Tannenberg 1914 - Piotr Szlanta - ebook

Tannenberg 1914 ebook

Piotr Szlanta

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Rozpoczęcie ataku wyznaczono na godz. 4.00. Hindenburg i Ludendorff chcieli osobiście nadzorować operację. Wybrano dla nich punkt obserwacyjny na wzgórzu leżącym na południowym krańcu jeziora Dąbrowa Wielka. Stamtąd roztaczała się panorama na odległe o 7 km Uzdowo. Gdy tuż przed wyjazdem z kwatery dowództwa armii w Lubawie nadszedł tam meldunek zdobyciu Uzdowa i marszu I Korpusu na Nidzicę wśród obecnych sztabowców zapanowała niemal euforia. Ludendorff wręcz stwierdził, że bitwa została wygrana. Po przybyciu na miejsce okazało się jednak, że radość była przedwczesna i zaszło nieporozumienie. Książka przybliżająca jedną z ważniejszych bitew w historii Niemiec, a pośrednio i Europy. Zwycięstwo wojsk Rzeszy pod Tannenbergiem szybko urosło do rangi symbolu, umacniając mit niezwyciężonej armii niemieckiej. Polacy stali się ofiarami tamtych wydarzeń. Z jednej strony zamieszkiwali ziemie będące areną działań wojennych, a z drugiej - walczyli w szeregach przegranej armii rosyjskiej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 266

Oceny
4,5 (4 oceny)
2
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

WSTĘP

Na początku XX wieku wciąż nara­stał anta­go­nizm nie­miecko-rosyj­ski. Zwią­zane soju­szem z Austro-Węgrami Niemcy, popie­rały, kosz­tem rosyj­skich inte­re­sów, bał­kań­skie aspi­ra­cje monar­chii nad­du­naj­skiej. Sami Niemcy, anga­żu­jąc się mili­tar­nie, gospo­dar­czo i poli­tycz­nie w zacho­wa­nie inte­gral­no­ści tery­to­rial­nej i moder­ni­za­cję Tur­cji, wkro­czyli na obszar tra­dy­cyj­nej eks­pan­sji Rosji. Te ani­mo­zje pod­sy­cała prasa szo­wi­ni­styczna w obu kra­jach, oskar­ża­jąca się wza­jem­nie o nie­li­cze­nie się z inte­re­sami dru­giej strony i ukryte zamiary. Coraz czę­ściej oswa­jano się z myślą o nie­uchron­no­ści kon­fliktu mili­tar­nego sło­wiań­skiej Rosji z teu­toń­skimi Niem­cami.

Wojna z Japo­nią bole­śnie obna­żyła bolączki pań­stwa carów, w tym stan jej sił zbroj­nych. Szcze­gól­nie dotkliwe braki wystę­po­wały w cięż­kiej arty­le­rii polo­wej, środ­kach trans­por­to­wych i łącz­no­ści. Nie star­czało rów­nież bar­dziej pro­za­icz­nego wypo­sa­że­nia – mena­żek, manie­rek, sape­rek, uprzęży dla koni itd. Stan twierdz oraz sto­pień zaawan­so­wa­nia budowy stra­te­gicz­nych kolei w zachod­niej czę­ści kraju pozo­sta­wiał wiele do życze­nia. Nie zna­le­ziono fun­du­szy na okre­sowe szko­le­nia rezer­wi­stów i dokoń­cze­nie reformy mun­du­ro­wej. Bra­ko­wało ofi­ce­rów niż­szych szcze­bli, a ofi­ce­rów rezerwy w zasa­dzie nie było. Szwan­ko­wało ich wyszko­le­nie.

Po klę­sce na Dale­kim Wscho­dzie oraz porażce dyplo­ma­tycz­nej w bośniac­kim kry­zy­sie anek­syj­nym z prze­łomu lat 1908/1909 (wbrew sta­no­wi­sku Rosji i ze wspar­ciem Nie­miec Austro-Węgry for­mal­nie anek­to­wały admi­ni­stro­waną od trzy­dzie­stu lat Bośnię i Her­ce­go­winę) roz­po­częto w Rosji sze­roko zakro­jone reformy woj­skowe pod kie­row­nic­twem nowego mini­stra wojny, któ­rym w marcu 1909 r. został Wła­dy­mir Suchom­li­now. Od pod­staw stwo­rzył on cen­tralne służby kwa­ter­mi­strzow­skie. Oka­zało się to lep­sze, niż pozo­sta­wie­nie zaopa­trze­nia w gestii poszcze­gól­nych kor­pu­sów. Od 1909 r. wszyst­kie jed­nostki liniowe otrzy­mały nowo­cze­sne działa tzw. puti­łowki. Zaczęto wpro­wa­dzać także do służby lek­kie moź­dzie­rze Kruppa i Schne­ider-Cre­sota oraz testo­wać przy­dat­ność róż­nych typów cięż­kiej arty­le­rii polo­wej m.in. hau­bic 150 mm i dział polo­wych 107 mm. Zakup zagra­nicz­nego sprzętu warun­ko­wano zgodą na wdro­że­nie go do pro­duk­cji w rosyj­skich zakła­dach zbro­je­nio­wych, do czego naj­bar­dziej skłonni byli Fran­cuzi.

Co rów­nie istotne, zre­wi­do­wano ist­nie­jące plany mobi­li­za­cyjne, cofa­jąc tereny kon­cen­tra­cji armii rosyj­skiej z linii rzek Nie­men–Bie­brza–Narew–Wisła–Wieprz na linię wyzna­czoną przez twier­dze Grodno–Brześć–Kowel, a więc za Bug. Pod­ję­cie tej decy­zji nie było łatwe, gdyż kosz­tem olbrzy­mich nakła­dów finan­so­wych od dzie­się­cio­leci roz­bu­do­wy­wano i wypo­sa­żano w arty­le­rię twier­dze w Kró­le­stwie Pol­skim m.in. forty na linii Bobru i Narwi (w tym Oso­wiec), Modlin (Neo­gie­or­gi­jewsk), pier­ścień for­tów wokół War­szawy czy twier­dzę Dęblin (Iwa­no­gród). Z powodu postępu tech­no­lo­gicz­nego, zwłasz­cza w cięż­kiej arty­le­rii, powyż­sze for­ty­fi­ka­cje na początku XX wieku stały się prze­sta­rzałe. Para­dok­sal­nie, ostat­nie prace nad sie­cią for­tów wokół War­szawy wyko­ny­wano jesz­cze w 1909 r.

Korzy­ści wyni­ka­jące z tej decy­zji były jed­nak znaczne. Unie­za­leż­niano suk­ces mobi­li­za­cji i kon­cen­tra­cji armii rosyj­skiej w trój­ką­cie Narew–Wisła–Wieprz od wytrzy­ma­ło­ści powyż­szych twierdz, które bro­ni­łyby powol­nej kon­cen­tra­cji wojsk car­skich. Odbie­rano Niem­com moż­li­wość roz­bi­cia ich w nagłym ataku od pół­nocy przez Niem­ców z Prus Wschod­nich i z połu­dnia z Gali­cji przez Austro-Węgrów w kie­runku na Sie­dlce. Kon­cen­tra­cja poza linią Narwi pozwa­lała na to, że for­ma­cje rosyj­skie byłyby sil­niej­sze i lepiej przy­go­to­wane do walki. Przy­ję­cie tego wariantu utrud­niało jed­nak, jeśli nie unie­moż­li­wiało, pod­ję­cie szyb­kich dzia­łań zaczep­nych na lewym brzegu Wisły poprzez ude­rze­nie wzdłuż gór­nego biegu tej rzeki na Gdańsk i odcię­cie przez to Prus Wschod­nich, bądź pod­ję­cie bez­po­śred­niego mar­szu na Ber­lin. Ude­rzało to w tra­dy­cyj­nie myślące, zwią­zane z człon­kami car­skiej rodziny wpły­wowe elity, któ­rym nie mie­ściło się w gło­wie porzu­ce­nie całego pasa for­ty­fi­ka­cji i odda­nie w pierw­szej fazie wojny całego Kró­le­stwa Pol­skiego, wraz z jak zawsze nega­tyw­nie nasta­wio­nymi do pań­stwa rosyj­skiego i z zało­że­nia podej­rza­nymi poli­tycz­nie Pola­kami. Zanie­po­ko­je­nia nie kryli rów­nież Fran­cuzi, oba­wia­jący się, czy ta zmiana nie opóźni momentu, w któ­rym armia rosyj­ska będzie gotowa do dzia­łań zaczep­nych. Co wię­cej, Suchom­li­now wcale nie myślał roz­bu­do­wy­wać twierdz, za któ­rymi doko­nać się miała kon­cen­tra­cja, jak cho­ciażby Brze­ścia, chcąc, jak miała poka­zać nie­da­leka przy­szłość, słusz­nie prze­zna­czyć całe dostępne środki na armię ope­ru­jącą w polu.

Już w 1906 r. skró­cono zasad­ni­czą służbę woj­skową z 6 do odpo­wied­nio 3 lat w pie­cho­cie i 4 lat w innych for­ma­cjach. Skut­ko­wało to więk­szym pobo­rem rekruta co rok oraz mniej­szą śred­nią wieku żoł­nie­rzy w służ­bie czyn­nej. Po jej zakoń­cze­niu przez 7 lat pozo­sta­wało się w rezer­wie pierw­szej klasy, przez lata do ukoń­cze­nia 43 roku życia w rezer­wie dru­giej klasy. Około połowy poten­cjal­nych pobo­ro­wych było corocz­nie zwal­nia­nych z róż­nych wzglę­dów z odby­wa­nia zasad­ni­czej służby woj­sko­wej. Byli oni zobo­wią­zani do służby w mili­cji (opo­ło­cze­nie). Jej pierw­sza kate­go­ria słu­żyła do wzmoc­nie­nia armii sta­łej, a druga, zło­żona ze star­szych rocz­ni­ków, two­rzyła oddziały nie­bo­jowe.

Za cza­sów Suchom­li­nowa zna­la­zły się pie­nią­dze na ćwi­cze­nia i powo­ły­wa­nie pod broń rezer­wi­stów. Naprzy­kład w przeded­niu wybu­chu wojny bał­kań­skiej we wrze­śniu 1912 r. prze­pro­wa­dzono wiel­kie manewry z udzia­łem powo­ła­nych rezer­wi­stów i żoł­nie­rzy służby czyn­nej, któ­rych na tę oka­zję prze­trzy­mano nieco dłu­żej w sze­re­gach. Uczest­ni­czyło w nich baga­tela 250 tys. żoł­nie­rzy. Zdy­mi­sjo­no­wano także co bar­dziej nie­kom­pe­tent­nych ofi­ce­rów. Zgod­nie z decy­zją Dumy, która w czerwcu 1914 r. przy­jęła tzw. „wielki plan”, reformy miały się zakoń­czyć w 1917 r., wraz z wypo­sa­że­niem pie­choty w ciężką arty­le­rię polową. W roku wybu­chu wojny wydatki na woj­ska lądowe miały wyno­sić 324 mln dola­rów, a łącz­nie obron­ność pochła­niała 6,3% budżetu pań­stwa. Poza tym par­la­ment rosyj­ski miał ten­den­cję raczej do wzro­stu, niż ogra­ni­cza­nia wydat­ków woj­sko­wych1.

W cza­sie pokoju kraj podzie­lony był na 12 okrę­gów woj­sko­wych (peters­bur­ski, wileń­ski, war­szaw­ski, kijow­ski, ode­ski, moskiew­ski, kazań­ski, kau­ka­ski, tur­kie­stań­ski, omski, irkucki i przy­amur­ski). Na armię skła­dało się 37 kor­pu­sów: gwar­dyj­ski, gre­na­dier­ski, regu­larne (od I do XXV), kau­ka­skie (I–III), tur­kie­stań­skie (I–II) i sybe­ryj­skie (I–V ). W ich skład wcho­dziło łącz­nie 236 puł­ków pie­choty, z czego 12 gwar­dyj­skich i 16 gre­na­dier­skich, każdy po około 4 tys. ludzi. Pułki gwar­dii nosiły nazwy, gre­na­die­rów były nume­ro­wane, a liniowe nume­ro­wane i nazy­wane. Z kolei pułki sybe­ryj­skie i turk­meń­skie nazy­wano strze­lec­kimi. Pułk pie­choty skła­dał się z czte­rech bata­lio­nów po cztery kom­pa­nie plus kom­pa­nii kara­bi­nów maszy­no­wych (8 sztuk). Kom­pa­nia pie­choty na eta­cie wojen­nym liczyła 240 ludzi i 4–5 ofi­ce­rów. Typowa dywi­zja pie­choty skła­dała się z dwóch bry­gad, każda po dwa czte­ro­ba­ta­lio­nowe pułki. Do tego docho­dziło sześć ośmio­dzia­ło­wych bate­rii armat polo­wych kali­bru 76,2 mm wz. 1902 Puti­łow (razem 48 sztuk). Na szcze­blu kor­pusu, poza dwiema dywi­zjami pie­choty był dywi­zjon lek­kich hau­bic (dwie sze­ścio­dzia­łowe bate­rie), bata­lion sape­rów i pułk koza­ków. W trak­cie mobi­li­za­cji sfor­mo­wano dodat­kowo 35 dywi­zji rezerwy (nume­ra­cja od 53 do 84, a w przy­padku wojsk sybe­ryj­skich od 12 do 14). Ich orga­ni­za­cja była taka sama jak regu­lar­nych, tylko były uzbro­jone w star­sze działa. Stan­dar­do­wym wypo­sa­że­niem pie­choty był kara­bin Mosin-Nagant wz. 1891 kali­bru 7,62 mm z pię­cio­na­bo­jo­wym maga­zyn­kiem oraz kara­bin maszy­nowy Maxim wz. 1910 kali­ber 7,62 mm.

W 1914 r. Rosja­nie posia­dali naj­więk­sze for­ma­cje kawa­le­ryj­skie ze wszyst­kich państw wal­czą­cych. Skła­dały się one z czte­rech rodza­jów jazdy, a mia­no­wi­cie gwar­dyj­skiej, linio­wej, koza­ków i tzw. „obcych”. W 1914 r. było 20 puł­ków dra­goń­skich, 17 ułań­skich i 18 huzar­skich, nie licząc koza­ków. W trak­cie mobi­li­za­cji sfor­mo­wano z nich 24 dywi­zje i 11 samo­dziel­nych bry­gad kawa­le­rii. W skład dywi­zji wcho­dziły dwie bry­gady, każda po dwa pułki (po pułku dra­go­nów i uła­nów w jed­nej, a huza­rów i koza­ków w dru­giej). Do tego docho­dziła kom­pa­nia kara­bi­nów maszy­no­wych i dwie bate­rie po osiem dział. Kozacy dzie­lili się na dwie kate­go­rie: ste­po­wych (doń­skich, sybe­ryj­skich, oren­bur­skich, ural­skich, astra­chań­skich, zabaj­kal­skich, semi­re­tyń­skich, amur­skich) oraz kau­ka­skich (kubań­skich i terec­kich). Naj­więk­szą grupę sta­no­wili kozacy doń­scy. W cza­sie pokoju utrzy­my­wane były tylko pułki kozac­kie pierw­szej kate­go­rii. Oddziały obce sta­no­wili ochot­nicy wywo­dzący się z pod­da­nych cara wyzna­ją­cych islam. Podob­nie jak we wszyst­kich armiach tego okresu główną siłę pocią­gową sta­no­wiły konie. W 1914 r. w armii rosyj­skiej było zale­d­wie 418 mecha­nicz­nych pojaz­dów trans­por­to­wych i 259 samo­cho­dów oso­bo­wych. W chwili wybu­chu Rosja­nie dys­po­no­wali także 320 samo­lo­tami. Liczeb­ność całej armii rosyj­skiej bez­po­śred­nio przed mobi­li­za­cją wyno­siła 1 423 000, a po jej zakoń­cze­niu miała wzro­snąć do 5 milio­nów. Była to naj­więk­sza armia świata2.

Skala reform pod­ję­tych po 1909 r. była ogromna i budziła zanie­po­ko­je­nie poten­cjal­nych wro­gów car­skiej Rosji. Pod koniec 1910 r. pru­ski sztab gene­ralny oce­niał, że reor­ga­ni­za­cja armii rosyj­skiej uczy­niła z niej bar­dziej jed­no­rodną struk­turę, lepiej nasy­coną w arty­le­rię o krzy­wej tra­jek­to­rii lotu poci­sku i oddziały tech­niczne. Gdy w lipcu 1912 r. kanc­lerz Beth­mann-Hol­l­weg powró­cił z ofi­cjal­nej wizyty w pań­stwie carów, znaj­do­wał się pod takim wra­że­niem zacho­dzą­cych tam reform, że wyra­żał wąt­pli­wość, czy aby w swym rodzin­nym majątku w Bran­den­bur­gii, sadzić nowe drzewa owo­cowe, gdyż zanim przy­niosą one pierw­sze owoce znaj­dzie się on praw­do­po­dob­nie w rosyj­skich rękach!3

Rosyj­ska armia jed­nak nie była wolna od wielu man­ka­men­tów. Wciąż bra­ko­wało wystar­cza­ją­cej liczby mate­riału wojen­nego. Aż jedną trze­cią rekru­tów sta­no­wili anal­fa­beci, zaś 2/3 ofi­ce­rów nie miało prze­szko­le­nia tech­nicz­nego. Wiele do życze­nia pozo­sta­wiała infra­struk­tura trans­por­towa – sieć linii kole­jo­wych była zbyt rzadka i zbu­do­wana z tanich, nie­trwa­łych, mate­ria­łów. Szyny kole­jowe były zbyt lek­kie, pod­kłady nie­zbyt umoc­nione, bra­ko­wało prze­jaz­dów i zbior­ni­ków z wodą. Uży­wano loko­mo­tyw na trzy rodzaje paliwa (węgiel, drewno i olej). To wszystko powo­do­wało, że prze­ciętny skład woj­skowy nie mógł prze­je­chać dzien­nie wię­cej niż 360 km. Euro­pej­ska Rosja w porów­na­niu z Niem­cami miała aż dwu­na­sto­krot­nie rzad­szą sieć kole­jową w prze­li­cze­niu na 10 tys. miesz­kań­ców. Sprawną mobi­li­za­cję utrud­niała dodat­kowo poli­tyka naro­do­wo­ściowa. Obo­wią­zy­wała zasada, że w każ­dej for­ma­cji 3/4 sta­no­wić mieli Sło­wia­nie, a połowę etniczni Rosja­nie. Zatem aby dotrzeć do swych jed­no­stek zmo­bi­li­zo­wani żoł­nie­rze musieli poko­nać nie­raz wiele setek kilo­me­trów. Nie udało się także wyple­nić w armii plagi korup­cji4.

Armia nie­miecka, opro­mie­niona sławą wojen zjed­no­cze­nio­wych z lat 1864–1871, miała opi­nię naj­lep­szej na świe­cie. Przed pierw­szą wojną świa­tową w zasa­dzie nie ist­niała jed­nak jed­no­lita „armia nie­miecka”, ale cztery oddzielne, a mia­no­wi­cie: pru­ska, bawar­ska, wir­tem­ber­ska i saska. Naj­więk­sza oczy­wi­ście była pru­ska, zaś druga pod wzglę­dem liczeb­no­ści (wysta­wiała trzy kor­pusy) – bawar­ska. Kon­sty­tu­cyj­nie zagwa­ran­to­wano tej ostat­niej zakres nie­za­leż­no­ści: w Mona­chium ist­niało odrębne mini­ster­stwo wojny i sztab gene­ralny, zaś poli­tyka kadrowa pozo­sta­wała w gestii bawar­skiego monar­chy. Mniej­sze upraw­nie­nia miały także odrębne armie wir­tem­ber­ska i saska. Rekruci z innych państw wcho­dzą­cych w skład Rze­szy Nie­miec­kiej słu­żyli w woj­sku pru­skim. W cza­sie wojny nad wszyst­kimi czte­rema armiami wła­dzę obej­mo­wał Cesarz Nie­miecki – każ­do­ra­zowo król pru­ski.

Pobór odby­wał się w 24 okrę­gach kor­pu­śnych poza gwar­dią, do służby w któ­rej rekru­to­wano z całego kraju. Wszy­scy męż­czyźni powy­żej 17 roku życia pod­le­gali dwu­let­niej obo­wiąz­ko­wej służ­bie woj­sko­wej. W jed­nost­kach kawa­le­rii i arty­le­rii trwała ona o rok dłu­żej. Przez następne 7 lat pozo­sta­wało się w rezer­wie, a potem prze­cho­dziło do lan­dwehry, do służby w któ­rej było się zobli­go­wa­nym do 40 roku życia. Przez następne pięć lat pod­le­gało się land­stur­mowi. Do woj­ska powo­ły­wano jed­nak corocz­nie nieco ponad 50% ewen­tu­al­nych pobo­ro­wych. Ze wzglę­dów poli­tycz­nych pre­fe­ro­wano rekru­tów ze wsi i małych miast, z uwagi na ich bar­dziej zacho­waw­cze poglądy poli­tyczne w porów­na­niu z mło­dzieżą ze śro­do­wisk robot­ni­czych, czę­sto sym­pa­ty­zu­ją­cej z socjal­de­mo­kra­cją. Wśród żoł­nie­rzy w zasa­dzie cał­ko­wi­cie wyeli­mi­no­wano anal­fa­be­tyzm. W 1914 r. było 25 kor­pu­sów (w tym jeden gwar­dyj­ski), w skład któ­rych wcho­dziło 217 puł­ków pie­choty5.

W pru­skim kor­pu­sie ofi­cer­skim pano­wał duch kasto­wo­ści i domi­no­wali jun­krzy lub osoby ze śro­do­wisk miesz­czań­skich, akcep­tu­jące kon­ser­wa­tywny świa­to­po­gląd. żydom i oso­bom o libe­ral­nych poglą­dach wstęp w sze­regi ofi­cer­skie był wzbro­niony. W 1913 r. wśród ofi­ce­rów szta­bo­wych szlachta sta­no­wiła 87% w kawa­le­rii, 48% w pie­cho­cie i 41% w arty­le­rii. Spe­cjalna więź łączyła ofi­ce­rów z kró­lem pru­skim. W 1914 r. w Niem­czech było 120 tys. ofi­ce­rów rezerwy i 33 tys. zawo­do­wych. Ofi­ce­ro­wie rezerwy pocho­dzili zazwy­czaj z rodzin miesz­czań­skich. W celu uzy­ska­nia tego bar­dzo pożą­da­nego stop­nia trzeba było pozo­stać w woj­sku na ochot­nika rok dłu­żej i zdać spe­cjalny egza­min ofi­cer­ski6.

Napięta sytu­acja w Euro­pie (kry­zys maro­kań­ski, wojny bał­kań­skie) zmu­siła Niemcy do zwięk­sze­nia nakła­dów na armię i wzmo­że­nia przy­go­to­wań na wypa­dek wojny. W latach 1910–1914 budżet wojsk lądo­wych pod­nie­siono z 204 mln do 422 mln dola­rów. Na obronę Niemcy wyda­wali przy tym zale­d­wie 4,6% dochodu pań­stwa. W końcu w 1913 r. Reich­stag dał środki na naj­więk­sze po 1870 r. pod­wyż­sze­nie poko­jo­wego etatu armii, który wyno­sić miał 850 tys. Kolejne 21 milio­nów marek prze­zna­czono na uno­wo­cze­śnie­nie for­ty­fi­ka­cji znaj­du­ją­cych się na wschod­niej gra­nicy. Doko­nano wymiany sta­rej kadry na nową, która efek­tyw­niej spraw­dzi­łaby się na woj­nie, m.in. na pru­skiego mini­stra wojny powo­łano Eri­cha von Fal­ken­hayna w miej­sce Josiasa von Heerin­gena. Zwięk­szono poko­jowe stany bata­lionu z 640 na 732 ludzi, co miało przy­spie­szyć mobi­li­za­cję. Prze­pro­wa­dzano wię­cej manew­rów i powięk­szono rezerwy złota. W celu mobi­li­za­cji opi­nii publicz­nej powo­łano do życia Sto­wa­rzy­sze­nie Obronne (Wehrve­rein). Niemcy, podob­nie jak i inne armie, testo­wali nowy kolor mun­du­rów. Pierw­sze testy z kolo­rem „polo­wej sza­ro­ści” (feld­grau) prze­pro­wa­dzano od 1907 r. Wypa­dły one pozy­tyw­nie i nowy kolor mun­duru został zaak­cep­to­wany w lutym 1910 r. Natych­miast roz­po­częło się jego wdra­ża­nie.

Nie­miecka dywi­zja pie­choty skła­dała się z dwóch bry­gad, każda po dwa trzy­ba­ta­lio­nowe pułki. Na szcze­blu dywi­zji była bry­gada arty­le­rii (2 pułki po 2 dywi­zjony po 3 sze­ścio­dzia­łowe bate­rie – łącz­nie 72 działa, z czego 18 hau­bic polo­wych 105 mm), bata­lion sape­rów i (sic!) pułk kawa­le­rii. W dywi­zjach rezer­wo­wych wystę­po­wał za to tylko jeden pułk arty­le­rii, w któ­rym nie było hau­bic. W momen­cie wybu­chu wojny Niemcy dys­po­no­wali 11 dywi­zjami kawa­le­rii, każda z nich podzie­lona na dwie bry­gady po pięć puł­ków. Na pułk skła­dało się pięć szwa­dro­nów, każdy po 4 ofi­ce­rów oraz 163 podofi­ce­rów i żoł­nie­rzy. Jed­nak jeden ze szwa­dro­nów (tzw. zakła­dowy) zawsze pozo­sta­wał w gar­ni­zo­nie. Każdy pułk kawa­le­rii miał swój oddział łącz­no­ści i sape­rów. Etat dywi­zji wyno­sił 5200 ludzi. Poza jazdą w dywi­zji był bata­lion strzel­ców (jäger), kom­pa­nia kara­bi­nów maszy­no­wych (6 sztuk) i pułk arty­le­rii kon­nej (3 czte­ro­dzia­łowe bate­rie). Do dywi­zji przy­dzie­lano także po kom­pa­nii lub po dwie cykli­stów7.

Stan­dar­do­wym kara­bi­nem był Mau­ser wz. 1898 kali­bru 7,92 mm o sku­tecz­nym zasięgu do 2000 metrów, zaś pod­sta­wo­wym dzia­łem polo­wym armata L.23 Krupp wz. 1896 kali­bru 77 mm o zasięgu 8500 metrów. Ta ostat­nia była znacz­nie gor­sza od np. jej fran­cu­skiego odpo­wied­nika działa polo­wego wz. 1897 kali­bru 75 mm. W chwili wybu­chu wojny Niemcy mieli 5086 sztuk tego działa pię­ciu róż­nych typów. Jego szyb­ko­strzel­ność wyno­siła do pię­ciu poci­sków na minutę. Z kolei pod­sta­wowa lekka hau­bica polowa, będąca już na pozio­mie dywi­zji, miała kali­ber 105 mm, zaś hau­bice kor­pu­śne, 150 mm. W chwili wybu­chu wojny arty­le­ria pie­sza podzie­lona była na 24 pułki, po jed­nym w każ­dym kor­pu­sie. Na pułk skła­dały się dwa bata­liony po cztery bate­rie. Bate­rie liczyły 6 dział polo­wych, bądź 4 hau­bice. Bate­rie arty­le­rii polo­wej były słab­sze – liczyły 4 działa, 4 ofi­ce­rów, 133 podofi­ce­rów i żoł­nie­rzy, 180 koni i 4 wozy amu­ni­cyjne. W 1914 r. w Niem­czech było łącz­nie 669 bata­lio­nów pie­choty, 550 szwa­dro­nów, 642 bate­rii polo­wych, 400 bate­rii pie­szych i 150 kom­pa­nii sape­rów.

Porów­nu­jąc siłę ognia nie­miec­kiej i rosyj­skiej dywi­zji pie­choty, ta pierw­sza miała wyraźną prze­wagę, gdyż dys­po­no­wała 72 dzia­łami (w tym 18 lek­kimi hau­bi­cami), a rosyj­ska tylko 48 dzia­łami polo­wymi. Na szcze­blu kor­pusu Niemcy dys­po­no­wali dodat­kowo 16 cięż­kimi hau­bi­cami, pod­czas gdy Rosja­nie mieli zale­d­wie 12 lek­kich hau­bic. Rosyj­ska dywi­zja pie­choty liczyła za to 20 tys. ludzi, dys­po­nu­ją­cych 32 kara­bi­nami maszy­no­wymi, pod­czas gdy nie­miecka – 17 tys. i 24 kara­biny maszy­nowe. Bio­rąc pod uwagę dywi­zję kawa­le­rii, prze­waga w ludziach była po stro­nie nie­miec­kiej (5200 do 4500). Liczba dział była taka sama (po 12), a Rosja­nie mieli 8 kara­bi­nów maszy­no­wych, czyli o dwie sztuki wię­cej niż Niemcy. Puti­łowki miały więk­szy zasięg od dział Kruppa o około 2 km. Osiągi maxi­mów uży­wa­nych przez Rosjan i Niem­ców były nato­miast zbli­żone. Rosja­nie uży­wali Maxima Soko­łowa wz. 1910, który wystrze­li­wał około 500–600 poci­sków kali­bru 7,62 mm. Kara­bin ten chło­dzony był wodą. Począt­kowo usta­wiony był na trój­nogu, potem mon­to­wano go na cha­rak­te­ry­stycz­nym wózku z przed­nią płytą (ta ostat­nia nie zawsze była mon­to­wana). Nie­miecki Maxim wz. 1908 róż­nił się w zasa­dzie tylko kali­brem uży­wa­nych poci­sków – 7,92 mm. Usta­wiano go na czwo­ro­noż­nej pod­sta­wie, z reguły bez płyty ochron­nej. Oba kara­biny maszy­nowe łado­wane były z taśmy, zawie­ra­ją­cej 250 naboi. W wyniku doświad­czeń wynie­sio­nych z wojny z Japo­nią, Rosja­nie dys­po­no­wali prak­tycz­niej­szymi i lepiej dosto­so­wa­nymi do warun­ków real­nego pola walki kuch­niami polo­wymi i wozami amu­ni­cyj­nymi pie­choty (dwu- a nie czte­ro­ko­ło­wymi). Reasu­mu­jąc, ze względu na więk­sze nasy­ce­nie arty­le­rią, lep­sze wyszko­le­nie, dowo­dze­nie, mobil­ność i łącz­ność, dwie nie­miec­kie dywi­zje pie­choty odpo­wia­dały trzem rosyj­skim. Pięć rosyj­skich dywi­zji kawa­le­rii odpo­wia­dało sile ognia jed­nej nie­miec­kiej dywi­zji pie­choty, a jedna dywi­zja – sile ognia dwóch nie­miec­kich bata­lio­nów8.

W obu opi­sy­wa­nych armiach pre­fe­ro­wano tak­tykę ofen­sywną, bez względu na straty w ludziach. Pie­chota roz­wi­nięta w gęstą tyra­lierę, po krót­kim przy­go­to­wa­niu ognio­wym i wspar­ciu arty­le­rii, miała wyprzeć prze­ciw­nika z zaj­mo­wa­nych pozy­cji. Sym­bo­li­zo­wało to powie­dze­nie o prze­wa­dze bagnetu nad kara­bi­nem. Z kolei kawa­le­ria miała doko­ny­wać głę­bo­kich zago­nów kawa­le­ryj­skich na tyły nie­przy­ja­ciela. Po doświad­cze­niach wojny bur­skiej i japoń­sko-rosyj­skiej szko­lono ją też do walki spie­szo­nej. Powszech­nie uwa­żano, że wojna roz­strzy­gnie się w pierw­szych tygo­dniach i wygra ją strona, która okaże się więk­szym zde­cy­do­wa­niem i szyb­ko­ścią ude­rze­nia. Zgod­nie z fran­cu­sko-rosyj­ską kon­wen­cją woj­skową z sierp­nia 1892 r. i póź­niej­szymi usta­le­niami kon­fe­ren­cji mię­dzysz­ta­bo­wych, Rosja­nie mieli rzu­cić prze­ciwko Niem­com co naj­mniej 800 tys. żoł­nie­rzy. Reszta sił rosyj­skich ude­rzyć miała na Gali­cję, na odcinku mię­dzy środ­kową Wisłą a gra­nicą z Rumu­nią. W 1912 r. na corocz­nej kon­fe­ren­cji usta­lono, że Rosja­nie już w 15 dniu po ogło­sze­niu mobi­li­za­cji ruszą znad Narwi w kie­runku na Olsz­tyn (w przy­padku gdyby Niemcy bro­nili Prus Wschod­nich), lub ude­rzą na Poznań (jeśli Niemcy prze­pro­wa­dzą kon­cen­tra­cję w Wiel­ko­pol­sce). Jed­nak w rze­czy­wi­sto­ści wyne­go­cjo­wany ter­min ten był bar­dzo wyśru­bo­wany i po jego upły­wie w pełni gotowa do uży­cia mogła być jedy­nie 1/3 sił (co prawda ten pierw­szy rzut sta­no­wiły naj­lep­sze oddziały), zaś kolejne 1/3 za następne 8 dni, a ostatni rzut aż za 17 dób. Rosyj­ski Depar­ta­ment Mobi­li­za­cji prze­wi­dy­wał, że armia będzie gotowa do wyru­sze­nia w pole dopiero w 21 dniu mobi­li­za­cji.

Tym­cza­sem sprawna mobi­li­za­cja pozwa­lała armii nie­miec­kiej na zwięk­sze­nie swej siły trzy­krot­nie w ciągu zale­d­wie kilku dni. Niemcy od kilku dekad kła­dli bowiem nacisk na roz­bu­dowę stra­te­gicz­nych linii kole­jo­wych, zwłasz­cza na tere­nach przy­gra­nicz­nych, co miało uspraw­nić mobi­li­za­cję i kon­cen­tra­cję armii w rejo­nach wyj­ścio­wych. Już Hel­muth Moltke star­szy wzy­wał: „Nie buduj­cie wię­cej twierdz, buduj­cie koleje”. Wtó­ro­wał mu póź­niej Alfred Schlief­fen twier­dząc: „Dziś nie pyta się tylko o liczbę bata­lio­nów prze­ciw­nika. Zadaje się także pyta­nie: Jaka jest dłu­gość jego linii kole­jo­wych?”

Po obu stro­nach w pierw­szych dniach wojny odno­to­wy­wano wyso­kie morale. Na wieść o wypo­wie­dze­niu wojny Rosji przez Niemcy w dniu 1 sierp­nia 1914 r., po uli­cach miast spa­ce­ro­wały tłumy wyśpie­wu­jące patrio­tyczne pie­śni i trzy­ma­jące por­trety wład­ców. Co cie­kawe, zarówno nie­miecka, jak i rosyj­ska opi­nia publiczna były świę­cie prze­ko­nane, że ich pań­stwa toczą wojnę obronną, narzu­coną przez drugą stronę. Uśmiech­nięci rekruci, oto­czeni przez roz­ra­do­wany tłum, cią­gnęli w stronę koszar, a póź­niej dwor­ców, skąd w bojo­wych nastro­jach odjeż­dżali w nie­znane. Na uli­cach przy­stro­jo­nych we flagi pań­stwowe, przed kio­skami z gaze­tami i słu­pami ogło­sze­nio­wymi zbie­rali się ludzie, żywo dys­ku­tu­jący o bie­żą­cych wypad­kach. Grały orkie­stry woj­skowe, biły dzwony w kościo­łach, w górę leciały modne wów­czas słom­kowe kape­lu­sze-panamy, a obcy sobie ludzie rzu­cali się sobie w obję­cia. Rekru­tów i rezer­wi­stów żegnały rado­sne tłumy. Pod­eks­cy­to­wane młode kobiety roz­da­wały przy­szłym boha­te­rom napoje i papie­rosy, a cza­sem nawet … odda­wały się w cało­ści, łamiąc zasady sztyw­nej wik­to­riań­skiej moral­no­ści. Wszę­dzie główną siłą fali hur­ra­pa­trio­ty­zmu i gorączki wojen­nej była mło­dzież. Wszy­scy liczyli na krótką i zwy­cię­ską kam­pa­nię9.

Na zie­miach pol­skich odno­to­wy­wano podobne reak­cje. Ku zdzi­wie­niu urzęd­ni­ków państw zabor­czych, mobi­li­za­cja szła spraw­niej niż ocze­ki­wano, do armii zabor­czych zgła­szali się ochot­nicy, a poli­tycy róż­nych opcji wzy­wali do peł­nej lojal­no­ści i współ­pracy z orga­nami pań­stwo­wymi. Rosyj­skie wła­dze woj­skowe uznały nawet za wska­zane ofi­cjal­nie podzię­ko­wać miesz­kań­com Kró­le­stwa Pol­skiego za wzo­rowo prze­pro­wa­dzoną mobi­li­za­cję. Jak odno­to­wała w swych dzien­ni­kach księżna Maria Lubo­mir­ska prze­by­wa­jąca w pierw­szych dniach sierp­nia 1914 r. w War­sza­wie: „Naprze­ciwko pałacu Kra­siń­skiego tłumy ludzi. Odbywa się pobór – ochot­nicy idą raź­nie, jeno zawo­dzą żony, a Żydówki wydają biblijne jęki. Wielka tu panuje lojal­ność, bo na Niemca nie­na­wiść okrutna (…) Wie­czo­rem szły pod naszymi oknami liczne oddziały woj­ska, dłu­gim koro­wo­dem. Towa­rzy­szył im tłum entu­zja­styczny, krzy­czący hurra!!! Niech żyje armia! Cała ulica drżała zapa­łem. Wstrzą­sa­jący był to widok w tę gwiaź­dzi­stą noc. Gdzież mary prze­szło­ści? Czy Kościuszkę dreszcz w gro­bie nie prze­szywa? (…) Dziwny ten entu­zjazm dla Rosji! Moim zda­niem – prze­sadny. Jest wię­cej wolon­ta­riu­szy niż potrzeba”10. Z dru­giej strony wyczu­walny był strach o naj­bliż­szych. Jak zapi­sała to w swym dzien­niku pod datą 2 sierp­nia miesz­ka­jąca w War­sza­wie zubo­żała szlach­cianka Janina Gajew­ska: „W całym mie­ście odby­wają się sceny roz­pa­czy, z powodu poboru do woj­ska ojców, mężów, braci. W kościele dzi­siaj połowa kobiet miała zapła­kane oczy. Księża pocie­szali z ambon.”11 „Idą wciąż całe łań­cu­chy wago­nów towa­ro­wych, pełne żoł­nie­rzy, krzy­czą­cych prze­chod­niom poże­gna­nia, koni smut­nych i armat”12 – odno­to­wała w dzien­niku pod datą 6 sierp­nia 1914 r. Zofia Nał­kow­ska. Zda­niem pisarki w tych dniach pano­wała wokół niej atmos­fera stra­chu i roz­pa­czy. Arcy­bi­skup war­szaw­ski Alek­san­der Kakow­ski narze­kał z kolei na masowe bra­ta­nie się Pola­ków z Rosja­nami. Boj­ko­to­wani do tej pory towa­rzy­sko car­scy ofi­ce­ro­wie po wybu­chu wojny bez żenady przyj­mo­wani byli na pol­skich salo­nach, a młode Polki pobie­rały się w cer­kwiach z uko­cha­nymi Rosja­nami spie­szą­cymi na front. Z oka­zji pierw­szych zwy­cięstw w Gali­cji w war­szaw­skich kościo­łach odpra­wiano msze dzięk­czynne. Nikt nie myślał o nowym powsta­niu13. Nie bez zna­cze­nia dla tych nastro­jów było bestial­skie znisz­cze­nie Kali­sza przez Niem­ców dosłow­nie w pierw­szych dniach wojny i pamięć o deka­dach bez­względ­nego wyna­ra­da­wia­nia Pola­ków w Wiel­ko­pol­sce, na Pomo­rzu i Ślą­sku. W zabo­rze pru­skim było podob­nie. Według rela­cji gali­cyj­skiego poli­tyka Wła­dy­sława Leopolda Jawor­skiego: „O Poznań­skim powiem krótko: syno­wie tej ziemi biją się boha­ter­sko w armii nie­miec­kiej, poli­tycy wyrze­kli się dobro­wol­nie wiel­kiej roli, którą w tej woj­nie mogli ode­grać”14.

Po wybu­chu wojny spo­łe­czeń­stwa stron woju­ją­cych ogar­nęła mania szpie­gow­ska. W Niem­czech oba­wiano się, że rze­komi szpie­dzy rosyj­scy i fran­cu­scy zatru­wają bak­te­riami tyfusu i cho­lery stud­nie. Przez kraj miały jechać z Fran­cji do Rosji cię­ża­rówki wypeł­nione zło­tem. Kil­ka­krot­nie docho­dziło do zatrzy­ma­nia podej­rza­nych pojaz­dów, budowy zapór na dro­gach i ostrzału wła­snych samo­cho­dów, które nie chciały się zatrzy­mać na pierw­sze wezwa­nie. Ginęli w tym nie­winni ludzie. Roz­po­częło się istne polo­wa­nie na cudzo­ziem­ców. W dniu 3 sierp­nia w Ber­li­nie na Placu Pocz­dam­skim w ciągu pół godziny tłum ujął aż czte­rech „rosyj­skich szpie­gów”. Prasa w pół­noc­nych Niem­czech prze­strze­gała, aby nie mylić Rosjan z oby­wa­te­lami państw neu­tral­nych – Duń­czy­kami i Szwe­dami. Z kolei w Rosji w stre­fie przy­gra­nicz­nej poważ­nie ogra­ni­czono ruch samo­cho­dów oso­bo­wych. Po obu stro­nach depor­to­wano, inter­no­wano bądź pod­dano nad­zo­rowi poli­cyj­nemu oby­wa­teli wro­giego pań­stwa15.

Wize­ru­nek wroga po obu stro­nach kształ­to­wano na długo przed wybu­chem wojny. Typowy obraz Rosja­nina w pro­pa­gan­dzie państw cen­tral­nych two­rzył pijany, nie­do­ży­wiony, obszar­pany, brudny, bro­daty i zawszony pro­stak o nisz­czy­ciel­skich pobud­kach i azja­tyc­kich rysach, wróg wszel­kiej cywi­li­za­cji. Do jego sta­łych atry­bu­tów nale­żała butelka lub beczułka z wódką, czer­wony nos i pejcz – sym­bol auto­ry­tar­nego ustroju. Stra­szono, że nie­miecką zie­mię naje­dzie wataha na półazja­tyc­kich, spi­tych koza­ków, któ­rzy będą nisz­czyć nie­miecką kul­turę. Z kolei Niemcy w rosyj­skiej pro­pa­gan­dzie jawili się jako zbrod­ni­czy mili­ta­ry­ści i pod­że­ga­cze wojenni, wręcz robac­two (odnie­sie­nie do Pru­sa­ków), chcące zalać matkę-Rosję. Ger­ma­nów przed­sta­wiano jako wro­gów całego świata sło­wiań­skiego, gnę­bią­cych wraz z Austro-Węgrami Cze­chów i Ser­bów oraz sta­wia­ją­cych tamę upraw­nio­nym aspi­ra­cjom poli­tycz­nym Rosji na Bał­ka­nach i Bli­skim Wscho­dzie. Odwo­łu­jąc się do głę­bo­kiej reli­gij­no­ści sze­ro­kich warstw rosyj­skiego chłop­stwa, samego Wil­helma II pre­zen­to­wano jako anty­chry­sta, wroga wszel­kiego rodzaju ludz­kiego.

Na koniec wstępu winien jestem jesz­cze kilka uwag. W pracy sto­suję ter­mi­no­lo­gię pol­ską z poda­nymi w nawia­sach nazwami miej­sco­wymi, obo­wią­zu­ją­cymi w oma­wia­nym okre­sie. W przy­padku nazw miej­sco­wych w obec­nym okręgu kali­nin­gradz­kim sto­suję wyłącz­nie nazew­nic­two nie­miec­kie, chyba że ist­nieją powszech­nie uży­wane pol­skie odpo­wied­niki (Tylża, Gąbin, Sto­łu­piany, Fry­dland, Kró­le­wiec, etc.). Od tych zasad zro­bi­łem jeden świa­domy wyją­tek. Z racji ugrun­to­wa­nia w histo­rio­gra­fii świa­to­wej nazwy Tan­nen­berg zre­zy­gno­wa­łem z uży­wa­nia sztucz­nej, w takim kon­tek­ście, nazwy bitwa pod Stę­bar­kiem. Wszyst­kie tłu­ma­cze­nia tek­stów źró­dło­wych są mojego autor­stwa albo zostały zaczerp­nięte z książki Bole­sława Zawadz­kiego. W tym ostat­nim przy­padku, dla więk­szej przej­rzy­sto­ści tek­stu, pozwo­li­łem sobie na uwspół­cze­śnie­nie, brzmią­cego dziś nieco archa­icz­nie prze­kładu i poda­nie pol­skich wer­sji nazw miej­sco­wych. Chciał­bym też podzię­ko­wać mojemu przy­ja­cie­lowi, Mać­kowi Kowal­czy­kowi, za pomoc w wyko­na­niu map i nie­po­zba­wioną odro­biny wła­ści­wego Mu sar­ka­zmu kry­tykę czę­ści tek­stu. Moje wyrazy wdzięcz­no­ści należą się rów­nież Pro­fe­so­rowi Jaro­sła­wowi Cent­kowi, który na potrzeby dru­giego wyda­nia tej książki podzie­lił się ze mną zebra­nymi przez sie­bie źró­dłami. Dzięki Jarku!

Pierwsze starcia

PIERW­SZE STAR­CIA

Zgod­nie z pla­nem Schlief­fena na początku sierp­nia 1914 r. armia nie­miecka skon­cen­tro­wała się na zachod­nich rubie­żach pań­stwa w celu wyko­na­nia potęż­nego ude­rze­nia poprzez Bel­gię i pół­nocną Fran­cję, z zamia­rem zaję­cia Paryża w ciągu sze­ściu tygo­dni od roz­po­czę­cia wojny. Na fron­cie wschod­nim pozo­sta­wiono poza for­ma­cjami lan­dwehry jedy­nie 8. Armię sta­cjo­nu­jącą w Pru­sach Wschod­nich. Na jej czele sta­nął dotych­cza­sowy gene­ralny inspek­tor 1. Armii z Gdań­ska gen. płk. Maxi­mi­lian von Prit­twitz und Gaf­fron. Był to typ dwo­raka, zawdzię­cza­jący swą karierę przy­chyl­no­ści cesa­rza. Jego sze­fem sztabu został gen. mjr graf Georg von Wal­der­see, dotych­czas słu­żący w służ­bach kwa­ter­mi­strzow­skich Sztabu Gene­ral­nego. Pierw­szym ofi­ce­rem sztabu, odpo­wie­dzial­nym za ope­ra­cje mia­no­wano gen. Maxa von Hof­f­manna. Dowódz­two armii zebrało się w Pozna­niu, a 8 sierp­nia prze­nio­sło się do Mal­borka.

Do obrony wschod­nich rubieży pań­stwa wyzna­czono zale­d­wie 9 dywi­zji pie­choty (z czego 5 rezer­wo­wych). Miały być one gotowe do uży­cia w 11 dniu mobi­li­za­cji tj. 12 sierp­nia. Dla tych for­ma­cji okre­ślono nastę­pu­jące miej­sca kon­cen­tra­cji: kor­pus lan­dwehry – po dywi­zji naprze­ciwko Czę­sto­chowy i Kali­sza, 6. bry­gada lan­dwehry – Gnie­zno, 3. DP rezer­wowa – Ino­wro­cław (Hohen­salza), 70. bry­gada lan­dwehry – Jabło­nowo Pomor­skie, XVII Kor­pus z Gdań­ska – Iława (Deutsch Eylau), XX Kor­pus z Olsz­tyna – Olsz­tyn, I Kor­pus rezer­wowy – Nor­den­burg, I Kor­pus z Kró­lewca – Gąbin (Gum­bin­nen), 1. Dywi­zja Kawa­le­rii z Kró­lewca – także Gąbin oraz 2. bry­gada lan­dwehry – Tylża. Poza tym Prit­twitz mógł liczyć na posiłki z twierdz Poznań, Toruń, Kró­le­wiec (po około dywi­zji) oraz Wro­cław i Gru­dziądz (po około bry­ga­dzie). Z tych for­ma­cji tylko 3 regu­larne kor­pusy armijne (I, XVII i XX), 3 dywi­zje rezer­wowe i dywi­zja kawa­le­rii były prze­zna­czone do ope­ra­cji w polu. Już 10 sierp­nia, nie­nie­po­ko­jone zbyt­nio przez rosyj­ską kawa­le­rię, powyż­sze woj­ska skon­cen­tro­wały się na wyzna­czo­nych pozy­cjach16.

Nato­miast dwie rosyj­skie armie wyzna­czone do inwa­zji Prus Wschod­nich kon­cen­tro­wały się na nastę­pu­ją­cych pozy­cjach. 1. Armia, zwana także Armią Wileń­ską lub Armią Nie­meń­ską zbie­rała się na zachód od Nie­mna pomię­dzy Kow­nem a Grod­nem. W jej skład wcho­dziły kor­pusy III, IV i XX oraz pięć i pół dywi­zji kawa­le­rii. W póź­niej­szym okre­sie dołą­czyć miały kor­pusy XVII i gwar­dii. Część powyż­szych jed­no­stek w pierw­szym roku po wybu­chu wojny zabez­pie­czała wybrzeże Bał­tyku. Rosja­nie liczyli się bowiem z moż­li­wo­ścią nie­miec­kiej inwa­zji lub poważ­nych dzia­łań dywer­syj­nych ze strony morza. Niemcy posia­dali bowiem prze­wagę nad flotą rosyj­ską, a po odda­niu kilka tygo­dni wcze­śniej pogłę­bio­nego kanału kiloń­skiego mogli bez zakłó­ceń prze­rzu­cać na Bał­tyk swą flotę z baz nad Morzem Pół­noc­nym. Nie­wia­domą była rów­nież postawa Szwe­cji, która mogła przy­łą­czyć się do Nie­miec, aby odzy­skać utra­coną w 1815 r. na rzecz Rosji Fin­lan­dię. Z kolei, z powodu zamknię­cia przez Duń­czy­ków cie­śnin, Bry­tyj­czycy nie mogli wysłać Rosja­nom wspar­cia. Wyzna­czony na dowódcę Armii Nie­meń­skiej Paweł Ren­nen­kampf nale­żał do doświad­czo­nych ofi­ce­rów. Uro­dzony w 1854 r., wywo­dził się z rodziny bał­tyc­kich Niem­ców. Od 19. roku życia słu­żył w armii. Po ukoń­cze­niu Miko­ła­jew­skiej Aka­de­mii Woj­sko­wej został przy­dzie­lony do sztabu gene­ral­nego. Miał za sobą także udział w tłu­mie­niu powsta­nia bok­se­rów (gdzie Chiń­czycy ochrzcili go mia­nem „gene­rał Tygrys”) oraz kam­pa­nię man­dżur­ską. Pod­czas tej ostat­niej Japoń­czycy wyzna­czyli nawet nagrodę 200 tys. rubli za jego poj­ma­nie. Po 1905 r. tłu­mił rewo­lu­cję na Sybe­rii. W ostat­nich latach przed wybu­chem Wiel­kiej Wojny pia­sto­wał funk­cję dowódcy wileń­skiego okręgu woj­sko­wego i ucho­dził za wybitny talent woj­skowy.

Z kolei 2. Armia (zwana też Armią Narwiań­ską lub War­szaw­ską) pod dowódz­twem gen. Alek­san­dra Sam­so­nowa otrzy­mała roz­kaz kon­cen­tra­cji na linii Bie­brzy i Narwi, pomię­dzy Grod­nem a tere­nami leżą­cymi na połu­dniowy zachód od Łomży. Od zachodu rejon kon­cen­tra­cji ubez­pie­czała Wisła i twier­dza w Modli­nie. Poza dzia­ła­niami ofen­syw­nymi wymie­rzo­nymi prze­ciw Pru­som Wschod­nim, Armia War­szaw­ska sta­no­wiła osłonę dla War­szawy i wojsk rosyj­skich ope­ru­ją­cych prze­ciwko Austro-Węgrom w Gali­cji. W jej skład wcho­dziły kor­pusy II, XIII, XV, XXIII oraz 4., 6. i 15. dywi­zje kawa­le­rii. Nie była to for­ma­cja spójna. Alek­san­der Sam­so­now był sześć lat młod­szy od Ren­nen­kampfa. W armii słu­żył od 18. roku życia. Prze­szedł kam­pa­nię turecką 1877–1878, po czym ukoń­czył Miko­ła­jew­ską Aka­de­mię Woj­skową. Po woj­nie japoń­sko-rosyj­skiej, w któ­rej także przy­szło mu uczest­ni­czyć, w latach 1906–1909 peł­nił funk­cję szefa sztabu war­szaw­skiego okręgu woj­sko­wego, po czym został guber­na­to­rem Turk­me­ni­stanu17. Jego sztab był nie­zgrany. Więk­szość ofi­ce­rów szta­bo­wych pocho­dziła co prawda z war­szaw­skiego okręgu woj­sko­wego. Byli to jed­nak ci, dla któ­rych zabra­kło sta­no­wisk w dowódz­twie Frontu Pół­nocno-Zachod­niego. Ofi­ce­ro­wie pocho­dzący z innych okrę­gów, a przy­dzie­leni do służby w szta­bie 2. Armii, o swym przy­dziale dowie­dzieli się dopiero w roz­ka­zie mobi­li­za­cyj­nym, więc nie mieli czasu na odpo­wied­nie przy­go­to­wa­nie. Mię­dzy ofi­ce­rami pano­wała cza­sem otwarta wro­gość. Na przy­kład Sam­so­now uwa­żany był za czło­wieka Suchom­li­nowa, pod­czas gdy jego szef sztabu gen. Pokrow­ski ucho­dził za zade­kla­ro­wa­nego wroga mini­stra wojny. Z powodu swej ner­wo­wo­ści Pokrow­ski zwany był przez swych pod­wład­nych „sza­lo­nym mułłą”.

Obu powyż­szym armiom wyzna­czono zada­nie inwa­zji Prus Wschod­nich. Po roz­bi­ciu bądź wypar­ciu za Wisłę wojsk nie­miec­kich, miały one, wraz z nowo powsta­jącą w rejo­nie War­szawy 9. Armią, ude­rzyć w kie­runku Ber­lina. Rosja­nie sza­co­wali, że na wscho­dzie Niemcy pozo­sta­wią zale­d­wie 5–6 kor­pu­sów, wli­cza­jąc w to jed­nostki rezer­wowe i lan­dwehrę. Obie rosyj­skie armie sta­nąć miały na pozy­cjach wyj­ścio­wych w 14 dniu po roz­po­czę­ciu mobi­li­za­cji, czyli 13 sierp­nia. Na dowódcę Frontu Pół­nocno-Zachod­niego, odpo­wie­dzial­nego za koor­dy­na­cję ope­ra­cji 1. i 2. Armii rosyj­skiej wyzna­czono szefa sztabu gene­ral­nego w latach 1911–1913, a potem dowódcę war­szaw­skiego okręgu woj­sko­wego, sześć­dzie­się­cio­jed­no­let­niego gen. Jakowa Żyliń­skiego. Zda­wał on sobie sprawę z koniecz­no­ści pod­ję­cia szyb­kiej ofen­sywy i pod­trzy­mał zobo­wią­za­nie do prze­kro­cze­nia nie­miec­kiej gra­nicy już 16. dnia po roz­po­czę­ciu gene­ral­nej mobi­li­za­cji. Jego sze­fem sztabu został ucho­dzący za znawcę armii nie­miec­kiej gen. Ora­now­ski. Kwa­terę dowódz­twa Frontu Pół­nocno-Zachod­niego ulo­ko­wano w Woł­ko­wy­sku, gdzie prze­ci­nały się linie kole­jowe Bia­ły­stok–Bar­no­wi­cze i Sie­dlce–Połock.

Teren przy­szłej bitwy sprzy­jał obroń­com. Jeziora mazur­skie i kom­pleksy leśne utrud­niały pene­tra­cję rejo­nów kon­cen­tra­cji Niem­ców i zmu­szały armie rosyj­skie do podziału sił i ude­rze­nia oddziel­nie z tere­nów leżą­cych na pół­noc i zachód od wiel­kich jezior mazur­skich. Z powodu licz­nych prze­szkód tere­no­wych (lasy, jeziora, rzeki, pagórki) trudno było Rosja­nom roz­wi­nąć całość sił i w pełni wyko­rzy­stać swą prze­wagę liczebną. Siły ata­ku­jące od połu­dnia dodat­kowo były roz­dzie­lone krę­tymi, zaba­gnio­nymi, pły­ną­cymi połu­dni­kowo rze­kami i korzy­stać musiały z nie­wiel­kiej sieci dróg. Wystę­po­wało tam sporo pod­mo­kłych łąk. Obszar pół­nocnej Kon­gre­sówki, przez który miała prze­ma­sze­ro­wać przed roz­po­czę­ciem wła­ści­wej inwa­zji Armia War­szaw­ska, sta­no­wiły zaco­fane gospo­dar­czo, słabo zalud­nione lesi­ste tereny, pokryte rzadką sie­cią, głów­nie piasz­czy­stych, dróg. W jej pasie dzia­ła­nia znaj­do­wały się tylko dwie odnogi kole­jowe (przez Mławę i twier­dzę Oso­wiec) bie­gnące do gra­nicy z Niem­cami, więc kon­cen­tra­cji wojsk w nie­wiel­kim stop­niu poma­gała kolej. Był to efekt rosyj­skiej dok­tryny obron­nej, która celowo zaka­zy­wała roz­bu­dowy linii kole­jo­wych w bez­po­śred­niej bli­sko­ści gra­nicy, aby utrud­niać tym nie­przy­ja­cie­lowi ewen­tu­alną inwa­zję. Sprzy­jało to obro­nie, zde­cy­do­wa­nie jed­nak utrud­niało dzia­ła­nia ofen­sywne. Po prze­kro­cze­niu samej gra­nicy Rosja­nie nie mogli skorzy­stać z kolei nie­miec­kich, gdyż te miały inny roz­staw torów i bra­ko­wało im odpo­wied­niego taboru – Niemcy zdą­żyli bowiem ewa­ku­ować więk­szość pocią­gów. Z porzu­co­nych wago­nów udało się stwo­rzyć zale­d­wie trzy składy, ale i tak bra­ko­wało loko­mo­tyw. Pla­no­wano ścią­gnąć tam tabor Kolei War­szaw­sko-Wie­deń­skiej, która, jako jedyna w Rosji, miała euro­pej­ski roz­staw szyn. Lecz do tego potrzeba było czasu. To wszystko utrud­niało komu­ni­ka­cję i manew­ro­wość. Z kolei Niemcy dys­po­no­wali w Pru­sach Wschod­nich gęstą sie­cią połą­czeń, uła­twia­jącą prze­gru­po­wa­nie wojsk18.

Jako pierw­sza do dzia­łań zaczep­nych prze­szła Armia Wileń­ska. Już 12 sierp­nia część oddzia­łów kawa­le­rii 1. Armii prze­kro­czyło gra­nicę z Pru­sami Wschod­nimi. Po nie­wiel­kich utarcz­kach z patro­lami cykli­stów kawa­le­rzy­ści z 1. dywi­zji jazdy gen. Gurko wkro­czyli m.in. do Olecka (Marg­gra­bowa). Na woj­ska inwa­zyjne, które po zabra­niu z poczty nie­wy­sła­nych listów i tele­gra­mów i znisz­cze­niu urzą­dzeń pocz­to­wych, tele­fo­nicz­nych i tele­gra­ficz­nych wyco­fały się na wschód, z okien z zacie­ka­wie­niem spo­glą­dali miesz­kańcy mia­steczka. Przez kolej­nych pięć dni wciąż toczyły się nie­byt inten­sywne utarczki patroli kawa­le­ryj­skich. Ku rado­ści Niem­ców nie speł­niły się wizje zala­nia Prus Wschod­nich przez nową falę „Hunów”. Rosja­nie, choć mieli w kawa­le­rii prze­wagę 5:1, pozo­sta­wali pasywni, ogra­ni­cza­jąc swą aktyw­ność do strefy przy­gra­nicz­nej i nie prze­pro­wa­dzali głę­bo­kich raj­dów, które mogłyby zakłó­cić kon­cen­tra­cję i łącz­ność, unie­moż­li­wić zaję­cie dogod­nych sta­no­wisk do obrony czy wresz­cie unie­moż­li­wić Niem­com dokoń­cze­nie żniw. Do wybu­chu wojny i gene­ral­nej mobi­li­za­cji doszło bowiem pod­czas inten­syw­nych prac polo­wych. 130 000 robot­ni­ków rol­nych z Prus Wschod­nich dostało powo­ła­nie do woj­ska, lan­dwehry bądź land­sturmu. Na szczę­ście prze­by­wa­jący tu jak co roku pra­cow­nicy sezo­nowi z Rosji nie wyra­żali pra­gnie­nia wyjazdu. W żni­wach poma­gała rów­nież lud­ność z miast m.in. ucznio­wie star­szych klas. Sprzy­jała temu rów­nież sło­neczna pogoda. Z zagro­żo­nej pro­win­cji roz­po­częto rów­no­cze­śnie ewa­ku­ację bydła i koni w głąb Rze­szy. Pierw­sze wolne w tym celu składy kole­jowe dostępne były jed­nak dopiero po zakoń­cze­niu mobi­li­za­cji i kon­cen­tra­cji woj­ska, czyli od połowy sierp­nia. Część miesz­kań­ców strefy przy­gra­nicz­nej już wów­czas posta­no­wiła uciec na zachód. Patrole rosyj­skie w nie­któ­rych opusz­czo­nych domach leżą­cych bez­po­śred­nio w stre­fie przy­gra­nicz­nej zasta­wali jesz­cze cie­płe posiłki, zaś w obo­rach przy­wią­zane bydło19.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. David G. Her­r­mann, The Arming of Europe and the Making of the First World War, Prin­ce­ton 1996, s. 131–136; Nor­man Stone, The Eastern Front 1914–1917, Lon­don 1975, s. 17–36; Wla­dy­mir Suchom­li­nov, Erin­ne­run­gen, Ber­lin 1924, s. 268–350. [wróć]

2. Nik Cor­nish, Andrei Karacht­chouk, The Rus­sian Army 1914–18, Lon­don 2001, s. 11–21. Patrz też: Bruce W. Men­ning, Bay­onets before Bul­lets. The Rus­sian Impe­rial Army 1861–1914, Blo­oming­ton 1992. [wróć]

3. Vol­ker Ull­rich, Die nervöse Großmacht 1871–1918. Aufstieg und Unter­gang des deut­schen Kaiser­re­iches, Frank­furt am Main 2001, s. 237. [wróć]

4. Domi­nic Lie­ven, Rus­sia and the Ori­gins of the First World War, Lon­don 1983, s. 139–151. [wróć]

5.The Times History of the War, Lon­don 1915, t. 1, s. 201–240; Her­bert Rosin­ski, The Ger­man Army, New York 1966, s. 76–130. [wróć]

6. Sze­rzej patrz: Mar­tin Kit­chen, The Ger­man Offi­cer Corps 1890–1914, Oxford 1968; Gor­don A. Craig, The Poli­tics of the Prus­sian Army 1640–1945, Lon­don 1955, s. 217–298. [wróć]

7. D. S. V. Fosten, R. J. Mar­rion, G. A. Emble­ton, The Ger­man Army 1914–1918, Lon­don 1978, s. 8–26. [wróć]

8. Geof­frey Evans, Tan­nen­berg 1410–1914, Lon­don 1970, s. 58–65. [wróć]

9. James Joll, The Ori­gins of the First World War, Lon­don 1992, s. 199–223; Roger Chic­ke­ring, Das deut­sche Reich und der Erste Welt­krieg, München 2002, s. 24–29. Patrz także: Jef­frey Ver­hey, Der „Geist von 1914” und die Erfin­dung der Volks­ge­me­in­schaft, Ham­burg 2000. [wróć]

10.Pamięt­nik księż­nej Marii Zdzi­sławy Lubo­mir­skiej 1914–1918, Poznań 1997, s. 13 ff. [wróć]

11. Janina Gajew­ska, Ta wojna zmieni wszystko… Dzien­nik Janiny Gajew­skiej, opr. Anna Wajs, War­szawa 2014, s. 32. [wróć]

12. Zofia Nał­kow­ska, Dzien­niki, t. 2: 1909-1917, War­szawa 1976, s.338. [wróć]

13. Alek­san­der Kakow­ski, Z nie­woli do nie­pod­le­gło­ści. Pamięt­niki, Kra­ków 2000, s. 123–124. [wróć]

14. Wła­dy­sław Leopold Jawor­ski, Dia­riusz 1914–1918, War­szawa 1997, s. 70. O nastro­jach panu­ją­cych w spo­łe­czeń­stwie pol­skim po wybu­chu pierw­szej wojny świa­to­wej patrz: Piotr Szlanta, Wiara w zna­jome dziś, wiara w nie­pewne jutro. Polacy wobec wybu­chu Wiel­kiej Wojny, w: Wielka Wojna poza linią frontu, red. Daniel Grin­berg, Jan Snopko, Grze­gorz Zackie­wicz, Bia­ły­stok 2013, s.15-29. [wróć]

15. O stra­chu przed szpie­gami i plot­kach sze­rzej: Piotr Szlanta, Maru­de­rzy armii infor­ma­cyj­nej. Plotki pod­czas kry­zysu lip­co­wego w 1914 r. i pierw­szych dni Wiel­kiej Wojny, w: Prze­gląd Histo­ryczny, 2020, 111, zeszyt 3, 383-399. [wróć]

16. Bole­sław Zawadzki, Kam­pa­nia Jesienna w Pru­sach Wschod­nich, War­szawa 1924, t. 1, s. 47–56; Der Welt­krieg 1914–1918, bear­be­itet im Reich­sar­chiv, Bd. 2, Ber­lin 1925, s. 47–63. [wróć]

17. W swych wspo­mnie­niach Polak, były car­ski gene­rał Euge­nisz Hen­nig-Micha­elis okre­ślał Sam­so­nowa mia­nem „epi­ku­rej­czyka”. Patrz: Euge­niusz Hen­ning-Micha­lis, Burza dzie­jowa, t.1, War­szawa 1928 , s. 43-44 [wróć]

18. Zawadzki, op. cit., t. 1, s. 11–29; Basil Gou­rko, Memo­irs and Impres­sions of War and Revo­lu­tion in Rus­sia 1914–1917, Lon­don 1918, s. 62. [wróć]

19. Evans, op. cit., s. 85–87, Welt­krieg…, op. cit., Bd. 2, s. 320–323.; Gourk o, op. cit., s. 22–31. [wróć]