Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pod tym prowokacyjnym tytułem kryje się brawurowo napisana autobiografia człowieka, który jak nikt inny w Polsce zna popkulturę od podszewki. Legendarne zespoły i wykonawcy, w tle historia Polski od peerelowskich absurdów po szalone lata 90. Czytając tę książkę, wraz z autorem, dziennikarzem muzycznym, przed laty szefem kultowego klubu Riviera-Remont, robimy sobie podróż sentymentalną. Czysta przyjemność.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 374
Wystawiasz sztukę na podstawie książki sprzed 60 lat, która zainteresuje tysiąc bogatych, podstarzałych białasów. Po spektaklu ich jedynym zmartwieniem będzie to, gdzie zjedzą ciastko i wypiją kawę. Każdy oprócz ciebie ma tę sztukę w dupie. I bądźmy szczerzy, Tato, nie robisz tego dla sztuki. Chcesz po prostu poczuć się znowu ważny. (…) Za kogo się, do kurwy, uważasz? Nienawidzisz blogerów, wyśmiewasz się z Twittera, nie masz nawet konta na Facebooku. Ty nie istniejesz. Robisz to, bo jesteś śmiertelnie przerażony, jak i reszta nas, że jesteś nieważny. I wiesz co? Racja. Nie jesteś. To, co robisz, nie jest ważne. Ty nie jesteś ważny. Przywyknij do tego.
(monolog córki z filmu Birdman, reż. Alejandro G. Iñárritu, 2014)
W czasach, kiedy muzyka rockowa była ważna, każdy z muzyków marzył o znalezieniu się na pierwszej stronie magazynu „Rolling Stone”. W 1973 roku grupa Dr. Hook & the Medicine Show miała nawet przebój o tytule Na okładce Rolling Stone’a. Pośrednio, i nieco niechlubnie, trafiłem na obwolutę amerykańskiego pisma.
Wiosną 1986 roku Warszawę odwiedził P.J. O’Rourke, mistrz światowego reportażu. Jego relacja opublikowana w amerykańskim magazynie 6 listopada została zaanonsowana na pierwszej stronie tytułem W Polsce – za wódczaną kurtyną. Część materiału dotyczyła wizyty Amerykanina w klubie studenckim Remont, którego wówczas byłem kierownikiem.
Trzeciego wieczoru poszliśmy do Remontu, jedynego punkowego klubu w Warszawie– napisał O’Rourke. –Dzieciaki nie wyglądały zbyt punkowo; przypominały raczej uczestników domowej zabawy, w której każdy miałby jak najszybciej przeobrazić się w Patti Smith. Jednak Remont był tak samo śmierdzący jak nowojorski CBGB. Kierownik, Grzegorz Brzozowicz, pokazał mi wideo o polskiej scenie punkowej nakręcone przez zachodnioniemiecką telewizję. Punkowcy mówili to, co zwykle: „Wszystko jest gównem”, „Życie jest gówniane”, „To jest gówno”. Trafiali w sedno, bo to były zwykłe konkluzje, a nie deklaracje wściekłości.
Na początku nie miałem pomysłu, o co zapytać Grzegorza.
– Czy polski ruch punkowy posiada jakiekolwiek znaczenie polityczne? – zapytałem i zauważyłem, że trafiłem w punkt.
W rajach marksistowskich nawet wilgotne i śmierdzące miejsca, takie jak Remont, muszą być pod rządową kontrolą i sam Grzegorz musiał posiadać błogosławieństwo aparatu. Wyglądał na zirytowanego.
– Zauważam pewną prawidłowość w pytaniach z Zachodu – powiedział Grzegorz. – Przede wszystkim interesujecie się punkami. Wasze reportaże mają przeważnie na celu pokazanie, że punkowcy stoją w opozycji do władzy, łamią istniejące tutaj zasady. Dodatkowo wasze artykuły pokazują, że po ulicach nie chodzą misie polarne – uśmiechnął się do mnie protekcjonalnie. – Istnieją momenty, gdy nasz kraj jest całkiem normalny.
– Beznadziejnie normalny – powiedziałem. – Zauważyłem, że wasi punkowcy nie noszą sterczących kogutów i tatuaży na twarzach.
– Mają pewne zahamowania – powiedział Grzegorz. – Poza tym nie mamy produktów kosmetycznych do układania fryzur.
Grzegorz się zamyślił. Nie chciał, bym odniósł złe wrażenie, ale jednocześnie nie chciał, bym pomyślał, że polscy punkowcy są kompletnymi mięczakami.
– Przed tygodniem ktoś wrzucił bombę dymną – odważył się. I potem westchnął. – Istnieją sprzeczności na polskiej scenie punkowej. Remont jest jedynym miejscem, w którym punkowcy mogą wyrażać swój bunt przeciwko instytucjom. Natomiast gdy wejdą do środka, zaczynają czuć przyjemność z buntowania się przeciwko instytucji uosabianej przez klub. Głównym problemem jest nuda.
– To jest to, co motywowało w Ameryce moją generację do buntu w latach 60. – powiedziałem, by być miły. – Wiesz, myśmy byli znudzeni komercjalizmem, znudzeni materializmem…
Grzegorz westchnął ponownie:
– Oni buntują się tutaj, ponieważ tego nie mają.
Tego wieczoru grały dwa zespoły: Trybuna Brudu i Garaż w Leeds. Trybuna Brudu rymuje się z „Trybuną Ludu”, dziennikiem partii komunistycznej. Garaż w Leeds to grupa zimnofalowa, według Grzegorza to najnowszy brytyjski styl muzyczny podobny do Nowej Fali, ale bardziej ponury. Oba zespoły były nędzne.
Niektórzy z punkowców zaczęli tańczyć pogo albo próbowali. Byli tak pijani, że nie mogli nawzajem w siebie trafić. Ogromny punk z nożem za pasem i o szyi grubości uda spojrzał w naszą stronę.
– Jedną z pozytywnych stron socjalizmu – powiedziałem do towarzyszącej mi Zofii – jest niski wskaźnik przestępczości.
– Są miejsca w Warszawie, do których nigdy nie zaglądam – odpowiedziała.
– Czy to jest jedno z nich?
– W tym momencie tak.
Kiedy wychodziliśmy, zaczęła się wielka bójka.
Klub Remont jest cool na tyle, na ile w Polsce jest to możliwe.
Część I
Rozdział I
Mój Tato był Pierwszym Sekretarzem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej! No, może nie do końca, ale jeśli posłużyć się poetyką dowcipów o wiadomościach podawanych przez radzieckie Radio Erewań, to wszystko będzie się zgadzało.
Słuchacze Radia Erewań pytają: „Czy to prawda, że na placu Czerwonym rozdają samochody?”. Radio Erewań odpowiada: „Tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na placu Czerwonym, tylko w okolicach Dworca Warszawskiego, i nie rozdają, tylko kradną”.
Paradoks polegał na tym, że z Armeńskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej nigdy nie nadawało Radio Erewań. A jakie to ma znaczenie? Dla tej opowieści najmniejszego. Zatem zacznijmy od początku…
Mój Tato był pierwszym sekretarzem, ale nie Komitetu Centralnego, tylko Komitetu Warszawskiego, a dokładniej – warszawskiego Komitetu Dzielnicowego Praga-Południe. Nie był też pierwszym, tylko jednym z zastępców Pierwszego. Tyle że nosił tytuł Zastępcy Pierwszego Sekretarza do spraw Ekonomicznych Komitetu Dzielnicowego Warszawa Praga-Południe Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Czyż nawet dziś ta 14-wyrazowa nazwa stanowiska mojego Taty nie brzmi mocarnie?! I właśnie dlatego mam prawo używać tytułu Resortowe Dziecko Rock’n’Rolla. Nie ma w tym najmniejszego nadużycia, gdyż podczas kłótni Tato zawsze podkreślał, że wszystko, co osiągnąłem, zawdzięczam tylko i wyłącznie jemu.
Tato święcie wierzył w przewodnią siłę narodu, jednak jedno słowo w tytule jego stanowiska wyraźnie go uwierało. Był bowiem inżynierem i szczerze nienawidził ekonomistów. Podejrzewam, że zgodnie z zasadą mówiącą, że lojalny towarzysz sprawdzi się na każdym posterunku, mógłby za jakiś czas zostać sekretarzem do spraw ważnych. Przykładowo Adam Rapacki służył narodowi najpierw jako minister żeglugi, potem szkolnictwa wyższego, a na koniec spraw zagranicznych. Zapewne nie był jedynym mistrzem resortowych rotacji. Tato niestety szczyt kariery partyjnej osiągnął jako dzielnicowy ekonomista.
Według dzisiejszych kategorii był słoikiem, a wedle socjalistycznych norm – wzorcowym przykładem awansu społecznego. Dzięki ambicji i pięciu punktom za pochodzenie robotnicze dostał się na Politechnikę Łódzką, gdzie zdobył tytuł inżyniera elektryka. I jako absolwent studiów technicznych nienawidził ekonomistów. Prawda była taka, że Tato uwielbiał nienawidzić. Wszystkiego i wszystkich.
Mieszkając w stolicy, pogardzał Politechniką Warszawską, ponad którą stawiał swoją łódzką. Szczerze i głośno opluwał Legię Warszawa, bo ten klub wojskowy stosował szczególną politykę transferową. Gdy jego działacze upatrzyli sobie utalentowanego sportowca, to nie pytali, ile kosztuje, tylko… powoływali go do Ludowego Wojska. Mogę zrozumieć postawę Taty, ale dlaczego, pochodząc z okolic Gór Świętokrzyskich, kibicował śląskiemu Ruchowi Chorzów? Nawet nie wiem, czy on kiedykolwiek był w Chorzowie!
Tato urodził się w Końskich, miasteczku, które prawa miejskie otrzymało już w 1748 roku. Niestety za czasów Polski Ludowej przeistoczyło się w prowincjonalną dziurę, choć dla mnie urokliwą. Tato tłumaczył ten upadek zmianami administracyjnymi, w wyniku których Końskie przeszło spod kurateli ukochanej Łodzi w objęcia Kielc. W tym wypadku nienawiść Taty do świętokrzyskiej stolicy wynikała z faktu, że było to rodzinne miasto jego żony Zofii, czyli mojej mamy. Chodziło o to, że wybranka była z miasta wojewódzkiego, a on tylko i aż z Końskich.
11 września 1939 roku Końskie odwiedził Adolf Hitler. W ślad za Führerem przybyła słynna artystka filmowa Leni Riefenstahl. Następnego dnia była świadkiem masakry 22 Żydów. Fakt ten będzie ją prześladował do końca życia podczas licznych procesów o sprzyjanie faszystom. Żydzi stanowili połowę przedwojennych mieszkańców Końskich. Trzy lata później naziści (zwani dawniej Niemcami) wywieźli prawie wszystkich do obozu zagłady w Treblince. Po wyzwoleniu tablice nagrobne z żydowskiego cmentarza posłużyły konecczanom jako materiały budowlane.
W trakcie okupacji okolice Końskich były ośrodkiem ożywionej działalności ruchu partyzanckiego. Rządził tam oddział legendarnego majora Henryka Dobrzańskiego „Hubala”. Jego losy na taśmie filmowej uwiecznił Bohdan Poręba, partyjny reżyser słynący z antysemickich wybryków. Był to jedyny film, jaki mu wyszedł. Jedną z głównych ról zagrała w nim Małgorzata Potocka, która 10 lat później stanie się muzą Grzegorza Ciechowskiego. Urokowi reżysera uległ również Czesław Niemen, który skomponował muzykę do jego filmu Polonia Restituta. Gdy spytałem legendarnego wokalistę, czemu to zrobił, odparł z naturalną sobie szczerością:
– A czy ja wiedziałem, kim był Poręba? Film był o Józefie Piłsudskim.
Do tej wyliczanki muszę dodać aktora Wojciecha Brzozowicza, brata stryjecznego Taty, który z Porębą wystąpił na wiecu początkującym działalność niesławnego Zjednoczenia Patriotycznego „Grunwald”. W 1967 wuj był współzałożycielem głośnego Kabaretu pod Egidą i nic nie wskazywało, że w przyszłości zwiąże się z komunistyczną prawicą. W 1984 roku zagrał jedną z głównych ról w filmie Smażalnia story. Kazik Staszewski, kinoman, wyszedł z jego projekcji, twierdząc, że gorszego filmu w życiu nie widział.
Tato kolekcjonował książki o świętokrzyskiej partyzantce, według niego najbardziej bohaterskiej z wszystkich. O dziwo, rozmowy na temat towarzysza Mieczysława Moczara, o którym uczono mnie jako o wybitnym dowódcy świętokrzyskiego, komunistycznego podziemia, kwitował następująco:
– Co to za bohater. Wojnę przesiedział w stodole przebrany za babę!
I jak tu zrozumieć Tatę, bo akurat przed marcową ofensywą Moczara w 1968 roku wkroczył na drogę kariery partyjnej?
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Część II
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Część III
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Część IV
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Część V
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Część VI
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Copyright © Grzegorz Brzozowicz, Czerwone i Czarne
Projekt okładki i layoutu Mikołaj Kamler
Zdjęcia Archiwum, Archiwum autora, East News, Eugeniusz Warmiński/East News, Forum, Marek Karewicz/East News, mr makowski, Krzysztof Wojciewski/FORUM, Agencja SE/East News, Łukasz Grudniewski/East News, Archiwum zespołu Republika, Mieczysław Włodarski/REPORTER, Filip Ćwik/Newsweek Polska/REPORTER, Bartosz Krupa/East News, Michał Dyjuk/REPORTER, Kuba Suszek
Redaktor prowadząca Katarzyna Litwińczuk
Korekta Katarzyna Kaźmierska, Agnieszka Wasilewska
Skład i łamanie Mikołaj Kamler
Wydawca Czerwone i Czarne Sp. z o.o. S.K.A. Rynek Starego Miasta 5/7 m. 5 00-272 Warszawa
Wyłączny dystrybutor Firma Księgarska Olesiejuk Sp. z o.o. sp. j. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki www.olesiejuk.pl
ISBN 978-83-7700-231-5
Warszawa 2016