31,90 zł
W swoim zwięzłym, błyskotliwym eseju Rosja kontra nowoczesność Aleksandr Etkind ukazuje rosyjską agresję na Ukrainę w szerszym kontekście wojny Rosji z nowoczesnością. Zdaniem autora "operacja specjalna" Putina wymierzona jest nie tylko w naród ukraiński i jego prawo do samostanowienia, ale także w nowoczesny świat świadomości klimatycznej, transformacji energetycznej i pracy cyfrowej. Handlując ropą i gazem, szerząc korupcję, zwiększając nierówności i homofobię, dotując skrajnie prawicowe ruchy i niszcząc Ukrainę, klika Putina dąży do stłumienia toczącej się transformacji nowoczesnych społeczeństw. Poddając wnikliwej analizie strukturę społeczną, dynamikę kulturową, a także dominujące modele rodziny autor bada mechanizmy, które napędzają rosyjską wojnę z nowoczesnością.
Z jego ostrej krytyki współczesnego reżimu wyłania się obraz państwa będącego największym producentem ropy i gazu na świecie, które stoi w obliczu kryzysu klimatycznego i znajduje się o krok od upadku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 215
Aleksandr Etkind, Rosja kontra nowoczesność
Tytuł oryginału: Russia Against Modernity
Przekład z języka angielskiego
Warszawa 2024
Copyright © Alexander Etkind, 2023
Copyright © for the translation by Andrzej Wojtasik, 2024
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2024
This edition is published by arrangement with Polity Press Ltd., Cambridge.
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-67805-99-5
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.
Książka ta stanowi rezultat kilkudziesięciu lat obserwacji i debat, lecz jej tekst powstał w ciągu kilku pierwszych miesięcy rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku. Jestem wdzięczny instytucjom, które wspierały mnie zarówno w tym dłuższym, jak i tym krótszym okresie: Europejskiemu Instytutowi Uniwersyteckiemu we Florencji, Kolegium Przyszłości na Uniwersytecie w Konstancji oraz Uniwersytetowi Środkowoeuropejskiemu w Wiedniu.
John Thompson z Polity Press wyraził (prawie) bezwarunkową zgodę na moją propozycję. Pavel Kolař, Gruia Badescu i Aleida Assmann podczas naszych dyskusji w Konstancji pomogli mi znaleźć właściwe słowa dla moich myśli. Juliane Furst i kilku anonimowych recenzentów przeczytało manuskrypt i dostarczyło nieocenionych informacji zwrotnych. Dirk Moses i Michael Berdy zlecili mi napisanie artykułów, które ponownie wykorzystałem w tej książce. Tim Clark, John Kennedy, Anatoly Belogorsky i Maria Bratischeva szczodrze wsparli mnie swoimi krytycznymi opiniami i uwagami redakcyjnymi. Mark Etkind, zawsze inspirujący, dopracował niektóre z moich sformułowań. Kilka pokoleń studentów i przyjaciół z Petersburga, Cambridge, Lwowa, Florencji, Rygi, Wiednia i innych miejsc znajdzie tu moje odpowiedzi na ich pytania i zastrzeżenia.
Ta wątła książka traktuje o wątłej nowoczesności i jej nadętych, archaicznych wrogach. To książka na czas wojny, a czytelnicy podczas lektury wyczują bijącą z niej moją irytację. Zacząłem wszakże formułować tę opowieść na długo przed rosyjskim atakiem na Ukrainę w lutym 2022 roku. Poszczególne rozdziały stanowią moje omówienia takich tematów, jak rosyjska energetyka, reakcje na zmiany klimatyczne i pandemię COVID-19, sfera publiczna, demografia, podejście do kwestii płci, nierówności i wojny. Ostatni rozdział przedstawia ryzykowny, choć coraz bardziej realistyczny projekt rozwiązania Federacji Rosyjskiej. Gdy kończyłem książkę, wojna jeszcze trwała. Ponieważ jednak pisząc ją, miałem pewność, że w pewnym momencie się skończy – oby wcześniej niż później – zdecydowałem się w całym tekście stosować czas przeszły.
Chciałem napisać tekst krótki i ostry, raczej pamflet niż traktat, okraszony humorem, który pomógłby czytelnikowi uporać się z makabryczną niekiedy tematyką książki. Pokój jest dobry dla złożoności; wojna przynosi jasność. Nic nie odświeża wzroku lepiej niż wojna. Zmienia wszystko – najpierw teraźniejszość, potem przyszłość, a na końcu przeszłość. Rozwijając swoją koncepcję rosyjskiego „stopmodernizmu”, czerpię z ekonomii politycznej, historii intelektualnej, stosunków międzynarodowych i wielu innych dziedzin.
Niektórzy z moich ulubionych autorów – Aleksandr Czajanow, John Maynard Keynes, Karl Polanyi, Michaił Bachtin i Fernand Braudel – napisali swoje najlepsze książki w czasie, gdy obok szalała ta czy inna wielka wojna. Rozpacz ma kluczowe znaczenie – unaocznia najgorsze aspekty życia i wysuwa je na pierwszy plan, gdzie można ujawnić to, co ukryte, i przeanalizować to, co niewidzialne. Współczucie dla jednych i pogarda dla innych redukują akademicką ostrożność do dymiącego popiołu. Żałoba składa się ze wspomnień, wizualizacji i spekulacji: Jak mogło do tego dojść? Czy można było temu zapobiec? Ale ta mimesis to także nemezis – karząca sprawiedliwość: Jak stawić opór złu i jak je przezwyciężyć? Jaki rodzaj odwetu mógłby przerwać nowy krąg przemocy?
Okresy powojenne są intelektualnie produktywne: to wtedy powstają idee, którymi karmią się kolejne pokolenia, choć idee te nie powstrzymują owych pokoleń przed rozpętaniem kolejnej wojny1. Okresy powojenne są dobre nie tylko dla inwestorów i architektek, lecz również dla filozofek i historyków: trzeba odbudować, zrestartować i ponownie zakotwiczyć wstrząśnięty wojną świat. Immanuel Kant prowadził wykłady w Królewcu w czasie pierwszej aneksji miasta przez Cesarstwo Rosyjskie. To właśnie kiedy obce wojska opuściły jego kraj, napisał Krytykę czystego rozumu. Przez całe życie Kant był oddany pracy na rzecz Wiecznego Pokoju. Jednak Rosja obaliła jego projekt; niewiele miejsc na ziemi zaznało mniej pokoju niż Królewiec2. W 1921 roku w Strasburgu, innym mieście, które przechodziło z rąk do rąk, Marc Bloch odkrył śmiertelną moc kłamstw: „Fałszywe informacje […] wypełniły życie ludzkości […]. Fałszywe wiadomości! […] W każdym kraju, zarówno na froncie, jak i na tyłach, widzieliśmy, jak się rodzą i mnożą […]. Jakże trafne jest stare niemieckie przysłowie: «Kiedy wojna wkracza na ziemię, wtedy kłamstwa są jak piasek»”3.
Na pustyni kłamstw natknąć się można na studnie prawdy, które tworzą oazy pokoju – o ile nie zasypie ich piasek. To my jesteśmy ożywionymi elementami tego krajobrazu, tym piaskiem lub tą wodą – wybór należy do nas. Oto opowieść, w której żyjemy.
Wojna rosyjsko-ukraińska rozpoczęła się w 2014 roku. Zarówno przed jej wybuchem, jak i w trakcie działań wojennych nowoczesność była dla Rosji tak samo ważną kwestią, jak dla Ukrainy podmiotowość. Sympatycy ZSRR widzieli w nim zwiastuna postępu, a Rosja Putinowska chciała być spadkobierczynią Rosji radzieckiej. W 1992 roku Zygmunt Bauman, urodzony w Polsce socjolog, który wiele w swoim życiu widział, napisał, że „komunizm był najżarliwszym, najprężniejszym i najwaleczniejszym orędownikiem nowoczesności […]. To nie pod kapitalistycznymi, lecz komunistycznymi auspicjami zuchwałe marzenie o nowoczesności […] doprowadzono do radykalnych granic: wielkie projekty, inżynieria społeczna bez ograniczeń, ogromna i toporna technologia, całkowite przekształcenie przyrody”1. W tym konglomeracie stali, ropy i prochu było bardzo mało miejsca dla mężczyzn i kobiet. Wszechwładne państwo podporządkowało zarówno ludzi, jak i przyrodę nowoczesności „na resorach”, która z każdą kolejną dekadą popadała w coraz większy zastój, a wręcz wydawała się coraz bardziej archaiczna. Była to paleonowoczesność, a Związek Radziecki okazał się jej najbardziej entuzjastycznym orędownikiem.
Wojna Putina była „operacją specjalną” przeciwko narodowi ukraińskiemu, jego państwowości i kulturze. Była to również szersza operacja przeciwko nowoczesnemu światu świadomości klimatycznej, transformacji energetycznej i pracy cyfrowej.
Każda koncepcja nowoczesności zawiera elementy opisowe i normatywne. Antropocen przyspieszył ich połączenie. Nowy typ nowoczesności – refleksyjny, zrównoważony, zdecentralizowany – mógłby nam pomóc przetrwać antropocen2. Nowy porządek wynegocjowany między planetą a ludźmi bardzo różni się od poprzednich typów nowoczesności, takich jak zbiurokratyzowana nowoczesność Maksa Webera z końca XIX wieku czy paleonowoczesność z początku XX wieku. Określam go mianem „gaja-nowoczesności” [gaiamodernity]. Nazwa ta wywodzi się od imienia bogini uosabiającej Matkę Ziemię i nawiązuje do koncepcji Gai rozumianej jako planetarny system życia i materii, którego elementami jesteśmy wszyscy3. Paleonowoczesność definiował postęp w kategoriach rosnącej eksploatacji przyrody, uznający, że większe wykorzystanie zasobów i energii dowodzi wyższości cywilizacji. Z kolei w przypadku gaja-nowoczesności dalszy rozwój ludzkości wymaga mniejszego użycia energii i materii na każdą nową jednostkę pracy i przyjemności. Te dwa typy nowoczesności cechuje skrajnie odmienne postrzeganie relacji między przyrodą a postępem.
Czas Gai jest nieskończony, ale zmienia się wraz z biegiem historii, ponieważ my sami się zmieniamy. W nowych warunkach ludzkość będzie musiała przezwyciężyć globalne zanieczyszczenie i zepsucie, które stworzyła paleonowoczesność. Trzeba będzie zaniechać spalania paliw kopalnych i zapomnieć o fetyszach takich jak wzrost gospodarczy. Trzeba będzie rozwinąć odporność na zagrożenia naturalne. W tej epoce małe jest piękne – bez względu na to, czy chodzi o pojazdy, komputery, czy broń. Ale ta nowoczesność potwierdza również żywotność państwa, która zwiększa się w obliczu wyzwań naturalnych. Bez państwa nie zdołamy stawić czoła tym wyzwaniom, a nasza polityka ma dla Gai kluczowe znaczenie.
W przeciwieństwie do przednowoczesnego Lewiatana, hipermęskiego monstrum, które strachem wymusza na ludziach właściwe zachowania i produkcję, nowoczesne państwo stanowi część Gai: kobiecego organizmu, obejmującego naturę i ludzi w jednym gigantycznym ciele – życzliwym, choć nieprzejednanym. Celem Lewiatana było zatrzymanie historii dla dobra władcy, natomiast Gaja żyje i zmienia się wraz z nami, a nasza historia jest wspólna z jej historią. Nasze społeczeństwo nadal jest społeczeństwem ryzyka, lecz nasz stan przekształca się w nowy stan natury4.
Gaja-nowoczesność jest realna, ale nie do końca; jest również utopijna. Ta nowoczesność jest utylitarna, pod warunkiem że uwzględnia w swojej kalkulacji zarówno aspekt przyrodniczy, jak i ludzki. Jest demokratyczna: eksperci reprezentują przyrodę, jednak osąd należy do ludzi. A co najważniejsze, cechuje ją refleksyjność. Choć zawiedliśmy w tak wielu innych kwestiach, wnosimy w życie Gai nasz refleksyjny wkład.
Gaja-nowoczesność to rewolucja – zarówno permanentna, jak i światowa. W przeciwieństwie do Trockiego, który ukuł te terminy, nasi przywódcy nie mają czasu na próby i błędy. Czy to dlatego tak bardzo wahają się przed podjęciem jakichkolwiek działań?
Gaja-nowoczesność rozwija specyficzny gust, system upodobań estetycznych, który bardzo różni się od paleonowoczesności. Wyobraźmy sobie rozmowę Grety Thunberg z Donaldem Trumpem lub Władimira Putina z Wołodymyrem Zełenskim – obie strony czują do siebie silną odrazę. Wprawdzie oba warianty nowoczesności spotykają się często w przestrzeni publicznej, ich wzajemna awersja w pierwszej kolejności rozgrywa się w sferze estetyki, a dopiero później nabiera charakteru politycznego. Jak na ironię, czynniki kulturowe mają większe znaczenie w autorytaryzmie niż w demokracji. W państwach demokratycznych wybory o charakterze politycznym podążają za realiami gospodarczymi i ekologicznymi, ponieważ ludzie wyrażają je w debatach i kierują się nimi, głosując. W przypadku rządów autorytarnych to ich idiosynkratyczne preferencje – gusta estetyczne, uprzedzenia kulturowe i seksualne, poglądy historyczne i stereotypy etniczne – kształtują strukturę społeczną i dyktują politykę państwa.
Ze względu na zapotrzebowanie na surowce naturalne, takie jak paliwa kopalne i rudy metali, paleonowoczesność opierała się na kolonizacji terenów bogatych w złoża, imperializmie osadniczym i kapitalizmie wojennym. Cenne zasoby zawsze znajdowały się z dala od skupisk ludności – to właśnie czyniło je cennymi. Nowe ziemie trzeba było zająć, zaanektować i skolonizować. Ich pierwotnych mieszkańców krzywdzono, przesiedlano lub zabijano, a na ich miejsce osiedlano nową, bardziej „produktywną” ludność, przeznaczoną do pełnienia funkcji siły roboczej przy eksploatacji złóż. Poszukiwanie surowców – tego fundamentu paleonowoczesnej gospodarki i społeczeństwa – miało dwie historyczne formy: zewnętrzną i wewnętrzną. Pierwsza wiązała się z kolonizowaniem obszarów zamorskich; druga stanowiła specyfikę imperiów o wielkich terytoriach – Rosja służy tu doskonałym przykładem. Kolonizacje wewnętrzna i zewnętrzna przechodziły w siebie płynnie przy każdej okupacji i aneksji oraz przy każdym upadku imperium. To, co było zewnętrzne, stawało się wewnętrzne – i odwrotnie; kluczowe procesy – rasizm, ludobójstwo, wyzysk, kreolizacja – występowały w obu przypadkach5.
Gaja-nowoczesność stawia na głowie dziedzictwo paleonowoczesności. Postęp powinien być zielony i bezpieczny, zrównoważony i zdecentralizowany. Wykorzystując energię odnawialną, autonomiczni prosumenci zniosą feudalną zależność od odległych pustyń i bagien. Nowa nowoczesność zrezygnuje ze szlaków transportowych, które tak sobie ceniła paleonowoczesność. Bez rurociągów i tankowców, dostarczających nam cenne paliwa, będzie mniej piratów i terrorystów, którzy mogliby nas skrzywdzić, a także mniej ekspertów ds. bezpieczeństwa, którzy mogliby sprawować nad nami kontrolę. Ta utopijna nowoczesność wprowadzi rozróżnienie między dobrami publicznymi a złem publicznym, które w społeczeństwie paleonowoczesnym były ze sobą połączone. Pielęgnując antropologiczną różnorodność – rasową, seksualną i intelektualną – ta nowa nowoczesność będzie mieć w pogardzie monopole i oligarchie. Zdigitalizuje edukację i rozrywkę, których przejście do Internetu pozwoli na znaczną oszczędność materiałów i zmniejszenie emisji. Gaja-nowoczesność będzie kosmopolityczna: nie będzie czerpać korzyści z globalizacji, lecz działać dla dobra wszystkich, ponieważ – jak to niegdyś głosiły niektóre gnostyckie herezje – albo wszyscy dostąpią zbawienia, albo wszyscy zostaną potępieni. Gaja-nowoczesność to utopia, która właśnie się tworzy. Żyjemy w okresie jej narodzin, a historia przyspiesza.
Jednak wielu ludzi pragnie chronić swoje stare nawyki i skarby. Rozpoczęli oni działania kontrofensywne. Jednym z nich była rosyjska inwazja na Ukrainę. Prawdziwe zagrożenie dla karmionej ropą naftową władzy Putina stanowiła rosnąca świadomość zmian klimatycznych i nierówności społecznych. Jego stronnicy – grupa złożona z naftowych oligarchów [oiligarchs] i biurokratów – uznali postęp za zagrożenie dla swojego istnienia: zmiany zaszkodziłyby handlowi ropą i gazem, pozbawiając Rosję jej głównego źródła dochodu, ograbiłyby ją z wyjątkowych korzyści, jakie mogłaby rzekomo odnieść dzięki zmianom klimatu, i wprowadziłyby „nieprzewidywalność” do ustalonego i opartego na skrajnej nierówności porządku społecznego i relacji między płciami.
Państwo rosyjskie stawiało czoło nowoczesności, dokonując odwiertów w poszukiwaniu ropy i gazu, okupując sąsiednie kraje, gromadząc złoto, subsydiując skrajnie prawicowe ruchy na całym świecie i niszcząc Ukrainę. Rosyjskiej polityki nie cechowała inercja; wręcz przeciwnie – była ona czynna i pełna determinacji. Odrzucenie przez Rosję nowoczesności było działaniem celowym, trybem strukturacji, który rosyjska elita sama wybrała i narzuciła ludności swojego kraju, a następnie – reszcie świata6. Rosja miała w tym przedsięwzięciu kilku sojuszników, jednak projekt cofnięcia nowoczesności – stopmodernizm – stanowił jej własną „operację specjalną”.
Wykazując nieoczekiwane skupienie i kreatywność, Kreml wykorzystał różne strategie, aby oprzeć się gaja-nowoczesności – od zaprzeczania zmianom klimatu, przez ingerencję w proces wyborczy, po działania wojenne. Nie istniał żaden tajny, długoterminowy i sformułowany z wyprzedzeniem plan, który koordynowałby te wysiłki. Trafniej ujmuje ten proces teoria strukturacji Anthony’ego Giddensa: podmiot tworzy struktury, które modyfikują możliwości nowego działania, a to działanie zmienia podstawowe struktury, które otwierają lub zamykają nowe możliwości7. Grupa rządząca nie miała generalnej wizji przyszłych zmian, posiadała natomiast preferencje, które określały jej wybory na każdym kroku: raczej gust niż plan.
Totalna wojna przeciwko Ukrainie i światu zmieniła demodernizację Rosji, dotąd powolną i niezdecydowaną, w niszczycielską kampanię przeciwko nowoczesności. Inwazja – przygotowywana w tajemnicy, lecz znana amerykańskim i brytyjskim służbom wywiadowczym – stanowiła wstrząs dla zdecydowanej większości rosyjskich, ukraińskich i europejskich intelektualistów. Nawet w styczniu 2022 roku moi przyjaciele i współpracownicy zarówno w Rosji, jak i w Ukrainie byli przeświadczeni, że inwazja jest bardzo mało prawdopodobna, a sam pomysł, że mogłoby do niej dojść, uważali za śmieszny. W opinii Mashy Gessen, które tuż przez rozpoczęciem inwazji odwiedziło zarówno Moskwę, jak i Kijów, nikt nie spodziewał się tej wojny: „Ewentualność wojny była wręcz niewiarygodna. Nawet po jej rozpoczęciu pozostała czymś niewyobrażalnym, niepojętym”8. Ale inwazja nastąpiła. Różni ludzie żyją w różnych światach, z których każdy spajają różne siły – psychologiczne, estetyczne i polityczne. Gdy światy te konfrontują się z faktem wybuchu wojny, dla jednych jest to szok, dla innych triumf, a dla wszystkich, którzy muszą przebudować swoje subiektywne realia – ciężka praca.
Rozpoczęcie wojny było świadomą decyzją z kategorii tych, które Carl Schmitt – na wpół uznany przewodnik Kremla w teorii politycznej – uważał za „niezbędne dla praktyki politycznej”. Wojna nie była wynikiem żadnej istniejącej wcześniej, racjonalnej kalkulacji; co więcej: zmieniła ona podstawy wszystkich takich przyszłych kalkulacji. Działania pewnych ludzi i instytucji określiły życie, pracę lub śmierć milionów innych9. Oto strukturacja w praktyce. Podmioty tworzą struktury, które kształtują nowe działania, a w procesie tym same podmioty ulegają zmianie. Mogą, lecz nie muszą mieć planu, a jeśli go mają, mogą, lecz nie muszą go realizować. Jednak podejmując takie, a nie inne decyzje, podmioty kierują się swoimi gustami, które stabilizują się z każdą decyzją. W ten sposób preferencje estetyczne i kulturowe wkraczają w sferę polityczną, kształtują stosunki gospodarcze i stanowią czynnik sprawczy dziejów.
Nowoczesne narody ewoluują w delikatnej równowadze między społeczeństwem obywatelskim a państwem10. Tym, co je spaja, jest zaufanie – postawa stanowiąca fundament formacji strukturalnych. Jak trafnie zauważył niemiecki socjolog Niklas Luhmann: „Całkowity brak zaufania uniemożliwiłby wstanie rano z łóżka”11. Zarówno przed wojną, jak i w jej trakcie miliony Rosjan miały to uczucie, które psuło ich poranki, a także wieczory. Brak zaufania niszczy jednostkę; gdy dotyka wielu ludzi, niszczy ich społeczeństwo. Załamania zaufania są nagłe i katastrofalne – nazywamy je rewolucjami.
Wszechmocne państwo może narzucić zaufanie: historycy Rosji mówią o wymuszonym lub imitowanym zaufaniu12. Ale jeśli to państwo chyli się ku upadkowi, jedynym wyborem jest milczenie lub protest. Rzeczywista zmiana może zająć dziesięciolecia, a w tym czasie nie powstanie nic poza postępującą korupcją i wzrostem emisji. „Oczekiwanie katastrofy podkopuje zaufanie”, napisał Ulrich Beck13.
W paleonowoczesności głównym przejawem zaufania był kredyt: wielu pożyczkobiorców było w równym stopniu powiązanych z pożyczkodawcą, a wzajemne zaufanie dotyczyło indywidualnej odpowiedzialności. W gaja-nowoczesności zaufanie związane jest z posortowanymi odpadami, czystą wodą i pokojową polityką. Mogą to osiągnąć tylko poprzez wspólne, skoordynowane starania. To zbiorowa odpowiedzialność, która dotyczy i władz, i obywateli. Walcząc z zanieczyszczeniami, pandemią lub dyktaturą, ludzie znów żyją w stanie natury – niczym w dawnej fantazji Hobbesa – lecz tym razem naprawdę chodzi zarówno o państwo, jak i naturę.
Nasza sytuacja jest zbliżona do tej, która panuje w „nowej dziczy”I – zaufanie jest rozproszone i wybiórcze. Ufajmy przyjaciołom, ale sprawdzajmy ich; dla wrogów miejmy tylko nienawiść. Postmodernizm, z jego opowieściami, że wszystkie wytwory kultury są sobie równe, okazał się kłamstwem – prawdziwe zagrożenie stanowi stopmodernizm. Ale jego cechy jeszcze się nie wyklarowały, a przynajmniej nie było tak przed wojną. Nadszedł czas na nową refleksyjność. Koniec ze ślepym zaufaniem: ryzyko jest wymierne, wymierne są również środki zaradcze. Ufajmy sąsiadom, że nie będą zanieczyszczać naszego powietrza ani rozprzestrzeniać wirusa bardziej, niż jest to nieuniknione – jednak na wszelki wypadek zawsze ich sprawdzajmy. Tym samym ograniczonym zaufaniem obdarzajmy władze. Ich obowiązkiem jest nas chronić. Jeśli rezultatem ich rządów jest wzrost emisji, a nie ich spadek – muszą odejść. Nadszedł czas na nową autonomię moralną. Ufajmy sobie, a wstaniemy rano z łóżka.
Aby przetrwać antropocen, musimy zaufać ekspertom. Żyjemy w świecie, w którym prawdopodobne są ryzykowne scenariusze, choć nie jesteśmy w stanie tego dostrzec. To eksperci mówią nam o zmianach klimatycznych, wirusach, zanieczyszczeniach i innych zagrożeniach. Rzadko możemy sprawdzić wiarygodność ich danych, chętnie jednak dyskutujemy o wnioskach, do jakich dochodzą, i o radach, jakich nam udzielają. Tak właśnie działa sfera publiczna, kluczowy mechanizm gaja-nowoczesności. Nieufność dzieli sferę publiczną na fragmenty, które nie chcą się ze sobą komunikować. Tworzy kulturową przepaść między obywatelami z jednej strony a ekspertami i autorytetami z drugiej. Ci pierwsi nie ufają tym drugim i nie podporządkowują się ich zaleceniom. Sabotaż – broń ostatniej szansy – nie jest środkiem tak bezsilnym, jak mogłoby się to wydawać. W wielu sytuacjach nieufność działa jak samospełniająca się przepowiednia. Gdy uważamy, że sortowanie odpadów nie ma sensu, po prostu ich nie sortujemy. Zmieszane odpady lądują w tym samym miejscu co posortowane, potwierdzając naszą obojętność wobec tej kwestii. Jeśli się nie zaszczepimy, świat też się od tego nie skończy. Być może zachorujemy, a nawet umrzemy, ale przyczynę będą znać tylko eksperci.
Ta kulturowa przepaść między elitą a pospólstwem nigdy nie pozostaje pusta. Lud wypełnia ją niematerialnymi drobiazgami – kulturą popularną (Michaił Bachtin), ukrytymi transkrypcjami (James Scott) lub teoriami spiskowymi, jak je teraz nazywamy. Jeśli eksperci są zbyt odlegli, elity – zbyt aroganckie, a przepaść – zbyt duża, pojawia się tendencja do samospełniającej się materializacji tych teorii. Rosyjska korupcja, nierówności i złe rządy pospołu przyczyniły się do zniszczenia zaufania społecznego14. Co tragiczne, kulminacja tych skutków nastąpiła dokładnie wtedy, gdy zaufanie było ważniejsze niż kiedykolwiek: w przededniu pandemii COVID-19, w kontekście globalnej dekarbonizacji i podczas niewypowiedzianej wojny.
Celem Putina było przywrócenie paleonowoczesności w radzieckim stylu – panowania na fundamencie ropy i stali, spowitego fabrycznym dymem, majestatu potęgi militarnej, przymusowej jedności ludu. Związek Radziecki oparł swoją potęgę i chwałę na socjalizmie – ideale powszechnego braterstwa i równości. Chociaż nie udało się go urzeczywistnić, ideał ten był stosunkowo skuteczny w ograniczaniu korupcji. Putin i jego ludzie chcieli połączyć radziecki powab z postsowiecką korupcyjnością. Ich rekonstrukcja paleonowoczesności połączyła dziedzictwo epoki radzieckiej – marnotrawstwo zasobów, cynizm i nieufność – z radykalną nowością w postaci ogromnych i stale rosnących nierówności. Ulrich Beck napisał, że „nierówności społeczne i zmiany klimatyczne to dwie strony tego samego medalu”15; opór wobec nich również miał jedno i to samo źródło. W obliczu tych dwóch głównych wyzwań – zmian klimatycznych i nierówności społecznych – Kreml przyswoił śpiewkę libertariańskiego i denialistycznego konserwatyzmu. Imitując tę ideologię czy też wymyślając ją na nowo, rosyjscy władcy wspierali skrajnie prawicowe ruchy na całym świecie.
Problemy ekologiczne Rosji były ogromne. Okazało się, że globalna Północ i Arktyka są jeszcze bardziej podatne na zmiany klimatu niż globalne Południe. Wieczna zmarzlina, która jeszcze w 1991 roku pokrywała dwie trzecie terytorium Rosji, zaczęła się cofać. Podłożem miast, rurociągów i torów kolejowych stała się bagnista ziemia16. Przypadkowe zapadanie się wiecznej zmarzliny uwalniało ogromne ilości metanu, co z kolei powodowało dalsze przyspieszenie globalnego ocieplenia. W 2021 roku ogień spalił na Syberii prawie 20 milionów hektarów lasów; był to najbardziej niszczycielski sezon pożarów w dziejach Rosji. Zarówno syberyjska tundra, jak i tajga – niegdyś ekosystemy pochłaniające dwutlenek węgla – zaczęły go czynnie emitować. Pod względem podatności na kryzys klimatyczny Rosję można porównać z Kanadą i Alaską; jednak tylko w Rosji na wiecznej zmarzlinie – dziś topniejącej – zbudowano duże miasta, takie jak Jakuck i Norylsk.
Wojna i sankcje z 2022 roku spowodowały wzrost spalania gazu ziemnego, który stanowi główne źródło zanieczyszczeń powietrza. Pochodnie gazowe – ów symbol rozrzutności, tak charakterystyczny dla handlu ropą i gazem – były wszechobecne: ponieważ trudno było zamknąć odwierty gazowe lub zachować gaz, jedynym sposobem na pozbycie się nadmiaru było spalenie go na otwartym powietrzu. Im mniej gazu rosyjskie koncerny były w stanie sprzedać, tym więcej spalały na miejscu wydobycia lub na jakimś odcinku linii przesyłowej. W sierpniu 2022 roku zaledwie jedna rosyjska stacja kompresorowa w pobliżu granicy z Finlandią spalała każdego dnia syberyjski gaz o wartości 10 milionów dolarów17. Zanim jeszcze praktyki te przyczyniły się do zwiększenia globalnych emisji, jakby wyrokiem karzącej sprawiedliwości doprowadziły do wzrostu zanieczyszczeń w okolicach Petersburga, rodzinnego miasta Putina.
Obserwując syberyjskie pożary, cofanie się wiecznej zmarzliny i masowe uwalnianie metanu, putinizm błogosławił rolę Rosji jako imperium energetycznego. Twierdząc, że eksport ropy i gazu jest niezbędny dla gospodarki narodowej, eksperci spekulowali na temat korzyści, jakie zmiany klimatyczne mogą przynieść Rosji18. Czy leżącemu na północy krajowi z niestabilnym rolnictwem nie przydałoby się lekkie ocieplenie? Czy otwarcie Północnej Drogi Morskiej do Chin nie byłoby spełnieniem dawnych marzeń Iwana Groźnego? Oprócz denializmu klimatycznego kluczowymi elementami putinizmu były: konserwatyzm kulturowy, homofobia, nierówności ekonomiczne i korupcyjność. Wszystkie były ze sobą powiązane19. W lipcu 2022 roku Putin wyjaśniał transformację energetyczną zachodzącą w krajach europejskich ich „upodobaniem do nietradycyjnych związków” (stosowane w języku rosyjskim eufemistyczne określenie homoseksualizmu); denializm klimatyczny gładko połączył się z homofobią20. Maczyzm był stałą cechą przemówień Putina; w sierpniu tego roku powiedział on na przykład, że tylko męskość może ochronić rządy państw świata przed zakusami amerykańskiego imperializmu21.
Putinizm podkreślał swoją ciągłość z socjalizmem w stylu radzieckim, jednak nie był w stanie połączyć swojej libertariańskiej polityki z żadną wersją lewicowości. Wnikliwi badacze dostrzegli, że ideologicznie putinizm zmierzał w kierunku faszyzmu, lecz nierówności społeczne sprawiły, że nie zdołał rozwinąć się w ruch masowy22. Jeśli putinizm miał ideologię, to był nią imperializm w szczególnej, rewanżystowskiej formie. Choć w swej istocie nacjonalistyczny, putinizm był również ruchem międzynarodowym; ze swej finansowej i politycznej bazy w Rosji rozprzestrzenił się na cały świat. Przed wojną Putin i jego ludzie utrzymywali równowagę między swoim ultrakonserwatywnym przesłaniem a rewizjonistycznym stanowiskiem, które było strawne wyłącznie dla ich rosyjskich zwolenników. Wojna dowiodła, jak kruchy był ten sojusz. Dla zagranicznych sojuszników Putina jego postsowiecki rewanżyzm nie miał znaczenia. Nawet amerykańska Partia Republikańska, od dziesięcioleci będąca lojalnym partnerem Moskwy, potępiła inwazję na Ukrainę.
W dziedzinie ekonomii putinizm wyrażał się w skupieniu na eksporcie surowców energetycznych z Rosji. Kreml był głównym beneficjentem łańcuchów dostaw, których pierwszym ogniwem były syberyjskie mokradła, a ostatnim – europejskie i azjatyckie zbiorniki paliw, kotłownie i klimatyzatory. W erze kryzysu klimatycznego i rosnącej niezgody na nierówności Kremlowi zależało na ukryciu zarówno szkód wyrządzanych planecie, jak i swojej zależności od handlu paliwami kopalnymi. Rosyjski rząd stworzył trzy odpowiedzi na rosnącą świadomość zmian klimatycznych: zaprzeczenie, oszustwo i przygotowania wojskowe.
Trzy dekady rozkwitu i załamania w poradzieckiej Rosji zbiegły się z jej długim i bolesnym przyjmowaniem do wiadomości istnienia kryzysu klimatycznego. Związek Radziecki rozwiązał się w 1991 roku, a na jego gruzach powstało 15 niepodległych państw, wśród nich Rosja i Ukraina. W 1992 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych przyjęła Konwencję w sprawie zmian klimatu, w której uznano „niebezpieczną antropogeniczną ingerencję w system klimatyczny”II. W tym samym roku Putin pracował w Petersburgu, gdzie kontrolował handel zagraniczny i po raz pierwszy zetknął się z korupcją. Przyjęty w 1997 roku Protokół z Kioto stworzył pierwszy międzynarodowy mechanizm kontroli emisji. W 1998 roku strajki górników i kryzys finansowy doprowadziły Rosję do niewypłacalności; to właśnie w okresie tego zamętu Putin otrzymał nominację na stanowisko szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa, która w następnych dekadach stała się podstawą jego władzy. W 2000 roku – tym samym, w którym chemik Paul Crutzen, laureat Nagrody Nobla, ukuł koncepcję antropocenu – Putin został prezydentem Rosji. W 2004 roku na czele ExxonMobil stanął Rex Tillerson, inżynier z Teksasu mający słabość do rosyjskiej ropy naftowej. W tym samym roku w Kijowie rozpoczęła się pomarańczowa rewolucja. Rok później ExxonMobil i bracia Koch rozpoczęli w amerykańskich mediach zmasowaną kampanię zaprzeczania zmianom klimatycznym. W 2008 roku Putin został premierem, a stanowisko prezydenta powierzył swojemu adiutantowi Dmitrijowi Miedwiediewowi, który sformułował niejasny program modernizacji. W 2012 roku Putin został ponownie prezydentem, choć nieprawidłowości towarzyszące wyborom wywołały protesty w Moskwie. W 2009 roku wybuchła afera znana jako „Climategate” – próba zdyskredytowania badań naukowych dotyczących zmian klimatycznych. W 2014 roku rewolucja godności w Kijowie utorowała drogę proeuropejskiemu kierunkowi rozwoju Ukrainy. W tym samym roku Putin dokonał aneksji Krymu. W 2015 roku zawarto porozumienie paryskie, wieńczące 21. Konferencję ONZ w sprawie zmian klimatu. W 2016 roku prezydentem Stanów Zjednoczonych został wspierany przez Putina Donald Trump, który swoim sekretarzem stanu mianował Rexa Tillersona. Rok później Stany Zjednoczone wycofały się z porozumienia paryskiego. W listopadzie 2019 roku w Chinach rozpoczęła się epidemia, która w ciągu kilku miesięcy rozprzestrzeniła się na cały glob. Rosja odnotowała najwyższą na świecie nadmierną śmiertelność spowodowaną przez COVID-19. W 2020 roku Unia Europejska przyjęła ambitny program zmniejszenia o połowę emisji, znany pod nazwą Europejskiego Zielonego Ładu. W 2022 roku doszło do eskalacji wojny, którą Rosja toczyła z Ukrainą od 2014 roku.
Do kryzysu klimatycznego doprowadziła zwiększona obecność w atmosferze dwutlenku węgla, którego emisja była rezultatem spalania paliw kopalnych. To prosta prawda, lecz ci, którzy jej zaprzeczali, mieli w tym swój interes. Rosja była głównym eksporterem ropy, gazu i węgla. Świadomość zmian klimatycznych zagrażała jej gospodarczemu istnieniu, co dobrze rozumieli eksperci Putina. Pisma Andrieja Iłłarionowa, doradcy ekonomicznego prezydenta Putina w latach 2000–2005, a później starszego pracownika naukowego Cato Institute w Waszyngtonie, stanowią znakomite źródło dla badaczy rosyjskiego denializmu klimatycznego. Iłłarionow, autor licznych tomów analiz, które zaprzeczały antropogenicznemu charakterowi zmian klimatu, w 2004 roku stwierdził, że Protokół z Kioto jest czymś w rodzaju „międzynarodowego Gospłanu”III, tylko o wiele gorszym, a nawet posunął się do porównania go do Gułagu i Auschwitz. Na czym miałoby polegać to podobieństwo? Protokół z Kioto to „traktat śmierci […], gdyż jego główny cel stanowi zdławienie wzrostu gospodarczego i działalności gospodarczej w krajach, które przyjmą zobowiązania z niego wynikające”23. Zbliżone stanowisko podziela wielu członków rosyjskiej elity.
W 2009 roku nieznani hakerzy, którzy zainicjowali Climategate, wykradli i opublikowali tysiące prywatnych e-maili w nadziei na wykazanie, że naukowy konsensus w kwestii zmian klimatycznych to w istocie spisek badaczy. Dwa lata później na jednym z rosyjskich serwerów zamieszczono kolejny zbiór około pięciu tysięcy e-maili dotyczących tej tematyki. Te cyberataki na naukę o klimacie były zapowiedzią większych operacji, które zdefiniowały politykę następnej dekady. Iłłarionow miał się stać później zagorzałym zwolennikiem Donalda Trumpa. W 2021 roku, gdy oświadczył, że atak na Kapitol był policyjną „ustawką”, Cato Institute zakończył z nim współpracę. W wielu wywiadach, aż do rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę, zaprzeczał, jakoby Rosja szykowała się do wojny. Cato Institute, libertariański think tank finansowany przez braci Koch, był intelektualnym ośrodkiem światowego ruchu denialistycznego. Co ciekawe, ojciec braci Koch w istotnym stopniu przyczynił się do rozwoju radzieckiego przemysłu rafineryjnego. Fred C. Koch, amerykański chemik, wynalazł nowe sposoby krakowania ropy i w okresie 1929–1932 zbudował w Związku Radzieckim 15 rafinerii. W latach 30. liczne grono jego przyjaciół i współpracowników padło ofiarą wielkiego terroru24. Rozczarowany, podobnie jak wielu innych poputczików sympatyzujących z ideałami rewolucji, Koch uległ (jak to określam) „syndromowi Ayn Rand”25 i stał się zaciekłym wrogiem międzynarodowej lewicy. Ostatecznie postanowił rozwijać biznes w ojczystym kraju, choć pomagał również w budowie rafinerii dla nazistowskich Niemiec. Jego spadkobiercy, Charles i David Koch, właściciele największej amerykańskiej firmy petrochemicznej, w 2016 roku z pewnym ociąganiem poparli kandydaturę Trumpa w wyborach prezydenckich. Jednak ich prawdziwą pasją było – tak charakterystyczne dla putinizmu – połączenie libertarianizmu i denializmu.
Dla globalnych wysiłków na rzecz działań klimatycznych denialistyczne stanowisko Rosji było strategiczną przeszkodą. Przywódcy euroatlantyccy wyobrażali sobie ograniczenie emisji dwutlenku węgla jako proces współpracy i podejmowanych wspólnie poświęceń. Wielu z nich również obawiało się dekarbonizacji i miało co do niej wątpliwości. Ale tylko beneficjenci handlu ropą i gazem wiedzieli dokładnie, ile stracą, jeśli handel ten ustanie. Prawda bowiem była taka, że sprzedawcy ucierpieliby bardziej niż nabywcy. Z różnych powodów podmioty państwowe i działacze na rzecz zatrzymania zmian klimatycznych nie docenili tej strukturalnej asymetrii. Z pewną naiwnością myśleli, że wszyscy, na każdym stadium handlu paliwami kopalnymi, będą w równym stopniu świadomi konsekwencji tych zmian. Jednak nieobecność Rosji w porozumieniu klimatycznym zamieniła wspólną sprawę w grę o sumie stałej, w której zysk jednego gracza oznacza stratę drugiego.
W 2010 roku kryzys klimatyczny rozwijał się już w szybkim tempie. Fale upałów, ekstremalne zjawiska pogodowe, pożary i klęski głodu udowodniły jego istnienie wyborcom na całym świecie. W Europie i na innych kontynentach demokratyczne rządy czuły się zobowiązane, by dowieść, że są świadome kryzysu, jednak ich działania w dużej mierze pozostawały nieskoordynowane. A korporacje wiertnicze i petrochemiczne wydawały miliardy na lobbing w celu zablokowania jakichkolwiek istotnych decyzji, które mogłyby prowadzić do ograniczenia emisji dwutlenku węgla.
W tym okresie działania na rzecz klimatu przybrały neoliberalne formy, które były korzystne dla rosyjskich władców: jako duży kraj o niskiej gęstości zaludnienia Rosja mogła zyskać na nowych systemach handlu. W 2009 roku rosyjski rząd ogłosił „doktrynę klimatyczną”, której elementem było uznanie, że zmiany klimatu są spowodowane przez człowieka. Na konferencji klimatycznej w Kopenhadze w tym samym roku prezydent Miedwiediew obiecał zwiększyć efektywność energetyczną Rosji o 40 procent. Konferencja zakończyła się jednak chaosem, a zapowiedziany przez Miedwiediewa program modernizacyjny nie doczekał się realizacji.
Władze Rosji nigdy nie były zainteresowane rzeczywistą dekarbonizacją. Rozpad Związku Radzieckiego i upadek rosyjskiej gospodarki zmniejszyły krajowe emisje bez żadnych starań ze strony rządzących. W 2013 roku Kreml wyznaczył jako cel redukcję emisji do 75 procent poziomu z 1990 roku. Choć brzmiało to ambitnie, Rosja już wówczas wytwarzała niecałe 70 procent tej wartości26. Rosyjscy władcy przetrwali deindustrializację swojego kraju tylko dzięki zwiększeniu eksportu węgla. Ponieważ eksportowane z Rosji surowce kopalne – ropę, gaz i węgiel – spalano w innych krajach, emisje będące rezultatem tego procesu stanowiły problem importerów. W efekcie rosyjskie emisje spadały, podczas gdy globalne wciąż rosły, a Europa, Chiny i reszta świata musiały płacić Rosji za transfery emisji. Jednak mało kto chciał płacić podwójnie za ich paliwo.
W 2015 roku Siergiej Donskoj, ówczesny minister zasobów naturalnych i ekologii, oszacował potencjalne straty Rosji spowodowane zmianami klimatycznymi na 1–2 procent PKB rocznie27. Jednak zyski z handlu ropą, gazem i węglem stanowiły 15–25 procent rosyjskiego PKB rocznie. Przy czym, o ile pozostała część PKB, która była wynikiem ciężkiej pracy rosyjskich obywateli, częściowo wracała do nich w postaci wynagrodzeń i emerytur, o tyle przychody z emisji dwutlenku węgla bezpośrednio wzbogacały rząd. Program rzeczywistej dekarbonizacji przyjęty przez europejskie i światowe gospodarki wyeliminowałby te państwowe zyski – co ograniczyłoby wydatki Kremla, zarówno te oficjalne, jak i skrywane, o charakterze korupcyjnym. W 2016 roku kolejne sterowane z Rosji działania hakerów i wycieki dokumentów pomogły Donaldowi Trumpowi, głównemu denialiście klimatycznemu, wygrać wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. W 2018 roku na konferencji klimatycznej w Katowicach Ameryka Trumpa, Rosja Putina, Arabia Saudyjska i Kuwejt zablokowały przyjęcie wiążącej rezolucji.
Paliwa kopalne stanowiły niezmiennie ponad dwie trzecie rosyjskiego eksportu i finansowały ponad połowę budżetu federalnego. Lwia część tych funduszy płynęła z Europy, która w 2021 roku kupiła trzy czwarte gazu eksportowanego z Rosji i dwie trzecie rosyjskiej ropy naftowej. Pieniądze te miały kluczowe znaczenie dla stabilności rosyjskiej waluty, wydatków wojskowych, utrzymania luksusowego stylu życia elity i importu dóbr konsumpcyjnych dla ogółu ludności. Z Rosji pochodziło około 40 procent gazu, około 50 procent węgla i około 25 procent ropy naftowej importowanych przez kraje Unii Europejskiej. Był to symbiotyczny związek, choć Rosja była od niego zależna w większym stopniu niż Europa. Planowana przez Unię transformacja energetyczna oznaczałaby zastąpienie surowców wydzieranych przyrodzie produktami wytwarzanymi przez pracę, a to oznaczałoby znaczne zmniejszenie rosyjskich zysków. Tymczasem w Rosji – pomimo wielu dyskusji o „modernizacji” i „dywersyfikacji” – nie powstał żaden plan zastąpienia eksportu paliw kopalnych jakimkolwiek innym źródłem dochodu. O ile pewne nadzieje na oszukanie planety wiązano z unijnym systemem handlu uprawnieniami do emisji z 2009 roku, o tyle nie byłoby sposobu na obejście tak zwanego transgranicznego podatku węglowego – mechanizmu dostosowującego ceny węgla i innych towarów na granicach z uwzględnieniem emisji dwutlenku węgla – który Unia Europejska zaproponowała w 2021 roku.
Planowany do wdrożenia w 2026 roku podatek węglowy miałby wpływ na koszt wszystkich produktów wysokoemisyjnych, w tym stali, cementu, aluminium i produktów petrochemicznych. Producenci tych towarów spoza Unii Europejskiej musieliby płacić 75 euro za tonę metryczną emisji powstających podczas ich produkcji. W przypadku rosyjskiego eksportu oznaczałoby to dodatkową opłatę celną w wysokości 16 procent28. W kwietniu 2021 roku Unia Europejska zobowiązała się do ograniczenia emisji o połowę do 2030 roku i do zera do 2050 roku. Oznaczałoby to proporcjonalne zmniejszenie zakupów ropy i węgla. Gaz, czystsze paliwo, będzie płynął przez kolejną dekadę. „Widzimy, co dzieje się w Europie. Na rynkach panuje histeria i zamieszanie”, powiedział Putin w październiku 2021 roku29. W tym czasie rosyjskie przygotowania do wojny szły już pełną parą.
Całe pokolenie zachodnich ekspertów powtarzało slogan: „Rosja to normalny kraj”. Zimna wojna się skończyła, a zainteresowania akademickie przeniosły się na Trzeci Świat. Liberalna lewica przedstawiała Rosję jako przyzwoitego partnera i wiarygodną przeciwwagę dla Stanów Zjednoczonych. Na badania nad historią, socjologią i polityką Rosji silny wpływ miała neoliberalna idea normalizacji: jeśli studia empiryczne potrzebowały ideologicznego impulsu, zapewniło go pojęcie normalizacji. Takie podejście dobrze ilustruje esej A Normal Country: Russia after Communism [Normalny kraj – Rosja po komunizmie], autorstwa dwóch czołowych amerykańskich naukowców, ekonomisty Andreia Shleifera i politologa Daniela Treismana, opublikowany w 2005 roku, tuż po pomarańczowej rewolucji na Ukrainie30, chociaż można by przytoczyć setki innych przykładów. Normalizacja Rosji była ogromnym i skupiającym wiele uwagi przedsięwzięciem – intelektualnym odpowiednikiem planu Marshalla. Wielu obserwatorów pożegnało się z tą koncepcją dopiero w obliczu ludobójczej wojny Rosji z Ukrainą.
W 2012 roku Bank Światowy zaliczył Rosję do gospodarek o wysokim dochodzie, jednak dwa lata później wycofał się z tej decyzji31. Począwszy od 2012 roku przeciętne dochody Rosjan zaczęły spadać, co było bardzo rzadkim zjawiskiem. W 2021 roku Rosja zajęła 46. miejsce pod względem mediany dochodów – niżej niż Liban czy Bułgaria. W tym samym roku Harvard Atlas of Economic Complexity sklasyfikował Rosję na 51. miejscu, między Indiami a Wietnamem, i znacznie poniżej jej sąsiadów – Finlandii i Chin32. Wydatki na zdrowie na mieszkańca dawały jeszcze gorszy wynik: 104. miejsce, na równi z Nigerią i Uzbekistanem. Jak można się było spodziewać, ranking Rosji pod względem oczekiwanej długości życia był podobny: plasowała się na 105. miejscu. Nakłady na edukację były szokująco niskie: pomimo swojej zamożności Rosja wydała na tę dziedzinę mniej per capita niż Turcja, Meksyk czy Łotwa. Pod względem części PKB przeznaczanej na instytucje edukacyjne Rosja zajęła 125. miejsce33. W Indeksie Wolności Prasy Rosja od zawsze była na szarym końcu – w 2002 roku znalazła się na 121. miejscu, a od tego czasu sytuacja tylko się pogarszała: w 2020 roku zajmowała 148. miejsce, między Palestyną a Birmą, a dwa lata później 158. miejsce, obok Afganistanu34.
Jeżeli chodzi o ekologię, Rosja była czwartym największym trucicielem na świecie; na szczycie listy znalazły się Chiny, ale rosyjskie emisje per capita były znacznie wyższe35. Problemy ekologiczne Rosji – smog w stolicy i odpady na wsi – utkwiły w pamięci każdego, kto odwiedził ten kraj. Na Syberii trwała intensywna wycinka lasów, dodatkowo pustoszonych przez pożary. Płonące pochodnie gazowe i wycieki metanu powodowały ogromne emisje. Największy protest, do jakiego doszło w Rosji w drugiej dekadzie nowego millenium, dotyczył planów wysłania milionów ton odpadów mieszkalnych z Moskwy do lasów sosnowych w obwodzie archangielskim.
Nic więc dziwnego, że Rosjanie czuli się tak nieszczęśliwi: w 2020 roku jeden z globalnych indeksów szczęścia umieścił Rosję na 78. miejscu, między milczącym Turkmenistanem a protestującym Hongkongiem36. Rosja znalazła się wśród krajów o najwyższym wskaźniku samobójstw, kolizji drogowych ze skutkiem śmiertelnym i wypadków przemysłowych. Rezultatem wszystkich tych czynników była bardzo ponura sytuacja demograficzna kraju, którą odzwierciedlały wskaźniki płodności, zdrowia i migracji: Rosja znalazła się na 178. miejscu, czyli jednym z ostatnich37. Natomiast w rankingu stabilności politycznej Banku Światowego w 2020 roku zajęła 147. miejsce, między Białorusią a Papuą-Nową Gwineą38. Nowsze szacunki nie są dostępne, ale przypuszczam, że byłyby jeszcze gorsze.
Jak to możliwe, że dobrze wykształceni mieszkańcy tego bogatego kraju byli tak ubodzy i zniewoleni? Skąd brały się rosyjskie pieniądze i gdzie znikały? Dlaczego w ogromnym kraju, mogącym się poszczycić długą historią i słynącym z osiągnięć technologicznych, ludzie czuli się tak nieszczęśliwi i żyli tak niezdrowo? Przyczyną był charakter rosyjskiego państwa. Było ono ogromne, archaiczne i bardzo kosztowne (temat ten rozwijam w rozdziale 3). Co więcej, nie opierało się ono na ludziach, lecz było całkowicie zależne od eksploatacji zasobów naturalnych, głównie zaś jednego rodzaju surowców: paliw kopalnych. Rosja była jednym z trzech – obok Stanów Zjednoczonych i Arabii Saudyjskiej – światowych liderów wydobycia ropy naftowej. Była też największym globalnym eksporterem gazu ziemnego i szóstym co do wielkości producentem węgla, po Chinach i innych krajach. Gdyby zsumować ślad węglowy wszystkich tych działań, Rosja znalazłaby się na szczycie światowych rankingów. O ile jednak Stany Zjednoczone i Chiny same zużywały większość paliw kopalnych, które wydobywały, o tyle Rosja była wiodącym eksporterem surowców energetycznych na świecie. Jeśli uwzględnić to, dokąd je dostarczano i gdzie spalano, Rosja była odpowiedzialna za więcej emisji niż jakikolwiek inny kraj na świecie z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych39. W rezultacie, sprzedając tyle ropy i gazu, co Arabia Saudyjska i Katar razem wzięte, Rosja była naprawdę bardzo bogatym krajem.
Wydatki wojskowe Rosji w latach 2000–2020 przekroczyły bilion dolarów40. Była to suma ogromna, lecz i tak stanowiła niewielką część rosyjskich zysków ze sprzedaży ropy i gazu. Środki przeznaczone na armię, bezpieczeństwo i egzekwowanie prawa stanowiły łącznie jedną trzecią wydatków federalnych; ponadto jedna piąta budżetu pozostawała tajna – rzecz niespotykana we współczesnych gospodarkach41. W ciągu tych dwóch dekad rosyjski budżet wojskowy wzrósł siedmiokrotnie – w porównaniu z dwukrotnym wzrostem w Niemczech i dwuipółkrotnym w Stanach Zjednoczonych. Na początku inwazji na Ukrainę Rosja wydawała około miliarda dolarów dziennie na działania wojenne, wyczerpując swój roczny budżet wojskowy w ciągu kilku miesięcy. Rosyjska gospodarka była o połowę mniejsza niż niemiecka, pomimo faktu, że w Rosji mieszka prawie dwa razy więcej ludzi niż w Niemczech, natomiast rosyjski budżet wojskowy był znacznie wyższy niż niemiecki. Mając populację mniejszą niż Brazylia, Rosja posiadała znacznie większą stałą armię. A chociaż rosyjski PKB był siedmiokrotnie niższy od amerykańskiego, Rosja konkurowała ze Stanami Zjednoczonymi o dominację militarną. Na początku XXI wieku Rosja była krajem największych nierówności, najbardziej zmilitaryzowanym i mającym największy ślad węglowy wśród dużych państw świata. Pod rządami Putina stała się też najmniej przewidywalna.
Oszczędzając pieniądze na wydatkach socjalnych – opiece zdrowotnej, edukacji, emeryturach i rozwoju miast – rosyjscy władcy utrzymywali dobre relacje z prawicowymi amerykańskimi republikanami, w równym stopniu zależnymi od pieniędzy z ropy naftowej. W rzeczywistości jednak nadmiernie wybujałe i agresywne państwo Putina było dokładnym przeciwieństwem ideału, jaki głosiła Tea Party. Jako władca Putin był znacznie bliższy pompatycznemu i nieobliczalnemu królowi Jerzemu III niż protestującym bostończykom, którzy wrzucili do morza skrzynie z herbatąIV. Od króla Jerzego po Putina, merkantylistyczni dyktatorzy pragnęli pomnożenia swoich skarbów i zubożenia poddanych.
W ujęciu klasycznej ekonomii źródło bogactwa kraju stanowiła praca obywateli. Idea ta legła u podstaw opracowanej przez Adama Smitha i Karola Marksa laborystycznej teorii wartości, która nadal obecna jest we współczesnych podręcznikach ekonomii. To jednak nieprawda, że wartość danego towaru wynika wyłącznie z pracy potrzebnej do jego wyprodukowania. Państwa imperialne, takie jak Anglia i Belgia, czerpały ogromne bogactwa z zasobów naturalnych, które transportowały z bliskich i odległych kolonii42. Ale nawet w tym imperialnym kontekście Rosja była anomalią. Połączenie neomerkantylizmu, wewnętrznej kolonizacji, libertariańskiego podejścia do podatków oraz korupcji wymykającej się spod wszelkiej kontroli stworzyło tam społeczeństwo, w którym panuje nierówność niemal bez precedensu w dziejach ludzkości (zob. rozdział 4).
W ciągu trzech długich dekad po upadku Związku Radzieckiego Rosja miała doskonałą szansę na przekształcenie się w pokojowy, praworządny i pracowity kraj. Jednak jej ogromny aparat bezpieczeństwa oraz skorumpowana, irracjonalna biurokracja bogaciły się nie dzięki ludzkiej pracy, tylko surowcom wydobywanym z ziemi. Ta chciwa „elita” niemal całą swoją siłę życiową czerpała ze sprzedaży paliw kopalnych; dla realizacji jej celów ludzie byli zbędni. Czasami – zwłaszcza w okresach kryzysu – ta duża i uboga populacja stawała się wręcz uciążliwa i potencjalnie niebezpieczna. Tłumy protestujących, które wyszły na ulice Moskwy w 2012 roku, były równie groźne dla Putina i jego reżimu, jak ukraińskie wojska w 2022 roku, aczkolwiek te ostatnie – choć odległe – były znacznie bardziej śmiercionośne.
Rosyjski atak na Ukrainę był zaledwie jedną bitwą w większej antropoceńskiej wojnie. Każda wojna jest źródłem ogromnej ilości zanieczyszczeń; w dobie kryzysu klimatycznego jest to szczególnie istotne. Rosyjskie czołgi i rakiety nie tylko zabiły wielu ludzi, lecz również przyczyniły się potencjalnie do zagłady ludzkości.
I Oryg. new wilderness – nawiązanie do dystopijnej powieści Diane Cox The New Wilderness (2020). Jej akcja rozgrywa się w nieodległej przyszłości, w której nastąpiło załamanie większości ziemskich ekosystemów. Opisuje ona koleje losu targanej walkami o władzę grupy ludzi, którzy wiodą koczowniczy żywot w rezerwacie Wilderness State, jedynym nieskażonym miejscu na planecie [wszystkie przypisy dolne pochodzą od tłumacza].
II Dz.U. 1996, Nr 53 poz. 238.
III Gospłan – potoczna nazwa organu odpowiedzialnego za centralne planowanie gospodarcze w ZSRR.
IV The Tea Party – skrót od Taxed Enough Already Party (Partia Już Wystarczająco Opodatkowanych) – w istocie nie jest partią, lecz konserwatywno-libertariańskim ruchem społecznym, wrogo nastawionym wobec prób zreformowania amerykańskiej służby zdrowia, takich jak wprowadzenie obowiązkowego ubezpieczenia zdrowotnego, a w szczególności finansowania składek osób ubogich z budżetu federalnego. Nazwa ruchu nawiązuje do „herbatki bostońskiej” [ang. The Boston Tea Party] – potocznej nazwy opisywanego przez autora protestu przeciwko systemowi podatkowemu, który dyskryminował kolonie północnoamerykańskie w stosunku do brytyjskiej metropolii. Doszło do niego w 1773 roku, w okresie poprzedzającym wybuch konfliktu, który doprowadził do powstania Stanów Zjednoczonych.
Historycznie rzecz biorąc, koncepcje zmian klimatu i państwa naftowego rozwijały się równolegle, choć niezależnie od siebie. Oba pojęcia ukuto na początku lat 80. XX wieku. O ile pierwsze zjawisko uznano za kwestię globalną i dotyczącą nas wszystkich, o tyle w drugim widziano lokalny problem kilku odległych krajów, z których wszystkie zaliczano do „państw zbójeckich”II, lecz zarazem uznawano za niezbędne dla globalnej gospodarki. Najlepszym studium państwa naftowego jest praca The Magical State [Magiczne państwo] wenezuelskiego antropologa Fernando Coronila z 1997 roku1. Nieco później w Ameryce Południowej narodziła się inna pomocna koncepcja: extractivismo2. Politolodzy woleli pojęcie „klątwy naftowej”, lecz stosowali je wyłącznie w kontekście Trzeciego Świata. W odniesieniu do uzależnionych od węgla krajów Pierwszego Świata ekonomiści woleli mówić o „chorobie holenderskiej”III