14,90 zł
„Takie sobie bajeczki” to zbiór znanych i zabawnych opowiadań brytyjskiego pisarza Rudyarda Kiplinga, w których autor przedstawia dzieciom (napisał je dla swojej córki) fantazyjne historie pochodzenia zwierząt i ich cech charakterystycznych.
Choć wydane po raz pierwszy już w 1902 roku, dziś nadal bawią, ale i zastanawiają, pobudzając wyobraźnię nietypowymi pomysłami. Autor opowiada m. in. o tym, jak wieloryb nabawił się swojego przełyku, jak słoń uzyskał swoją trąbę czy skąd lampart ma cętki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 95
Niegdyś na Niezamieszkanej Wyspie u wybrzeży Morza Czerwonego żył Pers, a promienie słoneczne odbijały się od jego kapelusza z więcej niż wschodnim przepychem. I żył Pers nad Czerwonym Morzem, nie mając nic oprócz kapelusza, noża i piecyka do gotowania z tego gatunku, jakiego nigdy nie wolno ci dotykać.
Pewnego dnia wziął trochę mąki, wody, rodzynków, śliwek, cukru i tym podobnych przysmaków i zrobił sobie placek, długi na dwie stopy, a gruby na trzy stopy. Był to istotnie Przedziwny Przekładaniec. (Jest to czar, inaczej zwany dobrym jedzeniem). A ponieważ wolno mu było gotować na piecyku, więc położył na nim placek i piekł go dopóty, dopóki placek stał się brunatny i nabrał wspaniałego zapachu.
Kiedy jednak miał zabrać się do jedzenia, z głębi Najzupełniej Niezamieszkanego Lądu nadszedł na wybrzeże nosorożec, z rogiem na nosie, z parą świńskich oczu i kompletnym brakiem znajomości zwyczajów towarzyskich.
W owych czasach skóra nosorożca przylegała do jego kształtów zupełnie dokładnie. Nigdzie nie było na niej fałdów. Wyglądał całkiem jak nosorożec z Arki Noego, tylko oczywiście był o wiele większy. Był wtedy źle wychowany i teraz także jest źle wychowany, i zawsze będzie źle wychowany.
I rzekł:
– Hau!
A Pers zostawił swój placek i wdrapał się na palmę, nie mając nic oprócz swego kapelusza, od którego promienie słoneczne odbijały się z więcej niż wschodnim przepychem.
Nosorożec przewrócił swym nosem piecyk oliwny i placek spadł w piasek, on zaś wbił placek na róg nosa i pożarł go, a potem odszedł sobie precz, wywijając ogonem, i powrócił w głąb pustego Najzupełniej Niezamieszkanego Lądu, graniczącego z wyspami Mazanderan, Sokotra oraz Przylądkiem Zwrotnika.
Pers zlazł z palmy, podniósł piecyk i powiedział następujący wiersz (ponieważ go nigdy nie słyszałeś, więc spróbuję ci go powtórzyć):
Kto mi zdradnie placek skradnie,
Ten nie zgadnie, że nań spadnie
Niespodzianie łaskotanie.
A było w tym więcej prawdy, niż przypuszczasz obecnie. Gdyż w pięć tygodni później zapanowała nad Czerwonym Morzem okrutna spiekota i wszyscy ludzie porozbierali się ze wszystkich ubrań, jakie na sobie mieli.
Pers rozebrał się z kapelusza, nosorożec zaś, który znów zjawił się na wybrzeżu, aby zażyć kąpieli, rozebrał się ze skóry i zarzucił ją sobie na ramię. W owych czasach skóra jego zapinała się od dołu na trzy guziki i wyglądała jak płaszcz nieprzemakalny.
Nie wspomniał ani słówkiem o placku, pożarł go bowiem w całości, a przy tym był źle wychowany i jest źle wychowany, i zawsze będzie źle wychowany.
Niezwłocznie wlazł do wody, gdzie puszczał nosem bańki. Skórę zostawił na brzegu. W tej chwili nadszedł Pers, znalazł skórę i uśmiechnął się dwukrotnie uśmiechem sięgającym od ucha do ucha. Potem zatańczył trzykrotnie dookoła skóry i zatarł ręce. Następnie poszedł do swego namiotu i napełnił swój kapelusz okruszynami z placków, gdyż jadał tylko placki i nigdy nie zamiatał swego namiotu, i wziął skórę, i miął skórę, i targał skórę, i szarpał skórą, i napełnił ją, i nasypał w nią tyle suchych okruszynek i spalonych rodzynków, ile się tylko zmieściło. Potem wlazł na palmę i czekał, aż nosorożec wyjdzie z wody i wdzieje na siebie skórę.
Nosorożec, wyszedłszy z wody, wdział na siebie skórę i zapiął ją na trzy guziki, a okruszynki zaczęły go łaskotać, jak wtedy, kiedy nasypie się ich do łóżka. Zaczął się drapać, ale mu to nie ulżyło, więc rzucił się na piasek, gdzie toczył się i toczył, i toczył, a okruszynki łaskotały go coraz mocniej i mocniej, i mocniej. Pobiegł zatem do palmy i czochrał się, czochrał, czochrał o nią bez końca.
Czochrał się tak długo i tak mocno, że natarł sobie na grzbiecie jedną wielką fałdę, a drugą od dołu, gdzie znajdowały się guziki, które naturalnie poodpadały wskutek tarcia.
I natarł sobie jeszcze kilka innych fałd na nogach. I wściekał się okrutnie, lecz okruszynki nie dbały o to. Były wewnątrz jego skóry i łaskotały go. Więc poszedł w końcu do domu okrutnie zły i okrutnie podrapany.
Od tego czasu po dziś dzień ma nosorożec wielkie fałdy na skórze i nieznośne usposobienie, a wszystko to spowodowały owe okruszynki.
Pers zaś zlazł z palmy, włożywszy na głowę kapelusz, od którego promienie słoneczne odbijały się z więcej niż wschodnim przepychem. I zapakował swój piecyk, i odszedł precz w kierunku Orotavo, Amygdala, Płaskowyżów Anantarivo i Bagien Sonaput.
Opodal Gardafui
Jest wyspa ta – jakem rzekł.
Blisko stąd leży Sokotra –
Blisko arabski jest brzeg.
Lecz gdyśmy minęli już Suez,
Okropnie sprażył się człek.
Upał, a mknie się i mknie
Na wschód i szuka – gdzie
Placek, co Pers go piekł!