Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
15 osób interesuje się tą książką
CZY MIMO SKOMPLIKOWANEJ PRZESZŁOŚCI TA DWÓJKA MA JESZCZE SZANSĘ NA WSPÓLNY HAPPY END?
Julka została sama. Bez brata w Warszawie żyje jej się trudno. Nie rozumie też, dlaczego Dagmara z dnia na dzień zerwała z nią kontakt i opuściła stolicę. W swojej samotności nie sądziła, że na jej drodze stanie ten, którego już dawno skreśliła.
Kilka lat temu połączyło ich uczucie, coś wyjątkowego. Tak przynajmniej sądziła Julka. Pomyliła się. Kuba, przyjaciel jej brata, zabawił się jej kosztem, wykorzystał jej naiwne serce. Teraz wraca, by ją odzyskać. Tylko czy dziewczyna na to pozwoli? Jak będzie tym razem? Jakie losy czekają Julkę? Zwłaszcza że na jej drodze stanie największy wróg jej brata, Łysy.
Ostatnia część diabelskiej serii, w której nie zabraknie również Dagmary i Marcela.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 381
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
Oddaj mi go!
Odzyskam cię!
Paragraf na diabła
My Best Friend’s Dad
Siostra diabła
W PRZYGOTOWANIU
Odzyskam twoje zaufanie!
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Aldona Skrzypoń-Powroźnik, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Patrycja Kiewlak
Zdjęcie na okładce: © by Muhammad Basas - Freepik.com
Ilustracje wewnątrz książki: © by Kirill Veretennikov/iStock
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
ISBN 978-83-8290-517-5
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Epilog
WioliZa motywujące i podnoszące na duchu rozmowyDziękuję!
Niniejszy utwór jest fikcją literacką.Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci, miejsc czy wydarzeń jest czysto przypadkowe.To tylko wytwór mojej wyobraźni ;).
Prolog
Julka
Nie tak miał wyglądać początek października. Właśnie miałam świętować rozpoczęcie nowego roku akademickiego. Drugi rok weterynarii. Studia, o których marzyłam od zawsze. Życie, które zaplanowałam, będąc małą dziewczynką, stało pod znakiem zapytania. Śmierć mojego brata mnie podłamała. Rodzice chcieli, abym wróciła w rodzinne strony, ale postanowiłam zostać w stolicy, do której tak parłam ze względu na mieszkającego tu niegdyś brata.
Wegetowałam na kanapie, jednym okiem oglądając jakiś durny program w telewizji. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosłam się ze swojej strefy komfortu, szybko ogarniając wzrokiem mieszkanie.
– Przydałoby się tu w końcu posprzątać – jęknęłam z żalem. – Cóż, najwyżej gość szybciej wyjdzie – dodałam, wzruszając ramionami.
Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. W progu stał człowiek, którego w życiu bym się nie spodziewała. Człowiek, którego kiedyś bardzo kochałam i do którego pozostał jedynie sentyment. Wyłącznie dlatego, że był moim pierwszym.
– Czego chcesz? – rzuciłam, otulając się wełnianym swetrem.
– Przyszedłem sprawdzić, jak sobie radzisz – odparł tym swoim seksownym i ochrypłym głosem.
– Znowu? – zapytałam kpiąco.
Dwa lata temu, kiedy mój brat trafił do więzienia, też przyszedł sprawdzić, jak się trzymam.
– Jak widzisz, radzę sobie świetnie.
Wskazałam na mój brudny, poplamiony sosem, rozciągnięty dres. Moja fryzura i brak makijażu też były oznaką radzenia sobie z sytuacją.
– Jeśli to wszystko, chcę wrócić do swoich zajęć.
– Czyli do czego? – dopytał się, gdy chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem.
– A to już akurat nie jest twoja sprawa. Już nie – podkreśliłam wyraźnie.
Chwycił drzwi i uniemożliwił mi ich zamknięcie.
– Zaczekaj.
– Na co? Po co przyszedłeś?! – podniosłam głos zirytowana.
– Już mówiłem – wyjaśnił spokojnie, na co przewróciłam oczami.
– No i udzieliłam odpowiedzi. Przekonałeś się, że wyglądam jak kupka nieszczęścia, więc teraz wracaj do swojego poukładanego życia, a mnie zostaw w spokoju.
– Nie myśl, że jego śmierć mnie obeszła – ciągnął rozmowę, której ja za nic nie chciałam kontynuować.
Prychnęłam poirytowana.
– Posłuchaj, jesteś tchórzem. Cholernym tchórzem. Marcel umarł, to twoja odwaga nagle powróciła?
– Wiem, że to wtedy zjebałem. Wybacz mi.
Zaśmiałam się, jednocześnie kręcąc głową.
– Nie chcę cię znać, rozumiesz? Wynoś się i nigdy więcej nie wracaj.
Rozdział 1
Julka
Byłam naiwna, sądząc, że Dagmara w końcu odbierze. Rozumiałam, że cierpi. Jej córka straciła ojca, a ona miłość swojego życia. Ale ja również poniosłam ogromną stratę. Marcel był moim bratem.
Poznałam ją i zaprzyjaźniłyśmy się. Nie sądziłam, że zerwie ze mną kontakt, tym samym odbierając mi szansę na spotkania z Zuzią, moją bratanicą.
Cierpliwie czekałam, łudziłam się, że Dagmara w końcu się odezwie. Tak się jednak nie stało. Postanowiłam pojechać do niej i poprosić o pomoc jej rodziców. Może oni pozwoliliby mi zobaczyć Zuzię…
Kawiarnia, w której pracowałam, mieściła się kilkaset metrów od sądu. Główną część naszych klientów stanowili pracownicy tej instytucji, prawnicy oraz sędziowie. Podniosłam głowę znad lady, aby przywitać kolejnego gościa. Wyprostowałam się, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. To był prokurator Baranowski. Przełknęłam ślinę, a potem lekko się do niego uśmiechnęłam.
– Dzień dobry, Julio – przywitał się, zatrzymując przede mną.
– Dzień dobry. Jak miło pana widzieć – odparłam.
Postawił aktówkę na krześle, ale sam nie usiadł na sąsiednim. Oparł się dłonią o blat lady.
– Podać coś? Mamy dziś czekoladowe muffinki. Jeszcze cieplutkie – zaproponowałam jak każdemu innemu klientowi.
– Nie, dziękuję. Żona by mnie chyba zabiła – odparł z uśmiechem. – Dba ostatnio o moją dietę – dodał, dotykając swojego brzucha.
– Żartuje pan? Świetnie pan wygląda.
– Bardzo ci dziękuję za ten komplement. Nie będę niczego zamawiał – westchnął. – Przyszedłem w innej sprawie. Przysyła mnie Dagmara.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
– No właśnie, dlaczego nie odbiera ode mnie telefonów? – W moim głosie można było wyczuć rozżalenie. – Naprawdę ma mnie dość? Mnie i mojej rodziny?
– Wiesz… – Przerwał, zbierając myśli. – Trudno jej jest po śmierci Marcela.
Serce mnie zakłuło na wspomnienie imienia brata.
– Postanowiła wyjechać.
Zmarszczyłam brwi. Zaskoczył mnie tym zupełnie.
– Wyjechać? Dokąd?
– Do Poznania.
Zmrużyłam oczy i przyjrzałam mu się uważnie. Nie wiedziałam o żadnych powiązaniach dziewczyny z tym miastem.
– Poznań? Dlaczego właśnie Poznań? Co ona tam będzie robić?
– Udało mi się załatwić jej pracę w kancelarii u jednego z lepszych prawników w kraju.
Kiwnęłam głową.
– A co z Zuzią? Kto się nią zajmie?
– Moja kuzynka tam mieszka, pomoże im. Poza tym wspominała coś o żłobku.
– Rozumiem – odparłam smutno, zwieszając głowę. – Dlaczego nie chciała mi tego powiedzieć osobiście albo chociaż przez telefon? – zapytałam, ponownie na niego spoglądając.
– Bała się, że się rozklei. Zbyt bardzo przypominałabyś jej o Marcelu. Julia, zrozum ją. Wiem, że to trudne, ale w jednej chwili jej świat się zawalił. Potrzebowała właśnie tego wyjazdu, aby się podnieść.
Ponownie kiwnęłam głową, choć jego odpowiedź nie do końca mnie satysfakcjonowała. Ona zwyczajnie uciekała. Odcinała mnie od siebie i od bratanicy. Traktowałam Dagę jak starszą siostrę, której nigdy nie miałam. Choć znałyśmy się krótko, pokochałam ją jak członka rodziny. Chciałam tylko móc je widywać. Czy to tak dużo?
– Rozumiem, że chciałaby, abym więcej nie dzwoniła i nie szukała z nią kontaktu?
Baranowski lekko się uśmiechnął. Było mu niezręcznie.
– W takim razie proszę uspokoić córkę i przekazać, że z mojej strony to koniec tematu. Proszę też życzyć jej powodzenia. – Mój głos zaczął się łamać, czułam, że się rozklejam. – Przepraszam, ale muszę wracać do pracy.
Nie czekając na jego odpowiedź, chwyciłam tacę i szmatkę. Podeszłam do stolika, który klienci opuścili kilka minut wcześniej. Zaczęłam zbierać naczynia, kiedy usłyszałam dzwonek nad drzwiami. Odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że Baranowski wyszedł. Westchnęłam i przymknęłam na moment powieki. Zagryzłam wargę, uświadamiając sobie, że właśnie zostałam zupełnie sama w wielkim mieście. Moje nadzieje ulotniły się bezpowrotnie wraz z pojawieniem się prokuratora.
Przygotowałam stolik dla kolejnych klientów, po czym wróciłam za ladę. Tam czekała na mnie właścicielka kawiarni, pani Zosia. Jej spojrzenie było pełne troski i współczucia. Być może dostrzegła moje mokre policzki.
– Jak się czujesz? – spytała, kiedy podeszłam bliżej.
Nie odpowiedziałam, po prostu wzruszyłam ramionami.
– Kim był ten mężczyzna?
– Pani Zosiu, bardzo przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Nie będę w czasie pracy załatwiać osobistych spraw. Obiecuję.
Położyła dłoń na moim ramieniu i potarła je. Uśmiechnęła się lekko.
– Spokojnie, moje dziecko. Pytam z czystej ciekawości.
Zerknęłam w kierunku wyjścia. Zza szyby dostrzegłam Baranowskiego wsiadającego do auta.
– To był niedoszły teść mojego zmarłego brata. – Przeniosłam wzrok na kobietę. – Właśnie poinformował mnie, że jego córka z wnuczką wyjechały do Poznania i że nie chcą mieć ze mną żadnego kontaktu.
– Bardzo mi przykro. Wiesz, że zawsze możesz liczyć na mnie i mojego męża?
Jedyny syn pani Zosi i pana Kazimierza wyjechał do Anglii pięć lat temu i zerwał z nimi kontakt. Chcieli zatrzymać go w kraju, oferując mu prowadzenie kawiarni, on jednak miał zbyty szerokie horyzonty. Wzgardził ich darowizną, wyprowadził się i ślad po nim zaginął. Traktowali mnie jak przybraną córkę, choć patrząc na wiek, mogłam być nawet ich wnuczką.
– Wiem, i jestem wam za to bardzo wdzięczna. Ostatni czas nie był dla mnie łaskawy, a wy pozwoliliście zachować mi posadę, w dodatku dając czas na regenerację.
– Co cię relaksuje? Odpręża? – spytała, a ja poczułam się lekko zdezorientowana. – No wiesz, co robisz, żeby nie myśleć o problemach i troskach?
Pokręciłam głową.
– Nie mam nic takiego.
– A jak byłaś młodsza? Co sprawiało ci największą radość?
– Zwierzęta – odparłam automatycznie.
Z szerokim uśmiechem na ustach przypomniałam sobie zagrodę i stajnię babci Stasi.
Szczerze zatęskniłam za tamtymi czasami.
– No i masz odpowiedź. Poszukaj w Internecie schroniska albo zoo. Może szukają jakiejś wolontariuszki.
– Nie będę miała na to czasu. Poza tym po uczelni chcę tu przychodzić. Pomagać wam, odwdzięczyć się za serce, które mi okazaliście.
– Raz w tygodniu nie znajdziesz czasu, aby wyjść z jakimś psiakiem na spacer? Pomyśl.
Odwróciłam się i ogarnęłam salę wzrokiem. Zebrałam myśli i po chwili zastanowienia przyznałam pani Zosi rację.
– Może to nie jest głupi pomysł. Będę musiała odbyć praktyki w tym roku, może się gdzieś zahaczę wcześniej. Może…
Dzwonek nad drzwiami, zwiastujący kolejnego gościa, przerwał mi w pół zdania. Automatycznie spojrzałam w tamtym kierunku. Przede mną stał mężczyzna, którego dobrze znałam. Zsunął z nosa okulary przeciwsłoneczne, a potem uśmiechnął się kącikiem ust.
To, że miał trzydzieści lat, niewątpliwie działało na jego korzyść. Był przystojny, męski, a jego niebieskie oczy i potargane blond włosy dodawały mu młodzieńczego uroku. Miał na sobie granatowy podkoszulek i ciemne jeansy.
– No nie, jeszcze tego mi tu potrzeba – jęknęłam pod nosem, odwracając się.
– Znasz go? – spytała pani Zosia, wpatrując się w Kubę.
– Niestety – rzuciłam, zanim usłyszałam za plecami jego „dzień dobry”.
Moja szefowa uprzejmie się uśmiechnęła, przywitała go, po czym nachyliła się w moją stronę.
– Niezłe ciacho – przyznała.
Spojrzałam na nią zdezorientowana.
– No, co? Też byłam kiedyś młoda, poza tym nie jestem ślepa. Kazimierz przysłania mi cały świat, ale bez przesady. Myślisz, że on nie zawiesza oka na jakichś młódkach?
– Nieważne. I tak nie jestem zainteresowana rozmową z tym panem – odpowiedziałam jej na tyle głośno, aby Kuba to usłyszał.
W odpowiedzi prychnął, czym mnie zirytował.
Ostatkiem sił powstrzymywałam się, aby nie wykrzyczeć mu w twarz naszej przeszłości. Sądziłam, że to przepracowałam, lecz gdy tylko pojawiał się w pobliżu, wszystkie wspomnienia wracały jak bumerang.
– Idę na kuchnię – powiedziała pani Zosia, na co ja przewróciłam oczami.
Westchnęłam zrezygnowałam. Zostawiała mnie z nim samą.
– Tylko nie wystraszcie mi klientów – dodała, zanim zniknęła za drzwiami prowadzącymi na zaplecze.
– Już? Skończyłaś? – zapytał bezczelnie.
Odwróciłam się do niego i napotkałam jego rozbawioną twarz. Moje wzburzenie zamieniło się w wkurwienie.
– Czy ja ostatnio nie wyraziłam się zbyt jasno? – warknęłam przez zaciśnięte zęby. – Miałeś dać mi spokój.
– Ale nie potrafię.
Przewróciłam oczami, a potem się zaśmiałam.
– Pogadajmy.
Pokręciłam głową.
– Nie mam czasu, jestem w pracy. Poza tym nie mam ochoty. Wyjdź i daj mi spokój – rzuciłam, a potem ruszyłam przed siebie.
– Pogadaj ze mną – poprosił, idąc za mną.
– Nie. – Spojrzałam na niego przez ramię.
– Musisz być tak cholernie uparta?
Zatrzymałam się i odwróciłam. Zbliżył się do mnie na tyle, abym mogła poczuć jego zapach. Ten sam, który kiedyś zostawiał na mojej skórze.
– Uderzyłeś się w głowę?
Uniósł brew.
– Próbuję zrozumieć, dlaczego tutaj jesteś. Nie pamiętasz, co mi zrobiłeś? Nie chcę mieć z tobą do czynienia. Jesteś dla mnie nikim – wyjaśniłam, patrząc mu głęboko w oczy.
– Nie wierzę ci – odpowiedział pewnie.
Nie chciałam wdawać się z nim w żadne dyskusje. W kawiarni byli klienci. Nie płacili za przedstawienie.
Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku, który obrałam wcześniej. Stolik pod oknem, w rogu.
– Kłamiesz. – Usłyszałam za plecami.
Zaśmiałam się, jednocześnie zbierając brudne filiżanki po kawie. Stanął przy mnie, próbując dotknąć mojego ramienia. W porę się odsunęłam. Po raz kolejny spojrzałam mu głęboko w oczy.
– Nie widzę sensu tej rozmowy. Co chcesz tym osiągnąć? O co ci tak naprawdę chodzi?
– Chcę, żebyś mi wybaczyła.
– To niemożliwe – powiedziałam, ciężko westchnąwszy. – Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, pozwól, że wrócę do pracy.
– Boisz się – podsumował.
Pokręciłam głową. Zbliżył się do mnie, a potem przyjrzał uważnie mojej twarzy.
– Mówiłem. Kłamałaś. Czuję, jak twoje ciało drży.
– To źle czujesz – prychnęłam.
– Oszukuj się dalej. Następnym razem…
– Następnym razem? – weszłam mu w zdanie. – Kuba, daj mi spokój.
Wziął ode mnie tacę i postawił ją na stoliku.
– Myślisz, że tak łatwo odpuszczę? – Spojrzał na moje usta. – Znów będziesz moja – dodał pewnie, po czym pocałował mnie z zaskoczenia.
Początkowo stawiałam mu opór, ale kiedy chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, poczułam ciepło jego ciała, któremu nie umiałam się oprzeć. Odwzajemniłam pocałunek, a nawet chwyciwszy za brzegi podkoszulka, przyciągnęłam go bliżej. Chciałam więcej, niestety.
– Mówiłem, kłamałaś – wyszeptał w usta, gdy się ode mnie oderwał. – Nie jestem dla ciebie nikim.
– Jesteś w tej hierarchii znacznie niżej – wyjaśniłam, ocierając nabrzmiałe od pocałunku wargi. – Wyjdź stąd i więcej nie wracaj.
Musnął dłonią mój policzek. Od razu odsunęłam jego rękę.
– Do zobaczenia, słoneczko.
Odprowadziłam go wzrokiem, a gdy zamknął za sobą drzwi, ciężko westchnęłam.
– Głupia, głupia, głupia – karciłam się, zagryzając dolną wargę. – Nigdy więcej mu nie ulegniesz. Nawet, gdyby stanął przed tobą zupełnie nago.
Rozdział 2
Julka
Spotkanie z Kubą wyprowadziło mnie z równowagi. Duża liczba klientów i ich obsługa pozwoliły mi momentami nie myśleć o nim.
Po skończonej zmianie wyszłam z kawiarni, a potem szczelnie owinęłam się kurtką. Było parę minut po osiemnastej, a już zapadał zmrok. Dodatkowo chłodny wiatr i lekka mżawka działały na mnie drażniąco. Jakby mój dzień nie był wystarczająco beznadziejny. Marzyłam tylko o gorącym prysznicu i wieczorze z książką pod kocem. Szybko pobiegłam na przystanek autobusowy, skąd za kilka minut odjechałam w kierunku swojego mieszkania.
Dzieliłam je ze współlokatorką, Andżelą. Miała dwadzieścia lat, studiowała na tej samej uczelni i nie pochodziła z Warszawy. Na tym podobieństwa się kończyły. Dziewczyna była przebojowa, lubiąca brać z życia garściami. Jej studia nie były tak wymagające jak moje, mogła zatem pozwolić sobie na kilka imprez w ciągu tygodnia.
Początkowo sądziłam, że mieszkanie z nią to dobry pomysł, cóż… do pierwszej orgii, którą sobie urządziła z dwoma mężczyznami. Pokłóciłyśmy się wtedy i nie rozmawiałyśmy dwa tygodnie. Rozglądałam się nawet za nowym lokum, ostatecznie jednak odłożyłam to na bok, kiedy zapewniła, że taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzy.
Musiałam przyznać, że pomogła mi, gdy Kuba mnie rzucił. Rozweselała, upijała i wyciągnęła na miasto. Nigdy nie było to jednak moją bajką.
Dla mnie od zawsze priorytetem była nauka. W liceum i później na studiach starałam się zawsze dawać z siebie sto procent.
Miałam dobrą pamięć, również tę fotograficzną.
Między innymi dlatego uznałam, że weterynaria, inaczej zwana medycyną zwierzęcą, będzie dla mnie najlepszym wyborem. Zdawałam sobie sprawę, że to niezwykle trudne studia, ale czy życie z pasją nie jest lepsze od tego całkowicie jej pozbawionego? Czy nie lepiej przeżyć życie, robiąc to, co się naprawdę kocha?
Z książką w ręku, kocem na nogach i z gorącą herbatą na stoliku zalegałam na kanapie.
Co jakiś czas powracałam myślami do dzisiejszych wydarzeń. Byłam osobą, która długo trawiła pewne sprawy. Może sama się nakręcałam, ale inaczej nie umiałam. Analizowałam wszystko niejednokrotnie, wymyślając różne scenariusze. Kiedy właśnie myślałam o tym, aby po raz kolejny zadzwonić albo chociaż napisać do Dagi, w salonie zjawiła się Andżela.
– Wow – jęknęłam z uznaniem. – Wybierasz się gdzieś? – zapytałam, przyglądając się jej uważnie.
Wyglądała seksownie i wyzywająco. Piękny makijaż, choć ciężki, dodawał jej nie tylko lat, ale i drapieżności. Opięta, złota sukienka ledwo zakrywająca pośladki, z wielkim dekoltem, od którego nie dało się oderwać wzroku. Długie brązowe i pofalowane włosy zarzuciła na prawe ramię.
– Umówiłam się z koleżankami z roku – odparła, przysiadając obok na kanapie.
Podkuliłam nogi, aby zrobić jej więcej miejsca.
– Kornelia ma dziś urodziny, a jak sama wiesz, każda okazja dobra, żeby się napić – wyjaśniła, wzruszając ramionami.
Pochyliła się i zapięła paseczek jednego z sandałków na wysokim obcasie. Po chwili zrobiła to samo z drugim.
– Mam dziś włożyć stopery do uszu? – spytałam, mając na uwadze częste nocowanie jej „gości na jedną noc”.
– Nie planuję dzisiaj wracać – burknęła, podnosząc się z kanapy. – Jutro to ja mam zamiar obudzić się w obcym domu.
– Okej – przytaknęłam z ulgą.
Andżela przyjrzała mi się z politowaniem. Tak, w porównaniu z nią wyglądałam jak gówno.
– Co masz taką minę?
– Trudny dzień. – Machnęłam ręką.
– Mam jeszcze trochę czasu. Możemy pogadać – zaproponowała znienacka.
Opowiedziałam jej o wizycie ojca Dagmary i o tym, jak zrobiło mi się z tego powodu przykro. Andżelika była świadkiem mojego oswajania się ze śmiercią Marcela. Wiedziała, jak bardzo potrzebowałam wtedy pomocy. Także tej ze strony Dagi. Tyle że zamiast w niedoszłej bratowej miałam wsparcie we współlokatorce. Do końca wierzyłam, że kontakt z Dagmarą i Zuzią pomoże mi szybciej stanąć na nogi. Cóż, najwyraźniej Daga nie odczuwała takiej potrzeby.
– A to głupia pizda – skomentowała, kiedy skończyłam.
Zrugałam ją wzrokiem.
– No co? Od razu się na niej poznałam – dodała, po czym prychnęła. – Wielka mi pani mecenas – zakpiła.
– Poznałaś się na niej? Przed czy po tym, jak dała ci z liścia? – Zirytowała mnie swoimi słowami.
Miałam prawo gniewać się na Dagmarę i decyzję, jaką podjęła, a mimo to nie przeszło mi przez myśl, żeby tak źle o niej pomyśleć. Pogodziłam się z faktem i go zaakceptowałam.
– Dobra, zostawmy to. – Machnęła ręką i poprawiła włosy. – I tylko to? – dopytała się, mając na myśli „mój trudny dzień”.
Pokręciłam głową.
– Był też Kuba – westchnęłam, a potem przymknęłam oczy. – Nie daje mi spokoju. Nie daje mi szansy zapomnieć.
– Tym twoim chłoptasiem to w sumie mogę się zająć.
Uniosłam powieki i posłałam jej zaskoczone spojrzenie. Ona i Kuba? Nie. Nigdy bym na to nie pozwoliła.
– Co masz na myśli? – dopytałam się, marszcząc brwi.
Ona swoimi zatańczyła i szeroko się uśmiechnęła.
– Nie mówisz tego poważnie.
Moje serce ścisnęło się nienaturalnie.
– Poważnie – przyznała, wzruszając ramionami, jakby uwodzenie faceta swojej koleżanki było czymś oczywistym i normalnym. – Niezła z niego dupa, a skoro ty go nie chcesz…
Odłożyłam książkę na kanapę, zrzuciłam z siebie koc, a potem zrównałam się z nią.
– Był moim pierwszym. Znasz naszą historię. Naprawdę byś mi to zrobiła?
Westchnęła i przewróciła oczami.
– Jezuuu, nie dramatyzuj. Przecież sama powiedziałaś, że go nie chcesz. Zabawiłabym się tylko. Nie mam zamiaru się z nim wiązać.
– Może dla ciebie to tylko seks, ale nie dla mnie – zaznaczyłam wyraźnie. – Koleżanki sobie tak nie robią.
Wybuchnęła śmiechem.
– Pies ogrodnika – rzuciła, patrząc mi prosto w oczy.
Zacisnęłam mocno zęby, aby nie dać się sprowokować. Gotowałam się ze złości.
– W tym właśnie rzecz. To jest twój problem. – Wskazała na mnie palcem. – On jest chodzącą seksmaszyną, a ty? – Spojrzała na mnie lekceważąco. – Co mogłabyś mu zaoferować? Co jesteś mu w stanie dać? Jesteś nudna i dlatego wam nie wyszło. Ogarnij się – rzuciła z przekąsem.
Odwróciła się i zakołysała biodrami.
– Bo nie mam tak głębokiego gardła jak ty?
Odwróciła się z szerokim uśmiechem na ustach i spojrzała na mnie ponownie.
– Umiem ich zadowalać – odparła dumnie. – I robię to tak dobrze, że chcą się spotkać po raz kolejny. I wiesz, co jest w tym najlepsze? Że to ja. – Wskazała na siebie. – Ja zrywam z nimi kontakt. Gdybym chciała, każdy z nich jadłby mi z ręki, a co drugi zostawiłby dla mnie żonę.
Ściągnęłam brwi. Momentalnie poczułam do niej coś w rodzaju odrazy.
– Rozbijasz rodziny? – Czułam się coraz bardziej zdegustowana tą rozmową.
Andżela ponownie wybuchnęła śmiechem.
– Ja? Ja się po prostu dobrze bawię. – Pokręciła głową. – Na tym polega życie.
– I nie widzisz w tym niczego złego?
– Jak ty mało wiesz o życiu… Widać, że jesteś z małej pipidówy.
Przysiadłam na oparciu kanapy, mierząc ją od stóp do głów.
– Dobrze wiedzieć, co o mnie sądzisz. Przypominam ci, że ty również jesteś z takiej pipidówy.
– Ale tym nie emanuję. Dobra, spadam. – Machnęła dłonią. – Nie chcę się kłócić.
– Już to zrobiłyśmy – zaznaczyłam. – Poszukam sobie nowego mieszkania.
Wzruszyła ramionami, nie odrywając ode mnie wzroku. Sięgnęła po czarną ramoneskę leżącą na oparciu fotela, a potem ją włożyła.
– Jeśli właśnie tego chcesz… Na twoje miejsce z łatwością znajdę kogoś nowego. Nara – rzuciła na odchodne.
Rozejrzałam się po mieszkaniu i westchnęłam. Naprawdę je lubiłam. Miałam z nim wiele dobrych wspomnień, ale jego największym atutem był tani czynsz w porównaniu z innymi lokalizacjami w Warszawie.
Chciałam rozpocząć poszukiwania od razu. Sięgnęłam po laptop leżący na stole; zanim jednak uruchomiłam Internet, spojrzałam na jeden z folderów na pulpicie. Były w nim zdjęcia mojego zmarłego brata. Tęskniłam za nim i jego radami. Często prosiłam go o pomoc. Z pewnością i tym razem podpowiedziałby mi, co robić.
Westchnęłam, po czym otworzyłam plik. Moim oczom ukazał się Marcel ze swoją córeczką na rękach. To były jej pierwsze urodziny. Była też Dagamara i jej rodzina. Poczułam ukłucie w sercu, kiedy przyglądałam się ich trójce. Szczęśliwi i tak zakochani w sobie. To smutne i przerażające, że w taki właśnie sposób potoczyło się ich życie.
Kiedy skończyły się zdjęcia urodzinowe, pojawiły się inne. Przedstawiały „ekipę” mojego brata. Oglądałam je kilka razy, wiedziałam, że na następnych fotografiach zobaczę Kubę. Mimo wszystko naciskałam prawą strzałkę, aż do skutku.
W końcu go zobaczyłam.
Przyjrzałam mu się uważnie. Nie odrywając wzroku od ekranu, przyłożyłam dłoń do ust, rozpamiętując jego dzisiejszy pocałunek. Westchnęłam, kiedy dotarło do mnie, że moje uczucie nie umarło. Miałam w pamięci jego zapewnienie. Nie odpuści, póki mu nie wybaczę. Nie da mi spokoju, bo byłam jego.
Czy potrafiłabym oddzielić grubą kreską to, co było, od tego, co mogłoby być?
Rozdział 3
Julka
Zamknęłam notes do higieny zwierząti wpakowałam go do torby na jedno ramię. Wyszłam z sali na korytarz, przeciskając się między rówieśnikami. Przymknęłam powieki i nabrałam mocno powietrza do płuc.
Tego mi brakowało.
Może dla kogoś z boku byłam trochę dziwna, ale naprawdę szczerze tęskniłam za nauką.
– Dopiero tydzień temu zaczął się semestr, a ten już wyskoczył z kolokwium – wyrzuciła, idąca obok mnie Kinga.
Moja koleżanka z roku – ambitna, ale równocześnie niezwykle humorzasta i straszliwa maruda. Lubiłam ją pomimo tego. Poznałyśmy się przed dziekanatem, tuż przed rozpoczęciem pierwszego semestru. Od razu przypadłyśmy sobie do gustu. Kinga była wysoką, szczupłą brunetką o zniewalającym spojrzeniu. Chyba nawet sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Przyciągała wzrok. Kobiety mogły zazdrościć jej pięknych, długich i gęstych włosów, które naturalnie się falowały, tworząc wymarzony efekt glamour.
– A czego ty się spodziewałaś? To są studia weterynaryjne – odparłam z lekkim uśmiechem, na co ona wzruszyła ramionami.
– Jeszcze się nie wdrożyłam.
Zaczęłyśmy rozmawiać na temat dzisiejszego wykładu, kiedy na schodach dogonił nas Sylwek. Stanął między nami i otoczył nas ramionami.
– A ta znów narzeka? – dopytał się, zaczepiając Kingę.
Spojrzał na nią maślanym wzrokiem, a ta, jak zwykle nie dostrzegając tego, próbowała wyswobodzić się z jego uścisku.
Sylwek mimo że był naszym rówieśnikiem, wyglądał nieco doroślej. Dzięki zarostowi i mocnej postawie, nad którą pracował na siłowni, prezentował się niezwykle męsko i dojrzale.
– Jak ty mnie dobrze znasz – rzuciła kąśliwie, po czym pokazała mu język.
Zachichotałam, gdy niczym urażona dziewczynka wyrwała do przodu.
– Jak dzieci – burknęłam pod nosem.
– A ją co ugryzło?
Westchnęłam w odpowiedzi.
– Myślisz, że przegiąłem? – dopytał się, patrząc na odchodzącą brunetkę.
– Znasz ją. Fochy to jej specjalność.
– Moja księżniczka – wypalił, po czym od razu się speszył.
Uśmiechnęłam się szeroko.
– No, w końcu się przyznałeś – odparłam z uznaniem.
– I tak nie mam u niej szans. Widzisz. – Wskazał ręką w jej kierunku. – Zawsze tak na mnie reaguje. Nie lubi mnie. – Wzruszył ramionami.
– Przesadzasz. – Poklepałam go po umięśnionym ramieniu. – Chodź, dogonimy ją. Może uda ci się ją przeprosić – zażartowałam.
Podbiegliśmy do idącej jakieś trzydzieści metrów przed nami Kingi. Dzięki długim nogom nieźle zasuwała. Kiedy już byliśmy za nią, chwyciłam ją za ramię.
– Obraziłaś się na nas? – zapytałam, próbując zapanować nad oddechem.
Sport to nie była moja mocna strona, o kondycji nie wspominając.
– Na ciebie nie – odparła, lekceważąc obecność Sylwka.
Przewróciłam oczami w duchu.
– To może zanim się rozejdziemy, jakieś piwko i pizza? Ja zapraszam – zaproponował brunet.
– Chcesz mnie utuczyć? – warknęła na niego. – Wiesz, ile będę musiała ćwiczyć, żeby spalić te węglowodany?
Spojrzałam na nią zdezorientowana. Sylwek zrobił podobnie.
– A od kiedy ty liczysz kalorie? – dopytałam się, bo czułam, że coś mnie ominęło.
– Od dwóch tygodni jestem na ścisłej diecie. Muszę zgubić tyłek i wymodelować uda.
Mimowolnie spojrzałam na jej kobiece krągłości.
Cholernie jej ich zazdrościłam. Ja nie miałam tyłka i z przodu też nie byłam jakoś szczególnie wyposażona. W przeciwieństwie do niej. Miała szerokie, seksowne biodra, w dodatku pełny biust, niemal wylewający jej się z dekoltu.
– Według mnie to ty masz najlepszy tyłek świata – wypalił nagle Sylwek, gapiąc się na jej biodra. – I niezwykle kobiece kształty – dodał z uznaniem.
Dostrzegłam, jak mocno przełyka ślinę, jeszcze moment i potrzebny by mu był śliniaczek. Kindze nie spodobał się jego komentarz. Zrobiła się czerwona ze złości, założyła ręce na piersiach, a potem uniosła wysoko jedną brew.
– Serio, powiedziałeś to? – warknęła przez zaciśnięte zęby.
Sylwek momentalnie zrobił się purpurowy. Chciałam mu pomóc, więc pospiesznie się dopytałam:
– Dobra, to może powiesz, dlaczego się odchudzasz? – Oderwała wściekły wzrok od chłopaka i przeniosła spojrzenie na mnie. – Jakoś nigdy nie zwracałaś uwagi na to, co jesz.
– W wakacje poznałam zajebistego faceta. Normalnie ideał. – W jednej sekundzie się rozpromieniła. Zaczęła opowiadać o wysokim brunecie z zarostem.
Kątem oka spojrzałam na Sylwka. Był smutny, po chwili zwiesił głowę i podrapał się nerwowo po karku.
Chwyciłam go za ramię i posłałam pocieszający uśmiech. Kiwnął, a potem przerywając Kindze w pół zdania, pożegnał się, po czym ruszył w przeciwną stronę.
– A tego co ugryzło? – dopytała się, ale zbytnio się nie przejęła. – Dobra, nieważne. – Machnęła ręką. – Mówię ci, Miłosz jest… mega. Musisz go poznać. Koniecznie.
– Taaa. – Spojrzałam w kierunku oddalającego się chłopaka. – Koniecznie – powtórzyłam.
Wyszłyśmy przed uczelnię, gdzie miałyśmy się pożegnać. Kinga jeździła autem, a ja zmuszona byłam korzystać z tramwaju. Mieszkałyśmy w innych częściach Warszawy, więc nie mogłam zabierać się z nią. Nie narzekałam jednak. Studiowanie weterynarii właśnie w tym mieście było warte poświęceń. Warte stania w korku i marznięcia na przystanku.
– Cześć. – Usłyszałam za plecami znajomy głos.
Zanim skojarzyłam, do kogo należał, odwróciłam się. Zmarszczyłam brwi, nie spodziewałam się go.
– Co ty tu robisz? – zapytałam automatycznie.
– Przyjechałem po ciebie – odparł z szerokim uśmiechem.
Musisz być taki przystojny?
– Niepotrzebnie. – Udałam, że jego uśmiech nie zrobił to na mnie wrażenia. – Nie wracam do mieszkania.
Chciałam powiedzieć coś więcej, ale do rozmowy wtrąciła się Kinga, pytając, czy ją przedstawię. Spojrzałam na nią, a potem przewróciłam oczami, widząc, jak ślini się na widok Kuby.
– Nie mówiłaś, że masz faceta – kontynuowała. – I to, niezłego faceta – dodała, nie dbając o ściszenie głosu.
Kuba wyraźnie słyszał jej komplement.
– Kinga. – Zrobiła krok w jego stronę. Wyciągnęła dłoń przed siebie, którą brunet natychmiast ujął.
– Kuba – odparł z uśmiechem.
Przymrużyłam powieki, obserwując tę scenkę. Czy poczułam się zazdrosna o uśmiech, którym ją obdarzył? Troszeczkę. No dobra, może trochę bardziej.
– Bardzo mi miło poznać, jak mniemam, przyjaciółkę mojej dziewczyny. – Spojrzał na mnie jednoznacznie.
Mimowolnie pokręciłam głową i prychnęłam poirytowana.
– No dobra, to ja spadam. Bawcie się dobrze – dodała, a potem pocałowała mnie w policzek. – Czekam jutro na szczegóły – wyszeptała na ucho, a kiedy się oddaliła, puściła jeszcze oczko.
– Świetnie. Teraz nie da mi żyć. Musiałeś?
Kuba uśmiechnął się lekko.
– Przecież to kwestia czasu – powiedział pewnie. – Poza tym ty mogłaś to zrobić. Dlaczego więc tego nie zrobiłaś?
Poprawiłam torbę na ramieniu, ruszając przed siebie.
– Dla mnie ten temat jest zamknięty.
– Czyżby? – Zatrzymał mnie, chwytając za nadgarstek.
Spojrzałam na swoją rękę, którą oplatała jego dłoń. Podniosłam wzrok i zauważyłam jego spojrzenie na moich ustach.
– Spieszę się – wymamrotałam w końcu.
Wyrwałam rękę. Ruszyłam w kierunku przystanku tramwajowego. Musiałam znaleźć się z dala od niego. Nie ufałam samej sobie.
– Skończyłaś zajęcia, prawda? – Usłyszałam za plecami.
– A to skąd wiesz? – zapytałam, nie zatrzymując się ani na chwilę.
Przyspieszył, zrównał się ze mną i raz jeszcze chwytając za rękę, odwrócił twarzą do siebie.
– Sprawdziłem twój rozkład zajęć na stronie uczelni.
Stanęłam w miejscu, a potem spojrzałam na niego zaskoczona.
– Szpiegujesz mnie?
– Musiałem wiedzieć, o której mam po ciebie przyjechać, prawda?
Pokręciłam głową rozbawiona. To było irracjonalne.
– Widziałem twoje ogłoszenie. Szukasz mieszkania?
– Skoro widziałeś, to po co pytasz?
– A co się stało z poprzednim?
– Pokłóciłam się z Andżelą. Prowadzimy zbyt różne tryby życia. To wszystko.
Nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Gdyby dowiedział się, że poróżniła nas wizja seksu z nim, uznałby, że jestem o niego zazdrosna. I choć faktycznie mogłoby tak być, nie chciałam dać mu satysfakcji.
– Zamieszkaj u mnie – rzucił, na co zaczęłam się śmiać.
– Co? Chyba żartujesz?
Pokręciłam głową, a potem ruszyłam do przodu. Za kilka minut musiałam być na przystanku. Jego pomysł był szalony i zły.
– Co ci szkodzi? – Szedł za mną. – Nie powiesz chyba, że już ktoś odpowiedział na twoje ogłoszenie?
– Dałam sobie na to tydzień – wyjaśniłam, rzucając przez ramię.
– To przeczekaj ten tydzień u mnie – powiedział, po czym się zatrzymał.
Ja również stanęłam. Odwróciłam się niepewnie i spojrzałam na niego, biorąc głęboki wdech. Kuba patrzył na mnie maślanym wzrokiem. Jego przystojna twarz, męski wygląd i chemia, która w dalszym ciągu była między nami wyczuwalna, utwierdzały mnie w przekonaniu, że wspólne mieszkanie to nie jest właściwe rozwiązanie.
– To nie jest dobry pomysł. Dobrze o tym wiesz.
– Dlaczego?
– Serio, Kuba?
Przez moment po prostu na siebie patrzyliśmy.
– Nie zrobiłbym niczego, czego byś nie chciała. Możesz czuć się przy mnie bezpieczna. Nie jesteś mi obojętna. Ja tobie też.
Pokręciłam głową.
– Możesz zaprzeczać, ale ja wiem swoje.
– To się nie uda.
– Obiecaj, że chociaż przemyślisz moją propozycję.
Zrobił krok w moją stronę. Próbował wziąć mnie za rękę, ale się odsunęłam.
– Spieszę się, muszę lecieć. Zaczęłam wolontariat i nie mogę się spóźnić.
– Wolontariat? – zdziwił się.
Kiwnęłam głową.
– Doradziła mi to moja szefowa. Powiedzmy… taki rodzaj terapii.
– Podwieźć cię? – zaproponował, ale widząc mój grymas, doprecyzował: – Nie dotknę cię, obiecuję.
Lekko się uśmiechnął.
– Wolę pojechać tramwajem.
Z uśmiechem na ustach przechylił głowę.
– Naprawdę chcesz się tłuc komunikacją miejską, zamiast jechać w ciepłym i wygodnym aucie?
– Tu nie chodzi o środek transportu, ale o towarzystwo. W tramwaju przynajmniej nie muszę z nikim rozmawiać, jeśli nie mam na to ochoty.
Kuba przymrużył oczy.
– Rozumiem, nie masz ochoty na rozmowę. – Kiwnął głową. – Aż tak bardzo mnie nienawidzisz?
Ciężko westchnęłam, a potem spojrzałam mu głęboko w oczy.
– Nie, nie nienawidzę cię, Kuba. Ja tylko zwyczajnie chcę o tobie zapomnieć.
– A co, jeśli nie dam ci o sobie zapomnieć? – Zrobił kilka kroków. – Julka, chcę cię odzyskać i zrobię wszystko…
– Dobra – przerwałam mu. Nie chciałam żadnych wyznań. – Możesz mnie odwieźć, ale nie wyobrażaj sobie niczego. To nic nie zmienia.
Bez słowa ruszyłam w kierunku uczelnianego parkingu. Kuba szedł ze mną ramię w ramię. Milczeliśmy, do czasu kiedy znaleźliśmy się w aucie.
– Julka… – zaczął, ale po raz kolejny mu przerwałam.
– Nie, Kuba, nie chcę teraz rozmawiać. To zaledwie dwadzieścia minut. Dasz radę wytrzymać w ciszy? – dopytałam się, spoglądając w jego stronę.
Myślałam, że mi odpuści, że uszanuje moją prośbę.
Kilka skrzyżowań później zjechał na pobocze, po czym włączył światła awaryjne.
– Co robisz? – spytałam spanikowana.
– Właśnie w tej chwili porozmawiamy! – krzyknął. – Teraz! – podkreślił wyraźnie.
– Kuba… – jęknęłam.
Chciałam odpiąć pas i po prostu wysiąść, mimo że do przystanku tramwajowego miałam dobrych kilkaset metrów.
Kuba wybrał inną drogę, by nie musieć przebijać się przez torowisko.
Kiedy moja ręka spoczęła na zapięciu pasa, poczułam jego dłoń na moim nadgarstku.
– Nie – powiedział, blokując mi dłoń. Podniosłam oczy, a potem napotkałam jego wzrok. – Proszę, porozmawiajmy o nas.
Zwiesiłam głowę i westchnęłam.
– Jakich nas? – spytałam, nie patrząc na niego. Mój wzrok spoczął na naszych dłoniach. – Nas nie ma i nigdy nie było – prychnęłam. – Raptem parę razy mnie przeleciałeś. – Podniosłam wzrok. – Nie ma o czym gadać.
– Nie mów tak. Przeleciałem? Jak to w ogóle brzmi?
Zaśmiałam mu się prosto w twarz.
– A co, może powinnam była powiedzieć: zerżnąłeś? W sumie racja, bardziej obrazuje twoje dokonania. Odwieziesz mnie czy mam wysiąść? – dopytałam się, odwracając wzrok.
– Spójrz na mnie – poprosił łagodnie. – Proszę.
Kiedy nie miałam zamiaru tego zrobić, chwycił za mój podbródek. Nasze spojrzenia znów się skrzyżowały.
– Nigdy nie traktowałem cię jak…
– Jak dziwki? – weszłam mu w zdanie. – Lafiryndy? Pierwszej lepszej?
– Kurwa, przestań – warknął, aż się wzdrygnęłam. – Przepraszam – powiedział skruszony, dostrzegając strach malujący się na mojej twarzy. – Chcę się do ciebie znów zbliżyć.
Nie mogłam się na to zgodzić. Nie mogłam ponownie zaserwować sobie cierpienia, bólu i rozczarowania. Tak, kiedyś widziałam w tym chłopaku kogoś zupełnie innego. Kogoś troskliwego, godnego zaufania. Nadszarpnięte zaufanie trudno odbudować lub zdobyć na nowo. Czy chciałam dać mu taką możliwość? Z przeszłością można się pogodzić, ale nigdy nie odejdzie ona w zapomnienie.
– To niemożliwe – wyszeptałam, odsuwając się od niego. – Po prostu mnie odwieź. – Spojrzałam przez szybę, a potem zacisnęłam mocno powieki.
– Okej – burknął pod nosem.
Zmienił bieg i ponownie włączył się do ruchu. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu. Kiedy zaparkowaliśmy pod schroniskiem, odpięłam pas i wpatrując się w swoje kolana, podziękowałam za podwózkę. Nie przedłużając, wysiadłam z auta.
– Poczekaj. – Usłyszałam, zanim zatrzasnęłam drzwi.
Zatrzymałam się, wzięłam głęboki wdech i poczekałam, aż obejdzie auto i stanie przede mną.
– Obiecaj, że przemyślisz sprawę z mieszkaniem – poprosił, patrząc mi głęboko w oczy. – I nie odrzucaj mojej propozycji od razu – dodał, kiedy dostrzegł moje nieme protesty.
Chwycił mnie za nadgarstek i potarł go kciukiem. Mimowolnie spojrzałam w dół.
– Po prostu to przemyśl.
– Dobrze, obiecuję – odparłam bez większego przekonania. – Muszę iść. – Wskazałam głową na budynek schroniska.
Kuba przytaknął i z lekkim uśmiechem na ustach odsunął się ode mnie. Obydwoje spojrzeliśmy w bok, kiedy usłyszeliśmy przywitanie jakiegoś mężczyzny. Miał na sobie fartuch, a w rękach trzymał paczkę opatrunków medycznych.
– Pani w sprawie wolontariatu? – spytał, czym mnie zaskoczył.
Przez telefon rozmawiałam z kobietą.
Mężczyzna podszedł do nas, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Yyy… – zająknęłam się. – Tak, to ja. Julia – przedstawiłam się.
– Będziemy razem pracować, więc miejmy to za sobą. – Wyciągnął dłoń, którą automatycznie uścisnęłam. – Arek.
Spodobała mi się jego bezpośredniość. Przeniósł wzrok na Kubę, a potem podał mu rękę.
– Pan pewnie jest bratem. Witam. – Kiwnął głową, gdy Kuba już odwzajemnił uścisk.
Nie dał mu nawet możliwości przedstawienia się lub wytłumaczenia, że nie jesteśmy rodzeństwem. W sumie, nie wiedziałam, czy wyprowadzenie Arka z błędu miało jakiś większy sens. Co za różnica, co sobie myślał o mojej relacji z blondynem?
– Miło, że podwiózł pan siostrę – kontynuował. – Jesteś gotowa, Julio? – Przeniósł spojrzenie na mnie, a ja mimowolnie przytaknęłam.
Kiedy chłopak ruszył w stronę schroniska, popatrzyłam na Kubę. Dostrzegłam jego nerwowo zaciśniętą szczękę i wzrok utkwiony w brunecie.
– Co on sobie wyobraża? – zapytał mnie, na co tylko wzruszyłam ramionami.
– Dzięki za podwózkę. Cześć – rzuciłam.
Szybkim krokiem dogoniłam Arka. Nie obejrzałam się już za siebie, pozwoliłam sobie pogrążyć się w rozmowie. Katem oka dostrzegałam całkiem interesujący mnie widok.
Rozdział 4
Julka
Zupełnie zapomniałam o wściekłym Kubie, którego zostawiłam przed bramą.
Znałam go na tyle, aby wiedzieć, jak potoczy się nasza kolejna rozmowa. Nie zdziwiłabym się też, gdyby po chwili rozdzwonił się mój telefon, albo gdyby mężczyzna zasypał mnie SMS-ami. Być może nawet nie odjechał, tylko czekał w samochodzie, aż skończę i… właściwie co? Myślał, że rzucę mu się w ramiona?
Kilkukrotnie widziałam go wzburzonego.
Był wtedy nieobliczalny.
Poza tym miałam w pamięci opowieści Marcela o jego wybrykach sprzed kilku lat. Nadziani rodzice nadstawiali karku, aby ratować Kubę z kłopotów. A to wyciągali go z aresztu, a to płacili, komu trzeba, aby dano mu spokój. I mimo że Kuba dorósł, objął posadę w firmie ojca, w środku nadal pozostawał tym samym chłopcem. Mieszanką pieprzonego Piotrusia Pana i bad boya.
Odsuwając myśli o blondynie, skupiłam się na rozmowie z Arkiem. Oczywiście wcześniej mu się uważnie przyjrzałam. Był totalnym przeciwieństwem Kuby. Oprócz wzrostu i wieku różniło ich wszystko. Był zielonookim brunetem bez zarostu. Jego włosy były nieco dłuższe. Widoczny przedziałek po prawej stronie i kosmyki zaczesane na lewą idealnie maskowały spore zakole, które świadczyło o dojrzałości. Mimo wszystko wyglądał nieźle. Nie przypominał typowego bad boya, za którym stale się rozglądałam i którego kiedyś byłam w stanie pokochać…
Dlaczego ich w ogóle porównywałam? Może zwyczajnie rozum podsuwał mi całkiem przyjemną wizję, na którą nie bardzo godziło się serce?
– Pani Ela trochę się spóźni. Prosiła mnie, żebym cię oprowadził. Właśnie załatwia formalności adopcyjne psa. Toffikowi w końcu się udało.
– Toffikowi? – dopytałam się, spoglądając na niego z ukosa.
Cały czas szliśmy ramię w ramię.
– Dziesięcioletni kundelek – wyjaśnił. – Takim najtrudniej znaleźć nowy dom. Teraz ludzie wolą rasowe i przede wszystkim małe psy. Oczywiście nie krytykuję i nie oceniam tego, żeby była jasność.
Kiwnęłam głową.
– Dzisiaj mam jeden zabieg. – Wskazał na pudełko opatrunków trzymane w dłoniach. – Zaniesiemy tylko to i możemy zacząć zwiedzanie.
– Jasne, ale nie chciałabym ci przeszkadzać. Jeśli masz coś do zrobienia, poczekam na zewnątrz albo…
– Albo?
– Będę mogła popatrzeć? – dopytałam się nieśmiało.
Arek uśmiechnął się, po czym przytaknął. Długo nie analizował mojej „prośby”.
– Wchodź. – Otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka. – Będziesz przychodziła tutaj raz w tygodniu, tak? – dopytał się, kiedy przekraczaliśmy próg.
– Tak, tylko tyle czasu znajdę. To taka powiedźmy… terapia.
Spojrzał na mnie zaskoczony, więc doprecyzowałam.
– Niedawno zmarł mój brat. Myślę, że mi to pomoże.
– Brat? – spytał, odkładając opatrunki na półkę. – Czyli miałaś dwóch braci? – dopytał się, wskazując ręką na drzwi, mając na myśli Kubę.
– Nie, Kuba nie jest moim bratem – zaprzeczyłam, kręcąc głową. – Jest moim… w sumie to nie chcę o tym gadać.
Arek zmrużył oczy, przyglądając mi się uważnie.
Może zbyt długo skupiał się na moich ustach, co mnie lekko speszyło.
– Jasne, rozumiem. Jest kimś ważnym – rzucił, odwracając wzrok.
Gdy podchodził do szafki z medykamentami, usłyszałam jeszcze jedno słowo, które mnie zaskoczyło.
– Szkoda.
Moje serce zabiło mocniej. Otworzyłam, a potem szybko zamknęłam usta. Chciałam coś powiedzieć, ale nagle zabrakło mi języka w gębie. Zrobiło się trochę niezręcznie.
– To czym się zajmujesz na co dzień? – spytał, zmieniając temat.
Zanim zabrałam głos, odchrząknęłam.
– Studiuję weterynarię. Drugi rok – wydukałam wreszcie.
– Naprawdę? Super – odparł z uznaniem. – Czyli nie miałaś okazji odbywać praktyk?
– Nie. Praktyki trzeba zarobić po czwartym roku.
– Jestem trochę za stary, już tego nie pamiętam – odparł z uśmiechem, co nieśmiało odwzajemniłam. – A chciałabyś zacząć u mnie? To znaczy… tutaj – poprawił się szybko.
– Jasne – odparłam podekscytowana. – W sumie liczyłam, że jakoś się tu zahaczę. Czytałam w Internecie, że jest tu też klinika weterynaryjna, ale nie sądziłam, że tak otwarcie ktoś mi to zaproponuje. W sumie to jeszcze kawał czasu.
– Powiedzmy, że zyskujesz przy poznaniu – rzucił i znów poczułam szybsze bicie serca. – Zapytam panią Elę, czy w ramach wolontariatu będziesz mogła mi pomagać. Zdobędziesz wiedzę szybciej niż twoi rówieśnicy. Co ty na to?
Uśmiechnęłam się szeroko.
– Byłoby super – pisnęłam uradowana.
Zauważyłam, że jego wzrok spoczął na moich ustach. Mimowolnie zamknęłam je, po czym mimowolnie oblizałam spierzchnięte wargi.
– Przepraszam – powiedział, przenosząc spojrzenie na moje oczy. – Krępuje cię moje zachowanie?
– Yyy… – zaczęłam się jąkać.
– Jesteś piękną kobietą, to silniejsze ode mnie.
W tej samej chwili z mojej torebki wydobył się dźwięk telefonu.
Dzięki Ci, Boże.
– Zobacz, może to coś ważnego. A ja w tym czasie przygotuję stół operacyjny – dodał i wszedł do pomieszczenia obok.
Zanim sięgnęłam po smartfon, wzięłam głęboki wdech. Przewróciłam oczami, gdy na wyświetlaczu zauważyłam imię nadawcy. Upewniwszy się, że Arek nie wraca, odczytałam treść.
Kuba: Widziałem, jak na ciebie patrzył. Nie podoba mi się ten gość.
Wymieniłam z nim kilka wiadomości, uśmiechając się pod nosem. Cieszyło mnie czy śmieszyło tempo jego odpowiedzi? Cieszyło, bo mu zależało? Czy śmieszyło, bo miałam świadomość, że go wkurzyłam i być może przez to był zazdrosny?
Julia: A mnie wręcz przeciwnie. W dodatku świetny z niego fachowiec.
Kuba: Nie za stary dla ciebie?
Julia: A to ciekawe. Jest mniej więcej w twoim wieku. Poza tym wiek to tylko liczby ;).
Kuba: Wiek to tylko liczby? Nam wypomniałaś tę różnicę.
Julia: Wspominałam już, nie ma żadnych nas.
Westchnęłam po raz kolejny, a potem wepchnęłam telefon do torebki. Zanim to jednak zrobiłam, wyłączyłam dźwięk. Nieśmiało dołączyłam do Arka, który właśnie przygotowywał kroplówki.
– Wszystko okej? – dopytał się, kiedy weszłam do drugiego pomieszczenia.
– Tak, nic ważnego. To kroplówka? – zapytałam z zainteresowaniem, wpatrując się w przygotowane przez niego leki i narzędzia. – Kogo ty będziesz operował?
– Owczarka niemieckiego.
– Dlatego taka ilość? – dociekałam, nie odrywając wzroku od czterech plastikowych woreczków.
– Czas na pierwszą naukę. Chodź ze mną. – Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. – Torebkę możesz tu zostawić. – Wskazał wieszak stojący przy drzwiach wejściowych. – Zawsze zamykam na klucz. Nic tu nie zginie, zapewniam – dodał, spoglądając mi głęboko w oczy. – Przepraszam. – Puścił moją rękę. – Naruszyłem twoją przestrzeń osobistą.
– Nic się nie stało – odpowiedziałam automatycznie. – To co, idziemy? – zapytałam, kiedy już odwiesiłam torbę.
– Tak, idziemy – rzucił, a potem otwierając mi drzwi, puścił mnie przodem.
Tym razem nie złapał mnie za rękę.
Rozdział 5
Julka
Pani Ela okazała się niezwykle ciepłą i wrażliwą kobietą. Z miłością opowiadała o zwierzętach, które przybywały w azylu. Można było odnieść wrażenie, że praca w tym miejscu była jej prawdziwą pasją. Oprowadziła mnie i wytłumaczyła zasady wolontariatu. W mojej obecności Arek spytał ją o możliwość asysty w klinice. Przytaknęła na ten pomysł, a potem wspólnie uzgodniłyśmy, że będę mogła im pomagać w środy.
Z uśmiechem na ustach opuszczałam schronisko. Nie tego się spodziewałam. Liczyłam tylko na spacery i karmienie psów, a dostałam dodatkowo asystę przy zabiegach.
Uśmiech zniknął mi z twarzy, kiedy w oddali zobaczyłam znajome auto. Czarne audi Q5 mogło oznaczać tylko jedno. Nie myliłam się, czekał na mnie.
Ruszyłam do przodu, wyłapując jego spojrzenie. Wysiadł z auta, obszedł je i oparł się tyłkiem o drzwi pasażera. Podchodząc bliżej, przyjrzałam się uważnie jego zaciętej minie.
– O co ci chodzi? – spytałam wprost.
– I jak? Wszystko ci wyjaśnił? – zakpił, na co prychnęłam.
– Pisałam. – Skrzyżowałam dłonie na piersiach. – To świetny fachowiec.
– Fachowiec – powtórzył, po czym zacisnął mocno szczękę. – Posłuchaj. – Odepchnął się od auta i zrównał ze mną. – Nie podoba mi się ten gość.
Zaśmiałam mu się w twarz.
– A co mnie to obchodzi? – Zadarłam głowę, bo nade mną górował.
– Robisz mi na złość. Doskonale wiesz, że będę o ciebie zazdrosny. Powiedz, bawi cię moja reakcja? Bawi cię to, że się wkurwiam?
– Ty zazdrosny? – prychnęłam. – Nie rozśmieszaj mnie. Ty nie jesteś stworzony do głębszych uczuć. Ty się w to nie bawisz. Tak to brzmiało? – dopytałam się, mając w pamięci nasze rozstanie sprzed kilku lat. – Tak wtedy powiedziałeś. Chciałeś, żebym dała ci spokój, więc proszę bardzo. – Wyrzuciłam dłonie w górę. – To się dzieje. Daję ci spokój. Możesz iść i ruchać te swoje głupie panienki na jedną noc. Możesz nawet…
– Zamknij się – warknął na mnie.
Zanim zdążyłam zareagować, przyciągnął mnie do siebie, a potem oparł o samochód.
– Chcę się w to bawić – powiedział, spoglądając na moje usta. – Chcę ciebie – dodał, zanim mnie pocałował.
Czując jego wargi na swoich, poczułam ścisk w dole brzucha. Dawno niedoświadczane uczucie rozpaliło moje wnętrze. Moją głowę nawiedziły wspomnienia. Te dobre. Chwile, kiedy byłam szczęśliwa i zakochana. No okej, zakochana byłam nadal, ale to nie był ten sam rodzaj uczucia, którym kiedyś darzyłam Kubę. A potem przypomniały mi się te gorsze momenty.
Właśnie wtedy w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Próbowałam odepchnąć mężczyznę, walczyć z nim, ale był silniejszy. Trzymał mnie mocno w talii, a drugą rękę położył na karku, tym samym pozbawiając mnie możliwości ruchu.
– Nie walcz ze mną – wyszeptał, patrząc mi głęboko w oczy. – Nie walcz ze sobą. Daj się…
– Ponieść? – dokończyłam za niego.
– Nie. Daj się kochać.
W jednej chwili przestałam stawiać opór.
– Co? – pisnęłam żałośnie.
– Chcę się tobą zaopiekować. Pozwól mi. Obiecuję, że tym razem będzie inaczej.
Westchnęłam i potarłam czoło.
– Kuba, między nami jest przepaść. Nie tylko wiekowa.
– A tego lekarzynę do siebie dopuścisz? – zapytał z wyrzutem. – Też jest od ciebie starszy.
– Kuba, czy ty mnie słyszysz? Mówię, że nie chodzi tylko o wiek.
– No tak. – Odsunął się ode mnie. – Bo nie jestem weterynarzem.
– Kurwa, Kuba! – krzyknęłam. – Zejdź z Arka!
Zaśmiał się.
– Bronisz go. – Z całej siły uderzył ręką w dach.
Podskoczyłam, piszcząc ze strachu.
– Kurwa – zaklął, widząc wgniecenie w masce.
– Kuba, co ty wyprawiasz? – zapytałam spokojnie.
Oparł się dłońmi o samochód, a potem zwiesił głowę. Podeszłam więc do niego.
– Nie możesz tak reagować na czyjąś odmowę.
– Nie czyjąś, tylko twoją – odparł, w dalszym ciągu na mnie nie patrząc.
– Kuba. – Dotknęłam jego ramienia. – Nie możemy być razem. Zrozum. Poza tym, jesteś synem jednego z najbogatszych ludzi w stolicy. Masz przejąć jego firmę. Wkrótce możesz stać się jednym z nich.
Spojrzał na mnie zdezorientowany.
– Milionerem – doprecyzowałam. – Skup się na sobie, proszę.
Kuba, usłyszawszy to, zaśmiał się i pokręcił głową. Odepchnął się od auta i stanął naprzeciw mnie. Chwycił moją twarz w dłonie i z lekkim uśmiechem na ustach, wyjaśnił:
– Będę milionerem, jeśli będę miał ciebie. Mogę zrezygnować z firmy, z mojego apartamentu, cokolwiek, bylebyś była ze mną.
Chwyciłam jego ręce i odsunęłam od swojej twarzy.
– Zajmij się tym, Kuba. Zadbaj o swoją przyszłość. Ta firma ustawi cię do końca życia. Nie rezygnuj z tego. – Pokręciłam głową. – Nie dla mnie. Ja jestem tylko dwudziestoletnią studentką. – Zrobiłam krok w tył, poprawiając torebkę na ramieniu. – Na pewno znajdziesz sobie jakąś dziewczynę. Kobietę – poprawiłam się prędko. – Na swoim poziomie i przede wszystkim taką, która zadowoli twoich rodziców.
Doskonale znałam oczekiwania, jakie stawiali przed nim rodzice. Marcel mi to niegdyś szczegółowo wytłumaczył.
Co ci strzeliło do głowy? On jest dla ciebie za stary. Poza tym, jego matka z ojcem wybrali mu już żonę. Tacy ludzie nie zwracają uwagi na takich jak my, Julka. Pobierają się, łącząc swoje firmy i tworząc wielkie holdingi. To nie nasz świat. Świat zwykłych ludzi. Tam rządzą wielkie pieniądze. A jeśli ich nie masz, to dla nich nie istniejesz. Lubię Kubę, jest dla mnie jak brat, ale jego starzy nie bratają się z biedniejszymi od siebie, rozumiesz? Myślisz, że zrezygnuje z ich kasy? Wybij go sobie z głowy. A z nim to ja już sobie inaczej porozmawiam.
– Dlaczego nas skreślasz? – zapytał rozżalony.
– Kuba, kurwa, czy ty mnie słuchasz?
– Myślisz, że będę oglądał się na rodziców? Że będę z kimś na siłę, próbując ich zadowolić?
– Wiem, że nie możesz zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia. A ja nie mogę stać ci na drodze.
– A może ja właśnie tego chcę? – zapytał, na co pokręciłam głową. – Kocham cię – wyznał, a potem natychmiast chwycił mnie w talii i ponownie przyciągnął do siebie. – Kocham cię jak głupi – dodał, zakładając mi włosy za ucho. – Zamieszkaj ze mną. Chociaż na tydzień, dopóki czegoś nie znajdziesz. Choć wolałbym, żebyś została.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł, Kuba. Nie chcę cierpieć.
– Nie będziesz, obiecuję. – Przytknął czoło do mojego. – Może przekona cię przeszklona ściana i widok na Pałac Kultury?
– Jeśli masz dwie sypialnie…
– A nie możemy spać razem? Przecież i tak będziemy uprawiać seks – dodał, wzruszając przy tym ramionami.
Zaśmiałam się.
– Skąd ta pewność?
– Widzę i czuję, jak reaguje na mnie twoje ciało. Nie oszukasz mnie. To co, jedziemy po twoje rzeczy?
Miał rację. O niczym innym nie marzyłam. Chciałam po prostu wtulić się w jego ciało i otulona męskim zapachem, odpłynąć w spokojny sen.
– A możemy zrobić to jutro? A dziś po prostu… – Przygryzłam wargę, zanim dokończyłam myśl. – Pieprzyć się na tej ścianie z widokiem na Pałac Kultury?
– Nie mogłaś tak od razu? Musiałaś się droczyć? – warknął, a potem nakrył moje usta swoimi.
To był delikatny pocałunek. Kiedy Kuba oderwał się ode mnie, przejechał kciukiem po mojej nabrzmiałej wardze. Jęknęłam zaskoczona, gdy rozchylił mi usta, a potem kciukiem musnął język. Spoglądając mu głęboko w oczy, zaczęłam ssać jego palec. Zauważałam żar w jego spojrzeniu. Zabrał go natychmiast i opierając się czołem o moje, próbował uspokoić oddech.
– Nie możesz mi tak robić. Nie kiedy jestem na takim głodzie. Moje mieszkanie jest kawałek drogi stąd.
– Możemy zrobić sobie przystanek – zaproponowałam, uśmiechając się szeroko.
– Co? – zapytał zaskoczony. Przyjrzał się uważnie mojej twarzy.
– To, co słyszałeś. Wskakuj do auta i zabierz mnie w jakieś ustronne miejsce. Nigdy nie robiłam tego w aucie. Chętnie to zmienię.
Uśmiechnął się szeroko.
– Kolejny pierwszy raz ze mną? Czyli znów oddajesz mi swoje dziewictwo?
Uderzyłam go w ramię.
– Ty to jednak jesteś głupi. – Pokręciłam głową.
– Ale mnie kochasz, co? – zapytał, na co odwróciłam wzrok. – No proszę, powiedz to.
Wzięłam głęboki wdech, ponownie na niego spoglądając.
– Kocham – odparłam niemal szeptem.
Kuba dał mi szybkiego całusa w czoło. Z zadowoleniem na twarzy otworzył mi drzwi samochodu, a kiedy do niego wsiadłam, zamknął je i obszedł auto. Zanim usiadł za kierownicą, obserwowałam każdy jego ruch. Był tak cholernie przystojny i męski. Wiedziałam, jak działał na kobiety i co potrafił z nimi robić. Był psem na baby, a mimo to zapragnął właśnie mnie. A ja przepadałam przy każdym spotkaniu, przy każdym muśnięciu skóry. Kuba był moją wielką zgubą. Czy za jego sprawą po raz kolejny poniosę sromotną klęskę?
Rozdział 6
Julka
Jego mieszkanie robiło na mnie wrażenie. Weszłam do środka i kilka razy okręciłam się wokół własnej osi. Cały czas miałam otwarte usta. Podeszłam do okna, a właściwie do wielkiej przeszklonej ściany. Zmarszczyłam czoło, widząc przed sobą migający na biało-czerwono Stadion Narodowy, a w oddali zarys Pałacu Kultury i Nauki.
– Wow – wyjęczałam, podziwiając z zachwytem piękną panoramę Warszawy.
– Czyli się podoba? – dopytał się, stając za mną.
Poczułam ciepło bijące z jego ciała. Odwróciłam się tylko na moment, aby mu odpowiedzieć.
– Żartujesz? Nie mów, że znasz kogoś, na kim ten widok nie zrobiłby wrażenia.
Z powrotem spojrzałam na stolicę, która coraz piękniej mieniła się w zachodzącym słońcu.
– Masz na myśli kogoś konkretnego? – spytał, zanim jego wargi musnęły mój kark.
Mimowolnie przechyliłam głowę.
Było mi błogo i przyjemnie. Przymknęłam na moment powieki, oddając się przyjemności. Jego usta były miękkie. Delikatnie muskały moją skórę. Po chwili odwrócił mnie twarzą do siebie i oparł o chłodne szkło. Spojrzałam mu głęboko w oczy, czym się odwzajemnił.
– Chcesz mnie wziąć na szybie? – zapytałam bezpośrednio, co go rozbawiło.
Czekając na odpowiedź, przygryzłam wargę, jednocześnie chwytając za brzegi jego kurtki.
– Jak ty mnie, kotku, dobrze znasz.
Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Przełknęłam ślinę, wyczekując pocałunku.
Spojrzałam wymownie na usta Kuby.
– Ale chcę, żebyś była czegoś świadoma. – Założył mi kosmyk włosów za ucho, a kiedy musnął je opuszkami palców, mimowolnie jęknęłam. – Seks w samochodzie był cudowny, jak każdy inny stosunek z tobą, teraz jednak, po tym, co za chwilę może nastąpić, będzie inaczej.
Zmarszczyłam brwi zaskoczona jego słowami. Odsunęłam go nieznacznie od siebie, a kiedy przyglądałam się jego twarzy, usłyszałam wyjaśnienie.
– Nie pozwolę ci odejść. Już nie.
Powaga w jego głosie sprawiła, że dostałam gęsiej skórki.
– Więc decyzja należy do mnie? – dopytałam się, marszcząc brwi.
– Tak – odparł.
– A nie możesz tak po prostu bzyknąć mnie na tej szybie? – Wskazałam palcem na przestrzeń za moimi plecami.
– Ciebie? Nie.
– Co to za odpowiedź: Ciebie? Nie? – Zmrużyłam oczy, a potem odepchnęłam go od siebie. Zirytował mnie. – Ile dziewczyn było tutaj przede mną? Z iloma…? – Urwałam, uważnie mu się przyglądając.
Kuba westchnął, zwiesił głowę i podrapał się po karku.
– Świetnie – dodałam, po czym go wyminęłam.
Kiedy sięgałam po leżącą na kanapie torebkę, usłyszałam jego głos za plecami.
– Nie tak to miało zabrzmieć – próbował się tłumaczyć. – Julka, proszę cię. – Podszedł do mnie i chwycił za nadgarstek. – Czy możemy wrócić do tego, co miało miejsce przed dwiema minutami?
– Po co? Wszystko jasne.
– Co niby? Że przed tobą prowadziłem życie towarzyskie? Że sypiałem z innymi kobietami? Przecież to normalne.
– Może dla ciebie tak, bo dla mnie nie – burknęłam pod nosem.
Sekundy później opadłam na kanapę, wzdychając.
– Dobra, może zbyt nerwowo zareagowałam. Nie powinnam była robić ci wyrzutów. Nie mam prawa.
Podszedł i klęknął obok kanapy. Spojrzałam na niego.
– Co znaczyło Ciebie? Nie? – Odwróciłam wzrok i skupiłam go na pomarańczowo-czerwonym niebie nad Warszawą.
Chwycił mój podbródek i nakierował moją twarz na swoją.
– Każdy ma jakąś przeszłość, my w tej chwili powinniśmy rozmawiać o przyszłości. Też nie jest mi łatwo, kiedy pomyślę, że byłaś z kimś innym. Kurwa, krew mnie zalewa. Dlatego rozumiem twoje zdenerwowanie i…
– To nie o to chodzi – weszłam mu w słowo. Poprawiłam się na kanapie, podwijając nogi pod tyłek. – Kuba, ja nie byłam z nikim innym. Tylko z tobą uprawiałam seks. Jesteś moim pierwszym i… ostatnim.
– Żartujesz? – dopytał się jednocześnie zaskoczony i zadowolony.
– Nie. – Wzruszyłam ramionami lekko zawstydzona. – Przez ten cały czas nie byłam z żadnym facetem.
– Dlaczego?
– Nie wiem – odparłam, ponownie wzruszając ramionami. – Może dlatego, że nie jestem tego typu dziewczyną? Nie odreagowuję, uprawiając przygodny seks. Może dlatego, że chcę to robić z kimś…
– Kogo kochasz? – dokończył za mnie.
Kiedy potwierdziłam, podniósł się z kolan i usiadł obok.
– Chodź tutaj.
Przyciągnął mnie do siebie, chwycił moją twarz w dłonie, a potem przycisnął swoje usta do moich. Wtargnął do mojego wnętrza gorącym językiem, na co mimowolnie jęknęłam. Pocałunek był mokry, intensywny i pozbawiający oddechu. Oderwał się ode mnie, oparł czołem o moje, a potem wyznał:
– Kocham cię. Jak szalony. A to, że byłaś tylko moja… – Dał mi szybkiego całusa. – Sprawia, że kocham cię jeszcze bardziej. Pytałaś co znaczyło „ciebie nie”. Właśnie to. Od teraz nie będę cię bzykał, rżnął, posuwał. – Potarł kciukiem mój policzek, cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. – Będę się z tobą kochał, Będę cię pieścił i wielbił. Bo jesteś moja, rozumiesz?
Kiwnęłam głową. Zagryzłam wargę, powstrzymując rosnące wzruszenie.
– Chcę cię mieć teraz. Muszę w ciebie wejść, bo zwariuję.
– Weź mnie. Proszę – odparłam błagalnie z uśmiechem na ustach.
Nie musiałam długo czekać. Ściągnął ze mnie sweter i rzucił go za siebie. Spojrzał na mój biust, po czym pozbawił mnie również stanika.
– Masz w tym wprawę – skomentowałam.
– Nie psuj tego – warknął na mnie, po czym pocałował mnie mocno, przygryzając moją dolną wargę.
Podniósł się z kanapy, by mnie na niej położyć. Zawisł nade mną, raz jeszcze pocałował zachłannie w usta, a potem zaczął ściągać mi spodnie. Uniosłam biodra, aby mu to ułatwić. Leżałam przed nim w samych figach, wijąc się i jęcząc, kiedy zabawiał się moimi piersiami. Ssał i przygryzał sutki, jednocześnie wsuwając mi dłoń w majtki. Przejechał zimnym palcem po mojej kobiecości, czym spotęgował doznania. Prosiłam, aby wszedł nim do środka. Wystarczyło kilka mocnych ruchów, kilka otarć łechtaczki, abym doszła z głośnym krzykiem. Mimo że czułam się spełniona i wiedziałam, że to nie koniec, nie mogłam się doczekać, aż jego kutas zastąpi palce.
*
Przechadzałam się po apartamencie, nie mając na sobie nic prócz jego koszulki.
– Nie mogę uwierzyć, że to wszystko nie robi na tobie wrażenia. Długo tu mieszkasz?
– Od siedmiu lat? Jakoś tak. Zacząłem, będąc jeszcze na studiach. Nie jest moje, starzy są właścicielami.
– Niezły start w przyszłość – burknęłam pod nosem. – Jak mógłbyś zrezygnować z takiego widoku. – Wskazałam ręką przeszkloną ścianę, do której właśnie podchodziłam.
– Dla ciebie? – spytał, więc na niego spojrzałam. – Nawet z widoku na Empire State bym zrezygnował.
Zaśmiałam się, kręcąc przy tym głową.
– Co ty we mnie widzisz? Jestem zwykłą gówniarą. Smarkulą.
– Ale jesteś dużo mądrzejsza i bardziej dorosła niż inne dziewczyny w twoim wieku.
– Spodziewasz się kogoś? – spytałam, odwracając głowę w kierunku drzwi, do których właśnie ktoś pukał.
Kuba był wyraźnie zaskoczony, od niechcenia podniósł się z kanapy, naciągnął spodnie na tyłek i tylko w nich poszedł przywitać gościa. Rozejrzałam się po salonie w poszukiwaniu swoich ubrań. Dostrzegłam je zbyt daleko od siebie.
Świetnie.
Nie było szans, abym zdążyła je włożyć, zanim ten ktoś wtargnie do środka. Usiadłam na kanapie i poprawiłam się, obciągając maksymalnie koszulkę Kuby.
– Cześć, kochanie. – Usłyszałam kobiecy głos, a potem buziaka w policzek.
Automatycznie się spięłam i mocno zagryzłam szczękę.
– Mamo?
Z przerażenia otworzyłam szeroko usta i oczy. Mimowolnie spojrzałam na swoje nagie nogi, i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, kobieta wparowała do apartamentu. Zerwałam się z kanapy, starając się rozciągnąć koszulkę, lecz materiał ze mną nie współpracował.
Ja pierdolę. Co za wstyd.
Starsza kobieta przystanęła na mój widok. Była zaskoczona moją obecnością i zapewne moim wyglądem. Spojrzała na kanapę, na której przed momentem uprawialiśmy seks. Przewróciła oczami i zdegustowana podeszła bliżej. Byłam przerażona, kiedy idąc w moim kierunku, przyglądała mi się z góry do dołu. Oceniała mnie. Nie lubiłam tego, wręcz nienawidziłam. Po chwili dotarło do mnie, że nie przypadłam jej do gustu. Być może niepotrzebnie, lecz zależało mi na jej opinii. W końcu była jego matką.
Jej ubiór zapewne był warty więcej niż miesięczna pensja przeciętnego Polaka. Miała profesjonalny makijaż, pięknie upięte włosy oraz perfumy, które czułam ze znacznej odległości. Zapewne równie drogie jak stylizacja.
– Kubusiu, a kim jest ta… panienka? – dopytała się, odchrząknąwszy.
– To Julia, moja dziewczyna.
– Bardzo mi miło.
Wyciągnęłam do niej rękę, którą wzgardziła. Zrobiło mi się przykro. Zwiesiłam głowę i mijając kobietę, pospiesznie rzuciłam:
– Zostawię was samych.
Przechodząc obok Kuby, poczułam jego dłoń na ramieniu. Podniosłam oczy, a wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Momentalnie zrozumiałam jego przekaz. „Ona już taka jest, nie przejmuj się”. Kiwnęłam głową, po czym zgarnęłam swoje ubrania i wyszłam do łazienki. Zanim się jednak w niej zalazłam, usłyszałam jej dość chamskie, ale jednocześnie wymowne pytanie.
– Co to za dziewucha? Kolejna panienka na jedną noc? Kiedy z tym skończysz?
– Mamo, przestań! – krzyknął na nią.
Wchodząc do łazienki, celowo nie zamknęłam drzwi. Chciałam słyszeć ich rozmowę. Słowa Marcela dźwięczały mi w głowie. Pragnęłam się przekonać, czy miał rację. Czy ta kobieta faktycznie była aż tak wyrachowana, zimna i zdystansowana.
– A co z Darią? Co z jej ojcem? I co z twoim ojcem?
Usłyszałam jej pytanie, kiedy wciągałam spodnie na tyłek. Wsadziłam ucho pomiędzy futrynę a drzwi.
Pytała go o jakąś dziewczynę.
Musiałam usłyszeć jego odpowiedź.
– Dobrze wiesz, że mnie nie interesuje. Ani ona, ani jej ojciec.
– Jak możesz? Jak możesz tak się odwdzięczać ojcu za te wszystkie lata?
– Ojciec nie zmusi mnie do żadnego małżeństwa w imię swojej chorej ambicji mnożenia zysków i władzy. Nie, mamo! – Po raz kolejny podniósł na nią głos, a ja przyłożyłam dłoń do ust.
– Małżeństwo? – spytałam samej siebie, przysłuchując się dalej ich rozmowie.
– To przez nią? Przez tę dziewuchę?
– Nie mów tak o Julii.
– Przecież to jeszcze dziecko. Ile ma lat? W ogóle jest pełnoletnia? Wiesz, co się stanie, kiedy dowie się o tym prasa? Zdajesz sobie sprawę, jak się to odbije na ojcu?
– Myślisz, że do bycia kobietą potrzebne są jej te wszystkie mazidła na twarzy? Jest naturalna, ale nie to w niej kocham najbardziej.
– Kochasz? – Zaśmiała się głośno.
Nie, ona się ze mnie wyśmiewała. Dlaczego? Bo odstawałam od niej i nie spełniałam jej oczekiwań? Przecież nawet mnie nie znała…