Przewodnik feministycznej psujzabawy - Ahmed Sara - ebook + książka

Przewodnik feministycznej psujzabawy ebook

Sara Ahmed

3,4
43,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Czy odmawiasz śmiania się z obraźliwych żartów? Czy kiedykolwiek oskarżono cię o czepialstwo, gdy zwróciłxś uwagę na seksistowski komentarz? Czy często słyszysz, że przesadzasz i jesteś przewrażliwionx, gdy dyskryminację i niesprawiedliwość nazywasz po imieniu? Jeśli tak, to możliwe, że jesteś feministyczną psujzabawą i ten przewodnik jest właśnie dla ciebie. Dzięki niemu wyniesiesz praktykę psucia zabawy do rangi projektu tworzenia feministycznego świata.

Uznana myślicielka Sara Ahmed czerpie z własnych doświadczeń oraz opowieści innych feministycznych osób, zwłaszcza Czarnych, brązowych, queerowych i transpłciowych, i prezentuje lekcje i wskazówki, jakie oferuje figura feministycznej psujzabawy. Przyjęcie ich jako praktyki życiowej, pozwoli nam zdemaskować kłamstwa naszej kultury i feminizm wcielić w życie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 370

Oceny
3,4 (9 ocen)
2
4
0
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
akloch

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja! Konieczna lektura dla odważnych osób feministycznych
20
kukis

Dobrze spędzony czas

Dobra, ale na pewno nie dla kogoś, kto zajmuje się tematem od niedawna. Radykalna, ale to dobrze.
00
warsaw_ola

Nie polecam

Ogromnie zaciekawił mnie koncept feministycznej psujzabawy, ale odrzucił mnie styl tej książki... Po 99 stronach stwierdziłam, że szkoda czasu na więcej.
01

Popularność




Słowo od tłumaczki

Pozwolę sobie, za Jerzym Jarniewiczem, złożyć tutaj deklarację niewiary: nie wierzę w przekład literatury. Każdy kolejny przetłumaczony tekst utwierdza mnie w przekonaniu, że pojęcie „tłumaczenie literackie” to w istocie zgrabny zabieg językowy, który – nazywając swoistość przełożonego tekstu – pozwala jednocześnie uniknąć wikłania się w spór o autorskość przekładu. Przekład sytuuje się gdzieś pomiędzy tekstem „oryginalnym” (a raczej pewną jego ideą; czy istnieją bowiem dzieła stworzone samą tylko siłą jednostkowego geniuszu, niezakotwiczone w mnogości literackich i kulturowych kontekstów?) a jego językową kopią (czy też – znów – popularnym wyobrażeniem „wiernego” tłumaczenia, które nie pozostawia miejsca na jakąkolwiek interpretacyjną wątpliwość). Tłumacz/tłumaczka porusza się często po drogach sobie – a nierzadko także i innym – nieznanych lub rzadziej przemierzanych; wydeptuje nowe ścieżki, przeprawiając się przez językową ziemię nieznaną; pozostawia za sobą ślady swojej wędrówki, stawiając po drodze drogowskazy, za którymi być może podążą kolejni podróżni. Nasza polska psujzabawa – siostra angielskiej killjoyki (kildżojki?) – jest właśnie takim drogowskazem, postawionym na rozwidleniu splątanych ścieżek słów i znaczeń wspólnym wysiłkiem tłumaczki, obu redaktorek (merytorycznej i prowadzącej), całego zespołu wydawnictwa, a także wszystkich osób, które na różnych etapach i w różnych obszarach zaangażowały się w proces tworzenia polskiej wersji Przewodnika feministycznej psujzabawy.

Jak można się zatem spodziewać, droga do konsensusu w sprawie polskiego odpowiednika angielskiego terminu killjoy była długa i wyboista. Im bardziej wymagający jest tekst źródłowy – a taki właśnie, nieoczywisty i opierający się łatwym wyborom, okazał się The Feminist Killjoy Handbook Sary Ahmed – tym bardziej niejednoznaczne, prowokujące do dyskusji i sporów stają się nasze tłumackie rozstrzygnięcia. Kierunek podróży, u celu której czekała na nas ta jedna, doskonała polska wersja angielskiego terminu, wyznaczaliśmy krok po kroku, na drodze negocjacji. Przekład jest bowiem niczym innym jak właśnie negocjowaniem: pomiędzy obiektywną „wiernością” (dosłownością, uzusem – angielsko-polskie słowniki zgodnie podsuwają nam przecież marudę) a subiektywnym poczuciem semantycznej „trafności” czy „adekwatności” (o ileż więcej ma nam do zaoferowania psujzabawa niż tylko marudzenie!); pomiędzy tym, co uniwersalne, a tym, co kontekstualne i ukontekstowione; pomiędzy pragnieniem oddania sprawiedliwości normatywnej polszczyźnie (czy podjąć trop morfologiczny – to kill joy, zabijać radość, odbierać humor, być psujuciechą, mącibibą, niszczyfiestą? A może szukać wskazówek pośród zasad polskiego słowotwórstwa i powołać do życia zabawopsuję?) a potrzebą podążania za tym, co podpowiada nam nasze poetyckie ucho (czytaj: co komu lepiej brzmi, a tym samym – z czym trudno dyskutować, z osobistych preferencji rodzą się bowiem niezwykle silne emocje).

Na kolejnych etapach naszej wędrówki nawzajem psuliśmy sobie zabawę. Prędzej czy później każda z zainteresowanych stron, którym na sercu leżał sukces Przewodnika, odbierała innym płynącą z (pozornej, upragnionej) jednomyślności radość i przyjmowała rolę psujzabawy albo – no właśnie – pani marudy (niszczycielki dobrej zabawy, pogromczyni wszelkich uśmiechów), męczybuły i dupotrui. Wreszcie znaleźliśmy się u kresu wspólnej podróży, gdzie czekać na nas miało to jedno, bezspornie najlepsze tłumaczenie angielskiego terminu killjoy. I okazało się, że idealne rozwiązanie nie istnieje.

Ostateczna decyzja należy do tłumaczki. Psujzabawa nie była moim pierwszym tłumackim wyborem. Co więcej, nie była wyborem ani drugim, ani nawet trzecim (oto kolejne pole przekładowych negocjacji, na którym ścierają się ze sobą różnorakie intuicje, preferencje i przekonania tłumacza); gdybym podróżowała w pojedynkę, to nie psujzabawa stałaby się ostatecznie bohaterką niniejszego Przewodnika. Wraz ze mną nowy szlak wytyczali jednak moi towarzysze i towarzyszki podróży: w końcu więc psujzabawa i mnie stanęła na drodze. Zachwiała moim poczuciem słuszności; sprawiła, że się zawahałam, że znalazłam odwagę, by zadać sobie pytanie, czy moje przywiązanie do własnej racji nie wypływa z nieuświadomionej potrzeby zabezpieczenia swojego wygodnego, uprzywilejowanego miejsca (Prawda psujzabawy: Dostać miejsce oznacza zyskać przestrzeń na popełnianie błędów); to ona spowodowała, że udzieliłam sobie pozwolenia, żeby odpuścić (Prawda psujzabawy: Nie każdy ciężar udźwigniesz, bo nie wszystko możesz znieść), żeby otworzyć się na doświadczenie dyskomfortu (Deklaracja psujzabawy: Jestem gotowa na niedogodności). Czy czułam, że inni stają na drodze mojemu szczęściu? Oczywiście. Czy frustrowały mnie uwagi części kolegów i koleżanek po fachu, którzy uparcie nie podzielali mojego przekonania o słuszności moich intuicji? Jak najbardziej. Czy nie złościł mnie (dokonywany przecież przy moim współudziale) demontaż stawianej przeze mnie z taką pieczołowitością budowli? Zdecydowanie (Deklaracja psujzabawy: Kiedy krytyka powoduje zniszczenie, jestem gotowa niszczyć). Był to proces bolesny i jednocześnie nieopisanie twórczy: jakże konstruktywne okazało się bowiem kolektywne doświadczenie wzajemnego wytrącania się z poczucia samozadowolenia i absolutnej słuszności (dlaczego nie zatrujfrajda?); jakże pouczająca była konieczność otwierania się na inne punkty widzenia (bo łamifrajda!, a właśnie że niszczyfeta!). Marudy, truje i psuje mąciły, rujnowały i niszczyły. I wreszcie psujzabawa po prostu rozsiadła się przy naszym stole; rozgościła się i zadomowiła; została.

Magdalena Kunz

1 Poznajcie feministyczną psujzabawę

Pozwólcie, że rozpocznę od historii – własnej historii – o tym, jak zostałam feministyczną psujzabawą.

Siedzimy przy stole. Zawsze zajmujemy te same miejsca, jakbyśmy starali się zabezpieczyć coś więcej niż tylko fizyczną przestrzeń. Prowadzimy uprzejme rozmowy. Ojciec pyta o szkołę, o to, o tamto. A potem jak zwykle z czymś wyskakuje, mówi coś obraźliwego, często seksistowskiego, spoglądając na mnie tak, jakby rzucał wyzwanie. Staram się nie reagować, siedzę w milczeniu, chciałabym zniknąć. Ale czasem nie potrafię. Czasem mówię cicho. Czasem się wkurzam i z frustracją dostrzegam, że dałam się wkręcić komuś, kto mnie wkręca. Cokolwiek powiem, w jakikolwiek sposób się odezwę, jeśli dochodzi do kłótni, jeśli dyskusja robi się gorąca, to ja zostaję uznana za jej przyczynę. Wreszcie pada oskarżenie: „Kolejna popsuta kolacja, Saro”.

Zostajesz feministyczną psujzabawą, kiedy stajesz na drodze cudzemu szczęściu albo – po prostu – kiedy stajesz innym na drodze, kiedy psujesz kolację, a wraz z nią atmosferę. Zostajesz feministyczną psujzabawą, kiedy nie chcesz z kimś albo z czymś się zgodzić, siedzieć w milczeniu, akceptować wszystkiego bez szemrania. Zostajesz feministyczną psujzabawą, kiedy reagujesz, kiedy zwracasz się do tych, którzy mają władzę, używając takich słów jak „seksizm”, ponieważ właśnie spotkałaś się z seksizmem. Jest tyle słów i działań, od których powinnaś się powstrzymać, żeby nie psuć atmosfery. Kolejna popsuta kolacja, tak wiele popsutych kolacji!

Zostałam feministyczną psujzabawą. Ten przewodnik napisałam jako psujzabawa. Czy i ty jesteś psujzabawą? Skąd miałabyś to wiedzieć? Czy z zasady nie śmiejesz się z żartów, które uważasz za obraźliwe? Czy zdarzyło ci się, że kiedy zwróciłaś uwagę na podział, uznano cię za przyczynę podziałów? Czy usłyszałaś kiedyś: „Uśmiechnij się, kochanie, zawsze może być gorzej” albo „Rozchmurz się, moja droga, może nic się nie stanie”? Czy wystarczy, że otworzysz usta, żeby zaczęto przewracać oczami? Czy kiedy tylko się pojawisz albo o czymś wspomnisz, atmosfera się zagęszcza? Jeśli na choćby jedno z powyższych pytań odpowiedziałaś twierdząco, być może i ty jesteś feministyczną psujzabawą. Ten przewodnik napisałam dla ciebie.

Historia feministycznej psujzabawy nie rozpoczyna się dopiero wtedy, kiedy się odezwiemy albo odpowiemy na coś, siedząc przy stole. Jej historia zaczyna się, zanim jeszcze się tam znajdziemy. Feministyczna psujzabawa rozpoczyna swoje polityczne życie jako stereotyp feministki, negatywny osąd, metoda deprecjonowania feminizmu jako przyczyny i skutku nieszczęścia. Odzyskując dla siebie feministyczną psujzabawę, przekształcamy osąd w projekt, jeśli bowiem feminizm jest przyczyną nieszczęścia, musimy się do nieszczęścia przyczyniać. Terminy, których się używa, żeby deprecjonować feminizm, są często najlepszym dowodem na to, że go potrzebujemy. Określając się jako feministyczne psujzabawy, nie tylko deklarujemy nasze zaangażowanie w sprawę odbierania szczęścia, ale także przywracamy do życia feministyczną historię. Feministyczna psujzabawa jest historią. Feministyczna psujzabawa posiada historię. Historia może być narzędziem poznawczym. Może pomóc nam zrozumieć, że inni byli już tam, gdzie dzisiaj my się znajdujemy. W niniejszym przewodniku podróżujemy wspólnie z feministycznymi psujzabawami, udając się w miejsca, do których one dotarły. Feministyczna psujzabawa staje się naszą towarzyszką podróży. Potrzebujemy jej towarzystwa.

Feministyczna psujzabawa od pewnego czasu jest moją towarzyszką, zarówno w życiu, jak i w pisaniu. Chociaż pisałam już wcześniej o feministycznej psujzabawie, zależało mi na tym, żeby posiadała własną, w całości poświęconą sobie książkę. Dlaczego jej książka jest właśnie przewodnikiem? Termin „przewodnik” oznaczał pierwotnie niewielką lub kieszonkowych rozmiarów książeczkę, która „dostarcza wiedzę w postaci faktów na określone tematy, porad w obszarze danej sztuki lub profesji, instrukcji obsługi maszyn lub informacji przydatnych turystom”. Przewodnik feministycznej psujzabawy nie zawiera zestawu instrukcji, informacji czy wytycznych, które objaśniają, jak być feministyczną psujzabawą. Wskazuje raczej, że rola feministycznej psujzabawy jest źródłem instrukcji, informacji i wytycznych, które podpowiadają, jak żyć w tym świecie. Odgrywanie roli feministycznej psujzabawy może powodować chaos i dezorientację, ale potrafi też nieść ze sobą momenty ostrości widzenia i iluminacji. Do doświadczeń związanych z rolą psujzabawy dorzucam więc także garść prawd, zasad, reguł i deklaracji psujzabawy, które pojawiają się wraz z nią, a które zebrałam na końcu niniejszej książki. Niektóre z nich znalazły się w moich wcześniejszych książkach w formie zwyczajnych zdań. Wyostrzyłam je, wykorzystując tym razem w inny sposób, akcentując je i sprawiając, że stały się bardziej zuchwałe.

Niniejszy przewodnik pomyślany został jako źródło wiedzy dla feministycznych psujzabaw, jako rodzaj pomocnej dłoni. Być może dokonałaś coming outu przed rodzicami i zderzyłaś się z żalem po szczęściu, którego się wyrzekasz. Feministyczna psujzabawa może w tym pomóc. Być może próbowałaś złożyć skargę w sprawie molestowania seksualnego albo napastowania w pracy i sama skończyłaś w roli przesłuchiwanej. Feministyczna psujzabawa może w tym pomóc. Być może zaproponowałaś skrupulatną i zniuansowaną krytykę rasizmu czy transfobii, które zlekceważono jako „wokeizm” albo przejaw „kultury unieważniania” (cancel culture). Feministyczna psujzabawa może w tym pomóc. Być może jesteś wściekła, ponieważ bardzo wiele źródeł medialnych twierdziło, że ruch #metoo posuwa się za daleko, zanim udało mu się w ogóle dokądś dotrzeć. Feministyczna psujzabawa możew tym pomóc. Mam nadzieję, że niniejszy przewodnik będzie czymś w rodzaju pomocnej dłoni dla tych z nas, które walczą z różnorodnymi przejawami nierówności i niesprawiedliwości. Potrzebujemy pomocnych dłoni, a także przewodników, ponieważ płacimy za tę walkę bardzo wysoką cenę. Niniejszy wstęp rozpoczynam od rozważań nad lekcją, jaką możemy wyciągnąć z historii słowa „psujzabawa”, następnie przyglądam się figurze feministycznej psujzabawy, przy pomocy której feminizm deprecjonuje się jako zjawisko motywowane brakiem szczęścia, i wreszcie pytam o to, w jaki sposób i dlaczego odzyskujemy dla siebie feministyczną psujzabawę, między innymi poprzez opowiadanie naszych własnych historii o tym, jak same zostałyśmy psujzabawami.

Najwyższy czas przedstawić naszą towarzyszkę podróży. Choć niewykluczone, że wcale przedstawiać jej nie trzeba. Być może już ją znacie. Ale nawet te z nas, które uważają się za feministyczne psujzabawy, wiele jeszcze mogą się o niej dowiedzieć. Poznajemy feministyczną psujzabawę, ale to nie oznacza, że stanowi ona nasz punkt wyjścia. Nie wszystkie psujzabawy to feministki. W rzeczywistości słowo „psujzabawa” ma dłuższy rodowód niż termin „feminizm”. Żeby dać wam lepsze wyobrażenie o tym, w jaki sposób pojawiła się feministyczna psujzabawa, zacytuję kilka bezpośrednich źródeł historycznych i współczesnych. Oxford English Dictionary wskazuje, że pierwsze znane nam użycie terminu „psujzabawa” (killjoy) możemy znaleźć w pochodzącej z 1776 roku książce Charlesa Burneya zatytułowanej General History of Music (Powszechna historia muzyki): „Bogów, twierdzi M. Rousseau, nie uważano wówczas za psujzabawy, których lepiej nie wpuszczać na biesiadę”1.

Ta co najmniej osobliwa uwaga sugeruje, że uznany za psujzabawę – czy to człowiek, czy Bóg – tracił prawo wstępu na biesiadę, co pozwalało zachowywać jej rozrywkowy charakter. Druga znana nam wzmianka o „psujzabawie” pochodzi z powieści George Eliot Romola, opublikowanej po raz pierwszy w 1863 roku. Jeden z bohaterów, Savonarola, opisany jest jako „florencki psujzabawa”, do którego wstręt żywią „rozwiąźli młodzi mężczyźni”. Psujzabawa stoi z boku – miasta, przyjęcia, spotkania – ograniczając tych, którzy w radości znajdują wolność. Obraz przedmiotu tworzy się często, określając, czym ten przedmiot nie jest. Z historycznego punktu widzenia obecna w formie drobnych wzmianek psujzabawa przyczyniła się do stworzenia wizji zabawy, ucieleśniając tych, którzy ją niweczą. Psujzabawy zabijają cudzą, nie własną, radość – być może dlatego, że im samym brak jakiejkolwiek radości. Do grupy synonimów „psujzabawy” należą między innymi „sztywniak”, „malkontent”, „maruda”, „męczydusza”, „zrzęda” i „tetryk”.

U progu i w pierwszej połowie XX wieku pojawia się więcej wzmianek o psujzabawie. Alice Lowther, określana najczęściej jako żona brytyjskiego dyplomaty, która sama była pisarką, opublikowała w 1929 roku The Kill-Joys (Psujzabawy), opowiadanie o trzech siostrach, z których dwie zabijają radość trzeciej. Kiedy najmłodsza z nich, Adela, po śmierci ojca wychodzi za mąż, jej starsze siostry, Jane i Susan, zatrudniają się u jej nowej rodziny, podnosząc tym samym swój status: „rozpalone nadzieją i wdzięcznością (…) pracowały z oddaniem”2. Kiedy jednak spotykają się z odmową zapłaty, swoją pracę wykonują „w poczuciu niesprawiedliwości”3. Zaczynają „ciążyć rodzinie, której służą”, przestają być „użyteczne”, nawet ich oddanie staje się „źródłem irytacji”. „Czy nie można by czegoś zrobić?”, lamentuje jedno z dzieci Adeli, „te stare psujzabawy przyprawiają mnie o gęsią skórkę”4. Ta tragiczna opowieść, zakończona samobójstwem sióstr, które zgodnie z życzeniem rodziny same usuwają się z jej życia, choć mało znana, brzmi jednak znajomo, wykorzystuje bowiem dobrze znane tropy smutnej starej panny i brzydkiej siostry. Choć historia nie zostaje opowiedziana z perspektywy psujzabaw (psujzabawa pojawia się zazwyczaj w cudzym punkcie widzenia), jest w niej obecne współczucie wobec sióstr, wyrażone w odmalowanym okrucieństwie, które pociąga za sobą zarzut bycia psujzabawą; pojawia się sugestia, że psujzabawy całkiem słusznie pracują „w poczuciu niesprawiedliwości”.

Psychoanalityk Edmund Bergler opublikował kolejno, w 1949 i 1960 roku, dwa eseje: The Psychology of the Killjoy (Psychika psujzabawy) i The Type: Mr Stuffed Shirt („Typ: Pan Sztywniak”)5, w których pojawiają się zdecydowanie mniej empatyczne portrety psujzabaw. Dla Berglera określenie „psujzabawa” wskazuje zarówno na formę odstępstwa od normy, jak i na typ osoby. Według niego jest ona „powszechnie uważana za osobę, która chełpi się faktem, że psuje przyjemność innym”6. Innymi słowy, „mści się on, przyjmując postawę psujzabawy”7. W tym przypadku psujzabawa pozostaje w stanie samozaprzeczenia: nie rozpoznaje w sobie psujzabawy, chociaż tak osądzają go inni. Bergler wspomina o „żonie pewnego psujzabawy”, która opisała jego „zdolność wprawiania innych ludzi w konsternację (…) poprzez zachowanie grobowego milczenia podczas radosnego spotkania czy też kwitowanie dowolnej propozycji rozrywki pogardliwymi lub kąśliwymi uwagami”8. Psujzabawa przedstawiona jest jako typ osoby, której nie dosięga ciepło towarzyskiego kręgu, osoby potężnej i karzącej, która, wykreowawszy własne nieszczęście, żeby usprawiedliwić swoje okrucieństwo, wykorzystuje wachlarz metod, przy pomocy których unieszczęśliwia otoczenie, począwszy od „grobowego milczenia”, a skończywszy na „kąśliwych uwagach”. Któż chciałby być taką osobą? Istotą tak wykreowanego obrazu psujzabawy jest przywołanie osoby, którą nikt nie chciałby być.

Już ta krótka historia terminu „psujzabawa” wskazuje, że używano go do tworzenia obrazu kogoś, kto „nie jest jednym z nas” i kto dysponuje mocą odebrania nam tego, w posiadaniu czego pragniemy się znaleźć. Jeśli w przeszłości funkcja psujzabawy polegała na kreśleniu obrazu pewnego typu osoby, dzisiaj częściej używa się jej w odniesieniu do stylu politycznego. Ten styl można by określić jako „podły”. Słyszy się na przykład o „politycznie poprawnych psujzabawach”, których potrzebę korygowania cudzych działań czy wypowiedzi prezentuje się jako akt narzucania własnej agendy, a także okradanie innych z przyjemności. Pewien felietonista stwierdza: „politycznie poprawne psujzabawy odbierają nam całą radość świętowania, dążąc do zakazu sprzedaży strzelających zabawek z niespodzianką”9. Inny podsumowuje: „Politycznie poprawne psujzabawy zakazały użycia obraźliwych flag”10. Słyszy się także o „psujzabawach od BHP”, których troskę o bezpieczeństwo publiczne, choć motywowaną dobrymi intencjami, prezentuje się jako objaw paternalizmu i coraz szerszych zakusów na przysługujące nam dotąd prawa. Autor książki poświęconej problemowi paternalizmu nadał jej zwięzły tytuł Killjoys11. Podobno „psujzabawy od BHP” ogołociły matki z możliwości parzenia herbaty, odebrały nam modele statków parowych, kartki z życzeniami powrotu do zdrowia, trampoliny, furgonetki z lodami, przedstawienia kukiełkowe Puncha i Judy12, wiszące kosze na kwiaty, a także zawody w toczeniu sera. Jeśli te ostatnie nigdy nie obiły wam się o uszy, to dodam, że stanowią one „jedną z najstarszych, posiadających wielowiekową tradycję imprez w Wielkiej Brytanii”13. Nagłówek głosi: „Toczenie sera odwołane po 200 latach dzięki Psujzabawom od BHP”. Z powodu psujzabaw, informuje artykuł, odbiera się nam możliwość kultywowania naszych tradycji, podejmowania aktywności, które wcześniej wykonywaliśmy z przyjemnością, swobodnie i bez kontrowersji. Wiele przyjemności staje się uzależnionych od naszego dystansu wobec „nich”, tych innych – raz podłych i uprzykrzających nam życie, innym znów razem słabych i pozbawionych własnego kręgosłupa – którzy nie tylko nie pozwalają nam doświadczać przyjemności, ale i być sobą. Wytykanie palcem psujzabawy stało się formą dobrej zabawy.

Przeglądasz nagłówki i co rusz gdzieś pojawiają się psujzabawy. Za sensacyjnymi tytułami kryją się jednak zwykle o wiele bardziej złożone historie. Weźmy na przykład toczenie sera. Prezentuje się nam historię o niszczeniu wielowiekowej tradycji. Jeśli przeczytać tekst napisany drobnym drukiem, okazuje się, że wydarzenie zostało odwołane przez organizatorów, którzy chcieli uniknąć logistycznego koszmaru, ponieważ rok wcześniej przewidywana liczba uczestników została trzykrotnie przekroczona. Żeby rozdmuchać historię do monstrualnych rozmiarów, podmienia się jej przedmiot (zamiast odwołania wydarzenia pojawia się niszczenie tradycji), i w rezultacie staje się ona czymś, czym nigdy nie była.

Problem ze wspomnianymi historiami nie polega wyłącznie na tym, że są nieprawdziwe. Wiele z nich posiada ideologiczną motywację. Pewna dziennikarka stwierdziła, że historie na temat odwołanych Świąt Bożego Narodzenia „stanowią tradycję niemal w takim samym stopniu, co bożonarodzeniowy wieniec na drzwiach”14. Innymi słowy, opowiadanie historii o odwołanych świętach stało się świąteczną tradycją. Tego rodzaju opowieści posiłkują się zazwyczaj drobnymi, dotyczącymi języka, decyzjami samorządów lokalnych. Wiele hałasu wzbudziło słowo „Winterval” (Przerwa zimowa), którym w 1998 roku posłużył się samorząd Birmingham15. Gazeta „Daily Mail” opublikowała następujące sprostowanie jednego z wielu swoich artykułów na temat Winterval: „Z przyjemnością wyjaśniamy, że Winterval nie zastąpiło ani nazwy świąt, ani ich samych”16. Można – z przyjemnością – opublikować sprostowanie historii i nadal ją opowiadać. Za winnych uznaje się nie tylko politycznie poprawne samorządy lokalne, ale także tych, w imieniu których rzekomo one występują, to jest – obrażonych. Jeden z nagłówków artykułu opublikowanego 2 listopada 2005 roku jednoznacznie wskazywał, kim są rzekomo obrażeni: „ZAKAZ OBCHODZENIA ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA.OBRAŻAJĄ MUZUŁMANÓW”17. Powrócę jeszcze do kwestii funkcji, jaką pełni figura obrażalskiego muzułmanina. Żaden z powyższych artykułów nie cytuje wypowiedzi brytyjskich muzułmanów na temat ich urażonych uczuć. Jeśli niektórzy z nas nie muszą nic mówić i robić, żeby zostać psujzabawami, być może sama nasza obecność przeżywana jest jako unicestwienie tradycji.

Od czasu pandemii COVID-19 pojawiły się nowe „bożonarodzeniowe psujzabawy”, które domagają się ograniczeń lub po prostu narzucają ich wprowadzenie w zakresie spotkań towarzyskich w okresie świątecznym18. Jeden z ministrów oświadczył, że „ludzie mają dość takiego poziomu mikrozarządzania ich życiem. Chcą wolności i radości, i chcą ich szczególnie w święta Bożego Narodzenia – wolne od bożonarodzeniowych psujzabaw”. Dokładnie tak: wolność i radość można przedstawić jako obojętność na potencjalnie krzywdzące konsekwencje działań wobec innych. W części tekstów poświęconych bożonarodzeniowym psujzabawom w trakcie pandemii udaje się zrzucić winę na mniejszości: „Określenie »Boże Narodzenie« wycofane przez urzędników: może obrażać mniejszości religijne”19. Zwróćmy uwagę na słowo „wycofać”. W tekście pojawia się także wyrażenie „zakazać”. W uzasadnieniu decyzji, które pojawia się w ujawnionym mailu, nie ma słowa na temat obrażania, jest za to mowa o „potrzebie inkluzywności”. Jakakolwiek ingerencja w język komunikacji, która pozwoliłaby dotrzeć do bardziej różnorodnych społeczności albo większej ich liczby, może zostać – i zostanie – przekształcona w historię o unieważnianiu.

Kiedy psujzabawa służy do zilustrowania określonego stylu politycznego, wraz z nią pojawia się zarówno obraz osoby, jak i ucieleśnienia odstępstwa od normy; nierzadko jest to obraz kogoś, kto uczestniczy w zjawisku określanym dzisiaj jako „kultura unieważniania”. Jeśli nawet określenie to funkcjonuje od niedawna, samo zjawisko jest stare jak świat. Oto kolejny artykuł: „Skrócić ich o skurczone głowy! Jedno z najważniejszych brytyjskich muzeów uznało, że ekspozycja ludzkich szczątków z Ameryki Południowej jest rasistowska. Wokeistyczni arbitrzy kultury brytyjskiej stwierdzili, że wystawa utrwala »rasistowski i stereotypowy sposób myślenia«”20. Okradanie z przyjemności prezentuje się często jako okradanie z historii. Nie chodzi tylko o to, że psujzabawy coś odbierają. To właśnie one ograbiają nas z historii, używając do jej opisu takich określeń, jak „rasizm”. Psujzabawy kradną przeszłość, naszą historię i nasze dziedzictwo, nierzadko usuwając z aktualnej rzeczywistości obiekty, które w przeciwnym wypadku moglibyśmy oglądać, konsumować i czerpać z tego przyjemność.

Psujzabawa i „wokeistyczny arbiter” to bliscy krewni, oskarżani o pozbawianie nas tego, co uznajemy za własne. Popularna jest opinia, że w feminizmie chodzi o to, żeby czegoś pozbawiać. Słowo „psujzabawa” ma starszy rodowód niż termin „feministka”; umieszczenie feministek w kontekście historii psujzabaw rzuca zatem nowe światło na stare feministyczne historie. Oto opublikowany w 1972 roku w „The New York Times” artykuł poświęcony grupie cheerleaderek przywołuje feministyczną psujzabawę w roli kogoś, z kim bohaterki tekstu nie mają nic wspólnego: „Zgromadzona wczoraj na Madison Square Garden publiczność nie musiała długo czekać, żeby przekonać się, że wśród tryskających entuzjazmem cheerleaderek nie ma miejsca dla Glorii Steinem, Germaine Greer i Reszty Psujzabaw z Wyzwolenia Kobiet”21. Ustawienie radosnych cheerleaderek i feministek-psujzabaw w moralnej opozycji doskonale spełnia swoje zadanie. Artykuł otwiera wypowiedź jednej z bohaterek: „Seksistowski wyzysk? – zapytała Mary Scarborough z Western Kentucky University, kręcąc winylowym pomponem – O co im w ogóle chodzi? – Palenie staników? – dodała Rooney Frailey z Notre Dame – Mój Boże. Nigdy w życiu. Nie doczekałabyś końcówki meczu”. Pojawia się tutaj sugestia, że feministki sprzeciwiają się cheerleadingowi jako formie „seksistowskiego wyzysku” i sam używany przez nie język nie pokrywa się z kobiecym doświadczeniem tego rodzaju praktyk. Feministyczna psujzabawa służy stworzeniu wrażenia, że być feministką to występować przeciw niezliczonej wprost ilości zjawisk, być przeciw wszystkiemu, być za byciem przeciw.

Feministyczne psujzabawy w podobnym stylu pojawiają się w późniejszym artykule, który ogłasza: „Grupa wojujących feministek chce zabronić mężczyznom gwizdania na kobiety i używania słowa »kochanie«. Zdaniem grupki kościstych psujzabaw są to formy molestowania seksualnego porównywalne z obłapianiem i ekshibicjonizmem”22. Psujzabawy traktowane są jako zbiorowość podobnych fizycznie jednostek (kółko mizerot, nic dodać, nic ująć), które do tego ignorują kwestię skali. Feministyczne psujzabawy z małych rzeczy robią wielkie albo traktują pomniejsze zjawiska, drobne akty niewinnej zabawy („kochanie”, to przecież komplement, „kochanie”, te wszystkie czułe słówka), jakby miały tę samą wagę, co sprawy naprawdę poważne. Taką właśnie formę przybierały często wypowiedzi dezawuujące ruch MeToo: feministki stały się zgrają kościstych psujzabaw, które rozstawiają wszystkich po kątach. Nazywanie określonego zjawiska molestowaniem seksualnym jest psuciem zabawy, odebraniem czegoś miłego: zabronione są na przykład takie sympatyczne gesty, jak zwracanie się do kobiet per „kochanie”. Figura feministycznej psujzabawy pozwala dostrzec, że minimalizacja krzywd i wyolbrzymianie władzy często idą ze sobą w parze. Już samą identyfikację określonego zjawiska w kategoriach krzywdy traktuje się jako próbę sprawowania czy też utrzymania władzy nad innymi, tak jakby feministki wyolbrzymiały wagę pomniejszych nietaktownych zachowań, żeby wzmocnić własną pozycję. W ten sposób wprowadzane przez nas pojęcia i koncepcje, które objaśniają mechanizmy działania władzy, takie jak molestowanie seksualne, same stają się psujzabawami, nośnikami resentymentu, regułami narzucanymi przez obcych.

Warto dodać, że wspomniany artykuł dotyczył między innymi złożonej przez byłego premiera Wielkiej Brytanii, Davida Camerona, obietnicy podpisania – w ramach uczczenia Międzynarodowego Dnia Kobiet – konwencji Rady Europy, zawierającej między innymi artykuł, na mocy którego „każda forma niechcianego werbalnego, niewerbalnego lub fizycznego postępowania o charakterze seksualnym, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności danej osoby, a szczególnie tworzenie onieśmielającego, wrogiego, degradującego, poniżającego lub obraźliwego środowiska” podlegałaby sankcjom karnym23. Ten artykuł stanowi w istocie standardową definicję molestowania seksualnego, przyjętą już w Wielkiej Brytanii jako element podstawowych zasad dotyczących równości. Zaprezentowano go jednak jako coś nowego i obcego, narzuconego przez Europę: „Nic dziwnego, że biurokraci z Brukseli i dyktatorzy z Berlina dawno temu wykształcili odporność na poczucie humoru”. Przy okazji, z perspektywy postbrexitowej nietrudno dostrzec, że sama Europa została ostatecznie uznana za figurę psujzabawy, która narzuca moralne ograniczenia i zabija poczucie humoru. Jeśli uważa się, że równość pozbawia nas poczucia humoru, jego źródłem musi być wobec tego brak równości. Nic zatem dziwnego, że Brexit przybrał kształt obietnicy szczęścia. Argumenty za wyjściem z Unii Europejskiej przyjęły formę naszpikowanej obietnicami wersji „nostalgicznego nacjonalizmu”, by sięgnąć po pojęcie ukute przez antropolożkę Sarah Franklin: „odzyskać kontrolę” oznaczało powrócić do przeszłości, odzyskać naród24. Jeśli nostalgia jest fantazją o przeszłości, można utrzymać ją przy życiu niezależnie od tego, czy obietnice zostaną spełnione. Jeden z polityków zażartował, że „ryby mają się lepiej i są szczęśliwsze, odkąd mają brytyjskie obywatelstwo”25. Wszędzie tam, gdzie trafiamy na figurę psujzabawy, spotykamy się również z fantazją o szczęściu. Być psujzabawą oznacza stanowić zagrożenie nie tylko dla szczęścia, ale też dla fantazji o szczęściu i wyobrażenia o tym, gdzie (i w kim) można je odnaleźć.

Feminizm ukuł nowe pojęcia, żeby zwrócić uwagę na problemy, które powoduje działanie zgodnie ze starym zwyczajem. Powiedzmy sobie jasno: chcemy zerwać z częścią starych zwyczajów. Stając się feministką, orientujesz się, jak mocno niektórzy są do nich przywiązani. Upominanie się o zmianę sposobu mówienia czy działania może wystarczyć, żeby uznano cię za psujzabawę, co sugeruje z kolei, że psujzabawy mają w zwyczaju występować bardziej powszechnie w okresach bardziej wzmożonej transformacji społecznej. Jeśli jesteś zmuszona upominać się o stosowanie prawidłowych zaimków wobec ciebie lub twojej partnerki czy partnera – a często to właśnie wobec tych, którzy muszą upominać się o prawidłowe zaimki, używa się nieprawidłowych – możesz zostać uznana za psujzabawę, która narzuca innym swoje reguły, odbierając im wolność działania w sposób, w który działali od zawsze. Psujzabawy pojawiają się po to, żeby wyznaczyć granicę; powiedzieć, że coś zostało nam narzucone, to stwierdzić, że nie zaczęło się od nas. Zjawiska, które już zamieniło się w zwyczaj, normę, rutynę, nie uznaje się za narzucone z zewnątrz. Feministki wprowadziły na przykład tytuł Ms, żeby uniknąć rozróżnienia na mężatkę (Mrs) i pannę (Miss) i zakwestionować przekonanie, że status kobiety powinien wiązać się z jej stanem cywilnym. W artykule z 2012 roku Jasmine M. Gardner zauważa: „Wiemy wszyscy, że jeśli używasz tytułu Ms, wyrażasz w ten sposób pewne przekonanie”26. Bardzo wiele wprowadzonych przez nas pojęć ma swoją historię psujzabawy: kiedy ich używamy, uznaje się, że wyrażamy jakieś – niewygodne – przekonanie, choć część z nich przestaje z czasem tak mocno uwierać i zaczyna wchodzić w zwyczaj. Do zagadnienia zwyczaju powrócę w części poświęconej feministycznej psujzabawie jako filozofce.

Choć nie wszystkie psujzabawy są feministkami, to wszystkie feministki są psujzabawami. Chcę przez to powiedzieć: kiedy zostajesz uznana za feministkę lub sama w ten sposób się określasz, dostajesz łatkę psujzabawy, niezależnie od tego, czy postrzegasz samą siebie w tych kategoriach. Nie chodzi o to, że wszystkie feministki naprawdę są psujzabawami ze swej natury czy wrodzonej skłonności. Celem tej figury jest wytworzenie wrażenia, że być feministką oznacza odbierać samej sobie radość czy też dążyć do odebrania jej innym. W opublikowanym w 1982 w „The New York Times” artykule na temat pokolenia postfeminizmu pojawia się wypowiedź pewnej studentki: „Rozejrzyj się wokół i zobaczysz kobiety szczęśliwe, a tuż obok nich potwornie zgorzkniałe. Wszystkie te nieszczęśliwe kobiety to feministki”27. Za wrażeniem, że „wszystkie nieszczęśliwe kobiety to feministki”, kryją się dwa trudne do pogodzenia ze sobą przekonania: zgodnie z pierwszym z nich to brak szczęścia powoduje, że kobiety stają się feministkami, ponieważ nie mogą dostać tego, czego chcą – prawdopodobnie męża lub dziecka; zgodnie z drugim to feminizm unieszczęśliwia kobiety. Pisarka Fay Weldon przekonuje, że „walka o równość płci źle wpływa na wizerunek. Nikomu nie przynosi szczęścia, chyba że czerpiesz satysfakcję z walki o sprawiedliwość, której poskąpiła nam ewolucja”28. Oznaczałoby to, że walka o równość płci musi unieszczęśliwiać, ponieważ walczysz z naturą: zostając feministkami, stajemy się mniej kobiece, mniej atrakcyjne.

Wiele nam mówi ekstremalna wręcz skala feministycznego psucia zabawy, które ma zabijać wszelką radość. Fakt, że feministki uznaje się jednocześnie za zabójcze i przygnębiające, pozwala nam zrozumieć naturę feministycznych postulatów. Nietrudno zauważyć, że określenia „feministyczna psujzabawa” używa się w odniesieniu do osoby, ruchu, słowa czy koncepcji przez ten ruch proponowanych. Określenie „feministyczna psujzabawa” jest ruchome. Jako stereotyp zlepia ono ze sobą feminizm i nieszczęście. Jeśli zatem feministyczna psujzabawa jest w ruchu, przywiera ona ściśle niczym rzep do jakiegoś „ja” albo „my”, służąc za wyjaśnienie wszystkiego, co robimy. Dlatego kiedy już dostaniesz łatkę feministycznej psujzabawy, zazwyczaj nie sposób jej odczepić.

Stereotyp to powtarzane stwierdzenie, opis, który, upraszczając i spłaszczając, jest także w najgłębszym sensie nieprawdziwy. W „najgłębszym” sensie, ponieważ właśnie to,czego nie udaje mu się uchwycić, czyni z niego stereotyp. Nietrudno zrozumieć, dlaczego w reakcji na stereotyp przepełnionego nieszczęściem feminizmu i feministycznych psujzabaw pojawia się potrzeba, żeby mu zaprzeczać albo się odeń odżegnać, podkreślając, że feminizm wcale nie jest taki, a feministki nie są jak ona. Trudno oprzeć się pokusie, żeby przy pomocy sprawiania wrażenia radosnej i pozytywnej obalić mit feministycznego nieszczęścia, złagodzić groźne oblicze feminizmu i uczynić go bardziej atrakcyjnym. Trudno oprzeć się pokusie ratowania feminizmu przed feministyczną psujzabawą i malowania szczęśliwego obrazka beztroskich feministek. Takie obrazki zresztą istnieją.

Obrana przeze mnie strategia jest inna. Nie chcę uratować nas przed feministyczną psujzabawą, ale oddać jej głos. Kiedy staramy się nie być feministycznymi psujzabawami, kiedy się od nich dystansujemy, umyka nam to, co mogą nam powiedzieć – o nas samych, o wykonywanej przez nas pracy i o tym, dlaczego ją wykonujemy. Odzyskać tę figurę oznacza dostrzec w niej pewną prawdę. Feministki uważa się za zagrożenie (dla szczęścia), ponieważ zagrażamy temu, co niektórzy traktują jako niezbędne (do szczęścia): określone przekonanie, praktykę, sposób życia, układ społeczny. Jak dobitnie ujmuje rzecz osoba zajmująca się krytyką kultury Lauren Berlant: „Nie ma nic bardziej alienującego niż twoje własne przyjemności poddane pod dyskusję przez kogoś uzbrojonego w teorię”29. Niewykluczone, że feministyczna psujzabawa jednocześnie dysponuje teorią i sama nią jest. Jej figura pozwala nam wyjaśnić, dlaczego feminizm postrzega się jako zagrożenie, które alienuje człowieka od jego własnych przyjemności.

Niniejszy przewodnik powstał z myślą o wszystkich, którzy i które z chęcią zamienią się w feministyczne psujzabawy – co nie jest równoznaczne z brakiem szczęścia, niezależnie od tego, czy jest on efektem świadomego wyboru czy też nie. Odzyskanie feministycznej psujzabawy nie oznacza zgody na obciążony negatywnym ładunkiem osąd, który ona ze sobą niesie (na sugestię, że dana osoba jest nieszczęśliwa i stanowi zagrożenie), ale przekierowanie tego negatywnego ładunku, pchnięcie go w innym kierunku. Kiedy już odzyskasz termin „feministyczna psujzabawa”, zaczynasz rozmawiać z innymi, którzy także dostrzegają potencjał w tym określeniu, w możliwości przekierowania jego negatywnego ładunku na inne tory. Posiadamy długą aktywistyczną tradycję odzyskiwania skierowanych przeciwko nam słów, zarówno obelg, jak i stereotypów – jak choćby „queer” – które pozwala powiedzieć coś zarówno o nas samych, jak i o tym, czemu się sprzeciwiamy. W rozdziale poświęconym feministycznej psujzabawie jako aktywistce przyglądam się queerowości projektu, którego celem jest zabijanie radości.

Od pewnego czasu zbieram historie feministycznych psujzabaw. Niniejszy przewodnik jest właśnie ich zbiorem. Obok własnych doświadczeń związanych z rolą feministycznej psujzabawy przedstawiam tutaj historie, którymi podzielili się ze mną inni. Prowadząc rozmowy ze studiującymi i pracującymi na uczelni feministkami na temat ich doświadczeń związanych z procesem składania skarg, zauważyłam, że feministyczna psujzabawa pojawia się w nich niezwykle często. Nic dziwnego: jako psujzabawa uznawana jesteś za kogoś, kto się skarży, kto mówi rzeczy negatywne, kto jest negatywny. Część historii opowiadających o skargach zamieściłam w tym przewodniku30. Omawiam również przypadki przywoływania feministycznych psujzabaw w tekstach feministycznych, ze szczególnym uwzględnieniem prac Czarnych i Kolorowych feministek, a także w kulturze w ogóle, w tym w literaturze i filmie. Opowiadanie historii feministycznych psujzabaw oznacza wędrówkę od przeżywanego doświadczenia do reprezentacji i z powrotem. Potrafimy rozpoznać postać psujzabawy w opowieści dzięki własnym doświadczeniom związanym z przypisaniem nam tej roli; wówczas, rozpoznawszy ją, powracamy do naszych doświadczeń, przyglądając im się z nowej perspektywy.

Pozwolę sobie powrócić do historii o tym, jak zostałam feministyczną psujzabawą. Scenariusz wydarzeń przy stole był znajomy. Wszystko może stać się znajome, jeśli nieustannie się powtarza. Dlaczego mój ojciec wciąż rzucał te same uwagi, wiedząc, jak zareaguję? Być może udzielał mi w ten sposób lekcji na temat patriarchalnej władzy, pouczał mnie o tym, że może mówić, co zechce, a ja mam nauczyć się to akceptować. Być może wciąż wygłaszał te same komentarze, ponieważ chciał, żebym zareagowała tak, jak czasem zdarzało mi się reagować, żebym ukazała się w takim świetle, w jakim on zawsze mnie widział – jako dziecko, które sprawia problemy, dziecko uparte, niedojrzałe, porywcze, nieposłuszne. Feminizm deprecjonuje się często jako formę osobistej porażki, nie tylko skłonność, ale też przywarę, tak jakby twoja niezgoda wynikała z tego, że jesteś konfrontacyjna, a twój sprzeciw był efektem konfliktowej osobowości. Twoja reakcja na czyjąś wypowiedź może zostać wykorzystana do usprawiedliwienia wydanego już osądu: „wiedziałem, że to powie”. Wiadomo było, że to powie; i rzeczywiście, powiedziałam to.

Prawda psujzabawy: Obnażanie problemu jest stwarzaniem problemu

Ta prawda jest dla mnie prawdą podstawową, z której bardzo wiele wynika. Obnażając problem, stwarzasz problem; jeśli stwarzasz problem, sama stajesz się problemem. Zarządzanie problemem przekształca się w zarządzanie osobą. Innymi słowy, jednym ze sposobów radzenia sobie z problemem jest sprawić, żeby o nim nie mówiono lub pozbyć się tych, którzy o nim mówią. Jeśli o problemie przestanie się mówić albo znikną ci, którzy o nim mówią, można uznać, że zniknął sam problem. W moich uszach brzmi to jak polecenie. Mamy przestać mówić o problemach albo odejść. Nie zawsze wykonujemy ten rozkaz. Ale im więcej mówimy o problemie, tym mocniej się z nim zderzamy. Odzyskanie feministycznej psujzabawy nie ogranicza się do przyjęcia jej imienia. Chodzi tu również o naszą gotowość do tych zderzeń. Jeśli kwestionowanie obowiązujących układów unieszczęśliwia innych, jesteśmy gotowe ich unieszczęśliwiać. Podejmujemy zobowiązanie, które określam jako podstawową deklarację psujzabawy.

Deklaracja psujzabawy: Jestem gotowa odbierać szczęście

Feministyczna psujzabawa staje się rolą nie tylko w sensie nadanego nam znaczenia czy wartości, ale i w sensie zadania. Stwierdzając, że przyjęcie roli feministycznej psujzabawy oznacza gotowość odbierania szczęścia, możemy też stwierdzić, czego nie oznacza. Funkcją tej figury, która czyni z niej tak ostre narzędzie, jest wydanie osądu, zgodnie z którym psujzabawa działa z premedytacją, tak jakby celem tego, co robi czy mówi, było stawanie na drodze cudzemu szczęściu albo po prostu przeszkadzanie innym. W rzeczywistości jednak o seksizmie i rasizmie nie mówimy dlatego, że chcemy z premedytacją unieszczęśliwiać innych; mimo to jesteśmy gotowe o nich rozmawiać nawet wtedy, kiedy inni nie są z tego powodu szczęśliwi.

Przyjęcie roli feministycznej psujzabawy to niezwykle cenna lekcja. Jeśli zadeklarujesz, że jesteś feministką, istnieje większe prawdopodobieństwo, że usłyszysz komentarze, które sprawiły, że w ogóle nią zostałaś. Oto zestaw zapadających w pamięć uwag, o których lub które usłyszałam ze strony rodziny, przyjaciół i znajomych zgromadzonych przy różnych stołach: „Kobiety nie są równe mężczyznom, ponieważ niemowlęta trzeba karmić piersią”, „Enoch Powell miał rację”31, „Posiadanie dzieci przez osoby homoseksualne jest samolubne”, „Tak się właśnie dzieje, kiedy bierzesz ślub z muzułmaninem”, „Sara, nie wiedziałem, że masz orientalne pochodzenie”, „Rozwód to dyskryminacja mężczyzn”. Każdy z tych komentarzy zostanie uzupełniony kontekstem w dalszej części poradnika. Część z nich skierowana była bezpośrednio do mnie. Inne mogłyby stanowić nagłówki z gazet. Wobec nagłówków łatwiej byłoby zdecydować, czy i jak zareagować. Czasem angażujemy się w dyskusję, ponieważ – powiedzmy to sobie szczerze – na pamięć znamy tę melodię i z konieczności dostroiłyśmy do niej naszą sztukę argumentacji. Czasem odmawiamy udziału w dyskusji, ponieważ podniosłybyśmy tym samym określone stanowisko do rangi wartego dyskutowania. Reagowanie na seksizm, homofobię, transfobię czy rasizm w przestrzeni publicznej jest trudne, ale decyzja o tym, jak reagować w bardziej prywatnych przestrzeniach, jest jeszcze trudniejsza. Stając się feministyczną psujzabawą, uczysz się, w jaki sposób radzić sobie z tego rodzaju komentarzami ze strony przyjaciół czy członków rodziny. Nie ma właściwych sposobów, są tylko różne podejścia.

Kiedy musisz sobie z czymś poradzić, odrabiasz ważną lekcję. Oznacza to, że także inne stoły oprócz tych rodzinnych możemy potraktować jako przestrzenie polityczne, w których wykonujemy swoją feministyczną pracę. W swojej książce Just Us (Tylko my) poetka i krytyczka Claudia Rankine zabiera czytelniczki i czytelników w podróż po różnych przestrzeniach: zaglądamy na lotnisko, do teatru, na uroczystą kolację i do fotobudki. Wszystkie te miejsca łączą niewygodne rozmowy, które autorka prowadzi z białymi na temat białości. Rankine podkreśla, że rozmowa o białości nie polega na wprowadzeniu do wspólnej przestrzeni czegoś, czego dotąd tam nie było. Ale takie właśnie można odnieść wrażenie, ponieważ na pewne kwestie nie powinno się zwracać uwagi, a jeśli się to robi, do rozmowy wkrada się niepokój, a „w powietrzu unoszą się wzajemne, niewidzialne lęki i urazy”32.

Dyskomfort może stanowić formę porozumienia. Sięgnijmy do powieści Amy Ata Aidoo zatytułowanej Our Sister Killjoy (Nasza siostra psujzabawa). Narratorką jest Sissie – nasza siostra psujzabawa. Jej historia opisana jest w formie dziennika podróży: bohaterka przemierza szlaki od Afryki po Europę, od Ghany po Niemcy i Anglię. Jej własna historia psujzabawy rozpoczyna się jeszcze przed dotarciem na kontynent europejski. Na pokładzie samolotu biała stewardessa zaprasza ją do zajęcia miejsca z tyłu, obok „jej przyjaciół”, dwójki nieznanych Sissie Czarnych pasażerów. Sissie zamierza powiedzieć, że ich nie zna, ale się waha. „Odmowa dołączenia do nich wytworzyłaby niezręczną atmosferę, czyż nie? Należy też wziąć pod uwagę, że stewardessa, oprócz bezsprzecznie cywilizowanego wychowania, odebrała także trening w zakresie dbałości o komfort wszystkich pasażerów”33. Wahanie Sissie wiele nam mówi. Nie przesiadając się na tył samolotu lub informując, że nie zna pozostałych Czarnych pasażerów, Sissie odmówiłaby przyjęcia wyznaczonego jej miejsca. Jeśli stewardessa odebrała trening „w zakresie dbałości o komfort wszystkich pasażerów”, zignorowanie jej polecenia spowodowałoby dyskomfort owych „wszystkich”.

Sissie nie protestuje. Potrafi już jednak dostrzec, co jest nie tak. Ponieważ potrafi to ona, potrafimy to także my. Wraz z rozwojem fabuły Sissie w tym, co robi i mówi, coraz bardziej staje się sobą: siostrą psujzabawą. Niezwykle wiele zawdzięczam Amie Ata Aidoo, która wykorzystała figurę siostry psujzabawy w zupełnie nowy sposób, i w dalszej części niniejszego poradnika będę sięgać do katalogu przygód psujzabawy, które przytrafiły się Sissie. Książka Aidoo jest pierwszym tekstem, który oddał głos samej psujzabawy. Autorka (podobnie jak Sissie) wskazuje, że być siostrą psujzabawą czy też feministyczną psujzabawą to mieć świadomość stwarzanej przez nas „niezręcznej sytuacji”. Stwarzając niezręczną sytuację, często same bywamy uznane za niezręczne. Kiedy przyjmujemy rolę feministycznej psujzabawy, kiedy przekształcamy ten osąd w projekt, najważniejsze staje się to, że jest to nasz wspólny projekt.

Kiedy już zostaniemy feministycznymi psujzabawami, dostrajamy się do innych feministycznych psujzabaw, zauważając, kiedy i w jaki sposób się pojawiają. Przychodzi mi na myśl scena z powieści Rachel Cusk zatytułowanej Arlington Park (Park Arlington). Mamy kolację, mamy stół, mamy zgromadzonych wokół niego znajomych. Odzywa się jeden z bohaterów, Matthew. „Mówił bez końca. Rozprawiał o polityce, podatkach i ludziach, którzy stanęli mu na drodze”34. „Mówi bez końca” o kobietach, które idą na urlop macierzyński. Opowiada o pracowniczce, którą zamierza zwolnić, jeśli nie wróci do pracy zaraz po urodzeniu dziecka. Jedna z bohaterek, Juliet, początkowo milczy. W końcu nie wytrzymuje ciszy, która sugeruje jej milczącą zgodę. „To niezgodne z prawem”, mówi. „Mogłaby cię pozwać”. Niezgodne z prawem: oto wyrażenie, od którego gęstnieje atmosfera, które kwestionuje oczywiste w przekonaniu mężczyzny prawo do robienia tego, co robi. Ale to Juliet zostaje uznana za obcesową. „Lepiej uważaj”, odpowiada Matthew. Wtedy Juliet zauważa, „jak blisko jego nienawiści się znalazła: była tam, niczym nerw, od dotknięcia którego dzielił ją ledwie milimetr”. „Powinnaś być ostrożna. W twoim wieku łatwo wyjść na zrzędę”. Juliet zabiera głos – zabranie głosu oznacza tutaj brak ostrożności – i w ten sposób znajduje się o krok od nienawiści mężczyzny. Ta nienawiść była tam już wcześniej, schowana głęboko, niczym nerw. Być feministyczną psujzabawą to żyćw bezpośredniej bliskości nerwu.

Zwróćmy uwagę na aluzję do wieku. Być może rolą feministycznej psujzabawy jest się starzeć: stajesz się równocześnie i wiedźmą, i zrzędą. Radykalna feministka Mary Daly określa wiedźmę jako „osobę niedającą się okiełznać, szczególnie kobietę, która nie chce stać się obiektem uwodzenia”35. Stajesz się wiedźmą, kiedy się nie poddajesz, czy to seksualnym, czy innego rodzaju awansom; seksizm może być formą zalotów, przy pomocy których komunikuje się kobietom, że mają stać się dostępne dla innych. Kiedy się nie poddajesz, nie uśmiechasz, nie milczysz, przypisuje ci się zaciekłość. Weźmy słowo „zrzęda”. Zrzędzenie jest głośne, nieprzyjemne, drażniące. Inni mogą powtarzać to samo w nieskończoność, mogą nawet mówić podniesionym głosem i nikt nie twierdzi, że zrzędzą. Ale jeśli masz czelność powiedzieć, że to, co mówią, stanowi problem, stajesz się problemem. Jakież to frustrujące, kiedy słyszymy, że powodujemy frustrację! Jak trudno znieść fakt, że uznaje się nas za trudne! Trudno się dziwić, że stajesz się trudna.

Być może nawet zaczynasz brzmieć jak ktoś, kim, jak sądzą, jesteś: mówisz głośniej i szybciej, bo zdajesz sobie sprawę, że cię nie słychać. Brzmisz tak, jakbyś była wściekła, bo przypisuje ci się wściekłość. Bywa, że stajemy się tym, kim uznano, że jesteśmy. Rozmawiałam kiedyś z pracującą na uczelni lesbijką o tym, jak to jest być osobą, która wpadła w pułapkę tej dynamiki: „Oczywiście stajesz się wtedy przedmiotem polowania na czarownice, zostajesz kozłem ofiarnym, jesteś nieznośną i arogancką kobietą; okazuje się, że nie pasujesz; zamieniasz się dokładnie w to, o co oskarżają cię twoi prześladowcy, ponieważ nikt cię nie słucha. I słyszysz samą siebie, jak zaczynasz mówić tym poirytowanym tonem [uderzenie dłonią w stół], tylko nie to. I niemal słyszysz, jak mówią: »A ty znowu swoje«”. Jedna z pełnomocniczek do spraw równości powiedziała mi coś bardzo podobnego: wystarczyło, że otworzyła usta, żeby zobaczyć przewracanie oczami, za którym kryło się niewypowiedziane: „A ta znowu swoje”. W obu sytuacjach i ja, i moja rozmówczyni wybuchłyśmy śmiechem, rozpoznając, że dla nas obu ta scena jest znajoma. Nie musisz nawet nic mówić, żeby zaczęto przewracać oczami.

Kiedy dzielę się tą regułą z innymi, często słyszę śmiech. Czasem naprawdę się śmiejemy. Każda z nas musi się śmiać, żebyśmy wszystkie mogły się śmiać. W tym śmiechu może kryć się również jęk. Jeśli na nasz widok przewracają oczami, to znaczy, że jesteśmy wystawione na widok. Im bardziej się śmiejemy, tym lepiej nas widać. Śmiejemy się, znajdując się pod ścisłą obserwacją. Śmiejąc się, nie próbujemy niczego zbyć śmiechem. Dobrze wiemy, że oczekuje się tego od nas w wielu kwestiach: warto pamiętać, że nierówność jest rutynowo prezentowana jako coś zabawnego. Bardzo wiele historii feministycznych psujzabaw ma swój początek w doświadczeniu rozpoznania, że coś zupełnie nas nie bawi.

Zasada psujzabawy: Kiedy coś nie jest śmieszne, nie śmiej się!

Pewna wykładowczyni wyznała mi, że kierowniczka jej instytutu bez przerwy rzucała antysemickie i homofobiczne uwagi: „Sądzę, że we własnym mniemaniu była zabawna”, powiedziała mi. „Noszę nazwisko w bardzo oczywisty sposób żydowskie, moja rodzina to Żydzi, ja sama nie jestem religijna, ale to moje pochodzenie, jestem Żydówką, a ona rzucała bardzo dużo komentarzy, żartów o Żydach, powiedzonek o żydowskim skąpstwie i tak dalej. Jestem wyoutowaną lesbijką i wydawało jej się, że to dobry temat, żeby się ze mną podrażnić, więc ciągle mówiła o kimś: »Myślisz, że to gej? Myślisz, że to lesbijka?«, dużo tego było”.

„Sądzę, że we własnym mniemaniu” oznacza, że moja rozmówczyni ma pewne wyobrażenie o tym, dlaczego bohaterka jej opowieści mówi w taki, a nie inny sposób: przemoc werbalna bardzo często w założeniu ma być „zabawna”, co daje nam pewne pojęcie o tym, jak użyteczną rolę odgrywają intencje. Przekonanie, że jest się „zabawnym”, może pchnąć do mówienia rzeczy, które obrażają i upokarzają innych. Takie formy agresji werbalnej „od lat są na porządku dziennym”.

Jeśli masz niezmiennie ten sam problem, trudno oprzeć się wrażeniu, że to ty sama jesteś problemem. Moja rozmówczyni opisuje: „Usłyszałam, że jestem przewrażliwiona – bo jestem Żydówką, bo jestem obcokrajowczynią, bo żyjesz w tym kraju i nie podoba ci się Brexit, albo jesteś lesbijką i sama prosisz się o kłopoty. Zaczynasz się zastanawiać: czy rzeczywiście sama się o nie proszę? Obracam ten zarzut przeciwko samej sobie: czy to ja, czy to moja wina? W nocy nie śpię, zastanawiając się: czy to naprawdę ze mną jest tutaj problem?” Kiedy zostaniesz uznana za przewrażliwioną, uzasadniony żal można zlekceważyć jako rozgoryczenie, tak jakby twoja skarga była wyłącznie rezultatem chowanej urazy. Sam fakt twojej inności (bo jestem lesbijką, bo jestem Żydówką i tak dalej) zostaje wykorzystany do objaśnienia (i zlekceważenia) tego, co mówisz.

Stać się feministyczną psujzabawą to rozpoznawać, że jesteśmy lekceważone. Dokonując tego rozpoznania, wykładowczyni dostrzega również, że nie dowierza samej sobie: „Może jestem przewrażliwiona. Widzisz, że zaczynam brać winę na siebie, przewrażliwiona, bez poczucia humoru, bla, bla, bla, to wszystko, co sobie powtarzasz, żeby już zapomnieć o sprawie”. Dostrzega to, co robi, robiąc to – bierze winę na siebie. Możesz starać się ustrzec samą siebie przed transformacją w feministyczną psujzabawę i powtarzać sobie, że nie warto wyolbrzymiać byle czego. „Zapomnieć o sprawie” może stać się poleceniem, który wydajesz samej sobie. Moja rozmówczyni dwukrotnie używa określenia „przewrażliwiona”. Feministycznym psujzabawom bardzo często przypisuje się przewrażliwienie.

Dalsza część w wersji pełnej

1 Oxford English Dictionary, https://www.oed.com/search/advanced/Quotations?textTermText0=killjoy [dostęp: 15.03.2024].

2 Alice Lowther, The Kill-Joys, „The English Review”1929, nr 49, s. 607.

3 Tamże, s. 608.

4 Tamże, s. 612.

5 Edmund Bergler, Psychology of the Killjoy, „Medical Record” 1949, nr 162, s. 11–12; The Type: „Mr Stuffed Shirt”, „American Imago” 1960, t. 17, nr 4, s. 407–412.

6The Type…, s. 408.

7 Tamże, s. 407.

8 Tamże, s. 409.

9Politically correct killjoys have pulled festive fun off the menu this Christmas by banning crackers, „Chronicle Live, 18.12.2005 (aktualizacja: 28.02.2013), https://www.chroniclelive.co.uk/news/north-east-news/crackers-1604191 [dostęp: 15.03.2024].

10PC killjoys including Tesco and Bradford Council have banned ‘offensive’ St George flags, „Sun”, 15.06.2018 (aktualizacja: 26.06.2018), https://www.thesun.co.uk/news/6534923/pc-killjoysincluding-tesco-and-bradford-council-have-banned-offensive-st-george-flags [dostęp: 15.03.2024].

11 Christopher Snowdon, Killjoys: A Critique of Paternalism, Institute of Economic Affairs, London 2017.

12 Punch i Judy, uliczne przedstawienia kukiełkowe w konwencji commedia dell’arte, które zyskały popularność w Wielkiej Brytanii w drugiej połowie XVII w. Uznawane za jeden z ikonicznych wytworów kultury brytyjskiej i trawestowane w licznych tekstach kultury popularnej i literatury na całym świecie, budzą dzisiaj kontrowersje ze względu na silnie obecne w fabule motywy przemocy domowej, wątki rasistowskie i sterotypy kulturowe [przyp. tłum.].

13 David Wilkes, Cheese-rolling race axed after 200 years… thanks to health and safety killjoys, „Daily Mail”, 12.03.2010 [dostęp: 15.03.2014].

14 Julian Cole, Who Cancelled Christmas?, „The York Press”, 14.12.2006, https://www.yorkpress.co.uk/news/1073118.who-cancelled-christmas/ [dostęp: 15.03.2024].

15 Jim Waterson, Meet the man who created the ‘Christmas is cancelled’ myth, „Guardian”, 23.12.2021, https://www.theguardian.com/lifeandstyle/2021/dec/23/winterval-man-who-created-christmas-is-cancelled-myth [dostęp: 15.03.2024].

16Clarifications and corrections, „Daily Mail”, 8.11.2011, https://www.dailymail.co.uk/home/article-2058830/Clarifications-corrections.html?ito=feeds-newsxml [dostęp: 15.03.2024].

17 Martin Johnes, Christmas and the British: A Modern History, Bloomsbury, London, 2016, s. 176.

18 Daniel Martin i in., No ‚snogging under the mistletoe’: Cabinet minister sows MORE confusion about Christmas by telling revellers to keep their distance amid fears Omicron variant of coronavirus will start a new wave, „Daily Mail”, 1.12.2021 (aktualizacja: 2.12.2021), https://www.dailymail.co.uk/news/article-10264835/No-snogging-mistletoe-says-cabinet-minister-Boriss-team-branded-Christmas-killjoys.html [dostęp: 15.03.2024].

19 Glen Owen, Now Whitehall’s woke ‘blob’ tries to ban Christmas: Ministers are warned using the word in festive jab drive will offend minorities, „Daily Mail”, 7.11.2021 (aktualizacja: 28.11.2021) https://www.dailymail.co.uk/news/article-10249975/Ministers-warned-using-word-Christmas-jab-drive-offend-minorities.html [dostęp: 15.03.2024].

20 Frank Furedi, Off with their shrunken heads! A leading UK museum decides the display of South American human remains is racist, RT, 15.09.2020, https://www.rt.com/op-ed/500663-shrunken-heads-oxford-museum/ [dostęp: 15.03.2024].

21 Steve Cady, Garden Echoes with 18 Rah Rah Rahs for Tradition, „New York Times”, 18.02.1972, s. 29, https://www.nytimes.com/1972/02/18/archives/garden-echoes-with-18-rah-rah-rahs-for-tradition-18-rah-rah-rahs.html [dostęp: 15.03.2024].

22 Rick Dewsbury, You Want to Ban Men from Wolf Whistling? That’s a Cute Idea Sweetheart, „Daily Mail”, 9.03.2012, https://www.dailymail.co.uk/debate/article-2112142/International-Womens-Day-Plans-ban-wolf-whistling-men-saying-darling.html [dostęp: 15.03.2024].

23Konwencja Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, Stambuł, 11.05.2011, art. 40, s. 14.

24 Sarah Franklin, Nostalgic Nationalism: How a Discourse of Sacrificial Reproduction Helped Fuel Brexit Britain, „Cultural Anthropology” 2019, t. 34, nr 1, s. 41–52.

25 Taki komentarz padł 20.01.2021 roku z ust Jacoba Rees-Mogga. Zob. Barney Davis, ‘Fish are better and happier now they are British’, claims Jacob Rees-Mogg, London Evening Standard, 14.01.2021, https://www.standard.co.uk/news/politics/fish-better-rees-mogg-brexit-british-b899228.html [dostęp: 15.03.2024].

26 Jasmine R. Gardner, Miss, Ms or Mrs – I don’t care what you call me, „London Evening Standard”, 10.04.2012, https://www.standard.co.uk/comment/comment/miss-ms-or-mrs-i-don-t-care-what-you-call-me-7496731.html [dostęp: 15.03.2024].

27 Susan Bolotin, Voices from the Post-Feminist Generation, „New York Times”, 17.10.1982, s.29, https://www.nytimes.com/1982/10/17/magazine/voices-from-the-post-feminist-generation.html [dostęp: 15.03.2024].

28 Fay Weldon, What Makes Women Happy, Fourth Estate, London 2006, s. 52.

29 Lauren Berlant, Desire, [w:] Critical Terms for the Study of Gender, red. Catherine R. Stimpson, Gilbert Herdt, University of Chicago Press, Chicago 2014, s. 66.

30 Zob. moją książkę Complaint! (Duke University Press, Durham2020), w której dokonałam systematycznego przeglądu wniosków ze wspomnianego projektu. W ramach tych badań zebrałam czterdzieści ustnych i osiemnaście pisemnych świadectw, rozmawiałam też nieoficjalnie z setkami akademiczek, pracowniczek administracyjnych i studentek na temat ich własnego doświadczenia związanego z procesem składania skarg na uczelni. Powracam do tych historii w powstającej właśnie książce zatytułowanej The Complainer’s Handbook (Przewodnik skarżypyty), która stanowi kontynuację Przewodnika psujzabawy. Koncentruję się w niej na tym, czego (i w jaki sposób) dowiadujemy się o instytucjach, kiedy składamy w ich strukturach oficjalną skargę. Przyjrzę się również skargom, których przedmiotem są osoby podejmujące walkę z nadużyciami władzy, oraz jednostkom, którym udaje się dojść do głosu dzięki zbliżeniu się do władzy (tak, będę mówiła o „Karen”).

31 Enoch Powell – dwudziestowieczny parlamentarzysta brytyjski, członek Partii Konserwatywnej, znany ze swoich rasistowskich i antyimigranckich przekonań i wypowiedzi na temat brytyjskich niebiałych mniejszości etnicznych, które swoją obecnością doprowadziły do „wyobcowania białych w ich własnym kraju”. Wygłoszone przez niego podczas zjazdu lokalnego oddziału Partii Konserwatywnej w 1968 roku przemówienie, nazwane później nieoficjalnie „Rivers of Blood” („Rzeki krwi”), skierowane przeciwko polityce migracyjnej z krajów wchodzących w skład Wspólnoty Narodów i zaproponowanej przez parlament brytyjski ustawie o równości rasowej, wywołało polityczną burzę i sprowokowało protesty uliczne zarówno jego przeciwników, jak i zwolenników, ostatecznie zjednując mu sympatię brytyjskiej skrajnej prawicy [przyp. tłum.].

32 Claudia Rankine, Just Us: An American Conversation, Allen Lane, London 2022, s. 155.

33 Ama Ata Aidoo, Our Sister Killjoy: Or, Reflections from a Black-eyed Squint, Longman, Harlow 1977, s. 10.

34 Rachel Cusk, Arlington Park, Faber and Faber, London 2016, s. 15–17.

35 Mary Daly, Gyn/Ecology: The Metaethics of Radical Feminism, Beacon Press, Boston 1978, s. 15.