10,40 zł
W bitwie pod Kurskiem spełnił się los obu armii walczących ze sobą na śmierć i życie, a jednocześnie znajdowała wyjaśnienie tajemnica ciążąca nad polem bitwy. Niemiecka nawała ruszyła do boju w ustalonym porządku i o ustalonej porze. I chociaż natrafiła na przygotowanego dobrze przeciwnika, walki, które wywiązały się na tych wąskich stosunkowo odcinkach, obsadzonych z obu stron przez więcej niż milion żołnierzy, należały do najcięższych i najbardziej zawziętych w dotychczasowej kampanii.
Ten kolejny tomik z reaktywowanego legendarnego cyklu wydawniczego wydawnictwa Bellona przybliża czytelnikowi dramatyczne wydarzenia największych zmagań wojennych w historii; przełomowe, nieznane momenty walk; czujnie strzeżone tajemnice pól bitewnych, dyplomatycznych gabinetów, głównych sztabów i central wywiadu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 78
Transportowy Junkers szedł zwykłym swoim kursem z Prus Wschodnich na Ukrainę. Równo warczały oba silniki, wprawiając w lekkie drganie metalowy kadłub maszyny. Na jej pokładzie znajdowało się tym razem dobrane towarzystwo: grono wysokich oficerów sztabowych, pułkowników i generałów. Wśród nich zwracał uwagę przyprószony siwizną generał pułkownik. Wszyscy znali historię tego typowego pruskiego oficera, znakomitego dowódcy wojsk pancernych i autora głośnej książki „Uwaga, czołgi!”. Cóż to była za sensacja, gdy generał Heinz Guderian pokłócił się z dowódcą zgrupowania frontowego feldmarszałkiem Kluge i utracił łaskę Hitlera! Działo się to w grudniu 1941 r. pod Moskwą, której nie potrafiły okrążyć i odciąć od zaplecza potężne uderzenia niemieckich oddziałów pancernych. Właśnie pod Moskwą zawiodła cała ta potężna machina wojenna, zawiodły operacje polegające na wbijaniu klinów pancernych w linie oporu przeciwnika. Działały one jak cęgi wtapiane w żywe ciało, oszołamiając i terroryzując, odejmując zdolność przeciwdziałania. Uwaga, czołgi! To była właśnie teoria błyskawicznej wojny pancernej, której jednym z twórców i teoretyków był ten siwy, ale dobrze jeszcze prezentujący się generał.
Dla generała niepowodzenie pod Moskwą było tragedią osobistą. Przypłacił to zawałem serca. A oto minęło 14 miesięcy i jeszcze sztywniejszy niż zazwyczaj, starzejący się i schorowany generał broni pancernej udaje się znowu do Hitlera. Führer wezwał go do jednej ze swoich kwater głównych znajdującej się pod Winnicą na Ukrainie. Guderian domyśla się, o co chodzi. Chcą mu zapewne powierzyć pieczę nad bronią pancerną, która poniosła tak wielkie straty. Słusznie. Stalingrad Stalingradem, ale Niemcy są Niemcami i niejedno jeszcze mogą pokazać światu. Więc w zasadzie wyrazi zgodę, ale jednocześnie postawi warunki. Mój Boże, koło Hitlera kręci się pyszałkowaty profesor Porsche, ten typ od Volkswagena i maniak. Schlebia Führerowi i konstruuje coraz większe maszyny. Przecież to zwykła gigantomania, którą bierze się Hitlera pod włos. Zresztą do diabła z nimi, tu chodzi przecież o Niemcy, o los ojczyzny! A temu inżynierowi Porsche nie wystarcza już ciężki czołg T-IV, który nazywa Tygrysem.
„Ten Tygrys może nie jest zły – myśli Guderian – i będzie chyba niespodzianką dla bolszewików. 56 ton i działo 88-milimetrowe o długiej lufie, dwa kaemy i szybkość podróżna 50 kilometrów na godzinę. To już jest coś. W każdym razie lepsze to od średniej Pantery, mającej ciągle jeszcze zbyt liczne usterki i dlatego nieco gorszej od rosyjskiego „średniaka” T-34. Lepsze już są dotychczasowe Czwórki, mające przecież za sobą nie byle jakie marsze i boje. Ale ten nadęty Porsche ustawił teraz niesłychanie ciężkie pudło pancerne na podwoziu Tygrysa; powstały z tej kombinacji Ferdynand to czyste szaleństwo. 70 ton ciężaru, maksymalna szybkość 20 kilometrów i ani mowy o obronie własnej, bo to działo pancerne nie ma ani jednego kaemu. Szaleństwo! Przypuśćmy, że ten bezbronny kolos przedostanie się w głąb nieprzyjacielskich szyków, i co wówczas? Przecież pierwszy lepszy śmiałek wykończy działo wiązką granatów obronnych!”.
Na próżno zagaduje medytującego generała siedzący obok stary znajomy pułkownik de Beaulieu. To świetny oficer. Został również wezwany do Winnicy, do Hitlera. Ciekawe, jak się tym razem zachowa ten despota? Hitler uważa się za wielkiego stratega, ale brak mu przecież najbardziej podstawowych sztabowych wiadomości, a otacza go banda pyszałków, biurokratów i karierowiczów. Spośród polityków można właściwie porozumieć się tylko z Goebbelsem. Ten ma przynajmniej głowę na karku i polot. „Cóż – myśli z zadziwiającą go samego goryczą Guderian – hitlerowcy to mimo wszystko dziś Niemcy”. Jeżeli Hitler przyjmie jego warunki, generał Heinz Guderian, syn żołnierza i ojciec żołnierzy, zgodzi się i zapomni o wszystkim, co było. Uwaga, czołgi!
– Panie generale, za chwilę lądujemy!
A oto lotnisko. Zasypane śniegiem pole, a czołgi nie lubią śniegu. Cóż dopiero kiedy nastaną roztopy i wszystko zamieni się w lepkie, grząskie błoto. W takich warunkach najlepsze czołgi odmawiają posłuszeństwa i stają się do niczego. „Nie, nie dam niszczyć lekkomyślnie broni pancernej – zżyma się wysiadając stary generał. – Czołgi to nasza wielka nadzieja. Musimy szybko nadrobić straty i unikać jak ognia wszelkiego ryzyka”.
Na lotnisku oczekuje już lepki od przesadnej grzeczności generał Schmundt, główny adiutant Hitlera. Mimo wszystko to dobry omen.
– Jest nam pan potrzebny, generale – wita go Schmundt opuszczając głowę w oficerskim ukłonie.
– Jest mi pan potrzebny – powtarza w dwie godziny później sam Hitler. – Drogi nasze rozeszły się w roku 1941, ubolewam dziś z powodu tych nieporozumień.
„Jak bardzo się postarzał” – myśli Guderian, skłaniając sztywno, z niezwykłym uszanowaniem głowę przed człowiekiem, w którego rękach znajdują się losy Niemiec. To, co właśnie usłyszał, było dlań wielkim zadośćuczynieniem.
– Mein Führer, może pan na mnie zawsze liczyć.
– Dziękuję, generale, byłem tego pewien.
Rozmowa przeszła na sprawy reorganizacji broni pancernej.
– Mianuję pana generalnym inspektorem broni pancernej.
Guderian wyprostował się bez słów.
– Jeszcze tej wiosny planuję nowe uderzenie – oświadczył Hitler. – Chodzi tu o operację pod kryptonimem „Cytadela” i proszę w tej sprawie niezwłocznie porozumieć się z feldmarszałkiem Keitlem. Musimy ściąć ten przeklęty występ frontowy pod Kurskiem, zniszczyć znajdujące się tam wojska rosyjskie i osiągnąć poważny sukces wojskowy, który tak potrzebny jest dla mojej dalekosiężnej polityki. Mam wielkie plany, generale, a do ich realizacji potrzeba mi pańskich czołgów.
– Mein Führer, jestem prawdziwie zaszczycony, ale muszę ostrzec przed wiązaniem zbyt wielkich nadziei z nowymi typami wozów bojowych. Pantery nie są jeszcze dostatecznie wypróbowane, a Tygrysów jest jeszcze mało. Marzę o tym, żeby przede wszystkim wypełnić luki w etatowych stanach broni pancernej. Mein Führer, oszczędzajmy siły, Rzesza ich potrzebuje!
Po nerwowej twarzy Hitlera przemknęło zniecierpliwienie:
– Ależ tak, generale, oczywiście. Nie możemy jednak zbyt długo czekać. Zdaniem moich generałów uderzyć trzeba już wkrótce. Powiedzmy, najpóźniej w połowie kwietnia.
Heinz Guderian opuścił gabinet Hitlera po godzinnej rozmowie, która sprawiła mu wiele satysfakcji, ale jednocześnie nastroiła raczej minorowo. A więc wódz niecierpliwi się i waży na duże ryzyko. Generał postanowił w duchu starać się odwlec realizację tych ryzykownych zamiarów. Przede wszystkim musi uzupełnić braki sprzętu, zgromadzić jak najwięcej broni, stworzyć odwody materiałowe.
Hitler myślał w tych dniach rzeczywiście tylko o czołgach. Nowe Pantery i Tygrysy zostały niedawno po raz pierwszy zastosowane w bojach pod Charkowem, który udało się odbić dowódcy Grupy Armii Południe, feldmarszałkowi von Mansteinowi, dzięki śmiałemu manewrowi jednostek pancernych. Bardzo mu się podobał ten przedsiębiorczy inżynier Porsche z firmy Krupp. Jego działo pancerne Ferdynand to prawdziwy obraz siły. Może jest trochę nieruchawy, ale za to potężny. No, a ten Gustaw! Niech mi pokażą człowieka, który potrafiłby zbudować tak gigantyczne działo kolejowe. Kaliber 800 milimetrów! To prawdziwa, najnowocześniejsza Gruba Berta!1 Szkoda tylko, że Ferdynandów jest tymczasem tak mało. Pierwszych 90 sztuk otrzymała 9 Armia generała Modela. Guderian będzie się musiał postarać o jak najszybszą produkcję. Miejmy nadzieję, że przyciśnie fabrykantów!
Niespokojny, bijący się z myślami Hitler wzywał swoich generałów i doradców wojskowych wciąż na nowe narady. Do Winnicy, do swej górskiej siedziby w Berchtesgaden, do Monachium, do Zossen, do Kancelarii Rzeszy w Berlinie.
Ryzyko jest ogromne, ale trzeba je będzie podjąć, i to bez zwłoki. Sytuacja Trzeciej Rzeszy pogarsza się gwałtownie mimo pewnej stabilizacji na froncie wschodnim. Ściągnie tu jeszcze większe siły. Tak, musi mieć 270 dywizji. „Złamię ich albo zginę – myśli z pasją – ale jeżeli zginę, to drzwi zatrzasnę za sobą z takim hukiem, że świat się zawali!”.
Okolice Kurska łączą w sobie piękno stepów, rozciągających się stąd na południe hen aż pod Don, z czarem liściastych lasów, które sięgają pod Moskwę. Płasko tu na ogół, a na wiosnę i wczesnym latem bardzo zielono. Ale w lipcu leje się z białego od słońca nieba piekielny żar wypalający trawy.
Z niewysokich wzgórz pod starym Kurskiem rozciąga się widok na cały płaskowyż poryty licznymi jarami. Kto jest panem tych wzgórz, ten panuje również nad stosunkowo gęstą siecią dróg bitych i torów kolejowych umożliwiających wygodne przerzuty wojsk i sprzętu z północy na południe i ze wschodu na zachód. Magistrala kolejowa Orzeł – Kursk–Charków ma ogromne znaczenie strategiczne.
Nic zatem dziwnego, że od wiosny 1943 roku front tak się zazębił w tym terenie. Historycznie biorąc linia frontu była rezultatem zaciętych bitew, w których wyniku Niemcy zostali zmuszeni do opuszczenia ogromnych obszarów zdobytych latem poprzedniego roku.
Obustronne działania wojenne, które wczesną wiosną jak gdyby nieco przycichły, miały nadal charakter niezwykle trudnych i skomplikowanych operacji. Obie strony wkładały w nie maksimum wysiłku i ponosiły wielkie straty. Ku swemu zdumieniu Niemcy, wciąż jeszcze lekceważący swego potężnego i nieszczędzącego ofiar przeciwnika, natrafiali po stronie radzieckiej coraz częściej na dobrych i zręcznych organizatorów boju. Przeciętny oficer niemiecki przekonywał się na własnej skórze, że dowódca radziecki zrobił wielkie postępy w porównaniu z początkowym okresem wojny. Stał się doświadczonym oficerem, górującym często nad Niemcem śmiałością i polotem.
W tym czasie zachodziły w Armii Radzieckiej duże przemiany. Wojsko, wyrosłe z rewolucji, kierowane przez kadrę rewolucyjną przekształcało się w biegu niepomyślnej początkowo kampanii w nowoczesny mechanizm wojskowy. Nadawał mu charakter obok komisarza politycznego fachowiec wojskowy, technik i taktyk. Setki błyskawicznie zorganizowanych szkół wojennych kształciło w przyspieszonym tempie dowódców, a wyższy już na ogół poziom technicznego wykształcenia młodzieży ułatwiał tworzenie nowej kadry oficerskiej.
6 stycznia 1943 roku dla wojsk lądowych i lotniczych, a w połowie lutego dla marynarki rząd ZSRR wprowadził nowe stopnie i dystynkcje wzorowane na dawniejszych tradycjach. Była to niezwykle znamienna i ważna reforma podnosząca wysoko rangę żołnierza.
Walki były w dalszym ciągu ciężkie, a powodzenie zmienne. Ale w ogólnym rachunku wojska radzieckie brały z wolna górę nad armią hitlerowską. W wyniku kampanii zimowej na przełomie 1942 i 1943 roku wojska radzieckie ponosząc wielkie straty rozbiły 112 dywizji niemieckich i przesunęły linię frontu od 600 do 700 km na zachód. Niemieckim planom operacyjnym i strategicznym przyświecała nadal jedna idea. Chodziło o zdobycie Moskwy. Przy pomocy silnych uderzeń skrzydłowych hitlerowcy usiłowali odciągnąć radzieckie odwody z głównego kierunku. Uderzenie na Stalingrad i częściowe zagarnięcie Kaukazu latem 1942 miały przede wszystkim na celu dobranie się do Moskwy, której nie można było zdobyć atakiem czołowym. O to samo chodziło i teraz, chociaż odcinki natarcia musiały już być węższe. Hitler i całe dowództwo niemieckie nie przestawali wierzyć, że zdobycie Moskwy złamie opór Rosjan i doprowadzi do ostatecznego zwycięstwa.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Gruba Berta, moździerz kal. 420 mm, z którego Niemcy ostrzeliwali belgijskie i francuskie forty podczas I wojny światowej. [wróć]