Sens. O tym, co wzmacnia - Jan Kaczkowski - ebook
NOWOŚĆ

Sens. O tym, co wzmacnia ebook

Jan Kaczkowski

4,6

28 osób interesuje się tą książką

Opis

Bóg nie jest poza naszym matriksem, jest w nim, jest w nas, jest dramatycznie blisko każdego. Bez względu na to, czy nam się życie wali czy nie. Bóg jest stały, niezmienny, wierny. To my bywamy niewierni. Rozumowo to założenie jesteśmy w stanie przyjąć, emocjonalnie trudniej. Ale musimy to sobie powtarzać, bo inaczej przestaniemy Mu ufać i zwariujemy.

 

Ksiądz Jan Kaczkowski, wyjątkowy i szczery do bólu, daje wskazówki, jak przeprogramować siebie, poukładać relacje, uświadomić sobie, co jest najważniejsze. Bo życie to jednorazowy i niepowtarzalny projekt, a człowiek jest w stanie przekroczyć siebie, zadziwiać swoją szlachetnością i odnaleźć sens.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 72

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (10 ocen)
7
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariaStd

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniala książka. Bardzo się cieszę że miałam możliwość jej przeczytania. Ogromnie wartościowa pozycja. Pełna miłości i wiary w ludzi. Można ją też potraktować jako nasz instruktaż
00
Julia_mistrz

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna.
00

Popularność




ks. Jan Kacz­kow­ski

Sens

O tym, co wzmac­nia

Bez względu na to, czy nam się ży­cie wali czy nie. Bóg jest stały, nie­zmienny, wierny.

Od­waga

Spo­tka­łem ostat­nio czło­wieka, który wprost się przy­znał, że w pew­nej sy­tu­acji ży­cio­wej po pro­stu nie dał rady i zro­bił po­tworne świń­stwo. Wcale się nie uspra­wie­dli­wiał. Do tego po­trzeba ogrom­nej du­cho­wej siły. Z naj­gor­szej sy­tu­acji można wyjść z twa­rzą. Ks. Tisch­ner mó­wił: „Prawda wy­po­wie­dziana o so­bie jest za­wsze czymś wiel­kim, nie­za­leż­nie od tego, czy jest to prawda o ludz­kiej cno­cie czy wi­nie. Kto się przy­znaje, ten wcho­dzi pod opiekę prawdy. Prawda chroni le­piej od wszel­kiej kry­jówki”.

„Czemu taki zwy­kły wto­rek jak dziś nie może być mo­men­tem prze­ło­mo­wym w moim ży­ciu?”. Mamy prawo do zwy­kłych, mi­stycz­nych wtor­ków. Ja taki kie­dyś mia­łem. Naj­zwy­czaj­niej­szy dzień, który nie za­po­wia­dał prze­łomu. Dajmy so­bie szansę. Umówmy się na coś z na­szym ży­ciem, prze­cież je­ste­śmy spraw­czy. Zmieńmy to, co nas uwiera. Speł­nijmy ma­rze­nie. Zróbmy to, na co nam wcze­śniej nie star­czało od­wagi.

Mu­simy umie­jęt­nie wy­cho­dzić ku in­nym oso­bom, wkra­czać w ich obce dla nas światy. Pe­wien star­szy do­mi­ni­ka­nin, wy­chy­la­jąc się przez okno z klasz­tor­nej celi, roz­ma­wiał z pro­sty­tut­kami, które cza­to­wały na klien­tów pod klasz­to­rem. Inni oj­co­wie pół­żar­tem mó­wili: „Niech oj­ciec się tak nie wy­chyla, bo oj­ciec wy­pad­nie”. On jed­nak w tej kon­wen­cji od­po­wia­dał „Nie bój­cie się. Je­stem mocno za­cze­piony sto­pami o ka­lo­ry­fer”. Taki wła­śnie jest chrze­ści­jań­ski dia­log: mocno za­ko­rze­niony w wie­rze, ale od­waż­nie wy­chy­la­jący się ku In­nym. Im bar­dziej je­ste­śmy au­ten­tyczni, tym bar­dziej je­ste­śmy swo­bodni. Na­to­miast pewna sztyw­ność w po­sta­wie i w my­śle­niu, która jest za­rzu­cana ka­to­li­kom, może wy­ni­kać z tego, że oni sami są po pro­stu nie do końca prze­ko­nani do tego, co ro­bią. Ktoś, kto czuje się do­brze na swoim miej­scu, po­trafi wyjść z kon­wen­cji. Nie mó­wię o roz­mie­nia­niu się na drobne i od­ry­wa­niu od ko­rzeni, ale o ta­kim wzro­ście, który po­zwala się­gać na­prawdę da­leko. Jed­no­cze­śnie nie ma tu miej­sca na żadne zgniłe kom­pro­misy mo­ralne. Jak za­cho­wać nie­ska­zi­tel­ność go­łę­bia i roz­trop­ność węża? Roz­trop­ność nie może do­pro­wa­dzić do kom­pro­misu mo­ral­nego, a nie­ska­zi­tel­ność nie może do­pro­wa­dzić nas do pu­ry­ta­ni­zmu, przez który prze­sta­niemy być sku­teczni. Po to mamy su­mie­nie, żeby się nim kie­ro­wać, kiedy mu­simy stą­pać po cien­kim lo­dzie. A mu­simy ro­bić to sto­sun­kowo czę­sto, po­nie­waż w wie­rze je­ste­śmy we­zwani do ry­zyka.

Gdy pa­trzymy na po­stać Moj­że­sza, cu­dow­nie ura­to­wa­nego z Nilu – z jed­nej strony, a z dru­giej – tego, który za­bił Egip­cja­nina, a mimo to przez Boga był trak­to­wany jako wy­brany, to uświa­da­miamy so­bie, że można słabo za­cząć, a do­brze skoń­czyć. Moj­żesz miał w so­bie po­korę. Py­tał: „Kimże ja je­stem, że­bym szedł do fa­ra­ona?”. Czę­sto tak się zda­rza, że Pan Bóg wy­biera tych sła­bych, pro­stych, nie­wy­kształ­co­nych. Po­kora świę­tego po­lega na tym, że pyta: Boże, kim ja je­stem, że po­sy­łasz mnie tu czy tam? Ta­kie po­stawy ob­ser­wu­jemy na kar­tach Ewan­ge­lii. Tak re­ago­wali nie­mal wszy­scy apo­sto­ło­wie (z wy­jąt­kiem Ju­da­sza). Święty Piotr mó­wił: Mi­strzu, ni­gdy Cię nie opusz­czę, pójdę za Tobą na śmierć. Tym­cza­sem spa­ni­ko­wał. Zdra­dził. Ale jak wiemy, stał się fi­la­rem Ko­ścioła. Święty Pa­weł naj­pierw po­zba­wiał chrze­ści­jan ży­cia, a po­tem na­wró­cił się, no­sił cię­żar daw­nych win w so­bie, i świet­nie skoń­czył. To jest dla nas na­uka, by się ni­gdy nie pod­da­wać, nie prze­sta­wać wal­czyć o lep­szą wer­sję sie­bie.

Kiedy my­ślę o tym moim by­ciu księ­dzem, to uświa­da­miam so­bie, że waż­nym wy­zwa­niem dla mnie były słowa z Pi­sma Świę­tego: „Nie stra­ci­łeś żad­nego z tych, któ­rych ci da­łem”. Może stra­ci­łem? Może nie by­łem na tyle wni­kliwy, żeby z każ­dym z tych lu­dzi, któ­rzy sta­nęli na mo­jej dro­dze, na­wią­zać kon­takt, żeby mi za­ufali? Nie wiem. Nie po­tra­fię być, tak mi się wy­daje, jesz­cze au­ten­tycz­niej­szym świad­kiem, że warto być księ­dzem. A warto. Tak warto… Gdy­bym miał wy­bie­rać ka­płań­stwo jesz­cze raz, to wy­brał­bym je z po­słu­szeń­stwem, któ­rego nie uzna­jemy za bał­wo­chwal­stwo. Wy­brał­bym je z ce­li­ba­tem, któ­rego nie uwa­żam za wię­zie­nie. To jest mój ce­li­bat, to jest moje ży­cie, ja so­bie z moją wol­no­ścią i moim ce­li­ba­tem po­ra­dzę. Uwa­żam, że on jest płodny. To jest też py­ta­nie do was: jak trak­tu­je­cie swoją wol­ność? Nie bój­cie się jej. Nie ma ka­to­li­cy­zmu bez wol­no­ści. Pan Bóg dał ci to wspa­niałe na­rzę­dzie – su­mie­nie, które ci po­wie, co jest do­bre, a co złe. Dzięki niemu po­ra­dzisz so­bie z da­rem wol­no­ści, unie­siesz go, za­chwy­cisz się nim. Nie po to do­sta­li­śmy wol­ność, żeby nam za­szko­dziła. Nie bójmy się z niej ko­rzy­stać, ale róbmy to od­po­wie­dzial­nie.

Zwróćmy uwagę na przy­mie­rze, które Bóg wie­lo­krot­nie za­wie­rał z Abra­ha­mem. Lud je ła­mał, póź­niej znów było za­wie­rane, lud ko­lejny raz je ła­mał… W tym ryt­mie pro­rocy byli przy­sy­łani, by ule­czyć sy­tu­ację. Tym­cza­sem przy­mie­rze doj­rze­wało. Chciał­bym, że­by­śmy do pew­nych prawd do­ra­stali. Wy­obraźmy so­bie, że do pew­nego mo­mentu Pan Bóg nas pro­wa­dzi za rękę. Zdaje się, że na­wet była o tym mowa w pierw­szym czy­ta­niu ostat­niej nie­dzieli: pierw­sze przy­mie­rze zła­ma­li­ście wtedy, kiedy pro­wa­dzi­łem was za rękę. Ale te­raz z wami za­wrę dru­gie. Co Bóg nam przez to chce po­wie­dzieć? Je­steś moim sy­nem. Je­stem przy to­bie za­wsze, zwłasz­cza wtedy, kiedy twój świat wali ci się na głowę. Nie zo­sta­wiam cię na­wet wtedy, kiedy mnie nie czu­jesz. Ale nie trak­tuję cię pro­tek­cjo­nal­nie. Nie prze­su­wam tym oto Bo­żym pa­lu­chem po sza­chow­nicy ży­cia. Je­steś moim umi­ło­wa­nym dziec­kiem, to prawda. Ale nie po to cię tak wspa­niale stwo­rzy­łem, nie po to da­łem ci ro­zum, su­mie­nie, Ewan­ge­lię, a to wszystko oświe­tli­łem na­uką Ko­ścioła, żeby cię do cze­go­kol­wiek zmu­szać. Nie po to da­łem ci ten wspa­niały dar wol­no­ści, żeby ci go na­tych­miast od­bie­rać na­ka­zami. W każ­dej sy­tu­acji we wnę­trzu swo­jego je­ste­stwa po­dej­miesz osta­teczną de­cy­zję. Na­uka Ko­ścioła nas, ka­to­li­ków, obo­wią­zuje, ale nie w spo­sób ab­so­lutny. Jest bar­dzo sil­nym świa­tłem, ale prze­cież ist­nieją ty­siące we­wnętrz­nych za­leż­no­ści. Roz­strzyga su­mie­nie, od­po­wie­dzial­ność za de­cy­zję spo­czywa na nas. Po­no­simy jej kon­se­kwen­cje po­dob­nie jak He­rod, Pi­łat, set­nik i wielu in­nych, z któ­rymi spo­tkamy się w te re­ko­lek­cje. W dniu ich roz­po­czę­cia ape­luję: nie bój­cie się wol­no­ści! Nie bój­cie się wol­no­ści, która tak na­prawdę jest kwin­te­sen­cją na­szej ludz­kiej god­no­ści. Pan Bóg nie dał nam jej po to, że­by­śmy się nią po­ka­le­czyli. Ufa nam na tyle, że nie in­ge­ruje au­to­ma­tycz­nie w na­sze wy­bory. To jest ta nie­zno­śna cięż­kość bytu. Wol­ność każdy musi nieść na swo­ich bar­kach, a co za tym idzie – nie­ustan­nie, mo­zol­nie pra­co­wać nad ugo­rem wła­snego su­mie­nia. Ale to wła­śnie w chrze­ści­jań­stwie i ka­to­li­cy­zmie naj­bar­dziej mnie za­chwyca.

Tych smut­nych z was za­py­tam: dla­czego to nie może być taka zwy­kła nie­dziela, w którą po­sta­no­wi­cie, że wa­sze ży­cie się zmieni? Może to dzi­siaj po­wi­nie­nem wy­star­to­wać na nowo. Uwie­rzyć w sie­bie, swoje moż­li­wo­ści. Kilka razy w ży­ciu mia­łem mo­menty de­li­kat­nego do­tknię­cia ła­ski. Raz w se­mi­na­rium wcho­dzę do pu­stej ka­te­dry oliw­skiej, klę­kam gdzieś z boku przy ta­ber­na­ku­lum i na­gle, nie wia­domo dla­czego, czuję ogromny przy­pływ bli­sko­ści z Pa­nem Bo­giem. Pa­mię­tam, że to był zwy­kły wto­rek, naj­zwy­klej­szy. Cza­sem do tego do­świad­cze­nia wra­cam, zwłasz­cza kiedy od­pra­wiam Mszę świętą co­dzienną. Py­tam sie­bie: dla­czego aku­rat ten wto­rek, dla­czego aku­rat to nie­dzielne po­po­łu­dnie nie jest tym mo­men­tem prze­ło­mo­wym? Może się umówmy z na­szym ży­ciem, prze­cież je­ste­śmy spraw­czy, że dzi­siej­szy dzień to ży­cie zmieni. I to w po­zy­tyw­nym sen­sie.

Strach nas nie bu­duje. Ży­cie sa­mymi oba­wami nie ma więc sensu. Prze­cież i tak w ży­ciu każ­dego z nas na­dej­dzie ja­kiś trudny mo­ment. Jest to wpi­sane w nasz los: chwile pełne piękna, dla któ­rego bra­kuje słów, i chwile cier­pie­nia, w ob­li­czu któ­rego można tylko mil­czeć. Kiedy przyjdą pro­blemy, wtedy trzeba bę­dzie wy­soko pod­nieść głowę i sta­wić im czoło. Czło­wiek ma do tego dość sił. Pan Bóg nie daje nam za­dań, któ­rych nie po­tra­fi­li­by­śmy unieść. Z trud­nych hi­sto­rii na ogół wy­cho­dzimy moc­niejsi, mą­drzejsi. Nie­zwy­kle trudna jest też kwe­stia za­ufa­nia tak sil­nego, by móc dzięki niemu cho­dzić po wo­dzie. […] Po to tu je­ste­śmy, żeby coś prze­żyć i dać jak naj­pięk­niej­szy wy­raz na­szemu czło­wie­czeń­stwu. Od­wagi!

JANKACZ­KOW­SKI

(1977-2016)

AU­TO­RY­TET. BIO­ETYK. OJ­CIECNIE­BIO­LO­GICZNY. KSIĄDZPODPRĄD

Szedł PODPRĄD w za­sa­dzie przez całe swoje 38-let­nie ży­cie. Naj­pierw jako dziecko i na­sto­la­tek, zma­ga­jąc się ze swo­imi fi­zycz­nymi nie­do­ma­ga­niami.

Po­szedł PODPRĄD, de­cy­du­jąc się zo­stać du­chow­nym – wy­bór ten był prze­cież czymś nie­zwy­kłym i w jego śro­do­wi­sku ró­wie­śni­czym, i w ro­dzi­nie.

Po­dą­żył PODPRĄD już jako ksiądz, „czy­telny znak” Ewan­ge­lii w za­bie­ga­nym świe­cie.

Po­dą­żał PODPRĄD ukła­dom i hie­rar­chicz­nym za­leż­no­ściom in­sty­tu­cji Ko­ścioła, wie­lo­krot­nie kry­ty­ku­jąc kle­ry­ka­lizm i kon­for­mizm, za co pła­cił swoją cenę.

Wresz­cie już pod­czas cho­roby ks. Jan Kacz­kow­ski szedł PODPRĄD sche­ma­towi czło­wieka, który w ob­li­czu sy­tu­acji gra­nicz­nej za­myka się w so­bie. Wła­śnie w tym naj­trud­niej­szym dla sie­bie okre­sie ży­cia bo­daj naj­bar­dziej sku­pił się na in­nych – pa­cjen­tach, „syn­kach”, przy­ja­cio­łach.

Ni­czego, co osią­gnął ks. Jan Kacz­kow­ski, nie da się od­dzie­lić od jego roli ży­cia – roli księ­dza. Księ­dza do­stęp­nego 24/7. Księ­dza idą­cego wbrew nur­towi przez nie­mal 14 lat swo­jego ka­płań­skiego ży­cia. Księ­dza, który po­zo­sta­wił nam swoje DNA - WIARĘ (w sie­bie i do­brą przy­szłość), PO­LĘ­DWICĘ (ra­dość z pro­stych rze­czy), MI­ŁOŚĆ (wdzięcz­ność i wi­dze­nie dru­giego czło­wieka), jako wska­zówki do­brego, war­to­ścio­wego i speł­nio­nego ży­cia.

Spis tre­ści

Od­waga

Bli­skość

Uczci­wość

Za­ufa­nie

Czu­łość

Sza­cu­nek

Bi­blio­gra­fia

© Wy­daw­nic­two WAM, 2024

© Fun­da­cja im. Księ­dza Jana Kacz­kow­skiego, 2024

Opieka re­dak­cyjna: Kama Haw­rysz­ków

Re­dak­cja: Jo­anna Pod­sa­decka

Ko­rekta: Ka­ta­rzyna On­derka

Pro­jekt okładki: Adam Gut­kow­ski

Skład i opra­co­wa­nie gra­ficzne: Lu­cyna Ster­czew­ska

Fo­to­gra­fie na okładce: Da­mian Kram­ski

Fo­to­gra­fie w książce: Da­mian Kram­ski, ­Ża­neta ­Ga­lew­ska­, ar­chi­wum ro­dzinne

ePub e-ISBN: 978-83-277-4347-3

Mobi e-ISBN: 978-83-277-4348-0

WY­DAW­NIC­TWO WAM

ul. Ko­per­nika 26 • 31-501 Kra­ków

tel. 12 62 93 200

e-mail: wam@wy­daw­nic­two­wam.pl

DZIAŁ HAN­DLOWY

tel. 12 62 93 254-255

e-mail: han­del@wy­daw­nic­two­wam.pl

KSIĘ­GAR­NIA WY­SYŁ­KOWA

tel. 12 62 93 260

www.wy­daw­nic­two­wam.pl