Rogue. Seria REAL tom 4 - Katy Evans - ebook

Rogue. Seria REAL tom 4 ebook

Katy Evans

4,6

Opis

Seria, na punkcie której oszalały czytelniczki na całym świecie. „REAL” rozgrzewało, „MINE” ekscytowało, „REMY” podniecał. Pora na tom czwarty – równie gorące, równie emocjonujące i równie doskonałe „ROGUE”. Czy dasz się uwieść tej historii?

 

On twierdzi, że nie oznacza dla niej niczego dobrego.

 

Ona nienawidzi myśli, że on może mieć rację.

 

Brooke Dumas odnalazła swojego Remingtona Tate’a w historii pod tytułem REAL. Teraz nadeszła kolej, by jej najlepsza przyjaciółka, Melanie, spotkała mężczyznę, dzięki któremu zaśpiewa jej serce.

 

Po latach poszukiwań, pewnej nocy w deszczu, silny i tajemniczy Greyson King przychodzi jej na pomoc. Śmiały, może być takim kochankiem, przyjacielem i obrońcą, jakiego szukała. Kiedy się kochają, wymawia jej imię tak, jakby to coś znaczyło. Jakby ona coś znaczyła – a to wszystko, o czym w życiu marzyła.

 

Jednak Greyson znika na całe dni, bez jednego słowa wyjaśnienia, a kiedy się pojawia, mówi, że jedynie ją skrzywdzi. Lecz gdy go przy niej nie ma, jej serce cierpi jeszcze bardziej.

 

Wtedy Melanie odkrywa mroczny świat, który Greyson tak bardzo starał się przed nią ukryć, i zaczyna podejrzewać, że ich nieoczekiwane spotkanie wcale nie musiało być dziełem przypadku.

 

Wplątana w wir uczuć, Melanie nie ma nikogo, kto mógłby uchronić ją przed upadkiem… prócz mężczyzny, od którego powinna uciekać.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 417

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (121 ocen)
85
24
10
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anna19711

Nie oderwiesz się od lektury

ta część super
00
Analaleczka

Nie oderwiesz się od lektury

Najlepsza ze wszystkich części!
00
ewasadel

Nie oderwiesz się od lektury

Extra, cała seria <3
00
alinawyrwicka

Całkiem niezła

za dużo scen seksu
00
zanetak92

Dobrze spędzony czas

Przyjemnie się czyta i wciąga. polecam
00

Popularność




PLAYLISTA ROGUE

Waiting For Superman – Daughtry

The Haunted Man – Bat for Lashes

Story Of My Life – One Direction

Million Dollar Man – Lana Del Rey

Dark Horse – Katy Perry

Gravity – Alex&Sierra

Home – Daughtry

XO – Beyoncé

Say Something – Alex&Sierra

The Last Song Ever – Secondhand Serenade

This Is What It Feels Like – Armin Van Buuren

1. ZERO

Greyson

Mam fiuta zatopionego głęboko w cipie kwilącej kobiety, kiedy dociera do mnie kliknięcie otwieranych drzwi. Wychodzę z niej. Chwytam w garść prześcieradła i rzucam w jej stronę, na co jęczy z protestem, że nie ma już w sobie mojego kutasa.

– Zakryj się, słonko. Masz trzy sekundy.

Dwie.

Jedna.

Pierwszy w drzwiach pojawia się Derek.

– Twój ojciec cię wzywa. – Obok niego stoi ten dupek, mój przyrodni brat Wyatt. Wygląda, jakby nie za bardzo się cieszył, że mnie widzi. Cóż mogę powiedzieć? Uczucie jest wzajemne. Wskakuję w dżinsy.

– Przysłał was dwóch? – pytam niemal ze śmiechem. – Gdybym był dziewczyną, to chyba w tej chwili poczułbym się zraniony.

Obaj mężczyźni wchodzą do pokoju, szybkim spojrzeniem sprawdzając teren. Nie widzą, jak nadchodzę. W mniej niż sekundę trzymam Dereka przyszpilonego do ściany, a drugą rękę kurczowo zaciskam Wyattowi na gardle. Odwracam ich twarzami do drzwi i patrzę, jak wpada przez nie reszta ludzi. Jest ich siedmiu, plus tych dwóch, których trzymam. Oddział dziewięciu mężczyzn tworzy kierowany przez mojego ojca komitet egzekutorów Podziemia. Każdy z tych ludzi posiada inny poziom umiejętności. Jednak żaden z nich, nawet jeden, nie jest tak wyszkolony jak ja.

– Doskonale wiesz, że skoro chodzi o ciebie, to będzie misja dla dziewięciu – odzywa się Eric Slater, brat mojego ojca i jego prawa ręka, wchodząc do środka. Eric jest surowy, milczący i niebezpieczny. Jest moim wujem i najbliższą od ojca osobą, jaką miałem, dorastając. Nauczył mnie, jak żyć w małej mafii mojego ojca… nie, nie żyć. Nauczył mnie, jak przetrwać. Korzystać z okoliczności i rozkwitnąć. Dzięki niemu wyrosłem na mądrzejszego, silniejszego i wredniejszego. Nauczyłem się wszystkiego, cokolwiek było do nauczenia, i to do milionowej potęgi. Potęgi zabicia lub samemu bycia zabitym.

Nie ma znaczenia, czy skorzystasz ztej umiejętności, to tylko zabezpieczenie. Czy kiedykolwiek słyszałeś ozabezpieczeniach, chłopcze? Ludzie, którzy mają zabezpieczenie, rzadko po nie sięgają. To ci, którzy gówno mają, takiego zabezpieczenia potrzebują. Widzisz tę strzałę? Użyj jej. Widzisz ten nóż? Władaj nim, rzucaj. Naucz się, jak wykorzystać minimalną ilość energii, by wyrządzić jak najwięcej szkody…

Mam mnóstwo zabezpieczeń. Mój cały mózg jest zaprogramowany, by przewidywać najgorszy scenariusz każdej sytuacji, i to w mniej niż sekundę. W tej chwili wiem na pewno, że wszyscy ci mężczyźni są uzbrojeni. Niektórzy z nich noszą dwie sztuki broni – w skarpetkach, za paskiem na plecach lub pod klapą marynarki. Eric patrzy, jak uważnym wzrokiem skanuję każdego z nich, po czym uśmiecha się, wyraźnie ze mnie dumny. Odchyla połę marynarki i pokazuje mi broń przyczepioną do paska na biodrze.

– Chcesz moją klamkę? Proszę bardzo, Grey. – Wyjmuje ją z kabury i wyciąga w moją stronę, trzymając za lufę.

Kiedy wyczuwam, że za jakieś dwie sekundy Wyatt straci przytomność, rozluźniam uścisk, jakim trzymam obu mężczyzn. Na moment przyciągam ich do siebie, po czym mocnym pchnięciem posyłam obu na ścianę.

– Gówno mnie obchodzi, co staruch chce mi powiedzieć – stwierdzam.

Eric rozgląda się po pokoju. W moim mieszkaniu panuje idealny porządek. Nie robię bałaganu. Mam swoją reputację i lubię, gdy panuje w nim cisza jak makiem zasiał. Właśnie z tego powodu usłyszałem, jak te dupki wchodzą do mojego loftu.

– Ciągle posuwasz te dziwki, Grey? Z taką twarzą możesz mieć boginię.

Przygląda się kobiecie w moim łóżku. Nie jest najbardziej urodziwa, to prawda, lecz wygląda całkiem dobrze, przyciśnięta do materaca i z tyłkiem w górze, i nie oczekuje ode mnie niczego, prócz pieniędzy. Pieniądze mogę jej dać. Pieniądze i fiuta, których w obu przypadkach mam pod dostatkiem.

Chwytam leżącą na podłodze sukienkę i rzucam nią w kurwę.

– Czas się zbierać i iść do domu, skarbie – mówię, po czym zwracam się do Erica: – Moja odpowiedź brzmi nie.

Z leżącego na nocnej szafce pliku biorę kilka banknotów i wciskam je w wyciągniętą rękę dziwki. Robi wielkie przedstawienie, zwijając je w rulon i chowając w staniku, a mężczyźni rozstępują się, by pozwolić jej przejść. Niektórzy gwiżdżą, gdy wychodząc, ociera się o nich.

Eric podchodzi do mnie i zniża głos.

– On ma białaczkę, Greyson. Musi przekazać władzę swojemu synowi.

– Nie patrz na mnie, jakbym miał mu współczuć.

– Ma czyste konto. Żadnego więcej zabijania. Teraz wszystkie interesy są wyłącznie finansowe. Nie mamy już bezpośrednich wrogów. Podziemie to dochodowe przedsięwzięcie, a on chce oficjalnie przekazać je synowi. Masz aż tak zimną krew, że odmawiasz mu spełnienia tej ostatniej prośby?

– Cóż mogę powiedzieć, jego krew krąży w moich żyłach. – Chwytam czarną koszulkę i zakładam ją na siebie. Nie robię tego ze skromności, lecz po to, żebym mógł zacząć zakładać swoje dziecinki: glocka, specjalistyczny nóż bojowy, dwa mniejsze ostrza i dwie srebrne gwiazdy.

– Chłopcze… – Eric podchodzi do mnie, a ja patrzę mu w jego jedyne, ciemne oko – nie to sztuczne. Nie widziałem go przez kilka lat. To on nauczył mnie używać trzydziestki ósemki. – On umiera – podkreśla znacząco, kładąc dłoń na moim ramieniu. – To nie potrwa długo. Ma przed sobą sześć miesięcy, jeśli nie mniej.

– Jestem zaskoczony, że pomyślałeś, że mnie to wzruszy.

– Może tak się stanie, gdy przestaniesz uganiać się za babami. My… – wskazuje na mężczyzn w pokoju – chcemy, żebyś to ty przejął kontrolę. Będziemy ci lojalni.

Zakładam ręce na piersi i patrzę na mojego przyrodniego brata, Wyatta. „Bystrzak” jest pupilem ojca.

– Tak długo, jak będę jego fagasem i będę robił, co mi każe? Nie, dzięki.

– Będziemy lojalni tobie – podkreśla. – I tylko tobie.

Gwałtownie odwraca głowę do chłopaków. Jeden z nich wyciąga nóż i nacina wnętrze swojej dłoni. Wkrótce wszyscy idą za jego przykładem, a krew zaczyna kapać na podłogę.

Eric pochyla głowę i również przecina sobie skórę.

– Dajemy ci przyrzeczenie. – Wyciąga do mnie swoją krwawiąca dłoń.

– Nie jestem waszym przywódcą – mówię.

– Ale zostaniesz nim, kiedy zdasz sobie sprawę, że twój ojciec w końcu jest skłonny wyjawić miejsce pobytu twojej matki.

Lód ścina mi krew w żyłach, a mój głos twardnieje, gdy o niej wspomina.

– Co wiesz o mojej matce?

– Wie, gdzie ona jest, lecz ta wiedza umrze razem z nim, jeżeli z nami nie pójdziesz. Morfina sprawia, że ma przywidzenia. Potrzebujemy cię z powrotem, Greyson.

Moja twarz nie wyraża chaosu, jaki panuje w mojej duszy. Moja matka. Jedyne dobro, jakie pamiętam. Nigdy nie zapomnę wyrazu jej twarzy, kiedy zabiłem po raz pierwszy. Na jej oczach straciłem człowieczeństwo i pozwoliłem zobaczyć, że jej syn zamienił się w zwierzę.

– Gdzie ona jest? – mówię z warknięciem.

– Twój ojciec leci do klubu, gdzie odbędą się walki. Mamy tam się z nim spotkać. Samolot już czeka.

Wrzucam rzeczy do czarnej, płóciennej torby. Laptop. Więcej broni. Kiedy masz do czynienia z moim ojcem, nie możesz nic robić w prosty sposób. Ojciec nauczył mnie, jak być oszustem. Zdaje się, że uczyłem się od mistrza. Chwytam mój nóż Leathermana, głęboko przecinam skórę na dłoni, po czym przyciskam ją do ręki Erica w taki sposób, by nasza krew się zmieszała.

– Do chwili, gdy ją znajdziemy – szepczę. Pozostali mężczyźni podchodzą, by uścisnąć mi rękę.

Patrzę im w oczy i upewniam się, że napotkają mój wzrok. Groźba czai się w moich oczach i wiem, że jeśli mnie znają, będą mieli się na baczności.

Bez względu na to, co zostanie powiedziane, jakie czyny zostaną popełnione, nigdy nie oderwę wzroku od czyichś oczu. Sposób, w jaki poruszają się w lewo lub w prawo, nawet jeśli to tylko drgnięcie, mówi mi więcej niż to, czego dowiem się, włamując się do czyjegoś komputera. Ale to też robię.

Nikomu nie ufam. Moja prawa dłoń nie ufa lewej. Jednak – jako najsilniejszemu z dziewięciu ludzi, naprzeciw których stoję – najmniej ufam Ericowi Slaterowi. Tak się składa, że on jest dla mnie najważniejszy. On i mój przyjaciel, C.C. Hamilton. Lecz C.C. odwiedzał mnie nawet po tym, jak odszedłem, w sekrecie pomagając mi szukać matki. Ufam mu tak, jak tylko potrafię zaufać ludzkiej istocie. Co nadal znaczy, że przesłuchuję go jak diabli za każdym razem, kiedy przychodzi. Nigdy nie mogę być pewny, czy mój ojciec wie, że C.C. się ze mną widuje.

Do diabła, nawet z przysięgą krwi będę musiał przetestować każdego z tych ludzi, zanim otrzymają ode mnie cokolwiek podobnego do krzty zaufania.

***

Teraz, całą podróż samolotem później, spotykamy się z moim ojcem w zamkniętym, pełnym kamer pomieszczeniu, w podziemnym klubie w Los Angeles. Podziemie to źródło naszego utrzymania. Miejsce, gdzie każdego sezonu bokserzy walczą przeciwko sobie, dwa albo trzy razy w tygodniu. Organizujemy różne imprezy, sprzedajemy bilety, planujemy walki w magazynach, barach, na parkingach – gdziekolwiek możemy ściągnąć ludzi i mieć z tego dobrą kasę. Same bilety przynoszą nam fortunę. Lecz nielegalny hazard daje dziesięć razy więcej.

Dzisiaj jesteśmy w magazynie przekształconym w bar, wypełnionym krzyczącymi ludźmi i hałaśliwymi walkami. Kiedyś sprawiało mi przyjemność strategiczne planowanie, gdzie odbędą się walki, który bokser będzie walczył z kim, lecz teraz zajmuje się tym reszta zespołu. Wszystkim, od organizowania, przez walki, aż po hazard.

Idę za Erikiem, natrafiając na jedną z walk. Skanuję tłum, oceniając liczbę widzów, lokalizację kamer i wyjść.

Wchodzimy do krótkiego, ciemnego korytarza i zatrzymujemy się przed ostatnimi drzwiami, po czym Eric otwiera je zdecydowanym ruchem.

– Rozumiem, że twoja obecność tutaj oznacza, iż przyjmujesz moją propozycję? – pyta mój ojciec w chwili, kiedy tylko przekraczam próg. Natychmiast się rozglądam, sprawdzając lokalizację okien, drzwi i ilość ludzi.

Wybucha śmiechem, lecz nie jest to mocny dźwięk.

– Może kiedy już skończysz zastanawiać się, czy mam tu ukrytego snajpera, gotowego zdjąć cię w każdej chwili, podejdziesz bliżej. Ktoś mógłby pomyśleć, że sama moja obecność jest dla ciebie obrazą.

Rzucam mu zimny uśmiech. Julian Slater wśród wrogów nazywany jest „Rzeźnikiem” i mówiono o nim, że załatwia swoje problemy po staremu. Nawet jeśli jest słaby i na wózku inwalidzkim, nigdy nie zlekceważę szkód, jakie może wyrządzić. W świecie, gdzie człowieka mierzy się poprzez jego niszczycielskie zdolności, mój ojciec byłby oczywiście jak bomba nuklearna. Sukinsyn już obrzuca mnie słownymi wymiocinami.

– Greyson, jesteś wielki jak byk. Założę się, że zmieniasz opony dla zabawy, a we śnie posuwasz kilka cipek. Dałbym nawet więcej niż cent, by dowiedzieć się, o czym teraz myślisz, a wiesz, jaki jestem chytry. Do diabła, wiesz, co robię, kiedy ktoś ukradnie mi choć centa.

– Doskonale to pamiętam. W końcu to ja wykonywałem dla ciebie czarną robotę. Oszczędźmy ci więc tego centa. Myślę sobie: po co czekać, aż umrzesz? Mógłbym w tej chwili rozbić twoją butlę z tlenem i ładnie się tobą zająć. – Powoli, wciąż wpatrując się w niego z zimnym uśmiechem, wyciągam z tylnej kieszeni dżinsów parę skórzanych rękawiczek i zaczynam wsuwać dłoń w pierwszą z nich.

Przez chwilę wpatruje się we mnie z gniewem.

– Skoro już skończyłeś okazywać mi brak szacunku, Greyson, idź i doprowadź się do porządku.

Jeden z mężczyzn podchodzi do mnie z garniturem.

Spokojnie wsuwam dłoń w drugą rękawiczkę.

– Tak jak przedtem, nikt nie pozna twojego imienia – zaczyna ojciec łagodniejszym tonem. – Jako mój syn możesz mieć pieniądze i życie, jakie tylko zechcesz. W gruncie rzeczy żądam, żebyś żył jak książę. Ale musisz zaangażować się w to całym sercem. Zadanie będzie twoim priorytetem i dasz mi na to słowo.

– Nie mam serca, ale możesz liczyć na moją głowę. Zadanie to jedyne, co dla mnie istnieje. Zawsze tak było.

Zapada cisza.

Przyglądamy się sobie.

W jego oczach widzę szacunek, a nawet – może – odrobinę strachu. Nie jestem już trzynastolatkiem, którego z łatwością gnębił.

– Przez ostatnie pięć lat, kiedy cię nie było, moi klienci… – zaczyna – …nie widzieli w nas żadnej słabości jako w Podziemiu. Nie możemy podarować nawet jednego centa długu albo będą postrzegać nas jako słabych. A w tej chwili mamy wiele należności, które trzeba odebrać.

– Dlaczego nie poślesz do tego swoich sługusów?

– Bo nie ma nikogo tak czystego jak ty. Nawet bokserzy nie wiedzą, kim jesteś. Zero śladu. Wchodzisz, wychodzisz, nie ma ofiar, a za to sto procent sukcesu.

Eric wyciąga starą berettę ojca i przekazuje mi ją jak jakiś symbol pokoju. Kiedy biorę ją do ręki, niecały kilogram stali, obracam ją na palcu i celuję ojcu między oczy.

– A może wezmę twoją berettę i najpierw zachęcę cię, żebyś powiedział, gdzie jest moja matka?

Patrzy na mnie zimno.

– Jak wykonasz zadanie, ujawnię miejsce jej pobytu.

Lekko poruszam bronią.

– Możesz umrzeć szybciej, staruchu. Już jesteś w połowie drogi, a ja chcę ją zobaczyć.

Mój ojciec patrzy na Erica, po czym znów przenosi wzrok na mnie. Zastanawiam się, czy Eric naprawdę będzie mi „lojalny”, podczas gdy mój ojciec siedzi sobie tutaj jak z obrazka.

– Jeśli umrę – mówi ojciec – jej lokalizacja zostanie ci przekazana w liście, który już jest zdeponowany w bezpiecznym miejscu. Ale gówno ci ujawnię, dopóki poprzez odebranie tego, co winna jest mi każda osoba na tej liście, nie udowodnisz mi, że – nawet po tylu latach z dala ode mnie – jesteś mi lojalny. Zrobisz to, Greyson, a Podziemie będzie twoje.

Eric podchodzi do stojących pod ścianą szafek i wyjmuje długą listę.

– Nie będziemy używać twojego prawdziwego imienia – szepcze Eric, podając mi ją. – Teraz jesteś Egzekutorem. Będziesz pracował pod dawnym pseudonimem.

– Zero – niemal z czcią mówi reszta mężczyzn obecnych w pokoju. Bo mam zero tożsamości i pozostawiam zero śladów. Zmieniam komórki równie często jak skarpetki. Jestem niczym, zaledwie cyfrą, nawet nie człowiekiem.

– Może już nie reaguję na tę ksywkę – mruczę pod nosem i zaciskam odzianą w rękawiczkę dłoń, po czym prostuję palce i rozkładam listę.

– Będziesz na nią reagował, bo jesteś moim synem. I chcesz ją zobaczyć. A teraz przebierz się i zacznij pracować nad listą.

Od góry do dołu szybko skanuję zamieszczone na niej nazwiska.

– Czterdzieści osiem nazwisk do szantażowania, przerażenia, torturowania albo po prostu obrabowania, żebym tylko mógł poznać miejsce pobytu matki?

– Czterdzieści osiem osób, które mają u mnie dług. Które mają coś, co należy do mnie i co muszę odzyskać.

Znajomy chłód wkrada się do moich kości, gdy chwytam garnitur za wieszak i ruszam do drzwi, starając się obliczyć, ile czasu zajmie mi zgromadzenie istotnych informacji o każdym z dłużników. Ile miesięcy zajmie mi, żeby się z nimi spotkać i targować się łagodnie… a potem brutalnie.

– Och, synu! – woła ojciec, a gdy się obraca, jego głos staje się silniejszy. – Witaj z powrotem.

Rzucam mu lodowaty uśmiech. Bo nie jest chory. Założę się o tę jego listę. Ale chcę odnaleźć matkę. Jedyną osobę, którą kiedykolwiek kochałem. Jeśli będę musiał zabić, żeby ją odnaleźć, zrobię to.

– Mam nadzieję, że twoja śmierć będzie powolna – szepczę, patrząc w jego zimne oczy. – Powolna i bolesna.

2. BOHATER

Melanie

Czasami jedyny sposób na zakończenie użalania się nad sobą, to wybrać się na imprezę.

Oczekiwanie unosi się w powietrzu, gdy rozgrzane ciała ocierają się o siebie, a ja wyginam się na parkiecie. Czuję, jak zabawa upaja mnie, wirując wokół nas niczym małe tornado.

Moje ciało jest śliskie od tańca, a jedwabna złota bluzeczka i pasująca do niej spódnica przylegają do mojego ciała w sposób, który mówi mi, że powinnam była założyć stanik. Muśnięcia wilgotnego jedwabiu sprawiają, że moje sutki twardnieją i napierają na materiał, co kilku mężczyzn wyraźnie dostrzega i zaczyna patrzeć w moją stronę.

Jednak jest już za późno, a tłum dał się ponieść muzyce i tańcu.

Weszłam do klubu, kiedy jeden z moich klientów, któremu urządziłam ten bar/restaurację, zaprosił mojego szefa i wszystkich moich kolegów. Powiedziałam sobie: tylko jeden drink… jednak już miałam za sobą kilka dodatkowych. Ten, który na wpół wypity trzymałam w dłoni, jest już naprawdę ostatni.

Podchodzi do mnie jakiś facet.

Nie mogę nie zauważyć jego nagłego uśmiechu w typie chcę-cię-przelecieć.

– Zatańczysz ze mną?

– Już tańczymy! – mówię, poruszając się z nim trochę i mocniej kołysząc biodrami.

Facet obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie.

– Miałem na myśli, czy zatańczysz ze mną na osobności. Może gdzie indziej?

Patrzę na niego, czując uniesienie i lekkie zawroty głowy. Czy chcę z nim zatańczyć?

Jest słodki. Nie seksowny, ale słodki. Na trzeźwo, ze słodkim… onie, Jose. Ale po drinkach, słodki jest całkiem do rzeczy. Próbuję znaleźć odpowiedź w moim ciele. Mrowienie. Pragnienie. I nic. Dzisiaj wciąż czuję się… beznadziejna.

Z uśmiechem, żeby złagodzić cios, odsuwam się od niego, lecz gość przyciska się do mojego ciała i bezczelnie szepcze mi do ucha:

– Naprawdę chcę zabrać cię do domu.

– Oczywiście, że chcesz – śmieję się i żartobliwie, choć stanowczo, kręcę głową, odmawiając drinka, którego mi proponuje. Sądzę, że i tak jestem już wstawiona, a muszę jeszcze zawieźć się do domu. Jednak nie chcę zdenerwować potencjalnego klienta, więc całuję go w policzek.

– Dzięki za propozycję – mówię, po czym ruszam do drzwi.

Facet łapie mnie za nadgarstek i obraca do siebie, a jego oczy płoną pożądaniem.

– Nie. Naprawdę. Chcę cię zabrać do domu.

Ponownie obrzucam go spojrzeniem. Wygląda na kogoś, kto ma pieniądze i pewne przywileje. Na kogoś, kto zawsze mnie wykorzystuje. Nagle czuję się jeszcze bardziej beznadziejna, jeszcze bardziej bezbronna. Za mniej niż miesiąc moja przyjaciółka wychodzi za mąż. Efekt, jaki wywiera na mnie ten ślub, jest nie zły, tylko bardzo zły. O wiele gorszy niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Moje oczy pieką, kiedy o tym myślę, ponieważ wszystko, co ma moja przyjaciółka Brooke – dziecko, kochającego męża – było moim marzeniem od tak dawna, że nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miała jakiekolwiek inne.

Przede mną stoi facet, który chce uprawiać ze mną seks, i kolejny raz kusi mnie, by ulec. Bo zawsze ulegam. Zawsze zastanawiam się, czy on, może on, jest mi przeznaczony. Następne,, co wiem, to że budzę się sama, otoczona jedynie garścią zużytych gumek. Czuję się samotna bardziej niż kiedykolwiek i kolejny raz ktoś mi przypomina, że jestem dobra tylko na jedną noc. Nie jestem niczyją królową, niczyją Brooke. Ale Boże, czy ktoś mi powie, kiedy trzeba przestać całować żaby? Nigdy, oto kiedy. Jeśli chcesz znaleźć księcia, musisz próbować, aż pewnego dnia obudzisz się i będziesz Brooke, a oczy mężczyzny będą wpatrzone w ciebie i tylko w ciebie.

– Słuchaj, robiłam to tysiące razy – szepczę, ze smutkiem kręcąc głową.

Facet unosi brwi.

– O czym ty mówisz?

– O tobie. Miałam tysiąc takich jak ty. – Pokazuję na niego, od stóp do głów, wskazując na jego elegancki wygląd i ubiór, a ciężar mojego rozczarowania jeszcze bardziej mnie przygniata. – Miałam was z tysiąc razy. I po prostu nic z tego nie będzie. – Odwracam się do wyjścia, lecz on ponownie mnie łapie i odwraca.

– Blondi, nigdy nie miałaś mnie – sprzeciwia się.

Ponownie na niego patrzę, kuszona, żeby po prostu pozwolić zabrać mu się do domu i zrobić mi dobrze.

Jednak tego popołudnia byłam w domu mojej przyjaciółki, gdzie byłam świadkiem, jak pocałował ją jej facet. Był to pocałunek długi, głęboki i cholernie gorący. Przez cały czas on szeptał do niej seksowne rzeczy, mówił, że ją kocha, i to głosem tak głębokim i czułym, że aż zebrało mi się na płacz.

Wciąż czuję w środku ciepło i wrażliwość na to wspomnienie i nawet tańczenie przez całą noc nie sprawi, że zapomnę, jak bardzo czuję się niekochana. Po tym, jak zobaczyłam, jak moja przyjaciółka jest całowana, naprawdę całowana, i po tym, jak uświadomiłam sobie, że teraz – kiedy ma inne priorytety w związku ze swoją nową i piękną rodziną – będzie miała dla mnie mniej czasu, zaczynam się czuć, jakbym nigdy, przenigdy nie miała znaleźć takiej miłości jak ich. Ona zawsze była odpowiedzialną, grzeczną dziewczynką, podczas gdy ja to… ja.

Ta zabawna.

Lalka na jedną noc.

– No chodź, Blondi – mruczy mi do ucha facet, wyczuwając moje niezdecydowanie.

Wzdycham i odwracam się. Mężczyzna przyciąga mnie do siebie i patrzy na mnie, jakby pocałunkiem chciał do końca mnie przekonać. Lubię dotyk. Brooke nazywa mnie swoim kochanym robaczkiem. Uwielbiam bliskość i kontakt – pragnę ich jak powietrza. Jednak nigdy nie czuję, żeby dotyk mężczyzny przenikał głębiej niż moja skóra. A jednak wciąż ogarnia mnie pokusa, bo myślę, że TEN JEDYNY czeka tuż za rogiem i nie mogę się powstrzymać, żeby nie spróbować.

Odchylając się i walcząc z pokusą, by pocałować jeszcze jedną żabę, z resztką przekonania mówię:

– Nie. Naprawdę. Dzięki. Idę do domu. – Wciskam torebkę pod pachę, szykując się do wyjścia, kiedy głuchy huk wstrząsa przyciemnionymi, sięgającymi od ściany do ściany oknami.

Drzwi do klubu otwierają się i wchodzi jakaś para. Są przemoczeni, a kobieta ze śmiechem potrząsa swoimi wilgotnymi włosami.

– O mój Boże! – wołam, a żołądek zaciska mi się w węzeł, kiedy uświadamiam sobie, że właśnie, do cholery, pada.

Biegnę do wyjścia, kiedy jakiś mężczyzna odzianą w czarną rękawiczkę dłonią sięga do klamki i otwiera je dla mnie. Niemal potykam się w progu, na co nieznajomy chwyta mnie za łokieć i pomaga mi złapać równowagę.

– Spokojnie – mówi głębokim głosem, a ja z desperacją wbijam wzrok w błękitnego mustanga po drugiej stronie ulicy. To wszystko, co mam na własne nazwisko. Jedyna rzecz, którą mogę sprzedać, gdyż rozpaczliwie potrzebuję pieniędzy. Kto go teraz kupi? To kabriolet, może nieco stary, lecz tak słodki, jak unikalny, z białą, pasującą do dachu tapicerką. A teraz pada deszcz, a on stoi na ulicy ze spuszczonym dachem, zmieniając się w Titanica na kołach.

A moje całe życie tonie razem z nim.

– Po tym przypominającym zbitego psa wyrazie twojej twarzy domyślam się, że samochód jest twój? – rozlega się ten głęboki głos.

Bezradnie kiwam głową, po czym podnoszę wzrok na nieznajomego. W oddali niebo przecina błyskawica, oświetlając na moment jego rysy.

I nagle zapominam, jak mówić. Lub myśleć.

Lub oddychać.

Jego oczy pochwyciły mnie i nie chcą puścić. Wpatruję się w ich głębię, jednocześnie rejestrując, że jego twarz jest oszałamiająca. Mocna szczęka, wysokie kości policzkowe, wyraziste czoło. Ma klasyczny nos – smukły i elegancki – a usta są pełne, wygięte, zdecydowane i… Boże, jest taki do schrupania. Jego ciemne włosy poruszają się na wietrze. Jest wysoki, szeroki w ramionach i ubrany w ciemne spodnie i taki sam golf, przez co wygląda jednocześnie elegancko i niebezpiecznie.

Ale te oczy…

Mają nieokreśloną barwę, lecz nie chodzi o ich kolor – to spojrzenie, ten niewiarygodny blask. Okolone gęstymi, czarnymi rzęsami, lśnią jak najjaśniejsze światła. Kiedy w milczeniu przygląda się moim rysom, mam wrażenie, że prześwietlają mnie jak rentgen i wydają się iskrzyć, bo ja – ja – chyba zrobiłam coś, co rozbawiło tego mężczyznę, tego… kurwa, nawet nie mam na niego nazwy. Poza Erosem. Samym Kupidynem. Bogiem miłości. We własnej osobie.

Kiedyś myślałam, że Kupidyn używał strzał, lecz nie czuję się, jakbym została trafiona strzałą. Czuję się, jakby trafił mnie pocisk.

Kiedy tak stoję, przyszpilona do podłogi przez niemal dwa metry stojącego przede mną seksu, jedną odzianą w rękawiczkę dłonią bierze kluczyki z mojej ręki, a drugą kładzie mi na biodrze, by mnie przytrzymać. I wtedy to czuję. Czuję, jak jego dotyk promieniuje przez moją skórę, ściskając mi żołądek, pulsując w mojej płci, zalewając mi uda i podkurczając palce u stóp.

– Zostań tu – szepcze mi do ucha, po czym podciąga kołnierz golfu tak, że na karku zmienia się on niemal w kaptur, potem przebiega na drugą stronę ulicy.

Patrzę, jak biegnie w stronę mojego moknącego auta. Powiewy wiatru są tak silne, że obiema rękami muszę przytrzymać spódnicę, by nie podwiało mi jej do pasa.

– Podnieś dach! – zmuszam się, by krzyknąć przez dudniący deszcz, nagle równie zdeterminowana jak on, żeby uratować mój samochód.

– Księżniczko, zajmę się tym! – Wskakuje na siedzenie kierowcy i włącza silnik. Dach zaczyna się podnosić, aż nagle… staje.

Zacina się.

Rozlega się zgrzyt protestu, po czym skurwiel znów zaczyna się chować.

– Aaa, ożeż cholera! – Wybiegam na ulicę i nagle krople deszczu zaczynają bombardować mnie niczym maleńkie kule armatnie. W jednej sekundzie przemaczają mnie do suchej nitki. Przysięgam, mam ochotę wrzasnąć do nich: Pierdolcie się! Mój samochód, jedyna rzecz w moim życiu, która nie była gówniana, właśnie niszczeje i mam ochotę krzyczeć.

– Żartujesz sobie? Wejdź pod dach! – Facet wyskakuje z samochodu i jednym szybkim ruchem zrywa z siebie sweter. Rozkłada materiał nad moją głową, osłaniając mnie przed deszczem, po czym zaciąga mnie pod niewielką markizę zawieszoną nad wejściem do budynku.

– Nie! Pomogę ci. Mój cudowny samochód! – wołam i napieram na jego pierś, próbując zmusić go, żeby się cofnął, lecz jest ode mnie o głowę wyższy i zbudowany chyba ze stali.

– Zajmę się twoim samochodem – obiecuje. Podaje mi swój przemoczony golf i mówi: – Potrzymaj.

W następnej chwili odwraca się i ponownie wybiega w deszcz.

Ma na sobie białą podkoszulkę, która przylega do jego torsu, gdy próbuje ręcznie uruchomić mechanizm i naciągnąć dach samochodu na miejsce.

Krople deszczu spływają po jego ramionach, a przemoczona bawełna przylega do jego torsu, ukazując każdy istniejący mięsień. Kurwa. Jest wspaniały. Właśnie rozbił mój Miernik Seksowności Facetów. Nie mogę oderwać wzroku od ani jednego centymetra jego ciała, ani sposobu, w jaki się porusza.

Grzmot ponownie wstrząsa miastem, kiedy mężczyzna w końcu zatrzaskuje ostatnie mocowanie dachu i wskazuje, żebym podeszła. Otwiera dla mnie drzwi pasażera, na co szybko wsuwam się do środka i zatrzaskuję je za sobą.

Moje zimne, mokre ubranie przykleja mi się do skóry, podczas gdy on siedzi za kółkiem – taki duży i męski. Nagle uświadamiam sobie, że jesteśmy w małym, niemal ciasnym wnętrzu mojego samochodu. Siedzenia opływają wodą, a kiedy poruszam się, by odwrócić się nieco w jego stronę, słyszę chlupot, od którego rumienię się z zażenowania.

– Nie wierzę w to – szepczę. – Moja najlepsza przyjaciółka mówi mi, że jestem jedyną idiotką z kabrioletem w Seattle.

Jego oczy błyszczą z wyraźnym rozbawieniem.

– Uwielbiam twój samochód. – Sięga do deski rozdzielczej. Dłoń, którą ją gładzi, odziana jest w elegancką rękawiczkę z jagnięcej skóry, od której aż dostaję gęsiej skórki. Z niezwykle olśniewającym uśmiechem mężczyzna przekręca swój masywny tors w moją stronę. – Wszystko, co mokre, zaraz wyschnie. Nie martw się, księżniczko.

Ledwie wytrzymuję sposób, w jaki mówi „mokre”.

Albo to, jak krople deszczu trzymają się na jego rzęsach. Woda spływa po jego opalonych, umięśnionych ramionach, a włosy ma odgarnięte do tyłu, co podkreśla jego piękną twarz. Widziałam dzieła sztuki, pięknych mężczyzn, piękne budynki i piękne pomieszczenia, lecz w tej chwili, kiedy patrzy na mnie, nie przypominam sobie niczego poza tym, że czuję na sobie jego wzrok.

Jest dziesiątką. Nigdy, przenigdy nie byłam z dziesiątką. A to, jak na mnie patrzy… Widziałam już ten wzrok. Właśnie takie spojrzenie ma Remington Tate przy Brooke. Teraz on patrzy tak na mnie, przez co umieram od wewnątrz. Czy mogę umrzeć od jednego spojrzenia? A skoro jedno spojrzenie może mnie zabić, to co zrobi ze mną jego dotyk?

– To co? – mówi cichym i chropawym głosem, po czym czeka chwilę, nim odzywa się ponownie. Zaskakuje mnie, że kieruje wzrok tylko na moją twarz, a nie na moje piersi czy mokre nogi – patrzy wyłącznie w moje oczy, nieświadomie gładząc skórę kierownicy.

– Chcesz gdzieś ze mną pojechać? – pyta, wyciągając dłoń i odsuwając mi za ucho pasmo włosów.

Uczucie, jakie mnie zalewa, tak bardzo wykracza poza żądzę, że ledwie jestem w stanie mówić. Cała drżę.

– Tak – odpowiadam. Z pożądania aż kręci mi się w głowie.

Uśmiecha się do mnie tak, że mój puls zaczyna pędzić, a jego dłoń jeszcze przez moment dotyka mojej twarzy. Wtedy wrzuca bieg i rusza opływającymi deszczem ulicami. W panującej ciszy powietrze między nami aż iskrzy.

Jedyne dźwięki słyszalne z zewnątrz to deszcz i grzmoty. We wnętrzu samochodu dominuje jego oddech. Jest głęboki i spokojny, podczas gdy ja oddycham szybko i nerwowo.

Pachnie jak… mokry las. Z domieszką skóry. Trzyma wzrok utkwiony w drogę, lecz ja jestem świadoma tylko jego. Tego, jak jego pierś rozpiera wilgotną podkoszulkę. Jego ukrytego w cieniu profilu i tego, jak światło ulicznych lamp przesuwa się po jego twarzy, gdy przejeżdżamy obok nich. Mokrych dżinsów przylegających do jego mocnych ud. Myślę, że oboje wiemy, że zaraz to zrobimy.

W ciągu kilku minut poczujemy nasze ręce na ciele drugiego. Ta myśl wprowadza chaos w moich myślach. Mam wrażenie, jakby w moim ciele obudził się jakiś gremlin seksu. Mam pewien pociąg do męskich sutków, a sutki tego mężczyzny cudownie napierają na białą koszulkę. A jego dżinsy… o Boże… jego dżinsy są napięte do granic możliwości. Pragnie mnie. Pragnie mnie przelecieć. Ten niewiarygodnie seksowny mężczyzna, który sprawia, że z pożądania aż dostaję zeza.

– Zawsze jesteś taka cicha? – pyta mnie dziwnie niskim głosem.

Gwałtownie podnoszę wzrok i patrzę mu w twarz. Ten jego uśmiech naprawdę na mnie działa.

– Je-e-st mi su-u-per zim-no.

Nieznajomy wskazuje na wysoki hotel, w którym wiem, że nawet kolacja jest niezwykle droga, lecz on wydaje się nie zwracać na to uwagi, kiedy wjeżdża na podjazd.

– To chyba najbliższe miejsce, gdzie można się wysuszyć.

– Tak, jest idealne – mówię nieco zbyt szybko.

Uwielbiam idealne rzeczy, piękne rzeczy, rzeczy, które są żywe i oznaczają zabawę. Moi rodzice jako para? Idealni. Zazwyczaj sama również jestem obrazem perfekcji. Ale dzisiaj? Kiedy przechodzimy przez hotelowe lobby, przesuwam dłonią po włosach i nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak wyglądam. Mokry szczur wydaje się dobrym założeniem. Dlaczego, dlaczego, dlaczego muszę dzisiaj wyglądać jak gówno?

Podczas gdy on prosi przy recepcji o klucz, przyglądam się jego okrytemu dżinsami tyłkowi, temu, jak dopasowane jest na nim ubranie… Nie mogę powstrzymać drżenia.

Wciskając się wraz z innymi do hotelowej windy, pocieram ramiona i próbuję powstrzymać szczękanie zębami. Nieznajomy uśmiecha się do mnie ponad głowami innych gości, co natychmiast rozpala we mnie iskrę figlarności. Odpowiadam mu uśmiechem.

Idę za nim do pokoju, a potem dalej, do wyłożonej marmurem łazienki. Mężczyzna bierze swój mokry golf z moich rąk i wiesza go z boku, po czym bez ostrzeżenia sięga na plecy i jednym szybkim ruchem, od którego naprężają się wszystkie jego mięśnie, zrywa z siebie podkoszulkę.

– Zdejmij buty – mruczy.

Rozpinam zapięcie i odrzucam sandały na bok.

Prostuję się, a oddech niemal więźnie mi w gardle, kiedy widzę jego nagą pierś, mocno zarysowane ramiona i wyraźnie zaznaczony każdy istniejący mięsień. Od pępka do krawędzi jego dżinsów biegnie wąziutka ścieżka włosów. Wyrzeźbione mięśnie brzucha, szerokie gardło i te usta… pięknie zarysowane, stworzone do całowania usta. Boże. Ma bliznę – dużą bliznę biegnącą po jednej stronie żeber – i nagle zalewa mnie fala współczucia. Wtedy dociera do mnie, że mnie rozbiera.

Moje tętno gwałtownie przyspiesza, a sutki naprężają się.

– Co taka dziewczyna jak ty, robi w takim miejscu jak to? – pyta z brwiami ściągniętymi nisko nad oczami. Zaczynam drżeć, kiedy podnosi mi bluzkę do góry.

Impulsywnie wyciągam rękę i jednym palcem dotykam jego blizny.

– Co ci się stało?

Rozpina mi spódnicę i zsuwa ją ze mnie, po czym pochyla się i delikatnie łapie zębami płatek mojego ucha.

– Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, prawda, mała diablico? – mruczy mi do ucha, unosząc mi ramiona, by ściągnąć ze mnie bluzkę.

Uśmiecham się, nieco pijana i otwieram usta, by mu odpowiedzieć, kiedy nagle mnie całuje. Zaskakuje mnie, więc chwytam go za szerokie ramiona, zszokowana własną reakcją na dotyk jego gorących, jedwabistych i dzikich ust. Moje własne pożądanie zalewa mnie niczym tsunami. Wygłodniały, wargami rozchyla moje usta, na co jęczę i wsuwam dłonie w jego mokre włosy, żeby nie mógł przestać mnie całować. Gdy wsuwa język między moje wargi, zaczynam kołysać biodrami. Raz po raz przeszywa mnie dreszcz pożądania, gdy pochyla się nade mną i pochłania mnie ustami. Odrzucam głowę do tyłu, a z mojego gardła dobywa się odgłos gwałtownej przyjemności.

Drżąc, błagam go, by dotknął moich sutków.

– Jesteś pijana – szepcze, patrząc na mnie, gdy mam na sobie tylko bieliznę, a jego oczy dziko płoną z żądzy na widok sterczących koniuszków moich piersi.

– Tylko wstawiona – szepczę, niemal jęcząc. – Proszę, nie przestawaj. Cała aż płonę.

Wyraźnie zaciskając szczęki, unosi rękę i wsuwa okrytą rękawiczką dłoń w moje włosy. Wtedy patrzy na mnie, a w jego oczach pojawia się błysk, gdy uświadamia sobie, że ma je na sobie.

Jedna po drugiej, zdejmuje je.

– Jesteś pewna? – pyta.

Przeszywa mnie pełen podniecenia dreszcz, kiedy widzę jego dłonie. Silne, duże, opalone. Och, Boże. Nagle czuję, jak te dłonie obejmują mnie w talii, a on podnosi mnie i sadza na marmurowym blacie. W następnej sekundzie wsuwa się między moje nogi.

– Jesteś pewna? – pyta ponownie.

Patrzy na mnie z napięciem, zaczynając lekko szczypać moje sutki i niemal widzę jego niezłomną samokontrolę. Jeśli powiem „nie”, zatrzyma się. Jednak kiwam głową. Wtedy z jego gardła dobywa się pomruk. W najcudowniejszy sposób drażni moje piersi, jednocześnie pochylając się i opadając ustami na moje wargi. Tym razem robi to gwałtownie. Niewiarygodnie gwałtownie. Jego język, mocny i wygłodniały, wdziera się do środka, wyginając wokół mojego. Fale rozkoszy rozchodzą się od moich sutków aż po palce u stóp, od moich warg do płci. Marmurowy blat pode mną, pokój, hotel… wszystko znika. Pozostają tylko gorące, zdecydowane i mokre usta, poruszające się na moich. Smakujące mnie. Dłonie pieszczące moje piersi i przesuwające się po plecach. Myśli wirują mi w głowie, a jego pocałunek i dotyk wzmagają moje podniecenie jak nic innego do tej pory. Dłońmi przesuwam po jego gładkiej piersi, a kiedy palcami natrafiam na kolczyk w jego lewym sutku, niemal umieram.

– Och, Boże – wzdycham, czując przytłaczające pożądanie, a pośladki aż mnie bolą od marmurowego blatu. – Weź mnie do łóżka.

Niesie mnie tam i rzuca na materac, jak gdyby to był tylko biznes. Napina ramiona, zdzierając z siebie spodnie, po czym sięga do kieszeni i wyciąga prezerwatywę. O Boże. Jego dłonie są ogromne, opalone, o smukłych palcach. Na jednej z nich widoczna jest blizna. Naprawdę chcę poczuć je na sobie. I w sobie. Mężczyzna ściąga ze mnie majtki i odpina mi stanik.

– Jestem Melanie – mówię bez tchu, cofając się na łóżku, gdy mnie rozbiera.

Jest nagi. Porusza się z gracją drapieżcy, która sprawia, że serce zaczyna szaleć mi w piersi, a fala pożądania spływa między moje nogi.

– Mam na imię Greyson, Melanie – szepcze, po czym kładzie moją dłoń na swojej i zaczyna mnie całować. Wspólnie zaczynamy nakładać na niego gumkę i z rozkoszą czuję pod palcami pulsowanie jego krwi.

Uwielbiam to, jak mnie całuje, gdy nasze dłonie dotykają jego męskości – dużej, grubej i pulsującej – podczas gdy nasuwamy na niego kondom. Zalewa mnie fala żądzy.

Wsuwa palec w moją szparkę i patrzy, jak wywracają mi się oczy.

– Kurwa, chcę być w tobie – mruczy, całując moją szyję, po czym odwraca głowę i ustami zdusza moje westchnienie. – Zaserwuję ci najlepsze dymanie w życiu.

Wilgotnym językiem przesuwa po moim uchu.

– Będę cię ssał, aż rozbolą mnie szczęki. – Jego niski głos doprowadza mnie do takiego szaleństwa, że gdy obejmuje dłonią moją głowę i ponownie zaczyna mnie całować, maleńkie włoski podnoszą się na moim karku. – Aż dojdziesz, najmocniej, jak tylko potrafisz.

Jestem już tak mokra. Kiedy ssie moje sutki, zaczynam dyszeć, a moje ciało drga niekontrolowanie.

Przesuwam dłonią po naprężonych mięśniach jego piersi. Podnoszę się lekko i sięgam do źródła jego oddechu, po czym jęczę w taki sposób, by pomyślał o pocałowaniu mnie. I całuje. Kołysze biodrami i przyciska je do mnie, jak gdyby pragnął kontaktu, po czym mruczy gardłowo i sięga dłonią między moje nogi.

Pragnę go tak bardzo, że to aż bolesne.

Mocniej rozchylam nogi i jęczę głośno, kiedy we mnie wchodzi. Napięcie gromadzi się w moim ciele, na co mimowolnie zaczynam się wić.

– Zaraz dojdę – pojękuję cicho. – Przepraszam… nie mogę… Jest mi… z tobą… za dobrze… Nie mogę…

– To dojdź – odpowiada. – Wszystko w porządku, niedługo znów to zrobimy… Dojdź.

Moim ciałem wstrząsa ogromna rozkosz. Moje kolana miękną, emocje wirują gwałtownie, a ciało zaciska się kurczowo wokół niego. Jego pchnięcia przeszywają mnie jak prądem, aż w końcu robię to, do czego nakłania mnie jego grzeszne ciało. Dochodzę z siłą rakiety.

Siła orgazmu sprawia, że gwałtownie chwytam powietrze, wijąc się i wyginając pod nim. Wdziera się we mnie tak głęboko, jak tylko zdoła, na co drżę niekontrolowanie i jęczę z wdzięcznością za każdym razem, kiedy do końca się we mnie zagłębia, sprawiając, że czuję… coś przeciwnego do samotności. Coś przeciwnego do smutku i pustki. A kiedy orgazm powoli ustaje, a on wciąż we mnie jest – każdy jego gruby, gorący i twardy, tak dobrze do mnie dopasowany centymetr – otwieram oczy i widzę go. Patrzy na mnie dziko, wygłodniale i niemal zaborczo, lecz również z oddaniem i łagodnością, po czym z godną eksperta precyzją zaczyna poruszać się we mnie. Nasze spojrzenia spotykają się, a delikatność, z jaką mnie pieprzy, sprawia, że gwiazdy zaczynają tańczyć mi przed oczami, a napięcie w moim ciele ponownie narasta.

Nie spodziewam się tego, lecz dochodzę kolejny raz. I to mocno. Jeżeli to możliwe, to nawet mocniej niż poprzednio, gdyż ścianki mojej szparki są obolałe i wrażliwe, a łechtaczka mrowi za każdym razem, kiedy ociera się biodrami o moje biodra. Przepełniające mnie napięcie wzrasta gwałtownie, aż w końcu przeszywa mnie rozpaloną do białości rozkoszą. Wbijam paznokcie w jego skórę i wołam jego imię, niemal przerażona intensywnością doznań. Ustami tłumi moje okrzyki i tym razem owija językiem mój język, skracając swoje imię: Grey. Z jego gardła wyrywa się jęk, jakby uwielbiał jego dźwięk w moich ustach, wszystkie jego mięśnie napinają się, a tors ociera o moje piersi, kiedy szczytuje wraz ze mną.

Kiedy fale naszej rozkoszy mijają, przewraca się na plecy, a – ponieważ wciąż jest we mnie i obejmuje mnie ramionami – przewracam się razem z nim. Przez chwilę leżymy w ciszy, pozbawieni tchu. Nasze ciała są splątane ze sobą, lecz żadne z nas nie dba, czyje ramię jest gdzie albo czyja noga jest zahaczona o czyją. Czuję się tak oszołomiona, wybzykana i wystrzelona w kosmos, że niemal spodziewam się zobaczyć na podłodze rozsypane fragmenty mojego ciała.

Po kilku minutach pojękuję z protestem, chcąc wstać. Słysząc to, puszcza mnie i pozwala, bym na palcach przeszła do łazienki. Po chwili wchodzi tam za mną, zawiązując kondom, a kiedy myję ręce, staje za moimi plecami, po czym wyjmuje mi z palców mydło i zaczyna myć dłonie razem z moimi. Nasze spojrzenia spotykają się w lustrze. Widzę swoje odbicie i… nie, nie wyglądam jak zmokły szczur. Mam zaróżowione policzki, włosy zmierzwione od łóżka, a kiedy sięga dłonią i obejmuje moją pierś, jest już po mnie.

– Wróć do łóżka, a sprawię, że podyszysz jeszcze trochę.

– Wcale nie dyszę – protestuję, po czym biorę go za rękę, tę leżącą na mojej piersi i ciągnę go z powrotem do pokoju.

– Dyszysz, jęczysz, krzyczysz, a teraz znów to dla mnie zrobisz.

– Wcale tak nie robiłam! – mówię, opadając na łóżko. Kiedy powoli wchodzi na mnie, czuję się absolutnie trzeźwa. Nie jestem już nawet wstawiona. Wiem, że zapamiętam każdy centymetr jego twarzy, tak skupionej i wygłodniałej. Gdy zaczyna bawić się moimi piersiami, ja zaczynam dyszeć. Słysząc to, przeciąga palcami po moich żebrach, wokół pępka i obserwuje mnie z uśmiechem, który mówi mi, że doskonale wie, co robi. Odpowiadam uśmiechem, bo niegrzeczni chłopcy zawsze pozostaną moją zgubą, i dotykam kolczyka w jego sutku. Unoszę głowę i zaczynam powoli go ssać, na co czuję, jak jego erekcja rośnie przy moim biodrze.

Ja też wiem, jak grać wte gierki, mój ty seksowny bożku, przemyka mi przez głowę.

– I kto teraz dyszy? – mruczę żartobliwie.

– Jesteś seksowna jak diabli – mówi, przewracając się na plecy i ciągnąc mnie za sobą, po czym przyciska moją głowę do swojego sutka, jak gdyby chciał, żebym ssała go mocniej. Jego potężnym ciałem wstrząsa dreszcz przyjemności, a pożądanie zaczyna wzbierać między moimi udami, gdy drażnię go językiem i lekko ciągnę kolczyk zębami, czując, jak twardnieje przy mojej skórze.

Całą noc bawimy się sobą, drażniąc się, smakując, pieszcząc i pieprząc.

Każdy dotyk, każdy szept, każde wszystko, czym dzielę się z nim dzisiaj, wydaje się niezwykle właściwe i czuję, że niczym po włożeniu wtyczki do gniazdka, płynie we mnie nowa życiowa siła, niemal euforia.

Podczas naszych miłosnych sesji łapię go na tym, że wpatruje się we mnie spod gęstych, czarnych rzęs, a żartobliwa ciekawość lśni w jego oczach.

Wypytuje o mnie, jakby naprawdę chciał się czegoś dowiedzieć i mam wrażenie, jakbyśmy poznali się już wcześniej… w jakimś ciemnym, zakazanym miejscu.

Gdy znów się kochamy, a on całuje mnie gorączkowo, rzucam się na niego z intensywnością klęski żywiołowej. Może to właśnie jest to, lecz nic mnie nie powstrzyma… tak jak nic nie powstrzyma jego, jak się wydaje, od wzięcia i rozpalenia mnie.

Około piątej rano po raz trzeci dzwoni jego telefon. Wciąż całujemy się leniwie. Moje usta są tkliwe, czerwone i opuchnięte, a piersi cudownie podrażnione, lecz wciąż błagam o więcej. Coraz bardziej rozdrażniony ciągłym buczeniem, odbiera i mówi burkliwie:

– Lepiej, żeby to było ważne.

Przewracam się na brzuch, by dać mu więcej przestrzeni do rozmowy i w milczeniu przyglądam się jego profilowi. Kiedy mówi coś do słuchawki, jego wzrok, jak i jedna ręka, spoczywają na krągłości mojego okrytego kołdrą tyłka.

Gdy dyskutuje nad czymś cichym, szorstkim głosem, przesuwam palcami po mięśniach jego brzucha, zapamiętując ich rzeźbę. Po chwili kładę głowę na jego udach i – podczas gdy on ciągle ściska dłonią mój pośladek – całuję jego twardego kutasa i zlizuję z niego wilgoć, przez co zaciska powieki i przez chwilę ciężko oddycha.

Kiedy w końcu otwiera oczy, są twarde i zimne. Rzuca do telefonu serię liczb, po czym rozłącza się i pozostaje w bezruchu, wyraźnie zamyślony. Właśnie wtedy czuję, że się ode mnie odsunął.

Siadam na łóżku, z chorobliwym uczuciem w żołądku. To koniec. W następnej sekundzie moje podejrzenia potwierdzają się, gdy podnosi się z łóżka, gdzie był tylko mój. Patrzę, jak znika w łazience, czując rozpacz, która spala mnie od środka. Wiem, co nadchodzi, prawda? Wiem. Spojrzenie, które wczoraj dostrzegłam, było sztuczką. Sztuczką wywołaną drinkami. I światłem. Pierdoloną sztuczką i powinnam o tym wiedzieć. Teraz umieram w środku i to nie z podniecenia. Ta mała fantazja? To ulotne połączenie, jakie przez moment z kimś czułam? To koniec.

To nie było połączenie. Ani nawet rzeczywistość. To było kilka drinków, trochę deszczu, trochę hormonów i parę seksownych tekstów, przez które uwierzyłam, że naprawdę podnieciłam go tak, jak nikt inny w jego życiu.

– Mam rano lot i muszę zająć się jeszcze jedną sprawą, zanim wyjadę. – Wraca z ubraniami ściśniętymi w dłoni i szybko wskakuje w dżinsy. Jego szczęka jest nieco zbyt napięta, jak gdyby nie cieszyło go to bardziej niż mnie.

– Jasne – mówię z nadzieją, że brzmię wystarczająco nonszalancko. Wszystkie te orgazmy i to, jak wydawałam z siebie te żenujące odgłosy, sprawiają, że sytuacja robi się naprawdę dziwna, bo… straciłam głowę. O Boziu, straciłam głowę dla kompletnego nieznajomego!

Patrzy na mnie i na moment otwiera usta, nim cokolwiek powie.

– To kurewsko skomplikowane. Nie chcesz mnie w swoim życiu.

– Przestań. Proszę, przestań. Nie musisz tego robić. Zostawmy to tak. Wiem, jak to idzie. Żegnaj. Słodkiego, miłego życia. Adiós, Pepe.

Wpatrujemy się w siebie, po czym on szepcze:

– Nie powinienem był cię dotykać. – Rusza do drzwi. Patrzę na jego szerokie plecy, usiłując utrzymać odważny wyraz twarzy. Przechodziłam to już z milion razy. Teraz wznoszę mur wokół tej części mnie, w której czuję ból, żeby nie bolało mnie ani trochę. Ani trochę.

– Jeden z moich ludzi odkurzył wczoraj twój samochód. – Zatrzymuje się z dłonią na klamce, po czym cofa się. Wciska mi w dłoń kluczyki do wozu i – co dziwne – całuje moje powieki.

– Twoje oczy – szepcze. Potem wychodzi.

Brzuch dosłownie mnie boli, kiedy zamyka za sobą drzwi. Po najwspanialszym seksie w życiu opadam na łóżko totalnie… zrozpaczona. Ogarnia mnie miażdżąca wprost samotność, tysiąckrotnie spotęgowana od chwili, kiedy kilka godzin temu weszłam na tę imprezę w nadziei, że poczuję się lepiej. Kolejna żaba. Nie. Boże, on wcale nie był żabą. Był czymś… na co nie ma nazwy. Teraz zniknął. A to ulotne połączenie, jakiego byłam pewna, również zniknęło.

I jestem prawdziwie i nieodwracalnie zdruzgotana.

Tona cegieł przygniata moje serce, kiedy zbieram swoje rzeczy w łazience. Krzywię się, gdy uświadamiam sobie, że są wciąż mokre, po czym z wysiłkiem nakładam je na ciało. Nie mogę znaleźć tylko majtek. Rozglądam się po całym apartamencie. Kiedy schylam się, by sprawdzić pod łóżkiem, przysięgam, że wciąż czuję go w swojej nabrzmiałej szparce.

Greyson.

Kuuurwa, nawet jego imię jest seksowne.

– Naprawdę wziąłeś sobie moje majtki? – Z niedowierzaniem idę na drugą stronę łóżka, odsuwając od siebie wspomnienie, jak zmysłowo się czułam, kiedy je ze mnie zdejmował.

Szukam fig pod krawędzią prześcieradła, kiedy słyszę ciche kliknięcie i odgłos kroków. Unoszę głowę i odwracam się w stronę drzwi, po czym mrugam zdumiona. Wrócił? Stoi tuż przede mną. Ogarnia mnie ból tak głęboki, że jego nieznajomość aż mnie przytłacza.

Wszystko we mnie drży, kiedy wstaję. Jego ciemne włosy są cudownie zmierzwione i idealnie pasują do jego pięknych oczu – oczu, które są niczym wszystkie szklanki w barze, odbijające światło słońca i oświetlające mnie niemal nienaturalnym blaskiem. Jest wysoki i wyrzeźbiony, lecz emanuje nieznaną, jakby nienaturalną mocą. Kiedy patrzy na mnie tymi oczami, kiedy stoi nawet tak daleko – zdystansowany i nietykalny – sprawia jedynie, że chcę go dotknąć jeszcze bardziej.

– Zapomniałeś czegoś? – pytam, umierając z zażenowania, że przyłapał mnie na mówieniu do siebie.

Przez niego czuję się tak infantylnie i bezbronnie, jak jeszcze nigdy w życiu.

– Nie wziąłem twoich majtek. – Wskazuje na lampę i lekko marszczy brwi, jak gdyby nie mógł pojąć, jak się tam znalazły. Zwieszają się z górnej części abażuru.

Moje policzki pokrywają się krwistym rumieńcem.

– Dziękuję – mruczę cicho, ściągając je z abażuru. – Naprawdę lubię te majtki.

Zakłada ręce na piersi i w milczeniu patrzy, jak je na siebie wsuwam.

– Ja również bardzo je lubię. Wyglądają wprost bosko na tym twoim tyłeczku.

Kończę zakładać figi i udaję, że pochłania mnie widok moich stóp, kiedy podchodzi do mnie, kuca obok i palcem odwraca moją twarz do siebie. Tembr jego głosu obniża się do poziomu, który wykracza poza wszelką intymność.

– Chcę zawieźć cię do domu. – Podwijam palce u stóp, a on ciągnie tym cichym, chrapliwym głosem, od którego mam wrażenie, że wszystko we mnie związane jest w węzeł. – I chcę dostać twój numer. A kiedy już wrócę do miasta, chcę znów się z tobą zobaczyć.

– Dlaczego? – pytam.

– A dlaczego nie?

– Nawet nie wiesz, jak mam na nazwisko.

– Wiem, jak długie masz nogi. – Swoimi smukłymi palcami sięga, by dotknąć pasma moich włosów, nawet na chwilę nie odrywając wzroku od moich oczu. – Wiem, że za kolanami masz łaskotki. I że lubisz dyszeć mi do ucha.

Odchyla się i opiera o ścianę, po czym tylko mi się przygląda.

– Wiem, że chciałbym cię znów pocałować. Że mając świadomość, iż jesteś w tym łóżku, nie mogłem wsiąść do tej cholernej windy. Chciałem zobaczyć je… – Pochyla się i opuszkami kciuków leciutko pociera moje oczy. – Jeszcze raz. Więc analityk we mnie mówi: nie. To zły pomysł. Lecz wyglądasz na zdeterminowaną kobietę i zgaduję, że bez końca będziesz chodzić do tego baru, podrywając mężczyzn, dopóki nie znajdziesz tego, czego szukasz. A analityk we mnie mówi: to jeszcze gorzej. Kim będą ci mężczyźni? Kogo będziesz podrywać, Melanie?

Ponownie czuję zażenowanie, ale nie chcę, żeby się o tym dowiedział, więc tylko wzruszam ramionami.

– Cóż, może cię to zaskoczy, ale to mi przeszkadza. Może zaskoczy cię to, że jeżeli jakiś mężczyzna będzie cokolwiek robił z tym twoim ciałem, to będę ja.

To spojrzenie. Boże, to jego spojrzenie.

– To jak? – W jego oczach pojawia się pytanie. – Zabieram cię do domu?

Boże. Jestem bezbronna pod jego uważnym wzrokiem. Pod tym spojrzeniem, którego tak pragnęłam i które wyryłam sobie w pamięci. Nie chcę, by przedarł się przez mur, który wokół siebie wzniosłam, lecz jestem trochę pijana i ściany tego muru są dzisiaj z papieru. W geście samoobrony zaczynam blefować.

– Jakie to rycerskie, że wróciłeś. Zaraz się popłaczę.

– Właśnie. A kiedy przeżywasz orgazm najmocniej, również ronisz kilka łez.

Na to wspomnienie moje policzki pokrywają się jaskrawym rumieńcem, lecz tylko przewracam oczami.

– Skoro tak twierdzisz.

– Tak twierdzę. To był dla mnie najlepszy moment tej nocy.

Czerwona jak burak, zapinam na stopach buty, a on ściąga z siebie koszulę.

– Jest sucha. Nałóż ją.

Wsuwam ręce w rękawy i natychmiast otaczają mnie jego ciepło i zapach. Patrzę, jak zakłada na siebie wilgotny golf, po czym z kompletnym niedowierzaniem wychodzę z nim z pokoju. Na plecach czuję odzianą w rękawiczkę dłoń tego pięknego boga, gdy kieruje mnie do windy, z dziwnym uśmiechem wpatrując się w mój profil.

– Nie do końca tak wyobrażałaś sobie mnie tuż po przebudzeniu, prawda?

Moje ciało jest tak dobrze wypieprzone, że ledwie jestem w stanie iść, a oczy bolą… Nie mogę mu tego powiedzieć, ale bolą mnie od tego, że przez całe życie próbowałam go sobie wyobrazić.

– Nie do końca – mówię. – Dzisiejszy dzień wogóle nie jest taki, jak sobie wyobrażałam.

Unosi do siebie moją twarz i całuje mnie. Nie z pożądaniem. Zwyczajnie.

To pocałunek po seksie, który porusza we mnie najczulsze struny, odsłania moje nerwy i sprawia, że czuję się obnażona, pożądana i dzika. Resztką siły woli zmuszam się, by nie wybuchnąć płaczem, tak jak wtedy, gdy wydajesz ostatni grosz na totolotka i trafiasz szóstkę.

Mężczyźni kpili ze mnie, rujnowali mnie, wykorzystywali i wyzywali. Lubię wdawać się w słowne walki. Lubię przeklinać, pluć, krzyczeć i być sobą. Lecz nigdy nikt nie doprowadził mnie do płaczu tylko tym, że ze mną rozmawiał. Nikt nigdy nie doprowadził mnie do płaczu, lecz jednemu wspomnieniu i temu mężczyźnie, który patrzy na mnie w ten szczególny sposób, wydaje się to udawać.

– Jak masz na nazwisko? – szepczę.

– King. – Uśmiecha się tak, że topią mi się majtki. – Bardzo proszę, bez żartów o królach.

Wybucham śmiechem i wyciągam do niego rękę, jakbyśmy dopiero co się poznali.

– Meyers.

Ujmuje moją dłoń. Jego uścisk jest ciepły, zdecydowany i ponownie podkurcza mi palce u stóp. Po chwili puszcza mnie. Wyjmuje telefon, wpisuje hasło i podaje mi go, obserwując mnie chyba najbardziej inteligentnymi oczami, jakie kiedykolwiek widziałam.

– Meyers, wpiszesz tu dla mnie swój numer?

Dodaję wpis pod Najgorętszy Tyłeczek, Jaki Kiedykolwiek Miałem.

Jego wargi wyginają się w nieznacznym uśmiechu, lecz wystarczająco, by przeszedł mnie dreszcz.

– Ładnie. – Pisze coś na klawiaturze i zaraz mój telefon wibruje. Dostałam wiadomość.

Itrafnie.

Uśmiecham się, a on patrzy na mnie wciąż z tym swoim super seksownym uśmieszkiem.

I nagle nie potrafię wyjaśnić szczęścia, jakie mnie teraz ogarnia. Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek czułam je z taką mocą.

Zawozi mnie do domu moim własnym samochodem, a kiedy wchodzimy do budynku, wjeżdża ze mną do góry windą, odprowadza mnie do drzwi i lekko całuje w czoło. Opuszkami kciuków ponownie przesuwa po moich oczach i szepcze:

– Wkrótce się odezwę.

Kiedy na zaledwie godzinę przed świtem kładę do łóżka moje drżące i tak wspaniale wybzykane ciało, nie mogę zasnąć. Zaczynam więc bawić się nazwą dla jego kontaktu w moim telefonie. Demon seksu. Seks-maszyna. Bóg seksu. Bóg playboy. W końcu jednak wpisuję Greyson.

– Greyson – szepczę, a jego imię pieści mój język jak aksamit.

Zaciskam oczy i mam wrażenie, że zaraz dostanę drgawek. Grupowo piszę do Brooke, Pandory i Kyle’a.

Ja:Właśnie kogoś poznałam. Ludzie, właśnie kogoś POZNAŁAM. To żaden palant! Wogóle, to przywiózł mnie do domu iodprowadził pod same drzwi. AAAAA!!! Pieprzcie się wszyscy! Jeśli ktokolwiek zwas zrujnuje mi dzień, łby pourywam!

Kyle:Będziesz zbyt zajęta myśleniem oswoim facecie, żeby martwić się omoją głowę.

Pandora:Laska, naćpałaś się ecstasy?

Brooke: CO? Mów wszystko!!!

Wydawnictwo Papierowy Księżyc

skr. poczt. 220, 76-215 Słupsk 12

tel. 59 727-34-20, fax. 59 727-34-21

e-mail: [email protected]

www.papierowyksiezyc.pl