Substytuty Miłości - Ewelina C Lisowka - ebook

Substytuty Miłości ebook

Ewelina C.Lisowka

0,0

Opis

Ewelina C. Lisowska SUBTYTUTY MIŁOŚCI

romans religijny

Romans z pogranicza sacrum i profanum. Ona (Marysia) jest młodziutką prostytutką, on (Serafin) niebawem zostanie ksiądzem. Gdy tych dwoje spotka się na pewnym noworocznym balu, od razu między nimi zaiskrzy. Oboje będą bronili się przed swoimi uczuciami, a na ich drodze stanie wiele porzeciwieństw. Czy znajdą w końcu drogę do szczęścia? Czy też odejdą od siebie i pójdą wcześniej wybranymi ścieżkami życia? Mógłby to być jeden z tych romansó w stylu KOPCIUSZKA, gdyby nie to, że do akcji wkroczy Bóg we własnej osobie. Rozmowy z Bogiem będzie prowadziła Marysia, która nie jest stereotypową dziwką, lecz bardzo dobrą dziewczyną, która pogubiła się w swoim życiu. A Serafin - pokaże nam nieraz swoje pazurki. SUBSTYTUTY MIŁOŚCI to nie tylko romans. Stawia przed czytelnikiem wiele dylemantów moralnych i odpowiada na pytania takie jak: Co to znaczy kochać Boga? Czy człowiek może rozmawiać z Bogiem? Czy miłość jest ważniejsza niż kariera? Czym są tytułowe "substytuty miłości"? "Jak może wygląfać miłość między człowiekiem i Bogiem? Książka dla osób lubiących nietypowe połączenia gatunkowe, dla odważnych czytelników poszukujących autentycznej relacji z Bogiem.

Odwiedź stronę autorską www.ecl-pisarka.pl

Książkę w druku na życzenie zakupisz w RIDERO KSIĄŻKI

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 359

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




„Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają.”

(Mt 9,12)

Ewelina C. Lisowska

Substytuty Miłości

WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

Książka chroniona jest prawem autorskim na mocy ustawy o prawie autorskim (Dz.U. 1994 Nr 24 poz. 83). Zabrania się kopiowania, udostępniania i publikacji fragmentów książki w Internecie bez zgody autorki.

Substytuty Miłości

Ewelina C. Lisowska

Wydanie 2

Rajcza 2020

Okładka

Ewelina C. Lisowska

Opracowanie graficzne i techniczne

Ewelina C. Lisowska

ISBN 978-83-958780-5-3

Wydawnictwo Romanse

Ewelina Capanda-Lisowska

www.ecl-pisarka.pl

Kilka słów od autorki

„Substytuty Miłości” to powieść, która powstała, aby przekazać światu ważną informację. Jest to historia, która opowiada o miłości Boga do człowieka, człowieka do Boga oraz człowieka do człowieka. Przesłaniem książki jest Miłość oraz zrozumienie przykazania „Miłości Boga i bliźniego”. Gdy będziesz czytać tę książkę, może wydać ci się ona kontrowersyjna i prowokacyjna, a nawet wymierzona w Kościół i duchownych. O ile wytykam pewne wady ludzkie, robię to po równo zarówno względem duchownych jak i świeckich – wszyscy jesteśmy tylko grzesznymi ludźmi. Motyw miłości między „nieczystą” (prostytutką Marią) oraz przyszłym księdzem, Serafinem (uosobieniem świętości) to zderzenie dwóch światów – sacrum i profanum, które może połączyć tylko miłość pełna zrozumienia, miłość która leczy i przywraca nadzieję nawet wtedy, gdy zdaje się, że nie ma już wyjścia. Lecz pojawia się tutaj także motyw miłości między grzesznym człowiekiem oraz doskonałym Bogiem. Obydwie te relacje ukazują, jak wielka jest siła miłości i jakie cuda potrafi ona zdziałać. Miłość odradza człowieka, jest zdolna do poświęceń, trwa pomimo wszystko!

Gdy pisałam „Substytuty Miłości”, wciąż miałam nadzieję, że czytające ją osoby zadadzą sobie kilka pytań:

– Czy ja także mogę rozmawiać z Bogiem i nawiązać z nim bliską przyjaźń?

– Czy należy kochać Boga kosztem zaniedbywania miłości do drugiego człowieka?

– Skąd biorą się nałogi i brak miłości w życiu człowieka?

– Skąd się bierze homoseksualizm i czy Bóg potępia kogoś za miłość do drugiego człowieka?

– Czy seks jest w oczach Boga zły?

I wiele innych.

Ta publikacja odpowiada na te wszystkie pytania. O ile akcja książki może się wydać czytelnikowi prędka, a fabuła mało rozbudowana, zapewniam, że zawiera wszystkie myśli, które chciałam w niej zawrzeć. Nie było moją intencją obrażanie jakichkolwiek grup społecznych czy Kościoła. Na zasadzie dużych kontrastów przedstawiłam największy problem współczesnego człowieka – brak Miłości – oraz ukazałam, jak powinna wyglądać relacja między człowiekiem i Bogiem. Zawarte w ebooku przypisy z Pisma Świętego są dowodem na to, że Bóg właśnie pragnie takiej relacji z każdym swoim Dzieckiem.

Powieść wymaga zastanowienia, choć jest krótka. Proszę, aby nie traktować jej w kategoriach bajki o „Kopciuszku”, ale jako powieść, która sama w sobie jest poszukiwaniem sensu życia, spełnienia i miłości w życiu każdego człowieka. Bo każdy z nas zasługuje na miłość – to ona jest lekarstwem na zło tego świata.

Bóg jest w stanie wyplątać nas z każdej matni, jeśli tylko pozwolimy mu na to, aby działał. Nie znalazłam wierniejszego przyjaciela. Dziękuję :-*

1. Izabella May - narzędzie małżeńskiej zdrady

Spojrzała na półnagiego, przystojnego bruneta w średnim wieku, który właśnie zapinał rozporek i stwierdziła, że jego widok wcale nie wzbudza w niej żadnych cieplejszych emocji. Obraz niczym po przejściu tsunami – w tym jakże chłodnym, luksusowym i zbyt ciemnym wnętrzu – przypominał jej o sztucznej rozkoszy, która wydarzyła się między nimi jakieś kilka minut temu. Szerokie, dwuosobowe łoże zasłane białym prześcieradłem, czarne politurowane meble i grafitowe ściany – kontrastowały mocno z kremową wykładziną. Zupełnie tak samo jak jej smutna twarz z radośnie migocącymi diamentowymi punkcikami ozdabiającymi obramowanie lustra, w którym się odbijała. Dookoła bogactwo, a w lustrze jej zmęczona, filigranowa, młodziutka twarz okolona plątaniną ciemnobrązowych włosów.

„Wyglądasz okropnie.” – powiedziała do siebie w duchu, po czym zaczęła prędko rozczesywać kołtuny powstałe wskutek pseudomiłosnej gry wstępnej i aktu stricte cielesnego zbliżenia. Nie mogła znieść spojrzenia swoich brązowych oczu spoglądających na nią tak obco… Zupełnie, jakby zaglądała przez nie mała dziewczynka i pytała: „Dlaczego mi to robisz? Jak długo jeszcze będę musiała to znosić?”

Ubrany w pomięte ciuchy Marco Paoli wyciągnął z czarnego, skórzanego portfela kilka banknotów o zielonkawym zabarwieniu i rzucił je na łoże.

– Masz! Widzimy się w Nowy Rok. Tylko wyglądaj i zachowuj się jak niewinna dziewczynka – przykazał chłodno, gdy zerknął obojętnie w jej stronę, po czym wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy.

– Oczywiście, przecież jestem profesjonalistką – rzekła, udając, że nie sprawia jej różnicy kogo w danej chwili ma udawać: wygłodniałą samicę czy nieświadomą dziewicę.

– Jakby co, to jesteś moją siostrzenicą.

Domyślała się, że jej klient ma żonę, lecz nie zadawała mu pytań, aby mógł wytłumaczyć jego płatną zdradę, oraz próbę zastąpienia pani Paoli na imprezie sylwestrowej u państwa Klein, wynajętą, płatną dziwką. Marco żądał i płacił, a ona potrzebowała pieniędzy na życie.

– Hotel Walentino! Zaraz będę na dole! – bąknął nieprzyjemnie do słuchawki, wyłączył telefon, po czym rzucił w nią kilkoma zdawkowymi słowami:

– Cześć mała! Widzimy się za kilka dni – i opuścił hotelowy pokój.

Ponownie spojrzała w lustro. Ujrzała w nim tylko istotę, która zasługiwała na potępienie, więc syknęła:

– No co?! Przecież sama tego chciałaś! Znaleźć się w elitach! Dziwko!

Pragnęła zapaść się pod ziemię. Zacisnęła zęby i znalazła jeszcze na tyle determinacji, aby zarzucić na ramiona zimowy płaszcz i opuścić to gniazdo małżeńskiej zdrady, w której pełniła rolę narzędzia zaspokajającego pragnienia obcego faceta, jej zdaniem zasługującego na pogardę.

2.Prostytutka wśród elit

Włożyła tak wiele pracy i wysiłku, aby trafić na sam szczyt drabiny społecznej, a teraz nie potrafiła się tym cieszyć. W końcu bycie kochanką Marco Paoli – wiceprezesa znanej i cenionej firmy projektującej światowej sławy mosty – to nie byle co! Stała na środku obszernej sali balowej wyściełanej marmurową posadzką i patrzyła na wielki, kilkukondygnacyjny, kryształowy żyrandol mieniący się malutkimi iskierkami światła barwionymi kolorami tęczy. Na ścianach pokrytych eleganckimi tapetami wisiały duże, zabytkowe obrazy, które musiały kosztować dziesiątki lub setki tysięcy złotych. Rzeźby, droga zastawa stołowa, kryształy, złocenia, piękne tkaniny… Szum głosów kłębiących się dookoła niej – licznych par nieznanych jej osób – zalewał ją niczym delikatne fale morskie. Zauważyła, że wszyscy zachowują się niczym w świątyni sztuki. Szeptali do siebie o swoich spostrzeżeniach i opiniach i komentują wygląd innych gości, ich pochodzenie oraz wiek i koneksje. Nuty damskich perfum czyniły koktajl zapachowy trudnym do zniesienia dla jej wrażliwego noska. Z drugiego pomieszczenia dochodziła do jej uszu muzyka klasyczna, którą grali specjalnie na tę okazję zatrudnieni, wykwalifikowani muzycy.

„Tylko po co to wszystko?”

– Izabella? – rzekł Marco. Już dwa razy pytał, jak podoba jej się ten ogromny, pełen bogactwa dom.

Przyjrzała się swojemu sponsorowi, którego widziała jak dotąd tylko trzy razy, a w tym dwa razy z perspektywy tak bliskiej, że wydał jej się brzydki… Miał pięćdziesiąt lat, a jego średniej długości siwiejące włosy były wymodelowane przez jedną z najlepszych fryzjerek w mieście. Brązowe oczy, dobrze zbudowane i umięśnione ciało… Jego żona na pewno nie zdawała sobie sprawy z tego, że wynajął prostytutkę, aby zaspokajała jego fantazje i zajmowała bezprawnie jej miejsce, u jego boku na ważnych uroczystościach firmowych. Pani Monika Paoli, chorowała na ciężką chorobę nerek i często była niedysponowana – przynajmniej tak powiedział jej sponsor, gdy jechali taksówką na tę imprezę, która swoją drogą przestała się jej podobać, gdy tylko przekroczyła próg tego domu.

„Czy Marco kocha swoją żonę?” – zastanawiała się po raz kolejny, odkąd się poznali.

– Sala i dom są piękne – to było wszystko, co mogła powiedzieć o sali wypełnionej po brzegi ludźmi z wyższych sfer. Rozejrzała się dookoła… Damy w wieczorowych, eleganckich sukniach, z dumnie uniesionymi głowami – wiele z nich po operacjach plastycznych powiększających pośladki, biust, lub podnoszących owal twarzy. Zazdrosne spojrzenia starszych kobiet, półuśmieszki młodszych, oraz obślizgłe, bezwstydnie prowokujące wpatrywanie się mężczyzn omiatające jej biodra, biust i twarz. Bogate klejnoty, alkohol, śmiech, kpina, żart…

„Co ja tu, do cholery, robię?!”

– O! Jest już Krzysiek z rodziną – rzekł Marco i popatrzył w kierunku ludzi wchodzących przez przeszklone kolorowymi witrażami drzwi. – Jak zwykle, spóźnienie w wielkim stylu! Ha, ha! – zaśmiał się i ruszył w kierunku znajomych.

Z niewinną minką stanęła u boku swojego sponsora i przyjrzała się osobom, które zaraz miały jej zostać przedstawione. Mężczyzna w wieku około sześćdziesięciu lat, chuderlawy, aczkolwiek niepozbawiony wyćwiczonej muskulatury, średniego wzrostu, pewnie stąpający po eleganckiej, marmurowej posadzce, musiał być właścicielem tego domu. U jego boku stanęła blondynka ubrana w błękitną, mocno wydekoltowaną kreację, wyglądająca jak młodziutka modelka. Iza od razu rozpoznała na jej twarzy prawie niezauważalne ślady przebytych operacji plastycznych. Za tymi dwojgiem przyczaiła się niziutka brunetka ubrana w wystawną, czerwoną kreację, odznaczającą się pokaźnym dekoltem. Dziewczyna mogła mieć nie więcej niż osiemnaście lat.

– Dobry wieczór, Marco – przywitał się elegant i serdecznie uścisnął rękę swojego wspólnika. – A któż to taki? Przedstawisz nas? – dodał po chwili, gdy spojrzał na nią.

– To Izabella May, moja siostrzenica… – Zakaszlał nerwowo. – Izo pozwól, że przedstawię ci gospodarzy tego pięknego domu.

– Krzysztof Klein! – Uścisnął jej dłoń pewnym, przesadnie silnym gestem. – A to moja ukochana małżonka Jadwi…

– Jerry! – przerwała mu, zanim zdążył wypowiedzieć do końca imię nielubiane przez damę, po czym uścisnęła jej dłoń niczym śnięta ryba.

– A to…? – zapytała Izabella, spoglądając z uśmiechem w kierunku młodziutkiej dziewczyny, która wydawała jej się bardzo zakłopotana i przestraszona.

– Jestem Sandra – odpowiedziała cichutkim głosem, podając dłoń Izabelli.

– Bardzo mi miło Państwa poznać!

Rozpoczęła swoją grę z niewinnym uśmiechem, którym chciała oczarować nowopoznanych ludzi. Była wizytówką Marco Paoli, jego poświadczeniem niewinności – niczym więcej, ale musiała spełnić swoją rolę, mimo że miała ochotę uciec i uwolnić się z tej pułapki spojrzeń.

– Jeszcze brakuje mojego syna! Ale ten to zawsze ratuje jakieś kobiety z opresji – zażartował Krzysztof.

– Do północy jeszcze trzy godziny, więc pewnie niedługo się pojawi – odezwała się nieśmiało Sandra, kierując swoje słowa w kierunku nowopoznanej dziewczyny. Iza wyglądała na bardzo miłą i dobrą, więc osiemnastolatka od razu zaufała jej gładkim manierom.

– Ale po drodze nawróci kilka pań spod latarni! Ha, ha! – zażartowała Jerry.

Iza poczuła niemiłe ukłucie w klatce piersiowej. Nie potrafiła śmiać się z tego określenia. Mimo to sztuczny uśmiech nie znikł z jej twarzy. Zagryzła jedynie zęby. „Czy Jerry domyśliła się, kim jestem? To niemożliwe!”

Krzysztof jako jedyny dostrzegł skrywany grymas na jej twarzy.

– Wybacz mojej żonie nieokrzesanie, Izo! W ramach sprostowania, chciałem wyjaśnić ci, że Serafin prowadzi fundację ratującą kobiety ulicy, porzucone, samotne matki, prostytutki, alkoholiczki… Zawsze ma ręce pełne roboty!

– Rozumiem. – Uśmiechnęła się niemrawo, udając, że wszystko jest w porządku.

– Przejdźmy do jadalni! Pewnie zgłodnieliście już od dwudziestej!

Gospodarz imprezy poprowadził ją i Marco przez długą salę balową w kierunku przeszklonych drzwi. Gdy dziewczyna mijała wielkie, prostokątne lustro zdobione złoconą ramą, spojrzała przelotnie na swoją misternie ułożoną fryzurę, długą sukienkę w kolorze złota oraz delikatny makijaż. Wszystko było w porządku.

Idąc u boku sponsora, uwieszona na jego ramieniu, dyskretnie zakryła usta dłonią ubraną w kremową rękawiczkę i zapytała go dla pewności:

– Czy to dom Państwa Klein?

– Tak – bąknął na odczepne. Ta młoda dziewczyna interesowała go jedynie wtedy, gdy używała swoich ust do pieszczenie jego ciała. Tak naprawdę nigdy nie obchodziło go to, co ma do powiedzenia, a jej uczucia nie miały dla niego żadnego znaczenia.

3. Zagubiony chłopiec

Klęczał przed ołtarzem Pana roztrzęsiony emocjami, które przygnały go tutaj niczym ścigający go, śmiertelny wróg. Nie przeszkadzała mu ciasnota kaplicy, jej bijąca po oczach prostota i nowoczesny wystrój. Kilka palących się świec podświetlało od spodu ogromny krzyż i rzeźbioną figurkę Chrystusa. Zapach kadzidła i palącego się wosku przyprawiał go o mdłości. Ostatnio zdał sobie sprawę z tego, że Jezus, który został uwieczniony w tej prawie trójwymiarowej postaci na drzewie śmierci, wciąż jeszcze nie umarł, lecz kona w straszliwych męczarniach, spoglądając na swój ukochany lud… Ale nie to teraz zaprzątało jego głowę. Przeżegnał się, a później jego blade usta wyszeptały pośród tej smutnej ciszy i pustki pierwsze słowa modlitwy:

– Ojcze nasz, któryś jest w Niebie… – szept przeszedł w absolutną ciszę, lecz jego usta kontynuowały słowa modlitwy do samego końca. A później z trzęsącymi się, mocno zaciśniętymi dłońmi rzekł cicho:

– Błagam, daj mi sens!... Nie wiem, po co żyję. Uwolnij mnie z tego cierpienia! Ojcze…

Zamknął oczy, aby odciąć się od tego ponurego miejsca i zwrócić ku swojej cierpiącej duszy. Tak bardzo chciał usłyszeć w tej chwili głos Boga, który wyraźnie wskazałby mu drogę, lecz w jego sercu panował taki chaos, że nie mógł się skupić. Później doszedł irracjonalny lęk. Otworzył serce na działanie Boga, i już po chwili lęk zaczął go opuszczać. Uznał to za działanie boskie. Kilka minut później, oddychając spokojnie, zrobił znak krzyża, wstał i ukłonił się jeszcze raz przed umierającym Panem. Później prędko opuścił kaplicę, bo nagle przypomniał sobie, że obiecał spędzić ostatni dzień roku wraz z rodziną.

4. Niebiański Serafin

Zajęli miejsce przy jednym z okrągłych stołów ubranych strojnie w kryształy, srebrne sztućce i śnieżnobiałą, porcelanową zastawę. Stały na nim także smakołyki służące za przystawkę. Gospodarz powitał gości toastem i zaczęła się uczta, rozmowy o wszystkim i o niczym… Była znudzona, ale musiała trzymać fason. Jej kochanek wyglądał, jakby był jej ojcem, więc miała nadzieję, że nikt nie zakwestionuje tego, że jest jego siostrzenicą. To była bardzo ryzykowna gra, ale miała nadzieję, że ten półwłoski amant wiedział, co robi. Miała dwadzieścia jeden lat i była niewiele starsza od Sandry, która wyglądała na równie znudzoną co ona. Na szczęście siedziały tuż obok siebie, więc mogła uciąć sobie z nią sympatyczną pogawędkę.

– Matura za pasem? – zagadnęła do dziewczyny, czym obudziła ją się z letargu.

– Tak! A później studia. – Jej oczy posmutniały.

– Gdzie się wybierasz?

– Chciałaś zapytać: gdzie rodzice „mnie wybierają”? – Przysłaniając usta dłonią, uśmiechnęła się konspiracyjnie.

– Rozumiem – szepnęła Iza.

– Londyn, projektowanie mody – odpowiedziała, jakby chodziło o papier śniadaniowy.

– Ojej! Wspaniale! – Przyjrzała się sukience niepasującej do jej skromnej osóbki. – Pewnie tą piękną suknię zaprojektowałaś sama?

– Niestety, to kreacja zaprojektowana przez moją mamę. Kiedyś była modelką. – Spojrzała na dekolt, który odsłaniał więcej, niżby chciała. – Czerwony to nie mój kolor.

– Ma dobry gust! – rzekła głośno Iza, aby podlizać się Jerry. Musiała dbać o dobre relacje z bliskimi jej sponsora, w końcu, po to tutaj była. Jerry uśmiechnęła się niczym gwiazdorka i uniosła wysoko głowę.

– O, jest Serafin! – Sandra spojrzała w kierunku drzwi.

Izabela poczuła motyle w brzuchu, gdy tylko zobaczyła wysokiego mężczyznę w wieku około dwudziestu siedmiu lat, o jasnych i kręconych, krótkich włosach i niebieskich oczach. Ubrany w czarny garnitur i białą koszulę prezentował się zabójczo przystojnie, ale było w nim coś, co odróżniało go od każdego innego mężczyzny w tym pełnym przepychu pomieszczeniu… Jeszcze nie wiedziała co, ale było w nim coś… niebiańskiego. Może było to jedynie jego anielskie imię? Zbliżył się i rzekł przyjemnym, niskim głosem:

– Dobry wieczór! Przepraszam Państwa za spóźnienie! – Zatrzymał się tuż obok niej i spojrzał na chwilkę w jej oczy. Znów poczuła motyle w brzuchu i spuściła wzrok, lecz to nie była gra nieśmiałej dziewczynki, ten mężczyzna naprawdę onieśmielił ją swoją urodą.

– Co tam aniołku?! Ładnie tak się spóźniać?! – zażartował ironicznie Marco.

– Serafin, poznaj Izę, to siostrzenica pana Marco! – Sandra przedstawiła ich sobie.

Dłoń Izabelli zadrżała, gdy – niczym gentelman ze starych filmów – Serafin ujął jej dłoń i ucałował ją delikatnie.

– Miło mi! – Tym razem dziewczyna nie mogła powstrzymać się od zalotnego uśmiechu. Pomyślała, jak cudownie byłoby zostać kochanką tego pięknego młodzieńca, który emanował dziwną, nieznaną jej ciepłą aurą.

– Wybaczcie! Widzę znajomych i muszę się przywitać – powiedział do zgromadzonych przy stole osób i odszedł prędko. Swoją obecnością zaszczycił stół rodzinny przez zaledwie kilka minut.

Poczuła się trochę zlekceważona. „Czyż nie jestem jedną z najatrakcyjniejszych kobiet na tej sali?!” Zazdrosnym okiem podążyła za nieznajomym.

– Wybacz mu, chyba dziś nie jest sobą… Powinien zamienić z nami choć kilka słów – wytłumaczyła go siostra.

5. Przebudzone pragnienia

Serafin podszedł do kolegi, z którym niegdyś studiował architekturę mostów. Gdy spojrzał na Damiana, który nic się nie zmienił przez te kilka lat – które upłynęły od czasu zakończenia ich nauki na uniwersytecie – przypomniał sobie dawne, szalone czasy i swoje idiotyczne wybryki. U jego boku siedziała nowa, siódma z rzędu, dziewczyna. Bez żadnych krępacji trzymał ją za pierś, obejmując ramieniem. Serafin pominął ten fakt i przywitał się serdecznie ze starym znajomym:

– Cześć stary, jak leci?

Uścisnęli sobie dłonie.

– Cześć urwisie! Kiedy sutannę zakładasz?! Mój kolega ze studiów… – powiedział czarująco do uwodzicielskiej brunetki. Dziewczynie najwidoczniej bardzo podobało się dyskretne, aczkolwiek publiczne obmacywanie jej biustu przez bogatego faceta. – Poznajcie się: to Monika, a to Sefik.

– Cześć – bąknęła. Spojrzała przeciągle na nowopoznanego mężczyznę, przy czym zatrzepotała rzęsami. Na Serafinie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Jego wzrok niekontrolowanie uciekł w kierunku rodzinnego stołu. Prędko porównał w myślach zachowanie obydwu poznanych tego wieczora pań oraz ich wygląd, i stwierdził, że panna Izabella byłaby idealnym wzorem do naśladowania dla dziewczyny Damiana.

– Co, stary? Teraz będziesz budował mosty do samego nieba?! He, he!

– Na to wygląda. – Wzrok młodzieńca po raz kolejny pobiegł w stronę stołu, gdzie siedziała słodka, powabna dziewczyna o kasztanowych oczach.

– Widzę, że Marco Paoli ma nową podopieczną! Ciekawe co na to jego chora żona… – zażartował Damian i spojrzał dwuznacznie w stronę Izabelli, która swoim luksusowym wyglądem budziła podziw nawet w towarzystwie damskim.

– Co masz na myśli?

– Przecież ta piękna dziunia, to… dama inaczej… rozumiesz?! He, he!

– Może, to tylko jego… siostrzenica? – próbował bronić godności niewinnie wyglądającej dziewczyny.

– Takie, to ja rozpoznaję z daleka! Ale nic się stary nie martw! Będziesz miał jedną więcej nawróconą duszyczkę na swojej długiej liście! Bo pewnie zajmiesz się tą damą. – Damian zaznaczył w powietrzu palcami cudzysłów na ostatnim słowie.

Przyjrzał się jej jeszcze raz. Z tej odległości mógł stwierdzić, że jest bardzo piękną, delikatną brunetką o uwodzicielskim, piwnym spojrzeniu. Spodobała mu się. Gdy oceniał krągłości jej biustu, odkrył, że pod obcisłą sukienką nie miała stanika, co wprawiło jego ciało w podniecenie. Prędko zganił samego siebie za te pożądliwe odczucia. „Nie powinienem kierować swojego pożądania w stosunku do… Nie powinienem go w ogóle czuć!” Poluzował krawat i od razu postanowił, że będzie ostrożny w kontaktach z tą młodą osobą. Jej spojrzenie przyciągało go jak magnez. W myślach odmówił prędko krótką modlitwę, która miała mu pomóc pozbyć się tego nagle przebudzonego i niewygodnego głodu ciała: „Boże, chroń mnie od tej pokusy i pozwól, abym mógł pomóc tej dziewczynie wejść na dobrą drogę.”

6. Duchowny i „nieczysta”

– No, wspólniku! Jak dobrze pójdzie, to za rok będziecie mieli duchownego w rodzinie – rzekł Marco do Krzysztofa. Dostrzegł spojrzenia Izabelli kierowane w stronę młodego Kleina, które kazały mu zwiększyć czujność. Dziewczyna była wyraźnie zainteresowana tym młodym mężczyzną. Słowa Marco wywarły na niej jednak odpowiedni efekt, który prędko ujrzał w wyrazie zakłopotania malującym się na jej twarzy.

– Tak, Serafin aż pali się do służby duszpasterskiej – przyznał z niesmakiem ojciec chłopaka, po czym upił kilka łyków białego wina.

Iza dyskretnie zerkająca w kierunku intrygującego mężczyzny o anielskim spojrzeniu, który właśnie rozmawiał z parą starszych osób stojących kilka metrów od niej, poczuła bolesne ukłucie w sam środek serca. „Duchowny!” Ogarnął ją wstyd spowodowany jej własnymi myślami. To był mężczyzna z wyższej, ogromnie wysoko zawieszonej półki, gdzie ona nigdy nie będzie miała dostępu. Wydał się jej odległy niczym Antarktyda. Czysty, święty, niedostępny Serafin, anioł w ludzkiej postaci… Takim właśnie był w jej oczach. Nawet przez chwilę nie przypuszczała, że obudziła pożądanie, które od dłuższego czasu drzemało w nim uśpione niczym głodna bestia.

– Sefi to bardzo dobry człowiek! Jestem dumna, że mam takiego brata – powiedziała Sandra do swojej towarzyszki, spoglądając z zadowoleniem w jego kierunku.

– Ma fundację? – Nie mogła oprzeć się chęci, aby dowiedzieć się czegoś więcej o tym zakazanym dla niej mężczyźnie.

– Fundacja, to mało powiedziane! On dosłownie nawraca każdą, napotkaną kobietę! Nic dziwnego! Wygląda całkiem przystojnie, a imię zobowiązuje! Hi, hi!

– Tak. – Udała obojętność.

– Kiedyś nawrócił na dobrą drogę prostytutkę, która…! – zaczęła, ale w tej chwili Serafin pojawił się obok nich, więc dziewczyna umilkła.

– Czy panna Izabela zgodzi się ze mną zatańczyć? – zapytał niespodziewanie. Postanowienie, aby czym prędzej nawrócić tę młodą osobę, było silniejsze od niego. Chciał to mieć z głowy, i to natychmiast!

Marco czuł podskórnie, że coś się święci, więc przywołał chłopaka do siebie.

– Sefi! Pozwól no, na słóweczko!

Młodzieniec zbliżył się i zatrzymał się w niedużej odległości od panny May, po czym nachylił ku Paoli swoje lewe ucho. Izabela usłyszała każde wyszeptane przez jej sponsora słowo:

– Tylko jej nie nawracaj, bo sporo zainwestowałem, żeby ta mała dała się przelecieć na każde moje skinienie. Rozumiesz?

Myślała, że spali się ze wstydu. Udała, że słowa te wcale jej nie dotknęły, i wlepiła wzrok w ścianę naprzeciwko, jakby właśnie dostrzegła tam coś ciekawego. Teraz ten anielski mężczyzna już wiedział, kim była. To było straszne. Brudna, zhańbiona i upodlona do granic możliwości – nigdy jeszcze nie odczuła tego tak mocno, jak w tej właśnie chwili, gdy obok niej stał mężczyzna, który sprawił, że jej serce zabiło mocniej. Przecież od kilku lat była prostytutką i żyła z tym na co dzień, więc dlaczego dopiero teraz odczuła tak mocno, że spoczywa na niej piętno „nieczystej”? Bo on był inny niż wszyscy mężczyźni, którzy w jakimś stopniu zwrócili jej uwagę na siebie. Nie mogła znieść jego obecności, ani chwili dłużej!

Wyprostował się i skierował współczujące spojrzenie w dół, ku szklącym się blaskiem łez, smutnym oczom dziewczyny. Prędko spuściła wzrok i wzięła do ręki swoją torebkę.

– Przepraszam! Muszę do toalety. – Wstała powoli i z gracją. Musiała zachować twarz, choć było to niesamowicie trudne.

Serafin niespodzianie podał jej ramię.

– Pokażę pani drogę. To ogromny dom i można się w nim zgubić! – Miał ochotę przyłożyć Marco za to, co powiedział. Widział, że ta dziewczyna poczuła się poniżona do granic możliwości i uznał to za dobry znak. Skoro tak bardzo zabolały ją słowa Paoli, to musiało oznaczać, że już była gotowa na rozmowę, którą miał zamiar z nią przeprowadzić.

Przyjęła jego ramię, choć było jej bardzo wstyd. Wdzięczna za wsparcie, miała jednocześnie ochotę czym prędzej znaleźć się poza zasięgiem jego ciała, które przyciągało ją do siebie niczym magnes. Był nietykalny! A jednak trzymała teraz swoją dłoń na jego przegubie. Pachniał tak zjawiskowo i pociągająco. Idąc u jego boku, uniosła delikatnie swoją głowę, aby spojrzeć w kierunku jego ust, po czym szybko odwróciła oczy. „To trwa stanowczo za długo! Dlaczego idzie tak wolno?!” Musiała wytrzymać… odrzucić pragnienie, obezwładnić swoje brudne myśli. Wszyscy patrzyli na nich z takim dziwnym wyrazem twarzy.

– Wszystko w porządku? – zapytał, gdy wyprowadził ją na korytarz.

– Tak, dziękuję. Już sobie poradzę! – Czym prędzej uciekła w kierunku drzwi do WC i pozostawiła za sobą swoje pragnienia.

– Poczekam na Panią! – zdążył jeszcze odpowiedzieć, zanim zniknęła mu sprzed oczu.

7. Gra pozorów

Wiedziała, że długo już nie wytrzyma bez czegoś na uspokojenie. W torebce miała jakieś pastylki na nerwy, więc zażyła kilka na raz. Jedyne czego teraz pragnęła, to uciec z tego wystawnego budynku, którego właścicielem był ojciec Serafina! Przeklęła w duchu swoje uczucia. „Nie powinnam, nie mogę absolutnie nic czuć do tego anielskiego młodzieńca. Muszę go ignorować, udawać niedostępną i trzymać go jak najdalej od siebie. Jestem prostytutką, ale wiem, co to znaczy celibat! Serafin… jest nietykalny i koniec!”

Przykazała sobie spokój i spojrzała na siebie w lustrze. Była wciąż taka młoda, a jej niewinnie dziewczęce oczy były takie smutne i zmęczone. Nigdy nie czuła się kochana i nie kochała samej siebie. Kim była ta kobieta po drugiej stronie lustra?

– Zachciało ci się, kurde, księdza! Co?! – szepnęła do siebie z pogardą.

Skorzystała z ubikacji i wyszła z nadzieją, że młody Klein odpuścił już sobie jej towarzystwo. Tymczasem on tam na nią czekał. Na jego widok zaklęła w duchu i zacisnęła zęby. Ruszyła ku niemu, nieświadomie poruszając się przy tym niczym kotka polująca na swoją zdobycz.

Serafin przełknął ślinę i mimowolnie poczuł podniecenie.

„Opanuj się stary! Przecież to tylko prostytutka! Zaraz ją nawrócisz i będzie po temacie!”

– Czy zechce Pani teraz ze mną zatańczyć? – zapytał. Miał nadzieję, że nawiąże z nią tę bardzo ważną rozmowę. Chciał pomóc tej młodziutkiej kobiecie, której życie dopiero się zaczynało, a która utknęła w bagnie prostytucji po samą szyję.

– Nie wiem, co na to Marco. Przyszłam tutaj z nim – odparła niezbyt grzecznie, udając bardzo niedostępną. Chciała, żeby się od niej odczepił, a mimo wszystko oblizała górną wargę, gdy spojrzała na jego kształtne usta. Poczuła się niczym bezwstydna złodziejka. „Dlaczego nie potrafię się przy nim powstrzymać?!”

– Marco na pewno nie będzie miał mi tego za złe – skłamał. Był przekonany, że to jego jedyna szansa tego wieczora, aby z nią porozmawiać, więc podał jej ramię i poprowadził do sali balowej.

Taniec był powolny, a ich ciała blisko siebie. Obydwoje walczyli ze swoimi pragnieniami, ale gra pozorów trwała. Nie zwracając uwagi na kręcące się dookoła nich pary, czuli się, jakby byli jedynymi osobami w tym pomieszczeniu. Oczy wielu zdegustowanych osób były skierowane w ich stronę. „No tak, przyszły ksiądz nie powinien tańczyć tak blisko z młodą kobietą… z żadną kobietą. Och, niech on już przestanie! Niech mnie zostawi! Nie chciałam z nim tańczyć!”

– Wiesz kim jestem, prawda? – zapytała go. Nie śmiała unieść wzroku ku jego niebiańskim oczom. Skupiała spojrzenie gdzieś poza obrębem jego ciała, aby zyskać potrzebny jej psychiczny dystans.

– Jesteś młodą kobietą potrzebującą mojej pomocy. Jestem tutaj, żeby cię uratować – zabrzmiał swoim anielskim głosem, którym przerwał gonitwę myśli w jej głowie.

– Każdej to mówisz? – Ironiczny uśmiech zagościł na jej twarzy.

– Wiesz już, czym się zajmuję… Pewnie Sandra wszystko ci powiedziała.

– Masz jej to za złe?

– Nie.

Był tak poważny i tajemniczy, że nie potrafiła wyczytać z jego twarzy prawdziwych intencji.

„Co masz zamiar zrobić?! Zabrać mnie stąd?! Nonsens!”

Rozmowa na chwilę ucichła, ale Serafin znów ją podjął.

– Nie musisz tego robić… Nie po to zostałaś stworzona.

– Zostałam stworzona do ubóstwa, ale wyrwałam się z niego dzięki mojemu ciału i szczęściu.

Chłód jej głosu przeszywał go na wskroś. Nie dawał jednak za wygraną.

– Dobrze ci z tym?

– Nie ma w moim słowniku tego słowa… – Jej głos zadrżał nagle mimo jej woli. Ten mężczyzna zaczynał poruszać najwrażliwsze nuty jej serca. Po co to robił?!

– Izabelo, spójrz na mnie w końcu – zachęcił ją łagodnie.

Spojrzała szklistym wzrokiem ku jego oczom i zmusiła swoje usta do wypowiedzenia słów:

– Muszę iść do Marco!

– Nie musisz. – Przytrzymał ją mocniej, gdy próbowała się odwrócić.

– Puść mnie! – warknęła cicho i zamknęła się w swoim bólu.

– Nie – odpowiedział łagodnie i przytulił ją do siebie.

Tym razem nie zaprotestowała. Odkrył jej prawdziwe ja, jej wewnętrzne rozterki: była samotna i bezbronna i potrzebowała jego pomocy. Nagle poczuł coś, co przeszło jego wszelkie oczekiwania. Jeszcze nigdy nie miał w sobie takiego poczucia obowiązku chronienia drugiej osoby… kobiety!

– Tutaj jesteś! – usłyszeli bełkot Marco, który był już lekko wstawiony. Ujął jej dłoń w przegubie i odciągnął od Serafina.

– To boli – syknęła, lecz zachowała twarz i nie odsunęła się od brutala.

Oczy wszystkich skierowały się w ich stronę.

– Nie rób jej tego! – Serafin przeczuwał, co się szykuje dla nieszczęsnej dziewczyny.

– Nie twoja sprawa! Mówiłem ci, żebyś się trzymał od niej z daleka! To moja własność i wara od niej!

– Wyjdźmy! Tutaj jest zbyt wiele osób – powiedziała Izabella i pociągnęła za sobą Marco. Serafin ruszył ich śladem i po chwili wszyscy troje znaleźli się na korytarzu.

– Marco, jedź do domu. Zamówię ci taksę! – Już wyciągał telefon, aby zadzwonić, ale Iza odparła stanowczo:

– Zaprowadzę go do hotelu.

– Tak, moja śliczna! – Marco przytulił ją i brutalnie pocałował.

Nienawidziła, gdy mężczyzna całował ją w ten nieprzyjemny, agresywny sposób, w dodatku ustami cuchnącymi alkoholem. Mogło to jedynie oznaczać, że w łóżku będzie brutalny i może czuć ból podczas stosunku. Zaczęła się go bać tego co będzie, gdy znajdą się sam na sam w hotelowym pokoju. Jeszcze nie znała go z tej strony…

Z trudem panował nad swoimi emocjami. Chciał porwać ją i uciec, aby uchronić ją przed tym brutalem, który obchodził się z nią jak ze szmacianą lalką.

– Ja go odprowadzę do hotelu, a ty jedź do domu Izo.

– Sefciu, prostytutki nie mają domów – wybełkotał Marco i ciągnąc za sobą przestraszoną dziewczynę, zaczął dzwonić, aby zamówić taksówkę.

Serafin nie miał zamiaru się poddać. Jak tylko obydwoje zajęli miejsce na tylnym siedzeniu taryfy, wsiadł do swojego starego forda i pojechał ich śladem. To był impuls! Nie miał zamiaru pozwolić mu na to, aby ją skrzywdził.

8. W samą porę

Już w windzie zaczął brutalnie okładać ją pocałunkami, przygważdżając ją swoim ciałem do ściany pomieszczenia. Jego silne dłonie miażdżyły jej piersi i sprawiały ból.

– Lubisz to, prawda?! – wysapał podniecony tuż przy jej uchu.

– Nie! – Odtrąciła go, ale ten nie dawał za wygraną. – To boli!

– Bądź grzeczna, to będziesz miała premię – obiecał jej i znów przywarł do jej ust.

Wiedziała, że jest prostytutką, ale w tej chwili zadała sobie pytanie, czy musi dawać się w ten sposób dotykać? To było tak bolesne i nieprzyjemne, że strach zaczął brać nad nią górę, a mimo to dała się mu zaciągnąć pod drzwi pokoju numer 35.

Przez cały czas myślała o ucieczce, ale nie potrafiła wyznaczyć sobie granicy bólu i upokorzenia. Wciągnął ją do pokoju i popchnął na duże, dwuosobowe łóżko. Nie chciała tego robić! Ale już było za późno. Niemal rzucił się na jej ciało i rozrywając złotą, obcisłą sukienkę, obnażył jej piersi.

– Nie chcę! – krzyknęła, siłując się z dwa razy cięższym od siebie mężczyzną.

– Zapłaciłem za ciebie! Musisz chcieć! – krzyknął i szarpnął nią.

– Puść mnie! – Daremnie próbowała go odepchnąć.

– Leż spokojnie, ty dziwko! – Potrząsnął nią brutalnie.

W tej chwili drzwi do pokoju otworzyły się z impetem i do środka wpadł Serafin. Dostrzegł, że Izabella próbuje się bronić przed napastującym ją, dwa razy większym od niej mężczyzną.

– Marco! Zostaw ją!

Przypadł wściekły do jej oprawcy, wziął go za fraki i odciągnął na drugi koniec pokoju.

– Opamiętaj się! – Potrząsnął nim.

– Zostaw mnie ty głupku! Ona jest dziwką i ma robić to, co ja chcę! Zapłaciłem za tę szmatę!

– Panuj nad słownictwem! Ona przede wszystkim jest kobietą! A nie przedmiotem, który można wykorzystać!

Marco zaczął się szarpać, aby uwolnić się z silnego uścisku dłoni Serafina. Widział, że to nic nie daje, więc uderzył go w brzuch. Obezwładniony silnym ciosem, młodzieniec, upadł na podłogę.

– Zostaw go! – Iza zerwała się z łóżka i rzuciła się w kierunku swojego wybawcy, aby mu pomóc.

Marco jednak był szybszy. Szarpnął ją boleśnie w swoją stronę i znów przywarł do jej ust.

– Teraz zrobisz to, co zechcę!

– Nie! – Jej protesty nic nie dawały. Dziewczyna zebrała w sobie resztki sił i spoliczkowała natręta. Wyzwoliła się z jego żelaznego uścisku.

– Ty szmato!

Zanim pięść Marco zdążyła dotrzeć do twarzy Izabeli, powstrzymał ją cios wymierzony w jego twarz. Serafin natarł na niego z całą furią i powalił na łopatki. Otumaniony ciosem napastnik nie mógł dojść do siebie dłuższą chwilę. Korzystając z sytuacji, Serafin ściągnął z siebie czarną, skórzaną kurtkę i okrył nią obnażone ciało dziewczyny. Później wyprowadził ją pospiesznie z hotelowego pokoju. Na szczęście, właśnie ktoś przyjechał windą na ich piętro, więc weszli do środka i pozostawili za sobą wściekłego brutala.

9. Miłosna ekscytacja

– Nie powinnam się tak zachować. On za mnie zapłacił! Teraz nie będę mogła mu oddać tych pieniędzy! Sukienka zniszczona, byłam u fryzjera i u kosmetyczki… – mówiła z trudem. Wsparta plecami o ścianę windy, usiłowała się uspokoić.

– Co ty mówisz, dziewczyno!? Wolałabyś dać się zgwałcić?!

– Skąd ja teraz wezmę tysiąc złotych, żeby mu oddać?! – Panika wzięła nad nią górę.

– Jeśli tylko o to chodzi, to sam mu dam te pieniądze! Oddasz mi, kiedy będziesz mogła. – Starał się uspokoić i myśleć logicznie. Wciąż jeszcze był wściekły na wspólnika ojca i miał ochotę wrócić, aby dać brutalowi nauczkę. – Albo lepiej nie oddawaj. Wezmę je z fundacji.

Stała w odległości półtorej metra od niego i ciężko dyszała, była wstrząśnięta całą sytuacją. Nagle zaczęła płakać. Serce Serafina od razu zmiękło, więc podszedł do niej, aby ją przytulić. Poczuła się bezpieczna. Tak dobrze było się wypłakać w jego opiekuńczych ramionach… A później nagle jej serce znów zaczęło przemawiać w języku miłości, przed którą tym razem nie chciała się bronić. Był zbyt blisko niej, aby mogła znaleźć siłę do walki z uczuciami, więc rozpłynęła się w zapachu jego skóry i w przyjemnym cieple jego ciała. Gdy delikatnie pogładził jej plecy, poczuła dreszcz rozkoszy.

– Będzie dobrze. Wszystko się ułoży, tylko pozwól mi sobie pomóc. Zawiozę cię do fundacji, abyś mogła spędzić tam noc, a jutro zajmiemy się twoją przyszłością. Wszystko się zmieni – mówił swoje standardowe regułki, ale tym razem jego uczucia brały górę nad rozsądkiem. Tulił do siebie kobietę, która wzbudzała w nim dziwne emocje. Nie chciał wypuścić jej z rąk. Tak dawno się do nikogo nie przytulał… to znaczy: dawno nie przytulał się do kobiety. Dlatego poczuł zawód, gdy dziewczyna odsunęła się od niego i stanęła kilka kroków dalej? Pomyślał przez chwilę, że to zwyczajna, ludzka potrzeba sprawiła, że znalazła się w jego ramionach, lecz gdy spojrzał jej w oczy, jego serce dało mu wyraźny sygnał, że chodzi mu właśnie o tę, a nie inną kobietę. Spuścił wzrok, aby móc stworzyć dystans potrzebny mu do opanowania swoich emocji.

„To zaraz się skończy i zapomnisz o niej. To tylko jakaś błahostka! Nic więcej! Takie rzeczy się nie zdarzają, nie mnie!”

Izabella odsunęła się, gdyż nagle pomyślała, że ta czułość i opiekuńczość z jego strony nie są jego indywidualną gestią… Musiał postępować tak z każdą kobietą, którą ratował z opresji. „Ilu kobietom mówił już te formułki? Ile kobiet potrzebujących jego pomocy i wsparcia, tulił w ten sposób?” Odsunęła się od niego ze świadomością, że nie może sobie robić żadnych nadziei. Otarła łzy i opanowała swoją miłosną ekscytację, zanim otwierające się drzwi windy przerwały to niezwykle intymne spotkanie z mężczyzną jej marzeń, który był kompletnie poza jej zasięgiem.

10. Córka Boga

Przeszywające zimno i sypiący się z nocnego nieba śnieg upadający na czarny asfalt, który zamieniał czystą biel płatków w brudną breję, czyniły tę sylwestrową noc bardzo surową i mroczną. Było już po dwudziestej trzeciej, gdy wyszli z hotelu na parking. Zaprowadził ją do samochodu i otworzył przed nią drzwi, aby mogła wsiąść. Przyjrzała się staremu, granatowemu fordowi – był doświadczony upływającym czasem i nosił rudawe znamiona rdzy. Zdziwiła się, że taki bogaty człowiek ma tak marne auto. Gdy siedziała już w samochodzie, doszła do wniosku, że to jakieś dziwactwa bogatego paniczyka.

– Zapnij pas! – przykazał jej, gdy zapinał swój. – Za piętnaście minut będziemy na miejscu.

Iza przypomniała sobie o Marco, który został powalony ciosem w twarz.

– Myślisz, że nic się mu nie stało?

– Był bardziej pijany niż obezwładniony uderzeniem. Zaraz zrobi taki raban w hotelu, że nie zostawi na nikim suchej nitki. Nie martw się o niego, tylko o siebie.

Zapalił silnik i ruszył. Dziewczyna pomyślała sobie, że latarnie nocne dają więcej światła niż żarówki tego samochodu, ale nie skomentowała tego.

– Nie wiem, czy jestem gotowa na takie zmiany… – Okryła się szczelniej jego skórzaną kurtką. Poczuła wyraźny chłód, który zmroził ją od środka na wspomnienie tego, co przed chwilą się wydarzyło.

– Wszystko zależy od ciebie. Całe życie przed tobą. Wszystko zależy od tego, czy chcesz je zmienić. Pamiętaj, że jesteś córką Boga, godną miłości, pełną siły i zdolną do tego, aby o sobie decydować…

– Córką Boga?! – zaśmiała się szyderczo.

– Tak! Nie wiedziałaś? – mówił całkiem poważnie.

– Nie opowiadaj mi proszę tych bajek o Bogu! Gdyby był taki dobry, to nie pozwoliłby na to, żebym wylądowała w burdelu!

– Gdyby nie był taki dobry, to dziś zostałabyś zgwałcona. Na szczęście znalazłem się w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze. Izo… – zrobił głębszy oddech – to ludzie decydują o tym, co dzieje się na świecie. Posiadają wolną wolę i odpowiadają za swoje czyny. Nie ma co zwalać na Boga odpowiedzialności za swoje życie. Wyposażył cię we wszystkie potrzebne ci cechy i jesteś zdolna do tego, aby świadomie zmieniać siebie i swój los!

– Każdej to mówisz? – zapytała ironicznie.

To nie było przyjemne, przyznawać się do tego akurat w tej chwili, ale tak… wielokrotnie mówił tak innym kobietom.

– Tak. Ale tylko dlatego, że to oczywiste, a nie dlatego, że traktuję cię przedmiotowo, jak kolejny obiekt do zbawienia.

– Chcesz mnie nawrócić? – parsknęła.

– A co w tym złego?

– Bo jestem prostytutką?! Zepsutą do szpiku kości, podłą, zeszmaconą ździrą nie zasługującą na to, żeby ją kochać lub szanować. – Katowała siebie ostrą krytyką, aby zrozumiał, że u jego boku siedzi osoba, której już nie da się pomóc.

– Izabello! – przerwał jej surowym tonem. – Dosyć tego! Czas, abyś zaczęła się szanować! Bóg kocha nas nie dla zasług, ale z powodu swojej dobroci. Dla niego nie jest ważne, ile grzechów popełniłaś, bo jeśli tylko zwrócisz swoje serce ku Niemu, On ci wybaczy! Jeśli to uczynisz, On zaopiekuje się tobą jak kochający Ojciec i nie pozwoli zrobić ci krzywdy!

– To dlaczego wcześniej się nie zaopiekował?!

– Bo szanuje twoją wolną wolę i chce, aby to wyszło od ciebie! Żebyś to ty chciała być z nim w bliskiej, przyjacielskiej relacji! Nie ma zamiaru zmuszać cię do tego przemocą czy karą! Rozumiesz? – gorączkował się.

Izabella umilkła na dłuższą chwilę, po czym cicho zapytała:

– To gdzie, w takim razie, jest ten twój Bóg?

Serafin wjechał na parking umiejscowiony przed kamienicą stojącą gdzieś na obrzeżach miasta. Wyłączył silnik samochodu, odwrócił się w jej stronę, po czym uniósł dłoń i palcem wskazał na nią.

– Być może tutaj!

– Nie rozumiem… – sądziła, że to żart, a głowa Serafina buja w obłokach, upojona wyśmienitym szampanem zasilającym stoły willi państwa Klein.

– Może zamieszkać w tobie, jeśli zaprosisz go do swojego serca i duszy. I bądź pewna, że jeśli to zrobisz, to On nie da zrobić ci krzywdy! Będzie cię bronił do upadłego… Tak jak ja dzisiaj.

Był taki piękny w tej chwili, gdy przemawiał do niej z taką pasją, że znów się zapomniała. Westchnęła tęsknie do jego silnych ramion i zapragnęła czegoś więcej. Trwało to jednak tylko chwilę, gdyż przypomniała sobie kim był. Zawstydzona odwróciła wzrok.

Emocje znów go poniosły, sprawiły, że jego serce zabiło szybciej. Gdy spojrzał w jej przestraszone, słodkie oczy zapragnął przytulić ją po raz kolejny. Chciał poczuć ciepło jej ciała i jej kobiecy zapach, który wdzierał się do jego głowy, i robił w niej miłosne poplątanie zmysłów. Jednak, gdy dostrzegł jej zażenowanie, odrzucił prędko emocje na bok, a w duchu przykazał sobie twardo:

„Czas to zakończyć. Jeszcze chwila i wrócę do domu i zapomnę.”

– Zaprowadzę cię do ośrodka – powiedział, po czym prędko wysiadł z samochodu.

11. Niezrozumiałe pragnienia

– Pani godność? – zapytała pięćdziesięcioletnia recepcjonistka ubrana w czarny, zakonny strój zakrywający jej niską i tęgą posturę. Pochylona nad kartką papieru czekała na odpowiedź nowoprzybyłej podopiecznej, trzymając w powietrzu zawieszoną stalówkę błękitnego długopisu. Widok jej pomarszczonej bruzdami czasu twarzy podkreślał skromność tego miejsca pozbawionego jakiejkolwiek dekoracyjności. Jasnożółte ściany niewielkiej recepcji, białe, plastikowe krzesła i wysoko usytuowany blat półki recepcyjnej – to wszystko co rzuciło się w oczy młodej, przestraszonej dziewczynie. Zapach świeżo kładzionej farby i mokrej posadzki skojarzyły jej się z czystą surowością, którą zawsze utożsamiała z klasztornymi celami.

Stał tuż obok niej i dyskretnie oglądał każdy skrawek jej uroczej buzi. Przez chwilę przestraszył się nie na żarty! Odkrył, że chyba zakochał się po raz pierwszy, odkąd jego życie wywróciło się do góry nogami. Miała piękny profil twarzy, wyraźnie zarysowane, namiętne usta, piękne, ciemnobrązowe oczy i choć jej misterna fryzura uległa zniszczeniu, nadal dodawała jej nieodpartego uroku. Rysy jej twarzy podkreślał dyskretny, nienachalny makijaż. Szczupła i smukła szyja była idealnej długości, ramiona odpowiedniej szerokości, natomiast jej krągłości pięknie podkreślało wcięcie w talii, które teraz skrzętnie zakrywała jego własna, skórzana kurtka…

– Ja… – Spojrzała na wysokiego, urodziwego młodzieńca stojącego obok niej. Jego ciepły uśmiech przerwał nieustannie toczącą się w jej myślach analizę. Oderwał od niej wzrok i powiedział:

– Nazywa się Izabella…

Ale ona nagle mu przerwała.

– Nazywam się Maria Szewczyk. Izabella May to mój pseudonim.

– Och! Jest panienka aktorką?! – zapytała wesoło siostra Józefa, po czym obdarowała ją wymuszonym, terapeutycznym uśmiechem.

Maria spuściła wzrok i odparła nieśmiało:

– Nie.

– Czym więc się panienka zajmuje?

– Pracowała u wspólnika mojego ojca… w firmie. Trudna sytuacja życiowa – tak na najogólniej ujął to Serafin.

Była mu w tej chwili wdzięczna za wybawienie z opresji. Dobrze wiedział, że byłoby jej bardzo wstyd, wyznawać przed osobą duchowną, która tak miło ją przyjęła, że jest tylko prostytutką sprzedającą swoje ciało.

– Dobrze dziecinko… – włożyła dokument z jej danymi osobowymi do teczki. – Zaraz nastroję ci pokój i będziesz mogła się przebrać, tylko poczekaj minutkę. – Uśmiechając się prawie serdecznie, poszła długim, oświetlonym jedynie kilkoma świetlikami korytarzem w głąb budynku.

– Będzie ci tutaj dobrze – powiedział ciepło Serafin, który znów odczuwał silne pragnienie przytulenia nieznajomej. Gdy dziewczyna zaczęła ściągać z ramion jego kurtkę, rzekł pospiesznie:

– Oddasz mi jutro. Przyjdę powiedzieć ci co z Marco. Zaraz pojadę się z nim rozmówić, tylko…

– Och, proszę! Nie jedź tam! – Zapomniała się i złapała go za dłonie. – Nie chcę, aby znów coś ci zrobił! – Odsunęła się, gdy tylko przypomniała sobie, kim był...