Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
GORĄCY. SEKSOWNY. POTĘŻNY. BOLESNY. PRAWDZIWY.
Pełen żaru międzynarodowy bestseller, który odziera ze wszystkiego, co wiedziałaś o namiętności…
Remington Tate na ringu i poza nim posiada reputację awanturnika, twarde jak granit ciało oraz dziki, zwierzęcy magnetyzm, który wprawia jego fanki w szał. Lecz od chwili, kiedy spotykają się ich oczy, jedyną kobietą, której pragnie, jest Brooke Dumas. Jego pożądanie jest czyste, nieposkromione i REALNE.
Zatrudniona, by utrzymywać jego ciało w doskonałej kondycji, Brooke w końcu dostaje dobrze płatną pracę rehabilitantki sportowej, o której zawsze marzyła. Lecz gdy z Remym i jego zespołem objeżdża w trakcie tournée niebezpieczny podziemny bokserski krąg, jej własne ciało ożywa, zbudzone najbardziej pierwotnym z pragnień. To, co zaczyna się między nimi jako zwykły flirt, szybko dla obojga zmienia się w erotyczną obsesję, która obiecuje o wiele więcej.
Jednak ich rozpalona do białości żądza ma również mroczną stronę… Kiedy największy sekret Remy’ego wychodzi na jaw, a rodzinne obowiązki Brooke wymagają działania, czy uda im się przetrwać? Czy może to, co niegdyś wydawało się takie realne, rozpłynie się jak iluzja?
REAL to pierwszy tom bestsellerowej serii erotycznej, która podbiła serca czytelniczek na całym świecie i jesteśmy przekonani, że podbije również serca polskich miłośniczek takiej literatury. Ostrzegamy jednak: REAL pochłania, zniewala, rozpala i uzależnia…
Rzadkie połączenie gorączkowej obsesji i łagodnego zauroczenia… REAL to ekspresyjny i prawdziwie uzależniający debiut.
– Christina Lauren, autorka bestsellerów z listy New York Timesa
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 436
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Oto kilka piosenek, których słuchałam podczas pisania REAL. Pierwsze dwie mają wyjątkowe znaczenie. Możecie z przyjemnością słuchać ich, czytając o tym, co robią Brooke i Remington. :)
Iris – Goo Goo Dolls
I Love You – Avril Lavigne
That’s When I Knew – Alicia Keys
Love Bites – Def Leppard
High on You – Survivor
Love Song – Sara Bareilles
In Your Eyes – Peter Gabriel
Kiss Me – Ed Sheeran
Come Away With Me – Nora Jones
All I Wanna Do Is Make Love to You – Heart
Anyway You Want It – Journey
I Love You Like A Love Song – Selena Gomez
My Life Would Suck Without You – Kelly Clarkson
Flaws and All – Beyonce
The Fighter – Gym Class Heroes
Brooke
Od pół godziny Melanie krzyczy mi do ucha, lecz moje nerwy są tak zszargane tym, co dzieje się przed nami, że niewiele słyszę. Jedynie bicie mojego serca rozbrzmiewa głośno w mojej głowie, gdy bokserzy na podziemnym ringu rzucają się na siebie – obaj podobnego wzrostu i wagi, obaj niezwykle umięśnieni, uderzają się wzajemnie po twarzy.
Za każdym razem, kiedy ich ciosy sięgają celu, w pomieszczeniu wypełnionym ponad trzema setkami żądnych krwi ludzi rozlegają się wiwaty i oklaski. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że słyszę ten okropny dźwięk pękających przy zetknięciu się z ciałem kości. Z czystego przerażenia dostałam gęsiej skórki. Jestem pewna, że lada moment któryś z mężczyzn padnie na deski i nigdy, przenigdy już się z nich nie podniesie.
– Brooke! – piszczy moja przyjaciółka Melanie, ściskając mnie. – Wyglądasz, jakbyś miała zaraz puścić pawia! W ogóle się do tego nie nadajesz!
Ja ją naprawdę ukatrupię.
Gdy tylko oderwę od mężczyzn wzrok i upewnię się, że obaj oddychają, bez litości zamorduję moją najlepszą przyjaciółkę. A potem sama się zabiję za to, że w ogóle zgodziłam się tu przyjść.
Lecz moja biedna, droga Melanie znów się zadurzyła. Gdy tylko dowiedziała się, że obiekt jej mrocznych fantazji jest w mieście i bierze udział w tych „prywatnych” oraz bardzo „niebezpiecznych” walkach nielegalnego klubu, ubłagała mnie, żebym z nią przyszła i go zobaczyła. Po prostu trudno odmówić Melanie. Jest wylewna i natarczywa, a teraz wręcz skacze z radości.
– On będzie następny – syczy nie dbając o to, kto wygrał tę rundę, ani czy w ogóle ją przeżył. A najwyraźniej, dzięki Bogu, obu zawodnikom się to udało. – Przygotuj się na prawdziwy kawał ciacha, Brookey!
Publiczność milknie i rozlega się głos prezentera.
– Panie i panowie! A teraaaz... chwila, na którą wszyscy czekaliście! Człowiek, którego wszyscy chcieliście zobaczyć. Najgorszy ze złych. Oto jeden, jedyny Remington „Tajfun” Tate!
Przeszywa mnie dreszcz, gdy na sam dźwięk jego imienia publiczność ogarnia szał – szczególnie kobiety, których żarliwe okrzyki nakładają się na siebie.
– Remy! Kocham cię, Remy!
– Obciągnę ci fiuta, Remy!
– REMY, PRZELEĆ MNIE, REMY!
– Remington, chcę poczuć twój Tajfun!
Głowy wszystkich odwracają się w kierunku, z którego zakapturzona postać w czerwonej pelerynie truchtem zmierza w stronę ringu. Dzisiejszego wieczora zawodnicy najwyraźniej nie zakładają rękawic, przez co widzę, jak jego ręce zaciskają się w pięści. Jego dłonie są duże, opalone, o smukłych palcach.
Po przeciwnej stronie ringu jedna z kobiet dumnie wymachuje plakatem „SUKA REMY’EGO № 1”, z całych sił krzycząc to samo w jego stronę – chyba na wypadek, gdyby nie umiał czytać lub przeoczył jaskraworóżowe litery i brokat.
Czuję ogromne zdumienie, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że moja szalona przyjaciółka nie jest jedyną kobietą w Seattle, która wyraźnie straciła głowę dla tego gościa. Nagle Melanie ściska mnie za ramię.
– Spójrz na niego i powiedz, że nie zrobiłabyś wszystkiego dla tego faceta.
– Nie zrobiłabym wszystkiego dla tego faceta – powtarzam natychmiast tylko po to, żeby wygrać.
– Nie patrzysz! – piszczy. – Spójrz na niego. Patrz!
Chwyta moją twarz i odwraca ją w stronę ringu, lecz zamiast tego wybucham śmiechem.
Melanie uwielbia mężczyzn. Kocha z nimi spać, łazić za nimi, ślinić się do nich, a jednak, kiedy już jakiegoś złapie, nigdy nie potrafi go przy sobie utrzymać. Mnie, z drugiej strony, nie interesują jakiekolwiek związki z którymkolwiek z nich. Moja romantyczna siostra, Nora, zaliczyła wystarczająco dużo chłopaków – i dramatów – za nas obie.
Patrzę na scenę, gdzie mężczyzna zrywa z siebie satynowy szlafrok z wyszytym na plecach napisem „TAJFUN”. Tłum zrywa się z miejsc, wiwatując i krzycząc jego imię, gdy obraca się powoli, obejmując wzrokiem widownię. Nagle jego oświetlona reflektorami twarz jest naprzeciwko mnie, a ja jak idiotka zaczynam się w nią wpatrywać. Mój Boże.
Mój.
Boże.
Dołki w policzkach.
Ciemny, nieco niechlujny zarost.
Chłopięcy uśmiech. Ciało mężczyzny.
Zabójcza opalenizna.
Po plecach przebiega mi dreszcz, kiedy pochłaniam wzrokiem całą jego postać, od której nikt nie odrywa teraz oczu.
Ma czarne, seksownie zmierzwione włosy, jakby przed chwilą któraś z kobiet wplatała w nie palce. Policzki równie mocne, co podbródek i czoło. Usta czerwone i opuchnięte, a na linii szczęki, jako pamiątka po spacerze na ring, widnieje ślad szminki. Patrzę na jego wysokie, szczupłe ciało i czuję, jak w moim wnętrzu wybucha dziki żar.
Jest zachwycająco wręcz doskonały i niewiarygodnie twardy. Wszystko w nim, od pięknych, szczupłych bioder i wąskiego pasa, po szerokie ramiona, jest silne. I ten sześciopak. Nie. To ośmiopak. Seksowne V, jakie tworzą jego dolne mięśnie, opada za krawędź jego granatowych, satynowych szortów, które delikatnie opinają mocne, umięśnione nogi. Wyraźnie widzę jego mięśnie czworogłowe, piersiowe, bicepsy i kaptury, wszystkie cudownie wyrobione i napięte. Celtyckie tatuaże oplatają oba jego ramiona dokładnie w miejscu, gdzie biceps łączy się z wyraźnie zarysowanymi mięśniami barku.
– Remy! Remy! – krzyczy histerycznie Mel, przykładając dłonie do ust. – Jesteś kurewsko gorący! Remy!
Słysząc jej głos odwraca głowę w naszą stronę i uśmiecha się seksownie, ukazując przy tym jeden z dołeczków. Przeszywa mnie nerwowy dreszcz. Nie dlatego, że z mojego miejsca wygląda wprost bosko – bo wygląda, zdecydowanie i... och, Boże... naprawdę bosko — lecz przede wszystkim dlatego, że zdaje się patrzeć wprost na mnie.
Uniósł brew, a w jego zachwycających, niebieskich oczach pojawił się błysk rozbawienia. Lecz w jego spojrzeniu kryje się coś jeszcze. Jakieś... ciepło. Jakby sądził, że to ja krzyknęłam. O, żesz.
Mruga do mnie. Oszołomiona nie mogę oderwać od niego wzroku, gdy jego uśmiech powoli staje się niezwykle intymny.
Moja krew wrze.
Czuję ściskanie w kroczu i nienawidzę myśli, że on wydaje się o tym wiedzieć.
Wyraźnie widzę, że uważa się za ideał i zdaje się wierzyć, że każda kobieta to jego Ewa, stworzona z jego żebra dla jego czystej przyjemności. Zalewa mnie fala gniewu i podniecenia; to najdziwniejsze uczucie, jakie kiedykolwiek czułam.
Ponownie wygina wargi w uśmiechu, po czym odwraca się, gdy ogłaszają jego przeciwnika:
– Przed wami Kirk „Młot” Dirkwood, tylko dla was!
– Mel, ty mała dziwko! – krzyczę, kiedy odzyskuję już zmysły, żartobliwie trącając ją łokciem. – Musiałaś tak wrzasnąć? Teraz myśli, że jestem jakąś wariatką!
– O Boziu! Powiedz mi, że właśnie do ciebie nie mrugnął – mówi Melanie, wyraźnie zdumiona.
O mój Boże, rzeczywiście. Naprawdę to zrobił? Naprawdę.
Jestem równie oszołomiona, gdy odtwarzam w myślach ten moment. Teraz już bez dwóch zdań poddam Melanie torturom – ta mała puszczalska zasłużyła sobie na to.
– Mrugnął – przyznaję w końcu, krzywiąc się w jej stronę. – Porozumieliśmy się telepatycznie. Mówi, że chce zabrać mnie do domu, bym została matką jego seksownych dzieci.
– Bo ty przespałabyś się z kimś takim jak on. Ty i te twoje natręctwa! – mówi, po czym śmieje się głośno, gdy przeciwnik Remingtona zdejmuje swój szlafrok.
Mężczyzna ma potężne mięśnie, lecz żaden ich gram wizualnie nie może równać się z czysto męską wspaniałością Tajfuna.
Remington napina ramiona, prostuje palce, które zaraz zwija w pięści, po czym kilka razy lekko podskakuje. Jest dużym, muskularnym mężczyzną, lecz ma zaskakująco lekkie ruchy. To znaczy, że jest niesamowicie silny, potrafiąc wyrzucić ciało w górę tak niewielkim ruchem stóp. Wiem, bo niegdyś sama zajmowałam się sportem.
Młot pierwszy zadaje cios. Remington robi szybki unik, po czym prostuje się i z rozmachem wyrzuca pięść przed siebie, trafiając Młota w szczękę. Głowa mężczyzny odskakuje na bok. W duchu wzdrygam się, widząc siłę tego uderzenia, podczas gdy wszystko we mnie tężeje na widok jego mięśni, które napinały się i rozluźniały, pracując przy każdym ciosie, który wyprowadzał.
Oczarowany tłum przypatruje się trwającej walce, a te okropne odgłosy pęknięć wywołują u mnie gęsią skórkę. Jednak męczy mnie coś jeszcze – fakt, że nad moimi brwiami lśnią kropelki potu, a podobne spływają między moimi piersiami. Walka nabiera tempa. Moje sutki napinają się, napierając na moją koszulkę i niecierpliwie wypychając jedwabny materiał. Jakimś sposobem obserwowanie, jak Remington Tate okłada pięściami mężczyznę zwanego „Młotem” sprawiło, że wiercę się na swoim miejscu w sposób, którego nie lubię, a co więcej, którego się w ogóle nie spodziewałam.
Sposób, w jaki się kołysze, porusza, warczy...
Naglerozlega się głośny chór głosów:
– REMY! REMY! REMY!
Rozglądam się i widzę, jak Melanie podskakuje.
– Mój Boże, Remy, załatw go! Po prostu walnij go w łeb, ty seksowna bestio! – krzyczy głośno, gdy jego przeciwnik z głuchym odgłosem pada na ziemię.
Moja bielizna jest już cała mokra, a tętno szaleje. Nigdy nie akceptowałam przemocy. To nie jestem ja. Mrugam, oszołomiona doznaniami, jakie owładnęły moim ciałem. Żądza, czysta, rozpalona do białości żądza drażni końce moich nerwów.
Prowadzący w geście zwycięstwa unosi do góry rękę Remingtona, który – kiedy tylko otrzeźwiał po ciosie, jaki właśnie zadał – podnosi wzrok i wbija go wprost we mnie. Przeszywające, błękitne oczy napotykają mój wzrok, a w moim brzuchu coś zaciska się w węzeł. Jego pierś podnosi się i opada z wysiłku, a w kąciku jego ust lśni kropla krwi. Mimo to nie odrywa ode mnie oczu.
Ciepło rozprzestrzenia się pod moją skórą, a trawiący mnie ogień jest coraz większy.
Nigdy nie przyznam się do tego Melanie, a nawet głośno przed samą sobą, że jeszcze nigdy nie widziałam seksowniejszego mężczyzny. Sposób, w jaki na mnie patrzy, jest tak podniecający! Podobnie to, jak stoi – z uniesioną w górę ręką, ociekającymi potem mięśniami i tą aurą władczości, o której Mel opowiadała mi w taksówce.
W jego wzroku nie ma śladu przeprosin. Ani w sposobie, w jaki ignoruje skandujący jego imię tłum i wpatruje się we mnie spojrzeniem tak zmysłowym, że mam wrażenie, jakby posiadł mnie tam, na miejscu. Nagle ogarnia mnie okropna świadomość, w jaki sposób ja na niego patrzę.
Moje długie, proste włosy barwy mahoniu opadają mi na ramiona. Moja koszulka jest bez rękawów, lecz jej koronkowy kołnierz otacza szyję, a dół niknie ładnie schowany w czarnych, eleganckich spodniach z wysoką talią. Niewielkie, okrągłe kolczyki ładnie pasują do moich bursztynowych oczu.
Pomimo konserwatywnego stroju czuję się kompletnie naga. Moje nogi drżą i mam przemożne wrażenie, że on chciałby teraz walić mnie. Swoim fiutem.
Boże jedyny, ja właśnie nie pomyślałam sobie tego. Zrobiłaby to Melanie.
Moją uwagę rozprasza kolejny ucisk w brzuchu.
– REMY! REMY! REMY! REMY! – rozlega się coraz głośniejsze skandowanie.
– Chcecie więcej Remy’ego? – pyta tłumu mężczyzna z mikrofonem, na co wokół nas rozbrzmiewa jeszcze większy krzyk. – W takim razie w porządku! Dajmy dziś Remingtonowi „Tajfunowi” Tate’owi lepszego przeciwnika!
Na ring wchodzi kolejny mężczyzna.
Nie jestem w stanie więcej znieść – moje ciało jest zbyt przeciążone emocjami. Właśnie dlatego rezygnacja z seksu przez tyle lat nie jest zbyt dobrym pomysłem. Jestem tak podniecona, że gdy odwracam się i mówię Mel, że idę do łazienki, ledwie mogę normalnie mówić, czy nawet poruszyć nogami.
Kiedy zbiegam szerokim przejściem między siedzeniami, z głośnika dobiega donośny głos.
– A teraz, panie i panowie, wyzwanie naszemu mistrzowi rzuca Parker „Terror” Drake!
Tłum ożywa, a w następnej chwili słyszę niesamowicie mocne uderzenie.
Opierając się chęci, by obejrzeć się i zobaczyć, co się stało, skręcam za róg i kieruję się prosto do łazienki. Wtedy ponownie rozlega się głośny głos prezentera:
– Jasny gwint, to było szybkie! Mamy nokaut! Tak, panie i panowie! Nokaut! I to w rekordowym czasie, nasz mistrz, Tajfun! Tajfun, który właśnie zeskakuje z ringu i... gdzie ty, do cholery, idziesz?
Tłum szaleje, aż do lobby wykrzykując „Tajfun! Tajfun!”, po czym milknie, jakby wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
Zastanawia mnie ta dziwna cisza, gdy za moimi plecami rozlegają się głośne kroki. Ciepła dłoń chwyta mnie za rękę. Jej dotyk elektryzuje mnie, gdy z zaskakującą siłą obraca mnie w swoją stronę.
– Co do... – Zdezorientowana gwałtownie nabieram powietrza, po czym wbijam wzrok w męską pierś, a potem w lśniące, niebieskie oczy. Moje zmysły szaleją. Jest tak blisko, że jego zapach przeszywa mnie niczym zastrzyk adrenaliny.
– Twoje imię – mówi gardłowo, dysząc i wpatrując się we mnie dzikim wzrokiem.
– Uhm, Brooke.
– Brooke jaka? – pyta ostro, a jego nozdrza drgają.
Jego zwierzęcy magnetyzm jest tak silny, że mam wrażenie, jakby odebrał mi głos. Wkroczył w moją osobistą przestrzeń, zajmując ją całą, pochłaniając ją, pochłaniając mnie i zabierając mi cały tlen. Nie rozumiem, w jaki sposób moje serce jeszcze bije, ani tego, w jaki tu stoję – drżąc z pożądania, całkowicie skupiona na tym jednym miejscu, w którym jego dłoń dotyka mojej skóry.
Drżąc z wysiłku uwalniam rękę i ze strachem patrzę na Mel, która z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami stanęła za jego plecami.
– Brooke Dumas – mówi Mel, po czym – ku memu upokorzeniu – z radością podaje mu numer mojej komórki.
Jego usta wyginają się w uśmiechu, a oczy napotykają mój wzrok.
– Brooke Dumas. – Właśnie zerżnął moje imię. Na moich własnych oczach. I na oczach Mel.
Pożądanie wzbiera między moimi nogami, gdy czuję, jak przy tych dwóch słowach jego język skręca się szorstko, a głos staje się grzesznie mroczny – niczym rzecz, którą naprawdę pragniesz zjeść, a nie powinnaś. Jego oczy płoną, kiedy wpatruje się we mnie niemal tak, jakbym należała tylko do niego. Jeszcze nigdy nikt tak na mnie nie patrzył.
Robi krok do przodu i wilgotną dłonią obejmuje mój kark, a mój puls szaleje, kiedy zniża głowę i w szybkim, suchym pocałunku dotyka moich ust. Mam wrażenie, jakby mnie naznaczał. Jakby przygotowywał mnie do czegoś wielkiego. Czegoś, co może zmienić i zrujnować moje życie.
– Brooke – mówi znacząco, z niskim pomrukiem tuż przy moich ustach, po czym odsuwa się z uśmiechem. – Jestem Remington.
***
W drodze do domu wciąż czuję na sobie jego dłoń. Czuję na ustach dotyk jego warg. Miękkość jego pocałunku. Boże, nie mogę nawet normalnie oddychać! Siedzę skulona niczym kobra na tylnym siedzeniu taksówki i niewidzącym wzrokiem wpatruję się w mijające światła miasta, desperacko pragnąc rozładować przepełniające moje ciało emocje. Niestety, nie mam z kim ich rozładować, oprócz Mel.
– To było takie intensywne – mówi Mel bez tchu.
Potrząsam głową.
– Mel, co się do diabła stało? Ten facet właśnie publicznie mnie pocałował! Zdajesz sobie sprawę, że byli tam ludzie z telefonami skierowanymi prosto na nas?
– Brooke, on jest po prostu taki seksowny. Wszyscy chcą mieć jego zdjęcie. Nawet we mnie wszystko buzuje na myśl o tym, w jaki sposób za tobą ruszył. Nigdy nie widziałam, by mężczyzna tak rzucił się za kobietą. Jasny gwint, to jak pornos z wątkiem romansu.
– Zamknij się, Mel – jęczę. – Istnieje powód, dla którego wykluczono go z jego dyscypliny. Najwyraźniej jest niebezpieczny albo szalony. Albo i to, i to.
Moje ciało przepełnia podniecenie. Jego oczy. Czuję je na sobie, tak dzikie i wygłodniałe. W jednej chwili czuję się brudna. Mój kark pulsuje w miejscu, gdzie dotknął go swoją wilgotną dłonią. Pocieram go, lecz mrowienie nie mija. To nie uspokoi mojego ciała. Nie uspokoi mnie.
– Dobra, naprawdę musisz więcej wychodzić. Remington Tate może i ma złą reputację, ale jest seksowniejszy niż sam grzech, Brooke. Owszem, zawieszono go za złe zachowanie, bo to niedobry i niebezpieczny chłopak. Słuchaj, kto wie, jakie gówno wydarzyło się w jego prywatnym życiu? Wiem jedynie, że było to naprawdę okropne i pojawiło się w kilku nagłówkach, ale teraz to nikogo nie obchodzi. Jest faworytem w Podziemnej Lidze i wszystkie kluby dosłownie go uwielbiają. Kiedy walczy, są całe zapełnione kobietami.
Część mnie nie może uwierzyć w to, jak się na mnie patrzył. Wyłowił mnie z tłumu wrzeszczących kobiet i patrzył na mnie. Kiedy o tym myślę, podnieca mnie to jeszcze bardziej. Wpatrywał się we mnie szalonymi, płonącymi oczami, a ja nie chcę szalonych i płonących oczu. Nie chcę go, ani żadnego innego faceta, kropka. Jedyne, czego chcę, to praca. Właśnie ukończyłam staż w miejscowej szkole i byłam na rozmowie w najlepszej firmie zajmującej się rehabilitacją sportową w mieście. Jednak minęły już dwa tygodnie, a telefon nie zadzwonił.
Jestem w miejscu, gdzie zaczyna ogarniać mnie strach – taki, który czujesz myśląc, że nikt już nigdy nie zadzwoni.
Ogarnia mnie coś więcej niż frustracja.
– Melanie, spójrz na mnie – żądam. – Czy wyglądam na dziwkę?
– Nie, kochanie. Byłaś tam babką z największą klasą.
– Założyłam kostium na takie wydarzenie właśnie po to, żeby taki muł jak on mnie nie zauważył!
– To może powinnaś zacząć ubierać się jak zdzira i wtopić się w tłum? – zakpiła, na co wykrzywiam twarz w grymasie.
– Nienawidzę cię. Nigdy więcej nie pójdę z tobą na coś takiego.
– Wcale mnie nie nienawidzisz. Dalej, przytul misia.
Pochylam się do niej i przytulam lekko, lecz zaraz przypominam sobie jej zdradę.
– Jak mogłaś podać mu mój numer? Co my w ogóle wiemy o tym gościu, Mel? Chcesz, żebym skończyła zamordowana w jakiejś ciemnej alejce, z częściami ciała wrzuconymi do jakiegoś kubła na śmieci?
– To nigdy nie spotka kogoś, kto brał udział w tylu zajęciach samoobrony, co ty.
Wzdycham i z rezygnacją potrząsam głową, ona jednak rzuca mi czarujący uśmiech. Nigdy nie potrafię się długo gniewać.
– Daj spokój, Brooke. Powinnaś odkryć się na nowo – szepcze Mel, doskonale mnie rozumiejąc. – Nowa i odnowiona Brooke musi czasami się pobzykać. Kiedyś to lubiłaś, gdy jeszcze brałaś udział w zawodach.
Przed oczami nagle pojawia mi się obraz nagiego Remingtona – tak bardzo podniecający, że poruszam się niespokojnie na siedzeniu i, potrząsając głową z gniewem, wyglądam przez okno. Tym, co najbardziej mnie wkurza, jest fakt, że sama myśl o nim budzi we mnie pożądanie. Czuję się rozpalona.
Nie, nie jestem przeciwna uprawianiu seksu w ogóle, lecz związki są skomplikowane, a nie jestem emocjonalnie gotowa na to, by sobie z tym radzić. Nadal jestem jeszcze trochę podłamana swoim upadkiem i staram się odnaleźć na drodze nowej kariery. Na YouTube.com znalazł się okropny filmik zatytułowany Dumas – koniec jej życia!. Nakręcił go jakiś amator podczas moich pierwszych kwalifikacji do olimpiady i – jak w przypadku wszystkich upokorzonych ludzi – nagranie miało całkiem niezłą oglądalność. Chwila, w której moje życie legło w gruzach, na zawsze została uwieczniona i teraz, raz za razem, w nieskończoność, może być odtwarzana ku uciesze świata. Film pokazuje dokładnie tę sekundę, w której moje „czwórki” w udzie kurczą się, przednie więzadło krzyżowe pęka, a kolano ugina się pode mną.
Ten uroczy filmik trwa dobre cztery minuty. W gruncie rzeczy mój nieznany wielbiciel koncentrował kamerę tylko na mnie. W tle wyraźnie słychać, jak ktoś mówi „O cholera! To koniec jej życia!”, co ewidentnie zainspirowało go do tytułu.
Tak oto na amatorskim nagraniu, kulejąc i wrzeszcząc wniebogłosy schodzę z bieżni, ogarnięta potwornym bólem. Krzyczałam nie z powodu bólu w kolanie, lecz z powodu własnej porażki. A kiedy pragnę zapaść się pod ziemię, kiedy chcę umrzeć, już w tej sekundzie wiem, że wszystkie moje treningi były na marne. Lecz zamiast przestać istnieć, zostaję sfilmowana.
Ogromna ilość komentarzy pod filmem wciąż jest żywa w mojej pamięci. Niektórzy pisali, że to wielka szkoda i życzyli mi powodzenia w przyszłości. Inni jednak śmiali się i żartowali, jakbym wręcz modliła się, by coś takiego mi się stało.
Te same komentarze na kilka lat napełniły mnie zwątpieniem, kiedy dniem i nocą zastanawiałam się, co w oba te dni poszło nie tak. Mówię oba, bo zerwałam więzadło nie raz, a dwa. Nie godząc się na to, by był to „koniec mojego życia”, uparcie po raz kolejny wystartowałam w eliminacjach. W żadnym z tych przypadków nie miałam najmniejszego pojęcia, co zrobiłam źle, lecz najwyraźniej było niemożliwe, żebym spróbowała kolejny raz.
Teraz więc staram się ruszyć dalej z moim życiem, jakbym nigdy nawet nie myślała o starcie w igrzyskach. Zatem ostatnią potrzebną mi rzeczą jest facet, który zabierałby mi czas, jaki mogłabym poświęcić na budowanie przyszłości w nowym zawodzie, który sobie wybrałam.
Moja siostra, Nora, jest romantyczką, i to z tych naprawdę zapalonych. Chociaż ma zaledwie dwadzieścia jeden lat (jest trzy lata młodsza ode mnie), podróżuje po świecie i przysyła mi pocztówki z różnych miejsc, w których opowiada mamie, tacie i mnie o swoich „kochankach”.
A ja? Ja byłam tą, która całe lata dorastania spędziła trenując do bólu, która marzyła jedynie o złotym medalu. Lecz moje ciało poddało się o wiele wcześniej, niż pragnęłaby tego moja dusza. Nigdy nie zakwalifikowałam się nawet do mistrzostw świata.
Kiedy musisz zaakceptować fakt, że twoje ciało czasami nie jest w stanie zrobić tego, co chcesz, cierpisz ból nawet większy niż ten wywołany odniesioną kontuzją. Właśnie dlatego kocham rehabilitację sportową. Gdybym nie otrzymała pomocy, której tak potrzebowałam, wciąż mogłabym tonąć w depresji i gniewie. Dlatego pragnę pomóc młodym lekkoatletom odnieść sukces, nawet jeśli mnie samej się to nie udało. I dlatego chcę dostać pracę, by czuć, że w czymś w końcu też mogę go osiągnąć.
O dziwo jednak, kiedy leżę w nocy i nie mogę zasnąć, nie myślę o mojej siostrze, nowej karierze, czy nawet o tym dniu, gdy olimpiada stała się dla mnie całkowicie nieosiągalna.
Jedynym, co zaprząta moje myśli, jest niebieskooki diabeł, który dotknął ustami moich warg.
***
Następnego ranka wspólnie z Melanie idziemy pobiegać w ocienionym parku. Robimy to każdego dnia w tygodniu, bez względu na pogodę. Każda z nas ma na ramieniu opaskę z iPodem, lecz dzisiaj wydajemy się słuchać tylko siebie.
– Ty dziwko, wylądowałaś na Twitterze. To miałam być ja! – Jak szalona przegląda internet w swojej komórce, a ja wykrzywiam twarz, próbując podejrzeć, co czyta.
– To powinnaś podać mu swój numer, nie mój.
– Dzwonił już?
– „Urząd Stanu Cywilnego, o jedenastej. Zostaw szaloną koleżankę w domu”. Tylko tyle.
– Haha! – mówi, podając mi swój telefon i chwytając za mój, po czym wpisuje w niego kod zabezpieczający do mojej skrzynki odbiorczej.
Mrużę oczy. Ta mała, przebiegła kocica zna wszystkie moje hasła. Nie mogłabym utrzymać przed nią sekretu nawet, gdybym chciała. Modlę się, by nie przejrzała historii w Google, bo dowiedziałaby się, że szukałam o nim informacji. Szczerze mówiąc, nawet nie chciałam przyznać się do faktu, że wpisywałam jego nazwisko w wyszukiwarkę, w dodatku więcej razy, niż mogłam zliczyć. Dzięki Bogu, Mel sprawdza tylko moje nieodebrane połączenia. Oczywiście nie ma tam jego numeru.
Sądząc po artykułach, które wczoraj przeczytałam, Remington Tate jest bogiem imprez, bogiem seksu i w ogóle bogiem. I niezłym awanturnikiem. Dokładnie w tej chwili jest pewnie pijany albo skacowany, w łóżku z grupą zaspokojonych, nagich kobiet i myśli „Jaka Brooke?”
Melanie na powrót wyrywa mi z ręki swój telefon, chrząka i zaczyna przeglądać Twittera.
– No dobra, jest kilka nowych komentarzy, które powinnaś usłyszeć. „Tego jeszcze nie było! Widzieliście, jak Tajfun pocałował babkę na widowni? Jasny gwint, ale jazda! Słyszałem, że doszło do bójki, kiedy się za nią rzucił i odepchnął jakiegoś faceta! Walki poza ringiem są nielegalne i Tajfun może zostać wykluczony z walk na resztę sezonu, a nawet na wieczność. Tak, właśnie dlatego wywalili go z profesjonalnej ligi! Cóż, nigdzie nie idę, jeśli nie będzie walczył”. To było kilka komentarzy – wyjaśnia Melanie opuszczając telefon i uśmiecha się szeroko. – Uwielbiam jego ksywkę. Atakuje przeciwników tak samo gwałtownie. Łapiesz? W każdym razie, jeśli będzie walczył, zostaje mu tylko ta sobota, nim wyruszy do następnego miasta. Idziemy czy nie?
– Właśnie tego chciał się dowiedzieć, gdy zadzwonił.
– Brooke! Dzwonił czy nie?
– A jak sądzisz, Mel? Ilu ma obserwujących na Twitterze? Milion?
– Tak dokładnie to ma ich dwa miliony trzysta.
– No i masz swoją cholerną odpowiedź. – Ogarnia mnie gniew, chociaż sama nie wiem, dlaczego.
– A byłam pewna, że miał wczoraj ogromną ochotę na bzykanko z Brookey.
– Do tej pory ktoś już się nim zajął, Mel. Tak działają faceci.
– Tak czy tak, musimy iść tam w sobotę – ogłasza Melanie, krzywiąc się ze złością. Jej ładna twarz wygląda przez to naprawdę komicznie. Ona po prostu nie należy do ludzi, którzy potrafią się złościć. – I musisz ubrać się w coś, przez co gały wyjdą mu z orbit i pożałuje, że do ciebie nie zadzwonił. Mogliście zaliczyć czadowy numerek. Czadowy.
– Panna Dumas?
Jesteśmy już niemal pod moim domem. Mrużąc oczy w ostrym świetle porannego słońca patrzę na wysoką kobietę około czterdziestki w krótkich, obciętych na boba włosach. Uśmiecha się do mnie ciepło, choć z lekkim zmieszaniem, i podaje mi opisaną moim imieniem kopertę.
– Remington Tate chciał, bym osobiście to pani dostarczyła.
Na dźwięk jego nazwiska moje serce na moment staje, po czym zaczyna walić szybciej niż podczas wcześniejszego biegu. Moja dłoń drży, gdy otwieram przesyłkę i wyjmuję z niej dużą, żółto-niebieską wejściówkę. To przepustka za kulisy klubu Underground z przypiętymi biletami na sobotnią noc. Miejsca w pierwszym rzędzie, cztery sztuki. Mój żołądek zaczyna fikać koziołki, gdy na wejściówce widzę moje imię wypisane męskim, nieco niestarannym pismem, które podejrzewam, że należy do niego.
Dosłownie nie mogę oddychać.
– Wow – szepczę oszołomiona. Zaczyna ogarniać mnie fala podekscytowania i niemal mam ochotę przebiec jeszcze kilka kilometrów, by minęła.
Uśmiech kobiety staje się jeszcze szerszy.
– Mam mu przekazać, że się pani zgadza?
– Tak. – Odpowiedź wyrywa mi się, zanim zdążę się nad nią zastanowić, a nawet przypomnieć sobie wszystkie informacje, które wczoraj o nim przeczytałam. Większość z nich zawierała takie zwroty jak zły chłopak, pijany, bijatyka w barze i prostytutki.
Przecież to tylko walka, prawda?
Nie zgadzam się na nic innego.
Prawda?
Ponownie z niedowierzaniem wpatruję się w bilety, a Melanie wlepia wzrok w mój profil. Kobieta wspina się do czarnego Escalade. Kiedy samochód odjeżdża, Mel żartobliwie uderza pięścią w moje ramię.
– Ty dziwko. Przyznaj się, pragniesz go? To miała być moja fantazja, idiotko!
Śmieję się i podaję jej trzy bilety. Kręci mi się w głowie na myśl o tym, że naprawdę, w pewien sposób, skontaktował się ze mną.
– Cóż, zdaje się, że jednak idziemy. Pomożesz mi zebrać resztę ludzi?
Melanie chwyta mnie za ramiona i kieruje po schodach do mojego mieszkania.
– Powiedz mi, że nie poczułaś lekkiego mrowienia – szepcze mi do ucha.
– Nie poczułam lekkiego mrowienia – odpowiadam automatycznie i zanim wślizguję się do mieszkania, dodaję: – Poczułam mocne.
Melanie piszczy i wprasza się do mnie, by wybrać mi strój na sobotę, na co mówię jej, że jeśli poczuję chęć, by wyglądać jak dziwka, to dam jej znać. W końcu Mel daje spokój mojej szafie. Twierdzi, że nie ma w niej niczego, co nawet odrobinę nadawałoby się na tę okazję. Poza tym musi iść do pracy, więc do końca dnia zostawi mnie samą. Jednak mrowienie nie znika tak szybko, jak ona. Czuję je, kiedy biorę prysznic, kiedy się ubieram i gdy sprawdzam maile w poszukiwaniu nowych ofert pracy.
Nie mogę wyjaśnić, dlaczego na myśl o tym, że znów go zobaczę, czuję takie podekscytowanie.
Sądzę, że go lubię, lecz nie podoba mi się, że tak jest.
Sądzę, że go pragnę, i nie cierpię, że tak jest.
Sądzę też, że to idealny materiał na przygodny seks i sama nie mogę uwierzyć, że również zaczynam się nad tym zastanawiać.
***
Naturalnie, jak każda kobieta z działającymi hormonami, do soboty znajduję się w zupełnie innej fazie cyklu i któryś już raz żałuję, że w ogóle wybieram się na tę walkę. Pocieszam się jedynie, że reszta naszej paczki jest nią podekscytowana.
Melanie wezwała Pandorę i Kyle’a, by wybrali się z nami. Pandora pracuje z Melanie w firmie projektującej wnętrza. Jest tam stażystką i zadeklarowaną Gotką, którą każdy mężczyzna pragnie udekorować swoją kawalerkę. Kyle wciąż uczy się na dentystę i jest moim sąsiadem, dobrym kumplem i przyjacielem Mel jeszcze z czasów gimnazjum. Jest bratem, którego nigdy nie miałyśmy, tak słodki i nieśmiały w kontaktach z kobietami, że w wieku dwudziestu jeden lat musiał dosłownie zapłacić profesjonalistce, żeby odebrała mu dziewictwo.
– Kyle, tak się cieszę, że nas tam zawozisz – mówi siedząca obok mnie na tylnym siedzeniu Melanie.
– Przysięgam, tylko do tego chcecie mnie wykorzystać – odpowiada Kyle, lecz śmieje się, wyraźnie podekscytowany zbliżającą się walką.
Tłum w Underground jest co najmniej dwa razy taki, jak ostatnim razem, kiedy tu byłyśmy i musimy czekać dobre dwadzieścia minut, nim wsiadamy do windy, która opuszcza nas na poziom areny.
Podczas gdy Melanie i reszta idą poszukać naszych miejsc, zakładam na szyję przepustkę.
– Idę podrzucić kilka wizytówek, by bokserzy mogli je zobaczyć – rzucam w jej stronę.
Musiałabym być szalona, gdybym zrezygnowała z takiej możliwości. Ci siłacze są pierwszorzędnymi niszczycielami mięśni i organów, dosłownie niczym jedna zabójcza broń walcząca przeciw drugiej. Jeśli więc istnieje jakakolwiek szansa, bym znalazła pracę jako tymczasowy rehabilitant, to przyszło mi do głowy właśnie to miejsce.
Kiedy czekam w kolejce, by wpuszczono mnie do strefy tylko dla personelu, w powietrzu unosi się zapach piwa i potu. Widzę Kyle’a, który macha do mnie z naszych miejsc tuż przy ringu, i jestem zdumiona, jak blisko nas będzie odbywać się walka. Wydaje się, jakby mógł dotknąć podestu ringu, gdyby tylko zrobił krok do przodu i wyciągnął rękę przed siebie.
Tak naprawdę z odległej części areny można oglądać walkę całkowicie za darmo – pomijając może napiwek dla bramkarza – lecz bilety na miejsca siedzące kosztują od pięćdziesięciu do pięciuset dolarów. Każdy z tych, które dostaliśmy od Remingtona, był właśnie po pięćset. Biorąc pod uwagę fakt, iż od dwóch tygodni od ukończenia uczelni jestem bez pracy i żyję z pieniędzy oszczędzonych kilka lat temu z drobnych zleceń, nigdy nie byłoby mnie stać na ich zakup. Moich przyjaciół, którzy również są świeżymi absolwentami, też nie. Przyjmowali każde zajęcie, jakie tylko mogli dostać na tym gównianym rynku pracy.
Przepychając się między ludźmi, w końcu z uśmiechem pokazuję swoją wejściówkę i wchodzę do długiego korytarza z rzędem otwartych po jednej stronie drzwi.
W każdym z pomieszczeń znajduje się ławka i rząd szafek, a w różnych narożnikach widzę kilku zawodników pogrążonych w rozmowie z członkami swoich zespołów. W trzecim pokoju dostrzegam Remingtona i nerwowy dreszcz natychmiast przebiega mi po plecach.
Siedzi całkowicie zrelaksowany i pochylony na długiej, czerwonej ławce, przypatrując się, jak mężczyzna z lśniącą łysiną bandażuje jedną z jego rąk. Druga dłoń, poza kłykciami, cała owinięta jest już kremową taśmą. Jego twarz, na której maluje się zaduma, jest zaskakująco chłopięca, przez co zaczynam się zastanawiać, ile ma lat. Nagle, jakby wyczuwając moją obecność, unosi swoją ciemną głowę i w jednej chwili mnie dostrzega. W jego oczach pojawia się dziwny, pełen zdecydowania błysk, który przeszywa mnie niczym błyskawica. Tłumię swoją reakcję patrząc, jak trener coś do niego mówi.
Remington nie odrywa ode mnie oczu. Wciąż wyciąga przed siebie rękę, jednak zdaje się nie pamiętać, że mężczyzna owija mu dłoń i wydaje różne instrukcje.
– U la la...
Odwracam się, słysząc głos po prawej, a ostrze strachu wbija mi się w brzuch. Ogromny zawodnik stoi zaledwie krok ode mnie, lustrując mnie wzrokiem, jakbym była deserem, a on miał idealną łyżkę, by go zjeść.
Widzę, jak Remington wyrywa taśmę z rąk trenera i odrzuca ją na bok, po czym wstaje i powoli idzie w moją stronę. Kiedy zatrzymuje się tuż za mną, lekko po prawej stronie, świadomość jego bliskości przenika do każdej komórki mojego ciała.
W następnej chwili słyszę tuż obok jego głos, na dźwięk którego ogarnia mnie drżenie.
– Po prostu odejdź – mówi cicho do przybyłego.
Mężczyzna, w którym rozpoznaję Młota, już na mnie nie patrzy. Zamiast tego podnosi wzrok i wpatruje się w coś ponad moją głową, nieco z boku. Przez głowę przemyka mi myśl, że przy Remingtonie wcale nie wygląda już tak potężnie.
– Jest twoja? – pyta, mrużąc swoje paciorkowate oczy.
Czuję wilgoć na udach, gdy głos Tajfuna prześlizguje się tuż przy moim uchu – aksamitny, a jednocześnie lodowato twardy.
– Gwarantuję ci, że z pewnością nie twoja.
Młot odchodzi, a Remington nie rusza się z miejsca, górując nade mną. Niemal mnie dotyka – aż czuję na sobie promieniujące ciepło jego ciała.
– Dziękuję – mamroczę pochylając głowę, po czym szybko odchodzę. Mam ochotę po prostu umrzeć, bo – jak Bóg mi świadkiem – pochylił się, by mnie powąchać.
Ma zaraz wyjść na ring. Jego imię już rozbrzmiewa, wykrzyczane przez mikrofon, a tłum szaleje.
– Panie i panowie, kolejny raz... Tajfun!
Wciąż jeszcze nie doszłam do siebie po tym, jak widziałam go z bliska, a moja krew tętni mi w żyłach, jakby przepełniona rozżarzonymi drobinkami. Kiedy Remington truchtem pokonuje szerokie przejście między siedzeniami, odziany w swój lśniący, czerwony szlafrok z kapturem, mój puls szaleje, a żołądek zmienia się w supeł. Nagle czuję wszechogarniającą chęć, by uciec z powrotem do domu.
Ten facet to po prostu za dużo. Jest zbyt męski. Zbyt dużo w nim męskości i czystej, dzikiej bestii. Połączenie tych dwóch rzeczy sprawia, że jest niczym seks na patyku, a każda kobieta wokół mnie z całych sił wrzeszczy, jak bardzo chce go polizać.
Remington wspina się na ring i idzie do swojego narożnika. Zrywa z siebie szlafrok, eksponując wszystkie te wspaniałe mięśnie, po czym podaje go młodemu blondynowi, który prawdopodobnie jest pomocnikiem trenera.
– A teraz przed państwem... Młot!
Młot również wchodzi za liny, na co Remington leniwie uśmiecha się do siebie. Jego wzrok przesuwa się bezpośrednio na mnie i nagle uświadamiam sobie, że doskonale wie, gdzie dzisiaj siedzę. Uśmiechając się z zadowoleniem, wskazuje palcem na Młota, a potem na mnie, jakby chciał powiedzieć „To dla ciebie”.
Czuje, jak ściska mi się żołądek.
– Cholera, on mnie zabija. Dlaczego tak robi? Jest takim pieprzonym alfą, że aż go nie cierpię!
– Melanie, weź się w garść! – syczę, po czym osuwam się na oparcie krzesła, bo ze mną robi to samo. Nie wiem, czego ode mnie chce, lecz zżerają mnie nerwy. Nigdy nie oczekiwałam, że będę pragnęła czegoś zmysłowego i tak osobistego właśnie od niego.
W mojej pamięci odżywa zawstydzające wspomnienie, jak zaledwie kilka minut wcześniej stałam tuż przy nim, lecz głośny dźwięk dzwonka przywraca mnie do rzeczywistości. Zawodnicy stają przed sobą. Remy pozoruje wypad w jedną stronę, na co Młot kiwnął się głupio, podążając za udawanym ruchem. Kiedy odsłania jeden bok, Remington błyskawicznie zachodzi go od lewej i wbija mu pięść w żebra.
Odskakują od siebie, a Tajfun zaczyna zagrywać arogancko, pozorując ataki i wkurzając przeciwnika. W pewnej chwili odwraca się do mnie, wskazuje na Młota i znów na mnie, po czym wali go tak mocno, że facet plecami odbija się od lin, opada na kolana i potrząsa głową, by móc się podnieść. Mięśnie w moim kroczu kurczą się za każdym razem, kiedy Remy go uderza, a moje serce staje, kiedy tamten oddaje cios za ciosem.
W ciągu jednej nocy Remington w ten sam sposób pokonuje kilku innych zawodników. Za każdym razem, gdy ogłaszają go zwycięzcą, wpatruje się we mnie z pełnym zadowolenia uśmiechem, jakby chciał, abym wiedziała, że to on jest tu najbardziej dominującym z mężczyzn.
Cała się trzęsę, gdy obserwuję, jak porusza się jego ciało, i mimowolnie zaczynam fantazjować. Wyobrażam sobie, jak jego biodra nacierają na mnie, jak wbija się we mnie i dotyka mnie swoimi dużymi dłońmi. Skóra przy skórze. Podczas ostatnich kilku rund na jego twarzy maluje się zdecydowanie, a jego pierś z wysiłku unosi się gwałtownie, cała lśniąc od potu.
Nagle zdaję sobie sprawę, że nigdy w życiu nie chciałam czegoś tak bardzo.
Chcę zrobić coś szalonego. Skoczyć na bungee. Rzucić się przed siebie sprintem, nawet jeśli tylko w dosłownym sensie. Wszystkie te randki, które mnie ominęły, bo trenowałam do czegoś, do czego nigdy nie doszło. Przejażdżki, których unikałam z obawy, że złamię sobie kość, którą potem i tak połamałam. Drinki, których nie piłam. I wysokie oceny, o które się starałam, by móc trenować na bieżni.
Remington Tate jest wszystkim, czego nigdy, przenigdy nie zrobiłam i nagle wiem, dlaczego schowałam do torebki gumkę. Ten facet to wojownik. Pragnę dotknąć jego pięknej piersi i całować jego usta. Chcę czuć na sobie jego dłonie. A kiedy poczuję na skórze ich dotyk, jestem pewna, że dojdę w chwili, kiedy tylko we mnie wejdzie.
To najbardziej podniecająca gra wstępna, jaką kiedykolwiek czułam. Nagle chcę, by to nie była tylko gra. Pragnę, by właśnie dzisiaj to się wydarzyło.
Kiedy wygrywa po raz dziesiąty (i ostatni), ponownie czuję na sobie jego wzrok. Jedyne, co mogę zrobić, to odpowiadać mu spojrzeniem z nadzieją, że domyśli się, że go pragnę. Uśmiecha się do mnie – spocony i arogancki, z błyskiem w swoich niebieskich oczach i dołeczkami w policzkach. Chwytając za zewnętrzną linę, z łatwością przerzuca nad nią swoje ciało i z gracją ląduje w pobliskim przejściu.
Melanie nieruchomieje obok mnie, gdy Remington – ze swoim pięknym, opalonym ciałem – podchodzi bliżej. Nie ma wątpliwości, gdzie się kieruje.
Wstrzymując oddech tak długo, że mam wrażenie, jakby zaraz miały pęknąć mi płuca, wstaję z miejsca. Moje nogi trzęsą się, lecz nie mam pojęcia, co innego mogę zrobić. Tłum ryczy, a kobiety za moimi plecami krzyczą.
– Pocałuj go mocno, jak diabli!
– Nie zasługujesz na niego, dziwko!
– Dalej, dziewczyno!
Błyska dołeczkami w moją stronę i pochyla się, a ja tylko czekam na dotyk jego rąk. Pamiętam, jak się czułam, kiedy ostatni raz je na sobie czułam – były duże, obce i odrobinę cudowne, gdy praktycznie objęły całą moją twarz. Już i tak umieram. Umieram z pożądania. Z lekkomyślności. Z oczekiwania.
Zamiast tego pochyla swoją ciemną głowę i szepcze tuż przy mojej skroni. Dotyka mnie jedynie oddechem, który pochłania mnie swym żarem, podczas gdy jego niski głos rozbrzmiewa w moim uchu.
– Siedź. Zaraz kogoś po ciebie przyślę.
Uśmiecha się i odsuwa. Tłum wrzeszczy, kiedy wspina się na ring, pozostawiając mnie w zdumieniu. Kobieta obok mnie przez dobrą minutę trzęsie się i oddycha gwałtownie, zanim jest w stanie wykrztusić:
– Och Boże, Boże, Bożeeeee, trącił mnie łokciem. Trącił mnie łokciem!
– LUDZIE, OTO TAJFUN! – krzyczy prezenter.
Kolana mi miękną i niczym bita śmietana opadam na krzesło, splatając ze sobą dłonie, by się tak nie trzęsły. Mój umysł jest tak stopniały, że nie jestem nawet w stanie myśleć. Liczy się tylko ten moment, w którym zeskoczył z ringu i swoim potwornie seksownym głosem wyszeptał mi do ucha, że kogoś po mnie przyśle. Na samo to wspomnienie podkurczam palce u stóp. Melanie gapi się bez słowa, a Pandora i Kyle patrzą na mnie jak na jakąś boską istotę, która właśnie powaliła bestię na kolana.
– Co on ci, do diabła, powiedział? – pyta bezgłośnie.
– Jezus Maria – mówi Melanie z piskiem i chwyta mnie w objęcia. – Brooke, ten facet jest na ciebie napalony.
Kobieta obok mnie drżącą dłonią dotyka mojego ramienia.
– Zna go pani?
Potrząsam głową, nie wiedząc nawet, co odpowiedzieć. Wiem tylko, że od wczoraj do tej chwili nie było nawet sekundy, bym o nim nie myślała. Jednocześnie uwielbiam i nienawidzę tego, jak na mnie działa, a sposób, w jaki na mnie patrzy, budzi we mnie pożądanie.
– Panno Dumas – słyszę i podrywam głowę do góry. Przede mną stoi dwóch mężczyzn w czarnych garniturach. Obaj są wysocy i szczupli – jeden jest blondynem, zaś włosy drugiego kręcą się w brązowych lokach.
– Jestem Pete, osobisty asystent pana Tate’a – mówi Loczek. – A to Riley, zastępca trenera. Gdyby była pani tak uprzejma i poszła z nami... Pan Tate chciałby zamienić z panią słówko w swoim pokoju.
Z początku nie mam nawet pojęcia, kim jest pan Tate. W następnej chwili jednak wszystko do mnie dociera i mam wrażenie, jakby uderzył we mnie piorun. Chce, żebyś przyszła do jego pokoju. Czy go pragniesz? Czy chcesz to zrobić? Część mnie już wyobraża sobie, jak robię to z nim na niezliczone sposoby, podczas gdy druga nie chce ruszyć się z miejsca.
– Pani przyjaciele mogą pójść z nami – dodaje blondyn swobodnym tonem i wskazuje na osłupiałe trio.
Ogarnia mnie ulga. Chyba. O rany, nawet nie wiem, co czuję.
– Brooke, daj spokój, to Remington Tate! – Melanie siłą podnosi mnie z miejsca i pogania, bym ruszyła za mężczyznami. Moje myśli pędzą z prędkością światła, gdyż nie mam pojęcia, co mu powiem, kiedy go zobaczę. Moje serce jak szalone pompuje adrenalinę, gdy wychodzimy z klubu i kierujemy się do hotelu, a potem do windy określonej literą „P”.
Kiedy winda zatrzymuje się na najwyższym piętrze, moim ciałem wstrząsa nerwowy dreszcz. Nagle czuję się jak wtedy, gdy brałam udział w zawodach. Samo wyobrażanie sobie, że jest we mnie, było niczym jazda kolejką górską, a teraz, kiedy może stać się rzeczywistością, niemal szczytuję. Żołądek kurczy mi się na myśl, jak radosna mogłaby być jazda w dół.
Przelotny seksie, oto nadchodzę...
– Proszę, powiedz mi, że nie przelecisz tego faceta – mówi Kyle z malującą się na twarzy troską, gdy drzwi apartamentu otwierają się. – Nie jesteś taka, Brooke. Jesteś o wiele bardziej odpowiedzialna, niż myślisz.
Naprawdę?
Naprawdę jestem?
Bo dzisiaj czuję się szalona. Oszalała z pożądania, adrenaliny i z powodu dwóch seksownych dołeczków.
– Tylko z nim porozmawiam – odpowiadam przyjacielowi, lecz nawet ja nie wiem, co robię. Mężczyźni wprowadzają nas do pierwszej części ogromnego apartamentu.
– Pani znajomi mogą zaczekać tutaj – mówi Riley wskazując na duży, kamienny barek. – Bardzo proszę, niech poczęstują się państwo drinkiem.
Kiedy moi przyjaciele gromadzą się przy lśniących butelkach z alkoholem, Melanie wyrywa się głośny pisk. Pete wskazuje, bym za nim poszła. Przechodzimy przez cały apartament i wchodzimy do głównej sypialni, gdzie dostrzegam Remingtona siedzącego na skrzyni w nogach łóżka. Jego włosy są wilgotne, a przy szczęce trzyma pakunek z lodem. Widok tak męskiego faceta opatrującego zranienie po tym, jak bezustannie pokonywał pięściami zawodnika za zawodnikiem, wydaje mi się cholernie seksowny.
Dwie Azjatki klęczą na łóżku za jego plecami, każda masując jedno jego ramię. Biały ręcznik owinięty jest wokół jego bioder, a strużki wody wciąż spływają po jego ciele. Po podłodze walają się trzy puste butelki po Poweradzie, kolejną zaś trzyma w dłoni. Odrzuca zimny okład na stolik i sięga po ostatnią butelkę napoju. Niebieski jak jego oczy płyn momentalnie znika w jego gardle, po czym Tate odrzuca i tę butelkę.
Zahipnotyzowana patrzę, jak jego mięśnie kurczą się i rozluźniają pod dłońmi kobiet. Wiem, że po intensywnych ćwiczeniach masaż jest całkowicie normalny, lecz nie rozumiem, dlaczego ten widok tak na mnie wpływa.
Znam ludzkie ciało. Zachwycam się nim. Przez sześć lat było moją świątynią, aż w końcu zdałam sobie sprawę, że moje bieganie to historia, i zdecydowałam się na inną karierę. Teraz zaś palce aż świerzbią mnie, by zbadać jego ciało, naciskać je i rozluźniać, dokładnie zgłębiając każdy mięsień.
– Podobała ci się walka? – Patrzy na mnie z lekko aroganckim uśmiechem, a jego oczy lśnią, jakby doskonale wiedział, że tak było.
Obserwowanie, jak walczy, budzi we mnie miłość i nienawiść jednocześnie. Nie mogę jednak go pochwalić – nie po tym, jak ponad pięćset osób wrzeszczało, jaki jest świetny. Wzruszam ramionami.
– Sprawiasz, że jest interesująca.
– Tylko tyle?
– Tak.
Wydaje się poirytowany moją odpowiedzią i gwałtownie prostuje ramiona, powstrzymując masażystki. Wstaje i porusza ramionami, po czym przekrzywia mocno głowę raz w jedną, raz w drugą stronę. Przy obu ruchach słychać głośny trzask.
– Wyjść.
Kobiety rzucają mi uprzejmy uśmiech i wychodzą. W chwili, kiedy zostaję z nim sama, oddech więźnie mi w gardle.
Nagle dociera do mnie, że jestem tutaj, w jego apartamencie, i ogarnia mnie niepokój. Jego opalone dłonie spoczywają luźno przy bokach i teraz wyobrażam sobie, jak przesuwa nimi po mojej skórze. Czuję, jak zalewa mnie fala pożądania.
Moje ciało pulsuje. Z wysiłkiem podnoszę wzrok na jego twarz i widzę, jak przypatruje mi się w milczeniu. Zakrywa ręką jedną dłoń i strzela kłykciami, po czym robi to samo z drugą. Wygląda na wzburzonego, jakby nie wyzbył się całej energii, powalając przeciwników na ziemię. Jakby z łatwością mógł sprostać jeszcze kilku rundom.
– Facet, z którym tu przyszłaś – mówi, rozprostowując palce przy bokach, jak gdyby chciał w ten sposób przywrócić w nich krążenie. Nawet na moment nie odrywa ode mnie oczu. – To twój chłopak?
Doprawdy nie mam pojęcia, czego się spodziewałam przychodząc tu, lecz mogło to dotyczyć wylądowania prosto w jego łóżku. Jestem zdezorientowana... i odrobinę zlękniona. Czego on ode mnie chce? I czego ja chcę od niego?
– Nie, to tylko przyjaciel – odpowiadam.
Szybko zerka na mój palec, po czym znów patrzy mi w oczy.
– Żadnego męża?
W moich żyłach buzuje dziwna energia, która dociera do mojego mózgu i mam wrażenie, że wiruje mi w głowie od aromatu wmasowanych w niego olejków.
– Żadnego.
Przez długą chwilę tylko się we mnie wpatruje, lecz nie wydaje się tak ogarnięty żądzą, którą ja osobiście i ze wstydem czuję. Tylko ocenia mnie z nikłym uśmieszkiem na twarzy i wydaje się prawdziwie zainteresowany tym, co powiedziałam.
– Byłaś stażystką w prywatnej szkole rehabilitacji lekkoatletów?
– Sprawdzałeś mnie?
– Właściwie to my sprawdzaliśmy – rozległ się głos jednego z mężczyzn, którzy nas tu przyprowadzili. To Pete. Trzyma w ręku folder z dokumentami, który zaraz podaje Riley’owi. – Panno Dumas – odzywa się do mnie ponownie – Jestem pewien, że zastanawia się pani, co tutaj robi, przejdziemy więc do rzeczy. Za dwa dni wyjeżdżamy z miasta i obawiam się, że nie można zrobić tego inaczej. Pan Tate chce panią wynająć.
Wpatruję się w nich jak ogłuszona. Jak diabli, nie wiem, co się dzieje.
– A czym dokładnie według was się zajmuję? – pytam marszcząc brwi. – Nie jestem dziwką.
Pete i Riley wybuchają śmiechem, lecz Remington jest alarmująco cichy. W milczeniu ponownie siada na skrzyni.
– Jak dobrze nas pani zna, panno Dumas. Owszem przyznaję, że gdy podróżujemy, wygodniej jest zabierać jedną lub kilka szczególnych przyjaciółek pana Tate’a, by przed lub po walce wyszły naprzeciw jego potrzebom – wyjaśnia rozbawiony Pete.
Unoszę jedną brew. Naprawdę jestem doskonale świadoma tego, jak to działa w świecie sportowców.
Kiedyś brałam udział w różnych zawodach i wiem, że przed lub po rozgrywkach seks jest naturalnym, a nawet najzdrowszym sposobem na rozładowanie stresu i bardzo dobrze wpływa na występ. Straciłam dziewictwo na tych samych eliminacjach, na których szlag trafił moje kolano, w dodatku z pewnym sprinterem, którego nerwy z powodu zawodów zżerały równie mocno, jak mnie. Jednak swobodny sposób, w jaki mówili o „potrzebach” pana Tate’a, dla mnie jest bardzo osobisty i czuję, jak policzki płoną mi z zażenowania.
– Jak pewnie się pani domyśla, panno Dumas, mężczyzna taki jak Remington ma bardzo konkretne wymagania – ciągnie Riley, blondyn o wyglądzie surfera. – Jednak wyraźnie podkreślił on fakt, że nie interesują go już panie, które dla niego przewidzieliśmy. Chce się skupić na tym, co ważne, wobec tego chce, by pracowała pani dla niego.
Żołądek ściska mi się w węzeł. Patrzę na Riley’a, Pete’a, aż w końcu na Remingtona. Jego szczęka wydaje się jeszcze bardziej kwadratowa, jakby wyciosano ją z najpiękniejszego, najcenniejszego kawałka granitu na świecie.
Nie mam pojęcia, o czym myśli, lecz pomimo tego, że już się nie śmieje, w jego oczach dostrzegam figlarny błysk.
Lewa strona jego twarzy jest lekko spuchnięta, przez co mój instynkt opiekuńczy nakazuje mi podnieść torebkę z lodem i ponownie przyłożyć mu ją do szczęki. Do diabła, w myślach już posmarowałam balsamem czerwoną bliznę na środku jego dolnej wargi. Jestem tak pogrążona w tych myślach, że nagle uświadamiam sobie, że nie mogę sobie ufać w sprawie kogoś tak atrakcyjnego, jak on. Jestem nadal, nadal, nakręcona tym, że przebywam z nim w jednym pokoju.
Pete przegląda papiery w teczce.
– Miała pani staż z rehabilitacji sportowej w Wojskowej Akademii w Seattle, gdzie pracowała pani z uczniami średnich klas i widzimy, że ukończyła go pani zaledwie dwa tygodnie temu. Jesteśmy gotowi nająć pani usługi na okres obejmujący wizytę w ośmiu miastach, jakie zostały nam na trasie oraz przygotowanie pana Tate’a do przyszłych zawodów. Będziemy bardzo hojni, jeśli chodzi o pani pensję. Wielkim prestiżem jest pracować dla sportowca, za którym jeżdżą takie tłumy i jestem pewien, że będzie to wyglądało wprost imponująco w pani życiorysie. Może też pomóc pani w przyszłości zostać wolnym strzelcem, jeżeli postanowi pani odejść – mówi Pete.
Zamrugałam zdumiona. Z niepokojem rozsyłałam kolejne podania o pracę, lecz jak dotąd wszystkie pozostały bez odpowiedzi. Szkoła, w której odbywałam staż, zaproponowała mi powrót, kiedy w sierpniu ponownie rozpoczną się zajęcia, przynajmniej mam więc jakąś opcję. Jednak to dopiero za kilka miesięcy, a zniecierpliwienie wywołane posiadaniem tytułu i nie wykorzystaniem go już zaczynało mnie zjadać.
Nagle zdaję sobie sprawę, że wszyscy wpatrują się we mnie. Wzrok Remingtona czuję wyjątkowo wyraźnie. Na mnie.
Myśl o pracy z nim po tym, jak w myślach już uprawiałam z nim seks, wywołuje we mnie lekkie mdłości.
– Będę musiała to przemyśleć. Tak naprawdę w dłuższej perspektywie nie szukam czegoś z dala od Seattle. – Rzucam mu pełne wahania spojrzenie, po czym ponownie przenoszę wzrok na dwóch mężczyzn. – Jeżeli to wszystko, co chcieliście mi powiedzieć, to lepiej już pójdę. Zostawię wizytówkę na barze.
Odwracam się do wyjścia, gdy zatrzymuje mnie rozkazujący głos Remingtona.
– Odpowiedz – rzuca.
– Słucham?
Kiedy się odwracam, przechyla głowę na bok i przykuwa mój wzrok. Nagle błysk w jego oczach nie jest już wesoły.
– Zaproponowałem ci pracę i chcę usłyszeć odpowiedź.
Zapada cisza. Patrzymy na siebie – niebieskooki diabeł i ja – a spojrzenia, jakie wymieniamy, są skomplikowane. Nie potrafię zdecydować, czy to tylko spojrzenie, czy może coś więcej. Coś, co zdaje się być żywą, oddychającą istotą wewnątrz mnie, rozpala się, kiedy patrzę w jego oczy i widzę, jak odpowiada mi swoim rozdzierająco intensywnym wzrokiem.
Cóż, w porządku. Pieprzyć tę głupią żądzę. Tego bardziej potrzebuję.
– Będę pracować z tobą przez trzy miesiące, jakie pozostały ci do ukończenia trasy, jeśli zapewnisz mi pokój, wyżywienie i transport, jak również referencje do następnej pracy. Pozwolisz mi też promować wśród przyszłych klientów fakt, że z tobą pracowałam.
Gdy w odpowiedzi nadal się jedynie patrzy, odwracam się myśląc, że chce to przemyśleć. Ponownie jednak powstrzymuje mnie jego głos.
– W porządku. – Skinął znacząco, na co zaczęło mi wirować w głowie z niedowierzania.
Zatrudnił mnie? To z nim zaczynam moją pierwszą pracę?
Powoli, chwytając za ręcznik, by nie zsunął mu się z bioder, Remington wstaje i patrzy na mężczyzn.
– Lecz chcę mieć na papierze, że nie odejdzie, nim trasa nie dobiegnie końca.
Jego mięśnie wybrzuszają się – czego usilnie staram się nie dostrzegać – gdy poprawia ręcznik i rusza w moją stronę. Ponownie też jego ruchy są kocie i drapieżne, a jego uśmiech jeszcze podwaja ten efekt. Ten uśmiech jasno mówi, że wie, iż mnie rozstraja. O rany, jak on mnie rozstraja.
Patrzę, jak podchodzi do mnie ponad metr osiemdziesiąt mięśni opiętych lśniącą od olejku skórą i z ośmiopakiem, który fizycznie jest niemożliwy. Lecz jak mu zaprzeczyć, skoro tam jest? Och, Boże.
Moje serce zaczyna walić, gdy ujmuje moją dłoń w jedną ze swoich dużych dłoni i pochyla głowę, by spojrzeć mi prosto w oczy. Z jego ust dobywa się szept, gdy mocno ściska moją rękę. Jego dotyk dosłownie mnie elektryzuje.
– Umowa stoi, Brooke.
Chyba właśnie zemdlałam.
Remington cofa się o krok i oślepia mnie uśmiechem naładowanym tysiącem megawatów, po czym odwraca się do czekających mężczyzn.
– Do jutra spiszcie umowę i bezpiecznie odstawcie ją do domu.
***
Kiedy tylko Melanie mnie widzi, odrywa się od baru, a jej oczy rozpala ciekawość. Wydaje mi się, że dostrzegłam, jak wrzuca do torby miniaturową butelkę rumu.
– Co? Był aż tak szybki? Sądziłam, że facet będzie miał więcej wytrzymałości – mówi z czystym zirytowaniem.
– Laska, właśnie znokautował dziesięciu gości o rozmiarach grizzly. To jasne, że jest wykończony – mówi Kyle, jedyny z trójki, który nie ma drinka w dłoni.
– Ludzie, spokojnie. Nie przeleciałam go. – Potrząsam głową i niemal wybucham śmiechem na widok nieszczęśliwej twarzy Mel. – Ale dostałam pracę na lato.
– Coooo?
Nie zaczynam nawet wdawać się w szczegóły, gdy po obu moich stronach stają obaj asystenci Remingtona.
– Jest pani gotowa, panno Dumas?
– Bardzo proszę, mówcie mi Brooke. – Czuję się niedorzecznie, kiedy zwracają się do mnie per „panno Dumas”. Moi przyjaciele najpewniej będą bez końca się z tego nabijać. – Doprawdy, dam sobie radę. Nie ma potrzeby gdziekolwiek za mną jechać.
Riley z krzywym uśmiechem potrząsa swoją blond głową.
– Uwierz mi, ani Pete, ani ja nie będziemy mogli dzisiaj spać, jeśli nie upewnimy się, że dotarłaś bezpiecznie do domu.
– Witam, witam. Nie sądzę, byśmy zostali sobie przedstawieni – mówi Mel łagodnym głosem, a jej oczy lśnią, gdy wpatruje się w Rileya. W następnej chwili czarująco zwraca się do Pete’a.
– A kim ty jesteś?
Jęczę w duchu i szybko ich sobie przedstawiam, po czym chwytam obie dziewczyny za ręce i ruszam w stronę wind, a potem do samochodu Kyle’a. Serce wciąż mocno wali mi o żebra.
Wszyscy wzdychają z powodu tego spotkania – poza Kylem, który krzywi się i siada za kółkiem.
– To była cholernie dziwna rozmowa o pracę. W pieprzonym pokoju hotelowym?
– Nic nie mów. – Moja kobieca duma jest urażona, bo gdzieś w głębi wmówiłam sobie, że facet chce się ze mną przespać. A zamiast tego proponuje mi pracę? To niezłe, ale z pewnością całkowicie niespodziewane.
Zdaje się, że moje sensory nie działają i to pewnie też jest jego wina.
– Czuję się strasznie ważna, gdy widzę, jak za nami jadą – odzywa się Mel kilka minut później, po czym szybko podnosi telefon i robi zdjęcie.
– Co ty wyprawiasz? – Tak, zapytałam ją, lecz sama nie jestem pewna, czy chcę to wiedzieć.
– Piszę o tym tweeta.
– Przypomnij mi, żebym nigdy więcej z tobą nigdzie nie szła – mówię z jękiem, lecz jestem tak niespokojna, że nie cierpię samej siebie.
Niebieskie oczy. Dołeczki w policzkach. Szerokie na metr barki. Lśniąca skóra. I zero seksu... teraz zdecydowanie zero seksu.
– Jak myślicie, o co chodzi z tymi facetami? – chce wiedzieć Mel.
– Nie mam pojęcia. Riley, blondyn, którego chcesz przelecieć, jest pomocnikiem trenera. Pete to chyba jego osobisty asystent.
– Tak naprawdę to chcę bzyknąć ich obu. Pete jest słodki z tym swoim chłopięcym wyglądem, lecz potrzebuje więcej mięsa na kościach. A Riley wygląda trochę beztrosko. Obaj zdecydowanie są seksowni, jeśli nie gorący. Jak myślisz, ile mają lat? Jakieś trzydzieści?
Wzruszam ramionami.
– Remington ma dwadzieścia sześć – mówi. – Myślę, że oni są ździebko starsi. Remy jest definitywnie młodszy. Jak sądzisz, jak się spotkali?
– To ty znasz wszystkie ciekawostki, więc po co patrzysz na mnie? Ja nie spędzam całego dnia śledząc ludzi w Google. – Oprócz niego. Cholera.
– Brooke, opowiedz nam o tej nowej pracy – wtrąca Kyle zza kierownicy. – Chyba nie myślisz poważnie o wyjechaniu z miasta z facetem o jego reputacji?
Chwilę trwa, nim odpowiadam, bo wciąż nie dociera do mnie, że mam pracę – choćby tylko tymczasową.
Kiedy byłam młodsza, wciąż mi powtarzano, że urodziłam się po to, by biegać. W chwilach załamania zdarzały mi się dni – nawet nie dni, miesiące – kiedy czułam się, jakbym była nic niewarta. Rehabilitacja sportowa uleczyła mnie w sposób, w jaki nie uleczyło nic innego i teraz, im więcej o tym myślę, tym bardziej chciałabym pomóc człowiekowi tak przepełnionemu agresją, jak Remington. Jego brutalnie obite ciało z pewnością wymaga porządnej opieki.
– Wręcz przeciwnie, Kyle. W gruncie rzeczy, jeśli wszystko pójdzie dobrze, a ich warunki nie okażą się szalone, wyjeżdżam w niedzielę. Zapewniam cię, potrafię o siebie zadbać. Zapytaj mojego trenera samoobrony – kilka razy skopałam mu tyłek. Będę podróżować, świetna sprawa, a jak dostanę dobre referencje, będę mogła zostać niezależnym agentem rehabilitacji. A wtedy nie będę nawet musiała znosić żadnych rozmów o pracę.
– Brooke, ten facet może powalić słonia. Nie widziałaś go? Pandora widziała, to pewne jak diabli.
– Koleś, oprócz niego nie było na co patrzeć. Ten facet może powalić całe stado słoni – mówi Pandora z przedniego siedzenia. Ssała ustnik elektronicznego papierosa i powoli wydmuchiwała dym w powietrze – właśnie kończył się pierwszy tydzień, gdy rzuciła „prawdziwe” papierosy.
– Ciekawe, co by zrobili ci za nami, gdybyśmy zatrzymali się w McDrivie, złożyli ogromne zamówienie i powiedzieli, że oni płacą – zastanawia się Melanie.
– Melanie – mówię ostrzegawczo. – Ile ty wypiłaś?
Widzę, że trzyma w dłoni małą buteleczkę wódki i od razu domyślam się, że to właśnie ją ukradła z baru Remingtona. Z powrotem ją zakręcam i wrzucam do swojej torby.
– Przez trzy miesiące mam pracować z tymi ludźmi, więc proszę cię, zachowuj się.
– Och, tylko sprawdźmy, co zrobią – błaga Pandora.
Śmiejąc się, Kyle skręca do restauracji i zaczyna zamawiać wszystkiego po jednym. Chwytam torebkę, w której mam gumkę i portfel.
– Ty fiucie! – mówię i rzucam w niego prezerwatywą. – Jesteście jak dzieci. Zatrzymasz się zaraz. Zjecie wszystko, co żeś właśnie zamówił.
Kiedy Kyle zatrzymuje się przy okienku, poważnie już się wściekam. Zmuszam ich, by zaczekali i zapłacili za zamówienie, po czym wysiadam z auta i podchodzę do Escalade. Kiedy szyba kierowcy się opuszcza, podaję mu dwa zestawy Happy Meal i dwa kawałki szarlotki.
– Proszę. I przepraszam. Mówiłam wam, że nie ma potrzeby za mną jechać. Zdaje się, że siedzę w wozie z samymi dziećmi. Ale bezpiecznie dotrę do domu, więc proszę, wracajcie już do hotelu.
– Nie możemy – mówi Pete.
– Te fryty są przepyszne – mruczy Riley i zaczyna dobierać się do frytek.
– Pewnie. Dzięki, panno Dumas – dodaje Pete z prawdziwie miłym uśmiechem, a jego oczy lśnią rozbawieniem.
– Brooke. Bardzo proszę. – Zerkam na przyjaciół, których twarze zwrócone są w naszą stronę i wzdycham ciężko. – Zawsze do końca wypełniacie jego polecenia?
– Do samiutkiego. – Pete wysiada z samochodu, podchodzi do Altimy Kyle’a i otwiera dla mnie tylne drzwi.
W samochodzie zapada absolutna cisza. W końcu, kiedy jestem już bezpiecznie zapięta pasem, ruszamy w dalszą drogę.
– To podniecające, że chce, byś bez szwanku dotarła do domu.
– Melanie, w tej chwili sądzisz, że McDonald jest podniecający, mimo że puściłaś pawia po tym, jak obejrzałaś „Supersize Me” i od tamtego czasu unikałaś go jak ognia. Twój oddech zalatuje wódką i podwójnym WieśMakiem.
– Cóż, Brooke, gdybyś się ze mną napiła, nie byłabyś w stanie mnie wąchać. Żadnych więcej wymówek. Żadnego „Mam jutro zawody”. Powinnaś się upić i dać Remingtonowi tyle dzieci, ile tylko zdołasz.
– Chce mieć bliźniaki, ale powiedziałam mu, że najpierw czekam na ślub w Vegas. – Podaję jej małą tabletkę witaminy B i pastylkę do ssania z witaminą C. – Masz, ssij. Wiem, że to nie to, czego chciałaś, ale przynajmniej szybciej pozbędziesz się alkoholu z krwi.
– Dzięki, pani doktor. Będę za tobą tęsknić. Ale najwyższy czas, żeby nie tylko mała Nora się zabawiła. Do kitu, że twoja młodsza siostra prowadzi lepsze życie miłosne, chociaż ty jesteś od niej o wiele ładniejsza, Brookey. Proszę, prooooszę, obiecaj mi, że będziesz codziennie do mnie pisać.
Z uśmiechem przyciągam ją do siebie, żałując, że jest pijana i nie mogę z nią naprawdę porozmawiać. Nie mam pojęcia, co zrobiłam, ale jestem niesamowicie podekscytowana. Jedyne, czego jestem pewna, to że za nic nie wycofam się z tej umowy. Moi rodzice będą zachwyceni widząc, że nadaję mojemu życiu rozpędu w całkiem nowym kierunku. Ja będę cieszyć się nawet bardziej, kiedy rozmawiając z nimi w następną niedzielę, na ich powitanie – a to zawsze brzmi „Miałaś jakieś oferty?” – w końcu będę mogła odpowiedzieć: tak.
No dobra, to praca tylko na trzy miesiące, lecz uczyni cuda z moją przyszłą karierą. Poza tym po tak długim przygotowaniu świetnie jest poczuć się zawodowo potrzebną.
– Będę, Mel. Każdego dnia – mówię jej i słucham, jak intensywnie ssie tabletkę.
– Jak cię pocałuje, masz do mnie napisać dokładnie w tej samej sekundzie.
– Mel, zatrudnił mnie jako specjalistkę. Nie będzie żadnego całowania – tylko czysty profesjonalizm.
– Pieprzyć profesjonalizm! – protestuje.
– Zachowaj ten profesjonalizm, Brooke – ostrzega Kyle. – Inaczej zatrzymuję się i zamieniam z nim słówko.
– Cieszę się, że powiedziałeś słówko, Kyle, bo to jedyne, co uszłoby ci na sucho w starciu z Remingtonem Tate’em – mówi Pandora, po czym wybucha śmiechem.
Ja również się uśmiecham, bo obraz Kyle’a przeciwstawiającego się Remy’emu rzeczywiście jest zabawny. W mojej głowie nagle pojawia się obraz tego drugiego – dokładnie takiego, jak dopiero go widziałam. Wyobrażam sobie, jak patrzy na mnie nieskruszony i seksowny jak sam diabeł, i zaczynam się zastanawiać, co poczuję, kiedy dotknę jego ciała.
Moja praca polega na dotykaniu. Niemożliwe jest, bym mogła pomóc moim klientom bez jakiegoś fizycznego kontaktu. Rehabilitowałam uczniów w gimnazjum, opatrując zranienia tak, jak opatrywałam własne kolano, lecz nigdy nie dotykałam mężczyzny, którego bym naprawdę chciała. Gdziekolwiek trenuje, później będzie potrzebował rozciągania, a to właśnie moja działka. Teraz to mój jedynym cel – by Remington Tate nie przestawał walczyć jak mistrz. Nagle nie mogę się doczekać wejścia do drużyny – nawet, jeśli jestem w niej na próbę.