Tajemnica Matyldy - Anna Czerwińska-Rydel - ebook

Tajemnica Matyldy ebook

Anna Czerwińska Rydel

0,0
29,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Matylda, roztrzepana i wiecznie potargana marzycielka, ma swój sekret. Codziennie po lekcjach uczy się gry na skrzypcach. Uwielbia to, podobnie jak uwielbia swoją nauczycielkę gry, panią Alicję, i jej kota Gawota. Dziewczynka byłaby w pełni szczęśliwa, gdyby nie to, że mama nic o jej graniu nie wie…

Ciepła i zabawna opowieść o miłości do muzyki, potrzebie bliskości i o sekretach, które potrafią spowodować wiele niedomówień, ale i zabawnych sytuacji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 41

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Nudny dzień

Wszystko wskazywało na to, że będzie to kolejny nudny dzień. Matylda wstała rano, umyła zęby i usiadła do stołu, żeby zjeść jak zwykle porcję płatków z mlekiem. Pogrzebała trochę łyżką w miseczce i zamyśliła się: Co będę dzisiaj robić?

Dość już miała wszystkich programów w telewizji, które mogła przez cały dzień oglądać w swoim pokoju. Dość już miała nawet komputera i gier, które kupiła jej mama. Była pierwsza sobota września, słońce świeciło radośnie, a Matylda bała się kolejnego nudnego dnia. Żeby tak chociaż Julka przyszła. Niechby już nawet z tym swoim okropnym bratem…

Julka była sąsiadką Matyldy i jej najbliższą koleżanką. Wszystko, co robiły razem, było niesamowite. Julka potrafiła wymyślać takie rzeczy, że nie można się było z nią nudzić. Matylda uwielbiała spędzać z nią czas. Tylko ten brat Julki – Antek… Mały był, ciągle się złościł, beczał, no i wszystko psuł.

Dzisiaj wytrzymałabym nawet z Antkiem, byleby tylko Julka przyszła… – pomyślała Matylda, grzebiąc dalej w miseczce pełnej płatków. Z Julką był jeszcze taki problem, że rzadko miała czas na zabawę. Chodziła na tańce, angielski, basen, zajęcia plastyczne i może coś jeszcze – Matylda nie pamiętała.

Nagle do kuchni weszła mama i przerwała rozmyślania dziewczynki.

– Córeczko! Nic nie zjadłaś! – krzyknęła i pokręciła głową z niezadowoleniem.

Mama była śliczna. Matylda była z niej bardzo dumna. Była taka wysoka, szczupła, miała dłuuugie jasne włosy i tak cudnie pachniała…

– Dziecko, dlaczego ty mi to robisz?! Przecież wiesz, że się spieszę do pracy! Czy ty naprawdę ZAWSZE musisz zachowywać się tak, żeby od rana mnie zdenerwować? No, jedz już. Bo nie urośniesz. Postaram się dziś wrócić wcześniej. A ty bądź grzeczna, porysuj trochę, pooglądaj telewizję – tylko nie za dużo! Pobaw się lalkami… A ja niedługo będę. No chodź, daj buziaczka. Pa!

Matylda uwielbiała dawać mamie buziaki. Czuła wtedy wyraźniej ten śliczny zapach i mogła przytulić się do niej trochę. A to było takie miłe…

Mama pogłaskała Matyldę po głowie i powiedziała z rezygnacją:

– Znowu się nie uczesałaś… Spróbuj coś zrobić z tymi włosami, może zepnij je spinką albo zwiąż. Przez ten nieład na głowie zepsujesz sobie oczy. Oj, córeczko…

Kiedy za mamą zamknęły się drzwi, Matylda wstała powoli od stołu, włożyła miseczkę pełną płatków z mlekiem do zlewu i podeszła do lustra. Popatrzyła krytycznie na dziewczynkę stojącą naprzeciwko, przekręciła głowę w jedną, a potem w drugą stronę, stanęła bokiem, wzięła grzebień i zaczęła się czesać.

– I co ja mam z nimi zrobić? – powiedziała z pretensją do dziewczynki z lustra. – Przecież one mnie w ogóle nie słuchają.

Rzeczywiście, włosy Matyldy były bardzo niesforne. Niezależnie od tego, jak bardzo starała się zrobić z nimi porządek, wymykały się spod grzebienia i układały każdy w inną stronę. Oczywiście wcale nie w tę, w którą chciałaby Matylda…

– Gdybym mogła być tak piękna jak mama… Jej włosy są delikatne i miękkie, kiedy się ich dotyka. Albo chociaż jak Julka. Włosy Julki oczywiście nie są tak śliczne jak mamy, są krótkie i nie mają takiego złocistego koloru, ale przynajmniej się układają. A moje?

Zrezygnowana Matylda machnęła ręką i powlokła się do okna. Postała trochę, popatrzyła i przesunęła się w kierunku drugiego okna. Znowu postała, popatrzyła, a potem przykleiła nos do szyby. Szła właśnie jakaś miła kobieta z zakupami i jamnikiem, który zapierał się krótkimi łapkami i nie chciał za nią iść. Właścicielka się denerwowała, jamnik marszczył się groźnie i wszystko to wyglądało tak zabawnie, że Matylda zaczęła się głośno śmiać.

Ech… Jak by to było fajnie, gdybym ja też miała jakieś zwierzątko – pomyślała. – Mogłabym z nim rozmawiać i przytulać się, i bawić. A tak…

Julka miała golden retrievera – pięknego, kremowego, włochatego psa, który nazywał się Tristan. Nie da się ukryć – Matylda okropnie go koleżance zazdrościła. Zazdrościła jej też wielu innych rzeczy. Tego, że była codziennie zajęta, miała tyle ciekawych spraw, brata (chociaż był beksą), no i przede wszystkim tego, że jej rodzice nie pracowali tak dużo i mogli robić razem różne rzeczy.

Mama Matyldy nie miała dla niej czasu. Ciągle pracowała – od rana do wieczora – a jak wracała do domu, to padała na łóżko, bo była bardzo zmęczona. Matylda pytała czasem mamę, czy nie mogłaby mniej pracować. Wtedy spędzałyby więcej czasu razem. Ale mama gniewała się tylko i mówiła do Matyldy:

– A co ty myślisz? Jak przestanę pracować, to nie będę ci już mogła kupować tych wszystkich lalek Barbie, Polly i gier komputerowych. Przecież muszę na wszystko zapracować sama.

Matylda bardzo nie lubiła, kiedy mama się denerwowała. I wcale nie potrzebowała tych wszystkich lalek i gier! Wolałaby chodzić z mamą na spacery, czytać książki, śmiać się i po prostu spędzać z nią czas. Nie powiedziała jej jednak tego wszystkiego, bo nie chciała jej martwić i denerwować. Widocznie tak już musi być. Mama sama w pracy, a ona sama w domu.

O tym wszystkim myślała Matylda z nosem przyklejonym do szyby. Nagle poczuła, że ktoś się w nią wpatruje. Spojrzała uważnie i zobaczyła czarnego, puchatego kota stojącego przed jej domem. Popatrzyli tak chwilę na siebie – Matylda na kota, a kot na Matyldę. I wtedy dziewczynka się zdecydowała. Wybiegła z domu, popędziła po schodach i wypadła na podwórko. Kot siedział w tym samym miejscu, gdzie wcześniej, leniwie wylizując sobie futerko.

– Kotku, koteczku, jaki ty jesteś śliczny! Zupełnie czarny! – pochyliła się nad kotem Matylda.

– Pewnie przynosi pecha – burknął starszy pan, który właśnie przechodził obok i słyszał, jak dziewczynka zachwyca się zwierzakiem.

– Na pewno nie przynosisz pecha – szepnęła do kotka Matylda. – Chodź tu do mnie, daj się pogłaskać.