Solozofia. Sztuka, która pozwala czuć się spełnionym i cieszyć się życiem w pojedynkę - Nika Vázquez Seguí - ebook

Solozofia. Sztuka, która pozwala czuć się spełnionym i cieszyć się życiem w pojedynkę ebook

Nika Vázquez Seguí

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Solozofia to sztuka, która pozwala czuć się spełnionym i cieszyć się życiem w pojedynkę. Opiera się na założeniu, że bycie samemu to nie to samo, co poczucie osamotnienia.

W swoim praktycznym przewodniku autorka udziela wskazówek, jak się rozwijać i cieszyć się życiem bez zbędnych zobowiązań, nie rezygnując przy tym z samego siebie.

Dzięki tej książce nauczysz się:

· Odrzucać błędne przekonania o tym, jak należy żyć i wchodzić w relacje z innymi;

· Przejmować kontrolę nad przeznaczeniem, tak by zależało ono wyłącznie od twoich decyzji;

· Podchodzić do życia z humorem, chęcią podejmowania wyzwań i miłością do samego siebie;

· Poznawać swoje pragnienia i priorytety, i być swoim najlepszym przyjacielem;

· Opierać samoocenę na rozwijaniu umiejętności i realizowaniu celów.

Pamiętaj, że masz do dyspozycji samego siebie. Czy istnieje lepsze towarzystwo?

Witaj na kursie solozofii!

Nika Vázquez Seguí ukończyła psychologię na Uniwersytecie w Walencji oraz studia podyplomowe z psychoonkologii na Uniwersytecie Madryckim. Prywatną praktykę łączy z prowadzeniem wykładów dotyczących inteligencji emocjonalnej. Przez kilka lat była koordynatorką nowatorskiego portalu internetowego oferującego wsparcie psychologiczne online. Jest autorką książek trzech książek. Jej najnowsza publikacja Solozofia zostałą przetłumaczona na 9 języków i odniosła międzynarodowy sukces.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 146

Oceny
4,0 (23 oceny)
10
6
4
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
hajaqen
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Książka, która nie daje gotowych rozwiązań, a poprzez ćwiczenia zmusza do autorefleksji. Od nas samych zależy co z niej wyniesiemy. W moim odczuciu dobre uzupełnienie innych pozycji pisanych przez kwalifikowanych terapeutów.
10
iza3travel

Całkiem niezła

niestety zabrakło mi rozwiązań w tej książce, spodziewałam się czegoś więcej
00
martairmina

Dobrze spędzony czas

Polecam!
00

Popularność




PROLOG: RADOŚĆ SOLISTY JAZZOWEGO

Wyobraź sobie, że sie­dzisz przy pia­ni­nie w przy­tul­nym klu­bie jaz­zo­wym. Przez cały utwór ide­al­nie zgry­wasz się z resztą zespołu. Każdy wyko­nuje swoją pracę, a ty w sku­pie­niu sta­rasz się nie wypaść z tona­cji i nie zgu­bić rytmu.

I wtedy nad­cho­dzi twój moment. Pozo­stałe instru­menty usu­wają się w cień i oddają ci pierw­szeń­stwo. Zamy­kasz oczy i pozwa­lasz dło­niom roz­pierzch­nąć się po kla­wia­tu­rze w poszu­ki­wa­niu nowych akor­dów i waria­cji. Ni­gdzie ci się nie spie­szy. Jesteś szczę­śliwy, two­rząc jed­ność z instru­men­tem, który staje się twoim życiem. Mihály Csíkszentmihályi okre­śla ten stan mia­nem flow.

Gdy koń­czysz solówkę, otrzy­mu­jesz dłu­gie owa­cje, ale nie prze­sta­jesz grać i cie­szysz się muzyką. Po kon­cer­cie kła­niasz się publicz­no­ści, żegnasz kole­gów z zespołu i idziesz do domu.

Spa­ce­ru­jesz po ciem­nych uli­cach z rękami w kie­sze­niach, jak James Dean na słyn­nym zdję­ciu, w myślach odtwa­rzasz naj­lep­sze momenty występu. Jesteś zado­wo­lony i masz dużo nowych pomy­słów, które chcesz wpro­wa­dzić w życie na naj­bliż­szych pró­bach i kon­cer­tach.

Kiedy znaj­du­jesz się już w miesz­ka­niu, mościsz się na kana­pie i popi­jasz uprzed­nio przy­go­to­waną zimną lemo­niadę, cze­ka­jącą na cie­bie w lodówce. Obser­wu­jesz mia­sto przez okno i odpo­wia­dasz na kilka wia­do­mo­ści od osób, które przy­szły na kon­cert. Dzię­ku­jesz za miłe słowa. Odpi­su­jesz też paru zna­jo­mym: jeden zapra­sza cię na kawę, aby prze­ga­dać jakiś pro­jekt, a drugi chce pójść z tobą do kina i potem na kola­cję, by podzie­lić się wra­że­niami z seansu.

Blo­ku­jesz tele­fon i idziesz do łóżka. To był długi i pełen emo­cji dzień. Cie­szysz się, że masz sze­roki na metr czter­dzie­ści mate­rac tylko dla sie­bie i możesz wier­cić się i prze­cią­gać ile wle­zie. Od razu zasy­piasz.

Budzi cię poranne słońce. Idziesz pod prysz­nic, a gdy po ciele spływa ci gorący stru­mień wody, sły­szysz w gło­wie nową, świeżą i ory­gi­nalną waria­cję, którą wypró­bu­jesz na następ­nym kon­cer­cie. Przy­cho­dzi ci też do głowy nowe ćwi­cze­nie, jakie zadasz stu­den­tom aka­de­mii muzycz­nej.

Wkła­dasz czy­ste ubra­nia i przy­go­to­wu­jesz ulu­bione śnia­da­nie, słu­cha­jąc w tle pusz­czo­nej gło­śno i wpra­wia­ją­cej cię w dobry nastrój płyty.

Pijesz mocną czarną kawę, jak to masz w zwy­czaju, w myślach odtwa­rzasz plan dnia. Masz sporo do zro­bie­nia, ale jesteś pełen ener­gii. Kochasz życie. Masz kon­trolę nad wła­snym cza­sem, wła­snymi błę­dami i suk­ce­sami: uwiel­biasz to uczu­cie.

Wycho­dzisz na ulicę z takim samym entu­zja­zmem jak tury­sta, który wła­śnie tra­fił do nowego mia­sta. Jakie nie­spo­dzianki cze­kają dziś na cie­bie? Kogo poznasz? Życie jest pełną emo­cji przy­godą!

Postawa tego soli­sty nie jest wyłączną domeną muzy­ków jaz­zo­wych. Jest w zasięgu każ­dego, bez względu na talent czy pro­fe­sję, bo zależy przede wszyst­kim od indy­wi­du­al­nego set­tingu, czyli od tego, w jaki spo­sób posta­na­wiamy podejść do naszego życia i je prze­ży­wać.

Ta książka ma na celu pogrze­bać wiele fał­szy­wych prze­ko­nań, takich jak to, że nie da się cie­szyć życiem w poje­dynkę.

Wszy­scy znamy kogoś, kto męczy się w rela­cjach peł­nych napięć, pre­ten­sji lub zwy­kłego znu­dze­nia. I nie cho­dzi mi wyłącz­nie o związki roman­tyczne. Ist­nieją prze­cież grupy zna­jo­mych, opie­ra­jące się na przy­zwy­cza­je­niu i ruty­nie; rodziny, któ­rych człon­ko­wie czują obo­wią­zek spo­ty­ka­nia się bez więk­szego entu­zja­zmu i na któ­rych barki spada ogromne poczu­cie winy, gdy nie zja­wią się na nie­dziel­nym obie­dzie.

Jak to się ma do samo­re­ali­za­cji? Nijak.

Poczu­cie szczę­ścia i zado­wo­le­nia nie zależy od tego, kto stoi przy twoim boku, ale od tego, jak się ze sobą obcho­dzisz. Jeśli żyjesz w zgo­dzie z wła­snymi ide­ałami, sza­nu­jesz się, dbasz o sie­bie i nie zado­wala cię nudna i powta­rzalna egzy­sten­cja, to, jak napi­sał Rudy­ard Kipling w wier­szu Jeżeli, „Twoją jest zie­mia i to, co jest na niej”1.

Powstało wiele teo­rii doty­czą­cych ludz­kich potrzeb, a jako psy­cho­lożka z ponad­pięt­na­sto­let­nim sta­żem mia­łam oka­zję obser­wo­wać prze­różne sytu­acje. Jed­nak mało kto pamięta, że sami jeste­śmy kowa­lami wła­snego losu. Tylko ty odpo­wia­dasz za jakość swo­jej egzy­sten­cji. Nikt inny cię nie ura­tuje, ale też nikt nie może bez two­jej zgody zruj­no­wać ci życia.

Solo­zo­fia to sztuka, która pozwala czuć się speł­nio­nym i cie­szyć się życiem w poje­dynkę.

Jak to osią­gnąć, dowiesz się z tej książki. Nauczysz się:

Odrzu­cać uprze­dze­nia i fał­szywe zało­że­nia doty­czące tego, jak „należy” żyć i wcho­dzić w rela­cje z innymi.

Przej­mo­wać kon­trolę nad prze­zna­cze­niem, tak aby zale­żało ono wyłącz­nie od two­ich decy­zji i wybo­rów.

Pod­cho­dzić do życia z humo­rem, chę­cią podej­mo­wa­nia wyzwań i miło­ścią do samego sie­bie.

Pozna­wać swoje pra­gnie­nia i prio­ry­tety życiowe i być swoim naj­lep­szym przy­ja­cie­lem.

Opie­rać samo­ocenę na roz­wi­ja­niu umie­jęt­no­ści i reali­zo­wa­niu zamie­rzo­nych celów.

Wstępne zało­że­nie solo­zo­fii brzmi: „bycie samemu to nie to samo, co poczu­cie osa­mot­nie­nia”. W języku angiel­skim wyraź­nie roz­róż­nia się te dwa poję­cia: lone­li­ness i soli­tude. Pierw­sze z nich odnosi się do nie­chcia­nej samot­no­ści, poczu­cia braku i smutku. Dru­gie zaś to stan dobro­wolny, wyni­ka­jący z chęci bycia panem swo­jego czasu i prze­strzeni, otwar­cia się na kre­atyw­ność i swo­bodną inte­rak­cję z innymi.

Chcia­ła­bym, żebyś po prze­czy­ta­niu tej książki stał się soli­stą wio­dą­cym prym na sce­nach życia. Aby to osią­gnąć, oddaję w twoje ręce prak­tyczny prze­wod­nik, który da ci wska­zówki, jak roz­wi­jać się i cie­szyć życiem bez zbęd­nych zobo­wią­zań i nie rezy­gnu­jąc z samego sie­bie.

Jak mawiał Cyce­ron: „Ni­gdy się nie jest mniej samot­nym, niż gdy się jest samot­nym”. Masz do dys­po­zy­cji samego sie­bie. Czy ist­nieje lep­sze towa­rzy­stwo?

Witam na kur­sie solo­zo­fii!

1

RÓŻNORODNA SZTUKA SPĘDZANIA CZASU W POJEDYNKĘ

CZYM JEST SOLOZOFIA?

Jeśli czy­tasz tę książkę, to zna­czy, że kupi­łeś ją (lub ktoś ci ją poda­ro­wał) z myślą, że jest wła­śnie dla cie­bie. Być może dla­tego, że jesteś już solo­zo­fem, tylko nikt ci jesz­cze o tym nie powie­dział. A może dla­tego, że twoje życie w zde­cy­do­wa­nie zbyt dużym stop­niu zależy od innych i chcesz odna­leźć nową filo­zo­fię życiową.

Nie­za­leż­nie od powodu trzy­masz w rękach pod­ręcz­nik i mapę podróży zara­zem. Znaj­dziesz w nim wska­zówki, jak odkry­wać radość nie tylko w sobie, ale też w zupeł­nie nie­spo­dzie­wa­nych sytu­acjach. Solo­zo­fię można zde­fi­nio­wać bowiem jako sztukę oraz umie­jęt­ność pozwa­la­jącą osią­gnąć poczu­cie speł­nie­nia i cie­szyć się życiem w poje­dynkę.

Erich Fromm zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wał kon­cep­cję miło­ści, uzna­jąc ją za sztukę, którą powin­ni­śmy ćwi­czyć i dosko­na­lić każ­dego dnia. Umie­jęt­ność cie­sze­nia się życiem w poje­dynkę rów­nież nie rodzi się sama z sie­bie, z dnia na dzień, szcze­gól­nie jeśli ni­gdy nie czu­łeś takiej potrzeby. Dla­tego pod koniec każ­dego roz­działu znaj­dziesz ćwi­cze­nia, które pozwolą ci wej­rzeć w głąb sie­bie i wpra­wić się w tej rewo­lu­cyj­nej sztuce.

Zanim przej­dziemy do sedna, powin­ni­śmy umieć odróż­nić solo­zofa od samot­nika. Samot­nik nie potrze­buje w swoim życiu innych osób, nie pra­gnie ich towa­rzy­stwa i nie lubi dzie­lić pasji i zain­te­re­so­wań z bli­skimi. Zawsze szuka osob­nych prze­strzeni i sama już obec­ność ludzi drażni go lub powo­duje wzrost napię­cia.

Solo­zof to ktoś, kto lubi ota­czać się ludźmi. Potrafi wypra­co­wać zdrowe rela­cje i dzieli się z bli­skimi swo­imi wąt­pli­wo­ściami, prze­my­śle­niami i aneg­do­tami. Jed­no­cze­śnie umie wsłu­chać się w swój wewnętrzny głos. Dobrze się zna i wie, czego w danej chwili potrze­buje. Dla­tego z sza­cunku do sie­bie szuka wła­snych prze­strzeni i umie o sie­bie czule zadbać.

Inną cechą osoby zazna­jo­mio­nej z solo­zo­fią jest umie­jęt­ność nie­wy­da­wa­nia osą­dów na pod­sta­wie uprze­dzeń, zarówno w sto­sunku do innych, jak i do samego sie­bie. Bar­dzo czę­sto zda­rza się, że przy podej­mo­wa­niu decy­zji blo­kuje nas myśl „co ludzie powie­dzą”. I pew­nie znajdą się tacy, któ­rzy z wielką chę­cią oce­nią na głos twoje wybory, ale osta­tecz­nie to ty zosta­niesz z tymi doświad­cze­niami i będziesz je ze sobą niósł. Nikt nie sie­dzi w two­jej skó­rze (co omó­wimy w roz­dziale 3) i nikt nie wie lepiej od cie­bie, jak się czu­jesz ani czego ci potrzeba.

W pro­ce­sie poszu­ki­wa­nia szczę­ścia w drob­nych codzien­nych czyn­no­ściach posta­ramy się odkryć, czego potrze­bu­jesz i co możesz zro­bić, aby wyzbyć się poczu­cia winy i prze­stać się przej­mo­wać tym, co mogą powie­dzieć lub pomy­śleć inni.

Jeśli chcesz żyć na wła­snych zasa­dach, pamię­taj, że będziesz musiał prze­my­śleć i zade­cy­do­wać, co chcesz zro­bić ze swoim cza­sem i życiem. A to może spra­wić, że wiele osób nie zro­zu­mie two­ich wybo­rów.

Byung-Chul Han w eseju Wypę­dze­nie innego pisze o dys­kom­for­cie, jaki nie­sie za sobą podą­ża­nie za więk­szo­ścią i zwią­zane z tym porzu­ce­nie wła­snej natury, która czyni nas auten­tycz­nymi. Ten kore­ań­ski filo­zof uważa, że owczy pęd jest nie tylko bolączką spo­łe­czeń­stwa, ale także źró­dłem wielu dzi­siej­szych pro­ble­mów psy­chicz­nych.

Nie należy podą­żać za modą, zasa­dami, ste­reo­ty­pami czy tren­dami. Solo­zo­fia jest narzę­dziem pozwa­la­ją­cym ci zro­zu­mieć samego sie­bie, kim tak naprawdę jesteś, oraz samo­dziel­nie podej­mo­wać decy­zje, dokąd zmie­rzasz.

Poświęć sobie czas

Koń­czysz pracę. Wyłą­czasz kom­pu­ter, zabie­rasz swoje rze­czy, gasisz świa­tło, zamy­kasz drzwi i idziesz do domu. Wpa­dasz jesz­cze do super­mar­ketu po zakupy. Przy­cho­dzisz do domu, witasz się z dziećmi i part­ne­rem/part­nerką, a przy­go­to­wu­jąc kola­cję, opo­wia­da­cie sobie, co się wam tego dnia przy­da­rzyło. Po kola­cji wszy­scy roz­cho­dzą się do swo­ich poko­jów, a ty w końcu sia­dasz na kana­pie. To moment na spraw­dze­nie, co nowego w mediach spo­łecz­no­ścio­wych, na poroz­ma­wia­nie ze zna­jo­mymi i prze­czytanie wia­do­mo­ści, które spły­nęły w ciągu dnia, a do któ­rych nie mia­łeś wcze­śniej czasu zaj­rzeć. Gdy sen puka do twych drzwi, dziesz spać.

I tak dzień za dniem, mie­siąc za mie­siącem, rok za rokiem.

Aż pew­nego razu, sam nie wiesz dla­czego, czu­jesz, jak pły­nące z samych trzewi, z wnę­trza duszy zmę­cze­nie, prze­cią­że­nie i znie­chę­ce­nie przej­mują kon­trolę nad twoim cia­łem. Masz wra­że­nie, że życie prze­cieka ci przez palce i nie udało ci się go posma­ko­wać, dogłęb­nie poczuć. Uświa­da­miasz sobie, że przez te wszyst­kie lata nie „poby­łeś sam ze sobą” ani przez chwilę.

Kiedy wpa­damy w wir codzien­no­ści, bar­dzo ciężko jest zna­leźć moment na to, by się sobą zaopie­ko­wać. Dajemy się zła­pać w pułapkę rze­czy pil­nych i zapo­mi­namy o tym, co ważne. A gdy tak się dzieje, to – jak mawiał Ste­phen Covey – rodzi się brak satys­fak­cji i emo­cjo­nalny dys­kom­fort.

Czę­sto zauwa­żam, że nie potra­fimy odróż­nić rze­czy waż­nych od pil­nych, zarówno w naszym wła­snym życiu, jak i u innych. Mamy w zwy­czaju przy­wdzie­wać strój stra­żaka i gasić pożary, zary­wać noce, aby zdą­żyć przed dedlaj­nami i zaspo­ka­jać cudze potrzeby. Takie życie nie­uchron­nie pro­wa­dzi do wyczer­pa­nia, a my nie mamy nawet czasu, żeby pomy­śleć nad naj­lep­szym wyj­ściem z sytu­acji.

Zapo­mi­na­jąc o sobie i przed­kła­da­jąc rze­czy pilne nad ważne, zapo­mi­namy także o naj­waż­niej­szym aspek­cie życia: naszym dobrym samo­po­czu­ciu.

Solo­zo­fia sta­nowi zachętę do życia w har­mo­nii z innymi, bez rezy­gno­wa­nia lub odda­wa­nia w zastaw wła­snej prze­strzeni i czasu. Krótko mówiąc, uczy, że aby być szczę­śli­wym, należy odna­leźć rów­no­wagę pomię­dzy tym, co dajesz innym, a tym, co dajesz samemu sobie.

Solozof czy sędzia?

Kiedy roz­ma­wia­łam o tej książce z Anną Periago, moją wydaw­czy­nią, dys­ku­to­wa­ły­śmy nad trud­no­ściami, jakie mogą stać na prze­szko­dzie przed wpro­wa­dze­niem w życie sztuki solo­zo­fii. Zgod­nie uzna­ły­śmy, że jed­nym z pro­ble­mów są uprze­dze­nia zwią­zane z robie­niem rze­czy w poje­dynkę.

W spo­łe­czeń­stwie ist­nieje przy­zwo­le­nie, by pewne rze­czy robić samemu. Na przy­kład cho­dze­nie do kina bez towa­rzy­stwa: w jakimś stop­niu przy­swo­ili­śmy je sobie i nie dzi­wimy się, gdy ktoś mówi, że poszedł sam na inte­re­su­jący go film.

Moż­liwe, że począt­kowo w naszej gło­wie rodzą się pyta­nia w stylu: „nikt nie chciał z tobą pójść?”; albo: „tak dziwny był ten film?”. Mimo to sie­dzimy cicho i uzna­jemy, że pew­nie ciężko mu się było z kimś zgrać. Okej, w takim wypadku samotne wyprawy do kina nie wydają się nam eks­cen­tryczne.

Ale nie ma to prze­ło­że­nia na inne czyn­no­ści, takie jak cho­dze­nie do teatru, dobrych restau­ra­cji czy wyjazd na urlop. Kiedy sły­szymy, że ktoś zro­bił to cał­ko­wi­cie sam, otwie­ramy sze­roko oczy, a gdy wyobra­żamy sobie, że jeste­śmy na jego miej­scu, od razu nawie­dza nas mie­szanka trwogi i wstydu.

Co spra­wia, że uzna­jemy pewne sytu­acje za nor­malne, wła­ściwe lub akcep­to­walne, pod­czas gdy inne tak bar­dzo nas szo­kują? Co spra­wia, że nasz umysł odrzuca samą myśl o tym, że możemy tak robić?

Odpo­wiedź znowu spro­wa­dza się do tego samego: uprze­dzeń. Według defi­ni­cji poda­nej w Słow­niku Języka Pol­skiego PWN „uprze­dze­nie” to nie­uza­sad­niony, nega­tywny sto­su­nek do kogoś lub cze­goś.

Cią­gle jeste­śmy do róż­nych rze­czy uprze­dzeni, mimo że nie mamy wystar­cza­ją­cej wie­dzy lub kogoś nie znamy. To fakt. Róż­nica pomię­dzy ogra­ni­cza­ją­cymi prze­ko­na­niami a otwar­to­ścią bie­rze się z naszych prze­żyć, tego, czego się nauczy­li­śmy, a także z tkwią­cych w naszej gło­wie sche­ma­tów myślo­wych.

Dzie­limy świat na to, co dobre i złe, co akcep­to­walne i nie do zaak­cep­to­wa­nia. Praw­do­po­dob­nie ta ten­den­cja do szu­flad­ko­wa­nia życia na dwóch prze­ciw­staw­nych bie­gu­nach bie­rze się z tra­dy­cji jude­ochrze­ści­jań­skiej, która tak mocno wdru­ko­wana jest w naszą moral­ność i spo­sób dzia­ła­nia. Jeśli czy­nisz dobro, to pój­dziesz do nieba, a jeśli zło, to spło­niesz w pie­kle. Niebo poj­mo­wane jest jako har­mo­nia, wspól­nota, szczę­ście i spo­kój; w opo­zy­cji do niego stoi pie­kło, czyli chaos, samot­ność, odrzu­ce­nie i cier­pie­nie.

I choć ta dycho­to­mia czyni życie łatwiej­szym, jest nie­zwy­kle ogra­ni­cza­jąca zarówno w postrze­ga­niu świata, jak i w podej­mo­wa­niu decy­zji; wszystko, co robisz, ogra­ni­cza się do tego, co „dobre” lub „złe”. Taki reduk­cjo­nizm wydaje się cał­ko­wi­cie nie­re­alny. Nie wszystko w życiu jest dobre lub złe, zabawne lub wsty­dliwe, białe lub czarne. Żeby zilu­stro­wać to podej­ście pod­czas spo­tkań z pacjen­tami mówię im, że nie możemy podzie­lić 24 godzin doby na dzień i noc. Ogra­ni­cza­jąc się do takiego roz­róż­nie­nia, zapo­mi­namy o wscho­dach i zacho­dach słońca, które dla mnie są naj­bar­dziej magicz­nymi momen­tami w ciągu dnia i które uwiel­biam kon­tem­plo­wać.

W takim razie jak prze­stać być sędzią oce­nia­ją­cym życie wła­sne i innych ludzi? Jak odsta­wić na bok uprze­dze­nia i nauczyć się być bar­dziej tole­ran­cyj­nymi solo­zo­fami? Teo­ria wydaje się pro­sta, ale wpro­wa­dze­nie jej w życie może być pro­ble­ma­tyczne. Dla­tego pro­po­nuję ćwi­cze­nie, które pomoże ci upo­rząd­ko­wać to, czego wła­śnie się nauczy­łeś: doce­niać to, co znaj­duje się pośrodku; tam, gdzie wszystko jest ważne.

• ĆWI­CZE­NIE: BIEL, CZERŃ I INNE ODCIE­NIE PAN­TONE •

Jako że uprze­dze­nia zazwy­czaj rodzą się z braku infor­ma­cji, doświad­cze­nia lub z eks­tre­mal­nych postaw, w tym ćwi­cze­niu sku­pimy się, by zacho­wać otwarty, bar­dziej tole­ran­cyjny i dosto­so­wany do rze­czy­wi­sto­ści umysł.

Wybierz jakąś opi­nię, która jest dla cie­bie oczy­wi­sta i cał­ko­wi­cie nie­kwe­stio­no­wana. Zacznij od takiej, która nie będzie emo­cjo­nal­nie obcią­ża­jąca, np. „nie lubię desz­czo­wych dni”.

Następ­nie zasta­nów się, co musia­łoby się stać, żebyś – jak w tym przy­padku – czer­pał radość z desz­czo­wego dnia: z kim chciał­byś go spę­dzić, co takiego mógł­byś zro­bić w domu, na co zazwy­czaj nie masz czasu (np. poczy­tać książkę lub ugo­to­wać coś dobrego), zdać sobie sprawę, że pada­jąca woda jest dobra dla śro­do­wi­ska itp.

Pew­nie na­dal będziesz wolał sło­neczne dni, ale nasta­wie­nie, z jakim podej­dziesz do tych desz­czo­wych, zmieni się, gdy uświa­do­misz sobie, co mogą ci przy­nieść. Nie cho­dzi o to, byś zmie­nił swoje upodo­ba­nia, tylko żebyś zacho­wał otwarty umysł pozwa­la­jący zaak­cep­to­wać ci ota­cza­jącą rze­czy­wi­stość i wyko­rzy­stać ją w naj­lep­szy moż­liwy spo­sób; tak aby twój nastrój nie zale­żał od rze­czy od cie­bie nie­za­leż­nych ani sta­wia­nych przed sobą ogra­ni­czeń.

Strach nie zawsze jest najlepszym doradcą

Ty, tylko ty defi­niu­jesz to, co możesz, a czego nie możesz zro­bić. Nawet gdy inni mówią, że jak to, jak możesz jechać na waka­cje bez part­nera/part­nerki albo poświę­cać dwa wie­czory w tygo­dniu na to, co naprawdę lubisz robić, i nie zaj­mo­wać się dziećmi, tylko od cie­bie zależy, czy pozwo­lisz, aby te komen­ta­rze cię ogra­ni­czały, czy też puścisz je mimo uszu, nie przy­wią­zu­jąc do nich wiel­kiej wagi.

Znowu wra­camy do tematu uprze­dzeń, które – z defi­ni­cji oraz w prak­tyce – są bar­dzo ogra­ni­cza­jące. Wyra­ża­jąc opi­nie lub osądy, zawsze wypo­wia­damy się z pozy­cji wła­snych doświad­czeń, war­to­ści i, nie bójmy się tego powie­dzieć, lęków. To wła­śnie one są bez wąt­pie­nia wro­giem numer jeden sto­ją­cym na prze­szko­dzie do nie­skrę­po­wa­nej prak­tyki solo­zo­fii.

Lęki są bowiem wier­nymi stró­żami i obroń­cami naszego życia, bo mają za zada­nie nas ostrze­gać i uczu­lać na nad­cho­dzące (praw­dziwe lub zmy­ślone) zagro­że­nia, które nasz umysł prze­twa­rza za pomocą dostęp­nych infor­ma­cji.

Nie cho­dzi o to, by nie bać się niczego, ale o to, by nadać naszym lękom odpo­wied­nią wagę i wyko­rzy­sty­wać je, aby w taki czy inny spo­sób zapo­biec prze­ra­ża­ją­cym nas moż­li­wym zagro­że­niom.

Dla­tego aby poko­nać strach przed tym, co ludzie pomy­ślą, gdy pój­dziesz sam do teatru – przez który być może zosta­niesz w domu i osta­tecz­nie nie zoba­czysz spek­ta­klu – powi­nie­neś uświa­do­mić sobie, że istotą teatru jest obco­wa­nie ze sztuką, a nie spraw­dza­nie, kto z kim przy­cho­dzi.

Poczu­cie humoru jest wiel­kim sprzy­mie­rzeń­cem solo­zo­fów. Reduc­tio ad absur­dum jest nie­zbęd­nym narzę­dziem psy­cho­lo­gicz­nym, pozwa­la­ją­cym na radze­nie sobie ze stra­chem i na osią­ga­nie zamie­rzo­nych celów.

Być może sądzisz, że nie masz wystar­cza­ją­cego poczu­cia humoru lub bystro­ści potrzeb­nej do reago­wa­nia w chwi­lach, gdy ktoś kwe­stio­nuje twój solo­zo­ficzny tryb życia. Jak w przy­padku każ­dej sztuki, wyma­gają one czasu, prak­tyki i wprawy.

Możesz zacząć od wizu­ali­za­cji i wyobra­zić sobie, że idziesz gdzieś sam i ktoś cię przez to oce­nia. Jesteś w bez­piecz­nym śro­do­wi­sku, więc nie musisz dać natych­mia­sto­wej odpo­wie­dzi: zasta­nów się, co chciał­byś w takim wypadku odpo­wie­dzieć. Prze­ćwicz to zda­nie tyle razy, ile potrze­bu­jesz, aby w twoim umy­śle stało się ono natu­ralną i auto­ma­tyczną odpo­wie­dzią.

Kiedy dokład­nie wiemy, czego chcemy, pozo­sta­jemy sobie wierni, cudze lęki nie robią na nas wra­że­nia, bo rozu­miemy, że prze­ko­na­nia innych ludzi są ogra­ni­cza­jące wyłącz­nie dla nich. Ich lęki chcą uchro­nić nas przed nie­bez­pie­czeń­stwem, któ­rego my sami nie widzimy ani nie czu­jemy.

Dla­tego gdy nauczysz się żyć bez stra­chu i uprze­dzeń w sto­sunku do samego sie­bie oraz innych, sta­niesz się adep­tem sztuki życia w zgo­dzie z wła­snymi potrze­bami oraz z tym, co czu­jesz, myślisz i robisz. Krótko mówiąc, będziesz roz­wi­jać swoje solo­zo­ficzne umie­jęt­no­ści.

• PRZY­KŁA­DOWE REAK­CJE NA CUDZE LĘKI OPARTE NA ZDRO­WYM ROZ­SĄDKU •

Ktoś: Posze­dłeś sam na kon­cert?

Ty: Tak! Odkry­łem, że nie trzeba kupo­wać dwóch bile­tów, żeby zoba­czyć ulu­bio­nego arty­stę. Super, co nie?

Ktoś: Jedziesz sama na waka­cje? Nie boisz się, że ci się coś sta­nie?

Ty: Nie bar­dziej niż wtedy, gdy idę sama po ulicy.

Ten sam ktoś: Ale prze­cież nie mówisz w lokal­nym języku!

Ty: To prawda. Ale gesty są uni­wer­salne, a poza tym to nie język, a odro­bina chęci i zain­te­re­so­wa­nia ze strony dru­giego czło­wieka pozwa­lają nam się poro­zu­mieć.

SOLO NIE ZNACZY SAMOTNIE

Ile razy zda­rzyło się, że pomimo ota­cza­ją­cych nas osób czu­li­śmy się samotni? Być może nawet mie­li­śmy wtedy ochotę sobie pójść, ale jakiś trudny do zde­fi­nio­wa­nia ogar­nia­jący nas od środka nie­po­kój nam na to nie pozwa­lał.

Jak to moż­liwe, że czu­jemy się samot­nie w oto­cze­niu naszych przy­ja­ciół, zna­jo­mych czy człon­ków rodziny?

A teraz odwróćmy sytu­ację. Pew­nie nie­raz zda­rzyło się, że nikogo nie było w pobliżu i od kilku godzin nie mia­łeś z nikim kon­taktu, ani fizycz­nego, ani wir­tu­al­nego. A mimo to nie czu­łeś się samotny.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Frag­ment w prze­kła­dzie M. Brych­czyń­skiego (wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od tłu­maczki). [wróć]