Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Śmierć Iwana Iljicza – nowela Lwa Tołstoja opublikowana po raz pierwszy w 1886 roku. Utwór należy do najwybitniejszych osiągnięć tego autora w zakresie prozy psychologicznej.
Głównym bohaterem noweli jest sędzia Iwan Iljicz Gołowin. Akcja rozpoczyna się na jego pogrzebie, na którym spotykają się jego rodzina i koledzy z pracy. Dowiadujemy się, że zmarł po ciężkiej chorobie. Autor opisuje dzieje jego życia, a historię jego choroby, która dopadła go nagle u szczytu kariery. Choroba połączona z cierpieniami fizycznymi i psychicznymi uzmysławia mu, że jego życie nie było takie, jakie powinno być.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 91
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Lew Tołstoj„Śmierć Iwana Iljicza”
Copyright © by Lew Tołstoj, 1891
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2018
Zabrania się rozpowszechniania, kopiowania
lub edytowania tego dokumentu, pliku
lub jego części bez wyraźnej zgody wydawnictwa.
Tekst jest własnością publiczną (public domain)
ZACHOWANO PISOWNIĘ
I WSZYSTKIE OSOBLIWOŚCI JĘZYKOWE.
Skład: Adam Brychcy
Projekt okładki: Adam Brychcy
Druk: S. Orgelbranda Synów
Wydawnictwo: Gebethner i Wolff
Warszawa, 1891
ISBN: 978-83-8119-396-2
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706
http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]
W wielkim gmachu izby sądowéj, podczas przerwy posiedzenia, sędziowie i prokurator zebrani w gabinecie Iwana Jegorowicza Szebeka, rozmawiali o sławnéj sprawie Krasowskiéj. Teodor Wasiljewicz dowodził gorąco niewinności oskarżonych, Iwan Jegorowicz był zupełnie przeciwnego zdania, a Piotr Iwanowicz, nie biorąc od początku udziału w dyspucie, przeglądał od niechcenia świeżo przyniesione gazety.
— Panowie! — rzekł nagle, — Iwan Iljicz umarł.
— Czy podobna?
— Ot, czytaj pan, — rzekł, wyciągając rękę ze świeżym, pachnącym farbą drukarską numerem w stronę Teodora Wasiljewicza.
W czarnéj obwódce wydrukowane było: „Praskowia Teodorówna Gołowina, z głębokim smutkiem zawiadamia krewnych i znajomych o śmierci ukochanego małżonka, Iwana Iljicza Gołowina, członka izby sądowéj. Eksportacya zwłok nastąpi w piątek, 4 lutego, o godzinie pierwszéj po południu.“
Iwan Iljicz był ogólnie lubianym i poważanym kolegą wszystkich zgromadzonych. Chorował już od kilku tygodni, i mówiono, że stan jego jest beznadziejny. Dotąd pozostawał na służbie, przebąkiwano jednak, że w razie śmierci, Aleksiejew ma być naznaczony na jego miejsce, — na miejsce zaś Aleksiejewa Winnikow, albo Sztabel.
Teraz więc pierwszą myślą każdego z zebranych w gabinecie było mimowolne pytanie, w jaki sposób śmierć Iwana Iljicza wpłynąć może na awanse i tranzlokacye ich samych lub ich znajomych.
— Teraz, z pewnością otrzymam miejsce Sztabla lub Winnikowa, — pomyślał Teodor Wasiljewicz. — Dawno mam to obiecane, a awans ten znaczy dla mnie 800 rubli dodatku, oprócz kancelaryi.
— Trzeba będzie wystąpić o przeniesienie szwagra z Kaługi, — pomyślał Piotr Iwanowicz. — Żona ucieszy się bardzo. Nie będzie już mogła mówić, żem nigdy w niczem nie dopomógł jéj krewnym.
— Ja bo myślałem zawsze, że on się już nie podniesie, — rzekł głośno Piotr Iwanowicz. — Szkoda go!
— Co mu właściwie było?
— Doktorowie sami nie wiedzieli. A może i wiedzieli, ale się nie zgadzali na jedno. Kiedy widziałem go raz ostatni, można było przypuszczać, że ma się lepiéj.
— Ja go nie widziałem już od samych świąt. Wybierałem się, wybierałem i jakoś zeszło.
— Czy miał majątek?
— Coś bardzo niewielkiego po żonie. Ale to drobnostka.
— Trzeba tam będzie zajrzéć. Strasznie daleko mieszkają.
— To znaczy: daleko od pana. Od pana wszędzie daleko.
— Nie może mi darować, że mieszkam za rzeką, — uśmiechając się do Szebeka, odparł Piotr Iwanowicz.
I zaczęli mówić o odległości różnych punktów miasta, a późniéj udali się na posiedzenie.
Oprócz wywołanych z powodu tego zdarzenia domysłów o przeniesieniach i możliwych zmianach w hierarchii urzędniczéj, sam fakt śmierci blizkiego znajomego wywołał pomiędzy tymi, którzy już dowiedzieli się o niéś, mimowolne, zwykłe w takim razie, uczucie radości.
— On umarł, a mnie, Bogu dzięki, jeszcze to nie zagraża, — mówił sobie jeden i drugi. Bliżsi zaś znajomi, tak zwani przyjaciele Iwana Iljicza, pomyśleli także, że wypada im spełnić nudną, lecz nakazaną względami przyzwoitości powinność: pojechać na nabożeństwo żałobne i złożyć wdowie kondolencyjną wizytę.
Najbliższymi znajomymi nieboszczyka byli: Teodor Wasiljewicz i Piotr Iwanowicz.
Piotr Iwanowicz był kolegą zmarłego jeszcze z instytutu, i uważał się za obowiązanego mu niejednokrotnie.
Przed gankiem mieszkania Iwana Iljicza stała kareta i dwie dorożki. W przedpokoju, tuż koło wieszadła, wieko metalowéj trumny przybrane suto galonami, oparte było o ścianę. Dwie damy w żałobie zdejmowały okrycia. Jedna — siostra Iwana Iljicza, druga — obca. Szwarc, kolega Piotra Iwanowicza, schodził właśnie ze wschodów, prowadzących do górnych pokojów. Zobaczywszy wchodzącego, zatrzymał się w pół drogi i spojrzał na niego znacząco, jakgdyby chciał powiedzieć: „Głupio się urządził Iwan Iljicz; my nie tacy, nie prawdaż?“
Twarz Szwarca, okolona angielskiemi bokobrodami miała zwykły swój wyraz wyszukanéj, uroczystéj nieco powagi. Uroczystość ta, stojąc w zupełnéj sprzeczności z żartobliwém jego usposobieniem, w tym razie wyglądała szczególniéj zabawnie.
Piotr Iwanowicz puścił naprzód dwie damy i sam udał się zwolna za niemi. Szwarc nie schodził, lecz oczekiwał go na wschodach. Piotr Iwanowicz zrozumiał dla czego: oczywiście, chciał się porozumieć w kwestyi wieczornego winta. Damy, wszedłszy na wschody, skierowały się ku pokojowi wdowy, a Szwarc, stojąc wciąż w jednéj pozycyi, z rękoma skrzyżowanemi na piersiach, z miną poważną i żartobliwém spojrzeniem, wskazał Piotrowi Iwanowiczowi drzwi na prawo, prowadzące do pokoju zmarłego.
Piotr Iwanowicz wszedł tam, sam nie wiedząc, jak to się zwykle zdarza, co ma z sobą zrobić. Jedno wiedział na pewno: że żegnać się w podobnym wypadku nigdy nie zawadzi. Co się tycze pokłonów nie był zupełnie zdecydowany, i dlatego wybrał drogę pośrednią: znalazłszy się w pokoju, zaczął się żegnać, zlekka pochylając głowę. Równocześnie, o ile mu pozwalały poruszenia rąk i głowy, rozglądał się wkoło. Dwaj chłopcy, jeden w gimnazyalnym mundurze, prawdopodobnie krewni zmarłego, żegnając się, wychodzili. Jakaś staruszka stała w pośrodku nieruchoma, a nieznajoma dama, z podniesionemi w szczególny sposób brwiami, szeptała jéj coś do ucha. Diak, w nowym surducie, śmiały i pewny siebie, czytał z otwartéj książki tonem niedopuszczającym żadnego zaprzeczenia. Chłopiec kredensowy, Herasim, na palcach zbliżył się do Piotra Iwanowicza, i tuż przy jego nogach posypał czémś podłogę. Spostrzegłszy to, Piotr Iwanowicz uczuł w téjże chwili lekki zapach rozkładającego się ciała. Podczas ostatnich odwiedzin u Iwana Iljicza, widział on tego chłopca w gabinecie, siedzącego przy chorym, który był do niego bardzo przywiązany.
Nie przestając się żegnać, Piotr Iwanowicz bił zlekka pokłony, pochylając się przytem w kierunku środkowym między trumną, diakiem i umieszczonemi na stole, w rogu pokoju, świętami obrazami. Potém, kiedy jednostajny ruch ręki wydał mu się już dosyć długo trwającym, przestał się żegnać i spojrzał na twarz zmarłego.
Nieboszczyk leżał, jak leżą wszyscy nieboszczycy, ze szczególną ociężałością, z ciałem opuszczoném bezwładnie na posłanie trumny, z pochyloną raz na zawsze głową, wydatnym, woskowym czołem, zapadłemi skroniami i nosem sterczącym po nad górną wargą. Zmienił się bardzo, zeszczuplał jeszcze od czasu, gdy Piotr Iwanowicz widział go po raz ostatni, lecz twarz, jak to zwykle bywa po śmierci, wydawała się godniejszą i więcéj wyrazistą, niż za życia. Twarz ta była jak gdyby potwierdzeniem tego, że to, co się stało, stać się nieodwołalnie musiało, i że to było faktem naturalnym. W wyrazie stężałych rysów tkwił jakby wyrzut, czy téż przypomnienie dla żywych.
Przypomnienie to wydało się Piotrowi Iwanowiczowi zupełnie na miejscu, przynajmniéj w zastosowaniu do niego. Zrobiło mu się naraz dziwnie nieprzyjemnie. Nie namyślając się dłużéj, przeżegnał się po raz ostatni, i trochę może za pośpiesznie, jak mu się samemu zdawało, skierował się ku drzwiom.
Szwarc z cylindrem w obudwóch ręku, którym się bawił niedbale po za plecami, oczekiwał na niego w przechodnim pokoju. Jedno spojrzenie na jego starannie ubraną elegancką postać podziałało orzeźwiająco na umysł Piotra Iwanowicza. Zrozumiał, że Szwarc wyższym jest nad to, co ich otacza, i bynajmniéj się nie poddaje przykrym wrażeniom. Cała jego osobistość zdawała się mówić: „Smutny wypadek, który spotkał Iwana Iljcza, nie może być uważanym za dostatecznie ważny dla naruszenia porządku zwykłych posiedzeń, t. j. nie może nam przeszkodzić otworzyć świeżej talii w chwili, gdy lokaj rozstawi stół i poda nieopalone świece. Wogóle niéma najmniejszéj podstawy mniemać, aby wypadek ten miał być przeszkodą w przepędzeniu dzisiejszego wieczoru w sposób równie przyjemny, jak zwykle.“ W tym téż duchu szepnął coś przechodzącemu Piotrowi Iwanowiczowi, proponując przyłączenie się do partyi u Teodora Wasiljewicza.
Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.
Wydawnictwo Psychoskok