Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„– Oddaję. Zapewniam, że służył tylko do przykręcenia paru śrubek. Nic zdrożnego. – Liam podał mi narzędzie i przytrzymał je odrobinę zbyt długo, gdy chciałam odebrać swoją własność. Niechcący dotknęłam jego palców i poczułam ten dotyk każdą komórką ciała.
– Super – odpowiedziałam z udawanym entuzjazmem. – Oszczędziłeś mi zakupu nowego.
– Jeśli ty będziesz czegoś potrzebowała, również możesz przyjść – zaproponował i chyba był ciekaw mojej reakcji.
– Jasne. Zapukam dwa razy. Będziesz wiedział, kiedy nie otwierać – stwierdziłam uszczypliwie, a on... zaśmiał się. Gardłowo i obłędnie, na moment odchylając głowę w tył. Jęknęłam w duchu.
– Uważaj, z kim zadzierasz – rzucił jeszcze. – Wiem, gdzie mieszkasz. – I szczerząc się łobuzersko, odwrócił się na pięcie i pomaszerował do siebie."
W tej romantycznej, zabawnej i niesamowicie zmysłowej serii opowiadań Zapukaj dwa razy od Liv Water główni bohaterowie rozpoczynają znajomość od awantury na korytarzu. Choć to nienajlepszy początek mieszkania po sąsiedzku, wzajemna fascynacja szybko bierze górę. Gorącą atmosferę podsyca gra z tajemniczym pudełkiem, a potem — niepokojący sekret Liama...
Serię „Zapukaj dwa razy" i 11 innych opowiadań znajdziesz w tomie opowiadań erotycznych feel-good „Recepta na miłość", którego bohaterowie mierzą się z różnymi przeszkodami i przeciwnościami losu. Bolesny rozwód, porzucenie przez narzeczonego dzień przed ślubem, wypadek, który całkowicie przewartościowuje dotychczasowe życie... W sytuacji, gdy świat wali się na głowę, trudno otworzyć się na nowe uczucie. Do tego dochodzą nasze własne lęki, uprzedzenia i stereotypy. A jednak tęsknota za miłością drzemie w każdym z nas. Czasami czai się dosłownie na wyciągnięcie ręki, tuż za drzwiami naszego mieszkania...
Czy bohaterowie tomu zaryzykują i znajdą swoją receptę na miłość?
W skład zbioru wchodzi 14 opowiadań:
Walenty
Mogán
Seks z kalendarza
Wigilijna noc
Lokatorzy
Recepta na miłość
Świąteczne zakochanie
Przeprowadzka z bonusem
Zachwiane fundamenty. Dwa oblicza Sary Larson
W drodze do ciebie
Ranczo
Zapukaj dwa razy
Zapukaj dwa razy i wejdź
Zapukaj dwa razy i zostań
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 260
LUST authors
TłumaczenieEmil Chłabko, Zuzanna Zywert, Ludwika Kotecka, KAP
Lust
Recepta na miłość: zbiór opowiadań erotycznych feel-good
TłumaczenieEmil Chłabko, Zuzanna Zywert, Ludwika Kotecka, KAP
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright ©2022, 2023 LUST authors i LUST
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788728573525
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Viktoria zamyka oczy. W jej myślach on jest blisko. Widzi wyraźnie jego twarz. Jego ciemne, głębokie spojrzenie. Mogłaby je przeniknąć i dostrzec w nim samą siebie. Całuje ją subtelnie. Ona dygoce z rozkoszy. Jej serce przyspiesza, gdy jego skóra muska jej. Napełnia ją ochota, budzi się żądza.
Jest delikatny. Robi jej się gorąco, kiedy go całuje. Jej ciało się rozluźnia, staje się miękkie i gładkie. On ją obejmuje. Ma wygłodniale usta, ich języki igrają ze sobą. On się uśmiecha; śmieją mu się usta i oczy. Podobnie jak jej. Odgarnia jej włosy z oczu, zakłada za ucho. Całuje ją tuż poniżej, potem po szyi, odnajdując drogę do jej piersi. Błądząc, choć jednak wzmocniony namiętnością. Powoli rozpina jej bluzkę, guzik po guziku. Wszystko odbywa się niezwykle wolno. Pomaga mu i już wkrótce bluzka leży na krawędzi łóżka. Pokój przeszywa powiew wiatru, sutki jej sztywnieją. I – jakby czytał jej w myślach – obejmuje jej piersi dłońmi i zaczyna masować delikatnymi ruchami.
Kochać się. Nigdy wcześniej tego nie robiła. To jej pierwszy raz, on jest jej pierwszą miłością.
Kładzie się na plecach. On delikatnie pomaga jej zsunąć spodnie. Kładzie się na niej. Śmieje mu się cała twarz, jej również. Zaczyna ją całować od ust w dół, po brodzie, szyi, piersiach i brzuchu. Podążając do jej środkowego punkt. Jej ciało wibruje, jednocześnie dziko i tęsknie. Drży i czuje łaskotanie w całej sobie. Marznie, choć jest jej gorąco. On budzi w niej wszystkie możliwe uczucia. Sprawia, że rejestruje je jedno po drugim. Gdy zaczyna całować jej wargi sromowe, szparkę do jej wnętrza, natychmiast zalewają ja jakby fale. Tęskni. Wije się z rozkoszy. W całej cipce aż tętni i ściska. Musi go mieć.
– Muszę cię mieć.
On zdejmuje z siebie ubrania. Jedno po drugim. Powoli. Szczerzy się przy tym, dobrze wiedząc, że ona tęskni za widokiem jego skóry. Ani się obejrzała, aż staje przed nią ubrany tylko w parę bokserek. Zdejmuje je nieznośnie powoli. Jest twardy. Jego erekcja pulsuje w tęsknocie za nią. A ona jest mokra, ciasna. I zaczyna się pieścić, dotyka swojej pochwy, czując wylewające się z niej pożądanie. Wita go łonem, które wyczekiwało tej chwili już od dłuższego czasu. Wypełnia ją. On wypełnia ja swoim fiutem. A dwa ciała łączą się w jedno, zaś ona po raz pierwszy czuje się tak naprawdę bezpieczna. Nie ma nic lepszego. Nic nie mogłoby sprawić, że ta chwila byłaby piękniejsza, przyjemniejsza, nie ma takich słów, które by potrafiły to opisać.
Nie wie już, co jest snem, a co jawą. Odchyla się. Opada między ruchami, pościelą i materacem. Jego bliskość przenosi ją w wymiar oderwany od rzeczywistości. Przenosi się w inne miejsce. Zamienia się w kogoś innego. Jej łonem targają żądze. Dyszy. Głos tonie w oparach pożądania. A krew płonie w jej żyłach. Ogień, który rozpalił, kochając się z nią, zajął każdy milimetr, każdą cząstkę jej jasnej, wygłodniałej skóry. Całuje go namiętnie. Przyspieszając. Wchodzi w nią mocniej i mocniej, jeszcze głębiej.
Jego wzrok jest nieobecny. Skupił się na swoich ruchach, takcie, swoim i jej ciele. Dwa ciała. Dwa stęsknione ciała. Więcej i więcej. On porusza się szybko. Zdecydowanie. Całuje ją po szyi, piersiach, płatkach uszu. Całuje gorącymi, głodnymi ustami. Idealnymi wargami. Jego ruchy są żwawe i pewne. Kiedy zbliża twarz do wnętrza jej ud, obsypując je pocałunkami, żądza w niej eksploduje. Wibruje, ciągnie. Jej cipka gotuje się w ogniu namiętności i pożądania.
Wkrótce również on dochodzi. Ona to czuje. On nie musi nic mówić. Czuje rosnące tempo jego ruchów. Jak się wypełnia. Jak jej wnętrze się napina. Przez jego rytm, ruchy, które przeobrażają się w drgawki. A on coraz mocniej i mocniej szuka ostatecznego finału, crescendo. Ona jest w niebie.
I wtedy dochodzą. On dochodzi. Ona dochodzi. Oboje jednocześnie wypełniają pokój bezsłownymi odgłosami, z uczuciem osiągający niemożebny poziom. Jej łydki krzyczą. Jej uda się wyswobadzają. A cała ona eksploduje. Jego sperma spływa jej do pępka, jest ciepła i ma słodki zapach.
Kochany Walenty!
Dziś święto zakochanych. W ten dzień powinno się być szczerym, przede wszystkim wobec samego siebie. Wyznanie drugiej osobie swoich uczuć to kwestia powodzenia lub porażki. Wiąże się to z ryzykiem bycia zranionym, załamanym. Trzeba się zebrać na odwagę, żeby zrobić coś podobnego. A ja zbieram się już od bardzo dawna. Nie chcę już dłużej czekać. Nie mogę.
Zakochałam się w Tobie, Walenty. Jestem zakochana już stanowczo za długo, by dłużej milczeć. Dusiłam w sobie tę myśl i uczucie ze strachu przed odrzuceniem; pewna, że mnie odrzucisz. Nie mam już siły czekać, już wystarczy. Chcę to powiedzieć. Wyznać prawdę. Mimo że wiem, że to niemożliwe, muszę to z siebie wyrzucić. Podzielić się moimi myślami. Z Tobą. Chcę, byś to czytając dowiedział się prawdy. Chcę z Tobą być, Walenty. Ze wszystkich moich sił pragnę cię zasypać miłością. Zapewniam Cię, że jest silna. A moje uczucie nigdy nie ustanie.
Wiem, że jesteś zajęty. Wiem, że Twoje serce należy do kogoś innego. Tą osobą nie jestem ja. Jest nią Elly. Jesteście tacy różni. Walenty, to nie jest dziewczyna dla Ciebie. Czy dramatyzuję, pisząc takie rzeczy bez uzasadnienia? Możliwe. Elly rządzi innymi. Nikogo nie słucha. Jest wredna. Decyduje o tym, co jest właściwe, oceniając tych, którzy według niej nie dorastają jej po pięt. Nie lubię jej, Walenty. Nie wierzę w jej dobro. Co do Twojego zaś nie mam wątpliwości. Nie mówię, że sama jestem perfekcyjna, ani trochę. Jestem jak inni. Mam swoje wady. Brakuje mi pewności. Strach ciągle mnie powstrzymuje przed robieniem różnych rzeczy. Jak teraz. Może nawet mam prawo zdobyć się na odwagę, by podążać za swoim sercem. Rzadko bywam ze sobą szczera. Ale teraz piszę ten list, nie zastanawiając się nad każdym słowem. Zdobyłam się na odwagę. Piszę do Ciebie to, co mi przychodzi do głowy, nie analizując.
Widzę Cię. Wyobrażam sobie, że patrzę na Ciebie tak, jak nikt inny. Widzę. Rozumiem. Widzę kogoś pewnego siebie, błyskotliwego. Ale także skromnego. Kogoś, kto jest tak dobry. Czarujący. Złożony.
Nie wspominając o atrakcyjności. Seksapilu. Kogoś, kto sprawia, że moje sny stają się mokre, zakazane. Nie znamy się. W każdym razie nigdy nie spędziliśmy ze sobą więcej czasu, nie zamieniliśmy słowa. A jednak. Mimo to czuję te emocje, mam to przekonanie. Piorunujące zakochanie.
Wiesz, co zwykle robię? Wpadam na Ciebie – nie przez przypadek wciąż się spotykamy przy szafkach w korytarzu przy innych. Często tam na Ciebie czekam, robiąc wszystko, żebyśmy się spotkali. Nie, żeby się odezwać. Nie, żeby zamienić z Tobą kilka słów. Ale po to, by Cię zobaczyć. Abyś Ty na mnie spojrzał. Gdzieś między wydarzeniami dnia, a twoimi przyjaciółmi. Mimo że masz ją. Nasze spojrzenia się łączą. Gdybym się komuś zwierzyła, większość ludzi powiedziałaby pewnie, że to bez znaczenia. Ja jednak nie chcę w to wierzyć. Chcę wierzyć, że między Tobą a mną kryje się coś więcej. Może to sobie wyobraziłam. Pewnie tak. W głębi duszy chcę jednak, że mnie widzisz, Walenty. Że gdzieś głębiej coś do mnie czujesz. Nawet, jeśli prawdopodobieństwo, że to prawda jest minimalne, nie jestem gotowa porzucić nadziei.
Pisząc to, chcę ulżyć temu, co w sobie noszę. Chcę, żebyś wiedział. O wszystkim. Bez ogródek. Bez wymówek. O wszystkim, bo taka jest prawda. Miłość. Dlatego, że dziś są walentynki. Dlatego, że chociaż raz w życiu zdobyłam się na szczerość wobec samej siebie i wobec mojego serca.
Lubię takie święta. To jasne, że nie powinnam Ci tego wszystkiego mówić, a jednak się na to decyduję. Ale mam jeszcze jedna tajemnicę. Jestem w Tobie zakochana już od tak dawna. Wiesz, co zwykle robię o tej porze roku? Pomimo tego, że nie jesteśmy razem. Mimo że to wiem, nie myśl, że wyobrażam sobie cokolwiek innego. Piszę list. Podobny do tego. Piszę do Ciebie list. Przelewam na papier moje uczucia i myśli. Prawie jak teraz. Zapieczętowuję kopertę i chowam ją do pudełka pod łóżkiem. Moje przyjaciółki wręczają listy swoim chłopakom. Ja natomiast zagrzebuję mój gdzieś głęboko. Pode mną. Jest ze mną cały czas, choć niezupełnie. Piszę o mojej tęsknocie oraz że niczego nie pragnę tak, jak bycia z Tobą. Chcę, by się to spełniło tak gorąco, że moje uczucia już prawie się ze mnie wylewają.
To jednak niemożliwe. A i tak nie mogę się powstrzymać od tego, by spotykać Cię w korytarzu. Napotkać Twój wzrok, to zawsze coś. Nawet, jeśli wyraźnie odbiega od tego, czego bym sobie życzyła i czego chcę, może nawet potrzebuję, to i tak lepsze niż nic. A drobiazg może wystarczyć, kiedy alternatywną opcja jest pustka. W tym roku jest jednak inaczej, Walenty. Jestem silna. Mam odwagę. Raz na zawsze wyślę ten list. Nie donikąd, ale do Ciebie. Ten jedyny raz będziesz mógł go przeczytać. Oceniać. Rozstrzygnąć, czy jestem szalona, czy po prostu zakochana.
Zasnął. Lecz we snie wszystko wydaje się oczywiste. Tutaj są razem, on i ona. Wyprowadzili się z miasta. Nie są już studentami uniwersytetu. Jest lato i leżą na łące. Jest przyjemnie ciepło. Przyjemna bryza śpiewa cudownie, życie jest perfekcyjne. Leżą bardzo blisko siebie. Opiera głowę na jego ramieniu. On przyciąga ją bliżej. Usta muskają jego spalone słońcem ramię. Patrzy na nią. Coś igra w jej spojrzeniu. Coś. Rzecz nie do wyjaśnienia, beztroskiego, a tym samym oczywistego, pewne przekonanie. Kryje się za nim coś więcej, nie udaje mu się dobrać właściwych słów.
On wie, czego ona chce.
On zresztą pragnie tego samego.
Szybko siada na nim okrakiem. Pochyla się, żeby pocałować go w podbródek pokryty twardym zarostem, dopiero co niewyczuwalnego. On to uwielbia, jest tego pewna. Łaskocze. Kiedy to robi, on staje się kompletnie bezbronny. Rozbraja go, jest rozkojarzony, nie panuje nad sobą. Smak pocałunków, dotyk i uwodzicielskie ruchy. Ciało mu wibruje.
On czuje, jak penis unosi się i rośnie. Żąda więcej miejsca. Jego kształt staje się pewniejszy. Krew zaczyna pulsować. Wkrótce robi mu się gorąco, a wybrzuszenie w jego szortach staje się coraz większe w takt jej pocałunków. Ślina jest słodka.
– Doprowadzasz mnie do szaleństwa.
Jest tego świadoma. Dokładnie tego chce.
Zdziera z niego wyblakły podkoszulek. Szybko. Nie chce czekać. Jej ruchy są niecierpliwe. Całuje jego sutki, najpierw jedną, potem drugą. Podgryza je. Jest dzika. On traci głowę, poczucie miejsca i czasu. Zaraz zniknie. W krainie erotyki i pożądania. Jej usta wysyłają go w świat rozkoszy. Podoba mu się to i błaga, bez słów, o więcej.
Zdejmuje z niego szorty. Tak, jak się spodziewała, pod kawałkiem materiału kryje się fiut twardy jak głaz. Sterczy prosto na nią, bierze go w dłoń. Mocny członek między jej palcami jest jak dziki zwierz, głodny wąż. Jest nieokiełznany. Pragnie tylko jednego: by wsunęła swoje łono, swe piękne, mokre łono, na jego fiuta. Dosiadła go, zakleszczyła swoje ciało na jego, by wspólnie dać się ponieść temu, co doprowadzi ich do orgazmu i uczucia niemożliwego do opisania słowami.
Ale jeszcze nie czas, nie teraz.
Zbliża się do niego ustami. Patrzy na nią, starając się nie przeoczyć żadnej sekwencji tego, co właśnie ma miejsce. I wtedy ona otwiera usta, idealne do tego stopnia, że udaje jej się objąć go w całości. Widzi jak żołądź znika w jej wąskich, pięknych ustach. Pochłaniają go całego. Pulsuje. Jego członek jest stęskniony. On zaś głośno łapie powietrze.
Jej usta są gorące. Wargi tak gładkie. Język cudowny. A on odchyla głowę w tył.
Chwilę potem – stracił rachubę i nie wie, ile czasu minęło – niespodziewanie dosiada go okrakiem, a on wchodzi w nią, raz za razem, raz za razem. Ona nadaje tempa. Jak przedtem. Ona decyduje o rytmie. Posuwiście porusza się tam i z powrotem nad jego fiutem, brzuchem, piersią.
Bawi się z nim tak przez chwilę. Pozwala, by jego chuj pieścił lekko jej dziurkę, nie wchodząc głębiej. Jego frustracja rośnie dokładnie tak samo jak i namiętność. Czuje jej wargi sromowe, soki spływają z pochwy na jego erekcję. I już, gdy jest bliski eksplozji, nareszcie daje mu się wślizgnąć do środka, penetrować ją dogłębnie i intensywnie. Pieprzy go szybko, gwałtownie. Zachłannie. I oboje oddają się zapomnieniu, opadając głęboko w ramiona nieprzejednanego seksu.
Kochana Viktorio!
Co zrobić, gdy nie ma się odwagi spróbować? Co zrobić ze strachem przed odrzuceniem, nie mogąc tym samym nie zaryzykować? Powinienem spróbować, licząc się z tym, że możesz powiedzieć nie. Wierząc, że z drugiej strony istnieje szansa, że możesz się zgodzić. To znaczy, zobaczymy. Tak bardzo chciałbym wyznać, jaki jestem zakochany, trwa to już od dawna. Chcę Cię zasypać komplementami, wziąć za dłoń i dokładnie jak w filmach całować o zachodzie słońca. Wyraźnie widzę taki scenariusz. Potrafię sobie nawet wyobrazić, jakby to było. Jednak za każdym razem, gdy o tym myślę, moje marzenia pryskają w frustracji, że brakuje mi odwagi. Czego ja się tak właściwie boję?
Walentynki. Dzień nazwany na cześć męczennika Walentego. O powstaniu święta krąży wiele historii i mitów. Jedna z nich głosi, że w tym czasie ptaki odnajdywały swojego partnera. Inna opowiada o księdzu, którego osądzono przez to, że chciał pobłogosławić młode małżeństwo. Ksiądz widział miłość, prawo – karę.
Wiem, że powinienem zakończyć mój związek. Nie jest prawdziwy, wiem o tym aż za dobrze.
Powinienem powiedzieć stop. Wiem o tym. Mam wiele wątpliwości, ale nie co do tego. Powinienem z nią zerwać, choć ona twierdzi inaczej. Pomimo tego, pozwalam Elly decydować. Dlaczego? Przecież nie brakuje mi pewności. Wiem przecież, czego chcę i co czuję. Dlaczego więc w to brnę? Cóż, boję się, Viktorio. Obawiam się, że mnie nie pokochasz. Że mnie nie dostrzeżesz. Że stracę wszystko. Że raz na zawsze przekonam się, że twoje oczy nie spoczywają na mnie. Że mnie nie widzisz, wcale. Oraz że wszystkie moje marzenia, cała moja miłość i to dzikie zakochanie, którym mnie opętałaś, są tylko fantazją. Wymysłem. Rzeczą, która nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Tego bym nie zniósł, Viktorio.
„Pasujecie do siebie”, mawiają przyjaciele o mnie i Elly. „Jesteście sobie pisani. Chyba nie wahasz się na poważnie? Kompletnie ci odbiło?”. Zasypują mnie argumentami, dla których według nich powinienem utrzymywać ten związek. „A może ja kocham kogoś innego?”, mówię. Najpierw zapada milczenie. Potem zaczynają się śmiać. Wszyscy, wszyscy moi najbliżsi przyjaciele. Bez wyjątków, a niektórzy nawet zwijają się ze śmiechu. „Kocham!”, drwią ze mnie.
Później wracają do rozmów o czymś innym. Sprawach banalnych, błahostkach, o których niedługo się zapomina, ale które trzymają grupę razem. Nikt mnie nie rozumie. Nikt nigdy nie będzie w stanie mnie zrozumieć. Jestem za bardzo związany strachem z tymi ludźmi, choć nazywam ich moimi przyjaciółmi. Boję się, bo ich słucham. Bo pozwalam sobie podążać za ich radami, wątpiąc we własne uczucia. Poddaję w wątpliwość to, kim jestem. Myślę, że może, może mimo wszystko mają rację. W końcu jest ich więcej i wszyscy mówią mi, żebym przestał. Że jest mi dobrze. Że wszystko jest w porządku. Nie zrozum mnie źle, Viktorio. Elly jest w porządku. Jest fantastyczną dziewczyną. Ale jeśli się kocha inną, nie można się zmusić do emocji. Kocha, czy to przed chwilą napisałem? Tak, kocham Cię, Viktorio. Nareszcie się o tym dowiesz. Zapieczętuję ten list. Nigdy wcześniej nie napisałem niczego podobnego. Nie wiem, co mnie skłoniło, aby zrobić to teraz, właśnie w ten dzień. Ale zapieczętuję list, a Ty zobaczysz go na własne oczy. Obnażam się przed Tobą. Jestem nagi. Do Ciebie należy wybór.
Uczelnia aż kipi od miłości, planów i marzeń. Studenci prowadzą długie, głośne rozmowy. „Czy to znaczy, że on czuje to samo? Czy to wystarczający znak, żeby on chciał, a ona zdobyła się na odwagę? Rzeczywiście tak powiedział, ale może w głębi serca czuje inaczej? A co ona chce przez to powiedzieć? A on? Czego on chce, choć może jeszcze sam tego nie rozumie?”. Wszyscy dyskutują. Spekulują, pełni nadziei. Nadziei na miłość, na spełnienie marzeń. Wierzą w romantyczność i że w końcu porwie ich wszystkich, a ich sny o długich pocałunkach i szczęśliwej przyszłości wreszcie się ziszczą.
Dzisiaj dawnym zwyczajem znów czeka na niego w korytarzu. Ale tym razem zrobi więcej, gdy spotkają się ich spojrzenia. Dziś, raz na zawsze, odezwie się do niego. Długo się zastanawiała, analizowała, później znów główkowała. Wahała się między kilkoma frazami, ilością słów i ich kolejnością. Ma powiedzieć tak, a może jeszcze inaczej? Zdecydowała się na jedną możliwość. Wyciągnie do niego list i powie po prostu: „Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek”. Powie to beztroskim głosem, z lekkością w piersi. Powie to, jak formułkę. Zwykłą frazę. Bez udziwnień. Odda mu decydujący ruch, rozstrzygający, czy pociągną rozmowę o ich dwojgu o kolejny krok. Niech on zadecyduje, co chce zrobić z jej wyznaniem i jak chce je przyjąć – jeżeli chce je przyjąć. Tym samym składa swój los w zupełności w jego rękach. A w głębi serca wierzy, że ją zrozumie i da jej znak, który utwierdzi ją w fakcie, że on… cóż, chce tego samego.
Ale w ostatniej chwili wycofuje się. Jednak. Nie ma. Odwagi.
On jest tak blisko. Trzyma w dłoni list. Stoi pod jej szafką. Jedyne, co musi zrobić to wcisnąć list w małą szczelinę. List wyląduje w jej szafce, na stosie rzeczy, które trzyma w środku. Viktoria zobaczy list, gdy tylko otworzy drzwiczki. Ma dobre przeczucie, czuje to w piersi. Jednak w chwili, gdy ma zamiar wsunąć list do środka pojawia się jeden z jego kolegów. „Co ty tu kombinujesz?”. Chowa swój list. Wymyśla jakąś słabą wymówkę. Wiarygodne kłamstwo. Jego serce wypełnia wstyd i poczucie winy. Mnie list w dłoni, chowa go do kieszeni. I chwila przemija. Wszystko przemija.
Victoria opuści to miejsce. Miasto. Zapomni. Zobaczy coś innego. A przede wszystkim, postara się zostawić wszystko za sobą. Czy to będzie możliwe? Nie wydaje jej się. Ciągle widzi go przed sobą. Nie może tego zrozumieć. Dlaczego miłość sprawia taki ból? Do tej pory nie zamienili ze sobą słowa. Tylko spojrzenia, przelotne. Chodzi w nim zakochana już od tak dawna. I wciąż nic. Żadnego nawet najmniejszego znaku. Pomimo tego, uczucie nie mija. Nie zmalało na sile, wręcz przeciwnie. Jest jeszcze mocniejsze. Prześladuje ją.
Zamyka oczy i wyobraża sobie, że Walenty ją obejmuje. Odrywając ją od wszystkiego, co sprawia ból. Wszystkiego, co wydaje się niewłaściwe. Wszystkiego, co sprawia, że odczuwa teraz te emocje. Przytula ją i wszystko, dosłownie wszystko, jest już dobrze. Świat pięknie, objęcia napełniają ją życiem. Nagle wszystko nabiera znaczenia. Wszystko ma sens. Życie ma sens. Miłość. Takiej miłości szukała, na taką miała nadzieję, wierzyła w nią. Kiedyś.
Znów otwiera oczy. Rzeczywistość jest jednak inna. Marzenia i prawda to dwie różne sprawy. Ona o tym wie. Niczego już sobie nie wyobraża. Choć nie myślała, że tak to się wszystko skończy. Już się naczekała. Miała nadzieję, czekała i czekała. A jednak. Mimo to nic się nie wydarzyło. Mimo to nie stało się nic, co by przywróciło jej wiarę. Chwilami czuła, że może wszystko w końcu się ułoży. Może on to zobaczy. Może coś zrobi. Nadchodzi jednak taki moment, gdy serce nie znajduje już żadnego pocieszenia i się poddaje. Przestaje wierzyć. Teraz wie, że on należy do innej. Wie, że nigdy nie będzie należał do niej.
Jest gotowa na pożegnanie. Ma właśnie wyjechać, wsiąść do pociągu, gdy dobiega ją wołanie:
– VIKTORIO!
Maria rozłożyła dwa ręczniki, układając je nie obok siebie, jak robili to inni plażowicze, lecz wzdłuż leżaka, bo szykowała go dla jednej osoby. Na stoliku położyła torbę, a kiedy podszedł kelner i zaproponował coś do picia, uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Kelner wprawnym ruchem wypełnił kostkami lodu otwór w stoliku, po czym otworzył butelkę wina musującego, wsunął ją do lodu i powiedział do Marii:
– Czy ma pani ochotę na lampkę wina?
– Tak, z chęcią. Jak długo tu pracujesz? – zapytała, lustrując go wzrokiem.
– Niedługo – trochę niepewnie odparł kelner, patrząc jej w oczy. – Jeszcze nie minął tydzień, więc wszystko jest dla mnie nowe.
– Dobrze cię tu traktują?
– Tak, ludzie są mili i nie wściekają się, jak o czymś zapomnę czy zrobię nie tak.
– Daj mi znać, jak będziesz miał kłopoty albo poczujesz się niepewnie. – Maria znów się uśmiechnęła. – Znam menedżera.
– Dziękuję. Będę o tym pamiętał. – Kelner odszedł, posyłając na pożegnanie czarujący uśmiech.
Maria odprowadziła go wzrokiem, po czym umościła się wygodnie na szerokim leżaku. Była z niej kiedyś prawdziwa piękność, a długie blond włosy od tamtych czasów prawie się nie zmieniły, choć teraz upięła je w kok. Byli tacy, którym jej twarz kojarzyła się z pełnym gracji kotem, zapewne z powodu jej skośnych oczu. Inni mówili, że jest kobietą o zmiennych nastrojach niczym kotka, a wyraz jej oczu błyskawicznie się zmienia zależnie od stanu ducha. Potrafiła być bardzo przyjazna i bardzo niebezpieczna. To ostatnie w szczególności odnosiło się do mężczyzn.
Maria wielokrotnie zerkała w stronę restauracji i znajdujących się tam niewielkich stolików i krzeseł. Od czasów młodości wielokrotnie odwiedzała to miejsce, a teraz oczyma wyobraźni zobaczyła, jak Nico siedzi przy „ich” stoliku. Przez kilka pierwszych lat swoje notatki zapisywał w skoroszytach, które później zastąpił nośnikami elektronicznymi. Nico nigdy nie korzystał z leżaków, jednak ich spojrzenia często się spotykały w ciągu dnia. Kiedy wzrokiem zgodnie wyrażali „to coś”, Maria podnosiła się i kołysząc biodrami, szła do pokoju, a po krótkiej chwili dołączał do niej Nico. Uwielbiała ten ich rytuał. Czuła się jak kot, który po wielu godzinach czuwania wreszcie schwytał mysz.
Z czułością wspominała ten pierwszy raz, gdy Nico ją tu zaprosił. Dopiero się poznali, on był przystojny, bogaty i miał wszystkie cechy, które powinien posiadać prawdziwy mężczyzna. Była od niego dużo młodsza, można by rzec, że zbyt młoda, i pochodziła z małego ubogiego miasteczka leżącego w samym sercu Hiszpanii. W towarzystwie Nica, prawdziwego bon vivanta, początkowo czuła się bardzo niepewnie, bojąc się, że zaraz popełni jakąś niewybaczalną gafę.
Leżąc na leżaku, wygrzewając się w promieniach słońca i rozkoszując się widokiem oceanu i orzeźwiającego wina, często spoglądała na Nica, a gdy ich spojrzenia się spotykały, uśmiechała się i zakładała za ucho kosmyk włosów.
Maria wygładziła materiał bikini i wyciągnęła przed siebie długie nogi. Pierwszego lata często zaszywali się w pokoju. Nico nigdy nie miał jej dość, a ona uwielbiała, gdy pożądanie przejmowało nad nim kontrolę.
Zanim pierwszy raz przyjechali do tego hotelu, nie uprawiali ze sobą seksu. Znali się już od dwóch miesięcy i Maria pragnęła pójść na całość, jednak Nico wolał poczekać na ten właściwy moment.
Maria była dziewicą, a w jego oczach – jak twierdził – jawiła mu się pełną świętości boginią.
Gdy zapadła noc po ich przyjeździe do hotelu, Nico z ogromną czułością zdjął z Marii ubranie. Jego oczy lśniły szczególnym blaskiem, do którego z czasem przywykła. Jego dłonie wędrowały po niej całej, Nico w uniesieniu pieścił jej piersi i delikatnie przesuwał język wokół sutków. Maria poczuła głęboko ukrytą tęsknotę, o której istnieniu dotąd nie miała pojęcia. Czekając na to, co miało się zdarzyć, była mocno spięta, a zarazem złakniona szczęścia. Dłonie Nica dotykały ją coraz namiętniej, a ich wargi spotkały się w pocałunku. Kiedy Maria poczuła, jak jego palce kierują się w dół jej brzucha i nagle giną w jej łonie, głośno wciągnęła powietrze i żarliwie przylgnęła do niego, jakby rozpaczliwie potrzebowała pomocy.
Po krótkiej chwili palce Nica znalazły się tam, dokąd zmierzały, a Maria otworzyła się przed nim z ledwie słyszalnym jękiem. Nico zaczął ją delikatnie penetrować, a ona zapomniała o bólu i zdenerwowaniu, przenosząc się do innego wymiaru, czyli do nieznanej jej dotąd krainy najwspanialszych doznań.
Kochanek ostrożnie zaczął w nią wchodzić, lecz po chwili, nie mogąc dłużej pohamować ogarniającego go pożądania, jego ruchy stały się szybsze, aż w końcu z ciężkim westchnieniem opadł na nią. A Maria aż pęczniała z dumy. To ona, właśnie ona potrafiła usatysfakcjonować i zaspokoić mężczyznę, którego pożądały wszystkie kobiety!
Po tej pierwszej cudownej nocy ich życie erotyczne nieustannie stawało się jeszcze lepsze i ciekawsze, podobnie jak długa podróż, która wraz z upływem czasu wydaje się coraz piękniejsza i coraz bardziej egzotyczna.
Maria uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na okno pokoju, w którym zawsze zatrzymywała się z Nikiem. Spędzili w nim tak wiele godzin wypełnionych seksem i rozkoszą! Mieli siebie, co w zupełności im wystarczało, za to wciąż brakowało im czasu na przebywanie tylko we dwoje, więc nawet dzieci czy inni członkowie rodziny nie ośmielali się odbierać im tych wspólnych chwil.
Nico aż do samego końca ciężko pracował, a Maria bardzo za nim tęskniła. Ale od samego początku ich związku przeczuwali, że nie będzie im dane razem się zestarzeć.
Z zamyślenia wyrwał ją młody kelner, który przechodził obok jej leżaka. Czy przypadkiem się do niej nie uśmiechnął? Maria z uznaniem przyjrzała się jego smukłemu, opalonemu ciału. Nie miał tak szerokich ramion jak Nico ani wąskich bioder czy ślicznej pupy, ale ogólnie rzecz biorąc, niezły był z niego przystojniak.
Popatrzyła na hotelowych gości, ale nie po to, by porównywać się z młodszymi kobietami. To nie byłoby w jej stylu. Żaden żyjący organizm nie jest odporny na upływ czasu, więc nie ma powodu, by za wszelką cenę próbować zachować młodość. Maria już jako mała dziewczynka nauczyła się akceptować życie takim, jakie jest. Odkryła również, że prawdziwa miłość to jedna z niewielu rzeczy, których nie da się kupić.
Właśnie dlatego nie wyszła ponownie za mąż. Skąd mogłaby wiedzieć, że mężczyzna kocha ją, a nie jej wielką fortunę? Nico pragnął jej takiej, jaką była, a Maria nigdy nie wątpiła w szczerość jego uczuć, był dla niej tym jednym jedynym.
Maria jak zwykle była mocno opalona. Choć jej ciało mocno się zmieniło przez te wszystkie lata, nie zamierzała go ukrywać w jednoczęściowym stroju kąpielowym. Miała na sobie dopasowane bikini, które zakrywało to, co powinno, poza fałdkami na miękkim brzuchu i nie do końca jędrnymi udami. Skoro ona musiała z tym żyć, to inni też powinni się do tego przyzwyczaić.
Spojrzała na tak dobrze jej znane fale oceanu. Choć otoczenie z roku na rok się zmieniało, ocean wciąż był taki sam. Przez Marię przebiegł dreszcz, po czym spojrzała na górę wznoszącą się naprzeciwko niej. Z miejsca, w którym siedziała, mogła dostrzec ostry zakręt, który zawsze wywoływał w niej strach w drodze do ośrodka. Za każdym razem, gdy nim jechali, chowała twarz w ramieniu Nica i modliła się w myślach o to, by nie spadli w przepaść. Jednak teraz, po wybudowaniu nowej, łatwiejszej trasy, droga przez górę została zamknięta. Poza tym nie było już przy niej Nica, w którego ramionach mogłaby się ukryć.
Gdy leżała w swoim pokoju i przysłuchiwała się szumowi fal dochodzącemu zza okna, usłyszała oddech Nica. Zazwyczaj zasypiał przed nią, a ona leżała przy nim w łóżku i odpoczywała po gorącym seksie.
Młody kelner ponownie przeszedł obok niej i posłał jej uśmiech. Był krótko ostrzyżony, a z tyłu głowy ogolony na zero. Miał sprawne ruchy, a na jego ustach gościł przyjazny uśmiech, w którego szczerość Maria wierzyła bez zastrzeżeń.
Podniosła się i zeszła po schodach do wody. Nico zawsze ją obserwował, gdy szła popływać. Schody wiodące do oceanu były zalane, czasem nie, w zależności od stanu wody. Dno było zdradliwe, mogło się zmienić z dnia na dzień i zdarzało się, że z ostatniego stopnia od razu wpadało się w głębię. Przez kilka pierwszych lat nie było tu ratowników, ale na szczęście miała Nica. Teraz na terenie kąpieliska zawsze był ktoś dbający o bezpieczeństwo gości w wodzie.
Miała ze sobą żółte bikini w zielone kwiaty, w które zamierzała się przebrać po kąpieli. Zawsze tak się ubierała, by czuć się seksownie. Wspomniała pewne zdarzenie sprzed lat. Znów poczuła na sobie spojrzenia Nica w tamtej niezwykłej chwili, gdy po raz pierwszy się spotkali, znów wyczuła tę otaczającą go aurę. Stała wtedy przy barze i usiłowała wyglądać na niezależną i pewną siebie, choć w rzeczywistości była nieśmiała i źle się tu czuła, kompletnie nie na miejscu. Kilka miesięcy wcześniej została odkryta przez łowcę talentów i szybko wprowadzono ją do światka pięknych kobiet i bogatych mężczyzn. Miała już za sobą kilka zleceń jako modelka, brała też udział w prestiżowym pokazie mody. Ale wtedy pojawił się Nico, który chciał mieć ją tylko dla siebie. Nie mogła należeć do nikogo innego, co, szczerze mówiąc, bardzo jej odpowiadało. Zostali połączeni przez miłość, a płomień namiętności rozpalał ich perfekcyjne ciała aż do samego końca.
Woda w oceanie była dość chłodna, więc Maria zanurzyła się tylko na krótką chwilę, po czym narzuciła na siebie szlafrok, poszła do łazienki, przebrała się i położyła się z powrotem na leżaku. Przez szkiełka ciemnych okularów przeciwsłonecznych zauważyła, że krążący w pobliżu kelner raz po raz zerka na nią. Jej uroda wciąż działała na mężczyzn, nawet tych młodszych. Zrobiło jej się ciepło na sercu, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Spojrzała w kierunku stolików, gdzie siedział Nico i kiwał potakująco głową, uśmiechając się do niej. Płynnymi ruchami nasmarowała się olejkiem do opalania. Musiała poczekać, aż skóra wchłonie ostatnie kropelki kosmetyku. Jej dłonie były delikatne i wrażliwe na dotyk. Kelner, który teraz siedział przy barze, przyglądał się jej z tęsknotą w oczach.
Jego oczy spoczywały na niej. Choć drugi kelner zajęty był obsługiwaniem gości, „jej” kelner dziwnym trafem cały czas znajdował się w jej polu widzenia. Po obu stronach kąpieliska stało osiem leżaków zwróconych w stronę oceanu. Maria zawsze wybierała ten z numerem sześć – nie z powodu samego numeru, ale dlatego, że był najlepiej usytuowany względem baru i stolików. Puerto de Mogán było przytulnym i spokojnym nadmorskim miasteczkiem. Białe domy z kolorowymi wzorkami na murach tylko dodawały mu uroku. Wzdłuż wąskich uliczek kwitły piękne bugenwille pnące się po ścianach budynków.
Odkąd została sama, często chodziła na spacery po miasteczku. W dawnych czasach, z Nikiem, rzadko opuszczali teren hotelu. Zwiedzili co prawda kilka innych miejsc, jednak to właśnie hotel w Mogán był ich ulubionym miejscem. Śniadanie jedli zawsze w pokoju, niekiedy też kolację, a od czasu do czasu stołowali się w najlepszych restauracjach w okolicy. Maria zakładała wtedy jedną ze swoich ślicznych sukienek, a Nico dopasowane spodnie i koszulę z krótkim rękawem. Ubierali się podobnie jak inne pary, jednak ich niezwykła uroda przyciągała zaciekawione spojrzenia przechodniów. Początkowo Maria czuła się tym skrępowana, jednak Nico swoim spokojnym i naturalnym sposobem bycia sprawił, że po jakimś czasie przywykła do tego, a nawet w ogóle przestała zwracać na to uwagę. Natomiast teraz mogła przechadzać się po miasteczku zupełnie niezauważona, co bardzo jej odpowiadało, gdy nie mogła już schować się w ramionach Nica.
Gdy Maria znów spotkała się wzrokiem z młodym kelnerem, posłała mu przyjazny uśmiech. Kiedyś, dawno temu, też była młoda, pełna nadziei i planów na przyszłość. Patrząc wstecz, nie zmieniłaby nic w swoim życiu. Nie wszystkim dane było przeżyć taką namiętność, jaka buzowała między nią a Nikiem, a nawet jeśli tak, to niewielu parom udało się utrzymać ją do samego końca. Ich gorące pocałunki i pieszczoty nieraz trwały kilka pełnych namiętności godzin. Ach, jak wspaniale do siebie pasowali, jak cudownie łączyły się ich ciała, no i te ich pełne namiętności spojrzenia i delikatny język Nica poruszający się dokładnie tam, gdzie lubiła. Natomiast Maria rzadko brała do ust jego penisa, ponieważ Nico wolał być w niej. Chciał czuć, jak ich ciała stapiają się ze sobą, co napawało ją dumą i sprawiało, że czuła się najszczęśliwszą kobietą na ziemi.
Zanim spotkała Nica, jej życie nie było usłane różami. Żeby wyżywić wielodzietną rodzinę, jej rodzice musieli harować w polu. Maria była samotnym dzieckiem i czuła, że nie pasuje do reszty rodziny, jakby trafiła tam przez przypadek. Nawet dzisiaj niemal nie utrzymuje kontaktu ze swoim rodzeństwem.
Jej rodzice zmarli już dawno temu, ale ostatnie lata żyli w dostatku, bo Nico się nimi zaopiekował. Kupił im porządny dom i zadbał o to, by na nic im nie brakowało. Nico zawsze powtarzał, że Maria na tle swojej rodziny była jak piękna, zagubiona wróżka. Porównywał ją do ćmy latającej w dzień wśród motyli. Tutaj natomiast to Maria była motylem, a inni ćmami.
Spojrzała na ekran telefonu, by sprawdzić, która godzina. Po szóstej na terenie kąpieliska nie było już obsługi, ale za chwilę kelnerzy przejdą się między gośćmi, którzy wynajęli leżaki, proponując im kawę i ciastko. Oczywiście po krótkiej chwili przy Marii pojawił się jej kelner z pełną tacą.
– Jak masz na imię?
– Roberto. Niestety! Nie wiem, co moim rodzicom wpadło do głowy, by nadać mi takie imię – powiedział kelner, uśmiechając się nieśmiało.
– Moim zdaniem to bardzo ładne imię. Poza tym to tylko imię. Najważniejsza jest osoba, która za nim się skrywa.
– Racja, dziękuję. A pani nazywa się Maria?
Skinęła potakująco głową i sięgnęła po ciasto. Nie miała na nie ochoty. Było za słodkie. Roberto uśmiechnął się i spojrzał jej prosto w oczy.
– Do zobaczenia później – powiedział i odszedł w stronę baru.
Maria patrzyła na niego, gdy odchodził, tłumiąc w sobie śmiech. To jego „do zobaczenia później” miałoby sens, gdyby kelner miał wieczorną zmianę, ale jeśli Maria zje kolację w pokoju, Roberto będzie musiał obejść się smakiem. A może ona też miała nadzieję, że jeszcze się spotkają? Był przecież czarujący, przystojny i sprawiał wrażenie dobrego chłopaka. Maria wypiła ostatni łyk kawy i spakowała swoje rzeczy. Kiedy mijała kelnera, jeszcze raz uśmiechnęli się do siebie. Doświadczenie nauczyło ją, że wszystko może się zdarzyć. Życie czasem toczy się tak, jak sobie zaplanowaliśmy, ale czasem też zaskakuje nas czymś nieoczekiwanym. Tak jak wtedy, gdy spotkała Nica.
Jej pokój należał do najlepszych w hotelu, a z okien rozpościerał się widok na ocean z jednej strony i na port z drugiej. Nocą zawsze zostawiała uchylone drzwi balkonowe i przysłuchiwała się uspokajającemu szumowi fal, miauczeniu kotów i świergotaniu ptaków.
Strumień wody spływał po niej. W powietrzu unosił się zapach różanego mydła, a jej dłonie przesuwały się po jej gładkiej skórze. Maria zamknęła oczy i zobaczyła przed sobą Nica namydlającego jej ciało. Z rozkoszy odchyliła do tyłu głowę, czując pulsowanie między udami, które nasilało się wraz z coraz szybszymi ruchami dłoni. Po krótkiej chwili ogarnęła ją fala rozkoszy i Maria westchnęła głęboko. Potrafiła się zaspokoić, ale nic nie równało się orgazmowi, który mógł dać jej Nico. Już nigdy tego nie zazna, ale nie pogardziłaby czymś, co choć trochę by go przypominało.
Odwiesiła słuchawkę prysznica i otuliła się dwoma ręcznikami – jeden związała wokół włosów, a drugi wokół nagiego ciała. Zrelaksowana wyszła na balkon, z którego bacznie przyglądała się ludziom stojącym na dole. Rozmawiali i śmiali się, przyciągając uwagę kilku wygłodniałych kotów. Przypuszczała, że ci ludzie, tak samo jak ona, spędzali tu swoje długo wyczekiwane wakacje. Udzielił się jej ich wesoły nastrój i na twarzy Marii zagościł uśmiech. Może jednak powinna zjeść kolację w towarzystwie innych gości?
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.