Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Siedmiu zbuntowanych
Bunt w młodej prozie polskiej
Piotr Czerwiński. Agnieszka Drotkiewicz. Mariusz Sieniewicz. Joanna Bator. Daniel Odija. Jarosław Naliwajko. I w końcu dinozaur w tym towarzystwie, Edward Stachura. Różne są imiona buntu w młodej prozie polskiej, różnymi został opatrzony etykietami. Można mniemać, że zróżnicowane odmiany buntu i buntownika przywołują jakieś marzenia i rozczarowania samych autorów. Poddają też różne odpowiedzi na pytanie: czy warto się buntować? Być może wiele zależy od stopnia samoakceptacji pisarza, od jego zgody na świat wokół – bądź też od jego wewnętrznego ducha walki i kontestacji, od niezgody na „TU” i „TERAZ”. Od tego również, na ile jego dziełu towarzyszy wysublimowana autoironia. Wszak zachętę do rewolucji może wygłosić ktoś, kto bezpiecznie siedzi w domu – albo przeciwnie: mimo deklaracji posłuszeństwa, niczym biblijny Samson, może nagle zrzucić z siebie kajdany. Jedno jest pewne: na problem buntu nie ma recepty, ten niespokojny duch nie pozwala się nigdy okiełznać!
Życie jest ekscesem – jak twierdzi Odija – więc… nie poddawajmy się wygodnej akceptacji na warunki, które Świat-szuler z ironią nam podsuwa. I wyżej podnieśmy sztandary buntu. Pomimo wszystko. Skoro tak trudno jest być człowiekiem, a jeszcze trudniej jest żyć po ludzku, więc może nie wolno kapitulować. Nie warto „nie być” człowiekiem. A człowiek to istota, która stawia pytania i nieustannie poszukuje. Po prostu – żyje! Z zachwytem podąża za prawym i szlachetnym, ale temu, co podłe i nikczemnie – dobitnie i stanowczo mówi swoje „nie”. I nie chce żyć w lęku… W swej podróży przez świat nie pozwala się omamić pustą i jałową obietnicą szczęścia, w której iluzja zastąpiła prawdę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 283
Rok wydania: 2014
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
SIEDMIU ZBUNTOWANYCH
Stefan Radziszewski Redakcja: Kazimierz Wójtowicz CR
Projekt okładki: Pracownia ALLELUJA
Obraz na okładce: Jacek Sroka, Drzewo do wieszania wszystkich in effigie (2013)
Jedno z najwcześniejszych moich poruszeń sztuką to zobaczony w dzieciństwie, i na zawsze zapamiętany, obraz Norblina „Wieszanie zdrajców in effigie”. Podczas insurekcji kościuszkowskiej z wyroku sądu i ludu, i pod nieobecność winnych zdrady, na szubienicy powieszono wizerunki infamisów: portrety Branickich, Ponińskich, Potockich. Ten obyczaj popularny był w wiekach średnich, upodobała go sobie hiszpańska święta inkwizycja, pokazywał specyficzną „siłę” sztuki i jej niespodzianie NIELUDZKI związek z życiem. Pohańbienie przy użyciu obrazów nie uwalniało, niestety, od wykonania wyroku, kiedy tylko ofi ara wpadła własną osobą w tryby sprawiedliwości. Spotkało to na przykład oskarżonego o trucicielstwo Donatiena de Sade’a, którego wizerunek został powieszony in efiggie. Po ujęciu skandalisty sąd (w drodze łaski?! ) odstąpił od ostatecznego – powieszenia, umieszczając markiza w więzieniu (że też obrazy nie mogą odsiadywać wyroków!). Powieszone na szubienicy portrety łączyły się, w mojej dziecięcej wyobraźni, z pomalowanymi smołą wisielcami z czasów restauracji Stuartów („Człowiek śmiechu” Hugo) i „Drzewem wisielców” Callota.
(Jacek Sroka)
Cum permissione auctoritatis ecclesiasticae
Opracowanie wersji cyfrowejwww.eskamedia.pl
ISBN: 978-83-63977-53-5 MOBI: 978-83-63977-54-2
Słowo wstępne
Bunt jest językiem niewysłuchanych
(Martin Luther King)
Zarówno w historii, jak i w literaturze roi się od buntowników i rebeliantów. Wszak zbuntowali się już nasi prarodzice: Adam i Ewa; bunt podnieśli budowniczowie wieży Babel; buntował się mityczny Prometeusz; wszystkie kontestacje i zrywy, walki i rewolucje, powstania i przewroty są dobitnym wyrazem buntu. Literackich buntowników spotkamy przecież w każdej epoce: buntują się oni przeciwko niesprawiedliwości, niewoli, wrogom, niedoskonałości i złu świata, przeciwko śmierci, przeciwko władzy, przeciwko Bogu, przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Bunt należy do niezbędnych komponentów ludzkiej kondycji, szczególnie w okresie młodości, bo – jak to lapidarnie wyraził Józef Piłsudski – „kto nie był buntownikiem za młodu, ten będzie świnią na starość”. Więcej: niektórzy nawet twierdzą, że aby istnieć, człowiek buntować się musi, bo jest jedynym stworzeniem, które na ogół nie zgadza się być tym, czym akurat jest. I dlatego szuka zawzięcie i z determinacją takiej przestrzeni, gdzie można żyć pełniej, prawdziwiej i sensowniej. Ks. Stefan Radziszewski (jeszcze młody, ale już nie gniewny!) wrażliwy i kompetentny krytyk literacki, umyślał sobie zgromadzić w jedno paru powieściowych buntowników, obecnych w młodej prozie polskiej z ostatnich lat (poza jednym wyjątkiem). Są to: hipster i facebookowy rebeliant Aleksander Roleksy (z Pigułki wolności), singielka Karolina Pogorska (z Teraz), dziwaczny rebeliant Błażej Pindel (z Rebelii), prostoduszna i rozmarzona Jadwiga Chmura, de domo Maślak (z Piaskowej Góry), walczący z obłędem Mateusz – a także Darek, Konrad i Jarek (z Kroniki umarłych), ksiądz w kryzysie (z Zera), poeta poszukujący zachwytu i czułości (z Fabula rasa). Jak widać, nazbierało się tego buntu sporo; oczywiście bunt buntowi nierówny i – jak miłość – nie jedno ma imię. Jest więc tutaj karykaturalny bunt internetowy, bunt pozorny będący więcej tęsknotą niż rewoltą, bunt przeciwko kultowi młodości, bunt przeciw zastanej rzeczywistości, metafi zyczny bunt przeciw pustce i samotności; jest walka o jakość życia wewnętrznego, walka o pogodzenie się ze światem. Przyglądając się wnikliwie i uważnie (razem z Autorem) postaciom książkowych buntowników, trzeba zauważyć, że człowiek zbuntowany zawsze chce być kimś innym, niż jest i tęskni za lepszym światem. U źródeł buntu leżą niewyczerpalne zasoby aktywności, energii i fantazji. Mimo to każdy bunt kończy się klęską, bo inaczej byłby tylko zwykłą walką o władzę, pieniądze, pryncypia, uprawnienia i prestiż. Lektura tych esejów uświadamia czytelnikowi, że „prawdziwy bunt jest zmaganiem o to, co święte, walką pomimo świadomości klęski”. Warto o tym pamiętać, gdy (obojętnie, w jakim wieku) przychodzi nam ochota („w sposób nagły i niewyjaśnialny”), w gniewnym proteście chwycić w ręce i dzierżyć wysoko sztandar buntu. I jeszcze jedno na marginesie: jeżeli prawdą jest, że w kabalistyce siedem jest „liczbą płodności, rozmnażania i wzrostu” (a ks. Stefan zdradza wyraźne ciągoty do 7), to życzę mu „wysypu” kolejnych siódemek „ku pokrzepieniu serc” i dla pomnożenia refleksji.
Kazimierz Wójtowicz CR
Kraków, Ofiarowanie Pańskie 2014
Wykaz skrótów
PW Piotr Czerwiński, Pigułka wolności
T Agnieszka Drotkiewicz, Teraz
R Mariusz Sieniewicz, Rebelia
PG Joanna Bator, Piaskowa Góra
O Daniel Odija, Kronika umarłych
Z Jarosław Naliwajko, Zero
ES Edward Stachura, Varia
Archipelag BUNT
Bunt w młodej prozie polskiej
Pomyślałem, iż pisanie o buncie w tz w. młodej literaturze nie jest tematem dla starszego już pana. Wszak bunt to domena młodości, pełnej entuzjazmu i euforii, radykalnej i rewolucyjnej, szalonej i zwariowanej. W wieku zaawansowanym należy się statkować i czym prędzej zaokrętować na pokład łajby „Ład & Porządek”. W młodości wypada być zbuntowanym, zaś w miarę upływu lat należy jednać się z Bogiem i ludźmi, pogodzić z losem i pogodnie wpatrywać w nadchodzącą tajemnicę kresu. A jednak... człowiek jest istotą zbuntowaną – jak twierdzi Albert Camus – i w każdym wieku można podnieść wysoko sztandar buntu, by wykrzyczeć swoje wojownicze: „JUUOOHP!!!”1 całemu światu. Cóż zatem powiedzieć (napisać)? Skoro wkładacie kij w mrowisko – strzeżcie się mrówek! Pomyślałem również, iż można poddać oglądowi (tzn. kilka słów poświęcić na analizę, ale jeszcze więcej na komentarz oraz odnalezienie odpowiedniego kontekstu) powieściom z serii „archipelagi”, które ujrzały światło dzienne dzięki wydawnictwu z Ulicy Łowickiej Trzydzieści i Jeden2. Archipelag wydaje się być odpowiednim modelem dla przedstawienia współczesnej kultury. Skoro człowiek jest/nie-jest „samotną wyspą”, grupa wysepek zagubionych w wielkim oceanie wydaje się doskonale ilustrować współczesną cywilizację. Walka z otaczającym ze wszystkich stron oceanem, z falami i bałwanami morskimi, to istota archipelagu, która wydaje się kwintesencją postawy buntu. Z drugiej strony niezgoda na przynależność do jakiegoś stałego lądu, niechęć do jakiejkolwiek ziemi obiecanej, negacja jakichkolwiek form akcesu do tego, co trwałe, stabilne, fundamentalne. Czy na tym polega bunt? Czy kontestacja, negacja i odrzucenie stanowią chroniczną i nieuleczalną cechę istnienia? Wydaje się, iż każda odpowiedź naznaczona jest prowizorycznością. Bunt to sposób istnienia (buntuję się, więc jestem), to jakiś istotny przymiot, bez którego człowiek nie byłby człowiekiem. A jednak nie do końca... bowiem formuła nego ergo sum nie wytrzymuje starcia z banalną egzystencją człowieka (może to jedyna forma życia, które jest dostępne nam, mrówkom, w wielkim mrowisku świata). Wszak rozpaczliwie szukamy akceptacji, chwytamy się strzępów nadziei, chcemy być podziwiani i kochani. I ciągle nam mało. Apetyt na życie nie pozwala na kompromis w jednym, aby zmusić do kompromisu w drugim. Jakie to dziwne... i ludzkie! Można się buntować przeciwko takiej kondycji człowieka, ale – z ciężkim sercem to przyznam – oddychamy powietrzem, jemy chleb, pijemy wodę. Płynie w nas czerwona krew i ziewamy oglądając [...]3. Ot, cały człowiek – bynajmniej nie ecce homo. Po prostu: obywatel świata. W oczach niektórych – Ktoś, Persona; dla innych wprost przeciwnie – Obywatel Nikt. Przed napisaniem całości (a w planie mam siedem różnych powieściowych buntów) wydaje mi się, iż podstawowym problemem współczesnej kultury jest kryzys tożsamości.
Nie wiem, kim jestem?
Nie wiem, dokąd idę?
Nie wiem, a nawet jeśli wydaje mi się, iż wiem, to wkrótce wiem, że tylko mi się wydaje?
W końcu najważniejsze: nie wiem, czy mogę wam wierzyć? Tak myślę „przed” lekturą moich powieściowych buntowników, zaś zapisuję to, aby... sprawdzić, na ile diagnoza potwierdzi tezę. Chociaż nie oczekuję potwierdzenia lub negacji – chciałbym opisać kondycję buntowników. Mniemam, że kryzys tożsamości objawi (przynajmniej tyle należy wymagać od lektury) tożsamość kryzysu. Na czym polega? Jak boli? W jaki sposób go przetrwać? Spotęgować? Czy istnieje światełko? Tunel? W tym szaleństwie jest metoda: opisany buntownik to cenny eksponat, nawet jeśli bunt zwietrzeje, sam opis pozostanie.
W swoim Archipelagu Bunt właśnie kwestię tożsamości stawiam na pierwszym miejscu. Może winny jest temu Pamuk ze swoim My Name is Red, opisujący pęknięcie, metafi zyczną ranę, przed którą nie sposób uciec:
Moje niezdecydowane serce mówi: kiedy jestem na Wschodzie, chcę być na Zachodzie, a znalazłszy się na Zachodzie, dążę na Wschód. Moje ciało mówi: jeśli jestem mężczyzną, chcę być kobietą, a jeśli jestem kobietą, to chcę być mężczyzną. Tak trudno jest być człowiekiem, jeszcze trudniej jest żyć po ludzku. Chcę czerpać rozkosz z tyłu i z przodu, ze Wschodu i Zachodu4.
Trudno jest być człowiekiem...
Nie zgadzacie się z Pamukiem?
Trudno: duch buntu budzi się w sposób nagły i niewyjaśnialny.
Ja jednak się zgadzam (przecież to Pamuk) i biję brawo.
A jednocześnie protestuję i wyśmiewam (bo dostał Nobla) –
wszak autor Śniegu
nie może mieć racji.
Słońce oślepia stada
mrówek.
1 N. H. Kleinbaum, Stowarzyszenie Umarłych Poetów, tł. P. Laskowicz, Poznań 2003, s. 71.
2 Wydawnictwo W.A.B. 02-502 Warszawa. www.wab.com.pl. Wstępne plany uległy oczywiście zmianom, dlatego omawiam rozmaite powieści, nie tylko z serii archipelagicznej.
3 Tu: wstawić swoje „ulubione” dzieło filmowe.
4 O. Pamuk, Nazywam się Czerwień, tł. D. Chmielowska, Kraków 2007, s. 505.
– Mówiłam mu o inicjatywie młodych ludzi, protestujących przeciwko krępowaniu wolnej woli. – I uwierzył? – Przecież to dureń. On wierzy we wszystko1. Ironia to jedyny środek przeciwko grozie egzystencji2.
Malawi, czyli WARSZAWA
Pigułka wolności: Facebookowy bunt bez buntu
„Bąbelek”, najistotniejszy bohater powieści Piotra Czerwińskiego, pojawia się w Pigułce wolności na chwilę, prawie niezauważalnie. A to właśnie Wojciech G., ośmioletni „przyjaciel” Beaty Płachty (znanej w Luton jako Candy Pants), odkrył Fart For Malawi, aby przesłać swojej niańce z Szydłowca wiadomość na Twitt erze o tej specjalnej stronie. To on jest profesjonalistą, a nie lamerem (PW, 222). Oto właściwa kolejność zdarzeń w wielkim boju o duszę Aleksandra Roleksego. O duszę? Tak, właśnie o duszę. Zanim pojawi się Samanta z Zamościa, zanim Rafał Wata zwycięży Sławka Słabego, zanim Ultra Maryna zdradzi Candy Pants, zanim Beata Danuta Flinta przemieni się w Ultra Marynę – Aleksander Roleksy po prostu jest. A Jarek Wawelski „uwielbia” Piotra Czerwińskiego, jednego z bohaterów Pigułki wolności3.
Taka jest prawda o powieści Czerwińskiego, która wcale nie jest Facebookowym romansem – jest opowieścią o Roleksie, który utracił duszę. Brzmi strasznie? Bo tak powinno.
Przebudzenie
Historia Aleksandra Roleksego rozpoczyna się w powieści Piotra Czerwińskego w stylu biblijnym: „Na początku było słowo, a potem człowiek w nie kliknął” (PW, 9)4. Aleksander nie jest jednak biblijnym patriarchą lub prorokiem, to zwyczajny chłopak mieszkający w Warszawie. „Miał na koncie tylko dwa tysiące złotych, a na komputerze dwa giga ramu (...) Nie polubił niczego na Facebooku; wirtualne kciuki oglądał tylko w telewizji, w programach dotyczących Facebooka” (PW, 12). Właściwie ten samotny młodzieniec zapadł w sen zimowy, niczym niedźwiedź. Jego hipsterska depresja trwała już jedenaście miesięcy. Co prawda na swoim profi lu ogłosił, iż wjeżdża do Malawi, afrykańskiego państwa, jednak wszyscy jego znajomi wiedzieli, że Roleks „siedzi w swojej norze, ściąga na pulpit demotywatory, wertuje komiksy, katuje się wybranymi cytatami z Chomsky`ego i dziwaczeje, wpisując w Google coraz większe bezeceństwa” (PW, 13). To smutne i samotne życie jest nad wyraz bogate – Roleks posiada profi l na Facebooku5 i konta w Gadu-Gadu, Google Plus, Linked In, Twitterze, Blipie, Naszej Klasie, Wykopie, My Space, Flickr, Yahoo Groups, siedmiu forach internetowych oraz Vimeo i Youtube. Roleks jest hipsterem starej daty, przywiązanym do tradycji, o czym świadczy jego telefon komórkowy Nokia, model e siedem (podczas gdy atrybutem każdego „porządnego” hipstera jest iPhone).
Kuriozalne losy Aleksandra Roleksego rozpoczynają się tuż przed świętami Bożego Narodzenia: „dwudziestego pierwszego grudnia dwa tysiące jedenaście [Roleks] zalogował się na Facebooku po raz pierwszy od Dnia Kobiet, z przerażeniem odkrywając, że jego strona ma trzydzieści osiem tysięcy entuzjastów” (PW, 15). Powodem niezwykłej popularności Roleksa był wpis, zresztą pierwszy i ostatni, który stanowił treść zakładki „informacje”:
W lutym tego roku ministerstwo sprawiedliwości Malawi uchwaliło przepis, zakazujący pierdzenia w miejscach publicznych. W ramach solidarności z mieszkańcami Malawi: pierdnij na znak protestu! Zjednocz się z nami we wspólnej walce o wolność puszczania wiatrów! (PW, 16).
Apel Aleksego nie był przejawem jego zainteresowania sprawami Malawi, ani nawet chęcią pobudzenia do śmiechu. Samotny hipster umieścił swoją deklarację niepodległości, ponieważ... nie miał akurat nic innego do roboty. Po przeczytaniu siedmiuset komentarzy do oryginalnej wiadomości uznał, iż należy coś, cokolwiek, zrobić w ramach solidarności dla uciśnionych w Malawi. Na Facebooku założył stronę internetową „Fart For Malawi”. Puszczanie wiatrów jako wyraz solidarności – to był całkiem świeży pomysł. „Entuzjazm wolnego pierdzenia dla uciśnionych mieszkańców afrykańskiego państewka podzielali z Roleksem Francuzi, Włosi, Hiszpanie, Czesi, a także Niemcy i Anglicy, którzy, jak wiadomo, najbardziej cenią sobie humor gastryczny” (PW, 17)6 oraz grupa Hindusów z Bangalore. Najbardziej poważnie potraktowali akcję Afrykańczycy: „będziemy pierdzieli i nic nas nie powstrzyma” (PW, 26).
Przedziwna inicjatywa Roleksa – bunt wobec konsumpcyjnego świata komercji – posiada wcześniejsze zapowiedzi. W jednym z centrów handlowych Roleksy, jadąc wózkiem pomiędzy alejkami, ruchem ramienia maszyny grającej w lotto zaczął zgarnąć z półek puszki ze szprotkami i sardynkami. Zatrzymany przez grupę ochraniarzy, Roleksy swoje chuligańskie zachowanie tłumaczy w kuriozalny sposób:
Odparł w przebłysku kreatywności, że jest studentem akademii sztuk pięknych, piszącym pracę magisterską na tematpop-artu. Dowodzi w niej, że hipermarkety są współczesnymi galeriami sztuki i że interaktywne obcowanie ze sztuką, takie jak dziś, w postaci tej rozmowy, jest dla niego głębokim przeżyciem artystycznym. Sardynki ucieleśniają potrzebę zbliżenia ze sztuką i odrzucenia stereotypu nietykalności dzieł sztuki. Piramida z ketchupu jest instalacją przestrzenną, najlepszym pomnikiem współczesnej kultury, jaki może sobie wyobrazić śmiertelna istota (PW, 55).
Oryginalne zachowanie Roleksa w centrum handlowym nie jest (pomimo jego ironicznego orędzia skierowanego do ochraniarzy) żadnym happeningiem. To przejaw depresji spowodowanej biedą, brakiem pracy i perspektyw na przyszłość7. Roleks jeździ wózkiem po galerii, ale niczego nie kupuje, ponieważ nie ma za co. Z czarnym humorem nazywa siebie męską wersją „galerianki”8, która przychodzi i tylko patrzy. „Jedyna różnica polega na tym, że nie poluje na bogatych zgredów i nie puszcza się za nowe dżinsy, tylko daje dupy po całości, całemu systemowi” (PW, 45).
Fart For Malawi
Nagła popularność strony Fart For Malawi zmienia całkowicie życie Aleksandra Roleksego. Dotychczas na swoim profilu informował, że wstał z łóżka albo właśnie kładzie się spać. Teraz „nie siedział już na fejsie, siedział na Farcie. Poza Fartem nie było już fejsa. Zaczął logować się codziennie, zaraz po przebudzeniu” (PW, 23). W ciągu trzech dni strona Roleksa zyskuje czterdzieści tysięcy fanów9. Po trzech tygodniach blog Roleksa miał już sto tysięcy fanów i stał się tematem rozważań dla poważnych dzienników. „Wszyscy byli zgodni, że wątek Malawi to tylko żart, za którym stoi poważniejsza idea, służąca nowej wielkiej fali mającej zmienić oblicze naszego świata” (PW, 36). Nagle hipster w depresji zmienia się w rebelianta wszech czasów. Roleks stał się „pangalaktycznym bohaterem świtu lewackiej wiosny i jesieni. Złotym bożkiem z diamentową buławą, który wysyła wielkie armie na bój to jest nasz ostatni, krwawy skończy się i no pasaran” (PW, 38)10. Idee Roleksa zostały posłane w świat dzięki rozmowie radiowej; w ciągu zaledwie siedmiu sekund onieśmielony hipster staje się wodzem nowej rewolucji. Wszystko za sprawą redaktora Lajkonia, który jest najbardziej wpływową personą w pseudoelicie warszawskiej11. Dla niego Roleks to „objawienie pokolenia kciuka i jeden z dzielnych twórców nowego, lepszego świata” (PW, 43). Lajkoń imputuje Roleksowi szczytne cele jego Facebookowej rebelii, zaś w młodej duszy hipstera pojawia się głos prorocki:
To nowy świt cywilizacji. Walczymy przeciwko uciskaniu wolności człowieka – odparł dumnym głosem, próbując wygrzebać z pamięci wszystko, co czytał na temat uciskania wolności człowieka. – Systemy próbują krępować nasze najprostsze swobody. Starają się nas kontrolować i mówić nam, co możemy, a czego nie. Sięgnąłem po środki obrazoburcze i prześmiewcze, by obnażyć tę niesprawiedliwość. Ponad systemami jest technologia, która omija granice i zjednoczy wszystkich wolnych ludzi, pragnących nowego świata (PW, 38-39).
Lajkoń rży z ekstazy i bije brawo – taka deklaracja lewicowej wolności jest dla niego prawie jak orgazm12. A Roleks puszcza wodze fantazji – chce być Morrisonem swojej kciukowej epoki. Właściwie to cała jego wiedza, nie licząc kilku cytatów z Naoma Chomsky`ego. Kiedy Roleks nie wie, jak odpowiedzieć na pytanie, z grobową miną wypowiada jakąś frazę z piosenki The Doors: Tried to run, tried to hide,/ break on trough to the other side,/ break on trough to the other side13. Albo formułuje banalne twierdzenie, które za chwilę zyskuje tysiące fanów:
Chodzi o to, żeby na Twitt erze pisać o tym, co się robi na Facebooku, a na Facebooku pisać o tym, co się robi na blogu, a na blogu pisać o tym, co się robi na swojej stronie internetowej. Tam z kolei pisze się o tym, co się robi w realu, a o realu pisze się na Twitterze. O to chodzi (PW, 75).
Program radiowy z udziałem Roleksa zalajkowało na fejsie dwadzieścia tysięcy ludzi. Czerwiński z właściwą sobie ironią przedstawił siłę masowej popkultury: Lajkoń prowadzi program „Lubię to”, więc jak tu nie dać kciuka „lubię to”, skoro wszyscy lubimy lubić. Więcej, pragniemy należeć do większej społeczności, która coś uwielbia. Samotny człowiek XXI wieku lubi lubić i uwielbia uwielbiać, więc Fart For Malawi (FFM) – jako absolutna nowość, ostatni krzyk mody – jest najlepszym pomysłem na lubienie i uwielbianie. Tym bardziej, że popularność FFM ciągle rośnie; na temat fenomenu strony Roleksa rozpisuje się magazyn gastryczny „People`s Digest”, sugerując rozwiązania farmakologiczne problemu pierdzenia. Wkrótce strona posiada ćwierć miliona (PW, 44), trzysta dwadzieścia tysięcy (PW, 51), sześć milionów (PW, 67), a pod koniec stycznia już ponad osiem milionów wielbicieli (PW, 82). Aleksander Roleksy stał się prawdziwym celebrytą, symbolem seksu we wkładce „Kultury”, występującym w programie „Oglądam, bo lubię”; magazyn dla ambitnych gospodyń miejskich „Życie na Poziomie” opisuje go jako Jima Morrisona polskiego Internetu. Wkrótce Aleks może stać się „człowiekiem roku”, niczym Tom Dobbs, który z komika zmienia się w prezydenta USA, a nawet w przywódcę wolnego świata14. Internauci sikają z radości czytając wpisy Roleksego (PW, 83), a na ulicach Paryża dochodzi do starć zwolenników Fart For Malawi z policją. Cały świat ogarnęło szaleństwo pierdzenia dla Malawi, chociaż Czerwiński zauważa jeden znaczący wyjątek. „Tylko angielscy dziennikarze nie interesowali się Fartem For Malawi. Uważali, że nic, co pochodzi z Polski, nie może mieć jakiejś większej wartości” (PW, 76)15. Dla Anglików inicjatywa Roleksa to kolejna idiotyczna polska rewolucja.
Yay Co.
W życiu nowego idola społeczności Facebookowej pojawia się kobieta. Aneta Danuta Flinta funkcjonuje w sieci jako Ultra Maryna i staje się wielbicielką Roleksa, która jego wypowiedzi uparcie opatruje wpisem „kocham tego faceta”. Okazuje się, iż jej wysiłki nie zostają niezauważone. Ultra Maryna owinęła sobie wokół palca Aleksandra Roleksego, jego wirtualną świtę i jego wielbicieli (PW, 267). Zmanipulowanie mężczyzny, polskiego Jima Morrisona, nie okazało się specjalnie trudne. Miłość jest doskonałą drogą i nawet wódz Facebookowej rewolucji (PW 298) nie potrafi oprzeć się urokowi piękności z Szydłowca. Wydaje się, że powieść Czerwińskiego zamienia się w Facebookowy romans, jednak... Ultra Maryna nie jest zwyczajną dziewczyną z Internetu. To kolejne wcielenie Maty Hari – kobieta wamp, która uwodzi, aby zdobyć informacje.
Aneta Danuta Flina, alias Ultra Maryna, pracuje w firmie reklamowej, której zleceniodawcą jest konsorcjum Yay Co., producent środków przeciwko kłopotom gastrycznym. Dziewczyna, wraz ze swoim szefem, Jarkiem Wawelskim, usiłuje przygotować nową kampanię reklamową dla fi rmy Yay Co., która chyli się ku upadkowi wobec miażdżącego marketingu konkurencyjnego Wielkiego Rywala. I wówczas pojawia się Fart For Malawi. Akcja pierdzenia trafi a w samo sedno oczekiwań Wawelskiego i jego agencji reklamowej. Ośmiomilionowa rzesza zwolenników „pierdzenia dla Malawi”, ze swoim oryginalnym guru, Aleksem Roleksym, to idealna okazja, aby sprzedać pigułkę... przeciwko problemom gastrycznym. I co? I Yay Co. stanie się liderem na rynku farmaceutycznym. Należy tylko pozyskać guru rewolucji FFM i przekonać go, że prawdziwie wielki bunt nie opiera się na pierdzeniu przeciwko komukolwiek, ale na braku pierdzenia. Skomplikowane? Ależ skąd! Skoro zakazano pierdzenia, więc w ramach protestu przestańmy pierdzieć, bo nie da się zakazać czegoś, czego nie robimy. Powieściowa filozofi a Czerwińskiego wydaje się dziwaczna, ale skoro za wszystkim stoi firma Yay Co. oraz wielka kontestacja pierdzenia, więc taka wersja formuły „zabrania się zabraniać” z rewolty studenckiej AD 1968 jest jak najbardziej na miejscu16.
Ultra Maryna, a właściwie „dziewczyna” Roleksego, kreśli przed nim wizję prawdziwego buntu: „Świat, w którym nikt niczego nie musi (...) po co się buntować, kiedy nie ma przeciwko czemu? Po co pragnąć, kiedy nie ma czego? To podstawowe prawo fizyki, dwa minusy dają plus. Dlaczego nie zastosować tego do ludzi? (...) Dwa minusy dają plus, posłuszeństwo jako bunt! Wolna wola polega na tym, by nie mieć potrzeb!” (PW, 91). Powoli wsącza swojemu kochankowi wizję wielkiej rewolucji... bez rewolucji. Wszak – jak twierdzi sprytna dziewczyna – „zapach świeżego powietrza można docenić dopiero, kiedy się utkwi po uszy w gównie” (PW, 348, 360). Nawet podczas uprawiania miłości Roleks słyszy szept Ultra Maryny: „Dwa minusy dają plus. Po co się buntować, kiedy nie ma przeciwko czemu. Po co pragnąć, kiedy nie ma czego. Wolna wola to brak potrzeb. Wolność to pustka” (PW, 95). Uparcie tłumaczy mu, że bunt oznacza tylko starcia z policją na ulicach, płonące wraki samochodów, wojnę. Co z tego, że ruch FFM to zwykły żart, skoro za chwilę wylegnie na ulice tłum demonstrantów, którzy gotowi są podczepić się pod każdą okazję, aby tylko przeżyć dreszczyk emocji. Każdy pretekst jest dobry do szaleństwa agresji i gniewu. Roleks próbuje bronić swojej idei, jednak w starciu z mistrzynią intrygi jest bezradny:
– Nie rozumiesz?! To zwykła kpina! Nie mamy dość siły, żeby sprzeciwić się głupiemu prawu, głupim ludziom, głupiemu porządkowi świata, w którym jedni mają forsę, a inni nie, nie mamy na nic wpływu, więc moglibyśmy mieć wpływ na siebie i kpić z tego wszystkiego! A jeśli trzeba, kpić tak głośno, że polecą kamienie. Może ktoś nas wtedy usłyszy! (...) – Ale ty przecież sam nie wierzysz, że ktoś nas usłyszy – powiedziała wreszcie, układając nad głową palce w cudzysłowy (...) – Wszystkie wielkie idee to puste frazesy. – Sam przyznałeś mi rację. Nie myliła się. Sam przyznał jej rację. – Czyli co, najlepszy bunt to unikanie buntu? Dwa minusy dają plus? (PW, 103).
Ultra Maryna osacza go z łatwością; tak naprawdę Roleks rozpoczął swoją rewoltę dla żartu, a teraz jest przerażony skalą, jaką przybiera zapoczątkowany przez niego międzynarodowy ruch poparcia dla wolności ekspresji w Malawi (i nie tylko). Co prawda Roleksy wydawał się Ultra Marynie „kompletnym niedojdą” (PW, 269), ale nie chciał zdradzić własnej idei oraz ludzi, którzy odpowiedzieli na wezwanie do globalnej rebelii. I wówczas Ultra Maryna wykazuje się nie lada sprytem – podaje Roleksemu gotową filozofi ę zwycięskiego buntu, którego nie sposób unicestwić. Buntu, który neguje całą rzeczywistość, nie narażając się na żadne restrykcje. Ultra Maryna ogłasza ideę totalnej bierności:
Jest wiele takich rzeczy, mnóstwo takich wiatraków, z którymi walczymy, albo których pragniemy. Są takie potężne, bo mają powód do istnienia w postaci naszego gniewu albo pożądania (...) Wystarczy zwykła bierność, żeby te wiatraki przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Odtąd to ty i to, co ty powiesz, będzie znaczyło najwięcej. I będziesz mógł to powiedzieć całemu światu (PW, 92).
Dlatego „najlepiej być obok, obok, obok, obok, obok, obok, obok, obok, obok, obok, tak perfekcyjnie obok, że dalej już nie można” (PW, 309-310). Przekonanie Roleksa do idei Wielkiego Obok nie wymagało zbyt wiele wysiłku i czasu. Niestety, Aleks nie jest last man standing. Ultra Maryna „zawsze radziła sobie świetnie z facetami, potrafiła omotać ich wokół palca w okamgnieniu. Nie myliła się, Roleks był naprawdę niedojdą. Nie miał kobiety od tak dawna, że robił wrażenie, jakby nie miał jej nigdy” (PW, 278-279). Teraz pozostało tylko ostatnie zadanie: ośmiomilionowej społeczności FFM posłać wiadomość, iż najlepszym rodzajem buntu jest brak bunt, zaś jego symbolem jest... produkowana przez koncern Yay Co. pigułka przeciwko problemom gastrycznym. Taka pigułka nie musi wcale redukować dolegliwości żołądkowych, wystarczy, iż zawierając kodeinę dostarczy odpowiednich wrażeń klientom. Dostępna bez recepty, całkowicie legalna tabletka narkotyczna stanie się symbolem walki o wolność dla milionów ludzi na całym świecie. Zdaniem Jarosława Wawelskiego i Anety Danuty Flinty firma Yay Co. osiągnie sukces – przy minimalnym nakładzie fi nansowym. Wystarczy jakąś drobną sumą „kupić” Roleksego, który nie ma głowy do interesów ani pojęcia, o jak wielkie pieniądze idzie rozgrywka. Nie jest biznesmenem, ale życiowym niedojdą, głupim hipsterem i naiwnym idealistą. Jego jedynym zadaniem w wielkiej promocji firmy Yay Co. było przyciągnięcie ośmiu milionów klientów, wyznawców nowej religii wolności:
– Będą jak sekta. Jak hippisi. Będą mieli swoją własną pigułkę kultu. – Niech się pan tak nie podnieca. – Będą mieli PIGUŁKĘ WOLNOŚCI (PW, 277).
Gdy wydaje się, iż wszystko jest zapięte na ostatni guzik, okazuje się, że rzeczywiście guzik i figa z makiem. Plan Jarosława Wawelskiego (agencja reklamowa) oraz Sławomira Słabego (szef firmy Yay Co. na Polskę) rozpada się niczym domek z kart. Jak zwykle, wszystkiemu winna jest miłość. Zorganizowany przez dyrektora Słabego wyjazd na Teneryfę (świętowanie zwycięstwa akcji „Pierdzący Romeo”), zamienia się w żałosną stypę17.
This is the end
Wyjazd na Wyspy Kanaryjskie kończy się totalną klęską. To rzeczywiście „koniec”, jak w piosence The Doors18. Wielka feta z okazji podpisania umowy zostaje przerwana przez pijanego Roleksa:
W dupie mam wasze interesy, w dupie mam wasze wpływy i zyski. Jesteśmy nowym pokoleniem buntowników, którzy zadepczą was waszymi butami. Jesteśmy tu po to, żeby was wyśmiać. Jesteśmy po to, żebyście to wy nam usługiwali, na zawsze, do końca, do waszej usranej śmierci (...) Nie dostaniecie nas nigdy, nigdy nam nie wejdziecie na głowę. Zawsze będziemy obok was, obok, obok, kurwa, obok, tak perfekcyjnie obok, że nie dosięgną nas wasze łapska! (PW, 199-200).
Aleksander Roleksy naprawdę pokochał Ultra Marynę. Postanowił zrobić interes życia – udowodnić, że nie jest niedojdą, ale facetem z głową do interesów, i potrafi sprzedać swoją stronę internetową Wielkiemu Rywalowi19, czyli konkurencji koncernu Yay Co. Oczywiście, wszystko w tajemnicy przed Ultra Maryną. Cały majątek miał opłacić ich podróż dookoła świata. Natomiast Ultra Maryna... także pokochała szalonego hipstera, postanowiła, że sama sprzeda stronę FFM koncernowi Yay Co. i ucieknie z Aleksandrem w daleki świat. Jej plan również był trzymany w tajemnicy. Podobnie jak okryty tajemnicą był jej związek z Roleksym. „Pierdzący Romeo” to tylko kryptonim całej akcji, tym bardziej że o względy Anety Danuty zabiegali dyrektor Sławomir Słaby oraz jej wspólnik Jarek Wawelski. Oczarowani mężczyźni gotowi byli zainwestować w swoje szczęście – podpisać kontrakt z Ultra Maryną. I wówczas zwycięska Mata Hari zabierze pieniądze i ucieknie ze swoim Roleksym w dalekie strony.
Niestety, wyjazd na Teneryfę nie przynosi finalizacji planowanej transakcji. Roleksy i Ultra Maryna spowici są obłokiem niewiedzy, który nie pozwoli im żyć długo, szczęśliwie i razem. Już na zawsze pozostaną perfekcyjnie obok. Stąd tragiczna konstatacja narratora, który podsumowuje Facebookowy romans:
Jest to opowieść o beznadziejnie samotnych ludziach, którzy wierzyli, że są zdolni do prawdziwej miłości. Nadużywali tego słowa i dręczyli się nim, sądząc, że taki jest sens życia. Najgorsze, że jego sens naprawdę był taki. Ich problem poległ na tym, że znajdowali się o lata świetlne od tego sensu (PW, 342).
W świecie, w którym wszystko jest na sprzedaż, nie ma miejsca dla prawdziwej miłości. Okazuje się, iż cała transakcja, którą tak mozolnie przygotował koncern Yay Co., od dawna była obserwowana przez służby specjalne. E-Reneusz, jeden z wirtualnych przyjaciół Roleksego, to pracownik wywiadu, który śledzi aktywność internetową. Na Teneryfie nie dochodzi zatem do finalizacji transakcji, a jedynie do klasycznego mordobicia (Roleksy jest zazdrosny o Ultra Marynę i dekonspiruje ich miłość). Wielki Rywal triumfuje – firma Yay Co. zostaje oskarżona o nieuczciwą konkurencję i z hukiem znika z rynku farmaceutycznego. A Wielki Rywal... przejmuje pomysł Pigułki Wolności, przejmuje wszystkie pomysły swego konkurenta. Ultra Maryna znika, zastraszona przez agentów służb specjalnych wyjeżdża, wie, że już nigdy nie wolno jej spotkać się z Aleksandrem Roleksym. A nieszczęśliwy hipster powraca do Warszawy – nareszcie odkrył, że prawdziwa miłość istnieje, ale jest niemożliwa. Wie również, że w świecie komercji, w którym liczy się tylko pieniądz, trudno odnaleźć szczęście. Wszystko należy do okrutnych bogów, władzy i pieniądza – Molocha i Mammona20. Jakaś przeklęta siła czuwa, aby człowiek nie odnalazł drogi ocalenia.
Żyjemy w zamkniętym obiegu, wracamy, uciekając, zaprzeczamy, zgadzając się, kochamy, nienawidząc, dajemy, biorąc. Jesteśmy walutą i towarem jednocześnie. Kupują nami nas samych po to, żeby nas sprzedać nam samym, po wyższej cenie (PW, 313).
Świat stał się okrutnym monstrum, które stoi na straży ludzkich serc, niczym fatum, nie pozwalając na nic. Nawet na bunt.
Tak naprawdę bowiem pomysł Aleksandra Roleksego jest żartem znudzonego hipstera; inicjatywa, by przeobrazić go w ogólnoświatowy ruch protestu pochodzi od ośmioletniego „Bąbelka” (sic!), a wszystko monitorują agenci wywiadu. Puste i banalne życie Roleksa zmienia się – staje się sławny i bogaty, posiada władzę, wpływy. Wraz z Rafałem Watą, kolejnym agentem wywiadu, staje się gwiazdą marketingu internetowego. Wata „wykreował nowego Roleksa. Zrobił z niego publiczny autorytet. Zmienił mu wygląd, obciął mu włosy, wkładał na niego drogie marynarki. Cytaty z The Doors zamienił mu na finezyjne mądrości klasycznych pisarzy” (PW, 381). Roleks jest znany z tego, że jest znany, zarabia dwadzieścia siedem tysięcy miesięcznie, spotyka się z Samantą z Zamościa, koleżanką z pracy, z którą – jak wierzy Roleks – będzie mógł przenosić góry. „W ich pięknych życiach, w ich pięknych samochodach, ich pięknym świecie, nic nie było niepiękne i nie będzie już nigdy” (PW, 379). Być może Roleks nawet nie zauważa, że przestał być wojownikiem i poetą (PW, 144), i powoli zmienił się w klona Lajkonia21. Jego historia urywa się dwudziestego pierwszego grudnia dwa tysiące dwanaście22. Roleksy wychodzi ze swojej firmy, a Narrator zamyka swojego laptopa. To rzeczywiście jest koniec – ostatnia strona smutnej historii o poszukiwaniu miłości i szczęścia. O daremnym trzepocie ku wolności.
Więcej, to nie jest ostatni akord Pigułki wolności. Narrator nagle zwraca się do czytelnika: „Pozwólcie, że się przedstawię. Jestem człowiekiem bogactwa i wysmakowania. Byłem tuż obok przez długie lata, kradnąc dusze i wiarę tak wielu.// Miło mi was poznać// Mam nadzieję// Że odgadliście moje imię” (PW, 384). Czerwiński nie stawia kropki. Jakby jego powieściowy wpis domagał się czytelniczej interakcji. Nie tyle w sensie ustalenia tożsamości Narratora23, ale w prowokacyjnym wezwaniu do buntu. Jakby – na przekór „swojemu” narratorowi – Czerwiński wołał: A ty co? Pozwolisz sobie ukraść duszę i odebrać wiarę? Firma Yay Co., albo Wielki Rywal, kupi twoje życie, staniesz się nowy Roleksem, bogatym, sławnym i wpływowym, którego puste i banalne życie nie zasługuje nawet na... puszczenie bąka?!
Sen Ultra Maryny
Prawdziwymi bohaterami Pigułki wolności nie są Aleksander Roleksy i Aneta Danuta Flinta. Prawdziwi bohaterowie powieści Czerwińskiego to ludzie z Szydłowca, którzy nie mają pracy i przyszłości24. Oszukana Beta Płachta (alias Candy Pants), której odebrano wiarę w przyjaźń. Ośmioletni „Bąbelek”, którego rodzice robią karierę i nie mają dla niego czasu. Jan Flinta, który popada w alkoholizm25. Wszyscy ci „obok”, którym odebrano marzenia. Wreszcie sam Internet – dla wielu lek na samotność i pustkę. Cywilizację Facebookową ocenia Czerwiński nader krytycznie:
Przy całym swoim kosmopolityzmie, kryptoanarchizmie i innych nihilistyczno-egzystencjalnych wierzeniach, muszę z przykrością zaryzykować stwierdzenie, że powszechna wolność słowa jest największym niebezpieczeństwem demokracji. Niestety, bez niej nie byłoby demokracji, przez co błędne koło się zamyka. Wolność słowa jest święta, ale skoro wszyscy są równi, wszyscy jej dostępują, a nie wszyscy są święci. Najbardziej drastycznie to dotyczy sieci i mediów społecznościowych w szczególności. Psychopaci i debile mają w Internecie te same prawa i możliwości, co księża i wielbiciele poezji śpiewanej. Masa ma te same prawa i możliwości, co jednostka. W efekcie dochodzi do przemieszania wszystkich ze wszystkimi tak, że coraz trudniej jest zgadnąć, kto jest dobry, a kto zły, kto jest wartościowy, a kto durny. Ponieważ nadawcy są odbiorcami, sami trawią swój przekaz, zaciera się pojęcie autorytetu, odnośnika, standardu, wzoru metra. I jak przy każdej masie, masa zaczyna brać górę, masa narzuca trendy, stereotypy, przekonania. A masa jest durna, nie ma własnych poglądów, samodzielnie nie rozróżnia wartości. Dlatego idealnie nadaje się do tego, by nią manipulować... I sprzedawać jej gówno w roli brylantów. Tak długo i tak skutecznie, aż prawdziwe brylanty staną się gównem26.
Wydaje się, iż powyższa wypowiedź stanowi najtrafniejszy komentarz do całej powieści Czerwińskiego. Współczesny mieszkaniec planety Ziemia uwierzył w słowa Ultra Maryny: „Zamiast wojować ze światem, kupisz go sobie i wypniesz się na niego” (PW, 344). Uwierzył, że „eros zastąpił etos, a money zastąpiło honey”27. W imię wolności słowa możesz powiedzieć wszystko, bowiem to, co powiesz, i tak nie ma dla nikogo żadnego znaczenia. W wirtualnym świecie nie jesteś bowiem osobą, ale kimś, kto za chwilę zyska status offl ine (zob. PW, 348).
Daremność buntu w Pigułce wolności nie jest jednak nihilistyczna. Bohaterowie Czerwińskiego są heroiczni – nawet przekonani o swojej klęsce, walczą. Być może walczą, aby przegrać. Niczym starożytne posągi ze snu, o którym Ultra Maryna opowiada Roleksowi. „Śniły mi się rzeźby aniołów z urwanymi rękami. Niektóre były całkiem bez rąk, inne miały tylko jedną rękę” (PW, 346)28. Taki jest współczesny człowiek – niezdolny, aby objąć drugiego, niezdolny do prawdziwej miłości, oszpecony, kaleki, poraniony, odarty z piękna i godności. Jako gatunek straciliśmy niewinność – pouczają bohaterowie Czerwińskiego – jednak nie oznacza to, że utraciliśmy nadzieję. Pocieszając Ultra Marynę, która w swoim śnie stoi w tłumie jednorękich aniołów, Roleks stwierdza: „Myślę, dopiero szpetny anioł staje się święty. Taki z rękami jest tylko półproduktem” (PW, 347). Czystość jest pusta, dopiero utrata niewinności czyni życie prawdziwym. W słowniku Czerwińskiego zostaje to wyrażone swojską formułą: „trzeba dostać w mordę od życia” (PW, 347). To jest właściwa droga do „świętości”, czyli prawdziwego życia.
Ten angelologiczny finał powieści Czerwińskiego nie przynosi jednak happy endu. Paradoksalnie, Ultra Maryna, pierwotnie zachwycona życiem warszawskich yuppies, porzuca wyścig szczurów – dla Aleksego; z kolei Aleksy, uczestnik oporu przeciwko wyścigowi szczurów, przyłącza się do walki o pieniądze i władzę – dla Ultra Maryny. Dochodzi zatem do obustronnego „nawrócenia” bohaterów. Miłość rozdziela ich na zawsze, skazani są na ostateczne obok. „Kochali się tak bardzo, że musieli się rozstać” (PW, 367). Ich miłość była zbyt piękna, aby mogła być prawdziwa. Być może nawet są niewinni. Nie mogli jednak być szczęśliwi, bowiem ukryty Narrator nigdy nie śpi.
* * *
W atmosferze turnieju piłkarskiego Euro 2012 Piotr Czerwiński opowiada swoją historię buntu. Bunt jako żart zmienia się w bunt przeciwko cywilizacji komercji i konsumpcji. W jeszcze głębszy bunt wobec banalności życia, pustki egzystencjalnej i samotności. Ten bunt – jak każdy – kończy się klęską. Bunt jest bowiem domeną młodości, a ta przemija. Niczym w innej powieści Piotra Czerwińskiego: „Młodość jest jak te butelki, które rozwalaliśmy o ściany. Nie można ich skleić z powrotem, ale jest jeszcze szansa, dla każdego z nas, marnych ciuli, że przyjdzie ktoś, kto ułoży z nich witraże”29.
Nie oznacza to jednak, że należy porzucić postawę buntownika. Jeśli bunt kończy się sukcesem, nie jest prawdziwym buntem. Jest tylko walką o władzę, przywileje, znaczenie, prawa. Prawdziwy bunt jest zmaganiem o to, co święte, walką pomimo świadomości klęski. Dla Czerwińskiego prawdziwy bunt nie jest gromkim okrzykiem zwycięstwa, ale gorzkim skowytem porażki. Podnoszeniem sztandaru, nawet gdy straciliśmy już obie dłonie. I trwaniem „pomimo”. Przeciwko wszystkim Roleksom, Lajkoniom i E-Reneuszom tego świata.
1 P. Czerwiński, Pigułka wolności, Warszawa 2012, s. 240; dalej cytowane jako PW, cyfry oznaczają numery stron.
2 D. Kiš, Życie, literatura, tł. D. Cirlić-Straszyńska, posłowie M. Miočinović, Izabelin 1999, s. 202.
3 Czerwiński przypomina Quentina Tarantina, który uwielbia obsadzać jako aktora w swoich filmach – siebie samego: w Django (2012) Tarantino pojawia się tylko na chwilę, aby... zostać wysadzonym w powietrze!
4 Zob. Rdz 1, 1; J 1,1.
5 „Awatar Roleksa był Roleksem, sfotografowanym lewą ręką w ubikacji McDonalda” (PW, 15).
6 Powieść serwuje rozliczne przykłady komizmu gastrycznego: „biały zajączek puszcza bąka, rozpływającego się na różowym tle. FARTING IS FUN AND IT MAKES ROOM WARMER, mówił zajączek ” (PW, 27), Dama z łasiczką Leonarda da Vinci puszcza gazy uszami, a „napis nad jej głową oznajmiał, że Fart bez F to czysty Art” (PW, 30); hasła: „EVERY LITTLE FART HELPS!” (PW, 17), „AT HEART WE FART” (PW, 24), „FART WILL TEAR US APART” (PW, 26), „WOLĘ PIERDZIEĆ W WALENTYNKI” (PW, 112), „Mucha nie pierdnie” (PW, 216), „Twój nowy i-Fart pracuje za ciebie” (PW, 216).
7 Cała powieść Czerwińskiego opowiada o samotności i braku perspektyw. Gdyby napisał, że bezrobocie zabija młode pokolenie, które musi wyjeżdżać w poszukiwaniu pracy, zapewne nie zyskałby większej rzeszy czytelników. Jednak czarny humor i ironiczna wizja warszawskiego establishmentu pozwala sportretować Facebookowe pokolenie, prowadzące pustą i jałową egzystencję – w nowym, wspaniałym świecie XXI wieku.
8 Galerianki (reż. K. Rosłaniec, 2009).
9 Roleks próbuje sobie wyobrazić wielką rzeszę swoich fanów – posługując się wyszukiwarką Google. „Czterdzieści tysięcy ludzi, wpisał w Google. We wrześniu roku czterysta siedemdziesiąt dziewięć przed naszą erą, w greckim obozie nieopodal miasta Plateje stawiło się sto dziesięć tysięcy ludzi, z czego prawie czterdzieści tysięcy ciężkozbrojnych. Dwa tysiące czterysta osiemdziesiąt sześć lat później taka sama liczba osób przyjechała do Zagrzebia, by sięgać do źródeł zaufania w Bogu i w drugim człowieku. Byli członkami Taizé. Następne cztery lata później portal Doda News donosił, że w ramach dni Mielca tyleż osób przyszło obejrzeć koncert Dody” (PW, 20-21).
10