Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wyczerpujący i totalny obraz najważniejszego konfliktu XX wieku
Pełna bolesnej krytyki opowieść o ZSRR w czasie wojny
Borys Sokołow, rosyjski historyk i literaturoznawca, „autor wykluczony”, zwolniony z uczelni za krytykę Putina, bezlitośnie rozprawia się z rosyjskimi mitami dotyczącymi udziału ZSRR w drugiej wojnie światowej i epoką Stalina. Opisuje przebieg działań wojennych, najważniejszych kampanii i bitew. Opierając się na bogatym materiale źródłowym, podejmuje próbę bilansu militarnego, ekonomicznego i politycznego lat 1939–1945.
Wnioski, do jakich dochodzi, nie mogą podobać się zwolennikom teorii o „wielkim zwycięstwie” Związku Radzieckiego. Sokołow podważa bezkrytyczną, optymistyczną ocenę działań ZSRR. Bezkompromisowo podkreśla błędy strategiczne i fatalne skutki politycznych działań, o których wielu wolałoby nie wiedzieć. Uważnie demistyfikuje kłamstwa dominujące w rosyjskiej historiografii i wskazuje, że triumf Stalina był w dużej mierze pyrrusowym zwycięstwem, okupionym krwią milionów.
Niewygodne pytania, odkłamane mity sowieckiej propagandy, odważne wnioski. Książka niezbędna dla miłośników historii, polityki i strategii.
Borys Sokołow (ur. 1957) rosyjski historyk i literaturoznawca, członek rosyjskiego Pen Clubu. Do 2008 roku był szefem Katedry Antropologii Społecznej na Rosyjskim Państwowym Uniwersytecie Społecznym – zwolniono go za krytykę polityki Putina. Napisał setki artykułów i kilkadziesiąt książek z historii Rosji i ZSRR, niechętnie lub wręcz wrogo odbieranych przez rosyjskich „konserwatystów”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 750
WSTĘP
Znana amerykańska publicystka i historyczka Anne Applebaum nie bez racji sądzi, że we współczesnej Rosji „klasa rządząca uważa się za spadkobierców systemu sowieckiego”[1]. Z tego też powodu wielka wojna ojczyźniana staje się centralnym punktem rosyjsko-sowieckiej tożsamości, przy czym w wariancie nieco odświeżonego mitu sowieckiego, bo tylko ten okres naszej historii XX wieku do dziś pozostaje pozytywnym mitem historycznym. Zwycięstwo w wielkiej wojnie ojczyźnianej to jedyne wydarzenie ubiegłego stulecia pozytywnie odbierane przez zdecydowaną większość Rosjan. To także jedyna część składowa rosyjskiej idei narodowej, którą władze mogą obecnie zaoferować społeczeństwu. I by utrzymać tę właśnie, bodajże najistotniejszą podstawę rosyjskiej tożsamości, cały okres tej wojny trzeba praktycznie wyprowadzić poza obręb nauki historii, pozostawiając go wyłącznie we władaniu mitologii politycznej.
Historię wielkiej wojny ojczyźnianej rozpatruje się właściwie tylko jako narzędzie propagandy politycznej. Bierze się pod uwagę wyłącznie te wydarzenia, które można interpretować jako heroiczne, nie pomijając na przykład tragicznych momentów na początku wojny. Historia jednak to nie tylko bohaterstwo i tragedie. To także podłości, przestępstwa i hańba. Kiedy trzeba poruszać takie tematy, ledwie się je wspomina i w miarę możliwości usprawiedliwia poczynania Armii Czerwonej, narodu sowieckiego, Stalina i innych ważnych osobistości sowieckiego aparatu władzy. Przecież szacunek do tradycji minionych pokoleń w Rosji to przede wszystkim szacunek do tradycji totalitarnych i autokratycznych, gdyż innych w historii Rosji i ZSRR po prostu nie było.
U podstaw wielkiego heroicznego mitu o wielkiej wojnie ojczyźnianej legły następujące, podtrzymywane do dzisiaj tezy:
1. Sowiecka polityka zagraniczna lat 1939–1941 nie miała charakteru ekspansywnego i była skierowana wyłącznie na zapewnienie własnego bezpieczeństwa. ZSRR nie zamierzał napaść na Niemcy.
2. Straty wojenne Armii Czerwonej zestawiano porównawczo ze stratami Wehrmachtu; w latach 1941–1942 sowieckie straty były wprawdzie większe niż niemieckie, lecz w latach 1943–1945, kiedy Armia Czerwona nauczyła się już walczyć, Niemcy ponosili dotkliwsze straty niż wojska sowieckie, nie tylko pod względem liczby jeńców, lecz także poległych, zatem, reasumując, w ciągu tej wojny bezpowrotne straty obydwu stron były prawie równe.
3. Związek Sowiecki wniósł decydujący wkład w zwycięstwo nad nazistowskimi Niemcami i był w stanie zwyciężyć nawet bez pomocy zachodnich sojuszników.
Badając obiektywnie historię lat 1939–1945, wszystkie te mity nietrudno obalić. Podstawowe konkluzje niniejszej książki sprowadzają się do następujących faktów:
Stalinowski Związek Sowiecki mógł walczyć i zwyciężyć tylko za cenę wielkiego rozlewu krwi. Nie było w zasadzie innej możliwości.
Armia Czerwona przez całą wojnę walczyła o wiele gorzej niż Wehrmacht, dlatego pod koniec 1944 roku i w pierwszej połowie 1945, przy możliwie równych proporcjach sił, niemieckie wojsko miało taktyczną przewagę nad wojskiem sowieckim, choć nie miało to już wpływu na ogólną sytuację strategiczną, niekorzystną dla Niemiec.
„Decydujący wkład” ZSRR w zwycięstwo nad Niemcami przejawia się tylko w niekwestionowanej wielkości sowieckich strat w ludziach, przewyższających straty wszystkich pozostałych uczestników wojny razem wziętych. Jest to jednak dość wątpliwy powód do dumy, ponieważ okazuje się rezultatem stalinowskiej strategii zasypywania trupami. Prawdą jest, że niemieckie siły lądowe rzeczywiście poniosły największe straty na froncie sowiecko-niemieckim. Jednak decydującą rolę w wojnie tego czy innego kraju można określić wyłącznie na podstawie odpowiedzi na pytanie, czy dany kraj mógł zwyciężyć bez udziału swych sojuszników. Związek Sowiecki bez wsparcia ze strony imperium brytyjskiego i USA zwyciężyć nie mógł. Czy z kolei zachodni sojusznicy mogliby zwyciężyć, gdyby Armia Czerwona poniosła druzgoczącą klęskę w 1942 lub 1944 roku? Tak, mogliby, choć tylko po użyciu przeciwko Niemcom bomby atomowej.
Stalin oraz jego generałowie i marszałkowie po prostu zasypywali przeciwnika trupami. Inaczej nie umieli wojować. Stalinowi niepotrzebna była armia zawodowa, w której upatrywał zagrożenie dla swej wszechwładzy. Sowiecki dyktator wolał słabo wyszkolone oddziały poborowych, ślepo wypełniające rozkazy dowódców.
Związek Sowiecki w latach wielkiej wojny ojczyźnianej nie był ani krajem przodującym pod względem ekonomicznym, ani niewinną ofiarą agresji. Dla narodów sowieckich zaś wielkie zwycięstwo okazało się jedynie wielką tragedią. Rosjanom nadal niezwykle trudno to sobie uświadomić, gdyż, tak jak i inne sowieckie narody, przez wiele dziesięcioleci byli z całą premedytacją przekonywani o czymś zupełnie przeciwnym.
Tymczasem bez pomocy zachodnich sojuszników, nie tylko dostarczających ZSRR najistotniejszych i najniezbędniejszych materiałów strategicznych, paliwa i broni, lecz także likwidujących główne jednostki Luftwaffe i floty niemieckiej, a w ostatnim roku wojny angażujących do 40 procent niemieckich sił lądowych, Armia Czerwona nie odniosłaby zwycięstwa. Nieprzypadkowo najcięższe straty na froncie wschodnim Wehrmacht zaczął ponosić właśnie w ostatnim roku wojny, po wylądowaniu sojuszników w Normandii, kiedy Niemcom zaczęło katastrofalnie brakować sił do prowadzenia wojny na dwa fronty, a sowiecka przewaga w ludziach i technice stała się rzeczywiście przytłaczająca. I właśnie ta miażdżąca przewaga skutecznie przesłaniała fakt, że jakość sowieckich sił zbrojnych w latach 1941–1945, wbrew szeroko rozpowszechnionej opinii, nie tylko się nie poprawiła, lecz wręcz przeciwnie, nieustannie się pogarszała. Zawodowa Armia Czerwona, choć już trochę przyuczona wojować, została w zasadzie całkowicie unicestwiona przed końcem 1941 roku. Ostatnie jednostki kadrowe, przerzucone z Syberii i z Dalekiego Wschodu, padły w boju pod sam koniec 1941 bądź na początku 1942 roku. Ich miejsce zajęły oddziały poborowych bez wyszkolenia bojowego, których właściwie do samego końca wojny nie nauczono walczyć. W przypadku Niemców podobne pogarszanie się jakości składu osobowego następowało zdecydowanie wolniej, gdyż bezpowrotne straty Wehrmachtu były w zasadzie mniejsze niż Armii Czerwonej. I właśnie po wylądowaniu aliantów w Normandii różnice w stratach sowieckich i niemieckich znacznie zmalały, choć do samej kapitulacji nazistowskich Niemiec proporcje były korzystne dla tych ostatnich. Dopiero od drugiej połowy 1944 roku, gdy sowieckie lotnictwo zaczęło dominować i zaznaczyła się przytłaczająca przewaga sowiecka w czołgach, prymat Armii Czerwonej w siłach lądowych stał się wręcz porażający – ilość wyposażenia wzrosła siedmio-, ośmiokrotnie. Takiego naporu Niemcy nie byli już w stanie powstrzymać.
Studiując historię drugiej wojny światowej, trzeba jeszcze wziąć pod uwagę pewien ważny wniosek. Chodzi o to, że Stalin był takim samym architektem tej wojny jak Hitler. Jeden bez drugiego nie mógłby zaplanować i zrealizować tej ogromnej katastrofy. Różnica między nimi polega tylko na tym, że Hitler znalazł się po stronie zwyciężonych, a Stalin wśród zwycięzców i dlatego mógł narzucić społeczności światowej swój obraz wojny, przynajmniej na froncie wschodnim. Ten obraz został tylko nieznacznie zmodyfikowany przez jego następców i do tej pory panuje niepodzielnie zarówno w rosyjskich naukach historycznych, jak i w świadomości społeczeństwa rosyjskiego. Zgodnie z tym założeniem Związek Sowiecki w latach 1939–1940 nie realizował żadnych planów ekspansyjnych, nie miał zamiaru napadać na Niemcy, a wszystkie aneksje wynikające z paktu Ribbentrop-Mołotow dochodziły do skutku wyłącznie w celu zapewnienia bezpieczeństwa i odparcia przyszłej niemieckiej agresji.
Trzeba też oczywiście mieć na względzie, że wiele sowieckich dokonań, usilnie wyolbrzymianych przez sowiecką propagandę zarówno w czasie wojny, jak i w latach powojennych, albo w ogóle nie zaszło, albo też nie wyglądały one tak, jak pisano o nich w sowieckich książkach i prasie.
Jednak to i podobne stanowiska są obecnie uznawane w Rosji za fałszowanie historii szkodzące interesom państwa. W istocie władza na siłę odtwarza sowiecki obraz wojny, i to w najsurowszym, stalinowskim wariancie. Wbrew faktom w pełni usprawiedliwia się również stalinowską politykę zagraniczną i stalinowski styl prowadzenia działań wojennych. Sfingowany obraz historii wielkiej wojny ojczyźnianej sprzyja zaś tylko kulturalnej i politycznej izolacji Rosji.
Absolutnym tabu pozostaje temat sowieckich przestępstw wojennych popełnionych podczas drugiej wojny przez Armię Czerwoną zarówno w końcowym etapie wielkiej wojny ojczyźnianej w krajach Europy Wschodniej, jak i w Niemczech, a także w krajach Azji podczas krótkotrwałej wojny sowiecko-japońskiej. Tymczasem ta paskudna część wojennej historii jest istotna dla interpretacji całego przebiegu wielkiej wojny ojczyźnianej i dla uświadomienia, że w związku z tym nasz naród ma również powód do wyrażenia skruchy.
W ZSRR rzeczywisty obraz sytuacji w latach wielkiej wojny ojczyźnianej przedstawiają najwyraźniej trzy rodzaje dokumentów. To, po pierwsze, bezpośrednie rozmowy naczelnego dowódcy Stawki[2] z dowódcami frontów oraz z przedstawicielami Stawki w sztabach i oddziałach frontowych. Rozmowy te prowadził z Moskwy często sam Stalin lub na jego polecenie szef Sztabu Generalnego. Józef Wissarionowicz nie przebierał w słowach, żądając, aby przedstawiano mu całą prawdę, choć sam kłamał w twarz przerażonym dowódcom. Jeśli zaś chodzi o meldunki i raporty z przebiegu działań wojennych, które wysyłali do zwierzchnictwa dowódcy różnych szczebli, od kompanii wzwyż, to doniesienia owe były tak redagowane, by usprawiedliwiać działania ich wykonawców, tuszować błędy czy pomyłki w obliczeniach, pomniejszać straty własne i niewspółmiernie wyolbrzymiać straty przeciwnika, przy czym w miarę napływu informacji do sztabów wyższego szczebla tendencje te rysowały się coraz wyraźniej.
Często o zajęciu przez przeciwnika ważnych obszarów zabudowanych nie informowano przez kilka dni w nadziei, że uda się je jeszcze odbić. Pomniejszano skalę nieprzyjacielskich ataków, powiększano natomiast własne sukcesy. W sumie Stawka nie dysponowała wiarygodnym obrazem sytuacji na frontach, a tam warunki zmieniały się z godziny na godzinę, nie była więc w stanie podejmować właściwych decyzji. Dlatego Sztab Generalny kierował swych przedstawicieli do sztabów, frontów i dywizji (w 1943 roku pojawiali się oni również w sztabach korpusów, a nawet w sztabach niektórych pułków). Głównym ich zadaniem było informowanie Sztabu Generalnego i Stawki o faktycznym stanie rzeczy.
Przedstawiciele Sztabu Generalnego nie ponosili odpowiedzialności za przebieg i rezultaty działań bojowych, za to głową odpowiadali za prawdziwość przekazywanych zwierzchnictwu meldunków. Dlatego ich informacja była dostatecznie obiektywna. Przeważająca część tych informacji nie została jednak dotąd odtajniona ani opublikowana. Poza tym Stalin wnioskował o sytuacji na froncie na podstawie raportów oddziałów specjalnych (od 1943 roku – oddziały kontrwywiadu wojskowego Smiersz[3]). Zobowiązane były one meldować nie tylko o walce ze szpiegami i dywersantami, lecz także na temat ogólnej sytuacji na froncie. W części dotyczącej opisu operacji bojowych raporty te są w większości prawdziwe, ponieważ smierszowcy nie ponosili bezpośredniej odpowiedzialności za przebieg działań bojowych. Kiedy jednak sprawy dotyczyły samej działalności czekistów, meldunki w dużej mierze przypominają opowieści Szeherezady, dość zresztą smutne. Aby wykonać plan likwidacji szpiegów, smierszowcy nierzadko łapali i rozstrzeliwali niewinnych ludzi.
Meldunki oddziałów specjalnych przechowywane są głównie w aktach Stawki lub w archiwum Federacyjnych Służb Bezpieczeństwa i w większości pozostają niedostępne dla badaczy.
Duże znaczenie dla badań historii wielkiej wojny ojczyźnianej mają materiały sporządzone na wniosek Stawki (mówiąc ściślej, Stalina) i Państwowego Komitetu Obrony, a właściwie specjalnych komisji powołanych do prowadzenia śledztwa w sprawach niektórych poważnych niepowodzeń Armii Czerwonej. Część z tych dokumentów znalazła się w Rosyjskim Archiwum Państwowym w dziale historii społeczno-politycznej i w takim czy innym stopniu są one dostępne naukowcom. Inne zaś po staremu przechowuje się w praktycznie zamkniętym dla historyków Archiwum Prezydenckim, w tym dokumenty komisji Mołotowa prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy na froncie zachodnim w październiku 1941 roku i komisji Malenkowa badającej okoliczności niefortunnej dla wojsk sowieckich bitwy pancernej pod Prochorowką w lipcu 1943 roku. W Archiwum Prezydenckim i w Wojskowym Centrum Pamięci Sztabu Generalnego trzymane są oczywiście również najważniejsze dokumenty Stawki – tylko niewielką ich liczbę można znaleźć w Rosyjskim Archiwum Państwowym w dziale historii społeczno-politycznej. Tymczasem bez dokumentów z planowania operacji nie można ocenić, na ile efektywnie zostały one przeprowadzone i w jakiej mierze osiągnięto wytyczone cele. Tutaj często musimy opierać się na wspomnieniach generałów i marszałków, od których, tak jak od zainteresowanych osób, trudno oczekiwać obiektywizmu.
Z jakiegoś powodu uważa się, że nie można ukryć prawdy historycznej w archiwach, gdyż znaczące informacje dublują się na tyle często, iż już ujawnienie części, a tym bardziej większości, zbiorów archiwalnych pozwala badaczom o określonych umiejętnościach i doświadczeniu dotrzeć do pożądanego materiału. Tak jest, a zarazem nie jest. Jeśli chodzi o historię społeczną, o badania stanu gospodarki, społeczeństwa, życia codziennego, a nawet obyczajów poszczególnych warstw społecznych, nie wykluczając wyższych kręgów władzy, to tego rodzaju badania wymagają ogromnych ilości dokumentów i opracowań uzyskanych na podstawie wnikliwych studiów. Tutaj tajność tych czy innych materiałów w zasadzie nie może przeszkodzić badaniom i wpłynąć w sposób istotny na uzyskane wnioski.
Nie inaczej mają się sprawy, jeśli chodzi o bardziej tradycyjną historię polityczną, od której właściwie bierze swe początki historia jako nauka. Po tym, jak metody ilościowe zaczęto uważać za najbardziej naukowe, a nawet za elementarne działy nauk historycznych, nie tylko w naszym kraju, lecz na całym świecie, zaczęły liczyć się historie gospodarcza, społeczno-gospodarcza i społeczna.
Historia polityczna, do której właściwie sprowadza się cały proces historyczny, a która jeszcze do drugiej połowy XIX wieku była niewątpliwą „królową” wszystkich nauk historycznych, dziś okazuje się ulokowana jeśli nie na szarym końcu, to dopiero na drugim planie. Moda na nią już minęła i historię polityczną zaczęto traktować jako pewien splot subiektywnych inklinacji, za którymi nie dostrzega się żadnych wyraźnych prawidłowości, a także jako zestaw tych lub innych przykładów, które wykorzystuje się z rozmaitych powodów do uzasadniania różnych koncepcji ideologicznych, historycznych, politycznych, filozoficznych czy etycznych albo w celu dostosowania ich do potrzeb współczesnej koniunktury politycznej. Lekceważenie historii politycznej wydaje się jednak zupełnie nieuzasadnione. Przecież ona również posiada swoje prawidłowości, choć oczywiście nie ma postulowanych przez marksizm zasad.
W gruncie rzeczy nie znajdujemy również żadnych praw w historii gospodarczej czy społecznej. Mimo to nie tylko warto próbować odkrywać pewne prawidłowości w biegu wydarzeń historii politycznej, lecz także należy podejmować takie próby, by zgłębiać procesy zachodzące w sferze społecznej czy gospodarczej. Ponieważ decyzje polityczne wpływają na nie bardzo radykalnie, konieczne jest zrozumienie, dlaczego są podejmowane, dlaczego jedna siła polityczna zastępuje drugą i jakie decyzje są mniej lub bardziej charakterystyczne dla konkretnej siły politycznej. To wszystko jest potrzebne, aby właściwie orientować się w społeczno-ekonomicznych problemach historii i współczesności.
W swojej książce o froncie wschodnim w drugiej wojnie światowej niemało uwagi poświęcam wskaźnikom ilościowym dotyczącym strat w ludziach, liczebności wojsk, produkcji w różnych gałęziach przemysłu i w rolnictwie, lecz nie zapominam też o historii politycznej i czysto wojskowej.
Należy podkreślić, że w żadnym innym kraju druga wojna światowa nie jest nazywana wielką ani ojczyźnianą i nie wyodrębnia się lat własnego udziału w drugiej wojnie światowej w osobną wojnę. Na przykład w Stanach Zjednoczonych nikomu nie przyszłoby do głowy mówić o wielkiej wojnie amerykańskiej od 7 grudnia 1941 do 2 września 1945 roku. Po to jednak, by wojna na zawsze pozostała dla Rosji wielką i ojczyźnianą, musi trwać w świadomości społecznej w postaci wielkiego, bohaterskiego mitu. I stopniowe zawężanie dostępności sowieckich archiwów następowało przede wszystkim po to, by ten właśnie mit utrzymać. Czasem ocieramy się tu o absurd. Przykładowo szczerze przyznaję, że nie wiem, jak należy mówić prawidłowo: „miasto-bohater Leningrad” czy „miasto-bohater Sankt Petersburg” w odniesieniu do dawnej, północnej stolicy. W końcu obydwa te związki frazeologiczne brzmią absurdalnie. W pierwszym wypadku okazuje się, że mówimy o mieście, którego od 1991 roku nie ma już na mapie. W drugim zaś nazywamy realnie istniejące dziś miasto, chociaż nie nazywało się tak w momencie, gdy rozgrywały się wydarzenia, w związku z którymi otrzymało tytuł miasta-bohatera.
W czasie prowadzenia badań naukowca nie powinna niepokoić ocena moralna przedmiotu jego badań, niezależnie od tego, czy chodzi o historię, czy o fizykę. Fizyk oczywiście nie zastanawia się nad moralną oceną obiektu badań. Natomiast historykowi prawie nieustannie towarzyszy myśl o moralnej ocenie przedmiotu. Okazuje się, że trudno odrzucić przyjętą społecznie pozytywną albo negatywną ocenę tego czy innego historycznego wydarzenia lub protagonisty, a to z kolei niekorzystnie wpływa na obiektywność badań. Poza tym ocena moralna zdarzeń i postaci historycznych, co samo przez się jest zrozumiałe, może i powinna być formułowana, ale dopiero po zakończeniu badań, zgodnie z uzyskanymi wynikami.
Stalin był dokładnie takim samym dyktatorem i agresorem jak Hitler. Armia Czerwona podobnie jak Wehrmacht zajmowała obce tereny, przy czym czyniła to jeszcze przed atakiem Niemiec. Natomiast kiedy w latach 1944–1945 wkroczyła do Europy Wschodniej, to, wyzwalając jej narody spod okupacji nazistowskiej, albo dokonywała ponownej aneksji tych terytoriów, albo ustanawiała tam marionetkowe rządy komunistyczne. Również Wehrmacht, wyzwalając ziemie sowieckie spod władzy komunistycznej, wprowadzał tam nazistowski „nowy porządek”, zmieniając je w niemieckie kolonie. Różnica – powtórzę – polegała tylko na tym, że Stalin znalazł się w obozie zwycięzców, a Hitler ostatecznie przegrał wojnę.
PRZYPISY
WSTĘP