Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czasami prawdziwy mrok nie kryje się w ciemności…
Groza nadeszła w styczniu, podczas pełni księżyca. Pierwszy poznał ją uwięziony w zaspach kolejarz. Jej kły rozdarły mu gardło. Miesiąc później w przytulnej sypialni kobieta powitała ją krzykiem. Nikt nie wie, kto będzie następny. Tylko jedno jest pewne: kiedy na niebie znów zapłonie okrągła tarcza księżyca, Tarker Mills ogarnie paraliżujący strach. Bo wiatr niesie ze sobą skowyt, w którym słychać jakby ludzkie słowa. A wokół widać ślady potwora…
Stephen King(ur. 1947) nazywany jest Królem Horroru. Napisał już ponad sześćdziesiąt nagradzanych książek, z których sławę i awans z pracownika pralni na najbogatszego pisarza Ameryki przyniosła mu „Carrie” (1974). To od niej zaczęło się pasmo prawdziwych bestsellerów – wśród nich znalazły się chociażby kultowe „Miasteczko Salem” (1975), „Lśnienie” (1977), „Bastion” (1978), cykl „Mroczna Wieża”(1982–2012), „Smętarz dla zwierzaków” (1983), „To” (1986), „Misery” (1987), „Zielona mila” (1996), „Dallas ’63” (2011), a także najnowsze powieści – „Billy Summers” (2021) i „Baśniowa opowieść” (2022). Dzieła Kinga, łączące gatunki takie jak horror, science fiction, sensacja, thriller i fantasy, rozeszły się w setkach milionów egzemplarzy i zostały przetłumaczone na kilkadziesiąt języków. Były też wielokrotnie ekranizowane. Ich autor mieszka w stanie Maine z żoną, Tabithą King. Ma córkę i dwóch synów – pisarzy Owena Kinga („Śpiące królewny”) i Joego Hilla („Locke & Key”).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 63
Tytuł oryginału:
CYCLE OF THE WEREWOLF
Copyright © 1983 by Stephen King
All rights reserved
Projekt okładki
Dixie Leota, Prószyński Media
Redaktor inicjująca
Jadwiga Mika
Redakcja
Jacek Ring
Korekta
Michał Załuska
ISBN 978-83-8352-575-4
Warszawa 2023
Wydawca:
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-651 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Pamięci Davisa Grubba
i wszystkich głosów Glorii
W cuchnącej ciemności pod stodołą
uniósł kudłatą głowę.
Jego żółte, tępe oczy rozbłysły.
– Czuję głód – szepnął.
Henry Ellender
The Wolf
Trzydzieści dni ma wrzesień,
listopad, czerwiec i kwiecień,
a prócz lutego inne
o jeden dłuższe są.
Czy w deszczu, czy to w śniegu,
upale, chłodzie, przebóg,
w każdym miesiącu pełni
księżyca rośnie krąg.
Wierszyk dziecięcy
STYCZEŃ
LUTY
MARZEC
KWIECIEŃ
MAJ
CZERWIEC
LIPIEC
SIERPIEŃ
WRZESIEŃ
PAŹDZIERNIK
LISTOPAD
GRUDZIEŃ
Gdzieś w górze świeci księżyc, krągły, tłusty, pełny, lecz tu, w Tarker’s Mills, styczniowa zamieć przysłoniła niebo śniegiem. Wiatr pędzi z rykiem opuszczoną Center Avenue; pomarańczowe miejskie pługi już dawno zrezygnowały z nierównej walki.
Arnie Westrum, dróżnik w GS&WM, tkwi uwięziony w małej budce sygnałowo-narzędziowej dziewięć mil za miastem; ponieważ niewielka benzynowa drezyna ugrzęzła w zaspach, Arnie przeczekuje śnieżycę, układając na stole pasjansa „Ostatni odpada” wytłuszczoną talią kart. Na zewnątrz wiatr się wzmaga, skowycząc przeszywająco. Westrum niespokojnie unosi głowę, po czym powraca wzrokiem do pasjansa. To w końcu tylko wiatr...
Ale wiatr nie drapie drzwi... Nie skomli, by go wpuścić...
Westrum wstaje – wysoki, nieco niezgrabny mężczyzna w wełnianej kurtce i kolejowym kombinezonie, z niedopałkiem camela w kąciku ust. Miękki pomarańczowy blask wiszącej na ścianie lampy naftowej oświetla jego pobrużdżoną, surową twarz.
Znów to drapanie. Jakiś pies, myśli Arnie. Zabłąkany chce się dostać do środka. To wszystko... ale stoi niezdecydowany. Pozostawienie zwierzęcia na takim mrozie byłoby nieludzkie (nie żeby tu w środku było znacznie cieplej; mimo że akumulatorowy grzejnik pracuje pełną parą, w powietrzu po każdym oddechu widać biały obłok), lecz Arnie waha się, tuż pod sercem czuje zimny palec strachu. Ostatnio w Tarker’s Mills coś się popsuło; omeny zapowiadały nadejście zła. Arnie ma w żyłach walijską krew swego ojca i dręczą go złowróżbne przeczucia.
Nim zdąży zdecydować, co zrobi ze swym gościem, cichy skowyt narasta gwałtownie i przechodzi w warkot. Słychać łoskot, coś niewiarygodnie ciężkiego uderza w drzwi... cofa się... i uderza ponownie. Drzwi wyginają się, drżą. Przez szczelinę wpada do środka obłoczek śniegu.
Arnie Westrum rozgląda się gorączkowo w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby je podeprzeć. Nie ma jednak nawet czasu sięgnąć po lekkie krzesło, na którym siedział, bo warczący stwór ponownie z niewiarygodną siłą uderza w drzwi, które pękają z trzaskiem.
Przez chwilę jeszcze się trzymają, wygięte w pionie, a w szczelinie Arnie widzi gotowe do skoku napięte cielsko, otwarty pysk odsłaniający zęby i płonące żółte oczy największego wilka, jakiego w życiu oglądał.
A jego ryk brzmi zupełnie jak upiorne ludzkie słowa.
Drzwi jęczą i ustępują z trzaskiem. Za sekundę stwór znajdzie się w środku.
W kącie wśród innych narzędzi stoi oparty o ścianę kilof. Arnie rzuca się w jego stronę i chwyta go dokładnie w chwili, gdy wilk wciska się do budki i przykuca wpatrzony płomiennymi żółtymi oczami w zapędzonego w kąt mężczyznę. Ostre włochate trójkąty uszu przylegają do czaszki, spomiędzy szczęk wysuwa się długi język. Zza pleców stwora do środka przez pęknięte na pół drzwi wpada śnieg.
Potwór skacze z głośnym warknięciem i Arnie Westrum zamachuje się kilofem.
Jeden raz.
Przez dziurę w strzaskanych drzwiach słaby blask lampy pada na leżący na zewnątrz śnieg.
Wiatr skowycze i zawodzi.
I nagle zaczynają się krzyki.
Coś nieludzkiego przybyło do Tarker’s Mills. Niewidocznego niczym księżyc w pełni płonący wysoko na nocnym niebie ponad warstwą chmur. To Wilkołak, i nie ma żadnej przyczyny, dla której zjawił się tu i teraz – równie bez powodu jak rak, psychopata o morderczych skłonnościach czy zabójcza trąba powietrzna. To jego czas, jego miejsce, tu, w małym miasteczku w stanie Maine, gdzie co tydzień urządza się kościelne podwieczorki, mali chłopcy i dziewczynki wciąż przynoszą nauczycielom jabłka, a lokalny tygodnik z namaszczeniem opisuje organizowane przez Klub Seniora pikniki. W przyszłym tygodniu w gazecie pojawią się wieści mroczniejszej natury.
Na dworze śnieg zaczyna zasypywać ślady. Zdaje się, że w skowycie wiatru słychać niezwykłą dziką radość. Dźwięk ów nie ma w sobie nic z Boga czy światła – to pozbawiony uczuć głos czarnej zimy, mrocznego lodu.
Rozpoczął się rok Wilkołaka.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI