Soldier's Desire #2 - Sonia Hallon - ebook

Soldier's Desire #2 ebook

Hallon Sonia

4,2

Opis

Soldier’s Desire to poruszająca opowieść o Sandrze, młodej kobiecie, która przeszła przez wiele trudności i wyzwań. Po bolesnych doświadczeniach opisanych w poprzedniej części, Soldier’s Obsession, Sandra postanawia zmienić miejsce zamieszkania i tam zacząć jeszcze raz.

 

Stara się odbudować swoje życie i odnaleźć równowagę między pracą a studiami, co nadaje jej życiu innego wymiaru. Nowy rok przynosi pozorną stabilizację. Dziewczyna sądzi, że uwolniła się od przykrych wydarzeń, ale czy naprawdę tak łatwo zamknąć za sobą drzwi i zapomnieć o przeszłości? 

 

Powieść prowadzi czytelnika przez zawiłe ścieżki miłości, przyjaźni i tajemniczych wydarzeń. Porusza problem DDA i próby poradzenia sobie z tym, jak zostało się wychowanym w rodzinie dysfunkcyjnej. Czy Sandrze uda się poukładać relacje z matką, która tak bardzo ją skrzywdziła? Czy Sandra będzie gotowa na to, żeby zbudować związek? Jak poradzi sobie, kiedy w jej życiu pojawią się mężczyźni z przeszłości?

 

Soldier’s Desire to powieść o odwadze, samoodkryciu i wewnętrznej sile, która pomaga bohaterce. Czytelnicy, którzy pokochali poprzednią część, z pewnością będą zaintrygowani, śledząc dalsze losy Sandry i emocjonujące zwroty akcji, jakie ta pełna napięcia opowieść ma do zaoferowania.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 239

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (78 ocen)
52
5
8
7
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PEPER74

Nie oderwiesz się od lektury

hm... no nie wiem , każdy sam niech wyda opinie.
10
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

🔘 „Soldier’s desire” jest nie tylko świetna kontynuacją losów młodej kobiety,która zmaga się z demonami przeszłości,ale również walką o siebie.Także wybaczeniu osobom,które bardzo zraniły,podejmowaniu decyzjom po nieodwracalnym złamaniu serca oraz chęcią o lepszą przyszłość. 🔘Powieść pozytywnie mnie zaskoczyła. Z jednej strony przeszłość,chęć otrzymania wybaczenia,powrót żołnierza i policjant obok. Dzieje się,oj dzieje w tej historii! Jest namiętność,nieufność,intrygi,relacje w szeregach wojskowych bądź wsparcie partnera z policji.Wszystko łączy się w jedną całość…tworząc świetną historię 🔘Zakończenie jest początkiem zapowiedzi kolejnej fascynującej części na którą czekam P o L E C A M
10
Melania22

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna książka trójkąta miłosnego 🥰. Zakończenie mnie zaskoczyło i mam cichą nadzieję na kontynuację 😍😍
10
Magdalena2011

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie 🌹
10
Pyzunia1978

Całkiem niezła

Epilog mnie położył na łopatki... Mam nadzieję, że będzie kontynuacja....
10

Popularność




Copyright © by Sonia Hallon, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: freepik

Ilustracja na 2 stronie: pngtree.com

Ilustracje wewnątrz książki: pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-541-0

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Playlista

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Epilog

Doceniaj każdy dzień.Żyj tu i teraz. Nie rozpamiętuj przeszłości, potraktuj ją jako lekcję.Życie stanie się piękniejsze, kiedy porzucisz zadry tkwiące w twoim sercu.

Playlista

Flowers – Miley Cyrus

Bloody Mary – Lady Gaga

Ne Rozumiju – Vix.N

Nie Ma Cię – Fukaj ft. Bambi

Czarna Róża – Gibbs ft. Kiełas

Kolońska i szlugi – Sanah

Loose control – Teddy Swims

How Does It Feel – Tom Grennan

Firestone – Kygo ft. Conrad Sewell

Sweetdreams – Podval Capella Remix

I Remember Everything – Zach Bryan ft. Kacey Musgraves

Save Me – Jelly Roll ft. Lainey Wilson

Love again – Dua Lipa

My Love Mine All Mine – Mitski

Iris – The Goo Goo Dolls

Prolog

Sandra

Podczas nocy sylwestrowej stałam na balkonie mieszkania na Muranowie, obserwując pokaz fajerwerków po drugiej stronie Wisły.

Minęło pół roku od momentu, kiedy moje serce zostało roztrzaskane na drobne kawałki. W jeden dzień życie z pełni szczęścia zmieniło się w gorycz rozczarowania. Moja matka wyszła z odwyku, udało jej się utrzymać trzeźwość przez jakiś czas, a potem znowu została pokonana przez swój nałóg. Nie wiedziałam, co się z nią dzieje, nie miałam z nią kontaktu. Sprawiał mi tylko ból i rozdrapywał stare rany, które chciałam zabliźnić. Wynajęłam pokój w niewielkim mieszkaniu obok mojej pracy przy Placu Bankowym, w której czułam się już naprawdę dobrze i pewnie wykonywałam swoje obowiązki. Zaliczyłam pierwszy semestr na studiach uczelni ekonomicznej na kierunku globalny biznes, finanse i zarządzanie. Byłam z siebie dumna, nie byłam już tą nieśmiałą licealistką, która skrywała swoje demony.

– O czym tak rozmyślasz? – zapytała mnie Iza.

Poznałyśmy się przez ogłoszenie w Internecie, szukała współlokatorki. Pasowało mi mieszkanie i cena, więc z chęcią zgodziłam się na wynajem. Chciałam zmienić okolice, z którą wiązało się zbyt wiele przykrych wspomnień.

– Tak wiele zmieniło się przez ostatni rok. W zasadzie nastąpił przełom w moim życiu. – Upiłam łyk szampana.

– W moim też, przyjechałam z wioski do warszawskiego eldorado. Dostałam się na studia, mam pracę w korporacji. – Wydawała się zachwycona tym, co odnalazła w tym mieście.

– Jesteśmy singielkami, które zamykają stary rok! Wypijmy za to!

Stuknęłyśmy się kieliszkami, Iza popatrzyła na mnie sugestywnie.

– Oby następny rok był lepszy! – krzyknęłam.

Usłyszałam dźwięk SMS-a.

Adam: Spełnienia marzeń w nowym roku, Sandi.

Sandra: Wzajemnie.

Adam: W sumie mam tylko jedno, liczę, że się spełni.

Sandra: To wszystko zależy od Ciebie.

Adam: Akurat to jest zależne od pewnej rudowłosej dziewczyny.

Sandra: Jak się bawisz?

Adam: Jak to na służbie. Brakuje mi Ciebie.

Sandra: Ktoś musi pilnować porządku.

Adam: Wolałbym pilnować twojego osiągania rozkoszy.

Uśmiechnęłam się, ale nie chciałam już kontynuować tej wymiany zdań, aby nie zeszła na niewłaściwe tematy.

– Co się tak cieszysz do telefonu? – Iza próbowała spojrzeć na ekran przez moje ramię.

– Kolega napisał życzenia.

– Kolega? – Zabawnie poruszyła brwiami.

– No tak, Adam.

– To chyba nie tylko kolega?

– Wiesz, jak ze mną jest. Po ostatnim facecie, który złamał mi serce, nie zamierzam angażować się w żadne związki.

– Przemyśl to jeszcze, nie wszyscy są tacy jak on.

– Być może, ale na razie nie mam ochoty tego sprawdzać.

– Jak chcesz, ja tylko mówię, co myślę. Życie jest za krótkie, żeby żyć przeszłością.

Być może Iza miała rację, ale w tej chwili nie byłam gotowa na coś poważniejszego. Wystarczył mi układ, który miałam z Adamem. Sprawialiśmy sobie nawzajem przyjemność, bez angażowania się z mojej strony, miałam nadzieję, że z jego również.

Zbyt dużo osób mnie zraniło, żebym potrafiła komuś zaufać. Najpierw ojciec pozostawił mnie na pastwę matki alkoholiczki, która powinna była być dla mnie wsparciem i dawać mi miłość, a zamiast tego dała bolesną lekcję życia. Potem Alex zdradził mnie z jakąś ździrą, a Caden, mężczyzna, któremu odważyłam się zaufać i oddałam swoje ciało i serce, zostawił mnie, a na pożegnanie napisał jedynie list.

Nie byłam już zalęknioną, pełną kompleksów nastolatką. Czułam się pewną siebie kobietą. Zamierzałam brać życie pełnymi garściami i korzystać z tego, co przyniesie.

Rozdział 1

Sandra

Nowy Rok powitał mnie pięknym widokiem za oknem. Ulice były pokryte puszystym śniegiem odbijającym promienie słoneczne. Rozejrzałam się po pokoju, który od kilku miesięcy był moim nowym domem. Nie przypominał już poprzedniego pokoju nastolatki. Jego ściany pokrywały odcienie szarości, wypełniony był sosnowymi meblami, a wystrój utrzymany w stylu skandynawskim i dosyć prostym. Pod ścianą stało pojedyncze łóżko, przykryte jasnoniebieską pościelą z granatowymi wzorkami, a pod oknem biurko z wygodnym zielonym, obrotowym fotelem, tuż obok rozsuwana szafa z lustrem i niewielki, wiszący telewizor. To mi w zupełności wystarczyło i było całym moim światem. Nie potrzebowałam więcej, najważniejsze, że miałam spokój i mogłam skupić się na pracy oraz nauce.

Wstałam z łóżka i na czarną, satynową koszulkę zarzuciłam peniuar w tym samym kolorze. Musiałam napić się kawy, był to dla mnie napój niezbędny do codziennego funkcjonowania. W niedużej kuchni z białymi szafkami i czarnym blatem zastałam Izę siedzącą przy stoliku tyłem do wejścia.

– Witaj w Nowym Roku! – zawołałam, na co aż podskoczyła, nie spodziewając się tego.

– Ależ mnie przestraszyłaś. – Uśmiechnęła się, ostentacyjnie łapiąc się za lewy bok klatki piersiowej.

– Jesteśmy teraz starsze o rok.

– Nie przypominaj mi. Ty masz dopiero dwadzieścia lat, a ja dwadzieścia trzy.

– Niby tak, ale za to osiągnęłaś już dużo więcej ode mnie. Niedługo kończysz studia, masz stałą pracę w biurze. Poza tym odkładasz sobie na jakiś wkład na mieszkanie.

– Bla, bla! – Pokazała ręką symulowanie kłapania dziobem. – Ale brakuje mi najważniejszego, czyli faceta! – Zrobiła smutną minę.

– Nie martw się. – Przytuliłam ją. – Na pewno kogoś spotkasz. – Poklepałam po ramieniu. – Zobacz, ja też jestem singielką! – Wskazałam ręką na siebie i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.

Poszłam je otworzyć.

W progu stał brunet z zuchwałym uśmiechem, trzymający w dłoniach szampana i kwiaty. Wyglądał na lekko zmęczonego, ale mimo wszystko przystojnie z lekkim zarostem, w granatowej kurtce i zwykłych jeansach.

– Adam… – wydukałam, co musiało brzmieć komicznie.

Mężczyzna zmierzył mnie pożądliwym wzrokiem, a ja zdałam sobie sprawę, że stoję przed nim w koszulce nocnej. Zawiązałam peniuar, poprawiając przy tym rozpuszczone włosy.

– Wszystkiego najlepszego w nowym roku, Sandi.

Ani się obejrzałam, a przekroczył próg i zaczął mnie namiętnie całować.

Oderwaliśmy się od siebie w reakcji na chrząknięcie za moimi plecami. Tak jakby zapomniałam na moment o obecności mojej współlokatorki.

– Singielka, akurat. – Parsknęła śmiechem i poszła do swojego pokoju.

Adam popatrzył się w jej kierunku, nie rozumiejąc jej wypowiedzi.

– Chcesz dzisiaj świętować? – Popatrzyłam sugestywnie na alkohol.

– W twoim towarzystwie mogę zawsze. – Spojrzał mi w oczy, podając bukiet czerwonych róż.

– Są śliczne. Dziękuję. – Zaciągnęłam się ich zapachem, idąc włożyć je do wazonu w moim pokoju.

Nawet nie zauważyłam, kiedy Adam zdjął kurtkę i buty, a po drodze zamknął drzwi.

– Nie są tak piękne jak ty – szepnął mi do ucha. – Nie mogłem wysiedzieć na tej pieprzonej służbie, cały czas myślałem o tobie.

Jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele. Zwinnym ruchem odwiązał mój szlafrok, który opadł na podłogę. Poczułam, jak z podniecenia twardnieją mi sutki, jego ręce ścisnęły piersi, a usta błądziły po karku, kiedy za mną stał.

– Czy ty też nie mogłaś się na niczym skupić?

– Tak.

Jak łatwo było mi kłamać.

Wydałam cichy jęk, kiedy jego ręka wślizgnęła się pod materiał koszulki, powoli masując moją kobiecość.

– Mój fiut idealnie pasuje między twoje pośladki.

Usłyszałam, jak rozpina pasek od spodni. Jego twarda męskość ocierała się o mnie.

Popchnął mnie na biurko, rozrywając opakowanie zabezpieczenia. W tej chwili liczył się tylko on i moja przyjemność. Nie mogąc czekać dłużej, odwróciłam się do niego i napotkałam pociemniały wzrok.

– Tak bardzo chcę cię poczuć, Sandro. – Zatopił się w moich ustach i wszedł we mnie mocnym ruchem, kiedy oplotłam go nogami.

Poczułam przyjemność, która rozchodziła się od środka. Jego szybkie ruchy doprowadzały mnie do ekstazy. Pieścił językiem moje piersi i ściskał pośladki; nie mogąc dłużej już wytrzymać, poczułam, jak zaciskam się na nim.

– O kurwa! – krzyknął ochryple, kiedy osiągnął spełnienie.

Opadł na moje ramię, obejmując w talii. Nie chciałam nic mówić, więc po prostu położyliśmy się na łóżko.

– To co? Może teraz wypijemy szampana?

– Jestem za. – Uśmiechnął się łobuzersko, po czym zrzucił swoją koszulkę.

Pokazał przy tym swój umięśniony tors z kilkoma tatuażami. Najbardziej lubiłam ten z różą, która oplatała jego biceps.

– Chciałbyś może coś do jedzenia? – zapytałam, stawiając na biurku kieliszki do szampana.

– Wystarczysz mi ty.

Złożył pocałunek na moim nagim ramieniu, po czym usłyszałam wystrzał korka od szampana. Obserwowałam, jak złoty napój wypełniał szkło, a buzująca w nim piana lekko wylewała się na zewnątrz. Adam podał mi kieliszek, stuknęliśmy się na znak wzniesienia toastu.

– Za nas, Sandi. Chciałbym budzić się tak każdego dnia – wyszeptał wprost w moje usta.

Nie zarejestrowałam nawet, kiedy zmieniło się to w namiętny pocałunek, który przerwaliśmy, by napić się szampana. Mężczyzna uśmiechnął się łobuzersko i pociągnął mnie w stronę łóżka.

Nie wyszliśmy stamtąd aż do popołudnia.

Naładowana pozytywną energią, w niedzielę rano poszłam do pracy. Miałam teraz przerwę świąteczną na studiach. To miał być czas dla rodziny, ale ja jej nie miałam, więc był dla mnie zbędny. Spędzałam go albo na pracy, albo na uprzyjemnianiu sobie życia z przystojnym policjantem.

Moja matka zapewne chlała na potęgę, skoro nie udało jej się utrzymać trzeźwości. Adam mówił, że w naszym starym mieszkaniu były ze dwie interwencje za zakłócanie ciszy nocnej. Cóż, mogła sobie teraz odbić, skoro zwolnili ją z pracy. Nie miałam pojęcia, co musiałoby się stać, by trwała w stanie abstynencji, skoro jej córka nie była wystarczającym powodem. Wolała się upijać, niż mieć ze mną jakikolwiek kontakt. Moje serce już dawno zostało przez nią złamane, kiedy po raz pierwszy podniosła na mnie rękę i zwyzywała.

Otrząsnęłam się, nie chcąc wracać do przykrych wspomnień.

Drugiego stycznia ruch w kawiarni był niezbyt duży, część osób zapewne jeszcze świętowała, inni pewnie wyjechali. Warszawa skupiała ludzi, których stać było na zimowe wypady, więc nie dziwiło mnie to.

– Mamy dostawę! – krzyknęła Kaśka.

– Pewnie ty ją odbierzesz. – Zaśmiałam się i nie pomyliłam się w tym przypadku.

Dziewczyna w poskokach pobiegła na zaplecze. Kręcili z Marcinem od miesiąca, od tego czasu chodziła cała w skowronkach.

Zdjęłam krzesła ze stolików, a potem przygotowałam czyste filiżanki i talerzyki.

Kasia wróciła z naręczem świeżych produktów. Zabrałyśmy się do przygotowywania kanapek według wytycznych sieci kawiarni, potem wyjęłyśmy z kartonowych opakowań ciasta i ustawiłyśmy patery w gablocie.

Byłyśmy gotowe na otwarcie, a już po chwili pojawił się pierwszy klient.

Około południa do pomieszczenia wszedł nieco starszy mężczyzna, który miał na sobie szary płaszcz, spodnie od garnituru i wizytowe buty.

Moją uwagę zwrócił jego rudy kolor włosów, a twarz wydała się znajoma. Podszedł do lady, za którą stałam.

– Poproszę ciemną kawę. – Odchrząknął, dziwnie na mnie patrząc.

– Coś jeszcze? Mamy dzisiaj pyszny sernik. – Wskazałam ręką na wypieki.

– Mhm, tak. – Odchrząknął ponownie. – Poproszę jeszcze sernik.

– Na miejscu czy na wynos?

– Na miejscu.

– Dobrze, zaraz podam do stolika.

Wyciągnął złotą kartę kredytową i zapłacił, zostawiając nam spory napiwek.

Zrobiłam mocną kawę, o którą prosił, i ustawiłam ją na tacy razem z porcją ciasta. Zaniosłam zamówienie do stolika i życzyłam smacznego. Jego wzrok był jakby pusty i smutny. Patrzył na mnie dosyć dziwnie, ale być może była to tylko moja wyobraźnia.

Zmiana minęła mi w miarę szybko, podobnie jak cały tydzień. Nim się obejrzałam, przyszedł termin zjazdu na studiach. Cały weekend zamierzałam skupić się na nauce.

Wsiadłam w metro na Placu Bankowym, które zawiozło mnie wprost pod drzwi uczelni. Widać było, że w sobotnie przedpołudnie są zajęcia. Cały parking zastawiony był samochodami, a wokół kręcili się młodzi ludzie. Niektórzy stali w grupkach, inni coś czytali. Zauważyłam znajomą dziewczynę, do której podeszłam.

– Cześć – przywitałam się z Agnieszką, szczupłą brunetką z włosami do ramion, która miała na sobie czerwoną kurtkę i śmieszną czapkę z rogami łosia.

– Hej. – Uśmiechnęła się promiennie. – Jak ci minął sylwek?

– Nic szczególnego, spędzałam go razem z moją współlokatorką.

– Trzeba było mówić, że nie masz planów. Mogłaś jechać razem ze mną i znajomymi w góry.

– Nie pomyślałam o tym.

Łatwo przyszło mi kłamstwo.

Tak naprawdę nie miałam kasy na żadne wyjazdy, a to, co udało się oszczędzić, odkładałam, by kiedyś mieć własny kąt i przestać wynajmować. Dziewczyna nie zdawała sobie z tego sprawy, pochodziła z bogatej rodziny. Ojciec miał jakąś firmę kosmetyczną, którą chciał przekazać córce, i dlatego wysłał ją na studia ekonomiczne.

– Może następnym razem wybierzemy się wspólnie. – Wzięła mnie pod rękę i poszłyśmy w stronę grupki studentów z naszego roku, by czekać na wykład i ćwiczenia z matematyki.

Po południu zmuliło mnie na tyle, że na wykładach z filozofii myślałam tylko o śnie. Po co takie zajęcia na kierunku związanym z biznesem? Chodziłam na nie tylko po to, by wpisać się na listę obecności i tym samym zaliczyć. Nie widziałam sensu wykorzystania tej wiedzy w mojej przyszłej pracy, o jaką chciałam się ubiegać.

– Hej! Bo połkniesz muchę, jak będziesz tak ziewać. – Tomek się zaśmiał.

Był średniego wzrostu blondynem o promiennym uśmiechu, który siedział obok mnie.

– Idziemy dzisiaj na piwo?

– Nie. Jak widzisz, nie jestem dzisiaj najlepszym kompanem.

– Można to zmienić. Chodźmy na karaoke do Zielonej Gęsi.

Poczułam, jak zawibrował mój telefon.

Majka: Co jest? Czemu się do mnie nie odzywasz? Już zapomniałaś o znajomej?

Sandra: Wiesz, jak jest. Ciągle praca na przemian ze studiami.

Majka: Jasne, chciałaś napisać na przemian z Adamem.

Sandra: Dobrze wiesz, że to nic poważnego. Lepiej napisz, co u Wojtka.

Majka: Studiuje, u nas nic nowego.

Sandra: A co na twojej pedagogice?

Majka: Na razie jest luz. Kiedy się spotkamy?

Sandra: Dzisiaj wyciągają mnie do Zielonej Gęsi. Może chcesz się dołączyć?

Majka: Pewnie. To dobry pomysł, dozoba.

– W sumie miałeś rację, można iść do pubu.

– W końcu gadasz do rzeczy. Zaraz skrzyknę więcej ludzi.

Widziałam, jak coś pisał na naszym grupowym Messengerze.

– I jak, idzie ktoś jeszcze? – zapytałam, próbując zajrzeć mu przez ramię.

– Tak, jest kilka chętnych osób.

Zajęcia minęły szybko. Około osiemnastej mieliśmy już czas wolny, a ja nie mogłam doczekać się spotkania z kumpelą z liceum. Na piwo zebrało się kilku chłopaków i kilka dziewczyn z naszej grupy ćwiczeniowej, w tym Agnieszka.

Nie trzeba było iść daleko. Zielona Gęś znajdowała się naprzeciwko naszej szkoły. Wystarczyło przejść na drugą stronę ulicy podziemiami obok metra.

Był sobotni wieczór, więc pub był już trochę zapełniony. W tle grała muzyka, leciał kawałek Sharks Imagine Dragons. Zajęliśmy miejsce przy długim, drewnianym stole, ściany pokryte były różnymi neonami. Wszyscy jednogłośnie wybrali piwo, a po chwili wylądowały przed nami kufle pełne bursztynowego napoju. Muzyka grała w najlepsze, niektórzy zaczęli tańczyć. Impreza się rozkręcała. Poczułam, jak ktoś owija ręce wokół mojej szyi, popatrzyłam więc w górę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Majki.

– Siema! – próbowałam przekrzyczeć muzykę.

– Cześć, Sandra!

Obok mnie pojawił się Wojtek. Zrobiłam im miejsce, zamówili to samo, co wszyscy. Widać, że związek im służył. Chłopak objął ją ramieniem, siadając.

– Wyglądacie jak gołąbeczki. – Zaśmiałam się, choć tak naprawdę w głębi serca trochę im zazdrościłam tego uczucia.

Upiłam łyk piwa, by zatuszować niechciane ukłucie.

– Opowiadaj, jak tam w pracy – zagadała Majka.

– Jestem już pracownikiem z doświadczeniem, praca w kawiarni nie ma dla mnie tajemnic. A jak twoje pilnowanie dzieci?

– Mam teraz fajną rodzinkę z dwójką dzieci na Mokotowie. Chłopczyk ma siedem lat, a dziewczynka pięć. Ojciec jest prawnikiem, a matka ma salon kosmetyczny.

– Wow, to niezła mieszanka.

– A żebyś wiedziała, tworzą razem ciekawy koktajl jako para. A jak tam seksowny pan policjant?

– Czy ty przypadkiem nie ściągnęłaś go myślami. – Pokazałam na swoją komórkę, na której widniało imię Adam.

Dałam znać, że wychodzę na zewnątrz, by odebrać. Przecisnęłam się przez spory już tłum imprezowiczów.

– Halo – powiedziałam, stojąc na zewnątrz w zimowy wieczór.

– Cześć. Jak było na uczelni?

– Nawet znośnie, gdyby nie to, że prawie usnęłam na filozofii.

Usłyszałam śmiech.

– Było aż tak ciekawie?

– Jakbyś zgadł. A jak u ciebie?

– Mam patrol, jeździmy po domowych awanturach i bijatykach na ulicy. Pewnie leżysz już w ciepłej pościeli, w której brakuje ci kogoś?

Oczami wyobraźni widziałam, jak zabawnie porusza brwiami.

– Nie zgadłeś. Jestem na piwie w Zielonej Gęsi.

– Pani Sandro, czy potrzebuje pani podwózki do domu? – zmienił ton na bardziej służbowy. Miał poczucie humoru, które bardzo w nim ceniłam. – Zaraz włączę koguta i radiowóz w ekspresowym tempie pojawi się pod wejściem.

– Nie, to znaczy jeszcze nigdzie się nie wybieram. Czeka mnie śpiewanie na karaoke.

Usłyszałam, jak Majka woła, żebym wracała do nich.

– Chciałbym to usłyszeć. Może kiedyś mi pośpiewasz między orgazmami?

Zaśmiał się, kończąc rozmowę, co wywołało we mnie pozytywne uczucie. Tak naprawdę to dzięki niemu podniosłam się po tym, jak Caden zostawił mnie w tak okrutny sposób. Nie do końca wiedział, co między nami było, ale się nie dopytywał. Słuchał tyle, ile chciałam mu powiedzieć.

Razem z Majką zaśpiewałyśmy Szafir Maty, co wyszło nam dosyć komicznie, a potem z Agnieszką Kolońską i Szlugi Sanah. Śpiewając tę drugą piosenkę, czułam, jakby idealnie pasowała do tego, jak potraktował mnie Caden Lee.

Kiedy wychodziłam z Zielonej Gęsi, żegnając się ze znajomymi, zamurowało mnie na widok radiowozu stojącego na chodniku obok przejścia dla pieszych. Dwóch policjantów spisywało jakichś nastolatków. Rozpoznałam jednego z funkcjonariuszy, który był znacznie wyższy i potężniejszy od kolegi. Jego twarz rozpromieniła się na mój widok. Powiedział coś nastolatkom, a potem podszedł do mnie. Aż zaschło mi w gardle, gdy zobaczyłam go w mundurze. Wyglądał niezwykle seksownie, nie miałam pojęcia, czemu podniecali mnie faceci w mundurach.

– Proszę o pani dowód osobisty – powiedział służbowym tonem, ale widziałam, jak powstrzymuje śmiech.

– A co? Jestem poszukiwana?

– Tak, zdecydowanie. Muszę wziąć panią do radiowozu.

Spojrzałam na Majkę, której szczękę mogłabym zbierać z ziemi. Chyba nigdy wcześniej nie widziała Adama, no cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz. Zajęłam miejsce na tylnej kanapie, a mężczyzna za kierownicą. Słyszałam, jak przez głośnik wpadały różne zgłoszenia, ale my zmierzaliśmy pod dobrze mi znany adres na Muranowie.

Rozdział 2

Caden

Alkohol krążył w mojej krwi, a kolorowe światła odbijały się od ścian. Dziwki tańczyły na rurach, prężąc swe duże, sztuczne cycki. W powietrzu unosił się zapach dymu i whisky. Siedzieliśmy z kumplami w loży klubu Pussy Cat. Kurwa! Kto wymyślił taką durną nazwę na klub ze striptizem?

– Co jest, Caden? Znowu myślisz o tej dziewczynie? – Bob położył mi rękę na ramieniu.

Zaciągnąłem się mocno papierosem i upiłem łyk bursztynowego płynu.

– Zobacz! Te są znacznie lepsze, każdego dnia możesz mieć inną. – Wskazał na panienki, które wykonywały szpagaty na scenie, pokazując swoje cipy, zakryte jedynie cienkim paskiem, który nie pozostawiał za wiele dla wyobraźni.

– Stary. Szybko bym zbankrutował, wydając kasę na kurwy.

Prawda była inna, żadna kobieta nie była tak dobra jak Sandra. Ostatnie pół roku było dla mnie piekłem, nie raz chciałem do niej napisać na Instagramie albo chociaż zadzwonić, ale za każdym razem przypominałem sobie, czemu ją zostawiłem.

Byłem pojebany, nie nadawałem się do związku. Skosztowałem nieba, będąc z wiewiórką, by potem zejść do piekła.

Bob machnął w stronę skąpo ubranej blondynki, która podeszła do niego bez żadnego skrępowania. Widziałem, jak idą w stronę jednego z pokoi. Koleś był uzależniony od seksu, mógłby się jebać non stop, gdyby tylko przez to kutas mu nie odpadł.

Tradycyjnie najebałem się kolejny wieczór, myśląc o Sandrze. Moi kumple mieli mnie dość, to już zaczynało być nudne, każde nasze wyjście wyglądało w podobny sposób. Szliśmy do pubu albo klubu ze striptizem, kilka kolejek później mogli zbierać moje zwłoki. Nie nadawałem się do niczego.

Zatoczyłem się i opadłem na schody wejściowe do domu; odpalając papierosa, poczułem, jak drażniący dym ogarnia moje płuca. Przypomniało mi się, czemu wstąpiłem do wojska, a potem kilka kadrów z moich misji w Afganistanie.

Byłem żołnierzem, a zachowywałem się trochę jak jebana pizda! Zamierzałem z tym skończyć i miałem na to pewien pomysł. Większość weteranów wojennych należała do różnych klubów motocyklowych. Jeden z nich, Mad Dogs, znajdował się w Layton na północ od Salt Lake City. Zamierzałem wybrać się tam, kiedy wytrzeźwieję.

*

Kolejnego dnia obudził mnie potworny ból głowy. Fuck! Miałem chyba dość alkoholu. Był najłatwiejszym wyborem, po którym zapominałem o całym gównie wojny. Wziąłem leżącą na stoliku obok łóżka paczkę papierosów i wyjąłem jednego zębami. Odpaliłem benzynową zapalniczkę i zaciągnąłem się dymem, który tak dobrze oszukiwał moje zmysły.

Wstałem, mając na sobie tylko bokserki. Popatrzyłem w lustro. Mój wygląd zmienił się od powrotu z Polski. Na lewej piersi odznaczał się najnowszy tatuaż. Była to wiewiórka, która miała szczególne miejsce w mojej głowie, a teraz również na ciele.

Wziąłem orzeźwiający prysznic i zarzuciłem na siebie pierwszy lepszy T-shirt, padło na czarny, a do tego jasne spodnie jeansowe. Przeczesałem ręką krótkie włosy. Pomimo że miałem teraz przerwę od wojska, lubiłem taką długość. Zrobiłem serię pompek, która przyszła mi z lekkim trudem, a potem brzuszki naprzemienne.

Zszedłem na dół, gdzie zastałem moją matkę krzątającą się w kuchni. Wyczułem zapach jajecznicy i kawy. Tak, zdecydowanie tego mi było trzeba.

– Cześć, Cad! Jak się spało? – Spojrzała na mnie wymownie.

– Znośnie.

– Widzę, że masz jakiś problem. Gdybyś chciał pogadać…

– To nie twoja sprawa – przerwałem jej w połowie zdania. – Gdybym chciał o tym rozmawiać, poszedłbym do jebanego psychologa. – Otworzyłem małą butelkę wody i wypiłem na raz.

– Nie wyglądasz najlepiej.

– Też mi odkrycie. – Parsknąłem.

– Może jestem już stara, ale swoje wiem. Od kiedy wróciłeś z Europy, jesteś jakiś nieobecny.

– Kurwa! Przestań mnie męczyć. Wszystko jest w porządku.

Wkurzony wyszedłem na werandę, wziąwszy kubek kawy ze sobą. Odpaliłem papierosa, patrząc na sąsiadów wokół naszego domu. Słychać było krzyki dzieci, na niektórych podwórkach widać było rozbrykanych gówniarzy.

Kiedy byłem mały, wcale nie byłem lepszy. Dokuczałem mojej siostrze, a ona mi. Mieliśmy na drzewie drewniany domek, w którym spędzaliśmy czas na zabawach. Był naszą kryjówką przed światem. Te czasy minęły bezpowrotnie i trzeba było stawić czoło dorosłości.

Kiedy odpuściły moje negatywne emocje, wróciłem do kuchni, usiadłem przy stole i nałożyłem sobie solidną porcję jajecznicy i bekonu.

– Wszystko jest w porządku. Po prostu nie lubię, kiedy ktoś wtrąca się w moje sprawy – przerwałem niezręczną ciszę.

– Kiedy wracasz na służbę?

– Jeszcze nie otrzymałem rozkazu, żeby stawić się w jednostce.

Dostałem wiadomość na komórkę.

Bob: Jak tam po wczorajszym? Żałuj, że nie skorzystałeś z tej blondyny. Obciąga jak mało kto.

Parsknąłem śmiechem na jego komplement wobec tej kurwy. Taką miała robotę; gdyby nie robiła tego dobrze, zapewne wyleciałby z pracy. Zresztą trening czyni mistrza, a przy jej przebiegu zaskoczeniem byłby brak takich umiejętności.

Caden: Jakoś żyję, stary, ale łeb mnie napierdala.

Bob: Dzisiaj powtórka?

Caden: Odpadam, zamierzam pojechać harleyem do pubu Mad Dogs.

Bob: Pojebało cię?

Zaśmiałem się na ostatnią wiadomość, ale już mu nie odpisałem.

Zaspokoiwszy potrzebę kacowego głodu, przebrałem się w czarne bojówki i skórzaną kurtkę.

Wyprowadziłem swojego harleya z garażu i odpaliłem silnik, którego dźwięk był dla mnie jak muzyka. Pojechałem drogą krajową na północ, by zobaczyć, co czeka mnie w barze należącym do Mad Dogs.

*

Wjechałem na główną ulicę w Layton. Było to nieduże miasteczko, które miało kilka punktów orientacyjnych, jak zdążyłem się rozeznać. Zapewne niektórych przyciągało duże centrum handlowe u podnóża gór, innych jakiś biały kościół, ale mnie zdecydowanie najbardziej interesował dosyć sporych rozmiarów pub znajdujący się na obrzeżach.

Rozpoznałem go po rzędzie zaparkowanych harleyów oraz długowłosych facetach w skórzanych kurtkach. Budynek był pokryty brązowym tynkiem, a na górze odznaczał się czerwono-zielony neon z napisem: „Temple of doom”. Nie była to zbyt zachęcająca nazwa dla jakichś chłoptasiów.

Zostawiłem motocykl na parkingu i sprawdziłem, czy mam przy sobie mojego niezawodnego glocka. Czułem na sobie zaciekawiony wzrok, niektórzy już na wstępie wyglądali, jakby chcieli mnie zajebać, ale miałem to w dupie. Chciałem zrobić coś, dzięki czemu nie będę myśleć o jebanej wojnie i rudej dziewczynie, która wywróciła moje życie do góry nogami.

Pewnym ruchem otworzyłem wahadłowe drzwi, czując się jak w pieprzonym westernie o kowbojach.

W środku unosił się ciężki zapach dymu tytoniowego i potu. Nie dziwiło mnie to, nie spodziewałem się jebanych fiołków. Wnętrze wyglądało dosyć mrocznie, pokryte ciemnymi deskami. W pomieszczeniu ustawione były drewniane stoły z ławami. Naprzeciwko wejścia wyróżniał się bar z hokerami. Nie pierdoląc się w tańcu, od razu tam podszedłem, zauważyłem kilka kobiet, które zwróciły na mnie uwagę, patrząc pożądliwie w moją stronę.

– Co podać? – zapytał koleś za barem.

– Piwo.

Od razu otworzył butelkę, na co rzuciłem kasę na blat. Odpaliłem papierosa, mając wrażenie, że cały czas ktoś mnie obserwuje. Nie myliłem się; kiedy odwróciłem spojrzenie, potężny, starszy koleś, siedzący z dwoma kurwami, chciał mnie odstrzelić samym wzrokiem.

– Witaj, kowboju.

Poczułem zapach ostrych perfum i rękę na swoim ramieniu.

– Masz moją uwagę – zwróciłem się do wyzywająco ubranej brunetki, której usta kolorem przypominały krew.

Jej bluzka eksponowała większą część biustu, a spódniczka kończyła się tuż za pośladkiem. Strój raczej nie pozostawiał wiele dla wyobraźni.

– Nie widziałam cię tutaj wcześniej. Zapamiętałabym takiego niegrzecznego mężczyznę.

Parsknąłem na tę tanią próbę podrywu.

– Chyba masz klapki na oczach skarbie, większość facetów tutaj raczej nie wygląda jak ze szkółki niedzielnej.

– Ich już znam – powiedziała wymownie i raczej nie miała na myśli rozmowy. – Chętnie poznam również ciebie. – Jej ręka opadła na moje udo i sunęła coraz wyżej, aż do rozporka.

– Jesteś dosyć szybka.

– Lubię brać to, co mi się podoba. – Oblizała usta, wypychając policzek od środka językiem. – To jak? Chcesz, żebym cię trochę rozluźniła?

Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo poczułem ciężką rękę na swoim ramieniu.

– Siema, Cad!

Obróciłem się zaskoczony, kto w tym siedlisku diabła zna moje imię.

– Ja pierdolę, Ethan!

Nie wierzyłem własnym oczom, widząc gościa, z którym dwa lata temu byłem na misji w Afganistanie. Podczas jednego z patroli nieźle oberwał, dostał odłamkami granatu i ledwo się z tego wykaraskał. Nie wrócił już potem do wojska, zastanawiałem się, co działo się z nim przez ten czas, i teraz miałem odpowiedź.

– Stary, kopę lat! – Poklepał mnie po plecach, zamykając w niedźwiedzim uścisku. – Widzę, że nie dałeś się odjebać.

– Yeap, ale było blisko.

Przypomniałem sobie ostatnią akcję, kiedy napadnięto na nasz oddział, i późniejszą ewakuację.

– Zostawiłeś te cholerstwo?

– Jestem na przymusowym urlopie, który pewnie niedługo się skończy.

– Kurwa! Nie gadajmy tak na stojąco. Chodź ze mną, poznasz moich braci. – Wskazał stolik przy wejściu, na który wcześniej nie zwróciłem uwagi.

Siedziało tam trzech mężczyzn w skórzanych kurtach i kilka kobiet.

– To Zack, Luke i Joe, a to Caden, kolega z wojska.

Zarośnięci faceci kiwnęli w moją stronę, na co odpowiedziałem tym samym, siadając obok Ethana. Po jego drugiej stronie siedziała całkiem niezła blondynka w kusej, czarnej sukience, ale miała na sobie klubową kamizelkę.

– Poznajcie się – zaczął Ethan. – To jest Mia, moja stara.

Wszystko stało się jasne, była nie do ruszenia. Znałem się na klubowym kodeksie na tyle, żeby wiedzieć, które laski można pieprzyć.

– A tamte pozostałe to Luna i Nora, nasz klubowe króliczki.

Zachichotały niczym dziewczyny w high school. Upiłem łyk piwa, które przyjemnie chłodziło moje gardło. Miałem chęć na to, by wypełnić czyjeś swoim penisem. Spodobała mi się rudowłosa Luna, przywoływała miłe wspomnienia z Polski. Dziewczyna kleiła się do Zacka, który widząc mój wzrok, zaśmiał się głośno.

– Nasze dziwki są dla klubowych braci! Ty do nich nie należysz – odwarknął, na co uniosłem ręce w geście braku zainteresowania.

– Stary! Nie unoś się, nie potrzebuję problemów. – Upiłem kolejny łyk piwa.

– Przyjechałeś tutaj i myślisz, że zaraz ci wszystko wolno – kontynuował swoją tyradę, czego miałem coraz bardziej dość.

– Słuchaj, stary, odpierdol się ode mnie, bo nic od ciebie nie chcę.

Facet wstał do mnie, złapał za poły mojej kurtki, na co zareagowałem, błyskawicznie odpychając jego rękę.

– Pewnie twoja suka ci nie daje, dlatego tu przyjechałeś! – Zaśmiał się, na co wtórowali mu pozostali przy stoliku.

– Kurwa! Mówiłem ci, żebyś się ode mnie odpierdolił. – Wymierzyłem mu prawy sierpowy, a facet zachwiał się, ale nie przewrócił.

Chciał wyprowadzić kontrę, lecz od razu go zablokowałem. Zaczęliśmy się szarpać i okładać pięściami, a wokół nas zebrała się grupka gapiów. Byłem zdecydowanie lepszy w tym starciu, grubas ledwo dyszał.

Wyprowadziłem ostatni cios, pochylając się nad nim, po czym stracił przytomność.

Ktoś chciał się rzucić na mnie w odwecie, ale w ułamku sekundy wyciągnąłem glocka i wycelowałem przed siebie, na co koleś uniósł ręce. Usłyszałem za sobą ruch i błyskawicznie strzeliłem w pusty kufel po piwie stojący obok gościa, który chciał się na mnie zamachnąć.

– Kurwa! Dość tego!

Tłum rozstąpił się dla przechodzącego kolesia, który gapił się na mnie, odkąd tylko wszedłem.

– Kim jesteś i czego tu chcesz? – zwrócił się do mnie.

– Przejeżdżałem tędy i wstąpiłem na piwo. – Parsknąłem.

– Czy wyglądam ci na jebaną blond idiotkę, która w to uwierzy?

– Nie wyglądasz.

– Bo nią, kurwa, nie jestem, wypierdalaj stąd albo mów, po co przyjechałeś. – Popatrzył na mnie przeszywającym wzrokiem.

– W sumie nieźle się bijesz, przydałby się nam ktoś taki. Może chciałbyś zasilić nasze szeregi?

– Mam teraz trochę czasu wolnego. – Odpaliłem fajkę, czując, że atmosfera nieco się rozluźnia.

– Jack! Chcesz go przyjąć bez żadnych testów? – krzyknął ktoś z tyłu.

– To się jeszcze okaże. – Uśmiechnął się złowrogo, patrząc prosto w moje oczy.

Nie poczułem strachu, nie zależało mi teraz na niczym, więc jebałem wszystko. Byłem wyprany z uczuć.

*

Kiedy wracałem wieczorem do domu swoim harleyem, w głowie dźwięczały mi słowa przywódcy Mad Dogs. Miałem się stawić za tydzień lub dwa na walkę z jakimś typem w oktagonie. Kurwa! Zamiast jebanego strachu czułem podniecenie, że będę mógł bezkarnie się na kimś wyżyć. Nic tak nie poprawiało mi humoru jak obicie komuś mordy.

Przestępując próg domu, spotkałem się z pytającym wzrokiem matki, ale nie skomentowała mojej rany na twarzy i pękniętej wargi. Ciekawe, ile jeszcze ze mną wytrzyma… Ja sam się zastanawiałem, jak długo jeszcze przyjdzie mi czekać na powrót do stabilności psychicznej.

Wziąłem orzeźwiający prysznic, spod którego wyszedłem w samym ręczniku, a krople wody kapały na podłogę z moich mokrych włosów.

Nie mogłem oprzeć się pokusie sprawdzenia, co u wiewiórki. Pomimo tego, że wykasowałem konto na Insta i jej numer, potrzeba zobaczenia dziewczyny była silniejsza, nie mogłem oprzeć się tej pokusie. Minęło pieprzone pół roku, a ja nadal miałem ją w głowie. Postanowiłem kolejny raz założyć jakieś fikcyjne konto, używając innego adresu mailowego. Wpisałem potrzebne dane i już po chwili mogłem wyszukać interesujący mnie profil #TajemniceSandry. Kiedy ukazał się moim oczom w wynikach wyszukiwania, poczułem jakiś ucisk w klatce piersiowej, który zignorowałem.

– Fuck! – zakląłem do siebie jak jakiś pierdolony nastolatek, stalkujący swoją byłą.

Sandra się zmieniła, nie była już tą samą niewinną dziewczyną, którą poznałem. Na zdjęciach wyglądała pewniej, widać to było w jej spojrzeniu. Poza tym miała mocniejszy makijaż i bardziej wyzywające stroje. Na jednej z wrzuconych niedawno fotek dostrzegłem jakiegoś kolesia, który stał obok niej, robiąc pierdolone maślane oczy w jej kierunku. Był postawnym brunetem, miałem wrażenie, że gdzieś go kiedyś widziałem, ale w tej chwili nie byłem w stanie przypomnieć sobie tej sytuacji.

Zębami wyciągnąłem papierosa z paczki, odpaliłem go i szybko zaciągnąłem się dymem, który dawał mi pozorny, chwilowy spokój. Miałem ochotę znowu się najebać, ale na myśl o nadchodzącej walce tylko uśmiechnąłem się cwaniacko. Wiedziałem, że wtedy będę mógł dać upust swojej pieprzonej zazdrości o dziewczynę, którą przecież sam zostawiłem.

Kiedy trochę ochłonąłem, wróciłem do przeglądania zdjęć. Tylko to mi pozostało. Jak jakiś stalker patrzyłem na Sandrę uśmiechającą się do obiektywu, ubraną w krótką, czerwoną sukienkę odsłaniającą biust, którego miałem przyjemność posmakować. Na innym była na jakiejś imprezie, rude włosy wspaniale opadały na ramiona, a krągły tyłek wypinał się w dwuznacznej pozie. Wyobrażałem sobie, jakby to było wymierzyć klapsa w te zajebiste pośladki, i w ułamku sekundy poczułem, że robię się twardy.

W tej chwili nie liczyło się dla mnie zupełnie nic, dzwonił Bob, ale zignorowałem go. Zamiast tego moje myśli skupione były na wypiętej Sandrze, którą mógłbym oprzeć o biurko i wypieprzyć do nieprzytomności. Moja ręka zaczęła pocierać rozporek, już chciałem sobie ulżyć, ale w ostatniej chwili przyszło opamiętanie. Im więcej testosteronu przed walką, tym więcej pierdolnięcia, więc pomimo ogromnej pokusy zamknąłem Insta i wyszedłem na dwór pobiegać, starając się skierować myśli na zupełnie inny tor.

Służba w wojsku nauczyła mnie dyscypliny i skupiania się na celu, żeby nic nie rozpraszało mojej uwagi.

Następnego dnia wybrałem się na siłownię niedaleko mojego domu. Znajdowała się w budynku, w którym kiedyś był warsztat, a niedawno został odnowiony i zaadaptowany na jedną z placówek sieci tego typu obiektów. Przychodziło sporo ludzi z korporacji, którzy mieszkali na obrzeżach i popołudniami chcieli dać sobie wycisk, zapominając o siedzeniu w papierkach. Nigdy nie mógłbym tak pracować, potrzebowałem ciągłego ruchu.

Przywitałem się ze znajomą recepcjonistką, okazując jej kartę członkowską. Skierowałem się do szatni wypełnionej metalowymi szafkami i w jednej z nich zostawiłem swoje ubrania. W szarej bokserce i czarnych spodenkach dresowych, z butelką wody w dłoni poszedłem do głównej sali. Jak zwykle kobiety ćwiczyły na rowerkach i tym podobnych, a mężczyźni ze sztangami. Zrobiłem sobie krótką rozgrzewkę na bieżni i wiosłach, by potem dołączyć do towarzystwa wzajemnej adoracji.

– Siema, Cad! – przywitał się Mark, znajomy z siłowni.

– Hej!

– Dawno cię nie było.

– Miałem trochę spraw do ogarnięcia.

Leczenie kaca i ciągłe melanże, ale o tym nie zamierzałem wspominać gościowi, dla którego najważniejszy był zdrowy styl życia.

– Jest dzisiaj Caleb?

Był to eksbokser wagi ciężkiej, który przeszedłszy na emeryturę, zatrudnił się jako trener.

– Tak, widziałem go. – Wskazał ręką na znajdującą się obok pakerni salę bokserską z ringiem.

Zrobiłem kilka serii, podnosząc hantle i sztangę z różnymi obciążeniami. Kiedy byłem już wystarczająco przygotowany, poszedłem do sali obok.

– Cześć, trenerze! – przywitałem się z postawnym, lekko siwiejącym mężczyzną w czerwonym dresie.

Właśnie krzyczał i gwizdał do jakiegoś kolesia nawalającego w gruchę.

Postanowiłem trochę poboksować w wiszący worek treningowy, włożyłem więc przyniesione ze sobą niebieskie nakładki na ręce i rozpocząłem swoją tyradę. Szło mi całkiem nieźle, wyobrażałem sobie, że to ten pierdolony typek, który był na zdjęciu z moją wiewiórką. Działało to zajebiście, widziałem na czerwono i wyprowadzałem cios za ciosem. W pewnym momencie ktoś złapał za worek.

– Cześć, Cad! Widzę, że brakuje ci partnera, byłby lepszy niż to.

Uśmiechnąłem się cwanie, przecierając pot z czoła.

– Może chcesz mały sparing? Akurat mam jednego chętnego. – Wskazał na blondyna w zielonych spodenkach, który skakał po ringu, markując ciosy i uniki.

– Idealnie. – Poszedłem za trenerem, po drodze wkładając rękawice i nakładkę na szczękę.

Podniósł liny, a ja schyliłem się i wszedłem do środka. Blondyn zmierzył mnie pytającym wzrokiem.

– To jest Caden. Poprowadzę wasz sparing – odpowiedział Caleb.

– Dobra, trenerze.

Chyba był jego podopiecznym czy coś.

Podeszliśmy do siebie, obiliśmy się pięściami, a potem zaczęliśmy skakać niczym koguty. Koleś próbował wymierzać ciosy, na co tylko się zaśmiałem. Robiłem uniki i trzymałem gardę. Kiedy przeciwnik się odsłonił, chcąc wymierzyć we mnie cios, wyprowadziłem kontrę prosto w jego szczękę, a on odskoczył jak bumerang. Widocznie było mu mało, bo znowu próbował swoich niecelnych ciosów, w odróżnieniu ode mnie. Dałem mu prawy sierpowy, a potem poprawiłem z drugiej ręki. Kiedy oparł się o liny, było już po nim. Nie miałem litości, przypominając sobie o tym, czemu zostawiłem Sandrę, i o całym tym syfie wojny. Okładałem go raz po raz. W pewnym momencie ktoś złapał mnie za ramię i odciągnął od niego.

– Wystarczy, Caden!

Ten krzyk wyrwał mnie z amoku, więc popatrzyłem przed siebie. Koleś miał nieźle zmasakrowaną twarz, z nosa i brwi lała się krew.

– To miał być, kurwa, tylko sparing, a nie jatka!

Nie słuchałem już go, schodząc z ringu. Poszedłem do szatni wziąć chłodny prysznic, który uspokoi mój wyrzut adrenaliny i przyśpieszony puls.

Rozdział 3

Sandra

Robiłam sobie właśnie kawę przed pójściem do pracy, kiedy w wiadomościach radiowych zaczęli mówić o eskalacji konfliktu między Rosją a Ukrainą. Miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Nikomu nie był potrzebny rozlew krwi. Urodziłam się w wolnym kraju i byłam przeciwnikiem wszelkiego rodzaju wojen, uważałam, że do wszystkiego można podejść racjonalnie, znajdując kompromis.

Niestety, nie wszyscy tak myśleli.

– Cześć – powiedział Iza. – Jak się spało? – Przeciągnęła się, uśmiechając błogo.

– Całkiem spoko. Niewiele dzisiaj jeździło karetek i radiowozów pod blokiem.

Mieszkałyśmy niedaleko kina Muranów, było to ścisłe centrum, które raczej nigdy nie spało. Kiedy otworzyło się okno, słychać było gwar miasta, a wieczorem odgłos tramwajów jadących po szynach, niezakłócany przez trąbienie aut stojących w korkach.

– Co jemy na śniadanie? Może zrobię naleśniki?

– Cóż to za szczęśliwy dzień, że zamierzasz mnie tak rozpieścić? – zapytałam zaciekawiona.

Iza miała czasami dzień dobroci dla współlokatorki, kiedy gotowała dla nas obu.

– Dobrze idzie mi w pracy i być może dostanę awans! – wykrzyknęła radośnie, na co jej pogratulowałam.

Byłam w trochę innej sytuacji, nie miałam co liczyć na awans, praca baristy była dość monotonna, ale lubiłam ją. Wiedziałam, że na razie musi mi wystarczyć, moim głównym celem było skończenie studiów i rozejrzenie się za czymś lepszym, chyba że trafiłoby się coś w międzyczasie, ale w takie cuda nie wierzyłam.

Zjadłyśmy pyszne naleśniki z białym serem, popijając shake’em malinowym, co dało mi słodki zastrzyk na cały dzień.

Ubrałam się i poszłam do pracy z uśmiechem na ustach.

*

Po południu ruch w kawiarni był większy niż zwykle, ostatni tydzień stycznia na dobre rozkręcił poświąteczny powrót do pracy.

Byłam w trakcie robienia kolejnej latte, kiedy w lokalu pojawił się ten sam rudy mężczyzna co kilka tygodni temu. Tym razem zamiast eleganckiego płaszcza miał na sobie granatową kurtkę puchową. Stanął w kolejce i czekał cierpliwie.

– Witam, co podać? – zagadałam do niego z firmowym uśmiechem, gdy stanął po drugiej stronie lady.

– Americano poproszę – odpowiedział niepewnie, co mnie zdziwiło, bo raczej nie wyglądał na zamkniętego w sobie faceta.

– Na miejscu czy na wynos? – zapytałam tradycyjnie.

– Ja… – zawahał się dziwnie podczas tej wypowiedzi – na miejscu.

– Płatność kartą czy gotówką?

– Gotówką. – Wyjął banknot dwustuzłotowy. – Reszty nie trzeba. – Zatrzymał mnie stanowczym ruchem, gdy chciałam mu wydać.

Wzruszyłam ramionami i wrzuciłam niemałą kwotę do naszej puszki z napisem „Napiwki”, która stała przy kasie.

– Dobrze, proszę usiąść przy wybranym miejscu. Podam kawę do stolika.

Przekazałam zamówienie Kasi, która stała dzisiaj ze mną za ladą, obsługując kolejnego klienta. Kiedy kawa dla rudowłosego mężczyzny była gotowa, zaniosłam ją i postawiłam przed nim.

– Sandra, nie poznajesz mnie? – Usłyszałam, gdy już zabierałam tacę i chciałam odejść.

Odwróciłam się w jego stronę, ale nie przypominałam sobie, abym go znała.

– Nie, nie mam pojęcia, kim pan jest. Być może spotkaliśmy się na uczelni, ale ja sobie nie przypominam. – Starałam się brzmieć w miarę przyjaźnie, aby nie narobić sobie obciachu przy jakimś wykładowcy.

– Sandro, ja… jestem twoim ojcem.

Ta wiadomość sprawiła, że pobladłam, a metalowa taca wyleciała mi z rąk. Usłyszałam tylko, jak obija się o gres na podłodze.

– To niemożliwe – wydukałam, zakrywając usta. – Ja nie mam ojca. – Czułam ukłucie w sercu i łzy zbierające się pod powiekami.

– Nie okłamuję cię, pozwól mi wyjaśnić.

– Nie mam ochoty z panem rozmawiać. Ja nie mam ojca! – krzyknęłam, co wzbudziło uwagę osób siedzących w kawiarni.

Nie mogąc powstrzymać emocji, pobiegłam do toalety. Przemyłam zaczerwienioną twarz zimną wodą; patrząc w swoje odbicie, widziałam tę samą, małą dziewczynkę, którą zostawił ojciec. Jak bumerang wróciły do mnie wspomnienia, które schowałam głęboko w swojej pamięci.

Kilkanaście lat wcześniej…

To był letni, słoneczny dzień, zostałam sama z tatą, cieszyłam się na nasze wspólne zabawy. Zrobił mi rano śniadanie i włączył telewizor, a sam poszedł do drugiego pokoju. Kiedy zjadłam płatki i skończyła się bajka, poszłam do niego zapytać, czy pójdziemy na plac zabaw. Wchodząc do pokoju, zobaczyłam spakowaną torbę podróżną oraz kolejną, którą ojciec wypełniał swoimi poskładanymi rzeczami przygotowanymi w stosach ułożonych na łóżku.

– Tato, co robisz? – zapytałam, nie rozumiejąc, co się dzieje.

– Robię porządki w swoich rzeczach – odpowiedział, wkładając swoje koszulki do prawie spakowanej torby. – Mam tu coś dla ciebie. – Podszedł do mnie i wręczył mi zestaw naklejek oraz puzzli.

– Mogę się tym pobawić? – zapytałam radośnie, ciesząc się z prezentu od ojca.

Przestałam zwracać uwagę na to, co robi, i skupiłam się na zabawkach. Po jakimś czasie znudziło się mi układanie i przeciąganie gumowych naklejek.

– Tato! A teraz możemy iść? – zapytałam ponownie.

– Tak, chodźmy – odpowiedział, rozglądając się po pokoju, w którym nie było już jego ubrań, zamiast tego stało kilka spakowanych toreb.

Zeszliśmy przed blok, tata posadził mnie na huśtawkę i kołysał raz szybciej, raz wolniej, bardzo to lubiłam, sprawiało mi to dużo frajdy.

Potem poszliśmy na małą karuzelę, na której mnie pokręcił, i porobiliśmy zamki z piasku. Tata co chwila patrzył na zegarek, aż w końcu powiedział, że trzeba iść na obiad.

Jak zwykle po powrocie ze spaceru umyłam rączki i usiadłam w kuchni, czekając na zupę. Tego dnia była pomidorowa, moja ulubiona, potem podał drugie danie.

Kiedy kończyłam jeść, usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach wejściowych. Po chwili zobaczyłam mamę obładowaną siatami z zakupami. Gdy nas zobaczyła, uśmiechnęła się na powitanie.

Tata był jakiś nieobecny, opowiadał jej o czymś, a potem poszedł do drugiego pokoju i wyniósł z niego torby, które wcześniej pakował. Mama zaczęła krzyczeć i szarpać się z nim, ale on na nic nie reagował, tylko się ubierał. Podszedł do mnie i powiedział, że wyjeżdża. Wtedy widziałam go po raz ostatni…

Otrząsnęłam się, próbując doprowadzić się do porządku. Zamierzałam przetrwać tę zmianę w pracy, a potem się nieźle najebać i zapomnieć o tym, kogo spotkałam. Jeszcze raz przemyłam twarz zimną wodą i wytarłam ręcznikiem. Skierowałam myśli na zupełnie inny tor, starając się skupić na pracy i czekających klientach, chociaż było to bardzo trudne. Wewnętrznie czułam, jak targają mną silne emocje, a serce bije przyśpieszonym rytmem.

Wzięłam kosmetyczkę z torby i zaczęłam nakładać maskę. Najpierw grubszą warstwą podkładu zatuszowałam zaczerwienioną twarz, potem korektorem wory pod oczami. Dzięki tuszowi i brązowej kredce moje oczy nie wyglądały jak u królika albinosa.

Znalazłam jakąś paczkę fajek na zapleczu, wzięłam jedną z nich i wyszłam tylnym wyjściem. Starałam się opanować emocje; choć byłam w rozsypce, nie mogłam pozwolić, by przez to zawalił się cały świat, który udało się zbudować przez ostatni czas.

Zaciągałam się dymem tytoniowym i zatrzymywałam go w płucach, dzięki temu czułam coraz większy spokój wygrywający z nerwami.

Właśnie gasiłam peta, kiedy usłyszałam otwierające się za moimi plecami drzwi.

– Wszystko w porządku, Sandra? – zapytała Kasia. – Tak szybko wybiegłaś, coś się stało? Chcesz pogadać?

– Nie, dzięki. Nic się nie stało, po prostu zdenerwowałam się, bo upuściłam tacę.

Mówienie o samych pozytywach było prostsze niż wspominanie o demonach przeszłości, które trawiły moje myśli, gdy znalazły się w sprzyjających temu okolicznościach.

– Zrobiło się trochę luźniej, pewnie większość osób już wzięła kawę po pracy – powiedziała, patrząc przed siebie.

Nie skomentowała jednak tego, co powiedziałam, być może wyczuła, że nie było to prawdą. Szanowałam ją za to, że nie próbowała za wszelką cenę wydobyć ze mnie tego, co się stało. Nie znosiłam, jeśli ktoś na siłę próbował uzyskać ode mnie informacje.