Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zacznij cieszyć się pełnymi miłości i zrozumienia relacjami z ludźmi, na których ci zależy
Wszyscy mamy kogoś, z kim nie możemy się dogadać – przyjaciółkę, która ciągle narzeka,nieustannie krytykującego nas szefa,wrednego sąsiada,nastoletnie dziecko, które dąsa się i trzaska drzwiami, a może kochającego, ale irytującego partnera.
David D. Burns, wybitny psychiatra i autor bestsellerowego poradnika Radość życia, wyjaśnia w swojej książce, dlaczego mamy czasem tak duży problem, żeby się dogadać, i oferuje proste, lecz skuteczne techniki, które pomogą naprawić relacje z innymi.
Dowiesz się między innymi, jak:
·przestać wytykać palcami innych i zacząć patrzeć na siebie
·ustalić, w czym tkwi problem w relacjach z konkretną osobą
·szybko rozwiązywać konfliktowe sytuacje z innymi ludźmi.
Czym „Radość życia razem” wyróżnia się na tle innych poradników, których tak wiele ostatnio ukazało się na półkach księgarskich? David Burns zwraca się wprost do czytelnika, nie stroniąc od podpowiedzi i rad. Ale przede wszystkim zaprasza do dialogu i wciąga do czytania aktywnego i wykonywania konkretnych ćwiczeń, które rozwijają umiejętność dojrzałej komunikacji. Autor pokazuje, że radość życia razem zbudowana jest na nieobwinianiu i szanowaniu drugiej osoby, dostrzeganiu własnego wpływu na relację oraz sięganiu po wspólne zasoby. A przy okazji uczy wrażliwości międzyosobowej i podpowiada, jak „rozbrajać konflikty”.
prof. n. med. Bogdan de Barbaro
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 325
Chciałbym podziękować mojej córce, Signe Burns, która była główną redaktorką tej książki. Jej wkład okazał się wielki i znakomity. Praca z córką nad tym projektem była wspaniałym doświadczeniem!
W procesie tym pomogło mi znacząco także paru innych redaktorów, w tym Amy Hertz, Marc Haeringer i Sarah Manges. Jestem im wszystkim głęboko wdzięczny. I wreszcie chciałbym podziękować mojej redaktorce z Broadway Books, Rebecce Cole. Twój wkład był niesamowity!
Burzliwe relacje bolą. Większość z nas buduje poczucie własnej wartości przynajmniej w części na podstawie relacji z innymi ludźmi. Nie ma nic przyjemnego w kłótni lub walce z osobą, na której nam zależy. Nawet spór z kimś, na kim ci nie zależy, może pozbawić cię energii i radości.
Jeśli z kimś ci się nie układa, mam dla ciebie dobre wieści: mogę ci pokazać, jak nawiązać znacznie bardziej satysfakcjonującą relację z taką osobą. Nie ma znaczenia, czy tą osobą jest twój partner/partnerka, rodzeństwo, rodzic, sąsiad czy przyjaciel, czy nawet ktoś zupełnie obcy. Niezależnie od tego, kto to jest, mogę pokazać, jak przekształcić poczucie frustracji i urazy w ciepło oraz zaufanie. A możesz to zrobić znacznie szybciej, niż ci się wydaje. Niekiedy zajmie to zaledwie kilka minut.
Jednakże konieczna będzie ciężka praca z twojej strony i może będziesz musiał przyjrzeć się pewnym aspektom swojej osobowości, o których wolałbyś zapomnieć. Droga do bliskości niemal zawsze jest bolesna. Jeśli potrafisz wykrzesać nieco odwagi i pokory oraz zakasać rękawy i wziąć się do roboty, to pokażę ci coś prawdziwie niezwykłego — coś, co odmieni twoje życie.
David D. Burns
Wszyscy pragniemy przyjaznych, satysfakcjonujących relacji z innymi ludźmi, często jednak okazują się one zupełnie inne — wrogie, zgorzkniałe i pozbawione zaufania. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nie potrafimy ze sobą żyć?
Istnieją dwie rywalizujące teorie. Większość ekspertów wyznaje teorię deficytu, zgodnie z którą nie potrafimy ze sobą żyć, bo nie wiemy jak. Innymi słowy, walczymy, bo brak nam umiejętności potrzebnych do rozwiązania problemów w relacjach. Kiedy byliśmy mali, nauczyliśmy się czytać, pisać i liczyć, ale nie było lekcji o tym, jak się komunikować albo rozwiązywać problemy w relacjach.
Inni eksperci twierdzą, że nie potrafimy ze sobą żyć, bo tak naprawdę tego nie chcemy. To tak zwana teoria motywacyjna. Innymi słowy, walczymy, bo brak nam motywacji, aby zbliżyć się do ludzi, z którymi nam nie po drodze. Wikłamy się we wrogość i konflikt, ponieważ toczenie bitwy daje nam satysfakcję.
Większość specjalistów zdrowia psychicznego, w tym lekarze praktycy i badacze, jest zwolennikami teorii deficytu. Są przekonani, że toczymy wojny, bo po prostu nie wiemy, jak kochać. Desperacko pragniemy relacji pełnej miłości i satysfakcjonującej, ale brak nam umiejętności, aby ją osiągnąć.
Oczywiście różni eksperci odmiennie postrzegają najważniejsze interpersonalne umiejętności, których nam brakuje. Behawioryści na przykład uważają, że nasze problemy z dogadywaniem się wynikają z braku umiejętności komunikacji i rozwiązywania problemów. Kiedy więc ktoś nas krytykuje, możemy przyjąć postawę defensywną, zamiast spokojnie wysłuchać. Możemy się nadąsać i starać się zbić drugą osobę z pantałyku, zamiast otwarcie podzielić się naszymi uczuciami albo, żeby osiągnąć swój cel, możemy zastosować dokuczanie i przymus. Nie wykorzystujemy systematycznie umiejętności negocjacji i rozwiązywania problemów, a więc napięcia eskalują.
Powiązana teoria przypisuje konflikty w relacjach idei, że mężczyźni i kobiety są z natury różni. Teoria ta została spopularyzowana przez Deborah Tannen w jej bestsellerowej książce Ty nic nie rozumiesz! Kobieta i mężczyzna w rozmowie i przez Johna Graya w jego równie rozchwytywanym tytule Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus. Autorzy ci twierdzą, że mężczyźni i kobiety nie potrafią się dogadać, bo zupełnie inaczej posługują się językiem. Uważają, że kobiety korzystają z języka, aby wyrazić swoje emocje, podczas gdy mężczyźni głównie za jego pomocą rozwiązują problemy. Kiedy więc kobieta mówi mężowi, że jest zmartwiona, on może automatycznie próbować pomóc jej rozwikłać dręczący ją problem, bo tak zaprogramowany jest jego mózg. Tymczasem ona jedynie chce, żeby on jej wysłuchał i zrozumiał, jak się czuje. Podczas gdy więc on stara się jej „pomóc”, ona denerwuje się jeszcze bardziej. Oboje czują się w efekcie sfrustrowani i niezrozumiani. Być może zaobserwowaliście ten problem u siebie i osoby, z którą nie potraficie się dogadać, na przykład u partnera.
Terapeuci zajmujący się terapią poznawczą inaczej postrzegają deficyty prowadzące do problemów w relacjach. Podkreślają, że wszelkie uczucia są efektem naszych myśli i nastawienia, lub naszego poznania. Innymi słowy, nie denerwuje nas to, co robią inni ludzie — na przykład krytyka lub chamskie zajechanie drogi. Irytuje nas to, co myślimy o tych wydarzeniach.
Teoria ta może rezonować z waszymi osobistymi doświadczeniami. Kiedy jesteście na kogoś wściekli, wasz mózg mogą zalewać negatywne myśli. Mówicie sobie: „Ale z niego dupek! Myśli tylko o sobie. Nie powinien się tak zachowywać. Co za palant”. Kiedy jesteście zdenerwowani, te negatywne myśli mogą wydawać się słuszne, ale zawierają różne błędy myślowe lub zniekształcenia poznawcze, wymienione na stronach 20–21.
Jedną z najbardziej interesujących rzeczy odnośnie do teorii poznawczej jest idea, że gniew i konflikty interpersonalne biorą się z myślowego zniekształcenia. Innymi słowy, kiedy z kimś walczysz, wmawiasz sobie rzeczy, które są nie całkiem prawdziwe. Jednakże nie zauważasz, że oszukujesz siebie, gdyż zniekształcone myśli działają jak samospełniające się przepowiednie, wydają się więc jak najbardziej słuszne. Na przykład, jeśli wmówisz sobie, że osoba, która cię denerwuje, jest dupkiem, zaczniesz ją traktować jak dupka. W rezultacie ona się wścieknie i zacznie zachowywać jak dupek. Uznasz wtedy, że cały czas miałeś rację, a ta osoba jest dupkiem.
Terapia poznawcza oparta jest na idei, że gdy zmienisz sposób myślenia, możesz zmienić też sposób swego odczuwania i zachowania. Inaczej mówiąc, jeśli możemy się nauczyć myśleć o innych w bardziej pozytywny i realistyczny sposób, znacznie łatwiej będzie nam rozwiązywać konflikty i nawiązywać satysfakcjonujące relacje osobiste oraz zawodowe.
Teoria ta wygląda świetnie na papierze, ale nie jest tak łatwo zmienić nawyki myślowe powodujące gniew i wywołujące konflikty. Dzieje się tak po części dlatego, że chcemy się trzymać tych zniekształceń. Spoglądanie z wyniosłością na kogoś, kto nas denerwuje lub wyzwala w nas gniew, może być przyjemne. Daje nam poczucie moralnej wyższości. Nie chcemy zrozumieć, że zniekształcamy nasze postrzeganie tej osoby.
Niektórzy eksperci twierdzą, że najważniejszym deficytem prowadzącym do problemów w związkach jest brak poczucia własnej wartości. Inaczej mówiąc, jeśli nie kochasz i nie szanujesz siebie, trudno ci będzie kochać kogoś innego, bo zawsze będziesz chciał, by ta osoba podarowała ci coś, co możesz dać sobie tylko ty sam. Teoria ta cieszy się popularnością w naszych szkołach. Zgodnie z nią, jeśli pomożemy dzieciom rozwinąć większe poczucie własnej wartości, to kiedy dorosną, będą potrafiły nawiązywać ciepłe i pełne zaufania relacje i nie zwrócą swej uwagi ku przemocy, przestępstwom oraz gangom.
Inni eksperci uważają, że cierpienia w związkach biorą się z innego deficytu zwanego wypaleniem w związku. Może zauważyliście, że kiedy nie układa wam się z kimś, negatywne uczucia zawsze eskalują z biegiem czasu. Wówczas wraz z partnerem zaczynacie się nawzajem coraz częściej krytykować i nie robicie już wspólnie tych wszystkich fajnych rzeczy, które wypełniały wam czas na pierwszych randkach. Dość szybko wasze małżeństwo stanie się źródłem ciągłego stresu, frustracji i samotności, a cała radość i troska, którą nawzajem się darzyliście, wyparuje. Na tym etapie wysoce pożądaną alternatywą wydaje się separacja i rozwód.
Terapeuci wyznający teorię wypalenia będą zachęcać ciebie i partnera do podkreślania pozytywów. Możecie na przykład zaplanować więcej sprawiających radość i satysfakcję wspólnych zajęć, żeby znowu zacząć się cieszyć swoim towarzystwem. Możecie też wykonywać codziennie po kilka gestów świadczących o miłości i trosce, na przykład dzwonić do siebie z pracy tylko po to, by spytać, jak leci, albo przynieść partnerce/partnerowi rano filiżankę kawy, chcąc okazać troskę.
Wielu terapeutów uważa, że problemy w związkach biorą się z braku zaufania i z lęku przed bezbronnością. Załóżmy, że rozdrażniło cię coś, co powiedział tobie kolega z pracy lub członek rodziny. Jesteś zły, ale w głębi duszy czujesz się zraniony i poniżony. Nie chcesz powiedzieć tej osobie, że czujesz się zraniony, bo obawiasz się, że okażesz słabość lub się wygłupisz. Zamiast tego atakujesz tę osobę, przyjmujesz postawę defensywną albo starasz się ją stłamsić. Choć napięcie eskaluje, twój gniew cię osłania, bo nie okazujesz bezbronności ani nie ryzykujesz odrzuceniem. Inaczej mówiąc, twoim podstawowym deficytem jest brak zaufania — walczymy, bo obawiamy się intymności. Terapeuci wyznający tę teorię będą cię zachęcali do zaakceptowania tego, że cię zraniono, i podzielenia się tym, a także uczuciami, które ukrywasz pod gniewem, wrogością i napięciem.
Terapeuci psychoanalityczni i psychodynamiczni uważają, że wszelkie takie interpersonalne deficyty i problemy z odwzajemnianiem miłości mają swoje źródło w bolesnych doświadczeniach i ranach, jakie nam zadano w dzieciństwie. Idea ta zakłada, że jeśli dorastaliście w dysfunkcyjnej rodzinie, możecie jako dorośli podświadomie odtwarzać ciągle te same bolesne wzorce. Jeśli na przykład twój ojciec ciągle cię krytykował i poniżał, możesz wykształcić w sobie poczucie, że nigdy nie byłaś na tyle dobra, żeby zasłużyć na jego miłość. Jako osobę dorosłą mogą cię pociągać mężczyźni, którzy są wobec ciebie równie jak on krytyczni, gdyż czujesz, że twoja rola w związku polega na byciu poniżaną przez kogoś, kto ma władzę i stale cię osądza, oraz desperacko możesz łaknąć miłości, jakiej nigdy nie otrzymałaś od ojca.
Kiedy zacząłem leczyć ludzi z problemami w relacjach międzyludzkich, wierzyłem we wszystkie te teorie deficytu, naturalnie starałem się pomóc moim pacjentom naprawić deficyty powodujące konflikty. Pełen entuzjazmu uczyłem skonfliktowane pary, jak sprawniej się komunikować, jak bardziej systematycznie rozwiązywać problemy i jak traktować siebie z większą miłością. Uczyłem je też podbudowania swojej pewności siebie, modyfikacji zniekształconych myśli i samokrytycznych zachowań wywołujących u innych gniew i poczucie urazy. Czasami analizowaliśmy przeszłość, starając się dociec źródeł tych problemów.
Dziesięć zniekształceń prowadzących do konfliktu
Zniekształcenie
Opis
Przykład
1. Myślenie „wszystko albo nic”
Postrzegasz konflikt lub osobę, z którą ci się nie układa, w czarno-białych kategoriach. Odcienie szarości nie istnieją.
Mówisz sobie, że osoba, na którą jesteś wściekły, jest kompletnym zerem i jest pozbawiona pozytywnych cech. Albo jeśli twój związek się rozpadł, możesz uważać, że był on absolutną porażką.
2. Nadmierne uogólnianie
Postrzegasz aktualny problem jako niekończącą się serię frustracji, konfliktów i porażek.
Mówisz sobie: „Ona zawsze taka jest”.
3. Czarnowidztwo
Zapamiętujesz potknięcia drugiej osoby, rozpamiętujesz wszystkie jej negatywne posunięcia i wypowiedzi, a ignorujesz jej dobre cechy.
Mówisz partnerowi: „Dziesiąty raz mówię ci, żebyś wyniósł śmieci”. Albo: „Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie zostawiał brudnych skarpet na podłodze?”.
4. Tendencyjny wybór faktów
Twierdzisz, że dobre cechy lub działania drugiej osoby się nie liczą.
Jeśli ktoś, z kim walczysz, zrobi coś dobrego, mówisz sobie, że ta osoba próbuje tobą manipulować.
5. Nieuzasadnione wnioski
Pochopnie wyciągasz wnioski, które mogą nie mieć potwierdzenia w faktach. Istnieją trzy częste wzorce:
Czytanie w myślach. Zakładasz, że wiesz, co druga osoba myśli o tobie i wobec ciebie czuje.
Wmawiasz sobie, że przyjaciel jest egoistą i chce cię wykorzystać.
Czytanie w myślach w drugą stronę. Wmawiasz sobie, że druga osoba powinna wiedzieć, czego chcesz i jak się czujesz, bez konieczności mówienia jej o tym.
Mówisz partnerowi: „Powinieneś był się domyślić, jak się czułam”.
Błąd jasnowidza. Wmawiasz sobie, że sytuacja jest beznadziejna i że druga osoba będzie cię traktowała podle bez względu na okoliczności.
Wmawiasz sobie, że osoba, z którą ci się nie układa, nigdy się nie zmieni.
6. Przesadzanie (katastrofizacja) lub bagatelizowanie
Wyolbrzymiasz wady drugiej osoby i umniejszasz jej pozytywne cechy.
Podczas kłótni może ci się wymsknąć: „Nie do wiary, jak głupi jesteś”.
7. Rozumowanie emocjonalne
Rozumujesz na podstawie uczuć albo zakładasz, że twoje uczucia odzwierciedlają faktyczny stan rzeczy.
Czujesz, że druga osoba jest nieudacznikiem i dochodzisz do wniosku, że jest nieudacznikiem.
8. Stwierdzenia typu „powinienem”, „powinno się”, „muszę”, „trzeba”
Krytykujesz siebie lub inne osoby, używając słów „powinienem”, „nie powinienem”, „wypada”, „muszę” i „trzeba”. Istnieją dwa częste wzorce.
„Powinno się” skierowane do innych. Wmawiasz sobie, że inne osoby nie powinny czuć i zachowywać się tak, jak się zachowują, i że powinny postępować zgodnie z twoimi oczekiwaniami.
„Nie masz prawa tak się czuć!”. Albo: „Nie powinnaś tego mówić. To niesprawiedliwe”.
„Powinno się” skierowane do siebie. Wmawiasz sobie, że nie powinieneś był popełnić tego błędu albo nie powinieneś czuć się tak, jak się czujesz.
9. Etykietowanie
Etykietujesz drugą osobę, nazywając ją „palantem” albo gorzej. Postrzegasz jego lub ją negatywnie, nie dostrzegając żadnych pozytywnych cech.
„Ale z niej suka!”. Albo: „On jest dupkiem”.
10. Obwinianie
Zamiast wskazać przyczynę problemu, przypisujesz winę. Istnieją dwa wzorce.
Obwinianie innych. Obwiniasz drugą osobę i wypierasz się swojego udziału w tej trudnej sytuacji.
Mówisz partnerowi/partnerce: „To wszystko twoja wina!”. Potem czujesz gniew, frustrację i urazę.
Obwinianie siebie. Czujesz się winny i bezwartościowy. Obwiniasz siebie za zaistniałą sytuację, nawet jeśli to nie jest w pełni twoja wina.
Mówisz sobie: „To wszystko moja wina”. Następnie całą energię zużywasz na zadręczanie siebie, zamiast starać się dowiedzieć, jak ta druga osoba się czuje, i spróbować rozwiązać problem.
Z zaskoczeniem odkryłem, że żadna z tych technik nie działa bardzo dobrze. Nie chodzi o to, że nie były wcale skuteczne — jednostki, które nauczyły się słuchać, otwarcie dzielić uczuciami i traktować z większą miłością oraz szacunkiem, często doświadczały natychmiastowej i znacznej poprawy w relacjach z innymi ludźmi. Ale tych jednostek było niewiele i trafiały się rzadko. Większość osób narzekających na relacje z innymi nie sprawiała wrażenia zmotywowanych do stosowania tych technik. Właściwie to duża część z nich nie była zainteresowana zrobieniem czegokolwiek w celu nawiązania bardziej troskliwych i satysfakcjonujących relacji z osobami, z którymi im się nie układało. Twierdzili, że szczerze pragną takiej troskliwej i satysfakcjonującej relacji, ale tak naprawdę chcieli, żebym się z nimi zgodził, że ich żona (lub mąż) jest nieudacznikiem.
Doświadczenia te dość mocno się różniły od moich obserwacji z leczenia ludzi cierpiących na depresję i lęki. Ich też zalewały ciągle negatywne myśli, takie jak: „Nie jestem dobry. Jestem nieudacznikiem. Co jest ze mną nie tak? Nigdy się nie poprawię”. Kiedy pokazałem im, jak podważać samokrytyczne myśli, ich poczucie depresji i lęku znikało, a oni czuli ekscytację. Kiedy jednak próbowałem pomóc osobom, które czuły gniew i miały problem w relacjach z innymi, okazało się, że to zupełnie inna para kaloszy. Zdawały się w ogóle niezainteresowane zmianą swojego sposobu myślenia o osobie, z którą im się nie układało, ani nie dążyły do poprawy komunikacji z nią lub jej traktowania. Bardziej interesowało je wzajemne szarpanie się. Początkowo byłem tym zszokowany i zmieszany. Wkrótce zacząłem kwestionować te tak zwane teorie deficytu, a moje zrozumienie przyczyn konfliktów nagle skręciło w nieoczekiwanym kierunku.
Poniżej przedstawiam typowy przypadek, który przyczynił się do zmiany mojego myślenia. Mickey był czterdziestopięcioletnim biznesmenem z San Francisco, którego do mnie na leczenie depresji skierował mój kolega. Mickey leczony był wszystkimi znanymi lekami przeciwdepresyjnymi, ale żaden z nich nie wpłynął na zmianę jego nastroju. Kazałem mu odstawić leki, bo oczywiście nie dawały żadnych rezultatów, i zamiast tego zastosowałem techniki terapii poznawczej. W ciągu kilku tygodni jego depresja zanikła. Myślałem, że można zakończyć terapię, bo nie wykazywał żadnych objawów. Ku mojemu zaskoczeniu Mickey zapytał, czy może dalej do mnie przychodzić w „celach rozwojowych”. Powiedziałem, że z przyjemnością będę kontynuował pracę z nim, ale muszę wiedzieć, w czym jeszcze potrzebuje pomocy.
Mickey wyjaśnił, że nie jest zadowolony z małżeństwa i ma długą listę zażaleń odnośnie do swojej żony Margie. Powiedział, że stracił do niej cały szacunek, bo:
• Nie dorównywała mu intelektem i nigdy nie miała nic interesującego do powiedzenia.
• Nigdy nie czytała nic ambitnego. Zamiast tego traciła czas na przeglądanie magazynów o modzie i brukowców takich jak „National Enquirer”.
• Nie była czuła i nigdy nie miała nastroju na seks.
• Nie doceniała jego ciężkiej pracy, dzięki której mógł zapewnić dobry byt rodzinie.
• Ciągle narzekała i go krytykowała.
• Nigdy nie okazywała radości, gdy wracał z biura do domu.
• Rzadko gotowała jego ulubione dania na obiad.
• Kiedy była zła, wyładowywała się na nim, kupując bez jego wiedzy drogą biżuterię i ubrania. Pod koniec miesiąca okazywało się, że ma ogromny debet na karcie kredytowej.
• Ciągle sprzeczali się o ich bliźniaczki, które chodziły do szóstej klasy.
Mickey był tym tak rozgniewany, że od piętnastu lat zapisywał w dzienniku wszystkie przewinienia Margie. Codziennie notował wszystkie frustrujące rzeczy, jakie powiedziała albo zrobiła. Zaczął przynosić dziennik na sesje terapeutyczne, żeby móc odczytywać na głos długie akapity i przedstawić mi ze szczegółami tę czy inną kłótnię. Na przykład, jedenaście lat wcześniej, gdy razem z Margie jechali do Big Sur, pokłócili się o to, czy uchylić szyby w samochodzie, czy włączyć klimatyzację. Czytając relację z tej kłótni, Mickey co jakiś czas podnosił wzrok i mamrotał: „Czyż to nie okropne?” albo „Czy nie zasługuję na coś lepszego?” albo „Uwierzy pan, że powiedziała coś tak absurdalnego?”.
Mickey sprawiał wrażenie zadowolonego z tego, że w trakcie naszych sesji może mi opowiedzieć wszystko o występkach Margie, ale po kilku tygodniach słuchania zacząłem się zastanawiać, dokąd zmierza ta terapia. Co staramy się osiągnąć? Przedstawiłem trzy opcje:
• Jeśli Mickey jest nieszczęśliwy z powodu małżeństwa i uważa, że sytuacja jest beznadziejna, może rozważyć separację albo nawet złożyć pozew rozwodowy.
• Jeśli nadal kocha Margie i chce naprawić małżeństwo, mogą spróbować terapii par.
• Może zachować status quo i nic się nie zmieni.
Mickeya pierwsza opcja zdecydowanie nie interesowała. Separacja nie wchodziła w grę. Wyjaśnił, że czuje się zobowiązany mieszkać w domu, aż ich córki skończą szkołę. Nie ufał matczynym umiejętnościom Margie i uważał, że dziewczynki potrzebują ojca w domu, aż udadzą się do college’u.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki