10,99 zł
Merry Ingles przyjmuje zlecenie od właściciela biura podróży Giovanniego Cannavary. Jej zadaniem ma być spełnianie życzeń pasażerów luksusowego pociągu, który w ciągu kilku dni przewiezie ich na Boże Narodzenie z Paryża do Szwajcarii. Giovanni, po pierwszych wpadkach Merry, powątpiewa w jej zdolności. Wkrótce jednak zauważa w tej przeciętnej na pozór dziewczynie talent. Coraz bardziej też pociąga go jako kobieta…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 139
Michelle Smart
Świąteczny pociąg
Tłumaczenie:
Monika Łesyszak
Tytuł oryginału: Unwrapped by Her Italian Boss
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2021
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2021 by Michelle Smart
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-276-9981-7
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
Merry Ingles brnęła ze swojej kwatery przez świeży śnieg, naciągając wełnianą czapkę na zmarznięte uszy. Gęste chmury, które przesłaniały gwiazdy nocą, rankiem odsłoniły błękitne niebo nad szwajcarskimi Alpami. Każdy oddech formował kłęby pary w lodowatym powietrzu. Stojący wyżej piękny, majestatyczny hotel Haensli górował nad okolicą. Po trzech latach pracy Merry nadal zachwycał poranny widok.
Dziesięć minut później z niecierpliwością czekała na filiżankę gorącej czekolady, która rozgrzeje zlodowaciałe policzki. Nagle spostrzegła portiera z zapakowaną w siatkę olbrzymią choinką, która miała dołączyć do dwudziestu czterech innych już zdobiących parter.
– Pomóc ci? – spytała.
Johann należał do zespołu, który ścinał jodły hodowane na hotelowych gruntach specjalnie na Boże Narodzenie. Z uśmiechem ulgi postawił drzewko na ziemi i zaczekał, aż Merry do niego dołączy.
– Ratujesz mi życie – westchnął. – Muszę ją wtaszczyć do SPA przed otwarciem dla gości. Ricardo miał mi pomóc.
Z bliska Merry oceniła wysokość choinki na dobrych pięć metrów.
Ustalili, że Johann będzie szedł przodem i równocześnie umieścili ją na ramionach. Była lżejsza, niż Merry myślała, ale trzydzieści centymetrów różnicy wzrostu skutkowało ukośnym ułożeniem. Chociaż rękawiczki chroniły ją przed pokłuciem rąk, wystające przez oczka siatki igły drapały policzki.
Na domiar złego zsunięta czapka przesunęła w dół okulary, więc nie widziała nic prócz zamazanej sylwetki Johanna. Manewrując niemal na ślepo, zdołała pokonać podwójne drzwi dla służby na tyłach. Przystanęli na chwilę, żeby obtupać śnieg z butów i poprawić ładunek, po czym ruszyli dalej długim, szerokim korytarzem po drugiej stronie obszernego holu.
– Zaczekaj chwilę – poprosiła.
Wolną ręką poprawiła okulary i rozsunęła zamek kurtki. Czapkę zostawiła na głowie, żeby igły nie powpadały we włosy.
– Gotowa? – zapytał Johann.
– Tak.
– Raz, dwa, trzy…
Z powrotem zarzucili sobie jodłę na ramiona i Johann otworzył drzwi. W tym celu musiał się obrócić. Ona też. Nie miała pojęcia, że ktoś za nią idzie, dopóki nie usłyszała uderzenia i jęku.
– Przepraszam – wykrzyknęła.
Położyła pień drzewka na podłodze, żeby przeprosić poszkodowaną osobę. Miała nadzieję, że to jeden z pracowników.
Wysoki mężczyzna w nienagannym granatowym garniturze z wykrzywioną z bólu twarzą zdecydowanie nie należał do zespołu.
– Bardzo mi przykro – powiedziała w popłochu. – Czy mocno pana uderzyłam?
Obcy zwrócił na nią wściekłe spojrzenie ciemnoniebieskich oczu otoczonych gęstymi rzęsami, za jakie oddałaby nerkę. Za wspaniałe kości policzkowe oddałaby drugą…
Powtórzyła przeprosiny po niemiecku. Przewidywała, że drogo zapłaci za wpadkę. Tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić na nocleg w luksusowym hotelu Haensli z jednym z najpiękniejszych widoków w całej Szwajcarii. W zamian za astronomiczną cenę oczekiwali wszelkich wygód i obsługi na najwyższym poziomie, a nie uderzenia choinką!
Giovanni Cannavaro popatrzył na zaczerwienioną twarz, w połowie zasłoniętą szalikiem, z przekrzywionymi okularami i najdziwniejszą czapką, jaką w życiu widział u dorosłej osoby. Gniew po uderzeniu znienawidzoną choinką nieco osłabł, gdy niespodziewanie usłyszał krótki wybuch śmiechu. Podszedł do niej bliżej.
– Proszę odejść na bok – rozkazał.
– Co?
– Poniosę ją za panią.
– To niemożliwe…
– Uderzyła mnie pani, a teraz mówi mi, co mam robić?
– Nie… – wykrztusiła z przerażeniem.
– Proszę przytrzymać drzwi – wpadł jej w słowo, wskazując na portiera, który robił wszystko, żeby pozostać niewidzialnym. – Jestem równie wysoki jak on. Tak będzie łatwiej. I bezpieczniej – dodał z naciskiem.
Merry doskoczyła do drzwi i przycisnęła się do ściany, gdy dwaj mężczyźni ją mijali.
– Załatwione – orzekł Giovanni, gdy umieścili jodełkę w stojaku i zdjęli siatkę. Otrzepał igły z ramion i kiwnął głową przerażonym pracownikom. – Następnym razem proszę bardziej uważać, si?
Następnie ruszył do jadalni, spragniony śniadania i cappuccino przed rozwiązaniem problemów, które ściągnęły go do Szwajcarii we wczesnych godzinach rannych.
– Przepraszam za spóźnienie – powiedziała Merry, pospiesznie wkraczając do pokoju, który dzieliła z inną pracownicą imieniem Sasha i swoją szefową, Katią.
Zastała go jednak pustym. Komputer Katii był włączony, więc musiała już być w pracy. Czekając na nią, Merry włączyła ekspres, żeby przyrządzić sobie upragnioną gorącą czekoladę.
Podczas gdy pozostałą część hotelu przekształcono w świąteczną krainę czarów, ich gabinet pozostał nieudekorowany. Prawie. Merry postawiła w rogu swojego biurka plastikową choineczkę z maleńkimi bombkami i owinęła monitor srebrną lametą. Katia przewróciła oczami na ten widok, tak jak wtedy, gdy zobaczyła Merry w wełnianej czapce z wrobionym reniferem.
Merry kończyła pić czekoladę i odpowiadała na ostatnie mejle, gdy jej szefowa stanęła w drzwiach ze strapioną miną.
– Szukałam cię – zagadnęła. – Wzywają cię do sali obrad. Mamy problem.
Merry skoczyła na równe nogi.
– Jaki?
– Zaraz usłyszysz. Co z twoją twarzą? Podrapałaś się?
– Tak, igłami jodły. Pomogłam Johannowi wnieść ją do SPA. Właśnie dlatego się spóźniłam. Nie mogłam go zostawić bez pomocy.
Poczerwieniała na wspomnienie niedawnej wpadki. Gość wprawdzie nadspodziewanie dobrze zniósł wypadek, ale widziała ludzi zwalnianych za mniejsze przewinienia. Dlatego postanowiła przemilczeć żenujący incydent.
Nie zdołała jednak wyrzucić z pamięci twarzy przystojnego gościa. Z ciemnymi, prawie czarnymi włosami, długim prostym nosem, pięknie rzeźbioną żuchwą, długimi rzęsami i jeszcze piękniejszymi kośćmi policzkowymi wyglądał jak grecki bóg.
W końcu przestała myśleć o przystojniaku. Liczyła na to, że przy odrobinie szczęścia uniknie kolejnego spotkania z nim do końca jego pobytu.
Przez pierwsze dwa lata w Szwajcarii pracowała w hotelu Haensli jako kelnerka, zachwycona, że dostała tak prestiżowe zajęcie w jednym z najlepszych hoteli na świecie.
Rok temu została wezwana przez zarząd. Wpadła w popłoch, że ją zwolnią. Omal nie spadła z krzesła, gdy Katia, szefowa działu obsługi, zaoferowała jej stanowisko swojej asystentki. Czytała opinie w księdze gości i w internecie. Zaimponowało jej, jak często chwalono Merry za przekraczanie zakresu obowiązków. Powracający goście często nalegali, żeby to ona obsługiwała ich stolik.
W ciągu jednego dnia przestała pracować na zmiany od szóstej rano albo do północy, a zaczęła ośmiogodzinny dzień pracy od ósmej do szesnastej, o ile nie organizowali jakiegoś specjalnego wieczornego wydarzenia. Dostała nie tylko dwukrotność dawnej pensji, ale i własny pokój. Już nie musiała dzielić zbiorowej sypialni z piętnastoma innymi osobami. Z radością skorzystała z nowo otwartej ścieżki kariery.
Katia, której zawdzięczała awans, przystanęła przed drzwiami sali zebrań.
– Pomyśl o swojej przyszłości – doradziła.
Po tych enigmatycznych słowach otworzyła drzwi.
Za owalnym stołem siedział starszy właściciel hotelu Haensli, Wolfgang Merkel. Automatyczny uśmiech zgasł na ustach Merry na widok jego sąsiada. Tuż obok niego zajmował miejsce człowiek, którego potrąciła choinką. Krew odpłynęła jej z twarzy.
To ona stanowiła problem. Nie wątpiła, że ją zwolnią.
Z przerażenia szumiało jej w uszach. Kiedy nieznajomy wstał i wyciągnął do niej rękę, nieprędko dotarło do niej, że Katia go przedstawiła, a ona nie usłyszała jego nazwiska. Przeszedł ją dreszcz, gdy wyciągała swoją na powitanie egzekutora.
Giovanni natychmiast rozpoznał niezręczną dziewczynę w dziwacznej czapce. Zdradziły ją wielkie, szyldkretowe okulary i przerażona mina.
Przelotny uścisk krótkich palców sprawił, że przez jego dłoń przebiegła fala gorąca. Zaskoczony, zauważył poruszenie smukłej szyi, blask jasnobłękitnych oczu za szkłami i rumieniec na krągłych policzkach.
Leniwie przeniósł wzrok na drobną, zgrabną sylwetkę w czarnym, urzędniczym uniformie. Spostrzegł kremową cerę i brak makijażu. Bez tej idiotycznej czapeczki ocenił ją jako dość atrakcyjną. Dziwne. Młodsza z jego sióstr, Sofia, nosiła tego rodzaju nakrycie głowy w dzieciństwie.
Czym rozzłościł los, że podesłał mu tę niezdarę, żeby uratowała projekt, który opracowywał i realizował od trzech lat? Jeżeli nie wypali, zrujnuje jego reputację, na którą ciężko zapracował.
Przed dwunastu laty, gdy jego świat legł w gruzach, Giovanni opuścił Włochy i wylądował właśnie w tym hotelu. Zaczął jako portier. Po kilku miesiącach właściciel wezwał go do siebie i po długiej rozmowie zaoferował stanowisko swojego asystenta.
Nagle został protegowanym Wolfganga Merkela. Przyswoił sobie jego wiedzę o wyrafinowaniu, luksusie i wymaganiach bogaczy. Opanował sztukę dawania klientom tego, czego sobie życzą, żeby wracali tu co roku. Rok później dostał skromny spadek po dziadku. Z błogosławieństwem Wolfganga odszedł, żeby założyć własną spółkę, biuro podróży Cannavaro Travel.
W ciągu następnej dekady stale rósł w siłę. Obsługiwał najściślejsze kręgi elity. Organizował luksusowe rejsy statkami i wycieczki autokarowe po kontynentach, wynajmował prywatne jachty i odrzutowce, kwaterował gości w najlepszych hotelach. Zyskał światową reputację, bo nigdy nie zapomniał mądrej rady Wolfganga, żeby zawsze utrzymywać najwyższy standard.
Nigdy wcześniej nie wątpił w zdolności oceny mistrza. Dopiero na widok niezbyt rozgarniętej kobiety, którą Wolfgang uznał za zdolną do uratowania jego czołowego przedsięwzięcia, zaczął kwestionować jego mądrość.
Zaczekał, aż zajmie miejsce przy Katii, zanim spytał:
– Czy Katia naświetliła sytuację?
Dziewczyna pokręciła głową.
– Gerhard trafił do szpitala z… – Przerwał, szukając w myślach angielskiego słowa.
– Zapaleniem wyrostka robaczkowego – podsunęła Katia.
Merry tak drżała ręka po powitaniu z przystojniakiem, że musiała ją przykryć drugą. Wysiłkiem woli nakazała sobie powrót do teraźniejszości.
– Gerhard? – powtórzyła, ponieważ nie skojarzyła imienia.
– Gerhard Klose. Człowiek, którego szkoliłam na gospodarza Meravaro Odyssey – wyjaśniła Katia.
Merry odetchnęła z ulgą. Pojęła, że przystojniak nie zamierzał zwolnić jej z pracy. Musiał pracować w Cannavaro Travel. Patrzył na nią bez cienia uśmiechu.
– Teraz pani rozumie, si?
O tak, doskonale rozumiała.
Wolfgang Merkel podjął współpracę ze swoim dobrym przyjacielem, specjalistą od luksusowych podróży, Giovannim Cannavarem. Przez trzy lata wspólnie pracowali nad nowym projektem. Luksusowy pociąg miał przewieźć ich gości przez najbardziej malownicze zakątki i miasta Europy wprost do stacji kolejowej kilka kilometrów od hotelu. Po raz pierwszy wyruszał w drogę za trzy dni.
Zaplanowali tę pierwszą podróż jako wydarzenie roku. Osiemdziesięciu najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi na świecie miało wsiąść do Meravaro Odyssey w Paryżu. Po dwóch dobach jazdy w luksusowych warunkach mieli przybyć na dworzec kolejowy w Klosters. Stamtąd konne powozy zabiorą pasażerów do hotelu, gdzie przez dwa dni będą korzystać ze wszystkich wygód przed dorocznym przyjęciem bożonarodzeniowym. Przedstawiciele światowej elity gotowi byli zapłacić fortunę za bilet.
Jako że Katia przez dziesięć lat pracowała w pociągu opisanym w słynnej kryminalnej powieści, powierzono jej zadanie przekazania swej wiedzy i doświadczenia człowiekowi pełniącemu rolę gospodarza prestiżowych imprez w Meravaro Odyssey, Gerhardowi, który dostał zapalenia wyrostka.
Jego rola polegałaby na dostarczeniu gościom niezapomnianych wrażeń i spełniania ich wszelkich kaprysów, rozsądnych czy nie.
Katia dostała koszmarne zadanie. Giovanni Cannavaro żądał regularnych raportów o postępach Gerharda. Katia nie miała złudzeń. Jeśli Gerhard zawiedzie, jej głowa poleci.
– Zastąpisz Gerharda? – spytała Merry ze współczuciem.
Katia pokręciła głową.
– Angie wyjechała służbowo na tydzień do Frakfurtu.
Angie była żoną Katji. Miały sześcioletnią córeczkę.
– To może Sasha?
– Musi tu zostać na weselu Voegla. Przykro mi, ale tylko ty nam pozostałaś. Nikt inny nie dysponuje czasem.
Po plecach Merry przeszedł zimny dreszcz. Szum w uszach przeszedł w głośny łomot.
Pracowała w Boże Narodzenie i Nowy Rok. Niedawno poślubiona żona jej brata postanowiła na nowo zjednoczyć rodzinę Inglesów. Dlatego zaplanowała świąteczne przyjęcie kilka dni wcześniej, już za dwa dni. Merry miała wylecieć do Anglii nazajutrz.
Nic dziwnego, że Katia w napięciu prowadziła ją do sali zebrań. Wiedziała, ile Merry zrobiła, żeby załatwić sobie kilka dni wolnego w grudniu na wizytę w domu.
Jak na ironię wcale o tym nie marzyła. Ponieważ jej brat nie znosił Bożego Narodzenia, rodzina Inglesów prawie go nie obchodziła od ósmego roku życia Merry. Dopiero teraz postanowił uszczęśliwić świeżo poślubioną żonę. Dlatego męczył, dręczył i stosował emocjonalny szantaż wobec siostry przez całe tygodnie, aż w końcu dała za wygraną i obiecała przyjechać.
Dzień po świątecznej kolacji jej najdawniejsza i najbliższa przyjaciółka, Santa, miała polecieć z nią do Szwajcarii na od dawna planowany pobyt w jej pokoju.
Nie mogła zawieść bratowej ani Santy.
– Polecisz do Paryża jutro z samego rana – zadecydowała Katia, przerywając napiętą ciszę. – Goście wsiądą do pociągu dopiero za trzy dni. Będziesz miała dwa dni na przygotowania, rozwiązanie wszelkich problemów i poznanie współpracowników.
Wolfgang po raz pierwszy w ciągu trzech lat pracy zwrócił się bezpośrednio do Merry:
– Katia mówi, że planowała pani urlop od jutra. Dostanie pani w zamian tydzień płatnego urlopu na Nowy Rok.
Merry pojęła, że decyzja zapadła nieodwołalnie. Nic dziwnego, że Katia ostrzegła ją przed wejściem, żeby pomyślała o swojej przyszłości.
Wolfgang Merkel dobrze płacił, dawał sowite premie powyżej zakładowych norm, ale wymagał całkowitego oddania. Żądał, żeby jego załoga współpracowała w pełnej harmonii w wypadku kryzysu. Był hojny, ale bezwzględny.
Jako że Merry nie miała dziecka, które pozostałoby bez opieki jak Katia, nie miała sensownego powodu, żeby odmówić. Nie wypadało powiedzieć: „nie widziałam mojej rodziny od sześciu miesięcy. Wprawdzie przeraża mnie perspektywa zjedzenia z nimi przedświątecznej kolacji, ale obiecałam przyjechać”. W ten sposób z pewnością nie przełamałaby lodów, tylko postawiła swoją karierę pod znakiem zapytania.
Nawet gdyby postanowiła wymyślić jakąś sensowniejszą wymówkę, czas minął, kiedy Wolfgang wziął laskę i wstał.
– Skoro już wszystko ustalone, zostawiam was, żebyście sami dopracowali szczegóły.
Katia poszła w jego ślady, nie licząc laski. Na odchodnym posłała jej współczujące spojrzenie.
– Prześlę ci pliki, kiedy się zapoznacie.
Podczas gdy Merry gorączkowo szukała w myślach sposobu uniknięcia zastępstwa bez ryzyka utraty pracy, zostawili ją samą z przystojniakiem i jego badawczym, przenikliwym spojrzeniem.
– Nie chce pani wziąć tego zlecenia? – zapytał chłodnym tonem.
Przerażona Merry przywołała na twarz wymuszony uśmiech.
– Sądzę, że to bez znaczenia – wypaliła bez zastanowienia. Po namyśle doszła jednak do wniosku, że nieznajomy z pewnością zda pełną relację samemu Giovanniemu Cannavarowi, uchodzącemu za równie wymagającego szefa jak Wolfgang. – Ale wiem, jak ważny jest ten dziewiczy kurs pociągu. Dlatego zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby dobrze wypadł.
Nie miała wyboru. Gdyby ją zwolniono, musiałaby wrócić do Anglii, szukać nowego zajęcia i zamieszkać w smutnym domu, w którym spędziła nieszczęśliwe dzieciństwo. Straciłaby całą radość i światło minionych trzech lat i z powrotem zapadłaby w szarość.
– Jaką rolę pełni pan w tym przedsięwzięciu? – spytała.
Przystojniak tylko uniósł jedną brew.
– Pracuje pan w Cannavaro Travel? – drążyła dalej. – Przepraszam, ale dostałam zaćmienia umysłu, kiedy nas sobie przedstawiano.
Dostrzegła w jego oczach błysk rozbawienia. Wyczytała w nich pytanie: „Jak może pani nie wiedzieć?”.
Obudził w niej wyrzuty sumienia. Wprawdzie przez minione dwa miesiące kombinowała, jak uniknąć wizyty w domu, ale teraz palił ją wstyd, że zniweczy starannie opracowany rzez bratową plan zjednoczenia rodziny.
Brat jej nie daruje, że zawiodła.
Jedyną pociechę stanowiła świadomość, że nie potrąciła choinką hotelowego gościa, aczkolwiek sądząc po nienagannym garniturze, przystojniak musiał zajmować wysokie stanowisko w Cannavaro Travel. Wszystko wskazywało na mocno rozbudowane ego.
Postanowiła po zakończeniu spotkania zadzwonić do Martina. Ta myśl nieco ją uspokoiła.
– Jaką rolę pan pełni? – spytała jeszcze raz.
Przystojniak splótł ręce na stole. Ciemnoniebieskie oczy znów rozbłysły.
– Proszę myśleć o mnie jako o szefie – oświadczył.
Głęboki, melodyjny głos wywołał wibracje pod skórą. Zadowolona, że nie wyraziła swojej negatywnej opinii o niechcianym zleceniu, zapisała informację w notatniku.
– Czyli to panu będę składać sprawozdania? – spytała dla pewności.
– Si.
– Pojedzie pan tym pociągiem?
Pięknie wykrojone nozdrza zafalowały z oburzenia.
– To nie jest zwykły pociąg.
– Przecież wie pan, co mam na myśli – odparła z nerwowym śmiechem.
– Wiem. I owszem, pojadę.
Merry zrobiła kolejną zbędną notatkę, żeby pokryć zmieszanie. Dopiero po chwili z powrotem podniosła na niego wzrok.
– W takim razie muszę wyznać, że nie zapamiętałam pańskiego imienia. Ja mam na imię Merry.
Przystojniak zabębnił palcami o stół.
– Pamiętam. Ja uważałem.
Z niewiadomych powodów ucieszyła ją ta wiadomość.
– Brawo! Wspaniale. A jak się pan nazywa?
– Giovanni Cannavaro.
W ułamku sekundy krew odpłynęła Merry z twarzy.
Giovanni Cannavaro wstał i popatrzył na nią z góry.
– Ma pani wiele do zrobienia – przypomniał lodowatym tonem. – Zacznie pani od przejrzenia plików. Później przedyskutujemy szczegóły i zdecyduję, czy dostanie pani to zadanie… czy nie.
Po tych słowach opuścił pokój.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji