Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Piąta część bestsellerowego cyklu "Sinners&Reapers". Sinnersów dręczą kolejne zaginięcia oraz śmierć dziewczyny z miasteczka, ale mają związane ręce, ponieważ sami znaleźli się w kręgu podejrzanych. Sytuację komplikuje fakt, że mają pod opieka syna szefa wrogiego klubu. Gdyby go wydali, oznaczałoby to dla niego wyrok śmierci. W atmosferze gęstniejącej tajemnicy rywalizacja między wrogimi klubami musi doprowadzić do dramatycznego finału. Kto okaże się zwycięzcą, a kto będzie musiał uznać wyższość przeciwnika?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 195
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redakcja: Kamila Recław
Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Aleksandra Zok-Smoła, Renata Jaśtak
Zdjęcie na okładce
© zorandimzr/iStock
© by Agnieszka Siepielska
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2023
ISBN 978-83-287-2764-9
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2023
–fragment–
Moim chłopakom
„Oh I just gave my heart to a traitor
Maybe I was dumb enough to think I could save ya
Love I’m just a sinner and I can’t be you savior
Why am I the one to put myself in danger?”
Traitor – Livingston
Stella
Nie wiem, jak mam opisać to uczucie. To chyba tak, jakbym leżała kompletnie zrelaksowana i nagle przez moje ciało przebiegły elektrowstrząsy.
Jakim cudem życie, od którego uciekałam ile sił w nogach, nie oglądając się za siebie, dogoniło mnie właśnie teraz? I to w postaci dziesięcioletniego chłopca. Nie mogę go przecież ot tak odstawić na miejsce albo powiedzieć, żeby sam sobie poszedł. Na samą myśl, że odesłałabym przerażone dziecko do piekła Road Killers, robi mi się słabo.
Jak zdesperowany musiał zresztą być, by mnie szukać i, co szczególnie dziwne, jakim cudem mnie pamiętał? Miał zaledwie dwa lata, gdy uciekłam z piekła, które prawdę mówiąc, sama sobie zgotowałam, biegnąc za czym… Miłością? Szczęściem? A skończyłam ze złamanymi żebrami i popapraną psychiką, która pomimo lat terapii i tak zawsze będzie nadszarpnięta.
W każdym razie Casey, mama Theo, a moja przyjaciółka z czasów kieratu w tym przeklętym klubie, musiała o mnie wspominać. Chłopiec był jeszcze takim małym szkrabem, gdy uciekałam, zaklinając jego mamę na wszystkie świętości, żeby ulotniła się stamtąd razem ze mną.
Nie mogę go jednak o to zapytać, przynajmniej nie teraz. Chłopiec jest kompletnie pogubiony i nieco przerażony otoczeniem. Ostatecznie uciekł z jednego klubu motocyklowego, żeby trafić do kolejnego.
Odkąd odebrałam go z rąk Ellie i przywiozłam tutaj, siedzimy zamknięci w jednym z pokoi gościnnych. Ciężko było namówić Theo, żeby zjadł cokolwiek z tego, co przynosiły równie poruszone dziewczyny. Nawet do przylegającej do pokoju łazienki szedł niepewnie, jakby się bał, że w tym czasie zniknę.
W końcu znaleźliśmy też dla niego ubrania, tak żeby nie musiał spać w starych. Odkąd zasnął, nie mogę się ruszyć. Boję się, że jeśli tylko wstanę, chłopiec się przebudzi i wybuchnie płaczem.
– Hej – słyszę za plecami szepczącą Ellie, więc unoszę głowę, żeby na nią spojrzeć. Dostrzegam również Lexi. Stoją w wejściu i spoglądają na przemian na mnie i z litością na śpiące dziecko. – Posiedzę z nim trochę, a ty zejdź coś zjeść, cokolwiek zresztą chcesz. Nie możesz być tu wciąż zamknięta.
– Zjadłam kanapki, które przyniosła Chloe, dam radę – odpowiadam cicho. Ellie unosi brwi i podchodzi do komody, o którą opiera się tyłkiem. – On nie może tam wrócić – dodaję przez zaciśnięte gardło.
– Wiem, że się martwisz, ale nie możesz tu siedzieć sama i zakładać najgorszych scenariuszy – mówi Lexi, zamykając za sobą drzwi. Podchodzi do łóżka, by usiąść obok mnie. – Z samego rana pomyślimy, co z tym zrobić. Chłopaki na pewno nie pozwolą, żeby Theo wrócił do tamtego klubu. My też się na to nie zgodzimy.
– Myślisz, że go skrzywdzili w jakikolwiek sposób? – pyta Ellie.
– Może nie skrzywdzili, ale myślę, że był świadkiem rzeczy, których żadne dziecko nie powinno widzieć – odpowiadam, mając jednocześnie nadzieję, że się mylę.
– Dlaczego nie powiedziałaś, że byłaś w tym klubie? – szepcze Lexi, oglądając się na Theo.
– Nikt nie chce się chwalić tego typu rozdziałem swojego życia – mówię, zerkając na nią przez łzy, które nagle napływają. – Zostawiłam to za sobą, odcięłam ten etap i żywiłam nadzieję, że nigdy do tego nie wrócę. Miałam przyjechać na pogrzeb ciotki, a potem pierwszym samolotem odlecieć znów daleko stąd. Nigdy bym nie pomyślała, że wrócę niemal do tego samego miejsca, w którym wszystko się skończyło.
– A co z Jaxem?
– Starałam się od niego uciekać, przysięgam – zaklinam się. – Ale zawsze kończy się na jednorazowych spotkaniach, inaczej nie potrafię – wyznaję, czując, jak piecze mnie twarz.
Nigdy nie zwierzałam się z tego typu rzeczy.
– Rozumiem, o co chodzi – odzywa się Ellie. – I nie oceniam, ale zawsze mogę wysłuchać i spróbować pomóc, jak każda z dziewczyn tutaj, jeśli tylko pozwolisz. Jesteś już nasza.
– Dziękuję – szepczę, czując wielką ulgę.
– A teraz podnieś tyłek i spędź trochę czasu poza tym pokojem. No, nie daj się błagać. – Żona Hulka chwyta moją dłoń i ściska ją z otuchą.
Kiwam tylko głową, po czym wstaję, żeby opuścić pokój.
Mrużę oczy, wychodząc na oświetlony korytarz, i podążam za Ellie w stronę schodów, a z każdym krokiem czuję się winna, że zostawiłam Theo.
Gdy tylko schodzimy na parter, dziewczyna wchodzi za bar i potyka się o coś. Spogląda w dół, a potem na mnie.
– Chyba mam coś do zrobienia, wypijcie tylko moje zdrowie – mówi z uśmiechem, wycofując się, a potem wraca na piętro, kiwając mi przez ramię.
Marszczę brwi i powoli obchodzę ladę.
– Przyszłaś dołączyć do imprezy pod tytułem: Co jest, do chuja, grane? – pyta siedzący na podłodze Jax. Oparł się o regał i ściska w dłoni butelkę z piwem.
– A można? – pytam nieco zmieszana.
Zaraz po tym, jak przywieźliśmy Theo, Jax zmył się nie wiadomo dokąd. Tak naprawdę nie mam prawa być urażona, jednak z jakiegoś powodu byłam rozczarowana.
Od kiedy pojawiłam się w miasteczku, biegał za mną, a ja, doświadczona przez tego typu związek, uciekałam, przynajmniej na początku. Z czasem dałam się ponieść, zaznaczyłam jednak, że wszystko, co może się między nami wydarzyć, to jednorazowe przygody, nic poważnego, nic więcej. To nawet nie była ochrona przed poranionym sercem. To był strach, że ktoś znowu złamie mojego ducha, a ponownie nie dałabym rady się z tego pozbierać.
– Częstuj się. – Jax wskazuje ręką na regały wypełnione butelkami z alkoholem.
Tak naprawdę mam ochotę na coś mocniejszego, coś, co pomoże mi szybko zasnąć i nie myśleć nad popieprzoną sytuacją, w jakiej się znalazłam, ale ze względu na dziecko śpiące na piętrze nie mogę. Chwytam więc też butelkę z piwem, otwieram ją, po czym siadam na podłodze obok bikera.
Popijam napój, zastanawiając się, o czym tak naprawdę mam z nim rozmawiać i czy powinnam w jakikolwiek sposób wyjaśnić daną sytuację.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – pyta w końcu napiętym tonem.
– O czym?
– Nie jestem w nastroju na gierki, Stella – odpowiada poważnie. – Dlaczego nie powiedziałaś, że klub, z którym się bujałaś, to Road Killers.
– Jakoś nie pomyślałam o takich wyznaniach, podczas gdy zdzieraliśmy z siebie ubrania – silę się na żart, zerkając przelotnie na Jaxa. – Jaki jest problem, dlaczego jesteś tak podminowany?
– Nie jestem – warczy cicho.
– Mhm! – Akurat. – I co teraz, co dalej?
– Co ma być? – Stawia butelkę na podłodze, po czym wstaje. Patrzy na mnie z góry i wygląda na cholernie zagubionego. – Szybki numerek czy musisz iść zająć się dzieckiem, które nagle się pojawiło? – pyta z wyrzutem.
Że co?!
– Chwileczkę. – Śmieję się na jego cholernie absurdalne zachowanie. – Masz problem, bo pojawił się Theo? To nie tak, że miałam sekretne dziecko i nagle postanowiłam podzielić się z tobą informacją o nim.
– Nie mam problemu z dzieciakiem – cedzi przez zęby nagle wkurzony. – Ale wiem, czym to śmierdzi. Byłem twoim facetem do pieprzenia, więc nie przyszło ci do głowy, żeby takiego kretyna poinformować o swoich podbojach życiowych.
– Naprawdę za taką osobę mnie uważasz? – fukam urażona.
– Co wy robicie? – zagaduje pojawiający się nagle Hunter, przeskakując wzrokiem między naszą dwójką.
– Zupełnie, kurwa, nic – mruczy pod nosem Jax, po czym odwraca się na pięcie i odchodzi.
Hunter odprowadza go wzrokiem, kiedy zapewne pędzi w kierunku schodów, żeby pójść do swojej sypialni.
– Co on odpierdala? – pyta cicho, jakby sam siebie.
– Sama się nad tym zastanawiam. – Wzdycham. – Chyba chodzi o pojawienie się Theo.
– Nie, nie. – Spogląda na mnie lekko zamyślony. – Już wcześniej chodził jakiś przybity. Nie przejmuj się, zajmiemy się tym.
Podchodzi bliżej, żeby usiąść na miejscu Jaxa, i chwyta butelkę z niedopitym piwem. Opróżnia ją i z niesmakiem patrzy na puste szkło.
– To co, po następnym? – pyta, unosząc znacząco brwi.
– Ja wypiję swoje i muszę wracać do Theo, Ellie z nim została.
– Daj spokój, potrzebujesz tego.
Wychyla się, żeby sięgnąć kolejne butelki.
Stella
I po co mi to było?
Okrutne dźwięki, jakby tysiące dzwonów biło nad moją głową, dręczą moje uszy. Unoszę powieki, żeby zobaczyć, jak uradowane dziewczyny wpadają do pokoju z rękoma obwieszonymi papierowymi torbami. Spoglądam na drugą stronę łóżka i z przerażeniem odkrywam, że materac jest pusty.
– Theo! – krzyczę zachrypniętym głosem.
– Nie martw się, siostro. Nasz dzielny chłopiec je już śniadanie z Carly – oświadcza Chloe.
– I dobrze jest mieć nadal wielu znajomych w Phoenix – mówi Nikki, unosząc pakunki, które potem układa na podłodze.
– Co to? – pytam.
– Ubrania dla Theo, zamówione i dostarczone w trybie ekspresowym – odpowiada z dumą.
– Jestem okropna. – Zasłaniam twarz dłońmi.
– Nawet tak nie myśl, nie codziennie pojawia się w naszym życiu dziecko znajomych – odzywa się Chloe. – Ciekawi mnie, co z nią. Z mamą Theo. Bo wiecie, wszyscy wczoraj z góry chyba założyli tylko scenariusz, że ona już… A co, jeśli jest inaczej?
– Pewnie będą o tym rozmawiać na zebraniu – mówi Nikki, a potem patrzy w kierunku okna i wygląda, jakby zapadła w jakiś trans.
– Mhm, szefowa już myśli – chichocze Ellie, zerkając na mnie. – Tak w ogóle chodzą słuchy, że upiłaś wczoraj Huntera.
Yyy…
– Trochę inaczej to pamiętam. To on przecież nalegał, żebym z nim wypiła – śmieję się głośno.
– My to wiemy, ale chłopak musiał mieć wymówkę, żeby Paxton nie skopał mu tyłka za to, że pije alkohol – mówi nagle ożywiona Nikki. – Dobra, Sophie robi dla nas kawę. Ogarnij się, maleńka, i zejdź do kuchni, tam poplotkujemy.
Dziewczyny kolejno wychodzą, a ja jeszcze przez chwilę leżę, jak zwykle analizując wszystko, co się dzieje. W końcu wlokę swój tyłek pod prysznic i ogarniam poranną toaletę.
Schodzę na parter, żeby napić się upragnionej kawy. Skręcając do kuchni, zerkam w stronę kanapy ustawionej w głębi pomieszczenia, gdzie siedzą Theo, Lilly, Carly i bliźniaki. Wszyscy zapatrzeni w kreskówki.
– Kolejna przyszła na babski festyn – mruczy Pax, gdy wchodzę do kuchni.
Odwraca się i klnąc pod nosem, próbuje zapanować nad ekspresem do kawy. W końcu jego żona postanawia się chyba zlitować i wstaje, żeby pomóc mężowi.
– Widzisz, jakie to proste, moje kochanie? – mówi słodkim głosem Nikki.
A ponieważ jej ton jest zbyt słodki, wszystkie kobiety robią duże oczy i zerkają w kierunku Haysów z minami, jakby każda właśnie zjadła słoik miodu.
– Cokolwiek potrzebujesz, odpuść, wracaj tam, do zgromadzenia wiedźm. – Pax wskazuje ruchem głowy na oblegany przez kobiety stół. – Z fusów wróżyć.
Lexi, która trzyma na rękach synka Chloe, parska.
– Ale, skarbie, jak możesz tak do mnie mówić, łamiesz moje delikatne serduszko – ciągnie Nikki z wyczuwalnym w głosie sarkazmem.
Pax zerka na nią, jakby straciła rozum, a potem łypie na pozostałe kobiety.
– Skąd was się tyle wzięło? – warczy. – Weźcie swoją naczelną ode mnie, otwórzcie jakieś kółko szydełkowania albo coś.
– Upewnię się, że za to Harley nigdy nie powie „tata”, Hays.
Biker wygląda, jakby miał eksplodować i spogląda w stronę Ellie, która trzyma na kolanach jego córkę.
Chwyta kubek z kawą i opuszcza kuchnię, mrucząc pod nosem o pieprzonym utrapieniu.
– Faceci w tym domu ostatnio produkują zbyt dużo testosteronu – wzdycha Chloe.
Do kuchni wchodzi Nixon z naburmuszoną córką szeryfa, która chyba ma na imię Maya.
– Szukałyście kogoś do pomocy przy dzieciakach. – Chłopak się najpierw szczerzy, a potem okręca dziewczynę jak jakiś eksponat, na co ta przewraca oczami.
– Lepsze to niż siedzieć w zamknięciu z tym kretynem – fuka.
Uhhh.
– Co jej zrobiłeś? – pyta Lexi.
– Nic, lubię rozmawiać, a ona niekoniecznie. Jest nudna jak flaki z olejem. Myślałem, że będzie dobrym materiałem na starą, ale to nie to – odpowiada biker, wzruszając ramionami, i mogłabym przysiąc, że dziewczyna wygląda na urażoną jego słowami.
– Naprawdę chcesz się opiekować dziećmi? – pyta Nikki. – Masz jakieś doświadczenie? I zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli pod twoją opieką stanie im się krzywda, mężczyźni upewnią się, że twoje życie nigdy nie będzie takie samo?
Pytanie, czy w takiej sytuacji, jeszcze będzie jakiekolwiek życie.
– Wiem, szybko się uczę, nie chcę mieszkać z ciotką i nie chcę też przebywać z nim. – Zerka na Nixona.
– W porządku, mamy już jedną dziewczynę do pomocy. Ma na imię Dreya, przyjdzie po południu i wdroży cię w szczegóły.
– Widzieliście gdzieś Huntera? – pyta biker.
– Leczy gdzieś w kącie kaca, a co? – rzuca Ellie.
– Mógłbym przysiąc, że kiedy wracaliśmy, widziałem Olivię przejeżdżającą główną drogą – oświadcza.
Dziewczyny spoglądają na siebie z niemałym zdziwieniem.
– To raczej niemożliwe – mówi Nikki. – Zresztą Jax i Reed odnaleźli ją gdzieś i twierdzą, że ułożyła sobie życie. Nie sądzę, żeby chciała tu wracać, za dużo złych wspomnień. I proszę, nie napomykaj o tym Hunterowi, bo zawsze, kiedy słyszy jej imię, potem przez miesiąc upija się do nieprzytomności.
– Dobra, dobra – mówi chłopak. – Ale, kurwa, mógłbym przysiąc, że to była ona…
Dyskusja trwa, a ja na wspomnienie o Jaxie wyłączam się jednak i zastanawiam, co go ugryzło wczoraj w tyłek i co najgorsze, dlaczego przeżywam to, jakby mi zależało. Przecież to ja uciekałam przed nim i nie chciałam żadnego związku.
W końcu wstaję, żeby zebrać ze stołu opróżnione kubki i zająć się czymś konstruktywnym, bo na uczucia nie mogę sobie pozwolić.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wydawnictwo Akurat
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz