Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wędrowanie po Puszczy Kampinoskiej to szczególna przyjemność. W tym wielkim jak na europejskie warunki kompleksie leśno-wydmowo-bagiennym można odpocząć, pobyć z własnymi myślami, wychodzić wiele rzeczy trapiących ludzką duszę. Czy jest jednak możliwe, by chodząc po tym rozległym terenie, zajrzeć w przeszłość? Zobaczyć, jak Puszcza Kampinoska wyglądała na początku XIX stulecia? A może jeszcze wcześniej? Czy można założyć terenowe buty i wejść w bagno, które istniało na terenie Prawisły, gdy w okolicach Górek, Nartu i Wilkowa tliły się mielerze, a lokalna ludność wycinała sosny na okolicznych wydmach?
A otóż można! Właśnie dzięki tej książce! Puszcza Kampinoska Szymona Jastrzębowskiego i Tomasza Związka, pełna pięknych, kolorowych fotografii Jacka Marka to coś więcej niż przewodnik. To, działająca na wyobraźnię, opowieść o lesie, pełna szumu drzew z przeszłości... Czy można oddać głos drzewom, wydmom, bagnom? Tak właśnie czynią Autorzy tej niezwykłej książki... Udajmy się więc do Puszczy Kampinoskiej, usiądźmy wygodnie pod okapem drzew i poczytajmy chwilę, by móc z uwagą i czułością rozglądać się na boki podczas puszczańskich wędrówek...
Puszcza Kampinoska to bez wątpienia najdzikszy z mazowieckich lasów. Choć jest dziś tylko mgnieniem swej pierwotnej potęgi, to dzięki objęciu ochroną i utworzeniu Kampinoskiego Parku Narodowego, nieprzemijającym pięknem puszczy mogą nadal cieszyć się nie tylko mieszkańcy Warszawy ale i całej Polski. Nasze wędrówki po przeszłych, teraźniejszych i przyszłych krajobrazach puszczy wynikają bezpośrednio z miłości do tego kawałka polskiej ziemi. Dzielimy się nią z Państwem, licząc na to, że i Was zauroczą kampinoskie wydmy i bagna, a w szumie kampinoskich sosen usłyszycie tętno tego lasu.
Niech ta książka będzie pierwszym krokiem do zrozumienia puszczy i jej wszystkich mieszkańców. Zapraszamy na wędrówkę!
AUTORZY
FRAGMENT KSIĄŻKI:
"Kiedy zrodziła się Puszcza Kampinoska? Jak wyglądał jej początek? Czy zaczęła się od pojedynczego drzewa? Pojawiła się niczym Wielki Wybuch? A może było to coś w rodzaju eksplozji kambryjskiej, jak ewolucjoniści i geolodzy określają gwałtowny wzrost liczby gatunków w okresie pomiędzy 542 i 510 milionami lat temu, na początku ery paleozoicznej? Jedno jest pewne: nikt z nas nie widział początków puszczy, ale ona powstała i wciąż się stwarza. Codziennie od nowa.
Puszcza trwa dopóty, dopóki może - do ostatniego butwiejącego pnia, do ostatniego nasiona. Puszcza nie ma zagospodarowanych części i nie daje się okiełznać. Być może właśnie dlatego w wyobraźni wielu ludzi jest czymś groźnym i nieznanym. Aby ją oswoić, musimy się jej pozbyć. Zamienić na rządki równo posadzonych, bardzo samotnych sadzonek. A przecież drzewa to bardzo towarzyskie organizmy. Bez trudu można dostrzec to wszędzie, gdzie odradza się puszcza.
W puszczy nie obowiązują wieki rębności ani inne oświeceniowe terminologie. To zwroty właściwe przyrodzie ujarzmionej przez człowieka. W puszczy jest miejsce zarówno dla młokosów, jak i protoplastów leśnych rodów. Zresztą starość drzew tak bardzo różni się od naszej, że próby sklasyfikowania jej według ludzkich kryteriów prowadzą do wielu nieporozumień".
O AUTORACH:
Szymon Jastrzębowski - doktor habilitowany nauk rolniczych w dyscyplinie nauki leśne, profesor Instytutu Badawczego Leśnictwa. Leśnik, botanik, ekspert od biologii i ekologii nasion, wykładowca akademicki. Przewodnik po Kampinoskim Parku Narodowym i Parku Narodowym "Bory Tucholskie", jeden z założycieli Kampinoskiego Kolektywu Przewodnickiego "ZaPuszczeni". Pracuje w Instytucie Badawczym Leśnictwa, gdzie zajmuje się badaniem wpływu zmian klimatu na potencjał rozmnożeniowy roślin drzewiastych. Autor wielu publikacji naukowych i popularnonaukowych, w tym książki Ziarna, pestki, orzechy, czyli te niesamowite nasiona (2019).
Tomasz Związek - doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia, historyk środowiska. Kiedyś opracowywał mapy XVI-wiecznej Polski w serii Atlas Historyczny Polski. Mapy Szczegółowe XVI wieku, teraz zaś łazi po puszczańskich krajobrazach i stara się zrozumieć ich antropogeniczny charakter. Pracownik Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN. Autor książki Krajobrazy szesnastowiecznej Polski. Las - ziemia - woda - ruda darniowa. Powiat kaliski i Wielkopolska w tle (2022). Prywatnie mąż i tata czterech córek, mieszka między Puszczą Kampinoską a Puszczą Białą.
Jacek Marek - od ponad 20 lat zawodowo związany z geodezyjną obsługą inwestycji kolejowych, drogowych i kubaturowych. Miłośnik fotografii i noszenia "niepotrzebnego" sprzętu, bo a nuż się przyda. Założyciel profilów @PanMapa na Instagramie i Facebooku, gdzie w indywidualnym stylu i w odpowiedniej skali ukazuje na mapach nietuzinkowe miejsca. Wielbiciel przyrody i niespiesznego przemierzania szlaków, certyfikowany przewodnik po Kampinoskim Parku Narodowym, jeden z założycieli Kampinoskiego Kolektywu Przewodnickiego "ZaPuszczeni".
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 141
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zamiast wstępu – opowieść o miłości do lasu
Nie wiecie, na co wam się przyda ta sztuka chodzenia. Człowiek na ten świat przychodzi, po świecie chodzi i ze świata schodzi. A więc obowiązkiem jego obok wielu innych powinności jest chodzić, to znaczy podróżować.
Wojciech Bogumił Jastrzębowski (1799–1882)
Wyznam, że nie potrafię zachować zdrowia i pogody ducha, jeżeli nie spędzę przynajmniej czterech godzin – zwykle cztery to mało – włócząc się po lesie, po wzgórzach i polach, całkowicie wolny od wszelkich spraw, jakimi mógłby mnie zająć świat.
Henry David Thoreau (1817–1862)
Nic nam nie wiadomo o tym, aby daleki krewny jednego z nas, Wojciech B. Jastrzębowski, profesor Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Marymoncie, znał esej Henry’ego Davida Thoreau pod tytułem Sztuka chodzenia. Z całą pewnością możemy jednak stwierdzić, że ci dwaj dżentelmeni nigdy się nie spotkali. Jastrzębowski, mimo że napisał Konstytucję dla Europy, nigdy nie wyjechał z kraju. Zresztą w czasie, gdy Thoreau pisał swój esej, Jastrzębowski miał na głowie zupełnie inne zmartwienia. Organizował swój Zakład Praktyki Leśnej w Feliksowie koło Broku – pierwszą na ziemiach polskich placówkę kształcącą leśników według jednolitego programu nauczania. Nie wiedział, że za dwa lata w Królestwie Polskim wybuchnie powstanie styczniowe, a wojenna zawierucha po raz kolejny pokrzyżuje jego plany.
Dlaczego właściwie wspominamy w tym miejscu Szymonowego antenata? Po pierwsze, polskiego naturalistę i amerykańskiego transcendentalistę, oprócz miłości do przyrody, połączyło zamiłowanie do przemierzania przestrzeni na własnych nogach. Obaj w chodzeniu upatrywali coś w rodzaju medytacji i sposobu na lepsze poznanie otaczającego ich świata i samych siebie. Zresztą o tym, jak bardzo chodzenie odkrywa wszystkie nasze wady i słabości, przekonał się każdy, kto w swoim życiu choć raz przemierzył dystans większy niż 25 kilometrów. W czasach Jastrzębowskiego i Thoreau chodzenie nie było jednak niczym nadzwyczajnym. Pierwszy pojazd mechaniczny został opatentowany przez Carla Benza dopiero w 1886 roku, czyli 24 lata po śmierci Thoreau i cztery lata po śmierci Jastrzębowskiego. Przed pojawieniem się tego epokowego wynalazku, chcąc skutecznie przemieścić się z punktu A do punktu B, należało skorzystać z pojazdów zaprzęgowych lub zdać się na siłę mięśni własnych nóg.
Dla nas, ludzi XXI wieku, chodzenie niejednokrotnie stanowi wyzwanie, ponieważ zwykle w ciągu dnia przemierzamy nie więcej niż pięć kilometrów. Większość naszych podróży odbywamy za pośrednictwem środków transportu napędzanych paliwami kopalnymi, przybliżając się tym samym do niechybnej katastrofy klimatycznej. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile tracimy przez taki rodzaj podróżowania. Ilu krajobrazów umykających za oknami samochodów i pociągów nigdy nie poznamy? Ile jest takich miejsc, przez które tylko przejeżdżamy, obiecując sobie, że „kiedyś tam wrócimy”? Nawet nie wiemy, czy jeszcze potrafimy chodzić uważnie, starając się dostrzec jak najwięcej elementów otaczającego nas świata. Uważne chodzenie to, jak pisali Thoreau i Jastrzębowski, sztuka, której można i warto się nauczyć.
Przemierzanie krajobrazu per pedes1, zwłaszcza niespieszne, pozwala na uchwycenie niezliczonej ilości szczegółów, które zwykle umykają nam w codziennej gonitwie. Świadome zanurzenie się w krajobrazie i odkrywanie jego historii oraz teraźniejszości jest kluczem do opowieści o przyszłości. Dopiero gdy nauczymy się czytać otaczający nas krajobraz, będziemy mogli go zrozumieć, zaakceptować i żyć w nim świadomie2.
Jednym z wielu ograniczeń, które nie pozwalają nam w pełni przeżywać krajobrazu, jest czas. Nasze krótkie życie wymusza na nas tworzenie nowych punktów odniesienia, które jesteśmy w stanie objąć i zdefiniować. Ze względu na nie tracimy wszystko, co było „przed”. Pełzający punkt odniesienia sprawia, że nie postrzegamy zastanego krajobrazu jako kontinuum, ale jako fragment, wyimek. Każde pokolenie tworzy swój własny punkt odniesienia, który rzadko sięga dalej niż 100 lat wstecz. Tak oto chełpimy się na przykład, że w ciągu ostatniego wieku lesistość Polski wzrosła do prawie 30% procent całkowitej powierzchni kraju, jednak nikt nie zapyta, o ile zmalała od 1000 roku! Pomimo całej zgromadzonej wiedzy ludzkość widzi zaledwie koniec własnego nosa, choć w głębi duszy tli się tęsknota za tym, co utracone. Przejawia się ona choćby w pozostawianiu nazw puszcz, których obecny kształt jest tylko cieniem dawnej świetności.
Jeśli zatracimy się w teraźniejszości, nigdy nie zdołamy się uwolnić od poczucia straty. Rozumieć świat to znaczy chodzić. Dlatego trzeba wędrować po krajobrazach przeszłych, teraźniejszych i próbować wybiegać myślami – a jeśli się da, to i stopami – do krajobrazów przyszłych. Przypomina to czasem układanie puzzli z 10 000 kawałków, kiedy decydujemy się zacząć od błękitnego nieba. Trzeba jednak wciąż poszukiwać i odkrywać, plątać się i gubić, szukać i zadawać pytania. Zdobyte wówczas doświadczenia zwrócą się z nawiązką.
Po drugie, Jastrzębowski wybrał Puszczę Kampinoską jako jedno z miejsc wędrówek dydaktycznych, które prowadził dla studentów w Marymoncie. Przez kilka tygodni wakacji przemierzali razem tereny Królestwa Polskiego wszerz i wzdłuż. Mawiał wtedy z pewnym wyrzutem:
Chwalicie się miłością ziemi rodzinnej, ale jakżeż możecie kochać należycie to, czego żaden z was nie zna? Poznaj tę piękną szatę, w którą Bóg kraj nasz przyodział, poznaj i to ptaszę, które ci przyśpiewuje, i ten las czarny, który cię swym szumem do snu kołysze, i te góry, które cię od palących lub mroźnych wiatrów wschodu osłaniają, i te głazy, o które się rozbiły marzenia kilku pokoleń, a wtedy uwierzę ci, że kochasz, bo nie kochać tych piękności nie możesz!3.
Puszcza Kampinoska ma w sobie wszystko, czego potrzeba, aby się nią zachwycić i ją pokochać. Ma w sobie coś, co powoduje, że gdy się o niej myśli, przez człowieka przechodzi przyjemny dreszcz. Coś, co sprawia, że ma się nagle ochotę rzucić wszystko w diabły i wyjechać… w Kampinos. To zdecydowanie najdzikszy z mazowieckich lasów. Po części stanowi to wynik działań kilku pokoleń pracowników Kampinoskiego Parku Narodowego, którzy starają się zrzucić z niego jarzmo lasu gospodarczego, ale przede wszystkim jest to zasługa „rodziców chrzestnych” tego parku – Romana i Jadwigi Kobendzów. Od momentu powołania parku narodowego w 1959 roku każda piędź tamtejszej ziemi jest powoli oddawana naturze. Trzeba też powiedzieć sobie szczerze, że Matka Natura szczególnie ukochała sobie to miejsce. Zarośnięte wydmy, piękne łąki, grząskie bagna i niedostępne grądy 4 czynią puszczę tak niezwykłą, tak wyjątkową i tak naszą – wspólnotową.
Wędrowanie po puszczy to szczególna przyjemność, ale i przywilej. W tym wielkim jak na europejskie warunki kompleksie leśno-wydmowo-bagiennym można odpocząć, pobyć z własnymi myślami, wychodzić wiele rzeczy trapiących ludzką duszę. Czy jest jednak możliwe, by chodząc po tym rozległym terenie, zajrzeć w przeszłość? Zobaczyć, jak Puszcza Kampinoska wyglądała na początku XIX stulecia? A może jeszcze wcześniej? Czy można założyć terenowe buty i wejść w bagno, które istniało na terenie Prawisły, gdy w okolicach Górek, Nartu i Wilkowa tliły się mielerze, a lokalna ludność wycinała sosny na okolicznych wydmach? Czy można oddać głos drzewom, wydmom, bagnom? Czy one też mogą wziąć aktywny udział w opowiadaniu tej historii?
Zdecydowanie tak! Wszystko zależy od naszej otwartości i zasobów abstrakcyjnego myślenia. Używając rzeki jako metafory czasu, postaramy się w nim zanurzyć, aby zbadać teraźniejszość. Będziemy błądzić po starorzeczach, aby odkryć przeszłość. I wreszcie damy się ponieść nurtowi, by choć na chwilę spojrzeć w niepewną przyszłość.
Między innymi o tej fantazji opowiada nasza książka. Oddajemy w ręce Miłośniczek i Miłośników Puszczy Kampinoskiej tekst niecodzienny, będący czymś pomiędzy zapisem wędrówek, pozycją popularnonaukową a przewodnikiem. Coś, co wynika z autentycznej miłości do lasu i ludzi, którzy go poznają, tworzą oraz starają się zachować dla przyszłych pokoleń. I coś, co tliło się w nas od dłuższego czasu i wracało niczym bumerang we wspólnych rozmowach. To coś mogło wreszcie ujrzeć światło dzienne dopiero za sprawą intensywnego eksplorowania Puszczy Kampinoskiej ze wspaniałymi ludźmi tworzącymi Kampinoski Kolektyw Przewodnicki „ZaPuszczeni”. Jego członkowie mówią, że przychodzą do puszczy z różnych stron, jednak łączy ich właśnie Puszcza Kampinoska. To ona wciągnęła ich w swoje wydmowe piaski, wessała w bagna i mokradła oraz zalała pięknem swoich łąk. Ona połączyła także nas i sprawiła, że każdy zostawił w niej kawałek swojego serca i część swojej duszy. Każdy z nas patrzy na puszczę przez pryzmat własnych pasji i najlepszych zdolności, a ona odwdzięcza się tym, co ma najlepsze – swoimi krajobrazami.
Jest jeszcze jedna sprawa, o której warto wspomnieć. Powiedzmy sobie szczerze: w życiu nie ma przypadków. Tkana każdego dnia nić naszego życia doskonale wie, dokąd zmierza, i niekiedy należy po prostu dać się jej ponieść. Zgodnie z tym założeniem każdy z nas ma swoją rolę do odegrania. W wypadku Puszczy Kampinoskiej jest jeden człowiek, który doskonale odnalazł się w tej roli i – można powiedzieć – gra ją na najwyższym, wręcz oscarowym poziomie. Tą osobą jest Lechosław Herz. W swojej najnowszej książce zebrał doświadczenia związane z podróżowaniem po Puszczy Kampinoskiej i pokazał w niej nieubłaganą przemijalność. Przyznał, że tęskni za lasem dziewiczym i pełnym wszechobecnej swobody, bez szlaków i rzesz turystów.
Herz to człowiek, który poznał to miejsce wszerz i wzdłuż. To on wytyczał pierwsze szlaki, mieszkając w drewnianym domu pośrodku puszczy; to on pisał pierwsze przewodniki i odkrywał piękno mazowieckiej równiny dla swoich rówieśników, ich dzieci, wnuków oraz prawnuków. To człowiek, który wśród swoich osiągnięć może wymienić udany spływ Łasicą. Lechosław Herz jest przykładem człowieka, który naprawdę bardzo mocno ubrudził sobie buty w Puszczy Kampinoskiej. Chcemy pełnymi garściami czerpać z dorobku tego pioniera nowoczesnego krajoznawstwa i metaforycznie stanąć na jego ramionach, by móc patrzeć na Puszczę Kampinoską głębiej i dalej. To wielki przywilej, ale i wielka odpowiedzialność.
Puszcza Kampinoska została mocno skrzywdzona przez bieg historii. I nie mamy tu na myśli samych dziejów tego lasu, który przeżył rozkwit gospodarki leśnej pod koniec XVIII wieku, XIX-wieczne melioracje, powstania narodowowyzwoleńcze i dwie wojny światowe. Często można usłyszeć, że to nie żadna puszcza, a co najwyżej podwarszawski lasek. Dała temu nawet wyraz Simona Kossak: „Las wyhodowany przez człowieka tak się ma do puszczy jak krowa do żubra, jak kundel wiejski do wilka, jak Puszcza Notecka, Kampinoska i Niepołomicka do Puszczy Białowieskiej. Jak tombak do złota”5. Rzeczywiście – kampinoskie ostępy dawno temu utraciły swój pierwotny charakter i nijak się mają do fragmentów tego ostatniego kawałka europejskich lasów pierwotnych. Roman Kobendza, wielki miłośnik i badacz Puszczy Kampinoskiej oraz inicjator utworzenia na jej terenie parku narodowego, mówił, że utraciła ona swój pierwotny charakter z chwilą pierwszego kontaktu z człowiekiem. To jednak bardzo duże uproszczenie i dotyczy każdego lasu, bo po wielkich, dzikich i niedostępnych puszczach zostały dziś tylko nazwy. Z kolei Jadwiga Kobendzina, niejako przewidując przyszłe zarzuty Simony Kossak, pisała: „Białowieża ma wspanialsze, pierwotne drzewostany, ale jej teren jest wyrównany, płaski i monotonny. Puszcza Kampinoska przewyższa ją bogactwem ukształtowania powierzchni oraz zmiennością szaty roślinnej”6.
Wydaje się, że Puszcza Kampinoska w szczególny sposób doświadczyła ludzkiej działalności – zarówno tej pozytywnej, jak i negatywnej. Tym bardziej należy jej się podziw, że dźwiga się z tego upadku i odradza. Antropogeniczne pochodzenie dzisiejszej Puszczy Kampinoskiej to jej wstydliwe dziedzictwo, z którym nie do końca potrafimy sobie poradzić. Nie można jednak przejść wobec niego obojętnie, zasłaniając oczy, jak robią to czasem dzieci, gdy myślą, że w ten sposób nie zostaną zauważone. W tej opowieści postaramy się zaakceptować Puszczę Kampinoską taką, jaka jest. To konieczne, aby naprawdę ją zrozumieć i umieć jej towarzyszyć w nadchodzących, niewątpliwie trudnych dla niej – ale też dla nas – czasach.
Jeśli nigdy nie byliśmy w jakimś miejscu, naturalne, że wyobrażamy sobie, jak tam może być. Czasem te wyobrażenia zupełnie nie odpowiadają rzeczywistości, a wtedy możemy czuć się nieco rozgoryczeni. Miejsca można podzielić na „żywe” i te „z przewodników”. Dotyczy to także lasu. Miejsca z przewodników są surowe i bardzo wymagające. Najczęściej nie mamy na nie też zbyt wiele czasu. Aby poznać takie miejsce, trzeba doświadczyć określonych rzeczy. Trzeba przejść tą określoną ulicą, poczuć zapach tego ogrodu, zwiedzić ten kościół. Obejrzeć Panoramę Racławicką, dom Chopina, miecz koronacyjny królów Polski i najstarszy lub najgrubszy dąb w Polsce. Takie miejsca są pełne zwrotów w rodzaju: „główny”, „wyjątkowy” lub „jedyny w swoim rodzaju”, a na końcu ktoś przeprowadza z tego wszystkiego egzamin. „Proszę wycieczki, proszę nie opóźniać. Czy są jakieś pytania?”.
Miejsca żywe poznaje się z mapą i kilkoma groszami w kieszeni. Po kilku dniach swobodnego chodzenia, jedzenia i spania gdzie popadnie zaczyna się poznawać atmosferę oraz indywidualny charakter takiego miejsca. Bez przewodników i przymusu zobaczenia sławnych punktów. Smakowanie krajobrazu powinno się odbywać w tempie dostosowanym do naszej duszy.
Po żywym Kampinosie warto więc chodzić, mając przy sobie mapy. A tych – jak się okazuje – powstało naprawdę dużo. I mimo że odtwarzanie przeszłości tego kompleksu leśnego jest utrudnione ze względu na ograniczoną liczbę źródeł pisanych7, to właśnie mapy i plany pozwalają zasypać wiele dotychczasowych luk. Poza mapami istnieją też archiwa natury: torfowiska, jeziora czy stare drzewa.
Przeglądanie dawnych map wciąga i nie pozwala oderwać od nich oczu, gdyż rozbudzają one wyobraźnię oraz zachwycają formą. Są też łącznikiem przeszłości z teraźniejszością, a tym samym pełnią funkcję wehikułu czasu. Tam, gdzie to możliwe, będziemy stosować wszystkie sposoby, by przybliżyć dawne puszczańskie historie, by zadać pytania o dzisiejszy Kampinos oraz by opowiedzieć o różnych scenariuszach na przyszłość.
Chcemy zaznaczyć, że absolutnie nie narzucamy sposobu odbioru tej książki. Poszczególne rozdziały można czytać po kolei, można puścić wodze fantazji i skakać po nich na przeróżne sposoby. Cechą charakterystyczną kampinoskich szlaków (zwłaszcza tych w zachodniej części puszczy) jest to, że trudno z nich zrobić pętlę. Wymaga to więc od wędrującego dobrego planowania i rozłożenia sił.
Chcemy tą książką wejść na ten szlak razem z Wami, droga Czytelniczko i drogi Czytelniku. Chcemy podzielić się też naszymi wędrówkami, tymi rzeczywistymi, ale też tymi, które odbywają się wyłącznie w naszych głowach, bo dotyczą krajobrazów nieodwracalnie minionych. Chodzenie, jak już wiemy, jest sztuką, której warto się nauczyć, choć to długi proces. Inspiracją do takiego poznawania otaczającego nas świata może być opis jednej z wycieczek do Puszczy Kampinoskiej prowadzonych przez Wojciecha Bogumiła Jastrzębowskiego. Spisał go mistrzowsko Julian Wieniawski (ps. Jordan), brat słynnego skrzypka Henryka i pianisty Józefa:
na czele szedł krokiem dzielnym, posuwistym a miarowym nasz poczciwy Jastrząb. Tak zwaliśmy wszyscy nieocenionego profesora. Tajemna nić jakaś łączyła nas wszystkich ze starcem… Szliśmy tedy bez ładu i składu, jak stado owiec za swoim pasterzem, i jak ze stada uskoczy czasem owieczka, by skubnąć trawy na burcie, tak i z gromady naszej co chwila wyskakiwał na bok któryś z zagorzalszych botaników, by uszczknąć ciekawy jaki egzemplarz trawki lub ziela, do blaszanej puszki, którą się na plecach dźwigało. Za profesorem podążali botanicy z profesyi, dyskutujący o genezie roślin, ich nazwach, cechach i odmianach; za tymi, mniej świadomi, ale ciekawi nauki kandydaci na botaników; nieco dalej koledzy mniej ciekawi, jeszcze mniej świadomi, ale poczuwający się do obowiązku podążania razem; potem gromadka indyferentów, rozprawiająca o wszystkim, co tylko związku z ekskursyą i botaniką nie miało; wreszcie na ostatku maruderzy, alias szary koniec8.
Choć od tej wycieczki minęło ponad 150 lat, nie zmienili się ani studenci, ani wykładowcy, ani uczestnicy kampinoskich wędrówek. Każdy może sobie odpowiedzieć, w której grupie by się odnalazł. Duch Wojciecha B. Jastrzębowskiego będzie unosił się nad tą książką, jak zapewne unosi się nad wszystkimi przemierzonymi przez niego krajobrazami, bo ten botanik ukochał sobie polską przyrodę jak mało kto i przez całe życie robił wszystko, aby tę miłość zaszczepić w sercach innych ludzi. Mamy nadzieję, że wędrując z nami przez karty tej książki, odnajdziecie, Czytelniczko i Czytelniku, w kampinoskich krajobrazach piękno i zachwyt, które towarzyszyły i nadal towarzyszą wszystkim wielbicielom tego lasu.
Podziękowania
Jak już wspominaliśmy, niniejsza książka nie powstałaby, gdyby nie inspiracja płynąca od Kampinoskiego Kolektywu Przewodnickiego „ZaPuszczeni”. Doskonała atmosfera wsparcia, rozmowy i wspólnej wędrówki pozwoliła nam wychodzić i ułożyć sobie w głowach poszczególne rozdziały. Wielkie mentalne wsparcie otrzymaliśmy także od Jerzego Solona – przewodniczącego Rady Naukowej Kampinoskiego Parku Narodowego i profesora w Instytucie Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN. Wielkie słowa podziękowania za cenne, inspirujące, choć czasem trudne rozmowy należą się także pracownikom Parku: Ani Kębłowskiej, Karolowi Kramowi i Tomkowi Hryniewieckiemu.
Serdecznie dziękujemy również naukowcom eksplorującym Puszczę Kampinoską i cierpliwie odkrywającym jej tajemnice, a szczególnie Milenie Obremskiej i Pawłowi Przybylskiemu, którzy podzielili się z nami swoją wiedzą, doświadczeniem i przemyśleniami. Jesteśmy także niezmiernie wdzięczni osobom tworzącym naszą Puszczę: Przemkowi Mikuskowi, Tosi Iwaszkiewicz, Grzegorzowi Frunckowskiemu i Patrycji Sołtysik – za niezwykle inspirujące rozmowy o ich byciu w lesie i z lasem, relacjach z przyrodą i innymi ludźmi. Osobne podziękowania kierujemy do Pawła Średzińskiego. Jego Puszcza Knyszyńska i spacery pod hasłem „Kurs na Knyszyńską” były dla nas wielką inspiracją. Z kolei Michałowi Baranowskiemu, Michałowi Westfalowi i Przemkowi Mikuskowi dziękujemy za podzielenie się z nami swoimi uwagami podczas pracy nad książką.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.Per pedes (łac.) – pieszo, na piechotę. Jeśli nie wskazano inaczej, wszystkie przypisy pochodzą od autorów. [wróć]
2. Ostatnio pisał o tym Tomek na łamach miesięcznika „Dzikie Życie” w tekście Rygoć, czyli błocenie butów (luty 2023). [wróć]
3. A. Patkowski, Sandomierskie. Góry Świętokrzyskie, Poznań 1938, s. 201. [wróć]
4. Grądy (grondy) – tu: kępy lasu rosnące na wzniesieniu wśród bagien. [wróć]
5. S. Kossak, Saga Puszczy Białowieskiej, Warszawa 2001, s. 2. [wróć]
6. J. Kobendzina, Zagadnienia przyszłości Puszczy Kampinoskiej [w:] Kampinoski Park Narodowy i jego problematyka, z. 1, red. eadem, Wrocław–Warszawa 1979, s. 20. [wróć]
7. W 1944 roku podczas tłumienia powstania warszawskiego Niemcy wysadzili w powietrze Archiwum Główne przy ul. Długiej, niszcząc tym samym wiele cennych zabytków historii i kultury. [wróć]
8.Z teki Marymontczyka, zebr. i uzup. Jordan (Julian Wieniawski), Warszawa–Kraków 1911, s. 26. [wróć]