Puszcza Kampinoska. Opowieści o wydmach, mokradłach i sosnach. Przewodnik po krajobrazach przyrodniczo-kulturowych - Szymon Jastrzębowski, Tomasz Związek, Jacek Marek (fotografie) - ebook

Puszcza Kampinoska. Opowieści o wydmach, mokradłach i sosnach. Przewodnik po krajobrazach przyrodniczo-kulturowych ebook

Szymon Jastrzębowski, Tomasz Związek, Jacek Marek (fotografie)

4,0

Opis

Wędrowanie po Puszczy Kampinoskiej to szczególna przyjemność. W tym wielkim jak na europejskie warunki kompleksie leśno-wydmowo-bagiennym można odpocząć, pobyć z własnymi myślami, wychodzić wiele rzeczy trapiących ludzką duszę. Czy jest jednak możliwe, by chodząc po tym rozległym terenie, zajrzeć w przeszłość? Zobaczyć, jak Puszcza Kampinoska wyglądała na początku XIX stulecia? A może jeszcze wcześniej? Czy można założyć terenowe buty i wejść w bagno, które istniało na terenie Prawisły, gdy w okolicach Górek, Nartu i Wilkowa tliły się mielerze, a lokalna ludność wycinała sosny na okolicznych wydmach?
A otóż można! Właśnie dzięki tej książce! Puszcza Kampinoska Szymona Jastrzębowskiego i Tomasza Związka, pełna pięknych, kolorowych fotografii Jacka Marka to coś więcej niż przewodnik. To, działająca na wyobraźnię, opowieść o lesie, pełna szumu drzew z przeszłości... Czy można oddać głos drzewom, wydmom, bagnom? Tak właśnie czynią Autorzy tej niezwykłej książki... Udajmy się więc do Puszczy Kampinoskiej, usiądźmy wygodnie pod okapem drzew i poczytajmy chwilę, by móc z uwagą i czułością rozglądać się na boki podczas puszczańskich wędrówek...

Puszcza Kampinoska to bez wątpienia najdzikszy z mazowieckich lasów. Choć jest dziś tylko mgnieniem swej pierwotnej potęgi, to dzięki objęciu ochroną i utworzeniu Kampinoskiego Parku Narodowego, nieprzemijającym pięknem puszczy mogą nadal cieszyć się nie tylko mieszkańcy Warszawy ale i całej Polski. Nasze wędrówki po przeszłych, teraźniejszych i przyszłych krajobrazach puszczy wynikają bezpośrednio z miłości do tego kawałka polskiej ziemi. Dzielimy się nią z Państwem, licząc na to, że i Was zauroczą kampinoskie wydmy i bagna, a w szumie kampinoskich sosen usłyszycie tętno tego lasu.
Niech ta książka będzie pierwszym krokiem do zrozumienia puszczy i jej wszystkich mieszkańców. Zapraszamy na wędrówkę!
AUTORZY

FRAGMENT KSIĄŻKI:
"Kiedy zrodziła się Puszcza Kampinoska? Jak wyglądał jej początek? Czy zaczęła się od pojedynczego drzewa? Pojawiła się niczym Wielki Wybuch? A może było to coś w rodzaju eksplozji kambryjskiej, jak ewolucjoniści i geolodzy określają gwałtowny wzrost liczby gatunków w okresie pomiędzy 542 i 510 milionami lat temu, na początku ery paleozoicznej? Jedno jest pewne: nikt z nas nie widział początków puszczy, ale ona powstała i wciąż się stwarza. Codziennie od nowa.
Puszcza trwa dopóty, dopóki może - do ostatniego butwiejącego pnia, do ostatniego nasiona. Puszcza nie ma zagospodarowanych części i nie daje się okiełznać. Być może właśnie dlatego w wyobraźni wielu ludzi jest czymś groźnym i nieznanym. Aby ją oswoić, musimy się jej pozbyć. Zamienić na rządki równo posadzonych, bardzo samotnych sadzonek. A przecież drzewa to bardzo towarzyskie organizmy. Bez trudu można dostrzec to wszędzie, gdzie odradza się puszcza.
W puszczy nie obowiązują wieki rębności ani inne oświeceniowe terminologie. To zwroty właściwe przyrodzie ujarzmionej przez człowieka. W puszczy jest miejsce zarówno dla młokosów, jak i protoplastów leśnych rodów. Zresztą starość drzew tak bardzo różni się od naszej, że próby sklasyfikowania jej według ludzkich kryteriów prowadzą do wielu nieporozumień".

O AUTORACH:
Szymon Jastrzębowski - doktor habilitowany nauk rolniczych w dyscyplinie nauki leśne, profesor Instytutu Badawczego Leśnictwa. Leśnik, botanik, ekspert od biologii i ekologii nasion, wykładowca akademicki. Przewodnik po Kampinoskim Parku Narodowym i Parku Narodowym "Bory Tucholskie", jeden z założycieli Kampinoskiego Kolektywu Przewodnickiego "ZaPuszczeni". Pracuje w Instytucie Badawczym Leśnictwa, gdzie zajmuje się badaniem wpływu zmian klimatu na potencjał rozmnożeniowy roślin drzewiastych. Autor wielu publikacji naukowych i popularnonaukowych, w tym książki Ziarna, pestki, orzechy, czyli te niesamowite nasiona (2019).

Tomasz Związek - doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia, historyk środowiska. Kiedyś opracowywał mapy XVI-wiecznej Polski w serii Atlas Historyczny Polski. Mapy Szczegółowe XVI wieku, teraz zaś łazi po puszczańskich krajobrazach i stara się zrozumieć ich antropogeniczny charakter. Pracownik Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN. Autor książki Krajobrazy szesnastowiecznej Polski. Las - ziemia - woda - ruda darniowa. Powiat kaliski i Wielkopolska w tle (2022). Prywatnie mąż i tata czterech córek, mieszka między Puszczą Kampinoską a Puszczą Białą.

Jacek Marek - od ponad 20 lat zawodowo związany z geodezyjną obsługą inwestycji kolejowych, drogowych i kubaturowych. Miłośnik fotografii i noszenia "niepotrzebnego" sprzętu, bo a nuż się przyda. Założyciel profilów @PanMapa na Instagramie i Facebooku, gdzie w indywidualnym stylu i w odpowiedniej skali ukazuje na mapach nietuzinkowe miejsca. Wielbiciel przyrody i niespiesznego przemierzania szlaków, certyfikowany przewodnik po Kampinoskim Parku Narodowym, jeden z założycieli Kampinoskiego Kolektywu Przewodnickiego "ZaPuszczeni".

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 141

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
2
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
cieplamalpa

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniała!
00

Popularność




Zamiast wstępu – opowieść o miłości do lasu

Zamiast wstępu – opo­wieść o miło­ści do lasu

Nie wie­cie, na co wam się przyda ta sztuka cho­dze­nia. Czło­wiek na ten świat przy­cho­dzi, po świe­cie cho­dzi i ze świata scho­dzi. A więc obo­wiąz­kiem jego obok wielu innych powin­no­ści jest cho­dzić, to zna­czy podró­żo­wać.

Woj­ciech Bogu­mił Jastrzę­bow­ski (1799–1882)

Wyznam, że nie potra­fię zacho­wać zdro­wia i pogody ducha, jeżeli nie spę­dzę przy­naj­mniej czte­rech godzin – zwy­kle cztery to mało – włó­cząc się po lesie, po wzgó­rzach i polach, cał­ko­wi­cie wolny od wszel­kich spraw, jakimi mógłby mnie zająć świat.

Henry David Tho­reau (1817–1862)

Nic nam nie wia­domo o tym, aby daleki krewny jed­nego z nas, Woj­ciech B. Jastrzę­bow­ski, pro­fe­sor Insty­tutu Gospo­dar­stwa Wiej­skiego i Leśnic­twa w Mary­mon­cie, znał esej Henry’ego Davida Tho­reau pod tytu­łem Sztuka cho­dze­nia. Z całą pew­no­ścią możemy jed­nak stwier­dzić, że ci dwaj dżen­tel­meni ni­gdy się nie spo­tkali. Jastrzę­bow­ski, mimo że napi­sał Kon­sty­tu­cję dla Europy, ni­gdy nie wyje­chał z kraju. Zresztą w cza­sie, gdy Tho­reau pisał swój esej, Jastrzę­bow­ski miał na gło­wie zupeł­nie inne zmar­twie­nia. Orga­ni­zo­wał swój Zakład Prak­tyki Leśnej w Felik­so­wie koło Broku – pierw­szą na zie­miach pol­skich pla­cówkę kształ­cącą leśni­ków według jed­no­li­tego pro­gramu naucza­nia. Nie wie­dział, że za dwa lata w Kró­le­stwie Pol­skim wybuch­nie powsta­nie stycz­niowe, a wojenna zawie­ru­cha po raz kolejny pokrzy­żuje jego plany.

Dla­czego wła­ści­wie wspo­mi­namy w tym miej­scu Szy­mo­no­wego ante­nata? Po pierw­sze, pol­skiego natu­ra­li­stę i ame­ry­kań­skiego trans­cen­den­ta­li­stę, oprócz miło­ści do przy­rody, połą­czyło zami­ło­wa­nie do prze­mie­rza­nia prze­strzeni na wła­snych nogach. Obaj w cho­dze­niu upa­try­wali coś w rodzaju medy­ta­cji i spo­sobu na lep­sze pozna­nie ota­cza­ją­cego ich świata i samych sie­bie. Zresztą o tym, jak bar­dzo cho­dze­nie odkrywa wszyst­kie nasze wady i sła­bo­ści, prze­ko­nał się każdy, kto w swoim życiu choć raz prze­mie­rzył dystans więk­szy niż 25 kilo­me­trów. W cza­sach Jastrzę­bow­skiego i Tho­reau cho­dze­nie nie było jed­nak niczym nad­zwy­czaj­nym. Pierw­szy pojazd mecha­niczny został opa­ten­to­wany przez Carla Benza dopiero w 1886 roku, czyli 24 lata po śmierci Tho­reau i cztery lata po śmierci Jastrzę­bow­skiego. Przed poja­wie­niem się tego epo­ko­wego wyna­lazku, chcąc sku­tecz­nie prze­mie­ścić się z punktu A do punktu B, nale­żało sko­rzy­stać z pojaz­dów zaprzę­go­wych lub zdać się na siłę mię­śni wła­snych nóg.

Kosaćce nad Wil­czą Strugą.
Przy żół­tym szlaku nie­opo­dal leśni­czówki, Sie­ra­ków.

Dla nas, ludzi XXI wieku, cho­dze­nie nie­jed­no­krot­nie sta­nowi wyzwa­nie, ponie­waż zwy­kle w ciągu dnia prze­mie­rzamy nie wię­cej niż pięć kilo­me­trów. Więk­szość naszych podróży odby­wamy za pośred­nic­twem środ­ków trans­portu napę­dza­nych pali­wami kopal­nymi, przy­bli­ża­jąc się tym samym do nie­chyb­nej kata­strofy kli­ma­tycz­nej. Nawet nie zda­jemy sobie sprawy, ile tra­cimy przez taki rodzaj podró­żo­wa­nia. Ilu kra­jo­bra­zów umy­ka­ją­cych za oknami samo­cho­dów i pocią­gów ni­gdy nie poznamy? Ile jest takich miejsc, przez które tylko prze­jeż­dżamy, obie­cu­jąc sobie, że „kie­dyś tam wró­cimy”? Nawet nie wiemy, czy jesz­cze potra­fimy cho­dzić uważ­nie, sta­ra­jąc się dostrzec jak najwię­cej ele­men­tów ota­cza­ją­cego nas świata. Uważne cho­dze­nie to, jak pisali Tho­reau i Jastrzę­bow­ski, sztuka, któ­rej można i warto się nauczyć.

Prze­mie­rza­nie kra­jo­brazu per pedes1, zwłasz­cza nie­spieszne, pozwala na uchwy­ce­nie nie­zli­czo­nej ilo­ści szcze­gó­łów, które zwy­kle umy­kają nam w codzien­nej goni­twie. Świa­dome zanu­rze­nie się w kra­jo­bra­zie i odkry­wa­nie jego histo­rii oraz teraź­niej­szo­ści jest klu­czem do opo­wie­ści o przy­szło­ści. Dopiero gdy nauczymy się czy­tać ota­cza­jący nas kra­jo­braz, będziemy mogli go zro­zu­mieć, zaak­cep­to­wać i żyć w nim świa­do­mie2.

Jed­nym z wielu ogra­ni­czeń, które nie pozwa­lają nam w pełni prze­ży­wać kra­jo­brazu, jest czas. Nasze krót­kie życie wymu­sza na nas two­rze­nie nowych punk­tów odnie­sie­nia, które jeste­śmy w sta­nie objąć i zde­fi­nio­wać. Ze względu na nie tra­cimy wszystko, co było „przed”. Peł­za­jący punkt odnie­sie­nia spra­wia, że nie postrze­gamy zasta­nego kra­jo­brazu jako kon­ti­nuum, ale jako frag­ment, wyimek. Każde poko­le­nie two­rzy swój wła­sny punkt odnie­sie­nia, który rzadko sięga dalej niż 100 lat wstecz. Tak oto cheł­pimy się na przy­kład, że w ciągu ostat­niego wieku lesi­stość Pol­ski wzro­sła do pra­wie 30% pro­cent cał­ko­wi­tej powierzchni kraju, jed­nak nikt nie zapyta, o ile zma­lała od 1000 roku! Pomimo całej zgro­ma­dzo­nej wie­dzy ludz­kość widzi zale­d­wie koniec wła­snego nosa, choć w głębi duszy tli się tęsk­nota za tym, co utra­cone. Prze­ja­wia się ona choćby w pozo­sta­wia­niu nazw puszcz, któ­rych obecny kształt jest tylko cie­niem daw­nej świet­no­ści.

Jeśli zatra­cimy się w teraź­niej­szo­ści, ni­gdy nie zdo­łamy się uwol­nić od poczu­cia straty. Rozu­mieć świat to zna­czy cho­dzić. Dla­tego trzeba wędro­wać po kra­jo­bra­zach prze­szłych, teraź­niej­szych i pró­bo­wać wybie­gać myślami – a jeśli się da, to i sto­pami – do kra­jo­bra­zów przy­szłych. Przy­po­mina to cza­sem ukła­da­nie puz­zli z 10 000 kawał­ków, kiedy decy­du­jemy się zacząć od błę­kit­nego nieba. Trzeba jed­nak wciąż poszu­ki­wać i odkry­wać, plą­tać się i gubić, szu­kać i zada­wać pyta­nia. Zdo­byte wów­czas doświad­cze­nia zwrócą się z nawiązką.

Stara sztuka kamu­flażu, cza­pla biała, Mokre Łąki.
Jesień nie­śmiało wyj­rzała zza krzaka, buko­wi­sko, Gra­nica.

Po dru­gie, Jastrzę­bow­ski wybrał Pusz­czę Kam­pi­no­ską jako jedno z miejsc wędró­wek dydak­tycz­nych, które pro­wa­dził dla stu­den­tów w Mary­mon­cie. Przez kilka tygo­dni waka­cji prze­mie­rzali razem tereny Kró­le­stwa Pol­skiego wszerz i wzdłuż. Mawiał wtedy z pew­nym wyrzu­tem:

Chwa­li­cie się miło­ścią ziemi rodzin­nej, ale jak­żeż może­cie kochać nale­ży­cie to, czego żaden z was nie zna? Poznaj tę piękną szatę, w którą Bóg kraj nasz przy­odział, poznaj i to pta­szę, które ci przy­śpie­wuje, i ten las czarny, który cię swym szu­mem do snu koły­sze, i te góry, które cię od palą­cych lub mroź­nych wia­trów wschodu osła­niają, i te głazy, o które się roz­biły marze­nia kilku poko­leń, a wtedy uwie­rzę ci, że kochasz, bo nie kochać tych pięk­no­ści nie możesz!3.

Pusz­cza Kam­pi­no­ska ma w sobie wszystko, czego potrzeba, aby się nią zachwy­cić i ją poko­chać. Ma w sobie coś, co powo­duje, że gdy się o niej myśli, przez czło­wieka prze­cho­dzi przy­jemny dreszcz. Coś, co spra­wia, że ma się nagle ochotę rzu­cić wszystko w dia­bły i wyje­chać… w Kam­pi­nos. To zde­cy­do­wa­nie naj­dzik­szy z mazo­wiec­kich lasów. Po czę­ści sta­nowi to wynik dzia­łań kilku poko­leń pra­cow­ni­ków Kam­pi­noskiego Parku Naro­do­wego, któ­rzy sta­rają się zrzu­cić z niego jarzmo lasu gospo­dar­czego, ale przede wszyst­kim jest to zasługa „rodzi­ców chrzest­nych” tego parku – Romana i Jadwigi Koben­dzów. Od momentu powo­ła­nia parku naro­do­wego w 1959 roku każda piędź tam­tej­szej ziemi jest powoli odda­wana natu­rze. Trzeba też powie­dzieć sobie szcze­rze, że Matka Natura szcze­gól­nie uko­chała sobie to miej­sce. Zaro­śnięte wydmy, piękne łąki, grzą­skie bagna i nie­do­stępne grądy 4 czy­nią pusz­czę tak nie­zwy­kłą, tak wyjąt­kową i tak naszą – wspól­no­tową.

Wędro­wa­nie po pusz­czy to szcze­gólna przy­jem­ność, ale i przy­wi­lej. W tym wiel­kim jak na euro­pej­skie warunki kom­plek­sie leśno-wydmowo-bagien­nym można odpo­cząć, pobyć z wła­snymi myślami, wycho­dzić wiele rze­czy tra­pią­cych ludzką duszę. Czy jest jed­nak moż­liwe, by cho­dząc po tym roz­le­głym tere­nie, zaj­rzeć w prze­szłość? Zoba­czyć, jak Pusz­cza Kam­pi­no­ska wyglą­dała na początku XIX stu­le­cia? A może jesz­cze wcze­śniej? Czy można zało­żyć tere­nowe buty i wejść w bagno, które ist­niało na tere­nie Pra­wi­sły, gdy w oko­li­cach Górek, Nartu i Wil­kowa tliły się mie­le­rze, a lokalna lud­ność wyci­nała sosny na oko­licz­nych wydmach? Czy można oddać głos drze­wom, wydmom, bagnom? Czy one też mogą wziąć aktywny udział w opo­wia­da­niu tej histo­rii?

Wycieczka z prze­wod­ni­kiem.
Czy te oczy mogą kła­mać? Łosza.
Żura­wie – sym­bol kam­pi­no­skiej wio­sny.

Zde­cy­do­wa­nie tak! Wszystko zależy od naszej otwar­to­ści i zaso­bów abs­trak­cyj­nego myśle­nia. Uży­wa­jąc rzeki jako meta­fory czasu, posta­ramy się w nim zanu­rzyć, aby zba­dać teraź­niej­szość. Będziemy błą­dzić po sta­ro­rze­czach, aby odkryć prze­szłość. I wresz­cie damy się ponieść nur­towi, by choć na chwilę spoj­rzeć w nie­pewną przy­szłość.

Mię­dzy innymi o tej fan­ta­zji opo­wiada nasza książka. Odda­jemy w ręce Miło­śni­czek i Miło­śni­ków Pusz­czy Kam­pi­no­skiej tekst nie­co­dzienny, będący czymś pomię­dzy zapi­sem wędró­wek, pozy­cją popu­lar­no­nau­kową a prze­wod­ni­kiem. Coś, co wynika z auten­tycz­nej miło­ści do lasu i ludzi, któ­rzy go poznają, two­rzą oraz sta­rają się zacho­wać dla przy­szłych poko­leń. I coś, co tliło się w nas od dłuż­szego czasu i wra­cało niczym bume­rang we wspól­nych roz­mo­wach. To coś mogło wresz­cie ujrzeć świa­tło dzienne dopiero za sprawą inten­syw­nego eks­plo­ro­wa­nia Pusz­czy Kam­pi­no­skiej ze wspa­nia­łymi ludźmi two­rzącymi Kam­pi­no­ski Kolek­tyw Prze­wod­nicki „ZaPusz­czeni”. Jego człon­ko­wie mówią, że przy­cho­dzą do pusz­czy z róż­nych stron, jed­nak łączy ich wła­śnie Pusz­cza Kam­pi­no­ska. To ona wcią­gnęła ich w swoje wydmowe pia­ski, wessała w bagna i mokra­dła oraz zalała pięk­nem swo­ich łąk. Ona połą­czyła także nas i spra­wiła, że każdy zosta­wił w niej kawa­łek swo­jego serca i część swo­jej duszy. Każdy z nas patrzy na pusz­czę przez pry­zmat wła­snych pasji i naj­lep­szych zdol­no­ści, a ona odwdzię­cza się tym, co ma naj­lep­sze – swo­imi kra­jo­bra­zami.

Jest jesz­cze jedna sprawa, o któ­rej warto wspo­mnieć. Powiedzmy sobie szcze­rze: w życiu nie ma przy­pad­ków. Tkana każ­dego dnia nić naszego życia dosko­nale wie, dokąd zmie­rza, i nie­kiedy należy po pro­stu dać się jej ponieść. Zgod­nie z tym zało­że­niem każdy z nas ma swoją rolę do ode­gra­nia. W wypadku Pusz­czy Kam­pi­no­skiej jest jeden czło­wiek, który dosko­nale odna­lazł się w tej roli i – można powie­dzieć – gra ją na naj­wyż­szym, wręcz osca­ro­wym pozio­mie. Tą osobą jest Lecho­sław Herz. W swo­jej naj­now­szej książce zebrał doświad­cze­nia zwią­zane z podró­żo­wa­niem po Pusz­czy Kam­pi­no­skiej i poka­zał w niej nie­ubła­ganą prze­mi­jal­ność. Przy­znał, że tęskni za lasem dzie­wi­czym i peł­nym wszech­obec­nej swo­body, bez szla­ków i rzesz tury­stów.

Papro­cie – dawni władcy lądów.
Mister­nie utkane paję­cze sieci budzą uczu­cie zachwytu i zazdro­ści.
Magiczny świat poro­stów.

Herz to czło­wiek, który poznał to miej­sce wszerz i wzdłuż. To on wyty­czał pierw­sze szlaki, miesz­ka­jąc w drew­nia­nym domu pośrodku pusz­czy; to on pisał pierw­sze prze­wod­niki i odkry­wał piękno mazo­wiec­kiej rów­niny dla swo­ich rówie­śni­ków, ich dzieci, wnu­ków oraz prawnu­ków. To czło­wiek, który wśród swo­ich osią­gnięć może wymie­nić udany spływ Łasicą. Lecho­sław Herz jest przy­kła­dem czło­wieka, który naprawdę bar­dzo mocno ubru­dził sobie buty w Pusz­czy Kam­pi­no­skiej. Chcemy peł­nymi gar­ściami czer­pać z dorobku tego pio­niera nowo­cze­snego kra­jo­znaw­stwa i meta­fo­rycz­nie sta­nąć na jego ramio­nach, by móc patrzeć na Pusz­czę Kam­pi­no­ską głę­biej i dalej. To wielki przy­wi­lej, ale i wielka odpo­wie­dzial­ność.

Pusz­cza Kam­pi­no­ska została mocno skrzyw­dzona przez bieg histo­rii. I nie mamy tu na myśli samych dzie­jów tego lasu, który prze­żył roz­kwit gospo­darki leśnej pod koniec XVIII wieku, XIX-wieczne melio­ra­cje, powsta­nia naro­do­wo­wy­zwo­leń­cze i dwie wojny świa­towe. Czę­sto można usły­szeć, że to nie żadna pusz­cza, a co naj­wy­żej pod­war­szaw­ski lasek. Dała temu nawet wyraz Simona Kos­sak: „Las wyho­do­wany przez czło­wieka tak się ma do pusz­czy jak krowa do żubra, jak kun­del wiej­ski do wilka, jak Pusz­cza Notecka, Kam­pi­no­ska i Nie­po­ło­micka do Pusz­czy Bia­ło­wie­skiej. Jak tom­bak do złota”5. Rze­czy­wi­ście – kam­pi­no­skie ostępy dawno temu utra­ciły swój pier­wotny cha­rak­ter i nijak się mają do frag­men­tów tego ostat­niego kawałka euro­pej­skich lasów pier­wotnych. Roman Koben­dza, wielki miło­śnik i badacz Pusz­czy Kam­pi­no­skiej oraz ini­cja­tor utwo­rze­nia na jej tere­nie parku naro­do­wego, mówił, że utra­ciła ona swój pier­wotny cha­rak­ter z chwilą pierw­szego kon­taktu z czło­wie­kiem. To jed­nak bar­dzo duże uprosz­cze­nie i doty­czy każ­dego lasu, bo po wiel­kich, dzi­kich i nie­do­stęp­nych pusz­czach zostały dziś tylko nazwy. Z kolei Jadwiga Koben­dzina, nie­jako prze­wi­du­jąc przy­szłe zarzuty Simony Kos­sak, pisała: „Bia­ło­wieża ma wspa­nial­sze, pier­wotne drze­wo­stany, ale jej teren jest wyrów­nany, pła­ski i mono­tonny. Pusz­cza Kam­pi­no­ska prze­wyż­sza ją bogac­twem ukształ­to­wa­nia powierzchni oraz zmien­no­ścią szaty roślin­nej”6.

Wydaje się, że Pusz­cza Kam­pi­no­ska w szcze­gólny spo­sób doświad­czyła ludz­kiej dzia­łal­no­ści – zarówno tej pozy­tyw­nej, jak i nega­tyw­nej. Tym bar­dziej należy jej się podziw, że dźwiga się z tego upadku i odra­dza. Antro­po­ge­niczne pocho­dze­nie dzi­siej­szej Pusz­czy Kam­pi­no­skiej to jej wsty­dliwe dzie­dzic­two, z któ­rym nie do końca potra­fimy sobie pora­dzić. Nie można jed­nak przejść wobec niego obo­jęt­nie, zasła­nia­jąc oczy, jak robią to cza­sem dzieci, gdy myślą, że w ten spo­sób nie zostaną zauwa­żone. W tej opo­wie­ści posta­ramy się zaak­cep­to­wać Pusz­czę Kam­pi­no­ską taką, jaka jest. To konieczne, aby naprawdę ją zro­zu­mieć i umieć jej towa­rzy­szyć w nad­cho­dzą­cych, nie­wąt­pli­wie trud­nych dla niej – ale też dla nas – cza­sach.

Jeśli ni­gdy nie byli­śmy w jakimś miej­scu, natu­ralne, że wyobra­żamy sobie, jak tam może być. Cza­sem te wyobra­że­nia zupeł­nie nie odpo­wia­dają rze­czy­wi­sto­ści, a wtedy możemy czuć się nieco roz­go­ry­czeni. Miej­sca można podzie­lić na „żywe” i te „z prze­wod­ni­ków”. Doty­czy to także lasu. Miej­sca z prze­wod­ni­ków są surowe i bar­dzo wyma­ga­jące. Naj­czę­ściej nie mamy na nie też zbyt wiele czasu. Aby poznać takie miej­sce, trzeba doświad­czyć okre­ślo­nych rze­czy. Trzeba przejść tą okre­śloną ulicą, poczuć zapach tego ogrodu, zwie­dzić ten kościół. Obej­rzeć Pano­ramę Racła­wicką, dom Cho­pina, miecz koro­na­cyjny kró­lów Pol­ski i naj­star­szy lub naj­grub­szy dąb w Pol­sce. Takie miej­sca są pełne zwro­tów w rodzaju: „główny”, „wyjąt­kowy” lub „jedyny w swoim rodzaju”, a na końcu ktoś prze­pro­wa­dza z tego wszyst­kiego egza­min. „Pro­szę wycieczki, pro­szę nie opóź­niać. Czy są jakieś pyta­nia?”.

Miej­sca żywe poznaje się z mapą i kil­koma gro­szami w kie­szeni. Po kilku dniach swo­bod­nego cho­dze­nia, jedze­nia i spa­nia gdzie popad­nie zaczyna się pozna­wać atmos­ferę oraz indy­wi­du­alny cha­rak­ter takiego miej­sca. Bez prze­wod­ni­ków i przy­musu zoba­cze­nia sław­nych punk­tów. Sma­ko­wa­nie kra­jo­brazu powinno się odby­wać w tem­pie dosto­so­wa­nym do naszej duszy.

Po żywym Kam­pi­no­sie warto więc cho­dzić, mając przy sobie mapy. A tych – jak się oka­zuje – powstało naprawdę dużo. I mimo że odtwa­rza­nie prze­szło­ści tego kom­pleksu leśnego jest utrud­nione ze względu na ogra­ni­czoną liczbę źró­deł pisa­nych7, to wła­śnie mapy i plany pozwa­lają zasy­pać wiele dotych­cza­so­wych luk. Poza mapami ist­nieją też archiwa natury: tor­fo­wi­ska, jeziora czy stare drzewa.

Prze­glą­da­nie daw­nych map wciąga i nie pozwala ode­rwać od nich oczu, gdyż roz­bu­dzają one wyobraź­nię oraz zachwy­cają formą. Są też łącz­ni­kiem prze­szło­ści z teraź­niej­szo­ścią, a tym samym peł­nią funk­cję wehi­kułu czasu. Tam, gdzie to moż­liwe, będziemy sto­so­wać wszyst­kie spo­soby, by przy­bli­żyć dawne pusz­czań­skie histo­rie, by zadać pyta­nia o dzi­siej­szy Kam­pi­nos oraz by opo­wie­dzieć o róż­nych sce­na­riu­szach na przy­szłość.

Chcemy zazna­czyć, że abso­lut­nie nie narzu­camy spo­sobu odbioru tej książki. Poszcze­gólne roz­działy można czy­tać po kolei, można puścić wodze fan­ta­zji i ska­kać po nich na prze­różne spo­soby. Cechą cha­rak­te­ry­styczną kam­pi­no­skich szla­ków (zwłasz­cza tych w zachod­niej czę­ści pusz­czy) jest to, że trudno z nich zro­bić pętlę. Wymaga to więc od wędru­ją­cego dobrego pla­no­wa­nia i roz­ło­że­nia sił.

Chcemy tą książką wejść na ten szlak razem z Wami, droga Czy­tel­niczko i drogi Czy­tel­niku. Chcemy podzie­lić się też naszymi wędrów­kami, tymi rze­czy­wi­stymi, ale też tymi, które odby­wają się wyłącz­nie w naszych gło­wach, bo doty­czą kra­jo­bra­zów nie­od­wra­cal­nie minio­nych. Cho­dze­nie, jak już wiemy, jest sztuką, któ­rej warto się nauczyć, choć to długi pro­ces. Inspi­ra­cją do takiego pozna­wa­nia ota­cza­ją­cego nas świata może być opis jed­nej z wycie­czek do Pusz­czy Kam­pi­no­skiej pro­wa­dzo­nych przez Woj­cie­cha Bogu­miła Jastrzę­bow­skiego. Spi­sał go mistrzow­sko Julian Wie­niaw­ski (ps. Jor­dan), brat słyn­nego skrzypka Hen­ryka i pia­ni­sty Józefa:

na czele szedł kro­kiem dziel­nym, posu­wi­stym a mia­ro­wym nasz poczciwy Jastrząb. Tak zwa­li­śmy wszy­scy nie­oce­nio­nego pro­fe­sora. Tajemna nić jakaś łączyła nas wszyst­kich ze star­cem… Szli­śmy tedy bez ładu i składu, jak stado owiec za swoim paste­rzem, i jak ze stada usko­czy cza­sem owieczka, by skub­nąć trawy na bur­cie, tak i z gro­mady naszej co chwila wyska­ki­wał na bok któ­ryś z zago­rzal­szych bota­ni­ków, by uszczk­nąć cie­kawy jaki egzem­plarz trawki lub ziela, do bla­sza­nej puszki, którą się na ple­cach dźwi­gało. Za pro­fe­so­rem podą­żali bota­nicy z pro­fe­syi, dys­ku­tu­jący o gene­zie roślin, ich nazwach, cechach i odmia­nach; za tymi, mniej świa­domi, ale cie­kawi nauki kan­dy­daci na bota­ni­ków; nieco dalej kole­dzy mniej cie­kawi, jesz­cze mniej świa­domi, ale poczu­wa­jący się do obo­wiązku podą­ża­nia razem; potem gro­madka indy­fe­ren­tów, roz­pra­wia­jąca o wszyst­kim, co tylko związku z eks­kur­syą i bota­niką nie miało; wresz­cie na ostatku maru­de­rzy, alias szary koniec8.

Choć od tej wycieczki minęło ponad 150 lat, nie zmie­nili się ani stu­denci, ani wykła­dowcy, ani uczest­nicy kam­pi­no­skich wędró­wek. Każdy może sobie odpo­wie­dzieć, w któ­rej gru­pie by się odna­lazł. Duch Woj­cie­cha B. Jastrzę­bow­skiego będzie uno­sił się nad tą książką, jak zapewne unosi się nad wszyst­kimi prze­mie­rzo­nymi przez niego kra­jo­bra­zami, bo ten bota­nik uko­chał sobie pol­ską przy­rodę jak mało kto i przez całe życie robił wszystko, aby tę miłość zaszcze­pić w ser­cach innych ludzi. Mamy nadzieję, że wędru­jąc z nami przez karty tej książki, odnaj­dzie­cie, Czy­tel­niczko i Czy­tel­niku, w kam­pi­no­skich kra­jo­bra­zach piękno i zachwyt, które towa­rzy­szyły i na­dal towa­rzy­szą wszyst­kim wiel­bi­cie­lom tego lasu.

Podziękowania

Podzię­ko­wa­nia

Jak już wspo­mi­na­li­śmy, niniej­sza książka nie powsta­łaby, gdyby nie inspi­ra­cja pły­nąca od Kam­pi­no­skiego Kolek­tywu Prze­wod­nic­kiego „ZaPusz­czeni”. Dosko­nała atmos­fera wspar­cia, roz­mowy i wspól­nej wędrówki pozwo­liła nam wycho­dzić i uło­żyć sobie w gło­wach poszcze­gólne roz­działy. Wiel­kie men­talne wspar­cie otrzy­ma­li­śmy także od Jerzego Solona – prze­wod­ni­czą­cego Rady Nauko­wej Kam­pi­no­skiego Parku Naro­do­wego i pro­fe­sora w Insty­tu­cie Geo­gra­fii i Prze­strzen­nego Zago­spo­da­ro­wa­nia PAN. Wiel­kie słowa podzię­ko­wa­nia za cenne, inspi­ru­jące, choć cza­sem trudne roz­mowy należą się także pra­cow­ni­kom Parku: Ani Kębłow­skiej, Karo­lowi Kra­mowi i Tom­kowi Hry­nie­wiec­kiemu.

Ser­decz­nie dzię­ku­jemy rów­nież naukow­com eks­plo­ru­ją­cym Pusz­czę Kam­pi­no­ską i cier­pli­wie odkry­wa­ją­cym jej tajem­nice, a szcze­gól­nie Mile­nie Obrem­skiej i Paw­łowi Przy­byl­skiemu, któ­rzy podzie­lili się z nami swoją wie­dzą, doświad­cze­niem i prze­my­śle­niami. Jeste­śmy także nie­zmier­nie wdzięczni oso­bom two­rzą­cym naszą Pusz­czę: Prze­mkowi Miku­skowi, Tosi Iwasz­kie­wicz, Grze­go­rzowi Frunc­kow­skiemu i Patry­cji Soł­ty­sik – za nie­zwy­kle inspi­ru­jące roz­mowy o ich byciu w lesie i z lasem, rela­cjach z przy­rodą i innymi ludźmi. Osobne podzię­ko­wa­nia kie­ru­jemy do Pawła Śre­dziń­skiego. Jego Pusz­cza Kny­szyń­ska i spa­cery pod hasłem „Kurs na Kny­szyń­ską” były dla nas wielką inspi­ra­cją. Z kolei Micha­łowi Bara­now­skiemu, Micha­łowi West­fa­lowi i Prze­mkowi Miku­skowi dzię­ku­jemy za podzie­le­nie się z nami swo­imi uwa­gami pod­czas pracy nad książką.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.Per pedes (łac.) – pie­szo, na pie­chotę. Jeśli nie wska­zano ina­czej, wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od auto­rów. [wróć]

2. Ostat­nio pisał o tym Tomek na łamach mie­sięcz­nika „Dzi­kie Życie” w tek­ście Rygoć, czyli bło­ce­nie butów (luty 2023). [wróć]

3. A. Pat­kow­ski, San­do­mier­skie. Góry Świę­to­krzy­skie, Poznań 1938, s. 201. [wróć]

4. Grądy (grondy) – tu: kępy lasu rosnące na wznie­sie­niu wśród bagien. [wróć]

5. S. Kos­sak, Saga Pusz­czy Bia­ło­wie­skiej, War­szawa 2001, s. 2. [wróć]

6. J. Koben­dzina, Zagad­nie­nia przy­szło­ści Pusz­czy Kam­pi­no­skiej [w:] Kam­pi­no­ski Park Naro­dowy i jego pro­ble­ma­tyka, z. 1, red. eadem, Wro­cław–War­szawa 1979, s. 20. [wróć]

7. W 1944 roku pod­czas tłu­mie­nia powsta­nia war­szaw­skiego Niemcy wysa­dzili w powie­trze Archi­wum Główne przy ul. Dłu­giej, nisz­cząc tym samym wiele cen­nych zabyt­ków histo­rii i kul­tury. [wróć]

8.Z teki Mary­mont­czyka, zebr. i uzup. Jor­dan (Julian Wie­niaw­ski), War­szawa–Kra­ków 1911, s. 26. [wróć]