Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Solozofia to sztuka, która pozwala czuć się spełnionym i cieszyć się życiem w pojedynkę. Opiera się na założeniu, że bycie samemu to nie to samo, co poczucie osamotnienia.
W swoim praktycznym przewodniku autorka udziela wskazówek, jak się rozwijać i cieszyć się życiem bez zbędnych zobowiązań, nie rezygnując przy tym z samego siebie.
Dzięki tej książce nauczysz się:
· Odrzucać błędne przekonania o tym, jak należy żyć i wchodzić w relacje z innymi;
· Przejmować kontrolę nad przeznaczeniem, tak by zależało ono wyłącznie od twoich decyzji;
· Podchodzić do życia z humorem, chęcią podejmowania wyzwań i miłością do samego siebie;
· Poznawać swoje pragnienia i priorytety, i być swoim najlepszym przyjacielem;
· Opierać samoocenę na rozwijaniu umiejętności i realizowaniu celów.
Pamiętaj, że masz do dyspozycji samego siebie. Czy istnieje lepsze towarzystwo?
Witaj na kursie solozofii!
Nika Vázquez Seguí ukończyła psychologię na Uniwersytecie w Walencji oraz studia podyplomowe z psychoonkologii na Uniwersytecie Madryckim. Prywatną praktykę łączy z prowadzeniem wykładów dotyczących inteligencji emocjonalnej. Przez kilka lat była koordynatorką nowatorskiego portalu internetowego oferującego wsparcie psychologiczne online. Jest autorką książek trzech książek. Jej najnowsza publikacja Solozofia zostałą przetłumaczona na 9 języków i odniosła międzynarodowy sukces.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 146
Wyobraź sobie, że siedzisz przy pianinie w przytulnym klubie jazzowym. Przez cały utwór idealnie zgrywasz się z resztą zespołu. Każdy wykonuje swoją pracę, a ty w skupieniu starasz się nie wypaść z tonacji i nie zgubić rytmu.
I wtedy nadchodzi twój moment. Pozostałe instrumenty usuwają się w cień i oddają ci pierwszeństwo. Zamykasz oczy i pozwalasz dłoniom rozpierzchnąć się po klawiaturze w poszukiwaniu nowych akordów i wariacji. Nigdzie ci się nie spieszy. Jesteś szczęśliwy, tworząc jedność z instrumentem, który staje się twoim życiem. Mihály Csíkszentmihályi określa ten stan mianem flow.
Gdy kończysz solówkę, otrzymujesz długie owacje, ale nie przestajesz grać i cieszysz się muzyką. Po koncercie kłaniasz się publiczności, żegnasz kolegów z zespołu i idziesz do domu.
Spacerujesz po ciemnych ulicach z rękami w kieszeniach, jak James Dean na słynnym zdjęciu, w myślach odtwarzasz najlepsze momenty występu. Jesteś zadowolony i masz dużo nowych pomysłów, które chcesz wprowadzić w życie na najbliższych próbach i koncertach.
Kiedy znajdujesz się już w mieszkaniu, mościsz się na kanapie i popijasz uprzednio przygotowaną zimną lemoniadę, czekającą na ciebie w lodówce. Obserwujesz miasto przez okno i odpowiadasz na kilka wiadomości od osób, które przyszły na koncert. Dziękujesz za miłe słowa. Odpisujesz też paru znajomym: jeden zaprasza cię na kawę, aby przegadać jakiś projekt, a drugi chce pójść z tobą do kina i potem na kolację, by podzielić się wrażeniami z seansu.
Blokujesz telefon i idziesz do łóżka. To był długi i pełen emocji dzień. Cieszysz się, że masz szeroki na metr czterdzieści materac tylko dla siebie i możesz wiercić się i przeciągać ile wlezie. Od razu zasypiasz.
Budzi cię poranne słońce. Idziesz pod prysznic, a gdy po ciele spływa ci gorący strumień wody, słyszysz w głowie nową, świeżą i oryginalną wariację, którą wypróbujesz na następnym koncercie. Przychodzi ci też do głowy nowe ćwiczenie, jakie zadasz studentom akademii muzycznej.
Wkładasz czyste ubrania i przygotowujesz ulubione śniadanie, słuchając w tle puszczonej głośno i wprawiającej cię w dobry nastrój płyty.
Pijesz mocną czarną kawę, jak to masz w zwyczaju, w myślach odtwarzasz plan dnia. Masz sporo do zrobienia, ale jesteś pełen energii. Kochasz życie. Masz kontrolę nad własnym czasem, własnymi błędami i sukcesami: uwielbiasz to uczucie.
Wychodzisz na ulicę z takim samym entuzjazmem jak turysta, który właśnie trafił do nowego miasta. Jakie niespodzianki czekają dziś na ciebie? Kogo poznasz? Życie jest pełną emocji przygodą!
Postawa tego solisty nie jest wyłączną domeną muzyków jazzowych. Jest w zasięgu każdego, bez względu na talent czy profesję, bo zależy przede wszystkim od indywidualnego settingu, czyli od tego, w jaki sposób postanawiamy podejść do naszego życia i je przeżywać.
Ta książka ma na celu pogrzebać wiele fałszywych przekonań, takich jak to, że nie da się cieszyć życiem w pojedynkę.
Wszyscy znamy kogoś, kto męczy się w relacjach pełnych napięć, pretensji lub zwykłego znudzenia. I nie chodzi mi wyłącznie o związki romantyczne. Istnieją przecież grupy znajomych, opierające się na przyzwyczajeniu i rutynie; rodziny, których członkowie czują obowiązek spotykania się bez większego entuzjazmu i na których barki spada ogromne poczucie winy, gdy nie zjawią się na niedzielnym obiedzie.
Jak to się ma do samorealizacji? Nijak.
Poczucie szczęścia i zadowolenia nie zależy od tego, kto stoi przy twoim boku, ale od tego, jak się ze sobą obchodzisz. Jeśli żyjesz w zgodzie z własnymi ideałami, szanujesz się, dbasz o siebie i nie zadowala cię nudna i powtarzalna egzystencja, to, jak napisał Rudyard Kipling w wierszu Jeżeli, „Twoją jest ziemia i to, co jest na niej”1.
Powstało wiele teorii dotyczących ludzkich potrzeb, a jako psycholożka z ponadpiętnastoletnim stażem miałam okazję obserwować przeróżne sytuacje. Jednak mało kto pamięta, że sami jesteśmy kowalami własnego losu. Tylko ty odpowiadasz za jakość swojej egzystencji. Nikt inny cię nie uratuje, ale też nikt nie może bez twojej zgody zrujnować ci życia.
Solozofia to sztuka, która pozwala czuć się spełnionym i cieszyć się życiem w pojedynkę.
Jak to osiągnąć, dowiesz się z tej książki. Nauczysz się:
Odrzucać uprzedzenia i fałszywe założenia dotyczące tego, jak „należy” żyć i wchodzić w relacje z innymi.
Przejmować kontrolę nad przeznaczeniem, tak aby zależało ono wyłącznie od twoich decyzji i wyborów.
Podchodzić do życia z humorem, chęcią podejmowania wyzwań i miłością do samego siebie.
Poznawać swoje pragnienia i priorytety życiowe i być swoim najlepszym przyjacielem.
Opierać samoocenę na rozwijaniu umiejętności i realizowaniu zamierzonych celów.
Wstępne założenie solozofii brzmi: „bycie samemu to nie to samo, co poczucie osamotnienia”. W języku angielskim wyraźnie rozróżnia się te dwa pojęcia: loneliness i solitude. Pierwsze z nich odnosi się do niechcianej samotności, poczucia braku i smutku. Drugie zaś to stan dobrowolny, wynikający z chęci bycia panem swojego czasu i przestrzeni, otwarcia się na kreatywność i swobodną interakcję z innymi.
Chciałabym, żebyś po przeczytaniu tej książki stał się solistą wiodącym prym na scenach życia. Aby to osiągnąć, oddaję w twoje ręce praktyczny przewodnik, który da ci wskazówki, jak rozwijać się i cieszyć życiem bez zbędnych zobowiązań i nie rezygnując z samego siebie.
Jak mawiał Cyceron: „Nigdy się nie jest mniej samotnym, niż gdy się jest samotnym”. Masz do dyspozycji samego siebie. Czy istnieje lepsze towarzystwo?
Witam na kursie solozofii!
1
Jeśli czytasz tę książkę, to znaczy, że kupiłeś ją (lub ktoś ci ją podarował) z myślą, że jest właśnie dla ciebie. Być może dlatego, że jesteś już solozofem, tylko nikt ci jeszcze o tym nie powiedział. A może dlatego, że twoje życie w zdecydowanie zbyt dużym stopniu zależy od innych i chcesz odnaleźć nową filozofię życiową.
Niezależnie od powodu trzymasz w rękach podręcznik i mapę podróży zarazem. Znajdziesz w nim wskazówki, jak odkrywać radość nie tylko w sobie, ale też w zupełnie niespodziewanych sytuacjach. Solozofię można zdefiniować bowiem jako sztukę oraz umiejętność pozwalającą osiągnąć poczucie spełnienia i cieszyć się życiem w pojedynkę.
Erich Fromm zrewolucjonizował koncepcję miłości, uznając ją za sztukę, którą powinniśmy ćwiczyć i doskonalić każdego dnia. Umiejętność cieszenia się życiem w pojedynkę również nie rodzi się sama z siebie, z dnia na dzień, szczególnie jeśli nigdy nie czułeś takiej potrzeby. Dlatego pod koniec każdego rozdziału znajdziesz ćwiczenia, które pozwolą ci wejrzeć w głąb siebie i wprawić się w tej rewolucyjnej sztuce.
Zanim przejdziemy do sedna, powinniśmy umieć odróżnić solozofa od samotnika. Samotnik nie potrzebuje w swoim życiu innych osób, nie pragnie ich towarzystwa i nie lubi dzielić pasji i zainteresowań z bliskimi. Zawsze szuka osobnych przestrzeni i sama już obecność ludzi drażni go lub powoduje wzrost napięcia.
Solozof to ktoś, kto lubi otaczać się ludźmi. Potrafi wypracować zdrowe relacje i dzieli się z bliskimi swoimi wątpliwościami, przemyśleniami i anegdotami. Jednocześnie umie wsłuchać się w swój wewnętrzny głos. Dobrze się zna i wie, czego w danej chwili potrzebuje. Dlatego z szacunku do siebie szuka własnych przestrzeni i umie o siebie czule zadbać.
Inną cechą osoby zaznajomionej z solozofią jest umiejętność niewydawania osądów na podstawie uprzedzeń, zarówno w stosunku do innych, jak i do samego siebie. Bardzo często zdarza się, że przy podejmowaniu decyzji blokuje nas myśl „co ludzie powiedzą”. I pewnie znajdą się tacy, którzy z wielką chęcią ocenią na głos twoje wybory, ale ostatecznie to ty zostaniesz z tymi doświadczeniami i będziesz je ze sobą niósł. Nikt nie siedzi w twojej skórze (co omówimy w rozdziale 3) i nikt nie wie lepiej od ciebie, jak się czujesz ani czego ci potrzeba.
W procesie poszukiwania szczęścia w drobnych codziennych czynnościach postaramy się odkryć, czego potrzebujesz i co możesz zrobić, aby wyzbyć się poczucia winy i przestać się przejmować tym, co mogą powiedzieć lub pomyśleć inni.
Jeśli chcesz żyć na własnych zasadach, pamiętaj, że będziesz musiał przemyśleć i zadecydować, co chcesz zrobić ze swoim czasem i życiem. A to może sprawić, że wiele osób nie zrozumie twoich wyborów.
Byung-Chul Han w eseju Wypędzenie innego pisze o dyskomforcie, jaki niesie za sobą podążanie za większością i związane z tym porzucenie własnej natury, która czyni nas autentycznymi. Ten koreański filozof uważa, że owczy pęd jest nie tylko bolączką społeczeństwa, ale także źródłem wielu dzisiejszych problemów psychicznych.
Nie należy podążać za modą, zasadami, stereotypami czy trendami. Solozofia jest narzędziem pozwalającym ci zrozumieć samego siebie, kim tak naprawdę jesteś, oraz samodzielnie podejmować decyzje, dokąd zmierzasz.
Kończysz pracę. Wyłączasz komputer, zabierasz swoje rzeczy, gasisz światło, zamykasz drzwi i idziesz do domu. Wpadasz jeszcze do supermarketu po zakupy. Przychodzisz do domu, witasz się z dziećmi i partnerem/partnerką, a przygotowując kolację, opowiadacie sobie, co się wam tego dnia przydarzyło. Po kolacji wszyscy rozchodzą się do swoich pokojów, a ty w końcu siadasz na kanapie. To moment na sprawdzenie, co nowego w mediach społecznościowych, na porozmawianie ze znajomymi i przeczytanie wiadomości, które spłynęły w ciągu dnia, a do których nie miałeś wcześniej czasu zajrzeć. Gdy sen puka do twych drzwi, dziesz spać.
I tak dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem.
Aż pewnego razu, sam nie wiesz dlaczego, czujesz, jak płynące z samych trzewi, z wnętrza duszy zmęczenie, przeciążenie i zniechęcenie przejmują kontrolę nad twoim ciałem. Masz wrażenie, że życie przecieka ci przez palce i nie udało ci się go posmakować, dogłębnie poczuć. Uświadamiasz sobie, że przez te wszystkie lata nie „pobyłeś sam ze sobą” ani przez chwilę.
Kiedy wpadamy w wir codzienności, bardzo ciężko jest znaleźć moment na to, by się sobą zaopiekować. Dajemy się złapać w pułapkę rzeczy pilnych i zapominamy o tym, co ważne. A gdy tak się dzieje, to – jak mawiał Stephen Covey – rodzi się brak satysfakcji i emocjonalny dyskomfort.
Często zauważam, że nie potrafimy odróżnić rzeczy ważnych od pilnych, zarówno w naszym własnym życiu, jak i u innych. Mamy w zwyczaju przywdziewać strój strażaka i gasić pożary, zarywać noce, aby zdążyć przed dedlajnami i zaspokajać cudze potrzeby. Takie życie nieuchronnie prowadzi do wyczerpania, a my nie mamy nawet czasu, żeby pomyśleć nad najlepszym wyjściem z sytuacji.
Zapominając o sobie i przedkładając rzeczy pilne nad ważne, zapominamy także o najważniejszym aspekcie życia: naszym dobrym samopoczuciu.
Solozofia stanowi zachętę do życia w harmonii z innymi, bez rezygnowania lub oddawania w zastaw własnej przestrzeni i czasu. Krótko mówiąc, uczy, że aby być szczęśliwym, należy odnaleźć równowagę pomiędzy tym, co dajesz innym, a tym, co dajesz samemu sobie.
Kiedy rozmawiałam o tej książce z Anną Periago, moją wydawczynią, dyskutowałyśmy nad trudnościami, jakie mogą stać na przeszkodzie przed wprowadzeniem w życie sztuki solozofii. Zgodnie uznałyśmy, że jednym z problemów są uprzedzenia związane z robieniem rzeczy w pojedynkę.
W społeczeństwie istnieje przyzwolenie, by pewne rzeczy robić samemu. Na przykład chodzenie do kina bez towarzystwa: w jakimś stopniu przyswoiliśmy je sobie i nie dziwimy się, gdy ktoś mówi, że poszedł sam na interesujący go film.
Możliwe, że początkowo w naszej głowie rodzą się pytania w stylu: „nikt nie chciał z tobą pójść?”; albo: „tak dziwny był ten film?”. Mimo to siedzimy cicho i uznajemy, że pewnie ciężko mu się było z kimś zgrać. Okej, w takim wypadku samotne wyprawy do kina nie wydają się nam ekscentryczne.
Ale nie ma to przełożenia na inne czynności, takie jak chodzenie do teatru, dobrych restauracji czy wyjazd na urlop. Kiedy słyszymy, że ktoś zrobił to całkowicie sam, otwieramy szeroko oczy, a gdy wyobrażamy sobie, że jesteśmy na jego miejscu, od razu nawiedza nas mieszanka trwogi i wstydu.
Co sprawia, że uznajemy pewne sytuacje za normalne, właściwe lub akceptowalne, podczas gdy inne tak bardzo nas szokują? Co sprawia, że nasz umysł odrzuca samą myśl o tym, że możemy tak robić?
Odpowiedź znowu sprowadza się do tego samego: uprzedzeń. Według definicji podanej w Słowniku Języka Polskiego PWN „uprzedzenie” to nieuzasadniony, negatywny stosunek do kogoś lub czegoś.
Ciągle jesteśmy do różnych rzeczy uprzedzeni, mimo że nie mamy wystarczającej wiedzy lub kogoś nie znamy. To fakt. Różnica pomiędzy ograniczającymi przekonaniami a otwartością bierze się z naszych przeżyć, tego, czego się nauczyliśmy, a także z tkwiących w naszej głowie schematów myślowych.
Dzielimy świat na to, co dobre i złe, co akceptowalne i nie do zaakceptowania. Prawdopodobnie ta tendencja do szufladkowania życia na dwóch przeciwstawnych biegunach bierze się z tradycji judeochrześcijańskiej, która tak mocno wdrukowana jest w naszą moralność i sposób działania. Jeśli czynisz dobro, to pójdziesz do nieba, a jeśli zło, to spłoniesz w piekle. Niebo pojmowane jest jako harmonia, wspólnota, szczęście i spokój; w opozycji do niego stoi piekło, czyli chaos, samotność, odrzucenie i cierpienie.
I choć ta dychotomia czyni życie łatwiejszym, jest niezwykle ograniczająca zarówno w postrzeganiu świata, jak i w podejmowaniu decyzji; wszystko, co robisz, ogranicza się do tego, co „dobre” lub „złe”. Taki redukcjonizm wydaje się całkowicie nierealny. Nie wszystko w życiu jest dobre lub złe, zabawne lub wstydliwe, białe lub czarne. Żeby zilustrować to podejście podczas spotkań z pacjentami mówię im, że nie możemy podzielić 24 godzin doby na dzień i noc. Ograniczając się do takiego rozróżnienia, zapominamy o wschodach i zachodach słońca, które dla mnie są najbardziej magicznymi momentami w ciągu dnia i które uwielbiam kontemplować.
W takim razie jak przestać być sędzią oceniającym życie własne i innych ludzi? Jak odstawić na bok uprzedzenia i nauczyć się być bardziej tolerancyjnymi solozofami? Teoria wydaje się prosta, ale wprowadzenie jej w życie może być problematyczne. Dlatego proponuję ćwiczenie, które pomoże ci uporządkować to, czego właśnie się nauczyłeś: doceniać to, co znajduje się pośrodku; tam, gdzie wszystko jest ważne.
• ĆWICZENIE: BIEL, CZERŃ I INNE ODCIENIE PANTONE •
Jako że uprzedzenia zazwyczaj rodzą się z braku informacji, doświadczenia lub z ekstremalnych postaw, w tym ćwiczeniu skupimy się, by zachować otwarty, bardziej tolerancyjny i dostosowany do rzeczywistości umysł.
Wybierz jakąś opinię, która jest dla ciebie oczywista i całkowicie niekwestionowana. Zacznij od takiej, która nie będzie emocjonalnie obciążająca, np. „nie lubię deszczowych dni”.
Następnie zastanów się, co musiałoby się stać, żebyś – jak w tym przypadku – czerpał radość z deszczowego dnia: z kim chciałbyś go spędzić, co takiego mógłbyś zrobić w domu, na co zazwyczaj nie masz czasu (np. poczytać książkę lub ugotować coś dobrego), zdać sobie sprawę, że padająca woda jest dobra dla środowiska itp.
Pewnie nadal będziesz wolał słoneczne dni, ale nastawienie, z jakim podejdziesz do tych deszczowych, zmieni się, gdy uświadomisz sobie, co mogą ci przynieść. Nie chodzi o to, byś zmienił swoje upodobania, tylko żebyś zachował otwarty umysł pozwalający zaakceptować ci otaczającą rzeczywistość i wykorzystać ją w najlepszy możliwy sposób; tak aby twój nastrój nie zależał od rzeczy od ciebie niezależnych ani stawianych przed sobą ograniczeń.
Ty, tylko ty definiujesz to, co możesz, a czego nie możesz zrobić. Nawet gdy inni mówią, że jak to, jak możesz jechać na wakacje bez partnera/partnerki albo poświęcać dwa wieczory w tygodniu na to, co naprawdę lubisz robić, i nie zajmować się dziećmi, tylko od ciebie zależy, czy pozwolisz, aby te komentarze cię ograniczały, czy też puścisz je mimo uszu, nie przywiązując do nich wielkiej wagi.
Znowu wracamy do tematu uprzedzeń, które – z definicji oraz w praktyce – są bardzo ograniczające. Wyrażając opinie lub osądy, zawsze wypowiadamy się z pozycji własnych doświadczeń, wartości i, nie bójmy się tego powiedzieć, lęków. To właśnie one są bez wątpienia wrogiem numer jeden stojącym na przeszkodzie do nieskrępowanej praktyki solozofii.
Lęki są bowiem wiernymi stróżami i obrońcami naszego życia, bo mają za zadanie nas ostrzegać i uczulać na nadchodzące (prawdziwe lub zmyślone) zagrożenia, które nasz umysł przetwarza za pomocą dostępnych informacji.
Nie chodzi o to, by nie bać się niczego, ale o to, by nadać naszym lękom odpowiednią wagę i wykorzystywać je, aby w taki czy inny sposób zapobiec przerażającym nas możliwym zagrożeniom.
Dlatego aby pokonać strach przed tym, co ludzie pomyślą, gdy pójdziesz sam do teatru – przez który być może zostaniesz w domu i ostatecznie nie zobaczysz spektaklu – powinieneś uświadomić sobie, że istotą teatru jest obcowanie ze sztuką, a nie sprawdzanie, kto z kim przychodzi.
Poczucie humoru jest wielkim sprzymierzeńcem solozofów. Reductio ad absurdum jest niezbędnym narzędziem psychologicznym, pozwalającym na radzenie sobie ze strachem i na osiąganie zamierzonych celów.
Być może sądzisz, że nie masz wystarczającego poczucia humoru lub bystrości potrzebnej do reagowania w chwilach, gdy ktoś kwestionuje twój solozoficzny tryb życia. Jak w przypadku każdej sztuki, wymagają one czasu, praktyki i wprawy.
Możesz zacząć od wizualizacji i wyobrazić sobie, że idziesz gdzieś sam i ktoś cię przez to ocenia. Jesteś w bezpiecznym środowisku, więc nie musisz dać natychmiastowej odpowiedzi: zastanów się, co chciałbyś w takim wypadku odpowiedzieć. Przećwicz to zdanie tyle razy, ile potrzebujesz, aby w twoim umyśle stało się ono naturalną i automatyczną odpowiedzią.
Kiedy dokładnie wiemy, czego chcemy, pozostajemy sobie wierni, cudze lęki nie robią na nas wrażenia, bo rozumiemy, że przekonania innych ludzi są ograniczające wyłącznie dla nich. Ich lęki chcą uchronić nas przed niebezpieczeństwem, którego my sami nie widzimy ani nie czujemy.
Dlatego gdy nauczysz się żyć bez strachu i uprzedzeń w stosunku do samego siebie oraz innych, staniesz się adeptem sztuki życia w zgodzie z własnymi potrzebami oraz z tym, co czujesz, myślisz i robisz. Krótko mówiąc, będziesz rozwijać swoje solozoficzne umiejętności.
• PRZYKŁADOWE REAKCJE NA CUDZE LĘKI OPARTE NA ZDROWYM ROZSĄDKU •
Ktoś: Poszedłeś sam na koncert?
Ty: Tak! Odkryłem, że nie trzeba kupować dwóch biletów, żeby zobaczyć ulubionego artystę. Super, co nie?
Ktoś: Jedziesz sama na wakacje? Nie boisz się, że ci się coś stanie?
Ty: Nie bardziej niż wtedy, gdy idę sama po ulicy.
Ten sam ktoś: Ale przecież nie mówisz w lokalnym języku!
Ty: To prawda. Ale gesty są uniwersalne, a poza tym to nie język, a odrobina chęci i zainteresowania ze strony drugiego człowieka pozwalają nam się porozumieć.
Ile razy zdarzyło się, że pomimo otaczających nas osób czuliśmy się samotni? Być może nawet mieliśmy wtedy ochotę sobie pójść, ale jakiś trudny do zdefiniowania ogarniający nas od środka niepokój nam na to nie pozwalał.
Jak to możliwe, że czujemy się samotnie w otoczeniu naszych przyjaciół, znajomych czy członków rodziny?
A teraz odwróćmy sytuację. Pewnie nieraz zdarzyło się, że nikogo nie było w pobliżu i od kilku godzin nie miałeś z nikim kontaktu, ani fizycznego, ani wirtualnego. A mimo to nie czułeś się samotny.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Fragment w przekładzie M. Brychczyńskiego (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki). [wróć]