Rok 1000. Jak odkrywcy połączyli odległe zakątki świata i rozpoczęła się globalizacja - Valerie Hansen - ebook

Rok 1000. Jak odkrywcy połączyli odległe zakątki świata i rozpoczęła się globalizacja ebook

Hansen Valerie

4,3

Opis

Fascynująca opowieść o zapomnianych odkrywcach i wyprawach, które zmieniły świat!

Dlaczego na malowidłach ściennych w świątyni Majów w Chichén Itzá w Meksyku widnieją tajemniczy blondyni? Czy ideę nowoczesnej wymiany handlowej Afryka zawdzięcza Arabom i Europejczykom? Kto odkrył Nową Zelandię?

Na te i na wiele innych pytań odpowiada przełomowa praca Valerie Hansen, sławnej profesor Uniwersytetu Yale, która pokazuje, że już pod koniec pierwszego tysiąclecia naszej ery śmiałe wyprawy handlowe połączyły ze sobą najważniejsze kultury świata, a odważni odkrywcy rozpoczęli eksplorację planety.

Ten fascynujący obraz pierwszych, nie zawsze przebiegających pokojowo spotkań przedstawicieli odmiennych społeczeństw skłania do przemyślenia wszystkiego, co – jak się wydawało – wiadomo na temat kształtowania się współczesnego świata.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 416

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (4 oceny)
3
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dla Jima, który był wszę­dzie

i prze­czy­tał wszystko

Od autorki

Aby dotrzeć do jak naj­szer­szego grona czy­tel­ni­ków, kie­ro­wa­łam się pew­nymi wska­zów­kami. Ogra­ni­czać do mini­mum obce nazwi­ska i słowa. Uży­wać naj­po­pu­lar­niej­szej pisowni i opusz­czać więk­szość zna­ków dia­kry­tycz­nych. Odwo­ły­wać się do współ­cze­snych nazw kra­jów i regio­nów i nie zaprzą­tać głowy czy­tel­nika nazwami, które dawno wyszły z uży­cia. Zamie­nić histo­ryczne jed­nostki miar i wag na jed­nostki metryczne. Spo­rzą­dzić przy­pisy, które pozwolą ziden­ty­fi­ko­wać mate­riał źró­dłowy i lite­ra­turę przed­miotu.

Pro­log

Na ulicy tło­czą się ludzie. Kupują naszyj­niki z pereł pocho­dzące ze Sri Lanki, ozdoby wyrzeź­bione z afry­kań­skiej kości sło­nio­wej, per­fumy z Tybetu i Soma­lii zawie­ra­jące sub­stan­cje utrwa­la­jące woń, fla­ko­niki z bał­tyc­kiego bursz­tynu i meble wyko­nane z każ­dego gatunku pach­ną­cego drewna, jaki tylko można sobie wyma­rzyć. Zapach zagra­nicz­nych kadzi­deł roz­cho­dzi się w powie­trzu. Sklep na rogu oprócz kosz­tow­nych, wyra­fi­no­wa­nych tech­nicz­nie wyro­bów sprze­daje także ich uprosz­czone wer­sje prze­zna­czone na rynek lokalny. W zależ­no­ści od tego, jakie przy­pada święto, do tłumu dołą­czają wyznawcy hin­du­izmu, muzuł­ma­nie czy bud­dy­ści. Póź­niej odwie­dzą przy­ja­ciół, któ­rzy poczę­stują ich napo­jami o nie­zwy­kłym zapa­chu. Rodzina poka­zuje swój nowy naby­tek: na pięk­nym stole z jawaj­skiego drewna san­da­ło­wego spo­czywa róg noso­rożca z wyrzeź­bio­nym skom­pli­ko­wa­nym wzo­rem. Wiele z tych bibe­lo­tów wygląda na zagra­niczne, co świad­czy o kosmo­po­li­tycz­nym guście wła­ści­ciela.

Mia­sto z sze­roką sie­cią kon­tak­tów ze świa­tem spra­wia wra­że­nie waż­nej, nowo­cze­snej metro­po­lii i takie wła­śnie było chiń­skie Quan­zhou około roku 1000. Poło­żone na wybrzeżu naprze­ciwko Taj­wanu, w poło­wie drogi mię­dzy Szan­gha­jem a Hong­kon­giem, Quan­zhou należy do naj­więk­szych i naj­bo­gat­szych por­tów na świe­cie.

Wszyst­kimi tymi towa­rami han­dlo­wano tam wów­czas powszech­nie. Chiń­czycy od stu­leci spro­wa­dzali drewno zapa­chowe, na przy­kład san­da­łowe, z tere­nów dzi­siej­szej Jawy i Indii oraz aro­ma­tyczne żywice, takie jak mirra czy oli­ba­num, z Pół­wy­spu Arab­skiego. Palili spro­wa­dzane z zagra­nicy kadzi­dła, aby delek­to­wać się won­nym powie­trzem, nasą­czali ubra­nia pach­nącą parą, aro­ma­ty­zo­wali medy­ka­menty, napoje, zupy i cia­sta impor­to­wa­nymi przy­pra­wami.

Import ten finan­so­wała oży­wiona wymiana han­dlowa, a naj­bar­dziej tech­nicz­nie zaawan­so­wa­nym towa­rem eks­por­to­wym Chin była wypa­lana cera­mika. Tań­sze wyroby cera­miczne pocho­dziły z Azji Mniej­szej, gdzie sto­so­wano imi­ta­cję szkliwa tylko przy­po­mi­na­ją­cego błysz­czącą chiń­ską por­ce­lanę, gdyż były wypa­lane w niż­szej tem­pe­ra­tu­rze. Wraz z otwar­ciem nowych szla­ków han­dlo­wych rze­mieśl­nicy, któ­rzy do tej pory mieli mono­pol na dostar­cza­nie cera­miki swym roda­kom, nagle musieli zacząć wal­czyć o udział w rynku z wytwór­cami z dru­giej strony globu.

Rok 1000 ozna­czał począ­tek glo­ba­li­za­cji, czyli moment, gdy szlaki komu­ni­ka­cyjne oplo­tły cały świat i umoż­li­wiły towa­rom, tech­no­lo­giom, reli­giom oraz podróż­ni­kom i kup­com docie­ra­nie w nowe miej­sca. Ta zasad­ni­cza zmiana wpły­nęła także na zwy­kłych ludzi.

W roku 1000 – a w każ­dym razie około tej daty według oceny arche­olo­gów – wikiń­scy odkrywcy wypły­nęli z rodzin­nej Skan­dy­na­wii, prze­mie­rzyli pół­nocny Atlan­tyk i dotarli do Nowej Fun­dlan­dii – wyspy leżą­cej w pobliżu pół­nocno-wschod­niego wybrzeża Kanady – gdzie nie tra­fił jesz­cze żaden Euro­pej­czyk. (Dzie­sięć tysięcy lat wcze­śniej na zachod­nie tereny Ame­ryki Pół­noc­nej przy­wę­dro­wały ludy z Sybe­rii). Wikin­go­wie połą­czyli ist­nie­jące drogi han­dlowe w obu Ame­ry­kach z euro­pej­skimi, azja­tyc­kimi i afry­kań­skimi szla­kami komu­ni­ka­cyj­nymi – czyli z obsza­rem zwa­nym Afro­eu­ra­zją. Po raz pierw­szy w dzie­jach przed­miot lub wia­do­mość mogły prze­mie­rzyć świat dookoła.

W prze­ci­wień­stwie do Skan­dy­na­wów inni wio­dący gra­cze roku 1000 – Chiń­czycy, Hin­dusi i Ara­bo­wie – nie wywo­dzili się z Europy. Naj­dłuż­sza regu­lar­nie wyko­rzy­sty­wana droga mor­ska pro­wa­dziła z Chin do Omanu i Basry nad Zatoką Per­ską, czyli portu leżą­cego naj­bli­żej Bag­dadu. Zatoka Per­ska łączyła dwa szlaki piel­grzym­kowe: jeden dla muzuł­ma­nów z Chin podró­żu­ją­cych do Mekki, a drugi dla także odby­wa­ją­cych hadżdż miesz­kań­ców Afryki Wschod­niej. Naj­więk­szy ruch towa­rowy pano­wał na tra­sie z Pół­wy­spu Arab­skiego do por­tów na połu­dniowo-wschod­nim wybrzeżu Chin, ale część towa­rów pły­nęła do por­tów wzdłuż wybrzeża Afryki Wschod­niej.

Około 1000 roku w świat ruszyli agenci glo­ba­li­za­cji – wikin­go­wie z Europy Pół­noc­nej, miesz­kańcy obu Ame­ryk, Afry­ka­nie, Chiń­czycy i miesz­kańcy Bli­skiego Wschodu. Wymie­niali swoje towary na dobra, które widzieli po raz pierw­szy, a prze­cie­ra­jąc nowe szlaki lądowe i mor­skie, wyzna­czali praw­dziwy począ­tek glo­ba­li­za­cji. Dzięki tym pio­nie­rom i odkryw­com liczne kró­le­stwa i impe­ria po raz pierw­szy dowie­działy się nawza­jem o swym ist­nie­niu, a towary, ludzie, a wraz z nimi cho­roby, mogły prze­miesz­czać się w nowe rejony. I tak różne zakątki świata nawią­zały ze sobą kon­takt, czego osta­tecz­nym rezul­ta­tem jest dzi­siej­sza zglo­ba­li­zo­wana rze­czy­wi­stość.

To prawda, że i wcze­śniej miesz­kańcy nie­któ­rych krain – dzi­siej­szej Rosji, Chin, Indii – dobrze wie­dzieli, że gdzieś indziej żyją inne spo­łecz­no­ści. Mamy dowód na to, że w pierw­szych wie­kach naszej ery ist­niał szlak mor­ski łączący Cesar­stwo Rzym­skie z zachod­nim wybrze­żem połu­dnio­wych Indii, ale osta­tecz­nie zaprze­stano korzy­sta­nia z niego w celach han­dlo­wych. Z dru­giej strony powstały około 500 roku lądowy i mor­ski Jedwabny Szlak stwo­rzył trwałe związki kul­tu­rowe i han­dlowe mię­dzy Indiami, Chi­nami a pań­stwami Azji Połu­dniowo-Wschod­niej i około 1000 roku wciąż ist­niał. Mimo to obie sieci, choć mocno roz­bu­do­wane, obej­mo­wały swym zasię­giem tylko jeden rejon, a eks­pan­sja regio­nów, która roz­po­częła się w 1000 roku, objęła swym oddzia­ły­wa­niem cały świat.

Żeby było jasne: nie była to glo­ba­li­za­cja w dzi­siej­szym tego słowa zna­cze­niu. Zwy­kli ludzie prak­tycz­nie nie mieli moż­li­wo­ści wyjeż­dża­nia dokąd­kol­wiek i kupo­wa­nia towa­rów w skle­pach dosłow­nie na całym świe­cie.

Nie­mniej zmiana, która nastą­piła na prze­ło­mie I i II tysiąc­le­cia naszej ery, stwo­rzyła glo­ba­li­za­cję o naj­bar­dziej fun­da­men­tal­nym zna­cze­niu. To, co stało się w jed­nym zakątku świata, w istotny spo­sób wpły­wało na miesz­kań­ców innych, odle­głych krain. Nowe szlaki wią­zały ze sobą różne czę­ści globu, a wraz z ludźmi i towa­rami roz­prze­strze­niały się nimi także reli­gie. Nie­ustanne zapo­trze­bo­wa­nie na nie­wol­ni­ków w Kon­stan­ty­no­polu (dzi­siej­szym Stam­bule), Bag­da­dzie, Kairze czy w innych mia­stach prze­miesz­czało miliony ludzi z Afryki, Europy Wschod­niej i Azji Cen­tral­nej – setki lat przed poja­wie­niem się trans­atlan­tyc­kiego han­dlu nie­wol­ni­kami. Glo­ba­li­za­cja mocno wpły­nęła rów­nież na tych, któ­rzy nie opusz­czali swych domów. Gdy władca przyj­mo­wał chrzest – a wielu tak zro­biło około 1000 roku – więk­szość jego pod­da­nych także przyj­mo­wała nową wiarę. Wielu miesz­kań­ców Azji Połu­dniowo-Wschod­niej, zarówno samego kon­ty­nentu, jak i wysp, porzu­ciło tra­dy­cyjne zaję­cia, by zaopa­try­wać boga­tych i bied­nych chiń­skich klien­tów w przy­prawy i drewno san­da­łowe. Gdy zagra­niczni kupcy posze­rzali swoje inte­resy kosz­tem miej­sco­wych, wybu­chły pierw­sze zamieszki anty­glo­ba­li­stów, a w Kairze, Kon­stan­ty­no­polu i Guang­zhou tłum ata­ko­wał nowych boga­czy.

Doku­menty z prze­łomu I i II tysiąc­le­cia, które prze­trwały do dziś, nie pozwa­lają dokład­nie oce­nić skali han­dlu ludźmi i towa­rami w tam­tym cza­sie. Dla­tego musimy zwró­cić uwagę na inne dowody. Będziemy śle­dzić towary trans­por­to­wane wzdłuż róż­nych szla­ków i przy­glą­dać się podą­ża­ją­cym za nimi ludziom i infor­ma­cjom. Będą nas inte­re­so­wać auto­rzy pamięt­ni­ków z podróży notu­jący wie­ści zasły­szane od innych, gdyż to wła­śnie oni są naszymi głów­nymi świad­kami ogrom­nej trans­for­ma­cji, która nastą­piła po roku 1000. Wymiana han­dlowa, która wtedy nastała, otwo­rzyła szlaki wyko­rzy­sty­wane do trans­portu ludzi i towa­rów jesz­cze długo po prze­pły­nię­ciu Atlan­tyku przez Kolumba. Jed­nakże świat około 1000 roku istot­nie się róż­nił od tego z roku 1492. Po pierw­sze, podróż­nicy, któ­rzy spo­ty­kali się ze sobą na prze­ło­mie I i II tysiąc­le­cia, znaj­do­wali się na podob­nym pozio­mie roz­woju tech­nicz­nego w prze­ci­wień­stwie do tych, któ­rzy podró­żo­wali po świe­cie pięć­set lat póź­niej, gdy broń palna i armaty pozwa­lały Euro­pej­czy­kom roz­pra­wić się prak­tycz­nie z każ­dym, kto sta­nął im na dro­dze.

Świat roku 1000 miał także innych głów­nych gra­czy. Nie­które jego regiony, dajmy na to Chiny czy Bli­ski Wschód, kwi­tły, pod­czas gdy inne – na przy­kład Europa – zostały z tyłu. W isto­cie świat 1000 roku wyglą­dał podob­nie do dzi­siej­szego, gdy jedy­nymi praw­dzi­wymi rywa­lami Euro­pej­czy­ków są Chiń­czycy, Ara­bo­wie i Ame­ry­ka­nie.

Zda­rze­nia zapo­cząt­ko­wane prze­ło­mem roku 1000 sta­no­wiły zna­czący punkt w roz­woju ludz­ko­ści, wywie­ra­jąc zarówno dobre, jak i złe skutki. Glo­balne szlaki komu­ni­ka­cyjne, które przy­nio­sły tak dobro­byt, jak cho­roby, przy­czy­niały się do roz­woju inte­lek­tu­al­nego, ale także frag­men­ta­cji kul­tu­ro­wej, roz­po­wszech­niały zdo­by­cze tech­niki, jed­no­cze­śnie nisz­cząc tra­dy­cyjne rze­mio­sło. Nowe szlaki sprzy­jały i bra­ta­niu się ludzi, i kon­flik­tom. Nie­któ­rym otwie­rały oczy na nowe moż­li­wo­ści, ale także przy­spie­szały pod­po­rząd­ko­wa­nie tych, któ­rzy nie potra­fili się wyrwać spod domi­na­cji.

Książka ta jako pierw­sza roz­pa­truje ów ciąg wyda­rzeń w kate­go­rii „glo­ba­li­za­cji”1. W pro­ce­sie tym zawsze są wygrani i prze­grani i nie ina­czej stało się w 1000 roku, gdy na świe­cie nastą­piła fun­da­men­talna zmiana. Wciąż odczu­wamy tego skutki i musimy zro­zu­mieć dłu­go­trwałe dzie­dzic­two roku 1000.

Histo­ria wydaje się bar­dzo zna­joma, ale sytu­acja w tam­tym cza­sie była dia­me­tral­nie inna. Działo się to oczy­wi­ście przed indu­stria­li­za­cją. Nie było ani maszyn paro­wych, ani elek­trycz­no­ści. Źró­dłem ener­gii byli ludzie, zwie­rzęta, woda i wiatr.

Inne były też byty poli­tyczne: dru­żyny, ple­miona, kró­le­stwa i impe­ria. Nie ist­niały pań­stwa naro­dowe (te ukształ­to­wały się dopiero w XIX wieku), które mogły zmu­sić swych oby­wa­teli do służby woj­sko­wej i pła­ce­nia podat­ków. Książka ta wyja­śnia, jak powstały sple­cione ze sobą sieci zło­żone z głów­nych świa­to­wych regio­nów i kto za to odpo­wiada. Nawią­zu­jąc kon­takty w roku 1000, miesz­kańcy róż­nych czę­ści świata przy­go­to­wali grunt pod następną fazę glo­ba­li­za­cji na prze­ło­mie XV i XVI wieku, kiedy Euro­pej­czycy przy­sto­so­wali ist­nie­jące sieci do wła­snych celów. Ale to nie oni wyna­leźli glo­ba­li­za­cję. Zmie­nili i powięk­szyli jedy­nie to, co już było. Gdyby glo­ba­li­za­cja jesz­cze się nie zaczęła, miesz­kańcy Europy nie byliby w sta­nie tak szybko spe­ne­tro­wać tylu regio­nów świata.

Glo­ba­li­za­cji zawsze towa­rzy­szyło wiele napięć: gdy ludzie w jakiejś czę­ści świata pojęli, że nie są jedy­nymi miesz­kań­cami ziemi, sta­wali w obli­czu nowych nie­bez­pie­czeństw. Ci, któ­rzy po raz pierw­szy doświad­czyli glo­ba­li­za­cji, musieli obrać wobec niej jakąś stra­te­gię, przyj­mu­jąc różne korzystne dla sie­bie punkty widze­nia.

Spo­ty­ka­jąc na swej dro­dze obcych – co w roku 1000 zda­rzało się powszech­nie – musieli osza­co­wać ryzyko: czy ci obcy dybią na ich życie? Czy chcą ich wziąć w nie­wolę? Musieli oce­nić sytu­ację: kto wygra, jeśli doj­dzie do walki? Kto ma lep­szą broń? A co, jeśli obcy potra­fią czy­tać i pisać? Musieli przy­jąć stra­te­gię dal­szego postę­po­wa­nia, z któ­rej mogą dla nas pły­nąć cenne nauki.

Zda­rzały się też inne reak­cje, mówiąc szcze­rze – dzi­waczne. Kiedy India­nie zaata­ko­wali wikiń­ską osadę, a przy­wódca Nor­ma­nów wezwał do odwrotu, jedna brze­mienna, ale zadziorna wikiń­ska wojow­niczka imie­niem Frey­dis nie mogła dotrzy­mać kroku swym towa­rzy­szom i sta­nęła samot­nie wobec wojow­ni­czych tubyl­ców. Odsło­niła pierś i „ude­rzyła” w nią mie­czem2. Zdu­mieni India­nie natych­miast się roz­pierz­chli, jeśli wie­rzyć sadze.

Inne reak­cje w roku 1000 są bar­dziej poucza­jące: co odważ­niejsi poko­ny­wali strach i wycią­gali rękę do ludzi, któ­rych widzieli pierw­szy raz. I nawią­zy­wali sto­sunki han­dlowe.

Kra­iny, które dys­po­no­wały nie­licz­nymi bogac­twami natu­ral­nymi, czę­sto eks­por­to­wały wła­snych miesz­kań­ców jako nie­wol­ni­ków. Pocho­dzili oni z róż­nych czę­ści świata. Naj­bo­gat­sze mia­sta spro­wa­dzały ich z bied­niej­szych regio­nów, które poza ludzką siłą robo­czą miały nie­wiele do zaofe­ro­wa­nia: Afryki Wschod­niej i Zachod­niej, Azji Środ­ko­wej oraz Europy Pół­noc­nej i Wschod­niej. (Z Europy Wschod­niej pocho­dziło tak wielu nie­wol­nych, że praw­do­po­dob­nie angiel­skie słowo slave, czyli nie­wol­nik, wywo­dzi się od Slav ozna­cza­ją­cego Sło­wia­nina).

Ludy, które nie miały czym han­dlo­wać, stały się zna­ko­mi­tymi pośred­ni­kami. Ode­grały ważną rolę w wyty­cza­niu nowych szla­ków han­dlo­wych. Co cie­kawe, spo­łecz­no­ści sto­jące na niż­szym pozio­mie roz­woju tech­nicz­nego cza­sami oka­zy­wały się lep­sze niż te bar­dziej zaawan­so­wane, gdyż szyb­ciej przyj­mo­wały wszyst­kie nowinki.

Jed­nym z naj­szyb­szych spo­so­bów roz­woju spo­łecz­nego było przy­ję­cie wiary wyzna­wa­nej przez bar­dziej roz­wi­niętą spo­łecz­ność – decy­zja nie zawsze podyk­to­wana rze­czy­wi­stymi prze­ko­na­niami reli­gij­nymi. Jeden z wład­ców Rusi, książę Wło­dzi­mierz, chcąc wzmoc­nić swe księ­stwo, roz­glą­dał się za wzor­cami u swych naj­bliż­szych sąsia­dów. Tak jak inni rzą­dzący posta­no­wił wybrać wiarę, która pozwo­li­łaby mu skon­so­li­do­wać wła­dzę i zawrzeć soju­sze z potęż­nymi sąsia­dami. Głów­nym źró­dłem infor­ma­cji księ­cia Wło­dzi­mierza były raporty, jakie skła­dali mu wysłan­nicy, któ­rym kazał odwie­dzać innych wład­ców. Pra­cu­jąc jako szpie­dzy, przy­no­sili mu wie­ści o tym, co się dzieje u sąsia­dów.

Z krót­kiej listy Wło­dzi­mierz wybrał chrze­ści­jań­stwo w obrządku pra­wo­sław­nym, które prak­ty­ko­wało Cesar­stwo Bizan­tyń­skie. Prze­ana­li­zo­wał wszyst­kie za i prze­ciw, jakie wią­zały się z wybo­rem juda­izmu, islamu, kato­li­cy­zmu i pra­wo­sła­wia. Odrzu­cił juda­izm, gdyż Żydzi utra­cili Jero­zo­limę. Skre­ślił islam, bo zabra­niał picia alko­holu. Nie wyja­śnił, dla­czego nie przy­jął wiary kato­lic­kiej. Wybrał pra­wo­sła­wie, ponie­waż zauro­czyła go wspa­niała świą­ty­nia Hagia Sophia w Kon­stan­ty­no­polu, sto­licy Bizan­cjum, będąca w tam­tych cza­sach cudem archi­tek­to­nicz­nym na miarę dzi­siej­szych dra­pa­czy chmur.

W miarę jak przed rokiem 1000 kolejni władcy wybie­rali wiarę dla swych księstw i kró­lestw, liczba dostęp­nych reli­gii się kur­czyła. Jedną z nich był popu­larny na tere­nie dzi­siej­szego Iranu mani­che­izm, który pod­kre­ślał rolę odwiecz­nej walki mię­dzy dobrem a złem. Nie mógł jed­nak kon­ku­ro­wać z bar­dziej okrze­płymi reli­giami i przy­cią­gać rów­nie dużego wspar­cia finan­so­wego i cał­ko­wi­cie zanik­nął.

Po roku 1000 nie poja­wiła się już żadna wielka reli­gia, a jedy­nie lokalne wie­rze­nia, takie jak sikhizm, baha­izm, mor­mo­nizm czy inne. Były one raczej połą­cze­niem róż­nych ele­men­tów zaczerp­nię­tych z reli­gii w 1000 roku już sil­nie osa­dzo­nych.

Inni władcy podej­mo­wali podobne decy­zje jak książę Wło­dzi­mierz i w rezul­ta­cie około 1000 roku gwał­tow­nie wzro­sła liczba wyznaw­ców głów­nych reli­gii. Europa Pół­nocna i Wschod­nia przy­jęły chrze­ści­jań­stwo, islam roz­sze­rzył się na wschód na Azję Środ­kową i na połu­dnie na pół­nocne Indie, bud­dyzm i hin­du­izm zaś objęły swym zasię­giem Azję Połu­dniowo-Wschod­nią. Żyjemy w świe­cie, który ukształ­to­wał się w wyniku pro­ce­sów zacho­dzą­cych w roku 1000: 92 pro­cent wie­rzą­cych wyznaje dziś jedną z czte­rech reli­gii, które wów­czas zyskały popar­cie3.

I żyjąc w świe­cie ukształ­to­wa­nym przez wyda­rze­nia roku 1000, zma­gamy się z dokład­nie takimi samymi wyzwa­niami, wobec któ­rych po raz pierw­szy sta­nęli ówcze­śni ludzie: czy powin­ni­śmy współ­pra­co­wać z sąsia­dami, han­dlo­wać z nimi, pozwa­lać im osie­dlać się w naszych kra­jach i gwa­ran­to­wać im wol­ność wyzna­nia, jeśli zde­cy­dują się żyć w naszym spo­łe­czeń­stwie? Czy powin­ni­śmy wystę­po­wać prze­ciwko tym, któ­rzy wzbo­ga­cili się na han­dlu? Czy powin­ni­śmy podej­mo­wać pro­duk­cję, kopiu­jąc tech­no­lo­gie, któ­rych jesz­cze nie opa­no­wa­li­śmy? Wresz­cie, czy glo­ba­li­za­cja lepiej uświa­domi nam, kim jeste­śmy, czy też znisz­czy naszą toż­sa­mość?

Ta książka ma nam pomóc odpo­wie­dzieć na te pyta­nia.

Roz­dział 1

Świat w roku 1000

Co cie­kawe, wybu­chu mię­dzy­re­gio­nal­nego podró­żo­wa­nia w roku 1000 nie spo­wo­do­wał żaden prze­łom tech­no­lo­giczny. Tak jak daw­niej, ludzie prze­miesz­czali się lądem, głów­nie wędro­wali pie­szo albo jechali wierz­chem lub zaprzę­giem, wodę poko­ny­wali łodziami lub żaglo­wymi stat­kami. Roz­wój han­dlu mię­dzy regio­nami w roku 1000 nastą­pił dla­tego, że nad­wyżki żyw­no­ści spo­wo­do­wały wzrost demo­gra­ficzny, co pozwo­liło pew­nej gru­pie lud­no­ści zre­zy­gno­wać z pracy na roli i zająć się han­dlem.

Naj­gę­ściej zalud­nio­nym miej­scem na Ziemi w roku 1000 były tak jak i dzi­siaj Chiny, któ­rych popu­la­cja się­gnęła 100 milio­nów. Przez całe dzieje ludz­ko­ści Chiń­czycy sta­no­wili od jed­nej czwar­tej do jed­nej trze­ciej lud­no­ści świata4. Za cza­sów dyna­stii Song (960–1279) nastą­pił okres gwał­tow­nego roz­woju gospo­dar­czego, kiedy kupcy chiń­scy han­dlo­wali zarówno z Azją Połu­dniowo-Wschod­nią, jak i Indiami, gdzie lokalni rol­nicy upra­wia­jący ryż także przy­czy­niali się do wzro­stu popu­la­cji.

Na tere­nach rol­ni­czych w Azji Mniej­szej i Euro­pie miesz­kało mniej ludzi niż w Azji, ale także dużo. Mię­dzy 750 a około 900 rokiem impe­rium abba­sydz­kie kon­tro­lo­wało roz­le­gły pas ziemi od Afryki Pół­noc­nej na zacho­dzie do Azji Środ­ko­wej na wscho­dzie. Zjed­no­cze­nie pod pano­wa­niem Abba­sy­dów uła­twiało trans­port plo­nów po całym impe­rium. Część pło­dów rol­nych, jak na przy­kład sorgo, pocho­dziła z Afryki Zachod­niej, inne, jak ryż – z Indii. Uprawa wywo­dzą­cych się z Iranu i Indii roślin tro­pi­kal­nych odmie­niła życie ludzi w całym impe­rium abba­sydz­kim, gdyż zachę­cała chło­pów do pracy przez całe lato (czego wcze­śniej nie robili). Zmiana ta przy­nio­sła trwały dobro­byt tere­nom leżą­cym w samym sercu islam­skiego kali­fatu w jego począt­ko­wym okre­sie5.

Jed­nakże po roku 900 impe­rium roz­pa­dło się na nie­za­leżne tereny rzą­dzone przez różne dyna­stie, które poza­kła­dali lokalni przy­wódcy woj­skowi. Kalif w Bag­da­dzie pozo­stał jedy­nie nomi­nal­nym przy­wódcą spo­łecz­no­ści muzuł­mań­skiej (wierni wciąż go wymie­niali w piąt­ko­wych modli­twach na całym daw­nym tery­to­rium Abba­sy­dów), ale czas zjed­no­czo­nego impe­rium dobiegł końca. Mimo to jego zie­mie wciąż się roz­wi­jały, osią­ga­jąc w roku 1000 zalud­nie­nie od 35 do 40 milio­nów6.

Popu­la­cja Europy Zachod­niej także zaczęła rosnąć, gdy jej miesz­kańcy doko­nali dale­ko­sięż­nej zmiany w rol­nic­twie, którą bry­tyj­ski histo­ryk R.I. Moore nazwał „uzbo­żo­wie­niem”7. W upra­wach zaczęły domi­no­wać zboża, psze­nica i jęcz­mień. Chłopi w pół­noc­nej Fran­cji i Anglii zorien­to­wali się, że obsie­wa­nie pól rok po roku tymi samymi rośli­nami obniża żyzność gleby, dla­tego od jed­nej trze­ciej do połowy pola leżało odło­giem.

Po roku 1000 rol­nicy zaczęli sto­so­wać pło­do­zmian. Na prze­mian upra­wiali rzepę, koni­czynę i zboże, co pozwa­lało zacho­wać w gle­bie skład­niki odżyw­cze i utrzy­mać jej jakość. Ta metoda, tak ważna dla wzro­stu plo­nów (znana wcze­śniej w Chi­nach), roz­prze­strze­niała się jed­nak powoli. Ale w tym samym cza­sie poja­wiły się inne inno­wa­cje zwięk­sza­jące zbiory: pługi konne, młyny wodne, wia­traki oraz narzę­dzia żela­zne głę­biej wgry­za­jące się w zie­mię niż drew­niane. Przed uzbo­żo­wie­niem więk­szość ziem w Euro­pie Zachod­niej nie była regu­lar­nie upra­wiana, póź­niej już tak.

Oprócz wzro­stu popu­la­cji zmiany te przy­czy­niły się także do roz­woju spo­łecz­no­ści osia­dłych w Euro­pie. Przed roz­prze­strze­nie­niem się uprawy zbóż wielu euro­pej­skich chło­pów wędro­wało z miej­sca na miej­sce, by pra­co­wać na roli i hodo­wać bydło. Doty­czyło to zwłasz­cza Skan­dy­na­wii i Europy Wschod­niej, gdzie chłopi pędzili swoje stada świń, kóz, owiec, bydła i koni, by szu­kać nowego miej­sca do życia. Ale dzięki pło­do­zmia­nowi i innym wyna­laz­kom rol­ni­czym naj­pierw we Fran­cji, Anglii i Niem­czech, a póź­niej także w Euro­pie Pół­noc­nej i Wschod­niej, zaczęli budo­wać domy i zakła­dać wio­ski.

Mię­dzy 1000 a 1340 rokiem (przed wybu­chem zarazy zwa­nej czarną śmier­cią) liczba lud­no­ści Europy nie­mal się podwo­iła z nie­spełna 40 do 75 milio­nów. Przy­rost popu­la­cji zbiegł się w cza­sie ze śre­dnio­wiecz­nym ocie­ple­niem kli­matu, które roz­po­częło się około 1000 roku, swój szczyt miało w roku 1100, a zakoń­czyło się do 1400 roku8. Ponie­waż histo­rycy kli­matu nie wie­dzą jesz­cze, czy ów trend pogo­dowy cecho­wał cały świat, mówią raczej o śre­dnio­wiecz­nym opti­mum kli­ma­tycz­nym9. Pro­wa­dzone bada­nia wydają się wska­zy­wać, że choć w nie­któ­rych rejo­nach świata, na przy­kład w Euro­pie, tem­pe­ra­tura wzro­sła, to w innych spa­dła10.

W Euro­pie róż­ni­co­wał się także roz­kład zamiesz­ka­nia lud­no­ści. Popu­la­cja Europy Połu­dnio­wej i Wschod­niej – Ita­lii, Hisz­pa­nii i Bał­ka­nów – wzro­sła o 50 pro­cent, ale na zacho­dzie i pół­nocy – w rejo­nie dzi­siej­szych Fran­cji i Nie­miec – dzięki roz­wo­jowi tech­niki rol­ni­czej wzrost poszy­bo­wał: zwięk­szył się trzy­krot­nie, co spo­wo­do­wało, że do 1340 roku nie­mal połowa Euro­pej­czy­ków miesz­kała na pół­nocy i zacho­dzie kon­ty­nentu.

W Chi­nach rów­nież doszło do podob­nej jak w Euro­pie zmiany roz­kładu lud­no­ści, z tym że w prze­ciw­nym kie­runku: Chiń­czycy prze­nie­śli się na połu­dnie od Jangcy w rejony upraw ryżu, co nastą­piło dokład­nie w tym samym cza­sie, gdy Euro­pej­czycy powę­dro­wali na pół­noc od Morza Śród­ziem­nego w stronę Morza Pół­noc­nego. W 742 roku 60 pro­cent Chiń­czy­ków z sześć­dzie­się­cio­mi­lio­no­wej popu­la­cji Pań­stwa Środka żyło na pół­nocy kraju, gdzie upra­wiali zboża, mię­dzy innymi proso; do 980 roku 62 pro­cent żyło w Chi­nach Połu­dnio­wych, gdzie ryż dawał o wiele obfit­sze plony niż zboża na pół­nocy11.

W prze­ci­wień­stwie do cesa­rza Chin Europą w roku 1000 nie rzą­dził jeden monar­cha. W Euro­pie Wschod­niej naj­więk­szą potęgą gospo­dar­czą było Cesar­stwo Bizan­tyń­skie, ale jego siła mili­tarna gwał­tow­nie malała12. Choć bizan­tyń­ska armia sła­bła, zmu­sza­jąc cesa­rza do pole­ga­nia na zagra­nicz­nych najem­ni­kach lub armiach, Kon­stan­ty­no­pol nale­żał do naj­no­wo­cze­śniej­szych miast w Euro­pie. Odwie­dza­jący je przy­by­sze z Europy Zachod­niej nie mogli uwie­rzyć, że coś tak pięk­nego, jak jego ulice czy wspa­niałe budowle w rodzaju świą­tyni Hagia Sophia, może ist­nieć.

W Euro­pie Zachod­niej Karol Wielki jed­no­czył tereny dzi­siej­szych Fran­cji i Nie­miec, ale po jego śmierci w 814 roku karo­liń­skie kró­le­stwo podzie­liło się na trzy czę­ści. W X wieku król nie­miecki Otton I, jego syn Otton II i wnuk Otton III – znani jako Otto­no­wie – nale­żeli do naj­po­tęż­niej­szych wład­ców na zacho­dzie Europy. Otton I kon­tro­lo­wał tery­to­rium Nie­miec i Rzym, ale nie cały Pół­wy­sep Ape­niń­ski, któ­rego więk­sza część nale­żała do Bizan­cjum. Wła­da­jąc Rzy­mem, mógł jed­nak wyzna­czyć papieża, który w 962 roku wrę­czył mu koronę Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego, a po nim odzie­dzi­czyli ją jego syn i wnuk.

Otton III wyzna­czył na papieża Kościoła kato­lic­kiego Syl­we­stra II (999–1003). Ten jeden z naj­bar­dziej wszech­stron­nie wykształ­co­nych ludzi swo­ich cza­sów znał nawet alge­brę, metodę mate­ma­tyczną, któ­rej Euro­pej­czycy nauczyli się od muzuł­ma­nów (słowo „alge­bra” pocho­dzi od arab­skiego al-dżabr ozna­cza­ją­cego dosłow­nie przy­wró­ce­nie)13.

Rok 1000 przy­padł na pon­ty­fi­kat Syl­we­stra II, jed­nak rok ten niczego spe­cjal­nego dla Euro­pej­czy­ków nie ozna­czał, bo tylko nie­liczni posłu­gi­wali się kalen­da­rzem liczą­cym lata od naro­dzin Chry­stusa. Takie kalen­da­rze poja­wiły się co prawda już w VI wieku, ale bar­dzo powoli zdo­by­wały popu­lar­ność, zysku­jąc ofi­cjalną akcep­ta­cję Kościoła dopiero w roku 1500. Więk­szość ludzi liczyła lata od wstą­pie­nia na tron swo­jego króla lub papieża, nazy­wa­jąc na przy­kład rok 1000 rokiem dru­gim od roz­po­czę­cia pon­ty­fi­katu przez Syl­we­stra14.

Nie­wielu chrze­ści­jan wie­rzyło także, iż w roku 1000 Chry­stus powróci na zie­mię. Różni wędrowni kazno­dzieje lub refor­ma­to­rzy Kościoła twier­dzili, że są mesja­szami, i wznie­cali powsta­nia, ale ich dzia­łal­ność przy­pa­dała na różne stu­le­cia, dale­kie od roku 100015.

Spo­śród wszyst­kich impe­riów agrar­nych na świe­cie w 1000 roku uczeni naj­mniej wie­dzą o mezo­ame­ry­kań­skich Majach. Już przed rokiem 600 Majo­wie na dużą skalę sto­so­wali nawad­nia­nie pól znaj­du­ją­cych się na wyży­nach obec­nych Mek­syku, Belize, Gwa­te­mali, Sal­wa­doru i Hon­du­rasu, na któ­rych upra­wiali kuku­ry­dzę. Szczyt roz­woju kul­tury Majów przy­padł na oko­lice 700 roku, kiedy ich popu­la­cję liczyło się w milio­nach. (Według sza­cun­ków z 2018 roku było to 10–15 milio­nów)16. Mia­sto Majów Tikál leżące dziś na tere­nie Gwa­te­mali, jedno z naj­więk­szych w latach 600–800, zamiesz­ki­wało 60 tysięcy ludzi17. Pod koniec VIII wieku wiele miast pod­upa­dło i zostało opusz­czo­nych przez miesz­kań­ców, przy­pusz­czal­nie z powodu rabun­ko­wej gospo­darki rol­nej. Po roku 830 powstały już tylko nie­liczne nowe budowle. Susza utrzy­mu­jąca się w latach 1000–1100 dopro­wa­dziła do gwał­tow­nego spadku liczby lud­no­ści oraz maso­wej migra­cji Majów na pół­nocny Juka­tan, gdzie wyro­sło nowe mia­sto Chichén Itzá. Choć ich doku­menty zapi­sane pismem hie­ro­gli­ficz­nym koń­czą się na roku 1000 (ostat­nią inskryp­cję na kamien­nej steli datuje się na 910 rok), w Chichén Itzá nastą­piło odro­dze­nie kul­tury Majów, któ­rzy roz­sze­rzyli swoje kon­takty han­dlowe na obszar od doliny Mis­si­sipi i rejonu czwór­styku (gdzie spo­ty­kają się cztery stany USA: Kolo­rado, Nowy Mek­syk, Ari­zona i Utah) na pół­nocy po Panamę i Kolum­bię na połu­dniu. W Chichén Itzá znaj­do­wało się ogromne boisko do gry w piłkę i wyra­fi­no­wane obser­wa­to­rium astro­no­miczne. Mia­sto było tak impo­nu­jące, że wielu sąsied­nich monar­chów słało swych przed­sta­wi­cieli z darami dla władcy Majów.

Jak wyglą­dał świat w roku 1000? Według przy­bli­żo­nych sza­cun­ków liczył około 250 milio­nów ludzi. Spo­łe­czeń­stwa prze­pro­wa­dza­jące spisy lud­no­ści (na przy­kład Chiny) są nam o wiele lepiej znane niż te, które tego nie robiły, a spo­łecz­no­ści rol­ni­cze były o wiele licz­niej­sze niż ludy wędrowne. Na Azję – kon­ty­nent głów­nych pro­du­cen­tów ryżu: Chin, Japo­nii, Indii i Indo­ne­zji – przy­pa­dała lwia część świa­to­wej popu­la­cji (ponad 50 pro­cent lub w przy­bli­że­niu 150 milio­nów ludzi)18. Następna była Europa z 20 pro­cen­tami. Afryka mogła sta­no­wić kolejne 20 pro­cent, zatem na Ame­rykę przy­pa­dało 10 pro­cent (lud­ność Oce­anii ni­gdy nie osią­gnęła 1 pro­centa).

Wzrost popu­la­cji do 250 milio­nów sta­no­wił punkt zwrotny w dzie­jach ludz­ko­ści. Dzięki temu, kiedy odkrywcy wyru­szyli w drogę do sąsied­nich krain, mieli więk­sze szanse natra­fić na ludzi niż w prze­szło­ści, gdy świat zamiesz­ki­wało ich o wiele mniej.

W róż­nych czę­ściach świata, gdzie nastą­pił ogromny skok pro­duk­cji rol­nej i wzrost liczby lud­no­ści, nie­któ­rzy mogli prze­stać zaj­mo­wać się uprawą roli i prze­nieść się do miast. Mię­dzy 1000 a 1348 rokiem mia­sta euro­pej­skie nie nale­żały do naj­więk­szych na świe­cie. Paryż liczył od 20 do 30 tysięcy miesz­kań­ców, muzuł­mań­ska Kor­doba 450 tysięcy, ale oba mia­sta były mniej­sze niż sto­lice dyna­stii Song Kaifeng i Hang­zhou, w któ­rych żyło co naj­mniej milion ludzi19.

Wraz ze wzro­stem miast rosła liczba przed­się­bior­czych kup­ców. Nie­zwy­kłe przed­mioty, które przy­wo­zili z odle­głych miejsc, zaostrzyły ape­tyty klien­tów. Han­dlo­wano głów­nie lek­kimi towa­rami: pió­rami pta­ków, skó­rami, pięk­nymi tka­ni­nami i medy­ka­men­tami. Ważny wyją­tek sta­no­wiły metale szla­chetne: ludzie byli gotowi je dźwi­gać, nawet gdy mieli do prze­by­cia kawał drogi.

Spo­łe­czeń­stwa dys­po­nu­jące nad­wyż­kami żyw­no­ści mogły sobie także pozwo­lić na utrzy­ma­nie wykształ­co­nej kadry urzęd­ni­czej. W każ­dym kraju urzęd­nicy posłu­gi­wali się innym pismem. Naj­wię­cej doku­men­tów źró­dło­wych o świe­cie z prze­łomu I i II tysiąc­le­cia jest napi­sa­nych po łaci­nie, sta­ro­islandzku, grecku, arab­sku, per­sku, chiń­sku i w san­skry­cie. Dzięki nim wię­cej wiemy o miesz­kań­cach tych kra­jów i ich naj­bliż­szych sąsia­dach niż o histo­rii ludów, które nie miały wła­snego pisma.

Książka ta nie poru­sza spraw doty­czą­cych odosob­nio­nych miejsc na świe­cie, na temat któ­rych nie ist­nieją żadne pisemne doku­menty lub które nie han­dlo­wały z sąsia­dami. Doty­czy to Austra­lii, niektó­rych rejo­nów Afryki Sub­sa­ha­ryj­skiej i wielu miejsc w obu Ame­ry­kach. Miesz­kańcy niektó­rych z nich utrzy­my­wali się z polo­wań i zbie­ra­nia dzi­kich roślin w lasach, a tylko spo­ra­dycz­nie z uprawy ziemi. Wio­sną siali, a wra­cali jesie­nią, by zebrać plony, nie dba­jąc o rośliny latem. Ostat­nio część bada­czy utrzy­muje, że łowcy-zbie­ra­cze mieli się dużo lepiej niż chłopi upra­wia­jący zie­mię. Być może coś w tym jest. Moż­liwe, że nie pro­du­ko­wali oni jed­nak dosta­tecz­nie dużo poży­wie­nia, aby utrzy­mać zna­czący wzrost demo­gra­ficzny. Żadna z tych spo­łecz­no­ści nie doro­biła się wła­snego pisma, co ozna­cza, że nie­wiele o nich wiemy poza tym, co ujaw­niają bada­nia arche­olo­giczne. Wielu uczo­nych twier­dzi, że pismo powstało naj­pierw w wiel­kich impe­riach agrar­nych, gdyż ich władcy potrze­bo­wali go do nad­zo­ro­wa­nia pod­da­nych i reje­stro­wa­nia pła­co­nych przez nich podat­ków.

Mapa 1.1. Główne regiony świata w roku 1000

Regiony, które nie utrzy­my­wały kon­tak­tów z obcymi, także róż­niły się mię­dzy sobą. Mia­sto Dżenne w Afryce Zachod­niej skło­niło uczo­nych do prze­my­śle­nia na nowo zasad­ni­czego prze­ko­na­nia, że mia­sta mogły budo­wać jedy­nie spo­łe­czeń­stwa rol­ni­cze20. Żyjący tam ludzie wypa­sali bydło i przez więk­szość roku wędro­wali za swo­imi sta­dami, ale porę desz­czową spę­dzali w Dżenne, a wtedy liczba jego miesz­kań­ców rosła do 20 tysięcy. Sta­no­wi­sko arche­olo­giczne zawiera ogromny dół, głę­boki na osiem metrów, pełen popę­ka­nej cera­miki dato­wa­nej na rok 300 p.n.e., kiedy już znaj­do­wał się tu ważny ośro­dek osad­nic­twa. Co cie­kawe, jedyne zapi­ski na temat Dżenne pocho­dzą od obcych przy­by­szów, któ­rzy zaczęli się inte­re­so­wać mia­stem około 1000 roku.

Podobne ważne ośrodki osad­nic­twa ist­niały także w sła­biej opi­sa­nych czę­ściach świata, ale wiemy o nich jedy­nie z wyko­pa­lisk arche­olo­gicz­nych. Arche­olo­gia jest naszym jedy­nym źró­dłem wie­dzy na temat wielu miejsc w Ame­ryce i w Afryce Sub­sa­ha­ryj­skiej.

W 1000 roku auto­rzy w całej Eura­zji żyli w zupeł­nie innym świe­cie niż nasz, w któ­rym każdy zaką­tek pla­nety został szcze­gó­łowo zba­dany i nanie­siony na mapę. Inte­re­so­wali się odle­głymi miej­scami i zapi­sy­wali wszystko, czego się dowie­dzieli o dale­kich lądach znaj­du­ją­cych się na obrze­żach zna­nego świata. Wszy­scy kla­syczni auto­rzy piszący po chiń­sku, grecku czy łaci­nie opi­sy­wali miesz­ka­jące tam człe­ko­po­dobne istoty. Wielu póź­niej­szych wspo­mi­nało o widzia­nych prze­lot­nie stwo­rach pozba­wio­nych głów, człon­ków czy mają­cych inne nie­zwy­kłe cechy. Pierwsi podróż­nicy rusza­jący w świat około 1000 roku dys­po­no­wali mini­malną wie­dzą na temat swych sąsia­dów – i naj­wy­raź­niej nie­skoń­czo­nymi pokła­dami odwagi.

Rela­cje spi­sane po arab­sku dostar­czają naj­wię­cej szcze­gó­łów na temat miesz­kań­ców, towa­rów, szla­ków han­dlo­wych i zwy­cza­jów panu­ją­cych w wielu nie­pi­śmien­nych spo­łe­czeń­stwach Afro­eu­ra­zji. Ibn Chu­ra­da­zbeh (820–911), wysoki urzęd­nik poczty i wywiadu w służ­bie Abba­sy­dów, napi­sał pierw­szą roz­prawę poświę­coną geo­gra­fii oraz moż­li­wo­ściom han­dlo­wym róż­nych kra­jów leżą­cych wzdłuż głów­nych szla­ków trans­por­to­wych. Traf­nie nazwał ją „Księgą dróg i kró­lestw”. Tego samego tytułu uży­wali póź­niej kolejni geo­gra­fo­wie spi­su­jący po arab­sku i per­sku swe obser­wa­cje na temat dale­kich kra­jów21. Ich dzieła mają ważne zna­cze­nie dla zro­zu­mie­nia świata roku 1000. Podob­nie długą tra­dy­cję pisa­nia o zagra­nicz­nych atrak­cjach mają Chiń­czycy, a ich dzieła dostar­czają rów­nie war­to­ścio­wych infor­ma­cji.

Aby oce­nić wia­ry­god­ność takich rela­cji, trzeba je porów­ny­wać z innymi źró­dłami i wyro­bić sobie opi­nię na temat ich praw­dzi­wo­ści.

Takie podej­ście pozwala spraw­dzić różne teo­rie sta­no­wiące, że nie­któ­rzy podróż­nicy dotarli do Ame­ryki przed Kolum­bem. Część z nich, bar­dzo praw­do­po­dob­nych, zyskało sze­ro­kie popar­cie świata nauko­wego, inne, zupeł­nie pozba­wione pod­staw, wzbu­dziły ogólny scep­ty­cyzm. Na przy­kład dys­po­nu­jemy żela­znymi dowo­dami na popar­cie tezy, że wikin­go­wie podró­żo­wali na Nową Fun­dlan­dię, pod­czas gdy teo­ria o Chiń­czy­kach odkry­wa­ją­cych Ame­rykę przed Kolum­bem mie­ści się w sfe­rze spe­ku­la­cji.

Myśl, że Chiń­czycy dotarli tam wcze­śniej, jest dla nie­któ­rych zara­zem kusząca i intry­gu­jąca: a gdyby to była prawda? Chiń­ski admi­rał Zheng He na pewno w XV wieku odbył podróże do Azji Połu­dniowo-Wschod­niej, Indii, na Pół­wy­sep Arab­ski i wybrzeże Afryki Wschod­niej.

Nie ma jed­nak żad­nych wia­ry­god­nych dowo­dów na to, że flota Zheng He opły­nęła Przy­lą­dek Dobrej Nadziei, dotarła do Ame­ryki, Austra­lii czy w pobliże bie­gu­nów pół­noc­nego lub połu­dnio­wego – a o tych wszyst­kich rewe­la­cjach możemy się dowie­dzieć z książki Gavina Men­ziesa 1421– rok, w któ­rym Chiń­czycy odkryli Ame­rykę i opły­nęli świat22. Odnio­sła ona osza­ła­mia­jący suk­ces – sprze­da­wała się lepiej niż wszyst­kie inne książki na temat histo­rii Chin – ale nie wydaje się, żeby jaki­kol­wiek poważny badacz histo­rii Pań­stwa Środka zaak­cep­to­wał zawarte w niej twier­dze­nia. Jest w niej tyle nie­ści­sło­ści, że znany badacz dyna­stii Ming zarzu­cił wydawcy, iż bez­pod­staw­nie rekla­muje ją jako lite­ra­turę faktu.

Muzuł­mań­scy podróż­nicy rów­nież dotarli do Ame­ryki przed Kolum­bem. Tak w każ­dym razie stwier­dził pre­zy­dent Tur­cji Recep Tay­yip Erdoğan w prze­mó­wie­niu wygło­szo­nym w 2014 roku. A dowody? Krzysz­tof Kolumb zano­to­wał, że zoba­czył na Kubie meczet. W rze­czy­wi­sto­ści w swym pamięt­niku Kolumb napi­sał: „Na szczy­cie jed­nego z nich [miej­sco­wego wzgó­rza] znaj­do­wała się następna górka wyglą­da­jąca jak pełen wdzięku meczet”23. A zatem Kolumb opi­sy­wał nie meczet, lecz wzgó­rze w kształ­cie meczetu.

Inny z zawo­do­wych histo­ry­ków, S. Fre­de­rick Starr, wysu­nął podobne twier­dze­nie w odnie­sie­niu do Al-Biru­niego, eru­dyty z Azji Środ­ko­wej, uro­dzo­nego w 973 roku, a zmar­łego po 1040 roku. Zasły­nął on bada­niami nad kalen­da­rzem, pra­cami doty­czą­cymi astro­no­mii, geo­gra­fii oraz Indii. Stwier­dze­niem: „Biruni odkrywa Ame­rykę” S. Fre­de­rick Starr suge­ruje, że musiał on zda­wać sobie sprawę z ist­nie­nia kon­ty­nentu po dru­giej stro­nie globu24. To co naj­mniej nie­ści­słe.

Al-Biruni nie miał poję­cia o Ame­ryce, ale uwa­żał, że Zie­mia jest kulą, czego dowie­dział się z prac sta­ro­żyt­nych Gre­ków prze­ło­żo­nych na arab­ski25. Rozu­miał także, iż ludzie zamiesz­kują jedy­nie nie­wielką jej część. Na bie­gu­nie pół­noc­nym było dla nich za zimno, a na rów­niku za cie­pło. Podej­rze­wał, że obszar po dru­giej stro­nie globu, zupeł­nie nie­znany miesz­kań­com Eura­zji, zaj­muje w więk­szo­ści woda, ale ści­sły umysł nie pozwa­lał mu wyklu­czyć moż­li­wo­ści ist­nie­nia tam zamiesz­ka­nego lądu26. W każ­dym razie Al-Biruni nie odkrył żad­nego nowego kon­ty­nentu, nie mówiąc już o Ame­ryce.

Poza Al-Biru­nim i kil­koma innymi wybit­nymi uczo­nymi ze świata muzuł­mań­skiego tylko nie­liczni ludzie żyjący w roku 1000 obej­mo­wali umy­słem cały glob. Naj­bar­dziej kom­pletną mapę świata – przed­sta­wia­jącą więk­szość Afro­eu­ra­zji, ale ani skrawka Ame­ryki – spo­rzą­dził w 1154 roku Al-Idrisi, kar­to­graf z Sycy­lii, jed­nej z bram muzuł­mań­skich do Europy. Pra­cu­jąc na dwo­rze króla Rogera II, pocho­dzący z Ceuty w Maroku Al-Idrisi wyko­nał swą mapę na srebr­nym dysku o śred­nicy dwóch metrów i dołą­czył do niej listę współ­rzęd­nych geo­gra­ficz­nych wszyst­kich umiesz­czo­nych na niej miejsc. Jak się można było spo­dzie­wać, ory­gi­nalna mapa została znisz­czona (praw­do­po­dob­nie prze­to­piona w celu odzy­ska­nia cen­nego sre­bra), ale lista miejsc z dołą­czo­nymi do niej krót­kimi opi­sami pozo­stała nie­na­ru­szona, jak rów­nież mapy spo­rzą­dzone na pod­sta­wie infor­ma­cji, które zbie­rał Al-Idrisi.

Od roku 1000, gdy Euro­pej­czycy nauczyli się arab­skiego i zaczęli tłu­ma­czyć arab­skie dzieła, coraz wię­cej dowia­dy­wali się o zapo­mnia­nych odkry­ciach sta­ro­żyt­nych Gre­ków i Rzy­mian. Na przy­kład o geo­me­trii Eukli­desa prze­tłu­ma­czo­nej na arab­ski z grec­kich i łaciń­skich ory­gi­na­łów czy o Fibo­nac­cim, który wpro­wa­dził do użytku cyfry arab­skie, dużo wygod­niej­sze niż rzym­skie.

Trans­fer wie­dzy nie ogra­ni­czał się tylko do dzieł nauko­wych. Euro­pej­czycy poznali także dzięki Ara­bom nowe gry. Wymy­ślone około 600 roku w Indiach sza­chy naj­pierw roz­po­wszech­niły się w świe­cie arab­skim, a około roku 1000 dotarły do Europy. Gra uczyła pod­staw stra­te­gii woj­sko­wej: gra­cze się dowia­dy­wali, że lepiej poru­szać się w towa­rzy­stwie licz­nej pie­choty, to zna­czy pio­nów, niż samemu. Gdy sza­chy dotarły do Europy, nie­które figury zyskały nową toż­sa­mość: sło­nie stały się bisku­pami (goń­cami), gdyż rzeź­biarz omył­kowo wziął ciosy za mitrę bisku­pią27. Cza­sami figury rzeź­biono w kości sło­nio­wej, ale w więk­szo­ści za suro­wiec słu­żyły kły morsa, które w dużych ilo­ściach zaczęli dostar­czać wikin­go­wie, gdy roz­go­ścili się na Morzu Pół­noc­nym28.

Współ­cze­śni podróż­nicy przy­zwy­cza­jeni do samo­lo­tów, pocią­gów, samo­cho­dów i stat­ków mają ten­den­cję do wyol­brzy­mia­nia trud­no­ści zwią­za­nych z daw­nymi podró­żami. Jak można poko­nać na pie­chotę tysiące kilo­me­trów? – dzi­wimy się, zapo­mi­na­jąc, że więk­szość ludzi jest w sta­nie przejść od 30 do 50 kilo­me­trów dzien­nie i może tę mar­szrutę powta­rzać przez wiele dni. W roku 1000 ludzie byli do tego przy­zwy­cza­jeni – w latach 1024–1026 jeden z posłań­ców prze­szedł pie­chotą 4–6 tysięcy kilo­me­trów.

Histo­ryk, który o tym napi­sał, nie wspo­mniał, jak ów posła­niec tego doko­nał, ale można przy­pusz­czać, że podob­nie jak wielu innych podróż­ni­ków: w trud­nym tere­nie korzy­stał z pomocy lokal­nych prze­wod­ni­ków. W latach dzie­więć­dzie­sią­tych ubie­głego stu­le­cia miesz­kańcy pew­nej wio­ski pomo­gli gru­pie naukow­ców przejść trudny odci­nek Hima­la­jów, wska­zu­jąc im wiele dróg, któ­rych nie było na mapie. W zależ­no­ści od pory roku i gru­bo­ści pokrywy śnież­nej drogi te nastrę­czały mniej lub wię­cej trud­no­ści, ale była wśród nich taka, którą mogła przejść kobieta w ciąży.

Doku­menty pocho­dzące z róż­nych lat i miejsc pozwa­lają się zorien­to­wać, z jaką pręd­ko­ścią ludzie mogli cho­dzić pie­szo. Jeśli kurie­rzy poko­ny­wali drogę szta­fetą i nie musieli niczego dźwi­gać, to taka dru­żyna mogła osią­gnąć nie­by­wałą pręd­kość pozwa­lającą jej prze­być 240 kilo­me­trów w jeden dzień, jak to robili Inko­wie, o czym pisali hisz­pań­scy kro­ni­ka­rze na początku XVI wieku29.

Oczy­wi­ście żoł­nie­rze dźwi­ga­jący pro­wiant i broń masze­ro­wali wol­niej. Sta­ro­żytne armie, w tym per­skiego króla Kserk­sesa, Alek­san­dra Wiel­kiego i Han­ni­bala – czy nawet bar­dziej współ­cze­śni żoł­nie­rze kró­lo­wej Anglii Elż­biety I – poko­ny­wały od 16 do 32 kilo­me­trów dzien­nie30. Nawet dziś regu­la­miny armii USA defi­niują nor­malną pręd­kość mar­szu jako 30 kilo­me­trów dzien­nie31. Szyb­sze tempo ozna­cza for­sowny marsz.

Jeźdźcy poru­szali się szyb­ciej: na przy­kład dzi­siejsi Mon­go­ło­wie mogą prze­je­chać dzien­nie ponad 450 kilo­me­trów, jeśli czę­sto zmie­niają konie, a w prze­szło­ści mon­gol­ska jazda potra­fiła poko­ny­wać w trak­cie inten­syw­nej kam­pa­nii 100 kilo­me­trów dzien­nie przez kilka dni z rzędu32.

Dobre drogi także mogły kolo­sal­nie zwięk­szyć pręd­kość poru­sza­nia się. W roku 1000 ist­niało już wiele takich dróg. W naj­bar­dziej roz­wi­nię­tych kra­jach, takich jak Chiny, piasz­czy­ste szlaki i mosty były na porządku dzien­nym i podró­żo­wało się tam łatwo. W innych ist­niały tylko nie­liczne takie trakty i wędrowcy musieli sami znaj­do­wać sobie ścieżki.

Warunki dro­gowe okre­ślały także odle­gło­ści, na jakie ludzie mogli trans­por­to­wać cięż­kie towary. Około 1000 roku miesz­kańcy kanionu Chaco w Nowym Mek­syku regu­lar­nie trans­por­to­wali kuku­ry­dzę na dystan­sie 150 kilo­me­trów, a cza­sami nawet przy­wo­zili wiel­kie pnie drzew z odle­gło­ści 275 kilo­me­trów (w Chaco nie rosły drzewa). Po towary luk­su­sowe, takie jak pióra papug ara, wypra­wiali się dalej33.

W roku 1000 czas poko­ny­wa­nia okre­ślo­nych odle­gło­ści nie był stały. Tem­pe­ra­tura, ukształ­to­wa­nie terenu, poja­wia­jące się prze­szkody mogły przy­spie­szać bądź spo­wal­niać podróż.

To samo doty­czyło podró­żo­wa­nia wodą, czy to rze­kami, czy przez morza. Szyb­kość prze­miesz­cza­nia się zmie­niała i co cie­kawe, nie­za­leż­nie od tego, czy łódź napę­dzana była wio­słami czy żaglem, podróż wodą wcale nie była szyb­sza niż lądem. Oczy­wi­ście wygod­niej sie­działo się w łodzi, niż szło na pie­chotę.

Łodzie wikin­gów sły­nęły ze swej wszech­stron­no­ści, małego cię­żaru, szyb­ko­ści i nie­wiel­kiego zanu­rze­nia, dzięki czemu mogły dobi­jać do brzegu nawet na płyt­kich wodach. Ich repliki osią­gają na żaglach pręd­kość mak­sy­malną rzędu 27 kilo­me­trów na godzinę, ale można ją utrzy­mać tylko przez krótki czas34. Dużo wol­niej­sze poli­ne­zyj­skie łodzie dwu­ka­dłu­bowe, pły­nące pod trój­kąt­nym żaglem, osią­gały przy nor­mal­nym wie­trze dwa razy mniej­szą pręd­kość mak­sy­malną niż łodzie wikin­gów35. Dzi­siej­sze wła­ści­wie skon­stru­owane tra­dy­cyjne żaglówki pły­wają ze śred­nią pręd­ko­ścią 16 kilo­me­trów na godzinę, a star­tu­jące w rega­tach o Puchar Ame­ryki mogą żeglo­wać nawet pięć razy szyb­ciej.

Łodzie wio­słowe czy kanu są dużo wol­niej­sze i mogą pły­nąć z pręd­ko­ścią około 11 kilo­me­trów na godzinę. Trudno wio­sło­wać szyb­ciej, chyba że przez krótki czas, ale za to łodzie wio­słowe mogą pły­nąć w dowol­nym kie­runku, w prze­ci­wień­stwie do stat­ków żaglo­wych, które nie mogą kie­ro­wać się pro­sto na wiatr36. Wio­sło­wa­nie w dużej mie­rze przy­czy­niło się do suk­cesu wikin­gów. Mogli oni pod­pły­wać do brze­gów, doko­ny­wać szyb­kich łupież­czych wypa­dów i sal­wo­wać się ucieczką, nie­za­leż­nie od tego, w którą stronę wiał wiatr.

Na podróże, jakie żegla­rze mogli podej­mo­wać w roku 1000, wpły­wały także prądy oce­aniczne, podob­nie jak dzi­siaj. Żegla­rze pły­nęli szyb­ciej, jeśli korzy­stali z regu­lar­nych prą­dów powierzch­nio­wych zwa­nych wirami, któ­rych kie­ru­nek okre­śla układ wia­trów, siła gra­wi­ta­cji, pro­mie­nio­wa­nie sło­neczne i szyb­kość obrotu Ziemi. Wiry na pół­kuli pół­noc­nej, Prąd Pół­noc­no­atlan­tycki i Prąd Pół­noc­no­pa­cy­ficzny, płyną zgod­nie z ruchem wska­zó­wek zegara, a na pół­kuli połu­dnio­wej – prze­ciw­nie do ruchu wska­zó­wek zegara.

Z powodu kie­runku Prądu Pół­noc­no­atlan­tyc­kiego podróż przez pół­nocny Atlan­tyk do Kanady jest dużo trud­niej­sza niż z powro­tem. Gdy wikin­go­wie, trzy­ma­jąc się brzegu, podró­żo­wali na Islan­dię i Gren­lan­dię, zwy­kle korzy­stali z wol­niej­szego zim­nego Prądu Gren­landz­kiego, a stam­tąd sta­rali się tra­fić na Prąd Labra­dor­ski, który niósł ich do Kanady. Podróż wią­zała się z nie­bez­pie­czeń­stwem. W oko­licy przy­lądka Farvel, naj­da­lej wysu­nię­tego na połu­dnie punktu Gren­lan­dii, Prąd Gren­landzki spo­tyka się z dużo cie­plej­szym Prą­dem Zato­ko­wym (Golf­sztro­mem), two­rzą się tam mgły i czę­sto wieją silne wia­try spy­cha­jące łodzie z kursu37.

To naj­praw­do­po­dob­niej spo­tkało wikinga Bjar­niego Her­jól­fs­sona w 985 lub 986 roku, gdy pły­nął z Islan­dii na Gren­lan­dię, mając nadzieję, że znaj­dzie swego ojca, który nie­dawno prze­niósł się do tam­tej­szej nowej osady zało­żo­nej przez Eryka Rudego.

W trze­cim dniu podróży Bjar­niego i jego towa­rzy­szy „wiatr, z któ­rym pły­nęli, ustał, ogar­nęły ich pół­nocne wia­try i mgły i nie wie­dzieli, dokąd płyną. A trwało to wiele dni”1, opo­wiada saga. Kiedy niebo się prze­ja­śniło, ujrzeli ląd, ale Bjarni dosta­tecz­nie dużo wie­dział o wyglą­dzie Gren­lan­dii, żeby się domy­ślić, iż to nie ona. Odwie­dziw­szy dwa inne lądy, zmie­nili kurs i dotarli bez­piecz­nie na Gren­lan­dię. Bjarni nie posta­wił stopy na nowym lądzie, ale jego opo­wieść zain­spi­ro­wała Leifa Eriks­sona – pierw­szego wikinga, któ­remu przy­pi­suje się dotar­cie do Ame­ryki – do pój­ścia w jego ślady. W ten spo­sób Eriks­son wylą­do­wał w pół­nocno-wschod­niej Kana­dzie.

W dro­dze powrot­nej do Skan­dy­na­wii wikin­go­wie sta­rali się tra­fić na Golf­sztrom będący czę­ścią Prądu Pół­noc­no­atlan­tyc­kiego. Podróż Golf­sztromem jest jak spływ rwącą rzeką mknącą przez powolne wody oce­anu. Pły­nie on na pół­noc wzdłuż wschod­niego wybrzeża Ame­ryki, po czym gwał­tow­nie zakręca i opły­wa­jąc Nową Fun­dlan­dię, wbija się w Atlan­tyk. Po dotar­ciu do Wysp Bry­tyj­skich pły­nie dalej na pół­noc do Europy. Poru­sza się z szyb­ko­ścią 160 kilo­me­trów na dzień, a jego sze­ro­kość – widoczna z góry, gdyż jego wody mają inny kolor niż ota­cza­jący go ocean – wynosi około 70 kilo­me­trów38.

Odle­gło­ści na Pacy­fiku były dużo więk­sze od tych na Atlan­tyku: w swym naj­szer­szym punk­cie mię­dzy Indo­ne­zją i Kolum­bią Ocean Spo­kojny liczy 20 tysięcy kilo­me­trów, a Atlan­tyk tylko 6,4 tysiąca. Mię­dzy Japo­nią a Kali­for­nią do prze­pły­nię­cia jest 8,8 tysiąca kilo­me­trów. Pierwsi żegla­rze wyko­rzy­sty­wali Prąd Pół­noc­no­pa­cy­ficzny, aby wypra­wiać się na Pacy­fik w swych dwu­ka­dłu­bo­wych łodziach napę­dza­nych żaglem. Podob­nie jak wikin­go­wie, nie uży­wali żad­nych urzą­dzeń nawi­ga­cyj­nych. Wypły­wa­jąc z Samoa, około 1025 roku dotarli do Wysp Towa­rzy­stwa, by po dwóch i pół stu­le­cia osią­gnąć Hawaje, Wyspę Wiel­ka­nocną i Nową Zelan­dię.

Jeśli warunki sprzy­jały, można było prze­pły­nąć Pacy­fik, cały czas dry­fu­jąc, o czym miało oka­zję się prze­ko­nać czter­na­stu nie­szczę­śli­wych japoń­skich żegla­rzy. 2 grud­nia 1832 roku wypły­nęli oni z Nagoi na drew­nia­nym statku rybac­kim o dłu­go­ści 15 metrów i skie­ro­wali się w stronę Tokio. Potężny sztorm zepchnął ich z kursu i pozba­wiony masz­tów sta­tek zaczął dry­fo­wać naj­pierw wraz z Prą­dem Kuro Siwo, a potem Prą­dem Pół­noc­no­pa­cy­ficz­nym będą­cymi czę­ścią Wiru Pół­noc­no­pa­cy­ficz­nego.

Kiedy czter­na­ście mie­sięcy póź­niej, w stycz­niu 1834 roku fala wyrzu­ciła sta­tek na brzeg w pobliżu mia­sta Ozette w sta­nie Waszyng­ton, przy życiu pozo­stało tylko trzech ryba­ków, któ­rzy prze­trwali dzięki piciu wody desz­czo­wej, żywie­niu się rybami i cza­sem zła­pa­nymi pta­kami. Z braku wita­miny C cho­ro­wali na szkor­but, który zabił ich jede­na­stu towa­rzy­szy39.

Podróże uła­twiały sprzy­ja­jące wia­try, a wia­try prze­ciwne dodat­kowo je utrud­niały. Jak wie każdy żeglarz, łódź pły­nie szyb­ciej, gdy wiatr wieje z tyłu40. W nie­któ­rych regio­nach duże zna­cze­nie mają sezo­nowe układy wia­trów. Naj­bar­dziej znane to mon­suny powo­do­wane przez ruch mas powie­trza w kie­runku oce­anu, kiedy wraz z nadej­ściem wio­sny kon­ty­nent euro­azja­tycki się nagrzewa, a sześć mie­sięcy póź­niej w prze­ciwną stronę. Do roku 1000 żegla­rze zdą­żyli dokład­nie poznać naturę i har­mo­no­gram wia­trów umoż­li­wia­ją­cych im podróże mię­dzy Indiami a Oce­anem Spo­koj­nym.

Jak zauwa­żył wielki histo­ryk arab­skiego żeglar­stwa Geo­rge F. Hourani (1913–1984), „przed eks­pan­sją Euro­pej­czy­ków droga przez Ocean Indyj­ski z Zatoki Per­skiej do Kan­tonu [Guang­zhou] była naj­dłu­żej regu­lar­nie uży­wa­nym szla­kiem mor­skim, co zasłu­guje na podziw jako nie­zwy­kłe osią­gnię­cie”41. Statki korzy­sta­jące z tego szlaku prze­mie­rzały nie­mal dwa razy dłuż­szą drogę niż Kolumb, a jeśli doda się do tego odci­nek z Basry w Iraku do Sofali w Mozam­biku, to dystans ten staje się trzy razy dłuż­szy.

Około roku 1000 oce­any Indyj­ski i Spo­kojny stały się świad­kami gwał­tow­nego wzro­stu han­dlu mię­dzy arab­skimi, hin­du­skimi, połu­dnio­wo­azja­tyc­kimi, wschod­nio­afry­kań­skimi i chiń­skimi por­tami. Żaden mary­narz nie zapusz­czał się na wschód od Fili­pin, gdyż Chiń­czycy wie­rzyli, że wody wszyst­kich oce­anów zle­wają się w śmier­telny wir, z któ­rego żaden sta­tek nie wraca.

W tym wie­rze­niu tkwiło ziarno prawdy. Prze­pływ indo­ne­zyj­ski (ITF) nie­sie cie­płe wody z Pacy­fiku do Oce­anu Indyj­skiego, prze­waż­nie na połu­dnie przez archi­pe­lag indo­ne­zyj­ski, a potem na zachód do Oce­anu Indyj­skiego. Prąd ten opływa wszyst­kie wyspy Azji Połu­dniowo-Wschod­niej, powo­du­jąc podnie­sienie poziomu oce­anów o 46 cen­ty­me­trów – wyżej niż gdzie­kol­wiek indziej na świe­cie. Prze­pływ jest tak szybki i nie­sie taki ogrom wód, że uczeni musieli wpro­wa­dzić nową jed­nostkę trans­portu obję­to­ści wody w prą­dach oce­anicz­nych, sver­drupa, rów­no­ważną prze­pły­wowi jed­nego miliona metrów sze­ścien­nych wody na sekundę. Kie­ru­nek prze­pływu indo­ne­zyj­skiego uła­twia podróż na połu­dnie i na zachód do Oce­anu Indyj­skiego, ale utrud­nia żeglugę na pół­noc42.

Ponie­waż uła­twiał żeglugę na połu­dnie, już 50 tysięcy lat temu ludzie podró­żo­wali łodziami do Austra­lii, ale pra­wie nikt nie pły­nął na pół­noc. Dla­tego przed XIV lub XV wie­kiem do kon­tak­tów mię­dzy Austra­lią a Indo­ne­zją czy Azją Połu­dniowo-Wschod­nią docho­dziło bar­dzo rzadko. Chiń­czycy po raz pierw­szy zawi­tali do Austra­lii, poszu­ku­jąc śli­ma­ków mor­skich zna­nych jako tre­pangi, ogórki mor­skie lub bêche-de-mer. Chiń­czycy tak je uwiel­biali, że ich rybacy wytrze­bili je w wodach wokół Guang­zhou, a potem wypra­wili się na ich poszu­ki­wa­nie wzdłuż połu­dnio­wego wybrzeża Azji Połu­dniowo-Wschod­niej do Wiet­namu, skąd ruszyli do Indo­ne­zji, by wresz­cie około 1400 roku dotrzeć do pół­nocnego wybrzeża Austra­lii43.

W roku 1000 więk­szość żegla­rzy kie­ro­wała się nawi­ga­cją zli­cze­niową, co ozna­czało, że wybie­ra­jąc kurs, pole­gali na wła­snym wzroku i wie­dzy na temat ruchów Słońca, Księ­życa i gwiazd. Wyjąt­kiem byli nawi­ga­to­rzy arab­scy, któ­rzy uży­wali sek­stantu, i chiń­scy, któ­rzy już około 1000 roku zaczęli wytwa­rzać pokła­dowe kom­pasy magne­tyczne44.

Wytrawni mary­na­rze poli­ne­zyj­scy i wikin­go­wie potra­fili usta­lić kurs na pod­sta­wie obser­wa­cji fal, wodo­ro­stów, kie­runku lotu pta­ków i kształtu linii brze­go­wej. Pocho­dzący z Mikro­ne­zji Mau Pia­ilug, który badał tra­dy­cyjne poli­ne­zyj­skie metody nawi­ga­cji, uczył ich potem Steve’a Tho­masa, wów­czas namięt­nego żegla­rza, a póź­niej gospo­da­rza pro­gramu tele­wi­zyj­nego Ten stary dom45. „Kiedy niebo było czy­ste, poło­że­nie okre­śla­łem na pod­sta­wie gwiazd, a gdy noc była pochmurna, kie­ro­wa­łem się kształ­tem fal”, wyja­śniał Mau46.

Wikin­go­wie, podob­nie jak Poli­ne­zyj­czycy, nie uży­wali żad­nych przy­rzą­dów nawi­ga­cyj­nych. Jak w takim razie odkry­wali nowe lądy około 1000 roku? Klu­czową rolę odgry­wała struk­tura spo­łeczna, w szcze­gól­no­ści dyna­mika grup zbroj­nych, gdyż ambitni wodzo­wie wciąż poszu­ki­wali nowych tery­to­riów. Słynny sta­ro­an­giel­ski poemat Beowulf opi­suje funk­cjo­no­wa­nie takich grup. (Jedyny zacho­wany egzem­plarz jest dato­wany na rok 1000, ale opo­wieść doty­czy cza­sów się­ga­ją­cych kil­ku­set lat wstecz). Młody szwedzki książę Beowulf przy­bywa do Danii, żeby pomóc swo­jemu sąsia­dowi kró­lowi Duń­czy­ków, któ­rego kraj pusto­szy potwór Gren­del. Towa­rzy­szy mu około dwu­dzie­sto­oso­bowa dru­żyna, z którą Beowulf podró­żuje do odle­głych kra­jów w poszu­ki­wa­niu nie­zwy­kłych skar­bów. W zamian nagra­dza swych ludzi srebr­nymi bran­so­le­tami zra­bo­wa­nymi wro­gom. Ludzie Beowulfa nie wal­czą cały czas, nie­kiedy odpo­czy­wają i bawią się w swym towa­rzy­stwie47. Zda­rzało się, że w dru­ży­nie były także kobiety, czę­sto żony wodza. Kobiety mogły rów­nież sta­wać na czele dru­żyny; Frey­dis z obna­żoną pier­sią w końcu otrzy­mała dowódz­two nad łodzią, aby popły­nąć do Ame­ryki, jak opo­wiada saga zamó­wiona przez jej krew­nych. Dru­żyny nie sku­piały wyłącz­nie wojow­ni­ków z jed­nego miej­sca; czę­sto dołą­czali do nich ludzie z róż­nych kra­jów mówiący róż­nymi języ­kami. Mniej­sze dru­żyny liczyły do dwu­dzie­stu człon­ków, ale mogły ich gro­ma­dzić nawet od 100 do 20048. Wodzo­wie, któ­rym udało się przy­cią­gnąć jesz­cze wię­cej zwo­len­ni­ków, mogli w końcu zostać obwo­łani ksią­żę­tami lub kró­lami49.

Losy Eryka Rudego poka­zują, jak wodzo­wie wikiń­skich dru­żyn pro­wa­dzili swych ludzi na wyprawy w poszu­ki­wa­niu nowych tery­to­riów. W 980 roku Eryka uznano win­nym mor­der­stwa na Islan­dii i ska­zano go na trzy lata wygna­nia. Ponie­waż wcze­śniej zabro­niono mu wstępu do Nor­we­gii, wyru­szył na poszu­ki­wa­nie nowych ziem, kon­kret­nie Gren­lan­dii, którą ujrzał prze­lot­nie około 900 roku50. Po trzech latach wygna­nia wró­cił na Islan­dię, by zwer­bo­wać towa­rzy­szy na wyprawę, i w dwa­dzie­ścia pięć łodzi ruszyli na Gren­lan­dię. Wiatr zepchnął z kursu jede­na­ście łodzi i nikt ich już wię­cej nie widział. Do celu dotarło czter­na­ście, któ­rych załogi zało­żyły Osie­dle Wschod­nie. Syn Eryka, Leif, oraz inni wikin­go­wie, któ­rzy podró­żo­wali przez pół­nocny Atlan­tyk do Kanady, także mieli swoje dru­żyny.

Roz­pocz­nijmy naszą glo­balną podróż od momentu nawią­za­nia kon­taktu mię­dzy Europą i Ame­ryką Pół­nocną przed rokiem 1492: kiedy wikin­go­wie wylą­do­wali na Nowej Fun­dlan­dii w 1000 roku. Stam­tąd powę­dru­jemy dookoła świata, poru­sza­jąc się szla­kami odno­to­wa­nymi w źró­dłach pisa­nych oraz innymi, które zre­kon­stru­ujemy na pod­sta­wie badań arche­olo­gicz­nych.

W 1000 roku wikiń­scy odkrywcy zato­czyli glo­balną pętlę. Po raz pierw­szy przed­miot lub wia­do­mość mogły odbyć podróż przez cały świat. To prawda, że nie wiemy – na razie! – czy do tego fak­tycz­nie doszło. Ale ponie­waż podróże wikin­gów do Kanady w 1000 roku prze­tarły nowy szlak komu­ni­ka­cyjny z Europy do Ame­ryki, nie ulega wąt­pli­wo­ści, że rok ten zapo­cząt­ko­wał kształ­to­wa­nie się glo­bal­nej sieci dróg51. A zatem od tego roz­pocz­niemy naszą histo­rię glo­ba­li­za­cji.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Cytaty z sag win­landz­kich pocho­dzą z Sagi o Gren­land­czy­kach oraz Sagi o Eryku Rudym, tłum. Anna Waśko, Księ­gar­nia Aka­de­micka, Kra­ków 2006. [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

B. Ste­ger napi­sał pomocny wstęp, w któ­rym za klucz do glo­ba­li­za­cji uważa zawę­że­nie cza­so­prze­strzenne świata i sku­pia się, jak więk­szość auto­rów, na latach sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku. Nie­któ­rzy bada­cze dostrze­gli cechy glo­ba­li­za­cji już w okre­sie przed rokiem tysięcz­nym. Tak na przy­kład Jen­nings dowo­dzi, że sta­ro­żytna Mezo­po­ta­mia, Caho­kia i kul­tura Wari były świad­kami oddzia­ły­wa­nia ośrod­ków miej­skich na całe regiony. Wcze­śniejsi bada­cze, zwłasz­cza David Nor­th­rup i John Man, wspo­mnieli o zna­cze­niu roku tysięcz­nego, pod­czas gdy Janet Abu-Lughod upa­try­wała w okre­sie mon­gol­skim naj­waż­niej­szego kroku na dro­dze do więk­szej inte­gra­cji. C.A. Bayly zde­fi­nio­wał glo­ba­li­za­cję jako „przej­ście w skali pro­ce­sów spo­łecz­nych z poziomu lokal­nego lub regio­nal­nego na świa­towy”, a począ­tek jej pierw­szej fazy, którą nazwał archa­iczną, umiej­sco­wił na początku XVI wieku. Zob. Ste­ger, Glo­ba­li­za­tion: A Very Short Intro­duc­tion, 2009; Jen­nings, Glo­ba­li­za­tions and the Ancient World, 2011; Nor­th­rup, Glo­ba­li­za­tion and the Great Conver­gence: Rethin­king World History in the Long Term, „Jour­nal of World History”, 16 (3), 2005, s. 249–267; Man, Atlas of the Year 1000, 2001; Abu-Lughod, Before Euro­pean Hege­mony: The World Sys­tem A.D. 1250–1350, 1989; Bayly, „Archaic” and „Modern” Glo­ba­li­za­tion in the Eura­sian and Africa Arena, c. 1750–1850 [w:] Glo­ba­li­za­tion in World History, red. A.G. Hop­kins, 2002. [wróć]

Magnus Magnus­son, Her­mann Pálsson (tłum.), The Vin­land Sagas: The Norse Disco­very of Ame­rica, 1965, s. 100 [Saga o Gren­land­czy­kach, Saga o Eryku Rudym, tłum. Anna Waśko, 2006]. [wróć]

Jon Emont, Why Are There No New Major Reli­gions?, „The Atlan­tic”, 6 sierp­nia 2017. [wróć]

James C. Lee, Wang Feng, One Quar­ter of Huma­nity: Mal­thu­sian Mytho­logy and Chi­nese Reali­ties, 1700–2000, 1996, s. 6 (rycina 1.1). [wróć]

Andrew M. Wat­son, The Arab Agri­cul­tu­ral Revo­lu­tion and Its Dif­fu­sion, 700–1100, „Jour­nal of Eco­no­mic History”, 34 (1), 1974, s. 8–35; Andrew M. Wat­son, Agri­cul­tu­ral Inno­va­tion in the Early Isla­mic World: The Dif­fu­sion of Crops and Far­ming Tech­ni­ques, 700–1100, 1983. Paolo Squ­atriti wyka­zał, że ory­gi­nalna teza Wat­sona o zróż­ni­co­wa­niu upraw w świe­cie islam­skim wytrzy­mała próbę czasu: Paolo Squ­atriti, Of Seeds, Seasons, and Seas: Andrew Wat­son’s Medie­val Agra­rian Revo­lu­tion Forty Years Later, „Jour­nal of Eco­no­mic History”, 74 (4), 2014, s. 1205–1220. [wróć]

Andrew Wat­son, A Medie­val Green Revo­lu­tion [w:] The Isla­mic Mid­dle East, 700–1900: Stu­dies in Eco­no­mic and Social History, red. A.L. Udo­vitch, 1981, s. 29–58, 30; Char­les Issawi, The Area and Popu­la­tion of the Arab Empire: An Essay in Spe­cu­la­tion, w tym samym tomie, s. 375–396, 387. [wróć]

R.I. Moore, The First Euro­pean Revo­lu­tion, c. 970–1215, 2000, s. 30–39, s. 30 (podwo­je­nie liczby lud­no­ści), s. 33 (popu­la­cja Kor­doby), s. 46–48 (uzbo­żo­wie­nie). [wróć]

H.H. Lamb, The Early Medie­val Warm Epoch and Its Sequel, „Pale­oge­ogra­phy, Pale­oc­li­ma­to­logy, Pale­oeco­logy”, 1, 1965, s. 13–37. [wróć]

PAGES 2k Con­sor­tium, Con­ti­nen­tal-Scale Tem­pe­ra­ture Varia­bi­lity During the Past Two Mil­len­nia, „Nature Geo­science”, 6, 2013, s. 339–346. Mapę świata zawie­ra­jącą ten­den­cje zwią­zane z ocie­ple­niem bądź ochło­dze­niem kli­matu można zna­leźć w Inter­ne­cie na stro­nie pro­jektu Medie­val Warm Period Map­ping kie­ro­wa­nego przez Seba­stiana Luninga pod adre­sem: http://t1p.de/mwp. Patrz także arty­kuły: Quan­sheng Ge et al. na temat Chin oraz Chri­stiana Rohra et al. na temat Europy [w:] Pal­grave Hand­book of Cli­mate History, red. Sam White et al., 2018. [wróć]

Ale­xan­der F. More, New Inter­di­sci­pli­nary Evi­dence on Cli­mate and the Envi­ron­ment from the Last Mil­len­nium, nie­opu­bli­ko­wany arty­kuł wygło­szony na kon­fe­ren­cji „Histo­ires de l’an mil”, Fon­da­tion des Tre­il­les, Fran­cja, 9–14 wrze­śnia 2019. [wróć]

Vale­rie Han­sen, The Open Empire: A History of China to 1800, wyd. 2, 2015, s. 239. [wróć]

Cécile Mor­ris­son, La place de Byzance dans l’histo­ire de l’économie médiévale (v. 717–1204): méthodes, acquis, per­spec­ti­ves [w:] Richesse et cro­is­sance au Moyen Age. Orient et Occi­dent (Mono­gra­phies de Tra­vaux et Memo­ires 43), red. D. Barthélemy, Jean-Marie Mar­tin, 2014, s. 11–30. [wróć]

Sonja Bren­tjes, Al-jabr [w:] Encyc­lo­pa­edia of Islam, wyd. 3, 2007. [wróć]

Uta C. Merz­bach, Calen­dars and the Rec­ko­ning of Time, Dic­tio­nary of the Mid­dle Ages, 3, 1983, s. 17–30. [wróć]

Robert E. Ler­ner, Mil­len­nia­lism, Chri­stian, Dic­tio­nary of the Mid­dle Ages, 8, s. 384–388; Nor­man Cohn, The Pur­suit of the Mil­len­nium: Revo­lu­tio­nary Mes­sia­nism in Medie­val and Refor­ma­tion Europe and Its Bearing on Modern Tota­li­ta­rian Move­ments, wyd. 3, 1970. [wróć]

Tom Cly­nes, Exc­lu­sive: Laser Scans Reveal Maya „Mega­lo­po­lis” Below Guate­ma­lan Jun­gle, „Natio­nal Geo­gra­phic”, 1 lutego 2018. Dostępny w Inter­ne­cie. [wróć]

Michael D. Coe, Ste­phen Houston, The Maya, wyd. 9, 2015, s. 73, 84 (wcze­sne rol­nic­two), s. 126 (lud­ność Tikál), s. 176 (Chichén Itzá). [wróć]

Mas­simo Livi-Bacci, A Con­cise History of World Popu­la­tion, 2017, s. 25. [wróć]

Wil­liam W. Clark, John Bell Hen­ne­man Jr., Paris, Wil­liam A. Percy, Popu­la­tion and Demo­gra­phy [w:] Wil­liam W. Kibler et al., Medie­val France: An Encyc­lo­pe­dia, 1995, s. 698–707, 751–752. [wróć]

Con­rad Ley­ser, Naomi Stan­den, Ste­pha­nie Wynne-Jones, Set­tle­ment, Land­scape and Nar­ra­tive: What Really Hap­pe­ned in History, The Glo­bal Mid­dle Ages, red. Cathe­rine Hol­mes, Naomi Stan­den, Past and Pre­sent, Suple­ment 13, 2018, s. 232–260. [wróć]

Tra­vis E. Zadeh, Map­ping Fron­tiers Across Medie­val Islam: Geo­gra­phy, Trans­la­tions, and the Abbāsid Empire, 2011. [wróć]

Gavin Men­zies, 1421: The Year That China Disco­ve­red Ame­rica, 2008 [Gavin Men­zies, 1421 rok, w któ­rym Chiń­czycy odkryli Ame­rykę i opły­nęli świat, tłum. Rado­sław Janu­szew­ski, 2003]. [wróć]

Ishaan Tha­roor, Muslims Disco­ve­red Ame­rica Before Colum­bus, Cla­ims Tur­key’s Erdo­gan, „Washing­ton Post”, 15 listo­pada 2004; wpis pod datą 29 paź­dzier­nika 1492: Jour­nal of the First Voy­age of Chri­sto­pher Colum­bus, red. Julius E. Olson, Edward Gay­lord Bourne, 1906, s. 133 [Krzysz­tof Kolumb, Pisma, tłum. Anna Ludwika Czerny, 1970]. [wróć]

Fre­de­rick S. Starr, Lost Enli­gh­ten­ment: Cen­tral Asia’s Gol­den Age from the Arab Conqu­est to Tamer­lane, 2014, s. 375–378. [wróć]

Saiyid Samad Husain Rizvi, A Newly Disco­ve­red Book of Al-Biruni: „Ghur­rat-uz-Zijat”, and al-Biruni’s Measu­re­ments of Earth’s Dimen­sions [w:] Al-Biruni Com­me­mo­ra­tive Volume, red. Hakim Moham­med Said, 1979, s. 605–680. [wróć]

Fuat Sezgin (red.), The Deter­mi­na­tion of the Coor­di­na­tes of Posi­tions for the Cor­rec­tion of Distan­ces Between Cities: A Trans­la­tion from the Ara­bic of al-Biruni’s Kitab Tah­did Nihayat al-Ama­kiin Lita­shih Masa­fat al-Masa­kin by Jamil Ali, 1992, s. 102–110, gdzie znaj­duje się tłu­ma­cze­nie stron 136–146 z Al-Bīrūnī, Kitāb Tahdīd nihāyāt al-amākin li-tashih masāfāt al-masākin, red. P. Bul­ga­kov, Frank­furt 1992. [wróć]

Hel­mut Nic­kel, Games and Pasti­mes, Dic­tio­nary of the Mid­dle Ages, 1985, s. 5, 347–353. [wróć]

Ani­bal Rodri­guez, pra­cow­nik Ame­ri­can Museum of Natu­ral History, pry­watne donie­sie­nie, 11 marca 2015. [wróć]

John How­land Rowe, Inca Cul­ture at the Time of the Spa­nish Conqu­est, 1946, s. 231–232. [wróć]

Ross Has­sig, Aztec War­fare: Impe­rial Expan­sion and Poli­ti­cal Con­trol, 1995, s. 66. [wróć]

U.S. Depart­ment of the Army Tech­ni­ques Publi­ca­tion, „Foot Mar­ches (FM 21–18)”, kwie­cień 2017, Sec­tion 2–41. [wróć]

Ash­le­igh N. Deluca, World’s Toughest Horse Race Retra­ces Gen­ghis Khan’s Postal Route, „Natio­nal Geo­gra­phic News”, 7 sierp­nia 2014; H. Desmond Mar­tin, The Rise of Chin­gis Khan and His Conqu­est of North China, 1950, s. 18. [wróć]

Ste­phen H. Lek­son, Chaco’s Hin­ter­lands [w:] The Oxford Hand­book of North Ame­ri­can Archa­eology, red. Timo­thy R. Pau­ke­tat, 2012, s. 597–607. [wróć]

Anders Win­roth, The Age of the Vikings, 2014, s. 72. [wróć]

Ben R. Fin­ney, Hokule’a: The Way to Tahiti, 1979; Ben Fin­ney, Voy­age of Redi­sco­very: A Cul­tu­ral Odys­sey Thro­ugh Poly­ne­sia, 1994, s. 127. [wróć]

Mark Howard-Flan­ders, doświad­czony mary­narz, Bran­ford w Con­nec­ti­cut, pry­watne donie­sie­nie, 1 wrze­śnia 2017. [wróć]

Bir­gitta Wal­lace, The Norse in New­fo­un­dland: L’Anse aux Meadows and Vin­land, „New­fo­un­dland Stu­dies”, 19 (1), 2003, s. 5–43. [wróć]

http://oce­an­se­rvice.noaa.gov/. Zobacz rów­nież bar­dzo pomocną stronę pod adre­sem https://earth.nul­l­school.net/, gdzie można spraw­dzić kie­runki prą­dów i wia­trów każ­dego dnia. [wróć]

Cas­san­dra Tate, Japa­nese Casta­ways of 1834: The Three Kichis (zamiesz­czone 23 lipca 2009 na stro­nie http://www.histo­ry­link.org/File/9065); Fre­de­rik L. Schodt, Native Ame­ri­can in the Land of the Sho­gun: Ranald Mac­Do­nald and the Ope­ning of Japan, 2003. [wróć]

Tom Gar­riso, Robert Ellis, Oce­ano­gra­phy: An Invi­ta­tion to Marine Science, wyd. 9, 2016, s. 230 (mon­suny), s. 232 (rycina 8.19a i b: układy mon­su­nów), s. 251 (rycina 9.3: Wir Pół­noc­no­atlan­tycki), s. 255 (rycina 9.8a i b: prądy powierzch­niowe). [wróć]

Geo­rge F. Hourani, Arab Seafa­ring in the Indian Ocean in Ancient and Early Medie­val Times, wyda­nie popra­wione i posze­rzone przez Johna Car­swella, 1995, s. 61 (naj­bar­dziej uczęsz­czane szlaki mor­skie), s. 74 (czasy żeglugi). [wróć]

Robert Delfs, znany foto­graf pra­cu­jący w Indo­ne­zji spe­cja­li­zu­jący się w zdję­ciach pod­wod­nych, pry­watne donie­sie­nie, paź­dzier­nik 2015. [wróć]

Wang Gun­gwu, eme­ry­to­wany pro­fe­sor histo­rii na Uni­wer­sy­te­cie w Sin­ga­pu­rze, pry­watne donie­sie­nie, paź­dzier­nik 2015; C.C. McK­ni­ght, The Voy­age to Marege’: Macas­san Tre­pan­gers in Nor­thern Austra­lia, 1976; Derek John Mulva­ney, Bêche-de-mer, Abo­ri­gi­nes and Austra­lian History, „Jour­nal of the Royal Society of Vic­to­ria”, 79 (2), 1966, s. 449–547. [wróć]

Robert K.G. Tem­ple, The Genius of China: 3,000 Years of Science, Disco­very, and Inven­tion, 1986, s. 148–157 [Geniusz Chin: 300 lat nauki, odkryć i wyna­laz­ków, tłum. Jacek Świercz, 1994]. [wróć]

Steve Tho­mas, The Last Navi­ga­tor: A Young Man, an Ancient Mari­ner, and the Secrets of the Sea, 1987. [wróć]

Nekro­log Mau Pia­iluga, „Washing­ton Post”, 21 lipca 2010. [wróć]

Seamus Heaney (tłum.), Beowulf: A New Verse Trans­la­tion, 2001. [wróć]

Ben Raf­field, Bands of Bro­thers: A Re-appra­isal of the Viking Great Army and Its Impli­ca­tions for the Scan­di­na­vian Colo­ni­za­tion of England, „Early Medie­val Europe”, 24 (3), 2016, s. 308–337, s. 314 (wiel­kość dru­żyn), s. 317 (kobiety), s. 325 (róż­nice etniczne). [wróć]

Jona­than Karam Skaff, Sui-Tang China and Its Turko-Mon­gol Neigh­bors: Cul­ture, Power, and Con­nec­tions, 580–800, 2012, s. 12–15, 75–104; Timo­thy Reu­ter, Plun­der and Tri­bute in the Caro­lin­gian Empire, „Trans­ac­tions of the Royal Histo­ri­cal Society”, 5th Series, 35, 1985, s. 75–94; Naomi Stan­den, Fol­lo­wers and Leaders in Nor­the­astern Eura­sia, ca. Seventh to Tenth Cen­tu­ries [w:] Empi­res and Exchan­ges in Eura­sian Late Anti­qu­ity: Rome, China, Iran, and the Steppe, ca. 250–750, red. Nicola di Cosmo, Michael Maas, 2018, s. 400–418. [wróć]

Gwyn Jones, A History of the Vikings, 1968, s. 290. [wróć]

John Man, Atlas of the Year 1000, 2001. [wróć]

Tytuł ory­gi­nału: The Year 1000. When Explo­rers Con­nec­ted the World – and Glo­ba­li­za­tion Began

Copy­ri­ght © 2020 by Vale­rie Han­sen

All rights rese­rved

Ori­gi­nally publi­shed by Scrib­ner, a Divi­sion of Simon & Schu­s­ter, Inc.

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2020

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Agnieszka Horzow­ska

Redak­tor mery­to­ryczny: prof. UAM dr hab. Maciej Forycki

Mapy: David Lin­droth Inc.

Ilu­stra­cja na okładce

© Alamy/BE&W

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Urszula Gireń

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Rok 1000. Jak odkrywcy połą­czyli odle­głe zakątki świata i roz­po­częła się glo­ba­li­za­cja, wyd. I, Poznań 2021)

ISBN 978-83-8188-823-3

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel.: 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer