Mine. Seria REAL. Tom 2 - Katy Evans - ebook

Mine. Seria REAL. Tom 2 ebook

Katy Evans

4,6

Opis

Zrobię wszystko, aby ona była moja” – Remington Tate

 

Drugi tom serii „Real”, międzynarodowego bestsellera, który podbił serca również polskich czytelniczek, przynosi jeszcze większą dawkę niezapomnianych wrażeń i zmysłowych emocji.

 

W pierwszym tomie serii „Real” niepokonany zły chłopak z podziemnego kręgu bokserskiego w końcu spotkał swoją drugą połówkę. Zatrudniona, by utrzymywać go w doskonałym stanie, Brooke Dumas wyzwoliła pierwotne pożądanie w Remingtonie „Remym” Tacie, stając się dla niego równie niezbędna, jak powietrze. Nagle nie jest w stanie bez niej żyć.

 

Brooke nigdy nie wyobrażała sobie, że skończy u boku mężczyzny, który jest marzeniem wszystkich kobiet, lecz nie wszystkie marzenia mają szczęśliwe zakończenie. Kiedy Remington potrzebuje jej najbardziej, Brooke dokonuje odkrycia, które zmusza ją do zniknięcia z otoczenia ringu.

 

Teraz, gdy dzieli ich odległość i mrok, jedyną rzeczą, która jej pozostaje, jest walczyć o miłość mężczyzny, o którym mówi „Mój”.

 

„Mine”, podobnie jak „Real” pochłania, zniewala, rozpala i uzależnia... Najgorętsza lektura na lato!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 475

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (635 ocen)
439
133
44
13
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
SisiBan

Całkiem niezła

Połowa książki seks, druga połowa irytująca bohaterka. Niby to on miał problem a wydawało się jakby to ona nie była zrównoważona.
20
Achaja1234

Nie polecam

Pierwsza część uznałam za całkiem niezła, ale ta to totalna porażka.Przeczytałam do połowy i odpadłam Nic tu się nie dzieje oprócz opisów ciągle takich samych walk, wzdychania jaki to on piękny i jak ona go pragnie...sceny seksu co stronę takie same. No i dramat z zagrożona cisza. Naprawdę? Dziewczyna non stop krwawi, nie może uprawiać seksu, nawet nie powinna chodzić, a facet doprowadza ją do wielokrotnych orgazmów. No ale bez penetracji...... Przy zagrożeniu ciąży nie chodzi tyle o penetrację ile o skurcze macicy, a te występują przy orgazmie. Absurdalnie głupia i nudna książka.
00
Anna19711

Nie oderwiesz się od lektury

dobra
00
klaudiagralak

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo się wyciągnęłam
00
zanetak92

Dobrze spędzony czas

Przyjemna książka do poczytania wieczorem. Trzyma w napięciu, wzrusza i podnieca. Polecam
00

Popularność




PLAYLISTA

Oto niektóre z piosenek, których słuchałam, pisząc „MINE”. Mam nadzieję, że będziecie się nimi cieszyć, gdy robią to Remington i Brooke!

Iris – Goo Goo Dolls

Dark Side – Kelly Clarkson

I Choose You – Sara Bareilles

Beneath Your Beautiful – Labrinth feat. Emeli Sandé

First Time – Lifehouse

Stay With You – Goo Goo Dolls

Between The Raindrops – Lifehouse

Breathless – The Corrs

According To You – Orianthi

Here Without You – 3 Doors Down

When You’re Gone – Avril Lavigne

Far Away – Nickelback

Hold Me Now – Red

Uprising – Muse

Demons – Imagine Dragons

Kiss Me – Ed Sheeran

From This Moment On – Shania Twain i Bryan White

 

 

 

 

 

 

Serce jest pustym mięśniem i w ciągu naszego życia będzie biło miliardy razy. Wielkości mniej więcej pięści, ma cztery jamy: dwa przedsionki i dwie komory. Jak ten mięsień może mieścić coś tak wszechogarniającego, jak miłość, nie mogę pojąć. Czy to właśnie serce kocha? Czy może kochasz duszą, która jest nieskończona? Nie wiem. Wiem tylko, że czuję tę miłość w każdej komórce swego ciała, w każdym moim oddechu i nieskończoności mojej duszy. Dowiedziałam się, że nie można biegać, jeśli zerwie się więzadło, lecz przy sercu złamanym na miliony kawałków wciąż można kochać całą swą istotą.

Ja miałam swoje złamane i poskładane od nowa.

Byłam kochana i sama kochałam.

Jestem zakochana i na zawsze zmieni mnie ta miłość, ten mężczyzna. Niegdyś śniłam o medalach i mistrzostwach, teraz jednak marzę jedynie o tym niebieskookim bokserze, który pewnego dnia odmienił moje życie – gdy dotknął ustami moich warg...

1. TAJFUN, WITAJ Z POWROTEM!

Brooke

 

Minęły dwa miesiące, a dokładnie sześćdziesiąt dwa dni, odkąd do niego wróciłam. Tysiąc czterysta osiemdziesiąt osiem godzin pragnienia, tęsknoty za nim i potrzebowania go. Minęło nawet więcej czasu, odkąd tysiące kobiet, mężczyzn i fanów na całym świecie oglądało jego upadek.

Teraz wrócił.

To jest to. Pierwsza walka nowego sezonu Podziemnej Ligi.

Trenował jak szalony. Nabrał więcej mięśni. Są wyrzeźbione, jak nigdy dotąd, i wiem, że w tym sezonie jest gotów wziąć to, co należy do niego.

Publiczność przy ringu w stolicy kraju, Waszyngtonie, liczy jakieś tysiąc osób, a gdy ogłaszany jest zwycięzca obecnej rozgrywki, tłum staje się niespokojny.

Wszyscy wiemy, że nadszedł czas, by wywołano jego imię. Jego asystent, Pete, w napięciu siedzi obok mnie. Powiedział mi, że jest „magnesem” – że niemal wszyscy na widowni przyszli tu dla niego.

Wiem, że ja na pewno tak.

Powietrze naładowane jest podekscytowaniem i przepełnione zapachem perfum, piwa i potu. Dwaj poprzedni zawodnicy właśnie schodzą z ringu, jeden w asyście swojego zespołu. Serce wali mi w piersi, gdy bez ruchu siedzę w samym środku pierwszego rzędu – dokładnie tam, gdzie chce tego mój mężczyzna. Jestem więc i czekam jak na szpilkach, z sercem wybijającym jego imię.

Remington, Remington, Remington...

Głośniki trzeszczą, gdy prezenter włącza mikrofon, a ja niemal wyskakuję ze skóry.

– Panie i panowie, wszyscy pamiętamy nasze zdruzgotane dusze – nasze zdruzgotane serca! – gdy w zeszłym roku faworyt publiczności przegrał finał o mistrzostwo.

Na to wspomnienie po sali rozniosło się głośne buczenie tłumu, a ja czuję ścisk w gardle, gdy przypominam sobie, jak znoszono z ringu połamane ciało Remy’ego.

– Nie bójcie się, ludzie. Nie bójcie się!

– REMY!!! – ktoś krzyczy.

– Dawajcie go już! – krzyczy ktoś inny.

– Och, damy. Nie miejcie wątpliwości, na pewno damy – posępnie mówi prezenter, przeciągając tę chwilę boleśnie dla tłumu. – Po wielu spekulacjach i ogromnej ilości plotek, wieść jest już oficjalna. Człowiek ten walczy w tym sezonie i nie bierze żadnych jeńców, ludzie! Panie i panowie, oto on. Oto. On! Wszyscy wiecie, o kim mówię, prawda?

– TAJ-FUUN! – ryczy tłum.

– Kto?

– TAJ-FUUUUN!

– Jeszcze raz, bo was nie słyszę!

– TAJFUUUUUN!

– Tak jest, drodzy państwo! Oto nasz ulubiony rozrabiaka ze swoim niesławnym uśmiechem i zabójczymi pięściami, gotów roznieść w pył każdego, kto stanie mu na drodze. Jedyny i niepowtarzalny, Remingtoooon Tate, wasz TAAAJFUUUN!!!

Zalewa mnie fala dzikiego podekscytowania, gdy tłum wstaje i ryczy, jak nigdy wcześniej.

– Mój Boże, fani są go tak głodni – wykrztusza Pete.

Ja również jestem. Rany boskie. Ja również jestem go głodna.

Po przeciwnej stronie ringu kobiety machają w powietrzu bielizną. Bielizną! Inna zaś podnosi napis „WCIĄGNIJ MNIE NA SIEBIE!”.

Mam sucho w ustach, a kiedy widzę błysk czerwieni, w żołądku trzepocze mi tysiąc i jeden skrzydlatych istot.

Wtedy zbliża się.

Truchtem biegnie przejściem i zbliża się do ringu.

Do swojego ringu.

Moje ciało ożywa od doznań, gdy przeciska się przez tłum.

Niektórzy z fanów zerwali się z miejsc i starają się go dotknąć, lecz on z łatwością toruje sobie drogę, z twarzą ocienioną kapturem swojej szkarłatnej szaty. Remy. Mój Remy.

Mężczyzna, którego kocham każdą cząstką siebie.

– Tajfun, jesteś czystym seksem!

– Remy, chcę, żebyś mnie zapłodnił!

Płynnym ruchem wskakuje na ring, po czym powoli, bez pośpiechu, zdejmuje swój szlafrok z napisem TAJFUN. Setki kobiecych krzyków huczą mi w uszach, gdy podchodzi do narożnika i wręcza szatę Rileyowi, zastępcy trenera.

Riley z uśmiechem poklepuje go po ramieniu i coś do niego mówi. Remington odrzuca głowę do tyłu, jakby się śmiał, po czym wychodzi na środek ringu, unosi swoje długie, wyrzeźbione ramiona i wykonuje swój obrót – powolny, w typie wiem-że-wszyscy-chcecie-mnie-pieprzyć.

Umieram.

Nigdy, przenigdy nie przywyknę do widoku Remy’ego na tym ringu. Moje podekscytowane serce wali mi o żebra, wszystko we mnie pulsuje pragnieniem i mam wrażenie, jakby moja pierś miała zaraz eksplodować z ekscytacji. Twardy, smukły i doskonały, jest absolutnie niebezpieczny, absolutnie piękny i absolutnie mój.

Pochłaniam oczami każdy centymetr tego, do czego ślinią się inne kobiety, i bezsilnie błądzę wzrokiem od góry do dołu jego atletycznej sylwetki. Oczami czule pieszczę jego opaleniznę i całuję celtyckie tatuaże wokół jego bicepsów. Jego tors i długie, silne nogi, wyrzeźbione ramiona, wąskie biodra i szerokie barki. Każdy mięsień w jego doskonałym ciele jest tak wyraźny, że gdyby przeciągnąć palcem po jego wspaniałej postaci, dokładnie by się wiedziało, gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi.

A gdy obraca się dalej, na jego brzuchu widzę ośmiopak mięśni – ośmiopak! Owszem, to niemożliwe, ale on go ma... I tę twarz.

Och Boże, już nie jestem w stanie tego znieść.

Pokryta lekkim zarostem szczęka. Lśniące, niebieskie oczy. Seksowny uśmieszek. Dołeczki w policzkach. Wyraz jego twarzy – ten, który mówił, że na dzisiejszy wieczór zaplanował jeszcze trochę kłopotów i że z pewnością nie chcecie tego przegapić – jest żartobliwy i chłopięcy.

Kiedy porusza się w naszą stronę, za moimi plecami rozlega się zbiorowe westchnienie.

Motyle w moim brzuchu budzą się gwałtownie, gdy roziskrzonymi, błękitnymi oczami zaczyna skanować tłum, milcząco śmiejąc się do nas wszystkich. Jest najwyraźniej rozbawiony naszą obsesją na punkcie wszystkiego, co dotyczy Remingtona Tate’a!

Obok mnie napompowana botoksem blondynka w średnim wieku podskakuje na siedzeniu i wrzeszczy jak szalona:

– Remy! Daj mi posmakować Tajfuna!

Ogarnia mnie nagłe pragnienie, by chwycić ją za włosy i ściągnąć w dół, lecz jednocześnie wiem, że nie można na niego patrzeć, nie zmieniając się przy tym w istne morze pożądania.

To ogier. Został stworzony do kopulowania. Do prokreacji.

A ja pragnę go równie mocno, jak kolejnego oddechu.

Pragnę go bardziej niż którakolwiek z tych krzyczących kobiet.

Pragnę każdej jego części. Pragnę jego ciała. Jego umysłu. Jego serca. Jego pięknej duszy.

Mówi, że jest mój, lecz wiem, że istnieje część Remingtona Tate’a, której nikt nigdy nie będzie miał. Należę do niego, lecz on sam jest nieposkromiony i niezwyciężony.

Jedyna osoba zdolna pokonać Remingtona Tate’a, to on sam.

Stoi tam, jak zawsze nieuchwytny i tajemniczy, niczym czarne pudełko tajemnic bez końca. I chcę się w nim zagubić, nawet jeśli później nie miałabym być już taka sama.

Pete szturcha mnie łokciem i szepcze mi do ucha:

– Mój Boże, to niesprawiedliwe, że on przyciąga całą uwagę, a to – wskazuje na swoją chudą postać – nie dostaje nic.

Uśmiecham się. Pete o kręconych włosach i brązowych oczach zawsze ubierał się w czarny garnitur i krawat. Nie tylko pełni funkcję asystenta Remy’ego – jest jak jego starszy brat, a dla mnie to jeden z najbliższych przyjaciół.

– Nora lubi cię takiego, jakim jesteś – drażnię się z nim, wspominając moją młodszą siostrę.

Uśmiecha się na te słowa, po czym porusza brwiami i znacząco wskazuje głową na ring, na którym Remington kończy swój obrót i staje niemal bezpośrednio przede mną.

Zakończenia moich nerwów mrowią i poruszają się podniecone, gdy przesuwa wzrokiem po rzędzie, gdzie wie, że będę siedzieć. Przysięgam, że każda moja komórka drży z oczekiwania, aż jego oczy mnie odnajdą.

W następnej chwili to robią.

Remy poraża mnie. Przeskakuje między nami niewidzialna iskra. Jego uśmiech mnie rozpala i nagle mam wrażenie, że wnętrze mojej piersi – tam gdzie bije serce – pali mnie niczym pochodnia, którą właśnie podpalił.

Jego oczy zalewają mnie płonącym w nich miłosnym żarem i widzę jego cichą radość, zaborczość i władcze spojrzenie, które mówi wszystkim na tej sali, że Należę. Do. Niego.

Wtedy wskazuje na mnie.

Moje serce zamiera.

Wydaje się, jakby wszyscy podążali za jego palcem wycelowanym prosto w moją pierś, w której serce bije mi jak szalone, a jego rozpalone niebieskie spojrzenie mówi: „Ta walka jest dla niej”.

Wokół mnie eksploduje pełen zachwytu ryk. Sposób, w jaki jego fani go kochają, trafia mnie niczym zastrzyk adrenaliny, jak kieliszek tequili, który uderza prosto do głowy. Podobnie jak sposób, w jaki on kocha ich. W jaki kocha mnie.

Zdumiewa mnie to, jak publiczność na niego reaguje, i to, jak Remy stoi na ringu – uwodząc dołeczkami w policzkach, pochłaniając całą energię w pomieszczeniu i przełączając ją w tryb „Tajfuna”.

Boże, kocham go i nie chcę, żeby kiedykolwiek o tym zapomniał!

Poddając się impulsowi, posyłam mu całusa.

W odpowiedzi łapie go i rozgniata sobie na ustach.

Tłum krzyczy jeszcze głośniej. Remy śmieje się i wskazuje na mnie, więc ja również zaczynam się śmiać. Lekko pieką mnie oczy, gdyż jestem tak bardzo szczęśliwa, że niemal wychodzę ze skóry. Jestem szczęśliwa, że on jest szczęśliwy i że jest w miejscu, do którego należy.

To jego sezon. W tym roku nic nie powstrzyma Remingtona Tate’a od zostania mistrzem Podziemnej Ligi. Nic.

Zrobi absolutnie wszystko, bo jest zmotywowanym, potężnym i pełnym pasji mężczyzną, i bez względu na to, czy się boję, martwię, ekscytuję czy wszystko naraz – będę go wspierać.

– A teraz, drodzy państwo, powitajmy aplauzem nowicjusza w Podziemiu... Prosto z Fighter’s Club: słynny, budzący lęk i zabójczy Grant Gonzalez, „Goooodzillaaaa”!

Kiedy zapowiadają jego przeciwnika, Remington niespokojnie niczym pantera krąży po ringu. W końcu w drugim przejściu ukazuje się ogromna, srebrna bryła. Remy dociska palce, obserwując, jak mężczyzna wchodzi na ring. Dzisiejszego wieczoru ich owinięte dłonie mają obnażone kłykcie, podobnie jak walczono w dawnych czasach.

Nowy zawodnik ledwie pozbywa się swojego szlafroka, kiedy tłum zaczyna wyrażać dezaprobatę.

– Buuuuuuuuu! Buuuuu!

– Ten facet zabił już kilka osób podczas walki – szepcze Pete. – To wredny i podstępny sukinsyn.

– Nie mów, że ludzie ginęli w trakcie tych imprez! – protestuję przerażona, czując w brzuchu niepokojący skurcz. Pete przewraca oczami.

– Brooke, to niecenzurowane walki. Oczywiście, że różne gówno się zdarza.

Myśl o Remym walczącym z zabójcami sprawia, że mój zwyczajny strach przed walką katapultuje się na zupełnie nowy poziom. Strach, który zdusiłam w sobie, gdy mój mężczyzna spijał uwielbienie publiczności. Strach, który teraz mnie pochwycił i ścisnął jak w pięści.

– Pete, śmierć to coś więcej niż „gówno”, które się zdarza.

Remington uderza pięściami w zaciśnięte dłonie swojego przeciwnika, a tłum milknie. Wszystko we mnie zamiera. Dziko, niemal z trwogą przyglądam się nowicjuszowi, jak gdybym z samego wyglądu mogła się czegoś o nim dowiedzieć. Biała skóra młodego mężczyzny jest wygładzona czymś, co wygląda jak tłuszcz. Czy wolno im być śliskimi podczas walki? Ma długie włosy, związane teraz w kucyk, i potężne mięśnie, jakie widziałam również u innych zawodników. Nikt nie jest tak smukły i piękny jak Remy. Założę się, że nikt nie dba tak o ciało i nie trenuje z takim poświęceniem, jak on.

Kiedy rozlega się gong, tracę oddech.

Zbliżają się do siebie, a Remington czeka na ruch przeciwnika. Idealnie trzyma gardę, rozluźniając każdy mięsień tak, by w każdej chwili był gotowy do akcji. W końcu Godzilla atakuje. Remy robi unik i zadaje potężny cios w jego bok, po czym – co niewiarygodne – z potężnym hukiem powala tego ogromnego potwora na ziemię.

Gdy sędzia rozpoczyna odliczanie, zdumienie zapiera mi dech w piersiach.

Nikły uśmiech pojawia się na ustach Remy’ego, kiedy patrzy na nieruchomą postać przeciwnika i rzuca mu wyzwanie, żeby wstał.

Mężczyzna leży.

Powietrze rozdziera potężny ryk tłumu.

Pete zrywa się z miejsca i wyrzuca pięści w powietrze.

– Tak! Właśnie tak! Kto tu rządzi?! Kto-Tu-RZĄDZI?!

– JEDEN CIOS, drodzy państwo! – dobiega z głośników krzyk. – Jeden pieprzony cios! On wrócił! WRÓCIŁ!!! Panie, panowie, dziewczęta i cholerni chłopcy, oto dla was jeden, jedyny Taaajfuun!!! Taaj-fun!

Prowadzący w geście zwycięstwa unosi rękę Remy’ego.

I chociaż cała sala wykrzykuje jego imię, on natychmiast kieruje na mnie spojrzenie swoich niebieskich oczu, na co moje ciało zaczyna aż boleć.

Boże.

To prawdziwy bóg seksu. I podnieca mnie jak cholera.

– Tajfun, proszę, pozwól mi cię dotknąć! – krzyczy jakaś kobieta, podbiegając do ringu i przez liny wyciągając rękę w jego stronę.

Wydaje się, jakby Remingtonowi zrobiło się jej żal. Chwyta jej dłoń i przeciąga ustami po jej kłykciach, na co kobieta zaczyna histerycznie krzyczeć. Wybucham śmiechem, lecz czuję, jak zazdrość zaczyna ściskać mi żołądek. Remy puszcza ją i patrzy na mnie, po czym ruchem przypominającym drapieżnego kota zeskakuje z ringu.

W pomieszczeniu zapada absolutna cisza, a jedyne, co słyszę, to bicie mojego serca:

Remington... Remington... Remington...

Podchodzi do mnie, a uśmiech na jego twarzy mówi mi, że wie, iż jest wspaniały.

– Jesteś zazdrosna – odzywa się tym swoim seksownym głosem.

– Troszeczkę – mówię, śmiejąc się do niego.

Nie śmieje się ze mną, lecz rozciąga usta w uśmiechu, który zapala iskry w jego błękitnych oczach. W następnej chwili czuję, jak przesuwa palcami po mojej szyi i delikatnie muska kciukiem moją dolną wargę. Motyle w moim brzuchu budzą się, gdy na wpół przymkniętymi oczami przesuwa wzrokiem po moich ustach. Robi to powoli, od jednego kącika do drugiego, po czym – najwyraźniej sądząc, że jest ich właścicielem – pochyla się i je całuje.

Jego wargi natychmiast mnie rozpalają. Żołądek wywraca mi się do góry nogami, gdy rozchyla moje usta, a kiedy wsuwa w nie swój język – tak gorący, wilgotny i silny – by mnie posmakować, muszę zdusić jęk.

– Niepotrzebnie – mówi ochryple, patrząc na moje wycałowane wargi i przez moment podziwiając swoje dzieło. Na ułamek sekundy przyciska usta do mojego czoła, po czym szybko wraca na ring. Porusza się w typowy dla siebie sposób – swobodny i niemal posuwisty.

Za moimi plecami rozlegają się pozbawione tchu głosy.

– Jasna cholera, chcę tak robić bez końca.

– O mój kurna Boże, on tu był!

Oblizuję usta. Wciąż czuję na nich smak tego sukinsyna, przez co moje sutki stają się twarde, a płeć nabrzmiewa z poczucia zaborczości.

Gdy wywołują do walki kolejnego przeciwnika, Remington po same opuszki palców napina mięśnie ramion. Posyła mi szybki uśmiech, a dołeczki w jego policzkach wyraźnie pokazują mi, jak wielką przyjemność sprawia mu pozostawienie mnie w morzu pożądania i tęsknoty. A to diabeł.

Zawodnik, którego pamiętam z zeszłego roku, Parker „Terror” Drake, wchodzi na ring i staje na przeciwko Remy’ego. W następnej chwili rozbrzmiewa gong.

Ting.

Tłum cichnie. Walka rozpoczyna się i obaj mężczyźni zaczynają zadawać ciosy. Uderzenia Remy’ego są potężne i wyraźnie słychać, jak jego pięści trafiają celu – głęboko, silnie i z prędkością błyskawicy. Bum, bum, bum! Wiercąc się na miejscu, uważnie patrzę i słucham, rozdarta między zmartwieniem i zachwytem, kiedy nagle Parker pada na deski. Zrywam się na równe nogi i wraz z tłumem krzyczę „Tajfun!”. Wiem, że to początkowe z walk, podczas których będę przyglądać się, jak Remington ponownie sięga po zwycięstwo – po wszystko, co w zeszłym roku dla mnie poświęcił.

Przez wszystkie lata mojego życia tylko z jednym mężczyzną spędziłam całą noc. Uwielbiam wpadać na jego mięśnie podczas snu. Uwielbiam to, jak pachną nim prześcieradła – pachną nami – i to, że jego ramiona stały się moją ulubioną poduszką. Są twarde jak diabli i nie mam pojęcia, dlaczego tak lubię na nich spać, ale tak jest. Jedno z nich otacza moją talię, podobnie jak jego zapach i jego żar, a ja to kocham. Absolutnie wszystko. Szczególnie wtedy, gdy pochyla głowę i wtula nos w moją szyję, a ja wtulam się w niego.

Problem w tym, że łóżko po jego stronie zdaje się katapultować go równo o dziesiątej rano, podczas gdy po mojej stronie nie ma guzika takiej wyrzutni.

Dzisiejszego ranka czuję się, jakbym ważyła tonę, a wiem, że Remy’ego nawet nie ma w pokoju. Powietrze jest inne, kiedy nie ma go w pobliżu. Zawsze, kiedy przy mnie jest, wypełnia je powolna, silna wibracja, która otacza mnie z każdej strony. Sprawia, że staję się niezwykle czujna i czuję się jednocześnie bezpieczna i podekscytowana.

Naprawdę się w nim zakochałam.

Sześć miesięcy temu pragnęłam przygody na jedną noc – trochę się zabawić po latach poświęconych karierze. Zamiast tego... dostałam jego.

Nieprzewidywalnego, wkurzającego, seksownego jego... Mężczyznę, którego pragną wszyscy, chociaż ja tego nie chciałam. Skończyło się tym, że nie tylko go pożądałam, lecz również absolutnie się w nim zakochałam. A teraz miłość do niego to najbardziej ekscytująca kolejka górska, jaką kiedykolwiek zdarzyło mi się jechać.

Siadając na łóżku, pocieram oczy, chroniąc je przed wpadającym do pokoju światłem, i żałuję, że w moich żyłach nie krąży RedBull albo Monster, jak u Remy’ego. Niemal nie spaliśmy, robiąc nasze ulubione seksowne rzeczy, a on już się rwie do ćwiczeń. Przy drzwiach widzę nawet jego walizkę, gotową na nasz wyjazd do kolejnej miejscowości na trasie, podczas gdy ja wciąż muszę się spakować.

Ponownie się krzywię, po czym wstaję z łóżka i idę do niewielkiej garderoby, żeby znaleźć coś do ubrania. Wtedy na nocnej szafce tuż obok jego iPhone’a – którego rzadko kiedy włącza do celów innych niż słuchanie muzyki – dostrzegam list. Jego widok wywołuje potok okropnych dla mnie wspomnień i muszę zdusić w sobie nagłą chęć, by chwycić go, porwać i spuścić resztki w toalecie.

Lecz Remington naprawdę by się wściekł. List, który zostawiłam mu, kiedy od niego odeszłam, traktuje jak istny skarb.

Bo mówię mu w nim coś, czego nikt mu nigdy nie powiedział.

Kocham cię, Remy.

Czuję, jak zaczynają drżeć mi nogi. Zamykam oczy i mówię sobie, że nie jestem doskonała. Nigdy nie uczono mnie, jak to robić. Nigdy nie marzyłam o miłości, o partnerze... Marzyłam o sporcie i nowych butach do biegania. A nie o zwichrzonych, czarnych włosach i niebieskich oczach. Próbuję się uczyć. Być kobietą, na jaką zasługuje taki mężczyzna, jak on. I chcę spędzić resztę życia, pokazując Remy’emu, że ja również jestem jego warta, i przez resztę moich dni upewniać się, że odzyska to, co przeze mnie utracił. Jeżeli ktokolwiek na świecie zasługuje na to, by być mistrzem, to właśnie on.

– Spokojnie, ten facet to cipa – słyszę jego ochrypły, męski głos za drzwiami głównej sypialni.

Śmieję się z tego, jak moje ciało zareagowało na słowo „cipa” – moje łono ścisnęło się i natychmiast ogarnęła mnie fala ciepła. Dziwka.

Z szerokim uśmiechem zaczynam przetrząsać jego wiszące w szafie rzeczy, po czym ruszam w stronę jego walizki. Wiem, że lubi, gdy noszę jego ubrania. Sądzę, że wtedy czuje, jakbym była jego własnością. Z drugiej strony, to wręcz chore, jak bardzo lubię rozbudzać w nim samcze skłonności. Kiedy ma niebieskie oczy, jest zaborczy, lecz kiedy są czarne, staje się absolutnie terytorialny.

Sprawia mi ogromną przyjemność, gdy nabiera tego warkliwego podejścia w typie „jesteś moja”, a jemu sprawia przyjemność, kiedy noszę jego rzeczy.

Dlaczego więc nie uszczęśliwić nas oboje tego ranka? Wyjmuję jego szatę z napisem TAJFUN, wsuwam ręce w rękawy, po czym spieszę do łazienki, myję zęby i twarz, związuję włosy w kucyk i drepczę z powrotem.

Z salonu dochodzi mnie jego śmiech – a raczej zdławiony chichot z tego, co mruknął Pete – przez co wszystko we mnie ściska się, jak zawsze, gdy jest blisko mnie.

Mój Boże.

Nie mogę uwierzyć w to, co ze mną robi. Nie potrafię nawet wytłumaczyć tej dygocząco-drżąco-łaskoczącej kombinacji, ale to absurdalne.

– Chłopie, facet cię sprawdza, a to nie jest śmieszne – mówi zaalarmowany Pete. – Jego ludzie rozpytywali we wszystkich hotelach, gdzie się teraz zatrzymamy.

– Pete, po prostu wyluzuj i trzymaj rękę na pulsie – odpowiada Remington. Przez chwilę jedynie patrzę się na niego, wstrzymując oddech.

Mój niebieskooki lew.

Jego czarne włosy sterczą diabelsko. Otaczające jego ramiona, celtyckie tatuaże napinają się, gdy powoli pije napój elektrolitowy. Widzę jego opalony na złoto tors. Dresowe spodnie wiszą nisko na jego wąskich biodrach, ukazując zaledwie czubek jego gwiaździstego tatuażu. Jego bose stopy. Wygląda podniecająco, silnie i zniewalająco, a pulsująca energia, jaką zdaje się emanować, działa na mnie niczym magnes.

– Brooke, dzień dobry! – słyszę dochodzący z kuchni głos Diane Werner, jego kucharki i dietetyczki.

Niemal leniwie, Remington odwraca się i powoli wstaje, a jego mięśnie napinają się przy tym ruchu. Lśniące, niebieskie oczy przesuwają się po moim ciele odzianym w jego sięgający mi kostek, czerwony szlafrok, i pojawia się w nich zaborczy błysk. Na ten widok każda część mojej kobiecości ściska się z pożądania.

– Witamy, witamy, panno Tajfun – wtrąca Pete, z oczami błyszczącymi z rozbawienia.

Uśmiecham się, gdyż nie tylko chcę nosić jego ubrania. Chciałabym, żeby poprosił mnie, bym nosiła jego nazwisko, pomimo że kiedyś powiedziałam mojej najlepszej przyjaciółce, iż nigdy, przenigdy nie wyjdę za mąż, gdyż moja kariera zawsze będzie najważniejsza. He, he!

– Cześć, Pete. Cześć Diane – mówię śpiącym głosem, lecz nie przestaję wpatrywać się w Remingtona. Moje serce wali jak szalone.

Czy kiedykolwiek będzie przy nim spokojne? Kiedy dzisiaj wpatruję się w niego, podobnie jak każdego ranka od ostatnich kilku miesięcy, mówię sobie, że nie jest snem ani żadną fantazją. Jest prawdziwy. Jest moim JEDYNYM.

Uratował moją siostrę z rąk człowieka, na którego nawet nie mam nazwy. W zamian za jej wolność Remington w zeszłym sezonie poświęcił walkę o mistrzostwo – i to bez wahania. Nie mówiąc mi o tym. Stracił tytuł, ogromną ilość pieniędzy i mógł też stracić życie, a wszystko to w imię ocalenia mojej siostry, Nory.

Jednak nie miałam pojęcia, że robił to wszystko dla mnie.

Jedyne, co wiedziałam, że nagle walczył w ostatniej walce sezonu. Że przegrywał. Był bity. Maltretowany. Upadał. Wstawał. I pluł Skorpionowi w twarz.

Chciałam wtedy umrzeć.

Mój wojownik, zawsze taki nieprzejednany, uparty, pełen pasji i determinacji, odmawiał walki.

Boże, jak bardzo się wtedy myliłam.

Nie karał mnie – ratował dla mnie siostrę.

Gdyby nie wrócił do mojego miasta, Seattle, i bezpiecznie nie przywiózł Nory, popełniłabym największy błąd w moim życiu i do końca życia bym za niego płaciła.

Musiałabym już do końca żyć pozbawiona miłości, uśmiechu i – co najgorsze – Remy’ego. Na co bym zasługiwała.

Kiedy walczę z ogromnym ciężarem wyrzutów sumienia, jakie wywołują we mnie te wspomnienia, Remy błyska swoimi dołeczkami. Nawet jeśli jeszcze chwilę temu myślałam, że jestem szczęśliwa, nic nie może równać się z tą lawiną uczuć.

– Hej – szepczę.

– A więc moja mała petarda żyje – mówi z diabelskim uśmiechem.

– Ledwie, po tym, co mi zrobiłeś.

Wybucha śmiechem, a Pete chrząka zakłopotany.

– Ludzie, tak jakby jeszcze tu jestem. Diane też.

Mój uśmiech znika, a chociaż jego wciąż jest obecny, teraz łagodnieje, podobnie jak wyraz jego oczu. Nagle sprawia, że ogarnia mnie nieśmiałość. Jakbym była dziewicą. Jakby wieczorem rozebrał mnie do naga, pozostawiając mnie dzisiaj bez odwagi, bez śladu ochrony, jedynie w ubraniu, które należy do niego.

Wciąż używając swoich dołeczków niczym broni przeciwko mnie, Remy podchodzi bliżej.

Moje ciało wydaje się rozbite, gdy zbieram w sobie wszystkie siły i ruszam mu naprzeciw, po czym zduszam pisk, kiedy sięga do mnie, zahacza palcem o szlufkę szlafroka i przyciąga mnie do siebie.

– Chodź tutaj – mówi z głębokim pomrukiem.

Pochyla głowę i całuje mnie w ucho, jednocześnie przesuwając dłoń na moje plecy i gładząc litery napisu, jakby przypominając mi, że tam są. Tracę oddech, gdy wtula twarz w moją szyję i głęboko wdycha zapach mojej skóry. Cholera, zabija mnie, gdy tak robi, gdyż między nogami natychmiast czuję silny skurcz pożądania.

– Remington, słuchasz mnie? – pyta Pete.

Remington cicho mruczy moje imię, podobnie jak wtedy, gdy mnie pieprzy.

– Dzień dobry, Brooke Dumas.

W odpowiedzi na jego słowa mój żołądek kurczy się, a gdy ponownie całuje mnie w ucho, miękną mi kolana. Zawsze tak ze mną robi. Kiedy Pete powtarza to, co przed chwilą powiedział, zaczynam się odsuwać, lecz Remington mnie nie puszcza.

Kopnięciem odsuwa krzesło i opada na nie, ciągnąc mnie za sobą, po czym przesuwa się, by chwycić ze stołu swój napój. W końcu patrzy na Pete’a, a gdy się odzywa, jego głos jest cichy i stanowczy:

– Podwój liczbę naszych ochroniarzy i obserwuj jego ludzi.

Odstawia butelkę na stół, palcami drugiej ręki przesuwając po moich plecach. Pete drapie się po głowie, po czym potrząsa głową w wyrazie czystej frustracji.

– Rem... chłopie... Ten pieprzony sukinsyn oszukiwał, by zdobyć zwycięstwo, i doskonale wie, że dopóki walczysz w tym sezonie, on przegra. Teraz nas szpieguje i zrobi wszystko, by dokonać sabotażu. Namiesza ci w głowie. Sprowokuje jak cholera!

Ledwie kojarzę, o czym mówią, lecz cokolwiek to jest, „prowokowanie” Remingtona to naprawdę zły pomysł. Zazwyczaj jest w gorącej wodzie kąpany. Jest zawzięty, namolny i uparty, lecz przede wszystkim jest dwubiegunowy, i naprawdę nie chcecie budzić jego mrocznej strony. No, chyba że jesteście gotowi stawić czoło ponad stukilogramowemu, narwanemu facetowi, który nie śpi.

Lubię mojego stukilowego narwańca, lecz chociaż w najmniejszym stopniu nie jest poruszony ostrzeżeniami Pete’a, martwi mnie jego zuchwałość.

Zamiast odpowiedzieć swojemu asystentowi, odwraca się do mnie i okręca palce wokół włosów na moim karku.

– Chcesz śniadanie? – pyta.

Przygryzając wnętrze policzka, pochylam się do jego ucha, by oszczędzić Pete’a.

– Poza tym, które wyszło z mojego łóżka?

W odpowiedzi szczypie mnie w nos i nachyla do mnie.

– Twoje śniadanie wyciągnęły dzisiaj z łóżka interesy.

– Tak naprawdę to czuję się dzisiaj dziwnie, jakbym miała kaca. Wcale nie jestem głodna.

– Kaca po czym? Po moich ustach? – pyta ze śmiejącymi się oczami.

Patrzę na jego usta – tak pełne i cudowne. Sposób, w jaki ich używa, również jest cudowny. Każde wychodzące z nich słowo jest cudowne. Seksowny sukinsyn. Oczywiście, że wywołuje u mnie kaca – takiego, jakiego nie zaznałam, dopóki nie poznałam jego.

– Wiesz – wtrąca Pete – mniej bym się martwił o tego bydlaka i o jego plany, gdyby nie znał twojego kryptonitu. – Kiwa głową w moją stronę.

– Nawet się nie zbliży do mojego kryptonitu. Najpierw go złamię. – Ciche przekonanie w głosie Remy’ego przyprawia mnie o gęsią skórkę. Nagle czuję też, jakbym miała lekkie mdłości.

Finałowa walka ostatniego sezonu była dla mnie najgorszym koszmarem.

– A jednak potrafię sobie doskonale wyobrazić różne sposoby, na które będzie chciał dotrzeć do twojego kryptonitu – mówi Pete. – Na to, by wcisnąć twój czerwony guzik, żebyś się martwił i stał się nierozważny.

Remington odwraca się do mnie, po czym odrzuca moje włosy na bok, by mi się przyjrzeć. Jakby doskonale wiedział, że ledwie mogę znieść imię tego faceta... a co dopiero mówić o wysłuchiwaniu ich rozmowy na jego temat.

Czarny Skorpion jest moim osobistym Voldemortem. Ten dupek skrzywdził moją siostrę, a potem mnie. A co najgorsze, skrzywdził Remingtona. Podczas ostatniego finału. Zranił go przeze mnie. Boże, mam fantazje o zabiciu tego gościa.

– Będzie cię drażnił, dręczył cię... – ciągnie Pete złowieszczym tonem.

Remy obserwuje mnie w milczeniu. Jego pierś jest naga, szyja silna i opalona, a kiedy zwraca swoją uwagę na Pete’a, jego głos jest ponury.

– Pete, on niczego jeszcze nie próbował, a ty już panikujesz – mówi.

– Bo to ja muszę wszystko naprawiać po tym, jak ciebie poniesie. – Pete wygładza swój czarny krawat. – Ten sezon może się okazać cholernie nieprzyjemny. Chłopie, chcemy, żebyś był silny i przygotowany. Najdalej za pół godziny musimy jechać na lotnisko, ale ostrzegam cię – w Phoenix może nie być tak spokojnie, jak oczekiwaliśmy.

– Będę się trzymał. Tylko podwój liczbę ochroniarzy – mówi Remington, całkiem już poważny, po czym bierze ostatni łyk napoju i odstawia pustą butelkę na stół.

– W porządku, trochę podzwonię...

Patrzę, jak Pete wychodzi z kuchni, już stukając w ekran swojego telefonu.

Głos Remingtona pogłębia się, gdy teraz poświęca mi całą swoją uwagę.

– Zaspałaś – mruczy, obejmując dłonią moją twarz i uśmiechając się do mnie. – Wyczerpałem cię w nocy?

Jego głos ocieka seksem i czułością. Kiwam głową, czując, jak w środku zalewa mnie fala ciepła.

– Słyszałam, że bogowie seksu tak potrafią – drażnię się.

Śmieje się cicho i kciukiem przesuwa po mojej wardze.

– Święta racja. Gotowa do drogi?

Przygryzam opuszek jego palca i z uśmiechem ponownie kiwam głową.

– Tęskniłam za tobą w łóżku.

– Boże, ja też. Muszę być pierwszą rzeczą, jaką każdego ranka widzą te piękne oczy.

Przyciska mnie do siebie i chowa twarz w moich włosach, a całe moje napięcie wywołane słowem „Skorpion” i mdłości mijają, kiedy czuję jego zapach. Wtulam nos w jego pierś i podobnie, jak on moją, wdycham jego woń. Nagle pokój dookoła mnie znika, cały świat znika, i w tej chwili nic innego się nie liczy. Nic prócz niego, jego ramion wokół mnie i moich ramion wokół niego. Sądzę, że część niego wciąż nie wierzy, że znów przy nim jestem, gdyż ściska mnie tak mocno, że ledwie mogę oddychać. Ale ja nie chcę oddychać. Jestem tak odurzona jego zapachem i otaczającymi mnie ramionami, że gdy pomyślę, jak dwa miesiące temu tak głupio go rzuciłam, ledwie mogę to znieść.

– Kocham cię – szepczę. Kiedy nie odpowiada, otwieram oczy i widzę jego zadecydowany wzrok wbity w moją twarz. Ponownie przeciąga palcem po mojej dolnej wardze, po czym przytula mnie do piersi, jakbym była czymś bardzo cennym. Opuszcza głowę i przykładając usta do mojego ucha, szepcze:

– Jesteś teraz moja.

 

 

 

 

 

 

 

 

Wydawnictwo Papierowy Księżyc

skr. poczt. 220, 76-215 Słupsk 12

tel. 59 727-34-20, fax. 59 727-34-21

e-mail: [email protected]

www.papierowyksiezyc.pl