Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Błyskotliwa książka o relacji faszyzmu z nowoczesnością, mieszczaństwem, historią i kapitalizmem jednego z najciekawszych współczesnych polskich filozofów.
Herer w zwięzły i erudycyjny sposób proponuje czytelnikowi nie tylko definicję faszyzmu badając historyczne i współczesne formy tego zjawiska, ale i odczytanie go w relacji do najważniejszych zjawisk XXI historii, takich jak na przykład kapitalizm. Nie poprzestaje jednak na tym, bo w obliczu widma faszyzmu krążącego dziś nad Europą, stawia pytanie o jego nowe formy, a także współczesne polityczne i społeczne przejawy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 131
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Michał Herer, Skąd ten faszyzm?
Warszawa 2024
Copyright © by Michał Herer, 2024
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2024
Redakcja: Daria Jabłońska
Korekta: Anna Wojczyńska
Redaktor prowadzący: Patryk Walaszkowski
Projekt okładki: Katarzyna Błahuta
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
ul. Jasna 10, lok. 3
00-013 Warszawa
wydawnictwo.krytykapolityczna.pl
Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w redakcji Krytyki Politycznej (ul. Jasna 10, lok. 3, Warszawa), Świetlicy KP w Cieszynie (al. Jana Łyska 3) oraz księgarni internetowej KP (wydawnictwo.krytykapolityczna.pl).
Wydanie pierwsze
ISBN: 978-83-67805-52-0
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Książka dofinansowana przez Uniwersytet Warszawski – Wydział Filozofii
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
Jeszcze kilkanaście (choć bliżej dwudziestu niż dziesięciu) lat temu ktoś, kto utrzymywałby, że stoimy w obliczu powrotu faszyzmu, zostałby posądzony o grubą przesadę. Tymczasem dziś przekonanie, że faszyzm może powrócić albo już powraca, nie tylko przebija się do głównego nurtu dyskusji politycznych i światopoglądowych, ale nie budzi tam już specjalnego zdziwienia. Wkrótce może stać się wręcz czymś w rodzaju komunału. Jak doszło do takiej zmiany? A przede wszystkim: co miałby właściwie oznaczać powrót faszyzmu i w jakim sensie w historii w ogóle można mówić o powrocie czegokolwiek?
Należałoby zacząć od pytania o to, co powraca, innymi słowy: czym jest faszyzm? Nie tylko od filozofów oczekuje się definicji. Również w debacie publicystycznej, gdy ktoś mówi o faszyzmie, najczęściej od razu bywa postawiony przed koniecznością wytłumaczenia się z użycia tego słowa poprzez jednoznaczne doprecyzowanie jego sensu. Wydaje się, że nie ma w tym nic niestosownego, wręcz przeciwnie – musimy wszak wiedzieć, o czym mówimy. A jednak swego rodzaju definicyjny ferwor, pośpiech w ujednoznacznianiu pojęć niekoniecznie służy dyskusji, i to nawet bardziej filozoficznej niż publicystycznej. Czy da się sformułować jednoznaczną i zwięzłą definicję czegoś takiego jak faszyzm? Można widzieć w nim przede wszystkim pewną ideę albo – mówiąc ściślej – ideologię. Takie podejście wydaje się dość oczywiste, choć przez długi czas odmawiano mu prawomocności. Jak pisze Emilio Gentile, dopiero w latach 70. ubiegłego stulecia wśród badaczy zyskał uznanie pogląd, że faszyzm w ogóle dysponował jakąś spójną i dającą się zrekonstruować wizją świata i że zasługuje na miano ideologii, a nie był wyłącznie zbrodniczym systemem politycznym1. Wszelako to drugie ujęcie (faszyzm jako określony porządek polityczny i instytucjonalny) również pozostaje aktualne. Idąc dalej, można powiedzieć, że faszyzm to nie tylko idee czy poglądy, nie tylko pewna forma organizacji państwa (szczególnie forma totalitarna), ale też pewnego rodzaju postawa, sposób bycia ludzi, których nazywa się faszystami. Tak oto różne dyscypliny i subdyscypliny akademickie – historia idei, historia polityczna, psychologia społeczna (by poprzestać tylko na tych kilku) – mogą próbować za pomocą swoich narzędzi teoretycznych i ze swojej perspektywy ujmować zjawisko faszyzmu, za każdym razem negując bądź przynajmniej pomijając pewne jego aspekty.
W kwestii definicji faszyzmu pozostajemy bezradni, choć jest to bezradność wynikająca z nadmiaru, a nie z braku. Bierze się ona z niemożności sprowadzenia wielości aspektów tego zjawiska do wspólnego mianownika. Istnieją definicje zwięzłe i eleganckie, jak choćby ta zaproponowana przez Rogera Griffina2. Faszyzm rozumie on jako połączenie rewolucyjnego ultranacjonalizmu z mitem palingenetycznym (naród, który się odradza, powstaje z upadku, wydobywa z dekadencji itd.). Jego definicja ma wiele zalet, niewątpliwie jest w miarę jednoznaczna (nawet jeśli odróżnienie „zwykłego” nacjonalizmu od nacjonalizmu rewolucyjnego albo w wersji „ultra” nie zawsze stanowi łatwe zadanie), jednak wyraźnie kładzie nacisk na nacjonalistyczną ideologię, pomijając choćby wymiar psychologiczny. Można oczywiście powiedzieć, że żadna definicja nie daje nam pełnego zrozumienia rzeczy, o której mówi, i nie takie jest jej zadanie. Jeśli chcemy zrozumieć faszyzm w całej jego złożoności, musimy uwzględnić bardzo wiele wymiarów, okoliczności i relacji. Definicja powinna (tylko i aż) umożliwić odróżnienie tej rzeczy od wszystkich innych. Tak zdaje się rozumieć swoją formułę sam Griffin – jako wskazanie pewnego definicyjnego minimum, które pozwoli nam rozpoznać faszyzm. Wiele przemawia jednak za tym, że ten ostatni był i jest czymś więcej niż radykalną formą nacjonalizmu połączoną z ideą dźwigania się narodu z upadku. Może on łączyć się z myśleniem w kategoriach szerszych niż kategoria narodu (na przykład rasy) i z rozmaitymi formami (nie tylko nacjonalistycznej) ksenofobii. Jeśli we współczesności rozpoznajemy właśnie pewne symptomy świadczące o powrocie faszyzmu lub groźbie takiego powrotu, to nie z powodu samego renesansu idei nacjonalistycznych, tylko dlatego, że w siłę rośnie ksenofobia w wielu różnych postaciach, daje o sobie znać militarystyczny kult siły, a także – niezwykle ważny dla genezy historycznych faszyzmów – proces przechwytywania energii społecznego gniewu i kanalizowania jej w sposób, który zamiast prowadzić do emancypacji, blokuje ją. W procesie tym pewną rolę odgrywa motyw palingenetyczny, którym posługują się rozmaite faszyzujące ruchy („to wszystko wina obcych i elit, które im służą – gdy tylko się ich pozbędziemy…”), nie musi to być jednak rola centralna, a powstawanie z upadku nie musi mieć sensu quasi-eschatologicznego. Wydaje się, że między naszą aktualnością a epoką, w której rodziły się historyczne faszyzmy, zachodzi pewna łączność, która polega na występowaniu większej liczby wspólnych zjawisk, tendencji i warunków, powiązanych w dodatku w specyficzny, złożony układ. Jak daleko możemy się jednak posunąć, dołączając do definicji kolejne elementy, kolejne znaki rozpoznawcze faszyzmu? W końcu dojdziemy do konstrukcji w rodzaju tej, jaką proponuje Stanley Payne, którego definicja – albo, jak sam to określa, typologiczny opis – przybiera postać rozbudowanej tabeli, będącej w gruncie rzeczy schematycznym przedstawieniem jego teorii faszyzmu3. Poza aspektami związanymi z ideologią (a odsyłającymi nie tylko do pozytywnego programu, ale i do określeń negatywnych: faszyzm jako antyliberalizm, antyparlamentaryzm itp.) uwzględnia ona formy organizacyjne czy takie aspekty faszyzmu, jak jego specyficzny styl (kult męskości, militaryzm, upodobanie do teatralizacji). Czy da się sporządzić wyczerpującą listę elementów, z których składa się faszyzm? Czy każda forma lub odmiana faszyzmu musi zawierać w sobie wszystkie te elementy, połączone w określony sposób?
Historycy tacy jak Griffin czy Payne próbują odpowiedzieć przede wszystkim na pytanie, czym był faszyzm znany nam z historii XX wieku, zwłaszcza jego pierwszej połowy. Ostatecznie nie ma więc może sensu zarzut, że ustalenia te nie ułatwiają nam uchwycenia jego form dzisiejszych. Griffin powiedziałby zapewne, że dziś faszyzm (rozumiany właśnie jako „palingenetyczny ultranacjonalizm”) ma marginalne znaczenie i nawet jeśli powraca, to pojawia się raczej w społecznych niszach, rzadko przebija do głównego nurtu polityki. Tu zaznacza się co najwyżej zwykły nacjonalizm, szowinistyczny, ale niezasługujący na miano faszyzmu. Wszelako już same spory historyków, ich niezdolność do osiągnięcia konsensusu w kwestii faszyzmu z lat 20. i 30. ubiegłego stulecia wskazują na pewną zasadniczą trudność. Skoro nie jesteśmy w stanie zgodzić się co do definicji faszyzmu z przeszłości, to jak mamy uchwycić go dziś, a do tego określić stopień ciągłości między dziś a wczoraj? Być może należałoby więc już na samym początku dyskusji o powrocie faszyzmu sformułować problem w innych kategoriach. Poszukiwanie definicji wyliczającej – w postaci zwięzłej lub rozbudowanej – znaki rozpoznawcze faszyzmu zakłada, że jest on czymś, co przypisujemy konkretnym ugrupowaniom, partiom, organizacjom, dyskursom czy nawet jednostkom. Czy X jest faszystą? Czy partia Y jest partią faszystowską? Czy wypowiedź polityka Z nosi znamiona faszyzmu? Czy w państwie P panuje faszyzm? Spodziewamy się uzyskać odpowiedź na tego rodzaju pytania właśnie na drodze precyzyjnego definiowania faszyzmu, wyliczającego jego konstytutywne cechy. Czy jednak rzeczywiście chodzi przede wszystkim o to, byśmy zawsze byli w stanie „zidentyfikować” faszystę? Jeśli zbiór owych cech będzie ograniczony do minimum, nie tylko zidentyfikujemy ich niewielu, ale też wciąż nie będziemy dysponowali narzędziami do zrozumienia genezy i złożonej dynamiki faszyzmu, a zatem także środkami obrony przed nim. Z tego punktu widzenia strategia polegająca na rozszerzaniu listy aż do momentu, w którym staje się ona skrótem teorii, wydaje się bardziej obiecująca. Pod jednym wszelako warunkiem. Trzeba przestać myśleć o wskazywanych cechach czy kryteriach jako o takich, które dana organizacja, jednostka itp. musi bez wyjątku posiadać lub które musi spełniać, by można ją było powiązać z faszyzmem4. Innymi słowy: należy zacząć myśleć o faszyzmie jako o wielości elementów, które nie tylko przynależą do różnych wymiarów rzeczywistości (odnoszą się do psychologii, postaw, form organizacji, stylu, poglądów, ekonomii itd.), ale też są nierówno rozdzielone wśród konkretnych zjawisk. W tym sensie, żeby mieć związki z faszyzmem, nie trzeba posiadać wszystkich cech czy elementów przynależących do rozbudowanej definicji. „Mieć związki z faszyzmem” to oczywiście coś innego niż „być faszystą” (w odniesieniu do jednostki), „być faszystowskim” (w odniesieniu do grupy, organizacji, dyskursu itp.). Tracimy tutaj zdolność jednoznacznego wskazywania, a więc także pociągania do odpowiedzialności czy piętnowania. Zyskujemy za to możliwość uchwycenia wieloznacznej i mutującej natury samego faszyzmu.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej