Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka Barry’ego Kempa należy do kanonu lektur, które kształtowały naszą wiedzę o starożytnym Egipcie. Napisana przez jednego z najlepszych znawców dziedziny, prezentuje oryginalne spojrzenie na historię i kulturę egipską, w szczególności na powstanie wielokulturowego państwa, jego ideologię, gospodarkę oraz aparat biurokratyczny, a także mentalność starożytnych Egipcjan i ich relacje z sąsiadami.
Autor korzysta z najnowszych badań archeologicznych i aktualnej wiedzy historycznej. Pokazuje, na czym polegała wyjątkowa trwałość oraz specyfika państwa egipskiego. Wyjaśnia również, dlaczego nastąpił jego zmierzch i ostateczny upadek. Poprzez liczne porównania dowodzi istnienia interesujących podobieństw między światem starożytnego Egiptu a czasami współczesnymi, dzięki czemu książka nie tylko przekazuje wiedze historyczną, ale również inspiruje i pobudza do myślenia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 785
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
ANCIENT EGYPT ANATOMY OF A CIVILIZATION
Dobór ilustracji barwnych
JOANNA AKSAMIT
Projekt graficzny serii
RYSZARD ŚWIĘTOCHOWSKI
Redaktor techniczny
DANUTA LIPKA
Okładkę i strony tytułowe projektowała
TERESA KAWIŃSKA
Księgarnia internetowa
www.piw.pl
© 2006 by Barry J. Kemp. All rights reserved. Authorised translation from the English language edition published by Routledge, a member of Taylor & Francis Group © Copyright for the Polish translation by Joanna Aksamit, Warszawa 2009 © Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2009, 2016
ISBN 978-83-06-03381-6
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2017
00-372 Warszawa, ul. Foksal 17
e-mail:[email protected]
www.piw.pl
Wydanie pierwsze – dodruk
Skład wersji elektronicznejMARCIN KAPUSTA
konwersja.virtualo.pl
1. Krajobraz Doliny Nilu koło Sakkary (fot. J. Aksamit).
2. Jeńcy wojenni. Scena z bitwy Ramzesa III z ludami Morza. Relief ze świątyni w Medinet Habu, Teby Zachodnie, XX dynastia.
3. Nubijczycy. Teby Zachodnie, malowidło z grobu wicekróla Nubii Huy (TT), XVIII dynastia.
4. Lista królów. Świątynia Setiego I w Abydos, XIX dynastia.
5. Scena z cyklu mitów o Horusie. Świątynia w Edfu, Okres Ptolemejski (fot. J. Aksamit).
6. Sokół i hipopotam. Figurki wotywne. Fajans, Abydos (?), Okres Wczesnodynastyczny (?).
7. Okręg grobowy Szunet es-Zebib. Abydos, III dynastia.
8. Król w stroju święta sed. Kieł hipopotama, Abydos, I dynastia. British Museum.
9. Głowa Horusa z Hierakonpolis. Złoto, VI dynastia. Muzeum Egipskie w Kairze.
10. Piramida schodkowa i kaplice święta sed. Sakkara, III dynastia (fot. J. Aksamit).
11. Piramidy Chefrena i Cheopsa. Giza, IV dynastia (fot. J. Aksamit).
12. Senuseret I składa Minowi ofiarę z wody. Karnak, XII dynastia.
13. Naos świątyni w Edfu. Granit, XXX dynastia.
14. Kiosk Trajana. File, około 100 roku n.e.
15. Obelisk Totmesa I. Karnak, XVIII dynastia.
16. Kaplica zrekonstruowana z bloków znalezionych w Kalabszy. Elefantyna, Okres Ptolemejski (fot. J. Aksamit).
17. Świątynia Horusa w Edfu, Okres Ptolemejski.
18. Pozostałości świątyni Mentuhotepa II Nebhepetre. Teby Zachodnie, Deir el-Bahari, XI dynastia.
19. Pisarz Hesire. Drewno, III dynastia. Muzeum Egipskie w Kairze.
20. Personifikacja egipskiego nomu przynosząca dary. Świątynia Ramzesa II w Abydos, XIX dynastia.
21. Model piekarni. Drewno polichromowane, XI dynastia. Muzeum Egipskie w Turynie.
22. Senuseret III. Granit, XII dynastia. Muzeum Egipskie w Kairze.
23. Sanktuarium Hekaiba na Elefantynie, XII dynastia (fot. J. Aksamit).
24. Mury fortecy w Buhen, XII dynastia.
25. Amon-Re, Pan Bogów. Karnak, XIX dynastia (fot. J. Aksamit).
26. Święta barka Amona niesiona na ramionach kapłanów. Relief z kaplicy Hatszepsut w Karnaku, XVIII dynastia.
27. Świątynia Amona w Karnaku (fot. J. Aksamit).
28. Kartusze Echnatona. Wapień, XVIII dynastia, Muzeum Egipskie w Turynie.
29. Świątynia w Luksorze, XVIII-XIX dynastia (fot. J. Aksamit).
30. W skarbcu faraona. Malowidło z grobu Neferrennepeta (TT 178), panowanie Ramzesa II, XIX dynastia.
31. Spichrze Ramesseum. Teby Zachodnie, XIX dynastia (fot. J. Aksamit).
32. Byk prowadzony na ofiarę. Relief ze świątyni w Luksorze, XIX dynastia, panowanie Ramzesa II.
33. Osiedle budowniczych królewskich grobów w Deir el-Medina. Teby Zachodnie, XVIII-XX dynastia (fot. J. Aksamit).
34. Ceremonialny pałac przy świątyni w Medinet Habu, XX dynastia.
35. Medinet Habu, pozostałości ceglanych zabudowań miasta Dżeme (fot. J. Aksamit).
Na okładce
u góry: Ceremonialny topór królowej Ahhotep. Miedź, złoto, turkus, karneol, początek XVIII dynastii. Muzeum Egipskie w Kairze.
u dołu: Głowa Horusa z Hierakonpolis (zob. il. 9).
Wpołowie lat osiemdziesiątych XX wieku Andrew Wheatcroft, ówczesny redaktor prowadzący z działu historii w wydawnictwie Routledge, poprosił mnie o napisanie ogólnej książki o starożytnym Egipcie, co należycie wykonałem. Pamiętam, że pragnąłem jakoś wyrazić gniewne uczucia, że dzieje starożytnego Egiptu, stanowiąc zapis ludzkich osiągnięć w odległej przeszłości, są zarazem zapowiedzią przyszłej (aktualnej również i dziś) niezdolności rodzaju ludzkiego do stawienia czoła okropnym, destruktywnym konsekwencjom wielu z tych osiągnięć. Chciałbym, aby historia była kroniką walki o uwolnienie się od żądzy władzy, widocznej już w epoce brązu, a następnie skręconej w jeszcze okropniejsze kształty przez fanatyczne wierzenia i bezwzględne ideologie. Postęp dokonuje się, oczywiście, lecz bardzo powoli, z przerwami, a bywa też, że się cofa. Słuszność sprawy, widziana przez podziały „my kontra oni”, wciąż zniewala zbyt wiele umysłów. Ponieważ jednak nie proszono mnie o napisanie polemiki politycznej, moje życzenia ujawniały się z rzadka, i tak też jest w niniejszym wydaniu. Niemniej dalsza perspektywa, na której przyjęcie pozwala archeologia i historia starożytna, zachęca do refleksji nad losami ludzkości w ciągu ostatnich pięciu tysięcy lat. Chociaż badania tych dziedzin mogą wydawać się oderwane od życia, dotyczą wydarzeń i procesów stanowiących część kontinuum, do którego należy dzisiejszy świat. Wiele głęboko zakorzenionych aspektów dawnych społeczeństw odznaczyło się znaczną trwałością, zmieniając szaty wraz z modą, dzięki czemu zawsze mogły wydawać się częścią współczesnego krajobrazu. Najczęściej idą one w parze ze zbiorową tożsamością i źródłami władzy. Szczególnie należy poddawać je krytycznej kontroli, ponieważ stanowią najmniej łagodną część naszego dziedzictwa.
Przygotowując wydanie poprawione, starałem się osiągnąć kilka rzeczy na raz. Pierwsza to uaktualnienie informacji o nowych odkryciach i publikacjach, chociaż jeżeli chodzi o bibliografię, dołożyłem mniej starań, niż powinienem. Postąpiłem też zgodnie z sugestią i uwzględniłem czasy późniejsze niż Nowe Państwo, chociaż wykraczają one poza moją specjalizację, a ponadto spowodowało to wycięcie części materiału dotyczącego epok wcześniejszych. Jednak część uzupełnień stanowi również następny etap w moich osobistych poszukiwaniach, próbę wyjaśnienia znaczenia badań, którymi zajmuję się od prawie półwiecza. Zorientowałem się, że wciąż powracam do pytania samego siebie: czy studiujemy starożytny Egipt, czy też rzeczywistym przedmiotem naszych studiów jest nasze dzisiejsze społeczeństwo. Zaczynam od faktu najbardziej oczywistego z oczywistych. Wszyscy zarówno czytelnicy niniejszego tekstu, jak i starożytni Egipcjanie – należymy do tego samego gatunku, Homo sapiens, wyposażonego w mózg, który pozostał fizycznie niezmieniony od momentu powstania tego gatunku. Obfite źródła pisane ze starożytnego Egiptu potwierdzają wniosek, że wszyscy, zarówno teraz, jak i w przeszłości, mamy taką samą świadomość oraz warstwę podświadomego zachowania. Wszyscy dzielimy to samo podstawowe doświadczenie istnienia jako jedynie ważna jednostka, patrząca na świat oddalający się od kręgu życia codziennego ku społeczeństwu wspólnej kultury i ku bardziej odległym, „obcym” i dalszym społeczeństwom, a wszystko to w kontekście ziemi i nieba oraz mocy szczęśliwego trafu, losu, przeznaczenia, woli nadnaturalnych istot, a obecnie również niezmiennych sił praw naukowych. Otaczają nas one, zmieszane ze sobą, walcząc o naszą uwagę, a w myślach i rozmowach łatwo przechodzimy od jednych do drugich. Żyjemy i utrzymujemy się przy zdrowych zmysłach dzięki temu, że nasze umysły dokonują selekcji w nieustannym zalewie wrażeń, otaczającym nas od urodzenia do śmierci, po czym to, co istotne, organizują we wzorce. Wzorce te oraz nasze reakcje na nie, ulotne w mowie, a w sposób bardziej trwały przejawiające się w formie instytucji i budowli, stanowią naszą kulturę. Zaczyna się ona jako mentalna terapia, chroniąca nas przed zalewem informacji odbieranych przez nasze zmysły. Dzięki niej rozumiemy świat. Jednocześnie staram się być obiektywnym obserwatorem, badając to, co pozostało ze starożytnego Egiptu, tak jak botanik bada odmiany paproci. Mogę jednak zrozumieć te pozostałości tylko wtedy, gdy zaakceptuję, że sam stanowię ich część, a to, jak połączę fragmenty, zależy od faktu, że sam również jestem człowiekiem. Nie ma jasnej i jedynej odpowiedzi na pytanie, gdzie należy poprowadzić granicę między zbyt małą a zbyt dużą empatią.
Ktoś mógłby powiedzieć, że ponieważ różnice w osobowości oraz miejscu i czasie sprawiają, iż nie ma dwu takich samych ludzi, istnieje tyleż kultur, ile jednostek ludzkich. Jednak w praktyce kultura stanowi zjawisko zbiorowe. Cechą charakterystyczną bycia człowiekiem jest chęć należenia do grupy o odrębnej tożsamości, wyrażonej w języku, religii, obywatelstwie, gildii, miejscowej społeczności itp. Co więcej, dzięki przekazom ustnym oraz sygnałom pisanym i wizualnym danej kultury ludzie wyobrażają sobie, że są nie tylko częścią społeczności, która ich bezpośrednio otacza, lecz należą do szerzej pojętego „ludu” lub „narodu”, określającego się, przynajmniej częściowo, różnicami dzielącymi go od innych. Wspólna tożsamość stanowi jedno z najpotężniejszych i najbardziej kuszących źródeł mentalnego ładu. Daje gotową odpowiedź na pytanie: kim jestem? Stanowi również podstawę do zdystansowania się obserwatora od ludzi jako przedmiotu badań. Rozdział 1 analizuje, jak wyglądała ta zbiorowa tożsamość w starożytnym Egipcie, zawiera również próbę oddzielenia kultury od etniczności.
Twórcze umysły w społeczeństwie wzmacniają więzy tożsamości za pomocą mitu i symbolu, kształtując ideologie. Ambitne jednostki tworzą z nich podstawy władzy, ustanawiając systemy działania, kierujące energią i zasobami innych. Historia świata nie stanowi relacji z rozwoju niezliczonych jednostek złożonych z łączących się ze sobą kultur i grup o tym samym stopniu świadomości, lecz kronikę powolnego podporządkowywania ludzi organizmom politycznym zwiększających się rozmiarów, ambicji i złożoności, niekiedy za ich zgodą, niekiedy bez niej. Kiedy są one małe i „prymitywne”, nazywamy je państewkami plemiennymi (chiefdoms). Gdy stają się duże, hierarchicznie zorganizowane i zawierają w sobie wiele wyspecjalizowanych grup, stają się państwami. Państwo zaś stanowi zarówno najbardziej praktyczną strukturę, w której ramach można badać kulturę, jak i jeden z najbardziej widocznych aspektów tej kultury. Natura państwa starożytnego Egiptu i rozmaitość narzędzi jego działania: mit, symbol i instytucje, dzięki którym manipulowało umysłami i kierowało życiem mieszkańców, to główny temat niniejszej książki.
Dzięki tym środkom życie i poglądy całej populacji redukuje się do jednostkowości. Dla wszystkich, nie wyłączając nas, stanowi to wielką wygodę, gdy rzecz dotyczy starożytnego Egiptu. Możemy powiedzieć: „Starożytni Egipcjanie robili to i to”, traktując ich en bloc, albo możemy posunąć się do personifikacji w rodzaju: „Egipt w Nowym Państwie osiągnął rozmiary imperium”. Nie mówi się tak tylko dla wygody. Wysoki stopień uogólnienia zaspokaja nasze naturalne upodobanie do bajek i plotek, któremu pomaga możliwość wskazania znanych z imienia przywódców, w naszym przypadku faraonów. Ich poddanych traktuje się jak jednego człowieka, tak samo jak nieprzyjaciół wśród ich sąsiadów, a oni sami stają się postaciami małych dramatów, w których toczą się bitwy, a dynastie dochodzą do władzy i upadają. Dzięki dziennikarstwu w ten sam sposób postrzegamy wiele ze współczesnego świata. Wyobrażam sobie, że większość czytelników będzie widziała w tym nieszkodliwą formę skrótu. Ale jednocześnie powoduje to, że wkraczamy w dziedzinę mitu.
Żyjemy mitem i nie powinniśmy uważać go za przeciwieństwo racjonalnej wiedzy. Jedno nakłada się na drugie, gdy wypowiadamy zdania w rodzaju: „Mam ogólną świadomość, że…”, „Wiem coś o…”, lub staramy się wyjaśnić innym funkcjonowanie genów czy chromosomów albo naturę elektryczności. Prawdopodobnie wiele faktów będzie błędnych, rozmaite elementy źle zrozumiane, a ogólny obraz rozpaczliwie niekompletny. Liczy się, że przybiera on formę opowieści, którą właśnie jest mit – bardziej oczywista, narracyjna forma tego, co inaczej zwie się metaforą. Nauka jest nim przepojona, chociaż jego obecność w takiej lub innej formie często nie jest w pełni widoczna, dopóki nie zostanie on odrzucony. Historia nauki pokazuje, jak rozwija się wyjaśniające modele – aby na jakiś czas zaspokoić oczekiwania badaczy – które później uznaje się za fałszywe i zastępuje nowymi, opartymi na bardziej aktualnej wiedzy. Czym są te odrzucone teorie, jeżeli nie mitem? Wiele z tego, o czym myślimy, że wiemy, jest tymczasowe i za podstawę ma naszą niewątpliwą zdolność do łączenia fragmentów i obracania ich w historie. Brak bezpośredniej wiedzy nie stanowi przeszkody, ponieważ inwencja i tworzenie mitów bez śladu wypełniają luki.
Gdybym miał być szczery, wiele, a być może cała moja wiedza dotycząca uprawianej przeze mnie dziedziny – egiptologii – jest właśnie tego rodzaju. Źródła, nad którymi pracuję, są konkretnymi rzeczami, „faktami” – nagrobkami w muzeach, wyobrażeniami na ścianach świątyń, rysunkami wykopanych garnków. Jednak aby pasowały one do sensownego zestawu interpretacji, potrzeba ogromnej ilości twórczego wypełniacza, ucieleśnionego w tradycji rozumienia, pielęgnowanej na wydziałach uniwersyteckich rozwijających się od ponad dwu stuleci. Niemniej mój starożytny Egipt pozostaje w dużym stopniu wyimaginowanym światem, chociaż mam nadzieję, że tak jak duży namiot na wietrze, w wielu miejscach przyszpilony jest do ziemi. W książce tej kołkami są końcowe przypisy, które zawierają odniesienia moich stwierdzeń do obfitej literatury przedmiotu, zawierającej informacje faktograficzne, a często również wskazówki, gdzie – w muzeum czy na stanowisku archeologicznym – można znaleźć oryginalne źródła. Na tym polega zasadnicza różnica między tym, co możemy określić jako „mit racjonalny”: moja absurdalna nieznajomość fizyki jądrowej lub lepsze, lecz wciąż głównie spekulatywne wyobrażenia na temat, powiedzmy, działania gospodarki starożytnego Egiptu, a mitem zapoczątkowanym wyłącznie w umyśle lub eksperymentach myślowych. Historia myśli postępowała dzięki narastającemu mnożeniu mitów, w większości należących do pierwszego rodzaju, pozwalając nam wybierać między nimi i dając nam władzę pozbycia się tych, które uznamy za nieodpowiednie.
Gdy patrzymy na ludzkie społeczności, to pod wyimaginowanymi przez nas obrazami, mającymi za podstawę nasze własne generalizacje oraz opowieści układane przez historyków, kryje się rzeczywistość, którą bardzo trudno objąć umysłem. Społeczeństwo stanowi system złożony ze wszystkich jego członków – w przypadku starożytnego Egiptu dwa do trzech milionów ludzi. Każdy z nich jest odrębną jednostką, a w obrębie systemu każdy bez wyjątku jest czynnikiem, żyjącym w zasobie możliwości wzajemnego oddziaływania. Nikt jednak nie jest dokładnie taki sam jak drugi, wśród działających nie ma dwu takich samych jednostek. Jeżeli weźmiemy pod uwagę jedną z najprostszych cech zewnętrznych, czyli wzrost, i wykonamy diagram, jak zmienia się on w obrębie danej populacji, okaże się, że wzrost większości ludzi skupi się w środku krzywej, a im bliżej krańców linii, tym mniej osób będzie cechowało się wysokością plasującą ich po lewej i prawej od środka. Sama krzywa przybierze kształt dzwonowaty. To, co dotyczy wzrostu, dotyczy również wszystkiego innego, od asertywności po odporność na choroby, od inteligencji po sprawność fizyczną. Każdy człowiek umieszczony jest w szczególnym punkcie niezliczonych krzywych opisujących ludzkie cechy charakterystyczne. Co więcej, normy różnią się zależnie od populacji, bez względu na to, czy chodzi o wzrost, czy o gotowość do śmierci dla sprawy, a i w obrębie tej samej populacji należy oczekiwać pewnego stopnia wariacji, zależnie od czasu i zmieniających się warunków.
Gdy każdy posiada niepowtarzalny zespół cech, ludzie przeżywają swe życie w obrębie swoich możliwości, mając na celu co najmniej przetrwanie, a często też polepszenie swego losu. Nieświadomie zarażają się nawzajem chorobami, przekazują sobie informacje, od plotek po objawienia, starają się wyjść z satysfakcją z negocjacji, nawet jeżeli polegają one tylko na przekazaniu swego punktu widzenia. Nie można tego uniknąć: siedzenie cicho i nierobienie niczego jest też aktem wywołującym konsekwencje, zwłaszcza jeżeli będzie postępowało tak wiele osób. Jednak zasób możliwości wzajemnego oddziaływania – zwykłe ludzkie życie danej populacji – nie daje równych szans. Ludzie rodzą się w rodzinach, które same stanowią mniejsze systemy i które z biegiem lat wahają się między podniesieniem swej pozycji i zamożności a dzieleniem się znów na nowe rodziny, niekiedy z powodu kontrowersji. Proces napędza się sam. Zyskanie znaczenia przez jedną rodzinę odbywa się kosztem upadku innej, dzięki czemu zachowuje się ogólny poziom równowagi, lecz tworzą się warunki – łut szczęścia dla tych, których to dotyczy – na dłużej wynoszące jedną rodzinę ponad zwykłe oczekiwania, może nawet, w tradycyjnym społeczeństwie, czyniące z niej założycieli panującej dynastii. Nieliczne jednostki, u których chęć wyróżniania się i dominacji jest szczególnie silna (może Ramzes II), wywrą wymierny wpływ na całość systemu i na krótko będą mogły popchnąć go w nowym kierunku lub poza jego dotychczasowe granice. Lecz mimo zmian system pozostaje, zachowany w pamięci i tradycji kulturowej. Rodziny stanowią tylko jeden z rodzajów mniejszych systemów, a ich wpływy były może większe kiedyś niż dzisiaj. Innym rodzajem są instytucje, a starożytny Egipt miał ich wiele, głównie dwór, liczne świątynie, a w późniejszych wiekach również armię.
Ponieważ cała ludność kraju nieustannie na siebie oddziałuje, system nie pozostaje stabilny, jakby był naczyniem z wodą gotującą się na wolnym ogniu. Powstają w nim złożone zawirowania aktywności, która, określona w mgnieniu oka, tworzy charakterystykę społeczeństwa. Prześledzone w czasie, zmiany w konfiguracji systemu zwracają się w przeciwną stronę i z kolei zaczynają wywierać mniejszy lub większy wpływ, wywołując samoumacniające się tendencje. Niektóre wzorce odnawiają się, lecz w sposób nie dający się do końca przewidzieć. Zbiorowe zachowania, które z biegiem lat stają się historią, obierają trasę nielinearną. Jeżeli powrócimy do metafory naczynia z wrzątkiem, zamiast wody damy olej i podkręcimy ogień, zobaczymy, jak w oleju tworzy się struktura w formie widocznych sześciokątnych prądów, które szybciej rozprowadzają ciepło. U ludzi odpowiadają one zmianom wiary i zachowania, które zwykle zwracają naszą uwagę dopiero wtedy, kiedy są w pełni uformowane i nikt nie pamięta o ich genezie.
Jak to się dzieje, że tak wiele jednostek ludzkich oddziałuje na siebie wewnątrz systemu w sposób, który staje się częścią historii, wyraźnie widać na przykładzie współczesnego rynku akcji, gdzie dzień po dniu zawiera się wiele tysięcy transakcji, a w każdej z nich odgrywa rolę element ludzkiego osądu. Samoumacniającymi się czynnikami są nastroje pewności i zwątpienia. Widząc, że wielu innych zdecydowanie kupuje lub sprzedaje, człowiek najprawdopodobniej postąpi tak samo. W wyniku takiego owczego pędu tendencje do ekspansji występują na przemian z tendencjami przeciwnymi, co osobliwie nazywa się rynkiem „byka” albo „niedźwiedzia”. Rynek akcji mierzy się codziennie w jeden sposób, wartością poszczególnych akcji i wiarygodnością reprezentowanych przez nie firm, tak że można modelować go i symulować programami komputerowymi wykorzystującymi matematykę złożonych systemów nielinearnych.
Dlaczego nie czyni się tego dla całości współczesnego społeczeństwa? Posiadanie odpowiedniego, nieustannie aktualizowanego modelu roboczego powinno być niezmiernie użyteczne dla socjologów, polityków, a także dla tych, którzy cokolwiek sprzedają. Pomyślmy jednak, czego byłoby potrzeba: grupy kontrolnej, której życie musiałoby być ciągle dokumentowane, oraz sposobów mierzenia jej codziennej działalności, zmian nastrojów i stanu zdrowia, które nie byłyby prymitywnie uproszczone i brały pod uwagę ten ciemny, ukryty nurt perwersji, skłonny obrócić się przeciw każdemu systemowi. Gdyby system taki działał, po kilku latach historycy mogliby wreszcie zachować kontrolę nad przedmiotem swoich badań. Jednak na razie w badaniach przeszłości nie musimy nawet zastanawiać się nad tak fantastycznym światem, ponieważ informacje na tym poziomie kompletności i dociekliwości są na zawsze stracone. Badania przeszłości mogą więc jedynie stanowić przybliżenie, dosyć prosty teatr lalek. Nie przeszkadza to temu, że jest on zarówno pouczający, jak przyjemny, lecz nie można zapominać, że im bardziej wybieramy narracyjny styl historii, przydzielamy role bohaterom i złoczyńcom i snujemy ciekawe opowieści, tym bardziej zwracamy się w stronę opery mydlanej, a oddalamy od rozważań nad nieskończenie złożoną ludzką masą biologiczną tworzącą społeczeństwo, która tak naprawdę pozostaje niemal poza naszym zasięgiem.
Zakorzeniony w niezliczonych punktach świadomości, jest jeden czynnik powodujący, że każde badanie ludzkiego zachowania, czy to w historii starożytnej, czy na dzisiejszej giełdzie, jest tak oporne na tworzenie precyzyjnych modeli i przewidywań, nawet jeżeli dysponujemy dokładnymi danymi. Chodzi o przekorę. Podczas gdy jeden z kierunków ludzkiego dążenia wiedzie ku zamieszkiwaniu w stabilnym otoczeniu – miły dom w spokojnej okolicy pod łagodnymi rządami, pod każdym względem tryumf porządku nad chaosem – ciągle utrzymuje się napięcie między stabilnością a poszarpanymi chwilami lub od dawna szykowanymi planami odrzucenia. Niemal na całym świecie ostatnie pięć tysięcy lat tworzy udokumentowaną kronikę przewrotności i konfliktu. Nie jest to tylko starcie armii. Strach przed nieładem i osamotnieniem w nieprzyjaznym świecie stanowi jeden z tematów bogatej literatury starożytnego Egiptu już w początkach III tysiąclecia p.n.e., a niekiedy egipskie społeczeństwo ulegało podziałom wywołującym wewnętrzny konflikt. Czasy te nazywamy Okresami Przejściowymi i wspomnę o nich w rozdziale 8. Ostatecznie egipska kultura nie została zniszczona przez najeźdźców, lecz od wewnątrz. W pierwszych wiekach naszej ery entuzjastyczni egipscy wyznawcy chrześcijaństwa całkowicie odrzucili swe kulturowe dziedzictwo (wówczas mieszankę egipskiego i greckiego) i w swych opowieściach, służących zbudowaniu wiernych, opiewali roztrzaskiwanie i palenie tego, co zachowało się z dawnej religii. Rzeczywiście, cechą charakteryzującą historię ludzkości od neolitu jest świadome poszukiwanie doskonalszych systemów oraz ich równoczesne lub późniejsze dezawuowanie lub wręcz odrzucenie. Ludzie zawsze starają się zniszczyć i zdemontować to, co zbudowali inni, nawet to, co oni sami zaakceptowaliby, gdyby byli w innym nastroju. Tryumfy ściągają drwiny, tragedie innych przynoszą ulgę, ikonoklazm niszczy to, co czczą inni. Nie jest to prosty podział na dobro i zło, ponieważ przewrotność tak samo podkopuje systemy nieludzkie i nieprzyjemne. A innowacje powstają z braku satysfakcji.
Jakiemu dalekosiężnemu celowi służy to przeciwne zachowanie? Dlaczego ludzie są tak przewrotni? Tworzenie uporządkowanych reżimów stanowiło cel rządów od najdawniejszych czasów i zaznacza się bardzo wyraźnie również w staroegipskich źródłach. Dlaczego więc nie zachowujemy się bardziej mrówczo niż same mrówki? Fakt, że wielu ludziom pomysł ten nie odpowiada, tylko dodaje ważności pytaniu: dlaczego nie podoba nam się idea prowadzenia uporządkowanej i być może bardzo wygodnej, podobnej do życia w ulu, egzystencji?1 Wydaje się, że w dłuższej perspektywie samozadowolenie staje się stanem nieznośnym, a ciężko zdobyta stabilizacja czymś odrażającym. Jedna z odpowiedzi pochodzi ze środowiska naukowego. Istnieje pogląd głoszący, że celem każdego działania, w tym samego życia, jest rozproszenie energii wszechświata aż do stanu końcowej inercji, a złożonym sposobem osiąga się ten cel bardziej skutecznie. Stąd paradoks, iż postęp w kierunku całkowitej równowagi i kompletnego rozproszenia energii wymaga zwiększonego zużycia energii. Życie zmierza ku jeszcze bardziej ambitnym połączeniom zaburzeń i złożoności, które jednocześnie wymagają jednak ograniczeń związanych z wprowadzeniem ładu, wywołujących reakcje przeciwne. To jest właśnie wielki paradoks egzystencji. Wszystko prowokuje swoje przeciwieństwo; wszystko potrzebuje swego przeciwieństwa, aby przetrwać.
Co należy rozumieć przez energię w kontekście ludzkiego społeczeństwa i jego historii? Moglibyśmy zrazu pomyśleć o: bardziej intensywnej niż naturalna produkcji żywności oraz ogólnie o wykorzystaniu zasobów naturalnych; powstawaniu społeczeństw, w których rosną oczekiwania materialne i zwiększa się liczba ludności, wskutek czego z kolei wzrasta poziom eksploatacji; prześladowaniach słabszych sąsiadów, zwłaszcza gdy społeczeństwa odnawiają się ze zgliszcz wojennych. Lecz u podłoża wszystkich tych zjawisk leży przewrotność, chęć zmiany zrodzona z niezadowolenia z tego, co stare, i zainteresowania nowym. W ciągu ostatnich dwu tysięcy lat największe uwolnienia energii wiązały się z ideami jednocześnie destruktywnymi i kreatywnymi, niszczącymi stary porządek i starającymi się zbudować nowy na jego miejscu.
Wydaje się, że myślący Egipcjanie bardzo wcześnie w swoich dziejach docenili to zauważone przez nich endemiczne napięcie. Temat przeciwstawienia porządku chaosowi jest głęboko zakorzeniony w egipskiej myśli i stał się podłożem kilku najbardziej zaskakujących pisanych obrazów chaosu, jakie powstały na świecie. Faktograficzna wiedza Egipcjan była nieporównywalnie mniejsza niż nasza, lecz mimo to potrzebowali oni wielkich opowieści wyjaśniających naturę istnienia. Swe objaśnienia wyrażali za pomocą mitu, wskutek czego trudno nam uchwycić ich istotę, lecz jeżeli pokona się obcość wynikającą z obecności uosobionych sił, reprezentowanych przez bogów i boginie, niekiedy ze zwierzęcymi głowami, duchowo egipski świat był o wiele bliższy światu współczesnej nauki niż światu wykreowanemu w średniowieczu przez chrześcijańską teologię. Twierdzę tak, ponieważ był to świat z gruntu bezosobowy i mechanicystyczny. Nie było w nim wiele miejsca na relacje przestrzenne słońca, planet i gwiazd. Koncentrował się na istocie istnienia, wolny od poniżających kaprysów i rażącej niesprawiedliwości boga, który musiałby udzielić swej akceptacji. W świecie tym chaos i porządek stanęły naprzeciw siebie. A mimo że chaos zamieszkiwały miriady demonów, wszystko było podporządkowane leżącej u podłoża harmonii, dotyczącej również ludzkości (głównie egipskiej „ludzkości”), dzięki akceptacji faktu, że porządek społeczny stanowi część porządku świata. Aspekt ten przenosił się na życie codzienne, a duże znaczenie miała w nim rola króla. W ostatecznym rachunku porządek, egipska koncepcja maat, zyskuje przewagę i zajmuje miejsce chaosu, a więc perspektywy są optymistyczne. Wyrażenie spopularyzowane ostatnio przez filozofię nauki: „systemy stojące na krawędzi chaosu”, całkiem dobrze oddaje egipski światopogląd. Powtórzmy: gdy podkreślimy konieczność oddzielenia symbolicznego języka, który z pewnością uznamy za dziwaczny, od zawartego w nim przekazu, egipski światopogląd wydaje się stanowić rozsądny roboczy model, o którym należy pamiętać, zastanawiając się nad tym, co dzieje się na świecie. Bardziej rozsądny od tradycji judeochrześcijańskiej.
Historia zredukowana do tego absolutnego poziomu staje się opowieścią o coraz bardziej ekstrawaganckich sposobach rozpraszania energii. Gdyby wynik był całkowicie destruktywny, cel nie zostałby osiągnięty. Dostatecznie wiele z tego, co wykształciło się i rozwinęło, musi przetrwać, aby gra, która stanowi tu znakomitą metaforę, toczyła się dalej i osiągała kolejne stopnie skomplikowania. Z procesem tym nieodłącznie wiążą się pozytywne skutki. Jest więc całkowicie normalne, że całe społeczeństwa osiągają postęp, i równie normalne, iż towarzyszą temu zaburzenia i komplikacje. Problemem dla historyka jest to, że sytuacje poprzedzające czasy zmian (nie są to w pełni „przyczyny”) zdarzają się, niemal całkowicie nie zanotowane, wśród populacji, których społeczeństwa służą za pole ćwiczebne, gdzie nastroje i idee, sposobności i reakcje na czynniki zewnętrzne bez końca ścierają się, by wygrać pochłaniające energię trofea. My, jako obserwatorzy, przybywamy, gdy gra dobiegła już końca, i znamy tylko wynik oraz imiona kilku graczy, lecz nie niezliczone szczegóły samej gry. Można czasem dostrzec coś, co wydaje się przyczyną dramatycznych chwil, na przykład końca Starego Państwa, lecz mogą one tylko stanowić uproszczenie przyspieszających zmian w schematach, w których energię rozprasza populacja jako całość. W wymienionym przypadku długotrwała stabilizacja zmierzała może ku inercji, a jako spontaniczna reakcja w umysłach wielu ludzi rozwinęły się preferencje dla bardziej dynamicznego rodzaju społeczeństwa, które zastąpiło jeden centralny rząd lokalnymi ośrodkami władzy, co wywołało jednak konflikt zbrojny. Niezależnie od tego, jak elegancka będzie nasza rekonstrukcja najdrobniejszych działań, podłożem takiego, a nie innego obrotu historii będzie panująca atmosfera, która spowodowała określoną reakcję. Ludzie snują fantazje o gwałtownych zmianach, jednak prawie wszystkie wezwania do broni kończą się fiaskiem, ponieważ czas nie jest odpowiedni, a większości proroków i ewentualnych władców nikt nie słucha. Kompletna historia objaśniałaby, dlaczego nieskończenie wiele możliwych zdarzeń nigdy nie doszło do skutku.
Przyjmując ten punkt widzenia, jak można napisać książkę o starożytnym Egipcie? Szczera odpowiedź brzmi, że nie można. Większość materiału, który chciałoby się wykorzystać, przepadła bezpowrotnie, wykluczając jakąkolwiek poważną analizę ilościową lub głębsze badania przyczyn zmian. Co pozostaje, to konwencjonalne metafory oraz tradycja humanistycznego pisania rozprawek na ogólne tematy, których pełno w badaniach ludzkiej myśli i zachowania, a także pewien stopień kontroli nad wykorzystywanymi źródłami. Ponadto świadomość skali naszych przybliżeń oraz wielkoduszność wobec interpretacji alternatywnych. Jako przykład tych ostatnich wskazać można podejście samych Egipcjan do poważnej wiedzy. Skomplikowane tematy najlepiej wyrażały się przez równoległe, alternatywne wyjaśnienia, których nie potrzeba było ujednolicać. Nasza kultura nie pochwala takiego rozwiązania, chociaż w codziennej praktyce je uznajemy.
W przyjętym przeze mnie schemacie Część pierwsza, rozdziały 1-3, przedstawia starożytnych Egipcjan oraz procesy, dzięki którym powstała ich kultura i państwo. W istocie jest to opowieść o rozwiązywaniu konfliktów. Część druga, rozdziały 4 i 5, badają toczący się proces, wyrażający dążenie do doskonalenia stopnia uporządkowania, który już został osiągnięty w społeczeństwie. Ta partia książki mówi o świadomych usiłowaniach wypracowywania coraz doskonalszych środków kontroli. Do ostatniego rozdziału odsunąłem dyskusję nad tendencją przeciwną, rozpadem prowadzącym do nieładu, kiedy to lokalne tożsamości dostarczały czegoś w rodzaju zabezpieczającej siatki, mającej ograniczyć jego konsekwencje. Zdecydowałem się na to po części dlatego, że temat ten odgrywa rolę wstępu do ostatniego tysiąca lat egipskiej historii. Pośrodku znajdują się dwa rozdziały, 6 i 7, czerpiące głównie ze źródeł z czasów Nowego Państwa i omawiające złożoną równowagę, którą można było osiągnąć, gdy energię skierowano pokojowo, na przebudowę państwa, oraz gwałtownie, na podbój sąsiadów.
Chciałem też pokazać rysujące się możliwości więcej niż jednej interpretacji źródeł, a także granice naszego wnioskowania. Ponieważ zaś uważam się za archeologa bardziej niż za badacza jakiegokolwiek innego rodzaju, pragnąłem, by źródła archeologiczne przemówiły nieco mocniejszym głosem niż w większości książek o starożytnym Egipcie. Niektórzy uznają końcowy wynik za dość osobliwy, lecz wszyscy powinni pamiętać, że badania powierzchniowe i wykopaliska w Egipcie wciąż będą dostarczać nowych świadectw archeologicznych, szczególnie tych mówiących o dziejach lokalnych społeczności. Natomiast, biorąc pod uwagę, jak gwałtownie spadło w ostatnim stuleciu tempo odkrywania nowych źródeł pisanych, to, czym dysponujemy obecnie, może równie dobrze reprezentować większość tego, co kiedykolwiek będziemy mieli.
EGIPT W CZASIE I PRZESTRZENI
Cywilizacja egipska rozwinęła się na jednym z najbardziej suchych, pustynnych terenów świata, większym niż cała Europa. Było to możliwe tylko dzięki Nilowi, który przecina niemal bezdeszczową pustynię z południa na północ, niosąc wody Jeziora Wiktorii ponad 3 tysiące mil do Morza Śródziemnego. W starożytności Egipt tworzyło ostatnie 700 mil biegu rzeki, pas zaczynający się w dzisiejszym Asuanie, przy bystrzynach znanych jako I Katarakta. Wzdłuż większej części swego biegu Nil wyżłobił w pustynnym płaskowyżu głęboki i szeroki wąwóz, po czym osadził na jego dnie grubą warstwę ciemnego, bogatego w składniki mułu. To właśnie ten głęboki pokład mułu dał Dolinie Nilu jej nadzwyczajną żyzność i przekształcił teren, który mógł pozostać geologiczną ciekawostką, w gęsto zaludnioną krainę rolniczą.
1. Mapa północnej Doliny Nilu z zaznaczeniem starożytnych miejscowości
Właściwa Dolina Nilu kończy się w okolicy Kairu, stolicy Egiptu od podboju arabskiego w 641 roku n.e. Na północy Nil wypływa z Doliny do wielkiej zatoki, obecnie całkowicie zapełnionej tym samym tłustym mułem i tworzącej szeroką, płaską deltę, przez którą rzeka meandruje dwiema odnogami, Damietty na wschodzie i Rosetty na zachodzie. W starożytności odnóg było więcej. Dzisiaj w Delcie znajduje się około dwu trzecich ziem uprawnych Egiptu. Uderzający, dwoisty podział na Dolinę i Deltę stwarza naturalną granicę dla administracji, szczególnie gdy patrzy się z Kairu lub jego starożytnego odpowiednika, miasta Memfis. Starożytni Egipcjanie dali temu wyraz, nadając każdej z części osobną nazwę i traktując je, jakby kiedyś były niezależnymi państwami. Nazwy te konwencjonalnie tłumaczy się jako Górny Egipt dla Doliny oraz Dolny Egipt dla Delty.
Jest to jednak swego rodzaju uproszczenie. W obrębie Górnego Egiptu znajduje się kolejny podział, w okolicy Asjut. Można go rozpoznać zarówno śledząc bieg dziejów, gdy uwidaczniał się w czasach wewnętrznej słabości, jak i obserwując ukształtowanie terenu. Na północ od Asjut zachodni brzeg rozszerza się, zachodni klif zmienia się w niską skarpę, a ziemię nawadnia nie tylko główny nurt Nilu, lecz również kręta równoległa odnoga, Bahr Jusuf. Z powodu tego szczególnego charakteru Dolinę Nilu poniżej Asjut nazywa się często Środkowym Egiptem. Pod względem topograficznym Delta stanowi całość w znacznie większym stopniu, lecz jej mieszkańcy i tak widzą w niej część wschodnią i zachodnią. Pierwsza z nich łączy się z mającym podstawowe znaczenie lądowym przesmykiem prowadzącym do Azji przez półwysep Synaj.
Tereny rolnicze Delty i Doliny przedstawiają dziś płaski i monotonny krajobraz intensywnie uprawianych pól, poprzecinanych kanałami nawadniającymi i odwadniającymi, usianych miastami i wsiami na wpół ukrytymi w palmowych gajach, coraz bardziej zdradzającymi oznaki szybkiego rozwoju i modernizacji. Przejście od pól do pustyni jest nagłe i uderzające, cywilizacja kończy się wzdłuż wyraźnej linii. Na wschodzie pustynny płaskowyż stopniowo wznosi się ponad Doliną aż do odległego łańcucha postrzępionych gór i pagórków otaczających Morze Czerwone, podczas gdy na zachodzie, na przestrzeni ponad trzech tysięcy mil aż po Ocean Atlantycki, rozciąga się cicha i pusta, smagana wiatrem kraina, pokryta żwirem i piaskiem.
Z Nilem łączą się dwa dopływy, Nil Błękitny i Atbara, oba wypływające z wysokiego, górzystego płaskowyżu Etiopii. Ulewne letnie deszcze na tych terenach powodują niezmierne wezbranie obu dopływów, które niosą ze sobą ogromną ilość bogatego w minerały osadu. Od połowy XIX wieku tę coroczną falę coraz bardziej powstrzymywano i kontrolowano przez kolejno wznoszone tamy. Przedtem wystarczała ona do zalania egipskiej Doliny Nilu wraz z Deltą, zmieniając kraj w długie, płytkie jezioro, w którym miasta i wsie pozostawały na niskich wyspach połączonych groblami.
Gdy prąd rzeki zwalniał, część mułu osiadała na ziemi i pozostawała tam po ustąpieniu wód, w październiku i listopadzie. Jeżeli przeprowadzono wtedy zasiewy w gęstym, wilgotnym mule, do marca i kwietnia mogły one dojrzeć w łagodnym słońcu jesieni i zimy bez konieczności dodatkowego nawadniania. Następnie, po żniwach w lecie, ziemia schła i pękała, co umożliwiało jej napowietrzenie, zapobiegając rozmakaniu i nadmiernemu gromadzeniu się soli. Te trzy pory roku tworzyły podstawowy podział egipskiego kalendarza: achet (wylew), peret (wzrost) i szemu (susza).
Egipski kalendarz stanowił idealny naturalny cykl, lecz ludzka pomysłowość wciąż mogła wiele zdziałać, aby go ulepszyć. Można było usypać ziemne nasypy, otaczające wielkie zbiorniki, w których rolnik mógł pozostawić wodę na pewien czas, zanim spuścił ją z powrotem do rzeki. Wodę można było podnieść na wyższy poziom za pomocą odpowiednich urządzeń, aby nawodnić tereny znajdujące się poza normalnym zasięgiem wylewu, albo też w lecie, kiedy poziom rzeki był najniższy, nawodnić pola, aby uzyskać drugi zbiór, lub przez cały rok uprawiać przydomowe ogrody. Ponadto wody Nilu można było kierować dalej i bardziej skutecznie dzięki utworzeniu systemu kanałów nawadniających i odwadniających wraz ze śluzami, a w końcu, tak jak się stało od otwarcia Wielkiej Tamy w Asuanie w 1970 roku, zatrzymując wylew zaporą i wypuszczając go stopniowo, tak że rzeka pozostaje prawie na tym samym poziomie i nigdy nie występuje z brzegów. Tworząc obraz starożytnego społeczeństwa, należy wziąć pod uwagę, jak daleko posunęli się Egipcjanie na drodze postępu.
Odpowiedź wydaje się brzmieć: niezbyt daleko. Nie było ku temu potrzeby. Pomysł wykorzystywania żyzności ziemi, aby uprawiać rośliny na przemysłową skalę i sprzedać je z zyskiem za granicę (tak jak dzieje się obecnie z bawełną i cukrem), był zupełnie obcy starożytnemu sposobowi myślenia. Liczba ludności wzrastała powoli i w czasach późnego Nowego Państwa prawdopodobnie nie przekraczała trzech milionów, liczby bardzo skromnej, jak na dzisiejsze standardy. Badane przez nas starożytne źródła wskazują na zaledwie podstawowy zakres zarządzania ziemią. Państwo interesowało się corocznymi plonami, gdyż pobierało rentę dzierżawną i podatki: tyle wynika jasno z licznych źródeł pisanych. Jednak te same źródła nie mówią nic o nawadnianiu, z czego można wnosić, że było ono sprawą lokalną, poza kontrolą rządu. W interesie wszystkich leżało utrzymywanie wałów wokół zbiorników, których coroczne wypełnianie przez wody wylewu pozostawiało w glebie dostateczną wilgoć, aby zebrać jeden plon zboża. Rutynowo odnotowywano maksymalną wysokość corocznego wylewu na nilometrach lub na świątynnych nabrzeżach. Nie ma jednak dowodów, że wykorzystywano te pomiary do obliczeń przyszłych plonów, chociaż wszyscy musieli doskonale zdawać sobie sprawę z konsekwencji wylewów dużo wyższych lub niższych od przeciętnej.
Nawadnianie we współczesnym Egipcie polega nie tylko na regulacji przepływu wód Nilu i ich dostępności za pośrednictwem sieci kanałów, lecz również na zastosowaniu maszyn podnoszących je na poziom gruntu. Dzisiaj można zobaczyć wiele maszyn. W starożytności była tylko jedna: szaduf, urządzenie o prostej konstrukcji, osadzona na trzpieniu pozioma żerdź z przeciwwagą na jednym końcu i wiadrem lub jego odpowiednikiem zawieszonym z drugiej strony (il. 3). Występuje on w scenach z grobów począwszy od późnej XVIII dynastii (ok. 1350 p.n.e.), ale też tylko wtedy, gdy wyobrażano mężczyzn podlewających ogrody. Wcześniej, przed XVIII dynastią, metoda uprawy była jeszcze bardziej prymitywna. Widzimy, jak przynoszono wodę do ogrodu w glinianych garnkach, zwisających parami z nosideł na ramionach mężczyzn (il. 2). W podobnych scenach wyraźnie mamy do czynienia nie z nawadnianiem ziem, na których uprawiano zboże lub len, ale z podlewaniem niewielkich poletek położonych poza zasięgiem wylewu, przeznaczonych jedynie na warzywniki, kwietniki i sady, utrzymywane cały rok. Potwierdza to tezę, że główne uprawy zbożowe ograniczały się do jednego zbioru w roku, zależnego od wilgoci pozostałej w glebie po wylewie Nilu.
Ważność docenienia tego faktu polega nie tylko na odmalowaniu tła w obrazie życia starożytnego Egiptu. Uważano niekiedy, że cywilizacja i zorganizowane społeczeństwo w Egipcie i innych krajach wykształciły się z potrzeby zbiorowego wysiłku ujarzmiania rzek, aby umożliwić rozwój rolnictwa. Można stwierdzić, że w przypadku starożytnego Egiptu tak się nie stało. Powstania cywilizacji nie należy poszukiwać w tak prostych czynnikach. To prawda, że współczesny Egipt funkcjonuje dzięki skomplikowanej sieci nawadniającej. Jest to jednak konieczne tylko z powodu rozwoju rolnictwa przemysłowego oraz wskutek ogromnego wzrostu liczby ludności, który zaznaczył się w ciągu ostatnich dwu stuleci.
Współczesny Egipt jest krajem arabskojęzycznym, z większością mieszkańców wyznających islam, o świeckich prawach i instytucjach. Stanowi on wytwór trzynastu stuleci panowania i wpływów arabskich i osmańskich, począwszy od podboju arabskiego w 641 roku n.e., zmodyfikowanych śródziemnomorskim położeniem kraju. Nawet jednak w czasach arabskiego podboju starożytny Egipt faraonów należał do odległej przeszłości. Formalnie za jego koniec uznajemy podbój dokonany przez Aleksandra Wielkiego w 332 roku p.n.e., rozpoczynający trzy wieki panowania Ptolemeuszy, królów macedońskich, którzy w Aleksandrii zachowywali grecki styl życia, a w tradycyjnie nastawionych częściach kraju przedstawiali się jako faraonowie. Ostatnią z dynastii była królowa Kleopatra VII. Następnie Egipt, jako prowincja najpierw Cesarstwa Rzymskiego, a potem Bizantyńskiego, stał się krajem żarliwie chrześcijańskim. Spuściznę tych czasów we współczesnym Egipcie stanowi Kościół koptyjski. Jego język, już nie mówiony, lecz zachowany w liturgii i biblijnych tłumaczeniach, jest językiem starożytnego Egiptu pozbawionym hieroglifów.
2. Wcześniejszy sposób uprawy ogrodów: wodę nosi się na kwadratowe grządki w glinianych naczyniach, zawieszonych parami na drewnianych nosidłach. Z prawej klęczy mężczyzna sadzący sałatę w zagłębieniu wykonanym za pomocą kijka. Grób Mereruki, Sakkara, ok. 2300 p.n.e., wg: P. Duell, The mastaba of Mereruka I, Chicago 1938, pl. 21 (przerys B. Garfi).
3. Ulepszona metoda uprawy ogrodów i sadów z czasów Nowego Państwa, z użyciem szadufa. Scena po lewej wyobraża wykorzystanie prostego szadufa do nawadniania ogrodu położonego obok świątyni. Mężczyzna z psem stoi na brzegu kanału i pociąga za pionową żerdź, aby zanurzyć w wodzie wiszące na niej wiadro. Długa, obracająca się belka szadufa spoczywa na wysokim ceglanym filarze i opatrzona jest na przeciwnym końcu okrągłą glinianą przeciwwagą. Z prawej strony sceny widać opróżnianie naczynia drugiego szadufa. Grób Ipui, Teby, ok. 1250 p.n.e., wg: N. de G. Davies, Two Ramesside tombs at Thebes, New York 1927, pl. XXIX. W scenie po prawej pokazano bardziej skomplikowany szaduf w trakcie pracy. Stoi on obok widocznej z prawej strony studni, nad którą wznosi się platforma dla obsługującego. Człowiek ten opróżnia naczynie do koryta, z jednej strony uniesionego i przechodzącego przez ceglany filar szadufa, po czym biegnącego w dół, aby nawodnić sad. Grób Neferhotepa, Teby, ok. 1325 p.n.e., wg: N. de G. Davies, The Tomb of Nefer-hotep at Thebes, New York 1933, pl. XLVI.
Wymienione trzy wielkie zastrzyki kultur z zewnątrz: greckiej hellenistycznej, chrześcijańskiej i arabskiej, skutecznie zniszczyły dawną, rodzimą kulturę Doliny Nilu, niekiedy przez stopniową modyfikację, niekiedy wskutek zamierzonego ataku. Obecna wiedza o starożytnym Egipcie stanowi więc wynik przeprowadzonej przez badaczy rekonstrukcji. Korzystają oni z dwu głównych źródeł: badań pozostałości odkrytych przez archeologię oraz starannego odczytywania relacji autorów klasycznych, obserwacji poczynionych przez greckich podróżników podczas ostatnich wieków panowania faraonów albo spisanych w samym Egipcie. W początkach egiptologii jeden z tekstów należących do drugiej grupy dostarczył gotowych i wciąż powszechnie przyjętych ram dla egipskiej historii i chronologii. Jest to zestaw streszczeń zaginionej Historii Egiptu, napisanej po grecku w III wieku p.n.e. przez egipskiego kapłana Manetona. Mimo błędów kopistów, dzięki dostępowi Manetona do świątynnych archiwów jego praca cechuje się szczegółowością i miarodajnością, która wytrzymała próbę czasu. Zwłaszcza jego podział historii Egiptu na trzydzieści dynastii (do których dodano później trzydziestą pierwszą) wciąż stanowi podstawowy schemat dziejów tego kraju. Jednak dla wygody współczesna nauka zgrupowała dynastie Manetona w większe jednostki:
Czasy prahistoryczne (neolit)
ok. 5300-3000 p.n.e.
Okres Wczesnodynastyczny albo Archaiczny (I-II dynastia)
ok. 3000-2686 p.n.e.
Stare Państwo (III-VIII dynastia)
2686-2160 p.n.e.
I Okres Przejściowy (IX dynastia–połowa XI dynastii)
2160-2055 p.n.e.
Średnie Państwo (połowa XI dynastii-XIII/XIV dynastia)
2055-1650 p.n.e.
II Okres Przejściowy (XV-XVII dynastia) (w tym palestyńska dynastia Hyksosów na północy)
1650-1550 p.n.e.
Nowe Państwo (XVIII-XX dynastia)
1550-1069 p.n.e.
III Okres Przejściowy (XXI-XXIV dynastia)
1069-715 p.n.e.
Okres Późny
715-332 p.n.e.
Panowanie kuszyckie i asyryjskie (XXV dynastia)
747-656 p.n.e.
Okres Saicki (XXVI dynastia)
664-525 p.n.e.
Pierwsze panowanie perskie (XXVII dynastia)
525-359 p.n.e.
Okres niepodległości (XXVIII-XXX dynastia)
359-343 p.n.e.
Drugie panowanie perskie (XXXI dynastia)
343-332 p.n.e.
Podbój przez Aleksandra Wielkiego
332 p.n.e.
Okres Ptolemejski
332-30 p.n.e.
Śmierć Kleopatry VII
30 p.n.e.
Okres Rzymski
30 p.n.e.-395 n.e.
Egipt pod panowaniem Bizancjum (rządzony z Konstantynopola)
395-641 n.e.
Podbój arabski
641 n.e.
Przed I dynastią wyróżniono okres rozwiniętej kultury neolitycznej, zwanej predynastyczną. Trwała ona nieco mniej niż tysiąc lat, chociaż jej korzenie, tkwiące we wcześniejszych kulturach neolitycznych, sięgały VI tysiąclecia p.n.e. Dla kolejnych faz kulturowych Okresu Predynastycznego w Górnym Egipcie używa się obecnie różnych określeń. Dawny schemat postępował od kultury Badari przez amrańską, gerzeńską i dość niejasno zdefiniowaną fazę przejściową do I dynastii. Następnie „kultury” amrańska i gerzeńska zostały zastąpione terminami Nagada I i Nagada II, co wciąż pozostawiało niezdefiniowaną fazę przejściową. W końcu zaproponowano kolejny podział, wyróżniający trzy fazy kultury Nagada: I, II i III, który spotkał się z dużym uznaniem wśród badaczy. Należy zauważyć, że Nagada III nakłada się na większą część I dynastii.2 Są to jednak fazy kulturowe, zdefiniowane na podstawie ceramiki itp. Pod względem politycznym nie ulega wątpliwości, że w ciągu stulecia lub dwu Okresu Predynastycznego mamy do czynienia z królami określanymi użytecznym ogólnym terminem „dynastia 0”.
Daty bezwzględne zaczerpnięto z tablicy chronologicznej w: I. Shaw (wyd.), The OxfordHistory of Ancient Egypt, Oxford 2000, s. 479-483.
Książki o starożytnym Egipcie zakładają z góry, że starożytni Egipcjanie byli już, w gruncie rzeczy, narodem. Za naturalne uważa się, że wierzyli w to czy tamto i zachowywali się w taki a nie inny sposób. Jednak współcześni historycy mogą nie całkiem się z tym zgodzić i spytać: „Czy aby na pewno? Czy nie jesteście naiwni?” Skłonni są oni widzieć ideę narodu i świadomości narodowej jako poczętą w zachodniej Europie w XVIII wieku, co w pewnym stopniu było związane ze zmniejszaniem się oddziaływania religii. Z tego punktu widzenia narodowość należy przeciwstawić wielkim systemom kulturowym, które ją poprzedziły, zwłaszcza „wspólnocie religijnej” i „domenie dynastycznej”. Normą poprzedzającą współczesność jest średniowieczna Europa. Jej chrześcijaństwo i język łaciński, a także przekazywanie panowania nad ogromnymi połaciami kraju dzięki dynastycznym małżeństwom i podbojom stworzyły lojalności i wrogości, które przenikały przez granice wspólnego dziedzictwa i języka. Henryk II, król Anglii (i Walii), posługiwał się francuskim jako językiem ojczystym i władał nie mniejszym niż angielskie terytorium we Francji. Sprawia to wrażenie zaprzeczenia okoliczności, w których istnieje narodowość. Inny przykład, bardzo pasujący do Egiptu, stanowi imperium osmańskie, które w dobie największego rozkwitu rozciągało się od Budapesztu do Bagdadu i od Kairu do Morza Kaspijskiego, obejmując zasięgiem wiele rozmaitych społeczeństw, różniących się językiem i historią. Jednoczył je islam, język arabski (w mniejszym stopniu osmański – język administracji państwowej) oraz lojalność wobec sułtana i jego przedstawicieli. Dopiero u schyłku imperium poszczególne ludy zaczęły dążyć do niepodległości. Niektóre z nich przekształciły się w narody (tak jak w Grecji i Egipcie oraz w sercu imperium Turcji); inne, zwłaszcza na Bałkanach, walczą o niezależność od ponad stulecia wśród zamieszek, którym wciąż nie widać końca.1
Zbiorowa tożsamość jest starożytną, głęboko odczuwaną i niekiedy raczej mroczną cechą ludzkości. Zaczyna się w ściśle lokalnej skali i duża część ludzkiej historii koncentruje się na jej ewolucji. Pierwsi antropolodzy zauważyli, że grupy ludzkie przeszły kolejne stadia rozwoju, począwszy od niewielkiej grupy myśliwych po plemię, potem państwo plemienne (chiefdom), w końcu państwo. Ten ewolucyjny schemat musi być z grubsza prawdziwy, ponieważ z jednej strony państwo powstało jako dominująca forma społeczna we współczesnym świecie, z drugiej zaś grupy łowców i zbieraczy, które przetrwały do naszych czasów w odległych rejonach świata, stanowią najlepszą (i w istocie jedyną) wskazówkę, jak interpretować świadectwa archeologiczne z czasów paleolitu. Jednak droga z jednego końca na drugi niekoniecznie biegnie prosto i po jednej linii. Każde stadium cechuje pewna stabilność, właściwa dla danego czasu i miejsca. Społeczeństwo może przejść do następnej fazy wraz ze zmianą warunków lub też może cofnąć się do stadium, które w naszych uporządkowanych umysłach moglibyśmy widzieć jako poprzedni szczebel na drabinie ewolucji.2
Państwo narodowe niekoniecznie też musi stanowić ostatni i najwyższy szczebel. W przeszłości powstawały już jednostki ponadnarodowe lub ponadregionalne (często jako imperia). Indie, Stany Zjednoczone Ameryki i Chiny to przykłady takich „naturalnych” jednostek. Dobrowolny związek państw europejskich aspiruje do podobnego statusu. W latach sześćdziesiątych XX wieku taki sam cel miała krótkotrwała unia polityczna Egiptu, Syrii i Libii jako Zjednoczonej Republiki Arabskiej. Wciąż żyjemy w politycznych okresach przejściowych.
WYOBRAŻONA SPOŁECZNOŚĆ
Najważniejsza dla idei narodu „jest wyobrażona polityczna wspólnota. (…) Jest ona w y o b r a ż o n a, ponieważ członkowie nawet najmniejszego narodu nigdy nie znają większości swoich rodaków, nie spotykają ich, a nawet o nich nie słyszą, jednak w umyśle każdego z nich żyje obraz ich wspólnoty”3.
Starożytny Egipt dość dobrze pasuje do tej definicji. Egipcjanie, mówiący i piszący jednym językiem, zajmujący wyraźnie oznaczone terytorium w środku Doliny Nilu, utożsamiający się z określoną kulturą, wyobrażali sobie siebie jako jedną społeczność. Jednak podstawowe znaczenie dla tej wyobrażonej wspólnoty – i tu właśnie napotykamy główną różnicę w stosunku do współczesnego narodu – miało to, że patronowała jej dynastia boskich królów. Nie powinniśmy jednak przywiązywać do tej różnicy zbytniego znaczenia, ponieważ uważano, że Egipt istniał niezależnie od faraona, a panujący byli zobowiązani do zachowania jego integralności. Służyli mu i byli „pasterzami ludzkości”. To ostatnie określenie odnosiło się oczywiście do Egipcjan (jest to jeden z przykładów zarozumialstwa, powszechnego w społeczeństwach plemiennych, że tylko „my” jesteśmy prawdziwą ludzkością). Królowie zawdzięczali swą wyjątkową pozycję nieprzerwanemu istnieniu kraju zwanego Egiptem, w którym panowali, oraz bogactwu jego tradycji. Linia faraonów i wszystkie oznaki legitymizacji ich panowania utrzymały się przez całe I tysiąclecie p.n.e., mimo że ten najwyższy urząd piastowali wtedy przeważnie cudzoziemcy.
Starożytny Egipt dostarcza przykładu świadomości narodowej dostatecznie wyraźnej, aby sprawić wrażenie, że może stanowiła ona wyjątek. Jednak dokładne studia współczesnych nam mniejszych społeczeństw pokazują, jak bardzo wśród grup ludzkich rozpowszechnione jest poczucie tożsamości kulturowej, często łączące się ze wspólnym językiem i wzmocnione przez poczucie odrębności wobec przedstawicieli świata zewnętrznego. Charakteryzują je „wszystkie cechy, według których politolodzy i filozofowie zazwyczaj określają «narody»”4. Rozwój struktur politycznych, od grupy łowców do państwa, postępował wraz z ewolucją poczucia tożsamości. Nawet w małej skali poczucie tożsamości grupowej mogło być silne. Uznać, że po raz pierwszy ukształtowało się ono dopiero we współczesnej Europie, równa się bardzo protekcjonalnemu spojrzeniu na przeszłość.
Wyobrażona wspólnota narodu przeciwstawia siebie światu zewnętrznemu. „My” jesteśmy wyjątkowi, „oni” są gorsi i robią dziwne rzeczy. Poczucie wspólnoty we współczesnym świecie rozwija się i utrzymuje na różne sposoby, włącznie z czytaniem gazet, których polityka redakcyjna promuje tożsamość narodową, dyskredytując obce ludy i narody. Egipcjanom sprawiał satysfakcję ten sposób myślenia. Spotykamy go w dobrze wykształconej formie w Przygodach Sinuheta, dziele literackim, opowiadającym o ucieczce do Palestyny dworzanina z początków XII dynastii, gdy został on przypadkowo wplątany w spisek mający na celu przeszkodzenie sukcesji tronu. Czytelnicy zaliczali się do egipskich warstw wykształconych, a choć historia powstała około 1950 r. p.n.e., kopiowano ją w szkołach jeszcze siedem stuleci później.5
Aby opuścić kraj, Sinuhe musiał prześlizgnąć się nocą koło granicznej fortecy zwanej Murami Księcia, którą, jak mówi, „wzniesiono, aby odeprzeć Azjatów i odpędzić tych, co przebiegają piaski”*. Bliskiego śmierci, na pustyni ratuje go jeden z tych właśnie ludzi, wędrowny pasterz bydła, który ofiarowuje mu gościnę. Podczas późniejszego wygnania w Palestynie Sinuhe zmienia osobowość, z egipskiego dworzanina odzianego w cienkie płótno stając się wodzem plemienia, a w końcu zmuszony jest przyjąć rolę całkiem różną od tej, którą odgrywa egipska elita pisarska, i stać się wojownikiem – bohaterem walki wręcz. Jednak lokalny sukces nie tłumi tęsknoty za daleką ojczyzną – zarówno za miejscem, jak i społecznością. „Wracaj do Egiptu!” – brzmią słowa wypowiedziane w końcu przez samego faraona. U źródła tej tęsknoty leży myśl, że Egipt jest dla Egipcjanina jedynym właściwym miejscem pochówku, i na to kładzie się szczególny nacisk. Aby złagodzić ból wygnania, palestyński książę, który staje się przyjacielem Sinuhe, czyni znamienną uwagę: „Dobrze ci będzie u mnie – będziesz słyszał mowę egipską”, najwyraźniej od innych Egipcjan, którzy już u niego przebywali. W końcu, uzyskawszy przebaczenie łaskawego króla, Sinuhe powraca do Egiptu, spotykając się z entuzjastycznym przyjęciem i w niemal rytualny sposób zrzucając cudzoziemską powłokę: „Sprawiono, że zeszły z mego ciała ślady lat: ogolono mnie, uczesano mi włosy, wyrzuciłem robactwo na pustynię, a łachy tym, którzy przebiegają piaski. Przebrałem się w cienkie szaty, namaściłem najlepszą oliwą i spocząłem na łożu…” Na koszt króla Sinuhe otrzymał też wspaniały grobowiec ze złoconym posągiem stojącym w kaplicy.
Mamy tu wszystko: granice geograficzne, język, ubiór, higienę osobistą, nawet spanie na właściwym łożu – czyż Egipcjanie nie byli szczęśliwi pod panowaniem tak potężnego, a zarazem łagodnego i szczodrego króla? Cechy te określały ich jako naród, wyobrażany w tych samych kategoriach wieki później, gdy tekst kopiowano i czytano. Jednak należy podkreślić, że przedstawiony przez Sinuhe obraz „Azjatów” jest zasadniczo pozytywny. Mogą być nieokrzesani, ale zachowują się uprzejmie i z honorem, nie popełniają okrucieństw. Sinuhe mieszka w świecie cywilizowanym, przynajmniej w wymiarze literackim.
Słowo, którym Sinuhe określa Egipt – Kemet – znaczy dosłownie „Czarny Kraj”. W innych źródłach przeciwstawia się go często „Czerwonemu Krajowi”, tak jak w odniesieniu do mitycznego podziału między Horusem a Setem: „Cały Czarny Kraj dano Horusowi, cały Czerwony Kraj Setowi”.6 Wydaje się więc uzasadnione rozumienie tych dwu określeń jako kontrastu dwu podstawowych barw gleby: czarnej, aluwialnej Doliny Nilu oraz piasków i skał pustyni, których kolor Egipcjanie określali słowem tłumaczonym przez nas umownie jako „czerwony”, lecz który w rzeczywistości obejmował o wiele szerszą paletę. Siebie samych Egipcjanie określali terminem, który tłumaczy się czasem jako „ludzie/lud” (tak jak „lud Egiptu” u Sinuhe) lub szerzej jako „ludzkość”. Czynił on z nich centrum wszechświata, to oni stanowili normę. W micie zapisanym w kilku grobach królewskich Nowego Państwa „ludzkość” buntuje się przeciw bogu-słońcu Re, którego w jednym miejscu nazywa się „Królem Górnego i Dolnego Egiptu”.7 Ucieka przed jego gniewem na pustynię, gdzie ściga ją bogini-mścicielka, której żądzę krwi zaspokaja zabarwione na czerwono piwo, rozlane na polach jak wylew Nilu. Wyobrażonym miejscem jest wyraźnie Egipt, a „ludzkością” – Egipcjanie. „Ludzkość” przeciwstawiano innym grupom, które żyły w innych częściach znanego świata. Na jego najdalszych granicach znajdowali się mieszkańcy krainy Punt (współczesna Erytrea), o których mówiono, że „nie znają ludzi”.8
4. Cudzoziemcy w memfickim grobie Horemheba (ok. 1330 p.n.e.). Od prawej do lewej, w trzech grupach: Azjaci, Nubijczycy i Libijczycy. Wg: G.T. Martin, The Memphite Tomb of Horemheb, Comander-in-Chief of Tufankhamun I, London 1989, pl. 116, 117.
Egipcjanie z wielkim upodobaniem określali cudzoziemców, uciekając się do zręcznej karykatury (il. 4). Stosując jasne konwencje klasyfikacji: kształt twarzy, barwę skóry i strój, identyfikowali Nubijczyków, Azjatów, Libijczyków, mieszkańców Wysp Egejskich czy też sudańsko-erytrejskiej krainy Punt. Stereotypy te ożyły znów w XIX wieku naszej ery, gdy zachodni uczeni zaczęli dokumentować dawne budowle, patrząc na świat starożytnych Egipcjan własnymi oczami. Na pewien czas wywołało to skłonność do zbytniej pewności siebie: egipskie wyobrażenia cudzoziemców uznawano za niemal fotograficzne przedstawienia „ras”, tematu, do którego przywiązywano dużą wagę w badaniach antropologów. „Ten sam kształt głowy jest do dziś charakterystyczny w typie armeńskim(?), chociaż z większym nosem” – brzmiał jeden z komentarzy na temat reliefu z Abu Simbel.9 Od tamtej pory staliśmy się bardziej ostrożni.
Oprócz stereotypów rasowych Egipcjanie wyrażali też lekceważące opinie. „Azjata jest krokodylem na brzegu rzeki. Łapie na pustej drodze. Nic nie zdobędzie w ludnym mieście” – przestrzega jeden z królów swego następcę.10
„Tchórzem jest ten [każdy egipski król], który odstępuje od swojej granicy, gdyż Nubijczyk reaguje na dźwięk głosu. Odpowiedzieć mu, oznacza zmusić go do ustąpienia. Zaatakuj go, a pokaże plecy. Wycofaj się, a zacznie atakować. To nie są ludzie godni szacunku. To są nędznicy o tchórzliwych sercach” – oznajmia Senuseret III na swej południowej steli granicznej.11
Inny egipski tekst przedstawia głupotę Libijczyków, którzy zagrozili Egiptowi w czasach Ramzesa III: „Słyszeliśmy, jak mówiono o Egipcie od czasów ojca naszego ojca: «To on nagina nasz kark». Prosiliśmy o własną śmierć z własnego wyboru. Nasze własne nogi zaniosły nas w ogień”12. O wiele częściej cudzoziemca znajdującego się w pozycji wroga określa się przymiotnikiem, który najlepiej tłumaczyć jako „nikczemny”.
Na podstawie podobnych słów i obrazów – a ich przykłady są bardzo liczne – możemy wyobrazić sobie Egipcjan jako lud jednolity rasowo. Uważano tak w krajach ościennych już w I tysiącleciu p.n.e. Grecki podróżnik i historyk, Herodot, stwierdzając, że „ani Egipcjanin, ani Egipcjanka nie ucałują Hellena w usta i nie użyją noża ani rożna, ani kotła Hellena, ani nawet nie skosztują mięsa czystego wołu, pociętego nożem helleńskim”, motywuje to ich obrzydzeniem do każdego ludu, który składał w ofierze krowy, święte zwierzęta Izydy.13 W podobnym tonie żydowscy historycy, którzy w tym samym czasie lub nawet później redagowali Stary Testament, w przypowieści o Egipcie i Izraelu wyjaśniali rozmieszczenie siedzących przy stole w domu Józefa: „Egipcjanie bowiem nie mogli jeść razem z Hebrajczykami, gdyż byłoby to dla Egipcjan rzeczą wstrętną”.14 Trudno powiedzieć, do jakiego stopnia są to karykatury, które miały schlebiać słuchaczom w ojczyźnie, ponieważ źródła z terenu samego Egiptu wskazują na znacznie większą różnorodność w odnoszeniu się do cudzoziemców w życiu codziennym.
BUDOWANIE GRANIC
Na granicach usytuowanych w narożnikach Delty, a na południu biegnących w poprzek Nilu, Egipcjanie próbowali kontrolować imigrację Azjatów, Libijczyków i Nubijczyków. Jednym z takich punktów kontrolnych były „Mury Księcia”, których musiał uniknąć Sinuhe. Twierdzy tej do tej pory nie zidentyfikowano, lecz jej prawdopodobną następczynię z czasów Nowego Państwa, zwaną wtedy Czaru (Sile), prowizorycznie zlokalizowano w Tell el-Habwe koło El-Kantara na wschodnim brzegu Kanału Sueskiego (il. 5, patrz też mapa, il. 13).15 Potężne fortyfikacje, które Egipcjanie wznieśli niemal sto lat po czasach Sinuhe, aby zaznaczyć południową granicę w Semna, przetrwały w znacznym stopniu aż do lat sześćdziesiątych XX wieku (patrz il. 88). Krótki tekst, zapisany na kamiennej tablicy przez władcę, który je wzniósł, datowany na 1862 rok p.n.e., jednoznacznie określa ich rolę:
Południowa granica, którą ustanowiono w roku 8 panowania Jego Wysokości Senusereta III, aby nie pozwolić przejść żadnemu Nubijczykowi udającemu się na północ, czy to pieszo, czy na łodzi, ani też bydłu żadnego Nubijczyka. Wyjątek stanowi Nubijczyk, który przybędzie wymieniać towary w Iken, albo posłaniec z oficjalną wiadomością.16
Rozbrzmiewa tu echo jeszcze wcześniejszego tekstu (fragmentu Kamienia z Palermo, ok. 2590 p.n.e.), gdzie zanotowano „budowę muru kraju południa i północy (zwanego) gmachy Snofru”.17
Za XIX dynastii, kiedy wzmógł się napór imigrantów z zachodu, ze strony plemion libijskich wspieranych przez przybyłych zza Morza Śródziemnego wojowników, wzdłuż wybrzeży na zachód od Delty wzniesiono szereg warowni.18 Po drugiej stronie Delty w czasach Merenptaha inna forteca kontrolowała wschodni kraniec Wadi Tumilat, wiodący do południowego szlaku na Synaj.
Nie dało się jednak otoczyć całego kraju murem. Istniały niezliczone punkty wejścia z pustyń na wschodzie i zachodzie, można też było oczywiście – tak jak Sinuhe – prześlizgnąć się między istniejącymi posterunkami, strzegącymi powszechnie używanych szlaków. Ich skuteczność zależała w pewnym stopniu od patrolowania leżącej między nimi pustyni. Jednym ze starożytnych świadectw tej praktyki jest zwój papirusu ze starannymi kopiami listów wysłanych do centralnego urzędu (być może znajdującego się w Tebach) z Semna i innych fortec położonych wzdłuż Nilu w Nubii. Mówią one między innymi o ludziach zwanych przez Egipcjan Medżay, żyjących w dolinach Pustyni Wschodniej. Egipcjanie, starając się zbierać informacje wywiadowcze o ruchach i zamiarach obcych, zatrudniali niektórych z nich jako pustynnych tropicieli. Jeden z listów relacjonuje, że grupka innych Medżay została przyprowadzona na przesłuchanie, inny mówi, że dwu mężczyzn i trzy kobiety przybyło do jednej z fortec, szukając pracy, lecz zostali odprawieni.19 Działalność wywiadowcza jest tematem modelowego listu, wchodzącego w skład ćwiczeń pisarza dotyczących wspomnianej wyżej fortecy na wschodnim krańcu Wadi Tumilat (Czeku: być może stanowisko archeologiczne Tell el-Maschuta, patrz mapa, il. 13):
5. Graniczne umocnienia północno-wschodniej Delty, wyobrażone w części reliefów bitewnych Setiego I w Karnaku, ok. 1290 p.n.e. Scena oddaje niejednoznaczność podobnych linii obronnych. Zadaniem twierdzy i kanału pełnego krokodyli było powstrzymywanie cudzoziemców chcących na własną rękę dostać się na drugą stronę. Jednak tych samych cudzoziemców, schwytanych i pozostających pod władzą faraona, pędzi się przez granicę, aby siłą osiedlić ich w Egipcie. Hieroglificzny opis wewnątrz fortecy w lewym dolnym rogu brzmi: „Jaskinia lwa”, wewnątrz budowli po lewej stronie kanału: „Twierdza Czaru [Sile]”, natomiast tekst umieszczony w granicach kanału: „Kanał rozdzielający”. Aby powitać powracającego króla, czekają „arcykapłani i burmistrzowie Górnego i Dolnego Egiptu”. Wg: The Epigraphic Survey, The battle reliefs of King Sety I, Chicago 1986, pl. 6 z uzupełnieniami (w tym wszystko poniżej linii kropkowanej) wg dziewiętnastowiecznych kopii opublikowanych w: A.H. Gardiner, JEA 6, 1920, 100, pl. XI.
Skończyliśmy przepuszczanie plemion Szasu z Edomu koło fortecy Merenptaha, która jest w Czeku, po drodze do jezior Pi-Tum Merenptaha, które są w prowincji Czeku, aby żywić je i żywić ich stada, aby ucieszyć faraona. (…) Wysłałem szczegółowe informacje tam, gdzie przebywa mój pan, razem z innymi datami, kiedy przechodzono koło fortecy Merenptaha w Czeku…20
Można było wpuścić ich na chwilę, ale trzeba było ich pilnować.
OTWIERANIE BRAM
Środki te odzwierciedlały dążenie do kontrolowania tych, którzy mogli wkroczyć, stanowiąc zagrożenie dla życia i mienia Egipcjan. Nie miały na celu utrzymywania segregacji rasowej w kraju. Pejoratywne generalizacje na temat cudzoziemców oraz próby zakazania im wstępu nie wyrażają wartości obiektywnych, lecz w dużym stopniu zależą od kontekstu. Swego poczucia wyższości Egipcjanie nie przełożyli na wykluczające prawa czy zwyczaje lub zachowania tworzące skuteczne bariery. W ciągu całej swej historii Egipt przyjmował i asymilował ludzi z zewnątrz. Przede wszystkim mogli być oni użyteczni. W wyniku rekrutacji żołnierzy oraz sprowadzania do kraju jeńców wojennych pojmanych podczas zagranicznych wojen rosła liczba ludzi zdolnych do pogardzanej przez elitę pisarską walki i pracy fizycznej. Przekazany stronie egipskiej tchórzliwy cudzoziemiec stawał się cenionym wojownikiem.
Na południu, w Nubii i na otaczających ją pustyniach, werbunek wojsk służących Egiptowi rozpoczął się co najmniej już w Starym Państwie. Dostojnik imieniem Weni (typowy pisarz, noszący tytuły cywilne, nie wojskowe), zaangażowany do zorganizowania ogólnonarodowej armii, która miała stawić czoło zagrożeniu w Palestynie, rozciągnął zapotrzebowanie na żołnierzy poza Egipt, na ludy pięciu krain nubijskich (jednym z nich była Medża, ojczyzna Medżay, prawdopodobnie leżąca na Pustyni Wschodniej) oraz „Libię”, konwencjonalne współczesne tłumaczenie nieprecyzyjnego określenia Pustyni Zachodniej. Źródła nie mówią, czy po zakończeniu służby powrócili oni do siebie, czy też osiedlili się w Egipcie. Jednak trwała obecność w Egipcie Nubijczyków jako rozpoznawalnej grupy, która mogła spowodować odwrócenie się ról i zmusić Egipcjan do pracy dla nich, została poświadczona przez królewski dekret z tego samego okresu, zapewniający ochronę przed nimi (zwie się ich tam „przyjaznymi Nubijczykami”) oraz wieloma innymi grupami, które mogłyby nadużywać własności pewnych religijnych fundacji.21
Mniej więcej półtora wieku później grupa nubijskich łuczników osiedliła się powyżej Teb, w okolicy Gebelein, gdzie wielu z nich pochowano. Ich identyfikację umożliwiają jedynie małe stele grobowe, których niezdarne hieroglify wskazują na I Okres Przejściowy (il. 6, strona prawa). Nazywają się oni Nubijczykami, używając niekiedy w stosunku do siebie jednoznacznego egipskiego terminu etnicznego, stosowanego wobec tych, którzy żyli w Dolinie Nilu na południe od Asuanu: „Nehesy” (wywodzi się od niego imię Panehesy/Pinehas). Wyobrażeni są jako ludzie z kędzierzawymi włosami, ciemniejszą skórą i charakterystycznym pasem zwisającym z przodu spódniczek, uzbrojeni w łuk i strzały; czasem towarzyszą im psy. Charakterystyczne kulturowe tło tych mieszkających nad Nilem Nubijczyków jest dobrze znane z wykopalisk w samej Nubii. Niewiele śladów ich obecności zanotowano dotąd na północ od Elefantyny – poza Gebelein również w Kubbaniya i Hierakonpolis. W życiu codziennym posługiwali się przedmiotami w stylu egipskim, nie wyłączając dekorowanych i inskrybowanych stel grobowych, na których umieszczano standardową egipską formułę ofiarną. Nawet dalej na północy egipski dostojnik z tego samego czasu imieniem Mesehti umieścił w swym grobie w Asjut drewniane modele oddziału nubijskich łuczników i egipskich oszczepników (il. 6, strona lewa). Identyfikujemy ich jako Nubijczyków z powodu ciemniejszej farby, którą pokryto ich skórę, oraz ich stroju, jednak żadne dane archeologiczne z tego terenu nie wskazują na obecność tam ludności nubijskiej.22
Są to powtarzające się wciąż przykłady podstawowego aspektu archeologii starożytnego Egiptu. Nawet jeżeli imigranci zachowali przez pewien czas własny sposób ubierania się i inne zwyczaje, może nawet własny język, gwałtownie porzucali cechy kulturowe, których materialny wyraz, szczególnie ceramika, najlepiej zachowuje się na stanowiskach archeologicznych. Odnosi się to nawet do kolonii żydowskiej na Elefantynie w V wieku p.n.e. (patrz s. 418-420). Historia imigracji, tak ważnego tematu, musi być napisana głównie na podstawie tekstów oraz wyobrażeń w sztuce, które nie dają obrazu ani ciągłego, ani reprezentatywnego.
Z czasów poprzedzających Nowe Państwo pochodzą również sporadyczne wzmianki o obecności w Egipcie Palestyńczyków („Azjatów”). Niektórzy z nich byli jeńcami wojennymi. Na granitowej płycie ze świątyni w Memfis (stela z Mit Rahina) odnotowano wydarzenia z czasu panowania Amenemhata II (ok. 1900 p.n.e.); znajdujemy tu stwierdzenie, że podczas jednej z kampanii zagarnięto 1554 „Azjatów”, inna wzmianka (dotycząca tej samej grupy) mówi o rozdzieleniu „kobiet Azjatów”.23 Skutek takiego rozdzielenia można znaleźć na papirusie (przechowywanym obecnie w Brooklyn Museum), datowanym na XIII dynastię. Zawiera on listę niewolników w wielkim domu, prawdopodobnie należącym do wezyra Resseneba, syna wezyra Anchu. Było ich dziewięćdziesięciu pięciu, ale na nieco uszkodzonym tekście zachowały się imiona i „tytuły” tylko siedemdziesięciu dziewięciu. Dwie trzecie z nich to kobiety. Ponad połowa imion poprzedzona jest męską i żeńską formą słowa „Azjata”. W pozostałych przypadkach używa się określenia „służący króla” lub „służąca króla”, co wskazuje, że chodzi o Egipcjan. Niektórzy Azjaci już poczynili pierwsze kroki w stronę asymilacji. Osiem azjatyckich kobiet ma synów lub córki noszących egipskie imiona. Azjatycka matka jednego z chłopców również nosi egipskie imię, a ojciec jest określony jako „szypr”, którego egipskie imię i brak określenia etnicznego pozwalają identyfikować jako Egipcjanina.24 W dalszej części tej książki (rozdział 5, s. 246-259) opisuję Kahun jako wielkie miasto, założone według planu z królewskiego polecenia. Tam również mieszkały grupy Azjatów, zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Wiadomo o tym z papirusów, ale nie ma pozostałości archeologicznych świadczących o ich obecności.25
6. Nubijscy łucznicy zatrudnieni na egipskiej prowincji w I Okresie Przejściowym. Z lewej: Jedna z figurek (wys. 35 cm) z drewnianego modelu przedstawiającego nubijski oddział. Z grobu Mesehti w Asjut (Muzeum Egipskie w Kairze, CG 257). Kolor skóry łucznika ma ciemniejszy odcień niż skóra egipskich oszczepników, wyobrażonych w postaci analogicznego modelu z tego samego grobu. Egipcjanie noszą białe, gładkie przepaski biodrowe, natomiast stroje większości Nubijczyków składają się z czerwonej przepaski biodrowej podtrzymywanej niebiesko-zielonym paskiem, na którym przewiązana jest szeroka czerwona szarfa o zwieszających się z przodu końcach. Zarówno przepaska biodrowa, jak i szarfa zdobione są dużymi rombami. Istnieją mocne podstawy archeologiczne, aby interpretować kolor i dekorację obu części stroju jako przedstawienie wzoru z niezliczonych barwnych paciorków naszytych na płótnie. Wg: M. Bietak, Melanges Gamal Eddin Mokhtar I, Caire 1985, pl. IIIa. Z prawej: Wapienna stela grobowa z Gebelein (Museum of Fine Arts, Boston 03.1848), wys. 37 cm. Hieroglify identyfikują właściciela (1) jako Nubijczyka (Nehesy). W rękach trzyma on łuk i pęk strzał; kropki wzdłuż krawędzi włosów oznaczają, że były one mocno kręcone (podobnie jak u postaci nr 4). Również i on nosi szarfę zawiązaną na przepasce biodrowej. Z tyłu stoi jego żona (2), przed nim zaś syn (3), którego szarfa opatrzona jest frędzlami. Za synem przedstawiono nubijską kobietę (4), być może córkę, oraz dwa psy, wyżej (5) służący wyciąga rękę z czarą wypełnioną napojem. Barwa skóry postaci (1) i (3) jest ciemniejsza niż służącego (5), przypuszczalnie Egipcjanina. Obie kobiety mają żółty kolor skóry. Zapisane hieroglifami imiona trudno odczytać, lecz wydaje się, że są one częściowo egipskie. Wg: H.G. Fischer, „Kush 9”, 1961, 57.
W czasach Nowego Państwa kampanie wojenne poza granicami prowadzono bardziej intensywnie i prawdopodobnie na większą skalę. Relacje z bitew pełne są chełpliwych opisów masakrowania wrogów i przerażenia wzbudzanego przez ataki faraona. Jednak ci, których wzięto do niewoli, natychmiast stawali się zyskiem, starannie policzonym i wysyłanym do Egiptu, aby przejść na własność faraona lub świątyni (co wychodziło na to samo) albo też ludzi, których król nagradzał za dzielność, obdarowując ich jeńcami. Jeden ze świątynnych tekstów opisuje Ramzesa II jako króla, który „przenosi Nubię do Delty, a Azjatów do Nubii. Umieścił Beduinów (Szasu) w kraju zachodu i osadził Libijczyków (Czemehu) w górach (na wschodzie)”.26 Podobne stwierdzenie można znaleźć w odniesieniu do Ramzesa III i Libijczyków, którzy po wzięciu w niewolę „musieli przekroczyć Nil, zostali przewiezieni do Egiptu i rozmieszczeni tam jako wojska zwycięskiego króla”.27
Przynajmniej początkowo jeńcy mogli być trzymani w odrębnych obozach. Na dwu stelach ze świątyni grobowej Totmesa IV zanotowano założenie osiedli dla pojmanych przez króla w palestyńskim mieście Gezer oraz w nubijskiej krainie Kusz. Syn władcy, Amenhotep III, otoczył swą świątynię grobową osiedlami Hurytów (Palestyńczyków?), a nazwa miejscowa w Memfis, „pole Hetytów”, być może wywodziła się od podobnego obozu.28 Chwaląc się swymi osiągnięciami, Ramzes III dodaje wymowne szczegóły losu pojmanych grup: „Ustanowiłem ich przywódców w twierdzach noszących moje imię. Wyznaczyłem wśród nich dowódców łuczników, przywódców plemion, zostali napiętnowani – jako niewolnicy – kartuszem z moim imieniem, tak samo potraktowano ich żony i dzieci”.29