Tajemnica Łuku Kurskiego - Józef Barski - ebook + audiobook + książka

Tajemnica Łuku Kurskiego ebook

Barski Józef

3,7
10,40 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

W bitwie pod Kurskiem spełnił się los obu armii walczących ze sobą na śmierć i życie, a jednocześnie znajdowała wyjaśnienie tajemnica ciążąca nad polem bitwy. Niemiecka nawała ruszyła do boju w ustalonym porządku i o ustalonej porze. I chociaż natrafiła na przygotowanego dobrze przeciwnika, walki, które wywiązały się na tych wąskich stosunkowo odcinkach, obsadzonych z obu stron przez więcej niż milion żołnierzy, należały do najcięższych i najbardziej zawziętych w dotychczasowej kampanii.

Ten kolejny tomik z reaktywowanego legendarnego cyklu wydawniczego wydawnictwa Bellona przybliża czytelnikowi dramatyczne wydarzenia największych zmagań wojennych w historii; przełomowe, nieznane momenty walk; czujnie strzeżone tajemnice pól bitewnych, dyplomatycznych gabinetów, głównych sztabów i central wywiadu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 78

Oceny
3,7 (12 ocen)
5
2
3
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kar_pul

Nie oderwiesz się od lektury

Tęskniłem za tą serią, trzyma poziom. Polecam
00

Popularność




Ryzyko

Trans­por­towy Jun­kers szedł zwy­kłym swoim kur­sem z Prus Wschod­nich na Ukra­inę. Równo war­czały oba sil­niki, wpra­wia­jąc w lek­kie drga­nie meta­lowy kadłub maszyny. Na jej pokła­dzie znaj­do­wało się tym razem dobrane towa­rzy­stwo: grono wyso­kich ofi­ce­rów szta­bo­wych, puł­kow­ni­ków i gene­ra­łów. Wśród nich zwra­cał uwagę przy­pró­szony siwi­zną gene­rał puł­kow­nik. Wszy­scy znali histo­rię tego typo­wego pru­skiego ofi­cera, zna­ko­mi­tego dowódcy wojsk pan­cer­nych i autora gło­śnej książki „Uwaga, czołgi!”. Cóż to była za sen­sa­cja, gdy gene­rał Heinz Gude­rian pokłó­cił się z dowódcą zgru­po­wa­nia fron­to­wego feld­mar­szał­kiem Kluge i utra­cił łaskę Hitlera! Działo się to w grud­niu 1941 r. pod Moskwą, któ­rej nie potra­fiły okrą­żyć i odciąć od zaple­cza potężne ude­rze­nia nie­miec­kich oddzia­łów pan­cer­nych. Wła­śnie pod Moskwą zawio­dła cała ta potężna machina wojenna, zawio­dły ope­ra­cje pole­ga­jące na wbi­ja­niu kli­nów pan­cer­nych w linie oporu prze­ciw­nika. Dzia­łały one jak cęgi wta­piane w żywe ciało, oszo­ła­mia­jąc i ter­ro­ry­zu­jąc, odej­mu­jąc zdol­ność prze­ciw­dzia­ła­nia. Uwaga, czołgi! To była wła­śnie teo­ria bły­ska­wicz­nej wojny pan­cer­nej, któ­rej jed­nym z twór­ców i teo­re­ty­ków był ten siwy, ale dobrze jesz­cze pre­zen­tu­jący się gene­rał.

Dla gene­rała nie­po­wo­dze­nie pod Moskwą było tra­ge­dią oso­bi­stą. Przy­pła­cił to zawa­łem serca. A oto minęło 14 mie­sięcy i jesz­cze sztyw­niej­szy niż zazwy­czaj, sta­rze­jący się i scho­ro­wany gene­rał broni pan­cer­nej udaje się znowu do Hitlera. Führer wezwał go do jed­nej ze swo­ich kwa­ter głów­nych znaj­du­ją­cej się pod Win­nicą na Ukra­inie. Gude­rian domy­śla się, o co cho­dzi. Chcą mu zapewne powie­rzyć pie­czę nad bro­nią pan­cerną, która ponio­sła tak wiel­kie straty. Słusz­nie. Sta­lin­grad Sta­lin­gradem, ale Niemcy są Niem­cami i nie­jedno jesz­cze mogą poka­zać światu. Więc w zasa­dzie wyrazi zgodę, ale jed­no­cze­śnie postawi warunki. Mój Boże, koło Hitlera kręci się pyszał­ko­waty pro­fe­sor Porsche, ten typ od Volks­wa­gena i maniak. Schle­bia Führerowi i kon­stru­uje coraz więk­sze maszyny. Prze­cież to zwy­kła gigan­to­ma­nia, którą bie­rze się Hitlera pod włos. Zresztą do dia­bła z nimi, tu cho­dzi prze­cież o Niemcy, o los ojczy­zny! A temu inży­nie­rowi Porsche nie wystar­cza już ciężki czołg T-IV, który nazywa Tygry­sem.

„Ten Tygrys może nie jest zły – myśli Gude­rian – i będzie chyba nie­spo­dzianką dla bol­sze­wi­ków. 56 ton i działo 88-mili­me­trowe o dłu­giej lufie, dwa kaemy i szyb­kość podróżna 50 kilo­me­trów na godzinę. To już jest coś. W każ­dym razie lep­sze to od śred­niej Pan­tery, mają­cej cią­gle jesz­cze zbyt liczne usterki i dla­tego nieco gor­szej od rosyj­skiego „śred­niaka” T-34. Lep­sze już są dotych­cza­sowe Czwórki, mające prze­cież za sobą nie byle jakie mar­sze i boje. Ale ten nadęty Porsche usta­wił teraz nie­sły­cha­nie cięż­kie pudło pan­cerne na pod­wo­ziu Tygrysa; powstały z tej kom­bi­na­cji Fer­dy­nand to czy­ste sza­leń­stwo. 70 ton cię­żaru, mak­sy­malna szyb­kość 20 kilo­me­trów i ani mowy o obro­nie wła­snej, bo to działo pan­cerne nie ma ani jed­nego kaemu. Sza­leń­stwo! Przy­pu­śćmy, że ten bez­bronny kolos prze­do­sta­nie się w głąb nie­przy­ja­ciel­skich szy­ków, i co wów­czas? Prze­cież pierw­szy lep­szy śmia­łek wykoń­czy działo wiązką gra­na­tów obron­nych!”.

Na próżno zaga­duje medy­tu­ją­cego gene­rała sie­dzący obok stary zna­jomy puł­kow­nik de Beau­lieu. To świetny ofi­cer. Został rów­nież wezwany do Win­nicy, do Hitlera. Cie­kawe, jak się tym razem zachowa ten despota? Hitler uważa się za wiel­kiego stra­tega, ale brak mu prze­cież naj­bar­dziej pod­sta­wo­wych szta­bo­wych wia­do­mo­ści, a ota­cza go banda pyszał­ków, biu­ro­kra­tów i karie­ro­wi­czów. Spo­śród poli­ty­ków można wła­ści­wie poro­zu­mieć się tylko z Goeb­bel­sem. Ten ma przy­naj­mniej głowę na karku i polot. „Cóż – myśli z zadzi­wia­jącą go samego gory­czą Gude­rian – hitle­rowcy to mimo wszystko dziś Niemcy”. Jeżeli Hitler przyj­mie jego warunki, gene­rał Heinz Gude­rian, syn żoł­nie­rza i ojciec żoł­nie­rzy, zgo­dzi się i zapo­mni o wszyst­kim, co było. Uwaga, czołgi!

– Panie gene­rale, za chwilę lądu­jemy!

A oto lot­ni­sko. Zasy­pane śnie­giem pole, a czołgi nie lubią śniegu. Cóż dopiero kiedy nastaną roz­topy i wszystko zamieni się w lep­kie, grzą­skie błoto. W takich warun­kach naj­lep­sze czołgi odma­wiają posłu­szeń­stwa i stają się do niczego. „Nie, nie dam nisz­czyć lek­ko­myśl­nie broni pan­cer­nej – zżyma się wysia­da­jąc stary gene­rał. – Czołgi to nasza wielka nadzieja. Musimy szybko nad­ro­bić straty i uni­kać jak ognia wszel­kiego ryzyka”.

Na lot­ni­sku ocze­kuje już lepki od prze­sad­nej grzecz­no­ści gene­rał Schmundt, główny adiu­tant Hitlera. Mimo wszystko to dobry omen.

– Jest nam pan potrzebny, gene­rale – wita go Schmundt opusz­cza­jąc głowę w ofi­cer­skim ukło­nie.

– Jest mi pan potrzebny – powta­rza w dwie godziny póź­niej sam Hitler. – Drogi nasze roze­szły się w roku 1941, ubo­le­wam dziś z powodu tych nie­po­ro­zu­mień.

„Jak bar­dzo się posta­rzał” – myśli Gude­rian, skła­nia­jąc sztywno, z nie­zwy­kłym usza­no­wa­niem głowę przed czło­wie­kiem, w któ­rego rękach znaj­dują się losy Nie­miec. To, co wła­śnie usły­szał, było dlań wiel­kim zadość­uczy­nie­niem.

– Mein Führer, może pan na mnie zawsze liczyć.

– Dzię­kuję, gene­rale, byłem tego pewien.

Roz­mowa prze­szła na sprawy reor­ga­ni­za­cji broni pan­cer­nej.

– Mia­nuję pana gene­ral­nym inspek­to­rem broni pan­cer­nej.

Gude­rian wypro­sto­wał się bez słów.

– Jesz­cze tej wio­sny pla­nuję nowe ude­rze­nie – oświad­czył Hitler. – Cho­dzi tu o ope­ra­cję pod kryp­to­ni­mem „Cyta­dela” i pro­szę w tej spra­wie nie­zwłocz­nie poro­zu­mieć się z feld­mar­szał­kiem Keitlem. Musimy ściąć ten prze­klęty występ fron­towy pod Kur­skiem, znisz­czyć znaj­du­jące się tam woj­ska rosyj­skie i osią­gnąć poważny suk­ces woj­skowy, który tak potrzebny jest dla mojej dale­ko­sięż­nej poli­tyki. Mam wiel­kie plany, gene­rale, a do ich reali­za­cji potrzeba mi pań­skich czoł­gów.

– Mein Führer, jestem praw­dzi­wie zaszczy­cony, ale muszę ostrzec przed wią­za­niem zbyt wiel­kich nadziei z nowymi typami wozów bojo­wych. Pan­tery nie są jesz­cze dosta­tecz­nie wypró­bo­wane, a Tygry­sów jest jesz­cze mało. Marzę o tym, żeby przede wszyst­kim wypeł­nić luki w eta­to­wych sta­nach broni pan­cer­nej. Mein Führer, oszczę­dzajmy siły, Rze­sza ich potrze­buje!

Po ner­wo­wej twa­rzy Hitlera prze­mknęło znie­cier­pli­wie­nie:

– Ależ tak, gene­rale, oczy­wi­ście. Nie możemy jed­nak zbyt długo cze­kać. Zda­niem moich gene­ra­łów ude­rzyć trzeba już wkrótce. Powiedzmy, naj­póź­niej w poło­wie kwiet­nia.

Heinz Gude­rian opu­ścił gabi­net Hitlera po godzin­nej roz­mo­wie, która spra­wiła mu wiele satys­fak­cji, ale jed­no­cze­śnie nastro­iła raczej mino­rowo. A więc wódz nie­cier­pliwi się i waży na duże ryzyko. Gene­rał posta­no­wił w duchu sta­rać się odwlec reali­za­cję tych ryzy­kow­nych zamia­rów. Przede wszyst­kim musi uzu­peł­nić braki sprzętu, zgro­ma­dzić jak naj­wię­cej broni, stwo­rzyć odwody mate­ria­łowe.

Hitler myślał w tych dniach rze­czy­wi­ście tylko o czoł­gach. Nowe Pan­tery i Tygrysy zostały nie­dawno po raz pierw­szy zasto­so­wane w bojach pod Char­ko­wem, który udało się odbić dowódcy Grupy Armii Połu­dnie, feld­mar­szał­kowi von Man­ste­inowi, dzięki śmia­łemu manew­rowi jed­no­stek pan­cer­nych. Bar­dzo mu się podo­bał ten przed­się­bior­czy inży­nier Porsche z firmy Krupp. Jego działo pan­cerne Fer­dy­nand to praw­dziwy obraz siły. Może jest tro­chę nie­ru­chawy, ale za to potężny. No, a ten Gustaw! Niech mi pokażą czło­wieka, który potra­fiłby zbu­do­wać tak gigan­tyczne działo kole­jowe. Kali­ber 800 mili­me­trów! To praw­dziwa, naj­no­wo­cze­śniej­sza Gruba Berta!1 Szkoda tylko, że Fer­dy­nan­dów jest tym­cza­sem tak mało. Pierw­szych 90 sztuk otrzy­mała 9 Armia gene­rała Modela. Gude­rian będzie się musiał posta­rać o jak naj­szyb­szą pro­duk­cję. Miejmy nadzieję, że przy­ci­śnie fabry­kan­tów!

Nie­spo­kojny, bijący się z myślami Hitler wzy­wał swo­ich gene­ra­łów i dorad­ców woj­sko­wych wciąż na nowe narady. Do Win­nicy, do swej gór­skiej sie­dziby w Berch­tes­ga­den, do Mona­chium, do Zos­sen, do Kan­ce­la­rii Rze­szy w Ber­li­nie.

Ryzyko jest ogromne, ale trzeba je będzie pod­jąć, i to bez zwłoki. Sytu­acja Trze­ciej Rze­szy pogar­sza się gwał­tow­nie mimo pew­nej sta­bi­li­za­cji na fron­cie wschod­nim. Ścią­gnie tu jesz­cze więk­sze siły. Tak, musi mieć 270 dywi­zji. „Zła­mię ich albo zginę – myśli z pasją – ale jeżeli zginę, to drzwi zatrza­snę za sobą z takim hukiem, że świat się zawali!”.

Tam gdzie zawodzi kompas

Oko­lice Kur­ska łączą w sobie piękno ste­pów, roz­cią­ga­ją­cych się stąd na połu­dnie hen aż pod Don, z cza­rem liścia­stych lasów, które się­gają pod Moskwę. Pła­sko tu na ogół, a na wio­snę i wcze­snym latem bar­dzo zie­lono. Ale w lipcu leje się z bia­łego od słońca nieba pie­kielny żar wypa­la­jący trawy.

Z nie­wy­so­kich wzgórz pod sta­rym Kur­skiem roz­ciąga się widok na cały pła­sko­wyż poryty licz­nymi jarami. Kto jest panem tych wzgórz, ten panuje rów­nież nad sto­sun­kowo gęstą sie­cią dróg bitych i torów kole­jo­wych umoż­li­wia­ją­cych wygodne prze­rzuty wojsk i sprzętu z pół­nocy na połu­dnie i ze wschodu na zachód. Magi­strala kole­jowa Orzeł – Kursk–Char­ków ma ogromne zna­cze­nie stra­te­giczne.

Nic zatem dziw­nego, że od wio­sny 1943 roku front tak się zazę­bił w tym tere­nie. Histo­rycz­nie bio­rąc linia frontu była rezul­ta­tem zacię­tych bitew, w któ­rych wyniku Niemcy zostali zmu­szeni do opusz­cze­nia ogrom­nych obsza­rów zdo­by­tych latem poprzed­niego roku.

Obu­stronne dzia­ła­nia wojenne, które wcze­sną wio­sną jak gdyby nieco przy­ci­chły, miały na­dal cha­rak­ter nie­zwy­kle trud­nych i skom­pli­ko­wa­nych ope­ra­cji. Obie strony wkła­dały w nie mak­si­mum wysiłku i pono­siły wiel­kie straty. Ku swemu zdu­mie­niu Niemcy, wciąż jesz­cze lek­ce­wa­żący swego potęż­nego i nie­szczę­dzą­cego ofiar prze­ciw­nika, natra­fiali po stro­nie radziec­kiej coraz czę­ściej na dobrych i zręcz­nych orga­ni­za­to­rów boju. Prze­ciętny ofi­cer nie­miecki prze­ko­ny­wał się na wła­snej skó­rze, że dowódca radziecki zro­bił wiel­kie postępy w porów­na­niu z począt­ko­wym okre­sem wojny. Stał się doświad­czo­nym ofi­cerem, góru­ją­cym czę­sto nad Niem­cem śmia­ło­ścią i polo­tem.

W tym cza­sie zacho­dziły w Armii Radziec­kiej duże prze­miany. Woj­sko, wyro­słe z rewo­lu­cji, kie­ro­wane przez kadrę rewo­lu­cyjną prze­kształ­cało się w biegu nie­po­myśl­nej począt­kowo kam­pa­nii w nowo­cze­sny mecha­nizm woj­skowy. Nada­wał mu cha­rak­ter obok komi­sa­rza poli­tycz­nego facho­wiec woj­skowy, tech­nik i tak­tyk. Setki bły­ska­wicz­nie zor­ga­ni­zo­wa­nych szkół wojen­nych kształ­ciło w przy­spie­szo­nym tem­pie dowód­ców, a wyż­szy już na ogół poziom tech­nicz­nego wykształ­ce­nia mło­dzieży uła­twiał two­rze­nie nowej kadry ofi­cer­skiej.

6 stycz­nia 1943 roku dla wojsk lądo­wych i lot­ni­czych, a w poło­wie lutego dla mary­narki rząd ZSRR wpro­wa­dził nowe stop­nie i dys­tynk­cje wzo­ro­wane na daw­niej­szych tra­dy­cjach. Była to nie­zwy­kle zna­mienna i ważna reforma pod­no­sząca wysoko rangę żoł­nie­rza.

Walki były w dal­szym ciągu cięż­kie, a powo­dze­nie zmienne. Ale w ogól­nym rachunku woj­ska radziec­kie brały z wolna górę nad armią hitle­row­ską. W wyniku kam­pa­nii zimo­wej na prze­ło­mie 1942 i 1943 roku woj­ska radziec­kie pono­sząc wiel­kie straty roz­biły 112 dywi­zji nie­miec­kich i prze­su­nęły linię frontu od 600 do 700 km na zachód. Nie­miec­kim pla­nom ope­ra­cyj­nym i stra­te­gicz­nym przy­świe­cała na­dal jedna idea. Cho­dziło o zdo­by­cie Moskwy. Przy pomocy sil­nych ude­rzeń skrzy­dło­wych hitle­rowcy usi­ło­wali odcią­gnąć radziec­kie odwody z głów­nego kie­runku. Ude­rze­nie na Sta­lin­grad i czę­ściowe zagar­nię­cie Kau­kazu latem 1942 miały przede wszyst­kim na celu dobra­nie się do Moskwy, któ­rej nie można było zdo­być ata­kiem czo­ło­wym. O to samo cho­dziło i teraz, cho­ciaż odcinki natar­cia musiały już być węż­sze. Hitler i całe dowódz­two nie­miec­kie nie prze­sta­wali wie­rzyć, że zdo­by­cie Moskwy zła­mie opór Rosjan i dopro­wa­dzi do osta­tecz­nego zwy­cię­stwa.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Gruba Berta, moź­dzierz kal. 420 mm, z któ­rego Niemcy ostrze­li­wali bel­gij­skie i fran­cu­skie forty pod­czas I wojny świa­to­wej. [wróć]