Świat według Jo. Tom III - Ewa Zienkiewicz - ebook

Świat według Jo. Tom III ebook

Ewa Zienkiewicz

0,0
57,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

ROMANTYCZNE PRZYGODY JO W ŚWIECIE, KTÓRYM RZĄDZĄ KOBIETY.

Po kilkuletniej nieobecności w Katalonaju Jo wraca do swej przybranej ojczyzny. Towarzyszy jej Niru, młody serrański arystokrata, w którym jest zakochana. Długa tułaczka pełna przygód i śmiertelnych niebezpieczeństw sprawiła, że oboje marzą tylko o jednym: by choć przez chwilę móc nacieszyć się spokojem domowego ogniska. Piękna posiadłość nieopodal rodzinnej siedziby Sigony, przyjaciółki z dawnych czasów, wydaje się idealnym miejscem do stworzenia zacisznego gniazdka.

Sielanka trwa przez rok. Później w wyniku brutalnego napadu Niru zostaje uprowadzony.

Zrozpaczona Jo postanawia zrobić wszystko, by go odnaleźć. Przemierzając z karawaną pustynię i dżunglę, po raz kolejny będzie musiała użyć całego swojego sprytu i inteligencji, by wyplątać się z politycznych intryg i uniknąć śmierci z rąk bezwzględnych wrogów.

Jednak czy miłość okaże się warta wszystkich poświęceń, na które szykuje się Jo?

– Rano dostarczono nam numerki audiencyjne na dzisiaj, za godzinę od teraz – rozzłościła się Sigona.
– Pałacowe nieporozumienie, pomyłka administracyjna – roześmiała się Anmud.
– Musimy to wyjaśnić. Pojedź z nami do pałacu, a potem razem wrócimy do domu.
Anmud niechętnie wykręciła w kierunku pałacu. Znów ruszyłyśmy z tłumem na plac Parad. Sigona najpierw złorzeczyła królowej pod nosem, a następnie zacięła się w milczeniu. Nagle zjechała z trasy i zatrzymała tsynkę.
– Pokaż swoją tabliczkę – powiedziała i ułożyła obie tabliczki na dłoni.
Podważyła wymienialne płytki z nazwiskiem i zajrzała na spód. Rysy jej twarzy stężały.
– Wracamy do domu! – wrzasnęła w kierunku Anmud. – Zawracaj, Anmud! – Zatoczyła ręką krąg. – To fałszywka, oryginalne tabliczki mają spód z jaspisu! – zawołała zdenerwowana.


Kategoria wiekowa: +18

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 734

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dedykuję mojemu mężowi Tomkowi oraz naszym najwspanialszym czasom w historii świata.

Każdy myśli, że wie, o czym mówi, dopóki sam nie dostanie w łeb!

Jokasa Syname Emeria Nargen na temat miłości

CZĘŚĆ PIERWSZA

Rok spokojnego życia

Powrót

Dom Sigony był obszerny i wygodny.

Z przyjemnością oglądałam typowy dla Katalonaju wystrój pokoju biesiadnego. Czerwień ścian rozjaśniały akwarele przedstawiające czaple, bambusy i kwiaty, delikatnie nakreślone na białym tle. W narożnikach pod sufitem spotykały się czarne linie geometrycznych wzorów. Przez okna z matowego papieru przebłyskiwały lampiony oświetlające dziedziniec.

– Cudownie jest znaleźć się z powrotem w kraju – westchnęłam.

Wyciągnęłam leniwie nogi przed siebie, splotłam dłonie za głową i odpoczywając po podróży, chłonęłam zapachy Dalekiego Wschodu. Woń potraw, perfum, kadzidełek, kolory i otaczające odgłosy potwierdzały, że nareszcie dotarłam do kresu swojej wędrówki.

Przy niskim stole zastawionym potrawami i winem zasiadały Sigona, Ramlin i Arszenik – wszystkie skośnookie i czarnowłose. Po kilkuletniej nieobecności w Katalonaju pierwszy raz spotkałam trzy przyjaciółki, z którymi spędziłam znaczną część życia jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności[1]. Byłam zaledwie piętnastolatką, kiedy na skutek pomyłki porwały mnie i wpakowały w tarapaty, z których nie wygrzebałam się właściwie do dziś. Mimo to przez lata pełne śmiertelnych niebezpieczeństw stały się dla mnie najbliższymi osobami, niemal rodziną.

Przez niedomknięte rozsuwane drzwi do pomieszczeń gospodarczych dostrzegłam ładną twarz i zgrabną sylwetkę Jaśmina. Krzątał się przy pracy obwieszony trójką maluchów nieodstępujących taty na krok.

– Jak to możliwe Sigona, że Miś, Lis i Vihan są dziećmi Jaśmina, ale nie twoimi?

– Nie są biologicznymi dziećmi Jaśmina.

– Mówią do niego tato, więc czyje one są?

Sigona, najstarsza z obecnych, wielka i budząca respekt swoim wyglądem, znana była w środowisku agentek pod przydomkiem „Nagła Śmierć”. Na jednym oku miała czarną opaskę, a na głowie niewielki czarny turban przylegający do włosów przyciętych na wysokości smukłej szyi. Z sarkastycznym uśmieszkiem błąkającym się na ustach siedziała na niskiej ławie z oparciem, jak zwykle obejmując ramieniem zgiętą nogę. W domu nie ubierała się po katalonajsku – nosiła czarne szarawary i długą, beżową koszulę, a jedyną biżuterię stanowił ulubiony naszyjnik. „Z kości wrogów” – pomyślałam z przerażeniem, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam. Czarne czaszki wytatuowane na przedramionach nad dłońmi nie wyglądały jak ozdoba, lecz jak ostrzeżenie.

– Rok temu Arszenik przywiozła do nas całą trójkę i zostawiła.

– Są dziećmi Arszenik?

– Ha, ha. Wyobrażasz sobie Arszenik jako matkę? – Sigona zgięła się wpół ze śmiechu.

Arszenik z wyrazem oburzenia na pięknej twarzy wzruszyła ramionami.

Jak zwykle ubrana była z najwyższą starannością. Tym razem w eleganckie, białe, jedwabne kimono podkreślające koloryt czarnych brwi i czerwień ust. Długie włosy, od kiedy ją pamiętałam, związywała w koński ogon. Wzrostem i siłą niemal dorównywała Sigonie, chociaż rozumem pozostawała daleko w tyle. Była najmłodszą z trzech koleżanek pracujących dla królowej Yen XXI jako tajne, czasami skrytobójcze agentki.

– Skąd przywiozłaś te maluchy?

– Z Mongaju – wyjaśniła. – Miałam tam zlecenie. Kiedy przybyłam na miejsce, zastałam pusty dom i same trupy. Jedynymi żyjącymi osobami byli Miś, Lis i Vihan. Co miałam zrobić? Wzięłam kurduple ze sobą i po cichu wróciłam do kraju.

– Kim są ich rodzice? Nie wyglądają ani na Katalonajczyków, ani nawet na Mongajczyków.

– Nawet nie na Mongajczyków?! – wykrzyknęła dramatycznie Sigona.

Nie dałam się zwieść jej scenicznym wygłupom. Sigona była atrakcyjną kobietą, doświadczoną w walce i cieszącą się najwyższym autorytetem. Słuszny wzrost i siła bijąca z groźnej sylwetki wzbudzały respekt, dlatego ludzie z powagą traktowali wszystkie jej słowa.

– Nie zgrywaj wariatki, Sigona, na kilometr widać ich ciemniejszą cerę i kręcone włosy.

– Przez rok niczego nie udało się ustalić – wyjaśniła Arszenik. – Prawdopodobnie to dzieciaki służby, przypadkiem pozostawione w pokojach dworskich.

– Dworskich? Kogo dotyczyło twoje zlecenie?

– Wysoko postawionej konfidentki szpiegującej na niekorzyść Katalonaju.

– Nikt ich nie szukał?

– Nikt. Naleweczki czy winka? – spytała Sigona.

– Adoptowałaś je?

– Znasz zasady: póki jestem w czynnej służbie, nie mogę mieć męża ani dzieci. Ale Jaśmin się uparł i je adoptował. Nieoficjalnie. Wiesz, jacy są mężczyźni – każdy tylko marzy, żeby zostać ojcem. Czują się wtedy spełnieni, a ich pozycja w domu zostaje ugruntowana.

– Jak to znosisz?

– Mnie również te maluchy oczarowały. Lis, Miś i Vihan Khan. Takie imiona miały wypisane po mongajsku na ubrankach. – Sigona parsknęła śmiechem. – Nie masz pojęcia, jak potrafią rozśmieszyć.

– Nawet uszy mają śmieszne – potwierdziła Arszenik, pociągając w dół płatki swoich uszu.

– Arszenik wpada, kiedy tylko może, żeby się z nimi pobawić, a Ramlin zupełnie oszalała na ich punkcie. Pamiętasz, jaka jest rodzinna – kontynuowała z dumą Sigona.

Ramlin wyszczerzyła zęby w szokującym, niebieskim uśmiechu. Niewysoka, pulchna, dobroduszna, z czarnymi włosami zebranymi w koczek w siateczce, wzbudzała zaufanie i sympatię. Nikomu nie wydawała się groźna, a pozorna słabość i przeciętność były w tym przypadku najcenniejszą bronią. Lista jej grzechów opasłaby ziemię. Pochodziła z mafijnego klanu zabójczyń bardzo ceniących wartości rodzinne. Jej ród zamieszkiwał górską prowincję Cing, gdzie kobiety barwią zęby na kolor ultramaryny.

– Ramlin, specjalnie dla ciebie przywiozłam unikatowe zapiski doświadczonej afrabskiej trucicielki. Może znajdziesz w nich coś użytecznego.

– A co masz dla mnie? – zagadnęła Sigona.

– Krótki sabatrzański miecz. Używają go sabatry* walczące na arenach w śmiertelnych pojedynkach.

– Oryginalny?

– Absolutnie. Jeszcze splamiony krwią.

– Żartownisia.

– To prezent z pozdrowieniem od sabatr, moich przyjaciółek.

– Zabijanie na arenie w Katalonaju jest prawnie zakazane.

– Mieszkałam na wyspie, gdzie nie obowiązywało żadne prawo.

– Nauczyłaś się w końcu władać mieczem?

– Niestety nie. Ale wygrałam spektakularny pojedynek z naprawdę potężną sabatrą, z odległości powalając ją na ziemię celnym rzutem maczugi w głowę.

– Buua-ha-ha! – Arszenik opluła winem białe kimono.

– Od kiedy cię znam, zawsze stosowałaś niekonwencjonalne metody. – Sigona pokręciła głową z rozbawieniem.

– Jak ktoś jest kurduplem sięgającym mi zaledwie do ramienia, musi stosować najkombencjonalne metody. – Arszenik próbowała zetrzeć wino z kimona, ale tylko powiększyła czerwoną jak krew plamę na brzuchu.

Natychmiast pojawiła się pokojówka Lan w lawendowym kaftanie, z ukłonem podała jej ręcznik oraz sól do posypania plamy i zebrała używane talerze. Lo, druga pokojówka, również ubrana w kaftan koloru lawendy, rozstawiła na stole miseczki z deserem. Domyśliłam się, że te dwie kobiety średniego wzrostu, szczupłe, ale silne, wyglądające prawie identycznie, są perfekcyjnymi służącymi, milanami*, które usługiwały Sigonie od lat.

– Dla ciebie, Arszenik, przywiozłam piękną książkę historyczną.

– Książkę? Drukowane ledwo czytam. Na głowę upadłaś? Trraklrs whhak*!

– Żartuję. Dostaniesz zgrabny i twarzowy serrański hełm, dobry do lekkiej walki. Możesz w nim też brylować przed chłopakami, bo ma przeplecioną czerwoną, miedzianą wstęgę i da się dopasować kolorem do kimona. Na razie cały bagaż zostawiłam w powozie, który stoi na twoim dziedzińcu, Sigona.

– Bardzo dziękuję za prezent. Walczyłaś na arenie, ale założę się, że jeszcze nikogo nie zabiłaś, co? – spytała drwiąco Arszenik.

– Mam nadzieję, że nie, chociaż do końca nie jestem pewna.

– Jak można nie wiedzieć, czy ktoś jest trupem, czy nie?

– Trafiłam z małej kuszy powtarzalnej jedną kobietę w oko, a drugą w szyję. Ale nie wiem, czy by to przeżyły, bo zanim doszły do siebie, Niru zdekapitował je tasakiem.

– Tasakiem?! – krzyknęły wszystkie trzy.

– Ten chłopak, którego przywiozłaś ze sobą i który teraz w kuchni z Jaśminem talerze układa, ściął komuś głowę?

– Był w szoku. Dwie potworne kreatury przez pół dnia torturowały na jego oczach naszego przyjaciela, a jemu obiecały, że też go zabiją. Na szczęście przybyłam na czas i obezwładniłam je strzałami z kuszy.

– W niezły bajzel trafiłaś w tych euredeńskich krainach.

– Nie zawsze było źle. W międzyczasie pracowałam jako lekarka, poznałam sympatycznych ludzi, kilku fajnych chłopaków, śpiewaliśmy, tańczyliśmy.

– Widzę, młoda, że dorosłaś – pochwaliła mnie Sigona, do której dotarło, że nie byłam już naiwną nastolatką, jaką zapamiętała. – Mam nadzieję, że zanocujesz u mnie i będziemy swobodnie pić do późna w nocy… Zanocujecie z Niru, oczywiście – poprawiła się natychmiast.

– Ale ten chłopak nie jest twoim mężem? – wypytywała wścibska jak zwykle Ramlin.

Spóźniła się na spotkanie i nie słyszała początku opowieści o tym, jak Niru, młody serrański arystokrata, trafił ze mną do Katalonaju.

– Jest jej bliskim przyjacielem – wyjaśniła pośpiesznie Arszenik z głupawym uśmieszkiem wskazującym, że przystojny i urodziwy Niru zrobił na niej bardzo pozytywne wrażenie. – Nadzwyczaj bliskim. Hm, jeśli dobrze zrozumiałam.

Arszenik miała wielką słabość do mężczyzn. Młodość i niezwykła uroda pozwalały jej na liczne przygody miłosne. Nie była przy tym specjalnie wybredna. Lubiła szybkie i łatwe podboje, czasami dla pikanterii z narażeniem życia. Szczególnie w krajach afrabskich nieraz musiała skakać przez mury, uciekając przed zazdrosną i uzbrojoną żoną.

– Wynikł poważny problem z mieszkaniem – wymamrotałam zawstydzona. – Właściwie to nie mamy gdzie się podziać, zanim nie załatwię jakiejś kwatery albo pokoju w zajeździe.

– Zostań u mnie – zaproponowała Sigona.

– Zamieszkajcie z nami! Mamy dwa wolne pokoje! – zawołały razem Arszenik i Ramlin.

– Kiedy po opuszczeniu statku z całą delegacją jechaliśmy do stolicy, przyszło powiadomienie od majordomy z pałacu, że nie mogą posprzątać i odświeżyć mojego pałacowego apartamentu, ponieważ Anmud wyjechała do Losayu, a nikt inny nie ma klucza – wyjaśniłam. – Będą czekać, aż otworzę drzwi. Na czas sprzątania przygotują mi inny pokój w zachodnim skrzydle. Ale same rozumiecie, że nie miałam ochoty zjawiać się w pałacu razem z nieznanym nikomu mężczyzną pod nieobecność Anmud. W dodatku ja też nie mam klucza! Większość rzeczy osobistych zniknęła po obrabowaniu naszego statku przez piraty.

– Zaraz, Jo, czyli nie byłaś jeszcze w pałacu, ponieważ obawiasz się, że to Niru stanowi problem?! – spytała ze wzburzeniem Sigona.

– Nie byłaś jeszcze w pałacu?! – wykrzyknęły razem Ramlin i Arszenik.

– No a kiedy? Cały nasz bagaż, który przywieźliśmy, znajduje się w powozie stojącym teraz na dziedzińcu. Dwadzieścia parę dni zajęło nam dotarcie z portu Ongin do stolicy, bo bez przerwy lało jak z cebra, jako że w tym katalonajskim kraju macie porę deszczową. Dlatego poprosiłam o możliwość skorzystania z twojej łazienki, Sigona, żeby się wykąpać, odświeżyć i przebrać po podróży.

– Pochlebiasz mi, Jo, że zaraz po zejściu ze statku przejechałaś galopem połowę Katalonaju i zjawiłaś się u mnie. Ale czy nie uważasz, że najpierw powinnaś razem z delegacją królewską i kapitaną statku zameldować się w pałacu, paść przed królową na kolana i błagać o przebaczenie?

– O przebaczenie? Dlaczego?

– Wypłynęłyście w łatwy dwumiesięczny rejs na wyspę Kerydę przepiękną dżonką o nazwie „Królewska Ważka”, klejnotem morskiej floty Katalonaju. Miałyście zrealizować zamówienie królowej Yen na luksusowe produkty. A wracacie po czterech latach z połową ludzi, zdezelowaną krypą, zniszczoną i ograbioną przez piraty, w dodatku bez zamówionych towarów. I uważasz, że królowa przyjmie was z otwartymi ramionami?

– Chyba się ucieszy, że w ogóle wróciłyśmy. Słowo daję, uwierzcie mi, ledwo uszłyśmy z życiem!

– Twój optymizm mnie powala, dziewczyno. Oczywiście, że kiedy rozeszły się wieści o waszym cudownym ocaleniu, wszyscy byli zachwyceni i z niecierpliwością oczekiwali na powrót bohaterek. A już najbardziej Ce Ming, admirała królewskiej floty, bo kochała Królewską Ważkę jak własną córkę. Ale kiedy z portu w Ongin przyszły listy opisujące totalnie zrujnowany stan dżonki, wściekła się i przeklęła waszą wyprawę!

– Naszą tajną misją było podpisanie umowy z gubernatorą wyspy Kerydy na zakup aldarytu, najnowocześniejszego na świecie materiału wybuchowego i tę misję z sukcesem wypełniłyśmy! Przyrzeczenie zakupu poleciało pocztą lotną do królowej Yen cztery lata temu, a aldaryt miał być dostarczony do Katalonaju po sześciu miesiącach! – powiedziałam z dumą.

– No i z pewnością dotarł, bo rzeczywiście stosujemy aldaryt – potwierdziła Arszenik. – Ale żeby pochodził z Kerydy? Nigdy o tym nie słyszałam.

– Chyba pod waszą nieobecność ktoś inny zgarnął nagrodę za tę genialną misję – zauważyła kwaśno Ramlin.

– Pozostało ci jedynie czołgać się przed królową i błagać o darowanie winy – podsumowała Sigona.

W młodości ukształtował mnie euredeński system rozumowania, który był bardzo odległy od wiernopoddańczego pojmowania świata przez Katalonajczyków. Tutaj różnice między ludźmi o innych pozycjach społecznych sięgały głębiej niż górskie przepaści. A sposób demonstrowania uniżonego szacunku, posłuszeństwa i pokory był tak przesadny, że aż zakrawał na masochizm.

– Nie wierzę własnym uszom, kyurrsan*! – zaklęłam.

– Toczy się postępowanie wyjaśniające w waszej sprawie. Słyszałam, że termin rozprawy wyznaczono pod koniec przyszłego kwartału. Traficie przed sąd za niesubordynację i zniszczenie dżonki będącej królewską własnością. Mogą was obciążyć kosztami remontu, zamknąć w więzieniu, a w najgorszym przypadku skazać na śmierć – wygarnęła bez ogródek Ramlin.

– Przecież ja byłam tylko tłumaczką i lekarką naszej delegacji handlowej!

– Dlatego musisz przygotować dobre usprawiedliwienie, Jo. Najlepiej będzie, jeśli przekonasz królową Yen oraz sąd, że twoja nieobecność w pałacu przyniesie królowej jakąś wielką osobistą korzyść. Na przykład nowo poznaną za granicą cudowną kurację lub uzdrawiające lekarstwo specjalnie dla niej. Przemyśl to, dziewczyno – doradziła Ramlin.

– Straciłam ponad cztery lata życia na poniewierce w Serranie właśnie z winy królowej, która wysłała mnie w ten niby bezpieczny rejs! – oburzyłam się.

– Księżne i królowe są podlejsze niż dzikie psy. Dla kaprysu rozszarpią cię i zakopią żywcem – wtrąciła ponuro Arszenik. – Zawsze to powtarzam.

Porada Ramlin brzmiała dziwacznie, ale z pewnością była trafna. Ramlin słynęła ze sprytu, a rozum był jej najcelniejszą bronią. Kazała mi przemyśleć sprawę. I tak zamierzałam uczynić.

– Sąsiedni dom, przylegający z prawej strony do mojego, stoi pusty – odezwała się nagle Sigona. – Kupiłam go pół roku temu. Możecie w nim mieszkać tak długo, jak tylko zechcecie.

– Sigona, ile ty właściwie masz domów w Katalonaju? – spytała podejrzliwie Ramlin.

– W stolicy tylko te dwa – padła wymijająca odpowiedź.

– Pójdziemy go obejrzeć? – Arszenik w białym kimonie krwawo poplamionym winem poderwała się gotowa do wyjścia.

– Chodźmy – zgodziła się Sigona. – Pogadam ze służbą, niech wam przygotują jakieś pomieszczenie na nocleg w nowym domu.

[1] Wyjaśnienia nazw, terminologii i zasad obowiązujących w świecie Jo znajdują się na końcu książki.

Wymarzony dom Niru

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Nakładem Wydawnictwa Novae Res ukazały się również:

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
CZĘŚĆ PIERWSZA. Rok spokojnego życia
Powrót
Wymarzony dom Niru
Perypetie pałacowe
Rozrywki i podboje
Zabójstwo i uprowadzenie
Wyjazd
CZĘŚĆ DRUGA. Krótka przerwa na politykę
Księżna Nargen
Tiganaj
Pułapka
Narodziny bogini
Żenująca sytuacja
CZĘŚĆ TRZECIA. To tylko seks
Karawana
Rabunek i seksowna tajemnica
Hanse
Yonse i seksualna gorączka
Miłość i seks
CZĘŚĆ CZWARTA. Życie w Yonse
Mahdżu
Niru i Hanse
Zdrada i wdowi stos

Świat według Jo. Tom III

ISBN: 978-83-8313-780-3

© Ewa Zienkiewicz i Wydawnictwo Novae Res 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Marzena Kwietniewska-Talarczyk

KOREKTA: Anna Grabarczyk

OKŁADKA: Wiola Pierzgalska

ILUSTRACJE: Alicja Marczyk

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek