Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rozpoczęcie ataku wyznaczono na godz. 4.00. Hindenburg i Ludendorff chcieli osobiście nadzorować operację. Wybrano dla nich punkt obserwacyjny na wzgórzu leżącym na południowym krańcu jeziora Dąbrowa Wielka. Stamtąd roztaczała się panorama na odległe o 7 km Uzdowo. Gdy tuż przed wyjazdem z kwatery dowództwa armii w Lubawie nadszedł tam meldunek zdobyciu Uzdowa i marszu I Korpusu na Nidzicę wśród obecnych sztabowców zapanowała niemal euforia. Ludendorff wręcz stwierdził, że bitwa została wygrana. Po przybyciu na miejsce okazało się jednak, że radość była przedwczesna i zaszło nieporozumienie. Książka przybliżająca jedną z ważniejszych bitew w historii Niemiec, a pośrednio i Europy. Zwycięstwo wojsk Rzeszy pod Tannenbergiem szybko urosło do rangi symbolu, umacniając mit niezwyciężonej armii niemieckiej. Polacy stali się ofiarami tamtych wydarzeń. Z jednej strony zamieszkiwali ziemie będące areną działań wojennych, a z drugiej - walczyli w szeregach przegranej armii rosyjskiej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 266
WSTĘP
Na początku XX wieku wciąż narastał antagonizm niemiecko-rosyjski. Związane sojuszem z Austro-Węgrami Niemcy, popierały, kosztem rosyjskich interesów, bałkańskie aspiracje monarchii naddunajskiej. Sami Niemcy, angażując się militarnie, gospodarczo i politycznie w zachowanie integralności terytorialnej i modernizację Turcji, wkroczyli na obszar tradycyjnej ekspansji Rosji. Te animozje podsycała prasa szowinistyczna w obu krajach, oskarżająca się wzajemnie o nieliczenie się z interesami drugiej strony i ukryte zamiary. Coraz częściej oswajano się z myślą o nieuchronności konfliktu militarnego słowiańskiej Rosji z teutońskimi Niemcami.
Wojna z Japonią boleśnie obnażyła bolączki państwa carów, w tym stan jej sił zbrojnych. Szczególnie dotkliwe braki występowały w ciężkiej artylerii polowej, środkach transportowych i łączności. Nie starczało również bardziej prozaicznego wyposażenia – menażek, manierek, saperek, uprzęży dla koni itd. Stan twierdz oraz stopień zaawansowania budowy strategicznych kolei w zachodniej części kraju pozostawiał wiele do życzenia. Nie znaleziono funduszy na okresowe szkolenia rezerwistów i dokończenie reformy mundurowej. Brakowało oficerów niższych szczebli, a oficerów rezerwy w zasadzie nie było. Szwankowało ich wyszkolenie.
Po klęsce na Dalekim Wschodzie oraz porażce dyplomatycznej w bośniackim kryzysie aneksyjnym z przełomu lat 1908/1909 (wbrew stanowisku Rosji i ze wsparciem Niemiec Austro-Węgry formalnie anektowały administrowaną od trzydziestu lat Bośnię i Hercegowinę) rozpoczęto w Rosji szeroko zakrojone reformy wojskowe pod kierownictwem nowego ministra wojny, którym w marcu 1909 r. został Władymir Suchomlinow. Od podstaw stworzył on centralne służby kwatermistrzowskie. Okazało się to lepsze, niż pozostawienie zaopatrzenia w gestii poszczególnych korpusów. Od 1909 r. wszystkie jednostki liniowe otrzymały nowoczesne działa tzw. putiłowki. Zaczęto wprowadzać także do służby lekkie moździerze Kruppa i Schneider-Cresota oraz testować przydatność różnych typów ciężkiej artylerii polowej m.in. haubic 150 mm i dział polowych 107 mm. Zakup zagranicznego sprzętu warunkowano zgodą na wdrożenie go do produkcji w rosyjskich zakładach zbrojeniowych, do czego najbardziej skłonni byli Francuzi.
Co równie istotne, zrewidowano istniejące plany mobilizacyjne, cofając tereny koncentracji armii rosyjskiej z linii rzek Niemen–Biebrza–Narew–Wisła–Wieprz na linię wyznaczoną przez twierdze Grodno–Brześć–Kowel, a więc za Bug. Podjęcie tej decyzji nie było łatwe, gdyż kosztem olbrzymich nakładów finansowych od dziesięcioleci rozbudowywano i wyposażano w artylerię twierdze w Królestwie Polskim m.in. forty na linii Bobru i Narwi (w tym Osowiec), Modlin (Neogieorgijewsk), pierścień fortów wokół Warszawy czy twierdzę Dęblin (Iwanogród). Z powodu postępu technologicznego, zwłaszcza w ciężkiej artylerii, powyższe fortyfikacje na początku XX wieku stały się przestarzałe. Paradoksalnie, ostatnie prace nad siecią fortów wokół Warszawy wykonywano jeszcze w 1909 r.
Korzyści wynikające z tej decyzji były jednak znaczne. Uniezależniano sukces mobilizacji i koncentracji armii rosyjskiej w trójkącie Narew–Wisła–Wieprz od wytrzymałości powyższych twierdz, które broniłyby powolnej koncentracji wojsk carskich. Odbierano Niemcom możliwość rozbicia ich w nagłym ataku od północy przez Niemców z Prus Wschodnich i z południa z Galicji przez Austro-Węgrów w kierunku na Siedlce. Koncentracja poza linią Narwi pozwalała na to, że formacje rosyjskie byłyby silniejsze i lepiej przygotowane do walki. Przyjęcie tego wariantu utrudniało jednak, jeśli nie uniemożliwiało, podjęcie szybkich działań zaczepnych na lewym brzegu Wisły poprzez uderzenie wzdłuż górnego biegu tej rzeki na Gdańsk i odcięcie przez to Prus Wschodnich, bądź podjęcie bezpośredniego marszu na Berlin. Uderzało to w tradycyjnie myślące, związane z członkami carskiej rodziny wpływowe elity, którym nie mieściło się w głowie porzucenie całego pasa fortyfikacji i oddanie w pierwszej fazie wojny całego Królestwa Polskiego, wraz z jak zawsze negatywnie nastawionymi do państwa rosyjskiego i z założenia podejrzanymi politycznie Polakami. Zaniepokojenia nie kryli również Francuzi, obawiający się, czy ta zmiana nie opóźni momentu, w którym armia rosyjska będzie gotowa do działań zaczepnych. Co więcej, Suchomlinow wcale nie myślał rozbudowywać twierdz, za którymi dokonać się miała koncentracja, jak chociażby Brześcia, chcąc, jak miała pokazać niedaleka przyszłość, słusznie przeznaczyć całe dostępne środki na armię operującą w polu.
Już w 1906 r. skrócono zasadniczą służbę wojskową z 6 do odpowiednio 3 lat w piechocie i 4 lat w innych formacjach. Skutkowało to większym poborem rekruta co rok oraz mniejszą średnią wieku żołnierzy w służbie czynnej. Po jej zakończeniu przez 7 lat pozostawało się w rezerwie pierwszej klasy, przez lata do ukończenia 43 roku życia w rezerwie drugiej klasy. Około połowy potencjalnych poborowych było corocznie zwalnianych z różnych względów z odbywania zasadniczej służby wojskowej. Byli oni zobowiązani do służby w milicji (opołoczenie). Jej pierwsza kategoria służyła do wzmocnienia armii stałej, a druga, złożona ze starszych roczników, tworzyła oddziały niebojowe.
Za czasów Suchomlinowa znalazły się pieniądze na ćwiczenia i powoływanie pod broń rezerwistów. Naprzykład w przededniu wybuchu wojny bałkańskiej we wrześniu 1912 r. przeprowadzono wielkie manewry z udziałem powołanych rezerwistów i żołnierzy służby czynnej, których na tę okazję przetrzymano nieco dłużej w szeregach. Uczestniczyło w nich bagatela 250 tys. żołnierzy. Zdymisjonowano także co bardziej niekompetentnych oficerów. Zgodnie z decyzją Dumy, która w czerwcu 1914 r. przyjęła tzw. „wielki plan”, reformy miały się zakończyć w 1917 r., wraz z wyposażeniem piechoty w ciężką artylerię polową. W roku wybuchu wojny wydatki na wojska lądowe miały wynosić 324 mln dolarów, a łącznie obronność pochłaniała 6,3% budżetu państwa. Poza tym parlament rosyjski miał tendencję raczej do wzrostu, niż ograniczania wydatków wojskowych1.
W czasie pokoju kraj podzielony był na 12 okręgów wojskowych (petersburski, wileński, warszawski, kijowski, odeski, moskiewski, kazański, kaukaski, turkiestański, omski, irkucki i przyamurski). Na armię składało się 37 korpusów: gwardyjski, grenadierski, regularne (od I do XXV), kaukaskie (I–III), turkiestańskie (I–II) i syberyjskie (I–V ). W ich skład wchodziło łącznie 236 pułków piechoty, z czego 12 gwardyjskich i 16 grenadierskich, każdy po około 4 tys. ludzi. Pułki gwardii nosiły nazwy, grenadierów były numerowane, a liniowe numerowane i nazywane. Z kolei pułki syberyjskie i turkmeńskie nazywano strzeleckimi. Pułk piechoty składał się z czterech batalionów po cztery kompanie plus kompanii karabinów maszynowych (8 sztuk). Kompania piechoty na etacie wojennym liczyła 240 ludzi i 4–5 oficerów. Typowa dywizja piechoty składała się z dwóch brygad, każda po dwa czterobatalionowe pułki. Do tego dochodziło sześć ośmiodziałowych baterii armat polowych kalibru 76,2 mm wz. 1902 Putiłow (razem 48 sztuk). Na szczeblu korpusu, poza dwiema dywizjami piechoty był dywizjon lekkich haubic (dwie sześciodziałowe baterie), batalion saperów i pułk kozaków. W trakcie mobilizacji sformowano dodatkowo 35 dywizji rezerwy (numeracja od 53 do 84, a w przypadku wojsk syberyjskich od 12 do 14). Ich organizacja była taka sama jak regularnych, tylko były uzbrojone w starsze działa. Standardowym wyposażeniem piechoty był karabin Mosin-Nagant wz. 1891 kalibru 7,62 mm z pięcionabojowym magazynkiem oraz karabin maszynowy Maxim wz. 1910 kaliber 7,62 mm.
W 1914 r. Rosjanie posiadali największe formacje kawaleryjskie ze wszystkich państw walczących. Składały się one z czterech rodzajów jazdy, a mianowicie gwardyjskiej, liniowej, kozaków i tzw. „obcych”. W 1914 r. było 20 pułków dragońskich, 17 ułańskich i 18 huzarskich, nie licząc kozaków. W trakcie mobilizacji sformowano z nich 24 dywizje i 11 samodzielnych brygad kawalerii. W skład dywizji wchodziły dwie brygady, każda po dwa pułki (po pułku dragonów i ułanów w jednej, a huzarów i kozaków w drugiej). Do tego dochodziła kompania karabinów maszynowych i dwie baterie po osiem dział. Kozacy dzielili się na dwie kategorie: stepowych (dońskich, syberyjskich, orenburskich, uralskich, astrachańskich, zabajkalskich, semiretyńskich, amurskich) oraz kaukaskich (kubańskich i tereckich). Największą grupę stanowili kozacy dońscy. W czasie pokoju utrzymywane były tylko pułki kozackie pierwszej kategorii. Oddziały obce stanowili ochotnicy wywodzący się z poddanych cara wyznających islam. Podobnie jak we wszystkich armiach tego okresu główną siłę pociągową stanowiły konie. W 1914 r. w armii rosyjskiej było zaledwie 418 mechanicznych pojazdów transportowych i 259 samochodów osobowych. W chwili wybuchu Rosjanie dysponowali także 320 samolotami. Liczebność całej armii rosyjskiej bezpośrednio przed mobilizacją wynosiła 1 423 000, a po jej zakończeniu miała wzrosnąć do 5 milionów. Była to największa armia świata2.
Skala reform podjętych po 1909 r. była ogromna i budziła zaniepokojenie potencjalnych wrogów carskiej Rosji. Pod koniec 1910 r. pruski sztab generalny oceniał, że reorganizacja armii rosyjskiej uczyniła z niej bardziej jednorodną strukturę, lepiej nasyconą w artylerię o krzywej trajektorii lotu pocisku i oddziały techniczne. Gdy w lipcu 1912 r. kanclerz Bethmann-Hollweg powrócił z oficjalnej wizyty w państwie carów, znajdował się pod takim wrażeniem zachodzących tam reform, że wyrażał wątpliwość, czy aby w swym rodzinnym majątku w Brandenburgii, sadzić nowe drzewa owocowe, gdyż zanim przyniosą one pierwsze owoce znajdzie się on prawdopodobnie w rosyjskich rękach!3
Rosyjska armia jednak nie była wolna od wielu mankamentów. Wciąż brakowało wystarczającej liczby materiału wojennego. Aż jedną trzecią rekrutów stanowili analfabeci, zaś 2/3 oficerów nie miało przeszkolenia technicznego. Wiele do życzenia pozostawiała infrastruktura transportowa – sieć linii kolejowych była zbyt rzadka i zbudowana z tanich, nietrwałych, materiałów. Szyny kolejowe były zbyt lekkie, podkłady niezbyt umocnione, brakowało przejazdów i zbiorników z wodą. Używano lokomotyw na trzy rodzaje paliwa (węgiel, drewno i olej). To wszystko powodowało, że przeciętny skład wojskowy nie mógł przejechać dziennie więcej niż 360 km. Europejska Rosja w porównaniu z Niemcami miała aż dwunastokrotnie rzadszą sieć kolejową w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców. Sprawną mobilizację utrudniała dodatkowo polityka narodowościowa. Obowiązywała zasada, że w każdej formacji 3/4 stanowić mieli Słowianie, a połowę etniczni Rosjanie. Zatem aby dotrzeć do swych jednostek zmobilizowani żołnierze musieli pokonać nieraz wiele setek kilometrów. Nie udało się także wyplenić w armii plagi korupcji4.
Armia niemiecka, opromieniona sławą wojen zjednoczeniowych z lat 1864–1871, miała opinię najlepszej na świecie. Przed pierwszą wojną światową w zasadzie nie istniała jednak jednolita „armia niemiecka”, ale cztery oddzielne, a mianowicie: pruska, bawarska, wirtemberska i saska. Największa oczywiście była pruska, zaś druga pod względem liczebności (wystawiała trzy korpusy) – bawarska. Konstytucyjnie zagwarantowano tej ostatniej zakres niezależności: w Monachium istniało odrębne ministerstwo wojny i sztab generalny, zaś polityka kadrowa pozostawała w gestii bawarskiego monarchy. Mniejsze uprawnienia miały także odrębne armie wirtemberska i saska. Rekruci z innych państw wchodzących w skład Rzeszy Niemieckiej służyli w wojsku pruskim. W czasie wojny nad wszystkimi czterema armiami władzę obejmował Cesarz Niemiecki – każdorazowo król pruski.
Pobór odbywał się w 24 okręgach korpuśnych poza gwardią, do służby w której rekrutowano z całego kraju. Wszyscy mężczyźni powyżej 17 roku życia podlegali dwuletniej obowiązkowej służbie wojskowej. W jednostkach kawalerii i artylerii trwała ona o rok dłużej. Przez następne 7 lat pozostawało się w rezerwie, a potem przechodziło do landwehry, do służby w której było się zobligowanym do 40 roku życia. Przez następne pięć lat podlegało się landsturmowi. Do wojska powoływano jednak corocznie nieco ponad 50% ewentualnych poborowych. Ze względów politycznych preferowano rekrutów ze wsi i małych miast, z uwagi na ich bardziej zachowawcze poglądy polityczne w porównaniu z młodzieżą ze środowisk robotniczych, często sympatyzującej z socjaldemokracją. Wśród żołnierzy w zasadzie całkowicie wyeliminowano analfabetyzm. W 1914 r. było 25 korpusów (w tym jeden gwardyjski), w skład których wchodziło 217 pułków piechoty5.
W pruskim korpusie oficerskim panował duch kastowości i dominowali junkrzy lub osoby ze środowisk mieszczańskich, akceptujące konserwatywny światopogląd. żydom i osobom o liberalnych poglądach wstęp w szeregi oficerskie był wzbroniony. W 1913 r. wśród oficerów sztabowych szlachta stanowiła 87% w kawalerii, 48% w piechocie i 41% w artylerii. Specjalna więź łączyła oficerów z królem pruskim. W 1914 r. w Niemczech było 120 tys. oficerów rezerwy i 33 tys. zawodowych. Oficerowie rezerwy pochodzili zazwyczaj z rodzin mieszczańskich. W celu uzyskania tego bardzo pożądanego stopnia trzeba było pozostać w wojsku na ochotnika rok dłużej i zdać specjalny egzamin oficerski6.
Napięta sytuacja w Europie (kryzys marokański, wojny bałkańskie) zmusiła Niemcy do zwiększenia nakładów na armię i wzmożenia przygotowań na wypadek wojny. W latach 1910–1914 budżet wojsk lądowych podniesiono z 204 mln do 422 mln dolarów. Na obronę Niemcy wydawali przy tym zaledwie 4,6% dochodu państwa. W końcu w 1913 r. Reichstag dał środki na największe po 1870 r. podwyższenie pokojowego etatu armii, który wynosić miał 850 tys. Kolejne 21 milionów marek przeznaczono na unowocześnienie fortyfikacji znajdujących się na wschodniej granicy. Dokonano wymiany starej kadry na nową, która efektywniej sprawdziłaby się na wojnie, m.in. na pruskiego ministra wojny powołano Ericha von Falkenhayna w miejsce Josiasa von Heeringena. Zwiększono pokojowe stany batalionu z 640 na 732 ludzi, co miało przyspieszyć mobilizację. Przeprowadzano więcej manewrów i powiększono rezerwy złota. W celu mobilizacji opinii publicznej powołano do życia Stowarzyszenie Obronne (Wehrverein). Niemcy, podobnie jak i inne armie, testowali nowy kolor mundurów. Pierwsze testy z kolorem „polowej szarości” (feldgrau) przeprowadzano od 1907 r. Wypadły one pozytywnie i nowy kolor munduru został zaakceptowany w lutym 1910 r. Natychmiast rozpoczęło się jego wdrażanie.
Niemiecka dywizja piechoty składała się z dwóch brygad, każda po dwa trzybatalionowe pułki. Na szczeblu dywizji była brygada artylerii (2 pułki po 2 dywizjony po 3 sześciodziałowe baterie – łącznie 72 działa, z czego 18 haubic polowych 105 mm), batalion saperów i (sic!) pułk kawalerii. W dywizjach rezerwowych występował za to tylko jeden pułk artylerii, w którym nie było haubic. W momencie wybuchu wojny Niemcy dysponowali 11 dywizjami kawalerii, każda z nich podzielona na dwie brygady po pięć pułków. Na pułk składało się pięć szwadronów, każdy po 4 oficerów oraz 163 podoficerów i żołnierzy. Jednak jeden ze szwadronów (tzw. zakładowy) zawsze pozostawał w garnizonie. Każdy pułk kawalerii miał swój oddział łączności i saperów. Etat dywizji wynosił 5200 ludzi. Poza jazdą w dywizji był batalion strzelców (jäger), kompania karabinów maszynowych (6 sztuk) i pułk artylerii konnej (3 czterodziałowe baterie). Do dywizji przydzielano także po kompanii lub po dwie cyklistów7.
Standardowym karabinem był Mauser wz. 1898 kalibru 7,92 mm o skutecznym zasięgu do 2000 metrów, zaś podstawowym działem polowym armata L.23 Krupp wz. 1896 kalibru 77 mm o zasięgu 8500 metrów. Ta ostatnia była znacznie gorsza od np. jej francuskiego odpowiednika działa polowego wz. 1897 kalibru 75 mm. W chwili wybuchu wojny Niemcy mieli 5086 sztuk tego działa pięciu różnych typów. Jego szybkostrzelność wynosiła do pięciu pocisków na minutę. Z kolei podstawowa lekka haubica polowa, będąca już na poziomie dywizji, miała kaliber 105 mm, zaś haubice korpuśne, 150 mm. W chwili wybuchu wojny artyleria piesza podzielona była na 24 pułki, po jednym w każdym korpusie. Na pułk składały się dwa bataliony po cztery baterie. Baterie liczyły 6 dział polowych, bądź 4 haubice. Baterie artylerii polowej były słabsze – liczyły 4 działa, 4 oficerów, 133 podoficerów i żołnierzy, 180 koni i 4 wozy amunicyjne. W 1914 r. w Niemczech było łącznie 669 batalionów piechoty, 550 szwadronów, 642 baterii polowych, 400 baterii pieszych i 150 kompanii saperów.
Porównując siłę ognia niemieckiej i rosyjskiej dywizji piechoty, ta pierwsza miała wyraźną przewagę, gdyż dysponowała 72 działami (w tym 18 lekkimi haubicami), a rosyjska tylko 48 działami polowymi. Na szczeblu korpusu Niemcy dysponowali dodatkowo 16 ciężkimi haubicami, podczas gdy Rosjanie mieli zaledwie 12 lekkich haubic. Rosyjska dywizja piechoty liczyła za to 20 tys. ludzi, dysponujących 32 karabinami maszynowymi, podczas gdy niemiecka – 17 tys. i 24 karabiny maszynowe. Biorąc pod uwagę dywizję kawalerii, przewaga w ludziach była po stronie niemieckiej (5200 do 4500). Liczba dział była taka sama (po 12), a Rosjanie mieli 8 karabinów maszynowych, czyli o dwie sztuki więcej niż Niemcy. Putiłowki miały większy zasięg od dział Kruppa o około 2 km. Osiągi maximów używanych przez Rosjan i Niemców były natomiast zbliżone. Rosjanie używali Maxima Sokołowa wz. 1910, który wystrzeliwał około 500–600 pocisków kalibru 7,62 mm. Karabin ten chłodzony był wodą. Początkowo ustawiony był na trójnogu, potem montowano go na charakterystycznym wózku z przednią płytą (ta ostatnia nie zawsze była montowana). Niemiecki Maxim wz. 1908 różnił się w zasadzie tylko kalibrem używanych pocisków – 7,92 mm. Ustawiano go na czworonożnej podstawie, z reguły bez płyty ochronnej. Oba karabiny maszynowe ładowane były z taśmy, zawierającej 250 naboi. W wyniku doświadczeń wyniesionych z wojny z Japonią, Rosjanie dysponowali praktyczniejszymi i lepiej dostosowanymi do warunków realnego pola walki kuchniami polowymi i wozami amunicyjnymi piechoty (dwu- a nie czterokołowymi). Reasumując, ze względu na większe nasycenie artylerią, lepsze wyszkolenie, dowodzenie, mobilność i łączność, dwie niemieckie dywizje piechoty odpowiadały trzem rosyjskim. Pięć rosyjskich dywizji kawalerii odpowiadało sile ognia jednej niemieckiej dywizji piechoty, a jedna dywizja – sile ognia dwóch niemieckich batalionów8.
W obu opisywanych armiach preferowano taktykę ofensywną, bez względu na straty w ludziach. Piechota rozwinięta w gęstą tyralierę, po krótkim przygotowaniu ogniowym i wsparciu artylerii, miała wyprzeć przeciwnika z zajmowanych pozycji. Symbolizowało to powiedzenie o przewadze bagnetu nad karabinem. Z kolei kawaleria miała dokonywać głębokich zagonów kawaleryjskich na tyły nieprzyjaciela. Po doświadczeniach wojny burskiej i japońsko-rosyjskiej szkolono ją też do walki spieszonej. Powszechnie uważano, że wojna rozstrzygnie się w pierwszych tygodniach i wygra ją strona, która okaże się większym zdecydowaniem i szybkością uderzenia. Zgodnie z francusko-rosyjską konwencją wojskową z sierpnia 1892 r. i późniejszymi ustaleniami konferencji międzysztabowych, Rosjanie mieli rzucić przeciwko Niemcom co najmniej 800 tys. żołnierzy. Reszta sił rosyjskich uderzyć miała na Galicję, na odcinku między środkową Wisłą a granicą z Rumunią. W 1912 r. na corocznej konferencji ustalono, że Rosjanie już w 15 dniu po ogłoszeniu mobilizacji ruszą znad Narwi w kierunku na Olsztyn (w przypadku gdyby Niemcy bronili Prus Wschodnich), lub uderzą na Poznań (jeśli Niemcy przeprowadzą koncentrację w Wielkopolsce). Jednak w rzeczywistości wynegocjowany termin ten był bardzo wyśrubowany i po jego upływie w pełni gotowa do użycia mogła być jedynie 1/3 sił (co prawda ten pierwszy rzut stanowiły najlepsze oddziały), zaś kolejne 1/3 za następne 8 dni, a ostatni rzut aż za 17 dób. Rosyjski Departament Mobilizacji przewidywał, że armia będzie gotowa do wyruszenia w pole dopiero w 21 dniu mobilizacji.
Tymczasem sprawna mobilizacja pozwalała armii niemieckiej na zwiększenie swej siły trzykrotnie w ciągu zaledwie kilku dni. Niemcy od kilku dekad kładli bowiem nacisk na rozbudowę strategicznych linii kolejowych, zwłaszcza na terenach przygranicznych, co miało usprawnić mobilizację i koncentrację armii w rejonach wyjściowych. Już Helmuth Moltke starszy wzywał: „Nie budujcie więcej twierdz, budujcie koleje”. Wtórował mu później Alfred Schlieffen twierdząc: „Dziś nie pyta się tylko o liczbę batalionów przeciwnika. Zadaje się także pytanie: Jaka jest długość jego linii kolejowych?”
Po obu stronach w pierwszych dniach wojny odnotowywano wysokie morale. Na wieść o wypowiedzeniu wojny Rosji przez Niemcy w dniu 1 sierpnia 1914 r., po ulicach miast spacerowały tłumy wyśpiewujące patriotyczne pieśni i trzymające portrety władców. Co ciekawe, zarówno niemiecka, jak i rosyjska opinia publiczna były święcie przekonane, że ich państwa toczą wojnę obronną, narzuconą przez drugą stronę. Uśmiechnięci rekruci, otoczeni przez rozradowany tłum, ciągnęli w stronę koszar, a później dworców, skąd w bojowych nastrojach odjeżdżali w nieznane. Na ulicach przystrojonych we flagi państwowe, przed kioskami z gazetami i słupami ogłoszeniowymi zbierali się ludzie, żywo dyskutujący o bieżących wypadkach. Grały orkiestry wojskowe, biły dzwony w kościołach, w górę leciały modne wówczas słomkowe kapelusze-panamy, a obcy sobie ludzie rzucali się sobie w objęcia. Rekrutów i rezerwistów żegnały radosne tłumy. Podekscytowane młode kobiety rozdawały przyszłym bohaterom napoje i papierosy, a czasem nawet … oddawały się w całości, łamiąc zasady sztywnej wiktoriańskiej moralności. Wszędzie główną siłą fali hurrapatriotyzmu i gorączki wojennej była młodzież. Wszyscy liczyli na krótką i zwycięską kampanię9.
Na ziemiach polskich odnotowywano podobne reakcje. Ku zdziwieniu urzędników państw zaborczych, mobilizacja szła sprawniej niż oczekiwano, do armii zaborczych zgłaszali się ochotnicy, a politycy różnych opcji wzywali do pełnej lojalności i współpracy z organami państwowymi. Rosyjskie władze wojskowe uznały nawet za wskazane oficjalnie podziękować mieszkańcom Królestwa Polskiego za wzorowo przeprowadzoną mobilizację. Jak odnotowała w swych dziennikach księżna Maria Lubomirska przebywająca w pierwszych dniach sierpnia 1914 r. w Warszawie: „Naprzeciwko pałacu Krasińskiego tłumy ludzi. Odbywa się pobór – ochotnicy idą raźnie, jeno zawodzą żony, a Żydówki wydają biblijne jęki. Wielka tu panuje lojalność, bo na Niemca nienawiść okrutna (…) Wieczorem szły pod naszymi oknami liczne oddziały wojska, długim korowodem. Towarzyszył im tłum entuzjastyczny, krzyczący hurra!!! Niech żyje armia! Cała ulica drżała zapałem. Wstrząsający był to widok w tę gwiaździstą noc. Gdzież mary przeszłości? Czy Kościuszkę dreszcz w grobie nie przeszywa? (…) Dziwny ten entuzjazm dla Rosji! Moim zdaniem – przesadny. Jest więcej wolontariuszy niż potrzeba”10. Z drugiej strony wyczuwalny był strach o najbliższych. Jak zapisała to w swym dzienniku pod datą 2 sierpnia mieszkająca w Warszawie zubożała szlachcianka Janina Gajewska: „W całym mieście odbywają się sceny rozpaczy, z powodu poboru do wojska ojców, mężów, braci. W kościele dzisiaj połowa kobiet miała zapłakane oczy. Księża pocieszali z ambon.”11 „Idą wciąż całe łańcuchy wagonów towarowych, pełne żołnierzy, krzyczących przechodniom pożegnania, koni smutnych i armat”12 – odnotowała w dzienniku pod datą 6 sierpnia 1914 r. Zofia Nałkowska. Zdaniem pisarki w tych dniach panowała wokół niej atmosfera strachu i rozpaczy. Arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski narzekał z kolei na masowe bratanie się Polaków z Rosjanami. Bojkotowani do tej pory towarzysko carscy oficerowie po wybuchu wojny bez żenady przyjmowani byli na polskich salonach, a młode Polki pobierały się w cerkwiach z ukochanymi Rosjanami spieszącymi na front. Z okazji pierwszych zwycięstw w Galicji w warszawskich kościołach odprawiano msze dziękczynne. Nikt nie myślał o nowym powstaniu13. Nie bez znaczenia dla tych nastrojów było bestialskie zniszczenie Kalisza przez Niemców dosłownie w pierwszych dniach wojny i pamięć o dekadach bezwzględnego wynaradawiania Polaków w Wielkopolsce, na Pomorzu i Śląsku. W zaborze pruskim było podobnie. Według relacji galicyjskiego polityka Władysława Leopolda Jaworskiego: „O Poznańskim powiem krótko: synowie tej ziemi biją się bohatersko w armii niemieckiej, politycy wyrzekli się dobrowolnie wielkiej roli, którą w tej wojnie mogli odegrać”14.
Po wybuchu wojny społeczeństwa stron wojujących ogarnęła mania szpiegowska. W Niemczech obawiano się, że rzekomi szpiedzy rosyjscy i francuscy zatruwają bakteriami tyfusu i cholery studnie. Przez kraj miały jechać z Francji do Rosji ciężarówki wypełnione złotem. Kilkakrotnie dochodziło do zatrzymania podejrzanych pojazdów, budowy zapór na drogach i ostrzału własnych samochodów, które nie chciały się zatrzymać na pierwsze wezwanie. Ginęli w tym niewinni ludzie. Rozpoczęło się istne polowanie na cudzoziemców. W dniu 3 sierpnia w Berlinie na Placu Poczdamskim w ciągu pół godziny tłum ujął aż czterech „rosyjskich szpiegów”. Prasa w północnych Niemczech przestrzegała, aby nie mylić Rosjan z obywatelami państw neutralnych – Duńczykami i Szwedami. Z kolei w Rosji w strefie przygranicznej poważnie ograniczono ruch samochodów osobowych. Po obu stronach deportowano, internowano bądź poddano nadzorowi policyjnemu obywateli wrogiego państwa15.
Wizerunek wroga po obu stronach kształtowano na długo przed wybuchem wojny. Typowy obraz Rosjanina w propagandzie państw centralnych tworzył pijany, niedożywiony, obszarpany, brudny, brodaty i zawszony prostak o niszczycielskich pobudkach i azjatyckich rysach, wróg wszelkiej cywilizacji. Do jego stałych atrybutów należała butelka lub beczułka z wódką, czerwony nos i pejcz – symbol autorytarnego ustroju. Straszono, że niemiecką ziemię najedzie wataha na półazjatyckich, spitych kozaków, którzy będą niszczyć niemiecką kulturę. Z kolei Niemcy w rosyjskiej propagandzie jawili się jako zbrodniczy militaryści i podżegacze wojenni, wręcz robactwo (odniesienie do Prusaków), chcące zalać matkę-Rosję. Germanów przedstawiano jako wrogów całego świata słowiańskiego, gnębiących wraz z Austro-Węgrami Czechów i Serbów oraz stawiających tamę uprawnionym aspiracjom politycznym Rosji na Bałkanach i Bliskim Wschodzie. Odwołując się do głębokiej religijności szerokich warstw rosyjskiego chłopstwa, samego Wilhelma II prezentowano jako antychrysta, wroga wszelkiego rodzaju ludzkiego.
Na koniec wstępu winien jestem jeszcze kilka uwag. W pracy stosuję terminologię polską z podanymi w nawiasach nazwami miejscowymi, obowiązującymi w omawianym okresie. W przypadku nazw miejscowych w obecnym okręgu kaliningradzkim stosuję wyłącznie nazewnictwo niemieckie, chyba że istnieją powszechnie używane polskie odpowiedniki (Tylża, Gąbin, Stołupiany, Frydland, Królewiec, etc.). Od tych zasad zrobiłem jeden świadomy wyjątek. Z racji ugruntowania w historiografii światowej nazwy Tannenberg zrezygnowałem z używania sztucznej, w takim kontekście, nazwy bitwa pod Stębarkiem. Wszystkie tłumaczenia tekstów źródłowych są mojego autorstwa albo zostały zaczerpnięte z książki Bolesława Zawadzkiego. W tym ostatnim przypadku, dla większej przejrzystości tekstu, pozwoliłem sobie na uwspółcześnienie, brzmiącego dziś nieco archaicznie przekładu i podanie polskich wersji nazw miejscowych. Chciałbym też podziękować mojemu przyjacielowi, Maćkowi Kowalczykowi, za pomoc w wykonaniu map i niepozbawioną odrobiny właściwego Mu sarkazmu krytykę części tekstu. Moje wyrazy wdzięczności należą się również Profesorowi Jarosławowi Centkowi, który na potrzeby drugiego wydania tej książki podzielił się ze mną zebranymi przez siebie źródłami. Dzięki Jarku!
PIERWSZE STARCIA
Zgodnie z planem Schlieffena na początku sierpnia 1914 r. armia niemiecka skoncentrowała się na zachodnich rubieżach państwa w celu wykonania potężnego uderzenia poprzez Belgię i północną Francję, z zamiarem zajęcia Paryża w ciągu sześciu tygodni od rozpoczęcia wojny. Na froncie wschodnim pozostawiono poza formacjami landwehry jedynie 8. Armię stacjonującą w Prusach Wschodnich. Na jej czele stanął dotychczasowy generalny inspektor 1. Armii z Gdańska gen. płk. Maximilian von Prittwitz und Gaffron. Był to typ dworaka, zawdzięczający swą karierę przychylności cesarza. Jego szefem sztabu został gen. mjr graf Georg von Waldersee, dotychczas służący w służbach kwatermistrzowskich Sztabu Generalnego. Pierwszym oficerem sztabu, odpowiedzialnym za operacje mianowano gen. Maxa von Hoffmanna. Dowództwo armii zebrało się w Poznaniu, a 8 sierpnia przeniosło się do Malborka.
Do obrony wschodnich rubieży państwa wyznaczono zaledwie 9 dywizji piechoty (z czego 5 rezerwowych). Miały być one gotowe do użycia w 11 dniu mobilizacji tj. 12 sierpnia. Dla tych formacji określono następujące miejsca koncentracji: korpus landwehry – po dywizji naprzeciwko Częstochowy i Kalisza, 6. brygada landwehry – Gniezno, 3. DP rezerwowa – Inowrocław (Hohensalza), 70. brygada landwehry – Jabłonowo Pomorskie, XVII Korpus z Gdańska – Iława (Deutsch Eylau), XX Korpus z Olsztyna – Olsztyn, I Korpus rezerwowy – Nordenburg, I Korpus z Królewca – Gąbin (Gumbinnen), 1. Dywizja Kawalerii z Królewca – także Gąbin oraz 2. brygada landwehry – Tylża. Poza tym Prittwitz mógł liczyć na posiłki z twierdz Poznań, Toruń, Królewiec (po około dywizji) oraz Wrocław i Grudziądz (po około brygadzie). Z tych formacji tylko 3 regularne korpusy armijne (I, XVII i XX), 3 dywizje rezerwowe i dywizja kawalerii były przeznaczone do operacji w polu. Już 10 sierpnia, nieniepokojone zbytnio przez rosyjską kawalerię, powyższe wojska skoncentrowały się na wyznaczonych pozycjach16.
Natomiast dwie rosyjskie armie wyznaczone do inwazji Prus Wschodnich koncentrowały się na następujących pozycjach. 1. Armia, zwana także Armią Wileńską lub Armią Niemeńską zbierała się na zachód od Niemna pomiędzy Kownem a Grodnem. W jej skład wchodziły korpusy III, IV i XX oraz pięć i pół dywizji kawalerii. W późniejszym okresie dołączyć miały korpusy XVII i gwardii. Część powyższych jednostek w pierwszym roku po wybuchu wojny zabezpieczała wybrzeże Bałtyku. Rosjanie liczyli się bowiem z możliwością niemieckiej inwazji lub poważnych działań dywersyjnych ze strony morza. Niemcy posiadali bowiem przewagę nad flotą rosyjską, a po oddaniu kilka tygodni wcześniej pogłębionego kanału kilońskiego mogli bez zakłóceń przerzucać na Bałtyk swą flotę z baz nad Morzem Północnym. Niewiadomą była również postawa Szwecji, która mogła przyłączyć się do Niemiec, aby odzyskać utraconą w 1815 r. na rzecz Rosji Finlandię. Z kolei, z powodu zamknięcia przez Duńczyków cieśnin, Brytyjczycy nie mogli wysłać Rosjanom wsparcia. Wyznaczony na dowódcę Armii Niemeńskiej Paweł Rennenkampf należał do doświadczonych oficerów. Urodzony w 1854 r., wywodził się z rodziny bałtyckich Niemców. Od 19. roku życia służył w armii. Po ukończeniu Mikołajewskiej Akademii Wojskowej został przydzielony do sztabu generalnego. Miał za sobą także udział w tłumieniu powstania bokserów (gdzie Chińczycy ochrzcili go mianem „generał Tygrys”) oraz kampanię mandżurską. Podczas tej ostatniej Japończycy wyznaczyli nawet nagrodę 200 tys. rubli za jego pojmanie. Po 1905 r. tłumił rewolucję na Syberii. W ostatnich latach przed wybuchem Wielkiej Wojny piastował funkcję dowódcy wileńskiego okręgu wojskowego i uchodził za wybitny talent wojskowy.
Z kolei 2. Armia (zwana też Armią Narwiańską lub Warszawską) pod dowództwem gen. Aleksandra Samsonowa otrzymała rozkaz koncentracji na linii Biebrzy i Narwi, pomiędzy Grodnem a terenami leżącymi na południowy zachód od Łomży. Od zachodu rejon koncentracji ubezpieczała Wisła i twierdza w Modlinie. Poza działaniami ofensywnymi wymierzonymi przeciw Prusom Wschodnim, Armia Warszawska stanowiła osłonę dla Warszawy i wojsk rosyjskich operujących przeciwko Austro-Węgrom w Galicji. W jej skład wchodziły korpusy II, XIII, XV, XXIII oraz 4., 6. i 15. dywizje kawalerii. Nie była to formacja spójna. Aleksander Samsonow był sześć lat młodszy od Rennenkampfa. W armii służył od 18. roku życia. Przeszedł kampanię turecką 1877–1878, po czym ukończył Mikołajewską Akademię Wojskową. Po wojnie japońsko-rosyjskiej, w której także przyszło mu uczestniczyć, w latach 1906–1909 pełnił funkcję szefa sztabu warszawskiego okręgu wojskowego, po czym został gubernatorem Turkmenistanu17. Jego sztab był niezgrany. Większość oficerów sztabowych pochodziła co prawda z warszawskiego okręgu wojskowego. Byli to jednak ci, dla których zabrakło stanowisk w dowództwie Frontu Północno-Zachodniego. Oficerowie pochodzący z innych okręgów, a przydzieleni do służby w sztabie 2. Armii, o swym przydziale dowiedzieli się dopiero w rozkazie mobilizacyjnym, więc nie mieli czasu na odpowiednie przygotowanie. Między oficerami panowała czasem otwarta wrogość. Na przykład Samsonow uważany był za człowieka Suchomlinowa, podczas gdy jego szef sztabu gen. Pokrowski uchodził za zadeklarowanego wroga ministra wojny. Z powodu swej nerwowości Pokrowski zwany był przez swych podwładnych „szalonym mułłą”.
Obu powyższym armiom wyznaczono zadanie inwazji Prus Wschodnich. Po rozbiciu bądź wyparciu za Wisłę wojsk niemieckich, miały one, wraz z nowo powstającą w rejonie Warszawy 9. Armią, uderzyć w kierunku Berlina. Rosjanie szacowali, że na wschodzie Niemcy pozostawią zaledwie 5–6 korpusów, wliczając w to jednostki rezerwowe i landwehrę. Obie rosyjskie armie stanąć miały na pozycjach wyjściowych w 14 dniu po rozpoczęciu mobilizacji, czyli 13 sierpnia. Na dowódcę Frontu Północno-Zachodniego, odpowiedzialnego za koordynację operacji 1. i 2. Armii rosyjskiej wyznaczono szefa sztabu generalnego w latach 1911–1913, a potem dowódcę warszawskiego okręgu wojskowego, sześćdziesięciojednoletniego gen. Jakowa Żylińskiego. Zdawał on sobie sprawę z konieczności podjęcia szybkiej ofensywy i podtrzymał zobowiązanie do przekroczenia niemieckiej granicy już 16. dnia po rozpoczęciu generalnej mobilizacji. Jego szefem sztabu został uchodzący za znawcę armii niemieckiej gen. Oranowski. Kwaterę dowództwa Frontu Północno-Zachodniego ulokowano w Wołkowysku, gdzie przecinały się linie kolejowe Białystok–Barnowicze i Siedlce–Połock.
Teren przyszłej bitwy sprzyjał obrońcom. Jeziora mazurskie i kompleksy leśne utrudniały penetrację rejonów koncentracji Niemców i zmuszały armie rosyjskie do podziału sił i uderzenia oddzielnie z terenów leżących na północ i zachód od wielkich jezior mazurskich. Z powodu licznych przeszkód terenowych (lasy, jeziora, rzeki, pagórki) trudno było Rosjanom rozwinąć całość sił i w pełni wykorzystać swą przewagę liczebną. Siły atakujące od południa dodatkowo były rozdzielone krętymi, zabagnionymi, płynącymi południkowo rzekami i korzystać musiały z niewielkiej sieci dróg. Występowało tam sporo podmokłych łąk. Obszar północnej Kongresówki, przez który miała przemaszerować przed rozpoczęciem właściwej inwazji Armia Warszawska, stanowiły zacofane gospodarczo, słabo zaludnione lesiste tereny, pokryte rzadką siecią, głównie piaszczystych, dróg. W jej pasie działania znajdowały się tylko dwie odnogi kolejowe (przez Mławę i twierdzę Osowiec) biegnące do granicy z Niemcami, więc koncentracji wojsk w niewielkim stopniu pomagała kolej. Był to efekt rosyjskiej doktryny obronnej, która celowo zakazywała rozbudowy linii kolejowych w bezpośredniej bliskości granicy, aby utrudniać tym nieprzyjacielowi ewentualną inwazję. Sprzyjało to obronie, zdecydowanie jednak utrudniało działania ofensywne. Po przekroczeniu samej granicy Rosjanie nie mogli skorzystać z kolei niemieckich, gdyż te miały inny rozstaw torów i brakowało im odpowiedniego taboru – Niemcy zdążyli bowiem ewakuować większość pociągów. Z porzuconych wagonów udało się stworzyć zaledwie trzy składy, ale i tak brakowało lokomotyw. Planowano ściągnąć tam tabor Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, która, jako jedyna w Rosji, miała europejski rozstaw szyn. Lecz do tego potrzeba było czasu. To wszystko utrudniało komunikację i manewrowość. Z kolei Niemcy dysponowali w Prusach Wschodnich gęstą siecią połączeń, ułatwiającą przegrupowanie wojsk18.
Jako pierwsza do działań zaczepnych przeszła Armia Wileńska. Już 12 sierpnia część oddziałów kawalerii 1. Armii przekroczyło granicę z Prusami Wschodnimi. Po niewielkich utarczkach z patrolami cyklistów kawalerzyści z 1. dywizji jazdy gen. Gurko wkroczyli m.in. do Olecka (Marggrabowa). Na wojska inwazyjne, które po zabraniu z poczty niewysłanych listów i telegramów i zniszczeniu urządzeń pocztowych, telefonicznych i telegraficznych wycofały się na wschód, z okien z zaciekawieniem spoglądali mieszkańcy miasteczka. Przez kolejnych pięć dni wciąż toczyły się niebyt intensywne utarczki patroli kawaleryjskich. Ku radości Niemców nie spełniły się wizje zalania Prus Wschodnich przez nową falę „Hunów”. Rosjanie, choć mieli w kawalerii przewagę 5:1, pozostawali pasywni, ograniczając swą aktywność do strefy przygranicznej i nie przeprowadzali głębokich rajdów, które mogłyby zakłócić koncentrację i łączność, uniemożliwić zajęcie dogodnych stanowisk do obrony czy wreszcie uniemożliwić Niemcom dokończenie żniw. Do wybuchu wojny i generalnej mobilizacji doszło bowiem podczas intensywnych prac polowych. 130 000 robotników rolnych z Prus Wschodnich dostało powołanie do wojska, landwehry bądź landsturmu. Na szczęście przebywający tu jak co roku pracownicy sezonowi z Rosji nie wyrażali pragnienia wyjazdu. W żniwach pomagała również ludność z miast m.in. uczniowie starszych klas. Sprzyjała temu również słoneczna pogoda. Z zagrożonej prowincji rozpoczęto równocześnie ewakuację bydła i koni w głąb Rzeszy. Pierwsze wolne w tym celu składy kolejowe dostępne były jednak dopiero po zakończeniu mobilizacji i koncentracji wojska, czyli od połowy sierpnia. Część mieszkańców strefy przygranicznej już wówczas postanowiła uciec na zachód. Patrole rosyjskie w niektórych opuszczonych domach leżących bezpośrednio w strefie przygranicznej zastawali jeszcze ciepłe posiłki, zaś w oborach przywiązane bydło19.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. David G. Herrmann, The Arming of Europe and the Making of the First World War, Princeton 1996, s. 131–136; Norman Stone, The Eastern Front 1914–1917, London 1975, s. 17–36; Wladymir Suchomlinov, Erinnerungen, Berlin 1924, s. 268–350. [wróć]
2. Nik Cornish, Andrei Karachtchouk, The Russian Army 1914–18, London 2001, s. 11–21. Patrz też: Bruce W. Menning, Bayonets before Bullets. The Russian Imperial Army 1861–1914, Bloomington 1992. [wróć]
3. Volker Ullrich, Die nervöse Großmacht 1871–1918. Aufstieg und Untergang des deutschen Kaiserreiches, Frankfurt am Main 2001, s. 237. [wróć]
4. Dominic Lieven, Russia and the Origins of the First World War, London 1983, s. 139–151. [wróć]
5.The Times History of the War, London 1915, t. 1, s. 201–240; Herbert Rosinski, The German Army, New York 1966, s. 76–130. [wróć]
6. Szerzej patrz: Martin Kitchen, The German Officer Corps 1890–1914, Oxford 1968; Gordon A. Craig, The Politics of the Prussian Army 1640–1945, London 1955, s. 217–298. [wróć]
7. D. S. V. Fosten, R. J. Marrion, G. A. Embleton, The German Army 1914–1918, London 1978, s. 8–26. [wróć]
8. Geoffrey Evans, Tannenberg 1410–1914, London 1970, s. 58–65. [wróć]
9. James Joll, The Origins of the First World War, London 1992, s. 199–223; Roger Chickering, Das deutsche Reich und der Erste Weltkrieg, München 2002, s. 24–29. Patrz także: Jeffrey Verhey, Der „Geist von 1914” und die Erfindung der Volksgemeinschaft, Hamburg 2000. [wróć]
10.Pamiętnik księżnej Marii Zdzisławy Lubomirskiej 1914–1918, Poznań 1997, s. 13 ff. [wróć]
11. Janina Gajewska, Ta wojna zmieni wszystko… Dziennik Janiny Gajewskiej, opr. Anna Wajs, Warszawa 2014, s. 32. [wróć]
12. Zofia Nałkowska, Dzienniki, t. 2: 1909-1917, Warszawa 1976, s.338. [wróć]
13. Aleksander Kakowski, Z niewoli do niepodległości. Pamiętniki, Kraków 2000, s. 123–124. [wróć]
14. Władysław Leopold Jaworski, Diariusz 1914–1918, Warszawa 1997, s. 70. O nastrojach panujących w społeczeństwie polskim po wybuchu pierwszej wojny światowej patrz: Piotr Szlanta, Wiara w znajome dziś, wiara w niepewne jutro. Polacy wobec wybuchu Wielkiej Wojny, w: Wielka Wojna poza linią frontu, red. Daniel Grinberg, Jan Snopko, Grzegorz Zackiewicz, Białystok 2013, s.15-29. [wróć]
15. O strachu przed szpiegami i plotkach szerzej: Piotr Szlanta, Maruderzy armii informacyjnej. Plotki podczas kryzysu lipcowego w 1914 r. i pierwszych dni Wielkiej Wojny, w: Przegląd Historyczny, 2020, 111, zeszyt 3, 383-399. [wróć]
16. Bolesław Zawadzki, Kampania Jesienna w Prusach Wschodnich, Warszawa 1924, t. 1, s. 47–56; Der Weltkrieg 1914–1918, bearbeitet im Reichsarchiv, Bd. 2, Berlin 1925, s. 47–63. [wróć]
17. W swych wspomnieniach Polak, były carski generał Eugenisz Hennig-Michaelis określał Samsonowa mianem „epikurejczyka”. Patrz: Eugeniusz Henning-Michalis, Burza dziejowa, t.1, Warszawa 1928 , s. 43-44 [wróć]
18. Zawadzki, op. cit., t. 1, s. 11–29; Basil Gourko, Memoirs and Impressions of War and Revolution in Russia 1914–1917, London 1918, s. 62. [wróć]
19. Evans, op. cit., s. 85–87, Weltkrieg…, op. cit., Bd. 2, s. 320–323.; Gourk o, op. cit., s. 22–31. [wróć]