Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka na tropie tajemniczych wydarzeń z pogranicza światów.
Co łączy Mickiewicza z Himmlerem, Gilles'a de Rais z Isaakiem Newtonem, Zygmunta Krasińskiego z Katarzyną Paprocką i Thomasa Edisona z Conanem Doylem?
Odpowiedź jest prosta. Wszyscy oni wierzyli, że poza naszym ziemskim życiem istnieje coś więcej. Coś tajemniczego, nieuchwytnego, balansującego na granicy światów.
Odkryj nieznaną stronę historii pełną zjaw, wampirów, demonów, seansów spirytystycznych oraz procesów o czary. Daj się porwać w metafizyczną podróż przez wieki!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 207
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Historię poznajemy z perspektywy wojen, gigantycznych procesów społecznych, państw, kontynentów. By ułatwić nam postrzeganie tych zdarzeń, prezentuje się wybrane postaci z omawianych epok, ich czyny, podboje, dokonania artystyczne. Historia ma też mało znaną sferę. To niezwykłe doświadczenia osób powszechnie znanych, jak też przypadki postaci mało znanych, za to niezwykłych. Po tajemniczej stronie historii spotykają się Adam Mickiewicz z Heinrichem Himmlerem, Gilles de Rais z Izaakiem Newtonem, Zygmunt Krasiński z Katarzyną Paprocką i Johnem Dee. Tajemnicze historie ukazują, że fakty mogą być dziwniejsze od fikcji literackiej.
Proces czarownicy? Obraz kobiety oskarżonej o praktykowanie złoczynnej magii, torturowanej w śledztwie, spalonej na stosie… Wszystko to najczęściej kojarzy się z procesem w Salem. Wydarzenie to opisano na wiele sposobów, obrosło też ono legendą. Po ofiary tej zbrodni dokonanej w majestacie prawa sięgali artyści tacy jak Longfellow i Miller, by przekazać prawdy uniwersalne. Z kolei w popkulturze, w której zajścia w Salem używane są hasłowo, stanowią one pożywkę fabuł idących w setki powieści i filmów grozy. Co jednak wydarzyło się w 1692 roku w Salem w Nowej Anglii, czyli dzisiejszym stanie Massachusetts?
Ówczesną purytańską społeczność kolonii brytyjskiej korony opanowała antyczarownicza gorączka. W Salem przybrało to formę ciężkiej choroby społecznej, gdyż oskarżenia o uprawianie czarów rzucano również po to, by załatwiać swoje ciemne sprawy prywatne. Przed sądem postawiono około 80 osób, w większości kobiety. W histerycznej atmosferze skazano na śmierć i stracono 13 domniemanych czarownic i siedmiu mężczyzn uznanych za czarowników. Gdy emocje opadły, okazało się, że proces poruszył ludność w całych koloniach. To, co się wydarzyło w Salem, tworząca się amerykańska społeczność uznała za godne potępienia. Dla postawionych przed sądem zdecydowana reakcja przyszła jednak za późno. Lokalna histeria wzmocniona prywatnymi animozjami przyprawiła kilkadziesiąt osób o utratę zdrowia, a 20 przypłaciło ją życiem.
Czarownice z Salem przywołano tu nie tylko dlatego, że są sławne. Otóż kulisy tego procesu mają wiele wspólnego z rozgrywającą się w Bydgoszczy sprawą Katarzyny Paprockiej.
„Na Pomorzu dużo jest czarownic, niektóre z nich jawnie za takie są uznawane, ludzie się zwykle do nich po pomoc udają, kiedy kto coś zgubi lub okradziony zostanie. (…) Do pomocy owych wiedźm uciekają się ludzie dla innych jeszcze niezliczonych szkaradzieństw i niegodziwości, najczęściej aby dokonały zemsty w imieniu tych, którzy obrazy jakowej lub krzywdy doznali”, zapisał Giacomo Fantuzzi w Diariuszu podróży po Europie, opublikowanym w 1652 roku. Ten nakreślony przez Włocha obraz ukazuje, że ludność była nastawiona ambiwalentnie wobec osób parających się uzdrawianiem i uznawanych za władające siłami tajemnymi. Wystarczył drobiazg, by lokalną uzdrawiaczkę wychwalano pod niebiosa lub uznano za zło wcielone. W takich niestabilnych realiach rozegrał się 14 lat wcześniej w Bydgoszczy proces Katarzyny Paprockiej.
Dwudziestoośmioletnią Katarzynę, zamożną dwukrotną wdowę, oskarżono o uprawianie czarów. Przyglądając się faktom z dystansu minionych stuleci, możemy jednak uznać, iż nie było to zajście o podłożu ideologicznym, czyli wynikające z ówczesnych przekonań. Mamy do czynienia ze sprawą kryminalną.
Współcześnie także do takich zajść dochodzi. W ramach polowania na czarownice, czyli walki z wrogiem w imię jakiejś ideologii, nieuczciwi ludzie załatwiają swoje prywatne sprawy. Przykładem mogą być zdarzenia z czasów zimnej wojny, z lat pięćdziesiątych XX wieku. Wówczas polowanie na czarownice trwało w Polsce, ale też po drugiej stronie żelaznej kurtyny, za oceanem, w Stanach Zjednoczonych. W ówczesnym Peerelu komunistyczne władze inspirowały procesy domniemanych wrogów ludu jakoby pracujących na rzecz imperialistycznego Zachodu. Z kolei w Stanach Zjednoczonych do stawiania przed sądem osób podejrzewanych o komunizm zachęcały komisje senatora Josepha R. McCarthy’ego. W obydwu przypadkach ofiarami represji były osoby niewygodne dla władz. Niejeden skorzystał z okazji, by pod ideologicznym płaszczykiem załatwić swoje mroczne prywatne sprawy. Donosy, fałszywe zeznania oraz prokurowane dowody winy były na porządku dziennym. Postępowano tak dla zysku, z zemsty, z zazdrości. Do ideowców kroczących ku świetlanej przyszłości po trupach zawsze dołączają marne indywidua.
W atmosferze polowań na czarownice ujawniają się ludzkie przywary i popełniane są czyny z niskich pobudek. W 1638 roku Katarzyna Paprocka doświadczyła tego dosłownie na własnej skórze.
Antyczarownicza gorączka toczyła Polskę za panowania Władysława IV Wazy, który zasiadał na tronie od 1632 do 1648 roku. W tamtym czasie kobiety oskarżone o uprawianie czarów trafiały przed sądy miejskie. Kościół czasem doradzał, dochodzenie prawdy pozostawiając jednak w rękach świeckich. Trzeba podkreślić, że gdy dotyczące złoczynnej magii sprawy trafiały na wokandę, nagminnie łamano zasady procedury sądowej. Ocena dowodów była subiektywna, zależała od lokalnego nastawienia ludności do problemu czarownic.
Tak też się działo na Pomorzu i Kujawach, co bezpośrednio dotyczyło Paprockiej. W tej części Polski społeczna histeria narastała stopniowo po opublikowaniu w 1614 roku polskiego przekładu Młota na czarownice. Pierwodruk łaciński Malleus Maleficarum autorstwa dwóch inkwizytorów, Heinricha Kramera i Jakoba Sprengera, ukazał się w 1486 lub 1487 roku, zależnie od źródeł, a po nim przekłady na wiele języków narodowych. Księga ta przez ćwierć tysiąclecia wpływała na zachowania społeczne w Europie.
W Bydgoszczy, gdzie w XVII wieku sądzono Katarzynę Paprocką, specyficzna moda na ściganie czarownic trwała relatywnie krótko, bo 39 lat. Historycy doliczyli się, że w tym czasie doszło do 10 bydgoskich procesów o czary, po których pozostały szersze opisy lub wzmianki w dokumentach z epoki.
W tym mieście na pierwszy ogień, nomen omen, poszły Apolonia i Agnes Strycharki, matka i córka. Jak bywało w takich przypadkach, to sąsiedzi rzucili oskarżenie o czary. Gdy wobec kobiet zastosowano bolesne formy perswazji, te przyznały, że wyrzekły się Boga i miały konszachty z aż dwoma diabłami o imionach Słomka i Wągliszek. Strycharki skazano na śmierć i stracono w 1630 roku.
Do ostatniego procesu o czary doszło w 1669 roku w Bydgoszczy. Zakończył się on wyrokiem znamionującym kres panicznego strachu przed irracjonalnym zagrożeniem. Odkryto wówczas prawdziwą przyczynę oskarżenia, dowodząc jednocześnie, że osoby rozpatrujące tę sprawę odznaczały się dociekliwością i zdrowym rozsądkiem. Przed sąd miejski trafił wówczas piekarz Jan Biały, którego o dodawanie trupich kości do mąki w czarnoksięskim celu oskarżył inny członek bractwa piekarskiego, Jan Frowerk. Śledztwo przeprowadzone z drobiazgową analizą dowodów wykazało, że sprawa nie ma nic wspólnego z praktykowaniem czarów, tylko jest skutkiem ludzkiej zawiści. Skazano nie oskarżonego, lecz oskarżyciela i jego popleczników. Piekarz Frowerk musiał zapłacić 30 grzywien kary, a pozostali plotkarze po 20 grzywien.
Szacuje się, że w XVII wieku, gdy w Polsce nastąpił szczyt procesów o czary, skazano na śmierć tysiące osób, w większości kobiety. Tak jak w innych miastach Europy i Polski, również w Bydgoszczy, gdzie sądzono Paprocką, opowiadano od wieków o szkodzących ludziom czarownicach. Według tych przekazów miejscowe służki piekieł urządzały sabaty na Górze Kujawskiej, zwanej też Górą Karpacką lub Łysą Górą. Współcześnie jest to wzniesienie blisko centrum miasta, gdzie przebiega ulica Karpacka. Podobno czarownice zbierały się tam, by knuć przeciw dobrym chrześcijanom. Twierdzono, że miały wiele na sumieniu. Sprowadzały burze i gradobicia niszczące zboża, zatruwały wodę w studniach, odbierały krowom mleko, ściągały na ludzi choroby i śmierć. By to osiągnąć, sporządzały odrażające mikstury z ludzkich zwłok, cmentarnej ziemi, żab i trujących roślin oraz odprawiały bezbożne rytuały w obecności diabła.
Ówczesna mentalność sprawiała, że fakty mieszano z legendami i pospolitymi plotkami, co stanowiło mieszankę wybuchową. Tylko od zdrowego rozsądku sędziów zależało, jakie wnioski wyciągną z takiego wątpliwego materiału dowodowego. Najczęściej jednak, aby ustalić, czy osoby trafiające przed sąd mają konszachty z diabłem, sięgano po podręcznik inkwizycyjny Młot na czarownice. Tam zalecano tortury jako metodę przymuszenia oskarżonych do zeznania prawdy. Nakłuwano więc podsądne igłami, przypalano rozgrzanym do czerwoności żelazem, podtapiano, wieszano za ręce lub nogi na belce albo drabinie. Stosowano też metody wykrywania związków z piekłem równie irracjonalne, co domniemane praktyki czarownic. Na przykład golono wszystkie włosy na ciele osoby sądzonej i szukano na skórze diabelskich znamion. Sprawdzano, czy w oku widać zygzaki, albo używano wagi, by ustalić, czy oskarżona osoba nie jest nazbyt lekka.
Wszystkie te działania wieloosobowe ekipy sędziów i oprawców przeprowadzały na oskarżonych rozebranych do naga, upodlonych. Nic dziwnego, że większość kobiet szybko przyznawała się do winy, nawet koloryzując zeznania, byle zostawiono je w spokoju. Ból i upokorzenie tak doskwierały, że jak najszybsze zakończenie śledztwa, nawet z perspektywą kary śmierci, wydawało się wybawieniem. Dociekanie prawdy z góry ustalonej prowadziło w jednym kierunku: zmusić ofiarę do wyznań, szczególnie takich, które obciążą też inne osoby. W ten sposób likwidowano całe sabaty, rzesze domniemanych czarownic z najbliższego terenu. O łaskę było trudno, a skazanie na wieloletnie więzienie nie wchodziło w rachubę. Albo uniewinnienie, albo kara śmierci. Wyroki wykonywano najczęściej na dwa sposoby: przez powieszenie lub spalenie na stosie. W niektórych regionach Europy ścinano też głowy toporem bądź mieczem.
Katarzyna Paprocka miała pecha, bo posądzono ją o złoczynne praktyki, gdy regionalna fala polowań na czarownice już wezbrała. Urodzona w Chełmnie około 1610 roku była kobietą zaradną. Jednocześnie nie miała szczęścia do mężów - trafiali się jej tacy o wątłym zdrowiu. Pierwszym małżonkiem był rybak Daniel Nosowski, z którym zamieszkała na Rybakach, istniejącej do dziś dzielnicy Chełmna. Mężczyzna jednak wkrótce zachorował i umarł. Po pewnym czasie młoda wdówka przeniosła się do Bydgoszczy, gdzie wyszła za mąż za Adama Zawarcińskiego z cechu krawieckiego. Zawarciński miał majątek i po ożenku też się bogacił. Lecz długo dostatkiem się nie cieszył. Zaczął cierpieć na żołądek i szybko odszedł z tego świata.
Katarzyna została bardzo majętną wdową. Nie na długo. Poprosił ją o rękę Adam Paprocki, też wdowiec i krawiec, a ona oświadczyny przyjęła. Wkrótce w Bydgoszczy w krawieckim kręgu atmosfera zgęstniała. Katarzyny nie lubiła ani rodzina męża, ani krewni jego zmarłej poprzedniej żony. Do tego kobieta weszła w spór z Tomaszem Kolesem, starszym miejscowego cechu krawieckiego, któremu sprzedała dom odziedziczony jeszcze po Zawarcińskim. Koles miał za nieruchomość rozliczyć się w ratach, ale Paprockiej nie udało się doprosić nawet tej pierwszej. Energiczna kobieta zagroziła nieuczciwemu, ale znaczącemu w mieście krawcowi, że sprawę odda do grodzkiego sądu.
Tomasz Koles postanowił dom zatrzymać, ale Paprockiej nie dać ani grosza. Uknuł intrygę, by dopiąć swego. Oficjalnie oskarżył kobietę o uprawianie czarów. W dokumentach odnotowano datę, kiedy złożył doniesienie. Było to 15 kwietnia 1638 roku.
Czasy nie były spokojne – ani w Polsce, ani na świecie. Tego samego dnia, w którym Koles złożył donos na Paprocką, w dalekiej Japonii szogun Tokugawa zdławił powstanie chrześcijańskich chłopów i roninów, ubogich samurajów. Na półwyspie Shimabara zginęła większość z 28 000 buntowników. W Polsce też wrzało. Na ukraińskich stepach. Wróćmy jednak do Bydgoszczy.
Możemy powtórzyć za Erichem Frommem, że niektórym interesom sprzyja znalezienie prawdy, innym jej niszczenie. Tomasz Koles się przyłożył i plotkami zagęścił atmosferę wokół i tak nielubianej Paprockiej. Sprawy potoczyły się zgodnie z jego planem. Użył swych koneksji i nakazano uwięzić Katarzynę oraz ją osądzić. Kłamstwo tryumfowało. Paprocka trafiła do lochu, choć w jej obronie zeznawał mąż, który nie szczędząc pieniędzy, wynajął dla niej obrońcę. Ponadto rajcy z Chełmna, rodzinnego miasta Katarzyny, wystawili jej pozytywną opinię co do moralności i bojaźni Bożej.
Wkrótce sprawa Paprockiej, jak byśmy to dziś określili, weszła na wokandę. Instigatorem, czyli oskarżycielem, prokuratorem, został Joachim Byszewski (nazwisko warte zapamiętania), a sędzią – ówczesny burmistrz Bydgoszczy i kupiec zbożowy Wojciech Łochowski. Oficjalny zarzut postawiony Katarzynie był z pogranicza magii i sprawy kryminalnej. Otóż kobietę oskarżono o to, że czarami zabiła swego poprzedniego męża, Zawarcińskiego. Jak zapisano w aktach, „ususzyła” go, czyli wywołała chorobę nowotworową żołądka. Ponadto po dokonaniu zabójstwa miała rzucić urok na Paprockiego, czym przymusiła go do zawarcia z nią małżeństwa.
Zważywszy na to, że mężowie Katarzyny i w Chełmnie, i w Bydgoszczy szybko umierali, a majątek młodej kobiety dzięki temu się pomnażał, rodzi się podejrzenie, czy aby nie była to czarna wdowa. W historii odnotowano przypadki chciwych morderczyń, które wielokrotnie wychodziły za mąż po to, by przejmować majątki po kolejnych oblubieńcach. Obiegowo takie zabójczynie, najczęściej trucicielki, zwane są czarnymi wdowami. Może więc koledzy krawcy zrobili, co zrobili, z troski o Paprockiego? Czy podejrzewali, że Katarzyna jest zbrodniarką, ale nie dysponowali bezdyskusyjnymi dowodami, więc oskarżyli kobietę tak, jak potrafili i jak było wówczas w modzie?
W Bydgoszczy sądzono Paprocką nie za czyny kryminalne, ale za to, że jest czarownicą, że służy diabłu, a uśmiercenie Zawarcińskiego to tylko margines jej złoczynnych działań. Prokurator Byszewski przedstawił na to miażdżące, jak twierdził, dowody. Po pierwsze, zaprezentował gliniany garnek ze zwierzęcymi kośćmi i podejrzanie wyglądającą substancją, wykopany spod progu domu sprzedanego Kolesowi. Instigator zapewniał, że to kocioł czarownicy służący do uprawiania czarnej magii. W tym budynku mieszkał przecież Zawarciński i Katarzyna uśmierciła go za pomocą mikstury uwarzonej w ujawnionym garnku. Co do dowodzenia winy podsądnej, to po drugie, trzecie i następne zeznawali wrogo do niej nastawieni krewni Paprockiego, a także żona oskarżyciela, Regina Byszewska.
Gwoździem do procesowej trumny dubeltowej wdowy stał się kolejny list z Chełmna. Otóż rajcy wycofali swe poparcie dla Paprockiej. Jej nazwisko wypłynęło podczas procesu o czary, jaki w tym czasie rozpoczął się w Chełmnie. Oskarżono tam wówczas o konszachty z diabłem dziewięć kobiet. Jedna z nich wzięta na męki wymieniła Katarzynę wśród czarownic, z którymi spotykała się podczas sabatów na Łysej Górze (pamiętała ją jako żonę Nosowskiego). Nic dziwnego, że w takiej atmosferze kłamstwo tryumfowało, a prawda znalazła się w odwrocie.
Paprocką, ponieważ uporczywie nie przyznawała się do winy, zgodnie z ówczesną procedurą procesową poddano torturom. Przetrzymywaną w lochu, czyli ówczesnym areszcie, kobietę od miejskich pachołków przejęli oprawcy. Rozebrali dumną Katarzynę do naga. Potem, jak zapisano w dokumentach 31 lipca 1638 roku, miażdżono jej stopy w imadle, wyłamywano stawy i przypalano. Umęczona podsądna nie przyznała się jednak ani do uprawiania czarów, ani do uśmiercenia Zawarcińskiego. Znana z twardego charakteru trzymała się swego. Następne przesłuchanie z zadawaniem tortur wyznaczono na 16 sierpnia.
W procedurze sądowej nie obowiązywało domniemanie niewinności. Osoba oskarżona musiała swej niewinności dowieść. Na szczęście Adam Paprocki wynajął sprawnego obrońcę, który dostarczył dowodów ukazujących sprawę w nowym świetle. Otóż znaleźli się świadkowie rozmowy, jaką kiedyś w karczmie Tomasz Koles przeprowadził z Joachimem Byszewskim. Byszewskim prokuratorem! Okazało się, że obaj panowie uknuli spisek przeciw Paprockiej. To oni spreparowali kociołek czarownicy i zakopali go pod progiem domu należącego wcześniej do Zawarcińskiego, a obecnie do Kolesa. Zasugerowali potem miejskim pachołkom, gdzie mają szukać tego dowodu piekielnych praktyk.
Spiskowcy podzielili się zadaniami. Tomasz Koles złożył doniesienie na Katarzynę, z kolei Byszewski, wykorzystując swe koneksje, postarał się, by zostać oskarżycielem w procesie kobiety. A że Paprocka nie była lubiana, to spiskowcy mieli nadzieję, iż wiele osób będzie zeznawać przeciw niej, co wzmocni wagę pozostałych dowodów. Jak Koles z Byszewskim zamierzali dzielić się zyskiem, czyli wyłudzonym domem, nie wiadomo. Jasne więc się staje, że Katarzyna nie była czarną wdową, ale ofiarą dwójki oszustów bez skrupułów.
Pełniący funkcję sędziego burmistrz Łochowski zdał sobie sprawę, że pod jego bokiem toczy się nieczysta gra. Zgodził się więc z obrońcą Paprockiej, by proces zawieszono oraz złożono apelację do sądu grodzkiego i ówczesnego starosty bydgoskiego, Jerzego Ossolińskiego z Tęczyna.
Katarzyna cierpi w lochu, a na świecie dzieją się sprawy wagi historycznej, czyli uśmiercanie w skali masowej. W Europie trwa wojna trzydziestoletnia. 9 sierpnia 1638 roku pod Wittenweier w Badenii Bernard Weimarski pokonuje dwa razy liczniejsze wojska cesarza Niemiec dowodzone przez księcia Savello.
Uwaga Polaków jest w tym czasie skupiona na walkach toczonych na Kresach. Dogasa tam rozgorzałe w czerwcu powstanie Ostranicy. Na Ukrainie, w rejonie Połtawy i Czerkasów, Kozacy z chłopami, dowodzeni przez hetmanów Jakuba Ostranicę i Dymitra Hunię, wszczęli bunt przeciw Koronie Polskiej. Walki były krwawe, lecz nie trwały długo. Królewskie wojska pod wodzą Jeremiego Wiśniowieckiego, Mikołaja Potockiego i Stanisława Rewera-Potockiego otoczyły powstańców nad rzeką Starzec. Kozacy poddali się 8 sierpnia. Polscy dowódcy wywalczyli wtedy pokój na Ukrainie na całe 10 lat, aż do kolejnego powstania, które poprowadził Bohdan Chmielnicki.
Bohaterowie procesów dziejowych, ścieląc swą drogę tysiącami trupów, przechodzą do historii. Inaczej historia obchodzi się z maluczkimi, z osobami prywatnymi. One popadają w niepamięć. Książę Jeremi Michał Korybut Wiśniowiecki, sławny dowódca, ojciec późniejszego króla Polski Michała Korybuta Wiśniowieckiego, święcił tryumf. W tym samym czasie Katarzyna Paprocka poniosła ostateczną klęskę. Bo choć postępowanie w Bydgoszczy wobec podsądnej wstrzymano, jednak na to, by prawda przemówiła w majestacie prawa i by uratować kobiecie życie, było już za późno. Na początku sierpnia 1638 roku Katarzyna zmarła w więzieniu na skutek urazów odniesionych podczas tortur. Niedługo po Paprockiej odeszła z tego świata kobieta, która zeznała, że wspólnie brały udział w sabatach. 17 sierpnia dziewięć oskarżonych o czary i skazanych spłonęło na stosach ustawionych przed murami Chełmna. Co do Katarzyny, to ponieważ odeszła z tego świata, jej proces zamknięto bez orzeczenia wyroku.
Można podejrzewać, że wiele dochodzeń w sprawach o uprawianie czarów miało podobne podłoże. Rzucanie oskarżeń i preparowanie dowodów służyło nieuczciwym ludziom do załatwiania prywatnych spraw. Jednym do osiągnięcia zysku, drugim z zemsty. Innym zaś do ukrycia niecnych postępków. Na ostatni z powodów wskazuje wyraziście przypadek Anny Goeldi, mieszkanki wsi położonej w regionie Glarus w Szwajcarii.
Annę Goeldi, ładną, lecz ubogą wiejską dziewczynę, w 1782 roku oskarżono o czary. W trakcie śledztwa poddano ją zwyczajowym torturom. Umęczona wieśniaczka przyznała się nie tylko do konszachtów z diabłem, ale nawet do zbrodni. Postawiono jej bowiem zarzut otrucia córki swoich pracodawców magiczną miksturą sporządzoną przy pomocy diabła. Goeldi została osądzona, skazana na śmierć i ścięta. Współcześni historycy jednak po wnikliwej analizie zachowanych dokumentów procesowych ustalili, że Szwajcarka niewątpliwie padła ofiarą intrygi.
Bogaty pracodawca dziewczyny ją uwiódł. W pewnym momencie jednak romans stał się dla niego kłopotliwy i postanowił wykreślić Annę ze swego życia. Metoda, po którą sięgnął, by pozbyć się niemiłej już kochanki, świadczy o okrucieństwie i braku skrupułów tego mężczyzny. Historycy stwierdzili, że uwodziciel był osobą bardzo wpływową. Oskarżywszy biedną dziewczynę o uprawianie czarów, wywarł nacisk na lokalnych sędziów i dostojników kościelnych. Banalna, jak by się zdawało, sprawa obyczajowa przyniosła tragiczne owoce. Kolejno: okrycie Anny hańbą, zadanie jej cierpień torturami podczas śledztwa, wreszcie wydanie wyroku i uśmiercenie w majestacie prawa. Ponury wydźwięk sprawy jest tym większy, że Anna Goeldi była ostatnią osobą w Szwajcarii skazaną na śmierć za czary.
Sprawiedliwość przyszła, ale ponad dwa wieki za późno. W oparciu o wnioski naukowców władze Szwajcarii w czerwcu 2008 roku podjęły decyzję o rehabilitacji Anny. Ponadto w miejscowości Mollis w kantonie Glarus urządzono miejsce pamięci poświęcone niesłusznie skazanym i straconym domniemanym czarownicom. W tym obiekcie nazwanym Anna Goeldi Museum eksponowane są dokumenty i przedmioty z epoki, w której żyła i zginęła nieszczęśliwa dziewczyna.
Katarzyna Paprocka nie może liczyć na to, co współcześnie spotkało Annę Goeldi. Jako że nie została skazana, nie przysługuje jej prawo do oficjalnej rehabilitacji. Tym bardziej trzeba pamiętać o sprawie Paprockiej. Jest ponadczasowa. Nieuczciwy człowiek pod płaszczykiem polowania na czarownice, a więc powołując się na obowiązującą wówczas ideologię, manipulował faktami dla własnej korzyści. Dla pieniędzy pomówił i w obliczu prawa doprowadził do śmierci niewinną osobę. Prawdę ujawniono, owszem. Lecz dla Katarzyny Paprockiej nadaremno.
Spirytyzm od połowy XIX wieku budził zainteresowanie naukowców, arystokracji, ale też panien służących. Osoby ze wszystkich środowisk brały udział w seansach, podczas których usiłowano nawiązać kontakty z duchami zmarłych. Spirytyzm stał się swego rodzaju popkulturową modą, która rozgorzała u schyłku ery polskiego romantyzmu. Nic więc dziwnego, że wielu twórców z tamtych czasów zainteresowało się mistyką, w tym także Mickiewicz, jeden z trójcy polskich wieszczów narodowych.
Adam Bernard Mickiewicz przyszedł na świat 24 grudnia 1798 roku w białoruskim dziś Nowogródku. Jak przystało na urodzonego w wigilię Bożego Narodzenia uduchowionego romantyka, narodowy wieszcz był zaciekawiony spirytyzmem. Moda ta przypadła jednak na schyłek życia autora Pana Tadeusza. Poeta zmarł ledwie dwa lata później, w 1855 roku w Konstantynopolu, w trakcie swojej ostatniej narodowej misji. Wywoływanie duchów dopadło Mickiewicza w Paryżu, a że był już człowiekiem bardzo dojrzałym, to ostrożnie oceniał przyczyny i skutki tego zjawiska. Trzeba jednak podkreślić, że manifestacje duchów uważał za jak najbardziej realne.
Dwa, trzy lata przed śmiercią wieszcza, w początkach drugiej połowy XIX stulecia, seanse spirytystyczne stały się bardzo popularne w stolicy Francji, gdzie Mickiewicz wówczas mieszkał. Nic dziwnego, bo w tym miejscu i czasie zręby doktryny spirytystycznej tworzył autor Księgi duchów, słynny Allan Kardec, czyli kryjący się pod pseudonimem francuski lekarz, astronom i fizyk Hippolyte L. D. Rivail, urodzony w 1804, a zmarły w 1869 roku.
26 maja 1853 roku Mickiewicz tak pisał w liście do Karoliny Towiańskiej, przebywającej w Zurychu żony słynnego mesjanisty, z którym był wtedy pokłócony: „U nas tu we Francji, a po części i na całym świecie, wszyscy zajęci wyłącznie kręceniem się stołów i innemi nadzwyczajnemi zjawiskami, jak to głosami, stukaniem i widmami. Nadzwyczajny czytam właśnie teraz proces, gdzie mnóstwo świadków potwierdza podobne fenomena. Widziałem robione doświadczenia, ale się do nich nie mieszam. Mnie się zdaje, że te duchy, któremi Opatrzność dozwala teraz potrącać materję, aby poruszyć zmaterjalizowane umysły, należą do bardzo niskiej sfery i wiele fałszów wyniknie stąd na świat”.
Następnego dnia Adam Mickiewicz zasiadł we własnym mieszkaniu przy spirytystycznym stoliku. Towarzyszyła mu żona, Celina z Szymanowskich, z którą się ożenił w 1834 roku, co zaowocowało sześciorgiem dzieci.
27 maja 1853 roku po południu państwa Mickiewiczów odwiedziło większe towarzystwo – 14 osób, w tym panowie Lenartowicz, Goszczyński, Służalski i jedna tylko kobieta, młoda Zofia Komierowska. To właśnie w jej dzienniku zachował się opis seansu u Mickiewicza, opublikowany 31 lat po śmierci wieszcza na łamach czasopisma „Bluszcz”.
„Ktoś z przybyłych wspomniał o wirujących stołach, że coraz więcej zajmują się niemi – pisała Komierowska. – Poeta zasiadł przy ciężkim stole dębowym, wzywając całe towarzystwo, aby poszło za jego przykładem. Wpośród zupełnej ciszy i uroczystego nastroju usiedliśmy wszyscy dokoła, trzymając się za końce palców spoczywających na stole”.
„Trzymaliśmy tak ręce przez pół godziny – relacjonowała pani Zofia. – Stół jednak nie dawał żadnych szczególnych objawów, stał zupełnie nieruchomy”.
Mickiewicz zakończył zebranie. „Zniecierpliwiony poeta dał znak do powstania, mówiąc, że raz jeden można było tę próbę odbyć, więcej jednak stanowczo do niej nie wróci”.
Seans u wieszcza się nie udał, wszyscy byli bardziej lub mniej rozczarowani. Co było przyczyną porażki? Dowcipną pointę tego zajścia podał Stanisław Wasylewski w książce Pod urokiem zaświatów, wydanej w 1923 roku. Napisał: „Duchy, skore do gawęd z byle comtessą na salonach i byle aptekarzową w Proszowicach i byle księgarzówną w Krakowie zbojkotowały arcymistrza poezji wieszczej i nie raczyły odpowiedzieć na wezwanie senatu romantyków polskich”.
Mimo nieudanego seansu Mickiewicz nadal interesował się spirytyzmem. Zainteresowanie zaświatami w różnych kontekstach kulturowych zawarł przecież w niektórych swych wcześniej napisanych utworach – Dziadach, Balladach i romansach. Sfera duchowa była mu tak bliska, że nawet sprawy narodowe widział z nią powiązane i nie przez przypadek przyłączył się na kilka lat do mesjanistów z Koła Sprawy Bożej hrabiego Andrzeja Towiańskiego.
29 września 1853 roku Bohdan Zaleski, jeden z uczestników tamtego nieudanego eksperymentu, spotkał wieszcza w Bibliotece Arsenału, gdzie Mickiewicz był zatrudniony od 1852 roku. I panowie znów rozmawiali o spirytyzmie. „Zastałem Adama – odnotował w pamiętniku Zaleski. – Zabrał mnie na górę, był wesół i opowiadał o duchach stolikowych niemal godzinę”. Podobnie sprawa się miała 31 października, czyli w wigilię Święta Zmarłych. „W parku znalazłem Mickiewicza z Różyckim. Gawędziliśmy razem o stolikach wirujących”.
W ostatnich latach swego życia Mickiewicz uważał, że kontakty z duchami mają miejsce, ale jest to działanie podejrzane, a może nawet bluźniercze. Poeta jakby przeczuwał, że wiele lat po śmierci trafi w roli ducha na seans za sprawą Malwiny Gromadzińskiej, uchodzącej we Lwowie za modne medium.
Pani Gromadzińska zapisała się już w historii przeprowadzeniem wywiadu z innym zmarłym wieszczem, Juliuszem Słowackim, który żył w latach 1809–1849.
Słowacki, spytany na seansie przez panią Gromadzińską o szczegóły dotyczące pracy nad poematem Kordian oraz proszony o wskazówki na temat kształcenia młodzieży, miał tak odpowiedzieć: „Na pierwsze pytanie dam odpowiedź później. Myśli moje wówczas były tak różne i dziwaczne, że nie chcę nic z tego wspomnienia. Daj inne pytanie, które by dla ciebie mogło stać się pomocą i posłużyć radą, o! młodzieńcze marzący, jak wszyscy w wieku twoim… Z chęcią… Słowacki w chwilach wolnych poda ci radę i porymuje jeszcze… ale inaczej dziś… dziś nie ma już marzyciela fantastycznego, duch oczyszczony widzi inaczej i inne dzieje pisałby dziś polskiej dziatwie!”.
Pod tą wypowiedzią duch wieszcza złożył ponoć podpis. Zaświatowy wywiad z autorem Snu srebrnego Salomei ukazał się na łamach lwowskiego periodyku „Światło zagrobowe”. Odnosząc się do tego tekstu, ówcześni znawcy twórczości Słowackiego stwierdzili ironicznie, że po śmierci wielki Juliusz stracił talent.
29 maja 1869 roku Malwina Gromadzińska zabrała się za nieżyjącego od 14 lat Mickiewicza. Na seansie urządzonym w jednych z modnych salonów Lwowa zapisała tak zwanym pismem automatycznym szkic na temat Tadeusza Kościuszki i Napoleona Bonaparte. Medium twierdziło, że tekst podyktował jej z zaświatów duch Mickiewicza. Utwór opublikowano w pierwszym wydawanym w języku polskim spirytystycznym czasopiśmie „Światło zagrobowe”. Literaturoznawcy uznali jednak, że to oszustwo, że tekst jest amatorski, niegodny pióra autora Pana Tadeusza.
Czy Gromadzińska była oszukańczym medium? A może to jakiś złośliwy duch podszył się pod wieszcza narodowego? Choćby Słowacki, z którym się przecież za życia Adam nie lubił. Mickiewicz już zanim umarł, miał w tej sprawie wyrobione zdanie, co przedstawił w przytoczonym wyżej liście do Towiańskiej.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Redaktorka prowadząca: Marta Budnik Wydawczyni: Agnieszka Fiedorowicz Redakcja: Ewa Kosiba, Małgorzata Sapińska-Mysiewicz Korekta: Małgorzata Sapińska-Mysiewicz Projekt okładki: Marta Lisowska Zdjęcie na okładce: © somchaikhun, © Joeprachatree, © rikirennes / Stock.Adobe.com
Copyright © 2022 by Tadeusz Oszubski Copyright © 2022, Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczneBiałystok 2022ISBN 978-83-67247-85-6
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Plik opracował i przygotował Woblink
woblink.com