Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jak wziąć życie w swoje ręce i ruszyć przed siebie bez lęków oraz obaw przed poniesieniem porażki? Czy przyszłość, której dla siebie pragniemy da się zaprojektować i zrealizować zgodnie z naszymi planami? Dlaczego futurologia to nie wróżenie z kart, a naukowa metoda przewidywania jutra? Brian David Johnson – doradca amerykańskiej armii oraz największych międzynarodowych korporacji – przekonuje, że za pomocą analizy przeszłych wydarzeń i obserwacji współczesnych zjawisk jesteśmy w stanie nie tylko przewidzieć przyszłość, ale nawet ukształtować ją według naszych pragnień. Książka zawiera ćwiczenia do pracy nad sobą oraz porady, jak rozpoznać zewnętrzne i wewnętrzne bariery, przez które trwamy w stagnacji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 299
Tytuł oryginału: The Future You
Przekład: Anna Czajkowska
Projekt okładki: Katarzyna Grabowska/&Visual.pl
Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Redakcja: Kornelia Kiszewska/Słowne Babki
Korekta: Magdalena Mierzejewska, Anna Banaszczyk-Susłowicz/Słowne Babki
Copyright © 2021 by Brian David Johnson
This edition published by arrangement with DeFiore and Company Literary Management, Inc. through Andrew Nurnberg Associates Warsaw
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.
ISBN 978-83-287-2156-2
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Dla tych, którzy wybierają przyszłość zamiast lęku
Historia dwóch rozmów telefonicznych
Nikt nie budzi się rano z myślą: Muszę iść do futurysty. Ludzie dzwonią do mnie wtedy, gdy na horyzoncie zbierają się czarne chmury i firma lub organizacja potrzebują pomocy w ustaleniu, co robić dalej.
Mam nadzieję, że twoja sytuacja nie jest ciężka, jednak ewidentnie potrzebujesz rady dotyczącej twojej przyszłości. Być może chodzi o pracę czy bezpieczeństwo finansowe, obawy związane z technologią, polityką, gospodarką… Być może martwisz się, jak ułożą się twoje relacje z dziećmi lub rodzicami; może w grę wchodzi jeden z tych wielkich lęków związanych z pandemią, wojnami, chorobami, no i oczywiście największy – lęk przed śmiercią.
Ja mogę ci pomóc. Nie przepowiem przyszłości, ale jestem w stanie pokazać, jak pomogłem wielu ludziom zrealizować ich własną – z uwzględnieniem konkretnych kroków, które musieli podjąć w tym celu. Lub przynajmniej poczuć się nieco pewniej odnośnie do kierunku, w którym zmierzali, i zyskać nieco więcej kontroli nad tym procesem.
Zrobienie pierwszego kroku jest najtrudniejsze. Uwierz mi jednak – jesteś do tego zdolny. Nie twierdzę, że będzie łatwo, ale twierdzę, że dasz radę.
Obawy co do przyszłości to nic więcej jak tylko… obawy. Pomyśl, jak wiele czasu i energii tracisz, zamartwiając się rzeczami, które jeszcze się nie wydarzyły i być może nigdy się nie wydarzą. Co by było, gdybyś wykorzystał całą tę energię do kreowania pozytywnej i trwałej przyszłości?
Tak, tak, wiem. Nawet teraz, choć pracuję jako futurysta już od bardzo, bardzo długiego czasu, sam nadal czasem się zamartwiam. To właśnie jeden z głównych powodów, dla których zdecydowałem się napisać tę książkę. Aby pokazać, o co mi chodzi, pozwólcie, że wam opowiem o dwóch najtrudniejszych rozmowach telefonicznych, jakie ostatnio przeprowadziłem.
Rozmowa nr 1: Dyrektor generalna w potrzebie
Było już późno. Czytałem książkę. Nagle zabrzęczał telefon, a ja od razu wiedziałem, kto dzwoni.
– Halo? – odezwałem się.
– To nie zadziała, BDJ – powiedziała natychmiast Carol, używając mojej ksywki (wszyscy w końcu zwracają się do mnie w ten sposób). Żadnego powitania, żadnych uprzejmości, tylko panika i napięcie w głosie. – To nie jest przyszłość, której pragnę.
– Co jest nie tak? Co się dzieje? – zapytałem, starając się, aby mój głos brzmiał spokojnie, chociaż sam zacząłem odczuwać zdenerwowanie. Słowa Carol nie zabrzmiały dobrze, więc się zaniepokoiłem.
– Nie sądzę, żebym mogła odmówić temu klientowi. Właśnie dzisiaj pojawiła się ta okazja – wiem, że rozmawialiśmy o zmianie strategii, i wiem, że może ona oznaczać od czasu do czasu odmowę, ale… – przerwała dla nabrania oddechu. – Wiem, że nie chcemy już tak działać i że firma potrzebuje zmiany kierunku, ale to niemal trzy miliony dolarów.
– Co mówią inni członkowie zespołu kierowniczego? – zapytałem.
– Jeszcze im nie powiedziałam – odparła. – Siedzę właśnie i staram się wymyślić, co powinnam zrobić. Tu chodzi o przyszłość firmy, o przyszłość mojego biznesu.
Carol była dyrektorem generalnym średniej wielkości agencji talentów w Los Angeles. Dziesięć miesięcy wcześniej, wraz z pozostałymi członkami zespołu kierowniczego, zatrudniła mnie, abym z nimi pracował. Martwili się, że ich firma nie jest przygotowana na przyszłość, a moim zadaniem było pomóc im wytyczyć nową ścieżkę.
I zrobiliśmy to. Powstał dobry plan z konkretnymi krokami, nastawiony na nowe pokolenie talentów i influencerów z rosnącego segmentu świata rozrywki, jakim są media społecznościowe. Oznaczało to całkiem sporą zmianę rodzaju klientów, których akceptowali. Nie będę was zanudzał szczegółami, ale w ramach oceny ryzyka rozmawialiśmy o możliwości, gdy jakiś ważny talent, tradycyjna gwiazda telewizyjna, będzie chciał zatrudnić agencję i jak trudno będzie wtedy odmówić.
Ten moment właśnie nadszedł i Carol była przerażona. Słyszałem to w jej głosie. Martwiła się, że nie podejmie właściwej decyzji, że zaszkodzi swojej przyszłości, a także przyszłości firmy i wszystkich ludzi, którzy w niej pracowali.
– Wydajesz się sfrustrowana – zauważyłem.
– Bo jestem! – warknęła. – Tu chodzi o życie i pracę wielu ludzi, nie wspominając o mojej własnej rodzinie. Przepraszam, nie chciałam być nieuprzejma. Co powinnam zrobić, BDJ? To ty jesteś futurystą.
Zawahałem się, nagle sam byłem niepewny. Czy rzeczywiście dobrze by zrobiła, odrzucając taką propozycję? Kto rezygnuje z trzech milionów dolarów? Czy to nie szaleństwo?
– Jesteś tam? – zapytała.
Milczałem zbyt długo. To zaczynało być krępujące, ale po prostu nie wiedziałem, co powiedzieć. Ja też się bałem. Oto ja, futurysta, nagle nie byłem pewien przyszłości.
A przerwałem dlatego, że coś w głosie Carol przypomniało mi rozmowę, którą odbyłem kilka tygodni wcześniej.
Rozmowa 2: Absolwent uczelni na rozdrożu
Wracałem właśnie spacerem ze spotkania, kiedy na wyświetlaczu komórki zobaczyłem imię Bruna.
– Cześć – powiedziałem.
– Jestem tchórzem – oznajmił Bruno głosem cichym ze strachu.
– Co jest nie tak? – zapytałem. – Co się stało?
– Nic się nie stało – odparł. – Właśnie o to chodzi. Nie byłem w stanie tego zrobić.
Bruno to kolega znajomego. Miał dwadzieścia dwa lata i dopiero co skończył studia. Dostał niezłą pracę, ale nie dawała mu ona wiele satysfakcji ani możliwości rozwoju. Podobało mu się miejsce, gdzie mieszkał, ale nie budziło ono zachwytu. Poza tym czuł się samotny. Niedawno zerwał z chłopakiem i nie było to dobre zerwanie. Bruno przeżywał ciężkie chwile.
– Zatkało mnie podczas rozmowy kwalifikacyjnej – wyjaśnił. – Zacząłem się martwić, że informacja o udziale w rekrutacji dojdzie do mojego obecnego szefa i zostanę wylany. Jak mnie wyrzucą, stracę ubezpieczenie zdrowotne. Co będzie, jeśli się rozchoruję? Co wtedy zrobię?
Zawahałem się. Nie z powodu samych słów, ale brzmienia jego głosu. Słychać w nim było panikę i rozpacz. Tymczasem istotą naszych rozmów w ostatnich tygodniach było dodanie mu sił i pewności siebie potrzebnych, aby zawalczyć o przyszłość, której pragnął.
Czy zrobiłem mu krzywdę? Czy przez moje rady zwolnią go z pracy? To byłoby okropne, gdyby stracił ubezpieczenie zdrowotne. Wiedziałem, że cierpi na poważne dolegliwości, które nieleczone spowodują jeszcze więcej problemów.
– Jest pan tam jeszcze? Nie przerwało nam połączenia? – zapytał Bruno.
– Nie, nie przerwało… – odparłem i znów zamilkłem, podobnie jak kilka tygodni później z Carol.
———
Rozmowy z Bruno i Carol sprawiły, że zacząłem sam w siebie wątpić. Kim jestem, aby dawać rady innym ludziom? Nieważne, czy chodzi o trzy miliony dolarów, czy też decyzje dotyczące ścieżki zawodowej. Skąd mi się wzięło przekonanie, że mogę udzielać porad?
Wtedy jednak powiedziałem sobie to, co zawsze, kiedy ogarnia mnie lęk: Możesz pomóc, bo już nie raz to zrobiłeś. Już od ćwierćwiecza pomagam dużym międzynarodowym korporacjom, firmom technologicznym z Doliny Krzemowej, organizacjom non-profit, uniwersytetom, a nawet rządom i armiom wytyczyć swoją drogę naprzód.
A teraz chcę pomóc tobie.
Myślenie o przyszłości prowadzi do swego rodzaju życiowego paraliżu. Zamierasz. Nie jesteś w stanie ruszyć naprzód nawet w wyobraźni. Czujesz, że nie masz kontroli. Odczuwasz frustrację. Poddajesz się.
Jak możesz zmienić swoją przyszłość? Jest proces, który to umożliwia, i mogę cię go nauczyć tak jak Carol i Bruna. Pomimo momentu paniki (ich i mojej) oboje zdołali dojść do wymarzonej przyszłości. W obu przypadkach zrobili sobie przerwę i dokonali przegrupowania, aby się upewnić, czy nowy kierunek nadal im odpowiada. A potem wrócili na wybraną ścieżkę, którą lubię nazywać ścieżką do przyszłego ja.
Jak znaleźć przyszłe ja
Zawsze, kiedy po raz pierwszy spotykam osobę, zmagającą się ze swoją przyszłością, opowiadam o trzech wersjach samego siebie, z których każdy z nas się składa: przeszłym ja, obecnym ja i przyszłym ja.
Przeszłe ja to twoje doświadczenia i wspomnienia – radości i żale, zwycięstwa i porażki, suma wszystkich lekcji życiowych, jakie przyswoiłeś.
Przyszłe ja to osoba, którą się staniesz, to, kim chcesz być i kim być nie chcesz (więcej o tym później).
Wreszcie jest też obecne ja.
Dla większości z nas obecne ja to przeszłe ja. Żyjemy w przeszłości. Jak napisał George Orwell: „Ten, kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość; ten, kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość”.
Przeszłość to nie jest coś, co jedynie pamiętamy; ona nami rządzi – żałujemy złych decyzji i niewykorzystanych okazji albo szukamy sposobów, aby zapomnieć o trudnych chwilach. Oczywiście przeszłość nie jest w całości zła (a przynajmniej mam taką nadzieję!). Są też pozytywne wspomnienia i momenty radości.
Niezależnie od tego, czy nasza przeszłość jest radosna, czy smutna, spędzamy życie uwięzieni w niej. Dlatego właśnie dla większości z nas obecne ja to naprawdę przeszłe ja.
Problem z takim paradygmatem polega na tym, że przeszłość – no wiecie – należy do przeszłości. Jeśli wykluczymy totalną rewizjonistyczną przemianę swojego ja, nie ma sposobu, aby ją zmienić. Przypomina mi się tutaj kolejne znane powiedzonko: „Ludzie się nie zmieniają, tylko stają się jeszcze bardziej sobą”. W świecie, gdzie obecne ja jest przeszłym ja, to prawdziwe i nieuniknione stwierdzenie.
Jednak co by było, gdybyś zdołał odwrócić tę formułę i zmienić obecne ja w przyszłe ja?
Napisałem tę książkę, aby pomóc ci tego właśnie dokonać – odwrócić scenariusz i przekształcić obecne ja w najlepszą wersję przyszłego ja. Jestem podekscytowany, że mogę przedstawić ci wszystkie konieczne do osiągnięcia tego celu strategie i narzędzia, a także historie ludzi, którzy nauczyli się otwierać na swoje przyszłe ja. Obiecuję, że kiedy już przeczytasz tę książkę, będziesz rozumieć swoje przyszłe ja lepiej niż kiedykolwiek wcześniej – zobaczysz w nim siebie i poznasz kroki, które musisz podjąć, aby do niego dotrzeć.
Staniesz się swoim przyszłym ja, a podróż do niego zaczyna się teraz.
No dobrze, ale kto to właściwie jest „futurysta”?
Dużo podróżuję z powodów zawodowych, w tym często dookoła świata. Podczas lotów międzynarodowych zawsze mam dużą frajdę, wypełniając formularz kontroli paszportowej, który rozdają stewardessy przed lądowaniem. W miejscu, gdzie jest pytanie o zawód, lubię wpisywać dużymi drukowanymi literami FUTURYSTA. Doprowadziło to już do kilku interesujących interakcji z oficerami straży granicznej, w tym z potężnie zbudowanym facetem na Heathrow w Londynie. Najpierw nie wierzył, że taki zawód naprawdę istnieje, ale w końcu zaczął zasypywać mnie pytaniami, podczas gdy z tyłu rosła kolejka podróżnych:„No cóż, panie futurysto – powiedział, w końcu stawiając stempel w moim paszporcie, i dodał: – Ma pan ciekawą pracę. Skoro zajmuje się pan przyszłością, w interesie nas wszystkich proszę dopilnować, żeby była dobra”.
Przez większość ostatniej dekady byłem głównym futurystą w Intel Corporation, która jest przodującym producentem mikroprocesorów na rynku światowym. Te chipy napędzają wiele naszych komputerów i innych urządzeń. Mówiąc ogólnie, buduje się tam „mózgi”, dzięki którym elektronika działa. Jako pierwszy futurysta, jakiego kiedykolwiek mianowano w tej firmie, byłem tym bardziej dumny z wykonywanej pracy. Dlatego właśnie, zamiast podawać w formularzu zawód „inżynier”, zawsze z wielką radością piszę: FUTURYSTA.
Obecnie moja praca w ramach prywatnej praktyki polega na pomaganiu firmom i organizacjom każdej wielkości w rozważeniu możliwych pozytywnych i negatywnych wersji przyszłości na dziesięć do piętnastu lat w przód. Potem pokazuję im, jak spojrzeć wstecz z tej przyszłości i ustalić, co muszą zrobić dziś, jutro oraz w ciągu najbliższych pięciu lat, aby podążać w stronę wariantu pozytywnego, a oddalać się od negatywnego.
Moi klienci wywodzą się z najrozmaitszych sektorów: technicznego, produkcji, handlu detalicznego, medycyny, rolnictwa, finansów, a także rządu i wojska. Wszystkie te branże mają jedną wspólną cechę – każda z nich musi cały czas i na bieżąco podejmować decyzje, które mogą okazać się nieopłacalne i to jeszcze przez wiele kolejnych lat. Przykładem może być inwestycja, która zmniejszy tegoroczne wyniki finansowe, ale będzie opłacalna długoterminowo, albo opracowanie nowego produktu, który dopiero w dalekiej przyszłości da dywidendy.
Aby podejmować te trudne decyzje, potrzebują kogoś wyszkolonego w zbieraniu informacji i systematycznym modelowaniu możliwych, przyszłych scenariuszy. I tu właśnie pojawia się futurysta. Jak lubię mówić swoim studentom: „Jeśli nie my, to kto?”.
Moja praca z klientami obejmuje proces – nazwany przeze mnie „formowaniem przyszłości” – który dokładnie przedstawię dalej w tej książce. Pokrótce, polega on na wykorzystaniu kombinacji informacji z rozmaitych źródeł, takich jak nauki społeczne, badania z dziedziny techniki, historia kultury, ekonomia, dane dotyczące obecnych trendów i rozmowy z ekspertami. Używam tych różnorodnych danych, aby ustalić nie tylko to, co jest prawdopodobne, ale też to, co jest możliwe. To jest ten wielki plus bycia futurystą – pokazywanie ludziom, co może im przynieść przyszłość.
Kilka lat temu zostałem zatrudniony przez firmę architektoniczną, aby pomóc zespołowi rozszyfrować przyszłość organizacji. Firma miała już ponad sto lat i partnerzy obawiali się, że nie są dobrze przygotowani na przyszłość. Zebraliśmy zatem wszystkich pracowników i rozważyliśmy możliwe scenariusze. Moi klienci zajmowali się głównie projektowaniem i budową budynków do celów edukacyjnych na środkowym zachodzie USA. Zamiast jednak zająć się tylko przyszłością firmy, spojrzeliśmy szerzej, rozważając przyszłość edukacji w ogóle. Dzięki temu mogli sobie wyobrazić, jakie miejsce chcieliby w niej zająć.
Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Tak, moi klienci ujrzeli przyszłość swojej organizacji, ale zaczęli też rozumieć, jak powinna się zmienić edukacja w ogóle. Zobaczyli, jak mogą pomóc kształtować przyszłość nauczania, przygotowując wszystkich uczących się tak, aby rozkwitli w dwudziestym pierwszym wieku. Było to dla nich tak inspirujące, że założyli oddzielny instytut non-profit o nazwie 9 Miliardów Szkół. A oto jego program:
Ruch 9 Miliardów Szkół został stworzony, aby inspirować dyskusję, innowacje i działania mające pomóc w stworzeniu takiego świata, w którym każdy może korzystać z nauczania, które jest spersonalizowane, a także dostosowane do każdego etapu życia, każdych życiowych okoliczności i obejmuje wartości etyczne (L3 – ang. life-long, life-wide, life-deep).
Chcemy nawiązywać partnerstwa, kreować idee i wprowadzać innowacje we współpracy z innymi organizacjami i jednostkami zaangażowanymi w pomoc przy realizacji wizji 9 Miliardów Szkół, na małe i wielkie sposoby.
Tak właśnie możliwe wizje przyszłości oraz wpływ, jaki mogli na niej wywrzeć moi klienci, zainspirowały ich i zmotywowały. Jak pokazuje ten przykład, moja praca nie polega tylko na wyobrażaniu sobie możliwych przyszłych scenariuszy. Pomagam też klientom zrealizować ten najlepszy z dostępnych. To czyni ze mnie – jak to się mówi w naszej branży – futurystę stosowanego. Gdy ludzie spotykają mnie po raz pierwszy, często sądzą, że cały dzień siedzę z nogami na biurku, wyobrażając sobie, jak mogłaby wyglądać przyszłość. Nic bardziej mylnego. Jestem z wykształcenia inżynierem i projektantem. Jako futurysta stosowany nie tylko tworzę mapy potencjalnych przyszłości, ale też ściśle współpracuję z klientami, aby ustalić, jakie kroki powinni podjąć. Co mają zrobić już w najbliższy poniedziałek, aby podążać w kierunku przyszłości, jakiej pragną?
To może oznaczać ścisłą współpracę z działem kadr firmy, aby ustalić, jakich pracowników powinni zatrudnić. Albo z działem finansowym, aby zbadać, jakich inwestycji trzeba dokonać. Pracuję nawet z zarządzającymi infrastrukturą, aby określić, co będzie potrzebne w biurowcu dla przyszłych pracowników.
W ostatecznym rozrachunku miarą mojego sukcesu jako futurysty jest to, że przedstawiam klientom nie tylko oparte na solidnych danych przyszłe scenariusze, ale też pragmatyczne kroki, jakie mogą dzisiaj podjąć, aby do tej przyszłości dojść.
Dlaczego zatem ten futurysta zdecydował się napisać poradnik?
Oto szczera prawda: nigdy bym się nie domyślił, że będziecie to czytać. Chociaż jestem facetem, którego praca polega na spoglądaniu w przyszłość, nigdy sobie nie wyobrażałem, że może mi ona przynieść pisanie poradnika.
Jak wyjaśniłem, już od dwudziestu pięciu lat jestem futurystą, który pomaga organizacjom spojrzeć w przyszłość i modelować pozytywne i negatywne scenariusze. Potem pracuję z nimi, aby zrealizować te pozytywne i uniknąć negatywnych. Oprócz tego, że jestem z wykształcenia inżynierem i projektantem, wykładam też na wyższej uczelni i pisuję powieści science fiction.
Co zatem wpadło mi do głowy, że napisałem poradnik? To wymaga kolejnej opowieści…
Podczas pracy w firmie Intel miałem to szczęście, że moim mentorem był niejaki Andy Bryant. Andy to potężnie zbudowany, przyjazny facet z wielką, zmierzwioną brodą i pasją do golfa, która ociera się o obsesję. Przez wiele lat pracował jako dyrektor finansowy, po czym został mianowany prezesem zarządu. Abyście lepiej zrozumieli, jaki to człowiek: często go widywałem, gdy podróżował z Oregonu, tam obaj wówczas mieszkaliśmy, do Santa Clara w Kalifornii, gdzie Intel miał swoją główną siedzibę. Wielokrotnie zdarzało mi się spotkać go w klasie ekonomicznej, wciśniętego w środkowe siedzenie w tylnej części boeinga 737 Southwest Airlines. Oto prezes zarządu w firmie zarabiającej dwieście miliardów dolarów rocznie, a tymczasem leci do pracy trzecią klasą razem z nami wszystkimi, bardzo zadowolony z siebie.
Podczas jednej z naszych ostatnich sesji mentorskich Andy zapytał mnie, dlaczego zatrudniłem się w firmie Intel. Zanim do niej przyszedłem, byłem projektantem dekoderów interaktywnej telewizji dla pewnej małej firmy. To były „wczesne” dni internetu, kiedy trzeba było podłączyć kabel telefoniczny do dekodera, aby połączyć się z kablówką. Innymi słowy, bardzo dawno temu.
Kiedy zaoferowano mi pracę w Intelu, byłem uradowany, ponieważ umożliwiało mi to działanie na skalę globalną. Wydajność korporacji mierzono miliardami mikroprocesorów. Chciałem fundamentalnie zmienić sposób, w jaki firma wyobrażała sobie, projektowała i budowała swoje chipy. Chciałem tworzyć technologię nastawioną na ludzi. Chciałem, aby moi koledzy inżynierowie zrozumieli, że nie robią po prostu bardzo szybkich komputerów, ale że te bardzo szybkie komputery mają moc, aby odmieniać ludzkie życie – miejmy nadzieję – na lepsze.
Kiedy powiedziałem to Andy’emu, uśmiechnął się i odparł: „No cóż, ewidentnie nie ustawiłeś poprzeczki wystarczająco wysoko, bo dokonałeś tego wszystkiego w ciągu dekady, którą z nami spędziłeś. Jaki masz zatem następny cel?”.
Po spotkaniu nie poszedłem prosto do swojego boksu. Zacząłem się przechadzać po rozległych terenach korporacji i zastanawiać nad tym, co Andy mi powiedział.
Jestem futurystą bardzo specyficznego rodzaju, określanym mianem futurysty technologicznego i stosowanego. Sformułowanie „futurysta technologiczny” mówi samo za siebie. Większość pracy, którą wykonuję, dotyczy technologii i jej potencjalnego pozytywnego wpływu na społeczeństwo. Jeśli zaś chodzi o określenie „stosowany”, oznacza ono, że nie tylko wyobrażam sobie możliwe scenariusze przyszłości, ale też działam, aby je zrealizować.
Ale jestem też futurystą, którego obchodzą ludzie. Myślę, że wszystko, co w życiu robimy, zaczyna się i kończy na ludziach. Może w tym uczestniczyć ileś technologii i procedur, ale zawsze wszystko zaczyna się i kończy na ludziach. Pewien reporter w rozmowie ze mną zażartował kiedyś, że jestem technologicznym futurystą, którego bardziej obchodzą ludzie niż technologie. Odebrałem ten żart jako największy komplement. I kiedy tego dnia przechadzałem się po terenie firmy i zastanawiałem nad swoim następnym celem, w końcu uświadomiłem sobie, że to ludzie są moją prawdziwą pasją.
Im dłużej o tym myślałem, tym wyraźniej zdawałem sobie sprawę, że na następnym etapie swojego życia chcę robić dla ludzi to, co przez ostatnie siedem lat robiłem dla mikroprocesorów. To znaczy chciałem fundamentalnie zmienić sposób, w jaki ludzie wyobrażają sobie, projektują i budują własne życie. Chciałem pomóc im zrozumieć, że przyszłość nie jest z góry ustalona – każdego dnia kreują ją nasze działania. Chciałem, aby zaakceptowali fakt, że są w stanie zbudować własną przyszłość, jeśli – i tylko jeśli – są gotowi aktywnie w tym uczestniczyć. Jedyna rzecz, której im nie wolno, to pozwolić, aby przyszłość po prostu im się przytrafiła albo – co gorsza – aby zaprojektował ją dla nich ktoś inny.
Dlatego właśnie ten futurysta pisze poradnik. Tak wielu osobom przyszłość wydaje się niewiadomą, czymś, czego nie mogą zobaczyć ani zmienić. Ale to nieprawda. Możesz tego dokonać – i możemy zacząć już dziś. Mam nadzieję, że jesteś gotów na taką przygodę. Ja już nie mogę się doczekać, aż pomogę ci wyobrazić sobie, zaprojektować i zbudować przyszłość, jakiej zawsze pragnąłeś dla siebie, swoich dzieci i swojej społeczności. I kto wie? Jeśli wystarczająca liczba osób się do nas przyłączy, może nawet zmienimy przyszłość świata?
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz