę tłuszczu, kiełbasy, cebula, czosnek, trochę smalcu. Jeśli ta paczka ważyła dwa kilogramy, to wszystko. Uznałyśmy wspólnie, że się paczkami dzielimy. Trzeba było podzielić więźniarki na grupy, w każdej były takie, które paczki dostawały, i jedna albo dwie bez paczek. Nazywałyśmy to kołchozami. Ponieważ zostałam wybrana na celową, miałam dogadać się z koleżankami, stworzyć te kołchozy. Te kobiety, które pochodziły ze wschodu, z Wołynia, Podola, z góry mi powiedziały: Nie licz na to, że ja się podzielę z Ukrainką. I Ukrainki szły do osób, które nie miały złych doświadczeń. Ja byłam z Krakowa i nie miałam złych doświadczeń. Takie jak ja uważały, że Ukrainki to są takie same więźniarki. Ale ich pogląd polityczny był mi całkiem obcy. Siedziałam dłuższy czas z Ukrainką, które miała bardzo ciężkie śledztwo. Byłą nauczycielką, wykształconą, bardzo inteligentną, ale rozmowy z nią były trudne, dla mnie nie do przyjęcia były jej twierdzenia, że Łemkowszczyzna to też Ukraina, złościłam, się, pytając ją, czy w takim razie Kraków też jest ukraiński. W końcu zrozumiałam, że lepiej wcale o tym nie rozmawiać. Tym bardziej że była traktowana w śledztwie okrutnie, wracała do celi po wielogodzinnych stójkach, z sinymi spuchniętymi nogami i tu też nie pozwalano jej odpocząć. Ten wspólny los był ważniejszy niż inne sprawy.

AM A polskie spory polityczne były obecne?

W czasie okupacji podziały były przecież ostre. Jeśli chodzi o Polki, w jednej celi były kobiety z Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, Narodowych Sił Zbrojnych i myśmy się nie znalazły tam bez powodu. Dla nas celem była Polska, wszystko to byli ludzie ideowi i nie było ważne, czy walczyłam w PPS, czy w NSZ, liczył się nie pogląd, tylko cel. Nie byłyśmy kryminalistkami, byłyśmy więźniarkami politycznymi, traktowali nas tak samo. Tu w celi poglądy zacierały się, ludzi jednoczyło nieszczęście, trzeba było jakoś przetrwać, na kontrowersje nie było miejsca, tam trzeba było sobie pomagać, a nie spierać się. Sądzę, że podobnie było w celach męskich.

AM Jak zachowywali się wobec was funkcjonariusze więzienni?

Ze strażnikami więziennymi kontakt był „służbowy”. To byli funkcjonariusze, wykonywali swoje obowiązki. Czego można było do nich oczekiwać? Oni byli indoktrynowani, przeszli przez ten magiel komunistyczny. Myśmy byli wrogami, w dosłownym tego słowa znaczeniu – dla nich byliśmy wrogami. Tak ich nauczono. Jak nas mogli traktować? Na Koszykowej strażnikami byli ludzie, którzy nie znali polskiego, mówili jakiś dziwnym żargonem. Mówiło się, że oni są z Francji, ale to nie był francuski, tylko jakiś dialekt z północnej Francji. Nawet gdyby chcieli, nie mogli się z nami porozumieć.

AM A czy mieliście kontakt z więźniami – Niemcami?

Niemców w więzieniu nie pamiętam, natomiast było trochę pospolitych przestępców i ich wykorzystywano jako kalifaktorów. Przynosili nam zupę do celi.

AM Zwolniono panią bez procesu.

Na Rakowieckiej byłam czternaście miesięcy. Zostałam zwolniona w styczniu 1949 roku. Potem dowiedziałam się od Anieli Steinsbergowej13, że jak mnie aresztowano, zaraz poszła do Cyrankiewicza i powiedziała mu o tym14. I wtedy Cyrankiewicz mi pomógł, umorzono moje śledztwo. Steinsbergowa przyjaźniła się z moim ojcem. Ja też byłam z nią zaprzyjaźniona, mówiłyśmy sobie po imieniu, mimo że była w wieku zbliżonym do mojego ojca, utrzymywałyśmy zresztą kontakt aż do jej śmierci. Po aresztowaniu ojca – Aniela była wtedy już w Warszawie, mieszkała w pokoju w Bristolu ze swoją bratanicą Julką – poprosiłam ją, żeby pomogła w jego sprawie15. Spotkałam się wtedy z Cyrankiewiczem, który zachował się paskudnie. Powiedział mi: Po co on się w to w ogóle mieszał. A przecież ojca świetnie znał. Później spotkałam się z nim po raz drugi i wtedy uczciwie powiedział: Ja nic w tej sprawie nie mogę zrobić. Gdy już wyszłam z więzienia w 1953 roku, spotkałam się z nim kolejny raz i wtedy powiedział: Spróbuję, teraz widzę możliwości. I chyba faktycznie wtedy pomógł. Musieliśmy wysyłać do Rosji dokumenty świadczące o tym, że mój ojciec był Polakiem, trzeba to było udowodnić.

AM W więzieniu poznała pani swojego przyszłego męża. Jak to się stało?

Jak wspomniałam, na Rakowieckiej poznałam alfabet więzienny. Gdy siedziałam na jedenastce, zaczęłam, tak jak inni, korzystać z tej umiejętności, z poczucia samotności, dla zabicia czasu. Wtedy odezwał się Jerzy Śmiechowski. To był przypadek, że akurat on się odezwał, a nie ktokolwiek inny z tej celi. Rozmawialiśmy godzinami, stopniowo dowiadywaliśmy się coraz więcej o sobie, okazało się, że mamy wspólnych znajomych, rozmawialiśmy o naszym życiu, o rodzinie. Wiedziałam, że Jerzy jest żonaty, że obawia się aresztowania Marii ze swojego powodu. Te nasze rozmowy trwały chyba z pół roku. Nie wiedzieliśmy, co nas czeka. Jerzy był aresztowany za pomoc w ucieczce Korbońskim16, oskarżano go z paragrafu o szpiegostwo, różnie mogło się potoczyć, bo to był bardzo poważny paragraf, włącznie z karą śmierci. Zaprzyjaźniliśmy się. Pewnie trudno zrozumieć, jak rodzi się taka bliskość w poczuciu niepewności. Staliśmy się dla siebie kotwicą, punktem oparcia. Gdy Jerzy zaproponował mi małżeństwo, zgodziłam się. Nie wiedziałam, jakie będą nasze losy, ale bardzo poważnie traktowałam te nasze zaręczyny. Pierwszą wielką miłość przeżyłam w czasie wojny, ale mój narzeczony zginął. Po raz drugi uczucia ulokowałam w Jerzym. Przerzucono nas do innych cel i straciliśmy na pewien czas kontakt. Potem okazało się, że jesteśmy w przeciwległych celach. Wymyśliliśmy zatem nowy sposób komunikowania się przez wizjer. Palcem zasłaniało się otwór i wysyłało znaki za pomocą alfabetu Morse’a. Obiecałam Jerzemu, że gdy wyjdę na wolność, odszukam jego ojca. Tak się stało. Okazało się, że tata Jerzego wiedział o mnie i przyjął mnie bardzo serdecznie, właściwie jak przyszłą synową.

AM Co się działo po zwolnieniu pani z więzienia?

Po wyjściu z więzienia chciałam wsiąść do pociągu i jechać do mamy. Ale w kancelarii więziennej, na Rakowieckiej, skąd mnie wypuszczano, spotkałam Olę Stande, którą też właśnie zwalniano17. Ona również była w WRN i uniknęła rozprawy, podobno pomogła jej Julia Brystygierowa18. Spytała mnie, co zamierzam robić. Mówię, że jadę do matki, do Krakowa. I wtedy ona mi powiedziała: Przecież twoja mama nie żyje. Przez te czternaście miesięcy nikt mi nie powiedział ani o jej aresztowaniu, które nastąpiło tuż przed moim, ani o jej śmierci w dwa dni później. ­Koleżanki w więzieniu wiedziały o tym aresztowaniu, ale chciały mnie chronić. Jej samobójcza śmierć jest do tej pory niejasna. Może powiedzieli jej, że ja nigdy nie wyjdę, ani mój ojciec. A może jej pomogli… Poszłam wtedy do pani Marii Rysiewiczowej, która mieszkała na Wiejskiej, naprzeciwko Sejmu19. Pani Rysiewiczowa była moją niedoszłą teściową. Jej syn, a mój narzeczony, Adam, sekretarz krakowskiego WRN, zginął w 1944 roku. Powitała mnie serdecznie. Spytała tak samo jak Olga: Co zamierzasz robić? Pokój w akademiku oczywiście straciłam, zaproponowała mi mieszkanie u siebie. Jej najstarszy syn, Kazimierz, siedział też w więzieniu20. Zostałam z nią, mówiłam do niej „mamo”.

Zdjęcie sygnalityczne wykonane po aresztowaniu Wiesławy Pajdak, 1947 i 1950 (źródło: Archiwum IPN)

AM Czy wróciła pani na studia?

Akademia Medyczna zachowała się wobec mnie przepięknie, pozwolono mi zdawać zaległe egzaminy. Straciłam tylko rok, a powinnam stracić dwa lata. Wróciłam na studia, ale po krótkim czasie poczułam, że coś jest nie tak wokół mnie. Jakieś cztery, pięć miesięcy przed moim drugim aresztowaniem zauważyłam, że jestem inwigilowana – robili to tak bezczelnie, że to było widoczne jak na dłoni, praktycznie jeden agent pokazywał mnie palcem drugiemu. To jest najgorsza rzecz, czułam się właściwie bezradna, bo co miałam robić, gdzie miałam uciekać? Proszę to sobie wyobrazić, jest pani cały czas pod obserwacją. To jest całkowite pozbawienie samodzielności, pani czuje cały czas obok siebie tych wrogich ludzi. Wiadomo, jeśli jestem inwigilowana, to nic dobrego z tego nie będzie. Raz byłam uwięziona, wiedziałam, że to prowadzi do kolejnego aresztowania. Najgorsze, co może być, to uczucie ściganego zająca. Kiedy mnie wreszcie aresztowano, w pewnym sensie odetchnęłam. Skończyła się ta makabra inwigilacji.

AM Jak wyglądało aresztowanie?

Z przyjaciółmi moich rodziców wróciłam z teatru. Był piękny majowy wieczór. Przyszło dwóch facetów, powiedzieli, że za parę godzin wrócę. Pani Rysiewiczowa przygotowała mi wałówkę. Zabrałam ze sobą sporo ciepłych rzeczy, bo wiedziałam, co mnie czeka. Doświadczenie robi swoje. Oni patrzą na to, zdziwienie, a ja im tłumaczę, że już siedziałam.

AM Czego tym razem od pani chcieli?

Jeszcze się nie rozpakowałam, a już zaprowadzono mnie na górę do Różańskiego21, który mi zaproponował, że chętnie nawet wyślą mnie za granicę, ale jeśli podpiszę współpracę. Ze względu na nazwisko mojego ojca było to dla nich wskazane. Może myśleli, że jak mnie wypuszczą, nawiążę kontakty z różnymi ludźmi i będę niesłychanie cennym obiektem informacyjnym. Różański był wysokim, przystojnym mężczyzną, nie miał rysów semickich, to był niesłychanie inteligentny człowiek, z dużym darem przekonywania, w końcu adwokat. W stosunku do mnie był grzeczny, to ja byłam nastawiona wrogo. Zapytał, czy to prawda, że ratowałam Żydów. Powiedziałam, że to nie ma znaczenia, ratowałabym każdego zagrożonego, Żyda czy nie-Żyda. Potem wypaliłam, że gdybym wiedziała, co tu się będzie działo, to nie wiem, czy ratowałabym Żydów. Popatrzył na mnie zaskoczony. Wtedy obiecał mi, że posiedzę sześć lat.

AM Dlaczego pani tak powiedziała?

To była moja zemsta za to, co mnie spotkało, chciałam go dotknąć.

AM Czy namawiano panią jeszcze potem do współpracy?

Potem to namawianie do współpracy powtarzało się na różnych etapach. W więzieniu karnym też był politruk więzienny, ale tutaj byli oni bardziej prymitywni. Trzeba było być psychicznie odpornym, bo propozycje współpracy i idące za nimi obietnice lepszego traktowania i szybszego zwolnienia pojawiały się co najmniej raz w roku.

AM Czy ten drugi pobyt w śledztwie był łatwiejszy?

Do pewnego stopnia tak, bo byłam obyta. Zawieziono mnie na Rakowiecką. Weszłam do celi. Dwie panie, które tam siedziały, spojrzały po sobie i powiedziały: O Boże, zacznie się. Mówię: Spokojnie, ja już tu byłam.

AM Dlaczego tak powiedziały?

Bo większość kobiet, które tu trafiają pierwszy raz, rozpacza, płacze, nie wie, co ze sobą zrobić. Na szczęście te dwie panie, które tam zastałam, były zahartowane, więc nie sprawiałyśmy sobie kłopotu, starałyśmy się sobie jakoś wzajemnie ten czas urozmaicić. O wszystkim się mówiło – o książkach, przygodach, wycieczkach, tylko oczywiście nie o sprawie.

AM Jak się układało współżycie kobiet w celi?