Róża z Teksasu - Stella Bagwell - ebook

Róża z Teksasu ebook

Bagwell Stella

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Trey przecierał oczy ze zdumienia, gdy szef zapoznał go z nową recepcjonistką. Ta elegancka dziewczyna w szpilkach zamierza pracować w klinice weterynaryjnych? Był równie zdziwiony, gdy Nicole zaprosiła go na kolację i zaproponowała kolejne spotkanie. Nie ukrywała, że Trey jej się podoba, ale on dawno zrezygnował z szukania miłości. Uciszał głos serca, które podpowiadało mu, że Nicole to ta jedyna. Tylko że serca nie sposób uciszyć…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 261

Oceny
4,3 (7 ocen)
4
1
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariolaSywala

Nie oderwiesz się od lektury

super bardzo dobrze się czyta
00

Popularność




Stella Bagwell

Róża z Teksasu

Tłumaczenie:

Grażyna Ordęga

Rozdział pierwszy

– Doktorze! W stodole jest problem z jałówkami Franka Whitmore'a! Staruszek zaraz będzie się pieklił! – krzyknął Trey Lassete, wchodząc do gabinetu weterynarza w klinice weterynaryjnej Hollister. – Nie… – Urwał gwałtownie i stanął jak wryty na widok młodej atrakcyjnej kobiety przy biurku Chandlera Hollistera. – Przepraszam. Nie wiedziałam, że jest pan zajęty. Przyjdę później.

Zaczął wycofywać się z gabinetu, lecz weterynarz zawołał:

– Trey, wracaj tu! Nikki jest naszą nową recepcjonistką. Właśnie, zanim zacznie się ruch, przeglądaliśmy dzisiejszy harmonogram.

Recepcjonistka? Ta kobieta? Była zbyt wytworna i delikatna, by pracować w tej zakurzonej klinice dla zwierząt. Czy to sen, czy Chandler naprawdę w końcu uznał, że przyda mu się pomoc?

Trey przysunął się bliżej i odważył się rzucić okiem na kobietę. Proste blond włosy sięgały jej aż do pasa, a para srebrnoszarych oczu wpatrywała się w niego z mieszaniną rozbawienia i niedowierzania. Gdzie u licha Chandler ją znalazł? W centrum Phoenix? Zdecydowanie wyglądała na dziewczynę z miasta.

– Zamierzałem przedstawić cię wczoraj, ale dostaliśmy pilne wezwanie do pacjenta. – Chandler wskazał na kobietę – To jest Nicole Nelson, ale można zwracać się do niej Nikki. Przyjechała do Wickenburga dopiero w zeszłym tygodniu, więc nadal próbuje zaaklimatyzować się w Arizonie, a teraz podejmuje pracę w naszej klinice.

Trey chętnie przestałby się w nią wpatrywać, ale nie był w stanie. Zamiast skupić się jedynie na jej twarzy, przesunął spojrzeniem po jej drobnej sylwetce. Bladoróżowa sukienka z paskiem w talii kończyła się tuż nad kolanami. Opalone nogi były nagie i równie zgrabne, jak reszta ciała. Jednak to jej wybór obuwia przykuł na dłużej jego uwagę. Szpilki miały bardzo spiczaste noski i były zapinane na pasek skrzyżowany wokół kostek.

Musiał przyznać, że fantazyjne obuwie było bardzo seksowne. Ale do diabła, jaka kobieta nosiłaby takie buty do pracy w małomiasteczkowej klinice dla zwierząt? Próżna czy raczej pozbawiona zdrowego rozsądku?

Trey wyciągnął rękę do Nicole Nelson, zaniepokojony postępowaniem szefa. Co się z nim dzieje? – zastanawiał się. Chandler był do bólu praktyczny, zatem co skłoniło go do zatrudnienia kobiety, która wyglądała, jakby nigdy wcześniej nie miała do czynienia z chorym lub rannym zwierzęciem? Jako recepcjonistka w klinice zobaczy wiele drastycznych scen, ale powinna zawsze zachować spokój.

– Cała przyjemność po mojej stronie. Jestem Trey Lasseter – przedstawił się. – Druga prawa ręka Doca.

Spojrzała sceptycznie na Treya, co natychmiast wywołało chichot Chandlera.

– Choć przyznaję to niechętnie, nie dałbym rady prowadzić kliniki bez Treya – powiedział – Jest technikiem weterynarii i pracuje ze mną od ponad jedenastu lat. Przez większość czasu przyprawia mnie o ból głowy, ale nauczyłem się z tym żyć.

Podeszła bliżej, położyła małą dłoń na dłoni Treya i obdarzyła go uśmiechem, którego blask mógłby przyćmić słońce Arizony.

– Miło mi pana poznać, panie Lasseter. Właśnie mówiłam Chandlerowi, że liczę na wyrozumiałość wszystkich pracowników, bo trochę potrwa, nim wdrożę się do pracy.

Trey uznał, że gdyby kiedykolwiek miał okazję dotknąć skrzydła anioła, byłoby tak miękkie, gładkie i delikatne jak dłoń Nicole.

– Jestem pewien, że świetnie sobie poradzisz – powiedział, po czym natychmiast zganił się za kłamstwo. Prawdopodobnie wytrzyma tu dwa tygodnie, a potem wróci tam, skąd przybyła. Jednak grzeczność nakazywała skłamać.

– Jeśli zastanawiasz się, skąd u Nicole teksański akcent, to dlatego, że pochodzi z Fort Worth – odezwał się Chandler. – Ona i Roslyn są od wielu lat bliskimi przyjaciółkami.

To wszystko wyjaśnia, pomyślał Trey. Chandler zatrudnił Nicole ze względu na swoją żonę. Odetchnął z ulgą. Zatem motywem tej decyzji nie było przepracowanie.

– Jak miło – powiedział wesoło – To znaczy, że ty i Ros będziecie razem pracować. Doc i ja też jesteśmy przyjaciółmi. Znamy się od dawna.

Spojrzenie Nicole padło na przód jego koszuli, gdzie wilgotny, zielonkawy krowi nawóz rozlał się szerokim pasem sięgającym rękawa. Trey przywykł do takich zapachów, ale domyślił się, że to z tego powodu zmarszczyła nos. A może była niezadowolona, że wciąż trzymał ją za rękę? Tak czy inaczej, zdał sobie sprawę, że powinien odsunąć się od piękności z Teksasu.

Odchrząknął, puścił jej palce i cofnął się tak gwałtownie, że uderzył biodrem o krawędź biurka Chandlera.

Jej usta wykrzywił słaby uśmiech.

– Słyszałam brzęczyk przy drzwiach – powiedziała. – Muszę wracać do recepcji. Miło było pana poznać, panie Lasseter.

Zanim zdążył poprosić, by mówiła do niego po imieniu, pospiesznie wyszła. Lekko oszołomiony Trey wciąż wpatrywał się w drzwi.

– Co mówiłeś o jałówkach Franka?

– Co?

Krzesło Chandlera zaskrzypiało. Trey obejrzał się i zobaczył weterynarza sięgającego po kowbojski kapelusz.

– Powiedziałeś, że Frank będzie się pieklił. – Chandler włożył brązowy filcowy kapelusz. – Co się stało?

Trey starał się wyprzeć z pamięci obraz Nicole Nelson i skupić na problemie.

– Około jedna trzecia jałówek nadal nie jest cielna.

Chandler zmarszczył brwi.

– Z setki?

– Zgadza się. Zapisałem liczbę, ale jeszcze nie skończyłem papierkowej roboty – powiedział Trey. – Jimmy jest teraz w stodole i znakuje te, które nie są cielne.

Chandler gwizdnął cicho.

– Masz rację, Frank nie będzie z tego zadowolony. Jednak nie może nas zaskarżyć. Jesteśmy tylko pośrednikami.

– To oczywiste, że jego buhaj nie daje rady. Sądzę, że Frank zażąda, abyśmy przeprowadzili inseminacje większości jałówek.

– Nie teraz. Jest luty. Nie będzie chciał, by cielaki pojawiły się na początku zimy.

– To chyba i tak lepsze niż brak cieląt – zauważył Trey.

– Nie, jeśli będzie ciężka zima. – Chandler włożył znoszoną dżinsową kurtkę. – Chodźmy, chcę się przyjrzeć tym jałówkom. Być może będziemy musieli pobrać od nich krew.

Trey prychnął.

– Frank za to nie zapłaci. Oskarży cię o próbę wyłudzenia kolejnych pieniędzy.

– Jeśli nie zechce korzystać z moich usług, zawsze może wezwać weterynarza z Phoenix lub Prescott.

– Ha! Na pewno tego nie zrobi. – Trey podążył za Chandlerem do wyjścia. – Doktorze, o co chodzi z tą kobietą z Teksasu? Nie mogłeś znaleźć na miejsce Violet kogoś miejscowego?

Chandler zatrzymał się i zerknął przez ramię na Treya.

– Prawdopodobnie mógłbym, ale Nicole potrzebuje pracy, a ma spore doświadczenie zawodowe i wymagane kwalifikacje.

– I jest dobrą przyjaciółką Roslyn – odważył się dodać Trey.

Zmarszczka na czole Chandlera pogłębiła się.

– To nie jej wina, Trey. Roslyn od dawna zabiegała o to, by Nicole przeprowadziła się do Arizony. Propozycja pracy pomogła jej podjąć decyzję. Jeśli uważasz, że zatrudniłem ją po znajomości, to przykro mi, ale musisz się z tym pogodzić.

Trey odchrząknął.

– Przepraszam, doktorze. To nie moja sprawa, kogo zatrudniasz w klinice. Jestem trochę zaskoczony, to wszystko. Ona jest panną, prawda?

Chandler przewrócił oczami.

– Nicole jest singielką. Ale znając ciebie, jestem pewien, że zanim wyszła. zdążyłeś zerknąć na jej palec serdeczny.

– Doktorze, nie przyglądałem się jej tak dokładnie. Po prostu ona tutaj nie pasuje. Wiesz, o czym mówię?

– Niezupełnie – odparł sucho Chandler. – Jest według ciebie zbyt pogodna i nie wygląda jak matrona?

Zły, że w ogóle poruszył temat Nicole, Nelson odparł:

– Cóż, ona po prostu nie wygląda na osobę, która mogłaby pracować w takim miejscu.

Brwi Chandlera prawie zniknęły pod rondem kapelusza.

– W takim miejscu?

Trey uśmiechnął się.

– Do diabła, doktorze, krowi i koński nawóz, kurz i zwierzęca sierść, paskudne rany i krew. Patrzy pan na to wszystko bardzo długo, przywykł pan, ale zapomniałeś, jak inni mogą reagować na takie sprawy.

– Pracując w recepcji, Nicole nie zobaczy zbyt wiele – odpowiedział Chandler. – Poza tym przekonasz się, że ona jest o wiele twardsza, niż zakładasz.

Trey pomyślał, że będzie potrzebowała czegoś więcej niż twardego charakteru, aby tu pracować, ale w milczeniu podążał za szefem do wyjścia z budynku. Poważnie wątpił, by ta blondynka miała na tyle hartu ducha, by zostać w małym kowbojskim miasteczku dłużej niż miesiąc, góra sześć tygodni. Jednak zamierzał zachować tę opinię dla siebie. Jak powiedział Chandlerowi, Nicole Nelson to nie jego zmartwienie.

Było niewiarygodnie ciepło jak na trzeci tydzień lutego, więc Nicole planowała rozkoszować się promieniami słońca podczas przerwy na lunch, ale właśnie gdy miała wyjść, zadzwoniła jej komórka.

Kiedy zauważyła imię matki na wyświetlaczu, ciężko westchnęła. Rodzice nie zaakceptowali jej decyzji o przeprowadzce do Arizony. Przez ostatnie półtora tygodnia matka dzwoniła co najmniej trzy razy dziennie.

– Cześć, kochanie. Jak się masz?

Ton głosu matki sugerował, że Nicole nie tyle przeprowadziła się do Arizony i rozpoczęła nową pracę, co zapadła na ciężką chorobę. Tłumiąc jęk, Nicole odparła:

– Jestem w pracy, mamo. Mam przerwę na lunch.

– Nie straciłam poczucia czasu – oznajmiła Angela Nelson. – Celowo dzwonię podczas twojej przerw. Nie jesteś ze mnie dumna, że ci nie przeszkadzam w pracy?

Porzucając plan wyjścia na zewnątrz, Nicole usiadła na jednym z szarych metalowych krzeseł ustawionych wokół długiego stołu w pokoju socjalnym.

– Chciałam wykorzystać tych kilka minut na jedzenie, mamo. Zanim będę musiała wrócić do biurka.

Po krótkiej pauzie rozległo się prychnięcie.

– Wybacz, że chcę się upewnić, czy na tej przeklętej pustyni, z dala od domu, z moją córką jest wszystko w porządku.

– Czy ja słyszę w tle rzewną muzykę skrzypcową? – zapytała sucho Nicole. – Cóż, to na mnie nie działa. Jestem zdrowa i szczęśliwa. – I zapewne byłabym jeszcze bardziej, pomyślała, gdyby rodzice pozwolili mi iść naprzód, zamiast nalegać, bym wróciła do czasu i miejsca, o których pragnę zapomnieć.

– W porządku, Nikki, przedstawiłaś swój punkt widzenia. Nie ma sensu, bym nadal bawiła się w subtelności.

Nicole przewróciła oczami na myśl, że jej matka mogłaby być subtelna.

– Twój ojciec i ja chcemy, żebyś wróciła do domu – mówiła dalej Angela. – Tu, gdzie twoje miejsce. Wczoraj znów dostał awans, jego pensja poszybuje w górę. Chce ci pomóc, dać pieniądze na nowy dom, samochód, na cokolwiek zechcesz.

– To miłe, mamo, naprawdę. Jednak wciąż mam mnóstwo pieniędzy z funduszu powierniczego, który ty i tata założyliście dla mnie lata temu. Nie chcę ani nie potrzebuję pomocy finansowej. – Szczególnie od was, biorąc pod uwagę sytuację, pomyślała ze smutkiem. Dwa lata temu Mike Nelson rozwiódł się z Angelą dla innej kobiety i wyprowadził się z Fort Worth. Jego zdrada zniszczyła całą rodzinę. Angela przeszła załamanie psychiczne, i to Nicole pomagała matce posklejać życie na nowo. Kilka miesięcy temu Mike powrócił, błagając Angelę o kolejną szansę. Ostatecznie jej matka wybaczyła mężowi i rodzice ponownie wzięli ślub. Jednak Nicole nadal nie umiała przejść do porządku nad tamtymi wydarzeniami, ponieważ odcisnęły piętno również na jej życiu. – Daję sobie radę sama. Przerabialiśmy to już tysiące razy. Nie chcę wracać do Fort Worth.

– Cóż, zawsze pozostaje Dallas.

Gdyby Nicole nie była tak sfrustrowana, roześmiałaby się.

– A co to za różnica? No tak, te miejsca dzieli trzydzieści mil.

Jej matka roześmiała się szyderczo.

– Mogłybyśmy długo debatować o różnicach między tymi miastami. Uszczęśliwiłabyś nas, zamieszkując w Dallas. Przynajmniej byłabyś blisko, a nie gdzieś wśród obcych.

– Mam już wielu nowych przyjaciół. I podoba mi się tutaj. Bardzo.

– Powiedziałabyś tak, nawet gdyby to nie była prawda. Jesteś zbyt uparta, by przyznać, że podjęłaś złą decyzję. Tak czy inaczej, Leah Towbridge, dobra przyjaciółka matki Randy'ego, zdradziła mi, że Randy nie pogodził się z waszym rozstaniem. Podobno wkrótce przyjedzie do Teksasu i bardzo chciałby się z tobą zobaczyć. To powinno cię zachęcić do powrotu.

Wściekła, że matka posunęła się do szantażu emocjonalnego, Nicole mruknęła:

– Przepraszam, mamo. Muszę już kończyć.

Stuknęła w wyświetlacz, aby przerwać połączenie, a następnie wyciszyła telefon, przeczuwając, że matka zadzwoni ponownie.

Trzęsły się jej ręce, gdy wkładała telefon do kieszeni spódnicy i sięgała po kanapkę. Cholera, przeprowadziła się setki mil, aby uciec od nadopiekuńczej i roszczeniowej matki, zdrady ojca i wspomnień o związku z byłym chłopakiem. Nie mogła pozwolić, aby te sprawy kładły się cieniem na jej nowe życie tutaj, w Arizonie.

Zaczęła zdejmować plastikową folię z kanapki, ale poczuła napływające do oczu łzy. Szybko pochyliła głowę.

– Panno Nelson, wszystko w porządku?

Na dźwięk głosu Treya Lassetera Nicole wzdrygnęła się i pospiesznie wytarła oczy.

– Nie zauważyłam cię.

– Przepraszam – powiedział. – To musi być jeden z tych dni, w których wszystkim przeszkadzam.

Nicole przełknęła i wyprostowała ramiona.

– Daj spokój, nie masz za co przepraszać. To ogólnodostępne pomieszczenie. I naprawdę nic mi nie jest.

Podniosła wzrok i zobaczyła, że Trey się jej przygląda. Miał tak intensywnie zielone oczy, jak jej się wydawało, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. W tej chwili dostrzegła w nich szczerą troskę, co ją zaskoczyło. Trey wyglądał na człowieka, który walczyłby z rozjuszonym bykiem dla zabawy i który raczej nie zwraca uwagi na kobiece łzy.

– Cóż, jeśli ktoś będzie dla ciebie niemiły, po prostu daj mi znać. Zajmę się tym.

– Och, jak dotąd wszyscy byli bardzo mili i wyrozumiali.

Uśmiechnął się do niej, podszedł do lodówki i wyjął małą butelkę wody.

– Miło to słyszeć. Czasami ludzie są zdenerwowani i mogą być trochę napastliwi. Zwłaszcza gdy uważają, że czekali zbyt długo lub nie odpowiada im termin kolejnej wizyty.

Patrzyła, jak odkręca butelkę i wypija połowę zawartości, po czym odsuwa ją od ust. Bardzo ładne usta, pomyślała. Jej spojrzenie przesunęło się po jego wargach. Dolna była pełniejsza, jakby stworzona do tego, by złożyć na niej pocałunek. Górna była cienka i współgrała z kształtem jego brwi.

Odchrząknęła i powiedziała:

– Przez kilka lat pracowałam w biurze podróży. Jestem przyzwyczajona do tego, że ludzie bywają nieuprzejmi i niecierpliwi.

Uśmiechnął się do niej półgębkiem, a w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Ten widok sprawił, że na chwilę zaparło jej dech. Co do cholery jest z nią nie tak? Dlaczego patrząc na tego mężczyznę, myślała od razu o seksie? Czy to wpływ gorącego pustynnego powietrza?

– To dobrze – stwierdził. – Przynajmniej się nie zdenerwujesz, gdy w recepcji pojawi się niegrzeczny klient.

Wciąż miał na sobie tę samą poplamioną dżinsową koszulę, w której widziała go w gabinecie Chandlera. Wyglądało na to, że obornik wysechł, dzięki czemu nieprzyjemny zapach się ulotnił. Teraz Trey pachniał jak siano z lucerny, kurz i słońce. Ta mieszanka jest męska i dość przyjemna, uznała Nicole.

Zaczęła rozpakowywać kanapkę, bardziej by zająć czymś ręce, niż po to, by zaspokoić głód. Rozmowa z matką pozbawiła ją apetytu.

– Jadłeś już lunch? – zapytała.

– Nie. Zazwyczaj jem dwa razy dziennie. Raz przed rozpoczęciem pracy, a potem po jej zakończeniu, bez względu na porę. – Wskazał na butelkę w swojej dłoni. – Napijesz się wody? A może wolisz jakiś gazowany napój? Doktor ma lodówkę wypełnioną po brzegi. Pewnie już zauważyłeś.

– Tak, zauważyłam. Chandler jest nie tylko miły, ale też troskliwy. – Odłożyła kanapkę i wstała z krzesła. – Myślę, że wolałabym teraz napić się kawy. Napijesz się ze mną? A może nie masz czasu?

Nicole nie miała pojęcia, dlaczego poprosiła Treya Lassetera o towarzystwo. Chyba chodziło o to, że skoro razem pracowali, chciała nawiązać z nim przyjazne stosunki, jak ze wszystkimi zatrudnionymi w klinice. Poza tym Trey był przystojny i dobrze się z nim rozmawiało. Wszystko, co odciągało jej myśli od Fort Worth, było mile widziane.

Odsunął mankiet koszuli, by spojrzeć na kwadratowy srebrny zegarek na brązowym skórzanym pasku.

– Jasne, byłoby miło – odparł. – Siedź, ja pójdę po kawę. Założę się, że lubisz z cukrem i ze śmietanką.

Nicole nie spodziewała się, że będzie jej usługiwał, ale ponieważ najwyraźniej nie miał nic przeciwko, nie zamierzała protestować.

– Tak. Jak zgadłeś?

– Większość dziewczyn lubi słodkie rzeczy. – Nalał dwie filiżanki kawy z pianką, dosypał do jednej cukier i dolał śmietankę. Stawiając kawę na stole, powiedział: – Za dziesięć minut muszę być z powrotem w stodole. Jewell Martin przywozi kozy na szczepienie. Jest zbyt wiekowa, by zająć się transportem. Powiedziałem, że mogę podjechać do niej za kilka dni i tam zająć się szczepieniami, ale nie chciała czekać. Traktuje kozy jak własne dzieci.

Podał jej kawę, po czym usiadł na krześle w przeciwległym rogu pokoju.

Nieco zakłopotana spytała:

– To starsza pani?

Roześmiał się na widok jej reakcji, ale natychmiast się zreflektował.

– Przepraszam, Nicole. Nie śmiałem się z ciebie. Jewell jest starszą kobietą, która mówi, co jej ślina na język przyniesie. Ja mam ten sam problem. Gadam, kiedy powinienem ugryźć się w język.

Wyszczerzył zęby w uśmiechu, dzięki czemu urocze dołeczki na jego twarzy pogłębiły się jeszcze bardziej. Nicole wpatrywała się w niego, zapominając o jedzeniu.

– Jewell jest trochę wiekowa i potrzebuje twojej pomocy, tak?

Przytaknął.

– Czasami kozy potrafią być wściekłe jak diabli… Zwłaszcza gdy wbija się im igłę lub wstrzykuje do pyska leki.

– To brzmi okropnie – zauważyła. – Ale zapewne jest konieczne, aby były zdrowe.

– Nie jest tak źle. To mniej więcej tak bolesne, jak szczepienie przeciwko grypie. – Upił łyk kawy, po czym skierował zaciekawione spojrzenie na Nikki. – A jak się czujesz w Arizonie?

Ona również upiła łyk kawy i odpowiedziała:

– Dobrze. Piękna okolica i wyjątkowo ładna pogoda.

– Tak wygląda nasza wiosna. Przyjechałaś w najlepszym momencie, by szybko się zaaklimatyzować. Jeszcze kilka tygodni i będzie gorąco jak w piekle. Po jakimś czasie na pewno się przyzwyczaisz.

Po jakimś czasie. Tak, przyzwyczaję się do nowego domu. Gdyby tylko rodzice uszanowali moją niezależność i zrozumieli, że potrzebuję zmiany, pomyślała ze smutkiem.

– W Fort Worth bywa w lecie nie tylko upalnie, ale też wilgotno. Nie sądzę, bym miała jakikolwiek problem z przystosowaniem się do bardziej suchego klimatu. Właściwie to nadal nie do końca się rozpakowałam – przyznała. – Nie zdawałam sobie sprawy, że zabrałam z Teksasu tak dużo rzeczy, dopóki nie spojrzałam na wszystkie pudła ułożone przed domem.

– Przez pierwsze cztery lata po ukończeniu szkoły średniej mieszkałem w piętrowym baraku na ranczu Johnsona, z grupą kowbojów. Nie było tam wiele miejsca na rzeczy osobiste. Kiedy przeprowadziłem się bliżej Wickenburga, nie miałem zbyt dużo do pakowania. Nadal mieszkam w tym samym domu. Wolę nie myśleć o pakowaniu wszystkich rupieci, które tam zgromadziłem. – Uśmiechnął się. – Jestem zbyt sentymentalny, by pozbywać się staroci. Wciąż mam pierwszą parę ostróg, jaką kiedykolwiek kupiłem. Były tanie i kiepskiej jakości, prawie się już rozpadły, ale nie chciałbym się z nimi rozstawać. Założę się, że ty też masz takie rzeczy.

Zaśmiała się cicho. Uświadomiła sobie, że rozmowa z Treyem podniosła ją duchu. Zaskakujące, biorąc pod uwagę, że poznała go zaledwie dwie godziny temu. Trey był miły i przyjazny, a ona bardzo potrzebowała pokrzepienia.

– Mam – przyznała. – Lalkę, którą dostałam od Mikołaja na Gwiazdkę. Jest już praktycznie łysa, ale nie umiałam się z nią rozstać. – Spojrzała na niego z zaciekawieniem, popijając kawę. – Pracowałeś na ranczu, zanim zatrudniłeś się u Chandlera?

Skinął głową.

– U Johnsona. Zatrudniłem się tam zaraz po ukończeniu szkoły średniej. Mój tata jest kowbojem, ale przeprowadził się do Montany, gdy byłem dzieckiem. Nie chciałem tam mieszkać, więc zostałem tutaj z mamą, dopóki nie wyjechała do Nowego Meksyku. Dlatego wylądowałem na pryczy u Johnsona. Byłem asystentem weterynarza, a później poszedłem do technikum i zdobyłem dyplom technika. Pan Johnson, właściciel rancza, powiedział, że mam talent do leczenia zwierząt.

Kiedy Nicole zaczęła spotykać się z Randym Dryerem, pociągała ją jego pełna powagi osobowość. Szukała mężczyzny, który nie postrzegał życia jako żartu, który wiedział, co chce osiągnąć, i konsekwentnie do tego dążył. Roslyn nazwała go nadętym sztywniakiem i jeśli Nicole miała być szczera, musiała przyznać, że czasami bywał nieco oschły i nudny. Jednak wydawał się godny zaufania. Trey Lasseter był całkowitym przeciwieństwem Randy’ego. Szczęśliwy, wyluzowany facet, który pogodnie przyjmował wszystko, co przyniosło mu życie. I co najdziwniejsze, sprawiał, że i ona miała ochotę się uśmiechać.

– To dobrze, że pomógł ci odnaleźć powołanie. Mam wrażenie, że lubisz swoją pracę – powiedziała.

Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.

– Nie wyobrażam sobie bez niej życia. A ty? Lubisz zwierzęta? – zapytał, po czym znów się zaśmiał. – To chyba głupie pytanie, skoro pracujesz w klinice weterynaryjnej.

Jego pytanie było uzasadnione i z pewnością nie powinno jej zawstydzić, ale Nicole poczuła, jak na jej policzki wkrada się rumieniec.

– To nie twoje pytanie było głupie, to ja czuję się trochę głupio, odpowiadając na nie. Widzisz, nie miałam zbyt wiele do czynienia ze zwierzętami. Mój brat – jest starszy ode mnie – miał psa, gdy byliśmy mali, a kilku moich przyjaciół w Fort Worth miało psy, koty lub chomiki. Ale nie wiem nic o krowach, koniach, kozach i innych zwierzętach hodowlanych.

Poklepał ją uspokajająco po przedramieniu.

– Nie martw się, panno Nelson. Po jakimś czasie tutaj dowiesz się o zwierzętach więcej, niż prawdopodobnie chciałabyś wiedzieć.

Wstał z krzesła i wyrzucił kubek do kosza na śmieci. Nicole patrzyła, jak idzie do wyjścia z pokoju socjalnego i poczuła rozczarowanie. Chciałaby, by posiedział z nią nieco dłużej.

– Nie musisz mówić do mnie panno Nelson – powiedziała. – Wystarczy Nikki.

Zatrzymał się przy drzwiach i spojrzał na nią.

– Dobrze, Nikki. Mów mi Trey. To jedyne imię, na które reaguję. Chyba, że Doc się wścieknie i nazwie mnie jakoś gorzej – dodał kpiącym głosem.

– Dobrze, Trey. Dziękuję za towarzystwo.

Jej podziękowanie go zaskoczyło. Mrugnął, a potem wskazał kanapkę leżącą na stole.

– Lepiej zjedz lunch. Przed nami długi dzień.

Zniknął za drzwiami, a Nicole w zamyśleniu wzięła kanapkę i zaczęła jeść.

Przed nami… Dziwne, jak słowa Treya sprawiły, że poczuła się, jakby należała do wspólnoty, jakby była częścią ważnego przedsięwzięcia.

Uśmiechnęła się i przez resztę dnia nie pozwoliła sobie na myślenie o rodzicach, Randym Dryerze i nieprzyjemnych sprawach, które zostawiła za sobą. Zamiast tego jej myśli powracały do blasku w zielonych oczach Treya i sposobu, w jaki słodkie dołeczki zdobiły jego policzki.

Był szczęśliwym facetem, a Nicole to właśnie szczęścia potrzebowała w swoim życiu najbardziej.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: His Forever Texas Rose

Pierwsze wydanie: Harlequin Special Edition, 2021

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2021 by Stella Bagwell

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-495-8

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek