Słowo ma moc - ks. Łukasz Brus - ebook

Słowo ma moc ebook

ks. Łukasz Brus

0,0
24,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Słowo ma moc

Otwórz serce na moc Słowa Bożego

Dzisiejszy świat przesiąknięty jest strachem, hałasem i wieloma pokusami, dlatego często zapominamy o obecności Boga w Jego przemieniającym i niosącym prawdziwe odpowiedzi Słowie.

KSIĄDZ ŁUKASZ BRUS, znany rekolekcjonista, zebrał w swojej książce medytacje, komentarze i refleksje odnoszące się do wybranych fragmentów Ewangelii. Kapłan proponuje czytelnikom wspólną wędrówkę drogami Pisma Świętego i zachęca do zgłębiania mocy Słowa Bożego. Książka pomoże ci odczytać Słowo, które Bóg kieruje do ciebie każdego dnia, i zapoczątkować proces wzrastania w wierze, abyś mógł przynieść błogosławione owoce.

KS. ŁUKASZ BRUS – kapłan Archidiecezji Lubelskiej, od początku lat seminaryjnych związany z Ruchem Światło - Życie – Domowym Kościołem. Obecnie mieszka w Rzymie, gdzie studiuje duchowość na Uniwersytecie Gregoriańskim. Prowadzi kanał na YouTubie „Słowo ma Moc!” (@ksukaszBrus), gdzie umieszcza codzienny komentarz do Słowa Bożego.

„Każdy dzień bez Jezusa jest ryzykiem”, „zamknąć Boga w kościele oznacza z góry skazać się na doświadczenie piekła” oraz „diabeł też potrafi zaprosić do surowej ascezy” to tylko drobinki z gąszczu chwilami stawiających do pionu refleksji ks. Łukasza. Wiele z nich (często słucham ich na kanale „Słowo ma Moc!”) było dla mnie w trudnym czasie niemal ostatnią deską ratunku. Chwytałam się Słowa i nabierałam pewności, że nad wszystkim czuwa Tata. Rozbudź w sobie apetyt na Jego Słowo!

Don Luca (pod takim nickiem znany jest ks. Brus we Włoszech), przyjacielu duszy, dziękuję Ci za tę ksiazkę. Nad jej kartami unosi się zapach Boga!

JOANNA BĄTKIEWICZ - BROŻEK

Ksiądz Łukasz ma dar głoszenia, którym trafia do KAŻDEGO, wierzącego i niewierzącego, chodzącego do kościoła i stojącego poza nim, utwierdzonego w wierze i poszukującego.

KS. ŁUKASZ GOŁAS SAC

PALLOTTI FM

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 305

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Łukasz Brus 2023

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Esprit 2023

All rights reserved

Materiały okładkowe: Envato Elements, Texturelabs.org

Redakcja: Justyna Yiğitler

Korekta: Krystyna Stobierska

Cytaty z Pisma Świętego za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, wyd. 5, Poznań 2012.

ISBN 978-83-67742-09-2

Wydanie I, Kraków 2023

Wydawnictwo Esprit sp. z o.o.

ul. Władysława Siwka 27a, 31-588 Kraków

tel./fax 12 267 05 69, 12 264 37 09, 12 264 37 19

e-mail: [email protected]

[email protected]

[email protected]

Księgarnia internetowa: www.esprit.com.pl

Wstęp

Kilka dni po tym, jak złożyłem ostateczną wersję tekstu tej książki w wydawnictwie, stało się coś, czego nikt prawdopodobnie sobie wcześniej nie wyobrażał. Wybuchła wojna. Oczy całego świata zwróciły się w kierunku Ukrainy. Po niemal dwuletniej walce z pandemią ludzkość po raz kolejny musi stawić czoła ciemnej rzeczywistości. Niepokojące informacje, przerażające fotografie i filmy natychmiast zaczęły docierać do nas za pośrednictwem mass mediów. Strach i niepewność rozprzestrzeniają się o wiele szybciej niż wcześniej wirus. Spoczął na naszych barkach ciężar tych czasów. Tym większy, że znowu dotykamy czegoś nowego. Wojna dotyka naszego podwórka, dzieje się tak blisko.

Od dłuższego czasu obserwuję ludzi, ich zmęczenie, frustracje, niepokoje. Trzeba przyznać szczerze, że ostatnie lata wyrwały nas z dotychczasowego marazmu. Czuję bardzo głęboko, że to, co się dzieje na naszych oczach, jest nowością tylko z pozoru. Jestem również przekonany, że Pan Bóg dopuszcza w pewien sposób te wydarzenia, abyśmy się w końcu obudzili, abyśmy zrozumieli, co w życiu jest naprawdę ważne, abyśmy przestali się bawić w Boga. Musimy zrobić rachunek sumienia i odpowiedzieć sobie na najtrudniejsze pytania. Czy nie byliśmy zbyt mocno dotknięci wirusem egoizmu generowanym przez źle pojętą wolność? Czy wokół nas nie ginęli ludzie, tylko w nieco inny sposób? Trzeba być odważnym, aby dostrzec, że prawdziwa wojna, w której codziennie giną dziesiątki tysięcy ludzkich istnień, trwa już od dawna. Milczący krzyk niewinnych, prześladowanych, wykluczanych, ostatnich skutecznie blokowany przez głośną rzeczywistość prawdopodobnie nie docierał do naszych uszu. Docierał jednak do Serca Boga!

W pierwszym odruchu pojawiła się u mnie wątpliwość, czy wobec tego, co się dzieje dookoła, jest rzeczą słuszną wydawać książkę. Szybko jednak zrozumiałem, że tak jak szerzą się strach i panika, trzeba roznosić zapach Boga, trzeba nieść ludziom nadzieję, trzeba pokazać, że cała nasza rzeczywistość jest przesączona Jego miłującą obecnością, a my jako Jego dzieci możemy się czuć absolutnie bezpieczni, pozostając w Jego rękach. Takie jest bowiem przesłanie Biblii. Człowiek potrzebuje dziś tego pokarmu.

Równie niepokojącym zjawiskiem jest wykorzystywanie dziś wiary do swoich potrzeb. Bardzo często niestety zdarza się, że także w środowiskach ludzi wiary rozprzestrzeniają się informacje, które zamiast przynosić nadzieję i pokój, wprowadzają wiele zamętu i strachu. Pojawia się wielu pseudoprofetów, którzy opierając się na rozmaitych objawieniach, często nawet niezaaprobowanych przez Kościół, uprawiają modną dziś niestety teologię strachu. Musimy wrócić do źródła. Zamiast wysłuchiwać informacji docierających do nas ze świata, wróćmy do relacji z Bogiem, która zaczyna się od słuchania.

Książka, którą pragnę ci, drogi przyjacielu duszy, przekazać, bardziej niż tekstem jest propozycją wspólnej wędrówki drogami Słowa. Tekst ten nie powstał od razu jako jedna całość. Jest on owocem długiego doświadczenia pustyni. Dlatego charakter tekstu nie zawsze jest jednolity. W książce tej zebrałem zapisane medytacje, komentarze i refleksje. Wierzę mocno w to, że staną się dla ciebie inspiracją do umiłowania Słowa Boga. Ta książka to jedynie ziarno, które powinno paść na glebę twojego serca! Aby cały proces wzrastania w wierze mógł przynieść błogosławione owoce, musimy poddać się także Jego łasce. Zapraszam cię więc raczej do modlitwy tekstem niż do jego lektury. Zachęcam, aby każde spotkanie z kolejnymi fragmentami rozpoczynało się przywołaniem Ducha Świętego Ożywiciela, a kończyło modlitwą do Maryi, naszej Matki. Ja również polecam cię Jej opiece i proszę o łaskę Ducha dla ciebie, który trzymasz w ręku tę książkę.

Ewangelia według św. Mateusza

SZALEŃSTWO MIŁOŚCI

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy Bóg z nami. (Mt 1, 18–23)

Pierwszym pytaniem pustyni, które warto sobie postawić, jest: „Czy da się w ogóle zrozumieć Boga? Czy da się zrozumieć tajemnicę Jego wcielenia?”. Boże Narodzenie to święto, jeśli się uważnie przyjrzeć, pełne sprzeczności: ma granice Nieskończony, Wszechmogący, Potężny staje się bezbronnym Dziecięciem uzależnionym od innych. To święto paradoksów, w których wszystko kompletnie zaskakuje, wszystko jest nie tak. Od początku Pan Bóg nie mieści się w schematach naszego ludzkiego myślenia. Człowiek przez wieki oczekiwał Mesjasza. Zapowiadali Go prorocy, ale nikt nie mógł przewidzieć tego, w jaki sposób Pan wkroczy w naszą historię. Wkracza poprzez pokorę. Nikt, absolutnie nikt, nie szukał Mesjasza w Betlejem. O ileż bardziej przekonałby ludzi do siebie, gdyby przyszedł na świat w Jerozolimie, gdyby poddał się naszym schematom myślowym, gdyby działał zgodnie z naszymi oczekiwaniami? Jak bardzo nasze ludzkie myślenie obnaża naszą duchową pustkę. Ostatecznie, kiedy się pojawia Mesjasz, zostaje nierozpoznany, odrzucony, ponieważ nie mieści się w ludzkiej logice. Jak bardzo jesteśmy ograniczeni! Najchętniej podzielilibyśmy naszą rzeczywistość na dwie części: sacrum i profanum, a ostatecznie Pana Boga zamknęlibyśmy w przestrzeni według naszego mniemania zwanej sacrum. Ograniczylibyśmy Jego działanie do przestrzeni kościoła. Jak bardzo okalecza nas samych nasze ludzkie myślenie!

Zamknąć Boga w kościele oznacza z góry skazać się na doświadczenie piekła. Każda rzeczywistość pozbawiona Jego obecności jest bowiem niczym innym jak dotykiem piekła. Bóg zamknięty w przestrzeni sacrum to Bóg oddalony, Bóg, który jest niedostępny! Tajemnica wcielenia pokazuje tymczasem, że każdy moment i każda przestrzeń są przeniknięte Jego obecnością. Każde miejsce i każda rzeczywistość, choćby tak mała i ostatnia jak Betlejem! Bóg jest Bogiem niesamowicie bliskim, współczującym. Jego pragnieniem jest być tam, gdzie jest nasze życie. Od początku więc wybiera to, co jest małe, ciemne, ostatnie, czego najbardziej się wstydzimy. Trzeba raz na zawsze zdementować kłamstwo, że nie było miejsca dla Boga! Warto o tym pomyśleć, że gdyby tylko zechciał mniej pokornie zainterweniować, swoją mocą otworzyłby każdy ludzki dom! Ale to nie Bóg! Bóg nie wchodzi przemocą! Wybór Betlejem to wybór miłości! On musiał się tam narodzić, musiał przyjąć niepozorne ciało dziecka, musiał dać się położyć w żłobie, który według tradycji jest symbolem ludzkiego grzechu, byśmy nie mieli wątpliwości, że zrobił wszystko, by być z nami – by być Emmanuelem!

Drogi przyjacielu duszy, który czytasz to rozważanie, weź sobie do serca tę Tajemnicę, zapisz jej obrazy. Masz rację: nie jesteśmy w stanie zrozumieć niczego z Misterium Wcielenia. Bo czy da się zrozumieć miłość? Miłość można jedynie przeżyć. Aby tak było, trzeba podążyć tam, gdzie On chce być: zejść na dno swojego serca. Otwórz to, co dzisiaj najbardziej boisz się otworzyć! Aby doświadczyć Miłości, trzeba się pochylić, trzeba uklęknąć, uniżyć się. Im bardziej nasze wybory będą poszukiwaniem tego, co małe, co nie jest, tym bardziej będziemy w stanie dostrzec Jego obecność, doświadczyć Jego miłości! Nie bój się, nie patrz na siebie, ale na Tego, którego objawia wcielenie. Czy ten Jezus jest w stanie z czegokolwiek cię okraść? Klęknij więc przed Nim w całej prostocie tylko po to, by zobaczyć, że On od dawna klęczy przed tobą, że On złożony w kamiennym żłobie, który zapowiada Jego grób, narodził się po to, by od początku do końca być wiernym swojemu wyborowi, zdeterminowanym w miłości aż po krzyż, na którym ostatecznie rozłoży swoje ręce w geście przyjęcia, by nie było w nas wątpliwości, że daje nam siebie całego. A jeśli i to nie byłoby dla ciebie przekonujące, kontempluj Jego rany po zmartwychwstaniu, które zachował, także będąc u Ojca – na oznaczenie, że i tam w niebie, ta Miłość jest tak szalona, że nie sposób jej zrozumieć, a zarazem dla nas niesamowicie dostępna.

DAJ SIĘ PRZEKONAĆ SŁOWU I ZNAKOM I PRZESTAŃ DRŻEĆ

Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: „Gdzie jest nowo narodzony Król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon”. Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: „W Betlejem judzkim, bo tak zostało napisane przez Proroka:

A ty, Betlejem, ziemio Judy,

nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy,

albowiem z ciebie wyjdzie władca,

który będzie pasterzem ludu mego, Izraela”.

Wtedy Herod przywołał potajemnie mędrców i wywiedział się od nich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: „Udajcie się tam i wypytajcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon”. Oni zaś, wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, postępowała przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; padli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się z powrotem do swojego kraju. (Mt 2, 1–12)

Mędrcy to ludzie w drodze, którzy podobnie jak my, przyjacielu duszy, podążają, ponieważ mają w sobie pragnienie spotkania Prawdy. To jest niesamowicie ciekawe, że ludzie ci, którzy przychodzą gdzieś ze świata pogan, ludzie, którzy do tej pory chodzili własnymi drogami, teraz przemierzają ogromną drogę, poszukując Jezusa, podczas gdy arcykapłani, dwór Heroda, mając tylko kilka kilometrów do Betlejem, pozostają w Jerozolimie. Rzecz jest tym bardziej niezwykła, że poganie nie mieli właściwie wiedzy o Bogu. Są jednak ludźmi, którzy pytają. Podczas gdy w Jerozolimie, zdaje się, wiedzą o Bogu wszystko, a nawet jeśli nie wiedzą, podobnie jak Herod, to wiedzą, kto tę wiedzę posiada. Arcykapłani i uczeni w Piśmie znali Słowo i proroków. Ci z kolei wiedzieli, na które Słowo trzeba się powołać. Niestety nic ich nie prowokuje, by wyjść z miejsca komfortu, by oddać pokłon Jezusowi. Tym bardziej dziwi nas ich postawa, ponieważ mają przed sobą nie tylko Słowo, ale i znak pogan, i wciąż pozostają w miejscu. Co więcej, oni sami precyzyjnie wskazują Mędrcom, gdzie ci mają się udać.

Pytanie jest więc dzisiaj takie: Czy my jako ludzie wiary ruszymy się z miejsca? Czy poddamy się Słowu? Czy jest w nas tyle pokory, że drugi człowiek, także ten, który dopiero poszukuje Boga, może nam coś o Nim powiedzieć? Czy jednak pozostaniemy w swoim miejscu bezpieczeństwa? Warto zapytać również: Co tak naprawdę prowadzi tych pogan do Betlejem? W pierwszym odruchu myślimy, że wiedzie ich gwiazda. Od wieków się zastanawiamy, o jaką gwiazdę chodzi. Nie wiemy, ponieważ to nie jest ważne. Chociaż sami Mędrcy twierdzą: „Ujrzeliśmy Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon”.

Mędrcy byli ludźmi, którzy umieli czytać znaki na niebie. Ich mądrość w jakiś sposób prowadzi ich do Boga. I to jest pierwsza rzecz, która ich uruchamia. To poganie, którzy szukają. Ale czy możemy powiedzieć, że ta gwiazda zaprowadziła ich do Betlejem? Gwiazda prowadzi ich do Heroda z zapytaniem, gdzie się urodził nowy król żydowski. To naturalne, rozum prowadzi ich do Heroda, bo gdzie mają szukać królewskiego potomka, jeśli nie w pałacu. Do tego momentu prowadzi ich ta gwiazda, prowadzi ich rozum. Wtedy Herod przywołuje uczonych w Piśmie – i wszystko się zmienia. Nie szukają oni bowiem odpowiedzi rozumem, szukają odpowiedzi w Słowie. Cytują proroka Micheasza, który objaśnia, że poszukiwanym miejscem jest Betlejem.

Gwiazda, rozum, może nas doprowadzić co najwyżej do domu Heroda, ale do Betlejem może nas zaprowadzić jedynie Słowo Boga. Rozumem poznajemy, że Bóg jest wielki, a Słowo ukazuje Boga w niemowlęciu. Tylko Słowo może człowieka doprowadzić do stajni. Słowo prowadzi do Króla, który umrze jako niewolnik. Dlatego to święto nazywamy Epifanią, Objawieniem, ponieważ ostatecznie Słowo objawia nam najgłębszą prawdę o Bogu. Ta prawda wcale się nie kłóci z tym, co wiemy o Nim rozumowo. Ale bez Słowa obraz Boga jest niepełny. Ostatecznie widać to w postawie Heroda, który nie poddał się Słowu, nie wyruszył z Jerozolimy, pozostał przy swoich wyobrażeniach o Bogu, a przez to zamknął się w więzieniu lęku. Bał się utracić władzę. Tymczasem Bóg objawia się w Betlejem jako Król, który nikomu nie zagraża. Aby to odkryć, potrzeba jednak miłości do Słowa Bożego. Ważne jest, przyjacielu duszy, nie pytanie o to, w jaki sposób Mędrcy dotarli do Betlejem, ale o to, w jaki sposób my potrafimy dojść do Boga. Czy umiemy porzucić swoje wyobrażenia o Nim? Pamiętaj, że jeśli nie zdecydujesz się ruszyć za Mędrcami, pozostaniesz w swojej Jerozolimie. Jeśli nie oddasz głosu Słowu Pana, to nigdy nie wyjdziesz z miejsca lęku, strachu, z miejsca, w którym wszystko będzie przerażać. Może warto więc wyruszyć za nimi?

MALI-WIELCY

Gdy oni oddalili się, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić”. On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda. Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: Z Egiptu wezwałem Syna mego.

Wtedy Herod, widząc, że go mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał [oprawców] do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od mędrców. Wtedy spełniły się słowa proroka Jeremiasza:

Krzyk usłyszano w Rama,

płacz i jęk wielki.

Rachel opłakuje swe dzieci

i nie chce utulić się w żalu,

bo ich już nie ma. (Mt 2, 13–18)

Nic na świecie nie przemawia do człowieka bardziej niż doświadczenie ciszy. Przyjacielu duszy, czyż może być coś piękniejszego od zanurzenia się w rzeczywistości Boga w sanktuarium ciszy, gdzie Jego obecność nie miesza się z niczym innym, a im głębiej schodzisz, tym bardziej odkrywasz Jego obecność? Cisza jest przestrzenią rzeczywistą. Odczarowuje zaczarowaną rzeczywistość, w której się poruszasz. O ileż pełniej żyje się nie w odbiciu rzeczywistości, często tak wykrzywionej, zamazanej, w zwierciadle popękanym, naznaczonym próbą czasu i zdarzeń.

W ciszy jest rzeczywistość czysta – godzina Boga. Cisza to matka, która tuląc do piersi, daje zrozumienie, przynosi pokój. Jakież trzeba mieć wyczucie, by rozumieć Boga? Jakież trzeba mieć zrozumienie dla historii pisanej życiem, by odnaleźć w niej Jego ślady? Wystarczy przyjrzeć się Ewangelii w święto Młodzianków, pierwszych męczenników Kościoła. Jak bardzo nas ta Ewangelia bulwersuje! Natychmiast rodzą się pytania: Jak to? Gdzie jest Bóg w tej całej sytuacji? Gdzie jest Jego wierność wobec słów skierowanych do Maryi, że pocznie i porodzi Syna, który będzie Władcą potężnym nad każdym narodem?

Ewangelia zdaje się od początku zaprzeczać każdemu słowu wypowiedzianemu wcześniej przez Pana. A może tak mocno przywykliśmy do rzeczywistości zwierciadła, że straciliśmy zdolność rozczytywania rzeczywistości oczyma Boga? Przyjacielu duszy, jeśli idziesz na pustynię, prędzej czy później musisz postawić sobie trudne pytania. Jeśli pustynia prowadzi do prawdy, to prowadzi do Jezusa, a jeśli prowadzi do Jezusa, to pozwoli ci na zupełnie inne odczytanie rzeczywistości. Od radości narodzin Boga, od Jego uniżenia z miłości bardzo szybko przechodzimy do momentu, w którym ta Miłość wcielona, uniżona, której na imię Jezus, musi uciekać. Jakie masz wyobrażenie miłości Boga? Jakie masz wyobrażenie o Nim samym? Czego oczekujesz na myśl, że ta Miłość wciela się dla ciebie? Oczekujesz ocalania? Stabilności? Ciepłych kapci? Wygody? Komfortu czy spokoju? Jak to możliwe, że ta wcielona Miłość w pewnym sensie staje się powodem śmierci tych najbardziej bezbronnych, najmniejszych? Czy tak wyobrażasz sobie tę Miłość? Tak, krzycz do Boga! Cisza, jeśli sobie na nią pozwalasz, daje ku temu możliwość.

A teraz, po tym, jak wykrzyczysz to, co boli, posłuchaj, co ma Bóg do powiedzenia. Jezus, potężny Pan, Mesjasz, musi uciekać przed śmiercią, od początku jest prześladowany. Prawdą jest również to, że w pewien sposób stał się przyczyną rzezi niewiniątek. Tymczasem Słowo nie zostawia nas bez odpowiedzi. Mateusz, kiedy opisuje to wydarzenie, doskonale wie, jak je nam objaśnić. Ewangelista pokazuje, że takie sytuacje, których po ludzku nie da się zrozumieć, które bolą nas wewnątrz, można objaśnić jedynie Słowem. Dlatego w opisie Mateusza Ewangelia aż dwukrotnie odwołuje się do Starego Testamentu. Najpierw odnosi się do ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu. Już wiesz, dlaczego Jezus musi uciekać? Dlaczego ta, a nie inna droga?

Mateusz odwołuje się tutaj do proroka Ozeasza: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu” (Oz 11, 1). Przywołuje pamięć o losach Izraela, który znalazł się w pewnym momencie swojej historii w podobnej sytuacji, stanął przed niebezpieczeństwem śmierci głodowej. Najpierw Pan posłał do Egiptu Józefa, a następnie cały naród izraelski, aby tam odnalazł schronienie. Bardzo szybko jednak to miejsce stało się miejscem niewoli, z której Bóg ostatecznie naród wybrany wyprowadził.

Historia Jezusa pokazuje, że Mesjasz chce przejść przez tę samą sytuację, chce wejść w buty swojego narodu, chce dzielić losy swojego dziecka. Bóg nie zbawia z wysokości, nie zbawia na dystans, ale przechodzi przez sam środek naszego życia. Jeśli zatem się zastanawiasz, gdzie jest Bóg w historii twojego życia, to odpowiedź jest klarowna: w samym centrum twoich doświadczeń! On inaczej nie może.

Drugie wydarzenie – rzeź niewiniątek – Mateusz objaśnia, cytując proroka Jeremiasza (31 rozdział – księga pociechy). Izrael i Juda znajdują się w niewoli Babilonu, wydawałoby się w sytuacji beznadziejnej, krytycznej, i wtedy, dokładnie wtedy Bóg wypowiada przez usta Jeremiasza słowa pociechy do Racheli, która opłakuje losy swoich dzieci. Rachel płacze, bo widzi ich niewolę. Bóg natomiast widzi, bo sam to sprawia, że w tak trudnym momencie oni już wracają z niewoli! To ważne, by patrzeć oczyma Boga, słyszeć Jego Słowo, które przychodzi zawsze celnie z objaśnieniem rzeczywistości.

W śmierci niewiniątek dzięki obecności Jezusa Bóg widzi narodziny potężnych wstawienników. To, co wydaje się tak bezbronne, Bóg czyni potężnym! Dziś cały Kościół przywołuje orędownictwa tych małych-wielkich! Obyśmy i my punktem wyjścia naszego życia duchowego uczynili Słowo Boże, które potrzebuje ciszy, aby odkłamać, odczarować zakłamaną rzeczywistość, w której żyjemy.

ŚCIEŻKAMI KU SZCZĘŚCIU

Gdy oni oddalili się, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić”. On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda. Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: Z Egiptu wezwałem Syna mego.

A gdy Herod umarł, oto Józefowi ukazał się anioł Pański we śnie i rzekł: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i idź do ziemi Izraela, bo już umarli ci, którzy czyhali na życie Dziecięcia”. On więc wstał, wziął Dziecię i Jego Matkę i wrócił do ziemi Izraela. Lecz gdy posłyszał, że w Judei panuje Archelaos w miejsce ojca swego, Heroda, bał się tam iść. Otrzymawszy zaś we śnie nakaz, udał się w okolice Galilei. Przybył do miasta zwanego Nazaret i tam osiadł. Tak miało się spełnić słowo Proroków: Nazwany będzie Nazarejczykiem”. (Mt 2, 13–15.19–23)

Czasem czytanie Ewangelii prowokuje w nas pytania i reakcje, które zastanawiają, czasem bulwersują. Kolejny dzień pustyni, drogi przyjacielu duszy. Dziś obudziło mnie pytanie, z którym wczoraj zasypiałem: Dlaczego? Dlaczego wybrał taką drogę? Dlaczego im bardziej próbuję, tym mniej z tego rozumiem? Co kazało Bogu aż tak nieoczekiwanie wkroczyć w moje życie? Obudziło mnie nie tylko natarczywe pytanie, ale i serce rozdygotane od współczucia czy tęsknoty za rozumieniem. Sam nie wiem. Ciche łzy, które spływają na myśl o Świętej Rodzinie, w której życiu od początku wszystko układa się nie tak, nie tak, jak miało być… A jak miało być? Dokładnie tutaj rodzi się we mnie pytanie, skąd we mnie przekonanie, jak powinno być. Skąd ta pewność? Co za głos ją podpowiada i interpretuje? Skoro jest tak, a nie inaczej, znaczy to, że tak ma być i taka jest Jego wola! A więc to ja i moje myślenie, nawet jeśli podszyte współczuciem i łzami, oddalają mnie od Pana.

Czytamy w psalmie: „Szczęśliwy, kto boi się Pana i kto chodzi Jego drogami!” (Ps 128, 1). Zatem sprawy mają się inaczej. Spójrz, przyjacielu duszy, jak dalece możemy pogubić się w naszym ludzkim myśleniu. Nie pomyślałbym, że źródło swego szczęścia odnajdę na drodze do Egiptu, w ucieczce, w niepewności, lęku i trwodze. Tak może widzieć tylko Ten, który jest Pokojem. A skoro On tak myśli i wskazuje, to nie chcę i nie wypada wybierać innej drogi. Być szczęśliwym w drodze do Egiptu. Co to znaczy? To znaczy nic innego, jak być na ścieżce Pana, w zasięgu Jego miłości! Wiedzieć, że cokolwiek się dzieje, jakiekolwiek są okoliczności, jestem z Nim, a On ze mną. Chcę być tam, gdzie On jest! Dla Józefa, o którym dziś czytamy, właśnie ta droga do Egiptu jest drogą najlepszą i jedyną, drogą do szczęścia. Czy ktoś kiedykolwiek podał definicję szczęścia? Czy istnieje klarowna odpowiedź?

Przywykliśmy rozumieć szczęście jako wolność od cierpienia, od lęku. Upatrujemy go w zaspokajaniu swoich potrzeb. Psalmista, a za nim Józef pokazują, że jedynym źródłem szczęścia jest kroczyć ścieżką Pana. Nawet jeśli ścieżka ta wiedzie do Egiptu wśród niepewności, pod ciężarem lęku. Zapytasz mnie, przyjacielu duszy, jak rozpoznać drogi Pana. Ewangelia pokazuje jednoznacznie: modlitwa, stałe poszukiwanie i przebywanie w Jego obecności to miejsce odpowiedzi. Wszystko zaczyna się od tego, że musisz usłyszeć. Problem polega na tym, że my zazwyczaj mówimy do Boga, informujemy, przedstawiamy nasze wyobrażenia, a On milczy! Tak! Bóg milczy, bo jest pokorny, czeka, nie przerywając naszych wypowiedzi. Jego Słowo jest niezwykle pokorne! Nie wchodzi, nie interpretuje, gdy tego nie oczekujesz. A zatem wszystko rozpoczyna się od ciszy i doświadczenia pustyni, kiedy wszystkie twoje wyobrażenia stają się nieme. Józef jest człowiekiem modlitwy, ale modlitwy w taki sposób, że słucha.

Powyższy fragment Ewangelii pokazuje nam Józefa milczącego. Józef słucha Boga we śnie. Sen w Biblii ma wiele znaczeń. Jednym z nich jest symbol umierania, śmierci. W Józefie musi coś obumrzeć, by mógł wejść na drogi Pana. Musi w nas umrzeć to, co nasze, byśmy mogli jak on móc usłyszeć Pana. Reakcja Józefa jest natychmiastowa: Ewangelista aż dwukrotnie podkreśla, że Józef wstał i wziął Dziecię poddany Słowu Boga. Józef jest posłuszny, nawet jeśli są w nim lęk i strach: „Lecz gdy posłyszał, że w Judei panuje Archelaos w miejsce ojca swego, Heroda, bał się tam iść” (Mt 2, 22). Józef był człowiekiem, który realistycznie patrzy na rzeczywistość i przy całym realizmie zagrożenia pokazuje, co w jego życiu jest pierwsze. Niesamowita w tym wszystkim jest pokora Boga, który wkracza w historię pisaną naszym ludzkim życiem.

Bóg nie wkracza, wstrzymując słońce, ani nie zaznacza swej obecności w żaden inny podobny sposób. Wchodzi w centrum naszych doświadczeń. Herod miał plany, aby stać się potężnym władcą, eliminując wszystkie potencjalne przeszkody. Bóg uszanował także i to. Poddał się woli Heroda. To przez tego władcę musiał uciekać do Egiptu. Bóg godzi się na nasze plany. Czy to oznacza, że nie wypełnia się wola Boża? Otóż realizuje się ona niezależnie od naszych ludzkich planów. Aż dwukrotnie w powyższym fragmencie Ewangelii pada stwierdzenie: „Tak miało się spełnić słowo”. Jezus pokornie podporządkowuje się naszym planom, czasem najbardziej absurdalnym, wchodzi pokornie, podpisuje się pod naszą historią, a wszystko po to, by na końcu mogła ona zaowocować. Możesz mieć plany nawet zabicia Boga dyktowane żądzą władania, możesz być skończonym draniem, a On pokornie, wsłuchując się w rytm bicia twego serca, będzie ci towarzyszył, cierpliwie kroczył z tobą, krok za krokiem. Ścieżki Pana nie omijają naszego życia. Bóg przechodzi przez centrum mojej historii, by ostatecznie nadać jej swój kształt.

BO NIE MA EMERYTURY – CHRZEST PAŃSKI

Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć od niego chrzest. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?” Jezus mu odpowiedział: „Ustąp teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe”. Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły się nad Nim niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębica i przychodzącego nad Niego. A oto głos z nieba mówił: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”.(Mt 3, 13–17)

W Piśmie Świętym najważniejsze wydarzenia dzieją się w ciszy. Sposób, w jaki Bóg wkracza w nasze życie, żeby powiedzieć: „Odwagi, oto Ja Jestem. Nie lękaj się, pomimo tego, że Twoje życie nie przypomina życia, mimo że dogasa jak ledwo tlący się knot, oto Jestem”, jest bardzo subtelny. Czasem łatwo w zawiłych meandrach życia przeoczyć, że On rzeczywiście Jest. Tymczasem wkracza On w nasze życie w taki sposób, jakiego często się nie spodziewamy. Zawsze po cichu i dyskretnie. Przychodzi zwłaszcza tam, gdzie gaśnie światło nadziei, i staje w miejscu naszego grzechu, w miejscu, które powoduje w nas rany, właśnie tam. Wchodzi niemal niezauważony, bardzo zwyczajnie, tak jak przyszedł nad Jordan. Przyszedł do miejsca, do którego wszyscy przychodzili. Przyszedł w niezmąconej niczym ciszy. Staje obok tych, którzy przychodzili nad Jordan, bo mieli nadzieję na uzdrowienie ran, chcieli obmyć się z brudu. Przyjście w to miejsce musiało być dla człowieka niezwykle bolesne, ale zarazem wstydliwe.

Jezus wchodzi bez słowa, po cichu i ustawia się w kolejce. Przychodzi także w okolice mojego Jordanu, staje tuż za mną, być może nie mówi niczego, aby mnie nie przestraszyć. On chce się przekonać, jak mi jest, jak się czuję. Nie oddala się ode mnie ani na krok, nawet w takim miejscu, co do którego mogę mieć pewność, po ludzku rzecz biorąc, że Bóg tam nie zagląda. Przywołaj, przyjacielu duszy, wszystkie te momenty, w których chciałeś uciec, schować się, kiedy wszystko cię bolało, kiedy nie miałeś zielonego pojęcia, jak do Niego powrócić. Spójrz! On już tutaj jest! Wchodzi w tę samą wodę po tobie. Po co? Jan miał świadomość, że chrzest przez niego udzielany w jakiś sposób pomaga ludziom, ale nie jest pełnią. Przeczuwał, że przyjdzie ktoś, kto będzie chrzcił nie wodą, lecz ogniem. Ktoś, kto nie tylko obmyje, ale i stanie się solidarny, kto przemieni życie, uczyni je nowym.

Początkiem tego był moment, kiedy Jezus wszedł do Jordanu. Wszedł po cichu. Po cichu i bez słowa uświęcił wodę, to znaczy przyjął na siebie nasz brud, nasz grzech. Ta niezwykła dla nas najistotniejsza wymiana dokonuje się bez słowa. Po co to wszystko? Byśmy zobaczyli, że Bóg wchodzi w każde wydarzenie naszego życia, a wchodząc, nie krzyczy, nie podnosi głosu. To jest moment, w którym Bóg się objawia w całej okazałości, w którym objawia się to, jaki ma do nas stosunek. To nie jest Ewangelia o Janie, to nie jest Ewangelia o naszym grzechu, to nie jest Ewangelia, która każe się zatrzymać na wodach Jordanu. To jest Ewangelia, która streszcza się w dwóch słowach. Pierwszym jest niesamowita „cisza” wydarzenia, pokora Boga, a drugim mocne Słowo Boga Ojca, Słowo Wcielone, proklamowane: z największą delikatnością, a jednak łamiące każdą naszą śmierć. Niestety zapominamy o tych słowach, które, mam wrażenie, nie dotykają nas do głębi. Słowa z nieba: „Oto mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. Całe orędzie miłosierdzia i miłości Boga Ojca streszcza się w Jezusie! Jezus jest odpowiedzią, Jezus, który po cichu wchodzi w każdą naszą ludzką rzeczywistość. Jezus, który przez chrzest stał się naszym bratem! Otwarte niebo pokazuje, że jeśli pozwalamy, aby Jezus wchodził w wody naszego Jordanu (a przecież to symbol naszego grzechu), to również nad nami może otworzyć się niebo.

Ostatnią rzeczą, o której chciałbym wspomnieć, jest rola Jana. Jan miał doskonałe wyczucie, kim jest Jezus. Wiedział, że to Jezus jest źródłem Ducha, że od tej pory Jezus może czynić świat lepszym, a on, Jan, może się wycofać, odejść. Ponieważ jest Ktoś lepszy, doskonalszy. Tymczasem Jezus pokazuje, że misja Jana trwa i że jej moc jest nieustannie wielka. Jezus ustępuje teraz Janowi. To znaczy, że nadal będzie pełnił on swoją misję. Jego misja będzie trwać w więzieniu aż po śmierć. To jest niesamowite Słowo, które pokazuje, że Bóg wykorzystuje w pełni nasze ludzkie środki, że Bóg klęka przed naszym powołaniem, uświęcając je w ten sposób, nadając mu sens. Czasem warto o tym pomyśleć. Zwłaszcza wtedy, kiedy tracimy siły i pomysły, gdy tracimy sens. Może się wtedy okazać, ku naszemu zaskoczeniu, że to jest dopiero początek najpiękniejszej misji życia. Warto zatem w centrum życia postawić Jezusa, słuchać Go i pozwalać Mu nieustannie się prowadzić. W życiu duchowym bowiem nie ma emerytury.