Sześć cichych pragnień - Anna Langner - ebook
NOWOŚĆ

Sześć cichych pragnień ebook

Anna Langner

0,0

201 osób interesuje się tą książką

Opis

On zawsze będzie ją ratował, nawet jeśli ona stara się o nim zapomnieć

Julia została sama. Próbuje poukładać życie na nowo, pozbierać się kawałek po kawałku, ale wewnętrzny smutek skutecznie sabotuje jej poczucie szczęścia. Dziewczyna chce zostawić minione wydarzenia za sobą, choć niektóre wspomnienia są piękne, jak te związane z pamiętnymi wakacjami, kiedy to ona, Kuba i Echo… ale ciii! To sekret, o którym nikt inny nie może się dowiedzieć.

Okazuje się jednak, że przed przeszłością nie tak łatwo uciec, tym bardziej że ona wciąż czegoś od ciebie chce, ma granatowe oczy, włosy jak skrzydła kruka i ciało pokryte tatuażami. I obiecała, że zawsze będzie cię ratować.

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 407

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redaktorka prowadząca: Ewelina Kapelewska

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Katarzyna Sarna

Korekta: Małgorzata Lach

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Ilustracja na okładce: © medvedkofly / Stock.Adobe.com

Copyright © 2025 by Anna Langner

Copyright © 2025, Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie I

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-009-0

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski

Rozdział 1

Gdyby deszcz w magiczny sposób potrafił zmywać z ludzi czarne myśli i lęki, miałby ze mną cholernie dużo roboty. Ale ponieważ deszcz jest tylko deszczem, pozwalam mu na to, co zwykle – niech mnie sponiewiera, a potem ukryje. Tak, żeby wszyscy, którzy mijają mnie na ulicy, pomylili łzy ze spadającymi z nieba kroplami wody. To stan wygodny i bezpieczny jak wełniany kraciasty koc, jedna z niewielu rzeczy, która została mi po Kubie.

Właśnie, Kuba…

Pospiesznie zamykam parasol, który otworzyłam tylko dlatego, żeby nie wyglądać jak zmokła kura. Moje trampki ślizgają się na stopniach kawiarni, tej ze średniej jakości kawą i wybitnymi rogalikami. Pola już na mnie czeka. Zazdroszczę jej wypielęgnowanych loków i nienagannego makijażu. Ja? Ostatni raz pomalowałam się na imprezę w Sopocie, na którą poszłam z Kubą.

Kuba…

Uśmiecham się, ale czerń, ciężka i tłusta niczym smoła, znów podstępnie wypełnia każdą komórkę mojego ciała. Psychoterapia trzymała czerń w ryzach, przynajmniej aż do teraz. Ktoś tam na górze musi mnie nienawidzić, bo czerń powróciła w najmniej spodziewanym momencie – w chwili, kiedy uśmiechnięta od ucha do ucha Pola przytula mnie i zaprasza do stolika. Gdy pochodzi do nas kelnerka, odpowiadam jej mechanicznie i nawet nie jestem pewna, co zamówiłam. Dziewczyna z obsługi odchodzi, a Pola zaczyna gadać niemal bez wytchnienia, jak to ma w zwyczaju. W sumie to nawet dobrze, że tyle mówi. Wystarczy, że będę kiwać głową, odpowiadać półsłówkami, a w tym czasie czerń wypełni mnie całą, od palców stóp aż po czubek głowy.

– Widzę, że coś jest nie tak.

Podnoszę głowę i gapię się nieprzytomnie na Polę. Nie mam pojęcia, jak długo tak tu siedzimy i ona do mnie mówi, straciłam poczucie czasu.

– Zachowujesz się jak nie ty. Prawie się nie odzywasz. – Pola patrzy mi uważnie w oczy i znacząco siorbie przez słomkę.

– Zawsze niewiele gadam. – Wzruszam ramionami.

– Dziś przechodzisz samą siebie. Stało się coś?

Na szczęście przy naszym stoliku pojawia się kelnerka. A więc jednak zamówiłam croissanta. Dobrze, bardzo dobrze. Smaczne jedzenie pozwala na wyrzut dopaminy, który przegania czerń chociaż na parę minut.

– Nic się nie stało – mamroczę, kiedy dziewczyna z obsługi odchodzi i wbijam wzrok w rogalika.

Nic się nie stało poza tym, że kilka tygodni temu zamknęłam drzwi przed nosem komuś wyjątkowemu. No, może nie zamknęłam tak od razu. Najpierw powiedziałam mu, że układam sobie życie bez niego i nie chcę wracać do przeszłości, dodaję w myślach, bo oczywiście tego jej nie powiem.

Pola nie wie o Echo. O Kubie wie. W końcu pracowałyśmy razem w kawiarni, kiedy musiałam wziąć wolne, bo on… Wciąż trudno mi wypowiedzieć to słowo w głowie, a co dopiero zrobić to na głos.

Znów wracam myślami do tamtych pamiętnych wakacji, chociaż wcale tego nie chcę. Wyruszyłam w podróż po Polsce z Kubą – chłopakiem, którego nie znosiłam. Chcieliśmy podążać śladami mojego zmarłego ojca, zrealizować każdy z dwunastu punktów, które zapisał w notesie. Ja i Kuba mieszkaliśmy razem u Marzeny, która była dla nas rodzicem zastępczym, i naprawdę ostatnie, czego wtedy chciałam, to podróżować z tym chłopakiem. A jednak zbliżyliśmy się do siebie i… przepadłam. Zachwyciłam się jego zawadiackim uśmiechem, spontanicznymi szaleństwami, do których mnie namawiał, nawet ksywką, jaką mi wymyślił. Nie nazywał mnie Julią, tylko Myszą. A potem pojawił się Echo – tajemniczy chłopak w spektrum autyzmu, przynajmniej tak twierdził, któremu w jakiś niewytłumaczalny sposób od razu zaufałam. Zaczęliśmy podróżować we trójkę, a ja byłam coraz bardziej rozdarta, bo czułam, że pragnę ich obu, choć przecież byli tak bardzo różni. Kuba… Echo…

Między nami toczyła się zmysłowa gra i brnęliśmy w nią, chociaż wiedzieliśmy, że prędzej czy później któreś z nas będzie mieć przez to złamane serce. Czuliśmy się królami świata, wtedy, na dachu warszawskiego wieżowca, gdzie zrealizowaliśmy jeden z punktów z listy mojego taty. I właśnie kiedy byliśmy tacy szczęśliwi i beztroscy, spadła na nas wiadomość o chorobie na literę M. Tak, tego słowa też nie lubię wypowiadać. Wakacje się skończyły, Echo zniknął, bo uznał, że powinnam być teraz blisko Kuby, który długo ukrywał przed nami swój sekret.

M jak mukowiscydoza. Nienawidzę tego słowa, pragnę, by zniknęło, by już nikt nigdy nie usłyszał go z ust lekarza. M. była z nami, ze mną i z Kubą, gdy wyprowadziliśmy się od Marzeny, gdy zaczęłam studia i… gdy zaszłam w ciążę. Byłam przerażona, ale Kuba uczył mnie cieszyć się każdą wspólną chwilą, bo przecież oboje wiedzieliśmy, że zostało nam ich niewiele.

A kiedy limit się wyczerpał i po Kubie zostało puste szpitalne łóżko, to właśnie Pola jako jedyna z pracującej ze mną kawiarnianej ekipy okazała mi wsparcie. Była na pogrzebie. I w szpitalu, kiedy rodziłam.

Nie byłyśmy sobie na tyle bliskie, bym otworzyła się przed nią po śmierci Kuby, ale wiedziałam, że zawsze jest gdzieś tam, gotowa mnie wysłuchać. Potem pojawiła się szara codzienność, która wystawiła naszą znajomość na próbę. Drogi moje i Poli się rozeszły. Nic dziwnego, ona miała studia i pracę, czyli normalne życie przeciętnej dwudziestokilkulatki, coś (tak, to kolejna rzecz), czego cholernie jej zazdrościłam. Z kolei ja miałam małe dziecko, depresję i kłopoty finansowe. Wprawdzie utrzymywałyśmy kontakt online, ale ciężko było się nam zgrać i umówić na spotkanie. Udało się dopiero dwa miesiące temu, a teraz widzimy się ponownie. To ja wyszłam z inicjatywą, bo poza tym, że tęsknię za naszymi rozmowami, mam plan – chcę wrócić na uczelnię, a Pola jest jedyną osobą, która mogłaby mi w tym pomóc, w końcu studiuje na tym samym wydziale. Zresztą ta dziewczyna chce mi pomóc także w inny sposób albo, mówiąc wprost, uratować tyłek, bo przecież jeśli nie będę miała z kim zostawić syna, to nici z nauki, mimo że w grę wchodzą tylko studia zaoczne.

Powrót na uczelnię wciąż traktuję w kategoriach cudu, bo tylko tak można nazwać to, że dziekan zgodził się, bym rozpoczęła naukę w drugim semestrze, a nie od października, jak to zwykle bywa. Nie wiem, co go przekonało, może to, że pierwszy semestr zaliczyłam ze świetnymi ocenami, a może raczej fakt, że chcę wrócić na uczelnię mimo tragedii, jaka mnie spotkała, w dodatku z łatką samotnej matki. Pola poradziła mi, żebym opowiedziała dziekanowi swoją historię, a ja, choć nie lubię wzbudzać litości, poszłam na to, bo czułam, że to mi pomoże. Tak więc lada moment czeka mnie pierwszy zjazd na uczelni i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie umierała ze stresu. Gdyby nie Pola, pewnie już dawno bym się poddała.

– Prowadzenie social mediów jest czasochłonne, ale nie tak jak etat, przynajmniej nie w moim przypadku, więc luz, Jurek może być u mnie, kiedy ty będziesz umierać z nudów na wykładach – powiedziała mi podczas naszego ostatniego spotkania.

Pola jest influencerką, chociaż obie nie lubimy tego słowa. Po tym, jak dwa lata temu zawzięła się i schudła niemal dwadzieścia kilogramów, spontanicznie zaczęła publikować na Instagramie historię swojej przemiany i wrzucać dietetyczne przepisy. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że dwa lata później będzie mogła dzięki temu opłacać rachunki. I jeszcze coś. Pola wynajmuje mieszkanie w Olsztynie, całkiem blisko uczelni, więc po przyjeździe ze Szczytna mogłabym u niej nocować i wracać do domu dopiero w niedzielę po wykładach.

– Nie myślałaś, żeby przenieść się tutaj na stałe? Mogłybyśmy mieszkać razem, mam tu dwa pokoje – zaproponowała, gdy ostatnio się widziałyśmy.

– Nie mogę. W Szczytnie mam pracę. Jest do dupy, ale nie mogę wybrzydzać, nie, kiedy mam Jurka. A gdy ja pracuję, zajmuje się nim Marzena. Nawet gdybym znalazła robotę w Olsztynie, to nie miałabym go komu podrzucać, ty przecież studiujesz dziennie.

– No tak… W takim razie będę tu na ciebie czekać. Wpadaj w weekendy i czuj się jak u siebie – powiedziała mi wtedy.

Podziwiam tę dziewczynę. Nie dość, że studiuje, to jeszcze zarabia niezłą kasę w social mediach. Ma pomysł na siebie, odwagę i prze do przodu. Moje wybieganie w przyszłość ogranicza się do dwudziestu czterech godzin. Tak jest łatwiej – żyć z dnia na dzień, bez patrzenia w dal. Bo to, co majaczy na horyzoncie, wydaje się przerażające, kiedy obok ciebie nie ma tej najważniejszej osoby. Tej, która podrzucała ci stokrotki i mówiła, że zawsze będzie cię chronić. Chociaż… jest jeszcze ktoś, kto również mi to powtarzał. Ten ktoś wciąż żyje i wrócił, a ja zamknęłam mu drzwi przed nosem, bo jestem tchórzem.

Echo…

„Pamiętasz? Mówiłem, że zawsze będę cię ratował. No to jestem. Ja zawsze dotrzymuję słowa”.

Kiedy tamtego dnia usłyszałam dzwonek do drzwi, byłam pewna, że to dostawca pizzy. Otworzyłam z portfelem w dłoni, rozmemłana, w rozciągniętych dresach. Ale Echo nie patrzył na mnie jak na kupkę nieszczęścia, tylko inaczej, jak wtedy, w tamte wakacje – z niemym zachwytem i akceptacją. Był jedyną osobą na świecie, która zawsze przyjmowała mnie z całym dobrodziejstwem inwentarza – z moimi lękami, głupią gadką i rozedrganiem emocjonalnym. Echo mnie nie oceniał, po prostu był. Nic więc dziwnego, że gdy zobaczyłam go stojącego w progu w tej jego nonszalanckiej pozie, moje ciało zatęskniło. Pragnęłam go przytulić, nie, pragnęłam wręcz się w niego wtopić. Echo mógł przejąć czerń, która wypełniała mnie od pogrzebu Kuby, pochłonąć ją, nawet jeśli nie na zawsze, to chociaż na kilka chwil. Potrzebowałam takiej ulgi.

A jednak nie mogłam. Wraz z Echo wróciły wspomnienia, zarówno te piękne, jak i te bolesne. I chociaż jego oczy mówiły, że to między nim a mną może być proste, a jego pojawienie się może być dla mnie jak wzięcie głębokiego życiodajnego oddechu po długich miesiącach duszenia się pod wodą, coś wewnątrz mnie krzyczało, że to byłoby nie fair wobec Kuby. Nie przekonało mnie nawet przeświadczenie, że wpuszczając Echo do mieszkania i do swojego życia, w końcu zyskałabym wsparcie, a Jurek miałby osobę, w którą mógłby z zachwytem wlepiać te swoje ogromne niewinne oczy. Co do tego, że mój syn pokochałby Echo, nie miałam wątpliwości. Tym chłopakiem każdy się zachwycał, tylko nie każdy miał odwagę to okazać, bo jego chłodna wyniosłość bywała onieśmielająca.

– Hej, gdzie znów odpłynęłaś?

Drgam, kiedy Pola klepie mnie w ramię.

– Myślałam o twojej propozycji – wyduszam w końcu. – Jak wyobrażasz sobie opiekę nad Jurkiem?

– No jak to jak? Ja studiuję dziennie, ty będziesz studiować zaocznie, więc Jurka będę miała tylko w weekendy.

– Czyli wtedy, kiedy normalni ludzie odpoczywają, bawią się ze znajomymi i uczą… Nie mogę ci tego zrobić – wzdycham i odgryzam kawałek rogalika.

– Przecież zjazdy na uczelni masz co dwa tygodnie. Poza tym gdybym wiedziała, że nie dam rady, nie proponowałabym ci pomocy.

– Robisz to, bo jesteś dobrym człowiekiem i widzisz, jaką mam beznadziejną sytuację, ale ja nie mogę cię wykorzystywać. A Instagram? Z tego żyjesz. Kiedy będziesz nagrywać rolki, robić zdjęcia, montować filmiki, jak nie w weekendy?

– Sugerujesz mi, że nie dam rady zajmować się roczniakiem? – Jedna brew Poli szybuje wysoko.

– Nie, sugeruję, że kiedy zajmujesz się roczniakiem, nie masz czasu na nic więcej.

– A może pozwolisz mi chociaż spróbować, co? Daj sobie pomóc. Na miejscu masz wsparcie swojej przyszywanej mamy, prawda?

– Masz na myśli Marzenę? Nie nazwałabym jej przyszywaną mamą. Nasza relacja nie jest już tak zażyła jak kiedyś.

– Ale wspominałaś…

– Tak, zajmuje się Jurkiem w tygodniu, kiedy ja pracuję. Zresztą on uwielbia u niej zostawać.

– A ona siedzi w domu?

– Tak, na rocznym zwolnieniu. Wypalenie zawodowe. Ma bardzo stresującą pracę – wyjaśniam.

– No proszę, więc Marzena będzie zajmować się Jurkiem w tygodniu, a ja w weekendy.

– Pola, naprawdę nie musisz. Głupio mi, że…

– Ciii! Jesteśmy dogadane. Nie martw się na zapas, lepiej opowiadaj, jak tam twoje przygotowania do studiów. Jesteś pewna, że to dobra decyzja?

– Zanim urodziłam Jurka, studiowałam tylko semestr, ale… czuję, że tego chcę. I potrzebuję – wyznaję, a Pola skwapliwie kiwa głową. – Nie mogę tylko siedzieć w domu z dzieckiem i dorabiać w kawiarni, to nie dla mnie.

– A jesteś pewna, że pedagogika wciąż jest dla ciebie?

– To jest coś, co mnie interesuje i co chcę robić. Wiem, że zarobki są kiepskie, ale Kuba powiedział…

Pola patrzy na mnie uważnie i ma ten wyraz twarzy – mieszaninę współczucia i smutku – który zdążyłam znienawidzić od czasu pogrzebu, bo tą miną uraczyło mnie mnóstwo osób. Z trudem przełykam ślinę i żałuję, że zaczęłam ten temat.

– Kuba powiedział, że mam nie rezygnować z marzeń tylko dlatego, że będę sama z Jurkiem i że będzie mi trudno. Jeśli marzę o pieprzonej pedagogice, to mam iść na pieprzoną pedagogikę, dokładnie tak to ujął.

Przez twarz Poli przebiega uśmiech.

– Wierzył w ciebie.

– Taaa, bardziej niż ja sama. Wiem, że mam Jurka i może powinnam zapomnieć o marzeniach, twardo stąpać po ziemi i wybrać bardziej przyszłościowy kierunek albo od razu iść gdzieś do pracy, a nie czekać na papierek z uczelni.

– Hej, ale pedagogika to nie jest zły kierunek. Wiesz, ilu brakuje nauczycieli?! A ty będziesz studiować pedagogikę z socjoterapią. Przykro to mówić, ale coraz więcej dzieciaków potrzebuje pomocy, będziesz rozchwytywana.

Gdybyś tylko wiedziała, jaka czerń we mnie siedzi, nawet nie siliłabyś się na ten optymistyczny ton… – mam ochotę odpowiedzieć.

– Oho, znów się rozpadało! – Pola spogląda w okno. – To jak? Podrzucisz mi Jurka w ten weekend na kilka godzin, żebyśmy mogli się lepiej poznać? Mój adres znasz.

– Jasne. Fajnie będzie znów wpaść do Olsztyna.

– Przyzwyczajaj się. Jak zaczniesz studia, będziesz tutaj bywała częściej.

– Taaa, ale teraz muszę spadać. Za dwadzieścia minut mam pociąg. – Dopijam szybko kawę i podnoszę się z miejsca.

– Odprowadzić cię na dworzec?

– Nie trzeba, zjedz w spokoju. Widzimy się w weekend! – Przytulam Polę, a potem wychodzę z kawiarni.

Kiedy staję na chodniku, atakuje mnie ulewa. Przymykam oczy i pozwalam zimnym kroplom schłodzić rozgrzane policzki. Lubię deszcz. Dzięki niemu już nie muszę udawać rozgadanej i uśmiechniętej. Znów mogę pozwolić czerni rozsiąść się wygodnie w moim wnętrzu i doprowadzać mnie do łez. Przecież pada, nikt nie zauważy.

Rozdział 2

– Jezu, za pięć piąta rano?! Nie wierzę! – jęczę, gdy spoglądam na wyświetlacz telefonu.

Za oknami jest ciemno, a ja obudziłam się pół godziny przed budzikiem. Szybko wyłączam zaplanowany alarm, bo nie chcę, by obudził Jurka. Potem odrzucam na bok kołdrę – mam wrażenie, że w pokoju jest nieznośnie gorąco.

Wiem, że już nie zasnę. Wzdycham, mamroczę przekleństwo, a potem odruchowo wchodzę w listę kontaktów i wybieram numer Kuby. Dlaczego tak się torturuję? Już dawno powinnam go skasować, problem w tym, że nie potrafię. Patrzę w sufit i z trudem powstrzymuję łzy. Tak cholernie tęsknię. Ponownie spoglądam na ekran telefonu i otwieram naszą esemesową korespondencję. Litery rozmazują mi się przed oczami. Mam tu mnóstwo wiadomości, które napisałam do niego, gdy odszedł, i których nigdy nie wysłałam. Piszę, kiedy jest mi źle i muszę się wygadać, ale akurat nie mogę iść na cmentarz. To pewien rodzaj terapii, choć nie mam pewności, czy faktycznie mi to pomaga, czy może sprawia, że jest we mnie jeszcze więcej czerni.

Ja: Michał chyba nie chce, żeby Marzena miała ze mną kontakt. To takie frustrujące! Dlaczego ona jest z kimś takim?!

To ostatnia wiadomość, którą napisałam do Kuby. Kasuję ją i w jej miejsce piszę coś nowego.

Ja: Leżę sama w łóżku i tęsknię. Mam wrażenie, że poduszka wciąż ma twój zapach. Powiedz, że jeszcze nie zwariowałam. Napisz cokolwiek, błagam.

Z trudem przełykam ślinę. To nieźle powalone pisać wiadomości do zmarłego chłopaka, ale chyba monologi nad jego grobem już mi nie wystarczają. Gapię się w ekran, a mój palec zawisa nad ikonką z napisem „Wyślij”. Nie wiem, czy to ta durna piąta rano, czy może fakt, że czuję się cholernie samotna, ale coś sprawia, że tym razem naprawdę wysyłam tego esemesa. W myślach nazywam siebie idiotką, przecież telefon Kuby leży wyłączony w pudle razem z innymi rzeczami, które po nim zachowałam.

Chociaż wiem, że mój chłopak już nigdy mi nie odpisze, kiedy telefon milczy, czuję znajome rozczarowanie. Biorę drżący oddech i staram się nie rozpłakać, a potem odkładam komórkę na nocną szafkę. A jednak ledwo moja głowa opada na poduszkę, urządzenie wibruje. Szybko się podnoszę i sięgam po telefon. Jestem pewna, że to powiadomienie w stylu: Wiadomość nie może zostać dostarczona, ale moje oczy robią się okrągłe ze zdziwienia, gdy widzę treść na ekranie.

Nieznany numer: Pamiętasz, co robiliśmy w domku w lesie w tamte wakacje?

K.

Kręcę zdumiona głową i szybko siadam na łóżku, serce wali mi jak szalone, a po plecach spływa strużka potu. Nie, nie, nie, to musi być sen… Przecież to niemożliwe. K jak Kuba mogłabym uznać za zbieg okoliczności, ale treść esemesa nie jest przypadkowa i jestem pewna, że jest przeznaczona właśnie dla mnie.

Korci mnie, żeby odpisać, ale przecież Kuba nie żyje, to nie on do mnie napisał. Nie wiem, kto wysłał wiadomość, ale trzeba być niezłym świrem, żeby podszywać się pod zmarłego chłopaka i dręczyć jego dziewczynę. Pewnie ktoś robi sobie głupie żarty. Tylko… skąd wie, że byłam w wakacje w domku w lesie? Z Kubą i z Echo.

No właśnie, Echo. On wiedział. Wie, co wtedy robiliśmy. To on do mnie pisze? Nieee, to bardzo nie w jego stylu.

Z emocji już nie zasnę. Wyciszam dźwięki w telefonie, bo boje się, że dostanę kolejną wiadomość, a potem patrzę w okno i zastanawiam się, czy to dzieje się naprawdę, czy może zwariowałam. Nim zdążę rozważyć jakieś inne opcje, muszę iść do Jurka, bo właśnie obudził się z płaczem.

* * *

– Umyć za ciebie ekspresy?

Odwracam głowę i widzę zielone łagodne oczy, których spojrzenie zawsze poprawia mi humor. Właśnie jesteśmy z Filipem na zapleczu, lada moment zamykamy kawiarnię.

– Sugerujesz, że robię to niedokładnie? – Parskam śmiechem.

– Nie, po prostu widziałem, ile miałaś roboty za ladą, pomyślałem, że cię wyręczę.

– Taaa, dzisiaj jest co robić, ale to dobrze, im więcej klientów, tym większy zarobek, prawda? A co do ekspresów to poradzę sobie, ale dzięki… To miłe, że chciałeś pomóc – mówię coraz bardziej onieśmielona, bo Filip intensywnie mi się przygląda.

Przyłapuję się na tym, że gapię się na jego usta. Cholera, dlaczego wcześniej nie zauważyłam, że są tak kusząco wypukłe?

– Gdybyś jednak potrzebowała pomocy, będę za ladą – rzuca w odpowiedzi i szybko opuszcza zaplecze.

Spoglądam w miejsce, w którym przed chwilą stał, i przygryzam wnętrze policzka. A co, jeśli ten chłopak czegoś ode mnie chce? Mam wrażenie, że patrzył na mnie w sposób, w jaki zazwyczaj patrzą faceci, gdy…

– Julia, żyjesz tam?! – dociera do mnie damski głos i to pytanie momentalnie sprowadza mnie na ziemię.

Do diabła, na śmierć zapomniałam! Pędzę szybko z zaplecza na salę, staję przed ekspresem i robię cappuccino. Kątem oka widzę, że Filip znika w łazience.

– Takie jak lubisz, z dużą pianką. – Stawiam przed Marzeną filiżankę i przysiadam zdyszana na krześle. Jurek piszczy i wyciąga do mnie ręce, więc sadzam go sobie na kolanach. – Mam tylko chwilę, muszę jeszcze ogarnąć faktury i zaplecze, bo lada chwila zamykamy – wyjaśniam.

– Uderza do ciebie. – Marzena upija łyk kawy i uśmiecha się znacząco.

– Kto? – udaję idiotkę.

– Moja droga, nikt nie proponuje, że bezinteresownie wykona za ciebie tak parszywą robotę jak mycie ekspresów.

– Skąd wiesz, że Filip mi to zaproponował?

– Gawędziliśmy chwilę, gdy byłaś na zapleczu. Powiedział, że idzie cię w tym wyręczyć, bo widzi, jaka jesteś zmęczona.

– Nic na to nie poradzę, taki właśnie jest Filip. Miły i pomocny. To wcale nie oznacza, że chodzi mu o coś więcej.

– Mhm, znam facetów. Uderza do ciebie.

Kręcę ze śmiechem głową, a potem pochylam się i całuję Jurka w nos.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że znów rozmawiamy z Marzeną jak za dawnych czasów, to znaczy jak wtedy, kiedy ja i Kuba u niej mieszkaliśmy. Była naprawdę świetną mamą zastępczą, ciepłą, wyluzowaną, ale jednocześnie taką, która dbała o nas i stawiała nam granice. Zresztą to ona namawiała mnie na ten pamiętny wyjazd z Kubą. Wszystko się zmieniło, gdy wróciliśmy. I nawet nie chodzi o to, że Marzena była zaskoczona, kiedy powiedzieliśmy jej, że jesteśmy parą. To ten nowy facet ją zmienił. Jeszcze zanim wyjechałam z Kubą, zaczęła się z kimś spotykać. Cieszyłam się, bo wiedziałam, że pragnęła kogoś, przy kim znów poczuje się piękna i kochana. Ale kiedy razem z Kubą stanęliśmy z walizkami przed domem w upalne sierpniowe popołudnie, drzwi otworzyła nam nowa Marzena – skupiona na sobie i swoim partnerze, chłodna, zdystansowana. Zasugerowała nam, że lepiej, gdybyśmy się od niej wyprowadzili.

Wieść o mukowiscydozie wcale nie sprawiła, że nasze więzi z Marzeną się zacieśniły. Wprawdzie mówiła, że Kuba może na nią liczyć, ale jej nowy mężczyzna musiał mieć na nią ogromny wpływ, bo z każdym kolejnym dniem stawała się coraz bardziej niedostępna. Skończyły się pogaduchy o wszystkim i o niczym, wspólne pichcenie w kuchni, zwierzenia i rozmowy telefoniczne – kiedyś potrafiłyśmy plotkować bez końca.

Marzena pojawiła się na pogrzebie Kuby, a ja wypłakiwałam się jej w rękaw. Co z tego? Następnego dnia nawet nie zadzwoniła z pytaniem, jak się czuję. Dopiero kiedy urodził się Jurek, coś się między nami zmieniło. Pamiętam, to było w szpitalu, kiedy wzięła go na ręce.

– Michał powiedział, że nie powinnam się przywiązywać, ale on jest taki słodki – wyznała mi wtedy.

– A co? Michał ma coś przeciwko temu, żebyśmy miały ze sobą kontakt? – próbowałam wybadać temat.

– Nieee, niezupełnie. On… miał trudne dzieciństwo. Bywa zaborczy i uważa, że teraz, kiedy jestem już po czterdziestce, powinnam skupić się na sobie, nie na matkowaniu przyszywanym dzieciom.

– Nie jestem już dzieckiem, nie oczekuję niańczenia. Ale wspólne wypicie kawy czy spotkania od czasu do czasu to nic złego.

– Wiem, wiem, pogadam o tym z Michałem, słowo. – Marzena uśmiechnęła się do mnie, ale to nie był szczery uśmiech. Czułam, że nie mówi mi wszystkiego.

Nie wiem, co wkłada jej do głowy ten cały Michał, ale jestem pewna, że facet wciąż nie chce, by Marzena miała kontakt ze mną i z Jurkiem.

– A te twoje studia… Masz zjazdy co drugi weekend, tak?

Jej pytanie wyrywa mnie z rozmyślań. Nawet nie zauważyłam, że Marzena wypiła już swoje cappuccino.

W odpowiedzi kiwam głową.

– Będziesz zostawiać Jurka u mnie?

– Nie, u koleżanki w Olsztynie. Chyba że akurat nie będzie mogła się nim zająć, to podrzucę Jurka do ciebie, o ile oczywiście nie masz nic przeciwko. I nie martw się, to będą naprawdę wyjątkowe sytuacje.

– To dobrze. To znaczy nie zrozum mnie źle, chętnie zajmę się małym, po prostu Michał chce mieć w weekendy święty spokój.

Unoszę wysoko brwi i na końcu języka mam uwagę na temat tego faceta.

– Wiesz, on ma taki zapieprz w pracy… Musimy go zrozumieć. – Marzena bierze Jurka na ręce i nawet na mnie nie patrzy.

– No proszę, a czy Michał nie kręci nosem, kiedy podrzucam ci moje dziecko co rano? – rzucam sarkastycznie, bo nie mogę się powstrzymać.

– Tłumaczyłam mu, że musisz pracować, a przecież Jurek jest za mały, żeby dać go do żłobka. Michał wtedy też jest w pracy, więc w tygodniu mamy ciszę i spokój, prawda, Jureczku? – Marzena spogląda z czułością na mojego syna.

– Dobra, wracam do pracy. Za jakieś dwadzieścia minut powinnam skończyć. Poczekacie tu na mnie? – Podnoszę się z krzesła.

– To może wezmę Jurka na krótki spacer, co? Pogoda się poprawiła. A ten… a ten Filip… czy on wie, że Jurek to twoje dziecko? I że sama go wychowujesz?

– Oczywiście, że wie. – Patrzę na Marzenę skołowana.

– To dobrze. – Uśmiecha się, a potem dodaje konspiracyjnym szeptem: – Skoro nie odstrasza go samotna dziewczyna z dzieckiem, to oznacza, że traktuje cię poważnie.

– Przestań, to nie tak! – Macham na nią ręką, a potem z udawanym oburzeniem idę na zaplecze.

Kiedy wchodzę do niewielkiego pomieszczenia, widzę, jak Filip uwija się przy zlewozmywaku. Obserwuję jego profil, blond włosy w odcieniu miodowym, które wiją się nad karkiem, i złocistobrązową skórę. Przyłapuję się na tym, że myślę o nim w kategoriach diabelnie przystojnego. O dziwo, nie czuję wyrzutów sumienia jak wtedy, kiedy moje myśli dryfują w kierunku Echo. Co oczywiście nie zmienia faktu, że żaden flirt z Filipem nie wchodzi w grę. Nie chcę być w związku, nie chcę nawet niezobowiązujących randek. To wydaje mi się niewłaściwe, choć przecież od śmierci Kuby minęło już tyle czasu.

Staję do Filipa plecami, porządkuję blat, a potem przeglądam faktury i wypisuję na kartce produkty, które trzeba pilnie zamówić, bo ich zapasy się skończyły.

Cholera, jestem w małym, ciasnym pomieszczeniu sam na sam z przystojnym chłopakiem, który bosko pachnie. Dlaczego więc nie czuję w jego obecności tego, co czułam, gdy Echo był blisko mnie? Kiedy stanął w progu mieszkania kilka tygodni temu, moje ciało tak za nim tęskniło, że czułam niemal fizyczny ból.

– Skończyłaś już?

Drgam, gdy słyszę za plecami głos Filipa. Jego gorący oddech muska mój kark. Poprawka, jednak coś czuję. Może nie jest to coś tak intensywnego jak przy Echo, ale jeden malutki motylek zaczyna wariować w moim brzuchu.

– Tak, wszystko ogarnięte – odpowiadam i nie potrafię ruszyć się z miejsca.

– To może podrzucić cię do domu?

Obracam się i napotykam utkwione we mnie zielone oczy. Chciałabym w nich zatonąć, ale nie potrafię.

Filip jest blisko, tak blisko, że jeśli zrobię mały krok do przodu, zetkniemy się nosami. Znów spoglądam na jego usta i twarz upstrzoną kilkoma piegami. Czy miałabym coś przeciwko, gdyby mnie teraz pocałował? Czy to nie byłoby cudowne – znów być chcianą, kochaną, pożądaną, piękną… Znów poczuć to ciepło, którego nie czułam, od kiedy Kuba… Wiem, że Echo patrzył na mnie w ten sposób, kiedy przyszedł do mojego mieszkania, ale to wydawało mi się niewłaściwe, brudne, złe i nie fair wobec Kuby. Filip? Z nim to mogłoby być niewinne i takie proste.

– To jak, jedziesz ze mną? Lepiej, żeby taka ładna dziewczyna nie wracała sama do domu po zmroku. – Przez twarz Filipa przemyka diaboliczny uśmiech. A może tylko mi się wydaje?

Jego słowa działają na mnie jak zimny prysznic. A co, jeśli to on jest nadawcą tych tajemniczych esemesów? Nie, to absurdalne! Filip nie wie nic o mojej przeszłości, nie mógłby napisać czegoś takiego.

– Dzięki za propozycję, ale mam kilka spraw do załatwienia na mieście. Za to chętnie skorzystam następnym razem – mówię, bo nie chcę sprawić mu przykrości.

– Jasne. Uważaj na siebie.

Poważne spojrzenie Filipa przez chwilę walczy z moim. Pierwsza odwracam wzrok i znów czuję ten dziwny niepokój. Błagam w myślach, by chłopak odsunął się ode mnie. Jeszcze minutę temu jego bliskość wywoływała we mnie przyjemne doznania, ale teraz czuję tylko dyskomfort.

– No to do jutra! – rzuca i w końcu odwraca się do mnie plecami.

Obserwuję, jak sięga po plecak, potem zerka na mnie po raz ostatni i wychodzi z zaplecza.

– Do jutra – odpowiadam i wypuszczam powietrze, które nieświadomie przez chwilę wstrzymywałam. Sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.

Kiedy zostaję sama, gaszę światła i zamykam kawiarnię, a potem idę do pobliskiego parku, gdzie czekają na mnie Marzena i Jurek. Spacerujemy ulicami Szczytna, a ja wciąż czuję dziwny niepokój. Pocieram ramiona, które owiewa chłodne lutowe powietrze, i rozglądam się na boki. Ulica jest pusta i cicha.

Świruję, przecież nic złego się nie dzieje. Dostałam tylko jednego dziwnego esemesa. Jednego. To pewnie wylazł na wierzch mój lęk przed zmianami – powrót na studia, zostawianie Jurka u Poli… To dlatego jestem taka nerwowa.

Wszystko będzie dobrze.

Ponownie omiatam wzrokiem ulicę, jakbym bała się, że nagle zobaczę znajomą wysoką, ubraną na czarno postać.

Wszystko będzie dobrze, powtarzam sobie, chociaż gdzieś pod skórą czuję, że jest coś, czym powinnam zacząć się przejmować.

* * *

Uśmiecham się sennie i przewracam z boku na plecy.

Mmm… to takie przyjemne…

Kiedyś często budził mnie w ten sposób. Musi pamiętać, jak bardzo to lubię. I pewnie domyśla się, jak bardzo za tym tęskniłam.

Chociaż w sypialni jest ciemno, wyczułam jego obecność, jeszcze zanim mnie dotknął. A teraz rozluźniam się, bo ciepło jego dłoni działa na mnie kojąco. Zupełnie jakby te zwinne, niecierpliwe palce, które tańczą na moim ciele, miały magiczną moc przeganiania z mojego wnętrza demonów i usuwania czerni, której tak nie znoszę.

Wzdycham cicho, gdy męska dłoń zaciska się na materiale moich szortów od piżamy. Nie widzę jego twarzy, ale nie szkodzi, ważne, że jest tutaj ze mną. Chcę mu powiedzieć, że tak bardzo tęskniłam, i błagać, żeby mnie więcej nie zostawiał, ale jego usta spijają z moich warg jeszcze niewypowiedziane słowa.

Wplatam palce w jego włosy. Są inne niż te, które zapamiętałam. Bardziej gęste i szorstkie. Nieważne, przecież miał prawo się zmienić, nie widzieliśmy się tak długo. Wzdycham cicho, gdy męskie ciało napiera na moje. Mamroczę coś sennie w jego usta i przejeżdżam drżącymi ze zniecierpliwienia palcami po nagim torsie. Szybko przesuwam dłoń na jego lewą pierś i oddycham z ulgą, bo wyczuwam bicie serca. Bałam się, tak cholernie się bałam, że nic nie poczuję.

Kuba nie pozwala mi dłużej się dotykać. Unieruchamia moje dłonie i kładzie je grzecznie na materacu łóżka, a potem, nadal mnie trzymając, zjeżdża ustami niżej, poświęca sporo uwagi moim piersiom. Nie mam nic przeciwko. Przygryzam wargę, kiedy przyjemność, jaką dają mi jego pieszczoty, staje się coraz intensywniejsza. Nie chcę być zbyt głośna, w końcu Jurek śpi w pokoju obok.

Zastygam w oczekiwaniu, gdy gorące męskie usta suną przez mój brzuch, coraz niżej i niżej. Rozsuwam nogi i błagam cicho, żeby nie przestawał. Chcę z nim pogadać, naprawdę chcę, przecież mam mu tyle do powiedzenia, ale pożądanie jest tak silne, że odkładam to na później. Mamy w końcu całą noc i kolejne dni, bo wrócił… Tak, on naprawdę wrócił, choć wciąż nie mogę w to uwierzyć.

Gdy czuję wilgotny język między udami, nie wytrzymuję i wydaję z siebie głośny jęk.

– Postaraj się być ciszej, Jot – słyszę roześmiany głos.

Chwila… Jak on mnie nazwał? Kuba nigdy mnie tak nie nazywał. Jedyną osobą, która tak do mnie mówiła, jest…

I nagle go widzę. Zamieram zszokowana, kiedy się podnosi. Opiera się na przedramionach i patrzy na mnie z tym swoim ociekającym mrokiem uśmiechem. To nie Kuba, tylko Echo. Zbyt długie ciemne włosy wpadają do granatowych, płonących pożądaniem oczu. Powinnam czuć rozczarowanie i złość, zamiast tego czuję niemal zwierzęce pragnienie. I palący wstyd. Jestem zła, zbrukana… Nie powinnam chcieć bliskości tego chłopaka.

Wiercę się na łóżku, chcę zaprotestować, ale Echo jest szybszy.

– Daj spokój, wiem, że tego pragniesz. Bronisz się przed tym, bo chcesz być lojalna wobec Kuby, ale jego już nie ma.

– Zamknij się! Niczego nie rozumiesz! – krzyczę i czuję na policzkach gorące łzy.

– On nie żyje.

– Przestań, błagam…

– Ale to prawda. On. Nie. Żyje.

– Echo…

– Nie żyje. On nie żyje. Umarł. Nie żyje.

Podnoszę się gwałtownie na łóżku i z trudem łapię powietrze. Rozglądam się oszołomiona w ciemnościach, macham rękami jak wariatka w poszukiwaniu męskiego ciała, ale nikogo tutaj nie ma. Przeczesuję dłońmi włosy i dotykam mokrego od potu czoła. Cholera… a więc to był sen. Przeklinam głośno, potem po omacku odnajduję telefon i oświetlam przy jego pomocy sypialnię. Spokojnie, to tylko sen, bardzo realistyczny, ale jednak. Nie ma tutaj Echo, nie ma Kuby.

Szybko wyłączam latarkę i ponownie spoglądam na ekran telefonu, bo znów dopada mnie niepokój. Oddycham z ulgą, kiedy widzę, że nie mam esemesa od żadnego nieznanego numeru. Odkładam komórkę na stolik nocny i opadam na poduszki. Jestem wściekła i zawstydzona. Wciąż czuję podniecenie pulsujące w podbrzuszu. Czasami śni mi się Echo, ale nigdy w tak erotyczny sposób. Co jest ze mną nie tak?! To pewnie przez nasze spotkanie. Wciąż je przeżywam i podświadomość podsuwa mi te głupie obrazy.

Przejdzie mi, potrzebuję czasu.

Zaciskam powieki i powtarzam tę myśl w głowie niczym mantrę, a potem ponownie zasypiam.

Rozdział 3

Kolejny tydzień mija mi na przygotowaniach do studiów i walce z ząbkowaniem Jurka. Mam tyle na głowie, że nie myślę o Echo. Tajemniczy nadawca dziwnych esemesów też milczy, jednak tym akurat się niepokoję. Czuję, że jeszcze się odezwie, że jego milczenie to cisza przed burzą.

Przyłapuje się też na tym, że jestem rozczarowana. Gdzieś w głębi mnie kiełkowało przeczucie, że skoro Echo raz stanął pod moimi drzwiami, to zrobi to ponownie. W końcu on taki właśnie jest – tak zdeterminowany, że zawsze zdobywa to, na czym mu zależy. A jednak nie przyszedł. Odpuścił? A może czeka na dogodny moment? Czuję się rozbita. Idiotka, przecież tego właśnie chciałaś. Żeby dał ci spokój. Wspominałam przed chwilą, że coraz mniej myślę o Echo? Poprawka: wciąż o nim myślę, po prostu zdarzają mi się chwile przerwy.

Dziś, jak zwykle, idę odwiedzić Kubę. Na jego grób chodzę codziennie i nie uważam tego za przesadę. Przecież kiedy żył, też codziennie rozmawialiśmy, dlaczego więc mielibyśmy nie robić tego teraz? Nawet jeśli tylko ja mówię, a on milczy.

Kiedy docieram na cmentarz, powoli zapada zmrok. Zdecydowanie wolę być tutaj, gdy jest jasno, ale nawał obowiązków w pracy nie pozwolił mi przyjść wcześniej. Nie, to nie ciemność jest problemem, bo na grób Kuby trafiłabym z zamkniętymi oczami. To ta specyficzna cmentarna atmosfera i groby ukryte w mroku… Ten widok wywołuje we mnie nieprzyjemne ciarki.

Przechodzę szybko między mogiłami, bo nie mam zbyt dużo czasu, muszę odebrać Jurka od Marzeny, zanim Michał wróci z pracy. Kto wie, może będzie prawił jej kazania.

Na szczęście grób Kuby położony jest na uboczu, więc mogę powiedzieć, co mi leży na sercu, a jednocześnie nie czuć skrępowania. Szczerze mówiąc, na początku, kiedy zaczęłam tu przychodzić, czułam się dziwnie, gdy gadałam na głos i nikt mi nie odpowiadał. Z czasem przywykłam. Opowiadam Kubie o mojej codzienności, o tym, jak mi bez niego źle, mówię też o naszym synu. Tak, o Jurku mogę gadać godzinami. Czasami po takim monologu czuję się lepiej, czasami wręcz przeciwnie. Nie przychodzę tutaj z poczucia obowiązku czy wewnętrznego przymusu. Po prostu potrzebuję tego i przeraża mnie myśl, że może kiedyś ta potrzeba zniknie, a ja będę pojawiać się tutaj coraz rzadziej. Nie mogę do tego dopuścić.

Patrzę na grób. Jest skromny, zresztą Kuba taki właśnie chciał. Pamiętam, jaka byłam zła, gdy wybierał kolor granitu i trumnę tak swobodnie, jak kupuje się ciuchy w sklepie. On był pogodzony z nadchodzącą śmiercią, ja wciąż się buntowałam.

Gdy patrzę na nagrobek, coś ściska mnie w środku. Dwa znicze palą się słabym światłem. Tylko dwa. Jeden przyniesiony przeze mnie. A drugi? Nie wiem, pewnie jest od Marzeny. Kuba za życia był duszą towarzystwa, ale odkąd zachorował, większość rówieśników o nim zapomniała – i tak samo jest teraz.

Pochylam się, zgarniam dłonią uschnięte liście i w milczeniu patrzę na wygrawerowane na nagrobku imię i nazwisko, litery lekko połyskują w półmroku. Dziś jest jakoś inaczej. Nie wiem, czy nie mam siły, czy ochoty rozmawiać, ale wolę pobyć tutaj w całkowitej ciszy.

Nagle kątem oka rejestruję jakiś ruch. Podnoszę głowę i zamieram. Czuję się tak, jakbym zobaczyła ducha, a nawet gorzej.

Nie, to niemożliwe…

Echo idzie w moim kierunku. Nie widzę zbyt dobrze, ale chyba ma spuszczoną głowę i nie patrzy na wprost, więc jest szansa, że jeszcze mnie nie zauważył. Nie zastanawiam się dłużej, tylko jak ostatni tchórz czmycham za duże drzewo. Z bijącym sercem wychylam się ostrożnie i obserwuję chłopaka, który przecież miał być dla mnie tylko przeszłością. Ubrany na czarno niemal zlewa się z cmentarną scenerią.

Wiele razy wyobrażałam sobie podobną sytuację i myślałam, jak się zachowam, kiedy spotkamy się przypadkiem przy grobie Kuby. Wprawdzie nie miałam pewności, czy Echo wciąż mieszka w Szczytnie, ale było prawdopodobne, że będzie chciał tutaj przyjść. Nie spotkałam go jednak nigdy na cmentarzu, aż do teraz. Być może potrafiłabym zareagować bardziej na luzie i nawet się z nim przywitać, gdyby nie to, jak potraktowałam go kilka tygodni temu. Tamta sytuacja zmieniła wszystko.

Zachowuję się jak kretynka, bo gapię się na Echo jeszcze chwilę, a kiedy jest już naprawdę blisko, odwracam się i uciekam. Mogłabym odejść spokojnie, ale to byłoby zbyt proste, a ja oczywiście uwielbiam utrudniać sobie życie, więc po prostu wpadam w panikę i szybko przeciskam się między grobami, potykając się o własne nogi. Mam tylko nadzieję, że w ciemnościach jestem słabo widoczna.

Kiedy wychodzę za bramę cmentarza i staję na chodniku, wydaję z siebie głośne westchnienie ulgi. Moje serce wciąż szybko bije i nadal czuję palący wstyd.

Dlaczego nie zachowałam się jak człowiek?! Dlaczego nie potrafię traktować tego chłopaka jak innych facetów? Co byłoby złego w krótkiej rozmowie? Może byłoby niezręcznie, ale Echo nie zasługuje na to, by traktować go jak trędowatego.

Szybko wsiadam do autobusu i staram się o tym nie myśleć. Przykładam rozgrzane czoło do przyjemnie chłodnej szyby i czekam, aż moje ciało przestanie płonąć, a buzujące w nim emocje opadną.

Echo wciąż na mnie działa i wciąż mnie do niego ciągnie, nie mogę zaklinać rzeczywistości. Ale ponieważ postanowiłam sobie, że tamte wakacje to zamknięty rozdział oraz że nie chcę być z nikim, bo Kuba zawsze będzie w moim sercu i w mojej głowie, muszę ignorować te głupie uczucia i starać się unikać chłopaka w czerni, o ile jeszcze kiedykolwiek się spotkamy. Na samą myśl o tym, że dzisiaj mogłam widzieć go ostatni raz w życiu, coś ściska mnie w środku.

Przytomnieję, gdy słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. To pewnie Marzena chce wiedzieć, kiedy odbiorę Jurka. Moje serce przyspiesza, gdy widzę, że napisał do mnie nieznany numer. Wiem, że lepiej byłoby, gdybym skasowała wiadomość bez czytania, ale ciekawość jest silniejsza. Wciągam głęboko powietrze, gdy widzę treść esemesa.

Nieznany numer: Lody jagodowe czy śmietankowe? Wysmarowałbym cię śmietankowymi, a potem wylizał BARDZO dokładnie.

K.

Zamieram, a telefon niemal wypada mi z dłoni. Jestem tak wściekła, że mam ochotę coś rozwalić. Jak śmie… Jak ten ktoś śmie bawić się tak intymnymi, a teraz bolesnymi wspomnieniami?! I jeszcze ten podpis. K jak Kuba.

A jeśli wspomniał o lodach, to oznacza, że wie. Ten, kto do mnie pisze, wie, co robiłam z Kubą i Echo w wakacje, kiedy razem podróżowaliśmy.

Dobrze pamiętam tamten moment, bo to była jedna z tych pięknych beztroskich chwil, zanim się wydało, że Kuba jest chory i nasza podróż się skończyła.

Siedzieliśmy we trójkę – ja, Kuba i Echo – na plaży nad jeziorem i dzieliliśmy się lodami. Jedliśmy jagodowe i śmietankowe. Przekazywaliśmy sobie wafelki, lizaliśmy chłodną lodową masę, patrząc sobie wyzywająco w oczy. To było takie intymne, takie erotyczne, takie nasze… Wiedzieliśmy, że wieczorem w łóżku znów we trójkę przekroczymy kolejną granicę. Świadomość, że nikt nie wie o tym, co robimy w nocy, tylko dodatkowo nas nakręcała.

Szybko chowam telefon do torebki, opieram głowę o siedzenie i przymykam oczy. Wspomnienia bolą, tak samo jak ta dziwna wiadomość. Muszę się uspokoić. To pewnie Echo próbuje mnie wkurzyć.

Zerkam przez okno. Szarobure chmury wiszą nisko nad miastem, pewnie zaraz spadnie z nich śnieg. Niebo nad Szczytnem przypomina to, co aktualnie dzieje się w mojej głowie – czuję, że nadciąga coś złego, ale nic nie mogę na to poradzić.

Dalsza część w wersji pełnej