Szczęśliwe związki. O miłości, wolności i szczęściu - Beata Pawlikowska - ebook

Szczęśliwe związki. O miłości, wolności i szczęściu ebook

Beata Pawlikowska

4,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Kontynuacja bestselleru „Jestem szczęśliwym singlem”. Z tej książki nauczysz się jak być w szczęśliwym związku i znajdziesz odpowiedzi na pytania:

Jak kochać szczęśliwie?

Czym są zdrowe granice i co zrobić kiedy partner je przekracza?

Dlaczego ciągle zakochujesz się w niewłaściwych facetach?

Jakie są Twoje podświadome wzorce miłości?

Jak być asertywnym?

Dlaczego powstają toksyczne relacje?

Dlaczego w konfliktowej sytuacji on krzyczy, a ona płacze?

Na czym polega rozmowa partnerska?

Jak stworzyć szczęśliwy związek?

Praktyczny poradnik z interaktywnymi ćwiczeniami

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 397

Oceny
4,7 (48 ocen)
36
8
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Miguel65

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
kwiatekaleksandra

Nie oderwiesz się od lektury

poszerza perspektywę :)
00
lobo6

Nie oderwiesz się od lektury

Pani Beato, mimo że tytuł "Szczęśliwe związki" zupełnie do mnie nie trafił a przeczytanie tej książki to zwykły przypadek to dziękuję Pani za jej napisanie a sobie za jej przeczytanie bo mimo, że nie jestem kobietą to odnalazłem w niej odpowiedzi, których nawet nie wiedziałem, że szukam.Ta książka uświadamia i daje spokój. Adrian
00
pianostar

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa i mądra książka. Szybko się czyta
00
Dachermann2021

Nie oderwiesz się od lektury

To naprawdę bardzo dobra i zadziwiajaco mądra książka. Napisana niesłychanie komunikatywnie, z głębokim szacunkiem dla czytelnika a przy tym bardzo przekonująco. Przepracuj tę książkę a rezultaty sprawią Cię w zdumienie.
00

Popularność




1. Czy to jest miłość

Roz­dział 1

Czy to jest miłość

Z per­spek­tywy lat widzę powta­rza­jący się motyw. Naj­pierw byłam smutna, czu­łam się samotna i bar­dzo chcia­łam spo­tkać kogoś, kto sta­nie się moim przy­ja­cie­lem. Potem byłam szczę­śliwa, rado­sna i pełna nadziei. Potem zaczy­na­łam pła­kać, ucie­kać i wra­cać. A potem zała­mana i nieszczę­śliwa myśla­łam ze łzami, że znów zako­cha­łam się w nie­wła­ści­wym czło­wieku.

Potem cykl się powta­rzał. Samotna – szczę­śliwa – nieszczę­śliwa – zała­mana. Samotna – szczę­śliwa – nieszczę­śliwa – zała­mana – samotna – szczę­śliwa – nieszczę­śliwa – zała­mana – samotna – szczę­śliwa – nieszczę­śliwa – zała­mana.

Pierw­szy etap. Samotna, nie umia­łam sobie zna­leźć miej­sca. Wie­czo­rami w pustym pokoju czu­łam jak rośnie we mnie dziwny ból, pustka, tęsk­nota, potrzeba, któ­rej nie umia­łam niczym zapeł­nić. To było bar­dzo fizyczne uczu­cie.

Naj­pierw poja­wiało dziwne roz­pro­sze­nie uwagi. Nie mogłam się na niczym skon­cen­tro­wać i tra­ci­łam zain­te­re­so­wa­nie tym co aku­rat robi­łam. Nawet jeśli oglą­da­łam film, czy­ta­łam albo pra­co­wa­łam, nagle wszystko wypa­dało mi z rąk i tra­ciło sens, a zosta­wała tylko ciem­ność i otchłań, z któ­rej po chwili dłu­gimi, cichymi kro­kami wycho­dziła samot­ność. Czu­łam drże­nie na całym ciele. Wie­dzia­łam, że za chwilę mnie pochło­nie i że nic już nie mogę zro­bić. Coś we mnie łkało, pła­kało i ponad wszystko pra­gnęło poczuć obec­ność dru­giego czło­wieka. Kogo­kol­wiek. Byle bym tylko mogła prze­stać być sama.

Cza­sem celowo nie wra­ca­łam do domu. Cztery ściany wyna­ję­tego pokoju z kuch­nią spa­dały na mnie z bez­gło­śnym hukiem, który przy­tła­czał mnie do ziemi, odzie­rał z god­no­ści i resz­tek poczu­cia wła­snej war­to­ści.

Byłam gotowa zro­bić wszystko, żeby tego unik­nąć. Wycho­dzi­łam rano do pracy, a potem szu­ka­łam oka­zji, żeby pozo­stać wśród ludzi, roz­ma­wiać o czym­kol­wiek, byle tylko nie wra­cać do pustej kawa­lerki, gdzie miesz­kała głodna samot­ność. Wpa­da­łam do jej pasz­czy od razu po zamknię­ciu drzwi. Dźwięk prze­krę­ca­nego zamka brzmiał jak wyrok, jak gilo­tyna odci­na­jąca mnie od nor­mal­nego życia, jakie toczy­łam na zewnątrz.

Marzy­łam tylko o jed­nym – żeby to dła­wiące mnie cier­pie­nie jak naj­szyb­ciej się skoń­czyło. Żebym poznała kogoś, z kim będę spę­dzać wszyst­kie wie­czory. Kogoś, w kim się zako­cham i kto będzie mnie kochał.

Inter­net stał się w Pol­sce powszech­nie dostępny na początku lat dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku. Nie­długo póź­niej poja­wiły się pierw­sze por­tale matry­mo­nialne, a potem też rand­kowe. W tych pierw­szych ogło­sze­nia z prasy prze­nio­sły się po pro­stu do sieci. Te dru­gie zaczęły żyć wła­snym życiem. Ludzie, któ­rzy zakła­dali w nich swoje pro­file, nie­ko­niecz­nie pra­gnęli spo­tkać brat­nią duszę i wielką miłość. Czę­sto szu­kali raczej towa­rzy­stwa na jeden wie­czór. Spo­tka­łam kie­dyś czło­wieka, który dość szcze­gó­łowo mi o tym opo­wie­dział. Pamię­tam do dzi­siaj jedno zda­nie:

– Jeśli kobieta, z którą mia­łem zapla­no­wane spo­tka­nie, nie­spo­dzie­wa­nie odwo­łała, zawsze zdą­ży­łem zna­leźć kogoś innego.

– Codzien­nie?… – zapy­ta­łam z nie­do­wie­rza­niem.

– Codzien­nie po pracy. Dopiero potem wra­ca­łem do domu.

W cza­sach przed inter­ne­tem życie toczyło się zupeł­nie innym ryt­mem i wszystko wyma­gało wię­cej czasu. Nie było tele­fo­nów komór­ko­wych, apli­ka­cji ani por­tali. Źró­dłem infor­ma­cji, roz­rywki oraz kon­tak­tów towa­rzy­skich były gazety. W dziale ogło­szeń w rubryce „towa­rzy­skie” można było zna­leźć krótki anons w rodzaju: „Pra­co­wity, bez nało­gów, uczciwy, pozna panią bez zobo­wią­zań do lat 30”. Bez zdję­cia, oczy­wi­ście. Był tylko numer tele­fonu sta­cjo­nar­nego. Pamię­tam, że kie­dyś, bar­dzo dawno temu, umó­wi­łam się z takim „mło­dym, pra­co­wi­tym”, który oka­zał się spa­wa­czem w pobli­skiej fabryce. Miło spę­dzi­li­śmy czas w kawiarni przy lodach i nie spo­tka­łam go ni­gdy wię­cej.

Świat pełen jest nie­szczę­śli­wych sin­gli, któ­rzy kładą się spać samotni, budzą się z poczu­ciem nie­spra­wie­dli­wo­ści, krzywdy i odrzu­ce­nia. Dokład­nie tak się kie­dyś czu­łam.

Ta samot­ność skra­da­jąca się do mnie ze wszyst­kich kątów była nie do znie­sie­nia. Nie umia­łam sobie z nią pora­dzić. Zawsze oka­zy­wała się sil­niej­sza i zawsze w końcu rzu­cała mnie na zie­mię, a kiedy zaczy­na­łam pła­kać, to łzom nie było końca.

Pró­bo­wa­łam zna­leźć roz­wią­za­nie. Alko­hol na chwilę poma­gał zapo­mnieć, ale potem tym moc­niej uświa­da­mia­łam sobie swoją bez­na­dziejną sytu­ację i czu­łam się jesz­cze gorzej. Sta­ra­łam się bywać wśród ludzi, żeby móc kogoś spo­tkać. Zało­ży­łam nawet pro­fil na por­talu towa­rzy­skim, ale szybko z niego zre­zy­gno­wa­łam, bo nie szu­ka­łam przy­gody. Ja chcia­łam zna­leźć kogoś na całe życie.

Cza­sem mi się to uda­wało. Wtedy wcho­dzi­łam w drugi etap. Byłam total­nie, nie­wia­ry­god­nie, cudow­nie szczę­śliwa. Fru­wa­łam nad ulicą. Wszystko wyda­wało się wspa­niałe, mądre i piękne. Serce trze­po­tało z rado­ści. Mia­łam siłę do pracy, sprzą­ta­nia, radze­nia sobie ze stre­sem i nie­przy­jem­nymi ludźmi. Budzi­łam się rześka po zbyt krót­kim śnie, nic mi nie prze­szka­dzało. Słu­cha­łam z uwagą, chcia­łam się wszyst­kim dzie­lić i we wszyst­kim poma­gać. Byłam zako­chana! Nagle wszystko nabie­rało sensu. Wszystko! W naj­bar­dziej smut­nej pio­sence potra­fi­łam usły­szeć radość. W naj­nud­niej­szym fil­mie znaj­do­wa­łam coś ujmu­ją­cego. Widzia­łam same zalety we wszyst­kim i we wszyst­kich, także oczy­wi­ście w moim chło­paku. Jed­no­cze­śnie cał­ko­wi­cie byłam w sta­nie igno­ro­wać jego wady, uda­wać, że cze­goś nie widzia­łam, nie sły­sza­łam albo że coś się nie zda­rzyło.

Snu­łam plany, widzia­łam nas razem w przy­szło­ści i myśla­łam, że zawsze będzie tak jak teraz. Tak wyobra­ża­łam sobie miłość. I oczy­wi­ście bar­dzo się myli­łam.

Szczę­śliwy okres zako­cha­nia trwał kilka tygo­dni. Potem coś zaczy­nało się psuć. I oczy­wi­ście pra­wie zawsze to była jego wina. Już nie był taki miły jak na początku. Nie patrzył na mnie z zachwy­tem. Potra­fił wark­nąć, burk­nąć albo się zezło­ścić. Był nie­cier­pliwy dla swo­jego taty. Śmiał się z sek­si­stow­skiego dow­cipu. Nie rozu­miał dla­czego nie można trzy­mać pta­ków w klat­kach. Jadł za dużo cukru, a potem skar­żył się na ból głowy i zmę­cze­nie.

Sta­ra­łam się mu pomóc i wytłu­ma­czyć co źle zro­bił i w jaki spo­sób mógłby to zmie­nić, ale wtedy zaczy­nały się nie­przy­jemne sytu­acje. Obra­ża­nie się, trza­ska­nie drzwiami, zarzuty. Coraz wię­cej było nie­po­ro­zu­mień i kłótni.

Wcale już nie czu­łam się szczę­śliwa. Wprost prze­ciw­nie. Żyłam wtedy w ocze­ki­wa­niu na szczę­ście, doświad­cza­jąc wszyst­kich moż­li­wych emo­cji – od smutku i samot­no­ści, przez depre­sję i znie­chę­ce­nie, złość, wście­kłość i roz­cza­ro­wa­nie, chęć roz­sta­nia i zerwa­nia z nim raz na zawsze, aż po tęsk­notę, potrzebę bli­sko­ści i miłość. Cza­sem chcia­łam go przy­tu­lić, a cza­sem kop­nąć. Cza­sem go nie zno­si­łam, a cza­sem znów byłam w nim zako­chana. Cza­sem chcia­łam go surowo uka­rać, a cza­sem obsy­pać pre­zen­tami. Cza­sem nie mogli­śmy na sie­bie patrzeć, a cza­sem…

Czu­łam się kom­plet­nie sko­ło­wana.

– Czy to jest miłość? – zasta­na­wia­łam się.

Cza­sem wyda­wało się, że tak. Ale cza­sem mia­łam pew­ność, że nie.

– Jak to moż­liwe? – pyta­łam sie­bie. – Jak to moż­liwe, żeby kogoś kochać i nie kochać? Chcieć z kimś być i nie chcieć? Odcho­dzić i wra­cać? Wal­czyć i znów się godzić?

Czy to jest miłość?…

2. A więc roz­sta­nie?

Roz­dział 2

A więc roz­sta­nie?

Byłam w potrza­sku. Z jed­nej strony mia­łam to, o czym tak bar­dzo marzy­łam. Z dru­giej strony rze­czy­wi­stość była tak daleka od tego co sobie wyobra­ża­łam, jak stąd do Vanu­atu.

Myśla­łam, że on będzie mnie kochał. A on cza­sem zacho­wy­wał się tak, jakby w ogóle mu na mnie nie zale­żało. Kła­mał, uni­kał mnie, był odpy­cha­jący, mówił przy­kre rze­czy, krzy­czał, obra­żał, nie odpi­sy­wał na SMS-y, nie chciał się ze mną spo­tkać, był nie­cier­pliwy, nie­za­do­wo­lony, wście­kły, obra­żony, a poza tym za dużo pił, nie­zdrowo się odży­wiał, oglą­dał nie­wła­ściwe filmy i miał pro­blemy z pod­ję­ciem dobrych decy­zji.

– Czy to jest czło­wiek dla mnie? – pyta­łam samą sie­bie. – Serio? Czy tak ma wyglą­dać całe moje życie?

Cza­sem byłam gotowa przy­znać przed samą sobą, że nie tak wyobra­żam sobie szczę­śliwy zwią­zek i że to chyba jed­nak nie jest męż­czy­zna mojego życia. Co ja mam w takim razie zro­bić? Odejść? Zosta­wić go?

Wyobra­ża­łam sobie jak będzie wyglą­dała ta ostat­nia roz­mowa. Powiem mu, że chcę z nim poroz­ma­wiać, usią­dziemy na kana­pie, on nie będzie się niczego spo­dzie­wał, a ja mu powiem, że chcę odejść.

– Ale jak to, dla­czego?! – zapyta ze zdu­mie­niem i będzie miał na twa­rzy wyraz kogoś, kto tonie.

– Nie czuję się szczę­śliwa – powiem spo­koj­nie.

– Ale jak to? Dla­czego nic nie powie­dzia­łaś wcze­śniej?

– Mówi­łam ci wiele razy, ale nie sły­sza­łeś.

– Nie przy­po­mi­nam sobie, żeby­śmy kie­dy­kol­wiek o tym roz­ma­wiali! Jak to sobie wyobra­żasz? Że wyj­dziesz i nie wró­cisz? A pomy­śla­łaś o tym jak ja się będę czuł?

Będę go pew­nie prze­pra­szać i powiem, że jest mi bar­dzo przy­kro, ale pod­ję­łam decy­zję i odcho­dzę. Od razu. Natych­miast. Pakuj walizki. Albo ja pakuję walizki.

Wyobra­ża­jąc sobie to roz­sta­nie od razu czu­łam się lepiej.

– Masz za swoje! – myśla­łam. – Tyle razy pro­si­łam cię, żebyś się zmie­nił, tyle razy pła­ka­łam, czu­łam się samotna i odtrą­cona, teraz ty skosz­tu­jesz jak to sma­kuje. Może dopiero wtedy doce­nisz co mia­łeś, ale będzie już za późno. Ja będę już w zupeł­nie innym miej­scu i być może z zupeł­nie kimś innym, bo może wresz­cie szczę­śli­wie się zako­cham.

W rze­czy­wi­sto­ści roz­sta­nia wyglą­dały ina­czej. Zamiast spo­koj­nej roz­mowy na kana­pie była złość, kłót­nia, trza­śnię­cie drzwiami, łzy. Bar­dziej przy­po­mi­nało to ucieczkę niż zakoń­cze­nie związku. I tak też się czu­łam. Jak wię­zień, który wresz­cie wydo­stał się na wol­ność. Chcia­łam biec przed sie­bie jak naj­da­lej, na cudowne nowe łąki oblane słoń­cem, do nowego lep­szego życia, do nowych moż­li­wo­ści, marzeń i do szczę­ścia.

Bie­głam więc, bie­głam, ucie­ka­łam, pełna siły i rado­ści z odzy­ska­nej wol­no­ści. Wszystko znów wyglą­dało wspa­niale. Mia­łam przed sobą nie­ogra­ni­czone per­spek­tywy. Mogłam wresz­cie robić wszystko co lubię, jak lubię i kiedy lubię, nie musia­łam liczyć się z niczy­imi humo­rami ani bra­kiem wycho­wa­nia. Mogłam na nowo zor­ga­ni­zo­wać moje fan­ta­styczne, szczę­śliwe życie. Hurra!!!! Moja eufo­ria trwała przez kilka dni.

Potem nie­spo­dzie­wa­nie doświad­cza­łam cze­goś, co mogła­bym porów­nać do emo­cjo­nal­nego trzę­sie­nia ziemi. Wszystko waliło się z hukiem w gruzy. Wszyst­kie plany, nadzieje, marze­nia, cała moja nowa ener­gia i wol­ność. Nagle czu­łam się jak roz­bi­tek na środku oce­anu. Nie mia­łam NIC. Nic!!!!!!!

Byłam zroz­pa­czona. Samotna. Porzu­cona. Nie­szczę­śliwa. I wtedy zaczy­nał się etap czwarty. Tej doj­mu­ją­cej, szar­pią­cej samot­no­ści i pustki, która ata­ko­wała mnie każ­dego wie­czoru z kątów wyna­ję­tego miesz­ka­nia. Nie mogłam jej znieść. Nie byłam w sta­nie zna­leźć żad­nego spo­sobu, żeby ją uci­szyć, zapeł­nić, uzdro­wić. Nic nie poma­gało. Nawet naj­dłuż­sza wizyta u zna­jo­mych musiała się skoń­czyć. Tak samo jak każdy seans fil­mowy, kon­cert czy wido­wi­sko. Zawsze przy­cho­dził moment kiedy będę musiała wró­cić do domu i usły­szeć ogłu­sza­jącą ciszę czte­rech ścian. To mnie prze­ra­żało. Budziło we mnie taj­fun roz­pa­czy, z któ­rym nie umia­łam sobie pora­dzić.

Wyda­wało się, że jest tylko jedno roz­wią­za­nie: zako­chać się. Spo­tkać kogoś wła­ści­wego. Spo­tkać kogoś, kto będzie podobny do mnie: silny, nie­za­leżny, odważny, samo­dzielny. Tak wtedy o sobie myśla­łam. I wiesz jak to jest. Wie­rzy­łam w coś, co wyda­wało mi się prawdą i zupeł­nie nie dostrze­ga­łam pro­stego faktu, że gdy­bym rze­czy­wi­ście była silna, nie­za­leżna, odważna i samo­dzielna, to z całą pew­no­ścią nie czu­ła­bym się jak roz­bi­tek na środku oce­anu i nie pod­no­si­ła­bym poziomu wody moimi wodo­spa­dami łez, a wprost prze­ciw­nie.

Gdy­bym naprawdę była silna, nie­za­leżna, odważna i samo­dzielna, to zaję­ła­bym się budo­wa­niem mojego szczę­śli­wego życia. Pomału, kon­se­kwent­nie, wytrwale. Mia­ła­bym siłę, którą mogła­bym sie­bie wes­przeć. Mia­ła­bym odwagę do tego, żeby ruszyć po nie­zna­nej dro­dze i nauczyć się nowych umie­jęt­no­ści. Na tym polega samo­dziel­ność – na podej­mo­wa­niu decy­zji w zgo­dzie ze swoim ser­cem, umy­słem i duszą, roz­wi­ja­niu się wewnętrz­nie jako czło­wiek i podą­ża­niu naprzód. Bez oglą­da­nia się wstecz.

Samo­dzielny, doj­rzały emo­cjo­nal­nie czło­wiek nie musi ucie­kać i nie jest tar­gany wichu­rami sprzecz­nych emo­cji. Nie pła­cze z samot­no­ści, nie zmie­nia co chwilę decy­zji, a kiedy w końcu odcho­dzi z nie­szczę­śli­wego związku, nie marzy o tym, żeby do niego wró­cić.

Samo­dzielny, silny, odważny, doj­rzały emo­cjo­nal­nie czło­wiek wie dokąd iść i co robić, podej­muje decy­zje, a następ­nie kon­se­kwent­nie je reali­zuje, ucząc się po dro­dze i pozo­sta­jąc zawsze w łącz­no­ści ze swoim ser­cem oraz z Siłą Wyż­szą, którą nie­któ­rzy nazy­wają Bogiem albo Wyż­szą Jaź­nią albo Ener­gią, Źró­dłem Życia albo po pro­stu Życiem.

Tego oczy­wi­ście wtedy nie wie­dzia­łam.

I nie zda­wa­łam sobie sprawy z tego, że stoję na początku naj­bar­dziej nie­zwy­kłej podróży, jaką kie­dy­kol­wiek odby­łam. Podróży do wol­no­ści.

3. Czułe miej­sca

Roz­dział 3

Czułe miej­sca

Wiesz jak to jest. Cza­sem w ogóle nie masz na coś ochoty. Cza­sem nawet nie zda­jesz sobie sprawy z tego, że jest coś, co powi­nie­neś zro­bić i co zna­cząco pod­nio­słoby jakość two­jego życia. No bo skąd wła­ści­wie masz wie­dzieć? Codzien­ność jest wystar­cza­jąco skom­pli­ko­wana i wyma­ga­jąca. Trzeba odna­leźć się wśród ludzi i w samot­no­ści, zna­leźć pracę, utrzy­mać pracę, zro­bić na kole­gach w pracy odpo­wied­nie wra­że­nie, dostać nagrodę, zasłu­żyć się, zna­leźć cel, zdo­być go, a jed­no­cze­śnie roz­wią­zy­wać wszyst­kie upo­rczy­wie uprzy­krza­jące życie dro­bia­zgi: pójść do den­ty­sty, sprzą­tać, dźwi­gać do domu ziem­niaki, pła­cić rachunki, odna­wiać ubez­pie­cze­nie na samo­chód i tak dalej.

Jest mnó­stwo rze­czy, o któ­rych trzeba pamię­tać.

Jest mnó­stwo rze­czy, o któ­rych nie chcesz pamię­tać.

Jest mnó­stwo rze­czy, któ­rych pod­świa­do­mie uni­kasz, wypeł­nia­jąc sobie czas róż­nymi zaję­ciami.

Cza­sem poja­wia się taka leciutka, mała myśl, która jak trze­po­cząca ważka zbliża się do cie­bie i pod­po­wiada, że warto byłoby zająć się poczu­ciem wła­snej war­to­ści albo aser­tyw­no­ścią albo dietą albo uza­leż­nie­niem od gry w tele­fo­nie, ale odga­niasz ją jed­nym gestem i zaczy­nasz myśleć o czymś innym. Mówisz sobie wtedy, że masz mnó­stwo do zro­bie­nia, na nic nie masz czasu, masz za dużo pracy, ledwo udaje ci się ze wszyst­kim zdą­żyć, więc bła­gam, gdzie ja jesz­cze mia­ła­bym czas na zaj­mo­wa­nie się jakimś moim nało­giem? Ja prze­cież nie mam żad­nych nało­gów. Prawda?

I pły­niesz sobie dalej przez życie. Zgod­nie z wła­sną wolą i w takim kie­runku, jaki wybie­rasz. Pozor­nie. W rze­czy­wi­sto­ści życie pod­suwa ci różne ścieżki i różne osoby, któ­rych głów­nym zada­niem jest poka­za­nie ci jaka jest prawda. Jaka jest prawda o tobie. Nie to, co ci się wydaje, ale raczej to, co naprawdę się w tobie kryje. I to jest jedna z naj­waż­niej­szych rze­czy, jakie zro­zu­mia­łam. O życiu i o miło­ści.

Wszy­scy ludzie z któ­rymi zetknę­łaś się w życiu, poja­wili się nie­przy­pad­kowo. Doty­czy to wszyst­kich, szcze­gól­nie tych, któ­rych pamię­tasz jako nie­przy­jem­nych, trud­nych albo złych, takich, z któ­rymi byłaś nie­szczę­śliwa, któ­rzy wyrzą­dzili ci krzywdę, któ­rych nie­na­wi­dzisz albo któ­rym nie umiesz wyba­czyć.

Wiesz dla­czego pamię­tasz ich jako naj­bar­dziej przy­krych albo tok­sycz­nych? Dla­tego że wła­śnie oni w dosko­nały spo­sób naci­skali wszyst­kie twoje czułe miej­sca. Wska­zy­wali naj­le­piej wszyst­kie twoje sła­bo­ści i ogra­ni­cze­nia. Byli mistrzami w ude­rza­niu tam, gdzie bolało naj­bar­dziej. A wiesz gdzie naj­bar­dziej boli? Tam, gdzie coś jest chore To jest pierw­sza naj­bar­dziej fascy­nu­jąca rzecz, jaką odkry­łam o związ­kach. Wyja­śnię to dokład­nie za chwilę.

Czło­wiek uczy się przez całe życie. Naj­waż­niej­sze wydaje mi się jed­nak to, skąd czer­pie naukę i z jaką inten­cją to robi.

Kie­dyś moje nasta­wie­nie było zupeł­nie inne niż dzi­siaj. Kie­dyś chcia­łam zna­leźć szybki spo­sób, który roz­wiąże mój pro­blem. Gdzieś w głębi duszy uwa­ża­łam, że życie powinno być łatwe, a ja jestem tu po to, żeby z niego korzy­stać w taki spo­sób, który przy­nie­sie mi moż­li­wie naj­wię­cej przy­jem­no­ści.

Myślę, że taki spo­sób myśle­nia jest mil­cząco wspie­rany przez kie­ru­nek roz­woju naszej zachod­niej cywi­li­za­cji. Wystar­czy spoj­rzeć na komu­ni­katy poja­wia­jące się naj­czę­ściej w publicz­nych prze­strze­niach w postaci reklam. Wszy­scy sta­rają się wyna­leźć taki pro­dukt, który zrobi coś za cie­bie. Znasz reklamę table­tek na wątrobę? Czy zwró­ci­łaś uwagę na to, że pośred­nio zachęca się w niej do nie­zdro­wego jedze­nia, suge­ru­jąc jed­no­cze­śnie, że możesz jeść wszyst­kie torty, ser­niki, kieł­basy i kotlety, a potem wystar­czy łyk­nąć pastylkę, żeby unik­nąć bólu brzu­cha?

Tylko dla­czego „nie­zdrowe jedze­nie” jest nie­zdrowe, hm? Czy cho­dzi o to, żeby jeść „nie­zdrowe jedze­nie” i nie czuć bólu, czy może raczej o to, żeby być zdro­wym?…

A kiedy kupu­jesz samo­chód, to jaki? Oczy­wi­ście taki, który sam będzie potra­fił zapar­ko­wać i będzie miał sys­tem nawi­ga­cji, dzięki któ­remu nie będziesz musiała myśleć, tylko podą­żysz za goto­wymi wska­zów­kami. Są też już pierw­sze samo­chody, które same się pro­wa­dzą, więc jako kie­rowca nic nie musisz robić, żeby doje­chać na miej­sce.

Reklamy piwa suge­rują, że dzięki niemu będziesz bar­dziej popu­larny i war­to­ściowy, a reklamy sło­dy­czy obie­cują, że będziesz miał dzięki nim wię­cej pomy­słów i kon­cen­tra­cji.

Widzisz? Wszy­scy nama­wiają do tego, żeby korzy­stać z tanich, szyb­kich, goto­wych roz­wią­zań, obie­cu­jąc, że dzięki temu twoje życie sta­nie się łatwiej­sze. Z mojego doświad­cze­nia wynika jed­nak, że jest dokład­nie odwrot­nie.

Doty­czy to w takim samym stop­niu związ­ków, jak i życia w ogóle.

To jakie masz nasta­wie­nie do życia prze­kłada się bez­po­śred­nio na to jak wyglą­dają twoje rela­cje z innymi ludźmi.

To jest druga naj­waż­niej­sza rzecz, jaką zro­zu­mia­łam o związ­kach.

Kie­dyś instynk­tow­nie w pierw­szym odru­chu uwa­ża­łam, że jeśli ja nie czuję się wystar­cza­jąco szczę­śliwa, zaopie­ko­wana, nakar­miona, wypo­częta, nagro­dzona i zmo­ty­wo­wana, to zna­czy, że ktoś jest temu winny. I powiem ci, że kiedy wycho­dzisz z takiego zało­że­nia, to zawsze znaj­dziesz win­nego.

Pamię­tam jak w pracy pod­czas zebra­nia dyrek­tor powie­dział, że ma dla nas jesz­cze wię­cej dobrych wia­do­mo­ści. Od nowego roku zosta­nie wpro­wa­dzony nowy sys­tem moty­wa­cyjny dla pra­cow­ni­ków na eta­cie.

– Sys­tem moty­wa­cyjny – pomy­śla­łam sobie. – Zna­czy, pra­cow­nicy sami z sie­bie nie mają moty­wa­cji do pracy?…

Tak wła­śnie jest w naszej cywi­li­za­cji. I tak wła­śnie uczy się nas, że zawsze ktoś inny jest odpo­wie­dzialny za to jak się czuję, jakie mam nasta­wie­nie do życia, jaki mam nastrój, co mi się udaje, czy chce mi się przy­cho­dzić do pracy, czy nie.

Czy tylko ja widzę, że to jest życie posta­wione na gło­wie? I że na dłuż­szą metę to jest kom­plet­nie nie­efek­tywne? Jak długo możesz moty­wo­wać pra­cow­ni­ków, ucząc ich, że moty­wa­cja do pracy jest czymś zapew­nio­nym przez pra­co­dawcę?… Im wię­cej będziesz jej dawał, tym mniej ludzie będą czuli się odpo­wie­dzialni za to, co mają do zro­bie­nia, w kon­se­kwen­cji więc życiowo będą coraz mniej zmo­ty­wo­wani, zmo­bi­li­zo­wani i stracą poczu­cie sensu.

Więc tak. Ja też kie­dyś uwa­ża­łam, że ktoś powi­nien mnie zmo­ty­wo­wać, odpo­wied­nio wyna­gro­dzić, uszczę­śli­wić i popro­wa­dzić. Szu­ka­łam tego zawsze na zewnątrz sie­bie, ponie­waż nie zda­wa­łam sobie sprawy z tego, że można zro­bić ina­czej.

Kie­dyś uwa­ża­łam, że samo­pro­wa­dzący się samo­chód to genialne roz­wią­za­nie, dzi­siaj jestem prze­ko­nana o tym, że to jesz­cze bar­dziej uśpi naszą zdol­ność do dzia­ła­nia, reago­wa­nia i roz­woju.

Kie­dyś instynk­tow­nie kon­cen­tro­wa­łam się na tym kto i w jaki spo­sób jest winny temu, że ja nie jestem szczę­śliwa. Chcia­łam więc dopro­wa­dzić do tego, żeby świat zmie­nił się tak, żeby było mi w nim wygod­nie.

Dzi­siaj wiem, że to co widzę dookoła, to czego doświad­czam, jest odbi­ciem tego, co znaj­duje się w moich myślach, moim sercu i umy­śle.

To ozna­cza, że w grun­cie rze­czy mam nie­ogra­ni­czoną moc. Mogę wszystko zro­bić, wszystko zmie­nić, wszyst­kiego się nauczyć, wszystko napra­wić. Mogę być total­nie szczę­śliwa zarówno jako sin­giel, jak i będąc z związku z dru­gim czło­wie­kiem.

I ponie­waż to jest jedna z naj­bar­dziej fascy­nu­ją­cych rze­czy, jakie odkry­łam, to od tego chcia­ła­bym zacząć.

4. Ćwi­cze­nie

Roz­dział 4

Ćwi­cze­nie

Czy spo­tka­łaś się kie­dyś ze stwier­dze­niem, że w związku naj­waż­niej­sze jest to, żeby mówić part­ne­rowi o tym jak się czu­jesz i czego potrze­bu­jesz? Ja prze­czy­ta­łam to kie­dyś w piśmie dla kobiet w dziale porad doty­czą­cych związ­ków.

– Naresz­cie! – pomy­śla­łam. – Tak! No prze­cież! Nie muszę trzy­mać swo­ich zra­nio­nych emo­cji w sobie ani ich ukry­wać! Jeste­śmy w związku po to, żeby dzie­lić się ze sobą uczu­ciami i szcze­rze o nich roz­ma­wiać.

„Jeśli nie powiesz part­ne­rowi jak się czu­jesz, jakie emo­cje budzi w tobie jego zacho­wa­nie w danej sytu­acji, to nie możesz ocze­ki­wać, że się zmieni, bo on może nie zda­wać sobie sprawy z tego, że postę­puje w nie­wła­ściwy spo­sób, który cie­bie rani”.

Co o tym myślisz? Zga­dzasz się z takim stwier­dze­niem?

A może zro­bimy małe ćwi­cze­nie?

Oto dzie­sięć stwier­dzeń doty­czą­cych związ­ków, głów­nie w sytu­acjach kon­flik­to­wych. Bar­dzo pro­szę prze­czy­taj je uważ­nie i przy każ­dym zaznacz czy według cie­bie jest praw­dziwe. Możesz też dodać coś od sie­bie jeśli uznasz za sto­sowne.

1. Kiedy mój part­ner zacho­wuje się w nie­wła­ściwy spo­sób, powin­nam mu zwró­cić uwagę.

...................................

...................................

...................................

2. Kiedy part­ner prze­kra­cza zdrowe gra­nice, na przy­kład mnie obraża albo wyzywa, powin­nam mu powie­dzieć, że się na to nie zga­dzam.

...................................

...................................

...................................

3. Kiedy part­ner rani moje uczu­cia, powin­nam szcze­rze z nim poroz­ma­wiać i wyja­śnić jak się wtedy czuję.

...................................

...................................

...................................

4. Mam prawo żądać, żeby part­ner zmie­nił zacho­wa­nie, które jest dla mnie krzyw­dzące.

...................................

...................................

...................................

...................................

5. W dobrym związku part­ne­rzy zawsze mogą sobie o wszyst­kim powie­dzieć.

...................................

...................................

...................................

...................................

6. „Ten kto naprawdę kocha, ni­gdy nie musi mówić prze­pra­szam” – to cytat z książki i filmu „Love Story”.

...................................

...................................

...................................

...................................

7. Ten kto jest winny, zawsze powi­nien przy­znać się do winy i prze­pro­sić. Na tym polega uczci­wość w związku.

...................................

...................................

...................................

...................................

8. Mam prawo doma­gać się prze­pro­sin w sytu­acji kiedy part­ner spra­wił mi wielką przy­krość.

...................................

...................................

...................................

...................................

9. Nie­zdrowo jest tłu­mić w sobie emo­cje, dla­tego lepiej powie­dzieć part­ne­rowi prawdę pro­sto w oczy.

...................................

...................................

...................................

...................................

10. W każ­dym związku zda­rzają się gwał­towne kłót­nie i sytu­acje kon­flik­towe.

...................................

...................................

...................................

...................................

5. Szczere roz­mowy

Roz­dział 5

Szczere roz­mowy

Jestem cie­kawa jaki jest twój wynik testu. Przy­pusz­czam, że przy wszyst­kich stwier­dze­niach napi­sa­łaś „tak”. Wspa­niale! Ja też się z nimi zgo­dzi­łam. W moim poprzed­nim życiu i wcze­śniej­szym spo­so­bie myśle­nia. Teraz myślę ina­czej. I teraz też żyję ina­czej.

Powiem ci tak: w moim wcze­śniej­szym życiu byłam nie­szczę­śliwa, czu­łam się więź­niem związku, z któ­rego nie widzia­łam wyj­ścia. Gdy­bym wtedy zro­biła ten test, wszyst­kie moje odpo­wie­dzi byłyby pozy­tywne.

Naj­bar­dziej nie­zwy­kłe jest w tym to, że nawet kiedy wie­dzia­łam, że ten zwią­zek nie jest dla mnie dobry, to nie umia­łam go zakoń­czyć. A nawet kiedy uda­wało mi się go zakoń­czyć, bar­dzo szybko wra­ca­łam i zaczy­na­li­śmy od nowa. Od nowa, ale tak samo, bo prze­cież wciąż byli­śmy tymi samymi oso­bami.

Czy znasz to może ze swo­jego życia?

Czy jesteś w związku z czło­wie­kiem, co do któ­rego nie masz pew­no­ści czy jest tym wła­ści­wym? Czy wiesz po czym to można poznać? Czy wiesz dla­czego jesteś z kimś, z kim nie chcesz być?…

Prawda, że to jest nie­zwy­kłe? Jak to moż­liwe, że czło­wiek robi coś, czego nie chce robić? Dla­czego jest w miej­scu, w któ­rym nie chce być? Teo­re­tycz­nie wszyst­kie drogi są przed nim otwarte, a jed­nak on drży, czeka i boi się zro­bić krok naprzód. Jak myślisz dla­czego tak jest? Czego się boi? Co go zatrzy­muje?

Och, jak ja to dobrze znam z mojego życia!

Czy on naru­szał moje zdrowe gra­nice? Oczy­wi­ście! Czy robił rze­czy, które spra­wiały mi przy­krość? Bar­dzo czę­sto! Czy mówił słowa, które mnie raniły? No jasne! Tyle razy przez niego pła­ka­łam! Czy zacho­wy­wał się w nie­wła­ściwy spo­sób? Och! Cza­sem ata­ko­wał ludzi bez powodu, cza­sem się z nich wyśmie­wał, kłó­cił się ze swo­imi rodzi­cami, ni­gdy nie wie­dzia­łam jak zare­aguje. Pró­bo­wa­łam mu wyja­śniać co źle robi i do czego pro­wa­dzi takie zacho­wa­nie, ale zazwy­czaj w odpo­wie­dzi zło­ścił się na mnie i krzy­czał, że nie życzy sobie takich uwag albo ata­ko­wał i mówił, że ja prze­cież też nie jestem ide­alna, więc z jakiej racji chcę go pouczać. Albo po pro­stu z nie­chętną, znie­cier­pli­wioną miną uci­nał roz­mowę.

A ja oczy­wi­ście myśla­łam wtedy, że on mnie nie kocha, bo ktoś kto kocha prze­cież nie zacho­wuje się w taki odpy­cha­jący, nie­na­wistny spo­sób, prawda?

To dla­tego wła­śnie czu­łam się więź­niem w moim wła­snym życiu. Nie wie­dzia­łam co mogła­bym zro­bić, żeby napra­wić ten zwią­zek, nauczyć go tego, co sama wiem, uczy­nić go lep­szym czło­wie­kiem, który nie rani ludzi bez potrzeby, kie­ruje się dobrem, nie oce­nia po pozo­rach, nie odpy­cha, potrafi prze­ba­czyć i jest otwarty na dia­log.

Pró­bo­wa­łam róż­nych spo­so­bów. Cza­sem coś zmie­niało się na krótką chwilę, ale potem znów wcho­dzi­li­śmy w ten sam tryb wza­jem­nych oskar­żeń i walki. Czu­łam, że to jest bez sensu. Byłam bez­silna. Ale oczy­wi­ście pró­bo­wa­łam dzia­łać. Tyle razy usi­ło­wa­łam dopro­wa­dzić do szcze­rej roz­mowy. Tak jak radzili psy­cho­lo­go­wie w pismach dla kobiet: Powiedz mu jak się czu­jesz, opisz swoje emo­cje, sta­raj się nie oskar­żać i nie mówić co on robi źle, skon­cen­truj się na tym jakie są twoje uczu­cia, na przy­kład: Kiedy zapo­mi­nasz o naszej rocz­nicy, jest mi przy­kro i czuję się nie­ważna. Albo: Kiedy nie odpo­wia­dasz na moje wia­do­mo­ści, czuję nie­po­kój i mar­twię się czy coś ci się nie stało.

Wyda­wało mi się, że to świetne roz­wią­za­nie. Powiem mu jak się czuję, w jaki spo­sób on rani moje uczu­cia i co powi­nien zro­bić, żebym była z nim bar­dziej szczę­śliwa. I wtedy on oczy­wi­ście powie, że nie zda­wał sobie z tego sprawy i obieca, że będzie się zacho­wy­wał ina­czej. Pro­ste, prawda?

W prak­tyce to wyglą­dało zupeł­nie ina­czej. Po takiej roz­mo­wie nikt nie czuł się lepiej – ani on, ani ja. Mnie było jesz­cze bar­dziej smutno i ciężko, bo tym moc­niej uświa­da­mia­łam sobie w jaki spo­sób cier­pię w tym związku i że źró­dłem mojego cier­pie­nia jest mój part­ner. On czuł się przy­party do muru i nie bar­dzo wie­dział jak zare­ago­wać. Cza­sem przyj­mo­wał postawę obronną i mówił, że jemu też jest przy­kro kiedy ja – i tu nastę­po­wało wyli­cze­nie moich wad albo błę­dów, które naj­czę­ściej brzmiało tak irra­cjo­nal­nie, że nie mogłam się z tym zgo­dzić, więc nasza „szczera roz­mowa” prze­ra­dzała się w kłót­nię i wza­jemne zarzuty.

Na przy­kład ja mówi­łam, że kiedy on jedzie za szybko samo­cho­dem, ja czuję się zagro­żona i boję się, że gdyby na jezd­nię wbiegł ptak albo kot, on nie zdąży zaha­mo­wać. A on odpo­wia­dał:

– Ja się czuję tak samo kiedy ty jedziesz za wolno!

– Słu­cham?! – nie wie­rzy­łam wła­snym uszom. – Jak w ogóle możesz porów­ny­wać te dwie sytu­acje?! To są dwie zupeł­nie różne sprawy!

– Dla mnie nie.

– Ty chyba nie umiesz myśleć logicz­nie! Prze­cież to nie ma sensu!

– Dla mnie to ma sens.

– Jaki to ma sens?! W jaki spo­sób nara­żam czy­jeś życie kiedy jadę zbyt wolno?!

– Nara­żasz moje życie – odpo­wia­dał. – Ja wtedy boję się, że nie zdążę na czas, mam poczu­cie, że tracę cenne minuty mojego życia sie­dząc w samo­cho­dzie, który poru­sza się z idio­tyczną pręd­ko­ścią zamiast jechać jak wszy­scy nor­malni ludzie. Więc to…

– Czy chcesz przez to powie­dzieć, że ja jestem nie­nor­malna?! – chwy­ta­łam go za słowo.

– Ty to powie­dzia­łaś – rzu­cał z uśmiesz­kiem. – Poza tym…

– Jak możesz tak mówić?! – moja złość zamie­niała się w żal. – Jak możesz zawsze wszystko obra­cać prze­ciwko mnie?…

– I w dodatku nie dajesz mi skoń­czyć, tylko cią­gle mi prze­ry­wasz, bo oczy­wi­ście to co ty masz mi do powie­dze­nia jest naj­waż­niej­sze.

– Pro­szę, mów.

– Teraz już za późno. Nawet nie pamię­tam co chcia­łem powie­dzieć.

Tak mniej wię­cej wyglą­dały nasze „szczere roz­mowy”. Mia­łam wra­że­nie, że nie tylko w niczym nie poma­gają, ale nawet pogar­szają sytu­ację. Nic z nich nie wyni­kało oprócz napię­tej atmos­fery i cichych dni. Im dłu­żej trwało mil­cze­nie i mija­nie się bez słowa, tym bar­dziej tęsk­ni­łam za tym, żeby było znów jak daw­niej, żeby­śmy się śmiali, żar­to­wali i przy­tu­lali. W końcu któ­reś z nas wycią­gało rękę do zgody i życie toczyło się dalej. Aż do następ­nej kłótni.

Więc tak.

Czy on prze­kra­czał zdrowe gra­nice? Oczy­wi­ście! Ale czym wła­ści­wie są te „zdrowe gra­nice”, o któ­rych tak dużo się mówi? Zacznijmy od tego, żeby spre­cy­zo­wać co to wła­ści­wie ozna­cza.

6. Zdrowe gra­nice

Roz­dział 6

Zdrowe gra­nice

Zdrowe gra­nice oso­bi­ste to sfera mojej prze­strzeni emo­cjo­nal­nej, fizycz­nej, cyfro­wej, finan­so­wej i każ­dej innej, do któ­rych wyzna­czam taki dostęp, jaki uwa­żam za wła­ściwy.

W prze­strzeni cyfro­wej to może ozna­czać, że nie chcę, żeby ktoś czy­tał adre­so­wane do mnie maile albo widział histo­rię stron inter­ne­to­wych, które oglą­dam. Po pro­stu nie chcę. Nie dla­tego, że mam coś do ukry­cia, tylko po pro­stu dla­tego, że lubię mieć sferę pry­wat­no­ści, więc mam prawo usta­no­wić gra­nicę i pil­no­wać jej prze­strze­ga­nia.

W sfe­rze finan­so­wej chcę mieć cał­ko­witą nie­za­leż­ność w decy­do­wa­niu o tym jak wydaję moje pie­nią­dze albo chcę mieć równy dostęp do wspól­nych środ­ków.

W sfe­rze emo­cjo­nal­nej chcę być trak­to­wana z sza­cun­kiem, nie życzę sobie, żeby ktoś mi ubli­żał, wyzy­wał mnie, odwra­cał się do mnie ple­cami, szan­ta­żo­wał mnie, mani­pu­lo­wał moimi uczu­ciami, kła­mał, krzy­czał na mnie, sto­so­wał emo­cjo­nalną prze­moc albo zastra­sza­nie, tra­cił pano­wa­nie nad sobą, trak­to­wał mnie instru­men­tal­nie i w inny spo­sób wyko­rzy­sty­wał mnie jako czło­wieka.

W sfe­rze fizycz­nej zdrowe gra­nice odno­szą się do róż­nych form prze­mocy, także tych ukry­tych w żar­tach. Ude­rze­nie, oplu­cie, kop­nię­cie, gro­że­nie nożem, wykrę­ca­nie ręki, cią­gnię­cie za włosy, popy­cha­nie, zło­śliwe lub/i bole­sne potrą­ca­nie, zamy­ka­nie mnie na klucz, zmu­sza­nie do zro­bie­nia cze­goś wbrew mojej woli, roz­ka­zy­wa­nie jak mam się ubie­rać albo poru­szać to fizyczna prze­moc.

Krótko mówiąc, zdrowe gra­nice to okre­śle­nie tego, na co się zga­dzam. Nie muszę wyja­śniać dla­czego. Mogę po pro­stu czuć w sercu, że coś jest nie­wła­ściwe albo nie­do­bre dla mnie i nie zga­dzać się na to. Może to doty­czyć sytu­acji intym­nych – kiedy na przy­kład nie pasuje mi jakaś pozy­cja albo gadżet, i wielu innych, codzien­nych, na przy­kład kiedy nie chcę, żeby ktoś czy­tał mój pamięt­nik.

Wyzna­cza­nie zdro­wych gra­nic to prze­ka­zy­wa­nie czy­tel­nego komu­ni­katu o tym, co uwa­żam za dopusz­czalne, a co nie. We wszyst­kich sfe­rach życia i codzien­no­ści, od sypialni przez kom­pu­ter i biurko, aż po miej­sce pracy i sytu­acje towa­rzy­skie.

Po pierw­sze: mam prawo okre­ślać jakie są moje indy­wi­du­alne zdrowe gra­nice.

Po dru­gie: mam prawo komu­ni­ko­wać innym oso­bom o tym gdzie te gra­nice prze­bie­gają.

Po trze­cie: mam prawo nale­gać, żeby moje zdrowe gra­nice były respek­to­wane.

To jest pierw­sza naj­waż­niej­sza część całego pro­cesu.

Druga część jest znacz­nie bar­dziej fascy­nu­jąca.

Kto wła­ści­wie decy­duje o tym gdzie prze­biega zdrowa gra­nica i na jakiej pod­sta­wie? Czy mówie­nie komuś jak ma się zacho­wać nie jest próbą prze­ję­cia kon­troli nad dru­gim czło­wie­kiem? W któ­rym momen­cie okre­śla­jąc moją zdrową gra­nicę zaczy­nam naru­szać i prze­kra­czać zdrowe gra­nice dru­giej osoby?

Myślę, że to jest naj­więk­szym źró­dłem kon­flik­tów w związ­kach. W moich związ­kach na pewno było. Na przy­kład spóź­nia­nie się. Ja uwa­ża­łam, że punk­tu­al­ność jest rów­no­znaczna z oka­zy­wa­niem komuś sza­cunku.

Kiedy jesteś umó­wiony na ważne spo­tka­nie z dyrek­to­rem firmy, w któ­rej bar­dzo chcesz pra­co­wać, zro­bisz wszystko, żeby mieć pew­ność, że będziesz o cza­sie. Wsta­niesz odpo­wied­nio wcze­śnie, wyj­dziesz z domu z dużym zapa­sem, przy­je­dziesz na miej­sce pół godziny wcze­śniej, ponie­waż bar­dzo zależy ci na tym spo­tka­niu, chcesz być punk­tu­alny, żeby zro­bić dobre wra­że­nie i oka­zać sza­cu­nek.

Dla­czego nie sto­su­jesz tej samej zasady wobec mnie??!!!

Nie zno­si­łam kiedy on się spóź­niał! A spóź­niał się pra­wie zawsze. Nie­za­leż­nie od tego czy mie­li­śmy się gdzieś spo­tkać, czy razem dokądś wyjść. Ja byłam gotowa o uzgod­nio­nej wcze­śniej porze, a on dopiero otwie­rał szafę, żeby zna­leźć spodnie. Awan­tura gotowa.

Ja sta­łam przy drzwiach rzu­ca­jąc mu nie­cier­pliwe, pona­gla­jące, zimne spoj­rze­nia, on się stre­so­wał, atmos­fera była napięta, wystar­czyło, żeby któ­reś z nas powie­działo nie­opatrz­nie jakieś słowo i wybu­chała kłót­nia.

Z mojego punktu widze­nia on naru­szał moje zdrowe gra­nice i oka­zy­wał mi brak sza­cunku.

Z jego punktu widze­nia ja naru­sza­łam jego zdrowe gra­nice i usi­ło­wa­łam zmu­szać go do cze­goś, na co nie miał ochoty.

Czy znasz to może ze swo­jego życia?

Przy­po­mi­nam sobie roz­mowę z Asią, która była na jed­nej z wypraw do dżun­gli, które orga­ni­zuję od kil­ku­na­stu lat w listo­pa­dzie. Mówiła, że mąż „dopro­wa­dza ją do szału”, a naj­gor­sze jest to, że zawsze się spóź­nia.

– Nie mogę sobie z tym pora­dzić – mówiła Asia. – To jest dla mnie zawsze źró­dłem takiego stresu, że mam zepsuty cały dzień. Wszyst­kiego mi się ode­chciewa. Nawet ostat­nio jak mie­li­śmy lecieć na tydzień do Gre­cji. Samo­lot był o szó­stej rano, więc pytam go o któ­rej chce jechać na lot­ni­sko. Mówi, że o czwar­tej. Nie za późno? – pytam. – Będzie mało czasu na odprawę. – O czwar­tej wystar­czy – mówi mój mąż. – A będziesz gotowy o czwar­tej? – pytam i już się cała w środku dener­wuję, bo wiem co będzie rano. I oczy­wi­ście czwarta rano, ja stoję ubrana przy drzwiach z walizką, a on jesz­cze w łazience, tłu­cze się jak nie­przy­tomny. Jeśli mu zwrócę uwagę, to zacznie się awan­tura, bo on jest bar­dzo nie­cier­pliwy i wybu­chowy, więc muszę uwa­żać, żeby nie powie­dzieć cze­goś, co go urazi, bo wtedy jest jesz­cze gorzej.

– I co było dalej? – pytam. – Zdą­ży­li­ście?

– Zdą­ży­li­śmy, ale jakim kosz­tem! W końcu jaśnie pan o czwar­tej pięt­na­ście otwo­rzył garaż i poje­cha­li­śmy. Tyle ner­wów to mnie kosz­to­wało, że szkoda gadać!

– Pró­bo­wa­łaś poroz­ma­wiać z mężem o tym jak ty to widzisz i jak się z tym czu­jesz? Może on nie zdaje sobie z tego sprawy?

– O, on zdaje sobie z tego sprawę aż nazbyt dobrze! Ile razy mu o tym mówi­łam! Dla mnie punk­tu­al­ność jest bar­dzo ważna, a on to lek­ce­waży, w ogóle się tym nie przej­muje, tak jakby w ogóle mu na mnie nie zale­żało.

– A czy przy­szło ci do głowy, że on być może ina­czej postrzega czas i prze­strzeń? – pod­su­nę­łam. – Może kon­cen­truje się w tym cza­sie na czymś innym i dla­tego nie może jed­no­cze­śnie być punk­tu­alny co do minuty?

– No co ty, Beatko? – żach­nęła się Asia. – Chyba każdy widzi zegar w przed­po­koju, nie? Chyba jak się na coś uma­wiamy, to mamy obo­wią­zek dotrzy­mać słowa, tak czy nie? Czy nie na tym polega zdrowy zwią­zek mię­dzy dwiema oso­bami? Na tym, że możemy na sobie wza­jem­nie pole­gać? Poza tym nie cho­dzi o jedną minutę czy dwie, tylko pół godziny! Dla mnie to jest jawny wyraz braku sza­cunku! I dla mnie, i dla naszego związku, i dla wspól­nego planu, na który się umó­wi­li­śmy. Cza­sem nawet myślę, że on robi to spe­cjal­nie, żeby wszystko zepsuć.

Zatrzy­majmy się tu na chwilę. Chcia­ła­bym ci zapro­po­no­wać małe ćwi­cze­nie

7. Ćwi­cze­nie z życia Asi

Roz­dział 7

Ćwi­cze­nie z życia Asi

Wróćmy na chwilę do mojej roz­mowy z Asią. Czy padły w niej jakieś stwier­dze­nia, które wywo­łały u cie­bie reflek­sję? Zasta­no­wie­nie? Zawa­ha­nie? Czy poczu­łaś, że coś tu się nie zga­dza, czy może dostrze­głaś w jej sło­wach wła­sny spo­sób myśle­nia?

Poni­żej przy­po­mnę kilka zdań z tej roz­mowy. Chcia­ła­bym, żebyś do każ­dego napi­sała swój komen­tarz. Czy się z nim zga­dzasz, czy nie, czy uwa­żasz, że jest słuszne, czy może radzi­ła­byś przy­jąć inny punkt widze­nia. Bądź teraz doradcą Asi i użyj swo­jej mądro­ści, żeby pomóc jej w trud­nej sytu­acji.

Jeśli mu zwrócę uwagę, to zacznie się awan­tura, bo on jest bar­dzo nie­cier­pliwy i wybu­chowy, więc muszę uwa­żać, żeby nie powie­dzieć cze­goś, co go urazi, bo wtedy jest jesz­cze gorzej.

Czy znasz to ze swo­jego życia? Jak sobie z tym radzisz? Czy uwa­żasz, że to jest prze­kra­cza­nie zdro­wych gra­nic, a jeśli tak, to w jaki spo­sób?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Zdą­ży­li­śmy, ale jakim kosz­tem! W końcu jaśnie pan o czwar­tej pięt­na­ście otwo­rzył garaż i poje­cha­li­śmy. Tyle ner­wów to mnie kosz­to­wało, że szkoda gadać!

Co o tym myślisz? Czy rozu­miesz jej iry­ta­cję? Czy potra­fisz wyja­śnić dla­czego Asia tak bar­dzo się dener­wo­wała?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Dla mnie punk­tu­al­ność jest bar­dzo ważna, a on to lek­ce­waży, w ogóle się tym nie przej­muje, tak jakby w ogóle mu na mnie nie zale­żało.

Czy czu­jesz podob­nie jak Asia? Czy myślisz, że mąż ją w ten spo­sób lek­ce­waży? Jak myślisz, dla­czego sprawa punk­tu­al­no­ści jest dla niej taka ważna?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Chyba jak się na coś uma­wiamy, to mamy obo­wią­zek dotrzy­mać słowa, tak czy nie?

Czy zga­dzasz się z tym stwier­dze­niem? Czy uwa­żasz, że to jest jedna z zasad dobrego związku?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Czy nie na tym polega zdrowy zwią­zek mię­dzy dwiema oso­bami? Na tym, że możemy na sie­bie wza­jem­nie liczyć?

Czy uwa­żasz, że to prawda? Czy chcia­ła­byś coś do tego dodać?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Dla mnie to jest jawny wyraz braku sza­cunku! I dla mnie, i dla naszego związku, i dla wspól­nego planu, na który się umó­wi­li­śmy. Cza­sem nawet myślę, że on robi to spe­cjal­nie, żeby wszystko zepsuć.

Co o tym myślisz? Czy masz dla Asi jakąś radę? Jak twoim zda­niem powinna się zacho­wać w tej sytu­acji?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

8. Ćwi­cze­nie z two­jego życia

Roz­dział 8

Ćwi­cze­nie z two­jego życia

Spró­bujmy zro­bić jesz­cze jeden eks­pe­ry­ment i prze­nie­śmy to ćwi­cze­nie na grunt, który znasz naj­le­piej, czyli do two­jego wła­snego życia. Domy­ślam się, że jest coś, co cię drażni w twoim part­ne­rze. Coś, co bar­dzo ci prze­szka­dza, co chcia­ła­byś zmie­nić, może nawet wię­cej, może to jest coś, co staje na prze­szko­dzie waszemu szczę­ściu.

Opisz to pro­szę w krót­kich żoł­nier­skich sło­wach:

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Spró­bujmy teraz zaba­wić się w detek­tywa i zna­leźć głęb­sze zna­cze­nie tego, co napi­sa­łaś powy­żej.

Jak myślisz, dla­czego to ci tak bar­dzo prze­szka­dza?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Czy uwa­żasz, że zacho­wa­nie two­jego part­nera naru­sza twoje zdrowe gra­nice?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Co robisz kiedy ktoś naru­sza twoje zdrowe gra­nice?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Jaki twoim zda­niem jest naj­lep­szy spo­sób zacho­wa­nia się kiedy part­ner naru­sza zdrowe gra­nice dru­giej osoby w związku?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Czy uwa­żasz, że można nauczyć part­nera sza­cunku? Czy uwa­żasz, że należy uczyć part­nera sza­cunku do dru­giej osoby w związku?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Czy w twoim związku ist­nieje coś, co jest dla cie­bie bar­dzo ważne, a twój part­ner to lek­ce­waży? Jeśli tak, co to jest?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Dla­czego to jest dla cie­bie tak bar­dzo ważne?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

Jak myślisz, dla­czego twój part­ner ma do tego lek­ce­wa­żący sto­su­nek?

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

...................................

9. Histo­ria, pies i mini­strant

Roz­dział 9

Histo­ria, pies i mini­strant

Chcia­ła­bym się zatrzy­mać na dłu­żej przy kilku stwier­dze­niach, które padły pod­czas mojej roz­mowy z Asią. Są bar­dzo ważne, ponie­waż przed­sta­wiają pewien okre­ślony spo­sób postrze­ga­nia rze­czy­wi­sto­ści. Na pewno zgo­dzisz się ze mną, że spo­sób myśle­nia w zna­czący spo­sób wpływa na życie i rela­cje z innymi ludźmi. Jeśli nie jesteś do końca prze­ko­nana czy to prawda, podam ci pro­sty przy­kład.

Jeżeli w szkole pod­sta­wo­wej mia­łaś peł­nego pasji nauczy­ciela histo­rii, który w bar­dzo cie­kawy spo­sób opo­wia­dał o kró­lach, księż­nicz­kach i o tym jak żyli ludzie w prze­szło­ści, to zapewne do dzi­siaj uwa­żasz, że histo­ria jest bar­dzo inte­re­su­ją­cym przed­mio­tem, chęt­nie czy­tasz książki histo­ryczne, koja­rzysz wyda­rze­nia z ich kon­se­kwen­cjami i łatwo uczysz się nowych fak­tów.

Wyobraźmy sobie kogoś, kto uczył się w szkole, gdzie lek­cje histo­rii były bar­dzo nudne, naje­żone datami do wyku­cia na pamięć, a nauczy­ciel nie potra­fił w jasny i zaj­mu­jący spo­sób wytłu­ma­czyć skąd wzięły się pewne zja­wi­ska. Taki uczeń raczej będzie postrze­gał histo­rię jako coś, co leży poza sferą jego zain­te­re­so­wań, nie będzie lubił histo­rycz­nych fil­mów ani ksią­żek, a naucze­nie się jakie­goś histo­rycz­nego pro­cesu będzie mu szło opor­nie.

Dla­czego? Bo ten uczeń wie­rzy w to, że histo­ria jest nudna i raczej nie­po­trzebna. Histo­ria koja­rzy mu się ze stra­chem przed kla­sówką, do któ­rej nie umiał się przy­go­to­wać. On ma w sobie wcze­śniej zako­do­wane prze­świad­cze­nie o tym, że nie lubi histo­rii, więc do każ­dej histo­rycz­nej książki będzie pod­cho­dził z naj­więk­szą ostroż­no­ścią i instynk­towną nie­chę­cią.

Dla jed­nego czło­wieka histo­ria będzie więc cie­kawa i fascy­nu­jąca, a dla innego nudna i odstrę­cza­jąca. Zależy to od ich wcze­śniej­szych doświad­czeń, czyli od pod­świa­do­mego spo­sobu, w jaki postrze­gają tę dzie­dzinę nauki.

Zgo­dzisz się ze mną?

Weźmy inny przy­kład.

Mój zna­jomy Pio­trek wycho­wał się w domu z dwoma bar­dzo spo­koj­nymi i przy­ja­znymi psami. Towa­rzy­szyły mu odkąd był małym chłop­cem, odpro­wa­dzały go do szkoły, bie­gły z rado­ścią na powi­ta­nie kiedy wra­cał do domu.

Ja kie­dyś pod­czas spa­ceru zatrzy­ma­łam się przy małym, ślicz­nym pie­sku. Sie­dział na chod­niku, więc kuc­nę­łam obok niego i zaczę­łam go gła­skać. Nie ruszał się, tylko war­czał.

– Spo­koj­nie – mówi­łam do niego z przy­jaź­nią. – Ja cię tylko głasz­czę, prze­cież lubisz gła­ska­nie, prawda?

Nagle pie­sek prze­stał war­czeć i sko­czył na mnie z wyszcze­rzo­nymi kłami. Zaata­ko­wał mnie ze zło­ścią, skub­nął w poli­czek, a potem odbiegł. Od tam­tej pory zawsze nie­uf­nie patrzy­łam na psy. Zapa­mię­ta­łam, że nawet kiedy pozor­nie są przy­ja­zne, w grun­cie rze­czy nie wia­domo czego można się spo­dzie­wać i jak się zacho­wają.

I teraz wyobraź sobie, że idę dróżką przez pole i widzę psa. Oczy­wi­ście instynk­tow­nie natych­miast się spi­nam, czuję strach, prze­wi­duję, że może się zda­rzyć coś naj­gor­szego. Pies od razu wyczuwa mój lęk i to pro­wo­kuje go do agre­syw­nego zacho­wa­nia. Zaczyna szcze­kać, jeży sierść na grzbie­cie, staje się naprawdę groźny. Ja wtedy jesz­cze bar­dziej się boję i gdy­bym nie rozu­miała natury psów, to mogła­bym na przy­kład zacząć ucie­kać – co byłoby dla psa jasnym sygna­łem do tego, że trzeba mnie gonić. Pogor­szy­ła­bym tylko sytu­ację i wtedy rze­czy­wi­ście mogłoby dojść do tego, że pies chciałby mnie chap­nąć w nogę.

Tym­cza­sem gdyby na tej samej dróżce w tym samym momen­cie sta­nął mój zna­jomy Pio­trek, wszystko wyglą­da­łoby zupeł­nie ina­czej. On wie ze swo­jego głę­bo­kiego doświad­cze­nia, że psy są przy­ja­zne. Widzi psa przy dro­dze i nie zwraca na niego uwagi. Po pro­stu idzie dalej nie czu­jąc stra­chu ani nie wyko­nu­jąc żad­nego dodat­ko­wego gestu. W odpo­wie­dzi pies zacho­wuje się tak samo, czyli też z obo­jętną miną patrzy sobie dalej w prze­strzeń.

Pio­trek ma bar­dzo przy­jemny spa­cer, tym­cza­sem ja mam zepsuty dzień. Mimo że to był ten sam pies, ten sam dzień i to samo miej­sce. Różne było tylko nasze instynk­towne myśle­nie, a co za nim poszło, także odru­chowe zacho­wa­nie, co osta­tecz­nie prze­ło­żyło się na kształt tego doświad­cze­nia.

Zgo­dzisz się ze mną?

To weźmy jesz­cze jeden przy­kład, z kra­iny ludzi.

Kiedy mia­łam pięt­na­ście lat, miesz­ka­łam z rodzi­cami, sio­strą i bra­tem w małym miesz­ka­niu na ósmym pię­trze bloku z wiel­kiej płyty w Kosza­li­nie. Pew­nego dnia w stycz­niu przy­szedł ksiądz po kolę­dzie. Towa­rzy­szył mu mini­strant ubrany w białą komżę z koron­ko­wymi ręka­wami. Komża to rodzaj krót­kiej sukni się­ga­ją­cej do połowy uda, którą nakłada się na ubra­nie. To znak roz­po­znaw­czy mini­strantów. Komża jest zawsze biała, co ma sym­bo­li­zo­wać czy­stość ducha i serca.

Mini­strant był mniej wię­cej w moim wieku, może tro­chę młod­szy. W pew­nej chwili, kiedy zosta­li­śmy sami, przy­ci­snął mnie do ściany i pró­bo­wał poca­ło­wać. Ode­pchnę­łam go z obu­rze­niem.

– Jak możesz?! – zawo­ła­łam. – Prze­cież ty jesteś mini­stran­tem!!!

– To nic nie szko­dzi! – odrzekł i napie­rał na mnie jesz­cze moc­niej. – Nie musisz się bro­nić! Tylko jeden całus! Jeden całus!

– Nie! – szar­pa­łam się z nim. – Puść mnie! Zostaw mnie!!

W końcu udało mi się wyrwać i ucie­kłam.

Od tam­tej pory zupeł­nie ina­czej patrzy­łam na wszyst­kich księży, mini­stran­tów i bisku­pów. Wcze­śniej wyda­wało mi się, że jeśli ktoś decy­duje się poświę­cić swoje życie Bogu, to sam jest głę­boko udu­cho­wiony, czy­sty wewnętrz­nie, dobry i prawy. W tam­tym jed­nym momen­cie moja ide­ali­styczna wizja osób duchow­nych została roz­bita w proch. Zasiało się we mnie zia­renko podejrz­li­wo­ści. Przez dłu­gie lata za każ­dym razem kiedy widzia­łam księ­dza albo mini­stranta, zasta­na­wia­łam się co się kryje pod tą białą albo czarną sukienką, jakie emo­cje nim rzą­dzą, jakie ludz­kie sła­bo­ści.

Wcze­śniej uwa­ża­łam, że osoba duchowna jest czło­wie­kiem bez wad, któ­remu zawsze i wszę­dzie można bez waha­nia zaufać.

Tam­tego dnia zro­zu­mia­łam, że czło­wiek jest tylko czło­wiekiem, nie­za­leż­nie od tego jaki wyko­nuje zawód, jakie ma powo­ła­nie i jakie ubra­nie nosi. Każdy czło­wiek ma wady i zalety, każdy ma jakieś ogra­ni­cze­nia i sła­bo­ści, każ­demu może się zda­rzyć popeł­nić błąd, każdy ma cza­sem złe myśli albo podej­muje nie­wła­ściwą decy­zję. Nie piszę tego, żeby kogoś uspra­wie­dli­wiać, stwier­dzam tylko fakt, że taka jest ludzka natura.

To zda­rze­nie zmie­niło nie tylko mój spo­sób myśle­nia, ale też to jakie podej­mo­wa­łam decy­zje. Instynk­tow­nie sta­ra­łam się nie zostać sam na sam z mini­stran­tem ani w ogóle żad­nym męż­czy­zną. Ina­czej czu­łam się w kościele. Nie mogłam już z peł­nym zaufa­niem poroz­ma­wiać z księ­dzem, bo sły­sza­łam w myślach głos napa­stu­ją­cego mnie mini­stranta i czu­łam na sobie jego oddech.

Czy teraz zgo­dzisz się ze mną, że spo­sób myśle­nia – czyli to w jaki spo­sób instynk­tow­nie, bez namy­słu, postrze­gam jakieś zja­wi­sko, osobę lub zda­rze­nie – ma bez­po­średni wpływ na to jak żyję i jakie są moje rela­cje z innymi?

A czy zgo­dzisz się też, że dany spo­sób myśle­nia jest czymś, co naby­wamy na sku­tek róż­nych doświad­czeń?

I czy zgo­dzisz się na jesz­cze jedno stwier­dze­nie, które jest logiczną kon­se­kwen­cją poprzed­niego – że jeśli instynk­towny spo­sób myśle­nia o czymś, reago­wa­nia na coś jest rze­czą nabytą na sku­tek doświad­czeń, to inne doświad­cze­nia mogą dopro­wa­dzić do zmiany spo­sobu postrze­ga­nia życia i tego, co się w nim dzieje?

Na przy­kład ten czło­wiek, który w szkole nie zno­sił histo­rii, bo miał nauczy­ciela, który zamiast roz­bu­dzić w nim cie­ka­wość, kazał bier­nie zapa­mię­ty­wać daty, bitwy i inne fakty. Potem jako doro­sły też jak ognia uni­kał wszyst­kiego, co było w jakiś spo­sób zwią­zane z histo­rią aż do pew­nego dnia, kiedy przez przy­pa­dek zaczął czy­tać książkę, która zabrała go w fascy­nu­jącą podróż w cza­sie, odkry­wa­jąc przed nim nie­zwy­kłe tajem­nice Impe­rium Majów i innych daw­nych cywi­li­za­cji.

Wtedy nagle nasz boha­ter prze­stał myśleć o histo­rii jako o zamknię­tym zbio­rze daw­nych zda­rzeń, a zaczął postrze­gać ją jako źró­dło nie­prze­mi­ja­ją­cej mądro­ści i inspi­ra­cji. Stał się wiel­bi­cie­lem ksią­żek histo­rycz­nych, pre­nu­me­ro­wał histo­ryczne cza­so­pi­sma, śle­dził blogi.

Jego instynk­tow­nie myśle­nie o histo­rii stało się dia­me­tral­nie inne, a zmie­niło się na sku­tek nowych doświad­czeń, które odczuł rów­nie mocno, jak te wcze­śniej­sze, zapi­sane w nim pod­czas nauki w szkole pod­sta­wo­wej.

Tak samo mogło być ze mną. Mimo tego, że mia­łam wcze­śniej nie­przy­jemne spo­tka­nie z psem, na sku­tek któ­rego do wszyst­kich psów pod­cho­dzi­łam z lękiem i stre­sem, mogło się zda­rzyć tak, że mój narze­czony albo mąż miałby cudow­nego psa, z któ­rym cho­dzi­ła­bym na spa­cery i nawią­za­ła­bym z nim praw­dziwą, głę­boką więź. Wtedy znów zaczę­ła­bym myśleć o psach zupeł­nie ina­czej. Prze­sta­ła­bym się bać, a w miej­sce stra­chu poja­wi­łoby się zro­zu­mie­nie psiej natury, więk­sza otwar­tość w zacho­wa­niu i spo­so­bie myśle­nia. Moje postrze­ga­nie psów sta­łoby się inne, nowe, bar­dziej przy­ja­zne.

Podob­nie zmie­niła się moja rela­cja z oso­bami duchow­nymi. Spo­tka­łam póź­niej kilku mądrych, dobrych, odważ­nych misjo­na­rzy. Dużo roz­ma­wia­li­śmy na wszyst­kie tematy, śmia­li­śmy się, wędro­wa­li­śmy razem, sie­dzie­li­śmy razem przy stole. Cał­kiem zapo­mnia­łam o daw­nym zda­rze­niu z mini­stran­tem i znów zupeł­nie ina­czej zaczę­łam myśleć o oso­bach „duchow­nych”.

Widzisz?

Moje zacho­wa­nie było kon­se­kwen­cją tego, w co pod­świa­do­mie wie­rzy­łam.

To, w co pod­świa­do­mie wie­rzy­łam, było kon­se­kwen­cją moich wcze­śniej­szych doświad­czeń.

Nowe doświad­cze­nia mogły zmie­nić moje postrze­ga­nie danych osób albo zja­wisk.

Nowe postrze­ga­nie i rozu­mie­nie osób, zda­rzeń albo zja­wisk spo­wo­do­wa­łoby nowe zacho­wa­nie.

Tak?

To jest bar­dzo ważne do zro­zu­mie­nia tego jak wygląda życie i miłość.

10. Zło­śliwe krzaki

Roz­dział 10

Zło­śliwe krzaki

Jak to więc jest z tymi związ­kami. Dla­czego ludzie wal­czą zamiast dążyć do poro­zu­mie­nia? Dla­czego kłócą się zamiast spo­koj­nie roz­ma­wiać? Jak myślisz? Dla­czego wpa­dają w złość, stają się nie­cier­pliwi, tracą pano­wa­nie nad sobą? Dla­czego?

Pamię­tam moment kiedy zro­zu­mia­łam coś bar­dzo waż­nego. Razem z moim chło­pa­kiem, nazwijmy go Micha­łem, mie­li­śmy się wybrać na wycieczkę za mia­sto. Sobota rano, pogoda ide­alna, weszłam do kuchni i od razu wyczu­łam, że Michał jest w nie­zbyt dobrym nastroju. Był tro­chę spięty, mało­mówny.

Byłam bar­dzo wraż­liwa na emo­cje innych ludzi, szcze­gól­nie te nega­tywne, więc od razu poczu­łam w środku napię­cie, stres, nie­przy­jemny ścisk w żołądku, a jed­no­cze­śnie złość, że on mi psuje taki piękny dzień.

– Co za dzie­ciak! – pomy­śla­łam z pomie­sza­niem żalu i nie­chęci. Jak ja bym chciała mieć part­nera, który jest doj­rzały emo­cjo­nal­nie, nie przej­muje się dro­bia­zgami, jest pozy­tyw­nie nasta­wiony i potra­fiłby dzie­lić się ze mną opty­mi­zmem zamiast ponu­rac­twem!

Michał rzu­cił mi z ukosa spoj­rze­nie.

– Jesteś pewien, że chcesz jechać na tę wycieczkę? – zapy­ta­łam.

– Tak, tak, prze­cież się uma­wia­li­śmy! – rzu­cił nie­cier­pli­wie.

Wes­tchnę­łam. Teraz i ja mia­łam zepsuty dzień i zamiast cie­szyć się, że jedziemy do lasu, będę się mar­twić tym, co on myśli i dla­czego nie jest ze mną szczę­śliwy.

Wsie­dli­śmy do samo­chodu. W mil­cze­niu doje­cha­li­śmy na miej­sce. Miało być tak pięk­nie! A jest jak jest.

Pomy­śla­łam, że spró­buję się tym nie przej­mo­wać. Zaczy­nała się wła­śnie cudowna sło­neczna jesień, było cie­pło, pach­niały suche liście. Tak bar­dzo chcia­łam być szczę­śliwa! Czu­łam się tak, jak­bym zabłą­dziła w labi­ryn­cie bez wyj­ścia. Gdzie­kol­wiek pró­bo­wa­łam iść, docie­ra­łam do ściany. Nie było roz­wią­za­nia, tylko nowe prze­szkody.

Zamy­śli­łam się, poszłam przo­dem i w pew­nej chwili usły­sza­łam z tyłu głu­che łup­nię­cie. Michał potknął się i upa­da­jąc zaha­czył ubra­niem o kol­cza­ste gałę­zie, ze zło­ścią wyszarp­nął koszulę z kol­ców i zawo­łał:

– Cho­lerne zło­śliwe krzaki!

– Krzaki nie są zło­śliwe! – spro­sto­wa­łam odru­chowo i już mia­łam dodać coś na temat tego, że to nie jest wina krza­ków ani kol­ców, tylko osoby, która nie myśli o tym co robi i nie patrzy pod nogi, ale zdą­ży­łam tylko otwo­rzyć usta, a Michał wybuchł:

– Prze­stań!!! Zamknij się!!! Prze­stań mnie pouczać!!! To wszystko nie ma sensu!!!

Mach­nął ręką, odwró­cił się i odszedł.

A ja zosta­łam sama.

Poczu­łam się porzu­cona, ode­pchnięta, obra­żona, dotknięta, zra­niona i bar­dzo, bar­dzo smutna. Tak jakby ktoś nagle zabrał mi powie­trze do oddy­cha­nia. Łzy napły­nęły mi do oczu.

Prze­cież ja nie zro­bi­łam nic złego! Sta­nę­łam w obro­nie nie­win­nych krza­ków i prze­cież mam prawo bro­nić słab­szych. Nic wię­cej nie zdą­ży­łam powie­dzieć! Wcze­śniej już widzia­łam, że Michał jest w złym humo­rze, więc sie­dzia­łam cicho i nie powie­dzia­łam mu nawet, że jego zmienne nastroje burzą także moje dobre samo­po­czu­cie i bar­dzo mi się nie podoba to, że nie umie sobie radzić z emo­cjami. Nie chce medy­to­wać mimo że mówi­łam mu, że to pomaga. Nie czyta ksią­żek, które mu dałam w pre­zen­cie. Unika jakie­go­kol­wiek wysiłku, żyje z dnia na dzień i jest ofiarą swo­ich emo­cji, a to oczy­wi­ście ma nega­tywny wpływ na jego życie, a przez to też na moje życie i na nasz zwią­zek.

Poza tym mówi­łam mu tyle razy wcze­śniej, że nie lubię kiedy ktoś na mnie krzy­czy. Czuję się wtedy nie­ko­chana, nie­ważna, nie­po­trzebna, odtrą­cona. A on tyle razy obie­cy­wał, że wię­cej tego nie zrobi. Wie­rzy­łam, że mówił to szcze­rze, tyle że nie był w sta­nie dotrzy­mać słowa. Nie pano­wał nad sobą. Cza­sem wybu­chał i wtedy oczy­wi­ście na kogo wyle­wał swoją złość? Na mnie.

Łzy pły­nęły mi po policz­kach. Na mnie! A kiedy mu powie­dzia­łam, że powi­nien spró­bo­wać tera­pii, bo naj­wy­raź­niej nie radzi sobie z gnie­wem, to skoń­czyło się następną awan­turą. Temat tabu, co dowo­dzi tego, że on ma z tym poważny pro­blem. I kto jest tego ofiarą? Ja! Bo ja jestem łagodna, ja nie lubię krzy­czeć, wolę dosto­so­wać się do dru­giego czło­wieka zamiast go do cze­goś zmu­szać albo się kłó­cić. Mogłam rano powie­dzieć:

– Widzę, że jesteś w złym humo­rze, więc będzie lepiej jeżeli spę­dzimy ten dzień osobno, bo ja nie chcę być świad­kiem i ofiarą two­ich nastro­jów.

Pro­sto, jasno i sta­now­czo, a jed­no­cze­śnie ochro­ni­ła­bym w ten spo­sób sie­bie i mia­ła­bym z całą pew­no­ścią lep­szy dzień. Nie sta­ła­bym teraz we łzach na leśnej dro­dze czu­jąc w sercu roz­dzie­ra­jącą samot­ność i krzywdę.

– Jak on mógł się tak zacho­wać! – myśla­łam. – Po pro­stu odwró­cić się do mnie ple­cami!! Zosta­wić mnie samą! Porzu­cić mnie! Odejść bez słowa!!

A więc to koniec. Dobrze! Może to i lepiej. Po co mamy się dalej szar­pać, kłó­cić i godzić na zmianę! Jaki to ma sens! I tak już od dawna nie jestem szczę­śliwa w tym związku, więc lepiej niech to się wresz­cie skoń­czy, będę miała spo­kój! Znajdę sobie kogoś lep­szego! Kogoś, komu mogę zaufać, z kim nie muszę wal­czyć, kto będzie mnie lepiej trak­to­wał i doceni to kim jestem.

Wró­ci­łam na par­king. Pomy­śla­łam, że może zabiorę się z kimś z powro­tem albo wyjdę na szosę i zła­pię auto­stop. Michał cze­kał przy samo­cho­dzie. Obra­żona wsia­dłam do środka, ruszy­li­śmy. Cze­ka­łam na prze­pro­siny. To on jest winien. Ja nie zro­bi­łam niczego złego. On znów nakrzy­czał na mnie mimo że mówi­łam mu wiele razy, że to mnie boli, rani i krzyw­dzi. Za każ­dym razem obie­cuje, że to się wię­cej nie powtó­rzy, a potem jest jak zawsze. Ja tak nie chcę. Mam tego dość. Nie chcę cią­gle przez niego pła­kać. Nie tak wyobra­żam sobie szczę­śliwy zwią­zek.

Nie odzy­wa­łam się do niego przez cały dzień. W końcu wie­czo­rem nie wytrzy­ma­łam. Było mi smutno i ciężko. Przy­tu­li­łam się do niego bez słowa, a on mocno mnie do sie­bie przy­gar­nął. Poczu­łam się znów cie­pło i bez­piecz­nie mimo że po twa­rzy pły­nęły mi łzy.

– To przeze mnie? – zapy­tał Michał.

Mil­cza­łam.

Czu­łam jak zaci­ska ramiona i napi­nają mu się mię­śnie. Znowu był zły, tym razem na sie­bie.

– Nie wiem co się ze mną dzieje – powie­dział z pew­nym tru­dem, jakby miał ści­śnięte gar­dło. – Są chwile, kiedy nie mogę się zatrzy­mać.

– Tra­cisz pano­wa­nie nad sobą – pomy­śla­łam, ale nic nie powie­dzia­łam.

– Tracę pano­wa­nie nad sobą – dodał Michał.

– No wła­śnie – pomy­śla­łam. – To można leczyć.

– Posta­ram się, żeby to się wię­cej nie zda­rzyło, prze­pra­szam – powie­dział Michał.

A ja poczu­łam coś bar­dzo dziw­nego. W pierw­szej chwili sama nie wie­dzia­łam jak nazwać to uczu­cie, ale po chwili uświa­do­mi­łam sobie, że to była satys­fak­cja! Rodzaj zwy­cię­skiej rado­ści, że Michał mnie prze­pra­sza, że to jest jego wina. Poczu­łam się tak jak­bym zwy­cię­żyła.

I jed­no­cze­śnie instynk­tow­nie, gdzieś bar­dzo głę­boko w duszy poczu­łam, że coś tu jest nie tak.

11. Nie­wol­nica Isaura

Roz­dział 11

Nie­wol­nica Isaura

Przez kilka dni szu­ka­łam odpo­wie­dzi. Dla­czego poczu­łam satys­fak­cję w odpo­wie­dzi na prze­pro­siny? Co to zna­czy? O czym to świad­czy? Czy satys­fak­cja nie jest czymś, co czuje się wtedy kiedy czło­wiek dostaje coś, na czym mu zale­żało? Czy nie jest to rodzaj mani­pu­la­cji? Czy ja chcia­łam pod­świa­do­mie upo­ko­rzyć mojego part­nera i kiedy on wresz­cie się ugiął, obró­cił złość prze­ciwko sobie, a wobec mnie oka­zał skru­chę i pokorę, czy poczu­łam się jak zwy­cięzca?…

No tak, poczu­łam się jak ktoś, kto ma nad nim wła­dzę!

Czy to zna­czy, że ja tak czę­sto pła­ka­łam dla­tego, że moja pod­świa­do­mość uży­wała łez jako narzę­dzia do mani­pu­lo­wa­nia ludźmi? Dla­czego ja wła­ści­wie pła­ka­łam? Bo nie byłam w sta­nie zapa­no­wać nad swo­imi emo­cjami.

Zaraz. Chwi­leczkę.

Nagle pora­ziła mnie nie­ocze­ki­wana myśl.

Ja pła­czę wtedy kiedy nie jestem w sta­nie zapa­no­wać nad moimi emo­cjami. Michał krzy­czy kiedy nie jest w sta­nie zapa­no­wać nad swo­imi emo­cjami. W jaki spo­sób moje nie­ra­dze­nie sobie z emo­cjami jest lep­sze od jego?

Ja pła­czę kiedy czuję się smutna, odtrą­cona, ata­ko­wana, nie­ważna.

On krzy­czy kiedy czuje się… nie­ważny? Zagu­biony? Nie­pewny? Znie­cier­pli­wiony?

To prawda, on nie panuje nad swo­imi emo­cjami.

Ale czy ja panuję nad moimi? Abso­lut­nie nie!

Jeste­śmy wła­ści­wie w tym iden­tyczni! Tak samo nie panu­jemy nad swo­imi emo­cjami, tyle tylko że w inny spo­sób wyra­żamy tę swoją bez­sil­ność. Ja pła­czę, on krzy­czy. Jeste­śmy tacy sami!!!!

Wie­czo­rem usia­dłam obok Michała i powie­dzia­łam:

– Jestem ci winna prze­pro­siny.

– Naprawdę? – zdzi­wił się. – Za co?

– Zasta­na­wia­łam się nad tym co się ostat­nio wyda­rzyło i doszłam do wnio­sku, że to nie jest twoja wina, że wpa­dasz w gniew.

Michał otwo­rzył sze­roko oczy ze zdu­mie­nia.

– To jest emo­cja, nad którą nie masz wła­dzy. Nie jest tak, że przy­wo­łu­jesz gniew do sie­bie, bo chcesz mnie skrzyw­dzić, prawda? To jest raczej coś, co jest poza twoją kon­trolą. Poja­wia się nagle, z zasko­cze­nia i wywo­łuje kaskadę dal­szych zda­rzeń. Ale to nie jest twoja wina, że poja­wia się gniew. Więc jeżeli ty mnie prze­pra­szasz za to, że wpa­dłeś w złość, to ja powin­nam cię prze­pro­sić za to, że zaczę­łam pła­kać, bo w takim samym stop­niu nie mia­łam nad tym kon­troli.

Michał sie­dział jak zamu­ro­wany.

– Więc prze­pra­szam cię za to, że ja zaczy­nam pła­kać kiedy ktoś krzy­czy. Czuję się wtedy nie­ko­chana, odrzu­cona, kry­ty­ko­wana i nie­po­trzebna, mimo że racjo­nal­nie wiem, że to nie jest prawda. To że ty jesteś nie­cier­pliwy nie ma nic wspól­nego z tym czy uwa­żasz mnie za ważną, war­to­ściową i czy mnie kochasz. Ja to tak odbie­ram i dla­tego reaguję łzami. Prze­pra­szam, nie mam nad tym kon­troli. Posta­ram się przy następ­nej oka­zji pamię­tać o tym i nie brać two­jego zacho­wa­nia tak bar­dzo do sie­bie.

Zapa­dła cisza.

– Nikt ni­gdy nie powie­dział do mnie cze­goś takiego – ode­zwał się w końcu Michał zmie­nio­nym gło­sem. – Dotych­czas we wszyst­kich związ­kach to ja zawsze prze­pra­sza­łem. Ja zawsze byłem tym złym, który się zło­ścił i zawsze musiał prze­pra­szać. Nawet nie wiesz ile to dla mnie zna­czy.

– Cie­szę się – uśmiech­nę­łam się.

Czu­łam się wspa­niale. Wie­dzia­łam, że mam rację. Wie­dzia­łam, że zna­la­złam wła­ściwy trop. Wie­dzia­łam, że to jest dzień kiedy prze­stanę krę­cić się w kółko i być ofiarą w nie­szczę­śli­wym związku.

Wtedy po raz pierw­szy prze­sta­łam szu­kać winy w moim chło­paku, a zamiast tego spoj­rza­łam uczci­wie zarówno na niego, jak i na sie­bie.

Wcze­śniej rze­czy­wi­ście on zawsze był winny. Z wyjąt­kiem rzad­kich sytu­acji, kiedy ja naprawdę coś prze­skro­ba­łam i on mi udo­wod­nił moją winę, wtedy ja prze­pra­sza­łam. Ale gene­ral­nie on był tym „złym”, a ja byłam ta „dobra”. On się wście­kał, ja pła­ka­łam. On prze­pra­szał, ja pła­ka­łam.

Ten sche­mat bar­dzo dużo mówi nie tylko o naszej rela­cji, ale też o mnie. O tym jakie było moje nasta­wie­nie do świata zewnętrz­nego. Nie szu­ka­łam w nim part­ne­rów, z któ­rymi mogła­bym two­rzyć zdrowe rela­cje oparte na wza­jem­nym sza­cunku, wspar­ciu, przy­jaźni. Wprost prze­ciw­nie.

Pod­świa­do­mie szu­ka­łam kogoś, kto będzie ode mnie sil­niej­szy, ponie­waż dzięki temu będę mogła odgry­wać wgraną we mnie wcze­śniej rolę cier­pią­cej ofiary.

To dla­tego wła­śnie naj­bar­dziej inte­re­so­wali mnie różni bru­tale Mówię to ze śmie­chem i w prze­no­śni, bo oczy­wi­ście nie marzy­łam o tym, żeby spo­tkać dam­skiego bok­sera ani nie lubi­łam czuć się słab­sza ani gor­sza, a jed­nak pod­świa­do­mie dąży­łam do tego, żeby spo­tkać kogoś, kto będzie mnie drę­czył, ponie­waż dzięki temu mogła­bym potwier­dzić to, w co głę­boko w duszy wie­rzy­łam: że mnie nie można kochać, że w związku zawsze trzeba cier­pieć, że nie ma szczę­śli­wej miło­ści, że kobieta zawsze jest krzyw­dzona przez męż­czy­znę.

Skąd wzięło się takie moje prze­ko­na­nie?

Oczy­wi­ście nie stwo­rzy­łam go sobie świa­do­mie. To nie był wynik racjo­nal­nej ana­lizy fak­tów, zda­rzeń, histo­rii. Był to raczej wzór powie­lany przeze mnie z wcze­śniej­szych związ­ków. A dla­czego taki sche­mat poja­wił się we wcze­śniej­szych związ­kach?

Dla­tego że taki obraz związ­ków powstał we mnie wtedy, kiedy umysł był naj­bar­dziej pla­styczny, sta­rał się dopa­so­wać do ota­cza­ją­cego świata i zro­zu­mieć zasady jego dzia­ła­nia, czyli kiedy byłam dziec­kiem. Naj­bar­dziej popu­lar­nym seria­lem była wtedy „Nie­wol­nica Isaura” – histo­ria bia­łej, ślicz­nej, ubo­giej, nie­win­nej, dobrej i uczci­wej dziew­czyny, która została sprze­dana do nie­woli na bra­zy­lij­skiej plan­ta­cji. Czy muszę doda­wać, że zako­chał się w niej okropny, stary, brzydki, bogaty, okrutny i bez­li­to­sny Leon­cio?

Póź­niej wszy­scy oglą­da­li­śmy serial „Ptaki cier­ni­stych krze­wów”, w któ­rym śliczna, młoda, uczciwa, dobra i samotna dziew­czyna zako­chała się w mło­dym, przy­stoj­nym księ­dzu, który przy­jeż­dżał na ran­czo w austra­lij­skim buszu i poświę­cał jej tro­chę uwagi. Czy muszę doda­wać, że ksiądz przez całe życie wal­czył pomię­dzy miło­ścią do Rachel a pra­gnie­niem zosta­nia bisku­pem? Ona wiecz­nie na niego cze­kała i pła­kała kiedy odjeż­dżał.

Możesz powie­dzieć, że to są dro­bia­zgi, ale z takich drob­nych fak­tów składa się całe życie. Z tego jak rodzice odno­szą się do sie­bie, jakie inne rodziny spo­ty­kasz jako dziecko, jak zacho­wują się sąsie­dzi i boha­te­ro­wie ulu­bio­nych fil­mów. Ziarnko wie­dzy do ziarnka aż powsta­nie pełny obraz, który zabie­rzesz ze sobą w doro­słość.

Naj­waż­niej­sze jed­nak jest nie to co zostało w tobie zapi­sane. Naj­waż­niej­sze jest to, co z tym zro­bisz.

12. Lot na Księ­życ

Roz­dział 12

Lot na Księ­życ

Powiem to jesz­cze raz, bo to jest bar­dzo ważne.

Każdy czło­wiek ma w sobie zestaw pew­nych bazo­wych prze­ko­nań doty­czą­cych życia. Pew­nych rze­czy pra­gnie, bo wydają mu się piękne i pożą­dane. Innych będzie uni­kał, bo postrzega je jako złe albo nie­po­trzebne.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki