33,90 zł
Pierwsza część bestsellerowej trylogii ROYALS, która urzeknie każdą kobietę
Na przyjęciu z okazji ukończenia studiów na Uniwersytecie Oksfordzkim Clara Bishop spotyka intrygującego mężczyznę o demonicznym spojrzeniu. Chociaż ich znajomość miała skończyć się na jednym pocałunku, to nie może o nim zapomnieć. Mężczyzna wydawał się jej bardzo bliski, jakby skądś go znała. Kiedy do drzwi Clary pukają paparazzi, okazuje się, że tajemniczym przystojniakiem był książę Alexander.
Prawowity następca tronu to niebezpieczny bad boy, który słynie z tego, że zawsze dostaje to, czego pragnie. Jego najnowszym kaprysem staje się Clara. Alexander proponuje jej układ, w którym dziewczyna zostanie jego sekretną kochanką.
Czy zdołają utrzymać swój związek w tajemnicy? Czy niebezpieczny książę poczuje do Clary coś więcej?
__
Geneva Lee, bestsellerowa autorka, spędza każdą chwilę na pisaniu. Uwielbia sprawdzać, jak pod jej piórem będą zachowywać się potężni i niebezpieczni mężczyźni. W serii ROYALS sięga po sekret kobiet na całym świecie – marzenie o odwzajemnionej miłości przystojnego księcia.
Ta seria okazała się tak wielką niespodzianką, że wciąż jest mi gorąco… – Rockstars of Romance
Seria Royals dosłownie storpedowała mi zmysły!! Dziewczyny, musicie ją przeczytać!! Jest jak narkotyk!! Książę to niezwykle perwersyjny kochanek, o jakim marzy każda z nas!! – Schemxy Girls Book Blog
Gorąca, pikantna historia miłosna dwóch osób tak różnych, a jednocześnie tak dobrze do siebie dopasowanych. – Summer’s Book Blog
Emocjonujący debiut z całą gamą niegrzecznych scen – zmysłowych, uwodzicielskich i namiętnych – Fan Girl Book Blog
__
Geneva Lee – bestsellerową autorka według „The New York Times” i „USA Today”. Woli puścić wodze fantazji niż uczestniczyć w szarej rzeczywistości, dlatego każdą wolną chwilę poświęca pisaniu książek. Szczególnie lubi wyobrażać sobie zdarzenia z udziałem potężnych, niebezpiecznych i seksownych mężczyzn. Temperament Genevy oddaje jej twórczość, więc jeśli chcesz ją poznać, przeczytaj jej romans. Mieszka w Kansas z rodziną.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 488
ego pocałunek mną wstrząsnął. On sam był mi obcy, a jednak wydawał się dziwnie znajomy. Z tego, kim rzeczywiście jest, zdałam sobie sprawę dopiero, gdy po przebudzeniu ujrzałam własne zdjęcie na pierwszych stronach tabloidów.
Alexander, książę Cambridge.
Królewski łobuz.
Wygnany następca tronu.
Daleko mu do księcia z bajki. Lubi kontrolować. Jest wymagający. I niebezpieczny. A ja nie potrafię mu odmówić.
Obydwoje skrywamy sekrety, które mogłyby nas rozdzielić albo przeciwnie – zbliżyć do siebie. A ponieważ paparazzi ujawniają każdy z osobna, muszę ocenić, jak daleko zabrnęłam w spełnianiu jego żądań.
Dziewczynom, które pragną nowej baśni.
Przebiegłam wzrokiem po zdobionych ścianach palarni, delektując się szampanem. Ponad moją głową łypał z malowidła książę albo jakaś inna ważna postać z szyją oplecioną koronkowym fularem, demaskując mnie jako oszustkę. To, że niedawno ukończyłam Oxford, wcale nie znaczyło, że należałam do elitarnego klubu swojej Alma Mater czy Cambridge. Większość absolwentów tych uczelni to dziedzice fortun, a ja, chociaż pochodziłam z ponadprzeciętnie zamożnej rodziny, nie miałam ani nazwiska rodowego, ani tytułu – w przeciwieństwie do moich rówieśników, którzy także uczestniczyli w uroczystej imprezie z okazji zakończenia nauki na uniwersytecie.
Sączyłam drinka, w duchu przeklinając moją przyjaciółkę Annabelle za to, że przekonała mnie do tego rzekomo dobrego pomysłu.
– Clara, tu jesteś! – Annabelle dopadła mnie jak jastrząb, a jej idealne paznokcie wbiły się w moje ramię, uniemożliwiając mi ucieczkę, kiedy wlokła mnie przez całą salę w stronę grupki młodych mężczyzn.
Pomijając to agresywne zagranie, stanowiła uosobienie przyzwoitości. Jej blond włosy wciąż były misternie splecione w elegancki koczek, a poniżej niego, na karku spoczywało zapięcie naszyjnika, tworząc perfekcyjnie symetryczny układ. Wszystko, co dotyczyło Annabelle, było wymuskane: od ośmiocentymetrowych szpilek po trzykaratowy diament połyskujący na jej lewej dłoni.
– Chcę, żebyś w końcu poznała mojego brata Johna.
– Nie szukam aktualnie chłopaka, Belle. Jestem kobietą sukcesu, zapomniałaś?
Chociaż moja nowa praca w Peters & Clarkwell tak na dobrą sprawę jeszcze się nie zaczęła, nie potrzebowałam mężczyzny, który w tej sytuacji mógłby mnie tylko dekoncentrować. Belle doskonale o tym wiedziała, a jednak nie powstrzymało jej to przed namowami, abym się wreszcie zapoznała z Johnem. Mimo swojego wykształcenia Annabelle została wychowana w myśl zasady, że najlepsze perspektywy czekają na kobietę w małżeństwie. To akurat nie było mi obce, moja mama żyła podobnymi złudzeniami. Belle puściła do mnie oko sponad ramienia.
– Ale przecież możesz się zabawić. John i tak ciągle pracuje, a jest wart majątek. Mogłabyś zostać baronową.
– Nie wszyscy lecą na kasę i władzę – wymamrotałam pod nosem, nie chcąc urazić zamożnych i wpływowych ludzi, którzy mnie otaczali.
Belle zatrzymała się tak nagle, że wpadłam w nią, nie zdążywszy wyhamować. Przysunęła się i szepnęła mi do ucha:
– A migdaliłaś się kiedyś z bogatym i wpływowym facetem? Albo poszłaś z jakimś do łóżka?
Przygryzłam wargę i rozejrzałam się dookoła, nie do końca wiedząc, co jej odpowiedzieć. Belle zdawała sobie sprawę, że sypiałam tylko z jednym mężczyzną, moim eks, którego nie można było nazwać ani bogatym, ani wpływowym. Daniel był wręcz na tym punkcie przewrażliwiony. Podczas gdy ja czułam się gorsza na tle spadkobierców rodzinnych fortun z Oxfordu, on tylko się na takie podziały wkurzał. Koniec końców mnie przynajmniej pochodzenie zapewniło lepszą sytuację finansową. Na myśl, jak paskudnie zakończył się nasz związek, aż się wzdrygnęłam. Zerwaliśmy co prawda zimą, w święta Bożego Narodzenia, ale nawet kilka miesięcy później samo wspomnienie Daniela sprawiało, że przeszywał mnie dreszcz. Belle musiała to zauważyć. Westchnęła i skwitowała:
– Daniel się nie liczy.
Jej gładziutka porcelanowa skóra pomiędzy profesjonalnie wyregulowanymi brwiami się zmarszczyła. Przyjaciółka pokręciła głową, jakby chciała strząsnąć z siebie coś odrażającego, i posłała mi figlarny uśmiech.
– Gdybyś rzeczywiście zaliczyła noc z mężczyzną, o jakim mówię, na pewno byś to wiedziała.
– Jestem do głębi zaniepokojona, że uważasz swojego brata za odpowiedniego człowieka do tych spraw – powiedziałam, unosząc wymownie brew. – Tak blisko się trzymacie?
– Bzdury.
Pacnęła mnie w rękę, ale psotny uśmiech wcale nie zniknął z jej twarzy.
– Po prostu się o ciebie troszczę, Claro. Potrzebujesz porządnego bzykanka.
Tego się mniej więcej spodziewałam, chociaż do tej pory nie zdradziła na głos celu tej całej akcji. Mieszkałyśmy razem, kiedy przeżywałam najgorsze chwile związku z Danielem. Nie tylko pochwaliła to, że wreszcie się rozpadł, ale od tamtej pory mi matkowała: zabierała na zakupy i przedstawiała nowym ludziom. Przyszła i pora na randki, to była tylko kwestia czasu. Właściwie powinnam być wdzięczna, że przed wprowadzeniem w życie swojego genialnego planu swatania łaskawie poczekała, aż zdam wszystkie końcowe egzaminy i otrzymam dyplom.
– Belle, naprawdę nie potrzebuję w tym momencie chłopaka – orzekłam tak stanowczo, jak tylko potrafiłam, w nadziei, że uda mi się odżegnać ją od tego pomysłu. Jednocześnie doskonale wiedziałam, że moja próba zakończy się fiaskiem. Annabelle zgasiła mój bunt machnięciem ręki.
– Potrzebować a chcieć to dwie różne rzeczy, kochana. Nigdy ich ze sobą nie myl.
Zanim zdążyłam znów się sprzeciwić, przywołała do nas wysokiego i dość zakłopotanego mężczyznę. John z pewnością był starszym bratem Belle, jeśli jego zakola miałyby stanowić tego wyznacznik. Bez dwóch zdań należał też do osób zamożnych. Jakimś cudem udało mu się połączyć najdroższe i najbardziej banalne elementy współczesnej mody męskiej i skomponować z nich nieco sztywny, niemniej z pewnością kosztowny strój. Rolexa i mokasyny Berluti zestawił z marynarką Harris Tweed rodem z lat osiemdziesiątych. Wyglądał zupełnie tak, jakby nie mógł się zdecydować, czy idzie na polowanie, czy zamierza robić interesy. Tymczasem ubrał się tak na imprezę.
– Ty pewnie jesteś tą słynną Clarą – powiedział, łapiąc mnie za rękę. Przez moment wahał się, czy nią potrząsnąć, czy raczej ją pocałować. W rezultacie otrzymałam wiotki i spocony uścisk. John mógł mieć fortunę i rodowy tytuł, ale nie wydał mi się zdobywcą. – Belle mnóstwo mi o tobie opowiadała. Dyplom z nauki o społeczeństwie, zgadza się?
– Tak.
Chciałam zabrać rękę, tyle że nie miałam pojęcia, jak to zrobić.
– Chcesz zostać nową Matką Teresą? – zapytał, kładąc swoją drugą dłoń na naszych splecionych rękach. To wcale nie polepszyło sytuacji.
– A jeśli nawet, to co?
Pytanie było odważne, zupełnie nie w moim stylu, szczególnie w towarzystwie obcej mi osoby. Nawet Belle mrugnęła zaskoczona. Ale to na uczelni brak mi było pewności siebie. Teraz zostałam absolwentką czołowego uniwersytetu i znalazłam wysoce ambitną pracę. Nie byłam już tą samą dziewczyną. Nie mogłam nią być. Nie mogłam sobie na to pozwolić.
– Jesteś stanowczo za ładna na zakonnicę – odparł John i lekko wypinając klatkę piersiową, dodał: – Ja niedawno zostałem adwokatem.
– Fascynujące – skwitowałam lekko obojętnym tonem.
Uwolniłam rękę z uścisku i zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu.
– Jeśli pozwolicie, ja… – powiedziałam i rzuciłam się w stronę tłumu, zanim Belle zdołała sfinalizować nasze zaręczyny. Musiałam z nią poważnie porozmawiać na temat kolejnych prób swatania mnie z obcymi mężczyznami.
Mimo wysłania jej na studia, rodzina Belle chciała jak najszybciej wydać ją za mąż, co było raczej staroświeckim pokłosiem szlacheckiego pochodzenia. Oczywiście mogła im się postawić, ale sprawiała wrażenie raczej zadowolonej z takiego planu, szczególnie że jej narzeczony był ulubieńcem pałacu. Ja jednak jakoś nie widziałam się w małżeństwie, nie miałam na nie ochoty, a już na pewno nie po epizodzie z Danielem. Ścieżkę kariery uznałam za lepszą drogę życiową: bezpieczniejszą, dającą więcej satysfakcji, a już na pewno nieskończenie mniej problematyczną.
Tłum mnie pochłonął, ochraniając przed zakusami Belle, ale jednocześnie czyniąc wydostanie się z niego niemal niemożliwym. Gdy wreszcie znalazłam się na korytarzu, moje serce waliło jak młotem. Osunęłam się na ścianę i wziąwszy głęboki oddech, poprawiłam prostą, obcisłą czarną sukienkę, którą pożyczyłam od Belle pomimo jej zarzutów, że jest zbyt posępna. Dla mnie z kolei była to jedna z niewielu rzeczy w jej garderobie, którą uznałam za adekwatną do naszego wieku. Moja własna szafa była pełna swetrów i dżinsów, wisiało w niej też kilka eleganckich, dobrze skrojonych garsonek. Zupełnie inaczej niż w przypadku Belle. Moja przyjaciółka na co dzień ubierała się jak gwiazda filmowa. Epatowała odsłoniętym ciałem, podobnie jak pieniędzmi. Jednak poza tym reszta jej garderoby wyglądała zupełnie jak gwizdnięta samej Królowej Matce. Cudem udało mi się znaleźć tę sukienkę, chociaż podejrzewałam, że została kupiona raczej z myślą o pogrzebie.
Nagle podrażnił mi nozdrza egzotyczny, korzenny zapach. Aromat zupełnie nie przystawał do tego dusznego, starego budynku, w którym nawet w palarni papierosy były zakazane. Widziałam tabliczki z zakazem palenia niemal w każdym pomieszczeniu, ale ta osoba najwyraźniej je przeoczyła. Podniosłam głowę i zauważyłam że nie jestem sama. Trochę za późno zdałam sobie sprawę, że dym świadczy o towarzystwie. Na jego widok moje ręce odruchowo powędrowały do klatki piersiowej. Gdzie dym, tam i ogień, a on – dobry Boże – był gorący. Mężczyzna opierał się wygodnie o otwarte drzwi wiodące na taras, cienki papieros goździkowy zwisał mu beztrosko z kształtnych ust, które ułożyły się w coś na kształt uśmiechu. Zza jego pleców na korytarz sączyło się niemrawe światło, tak że na jego twarz padały cieniste linie. Mimo to zdołałam dostrzec silny zarys jego żuchwy i błękit oczu. Nie potrzebowałam więcej, by zorientować się, że to jeden z tych zamożnych i wpływowych mężczyzn z opowieści Belle. Był uosobieniem wszystkiego, do czego nawiązywała w swoich relacjach. To wręcz od niego biło – bogactwo, władza, męskość – a moje ciało od razu mu uległo, moje zdradzieckie stopy zaczęły się przesuwać w jego stronę. Z bliższej odległości widziałam go wyraźniej i odkryłam kolejną znaczącą cechę: nazwać go po prostu przystojnym byłoby dalece nie w porządku. Miał twarz, przez którą płakałyby anioły, a bogowie szliby na wojnę.
Wyraźne, kunsztownie wyrzeźbione rysy podkreślone złotą karnacją, muśniętą słońcem gdzieś na odległych plażach. Włosy miał ciemne – i to wcale nie za sprawą mroku, w którym akurat stał. Były prawie czarne i potargane, aż miałam ochotę wpleść w nie swoje palce. Przez ułamek sekundy nawet wyobraziłam sobie, jak zanurzam w nich dłonie, kiedy nasze ciała do siebie przywierają. „Ogarnij się” – skarciłam się w duchu. Co prawda już sporo wody upłynęło od mojego ostatniego zbliżenia, ale reagowanie na obcego mężczyznę w ten sposób było zwyczajnie żenujące, mimo że on wcale nie wiedział, co sobie właśnie myślałam. Ależ oczywiście. Doskonale wiedział. Zdradzał to jego arogancki, lecz wciąż uwodzicielski uśmieszek. Coś innego dało się jednak odczytać z jego oczu, które się nie śmiały, tylko dziko zapłonęły. W jego wzroku czułam ogromny głód, tak jakby był moim własnym. Pożądanie coraz mocniej ściskało mnie w brzuchu. Musiałam trzymać go na dystans. Czułam to. I jeszcze to całe palenie, które w klubie chłopaków uchodziło za całkowity brak poszanowania dla obowiązujących reguł. Albo innych ludzi.
– Coś mi się wydaje, że tu nie wolno palić – rzuciłam wreszcie. Brzmiałam jak zarozumiała smarkula, ale dość już miałam uprzywilejowanej klasy, która naginała zasady pod własne dyktando. Poza tym coś w sposobie, w jaki na mnie patrzył, podpowiadało mi, że nie uznawał mnie za nic więcej, jak tylko obiekt – zabawkę, którą chciał się pobawić.
– Wybacz. – Uśmiechnął się kącikiem ust, ale jego rozbawienie nie zdołało zatuszować prychnięcia. – Masz zamiar mnie zadenuncjować za niestosowne zachowanie?
Wycofał się o krok, dzięki czemu stanął na tarasie i tym samym znalazł rozwiązanie, jak płynnie dostosować się do regulaminu. Wydawało mi się jednak, że zrobił to, by mnie udobruchać. W końcu nie wyglądał na faceta, który przejmuje się takimi drobnostkami jak narzucone reguły. Chociaż nie widziałam już wyraźnie jego oczu, wciąż czułam jego palące spojrzenie. Denerwowało mnie to, moje emocje lawirowały pomiędzy zwykłą irytacją a dziewczęcym podekscytowaniem.
– Nie chciałabym cię pakować w kłopoty.
Znów odwrócił twarz w moją stronę i dostrzegłam szelmowski uśmiech oraz błysk perfekcyjnych zębów.
– Obydwoje byśmy tego nie chcieli.
Krew napłynęła mi do policzków, zarumieniłam się speszona. Miałam ochotę pocałunkiem zmyć ten jego bezczelny uśmieszek, ale szybko odgoniłam tę dziką myśl. W świetle wydał mi się dziwnie znajomy, może to jakiś mój kolega z podstawówki? Gdybyśmy razem chodzili do koledżu, na pewno zapamiętałabym go dokładniej. Niemożliwe, żeby umknęły mi jego krystalicznie niebieskie oczy i fryzura balansująca na granicy przyzwoitości i stylu gwiazdy pop. Również pomiędzy szerokimi barkami uwięzionymi w doskonale skrojonej marynarce nie dostrzegałam mężczyzny, który łatwo uleciałby z mojej pamięci. Skąd więc miałabym go kojarzyć i jednocześnie nie kojarzyć? Kiedy moje spojrzenie ślizgało się wokół jego rozpiętego kołnierzyka i poluzowanego krawatu, wyobrażałam sobie, co by się stało, gdyby tak rozpiąć resztę guzików i uwolnić go z tego mundurka. Na samą myśl przygryzłam wargę. Czy ja naprawdę stałam naprzeciwko zupełnie obcego mi człowieka i fantazjowałam na jego temat? Może koniec końców Belle miała rację. Kiedy tak się na niego gapiłam, uniósł brew, a ja odwróciłam głowę zawstydzona, że przyłapał mnie na gorącym uczynku. To chyba dla niego żadna nowość, jego aparycja z pewnością często przyciągała kobiecy wzrok. Mimo wszystko wcale nie musiał wiedzieć, jak na mnie działał, chociaż raczej miał świadomość, że jego uśmiech sam w sobie był niczym licencja na ściąganie majtek.
– Uznałam, że lepiej cię ostrzec przed konsekwencjami palenia w tym budynku – powiedziałam, chcąc, żeby poczuł choć odrobinę poniżenia, a jednocześnie próbując utrzymać naszą rozmowę. Nie miałam zamiaru się go pozbyć.
– Nie byłabyś pierwsza, mała – odparł, ale w tym samym momencie wyjął papierosa z ust i wrzucił go do najbliższego śmietnika.
Ten ruch był tak sprawny, jakby nie istniało prawdopodobieństwo, że spudłuje – jak gdyby świat w każdych okolicznościach i tak musiał się do niego dostosować. Ja z kolei nabierałam przekonania, że skądś go znam, a on – kimkolwiek był – bawił się moim kosztem.
– Znamy się?
– Myślę, że bym cię pamiętał – odrzekł z błyskiem w oczach, a ich magnetyczna siła rosła, wysyłając wibracje, które opanowywały moje ciało. – Prędzej kojarzysz mnie za sprawą mojej reputacji.
– Bawidamek? – drążyłam.
Wcale by mnie to nie zaskoczyło.
– Coś w ten deseń. – Jego słowa aż ociekały dwuznacznością. – No więc co taka amerykańska dziewczyna robi w tym snobistycznym starym molochu?
Natychmiast zesztywniałam. Zawsze reagowałam pewną nadwrażliwością na tego typu obserwacje. Po chwili jednak zrozumiałam, że wcale nie traktował mnie protekcjonalnie, po prostu powodowała nim ciekawość. Zmusiłam się do uśmiechu.
– Tak się składa, że jestem Brytyjką. Tylko dorastałam w Stanach. Moja mama jest Amerykanką. Poznała mojego ojca, kiedy studiował w Berkeley.
„Przestań go zanudzać historią swojego życia” – skarcił mnie paskudny głosik, który wypalał z krytyką zawsze, gdy zaczynałam się uzewnętrzniać.
– Och, w dodatku dziewczyna z Kalifornii – podsumował nieznajomy. – Nie pojmuję, jak mogłaś zamienić słoneczne plaże na deszczowy Londyn.
– Lubię mgłę.
Mówiłam prawdę, ale przyznając to, zawstydziłam się. Podałam głupi powód, a mimo to mężczyzna przechylił głowę, jakby go to zaintrygowało. Zrobiłam krok w jego stronę i wyciągnęłam rękę.
– Tak w ogóle jestem Clara Bishop – przedstawiłam się. Może potrzebował oficjalnego zapoznania, choć nie chciał tego przyznać.
– Miło cię poznać, Claro Bishop.
Chwycił moją dłoń i bez wahania przystawił ją do ust. Pomieszczenie przeszyła elektryczna fala, wszystko wręcz iskrzyło, kiedy to dziwne uczucie przenikało do moich żył i rozsiewało się po całym ciele do momentu, aż zakręciło mi się w głowie. Przez krew przepłynęło pożądanie i rozlało się w brzuchu.
Chciałam się odsunąć. Nie, musiałam się odsunąć. W głowie jak echo odbijały mi się słowa Belle. Wcale nie chciałam, żeby przestał mnie dotykać. Pragnęłam się w nim zatopić i poważnie to rozważałam, gdy nagle na korytarz wtargnęła piękna blondynka i przystanęła, żeby nam się przyjrzeć.
Musiałam cofnąć rękę, żeby przerwać napięcie, które między nami iskrzyło, lecz kiedy to zrobiłam, on przyciągnął mnie szorstko do siebie. Zaczął mnie całować z taką niecierpliwością, jaką znałam jedynie z filmów. Silne ramiona wiły się wokół mojej talii, aż wreszcie oplotły mi plecy. Smakował goździkami i burbonem, dzikimi nocami i lekkomyślną pasją, a moje wargi rozchyliły się instynktownie, kiedy wsunął pomiędzy nie swój język. Jego pocałunek był potężny – władczy – nie mogłam nic na to poradzić, więc tylko poddałam się jego kontroli. Moje ciało dopasowało się do jego, topniejąc od gorąca naszego uścisku.
Musnął leniwie językiem moje zęby, a ja gościnnie szerzej otworzyłam usta. Skorzystał z zaproszenia – wepchnął język głębiej i ospale wessał mój. Zmiękły mi kolana, byłam gotowa osunąć się na podłogę, ale przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Przesunął rękę niżej po moich plecach, w stronę zagłębienia w krzyżu. Ten intymny gest pobudził mnie do życia, więc wplotłam palce w jego jedwabiste włosy, wiedząc, że rozpłynęłabym się do reszty, gdyby mnie nie przytrzymywał.
Wreszcie mnie uwolnił, ale jego dłoń wciąż spoczywała na moich plecach. Zatoczyłam się lekko do tyłu, lecz pomógł mi utrzymać się na nogach, jakby przewidział moją reakcję. Oczywiście, mężczyzna, który całował w ten sposób, zdążył się nauczyć, czego się spodziewać. Nie mogłam się wyzbyć myśli, że powinien zostać opatrzony etykietą z ostrzeżeniem: „Uwaga! Zawartość skrajnie podniecająca”.
Patrzyłam na niego jakby w poszukiwaniu odpowiedzi, dlaczego to zrobił, chociaż moje ciało wciąż pragnęło jego smaku. Ale jedyne, co napotkałam, to dzika pasja płonąca w jego oczach. Wyssała ze mnie oddech i przez chwilę nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.
– Dlaczego? – padło wreszcie to słowo brzmiące po części jak głośno wypowiedziana myśl, po części jak oskarżenie.
– Moim motywom daleko do rycerskości – powiedział, opuszczając rękę.
Wzdrygnęłam się na ten brak kontaktu, żałowałam, że to zrobił.
– Ta kobieta to mój wyjątkowo potworny błąd.
– Pocałowałeś mnie, żeby dopiec swojej byłej?
– Nie nazwałbym jej swoją byłą, niemniej i tak przepraszam.
W jego słowach nie było krzty żalu. Jego oczy ostygły, błękitny żar zamienił się z powrotem w chłód szafiru. Zbliżył się do mnie o krok, lecz po chwili wahania odwrócił się w stronę tarasu. Czułam, jakby zeszło ze mnie powietrze, i wtedy zdałam sobie sprawę, co było wypisane na mojej twarzy – że chcę go znowu pocałować. Między nami zapadła cisza. Mimo że już nic do mnie nie mówił ani mnie nie dotykał, moje serce łomotało zaciekle jak zwierzę w klatce, które próbowało się uwolnić.
– Gratuluję immatrykulacji – rzucił.
Mrugnęłam zdezorientowana tą nagłą zmianą tematu, przypominając sobie, gdzie się właściwie znajdowałam i z jakiego powodu. Świat rozmył mi się przed oczami, kiedy ten mężczyzna mnie dotknął, i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przecież zupełnie nic o nim nie wiem. Nie mam pojęcia, kim jest ten facet, który jeszcze kilka sekund temu mógł zrobić ze mną, co tylko by zapragnął.
– Ty też otrzymałeś dyplom?
Szybko zakrył usta dłonią, ale nie zdążył ukryć ironicznego uśmiechu, który znów pojawił się na jego twarzy.
– Obrałem nieco inną ścieżkę kariery. Gramy w „Dwadzieścia pytań”?
– Powiesz mi łaskawie, kim jesteś? – Nie dawałam za wygraną, a on tylko puścił do mnie oko.
– Wydaje mi się, skarbie, że cała zabawa polega na tym, żebyś sama odgadła.
Zmrużyłam oczy, usta wciąż miałam zdrętwiałe od pocałunku. Tak chciał ze mną pogrywać? Proszę bardzo.
– Wybrałeś odmienną ścieżkę kariery, a jednak znalazłeś się tutaj – wskazałam gestem korytarz – w prestiżowym klubie. Więc albo jesteś wystrojonym kelnerem, albo dziedzicem fortuny.
Czekałam na odpowiedź, ale on tylko pogroził mi palcem.
– To nie było pytanie, na które mógłbym udzielić odpowiedzi „tak” lub „nie”.
– Skoro nie chcesz grać… – Wzruszyłam ramionami, zerkając ukradkiem za siebie.
– Rzadko grywam według zasad, chyba że to ja mam zadawać pytania.
Przełknęłam ślinę, za wszelką cenę usiłując utrzymać kontrolę nad własnym ciałem.
– Pochodzisz z bogatej rodziny?
– Chyba sama możesz to stwierdzić – odparł obojętnie.
– Tak czy nie?
– Tak – powiedział, pochylając się nade mną i nawijając na palec kosmyk moich włosów. – Teraz moja kolej?
– Nie wykorzystałam jeszcze swojej puli pytań – szepnęłam świadoma bliskości jego ust.
– Nie zmarnuj ich wszystkich naraz – doradził, zakładając mi kosmyk za ucho. – Cierpliwość popłaca.
– Ale ty już wiesz, kim ja jestem – przypomniałam.
– Zostało jeszcze wiele rzeczy, których chciałbym się o tobie dowiedzieć. – Jego oddech parzył mnie w szyję. – Ja nie mogę się doczekać, aż wreszcie powiesz „tak”.
– Co zatem, jeśli odpowiedź brzmi „nie”?
– Zaufaj mi, nie brzmi.
Musnął mnie ustami w linię żuchwy. Przymknęłam oczy, czując, jak jego kilkudniowy zarost drapie moją delikatną skórę. Odsunął się nagle, więc przełknęłam ślinę, żeby nie zdradzić po sobie tęsknoty, i niewzruszona poprawiłam sukienkę.
– Ostatnie pytanie – zarządził. – I zobaczymy, czy zgadniesz.
Została mi jedna szansa, żeby go rozpracować, tymczasem nie znajdowałam się wiele dalej niż w chwili, gdy się poznaliśmy. Niestety, moje ciało było już tak pobudzone, że rozpraszało moją uwagę i oddalało od osiągnięcia celu. Nie miałam nic do stracenia. Istniało tylko jedno pytanie, które mogłam zadać.
– Kim jesteś? – zapytałam, próbując zmusić go do odsłonięcia wszystkich kart.
Pokręcił tylko głową, mamrocząc bezdźwięczne „tak czy nie”. Najwyraźniej miał zamiar pozostać tajemniczy nawet po tym, jak wykorzystał mnie, żeby spławić swoją eks. Więc byłam tylko wygodnym do użycia pionkiem. Na myśl o tym zatrzęsłam się ze wstydu. Nie było szans, żeby moje serce się uspokoiło, gdybym stała dalej tak blisko niego.
Czy napięcie panujące między nami podczas tego pocałunku było tylko wytworem mojej wyobraźni? Nie mogłam w to uwierzyć. Tak samo jak w to, że on pragnął mnie równie mocno, jak ja jego. Wyschły mi usta. Przypomniałam sobie, co mówiła Belle o przespaniu się z bogatym i wpływowym mężczyzną, i zmusiłam się do zignorowania bólu przeszywającego mi ciało. Nie byłam zainteresowana rolą zabawki w rękach takiego faceta. Stanowczo odmówiłam.
– Powinnam już wracać – oznajmiłam, zdając sobie sprawę, że muszę jak najprędzej wykonać ruch, zanim jego żarząca się obecność sprawi, że stanę się plamą pragnienia na podłodze u jego stóp.
Przytaknął, a jego oczy znów się zaiskrzyły, wzniecając we mnie ogień. Tylko że tym razem to nie moje policzki zapłonęły.
– Mam nadzieję, że jeszcze cię zobaczę, Claro Bishop – powiedział i nie czekając, aż sobie pójdę, odwrócił się na pięcie i rozpłynął na tarasie.
Dopiero gdy zupełnie zniknął mi z pola widzenia, udało mi się uwolnić od efektu, jaki wywoływała we mnie jego obecność. Wtedy uświadomiłam sobie, że pocałowałam faceta, nie znając nawet jego imienia. I chciałam zrobić to ponownie.
Wślizgnęłam się z powrotem na bankiet, ale byłam tak rozkojarzona nieznajomym i jego pocałunkiem, że dostrzegłam Belle dopiero, gdy ponownie znalazłam się w jej szponach. Uśmiechnęła się promiennie, chwytając mnie za przegub, i zawlokła w stronę baru. Większość ludzi z pewnością nie zauważyłaby błysku wściekłości w jej oczach, ale ja wiedziałam, że mam kłopoty. Biorąc pod uwagę, jak osłupiała i zdenerwowana byłam po tym pocałunku – po tym niesamowitym pocałunku – raczej nie zanosiło się, żebym stawiała opór w walce.
– Co to, do jasnej cholery, miało być? – zapytała przyjaciółka, ciskając we mnie miską z orzeszkami.
– Nie jestem głodna.
Jedzenie to w zasadzie ostatnia rzecz, o której byłam w stanie wtedy pomyśleć.
– Schlałaś się już? Nie każ mi wmuszać w ciebie jedzenia.
– Nie jestem pijana – odparłam, chociaż właśnie tak się czułam.
Jego usta. Ich smak. Ciężar jego ciała. Ogarnęła mnie fala gorąca i z trudem powstrzymałam się przed wachlowaniem się dłońmi.
– Claro. – Belle pstryknęła palcami, żeby przyciągnąć moją uwagę.
Potrząsnęłam głową i zaczęłam się w nią tępo wpatrywać.
– Powiedziałam, że mogłaś przynajmniej wypić z moim bratem drinka.
– Przepraszam.
Naprawdę czułam się głupio, że w tak mało taktowny sposób przed nim zwiałam. Ale jedyną metodą, dzięki której moja przyjaciółka w końcu mogła się nauczyć, żeby nie stawiać mnie więcej w podobnej sytuacji, było zawstydzenie jej samej. Belle była doskonale obeznana z poniżeniem dzięki pewnemu haniebnemu incydentowi, który przytrafił się jej rodzinie lata wcześniej. Bardzo nie chciałam zagrywać w ten sposób, ale nie miałam wyboru. Tylko tak mogłam się przebić przez jej upór. W końcu to był nasz wieczór ukończenia studiów.
– Myślałam, że widzę mamę – skłamałam.
Belle złagodniała, capnęła kilka orzeszków z miski i podała mi je.
– Białko. Zjedz, proszę, będziesz go potrzebowała, by nabrać sił.
Najprawdziwsza prawda, nawet w obliczu tego, że moja wymówka okazała się bujdą. Moja mama miała się pojawić na imprezie, ale wątpiłam, żeby się tak rzeczywiście stało. Do Klubu Oxfordu i Cambridge trudno było się dostać bez specjalnego zaproszenia, a tego wieczora budynek wypełniały najbardziej elitarne brytyjskie rodziny. Madeline Bishop za nic w świecie nie przepuściłaby takiej okazji. Chociaż prasa nie była mile widziana, ponieważ bankiet absolwentów miał prywatny charakter, przy odrobinie szczęścia istniała szansa, że przed wejściem do gmachu czaili się jacyś paparazzi. Nasza rodzina raczej nie przyciągała ich uwagi, ale matka i ojciec korzystali z każdej takiej okazji, odkąd czternaście lat wcześniej zarobili swój pierwszy milion. Dla mnie to było jednak dość krępujące i jakoś niespecjalnie chciałam ją tego dnia zobaczyć. Belle to rozumiała.
– Dziękuję – powiedziałam i wrzuciłam do ust garść przekąsek. Były słone i od razu pociekła mi ślinka. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że byłam głodna jak wilk. Zerknęłam na staroświecki półkowy zegar i jęknęłam. Minęło już ponad sześć godzin od mojego ostatniego posiłku.
– Nie biorę za ciebie odpowiedzialności, jeśli zemdlejesz na własnym rozdaniu dyplomów – powiedziała Belle, puszczając do mnie oko.
Znała mnie wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że pomiędzy stresującą ceremonią ukończenia szkoły a tą imprezą zapomnę wrzucić cokolwiek na ząb.
– Nie patrz teraz, ale właśnie przybyli Bishopowie.
– Boże, chroń królową – wymamrotałam, po czym wzięłam głęboki oddech i zjadłam jeszcze parę orzeszków.
Za chwilę miałam iść z nimi na kieliszek wybornego burbona. Odwróciłam się i moim oczom ukazała się mama wystrojona w oszałamiającą, lecz stanowczo za krótką i nieadekwatną do wieku rozkloszowaną suknię w niebieskozielonym kolorze, która otulała jej imponująco wysportowaną sylwetkę. To niesprawiedliwe, że mama była prawdopodobnie w lepszej kondycji niż ja. Oczywiście musiała wyglądać zdrowo. Tego wymagało jej zajęcie.
Rozglądała się po pomieszczeniu, podczas gdy jej dłonie spoczywały spokojnie na perłowej kolii. Może i nie urodziła się Brytyjką, ale sposobu bycia mogłaby jej pozazdrościć niejedna arystokratka. Z uniesioną głową i lekko zadartym nosem mierzyła otoczenie nieco kostycznym wzrokiem. Na jej obliczu gościł dobrotliwy uśmiech, jakby znalazła się w otoczeniu swoich poddanych.
Odetchnęłam głęboko i podniosłam rękę, żeby ją przywołać.
– Ostatnia szansa na ucieczkę – rzuciłam do Belle.
– Uciec i cię zostawić? Nie skorzystam, ale wisisz mi potem butelkę wina. – Wcisnęła mi do ręki szklankę z whisky, wiedząc dokładnie, zanim cokolwiek powiedziałam, czego mi było potrzeba, żeby jakoś przeżyć to spotkanie.
– Umowa stoi – zgodziłam się, chociaż przeczuwałam, że po tym wieczorze jedna butelka nie wystarczy.
– Clara, moja najdroższa córeczka!
Mama podfrunęła do mnie i ucałowała mnie delikatnie w policzek. Czułość okazywana z jej strony była zawsze wątła niczym skrzydełko motyla. Powiedziała mi kiedyś, że uczucia tak łatwo skruszyć, że lepiej postępować z nimi ostrożnie. Tę samą wrażliwość przesiąkającą jej małżeństwo obserwowałam przez lata. Tata z kolei od razu złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i zafundował „misiowy” uścisk.
– Clarusia, udało się!
Słysząc zdrobnienie imienia z dzieciństwa, nieco się zaczerwieniłam. Ojciec nigdy nie uważał, że miłość to krucha sprawa, mimo że obchodził się ze swoją żoną jak z jajkiem.
– Absolwentka wyższej uczelni – powiedziała mama, dumnie wypinając pierś, co przyciągnęło niezbyt dyskretne spojrzenia otaczających nas mężczyzn. – W dodatku Oxfordu.
– Za moją dziewczynkę! – Tata uniósł szklankę na znak toastu i przyznam, że ten gest nieco zagrał mi na emocjach.
Nie było do końca pewne, czy w ogóle dostanę się na studia, mimo że lata temu ojciec wywalczył swój dyplom. Mama nie miała już tyle szczęścia. Dziwnie się czułam, wiedząc, że świętowała sukces osoby, przez którą porzuciła własne ambicje na poczet obowiązku.
– Przyszła zdobywczyni Nagrody Nobla. Największa nadzieja Wysp Brytyjskich – kontynuował tata.
Przewróciłam tylko oczami i skwitowałam:
– Prędzej dziewczyna na posyłki przyszłego zdobywcy Nagrody Nobla.
– Każdy gdzieś zaczynał – przypomniał mi. – Nawet najdrobniejsze rzeczy się liczą. Taki Ghandi na przykład…
Nie miałam co do tego wątpliwości, ale na myśl o pracy, w której właśnie wylądowałam, dostałam mdłości. Na szczęście zostały mi jeszcze całe dwa tygodnie do rozpoczęcia tej przygody i mnóstwo myśli, którymi mogłam zaprzątać sobie głowę.
– Żadnych strajków głodowych z mojej strony. Słowo.
Mama chyba nie załapała, bo stojąc za nami, strasznie się obruszyła.
– To było niesmaczne.
– Przepraszam, tylko żartowałam – zapewniłam ją.
Mimo to zaczęła się wachlować i rozglądać dookoła.
– Okropnie tu duszno.
– Więc znajdźmy dla ciebie bardziej dogodne miejsce, kochanie. – Tata uśmiechnął się łagodnie.
To było pasywno-agresywne zagranie taktyczne, jeden z całej gamy trików, jakie wykorzystywała moja mama. Musiała być w ciągłym ruchu. Nieważne, jak piękny był widok, jak bardzo fascynujący goście, z którymi jadła obiad, lub ekskluzywne przyjęcie, w którym właśnie uczestniczyła. Zawsze była przekonana, że coś ją omija. Że tuż za rogiem czeka ją coś lepszego albo ktoś ważniejszy. Właśnie dlatego przez kilka lat moja rodzina zmieniała domy jak rękawiczki po tym, jak rodzice sprzedali swój internetowy biznes. W końcu ojciec tupnął nogą i przerwał to szaleństwo sześć lat temu, po przeprowadzce z Los Angeles do Kensington. To był najbardziej wypasiony adres, pod jakim kiedykolwiek przyszło nam zamieszkać – naprzeciwko byłej gwiazdy pop, która poślubiła słynnego piłkarza. Mamie na początku bardzo się podobało, ale po kilku latach znów zaczęła wysyłać sygnały, że jest gotowa na kolejną zmianę. A właściwie na poszukiwanie bardziej atrakcyjnego zajęcia. I chociaż tata, chwała mu za to, okazał się nieugięty i nie dał się przekonać do tego pomysłu, matka i tak zaangażowała do współpracy agenta nieruchomości. I w ten właśnie sposób co kilka miesięcy byłam zmuszana do pielgrzymek i oglądania nowych posiadłości. Mama zasugerowała nawet, że również dla mnie kupią dom, ale jakoś nie przystałam na tę propozycję. Rodzice wspierali mnie finansowo podczas studiów, nauczyłam się nawet radzić sobie z wymagającą, czasem wręcz przytłaczającą ciekawością mamy dotyczącą mojego życia osobistego, ale zdążyłam dorosnąć, znaleźć pracę i dojrzeć do decyzji o wyrwaniu się spod jej pantofla.
– Claro, zastanowiłaś się już, gdzie chcesz mieszkać po powrocie do miasta? – zapytała, biorąc mnie pod rękę i wykorzystując swój niewiarygodny talent do czytania mi w myślach.
„Na pewno nie z tobą” – zgasiłam ją w duchu. Londyn wciąż wydawał mi się obcy, w końcu przeniosłam się do Wielkiej Brytanii tuż przed rozpoczęciem nauki na uniwersytecie. Matka dobrze o tym wiedziała. To jednak nie stanowiło dla mnie przekonującego argumentu, by z nią zamieszkać.
– Mówiłam ci już, że zostaję z Belle.
– Ale Belle wychodzi za mąż – przypomniała mi i odwróciła się do mojej przyjaciółki, posyłając jej olśniewający uśmiech. – Muszę poznać każdy szczegół dotyczący twojego ślubu.
Belle odwdzięczyła się uśmiechem, ale gdy tylko matka się odwróciła, spojrzała na mnie i uniosła wymownie brew. Słowa mojej mamy oznaczały bowiem, że właśnie wprosiła się na ceremonię. Gdybym tylko jej pozwoliła, nie zawahałaby się zająć mojego miejsca jako świadkowa.
– Jeszcze nie w tym roku – odparłam spokojnie.
Przynajmniej na taką brzmiałam. Bo w rzeczywistości bardzo się martwiłam. Nie radziłam sobie zbyt dobrze, żyjąc na własną rękę. O tym wiedziały i Belle, i mama. Nie byłam pewna, co właściwie ze sobą pocznę, kiedy przyjaciółka już wyjdzie za mąż i zamieszka z Philipem. Starałam się za dużo o tym nie myśleć.
– Proszę się nie martwić, pani Bishop – odezwała się Belle. Jej oczy błyszczały. – Mam długą listę mężczyzn, którzy daliby się pokroić za randkę z Clarą, i przy okazji są niezłymi partiami.
Marzyłam w tym momencie, żeby w podłodze otworzyła się otchłań i mnie wessała. Nie mogłam znieść, gdy ktoś próbował mnie swatać. Jakbym potrzebowała pośrednika, który by mi załatwił romans. Przez to czułam się niechciana, a przecież ten wieczór udowodnił coś zupełnie odwrotnego.
– Rozmawiamy o facetach czy inwestycjach?
– Jedno i to samo – rzuciła matka i znów skupiła się na Belle. – Jesteś wspaniałą przyjaciółką, skoro chcesz pomóc Clarze. Poza tym powinnaś zacząć się zwracać do mnie po imieniu. Madeline. W końcu teraz będziemy się ciągle widywać.
Ogarnęła mnie wizja wspólnych lanczów i wytwornych herbatek. Jeszcze nie udało mi się wbić mamie do głowy, że teraz zamierzam skupić się na pracy. Ona nie pracowała od tak dawna, że chyba zupełnie wypadła z obiegu i zapomniała znaczenie słowa „kariera”. I „praca”.
– Mam taką nadzieję – odpowiedziała Belle.
Uważała moją matkę za przezabawną, ale nawet ja wiedziałam, że kłamała. Madeline była najlepiej strawna w symbolicznych ilościach.
Przeniosłyśmy się bliżej drzwi, przez które wcześniej wybiegłam, i moje myśli znów powędrowały w stronę pocałunku. Jakaś część mnie chciała ponownie się nimi wymknąć i zacząć go szukać, ale czy wtedy różniłabym się czymś od dziewczyny, której unikał? Nie sądzę. Jak bym się poczuła, gdybym zastała go na korytarzu migdalącego się na moich oczach z jakąś cizią? Nowa Clara Bishop nie ma czasu na playboyów, dramaty i emocjonalne obciążenia. Wciąż jednak nie mogłam się powstrzymać, żeby nie powtarzać w myślach tej sceny. W zwolnionym tempie, klatka po klace, by na moment znów niemal poczuć muśnięcie jego ust. Moje dłonie przylgnęły blisko ciała, jakbym chciała powstrzymać je przed drżeniem z podniecenia. Dopiero piskliwy śmiech mamy wyrwał mnie ze snu na jawie. Nie sądzę, by ktoś powiedział coś zabawnego, ale na wszelki wypadek się uśmiechnęłam.
– Ja i twój ojciec tak sobie rozmawialiśmy – zaczęła mama, spoglądając na tatę. Ten rzucił jej gniewne spojrzenie, które jednak zignorowała. – Dlaczego miałabyś się do nas nie wprowadzić? Belle na pewno potrzebuje odrobiny prywatności z Philipem, a my mamy miejsca pod dostatkiem.
To prawda, mieli aż nadmiar wolnego miejsca, ale nie było opcji, żebym skorzystała z propozycji matki.
– Już podpisałyśmy bardzo korzystną umowę najmu mieszkania – skłamałam.
– Naprawdę? Zrobiłaś to bez konsultacji ze mną?
Moja mama potrafiła przybrać nadąsaną minę z łatwością, z jaką niektórzy zakładali kapelusze. Często i ceremonialnie. Ta sytuacja nie była wyjątkiem. Spojrzała na mnie, jakbym co najmniej ją zdradziła.
– Przepraszam. Nie mogłyśmy przepuścić takiej okazji – wtrąciła się Belle.
– Po prostu wiem mnóstwo o nieruchomościach. – Mina mamy stała się jeszcze bardziej nadąsana, ujawniając zmarszczki, które starała się kamuflować.
Skoro fochy zaszły tak daleko, to nie mógł być dobry znak.
– Tylko je wynajęłyśmy – tłumaczyłam.
– Ale to wciąż kontrakt. Wiesz, co wyczytałam ostatnio w „The Sun”? Że coraz więcej właścicieli szpieguje swoich najemców.
Kolejny trik matki: sprawić, by coś brzmiało na naprawdę przerażające, chociaż było mu do tego daleko. Dawałam się nabierać przez pierwsze osiemnaście lat życia, ale kiedy miałam już na karku dwadzieścia trzy wiosny, jej próby tylko mnie męczyły.
– Jestem pewna, że sobie poradzimy – powiedziałam.
– Wynajmujemy to mieszkanie od miłej starszej kobiety – dodała Belle, a ja rzuciłam jej ostrzegawcze spojrzenie.
Nasza bujda ewoluowała w takim tempie, że zaczynałam się bać, czy aby na pewno nadążę. Oszukiwałam mamę dla jej własnego dobra już tak długo, że wiedziałam, że lepiej karmić ją małymi kłamstewkami, niż pielęgnować jedno, by urosło do rozmiarów, które trudno będzie przełknąć.
– Czy to Doris? – zapytała mama, łapiąc tatę za rękę.
Dostrzeżenie kogoś znajomego tamtego wieczora było dla niej jak zbawienie. Szybko się zorientowałam, że nie przepuści żadnej okazji do bycia zauważoną na imprezie.
– Chodźmy się przywitać.
Ojciec wyglądał, jakby była to ostatnia rzecz, na którą miał ochotę, ale skinął głową i ujął ją ostrożnie pod ramię. Gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem, pacnęłam Belle i syknęłam:
– Nie mamy ani miłej starszej pani, ani mieszkania.
– Tak się składa – odpowiedziała przeciągle, dawkując napięcie – że mamy.
Zdziwiona aż uniosłam brwi.
– Serio?
– Moja stara ciotka Jane jest właścicielką budynku we Wschodnim Londynie.
Nie sądziłam, że ta dziewczyna była w stanie jeszcze bardziej mnie zaskoczyć, a jednak.
– Twoja ciotka mieszka we Wschodnim Londynie?
– Och, poczekaj tylko. – Belle wzięła potężny łyk swojego koktajlu i wzruszyła ramionami. – Pokochasz ją.
– Nie wiem, niczego jeszcze nie widziałam.
– Zaufaj mi. Spotykamy się jutro. Poza tym wyobrażasz sobie jeszcze mieszkanie z rodzicami? – zapytała, łapiąc się za szyję, jakby coś ją dławiło.
– I tak, i nie – przyznałam.
– Tak?
To jednak nie było pytanie, tylko czyste niedowierzanie.
– Wiesz, nie lubię mieszkać sama – przypomniałam jej.
Mimo to myśl o mieszkaniu z rodzicami pod jednym dachem nie należała do zbyt pocieszających. Na studiach zaznałam niezależności i poza paroma kiepskimi decyzjami – głównie związanymi z Danielem – miałam się nieźle już od drugiego roku. No i teraz znałam kilka osób, na które mogłam się zdać. Większość przyjaciół planowała wkrótce przenieść się do Londynu. Wciąż jednak to Belle była najbliższą mi osobą – i jedyną, z którą mogłam sobie wyobrazić wspólną przeprowadzkę. Może po kolejnym roku niezależności, jakiej doświadczyłam na początku przygody z uczelnią, pozbieram się trochę, zagoją się rany po Danielu i nie będę już czuła potrzeby dzielenia z kimś mieszkania. Nie osiągnęłam jeszcze tego punktu.
– Rozumiem, i nic w tym złego. – Belle położyła mi dłoń na ramieniu. – Ale to znaczy, że musisz mi pozwolić na swaty. Czułabym się fatalnie, gdybym za rok miała cię odesłać do rodziców.
– Kto wie, co się stanie do tego czasu.
Belle wbiła mi palce w ramię.
– I to się nazywa właściwe podejście.
– Myślisz, że to pozwolenie na organizowanie mi randek?
– Jednej randki – błagała. – Z moim bratem.
– Chyba nie jest w moim typie.
Chciałam jej oszczędzić przykrości. To nie wina Belle, że jej brat wydawał mi się zwykłym palantem.
– Wiem, że byłby w stanie zanudzić cię na śmierć. Ale chcę, żeby ktoś się tobą zajął.
– Sama się sobą zajmę.
Wyglądała, jakby naprawdę w to wątpiła, a ja przez ostatni rok nie dałam wystarczających powodów, by ją przekonać, że jest odwrotnie. Mimo wszystko nie miałam zamiaru ulec i spotkać się z jej bratem. Adwokat czy nie. Na szczęście z odsieczą przybył narzeczony Belle.
– O, jest już Philip. – Podskoczyła i wygładziła sukienkę, po czym odwróciła się do mnie w poszukiwaniu aprobaty.
– Wyglądasz zjawiskowo, jak zawsze.
W tej kwestii nie musiałam jej ściemniać. Bez względu na to, czy była pijana albo zmęczona, zawsze wyglądała świeżo i jak spod igły.
– Pozdrów Pipa ode mnie.
Przyjaciółka wystawiła mi tylko język, dumnie krocząc w stronę przybyłego mężczyzny. Moim zdaniem Philip zachowywał się trochę zbyt poważnie jak na swój wiek, nie znosił na przykład zdrobnienia Pip, co akurat z premedytacją wykorzystywałam. Oczywiście nie dlatego, że go nie lubiłam. Był w porządku. Klasycznie przystojny, z regularnymi rysami twarzy, o włosach w kolorze przykurzony blond, wysoki, ładnie się wysławiał. Nie przeszkadzał mi nawet specjalnie fakt, że miał tytuł rodowy i był spadkobiercą fortuny. Stanowił uosobienie tego, czego Belle szukała u mężczyzny: finansowego i genetycznego zabezpieczenia. Nie mogłam jej za to obwiniać. Obydwie trochę się w życiu pogubiłyśmy, więc rozumiałam, że pragnęła bezpiecznej przystani. Chciałam tylko, żeby i ona szanowała mój wybór – nigdy nie wybiorę jako punktu zaczepienia faceta podobnego do jej narzeczonego, brata ani żadnego ze starych, dobrych znajomych, których miałabym za jej sprawą spotykać w ciągu najbliższych kilku tygodni.
Patrzyłam, jak Philip łapie Belle za rękę i przyciąga ją do siebie, a jego twarz się rozjaśnia, kiedy tylko dziewczyna ląduje w jego ramionach. Westchnęłam. Wyglądali razem idealnie, niczym ucieleśnienie postaci z bajki. Może się myliłam co do powodu, dla którego byli ze sobą.
Może to ostatecznie było coś więcej niż tylko miękkie lądowanie.
Są takie miejsca, w których od razu czujesz się jak w domu, jakby całe twoje życie czekały, aż wreszcie się pojawisz. W moim przypadku to były przeważnie kawiarnie, biblioteki, zaciszne zakątki na odosobnionych plażach albo w cieniu drzew. Nigdy nie czułam się jak w domu w budynkach, które namiętnie kupowali moi rodzice, gdy byłam jeszcze nastolatką. Były stanowczo za duże i za zimne. Żyło się w nich raczej jak w muzeach, a ja nie znosiłam się czuć jak eksponat na wystawie. Jednak kiedy tylko znalazłam się w mieszkaniu ciotki Belle, wiedziałam, że będę tam szczęśliwa. A nawet więcej: bezpieczna.
– I co myślisz? – zapytała Belle, obracając na palcu swój zaręczynowy pierścionek.
Nie byłam pewna, czy uda mi się znaleźć odpowiednie słowa, żeby wyrazić swój zachwyt, poza tym jakaś część mnie nie chciała się przyznać, że myliłam się co do pomysłu wynajęcia mieszkania od starej ciotki. Odwróciłam się tylko do przyjaciółki, niezdolna, by zmazać z twarzy głupawy uśmieszek, i zapytałam:
– Kiedy możemy się wprowadzić?
Ciocia Jane pofrunęła na drugi koniec pokoju, jak rozmazana plama powiewających tunik i szali, żeby otworzyć okno.
– No! Tak znacznie lepiej! Nie znoszę dusznych pomieszczeń – powiedziała, wdychając świeży powiew wpadający do środka. – Mieszkanie stoi puste, a to nie służy duchowi domu. Klucze mam tutaj. Mogą być wasze, kiedy tylko zechcecie.
Bez wahania przechwyciłam pęk kluczy z jej wyciągniętej dłoni. Żeby poradzić sobie jakoś ze stresem pod koniec semestru, systematycznie, każdego dnia, sporządzałam listy rzeczy, o które miałabym się martwić po egzaminach. Znalezienie mieszkania spędzało mi sen z powiek. Teraz poczułam, jakby kawałki mojego życia – prawdziwego, dorosłego życia – układały się w całość. A kwota wynajmu, jaką zaproponowała ciocia Jane, będzie łatwa do pokrycia, nawet jak Belle już wyjdzie za mąż i się wyprowadzi, bo najwyraźniej to rodzinna promocja. Nie będę nawet musiała korzystać z funduszu powierniczego.
– Miło będzie tu gościć świeżą krew – ciągnęła starsza pani. – Ostatnim najemcą był muzyk, który chyba powoli głuchł.
– Ciocia Jane ma słabość do muzyków – poinformowała Belle, puszczając do mnie oko.
– To doskonali kochankowie – potwierdziła staruszka.
Miała śmiertelnie poważną twarz, co najmniej jakby debatowała, co zrobić, jeśli kanalizacja się zepsuje.
– Proszę, powiedz, że spałaś kiedyś z muzykiem.
Z trudem powstrzymałam śmiech, który bulgotał mi w gardle, i tylko pokręciłam głową. Mina ciotki Jane sugerowała, że to niebywała strata. Odwróciła się z nadzieją w stronę Belle, która jednak też zaprzeczyła. Starsza pani zwiesiła swoje drobne ramiona i ze smutkiem pokręciła głową.
– A ty w dodatku wychodzisz za mąż… No cóż, zawsze będziesz mogła zrobić skok w bok. Muzycy i do tego doskonale się nadają.
Miałam wrażenie, że świeżości temu miejscu wcale nie dodawał powiew wpadający przez okno. Była nim sama ciotka Jane. Chodziłam za nią od pokoju do pokoju i słuchałam, kiedy opowiadała o drobnych dziwactwach mieszkania, które już wkrótce miało się stać moje. Nic nie wskazywało na to, że ciocia była starą dziedziczką rodzinnej fortuny, ale musiała nią być, skoro miała w posiadaniu cały ten budynek. Siwe włosy obcięte na chłopaka ułożyła na sztorc, trochę w rockowym stylu, co idealnie współgrało z jej filigranową posturą i eleganckim wyrazem twarzy. Była arystokratką do szpiku kości, a mimo to wydawała się egzotyczna, światowa. Zupełnie nie przypominała tych nadętych bufonek, jakie notorycznie spotykałam na uniwersyteckich przyjęciach. Wiedziałam, że od razu ją polubię, a mój instynkt nigdy mnie jeszcze nie zawiódł.
Mieszkanie było cudowne. Ostatnio nawet zostało wyposażone w nowiutkie, błyszczące urządzenia z nierdzewnej stali i stanowczo za dużą wannę z jacuzzi. Ściany jednak pozostały mieszanką surowej cegły z delikatnym gipsowym pokryciem, zwieńczone drewnianymi wykończeniami wokół drzwi i okien. Dębowe podłogi odświeżono i polakierowano. Brakowało jedynie kominka, ale raczej się nie zanosiło, żebym miała odczuć tę stratę w obliczu nadchodzących letnich miesięcy. Ponieważ mieszkanie było w pełni umeblowane, mogłam śmiało powykreślać sporo podpunktów z mojej listy. Kto wie, może nawet zostanie mi kilka wolnych dni na zwiedzanie Londynu przed rozpoczęciem pracy?
– Masz jakieś szczególne preferencje co do pokoju? – zapytała Belle, gdy robiłyśmy ostatnią rundkę po mieszkaniu.
– Każdy będzie w porządku.
– Kłamczucha – odparła, po czym wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła do mniejszego, ale bardziej przytulnego z dwóch pokoi. – Wiem, że dokładnie ten byś wybrała.
Przygryzłam wargę w obawie, że przyznanie jej racji będzie jak nadepnięcie na odcisk. Rzeczywiście, ten pokoik z oknami wykuszowymi trafiał w mój gust.
– Jest ładny… – powiedziałam powoli.
– Jest twój. Drugi ma drzwi naprzeciwko łazienki, więc każdego ranka będę cię wyprzedzać w wyścigach do porannej toalety.
– Aleś ty przebiegła! – Zaśmiałam się. I to nie dlatego, że plan Belle był rzeczywiście sprytny, tylko jakoś mało realna wydawała mi się perspektywa, że moja przyjaciółka choć raz wstanie przede mną.
Głównym zajęciem Belle na najbliższe dwanaście miesięcy miało być dogrywanie szczegółów ślubu. Jeśli istniała profesja, która zapewniała absolutną elastyczność harmonogramu, to ona ją znalazła.
– Idę podziękować cioci Jane.
Zniknęła, zostawiając mnie w pokoju samą. Oczyma wyobraźni już widziałam, gdzie stanie łóżko, a gdzie znajdzie się mój regał z książkami. Pewnie udałoby mi się nawet wcisnąć gdzieś fotel, a przynajmniej ławę pod parapetem okna, które wychodziło na tętniącą życiem ulicę trzy piętra niżej. Wszystko zaczynało się układać dzięki odrobinie szczęścia i moim ostrożnym planom, jakie czyniłam przez cały rok akademicki. W głębi duszy jednak zastanawiałam się, kiedy to się zmieni. Wyglądając przez moje nowe okno, zauważyłam, że wiosenne niebo zdążyło się zrobić szare, a chmury zawisły dość nisko – nadciągała burza.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dziękuję za lekturę Kochanki księcia. Mam nadzieję, że polubiliście Clarę i Alexandra równie mocno, jak ja! Proszę, poświęćcie chwilę i wystawcie książce ocenę na którejś ze stron: Amazon, Barnes and Noble, iBooks, Kobo oraz goodreads.com. Sukces tej opowieści zależy w głównej mierze od Was – czytelników. Recenzje pomogą innym molom książkowym odnaleźć moje teksty, a mnie dodadzą pewności, że warto dla Was pisać!
Z wyrazami miłości
Geneva Lee
Dostępne w wersji pełnej
Geneva Lee woli marzenia od rzeczywistości, szczególnie fantazje z władczymi, niebezpiecznymi i seksownymi mężczyznami. Częściej rozkoszuje się jakimś dobrym romansem, niż robi pranie, przy okazji olewając dzieciaki. Mieszka z rodziną w Pacific Northwest.
Przeczytaj więcej o Genevie Lee na:
www.GenevaLee.com
Lub dołącz do newslettera, żeby otrzymywać najświeższe wiadomości, między innymi o nowych wydawnictwach, konkursach i imprezach:
http://eepurl.com/LVO81.
Tytuł oryginału:
Command Me
(The Royals Saga: Book One)
Redaktor prowadząca: Aneta Bujno
Redakcja: Ewa Kosiba
Korekta: Ewa Popielarz
Projekt okładki: Łukasz Werpachowski
Zdjęcie na okładce: © AS Inc (Shutterstock.com)
Copyright © 2014 by Geneva Lee
Copyright © 2018 for Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Copyright © for Polish translation by Monika Pianowska
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2018
ISBN 978-83-65601-51-3
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:
www.facebook.com/kobiece
Wydawnictwo Kobiece
E-mail: [email protected]
Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie
www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek