Świadomość i mózg. Odczytywanie kodu naszych myśli - Stanislas Dehaene - ebook

Świadomość i mózg. Odczytywanie kodu naszych myśli ebook

Dehaene Stanislas

0,0
89,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Czy można dokładnie określić, kiedy u noworodków wykształca się świadomość? Co decyduje o wyjątkowej potędze ludzkiego umysłu, ale jednocześnie naraża go na takie choroby psychiczne jak schizofrenia? Czy odkrycie tego brakującego składnika pozwoli nam stworzyć rozumnego robota?

Stanislas Dehaene daje nam całościowy obraz stanu badań nad świadomością. Relacjonuje efekty wykorzystania rezonansu elektromagnetycznego oraz eksperymenty związane ze złudzeniami optycznymi. Bada język naszych myśli i kody, jakimi posługuje się nasz mózg, żeby je zapisać. Przedstawia także nowatorską teorię globalnej neuronowej przestrzeni roboczej, która zakłada, że każdy neuron ma swoją własną, wyjątkową funkcję. Wyjaśnia, że świadomość jest jak rzecznik prasowy dużej instytucji z personelem stu miliardów neuronów, na bieżąco wybierających, które informacje są dla nas najważniejsze. Gdyby nie ona, zgubilibyśmy się w nawałnicy bodźców, które codziennie docierają do naszego mózgu.

Ta fantastyczna maszyna biologiczna pracuje w twoim mózgu również w tej chwili, czyniąc z Ciebie najbardziej wyjątkowe zwierzę na Ziemi – człowieka.

Znakomita praca Stanislasa Dehaene’a jest najlepszym współczesnym ujęciem świadomości, z jakim się zetknąłem. Jej autor, światowej klasy uczony, opracował pionierski zestaw eksperymentów w celu poznania świadomości, czym zrewolucjonizował tę dziedzinę badań. Ta książka to po prostu petarda. Otwiera zupełnie nowy świat przed szerokimi kręgami odbiorców.

Eric Kandel, autor Zaburzonego umysłu, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 553

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



© Co­py­ri­ght by Co­per­ni­cus Cen­ter Press, 2023 Co­py­ri­ght © 2014 by Sta­ni­slas De­ha­ene. All ri­ghts re­se­rved
Ty­tuł ory­gi­nalnyCon­scio­usness and the Brain: De­ci­phe­ring How the Brain Co­des Our Tho­ughts
Ad­iu­sta­cja i ko­rektaMi­ro­sław Rusz­kie­wicz
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wychMi­chał Du­ława
Gra­fika na okładceBA­IVEC­TOR | Shut­ter­stock.com
SkładME­LES-DE­SIGN
ISBN 978-83-7886-687-9
Wy­da­nie I
Kra­ków 2023
Wy­dawca: Co­per­ni­cus Cen­ter Press Sp. z o.o. pl. Szcze­pań­ski 8, 31-011 Kra­ków tel. (+48) 12 448 14 12, 500 839 467 e-mail: re­dak­[email protected]
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Ro­dzi­com

oraz An­nie i Da­nowi, moim ame­ry­kań­skim Ro­dzi­com

Świa­do­mość jest je­dy­nym, co rze­czy­wi­ste,

w świe­cie i naj­więk­szą z ta­jem­nic.

Vla­di­mir Na­bo­kov, Bend Si­ni­ster (1947)

Mózg więk­szy jest od nieba,

skoro gdy leżą obok sie­bie,

jedno z ła­two­ścią mie­ści dru­gie

i oprócz tego cie­bie.

Emily Dic­kin­son (ok. 1862)

Wstęp

Tkanka my­śli

W głębi ja­skini La­scaux, za słynną na cały świat Wielką Salą By­ków, do któ­rej pa­le­oli­tyczni ar­ty­ści wpro­wa­dzili ko­lo­rową me­na­że­rię koni, je­leni i by­ków, za­czyna się mniej znany ko­ry­tarz, na­zy­wany Ap­sydą. W dole pię­cio­me­tro­wej jamy, obok kunsz­tow­nych ry­sun­ków ran­nego tura oraz no­so­rożca, znaj­duje się jedno z naj­star­szych przed­sta­wień czło­wieka w sztuce pre­hi­sto­rycz­nej (ilu­stra­cja 1). Le­żący pła­sko na ple­cach czło­wiek ma dło­nie zwró­cone do góry i roz­ło­żone ra­miona. Obok niego wid­nieje ptak, który przy­siadł na żer­dzi. W po­bliżu leży też zła­mana dzida, która słu­żyła za­pewne do wy­pa­tro­sze­nia tura, wi­dać bo­wiem zwi­sa­jące z niej wnętrz­no­ści.

Przed­sta­wiona jest ewi­dent­nie po­stać mę­ska, o czym świad­czy pe­nis w peł­nym wzwo­dzie. To zaś zda­niem Mi­chela Jo­uveta, ba­da­cza snu, rzuca świa­tło na sens sceny: uka­zuje ona śpią­cego czło­wieka i jego sen[1]. Jak od­krył Jo­uvet wraz ze swoim ze­spo­łem, śnie­nie po­ja­wia się głów­nie w trak­cie okre­ślo­nej fazy snu, którą na­zwał „pa­ra­dok­salną”, po­nie­waż wcale nie przy­po­mina spa­nia. W okre­sie tym mózg jest nie­mal tak ak­tywny jak pod­czas czu­wa­nia, a oczy nie­ustan­nie strze­lają to w prawo, to w lewo. U męż­czyzn fa­zie tej nie­odmien­nie to­wa­rzy­szy erek­cja (na­wet je­śli sen jest po­zba­wiony tre­ści sek­su­al­nej). Choć ta dziwna pra­wi­dło­wość fi­zjo­lo­giczna zo­stała wy­ja­śniona na­ukowo do­piero w XX wieku, Jo­uvet do­po­wiada, że nasi pra­przod­ko­wie z ła­two­ścią mo­gli ją za­ob­ser­wo­wać. Na­to­miast wi­doczny na ry­sunku ptak zdaje się naj­bar­dziej na­tu­ralną me­ta­forą du­szy śnią­cego: pod­czas sen­nych ma­rzeń umysł prze­nosi się do od­le­głych miejsc i mi­nio­nych cza­sów, wolny ni­czym... ptak.

Ilu­stra­cja 1. Umysł może fru­wać, w cza­sie gdy ciało po­zo­staje bez ru­chu. Na tym pre­hi­sto­rycz­nym ry­sunku, któ­rego po­wsta­nie jest da­to­wane na mniej wię­cej 18 ty­sięcy lat temu, wi­dzimy le­żą­cego na ple­cach męż­czy­znę. Praw­do­po­dob­nie wła­śnie śni, na co wska­zuje wy­raźna erek­cja, cha­rak­te­ry­styczna dla fazy gwał­tow­nych ru­chów ga­łek ocznych (REM), w któ­rej ma­rze­nia senne są naj­bar­dziej żywe. Obok niego ar­ty­sta na­ma­lo­wał wy­pa­tro­szo­nego tura oraz ptaka. We­dług ba­da­cza snu Mi­chela Jo­uveta może to być jedno z pierw­szych przed­sta­wień śpią­cego czło­wieka i jego ma­rze­nia sen­nego. Ptak w wielu kul­tu­rach sym­bo­li­zuje zdol­ność umy­słu do „wy­fru­wa­nia” w trak­cie snu – prze­czu­cie du­ali­zmu, błęd­nej in­tu­icji, że myśl przy­na­leży do in­nej sfery niż ciało.

In­ter­pre­ta­cja ta mo­głaby się wy­da­wać czy­sto fan­ta­zyjna, gdyby nie zna­mienna czę­sto­tli­wość, z jaką mo­tywy snu, pta­ków, du­szy i erek­cji wy­stę­pują w sztuce i sym­bo­lice wszel­kich kul­tur. W sta­ro­żyt­nym Egip­cie ptak z głową czło­wieka, pre­zen­to­wany czę­sto z fal­lu­sem w sta­nie erek­cji, sym­bo­li­zo­wał Ba – nie­ma­te­rialną du­szę. Utrzy­my­wano, że w każ­dym czło­wieku tkwi nie­śmier­telna Ba, która w chwili śmierci wzbija się do lotu i szuka dru­giego świata. Kon­wen­cjo­nalne przed­sta­wie­nie wiel­kiego boga Ozy­rysa, za­dzi­wia­jąco po­dobne do ma­lunku z Ap­sydy w La­scaux, uka­zuje go le­żą­cego na ple­cach z pe­ni­sem we wzwo­dzie, pod­czas gdy nad jego cia­łem krąży Izis, sowa, po­bie­ra­jąc spermę, z któ­rej po­cznie się Ho­rus. W hin­du­istycz­nych świę­tych tek­stach Upa­ni­szad du­szę ob­ra­zuje się jako go­łę­bicę, która od­la­tuje w mo­men­cie śmierci i może po­wró­cić w po­staci du­cho­wej. Stu­le­cia póź­niej w chrze­ści­jań­stwie go­łę­bie i inne bia­ło­skrzy­dłe ptaki za­częły sym­bo­li­zo­wać du­szę, Du­cha Świę­tego i na­wie­dza­ją­cych zie­mię anio­łów. Od cza­sów egip­skiego Fe­niksa, sym­bolu zmar­twych­wsta­nia, i fiń­skiego Sie­lu­lintu, ptaka-du­szy, który przy­nosi psy­chikę no­wo­rod­kowi oraz od­biera ją umie­ra­ją­cemu, skrzy­dlate du­chy po­ja­wiają się jako uni­wer­salna me­ta­fora au­to­no­micz­nego umy­słu.

Za tą ale­go­rią ptaka stoi pe­wien do­mysł: tkanka na­szych my­śli ra­dy­kal­nie różni się od przy­ziem­nej ma­te­rii, z ja­kiej utwo­rzone jest ciało. W trak­cie śnie­nia, gdy ciało spo­czywa w bez­ru­chu, my­śli wę­drują ku od­le­głym kra­inom wy­obraźni i pa­mięci. Czy po­trzeba lep­szego do­wodu na to, że ak­tyw­no­ści men­tal­nej nie można spro­wa­dzić do do­meny świata fi­zycz­nego? Psy­chika utkana jest z in­nej ma­te­rii. Jak­żeby bu­ja­jący w prze­stwo­rzach umysł miał ro­dzić się z przy­ku­tego do ziemi mó­zgu?

Wy­zwa­nie Kar­te­zju­sza

Idea, że umysł na­leży do osob­nej sfery, od­ręb­nej od ciała, była od dawna przed­mio­tem teo­re­tycz­nych roz­wa­żań w do­nio­słych tek­stach fi­lo­zo­ficz­nych, ta­kich jak Fe­don (IV wiek p.n.e.) Pla­tona i Summa the­olo­gica (1265–1274) To­ma­sza z Akwinu, roz­prawa o fun­da­men­tal­nym zna­cze­niu dla wi­zji du­szy w chrze­ści­jań­stwie. Jed­nak do­piero fran­cu­ski fi­lo­zof Kar­te­zjusz (1596–1650) jaw­nie sfor­mu­ło­wał tezę, znaną nam dziś pod na­zwą du­ali­zmu, że za świa­domy umysł od­po­wiada nie­ma­te­rialna sub­stan­cja, nie­pod­le­ga­jąca nor­mal­nym pra­wom fi­zyki.

W neu­ro­nau­kach modne stało się na­śmie­wa­nie z fi­lo­zofa. Po pu­bli­ka­cji w 1994 roku książki An­to­nia Da­ma­sio Błąd Kar­te­zju­sza[2] wiele pod­ręcz­ni­ków do­ty­czą­cych świa­do­mo­ści roz­po­czy­nało się ty­ra­dami wy­mie­rzo­nymi w Kar­te­zju­sza, który miał rze­komo spo­wo­do­wać epo­kowy za­stój w na­uko­wym po­zna­wa­niu mó­zgu. Prawda jest tym­cza­sem taka, że Kar­te­zjusz na­le­żał do pio­nie­rów nauk przy­rod­ni­czych, a jego fun­da­men­tal­nie re­duk­cjo­ni­styczna i me­cha­ni­styczna ana­liza umy­słu ludz­kiego, którą da­leko wy­prze­dzał swe czasy, była pierw­szą próbą bio­lo­gii syn­te­tycz­nej i mo­de­lo­wa­nia teo­re­tycz­nego. Kar­te­zjań­ski du­alizm nie był in­te­lek­tu­al­nym ka­pry­sem; opie­rał się na lo­gicz­nym ro­zu­mo­wa­niu, które wska­zy­wało nie­moż­ność na­śla­do­wa­nia swo­body ludz­kiego umy­słu przez ja­ką­kol­wiek ma­szynę.

Oj­ciec no­wo­cze­snej psy­cho­lo­gii Wil­liam Ja­mes ja­sno de­kla­ro­wał, ile za­wdzię­czamy Kar­te­zju­szowi: „Na­leży [mu] się chwała za to, że jako pierw­szy miał od­wagę uchwy­cić kon­cep­cję cał­ko­wi­cie sa­mo­wy­star­czal­nego me­cha­ni­zmu ner­wo­wego, który byłby zdolny do wy­ko­ny­wa­nia zło­żo­nych ak­tów ma­ją­cych wszel­kie po­zory in­te­li­gen­cji”[3]. W swych wi­zjo­ner­skich trak­ta­tach Opis ciała ludz­kiego, Na­mięt­no­ści du­szy oraz L’homme (Czło­wiek) Kar­te­zjusz za­pre­zen­to­wał zde­cy­do­wa­nie me­cha­niczne spoj­rze­nie na prze­bieg we­wnętrz­nych czyn­no­ści or­ga­ni­zmu. Je­ste­śmy wy­ra­fi­no­wa­nymi au­to­ma­tami – pi­sał ten śmiały my­śli­ciel. Na­sze ciało i mózg dzia­łają na za­sa­dzie me­cha­nicz­nych or­ga­nów – po­wszech­nie spo­ty­ka­nego wtedy w ko­ścio­łach in­stru­mentu mu­zycz­nego – z wiel­kimi mie­chami, które pom­pują spe­cjalną sub­stan­cję, „gaz ani­malny”, do ko­mór, oraz mają ze­staw roz­licz­nych pisz­cza­łek, któ­rych kom­bi­na­cje ge­ne­rują rytm i mu­zykę na­szych czy­nów.

Pra­gnę, abyś roz­pa­trzył wszyst­kie funk­cje, które przy­pi­sa­łem tej ma­chi­nie, ta­kie jak tra­wie­nie po­karmu, pul­so­wa­nie serca i tęt­nic, za­si­la­nie i wzrost czę­ści ciała, od­dy­cha­nie, czu­wa­nie i sen; od­bie­ra­nie świa­tła, dźwię­ków, za­pa­chów, sma­ków, cie­pła i in­nych ta­kich ja­ko­ści ze­wnętrz­nymi na­rzą­dami zmy­sło­wymi; od­ci­ska­nie ich idei w na­rzą­dzie zdro­wego roz­sądku i wy­obraźni; za­cho­wa­nie od­ci­sku tychże w pa­mięci; we­wnętrzne po­ru­sze­nia ape­ty­tów i na­mięt­no­ści, a wresz­cie ze­wnętrzne ru­chy wszyst­kich czę­ści ciała, które po­dą­żają wier­nie za ru­chami obiek­tów przed­sta­wio­nych zmy­słom (...). Funk­cje te wy­pły­wają w owej ma­chi­nie wprost z dys­po­zy­cji or­ga­nów z tak cał­ko­witą na­tu­ral­no­ścią, z jaką ze­gar i inne au­to­mata sto­sują się do dys­po­zy­cji prze­ciw­wag i kó­łek[1*].

Hy­drau­liczny mózg we­dług Kar­te­zju­sza bez trudu po­ru­szał dło­nią czło­wieka w stronę wy­bra­nego przed­miotu. Sy­gnały o po­szcze­gól­nych ce­chach tego przed­miotu, do­cie­ra­jąc do we­wnętrz­nej po­wierzchni oka, ak­ty­wują okre­ślony ze­staw prze­wo­dów. We­wnętrzny układ de­cy­zyjny, zlo­ka­li­zo­wany w szy­szynce, na­chyla się wów­czas w pew­nym kie­runku, po­wo­du­jąc prze­pływ ga­zów ani­mal­nych, a w kon­se­kwen­cji od­po­wiedni, pre­cy­zyjny ruch koń­czyn (ilu­stra­cja 2). Pa­mięć wią­zała się w tej per­spek­ty­wie z wy­biór­czym wzmac­nia­niem nie­któ­rych szla­ków – prze­ni­kliwa an­ty­cy­pa­cja dzi­siej­szej kon­cep­cji, że pro­ces na­uki opiera się na zmia­nach w po­łą­cze­niach w mó­zgu (neu­rons that fire to­ge­ther, wire to­ge­ther[2*]). Kar­te­zjusz przed­sta­wił na­wet czy­sto me­cha­niczny mo­del snu, który w jego teo­re­tycz­nym uję­ciu miał wy­ni­kać ze zmniej­szo­nego ci­śnie­nia ga­zów ani­mal­nych. Kiedy ich źró­dło biło ob­fi­cie, krą­żyły w każ­dym ner­wie, za­pew­nia­jąc ma­szy­nie ci­śnie­nie i go­to­wość do re­ago­wa­nia na wszel­kie po­bu­dze­nia, co sta­nowi ade­kwatny mo­del stanu czu­wa­nia. Gdy ci­śnie­nie to się zmniej­szało i nie­mrawe gazy prze­miesz­czały się tylko w kilku ka­na­łach, czło­wiek za­sy­piał.

Ilu­stra­cja 2. Kar­te­zjań­ska teo­ria układu ner­wo­wego za­trzy­muje się na progu w pełni ma­te­ria­li­stycz­nego ro­zu­mie­nia my­śli. W trak­ta­cie L’homme, opu­bli­ko­wa­nym po­śmiert­nie w 1664 roku, fi­lo­zof prze­po­wie­dział, że zwią­zek wzroku z dzia­ła­niem może wy­ni­kać z od­po­wied­niego układu po­łą­czeń mię­dzy oczami, szy­szynką w mó­zgu i mię­śniami ra­mie­nia. Wy­obra­żał so­bie pa­mięć jako wy­biór­cze wzmac­nia­nie tych szla­ków, po­dobne do stem­plo­wa­nia otwo­rów w tka­ni­nie. Zdo­łał wy­ja­śnić na­wet wa­ha­nia po­ziomu roz­bu­dze­nia zmien­no­ścią ci­śnie­nia ga­zów ani­mal­nych, które miały uru­cha­miać szy­szynkę: wy­so­kie ci­śnie­nie skut­ko­wało sta­nem czu­wa­nia, ni­skie – snem. Wbrew temu me­cha­ni­stycz­nemu sta­no­wi­sku Kar­te­zjusz uwa­żał, że umysł i ciało skła­dają się z od­ręb­nych sub­stan­cji, które wcho­dzą ze sobą w in­te­rak­cję dzięki szy­szynce.

Fi­lo­zof za­koń­czył wy­wód li­rycz­nym na­wią­za­niem do ma­te­ria­li­zmu – nie­ocze­ki­wa­nym pod pió­rem ojca du­ali­zmu:

Do eks­pli­ka­cji tych funk­cji nie trzeba się przeto od­wo­ły­wać do ży­ją­cej czy wraż­li­wej du­szy ani żad­nej za­sady ru­chu lub ży­cia in­nej niż krew i gazy po­bu­dzane przez cie­pło ognia, które bu­cha nie­ustan­nie w sercu i ma taką samą na­turę jak ogień wy­stę­pu­jący w cia­łach nie­oży­wio­nych.

Dla­czego więc sta­now­czo po­twier­dzał ist­nie­nie nie­ma­te­rial­nej du­szy? Po­nie­waż zda­wał so­bie sprawę, że jego me­cha­ni­styczny mo­del za­wo­dzi w wy­ja­śnia­niu za­gadki wy­so­ko­po­zio­mo­wych zdol­no­ści umy­słu ludz­kiego[4]. Wy­da­wało się, że dwie istotne funk­cje za­wsze po­zo­staną poza ob­rę­bem jego mo­delu cie­le­snej ma­chiny. Pierw­szą była zdol­ność oznaj­mia­nia my­śli w po­staci mowy. Kar­te­zjusz nie po­tra­fił so­bie wy­obra­zić, jak ma­szyna mo­głaby „uży­wać słów lubo in­nych zna­ków, skła­da­jąc je tak, jak my to ro­bimy w za­mia­rze ob­wiesz­cze­nia swo­ich my­śli in­nym”. Wy­da­wa­nie od­ru­cho­wych krzy­ków nie sta­no­wiło pro­blemu, gdyż prze­wody mogą być tak roz­miesz­czone w ma­szy­nie, by emi­to­wała okre­ślone dźwięki w re­ak­cji na okre­ślone bodźce. Jakże mia­łaby jed­nak od­po­wia­dać na za­dane jej py­ta­nie, „tak jak umie na­wet naj­tęp­szy czło­wiek”?

Drugą pro­ble­ma­tyczną funk­cją umy­słową było re­flek­syjne ro­zu­mo­wa­nie. Ma­szyna jest drę­twym apa­ra­tem, który dys­po­nuje tylko sztyw­nymi me­to­dami dzia­ła­nia zgod­nie z „dys­po­zy­cją [swych] or­ga­nów”. W jaki spo­sób mia­łaby wy­twa­rzać nie­prze­braną roz­ma­itość my­śli? „Jest mo­ralną nie­moż­li­wo­ścią – stwier­dzał fi­lo­zof – aby w ja­kiej­kol­wiek ma­chi­nie wy­stę­po­wała do­sta­teczna wie­lość or­ga­nów, która po­zwa­la­łaby jej na dzia­ła­nie we wszyst­kich zda­rze­niach ży­cio­wych, tak jak nam po­zwala dzia­łać nasz ro­zum”.

Po­sta­wione przez Kar­te­zju­sza wy­zwa­nia wo­bec per­spek­tywy ma­te­ria­li­stycz­nej są ak­tu­alne do dzi­siaj. W jaki spo­sób ma­szyna taka jak mózg może wy­ra­żać sie­bie wer­bal­nie, ko­rzy­sta­jąc z wszyst­kich sub­tel­nych od­cieni ludz­kiego ję­zyka, oraz roz­wa­żać wła­sne stany psy­chiczne? I jak może po­dej­mo­wać ra­cjo­nalne de­cy­zje w ela­styczny spo­sób? Wszelka na­ukowa kon­cep­cja świa­do­mo­ści musi od­no­sić się do tych kwe­stii.

Naj­więk­szy pro­blem

Ludz­kość po­trafi od­kry­wać od­le­głe o lata świetlne ga­lak­tyki i ana­li­zo­wać cząstki mniej­sze od atomu. Wciąż jed­nak nie prze­nik­nę­li­śmy ta­jem­nicy pół­tora ki­lo­grama ma­te­rii mię­dzy na­szymi uszami.

Ba­rack Obama, prze­mó­wie­nie z oka­zji ogło­sze­nia ini­cja­tywy BRAIN (2 kwiet­nia 2013)

Dzięki Eu­kli­de­sowi, Kar­lowi Frie­dri­chowi Gaus­sowi i Al­ber­towi Ein­ste­inowi dys­po­nu­jemy dziś so­lid­nym po­ję­ciem o ma­te­ma­tycz­nych za­sa­dach, które rzą­dzą świa­tem fi­zycz­nym. Wy­cho­dząc od ge­niu­szu ta­kich ty­ta­nów na­uki jak Isaac New­ton i Edwin Hub­ble, ro­zu­miemy, że Zie­mia jest tylko ma­lut­kim pył­kiem w jed­nej z mi­liarda ga­lak­tyk, które po­wstały w przed­wiecz­nej eks­plo­zji, w Wiel­kim Wy­bu­chu. Na­to­miast Char­les Dar­win, Lo­uis Pa­steur, Ja­mes Wat­son i Fran­cis Crick po­ka­zali nam, że na ży­cie bio­lo­giczne skła­dają się mi­liardy wy­ewo­lu­owa­nych re­ak­cji che­micz­nych – znów czy­sta fi­zyczna ma­te­ria.

Je­dy­nie sprawa wy­ło­nie­nia się świa­do­mo­ści kryje się jakby w mro­kach śre­dnio­wie­cza. W jaki spo­sób my­ślimy? Czym jest owo „ja”, które wy­gląda na sprawcę my­śle­nia? Czy był­bym inny, gdy­bym uro­dził się w in­nych cza­sach, in­nym miej­scu lub w in­nym ciele? Do­kąd się prze­no­szę, kiedy za­sy­piam, śnię, umie­ram? Czy wszystko to bie­rze się z mo­jego mó­zgu, czy też je­stem po czę­ści du­chem zbu­do­wa­nym z od­ręb­nej sub­stan­cji my­śli?

Te drę­czące py­ta­nia prze­śla­do­wały nie­je­den do­cie­kliwy umysł. W 1580 roku fran­cu­ski hu­ma­ni­sta Mi­chel de Mon­ta­igne ża­lił się w jed­nym ze swych ese­jów, że nie znaj­duje żad­nej spój­no­ści w tym, co sta­ro­żytni my­śli­ciele pi­sali o na­tu­rze du­szy. Prze­czyli oni so­bie za­równo co do jej na­tury, jak i sie­dziby w ciele. „Hi­po­kra­tes i He­ro­fi­los lo­kują ją w ko­mo­rach mó­zgu, De­mo­kryt i Ary­sto­te­les wi­dzą ją roz­cią­gniętą w ca­łym ciele, Epi­kur w żo­łądku, sto­icy wkoło serca i w nim, Em­pe­do­kles we krwi; Ga­len są­dził, że każda część ciała ma wła­sną du­szę; Stra­ton umiesz­czał ją po­mię­dzy brwiami”[5].

Przez cały wiek XIX i XX kwe­stia świa­do­mo­ści le­żała poza ob­rę­bem nauk przy­rod­ni­czych. Uzna­wano ją za mgli­stą, słabo zde­fi­nio­waną do­menę, któ­rej su­biek­tyw­ność sta­now­czo prze­kre­śla sto­so­wa­nie obiek­tyw­nej me­tody eks­pe­ry­men­tal­nej. Przez wiele lat ża­den po­ważny ba­dacz nie ty­kał tego pro­blemu – snu­cie do­my­słów na te­mat świa­do­mo­ści było to­le­ro­wane je­dy­nie jako roz­rywka pod­sta­rza­łych uczo­nych. W pod­ręcz­niku Psy­cho­logy: the Science of Men­tal Life (Psy­cho­lo­gia: na­uka o ży­ciu men­tal­nym, 1962) oj­ciec psy­cho­lo­gii po­zna­nia Geo­rge Mil­ler za­pro­po­no­wał wpro­wa­dze­nie for­mal­nego za­kazu: „Świa­do­mość jest sło­wem wy­tar­tym przez mi­lion ję­zy­ków. (...) Może po­win­ni­śmy za­bro­nić uży­wa­nia go przez jedną lub dwie de­kady, póki nie opra­cu­jemy pre­cy­zyj­niej­szych ter­mi­nów w od­nie­sie­niu do kilku zna­czeń za­ciem­nia­nych obec­nie przez «świa­do­mość»”.

Za­kaz ten na­prawdę za­czął obo­wią­zy­wać. Kiedy by­łem na stu­diach pod ko­niec lat osiem­dzie­sią­tych, z za­sko­cze­niem od­kry­łem, że pod­czas ćwi­czeń nie po­zwa­lano nam uży­wać tego słowa. Oczy­wi­ście pro­sząc uczest­ni­ków eks­pe­ry­men­tów o ka­te­go­ry­zo­wa­nie przed­sta­wia­nych im ma­te­ria­łów lub two­rze­nie w ciem­no­ści men­tal­nych ob­ra­zów, wszy­scy w ta­kim czy in­nym uję­ciu ana­li­zo­wa­li­śmy świa­do­mość, lecz samo słowo po­zo­sta­wało tabu – nie po­ja­wiało się w żad­nej po­waż­nej pu­bli­ka­cji na­uko­wej. Na­wet kiedy w eks­pe­ry­men­tach wy­świe­tlano ob­razy na progu świa­do­mej per­cep­cji uczest­ni­ków, ba­da­cze nie dbali o to, by do­nieść, czy ochot­nicy zo­ba­czyli bo­dziec, czy nie. Z wy­łą­cze­niem kilku zna­mien­nych wy­jąt­ków[6] pa­no­wało ogólne prze­ko­na­nie, że ter­min „świa­do­mość” nie wnosi do psy­cho­lo­gii na­uko­wej ni­czego war­to­ścio­wego. W ro­dzą­cej się po­zy­tyw­nej na­uce po­znaw­czej (ko­gni­ty­wi­styce) ope­ra­cje umy­słowe miały być opi­sy­wane wy­łącz­nie w ka­te­go­riach prze­twa­rza­nia in­for­ma­cji oraz ich im­ple­men­ta­cji czą­stecz­ko­wej i neu­ro­nal­nej. Po­ję­cie świa­do­mo­ści ja­wiło się jako mgli­ste, zbędne i passé.

A po­tem, z koń­cem lat osiem­dzie­sią­tych, wszystko to się zmie­niło. Obec­nie pro­blem świa­do­mo­ści trak­tuje się jako na­czelny w neu­ro­nau­kach, roz­pala wy­obraź­nię, po­wstają wo­kół niego to­wa­rzy­stwa na­ukowe i fa­chowe pi­sma. Pro­wa­dzone ba­da­nia za­czy­nają się też w końcu od­no­sić do wy­zwań po­sta­wio­nych przez Kar­te­zju­sza, mię­dzy in­nymi tego, w jaki spo­sób mózg wy­twa­rza su­biek­tywny ogląd świata, któ­rym mo­żemy ela­stycz­nie ma­ni­pu­lo­wać oraz ko­mu­ni­ko­wać go in­nym. W książce tej przed­sta­wiam, jak do­szło do tej ra­dy­kal­nej prze­miany.

Wnik­nię­cie do świa­do­mo­ści

W mi­nio­nych dwu­dzie­stu la­tach ko­gni­ty­wi­styka, neu­ro­fi­zjo­lo­gia i ob­ra­zo­wa­nie mó­zgu przy­pu­ściły em­pi­ryczny szturm na świa­do­mość. W kon­se­kwen­cji za­gad­nie­nie to wy­zbyło się cha­rak­teru spe­ku­la­tyw­nego, a stało się przed­mio­tem po­my­sło­wo­ści eks­pe­ry­men­tal­nej.

W książce tej do­ko­nam bar­dzo szcze­gó­ło­wego prze­glądu stra­te­gii, która prze­obra­ziła py­ta­nie fi­lo­zo­ficzne w zja­wi­sko la­bo­ra­to­ryjne. Na do­ko­na­nie się tego po­zwo­liły trzy za­sad­ni­cze czyn­niki: sfo­mu­ło­wa­nie lep­szej de­fi­ni­cji świa­do­mo­ści, od­kry­cie, że świa­do­mość pod­lega ma­ni­pu­la­cji eks­pe­ry­men­tal­nej, oraz od­no­wie­nie po­sza­no­wa­nia su­biek­tyw­no­ści.

Słowo „świa­do­mość” sto­so­wane w co­dzien­nej mo­wie jest pełne nie­ostrych zna­czeń i obej­muje sze­roki za­kres zło­żo­nych zja­wisk. Dla­tego na­szym pierw­szym za­da­niem musi być upo­rząd­ko­wa­nie tego ob­szaru. Trzeba za­ry­so­wać kon­kretne gra­nice przed­miotu na­szego za­in­te­re­so­wa­nia, tak by można było pod­da­wać go pre­cy­zyj­nym eks­pe­ry­men­tom. Jak się prze­ko­namy, we współ­cze­snej ko­gni­ty­wi­styce wy­róż­nia się co naj­mniej trzy po­ję­cia w tym kon­tek­ście: czu­wa­nie – stan wy­ni­ka­jący z tego, czy za­snę­li­śmy, czy się obu­dzi­li­śmy; uwagę – sku­pie­nie za­so­bów umy­sło­wych na kon­kret­nej in­for­ma­cji; zda­nie so­bie z cze­goś sprawy, czyli do­stęp do świa­do­mo­ści – zda­rze­nie, w któ­rym część in­for­ma­cji ob­ję­tych uwagą osta­tecz­nie wnika do świa­do­mo­ści i staje się moż­liwa do za­ko­mu­ni­ko­wa­nia in­nym.

Będę prze­ko­ny­wał, że tym, co kwa­li­fi­kuje się jako au­ten­tyczna „świa­do­mość”, jest wła­śnie do­stęp do świa­do­mo­ści – ten pro­sty fakt, że zwy­kle, gdy znaj­du­jemy się w sta­nie czu­wa­nia, mo­żemy zdać so­bie sprawę z przed­miotu, na któ­rym po­sta­na­wiamy sku­piać uwagę. Nie wy­star­cza do tego ani samo czu­wa­nie, ani sama uwaga. Kiedy je­ste­śmy w pełni roz­bu­dzeni i uważni, nie­kiedy mo­żemy zo­ba­czyć ja­kiś obiekt i opi­sać swoje spo­strze­że­nia, a kiedy in­dziej nie, bo być może obiekt był zbyt nie­wy­raźny albo wy­świe­tlony tak bły­ska­wicz­nie, że po­zo­stał nie­wi­dzialny. W pierw­szym przy­padku ko­rzy­stamy z do­stępu do świa­do­mo­ści, w dru­gim nie (mimo że, jak się prze­ko­namy, mózg prze­twa­rza te in­for­ma­cje nie­świa­do­mie).

W nowo po­wsta­ją­cej na­uce o świa­do­mo­ści do­stęp ten jest do­brze zde­fi­nio­wa­nym zja­wi­skiem, od­ręb­nym od czu­wa­nia i uwagi. Po­nadto na­daje się do ba­da­nia la­bo­ra­to­ryj­nego. Znamy obec­nie dzie­siątki spo­so­bów, w ja­kie można umie­ścić bo­dziec na gra­nicy mię­dzy nie­po­strze­gal­no­ścią a po­strze­gal­no­ścią, nie­wi­dzial­no­ścią a wi­dzial­no­ścią, co po­zwala son­do­wać zmiany w mó­zgu wy­wo­ły­wane przez prze­kro­cze­nie tej gra­nicy.

Do­stęp do świa­do­mo­ści otwiera po­nadto bramę bar­dziej zło­żo­nym for­mom świa­do­mego do­świad­cze­nia. W co­dzien­nym ję­zyku czę­sto utoż­sa­miamy świa­do­mość z po­czu­ciem sie­bie, z tym, jak mózg wy­twa­rza nasz punkt wi­dze­nia – „ja”, które przy­gląda się oto­cze­niu z okre­ślo­nej per­spek­tywy. Świa­do­mość może też być re­ku­ren­cyjna; „ja” może pa­trzeć na sie­bie samo, ko­men­to­wać wła­sne po­stę­po­wa­nie, a na­wet wie­dzieć, kiedy cze­goś nie wie. Z przy­jem­no­ścią do­no­szę, że na­wet te aspekty świa­do­mo­ści wyż­szego rzędu mogą już być pod­da­wane eks­pe­ry­men­tom. Na­uczy­li­śmy się kwan­ty­fi­ko­wać w la­bo­ra­to­riach od­czu­cia i ko­mu­ni­katy „ja” za­równo w związku z jego ze­wnętrz­nym śro­do­wi­skiem, jak i nim sa­mym. Po­tra­fimy na­wet ma­ni­pu­lo­wać po­czu­ciem sie­bie, tak że lu­dzie do­świad­czają do­znań prze­by­wa­nia poza wła­snym cia­łem, pod­czas gdy leżą w apa­ra­cie do re­zo­nansu ma­gne­tycz­nego.

Nie­któ­rzy fi­lo­zo­fo­wie na­dal uwa­żają, że żadna z po­wyż­szych me­tod nie wy­star­cza do roz­wią­za­nia pro­blemu. Jego sedno tkwi we­dług nich w in­nym sen­sie po­ję­cia świa­do­mo­ści, który na­zy­wają „fe­no­me­no­wym” czy „zja­wi­sko­wym” (phe­no­me­nal awa­re­ness). Cho­dzi o wy­stę­pu­jące u każ­dego z nas in­tu­icyjne po­czu­cie, że wszyst­kie na­sze we­wnę­trze do­świad­cze­nia mają wła­sne ja­ko­ści, nie­po­wta­rzalne „qu­alia”, ta­kie jak do­sko­nała ostrość bólu zęba czy nie­zrów­nana zie­leń otwie­ra­ją­cego się li­ścia. Te we­wnętrzne ja­ko­ści nie mogą zo­stać, ich zda­niem, spro­wa­dzone do na­uko­wego opisu neu­ro­no­wego; ze swej na­tury są oso­bi­ste i su­biek­tywne, a tym sa­mym wy­my­kają się wer­bal­nemu ko­mu­ni­ko­wa­niu na ze­wnątrz. Nie zga­dzam się z tym jed­nak i będę prze­ko­ny­wał, że po­ję­cie świa­do­mo­ści fe­no­me­no­wej, od­ręb­nej od do­stępu do świa­do­mo­ści, jest ba­ła­mutne i pro­wa­dzi wprost na grzą­ską ścieżkę wio­dącą ku du­ali­zmowi. Po­win­ni­śmy za­cząć od tego, co pro­ste, i naj­pierw prze­ba­dać do­stęp do świa­do­mo­ści. Kiedy spre­cy­zu­jemy zaś, jak do­wolna in­for­ma­cja zmy­słowa może uzy­skać wstęp do umy­słu i stać się ko­mu­ni­ko­walna, wów­czas znik­nie pro­blem nie­wy­sła­wial­nych do­świad­czeń.

Wi­dzieć albo nie wi­dzieć

Do­stęp do świa­do­mo­ści jest sprawą zwod­ni­czo try­wialną. Rzu­camy okiem na ja­kiś przed­miot i po­zor­nie na­tych­miast uświa­da­miamy so­bie, jaki ma kształt, ko­lor i czym jest. Tym­cza­sem w tle tego po­strze­ga­nia prze­biega la­wi­nowa ak­tyw­ność mó­zgu, która an­ga­żuje mi­liardy neu­ro­nów wzro­ko­wych i może trwać pra­wie pół se­kundy, za­nim włą­cza się świa­do­mość. W jaki spo­sób prze­ana­li­zo­wać ten długi łań­cuch prze­twa­rza­nia da­nych? W jaki spo­sób orzec, która jego część od­po­wiada ope­ra­cjom czy­sto nie­świa­do­mym i au­to­ma­tycz­nym, a która pro­wa­dzi do świa­do­mego po­czu­cia, że wi­dzę?

W tym miej­scu ujaw­nia się drugi skład­nik no­wo­cze­snej na­uki o świa­do­mo­ści: mamy obec­nie bo­gate ak­ce­so­rium eks­pe­ry­men­talne do­ty­czące me­cha­ni­zmów świa­do­mego po­strze­ga­nia. W ostat­nich dwu­dzie­stu la­tach ko­gni­ty­wi­ści wy­kryli zdu­mie­wa­jąco wiele spo­so­bów ma­ni­pu­lo­wa­nia uświa­da­mia­niem so­bie bodź­ców. Na­wet drobna zmiana w aran­ża­cji eks­pe­ry­mentu może spra­wić, że bę­dziemy coś wi­dzieć albo nie. Można wy­świe­tlać słowo przez tak krótki mo­ment, że pa­trzący lu­dzie go nie za­uważą. Można z pre­me­dy­ta­cją prze­ła­do­wać scenę wi­zu­alną, tak że pe­wien ele­ment po­zo­sta­nie w niej cał­kiem nie­wi­doczny, po­nie­waż inne będą wciąż wy­gry­wać ry­wa­li­za­cję o świa­dome po­strze­ga­nie. Można także roz­pra­szać uwagę; jak wie każdy sztuk­mistrz, na­wet znaczny gest może się stać cał­ko­wi­cie nie­wi­doczny, je­żeli umysł wi­dza prze­kie­ruje się na inne tory. Poza tym można spra­wić, że twój wła­sny mózg bę­dzie ci ro­bił sztuczki: je­żeli każ­demu z dwojga oczu zo­staną za­pre­zen­to­wane od­mienne ob­razy, mózg bę­dzie mię­dzy nimi spon­ta­nicz­nie oscy­lo­wał, po­ka­zu­jąc ci je­den, a po­tem drugi, ale ni­gdy oba na­raz.

Ob­raz po­strze­gany (ten, który do­ciera do świa­do­mo­ści) i ob­raz prze­gry­wa­jący (który roz­pływa się w nie­by­cie) mogą się tylko mi­ni­mal­nie róż­nić pod wzglę­dem da­nych zmy­sło­wych na wej­ściu, ale w mó­zgu róż­nica ta zo­staje ewi­dent­nie wzmoc­niona, bo osta­tecz­nie czło­wiek jest w sta­nie opi­sać słow­nie tylko ten pierw­szy. Ce­lem ba­dań no­wej na­uki o świa­do­mo­ści jest usta­le­nie, gdzie do­kład­nie prze­biega to wzmoc­nie­nie.

Stra­te­gia two­rze­nia mi­ni­mal­nego kon­tra­stu eks­pe­ry­men­tal­nego mię­dzy po­strze­ga­niem świa­do­mym i nie­świa­do­mym sta­no­wiła klu­czową ideę, która sze­roko roz­warła drzwi do rze­komo nie­do­stęp­nego sank­tu­arium świa­do­mo­ści[7]. Z bie­giem lat od­kry­li­śmy wiele pre­cy­zyj­nie skon­stru­owa­nych kon­tra­stów eks­pe­ry­men­tal­nych, ta­kich że je­den układ pro­wa­dzi do świa­do­mej per­cep­cji, a drugi nie. Onie­śmie­la­jące swą roz­le­gło­ścią za­da­nie po­zna­nia taj­ni­ków świa­do­mo­ści zo­stało spro­wa­dzone do eks­pe­ry­men­tal­nego tro­pie­nia me­cha­ni­zmów mó­zgo­wych, które od­róż­niają re­ak­cje na dwa ze­stawy pró­bek, co jest kwe­stią zde­cy­do­wa­nie le­piej pod­da­jącą się ba­da­niu na­uko­wemu.

Włą­cze­nie su­biek­ty­wi­zmu do na­uki

Po­wyż­sza stra­te­gia ba­daw­cza była sto­sun­kowo pro­sta, opie­rała się jed­nak na kon­tro­wer­syj­nym kroku, który oso­bi­ście trak­tuję jako trzeci skład­nik no­wej na­uki o świa­do­mo­ści: na po­waż­nym trak­to­wa­niu su­biek­tyw­nych do­nie­sień. Nie wy­star­czało przed­sta­wić lu­dziom dwóch ty­pów bodź­ców wzro­ko­wych; eks­pe­ry­men­ta­tor mu­siał su­mien­nie no­to­wać, co uczest­nicy o nich uwa­żali. Kar­dy­nalne zna­cze­nie miała in­tro­spek­cja; ona leży u pod­staw zja­wi­ska, które za­mie­rza­li­śmy ana­li­zo­wać. Je­żeli eks­pe­ry­men­ta­tor wi­dział dany ob­raz, ale uczest­nik ba­da­nia ne­go­wał wi­dze­nie go, li­czyła się od­po­wiedź tego dru­giego – ob­raz na­le­żało uznać za nie­wi­doczny. Psy­cho­lo­dzy mu­sieli za­tem zna­leźć nowe spo­soby jak naj­bar­dziej ade­kwat­nego mo­ni­to­ro­wa­nia su­biek­tyw­nej in­tro­spek­cji.

Ten na­cisk na su­biek­ty­wizm był prze­wro­tem w psy­cho­lo­gii. U za­ra­nia XX wieku be­ha­wio­ry­ści, tacy jak John Bro­adus Wat­son (1878–1958), bru­tal­nie eks­mi­to­wali in­tro­spek­cję z na­uko­wej psy­cho­lo­gii:

Psy­cho­lo­gia, tak jak jest po­strze­gana przez be­ha­wio­ry­stę, sta­nowi czy­sto obiek­tywną, eks­pe­ry­men­talną ga­łąź nauk przy­rod­ni­czych. Jej ce­lem teo­re­tycz­nym jest prze­wi­dy­wa­nie i kon­trola za­cho­wa­nia. In­tro­spek­cja nie za­li­cza się do istot­nych skład­ni­ków jej me­to­do­lo­gii, a war­tość na­ukowa po­cho­dzą­cych z niej da­nych nie za­leży od ła­two­ści, z jaką pod­dają się one in­ter­pre­to­wa­niu w ka­te­go­riach świa­do­mo­ści[8].

Mimo że sam be­ha­wio­ryzm zo­stał osta­tecz­nie od­rzu­cony, po­zo­sta­wił po so­bie trwałe zna­mię: przez cały XX wiek wszel­kie od­wo­ła­nia do in­tro­spek­cji były w psy­cho­lo­gii trak­to­wane z naj­wyż­szą po­dejrz­li­wo­ścią. Będę jed­nak prze­ko­ny­wał, że to do­gma­tyczne sta­no­wi­sko jest cał­ko­wi­cie błędne. Utoż­sa­mia ono ze sobą dwie od­rębne sprawy: in­tro­spek­cję jako me­todę ba­daw­czą z in­tro­spek­cją jako źró­dłem da­nych. In­tro­spek­cji nie można za­ufać jako me­to­dzie ba­daw­czej[9]. Jest ja­sne, że nie mo­żemy li­czyć na to, iż lo­sowo wy­brane osoby po­wie­dzą nam, jak pra­cuje ich umysł; w in­nym wy­padku upra­wia­nie na­szej dys­cy­pliny by­łoby na­der pro­ste. Nie po­win­ni­śmy też trak­to­wać ich su­biek­tyw­nych do­świad­czeń zbyt do­słow­nie, jak na przy­kład wtedy, gdy opo­wia­dają o do­zna­niach wyj­ścia poza ciało i fru­wa­nia pod su­fi­tem albo spo­tka­nia się we śnie ze swoją zmarłą babką. Ale w pew­nym sen­sie na­wet ta­kim dzi­wacz­nym in­tro­spek­cjom na­leży się sza­cu­nek: o ile tylko przy­ta­cza­jący je lu­dzie nie kła­mią, re­la­cje te wiążą się z au­ten­tycz­nymi zda­rze­niami men­tal­nymi, które pro­szą się o wy­ja­śnie­nie.

Pra­wi­dło­wym po­dej­ściem jest uzna­wa­nie su­biek­tyw­nych do­nie­sień za su­rowe dane[10]. Czło­wiek, który re­la­cjo­nuje swoje do­zna­nie prze­by­wa­nia poza cia­łem, rze­czy­wi­ście czuje, jakby uno­sił się pod su­fi­tem, a my nie bę­dziemy dys­po­no­wać na­ukową wie­dzą o świa­do­mo­ści, do­póki po­waż­nie nie prze­ana­li­zu­jemy, dla­czego po­ja­wiają się ta­kie wra­że­nia. W kon­se­kwen­cji nowa na­uka o świa­do­mo­ści w ogrom­nym stop­niu wy­ko­rzy­stuje zja­wi­ska czy­sto su­biek­tywne, ta­kie jak złu­dze­nia wzro­kowe, błęd­nie po­strze­gane ob­razy, uro­je­nia i inne wy­twory wy­obraźni. Wła­śnie te zda­rze­nia po­zwa­lają nam od­róż­nić obiek­tywną sty­mu­la­cję fi­zyczną od su­biek­tyw­nej per­cep­cji, w re­zul­ta­cie zaś po­szu­ki­wać mó­zgo­wych ko­re­la­tów tej dru­giej, a nie pierw­szej. Ba­dacz świa­do­mo­ści jest za­chwy­cony, gdy wy­my­śla nowy po­kaz wi­zu­alny, który cza­sem bywa su­biek­tyw­nie wi­dziany, a cza­sem nie­wi­dziany, albo gdy wpada na nowy spo­sób pre­zen­ta­cji dźwię­ków, które raz by­wają zgła­szane przez czło­wieka jako sły­szalne, a kiedy in­dziej jako nie­sły­szalne. Je­śli tylko rze­tel­nie no­tu­jemy od­czu­cia uczest­ni­ków w każ­dej pró­bie, to po­praw­nie wy­ko­nu­jemy swoją pracę na­ukową, po­nie­waż mo­żemy dzięki temu po­gru­po­wać po­dej­ścia na świa­dome i nie­świa­dome, a po­tem po­szu­ki­wać cha­rak­te­ry­stycz­nych sche­ma­tów ak­tyw­no­ści mó­zgu, które je od­róż­niają.

Sy­gna­tury świa­do­mej my­śli

Te trzy czyn­niki – ak­cent na do­stęp do świa­do­mo­ści, ma­ni­pu­lo­wa­nie świa­do­mym po­strze­ga­niem oraz szcze­gó­łowe no­to­wa­nie in­tro­spek­cji – prze­obra­ziły ba­da­nie świa­do­mo­ści w nor­malną na­ukę eks­pe­ry­men­talną. Można wy­son­do­wać, w jak wiel­kim stop­niu ob­raz, który lu­dzie zgła­szają jako nie­zo­ba­czony, ule­gał w rze­czy­wi­sto­ści prze­twa­rza­niu w ich mó­zgu. Jak się prze­ko­namy, pod po­wierzch­nią świa­do­mego umy­słu do­ko­nuje się nie­zwy­kle in­ten­sywne prze­twa­rza­nie nie­świa­dome. Eks­pe­ry­menty z ob­ra­zami pod­pro­go­wymi do­star­czyły moc­nych pod­staw do po­zna­nia mó­zgo­wych me­cha­ni­zmów świa­do­mego do­świad­cze­nia. No­wo­cze­sne me­tody neu­ro­obra­zo­wa­nia dały nam moż­ność śle­dze­nia, jak da­leko bo­dziec może wnik­nąć do mó­zgu, po­zo­sta­jąc nie­świa­domy, i w któ­rym do­kład­nie miej­scu się za­trzy­muje, co jed­no­cze­śnie cha­rak­te­ry­zuje te sche­maty ak­tyw­no­ści neu­ro­no­wej, które wiążą się wy­łącz­nie ze świa­do­mym prze­twa­rza­niem.

Od pięt­na­stu lat[3*] mój ze­spół ba­daw­czy sto­suje wszyst­kie do­stępne mu na­rzę­dzia – od funk­cjo­nal­nego re­zo­nansu ma­gne­tycz­nego (fMRI) do elek­tro- i ma­gne­to­en­ce­fa­lo­gra­fii, a na­wet umiesz­cza­nych głę­boko w ludz­kim mó­zgu elek­trod – w celu zi­den­ty­fi­ko­wa­nia mó­zgo­wego pod­łoża świa­do­mo­ści. Po­dob­nie jak wiele in­nych la­bo­ra­to­riów na ca­łym świe­cie, rów­nież na­sze jest za­an­ga­żo­wane w sys­te­ma­tyczne eks­pe­ry­men­talne po­szu­ki­wa­nie wzor­ców ak­tyw­no­ści mó­zgo­wej, które po­ja­wiają się wtedy i tylko wtedy, kiedy czło­wiek do­znaje świa­do­mego do­świad­cze­nia; wzor­ców, które na­zy­wam „sy­gna­tu­rami świa­do­mo­ści”. Po­szu­ki­wa­nia te zo­stały zwień­czone suk­ce­sem. W jed­nym eks­pe­ry­men­cie po dru­gim po­ja­wiają się te same sy­gna­tury. Gdy czło­wiek uświa­da­mia so­bie ja­kiś ob­raz, słowo, liczbę czy dźwięk, zde­cy­do­wa­nej zmia­nie ulega wiele mar­ke­rów ak­tyw­no­ści jego mó­zgu. Ce­chy te są zna­mien­nie sta­bilne i ob­ser­wo­wane w trak­cie róż­no­rod­nej sty­mu­la­cji wzro­ko­wej, słu­cho­wej, do­ty­ko­wej i po­znaw­czej.

Em­pi­ryczne od­kry­cie od­twa­rzal­nych sy­gna­tur świa­do­mo­ści, które wy­stę­pują u wszyst­kich przy­tom­nych lu­dzi, sta­nowi za­le­d­wie pierw­szy krok. Na­stęp­nie trzeba opra­co­wać je od strony teo­re­tycz­nej. W jaki spo­sób te zna­miona po­wstają? Dla­czego wska­zują na świa­do­mość mó­zgu? Dla­czego tylko pe­wien stan mó­zgu wy­wo­łuje we­wnętrz­nie świa­dome do­świad­cze­nie? Na ra­zie ża­den na­uko­wiec nie może twier­dzić, że zna od­po­wie­dzi na te py­ta­nia, wszy­scy for­mu­łu­jemy jed­nak silne i te­sto­walne hi­po­tezy. Moi współ­pra­cow­nicy wy­pra­co­wali wraz ze mną teo­rię „glo­bal­nej neu­ro­no­wej prze­strzeni ro­bo­czej”, jak ją na­zy­wamy. Twier­dzimy, że świa­do­mość po­lega na glo­bal­nej trans­mi­sji in­for­ma­cji w ko­rze – wy­ła­nia się ona z sieci neu­ro­no­wej, któ­rej istotę sta­nowi roz­le­głe roz­pro­wa­dza­nie waż­nych in­for­ma­cji w od­le­głych re­jo­nach mó­zgu.

Fi­lo­zof Da­niel Den­nett zgrab­nie pod­su­mo­wuje to okre­śle­niem „fame in the brain” (dosł. sława w mó­zgu). Dzięki glo­bal­nej neu­ro­no­wej prze­strzeni ro­bo­czej mo­żemy za­cho­wy­wać w umy­śle do­wolną myśl, która wy­wiera na nas silne wra­że­nie, przez tak długi czas, jaki nam od­po­wiada, oraz spra­wić, że zo­sta­nie ona włą­czona do na­szych pla­nów na przy­szłość. W ten spo­sób świa­do­mość ma do ode­gra­nia kon­kretną rolę w ob­li­cze­nio­wej eko­no­mice mó­zgu – wy­biera, wzmac­nia i udo­stęp­nia okre­ślone my­śli.

Jaki ob­wód jest od­po­wie­dzialny za tę funk­cję trans­mi­syjną świa­do­mo­ści? Uwa­żamy, że świa­dome in­for­ma­cje roz­pro­wa­dza w mó­zgu szcze­gólny zbiór neu­ro­nów: ogromne ko­mórki, któ­rych dłu­gie ak­sony wę­drują przez całą korę, spa­ja­jąc ją w zin­te­gro­waną ca­łość. Kom­pu­te­rowe sy­mu­la­cje ta­kiej ar­chi­tek­tury po­zwo­liły na zre­pli­ko­wa­nie głów­nych re­zul­ta­tów na­szych eks­pe­ry­men­tów. Kiedy do­sta­tecz­nie wiele ob­sza­rów mó­zgu zga­dza się co do wy­so­kiego stop­nia waż­no­ści na­pły­wa­ją­cej in­for­ma­cji zmy­sło­wej, syn­chro­ni­zują się one w wiel­ko­ska­lo­wym ukła­dzie ko­mu­ni­ka­cji glo­bal­nej. Roz­le­gła sieć łą­czy się w wy­bu­chu wy­so­ko­po­zio­mo­wej ak­ty­wa­cji – a na­tura tej iskry wy­ja­śnia od­kryte przez nas em­pi­ryczne sy­gna­tury świa­do­mo­ści.

Choć prze­twa­rza­nie nie­świa­dome może być głę­bo­kie, do­stęp do świa­do­mo­ści do­daje do niego ko­lejną war­stwę czyn­no­ściową. Funk­cja trans­mi­syjna świa­do­mo­ści umoż­li­wia wy­ko­ny­wa­nie wy­jąt­kowo za­awan­so­wa­nych ope­ra­cji. Glo­balna neu­ro­nowa prze­strzeń ro­bo­cza stwa­rza wa­runki do eks­pe­ry­men­tów my­ślo­wych – czy­sto men­tal­nych ope­ra­cji, które mogą być ode­rwane od świata ze­wnętrz­nego. Dzięki temu mo­żemy prze­cho­wy­wać ważne dane w umy­śle przez do­wol­nie długi czas oraz prze­ka­zać je do­wol­nemu in­nemu pro­ce­sowi men­tal­nemu, co za­pew­nia umy­słowi ową ela­stycz­ność, któ­rej po­szu­ki­wał Kar­te­zjusz. Od kiedy in­for­ma­cja staje się świa­doma, może zo­stać pod­dana dłu­giemu cią­gowi ar­bi­tral­nych ope­ra­cji; nie jest już prze­twa­rzana na za­sa­dzie od­ru­cho­wej, lecz można ją ana­li­zo­wać i swo­bod­nie prze­kształ­cać. Dzięki zaś po­łą­cze­niom z ob­sza­rami ję­zy­ko­wymi lu­dzie mogą ją ko­mu­ni­ko­wać so­bie na­wza­jem.

Rów­nie fun­da­men­talną ce­chą glo­bal­nej neu­ro­no­wej prze­strzeni ro­bo­czej jest jej au­to­no­mia. Nie­dawne ba­da­nia wy­ka­zały, że mózg to miej­sce, w któ­rym za­cho­dzi in­ten­sywna ak­tyw­ność spon­ta­niczna. Nie­ustan­nie za­le­wają go glo­balne wzorce ak­tyw­no­ści, któ­rych źró­dłem nie jest świat ze­wnętrzny, lecz we­wnętrzny – oso­bliwa zdol­ność neu­ro­nów do sa­mo­ak­ty­wo­wa­nia się w czę­ściowo lo­sowy spo­sób. W efek­cie, wbrew Kar­te­zjań­skiej me­ta­fo­rze or­ga­nów, glo­balna neu­ro­nowa prze­strzeń ro­bo­cza nie funk­cjo­nuje na za­sa­dzie re­ak­tyw­nej (wej­ście-wyj­ście), cze­ka­jąc na bo­dziec, za­nim wy­pro­du­kuje wy­nik. Prze­ciw­nie, na­wet w cał­ko­wi­tej ciem­no­ści nie­prze­rwa­nie roz­pro­wa­dza glo­balne wzorce ak­tyw­no­ści neu­ro­no­wej, wy­wo­łu­jąc „stru­mień świa­do­mo­ści”, jak zwał go Wil­liam Ja­mes – wartką rzekę luźno po­wią­za­nych my­śli, kształ­to­wa­nych głów­nie przez sto­jące przed nami bie­żące za­da­nia i tylko z rzadka od­wo­łu­ją­cych się do sy­gna­łów pły­ną­cych ze zmy­słów. Kar­te­zjusz nie po­tra­fił wy­obra­zić so­bie ta­kiej ma­szyny, w któ­rej nie­ustan­nie pącz­kują in­ten­cje, my­śli i plany, na­da­jąc kształt za­cho­wa­niu. Tym­cza­sem w taki spo­sób po­wstaje we­dług mnie apa­rat ob­da­rzony „wolną wolą”, który sta­nowi od­po­wiedź na wy­zwa­nia Kar­te­zju­sza i za­czyna wy­glą­dać na do­bry mo­del świa­do­mo­ści.

Przy­szłość ba­dań nad świa­do­mo­ścią

Na­sza wie­dza o świa­do­mo­ści po­zo­staje na ra­zie na po­zio­mie ele­men­tar­nym. Co nas czeka w przy­szło­ści? Pod ko­niec książki wró­cimy do do­nio­słych py­tań fi­lo­zo­ficz­nych, dys­po­nu­jąc już so­lid­niej­szymi pod­sta­wami na­uko­wymi. Będę tam twier­dził, że co­raz lep­sze ro­zu­mie­nie świa­do­mo­ści po­może nam nie tylko roz­wi­kłać jedne z naj­więk­szych za­ga­dek do­ty­czą­cych nas sa­mych, ale rów­nież ra­dzić so­bie z trud­nymi de­cy­zjami spo­łecz­nymi, a na­wet roz­wi­jać nowe tech­no­lo­gie, które będą na­śla­do­wać moc ob­li­cze­niową ludz­kiego umy­słu.

Oczy­wi­ście wiele szcze­gó­łów po­zo­staje wciąż do od­kry­cia, lecz na­uka o świa­do­mo­ści już te­raz da­leko wy­kra­cza poza skromną hi­po­tezę. W za­sięgu ręki są za­sto­so­wa­nia lecz­ni­cze. W nie­zli­czo­nych szpi­ta­lach na ca­łym świe­cie ty­siące pa­cjen­tów w śpiączce lub sta­nie we­ge­ta­tyw­nym po uszko­dze­niach mó­zgu z po­wodu wy­lewu, wy­padku sa­mo­cho­do­wego czy przej­ścio­wego nie­do­tle­nie­nia tkwią w prze­ra­ża­ją­cej izo­la­cji, unie­ru­cho­mieni i po­zba­wieni zdol­no­ści mowy. Czy kie­dy­kol­wiek od­zy­skają przy­tom­ność? A może nie­któ­rzy z nich już w tej chwili są świa­domi, ale po­zo­stają „za­klesz­czeni” w bez­wład­nym ciele i nie­zdolni nam tego za­sy­gna­li­zo­wać. Czy zdo­łamy im po­móc dzięki wy­ko­rzy­sta­niu ba­dań ob­ra­zo­wych mó­zgu do mo­ni­to­ro­wa­nia świa­do­mych do­świad­czeń czło­wieka w cza­sie rze­czy­wi­stym?

W moim la­bo­ra­to­rium opra­co­wuje się obec­nie nowe wszech­stronne te­sty, które za­czy­nają wia­ry­god­nie in­for­mo­wać o tym, czy dana osoba jest świa­doma, czy nie. Wie­dza o obiek­tyw­nych sy­gna­tu­rach świa­do­mo­ści za­czyna być wy­ko­rzy­sty­wana w kli­ni­kach w róż­nych kra­jach, a nie­ba­wem rzuci też świa­tło na to, czy i od kiedy świa­dome są nie­mow­lęta. Oczy­wi­ście żadne od­kry­cia na­ukowe nie zmie­nią „jest” w „ma być”, lecz je­stem prze­ko­nany, że je­śli bę­dziemy umieli obiek­tyw­nie wy­kry­wać obec­ność su­biek­tyw­nych od­czuć u pa­cjen­tów czy nie­mow­ląt, bę­dziemy mieli prze­słanki do po­dej­mo­wa­nia lep­szych de­cy­zji etycz­nych.

Inne fa­scy­nu­jące pole za­sto­so­wań na­uki o świa­do­mo­ści wiąże się z tech­no­lo­giami ob­li­cze­nio­wymi. Czy zdo­łamy imi­to­wać ob­wody mó­zgowe in si­lico? Czy ak­tu­alny stan wie­dzy po­zwala nam na skon­stru­owa­nie świa­do­mego kom­pu­tera? Je­żeli nie, to czego bra­kuje? W miarę do­sko­na­le­nia teo­rii świa­do­mo­ści moż­liwe po­winno się stać two­rze­nie sztucz­nych ar­chi­tek­tur chi­pów elek­tro­nicz­nych, które będą na­śla­do­wały dzia­ła­nie świa­do­mo­ści w praw­dzi­wych neu­ro­nach i ob­wo­dach mó­zgo­wych. Czy na­stęp­nym kro­kiem bę­dzie kom­pu­ter świa­domy wła­snej wie­dzy? Czy mo­żemy ob­da­rzyć go po­czu­ciem toż­sa­mo­ści, a na­wet do­świad­cza­niem wol­nej woli?

Za­pra­szam na wy­prawę w głąb taj­ni­ków na­uki o świa­do­mo­ści, która na­daje ko­lejny, głę­boki sens del­fic­kiemu we­zwa­niu „Po­znaj sie­bie”.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Źró­dła ilu­stra­cji

Ilu­stra­cja 1: © Mi­ni­stère de la Cul­ture – Média­thèque du Pa­tri­mo­ine, Dist. RMN-Grand Pa­lais / image IGN.

Przy­pisy

Wstęp. Tkanka my­śli

[1] Jo­uvet 1999, s. 169–171.
[2] Da­ma­sio 1994.
[3] Ja­mes 1890, rozdz. 5.
[4] In­nym czyn­ni­kiem była też nie­wąt­pli­wie obawa przed wej­ściem w kon­flikt z Ko­ścio­łem. Kar­te­zjusz miał za­le­d­wie cztery lata, gdy na sto­sie spło­nął Gior­dano Bruno, a trzy­dzie­ści sie­dem, kiedy w 1633 roku po­dob­nego losu tylko o włos unik­nął Ga­li­le­usz. Dla­tego pie­czo­ło­wi­cie za­dbał o to, by jego wiel­kie dzieło Le monde (Świat), w któ­rym za­warty był wy­soce re­duk­cjo­ni­styczny tekst L’homme (Czło­wiek), po­zo­stało nie­opu­bli­ko­wane za jego ży­cia. Wy­dano je do­piero w 1664 roku, długo po jego śmierci w roku 1650. Wcze­śniej po­ja­wiły się tylko frag­men­ta­ryczne alu­zje w Roz­pra­wie o me­to­dzie (1637) oraz Na­mięt­no­ściach du­szy (1649). Warto do­dać, że fi­lo­zof po­praw­nie oce­nił sy­tu­ację: w 1663 roku Sto­lica Apo­stol­ska ofi­cjal­nie umie­ściła jego dzieła w In­dek­sie ksiąg za­ka­za­nych. To­też na­cisk na nie­ma­te­rial­ność du­szy u Kar­te­zju­sza mógł, przy­naj­mniej czę­ściowo, mieć cha­rak­ter fa­sa­dowy w celu za­dba­nia o oso­bi­ste bez­pie­czeń­stwo.
[5] Mi­chel de Mon­ta­igne, The Com­plete Es­says, t. 2, przekł. ang. Mi­chael An­drew Scre­ech, Pen­guin, New York 1987, s. 12.
[6] Np. Po­sner, Sny­der 1975/2004; Shal­lice 1979; Shal­lice 1972; Mar­cel 1983; Li­bet, Al­berts, Wri­ght, Fe­in­stein 1967; Bi­siach, Luz­zatti, Per­ani 1979; We­iskrantz 1986; Frith 1979; We­iskrantz 1997.
[7] Ba­ars 1989.
[8] Wat­son 1913.
[9] Nis­bett, Wil­son 1977; Jo­hans­son, Hall, Sik­strom, Ols­son 2005.
[10] Fi­lo­zof Da­niel Den­nett na­zywa ta­kie po­dej­ście „he­te­ro­fe­no­me­no­lo­gią” (Den­nett 1991).
[1*] Cy­taty z Kar­te­zju­sza po­cho­dzą z Trak­tatu o czło­wieku, na­pi­sa­nego w la­tach 1632–1633, a pier­wot­nie opu­bli­ko­wa­nego w 1662 roku. An­giel­skie tłu­ma­cze­nie: De­scar­tes 1985. (Na tej pod­sta­wie mój pol­ski prze­kład – przyp. tłum.)
[2*] Słynna ry­mo­wana for­muła au­tor­stwa ka­na­dyj­skiego neu­ro­fi­zjo­loga Do­nalda Hebba (1904–1985). W wol­nym tłu­ma­cze­niu: „neu­rony, które ra­zem od­pa­lają, we­spół się spla­tają” (przyp. tłum.).
[3*] Książka po­wstała w 2013 roku (przyp. tłum.).