Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Statek, którym Rebecca płynęła do Anglii, zatonął. Na szczęście jej udało się przeżyć. Przeszła przez piekło, ale zarazem dostrzegła szansę, by wreszcie wziąć los w swoje ręce. Nie zostanie żoną starego arystokraty, którego nigdy nie widziała na oczy. Przyrodni brat, który zmusił ją do przyjęcia tych oświadczyn, nigdy jej nie odnajdzie. Zdesperowana Rebecca przejmuje tożsamość poznanej podczas rejsu guwernantki, pewna, że Claire zginęła. Podejmuje pracę u lorda Brookmore’a, który szuka opiekunki dla osieroconych kuzynek. Odpowiedzialny i pełen uroku arystokrata coraz bardziej jej się podoba. Powinna mu jak najszybciej wyznać prawdę, ale czy on zechce oddać serce oszustce?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 277
Diane Gaston
Sekrety guwernantki
Tłumaczenie: Zofia Uhrynowska-Hanasz
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022
Tytuł oryginału: A Lady Becomes a Governess
Pierwsze wydanie: Mills & Boon Ltd., an imprint of HarperCollinsPublishers, 2018
Redaktor serii: Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga
© 2018 by Diane Perkins
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-7980-2
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Mojej drogiej przyjaciółce Kristine Hughes Patrone,
z którą przeżywałam rozkosze wielu podróży
Czerwiec, 1816 r.
Lady Rebecca szła powoli za marynarzem niosącym na ramieniu jej walizę, i za naburmuszoną pokojówką. Nolan miała jej towarzyszyć podczas tej niemiłej podróży do Anglii, gdzie czekał ją ślub z mężczyzną, o którym myślała z najwyższą niechęcią.
Marynarz prowadził je z gromadką innych pasażerów: kobietą z dziećmi, jakimś dżentelmenem i kupcem. Przeszli przez pomost i po schodkach udali się do kabin.
Rebecca wdychała zapach słonej wody, którą przesiąknięte były drewniane części statku. Czy będzie musiała przez całą podróż oddychać tą słoną namiastką świeżego powietrza? Czy Nolan, pokojówka, którą jej przyrodni brat zatrudnił jako towarzyszkę podróży, pozwoli jej chociaż przez chwilę pobyć na pokładzie? Uwielbiała stać w części dziobowej statku, czuć na twarzy powiew morskiej bryzy.
Zwolniła kroku tylko po to, żeby zrobić pokojówce na złość. Do obowiązków Nolan należało pilnowanie, by Rebecca stosowała się do rytuału zaślubin zaaranżowanych i wymuszonych na niej przez brata, ale to przecież wcale nie znaczyło, że może kontrolować każdy jej ruch.
Obejrzała się za siebie. Nie było ucieczki ze statku, nawet kiedy stał w porcie.
– Lady Rebecco!–rozległ się przenikliwy głos. Oczywiście była to Nolan.–Proszę się pospieszyć. Pani kajuta jest gotowa.
Niechętnie, z wolna, Rebecca ruszyła za nią do kajuty.
W kajucie usiadła przy małym stoliku. Przez niewielki iluminator spoglądała, jak statek opuszcza port. Wiatry były pomyślne. Bez wątpienia rano dotrą do Anglii.
Na wzburzonej fali statek zaczął się kołysać.
– Och–jęknęła Nolan, łapiąc się za brzuch.–Zbiera mi się na wymioty.
Tylko nie w mojej kajucie, pomyślała Rebecca.
– Chodź.–Pomogła wstać Nolan.–Zaprowadzę cię do twojej kajuty. Tam wypoczniesz.
Nolan zajmowała małą kajutę–zaledwie prycza, na szczęście i wiadro. Rebecca pomogła jej się położyć.
– Och–znów jęknęła Nolan i zbladła.
– Czy mogę ci w czymś pomóc?–zapytała Rebecca.–Może byś coś zjadła, to mdłości ustaną.
– Żadnego jedzenia. Żadnego jedzenia. Proszę mnie zostawić samą.
– Tu masz wiadro, gdybyś potrzebowała. Później do ciebie zajrzę.
– Nie–jęknęła Nolan.–Proszę mnie zostawić samą.
Z przyjemnością, pomyślała Rebecca, ale wiedziała, że i tak odwiedzi pokojówkę. Sama nigdy nie doświadczała mdłości.
Wyszła na korytarz, dostosowała się do kołysania i bez trudu dotarła do trapu. Wreszcie pozbyła się Nolan, mogła iść na pokład i na swój sposób cieszyć się podróżą. Ktoś otworzył luk i jakaś młoda kobieta zeszła na dół. Miała na sobie mokrą pelerynę z kapturem.
Rebecca zatrzymała się. Na trapie było miejsce tylko dla jednej osoby.
Kobieta minęła ją ze spuszczoną głową, a Rebecca zaczęła wspinać się po trapie.
– Czy pani wybiera się na pokład?–zapytała nieznajoma.–Odesłał mnie tu oficer pokładowy.–Kobieta zsunęła kaptur.
Rebecca była zaskoczona. Ta kobieta miała takie same jak ona jasnoorzechowe oczy, nos i usta, a także brązowe włosy. Była też podobnego wzrostu, miała podobną figurę i była w podobnym wieku.
Rebecca potrząsnęła głową.
– Pani jest do mnie bardzo podobna!
Nie, to niemożliwe, wzrok musi ją mylić. Mrugnęła dwa razy, ale jej lustrzane odbicie nie znikło.
Kobieta roześmiała się nerwowo.
– Ja… ja nie wiem, co powiedzieć.
– To tak jak ja.
– To bardzo dziwne.–Młoda kobieta wyprostowała się.–Ale proszę mi wybaczyć. Pani pozwoli, że się przedstawię. Jestem panna Tilson. Guwernantka.
– Lady Rebecca Pierce. Miło mi panią poznać.–Miło mi poznać mnie samą.
Luk otworzył się i na dół zszedł jakiś mężczyzna.
Panie odsunęły się na bok, żeby go przepuścić. Na widok mężczyzny, który przechodząc spojrzał na nie, panna Tilson odwróciła się.
– Radzę paniom nie opuszczać kajut. Morze jest wzburzone. Proszę się nie obawiać. Marynarz przyniesie posiłek.
Ciekawe, czy ten człowiek zauważył ich podobieństwo.
Rebecca i panna Tilson nie odezwały się słowem, dopóki nieznajomy nie zniknął w jednej z kajut.
– Chyba powinnyśmy się zastosować do jego rady.–Panna Tilson otworzyła drzwi do kajuty tak małej, jak kajuta Nolan.–Tu jest moje kabina.
– Chciałabym z panią porozmawiać–powiedziała pośpiesznie Rebecca, zanim panna Tilson znikła za drzwiami.–Jestem zupełnie sama. Moja pokojówka cierpi na chorobę morską.
Młoda kobieta spuściła wzrok.
– Nigdy nie miałam takich kłopotów.
Podobnie jak Rebecca.
– Czy zechce pani ze mną porozmawiać?
Panna Tilson zajrzała do swojej kajuty.
– Zapraszam, proszę bardzo, ale tu jest ciasno.
– To wobec tego zapraszam panią do siebie–powiedziała Rebecca.–Tam będzie nam znacznie wygodniej.
Zajęły miejsca naprzeciwko siebie przy małym stoliku. Przez iluminator widać było wzburzone morze i białe grzywy fal.
– Dokąd pani się wybiera, panno Tilson?
– Do pewnej rodziny w Lake District. Chodzi o dwie małe dziewczynki, których rodzice zginęli w jakimś wypadku. Opiekę nad nimi przejął ich stryj, nowy wicehrabia Brookmore.
– Ach, co za smutna historia.–Rebecca była dorastającą dziewczynką, kiedy jej rodzice zmarli.
– A pani?
– Do Londynu–odparła Rebecca.
– Do Londynu!–Panna Tilson uśmiechnęła się.–To nadzwyczajne, byłam kiedyś w Londynie. To było takie… ekscytujące.
– Ekscytujące, to prawda.–Tyle że Rebecca nie miała ochoty tam jechać. Londyn oznaczał dla niej więzienie. Z lordem Stonecroftem.
Oczy panny Tilson, tak bardzo podobne do jej oczu, zwęziły się.
– Odnoszę wrażenie, że pani nie ma ochoty tam jechać.
– Tak, to prawda. Jadę tam na mój ślub.
– Na ślub?
– Ach, to jest małżeństwo z rozsądku. Pomysł mojego brata.
– A pani nie ma ochoty poślubić tego mężczyzny?
– W żadnym razie.–Rebecca wyprostowała się. Ślub ze Stonecroftem był ostatnią rzeczą, o której miałaby chęć mówić.–Czy możemy zmienić temat rozmowy?
– Proszę mi wybaczyć, nie chciałam być wścibska.
– Może opowiem pani tę historię kiedy indziej. Na razie cisną mi się na usta same pytania. Dlaczego jesteśmy do siebie takie podobne? Jak to jest możliwe? Czyżbyśmy były w jakiś sposób spokrewnione?
Kobiety wymieniły się historiami swoich rodzin i koligacjami, ale nie wyglądało na to, by cokolwiek miało je łączyć. Panna Tilson pochodziła ze szlacheckiej rodziny. Jej matka zmarła przy porodzie, zaś zrozpaczony ojciec powierzał ją opiece różnych nianiek i guwernantek po to, by na koniec oddać ją do szkoły w Bristolu. Kiedy zmarł, musiała sama o siebie zadbać. Przyjechała do Irlandii, gdzie pracowała jako guwernantka, a teraz miała objąć nową posadę.
Rebecca z kolei była córką angielskiego hrabiego, który posiadał dobra w Irlandii, ale większość życia spędziła w Anglii, w szkole z internatem w Reading.
Westchnęła zatroskana.
– No cóż, nie zbliżyłyśmy się nawet do tego, by to wszystko zrozumieć. W każdym razie nie jesteśmy spokrewnione…
– Ale jesteśmy bardzo do siebie podobne–skończyła panna Tilson.–Co za niespodziewany zbieg okoliczności.–Stanęły przed wiszącym na ścianie lustrem.–Nie jesteśmy identyczne–zauważyła panna Tilson.–Proszę spojrzeć.
Dwa górne zęby Rebecki były nieco bardziej wysunięte do przodu, a jej brwi bardziej wygięte w łuk, oczy nieco większe.
– Nikt by tego nie zauważył, gdybyśmy nie stały obok siebie–dodała panna Tilson.
– Różnimy się strojem. To pewne.–Rebecca odwróciła się od lustra i stanęła twarzą w twarz z panną Tilson.–Idę o zakład, że gdyby pani włożyła moją suknię, każdy wziąłby panią za mnie.
– Nie wyobrażam sobie, żebym mogła nosić taki wspaniały strój.
– A zatem musi pani spróbować–powiedziała Rebecca.–Zamieńmy się strojami, przynajmniej na czas podróży. To będzie świetny żart. Przekonamy się, czy ktoś to zauważy.
– Pani stroje są zbyt eleganckie na to, żeby pani się ich pozbywała. Moje są bardzo skromne.
– To prawda, wydaje mi się, że ludzie większą wagę przykładają do stroju, niż do innych szczegółów.
Guwernantka dotknęła delikatnej wełnianej tkaniny, z której uszyta była podróżna suknia Rebecki.
– Jeśli mam być szczera, to chętnie bym ją włożyła.
– To niech pani zakłada!–Rebecca odwróciła się do niej tyłem.–Proszę mi odpiąć suknię.
Przebrały się, potem panna Tilson uczesała Rebeccę w prosty koczek z tyłu głowy. Rebecca z kolei zaczesała włosy panny Tilson i upięła wysoko na głowie, przyozdabiając twarz wdzięcznymi loczkami.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Rebecca uśmiechnęła się.
– Proszę otworzyć drzwi jako ja.
– Ależ… ja nie mogę.
– Ależ oczywiście, że pani może!
Panna Tilson wyprostowała się i otworzyła drzwi. Rebecca wróciła na swoje miejsce przy stole.
Marynarz, który przestrzegł je przed wychodzeniem na pokład, wszedł do kabiny, balansując tacą.
– Drobna przekąska, milady–zwrócił się do panny Tilson.
Panna Tilson zadarła głowę.
– Dziękuję.
Rebecca spojrzała szybko w stronę marynarza i odwróciła twarz.
Panna Tilson wskazała na nią.
– Panna Tilson jest moim gościem. Zechce pan przynieść posiłek i dla niej?
– Już się robi.–Mężczyzna wszedł do kajuty i postawił tacę na stole. Chwilę później powrócił z jeszcze dwiema tacami.–A pani pokojówka?
– Moja… moja pokojówka odpoczywa. Może pan zostawić jej posiłek u mnie. My się nią zajmiemy.
– Jak pani sobie życzy.
Po jego wyjściu kobiety spojrzały na siebie szeroko otwartymi oczyma.
– Obawiałam się, że on zauważy nasze podobieństwo–powiedziała Rebecca.–Musiał spojrzeć na mnie, kiedy zostawiał tace.
Panna Tilson potrząsnęła głową.
– Guwernantka nie zasługuje na to, by ją zauważyć, milady.
Na każdej z tac były dwa kawałki chleba, porcja sera i kufel piwa. Jadły i rozmawiały, a Rebecca czuła się tak, jakby się znały od lat.
– Myślę, że powinnyśmy mówić sobie po imieniu–zaproponowała Rebecca.
Panna Tilson skromnie zatrzepotała rzęsami.
– Jeśli pani sobie tego życzy… Rebecco. A ja jestem Claire.
– Claire!–Rebecca poczuła się tak, jakby rozmawiała z siostrą.
Panna Tilson–Claire musiała się czuć podobnie.
– Czy mogłabyś mi powiedzieć, dlaczego nie chcesz wyjść za mąż?–Spojrzała na Rebeccę pytająco.–Teraz, kiedy już mówimy sobie po imieniu?
– Kobieta, wychodząc za mąż, rezygnuje ze wszystkiego–powiedziała.–Z wszelkich zasobów czy majątku, jaki mogłaby mieć, wszelkiego prawa do decydowania o sobie. Jeśli miałabym wyrzec się tego, to tylko dla mężczyzny, który by mnie kochał, szanował i nie ograniczał mojej wolności.
Claire uniosła brwi.
– A ten mężczyzna?
– Widziałam go tylko raz. Odniosłam wrażenie, że zależy mu wyłącznie na zapewnieniu sobie potomka, który będzie po nim dziedziczył.
Claire w najmniejszym stopniu nie zrobiła wrażenia zmieszanej tą informacją.
– Ale to chyba oczywiste, że chce mieć dziedzica. Zwłaszcza jeśli posiada tytuł i majątek.
– Posiada.–Rebecca postukała paznokciem w kufel.
– Czy ten dżentelmen jest dostatecznie zamożny, by cię utrzymać?–zapytała Claire.
– Podobno jest zamożny. Musi być, skoro chce mnie poślubić, mimo że w posagu dostanie niewiele.
– Powiesz mi, kim jest ten pan?
– To lord Stonecroft.
Claire spojrzała na nią pytająco.
– Baron Stonecroft Gillford.
– Ach.–Na twarzy Claire pojawił się wyraz zrozumienia.–To znaczy, że nie zadowala cię tytuł barona. Mówiłaś, że jesteś córką hrabiego.
Rebecca pociągnęła nosem.
– Takie sprawy nie mają dla mnie najmniejszego znaczenia.
– Czy może ma pinię okrutnika?
Rebecca westchnęła.
– Powiem szczerze, że właściwie nie mam się do czego przyczepić, ale ja po prostu nie chcę za niego wyjść za mąż.
– A zatem odrzuć go.
– Mój brat przyrodni twierdzi, że jestem dla niego zbyt wielkim ciężarem, by czekał, aż sama sobie znajdę męża. Odmawiałam każdemu kandydatowi spośród tych, których mi proponował. Tym razem tak zaaranżował sprawy, że jeśli nie poślubię lorda Stonecrofta, to zostanę bez grosza.–Na samo wspomnienie brata i awantur, jakie wybuchały między nimi, jej twarz poczerwieniała.–Nie mam wątpliwości co do tego, że spełni swoje groźby.–Mimo to nie przestawała myśleć, w jaki sposób uniknąć tego małżeństwa.
– Smutne. Można by się spodziewać po bracie, że tyle pojmie. W każdym razie rodzina powinna to rozumieć.
Rebecca spojrzała na nią z zaciekawieniem.
– Masz jakichś braci albo siostry? W ogóle jakąś rodzinę?
– Jestem na świecie sama jak palec.
Rebecca poczuła jeszcze silniejszą więź z tą kobietą.
– Moi rodzice nie żyją–zwierzyła się.–A mój brat powiedział, że nie chce mnie więcej widzieć na oczy. Nigdy. Nawet gdy przyjedzie do Anglii.
Brat zawsze jej nienawidził, tak samo jej matki. Być może dlatego, że ojciec kochał jej matkę bardziej niż syna czy córkę.
– Wydaje mi się, że masz wiele szczęścia, mogąc wyjść za mąż, lady Rebecco… Rebecco. O ile dobrze rozumiem, masz trochę pieniędzy, tak? Przez zawarcie małżeństwa tylko zyskasz. Na przykład własny dom, dzieci. Wygodę i bezpieczeństwo. Godziwy status i przyzwoitą pozycję w społeczeństwie.
Rebecca odwróciła głowę.
Wszystko to była prawda, ale lordowi Stonecroftowi zależało tylko na tym, żeby narzeczona była młoda, niebrzydka i zdrowa, by rodziła dzieci. Nie zależało mu nawet na tym, żeby ją poznać. A jak ona wytrzyma taką uczuciową pustynię? Jak ma zgodzić się na życie z takim człowiekiem?
Claire musiała wyczuć rozpacz Rebecki i najwyraźniej chciała ją pocieszyć.
– Może jednak bycie panią Stonecroft nie będzie takie straszne…
– Może nie.
Jak gdyby za obopólną zgodą zaczęły rozmawiać o innych sprawach. O książkach, teatrze, sztuce, muzyce. Od czasu do czasu Claire, udając Rebeccę, zaglądała do Nolan, która wydawała się nie kwestionować jej tożsamości.
Rozmawiały aż do nocy, kiedy niespokojne morze nabrało czarnej barwy.
Claire wstała.
– Powinnam już wracać do siebie, żebyś mogła się położyć. Pomogę ci zdjąć moją suknię, a ty, mam nadzieję, pomożesz mi zdjąć to cudo.
Rebecca wstała, a jej sobowtór zaczął rozsznurowywać tasiemki na plecach skromnej sukni, którą miała na sobie przez większą część podróży. Co za wstyd, całkiem podobało jej się udawanie kobiety, której życie wydawało się dużo prostsze i znacznie swobodniejsze.
Odwróciła się do Claire.
– Zobaczymy, jak długo uda nam się utrzymać tę maskaradę. Dziś jesteś mną. Śpij w mojej koszuli nocnej w tym łóżku, a ja będę tobą.
– Ależ ja nie mogę pozwolić na to, żebyś się męczyła na tej maleńkiej koi, która mi przypadła.
– Dlaczego nie? To będzie dla mnie przygoda, a ty zaznasz komfortu. Kiedy rano wejdzie do ciebie Nolan, przekonamy się, czy w dalszym ciągu będzie brała ciebie za mnie.–Rebecca wyciągnęła swoją nocną koszulę z najdelikatniejszego muślinu.–Proszę.
Panna Tilson rozkoszowała się delikatną materią.
– No, może. Jeśli tak sobie życzysz…
– Tak, życzę sobie–odparła Rebecca, pomagając pannie Tilson zdjąć swoją suknię.
Rankiem morze było jeszcze bardziej niespokojne, a niebo zaciągnęło się szarymi, złowrogimi chmurami. Rebecca przekonała Claire, by ta w dalszym ciągu nosiła jej stroje i ją udawała. Nolan, cały czas chora, leżała, a tych paru marynarzy, którzy je obsługiwali, nadal nie zorientowało się, że Claire udaje Rebeccę. Nawet gdy obie były razem, marynarze najwyraźniej nie zauważali ich uderzającego podobieństwa.
No cóż, byli w ciągłym ruchu i do tego zatroskani pogodą. Twierdzili, że nadciąga sztorm i w związku z tym panie powinny pozostawać na dole.
Rebecca i Claire coraz więcej rozmawiały o pogodzie, a coraz mniej o swoim życiu. Rzadko opuszczały kajuty i tylko po to, żeby sprawdzić, jak się czuje Nolan.
Późnym popołudniem rozpętał się sztorm i ich statkiem zaczęło kołysać jeszcze gwałtowniej.
– Powinniśmy już się zbliżać do wybrzeża–powiedziała Rebecca.
– O ile nasz statek w tych warunkach w ogóle jeszcze może płynąć.–Twarz Claire pobladła z przerażenia.
Nagle usłyszały okrzyki i tupot nóg, a potem rozległ się głośny trzask i huk, który wstrząsnął pokładem. Złapały się za ręce. Wichura i fale kołysały statkiem nieustannie, więc nie mogły przebrać się we własne stroje.
Dżentelmen, który mijał je w dniu wczorajszym, otworzył drzwi kajuty bez pukania.
– Proszę wyjść na górę–zarządził.–Musimy opuścić statek. Proszę nie brać ze sobą żadnych rzeczy.
Rebecca zamiast go posłuchać, sięgnęła po torebkę, w której miała wszystkie swoje pieniądze. Kiedy obie kobiety dotarły do schodów, wepchnęła torebkę w ręce Claire.
– Masz. Zaraz wrócę, muszę zajrzeć do Nolan.
Claire powiesiła sobie torebkę na nadgarstku.
– Panienko!–krzyknął dżentelmen.–Musimy natychmiast opuścić statek.
– Zaraz wracam!–zawołała Rebecca przez ramię i pospieszyła do kajuty Nolan. U jej drzwi spotkała jednego z marynarzy.
– Ona nie chce wyjść z kajuty!–krzyknął.–Szybko! Musimy wydostać się na górę.
Rebecca odepchnęła go i podeszła do pokojówki.
– Nolan, chodź!
– Nie, ja chora… Zostawcie mnie w spokoju.
– Proszę za mną, panienko!–wrzasnął marynarz.–Nie mamy chwili do stracenia!
– Nie mogę jej tak zostawić!–krzyknęła Rebecca.
Marynarz odciągnął ją od drzwi Nolan i prawie przeniósł do trapu.
Lało jak z cebra. Złamany maszt leżał jak powalone drzewo, a dokoła kłębiły się liny i żagle.
– Do łodzi!–ryknął marynarz i pobiegł naprzód.
Rebecca pospieszyła za nim. Kątem oka dostrzegła Claire i dżentelmena, z którym wcześniej rozmawiały. Statek nagle zaczął się zanurzać i ogromna fala omyła pokład. Rebecca na szczęście zdołała złapać linę, bo inaczej zginęłaby w odmętach. Gdy fala przeszła, Rebecca spojrzała w górę, ale panny Tilson i dżentelmena już nie było.
Towarzyszący jej marynarz złapał ją za ramię.
– Proszę za mną, panienko, nie ma chwili do stracenia.
Pociągnął ją za sobą na burtę, gdzie inni pasażerowie i załoga wsiadali do kołyszącej się łodzi. W tym tłumie też nie było Claire. Rebecca spojrzała na wodę, lecz i tu jej nie widziała. Nolan, Claire i ten dżentelmen–wszyscy zginęli.
Ale nie było czasu na rozczulanie się. Ktoś z załogi wziął ją na ręce i przeniósł do rozkołysanej łodzi. Tylko cudem poczuła pod nogami jej dno. Łódź była pełna ludzi.
Rebecca przycupnęła obok kobiety tulącej do siebie dwójkę dzieci. Pod nogami miały co najmniej dwa centymetry wody, która nadal lała się z nieba. W jakiś sposób udało się im odbić od tonącego statku. Poprzez ciemność i deszcz widać było zarys wybrzeża. Brzeg był niemal w zasięgu ręki.
Za sobą nagle usłyszała krzyk kobiety. Odwróciła się błyskawicznie, by zobaczyć, że statek rozbija się o skały. W tej samej chwili łódź w coś uderzyła i przechyliła się niebezpiecznie.
Rebecca znalazła się w lodowatej wodzie.
Nowy wicehrabia Brookmore, Garret Brookmore, czekając w zajeździe w Holyhead, otrzymał wiadomość o katastrofie statku, którym miała przybyć nowa guwernantka. Dowiedział się jednak, że nie wszyscy zginęli, i wobec tego czuł się zobowiązany pojechać do Moelfre i sprawdzić, czy wśród ocalałych jest panna Claire Tilson.
Po raz pierwszy w życiu znalazł się w takiej sytuacji. Przez dziesięć lat walczył z Francuzami, a rok temu, gdy był w Brukseli ze swoim pułkiem i czekał na wydarzenie, które później zyskało nazwę bitwy pod Waterloo, przyszła wiadomość, że jego brat wraz z żoną zginęli w wypadku. Musiał pilnie wrócić do Anglii, by przejąć po bracie tytuł, ale również nowe obowiązki, które się z tym wiązały. Jego starszy brat, od urodzenia wychowywany na wicehrabiego, według ich ojca był ideałem. Garreta, jako młodszego, traktowano z lekkim lekceważeniem i przypadła mu w udziale kariera wojskowa.
Teraz okazało się, że to on ma zarządzać majątkiem, brać udział w obradach parlamentu i zająć się wychowaniem dwóch osieroconych bratanic. Pamela i Ellen, dziewczynki w wieku zaledwie dziewięciu i siedmiu lat, były dotychczas bezpieczne pod opieką guwernantki, ale okrutny los sprawił, że i ona zmarła.
Ile może znieść dwójka takich małych dzieci? Najpierw matka i ojciec, a potem guwernantka. Zostały z nieznanym im stryjkiem, którego interesowali właściwie tylko jego żołnierze. Garret widział na wojnie tysiące śmierci, ale te w najbliższej rodzinie uznał za bardziej okrutne.
Kiedy przyszła wiadomość o śmierci guwernantki, przebywał w Londynie, gdzie starał się sprostać wymogom tamtejszej socjety. Skontaktował się z pewną londyńską agencją, by nająć nową guwernantkę. Wrócił do rodzinnej posiadłości, żeby poznać dziewczynki, ale gdy tylko zdążył pojawić się w Brookmore, przyszła wiadomość z agencji, że panny Tilson ma oczekiwać w Holyhead.
A jeśli panna Tilson zginęła w tej katastrofie? Co miał powiedzieć tym dwóm małym dziewczynkom? Że jeszcze jedna osoba, która miała się nimi zajmować, nie żyje?
Pojechał do Moelfre dowiedzieć się, gdzie mogą przebywać rozbitkowie z pechowego statku. Skierowano go do gospody Pod Bażantem, która tętniła życiem.
– Witamy. Czy pan szuka pokoju?–zapytał właściciel gospody.
– Szukam kogoś z rozbitego statku–odparł Garret.
– Co za straszna tragedia. Prawie czterdzieści osób zginęło. Uratowało się tylko jedenaście.
– Szukam panny Tilson. Panny Claire Tilson.
– Ach, chodzi o pannę Tilson? Tak, jest tu taka.
Garret poczuł wielką ulgę.
– Czy mógłbym się z nią zobaczyć?
– Oczywiście. Ta pani ma gorączkę. Podobno jacyś ludzie wyciągnęli ją z wody. Dziś już czuje się lepiej, jak twierdzi nasza pokojówka. Może jeszcze śpi.
– Rozumiem.
Karczmarz zapukał do drzwi. Pokojówka otworzyła.
– Ktoś do panny Tilson.
Dziewczyna uśmiechnęła się i uchyliła drzwi szerzej. Ani ona, ani karczmarz nie zapytali, kim jest Garret.
Podszedł do łóżka i spojrzał zdumiony. Oczekiwał starszej kobiety, tymczasem panna Tilson wyglądała jak szkolna uczennica, miała gładką, nieskazitelną cerę i wyraziste rysy. Jej włosy w kolorze orzechów laskowych leżały rozrzucone na białej poduszce. Ciekawe, czy ma tak silny charakter, jak to zapowiadają rysy jej twarzy? Zaintrygowało to Garreta.
Zmierzył wzrokiem karczmarza.
– Jednak poproszę o pokój.
– Tak jest, już się robi. Zechce pan pójść ze mną. Pokażę panu pokój.
Teraz, kiedy Garret już znalazł pannę Tilson, nie miał ochoty się z nią rozstawać.
– Poczekam, aż się obudzi. Żeby wiedziała, że tu jestem.
Karczmarz sięgnął po bagaż Garreta.
– Zaniosę do pokoju i wrócę z kluczem, jeśli pan sobie tego życzy.
Garret skinął głową.
– Czy mogę odejść, proszę pana?–spytała pokojówka.
– Nie mam nic przeciwko temu.–Garret odprawił dziewczynę i usiadł przy łóżku śpiącej piękności, za którą poczuł się odpowiedzialny.
Minęła godzina wypełniona kłębiącymi się myślami: co miał do zrobienia, co wymagało jego szczególnej uwagi w posiadłości, a tym bardziej w Londynie. Właściwie najlepiej by się czuł, gdyby po prostu maszerował w tej chwili ze swoimi żołnierzami. Brak mu było jego żołnierzy. Martwił się o nich, był ciekawy, jak sobie radzą teraz, kiedy wojna się skończyła.
Co za sens życzyć sobie czegoś, co jest nierealne? Nawet gdyby jego brat żył, kariera wojskowa Garreta i tak zmieniłaby się w sposób zasadniczy.
Musiał przyznać, że wybrał się do Holyhead głównie po to, żeby odpocząć od nowych obowiązków i od żałoby. Dać sobie czas na zastanowienie.
Wstał na widok karczmarza z kluczem. Kiedy ponownie usiadł, nagle orzechowe oczy panny Tilson otworzyły się.
– Gdzie…?–zdołała powiedzieć głosem, który odmówił jej posłuszeństwa.
Garret nalał wody ze stojącego przy łóżku dzbanka.
– Jest pani bezpieczna, panno Tilson–powiedział.–Jesteśmy w gospodzie w Moelfre.
Zmarszczyła czoło, jakby się nad czymś zastanawiała.
– Panna Tilson…–wyszeptała.–Claire.
Pomógł jej usiąść i przytrzymał szklankę, kiedy piła.
– Jestem hrabia Brookmore.–W dalszym ciągu brzmiało to w jego uszach bardzo dziwnie.–Pani pracodawca.
Patrzyła na niego dłuższy czas, a on widział malujące się w jej oczach emocje. Zaskoczenie, zgrozę, żal i wreszcie–zrozumienie.
Serce trzepotało w piersi Rebecki jak ptak. To nie były kolejne gorączkowe zwidy, lecz prawdziwy mężczyzna. Jego dotyk poczuła, gdy pomógł jej się napić. Kiedy zaspokoiła pragnienie, uświadomiła sobie, że jest tylko w cienkiej nocnej koszulce. Skąd ją wzięła? Od kogo? Czy przepadły nawet ubrania, które miała na sobie, ubrania Claire Tilson? Ponownie poczuła suchość w gardle, ale tym razem był to żal. Claire. Nolan. I wszyscy ci biedni ludzie…
Odsunęła się od mężczyzny, który usiadł na krześle, odstawiając szklankę na boczny stolik.
To był nowy pracodawca Claire, jak sam powiedział, który myślał, że ona jest guwernantką. Nie robił wrażenia człowieka, który zamierza zaangażować guwernantkę. Jego surowa twarz i muskularna sylwetka sprawiały, że wydawał się nieokrzesany, z jego przenikliwych błękitnych oczu wyzierał smutek. Ciemne włosy, dłuższe niż nakazywała moda, przywiodły jej na myśl kogoś, kto galopuje przez pola na nieokiełznanym rumaku.
Jej oczy błądziły po pokoju. Jak to się stało, że znalazła się sam na sam z tym mężczyzną?
– Dlaczego…?–Gardło Rebecki zacisnęło się ponownie. Przełknęła.–Skąd pan się tutaj wziął?
– Czekałem w Holyhead. Tam dostałem wiadomość o zatonięciu statku, więc przyjechałem tutaj, sprawdzić, czy pani… czy pani ocalała.
Tonący statek. Znów zobaczyła pochłanianą przez fale Claire. Znów czuła, jak łódź rozbija się o skały, a ona wpada do wody.
Wzdrygnęła się na to straszliwe wspomnienie, a on wstał, tym razem, żeby otulić chustą jej ramiona. Pod wpływem jego dotyku poczuła dziwne gorąco.
Spojrzała mu w twarz.
– Ile osób? Ile osób się uratowało?
– Karczmarz twierdzi, że jedenaście–odparł.
Tylko dziesięć, nie licząc jej? A co z kobietą i dwójką dzieci? Poczuła piekące łzy.
– O mój Boże.–Ukryła twarz w dłoniach i zaszlochała.
Czuła na sobie jego wzrok, mimo że się nie ruszał i nie odzywał. Jakież to upokarzające i zupełnie do niej niepodobne–tak się rozkleić przed obcym człowiekiem.
Powoli odzyskiwała kontrolę. Wreszcie uniosła głowę i wzięła głęboki oddech.
Mężczyzna wyciągnął chustkę z kieszeni na piersi i wręczył jej bez słowa. Wytarła zalaną łzami twarz.
– Dziękuję.–Znów odetchnęła głęboko i wyciągnęła rękę z mokrą od łez chusteczką. Zaraz jednak ją cofnęła i roześmiała się.–Ja… Ja dam ją do prania.
Co za głupota. Przecież nie ma pieniędzy, ubrania, nie ma dosłownie nic.
Oczywiście może się przedstawić, powiedzieć, w jakiej znalazła się sytuacji, może zwrócić się do lorda Stonecrofta. Kto jeszcze w Londynie mógłby jej pomóc? Ale po co miałaby prosić go o pomoc, skoro zamierza od niego uciec? Jeszcze gorsze od utonięcia byłoby przyjęcie roli klaczy rozpłodowej.
Lord Brookmore ponownie usiadł na krześle, odwracając twarz.
Powinna mu powiedzieć, że nie jest Claire Tilson. Że widziała, jak fala porywa Claire z pokładu statku. Mój Boże, dlaczego morze zabrało Claire, a nie ją? Claire była osobą niezależną, miała pracę, a co za tym idzie własne pieniądze, również szansę, że kiedyś znajdzie mężczyznę, którego pokocha. Sytuacja Claire wydała jej się o wiele lepsza niż jej położenie. Ona bowiem nie miała przed sobą żadnej perspektywy poza więzieniem w postaci małżeństwa. Dlaczego los nie pozwolił im zamienić się miejscami z taką łatwością, z jaką zamieniły suknie?
Ponownie zerknęła w stronę lorda Brookmore’a i serce zabiło jej żywiej.
Ten człowiek brał ją za Claire. Być może tylko ona jedna wie, że tak naprawdę jest lady Rebeccą Pierce, skazaną na małżeństwo z lordem Stonecroftem.
Nie zginęła w głębinach morskich zamiast Claire, chociaż bardzo tego pragnęła, ale teraz mogłaby zająć jej miejsce. Mogłaby żyć jej życiem. Uciec od własnego losu.
Lord Stonecroft z pewnością nie będzie jej opłakiwał. Poczuje się po prostu zawiedziony, że musi szukać innej klaczy rozpłodowej. Jej brat też nie będzie po niej rozpaczał. Po prostu przejmie jej spadek.
Poczuła się nieswojo, bo przecież w ten sposób oszuka tego bardzo przystojnego mężczyznę. Nieźle mu się odpłaci za jego dobroć. Jednak potrzebna mu jest guwernantka, czyż nie? A ona może być guwernantką. Czy to taka ciężka praca? Przynamniej w ten sposób mu pomoże.
– Ja… ja chyba miałam gorączkę–powiedziała.–Niewiele pamiętam poza… z wyjątkiem tego, jak wpadam do lodowatej wody, pewna, że to już mój koniec.
– Wiem tylko, że pani się uratowała i jest pani chora.
– Czy nadal zamierza mnie pan zaangażować jako guwernantkę?
– Jeśli czuje się pani na siłach podołać temu zadaniu, to owszem.–Jego głos był tak oficjalny i tak głęboki, że Rebecca nie tylko go słyszała, ale również czuła.–Jeśli będzie pani potrzebowała dłuższej rekonwalescencji…
– Czuję się wystarczająco dobrze.–Usiadła prosto, jakby chciała poprzeć swoje słowa dowodem.–Dam sobie radę.
– A zatem dobrze.–Mężczyzna wstał.–Poślę po pokojówkę, żeby przyniosła coś do jedzenia, jeśli jest pani głodna.
Rebecca nie bardzo wiedziała, czy jest głodna, ale kiedy lord Brookmore wspomniał o jedzeniu, zaburczało jej w brzuchu.
– Dziękuję, sir.
– Możemy zatem jechać do Brookmore House już jutro, jeśli czuje się pani na siłach.
Lepiej wyjechać jak najwcześniej na wszelki wypadek, gdyby ktoś spośród dziesięciu uratowanych rozbitków mógł wiedzieć, że ona to nie Claire.
– Jutro rano będę gotowa do podróży. Z całą pewnością.
– To bardzo dobrze. Gdyby pani czegoś potrzebowała, panno Tilson, to proszę mówić. Dopilnuję, żeby pani to dostarczono.
Rebecca popatrzyła po sobie. Potrzebowała wszystkiego! Lady Rebecca bez namysłu zażądałaby wszelkich niezbędnych rzeczy, ale przecież Claire nie mogła się zachować w ten sposób.
– Bardzo dziękuję, sir–wyszeptała.
– A zatem pożegnam panią–skinął głową–panno Tilson.
– Milordzie–odpowiedziała.
Gdy tylko Brookmore zniknął za drzwiami, odrzuciła kołdrę i wstała z łóżka, nagle niespokojna. Drewniana podłoga wydała jej się lodowata, a nogi słabe. Podeszła do okna i wyjrzała na ulicę z pobielanymi domami, które lśniły w promieniach zachodzącego słońca. Wozy i powozy przejeżdżały ulicą, a mieszkańcy spieszyli w różne strony, jakby to był zwykły dzień.
Jej dni nigdy już nie będą takie same. Przeszył ją dreszcz. Miała być teraz zupełnie inną osobą. Potarłszy ręce, poczuła lekki zapach morza. Nie chciała tej woni! Wolałaby pozbyć się wspomnienia tej chwili, gdy wpada do wody, gdzie utonęło tak wiele osób.
Rozległo się stukanie do drzwi i weszła pokojówka z tacą. Zapach ciepłego dania, sera i piwa potwierdził jej życiowy wybór. Nowe życie.
– O, pani wstała–powiedziała dziewczyna.–Czy lepiej się pani poczuła? Pan zapłacił i powiedział, żebym przyniosła jedzenie i wszystko, czego pani potrzebuje.
– Czuję się dużo lepiej. Chyba miałam wysoką gorączkę. Jak masz na imię?
– Betty, proszę pani.–Pokojówka postawiła tacę z posiłkiem na stole.–Jakie ma pani życzenia?
– Chciałabym wziąć kąpiel, Betty.
Pokojówka uśmiechnęła się.
– Kąpiel będzie później.
– I będę potrzebowała czegoś do ubrania.
Nazajutrz rano Betty przyniosła jej bieliznę i suknię.
– Milord powiedział, żebym kupiła dla pani jakieś stroje, więc spełniłam jego życzenie–powiedziała dziewczyna.–To, co miała pani na sobie przedtem, nie nadaje się do noszenia.
Betty pomogła jej włożyć haleczkę, gorset i prostą sukienkę, podobną do tej, którą miała na sobie Betty. Pończochy wyglądały na zupełnie nowe, a mocno używane buciki z cholewką były tylko trochę za duże. W tobołku odzieży była też nowa szczotka i grzebień, jak również komplet szpilek. Betty pomogła jej zaczesać włosy do tyłu, tak jak czesała się Claire. Rebecca spojrzała w lustro, ale zobaczyła w nim tylko Claire Tilson. Jej oczy wezbrały łzami.
– Zawiadomię jego lordowską mość, że pani jest już ubrana–powiedziała Betty, pośpiesznie zaściełając łóżko. W chwilę po jej wyjściu pojawił się lord Brookmore.
– Dzień dobry, sir.–Rebecca nie zapomniała o ukłonie. Ten pan był mimo wszystko jej pracodawcą. Jego obecność sprawiała, że czuła się lekko podniecona, ale cóż, było to tylko zdenerwowanie. Ostatecznie okłamała tego człowieka. Przecież nie dlatego, że był bardzo wysoki i bardzo męski.
– Panno Tilson.–Skłonił głowę, a następnie wręczył jej zawiniątko.–Pozwoliłem sobie kupić dla pani rzeczy, które bez wątpienia przydadzą się pani w drodze do Brookmore.
Rebecca rozwiązała paczkę, w której znalazła kaszmirowy szal, jedwabny czepeczek i rękawiczki z koźlęcej skóry w kolorze lawendy.
– Jakie to piękne–szepnęła.
– Jak pani zdrowie dzisiaj? Jeśli nie czuje się pani dostatecznie dobrze, nie musimy wyjeżdżać.
– Ależ ja jestem zdrowa!–zapewniła go. Nie mogła się doczekać, kiedy rozpocznie nowe życie. Życie Claire. Podniosła wzrok znad prezentów.– Bardzo za to wszystko dziękuję. Dziękuję też za ubranie.
– Przecież musi pani mieć się w co ubrać.
Stał przy samych drzwiach. Wiedziona odruchem chciała go zaprosić, żeby usiadł, napił się herbaty, dokładnie tak, jak by to zrobiła w domu. Co za głupota! Przecież nie miałaby czym zapłacić za herbatę, no i jak guwernantka śmie zapraszać wicehrabiego, żeby usiadł?
Musi trochę popracować nad tym, żeby pozbyć się nawyków lady Rebecki.
Hrabia Brookmore czuł się niepewnie. Co chwila rzucał jej przelotne spojrzenia.
– A zatem idę zamówić powóz, jeśli na pewno jest pani gotowa do podróży.
– Jestem całkowicie gotowa–odparła.
Przeszła przez pokój po chusteczkę, którą uprała w wodzie z mydłem i wysuszyła przy kominku. Wręczyła ją hrabiemu.
– Jest czysta, sir.
Kiedy Brookmore sięgnął po chustkę, zatrzymał wzrok na Rebecce chwilę dłużej. Musnęli się palcami i wtedy poczuła dziwne gorąco. Cofnęła się. Hrabia odchrząknął.
– Pójdę zamówić powóz.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej