Siewcy czarnej śmierci - Koreywo Marek - ebook + książka

Siewcy czarnej śmierci ebook

Koreywo Marek

0,0
12,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Groźna epidemia rozpoczęła się w sierpniu 1942 roku. Gazety chińskie donosiły o tysiącach zachorowań i masowych zgonach wśród biednej, znękanej wojną ludności; pisały o nieznanych źródłach epidemii tyfusu brzusznego i paratyfusu. Chińskie ekipy sanitarne usiłowały opanować epidemię, izolowały chorą ludność w obozach kwarantanny, a jednocześnie gorączkowo szukały źródła zakażeń. Niestety, nie udało się go wówczas wykryć. Wybuch epidemii kładziono na karb prymitywnych warunków mieszkaniowych, braku elementarnej higieny i małej odporności wycieńczonego nędzą organizmu.Prawda wyszła na jaw dopiero po wojnie, w toku procesu japońskich przestępców wojennych, który odbył się w Chabarowsku w końcu 1949 r.

Ten kolejny tomik z reaktywowanego legendarnego cyklu wydawniczego wydawnictwa Bellona przybliża czytelnikowi dramatyczne wydarzenia największych zmagań wojennych w historii; przełomowe, nieznane momenty walk; czujnie strzeżone tajemnice pól bitewnych, dyplomatycznych gabinetów, głównych sztabów i central wywiadu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 96

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ilu­stra­cja na okładce: Jaro­sław Wró­bel

Copy­ri­ght © for this edi­tion by Dres­sler Dublin sp. z o.o., Oża­rów Mazo­wiecki 2025

Wydaw­nic­two Bel­lona ul. Han­kie­wi­cza 2, 02-103 War­szawa tel. +48 22 457 04 02 www.bel­lona.pl www.face­book.com/Wydaw­nic­two.Bel­lona

Księ­gar­nie inter­ne­towe: www.swiatk­siazki.pl www.ksiazki.pl

Dys­try­bu­cja Dres­sler Dublin sp. z o.o. ul. Poznań­ska 91, 05-850 Oża­rów Mazo­wiecki tel. (+ 48 22) 733 50 31/32 e-mail: dys­try­bu­cja@dres­sler.com.pl www.dres­sler.com.pl

ISBN 978-83-11-17703-1

Wer­sję elek­tro­niczną przy­go­to­wano w sys­te­mie Zecer

„CHCEMY WAM ZOSTAWIĆ MAŁY UPOMINEK”

Pew­nego sierp­nio­wego poranka 1942 r. do obozu chiń­skich jeń­ców wojen­nych, w któ­rym prze­by­wało pawie dwa tysiące osób, zaje­chała japoń­ska woj­skowa cię­ża­rówka, z za nią dwie limu­zyny.

Na placu ape­lo­wym zgro­ma­dzeni byli wła­śnie wszy­scy jeńcy, ocze­ku­jący na wymarsz do pracy. Z limu­zyny wysiadł chudy i drobny cywil w oku­la­rach, pod­szedł do komen­danta obozu, chwilę z nim roz­ma­wiał, poka­zy­wał jakiś doku­ment, po czym zwró­cił się do wyprę­żo­nych na bacz­ność pod­ofi­ce­rów. Wybrał jed­nego z nich na tłu­ma­cza i prze­mó­wił do tłumu:

– Przy­je­cha­li­śmy tu do was w imie­niu Japoń­skiej Orga­ni­za­cji Pomocy Więź­niom. Chcemy wam zosta­wić mały upo­mi­nek. Regu­la­min obozu zabra­nia dostar­cza­nia dodat­ko­wej żyw­no­ści, sprawę jed­nak zdo­ła­li­śmy zała­twić u władz wyż­szych, od któ­rych otrzy­ma­li­śmy pozwo­le­nie. Zosta­wiamy wam do podziału trans­port świe­żych pszen­nych bułek. Roz­dziel­cie je spra­wie­dli­wie, tak aby każdy dostał jedną. Życzę smacz­nego.

Na chwilę zapa­dło mil­cze­nie. Zdu­mieni jeńcy z nie­do­wie­rza­niem wpa­try­wali się w swego dobro­czyńcę.

Pszenne bułki?

– Być może woj­ska japoń­skie wkrótce opusz­czą ten teren – mówił dalej gość – obóz zosta­nie zli­kwi­do­wany, a wy wró­ci­cie do swo­ich domów, do swo­ich żon i dzieci. Pamię­taj­cie o wspa­nia­ło­myśl­no­ści Jego Cesar­skiej Mości Cesa­rza Japo­nii Hiro­hito. Ban­zai1!

Przez długą chwilę na placu pano­wało mil­cze­nie.

To, co więź­nio­wie usły­szeli, było tak nie­praw­do­po­dobne, że wyda­wało się snem. Wiele już razy Japoń­czycy czy­nili różne obiet­nice, jak dotąd jed­nak ni­gdy ich nie dotrzy­my­wali. Teraz wszakże po raz pierw­szy mówią o zwol­nie­niu, o roz­pusz­cze­niu do domów. Czy to tylko nowa goło­słowna obiet­nica, czy rze­czy­wi­ście… A może jakiś pod­stęp?

Ale oto do cię­ża­rówki zaczęto zno­sić kosze, a żoł­nie­rze wyła­do­wy­wali w nie sterty bułek – przy­smaku, o któ­rym w Chi­nach dawno już zapo­mniano. Bułki były rumiane, pach­nące i jakże ape­tyczne!

A więc pierw­sza część obiet­nicy została speł­niona. Co będzie z drugą?

Tym­cza­sem w gabi­ne­cie komen­danta obozu cywil z rze­ko­mej Orga­ni­za­cji Pomocy Więź­niom ostrze­gał:

– Pod żad­nym warun­kiem nikt z Japoń­czy­ków nie powi­nien doty­kać bułki. Każda bułka zawiera wewnątrz ładu­nek bak­te­rii tyfusu brzusz­nego. Z pole­ce­nia dowódz­twa Armii Kwan­tuń­skiej bułki są prze­zna­czone do wywo­ła­nia epi­de­mii wśród cywil­nej lud­no­ści chiń­skiej, a w dal­szej kolej­no­ści rów­nież wśród woj­ska chiń­skiego, które spo­dzie­wane jest tu w ciągu naj­bliż­szego tygo­dnia. Jak już powie­dzia­łem i jak panu wia­domo z taj­nego roz­kazu, wszy­scy jeńcy będą zwol­nieni.

Komen­dant obozu patrzył na przy­by­sza lekko zdzi­wiony, nie­zu­peł­nie rozu­mie­jąc jego słowa.

– Nie, nie jest to dowód naszej wiel­ko­dusz­no­ści, choć na to wygląda – kon­ty­nu­ował gość. – Idzie tylko o lep­sze wyniki akcji. Ci wszy­scy więź­nio­wie powinni zacho­ro­wać na tyfus. Gdyby jed­nak zostali w obo­zie, mała byłaby dla nas korzyść. Oni powinni roz­nieść tyfus wśród lud­no­ści i spo­wo­do­wać liczne ogni­ska epi­de­mii. Epi­de­mia musi wpro­wa­dzić na tych tere­nach chaos, a kiedy zja­wią się woj­ska chiń­skie, powinna ude­rzyć w nie całą siłą. Pro­szę o dopil­no­wa­nie ści­słego prze­pro­wa­dze­nia całej akcji. Jesz­cze raz zazna­czam, że nikt z Chiń­czy­ków nie może dowie­dzieć się o wła­ści­wym jej celu.

Komen­dant obozu, star­szy już wie­kiem major, spo­koj­nie słu­chał swego roz­mówcy, nie oka­zu­jąc naj­mniej­szym drgnie­niem wstrętu, który go opa­no­wał. Zmu­szono go do obję­cia sta­no­wi­ska komen­danta, choć z tytułu wieku miał prawo do eme­ry­tury i pozo­sta­nia w domu. Był ofi­ce­rem sta­rej daty, cenił uczci­wość, szla­chet­ność i wier­ność tra­dy­cjom samu­ra­jów. Ale ta wojna, roz­pę­tana przez fana­tycz­nych wyznaw­ców impe­ria­li­zmu, była daleka od tego, do czego stary ofi­cer przy­zwy­czaił się w ciągu swego dłu­giego życia. Musiał jed­nak wyko­ny­wać roz­kazy, opa­no­wy­wać wiele razy nie­chęć i obu­rze­nie, dzia­łać wbrew swoim prze­ko­na­niom. To, co usły­szał teraz, prze­kro­czyło wszel­kie gra­nice. Przez długą chwilę namy­ślał się, czy ulżyć sobie jakąś iro­niczną uwagą, albo wręcz odmó­wić wyko­na­nia zbrod­ni­czego roz­kazu. Nie zna­lazł na to jed­nak siły. Powie­dział służ­bi­ście:

– Może pan być spo­kojny, roz­kaz zosta­nie wyko­nany.

Tym­cza­sem na placu ape­lo­wym wrzało. Po pierw­szym odru­chu nie­do­wie­rza­nia tłum więź­niów dał się porwać fali entu­zja­zmu. Twa­rze, nie­zna­jące uśmie­chu od wielu już mie­sięcy, teraz pro­mie­niały. Wszy­scy z oży­wie­niem roz­pra­wiali, co nor­mal­nie na placu ape­lo­wym było nie do pomy­śle­nia. Przed każdą grupą więź­niów, usze­re­go­wa­nych według bara­ków, posta­wiono kosz, a blo­kowi zaczęli roz­da­wać po jed­nej bułce. Mię­dzy gru­pami uwi­jali się dwaj foto­re­por­te­rzy, nakrę­ca­jąc filmy i wyszu­ku­jąc sceny, w któ­rych radość więź­niów była szcze­gól­nie ude­rza­jąca.

Roz­kaz japoń­skiego dowódz­twa został skru­pu­lat­nie wyko­nany. Cały obóz roz­wią­zano po trzech dniach, a wszy­scy jeńcy roz­je­chali się do domów uszczę­śli­wieni i chwa­lący wiel­ko­dusz­ność Japoń­czy­ków. Radość ich zga­słaby jed­nak natych­miast, gdyby wie­dzieli, że za kilka dni zaczną cier­pieć, cho­ro­wać i umie­rać. Nie tyko zresztą umie­rać sami, ale zaka­żać swo­ich naj­bliż­szych – rodzi­ców, żony, dzieci.

Ten per­fidny spo­sób nisz­cze­nia lud­no­ści nie był jedyny. Japoń­skie grupy dywer­syjne sto­so­wały jesz­cze inne.

W bazie jed­nej z grup eks­pe­dy­cyj­nych porucz­nik Tokatsu dawał ostat­nie pole­ce­nia pię­ciu gru­pom dywer­syj­nym:

– Waszym zada­niem jest roz­sie­wa­nie bak­te­rii na tyłach naszej wyco­fu­ją­cej się armii. Bak­te­rie tyfusu, cho­lery i para­ty­fusu znaj­dują się wewnątrz tych oto bułe­czek. – Tu wska­zał na kil­ka­na­ście tac usta­wio­nych jedna na dru­giej. – Każdy dosta­nie do ple­caka czy walizki dwa­dzie­ścia bułe­czek. Będzie­cie nimi czę­sto­wać Chiń­czy­ków, naj­le­piej dzieci, bo te są naj­bar­dziej łakome. Może­cie też zosta­wiać bułki w chiń­skich cha­tach, niby przy­pad­kiem, przez zapo­mnie­nie. Dosta­nie­cie też po pudełku cze­ko­la­dek. Każda z nich zawiera ładu­nek tych bak­te­rii. Przy­po­mi­nam, że obo­wią­zuje naj­ści­ślej­sza tajem­nica, a także ostroż­ność. Jeste­ście zaszcze­pieni, ale może się zda­rzyć, że nie­ostrożne obcho­dze­nie się z bak­te­riami spo­wo­duje i u was cho­robę. A teraz w drogę.

Tak roz­po­częła się groźna epi­de­mia. Już w trzy tygo­dnie póź­niej gazety chiń­skie dono­siły o tysią­cach zacho­ro­wań i maso­wych zgo­nach wśród znę­ka­nej wojną lud­no­ści; pisały o nie­zna­nych źró­dłach epi­de­mii tyfusu brzusz­nego i para­ty­fusu. Chiń­skie ekipy sani­tarne usi­ło­wały opa­no­wać epi­de­mię, izo­lo­wały chorą lud­ność w obo­zach kwa­ran­tanny, a jed­no­cze­śnie gorącz­kowo szu­kały źró­dła zaka­żeń. Nie­stety, nie udało się go wów­czas wykryć. Wybuch epi­de­mii kła­dziono na karb pry­mi­tyw­nych warun­ków miesz­ka­nio­wych, braku ele­men­tar­nej higieny i małej odpor­no­ści wycień­czo­nego nędzą orga­ni­zmu.

Prawda wyszła na jaw dopiero po woj­nie, w toku pro­cesu japoń­skich prze­stęp­ców wojen­nych, który odbył się w Cha­ba­row­sku w końcu 1949 r.

BROŃ MASOWEJ ZAGŁADY

Aby zro­zu­mieć, jak doszło do tych wyda­rzeń, cof­nijmy się do roku 1936, kiedy w wiel­kiej sali kon­fe­ren­cyj­nej japoń­skiego mini­stra wojny w Tokio zebrało się około 60 osób, repre­zen­tu­ją­cych siły zbrojne Japo­nii, rząd i sfery naukowe.

– Wielce sza­nowni pano­wie! – otwo­rzył zebra­nie tęgi i niski gen. Bushi­kawa. – Mam zaszczyt powi­tać was w imie­niu Jego Cesar­skiej Mości i otwo­rzyć zebra­nie, któ­rego wyniki mogą mieć dla naszego kraju donio­słe zna­cze­nie. Od początku prób, jakie na zle­ce­nie Jego Cesar­skiej Mości były podej­mo­wane dla zba­da­nia moż­li­wo­ści uży­cia bak­te­rii w walce z naszymi odwiecz­nymi wro­gami, jest to pierw­sze tak liczne zgro­ma­dze­nie.

Na sali nastą­piło lek­kie oży­wie­nie, rzecz wyda­wała się wszyst­kim nader cie­kawa.

– Próby roz­po­czę­li­śmy już kilka lat temu – kon­ty­nu­ował Bushi­kawa. – Zrazu w skrom­nym co prawda zakre­sie, ale to, co uzy­ska­li­śmy, utwier­dziło nas w prze­ko­na­niu, że Japo­nia powinna roz­bu­do­wać jak naj­sze­rzej bada­nia w tym kie­runku. Dotych­czas bada­nia pro­wa­dzi­li­śmy w jed­nym tylko ośrodku, na małej wyspie, odizo­lo­wa­nej cał­ko­wi­cie od oto­cze­nia. Stwo­rzy­li­śmy tam naszym naukow­com warunki, w któ­rych do życia i pracy nauko­wej w wyty­czo­nym kie­runku nie bra­ko­wało im niczego. Pierw­szy etap tej pracy został już zakoń­czony z pomyśl­nym wyni­kiem. – Mówca powiódł wzro­kiem po twa­rzach zdra­dza­ją­cych naj­wyż­sze zain­te­re­so­wa­nie. – Obec­nie sto­imy u progu etapu dru­giego. W związku z tym wła­śnie pozwo­li­li­śmy sobie panów tu zapro­sić. Musimy bowiem prze­dys­ku­to­wać moż­li­wość sze­ro­kiego roz­woju badań, które pozwolą nam na masowe wyko­rzy­sty­wa­nie bak­te­rii jako potęż­nego środka nisz­cze­nia wro­gów i które przy­czy­nią się do powięk­sze­nia chwały naszego władcy, Jego Cesar­skiej Mości. Oddaję teraz głos panu majo­rowi Ishii Shirō, dok­to­rowi medy­cyny i bak­te­rio­lo­gowi, który ze świa­to­wymi wyni­kami badań w swo­jej dzie­dzi­nie wie­dzy zapo­znał się dokład­nie pod­czas dłu­giej podróży po Ame­ryce Pół­noc­nej i kra­jach Europy, a obec­nie od kilku lat inten­syw­nie pra­cuje nad zagad­nie­niem wojny bak­te­rio­lo­gicz­nej.

Dr Ishii wstał i ści­ska­jąc pod pachą gruby plik papie­rów pod­szedł do mów­nicy, sta­ran­nie umie­ścił swój bagaż, wło­żył oku­lary i zaczął mówić cichym, mono­ton­nym gło­sem.

Po kil­ku­na­stu minu­tach przez piękną, roz­ja­rzoną set­kami lamp salę powiało nudą.

– Ten nas zamę­czy – wes­tchnął jeden za słu­cha­czy w mun­du­rze puł­kow­nika.

– Że też dia­bli nadali tu naukowca – szep­nął drugi. – Jeżeli on chce to wszystko prze­czy­tać, co przed nim leży, posie­dzimy tu ładne kilka godzin.

Ludzie ci mylili się jed­nak. Wpraw­dzie mówca rze­czy­wi­ście nie odzna­czał się bły­sko­tli­wo­ścią, lecz to, co mówił, było tak nie­zwy­kłe, że słu­cha­cze po pierw­szym odru­chu znie­cier­pli­wie­nia zaczęli się uważ­nie przy­słu­chi­wać, a wkrótce byli bez reszty pochło­nięci refe­ro­wa­nym zagad­nie­niem.

Młody dok­tor mówił o nie­wy­ko­rzy­sta­nym dotych­czas obie­cu­ją­cym orężu, jakim mogą stać się zarazki; o tym, że bada­nia w tym kie­runku są już pro­wa­dzone w kilku kra­jach na świe­cie i że nowa broń może przy­nieść Kra­jowi Wscho­dzą­cego Słońca nie­zwy­kłe korzy­ści.

– Możemy z bak­te­rii stwo­rzyć potężną armię naszych sojusz­ni­ków – mówił. – Możemy zaprząc je do akcji tak nisz­czy­ciel­skiej, jakiej nie byłaby w sta­nie doko­nać żadna inna broń. Naj­bar­dziej nisz­czące bomby, zrzu­cane z tysięcy samo­lo­tów, nie są w sta­nie doko­nać wśród ludzi, zwie­rząt i roślin takiego znisz­cze­nie, jak bak­te­rie. Możemy zabi­jać ludzi masowo, możemy ich gło­dzić przez znisz­cze­nie ich źró­deł żyw­no­ści, a więc zwie­rząt i roślin. Nie­przy­ja­ciel­scy żoł­nie­rze mogą ginąć bez­po­śred­nio wsku­tek cięż­kich cho­rób lub też mogą być zdez­or­ga­ni­zo­wani przez głód i strach. Ostatni etap pro­wa­dzo­nych przez nas badań wyka­zał, że ist­nieją ogromne moż­li­wo­ści zasto­so­wa­nia bak­te­rii jako broni maso­wej zagłady. W szcze­gól­no­ści idzie tu o bak­te­rie dżumy, zna­nej sze­roko pod nazwą „czar­nej śmierci”, dalej cho­lery, tyfusu brzusz­nego i para­ty­fusu, te bowiem dzia­łają rów­nież szybko i rady­kal­nie, a ponadto dają się łatwo roz­sie­wać, co jest rów­nież nie­zwy­kle ważne. Inte­re­su­jąca jest też grupa cho­rób zwie­rzę­cych, takich jak wąglik czy nosa­ci­zna, te bowiem nie tylko ata­kują same zwie­rzęta, lecz i ludzi, powo­du­jąc szyb­kie wyczer­pa­nie i śmierć.

Dalej dr Ishii przy­ta­czał liczne przy­kłady, sypiąc cyframi dzie­siąt­ków i setek tysięcy ofiar pochła­nia­nych przez zarazy, prze­wa­la­jące się przez Europę i Azję.

Dzia­ła­nie zaraz­ków miało w histo­rii – jak wyni­kało z tych wywo­dów – więk­szy wpływ na prze­bieg wojen niż naj­bar­dziej nawet wymyślne plany gene­ra­łów. Fale epi­de­mii dżumy, ospy, cho­lery, mala­rii, żół­tej febry, tyfusu, dyzen­te­rii, grypy – nisz­czyły lud­ność, dzie­siąt­ko­wały armie i zmie­niały prze­bieg wojen.

„Czarna śmierć” była postra­chem Europy w śre­dnio­wie­czu, szcze­gól­nie w czter­na­stym wieku. W ciągu zale­d­wie trzech lat zabiła wów­czas czwartą część całej lud­ność Europy zachod­niej, wylud­nia­jąc wsie i mia­sta.

Oprócz dżumy prze­wa­lały się przez Europę – nie mówiąc już o Azji czy Afryce – fale rów­nie strasz­nych epi­de­mii cho­lery, tyfusu, ospy, kiły, zabi­ja­jąc wie­lo­krot­nie wię­cej ludzi niż wszyst­kie ówcze­sne wojny.

– Z histo­rii pierw­szej wojny świa­to­wej wiemy – mówił dok­tor – jakie spu­sto­sze­nia wśród żoł­nie­rzy w Euro­pie czy­niły zarazki grypy, tyfusu i dyzen­te­rii. Wystar­czy wspo­mnieć, że epi­de­mia grypy hisz­panki, która prze­wa­liła się przez Europę tuż po zakoń­cze­niu wojny, znisz­czyła znacz­nie wię­cej ludzi niż mor­der­cze dzia­ła­nia wojenne w ciągu dłu­gich pię­ciu lat. Jeżeli będziemy roz­pa­try­wać zja­wi­ska w skali świa­to­wej, to jesz­cze dziś stwier­dzamy cho­roby, które powo­dują więk­sze kata­strofy wśród lud­no­ści niż jakie­kol­wiek inne kata­kli­zmy. Mam tu na myśli mala­rię, która co roku zabija ogromną liczbę ludzi. Można więc śmiało powie­dzieć, że wła­śnie zarazki mogą stać się zna­ko­mitą bro­nią maso­wej zagłady. Trzeba tylko umie­jęt­nie je wyko­rzy­stać.

Rzecz sta­wała się coraz bar­dziej cie­kawa. Nie­je­den z uczest­ni­ków zebra­nia po raz pierw­szy dowia­dy­wał się o fak­tach dla sie­bie wręcz rewe­la­cyj­nych.

– Zasta­nówmy się teraz, jakie są moż­li­wo­ści wyko­rzy­sta­nia zaraz­ków pod­czas wojny – rzu­cił dr Ishii kolejne zagad­nie­nie, po czym roz­wi­nął przed słu­cha­czami wizję ata­ków z powie­trza, ziemi i morza, prze­pro­wa­dza­nych przy pomocy owa­dów zara­żo­nych mikro­bami. Owady takie napa­da­łyby na ludzi i zwie­rzęta, wpro­wa­dza­łyby im pod skórę zarazki i w ten spo­sób powo­do­wały epi­de­mie.

Pełen mor­der­czych pomy­słów nauko­wiec nie ogra­ni­czał się do samych zaraz­ków, roz­wi­jał rów­nież myśl sto­so­wa­nia sil­nych jadów do maso­wego zatru­wa­nia rzek, jezior i stu­dzien.

Na zakoń­cze­nie zwró­cił jesz­cze uwagę, że broń bak­te­rio­lo­giczna jest naj­tań­sza, w warun­kach zaś japoń­skich – naj­bar­dziej dostępna i eko­no­miczna.

– Jeżeli chcemy pano­wać nad Azją – mówił – musimy mieć do dys­po­zy­cji broń maso­wej zagłady. Nie mamy zbyt wiele surow­ców potrzeb­nych do pro­du­ko­wa­nia dział, czoł­gów, samo­lo­tów i okrę­tów, mamy jed­nak nie­ogra­ni­czone moż­li­wo­ści pro­du­ko­wa­nia zaraz­ków. Z tych więc wzglę­dów wydaje mi się ważne zwró­cić uwagę moich wielce sza­now­nych słu­cha­czy na pilną koniecz­ność znacz­nego roz­sze­rze­nia badań w zakre­sie przy­go­to­wa­nia broni bak­te­rio­lo­gicz­nej.

Skoń­czyw­szy, skło­nił się z sza­cun­kiem, sta­ran­nie pozbie­rał notatki i odszedł na swoje miej­sce. Na sali przez długą chwilę pano­wała cisza.

Przy­ta­czane przez mówcę argu­menty były silne i prze­ko­ny­wa­jące, można więc było przy­pusz­czać, że myśli dr Ishii znajdą wśród zgro­ma­dzo­nych spe­cja­li­stów woj­sko­wych pozy­tywny oddźwięk. Istot­nie bowiem, jeśli można nisz­czyć wro­gów masowo, rady­kal­nie i tanio, to nie pozo­staje nic innego, jak tę zna­ko­mitą broń jak naj­szyb­ciej wyko­rzy­stać.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. (dosł. 10 000 lat!) Japoń­ski okrzyk wyra­ża­jący radość, uzna­nie, pozdro­wie­nie. [wróć]