Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bad boy, który chce coś udowodnić.
Kobieta z misją.
Wyścig, od którego zależą ich losy.
Jego rodzicom zapewne nawet nie przeszło przez myśl, że nazywając syna Racer Tate, wyznaczą jego życiową ścieżkę. Od momentu, w którym poczuł przypływ adrenaliny, siedząc za kółkiem, popadł w uzależnienie. Jest najszybszym, najdzikszym kierowcą wyścigowym.
Obowiązki zawodowe doprowadzają Lanę na próg jego domu, a uśmiech, z jakim otwiera jej drzwi, sprawia, że miękną jej kolana. Seksowny, tajemniczy Racer Tate nie jest typem mężczyzny odpowiednim dla dziewczyny takiej jak Lana. Jest skryty, lekkomyślny, nieuchwytny. Ale w jego obecności cały jej zdrowy rozsądek znika. A po jego pocałunku…
Nadchodzący wyścig F1 jest ostatnią szansą na wygraną dla rodziny Lany. A Racer to ich jedyna nadzieja. Lana musi go tylko dopilnować, aby nie wpakował się w żadne kłopoty. Okazuje się jednak, że ona sama wpada w tarapaty. W przyprawiające o szybsze bicie serca, rozmiękczające kolana, miażdżące duszę kłopoty. Bo kiedy się kogoś kocha, to jego prawdy stają wspólnymi prawdami, a jego tajemnice mogą się okazać zbawieniem albo doszczętnie zniszczyć.
Mówi, że kocha, i że ona jest tą jedyną. Ale ma też pewność, że złamie jej serce, kawałek po kawałku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 388
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Niechaj ogień, który jest w nas, nigdy nie zgaśnie.
Fast Car
, Jonas Blue (feat. Dakota)
Don’t You Need Somebody
, RedOne (feat. Enrique Iglesias)
Love Drunk
, Boys Like Girls
Sound of Your Heart
, Shawn Hook
Favorite Record
, Fall Out Boy
Believer
, Imagine Dragons
The Other Side
, Jason Derulo
Jet Pack Blues
, Fall Out Boy
Battle Scars
, Lupe Fiasco and Guy Sebastian
Come and Get It
, Selena Gomez
Walk
, Kwabs
Undisclosed Desires
, Muse
Unwell
, Matchbox Twenty
Redbone
, Childish Gambino
Your Guardian Angel
, The Red Jumpsuit Apparatus
Remember When
, Chris Wallace
Maps
, Maroon 5
Let Me Love You
, Ne-Yo
XO
, Beyoncé
The Best
, Tina Turner
Whatever It Takes
, Imagine Dragons
Animal
, Def Leppard
Lana
Rola najmłodszego z rodzeństwa jest szczególna. Podobnie jak rola jedynej córki. Sama mam trzech starszych braci i od zawsze jestem rozpieszczana, chroniona, gnębiona oraz przekupywana i zupełnie mi to nie przeszkadza, bo kocham swoje rodzeństwo i całą rodzinę. Czasem jednak żałuję, że nie jestem najstarsza, bo wtedy nie traktowano by mnie z takim lekceważeniem. Nazywam się Lana i mam dwadzieścia dwa lata, ale dla moich braci i taty wciąż jestem „małą Lainie”.
Moi bracia i ojciec stoją przy naszym namiocie obok toru, po którym pędzą samochody. Przemykają plamy błękitu, czerni i żółci, migają kaski z tęczowymi szybkami, pysznią się loga sponsorów, kipi testosteron. Wszystkie auta na torze to samochody Formuły 1, ale oprócz tego mają jeszcze jedną wspólną cechę: żadne z nich nie należy do nas. Żadnego z nich nie prowadzi nasz kierowca.
Wzdycham i niosę kubki z lemoniadą do naszego namiotu. Zimne jesienne powietrze smaga mnie po twarzy i wkrada się pod kucyk, aby zająć mój kark. Testując tej jesieni potencjalnych kierowców, zyskałam dwa intensywnie czerwone placki na policzkach, co zawdzięczam kombinacji ziąbu i słońca. A sądząc po uczuciu szczypania na twarzy, zakładam, że plamy czerwieni poszerzają się w stronę nosa i uszu.
Kiedy przechodzę koło sąsiedniego namiotu, rozlega się gwizd.
– To dla mnie, Lainey? – krzyczy jeden z mechaników.
– Przepraszam, mam tylko dwie ręce i obie są zajęte. – Nawet nie patrzę w jego stronę. To prawda, że wszyscy zawsze są dla mnie mili, ale ja staram się nie nawiązywać zbyt bliskich relacji z członkami innych drużyn. W końcu jesteśmy przeciwnikami. Trzymajmy się faktów.
ZESPÓŁ HW RACING – nasze czerwono-białe logo na czarnym tle odwzajemnia moje spojrzenie, gdy docieram do namiotu.
Auta pędzą w ramach treningu, a my już teraz wiemy, że to będzie nasz ostatni i najgorszy sezon. Kiedyś byliśmy zespołem z najmniejszym namiotem i najniższym budżetem, ale też z największym talentem. Teraz zaś mamy mały namiot, niski budżet i zero talentu. A w nadchodzącym roku, gdy nie będzie już z nami mojego taty… Rzucam okiem w stronę ojca, który siedzi na rozkładanym krześle. Trzyma twarz w dłoniach i głęboko oddycha.
Obok namiotu wymiotuje jedyny z trzech chłopaków, który mimo wszystko miał brać udział w wyścigu. Samochód jest zniszczony. Chłopak cały się trzęsie, jest blady i wkurzony na samego siebie. On wyszedł z tej sytuacji bez szwanku, ale – o czym wszyscy wiemy – jeśli roztrzaskasz samochód podczas jazdy testowej, to nie masz co liczyć, że wezmą cię na kierowcę.
Podaję mu lemoniadę.
– Z cukrem – zachęcam. – Może ci pomóc.
Chłopak wpatruje się w swoje wysokie buty rajdowe. Poczucie klęski przygarbiło mu plecy.
– To była moja jedyna szansa i dałem ciała.
Stawiam przy nim kubek i obdarzam go swoim najbardziej pokrzepiającym uśmiechem, choć moi bracia i ojciec mają ochotę go ukatrupić.
– Naprawa tej pieprzonej bryki pochłonie setki tysięcy dolarów – podkreśla Drake, najstarszy z moich braci, gdy ruszam w stronę ojca.
– Setki tysięcy, które z trudem wysupłamy – dodaje Clay.
Przejeżdżam dłonią po boku rozbitego auta. Tata ma trzy samochody. Najbardziej z nich wszystkich lubię Kelsey i czuję ulgę na myśl, że akurat mojej ulubienicy dziś nie ma. Jest mi jednak smutno z powodu Moiry.
„W dniu, w którym zaczynasz myśleć o samochodzie jako przyjacielu…”
– Może już czas przyznać, że czekam na coś, co się nigdy nie wydarzy – dobiegają mnie słowa ojca.
Podchodzę do niego z kubkiem lemoniady.
– Wydarzy się, tato, wydarzy.
Jestem piarowcem naszego zespołu. Karmię jego członków, rezerwuję pokoje w hotelach i przeprowadzam rozmowy kwalifikacyjne z kandydatami na kierowców (choć w ostatnim czasie nie stanowiło to dużej części moich obowiązków). Oddaję ubrania zespołu do pralni i odbieram czyste. Zasadniczo tworzę dla niego dom oddalony o cały ocean i tysiąc jeden kilometrów od Ohio, w którym dorastaliśmy.
Przesiedliliśmy się, gdy mama nas opuściła. Wszystkie pieniądze taty zostały włożone w budowę zespołu Formuły 1. To jego marzenie. Zrezygnował z niego dla mamy i nigdy nie był w stanie się z tym pogodzić. A jego ostatnia szansa, aby to marzenie zrealizować, jest ostatnią szansą także dla mnie.
– To jaki jest plan?
– Nie teraz, Lainie.
Są wkurzeni. Przydałaby im się rozmowa podnosząca morale, ale widzę, że tata nie ma na nią siły. Wygląda na przybitego.
– Nie on jeden ma talent – mówię swoim braciom.
– Skończyły nam się pieniądze na osoby z talentem. Takich ludzi szkoli się już jako sześciolatków, gdy zaczynają jeździć gokartami, a jako nastolatki są kupowani przez sponsorów albo ich zespoły – odpowiada Drake.
– Sama kogoś wyłowię.
Jestem spanikowana. Nigdy wcześniej nie widziałam moich bliskich tak przybitych i zniechęconych. Kiedy to wszystko przestało być świetną zabawą? Kiedy straciliśmy nadzieję na wygraną.
– Clay, Drake, Adrian, przestańcie. Załatwię to. Wy ogarniacie auta, tata stoi na czele zespołu, a ja sprowadzę tu talent – oświadczam. To marzenie ojca, a teraz również moje. – Dam radę.
Wszyscy czterej dalej rozmawiają.
Biorę do ręki swój but i ciskam nim w ich stronę. Trafiam Drake’a w ramię, a wtedy on odwraca się w moim kierunku z marsową miną.
– Powiedziałam, że to załatwię.
– Rzuciłaś we mnie butem?
Zdejmuję drugi but i rzucam nim w niego.
– Nie, dwoma.
– Lainie…
– Daj spokój. Tato, ty dowodzisz zespołem, a chłopaki naprawiają auta. Pozwólcie mi przyprowadzić tu kogoś z talentem.
– Słuchaj, Lane, fakt, że tata mianował cię piarowcem, nie oznacza wcale, że masz choć blade pojęcie o tym, kto może mieć talent – stwierdza Drake.
– Talent nietrudno jest dostrzec. Dajcie mi szansę. To nasze życie. Dla Formuły 1 poświęciliśmy… wszystko. Nie chcę, abyśmy rezygnowali. – Postępuję krok do przodu. – Nie chcę, żeby tata rezygnował.
Drake spogląda na mnie.
Nie wspominam o swoich obawach, że wskutek rezygnacji tata zupełnie się podda; że kiedy straci marzenie, dla którego żył, potraktuje to jako przyzwolenie, by odejść.
– Drake, to jest jego marzenie.
– To marzenie nas wszystkich, ale musimy podchodzić do sprawy realistycznie. Nie mamy pieniędzy, z którymi tata zaczynał. Brak wygranych oznacza same koszty, Lainie. To ogromne ryzyko, a tato jest zmęczony, bardzo zmęczony. Równie dobrze moglibyśmy wydać te pieniądze w jakimś spokojnym miejscu, w którym mógłby się odprężyć…
– Nie – odpowiadam stanowczo.
– Lainie…
– Nie. To da mu drugie życie. To go uszczęśliwi.
Drake patrzy na mnie z litością typową dla starszego brata, który jest bardziej dojrzały od swojej siostry i uporał się już z wieściami na temat ich ojca. A ja? Od czterech lat skupiam się na każdym marzeniu taty. Dla mnie liczy się tylko dzisiaj, bo dziś ojciec jest przy mnie w tym namiocie: żyje, oddycha i przeżywa rozczarowania. A ja jestem odpowiedzią na wszelkie problemy.
– Wy podchodzicie do sprawy zbyt realistycznie. Pozwólcie, że będę marzyć za was wszystkich. Dajcie mi JEDNĄ szansę. To będzie tylko jedna próba. Jutro przyprowadzę kierowcę.
Cisza.
– Załatwię to, tato.
Ojciec patrzy na moich braci, a ja wydaję z siebie jęk.
– Kogo masz na myśli? – pyta w końcu Drake.
– Zobaczysz – kłamię.
– To zresztą nieważne, bo czy uda ci się przekonać jakiegokolwiek kierowcę, aby dołączył do zespołu, który ledwo dyszy?
– Czy to może być aż tak trudne? W końcu ten kierowca będzie mężczyzną, prawda? – Posyłam chłopakom wymowne spojrzenie, po czym daję tacie buziaka w policzek i mówię mu: – Będę musiała wyjechać. Trzymaj się mocno, tatku. Nie wrócę, dopóki go nie znajdę. Nie ma mowy o półśrodkach; usatysfakcjonuje mnie tylko najlepszy kierowca na świecie. Ktoś, kto kocha siedzieć za kółkiem i nie ma jeszcze swojego bolidu.
Wieczorem tego samego dnia wsiadam do samolotu lecącego z Australii do Atlanty, a potem do kolejnego – z Atlanty do St. Petersburga na Florydzie. Zamierzam złapać kierowców IndyCar podczas treningów przed rozpoczęciem sezonu, a wiem, że teraz ćwiczą w St. Pete. W samolocie wodzę wzrokiem po liście pilotów i analizuję ich mocne i słabe strony.
Jest mi niewygodnie i ciągle zmieniam pozycję, starając się nie przeszkadzać swoim dwóm sąsiadom. Kupowałam bilet w ostatniej chwili i dlatego skończyłam na rozchwytywanym przez wszystkich (ha, ha) środkowym siedzeniu.
Na Florydzie ląduję po południu i jestem niewyspana, odwodniona oraz skrajnie zmęczona. Ale mam trzy dni – z tym, że nie tylko na znalezienie kierowcy, ale też na odbycie długiej podróży powrotnej do Australii przed pierwszym wyścigiem Formuły 1 w sezonie. Spekulacje na temat wycofania się naszego zespołu z rywalizacji muszą trwać w najlepsze. Nie mam kontroli nad tym, co myślą inni, ale prędzej sczeznę w piekle, niż pozwolę ojcu wycofać się bez najwyższej nagrody. A więc nawet niewyspana, odwodniona, głodna i zatroskana, jadąc autem na tor, mocno trwam przy swoim postanowieniu wykazania się przed rodziną. Ilekroć mijam jakąś restaurację, burczy mi w brzuchu, ale wiem, że jedzenie musi poczekać.
Krążę wokół toru, na którym kierowcy odbywają treningi przed wyścigiem. Szukam miejsca do zaparkowania, ale nie jest to łatwe zadanie, ponieważ niektóre ulice zamknięto, aby stworzyć tymczasowy tor uliczny do wyścigu.
Zauważam wolny kawałek przestrzeni, lecz muszę dać po hamulcach, bo przed moje auto z piskiem opon wjeżdża czerwony samochód.
Marszczę brwi i znów wciskam pedał gazu, kierując się w stronę jednego z dwóch wolnych miejsc. Jadący przede mną mustang kradnie pierwsze z nich, a ja – spanikowana, że ktoś mnie znienacka wyprzedzi i zajmie drugie, tuż obok – wystrzelam jak z procy. I wtedy kierowca mustanga nagle się zatrzymuje.
„Cholera jasna!”
Właśnie staranowałam mu samochód.
– Ups, moja wina – mówię, po czym włączam wsteczny i wycofuję się nieco, a potem ostrożnie parkuję.
Drzwi mustanga otwierają się na oścież i wychodzi z niego facet w czerni. Zdenerwowana wysiadam pospieszenie ze swojego auta i podchodzę do nieznajomego.
Facet ocenia szkodę.
Ja oceniam szkodę.
– Musisz iść na lekcje jazdy – rzuca opryskliwie bardzo głębokim głosem.
Ta zniewaga wprawia mnie w konsternację. Zaciskam zęby.
– A ty musisz się nauczyć kulturalnego zachowania za kółkiem. – Podnoszę głowę, aby na niego popatrzeć, i oddech zamiera mi w gardle.
Bo…
Nikt.
Na tym świecie.
Nie powinien mieć tak męskiej…
Tak seksownej…
I tak pięknej twarzy.
Facet patrzy na mnie płonącym wzrokiem, jakby chciał mnie pożreć. Jego oczy są dzikie, przeszywające, zaczepne, ogniste, zwierzęce i nie sposób im się oprzeć. Cała reszta jego powierzchowności to kwintesencja piękna. Inaczej nie potrafię go opisać. Kiedy się do mnie uśmiecha i w jego policzku pojawia się dołeczek, ziemia pod moimi stopami lekko się trzęsie. Boże, mam taką słabość do dołeczków w policzkach.
– Serio? – pyta mężczyzna, a gdy nasze spojrzenia się spotykają, kąciki jego ust unoszą się w wyrazie rozbawienia.
– Tak, serio. Nie jestem w nastroju. Zająłeś mi miejsce. – Gdy złość na jego maniery za kółkiem miesza się we mnie z irytacją spowodowaną jego urodą, czuję, jak twarz wykrzywia mi grymas.
Wtedy jego oczy zaczynają migotać.
Staram się stłumić swoją reakcję na to roziskrzone spojrzenie, ale prawdą jest, że takiego odcienia niebieskiego nie widziałam nigdzie poza zdjęciami pięknych oceanów w odległych krainach, na przykład na Fidżi.
– Tej nocy w ogóle nie spałam i od kilku godzin nie miałam nic w ustach. Naprawdę nie jestem w nastroju – mówię, a kiedy nieznajomy przebiega wzrokiem po moim ciele, czuję, jak pod jego intensywnym spojrzeniem zaczynam się gdzieś w głębi rozgrzewać.
Mężczyzna nawet na chwilę nie odrywa ode mnie oczu.
Nikt nigdy nie przyglądał mi się tak uważnie.
Nie tylko ze złością i zainteresowaniem, ale też jakby z… rozbawieniem i… dezorientacją?
Czyli z tym samym, co mam w sobie ja. Kiedy patrzę na niego.
Tymczasem w jego wzroku pojawia się ciemniejszy ton. Nie wiem, co to dokładnie jest, ale sprawia, że jakaś część mnie wije się i drży.
– Uważaj następnym razem – odzywa się nieznajomy po dłuższej chwili ciszy, tym razem łagodniejszym głosem. Robi krok do tyłu, raz jeszcze prześlizgując się głodnym spojrzeniem po moim ciele, a potem bierze czapkę z auta i zatrzaskuje oraz zablokowuje drzwi, czemu towarzyszy ciche piknięcie.
Patrzę na zadrapanie oraz lekkie wgniecenie na karoserii mustanga i uświadamiam sobie, że facet oszczędził mnie, nie dzwoniąc do firmy ubezpieczeniowej.
– Przepraszam – zwracam się do niego poniewczasie.
Patrzy na mnie przez ramię i zaciska szczęki, a potem wraca i spogląda na mnie z góry.
– Jak masz na imię?
– Yyy… Alana – kłamię. Brzmi podobnie. Jestem zbyt zdenerwowana, żeby powiedzieć prawdę.
– Staranowałaś mi samochód, Alano – warczy, rzucając wymowne spojrzenie w stronę swojego cudownego wiśniowego mustanga.
– Yy… Przepraszam. Jestem po szesnastogodzinnej podróży samolotem i mam wrażenie, że ten dzień nie ma końca.
Mężczyzna śmieje się pod nosem, jakby nie umiał dać wiary mojej wymówce.
Potem patrzy na mnie znacząco i odchodzi, a ja wpatruję się w jego czarne jak noc włosy, odpierając pragnienie, aby się lekko powachlować.
„Och”.
Spoglądam na jego tyłek w dżinsach i ciemną koszulkę opinającą tułów, a moja irytacja słabnie, ustępując miejsca niemal obezwładniającej fali pożądania.
Dyskretnie przesuwam dłońmi po piersiach, starając się spłaszczyć nabrzmiałe sutki.
Przez moich czterech mężczyzn randkowanie nigdy nie było dla mnie łatwe. Nikt nie jest dla mnie dostatecznie dobry. Poza tym mam do czynienia z samymi kierowcami, a ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, jest związek z kierowcą. Jako siedemnastolatka miałam chłopaka. A potem on zmarł. David był dla mnie wszystkim. Za nic w świecie nie chciałabym się spotykać z kimś, kto naraża swoje życie tak jak kierowcy wyścigowi. Ale naprawdę muszę się z kimś przespać.
Wchodzę na trybuny zadowolona, że nie ma zbyt wielu ludzi – to dzień ćwiczeń, a nie wyścigu.
Na drugim końcu trybun siedzi ciemnowłosy mężczyzna o przyprószonych siwizną skroniach, ubrany w dżinsy i białą koszulę. Idę w jego stronę i zajmuję miejsce dwa siedzenia przed nim.
– Synu! – woła ów facet, przekrzykując warkot silników, a mnie serce zamiera, bo po schodach idzie nieznajomy, któremu staranowałam samochód.
Potem serce zaczyna mi bić tak głośno, że aż spuszczam głowę, ale i tak przyglądam się idącemu mężczyźnie kątem oka.
Odchrząkuję i wyjmuję marker oraz listę kierowców. Mam na niej nazwiska ośmiu mężczyzn, którym chciałabym się przyjrzeć. Na samym dole zapisałam też dane wszystkich pozostałych kierowców IndyCar. Tak na wszelki wypadek.
– Nie byłeś dziś na siłowni – mówi siedzący za mną mężczyzna.
– Jezu, tato, perspektywa skończenia ze zmasakrowaną twarzą jakoś do mnie nie przemawia.
Rozlega się niski śmiech jednego z mężczyzn, a potem znów odzywa się ten, którego auto dziś uszkodziłam. Ma bardzo głęboki głos.
– Gdzie jest Iris?
– Poszła po wodę.
Na schodach pojawia się około osiemnastoletnia dziewczyna, która zmierza w stronę mężczyzn siedzących za moimi plecami. Odwracam się przez ramię i mój żołądek robi fikołka, kiedy widzę, jak ona i humorzasty przystojniak się przytulają. Potem dziewczyna siada u jego boku.
Wydaje się przy nim taka drobna.
On jest wielki, muskularny i zbyt cudowny, abym potrafiła to opisać.
Okej, a więc ma dziewczynę. Wielka mi rzecz. Oboje są niesamowicie piękni – mają ciemne włosy i wyglądają tak, że mogliby pracować w modelingu. No i co z tego? Pozostaje tylko pogratulować. Nie przyjechałam na Florydę romansować. Jestem tu w sprawach zawodowych.
Lecz przelotny romans nagle zaczyna mi się wydawać atrakcyjną perspektywą. Nic poważnego. Poważne związki nie wchodzą w grę. Ale może coś… co pozwoliłoby mi się zrelaksować. Oderwać rozszalałe myśli od spraw związanych z potrzebami ciała.
Nie mogę jednak stłumić w sobie zaciekawienia tym mężczyzną. Mam wrażenie, że patrzy na mnie. Studiuję listę i czuję, jak jego wzrok wwierca się w moją czaszkę niczym wiązka lasera.
Nerwowo wciągam powietrze do płuc i ukradkiem oglądam się za siebie. Młodszy z mężczyzn wkłada ręce do kieszeni i nasze spojrzenia się spotykają. Przyłapawszy mnie na spoglądaniu, unosi brwi i uśmiecha się.
Jego tata też się w niego wpatruje. Z marsową miną.
Mówi coś do syna, ale nie doczekuje się odpowiedzi. Przystojniak posyła mi kąśliwy uśmieszek.
Nie odwzajemniam go. Nie potrafię jasno myśleć.
Młody mężczyzna wstaje i rusza schodami w moją stronę.
„Cholera”.
Wracam wzrokiem do kartki. Przystojniak podchodzi do mnie, pochyla się nad moim ramieniem i zaczyna czytać sporządzoną przeze mnie listę, a ja nagle czuję, że jego ciało znajduje się zbyt blisko mojego.
Pachnie mydłem. Nie perfumami, tylko mydłem.
Czysty i męski. Tak po prostu.
Coś w tym naturalnym zapachu sprawia, że do ust napływa mi ślina. Przełykam ją nerwowo.
– Ten jest zbyt wolny na prostych. – Nieznajomy stuka palcem w nazwisko na szczycie mojej listy. W odpowiedzi usiłuję schować kartkę pod swoją torbą, ale jej część wystaje spod spodu.
– Wiesz dużo o samochodach, co? – Krzywię się, walcząc z ciepłem, które ogarnia moje ciało, gdy przystojniak obdarza mnie uśmiechem i podchodzi do siedzenia obok mnie. – Tym bardziej szkoda, że nie potrafisz się kulturalnie zachować za kółkiem – dodaję.
Nieznajomy uśmiecha się jeszcze szerzej i siada obok mnie, całej miękkiej i słabej. Znów spogląda na moją kartkę.
– Lista pozycji do zaliczenia przed śmiercią? – pyta.
„Co?”
– Nie! – Wybucham śmiechem. – Nie, to… Nie! – Nagle zdaję sobie sprawę, o co mu chodzi.
– Czy mogę wysunąć sugestię?
– Możesz, ale to nie oznacza, że ją przyjmę.
Przystojniak wyciąga listę spod torby, a potem bierze długopis z mojej dłoni i przekreśla wszystkie nazwiska jedną linią. Następnie kładzie kartkę na swoich na oko bardzo twardych udach, aby napisać na niej jedno słowo: „Racer”.
– Czy to… Co to oznacza? – pytam zdezorientowana.
Puszcza do mnie oko, oddając mi kartkę.
– Bądź mądra i potraktuj tego gościa jako numer jeden na swojej liście pozycji do zaliczenia.
Śmieję się. I rumienię. „Boże, czy on mnie prosi, abym go zaliczyła?” Czy „Racer” to jego imię? Nie, niemożliwe.
– To nie jest lista pozycji do zaliczenia. Szukam kierowcy.
– Tak się składa, że znam najlepszego kierowcę na świecie.
– Czyżby?
– Owszem.
– Chciałabym go poznać. A potem zobaczyć w akcji. Wtedy będę mogła zdecydować, czy przyznać ci rację.
– Zrobisz to bez wątpienia. – Nieznajomy nie odrywa ode mnie wzroku. Kiedy tak unosi kąciki ust, wygląda pyszałkowato. – To może zrobimy tak, że jeśli przyznasz mi rację, to będziesz musiała naprawić moje auto, okej?
– A jeśli nie przyznam?
– To ja kupię ci nowiusieńki samochód.
– Nieźle. Widzę, że jesteś bardzo pewny swego.
Przystojniak tylko uśmiecha się z przekąsem, a te cholernie obłędne oczy znów zaczynają migotać.
Parskam śmiechem i całe moje zmęczenie ulatuje.
– To kim jest ten Racer? To ty? Czy ten kierowca, o którym mówiłeś?
Uśmiech mojego rozmówcy blednie, a jego oczy znów zaczynają pochłaniać moją twarz. Kiedy ponownie się odzywa, jego głos wydaje się niższy i zachrypnięty.
– Zjedz ze mną kolację, to omówimy ten temat tak dogłębnie, jak tylko będziesz chciała.
„Boże, czy on gapi się na moje usta?”
„Czy ja gapię się na jego usta?”
– Nie mogę. To znaczy mogłabym, ale… Jestem tu służbowo. Nie mam czasu na kolacyjki. Nawet jeśli umieram z głodu.
Przystojniak przygląda mi się w onieśmielającym milczeniu, a w jego wyrazie twarzy coś się zmienia.
– Zaraz wracam – mruczy.
Gdy schodzi z trybun, patrzę na tył jego głowy i jakaś część mnie przeżywa katorgę, bo czuję, że pewnie już nigdy go nie zobaczę. Nie mam pojęcia, dlaczego tak na mnie działa. Może zbyt długo przebywałam z braćmi i ojcem. Może przed powrotem do nich naprawdę powinnam się z kimś przespać. Dziesięć minut później niebieskooki przystojniak jest już z powrotem. Niesie ze sobą najapetyczniejszego hot doga, jakiego kiedykolwiek widziałam, kubełek frytek i butelkę wody. Kiedy wyciąga jedzenie w moją stronę, przez chwilę gapię się na nie z rozdziawioną buzią, a on patrzy tymi roziskrzonymi oczami spod nisko nasuniętych brwi.
– Ja…
Zwykle to ja jestem tą osobą, która przynosi wszystkim przekąski i napoje. Ta zamiana ról jest dla mnie czymś tak nowym, że nawet nie wiem, co powiedzieć.
Niebieskooki wciąż podsuwa mi jedzenie pod nos, więc zmuszam się, aby je wziąć.
Gdy muskam jego palce, prąd przeszywa moje ciało.
Aby ukryć swoją reakcję, kładę sobie smakołyki na kolanach i od razu podnoszę hot doga do ust. Odgryzam duży kęs i przełykając, widzę, jak przystojniak siada obok mnie. Wciąż nie przestaje mi się przyglądać.
– Dzięki – mówię do niego.
– Nie ma za co – odpowiada, przesuwając nieco udo w moją stronę. W jego oczach znów migoczą iskierki. Jest wielki i silny, ale porusza się zwinnie, z bezszelestną lekkością. – Mówiłaś, że nie jadłaś ani nie spałaś. Miałem do wyboru jedzenie albo poduszkę. – W jego oczach rozbłyska rozbawienie.
Przygryzam wnętrze policzka, aby się nie uśmiechnąć.
– Oddam ci pieniądze. – Sięgam do torebki. Jedną ręką trzymam hot doga, a drugą próbuję otworzyć portfel. – Ile?
– Nie zawracaj sobie tym głowy. Dają mi tu jedzenie za darmo.
Jego oczy znów przybierają ten szelmowski wyraz, więc uznaję, że żartuje, ale nie mam co do tego pewności, gdyż nie widzę uśmiechu na jego twarzy.
Ustępuję mu, bo podczas tego wyjazdu naprawdę muszę się pilnować z wydatkami, a poza tym gość wygląda na upartego i kłócąc się z nim, zapewne nic bym nie wskórała. Jem powoli, on zaś patrzy na tor z taką samą uwagą jak ja. W pewnym momencie słyszę, jak jego tata i dziewczyna idą w dół trybun.
– Wracamy do domu – oznajmia starszy pan.
Przystojniak patrzy na mnie w zamyśleniu, z roztargnieniem kiwając głową.
– Twoja dziewczyna wydawała się zmartwiona tym, że tu siedzisz – zauważam, gdy oboje odchodzą.
Chichocze, wydając z siebie niskie, głębokie dźwięki, i potrząsa głową.
– Nie wiesz? Nie potrafię się kulturalnie zachować za kółkiem, ale nie chcę być dla nikogo ciężarem. – Tylko patrzę na niego bez słowa, a on się wyszczerza. – Nie mam dziewczyny. – Pochyla się i strzepuje okruszek bułki z moich wyszminkowanych ust. – Ale ty jesteś ładna.
– Dziękuję.
Spoglądam na tor i bułka prawie utyka mi w gardle, bo przystojniak podnosi dłoń do ust i zlizuje okruszek ze swojego kciuka.
„O mój Boże”.
Chyba miałam orgazm.
Cisza. Jego oczy są tak niebieskie jak oczy anioła. Albo diabła w przebraniu.
– Ja też nie.
– Nie masz dziewczyny? – W jego spojrzeniu pojawia się iskierka, a na ustach lekki uśmiech, któremu nie potrafię się oprzeć.
Parskam śmiechem.
– Nie! Brakuje mi czasu na przyjaciółki. Miałam… Miałam chłopaka, ale… – Potrząsam głową i patrzę na hot doga położonego na moich kolanach. – Nie zamierzam przechodzić przez to ponownie.
David był ostatnim mężczyzną, który mnie dotykał. Pewnie dlatego teraz mam nogi jak z waty i czerwienię się na twarzy, gdy nieznajomy przystojniak muska moje włosy palcem, i dlatego patrząc mu w oczy, nie mogę złapać tchu.
Chyba zaskoczyło mnie… piękno tej twarzy.
No bo…
Kto by pomyślał, że taka twarz odwzajemni moje spojrzenie?
Idealnie wyrzeźbiona. Doskonały nos, wysokie kości policzkowe, mocna szczęka, proste brwi, zmrużone powieki i te tęczówki… obramowane najczarniejszymi rzęsami, jakie w życiu widziałam, intensywnie niebieskie i roziskrzone.
Przełykając kolejny kęs hot doga, prawie się krztuszę.
– Znów mam okruszki na ustach? Denerwuję się, gdy tak na mnie patrzysz.
Przystojniak potrząsa głową, a w jego łagodnym chichocie pobrzmiewa nuta raczej rozbawienia niż skruchy.
– Wiesz, co się mówi o ludziach, którzy mają uczucia na wierzchu, prawda? – pyta.
– Tak – odpowiadam.
– Twoje widać w spojrzeniu.
Robię wielkie oczy, a on przygląda mi się z uśmiechem.
– Naprawdę? No to jak się teraz czuję? – Chichoczę i zmieszana sięgam po hot doga.
– W tym momencie? Czy wcześniej, zanim zapytałaś?
– Teraz.
– Jesteś szczęśliwa.
– Serio? – Naprawdę czuję się beztroska, szczęśliwa i mam lekką ochotę na flirt.
– To przez hot doga – stwierdza przystojniak, ale szelmowski błysk w jego oku mówi mi, że sam w to nie wierzy.
– A, to na pewno. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam ten przysmak – odpowiadam i na potwierdzenie swoich słów odgryzam spory kęs.
Jego uśmiech na sekundę się poszerza, a potem znika. Siedzimy w milczeniu, patrząc na mknące po torze samochody.
Czuję się skrępowana.
A wszystko przez te moje głupie, pełne ekspresji oczy.
– Przyjechałaś tu sama?
Kiwam głową.
– I jak długo zamierzasz zostać? – W głosie przystojniaka wyraźnie słychać zaciekawienie.
– Nie za długo – mówię cicho wytrącona z równowagi przez jego nieustępliwe spojrzenie. – A ty? Mieszkasz tu?
– Tak. Ale nie z rodziną. Oni przyjechali tylko w odwiedziny. – Uśmiecha się lekko i w jego policzku pojawia się dołeczek.
– Ach, tak.
W tym momencie jak gdyby nigdy nic pochyla się do przodu, bierze hot doga z mojej ręki i przysuwa mi go do ust.
Otwieram usta, aby zaprotestować, ale kiedy bułka znajduje się tuż pod moim nosem, ostatecznie odgryzam kęs. Przystojniak opuszcza rękę i patrzy, jak jem, przez co czuję ucisk w żołądku. Jego oczy są tak niebieskie, tak czujne. I znajdują się tak blisko.
– A ten? – pytam, wskazując na kierowcę, który pojawia się na torze.
– Niezdarnie wchodzi w czwarty zakręt – odpowiada, obrzuciwszy rajdowca przelotnym spojrzeniem.
Patrzę uważnie i orientuję się, że facet ma rację: na czwartym zakręcie auto rzeczywiście zwalnia.
– To prawda, że znasz najlepszego kierowcę na świecie?
Wiem, że w moim głosie słychać zwątpienie, ale zdaję sobie sprawę, że ktoś taki jak najlepszy kierowca na świecie nie istnieje. Wszyscy kierowcy mają swoje wady oraz zalety i wszyscy są zdani na łaskę bądź niełaskę samochodu, pogody i – cholera jasna – swoich szczęśliwych gwiazd.
Oczy przystojniaka ciemnieją. Kiwa głową.
Jego ciało jest tak apetyczne, że muszę ze sobą walczyć, aby nie patrzeć na te masywne uda w obcisłych czarnych dżinsach i opięte koszulką mięśnie klatki piersiowej.
– Przedstawisz mnie?
Facet znów wyciąga rękę po długopis i na drugiej stronie mojej listy pisze adres. Kiedy się pochyla nad kartką, patrzę na jego profil, na jego usta i zastanawiam się, jak by wyglądały, gdybym je pocałowała. I gdyby one pocałowały mnie.
Przystojniak podnosi głowę i przyłapuje mnie na wpatrywaniu się w jego twarz. Sam również spogląda na moje wargi. Otrząsam się i z uśmiechem biorę wyciągniętą w moją stronę kartkę.
– Dziś, dwudziesta pierwsza. Przyjdź – mówi, a w jego głosie pobrzmiewa niemalże nutka przestrogi.
Widzę, że dopisał coś po wyrazie „Racer”. Jedno słowo: „Tate”.
Zbieram swoje rzeczy i również z nutą przestrogi w głosie mówię:
– Lepiej, żebyś nie był seryjnym mordercą.
– To mi nie grozi. Jeszcze. Ale ten facet… Powinnaś trzymać się od niego z daleka. – Posyła mi wymowne spojrzenie, a ja drżę na całym ciele.
Schodzę z trybun i idę pospiesznie do swojego auta, nie wiedząc, co, u licha, robię. Przebimbałam całą sesję treningową IndyCar, pożerając tego gościa wzrokiem, i wciąż nie znalazłam kierowcy. Zamiast niego mam tylko jakiś adres i słowo „Racer” na swojej liście.
Powinnam się martwić, ale kiedy wyjeżdżam na ulicę, na ustach mam uśmiech i czuję się dziwnie wypoczęta. Może uspokaja mnie myśl, że przystojniak się nie myli. Albo perspektywa spotkania z nim.
Tymczasem absolutnie nie powinnam chcieć się z nim spotkać, bo jestem mu winna naprawę bardzo drogiego auta. Ale jakaś cząstka mnie tego pragnie.
Dotarłszy do pokoju hotelowego, biorę kąpiel, przebieram się przed wieczornym wyjściem i dzwonię do pracownika hotelu, aby spytać o hasło do wi-fi.
Postanawiam wpisać „Racer Tate” w Google.
Kiedy pojawiają się wyniki, doznaję szoku.
RAJDOWIEC TATE, SŁYNNY UCZESTNIK NIELEGALNYCH WYŚCIGÓW SAMOCHODOWYCH, ZAPOWIEDZIAŁ, ŻE BĘDZIE ROZGRZEWAŁ ULICE ST. PETERSBURGA DO CZERWONOŚCI.
Lana
Kłamstwo ma to do siebie, że nigdy nie wiadomo, kiedy z nim skończyć. Jedno pociąga za sobą kolejne i kolejne. W drodze na imprezę, która – jak mi się wydaje – będzie wyścigiem ulicznym, złapałam gumę i utknęłam na peryferiach St. Petersburga. Konieczność pokonania ostatniego odcinka pieszo niekoniecznie wpisuje się w moją wizję bezproblemowego przedsięwzięcia.
Moi bracia nie mają pojęcia, że tu jestem. Wiedzą tylko, że próbuję wytropić prawdziwy talent. Nie powiedziałam im, że nie wyłowiłam dziś żadnego kierowcy IndyCar, ale za to poznałam najpopularniejszego ulicznego rajdowca na całym pieprzonym świecie. Na tych ciemnych sekretnych forach, na które się wśliznęłam, facet jest prawdziwą legendą: nikt nie mówi tam o niczym, tylko o nim i jego statusie niezwyciężonego wyścigowca. Powinnam była wyłączyć komputer i złapać samolot prosto do domu. Do cholery, jaka zdrowa na umyśle osoba pozwoliłaby, aby uczestnik nielegalnych ulicznych rajdów usiadł za kółkiem wartego milion dolarów bolidu Formuły 1? I to bolidu należącego do jej ojca?
Ale oto jestem w drodze do miejsca, którego adres ów rajdowiec napisał własnoręcznie na mojej kartce.
„Powinnaś trzymać się od niego z daleka…”
Dlaczego postępujemy dokładnie wbrew nakazom?
I dlaczego nieszczęścia chodzą parami? Zadzwonił do mnie Drake. Chciał sprawdzić, jak się mam, i poinformować mnie, że tata jest w szpitalu.
– Ale wszystko z nim w porządku? – Patrzę na samochody w oddali.
– Tak, powiedzieli, że to odwodnienie. Poczekaj. Jesteś na głośnomówiącym.
– Tato, dbaj o siebie, proszę!
– Ty dbasz o mnie lepiej niż ja sam – słyszę miękki, rozbawiony i lekko zmęczony głos ojca. W oczach wzbierają mi łzy.
– Tak, ale teraz robię dla ciebie inne rzeczy. Proszę, dbaj o siebie w moim imieniu.
– Dobrze, ale tylko dlatego, że grzecznie poprosiłaś i nie rzuciłaś we mnie butem. – Słyszę po głosie, że ojciec się uśmiecha.
– No proszę! Jesteś moim ulubionym tatą – drażnię się z nim.
Nie doczekuję się odpowiedzi. Z komórki dobiega wyraźny głos Drake’a i wiem, że tryb głośnomówiący został wyłączony.
– I jak idzie?
– Prosiłam, żebyś mi zaufał. Powiedziałam, że znajdę kierowcę, i tak będzie – odpowiadam i dla pewności raz jeszcze sprawdzam stabilność nowej opony, którą właśnie nałożyłam na felgę.
– A ja powiedziałem, że i tak ci nie zaufam.
– Dupek – kwituję, choć nie jestem jakoś szczególnie wściekła, ponieważ fakt, że właśnie samodzielnie zmieniłam oponę, zawdzięczam wyłącznie moim zręcznym technicznie braciom.
– Lainie… – Drake wzdycha z rozdrażnieniem. – Po prostu wracaj już do Australii. My tutaj…
– Wrócę przed rozpoczęciem sezonu. Z najlepszym kierowcą na świecie – mydlę bratu oczy i kończę połączenie. „Boże drogi. Cholera jasna”.
Mijają mnie kolejne samochody – pewnie wszystkie zmierzają na wyścig. Pakuję narzędzia z powrotem do bagażnika, siadam za kółkiem, uruchamiam silnik i wyjeżdżam na drogę. Po chwili zatrzymuję się na parkingu na wprost ulicy. Przede mną zostawiło tam swoje auta już kilkadziesiąt osób, które teraz czekają na sąsiednim niewielkim wzniesieniu.
W pobliżu miejsca, gdzie – jak się domyślam – znajduje się linia startowa, stoi niebieski chevrolet camaro. Drugie stanowisko jest puste. Blokuję drzwi w swoim samochodzie i ruszam w stronę zbiorowiska na wzgórzu.
Tłum mnie osacza. Czuję zapach potu.
Mój żołądek na sekundę zaciska się w supeł. Zastanawiam się, czy naprawdę jestem aż tak zdesperowana.
Czy rzeczywiście nie mam już innego wyjścia?
W samolocie zgłębiłam temat. Poszukałam informacji o wyścigach w Daytonie i o IndyCar. Byłam dziś nawet na torze, ale nie zobaczyłam tam nic, co zwaliłoby mnie z nóg.
A teraz pozostało mi chyba tylko obejrzeć wyścig, potem pojechać do hotelu, aby tam podręczyć się kosztami podróży do Stanów, czyli na drugi koniec globu, a następnie wrócić z podkulonym ogonem do Australii, pokazując moim braciom, że naprawdę jestem tak bezużyteczna, jak sądzili.
Na myśl o powrocie z pustymi rękami czuję się jak idiotka.
Co tłumaczy, dlaczego wciąż tu jestem.
Bo co innego mogłabym zrobić?
Nie liczę na to, że od razu sprowadzę któregoś z tych facetów do Australii. Mam jednak w sobie wciąż niegasnący mały płomyk innej nadziei. A może po prostu nie jestem gotowa, by wrócić do domu na tarczy. Jeśli rzeczywiście mam ponieść porażkę, to potrzebuję jeszcze jednej nocy, aby przygotować się na nieuniknione upokorzenie ze strony rodziny.
A Racer Tate mnie intryguje. Nie będę kłamać.
Jeśli wierzyć komentarzom dziesiątek jego fanów, to jest on najlepszym rajdowcem wszech czasów. Niczego się nie boi i stanowi jedno z maszyną. Tak więc siedzę tu i czekam na rozpoczęcie nielegalnego wyścigu. Zostały dwie minuty, a Tate’a nigdzie nie widać.
Nieźle. Co za palant.
– Będę się dziś z nim pieprzyć. – Jakaś kobieta za moimi plecami wzdycha z ekscytacją.
– Co ty mówisz? – pyta jej przyjaciółka.
– Poproszono mnie, abym zaserwowała mu dzisiaj ucztę godną zwycięzcy.
No! No! Czyli facet jest też trochę dziwkarzem.
Czuję ucisk w żołądku.
Tłum wiwatuje.
Rywal Tate’a wskazuje na swój samochód – błyszczącą brykę z namalowanym na karoserii ogniem i tym podobnymi bajerami.
A potem pokazuje na puste miejsce i kieruje kciuk do dołu.
Ludzie zaczynają wiwatować jeszcze głośniej, co chyba faceta trochę denerwuje, bo potrząsa głową.
Podnoszę się z siedzenia, żeby sobie pójść. Naprawdę nie powinnam była tu przyjeżdżać, nie powinnam była nawet zbliżać się do tego miejsca.
Gdy na horyzoncie pojawia się wiśniowy mustang, wszyscy milkną.
– O mój Boże, to on – szepcze ktoś, gdy auto z rykiem silnika wjeżdża na parking i z piskiem opon zatrzymuje się na linii startu.
Serce zamiera mi w piersi. Siadam z powrotem na swoim miejscu.
Jest i on. Przystojniak wyskakuje z auta przez otwarte okno i jakiś mężczyzna klepie go w ramię na powitanie. Przebrał się w niebieskie dżinsy i białą koszulę z długim rękawem. Ma tony mięśni…
Z szerokim uśmiechem przeczesuje dłonią swoje potargane czarne włosy – jego fryzura wygląda tak, jakby właśnie wstał z łóżka – i przebiega wzrokiem po ludziach.
Mam ochotę się schować, ale z jakiegoś powodu działam zbyt wolno i nim zdążę się zorientować, jego niebieskie oczy znajdują mnie w tłumie.
Patrzy na mnie bez ruchu, trzymając ręce luźno wzdłuż ciała.
Wydaje się bardzo zaciekawiony moją obecnością. Mruży oczy, a kąciki jego ust leciutko się unoszą, jakby cieszył się, że mnie widzi.
Wszyscy dookoła wciąż powtarzają jego imię. Racer.
Palce dziewczyn z rozkoszą przesuwają się po jego klatce piersiowej, a ja zaciskam pięści po bokach ciała. Nie podoba mi się to, jak go obłapują, i nie wiem dlaczego. Zastanawiam się, jak by zareagował, gdybym mu powiedziała, kim jestem.
On sam nie wydaje się zainteresowany żadną z tych panienek, a mnie drażni ich żądza. Jestem zmęczona podróżą, zniecierpliwiona i odrobinę zazdrosna, że one wszystkie ot tak dotykają jego ciała. Racer wkłada ręce do kieszeni i patrzy na mnie łagodnie. Nie mogę uwierzyć, jak bardzo obezwładnia mnie jego spojrzenie.
W mój umysł wkrada się wątpliwość. Zastanawiam się, czy ten przystojniak rzeczywiście jest tym, czego potrzebuję. Będę musiała pilnować jego diety. Facet składa się z samych muskułów i jeśli ma się zmieścić do Kelsey, to nie będzie mógł nabrać już ani grama mięśni.
Zaczyna przepychać się w moją stronę.
Obciągam lekko bluzkę, bo mam wrażenie, że jestem rozebrana. Muszę przypominać sama sobie, że okrywa mnie przecież przyzwoita ilość materiału.
Jego intensywne spojrzenie przesuwa się w okolice mojego pępka i w tym momencie w moim brzuchu pojawia się stado motyli. „To jest tak bardzo nie na miejscu, Lano…”
Facet do tego stopnia emanuje testosteronem, że gdybyśmy znaleźli się z nim w zamkniętym pomieszczeniu, to wszyscy wyhodowalibyśmy sobie muskuły.
Uśmiecha się, idąc w moją stronę.
– Co to ma być? Zabawa w odgrywanie ról? W zdzirowatą nauczycielkę? – mówi ktoś o mojej koszulce do pępka i długiej spódnicy.
– Ona nie jest żadną zdzirą – rzuca Racer ze złością.
Zatrzymuje się przede mną z rozgniewaną miną, bo wciąż irytuje go ten komentarz, ale jednocześnie pożera mnie oczami.
Bezceremonialnie pochłania mnie całą jednym spojrzeniem.
Z wahaniem robię krok w jego stronę.
– Gotowa na rajd swojego życia, Alano? – pyta. Jest taki szorstki, taki męski.
I te jego oczy… Ogarnia mnie chęć, aby się odwrócić, ale nie potrafię tego zrobić. Mam wrażenie, jakby jego oczy zniewoliły moje. W jego tęczówkach barwa nieba miesza się z szarością i plamkami czerni, ale dominuje kolor niebieski, intensywny niebieski. Czuję się tak samo niezręcznie jak nanosekundę temu. A to tylko kontakt wzrokowy, nic wielkiego. Uciekam spojrzeniem i przystojniak się rozluźnia, a ja razem z nim. Odchyla się do tyłu, wpatrując się we mnie.
– Spóźniłeś się. – To jedyne, co mogę mu powiedzieć, bo już teraz wiem, że gdy będziemy mieć go w swoim zespole, to nie będę tolerowała opieszałości.
Racer patrzy na mnie bez słowa, a potem uśmiecha się z rozbawieniem i rusza w stronę swojego auta. Posyła mi jeszcze ostatnie spojrzenie, po czym wsiada do wozu i zamyka drzwi.
Tracę oddech i ewidentnie także rozum, bo ten facet wywołuje we mnie tak dziwne reakcje. To dziwkarz i osoba łamiąca prawo, a jednak tu jestem. Wciąż tu jestem. Słyszę, jak Racer zapala samochód i zastanawiam się, kiedy zapali płomień w moim ciele.
Racer
Pięć minut wcześniej…
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Tytuł oryginału:
Racer
Redaktor prowadząca: Marta Budnik
Wydawca: Agnieszka Fiedorowicz
Redakcja: Ewa Kosiba
Korekta: Beata Wójcik
Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski
Projekt okładki: Sara Hansen at Okay Creations
Wyklejka: © STILLFX, © Kuznetsov Alexey/Shutterstock.com
Copyright © 2017 by Katy Evans
Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Copyright © for the Polish translation by Lucyna Wierzbowska, 2020
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2020
ISBN 978-83-66654-71-6
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:
www.facebook.com/kobiece
Wydawnictwo Kobiece
E-mail: [email protected]
Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie
www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek